Dziś powiem Wam o bardzo prostych zasadach, którymi kieruję się w relacjach z innymi ludźmi. Niektórym z Was mogą one zdawać się nawet zbyt proste, niemniej w moim życiu funkcjonują one od dłuższego czasu bardzo dobrze, doprowadzając do rezultatów, które mi się podobają.
Ze względu na to, że są to moje wewnętrzne reguły pozwolę sobie przytoczyć je w tak samo kolokwialnym języku, w jakim działają one w mojej głowie :-)
- Zasada 1 – każdy człowiek, który z własnej inicjatywy nawiązuje ze mną jakąkolwiek relację powinien być na niej „do przodu”. Oznacza to, że staram się aby dla każdej osoby jakikolwiek kontakt ze mną ze mną był czymś pozytywnym. To może oznaczać uśmiech i odrobinę słońca dla kogoś nieznajomego, z kim wymieniam kilka przyjaznych spojrzeń na ulicy (a robię to od lat każdego dnia :-)), może też oznaczać „przetransferowanie” kogoś do zupełnie innej ligi i danie mu narzędzi do osiągniącia tam sukcesu. Co prawda uważam za lekką przesadę twierdzenie paru osób, że to ja je „zrobiłem” tym kim są, niemniej w długotrwałych i intensywnych relacjach bardzo wiele jest możliwe i jeśli da się to zrobić stosunkowo prosto to dlaczego nie? :-).
Stosowanie tej zasady polecam każdemu z Was, to doskonałe odczucie, kiedy wiesz, że jak za kometą Halleya ciagnie się za tobą długi warkocz ludzi, których życie uległo wzbogaceniu w rezultacie interakcji z tobą. Oczywiście, aby sobie przy tym nie zrobić krzywdy zalecam jednocześnie rozważenie pozostałych zasad, takich jak np. zasada nr 2 - Zasada 2 – długoterminowo utrzymuję tylko te relacje, które są w jakiś sposób korzystne dla obydwu stron. W ten sposób unikam sytuacji, kiedy ja, albo druga strona mogłaby stać „wampirem” energetycznym, emocjonalnym, finansowym czy jakimkolwiek innym :-) Oszczędza to mnóstwo czasu i środków na bezsensowne kontakty co pozwala nam znacznie więcej „inwestować” w te pozostałe. Zasada te nie oznacza utrzymywania jakiegoś „konta”, na którym staramy się precyzyjnie zbilansować wzajemne korzyści, należy raczej traktować ją bardziej ogólnie :-)
- Zasada 3 – długoterminowo każdy ma u mnie mniej więcej poziom na skali ważności, jaki ja mam u niego. Dawno temu zauważyłem, że często inni ludzie mieli u mnie znacznie wyższy priorytet niż ja u nich i to nawet w wypadkach, kiedy powinno być odwrotnie!! Odkąd to zmieniłem przebywam w gronie ludzi którzy wzajemnie cenią sobie możliwość robienia czegoś razem i nikt nikomu nie robi przysłowiowej „łaski”.
Te trzy punkty stanowią odbicie mojego osobistego podejścia do tego zagadnienia i zapewne wielu z Was może robić to w odmienny sposób. Jeśli tak to serdecznie zapraszam do wypowiedzi w komentarzach.
A jeśli nie? ;-)
Według mnie całkiem sensowne zasady, którymi też się kieruję mimo iż jakoś nigdy nie przyszło mi do głowy ich sformułować w taki sposób w jaki Ty to zrobiłeś. Aczkolwiek słuszne zasady :D
No zasady spoko, ale nie wiem czy sprawdza sie do zycia zawodowego,biznesowego tak bardzo jak w tym prywatnym zyciu. Masz jakies uwagi zeby porownac oby dwa „zycia”? Bo nie wiem co mam myslec ;)
Wszystkie te zasady bazują na regule wzajemności (Cialdini) i pod warunkiem grania w te same, lub podobne gry (Berne) rzeczywiście pozwalają na zachowanie dobrego samopoczucia i relacji z ludźmi w długim czasie.
A propos zasady pierwszej – robienie czegoś dla innych służy Tobie – robisz to dla siebie :) Szkoda że niewielki odsetek osób, które spotykam na swej codziennej drodze podziela tą opinię – większość „poczuwa się” dopiero gdy dam im parę „głasków” na zachętę. A mogło by być taki pięknie gdyby…
Chociaż – z drugiej strony reguła wzajemności ze względu na swoją siłę oddziaływania na ludzi może być groźnym narzędziem w rękach sprawnego manipulatora, pozwalając mu na osiągnięcie korzyści w krótkim terminie (pozostałe dwie zasady, wymienione przez Ciebie przed tym nie ochronią). Pomyślałem, że warto o tym wspomnieć.
W swoim postępowaniu stosuję się do zasad, które wymieniłeś, natomiast zachowuję pewną rezerwę. Poza tym w sytuacjach codziennych czasem łapię na tym, że wdaję się w rozmowę z osobą, która „łapie mnie za guzik” i chce się wygadać, gdy niekoniecznie mam na to czas albo ochotę.
Walth
Cieszę się, że są dziedziny życia gdzie mamy podobne podejście :-)
PrzeoR
U mnie nie ma różnicy między życiem zawodowym a prywatnym. To są po prostu aspekty mojego życia i zawsze dziwią mnie ludzie, którzy je ściśle od siebie oddzielają. Czy nie prowadzi to do rozdwojenia jaźni? :-)
Jarek
Rzeczywiście można doszukać się pewnego podobieństwa z Cialdinim, ale nie określiłby tego bazowaniem na jego przemyśleniach. O ile pamętam tę książkę to nie było tam postulatu „bądź miły i pożyteczny dla innych ludzi nie oczekując niczego w zamian” (choć czytałem ją bardzo dawno temu i może zapomniałem, wtedy podaj mi proszę konkretny cytat).
To że wpływa to pozytywnie na świat w których żyję (a wiąc i na jakość mojego życia) to fakt bezsporny.
Jeśli chodzi o moje pozostałe zasady, to należy podkreślić fakt, że nie oczekuję i nie dopominam się wzajemności, lecz po prostu patrzę co dane osoby robią same z siebie, z ich wewnętrznej motywacji. Czyli jest to u mnie mechanizm selekcji a nie manipulacji (na tę ostatnią szkoda mi czasu :-))
Pozdrawiam
Alex
Racja nie ma nikogo zmuszac … A wlasnie od czego zalezy czy czlowiek ma motywacje, czy tez nie? Gdzie osoby z taka darem najczesciej sie spotyka, bo ja narazie w okol mnie nie widze zmotywowanych ludzi, wrecz przeciwnie a obracam sie w gronie mlodych? Szkola szkola szkola nudne to sie robi ;) (jak dla mnie) …
Kurcze, znowu przeczytałem i ból głowy- oczywiście konstruktywny :-)
Ile to razy coś się zrobi dla kogoś, a on smiało oczekuje tego znowu dla własnej korzyści nie zawracając sobie głowy wzajemnością, ba! nawet robiąc na tym moim kosztem profity…
Ale rozumiem, że w takiej sytuacji sam jestem sobie winien?!
Więc jak sie wyplątywać z takich uzależnień, jeśli popadało się w nie dłuższy czas i sa one częścią interesów?
Jak siebie doprowadzić pod tym kontem do pionu?- to raz,
jak przebudowywać nawyki współpracowników?-to dwa
Bartek
1. Wywiązywanie się z danego słowa – gdy się zobowiązałem do czegoś dążę by zrobić to zgodnie z zapowiedzią. Staram się nie składać obietnic bez pokrycia – jest to nieuczciwe w stosunku do drugiej strony, ponieważ budzę nadzieję a później to wszystko niszczę w chwili gdy muszę powiedzieć, „przykro mi, nie dam rady”. Ta zasada jest fundamentem moich poczynań (a przynajmniej chciałbym by była). Przede wszystkim staram się nie spóźniać na umówione spotkania i dotrzymywać wyznaczonych terminów. Moim zdaniem najgorsze w stosunku do innych jest nieszanowanie ich czasu.
2. Relacje w pracy – przede wszystkim merytoryczne prowadzenie dyskusji. Nienawidzę sytuacji gdy dyskusja sprowadza się do oznajmienia własnego zdania, ponieważ to nie jest jej istotą! Wiadomo, że dyskusja polega na przekonaniu do swoich racji a nie ich wygłoszeniu. Dlatego też gdy zaangażuję się w rozmowę staram się by przede wszystkim padały argumenty „za” i „przeciw”. Staram się nie ulegać emocjom.
Mediator. Wtrącam się do dyskusji w chwili gdy widzę, że dyskusja idzie w złą stronę (np. pojawiają się nerwy).
Unikam konfliktów na tle personalnym – w chwili gdy nie podoba mi się czyjeś zachowanie, kod, podejście etc. zgłaszam to mojemu przełożonemu. To on rozsądza czy rzeczywiście to nie jest tylko i wyłącznie moje „widzimisie”.
3. Relacje międzyludzkie – „traktuj innych tak jak byś sam chciałbyś być traktowany”.
Taka jest moja odpowiedź na pytanie postawione w temacie tej notki.
PrzeoR
Takich ludzi trzeba poszukać (da się ich znaleźć) i ….. do ich grona zakwalifikować :-)
Gra jest warta świeczki, bo ma to ogromny wpływ na jakość naszego życia.
Bartek
Ja to robiłem tak, że jak najszybciej szukałem sobie zdrowych alternatyw. Jak się znalazły, to szybki przeskok :-) i żyje się zupełnie inaczej
Współpracowników możesz delikatnie podtresować :-)
Łukasz
Dziękuję za Twój punkt widzenia. Ta zasada pierwsza jest dla mnie oczywista, stąd jej nawet nie wspomniałem. W tym punkcie trzecim staram się traktować innych o „oczko” lepiej
Pozdrawiam
Alex
Zasady Alexa sa faktycznie doskonale i swiat bylby lepszy, gdyby kazdy kierowal sie nimi. Juz regula numer jeden by wystarczyla – wtedy pozostale dwie, w moim rozumieniu „ochronne”, bylyby niepotrzebne.
Po przeczytaniu tekstu Alexa zastanowilo mnie jednak to, ze ciezko mi sobie wyobrazic ich praktyczna aplikacje na co dzien, co jest smutne. Czesciej spotykam sie z sytuacjami mniej idyllicznymi, w ktorych ludzie zachowuja sie tak, jakby obowiazywaly reguly zupelnie odwrotne:
1\ Jesli ktos nawiazuje z toba relacje, to znaczy, ze chce cie wykorzystac – zeby mu sie nie udalo, badz szybszy;
2\ Utrzymuj tylko te relacje, z ktorych twoja korzysc jest wieksza niz innych;
3\ Wazne sa tylko twoje wlasne sprawy – reszte zignoruj, bo patrz pkt. 1 :)
Wyglada to tak, jakby jakas czesc ludzi od dziecka byla wychowywana do walki na smierc i zycie, raczej niz do pokojowego 'wspolzycia’ i powodowania pozytywnych zmian na swiecie… Zastanawiam sie z czego to wynika. Szkola tego chyba nie uczy (przynajmniej te, do ktorych chodzilem). Moze to reguly Stoleczne, a ja po prostu z prowincjonalnej Lodzi jestem? :)
Wg mnie to co Kuba opisuje wynika przedewszystkim z myslenia, wrecz nie myslenia … lub myslenia destruktywnego … niestety na myslenie te inne pozytywno konstruktywne trzeba zapracowac, nie bierze sie samo, a myslenie negatywne pojawia sie samo gdy nie pojawia sie te lepsze :P
Kuba- jest faktycznie różnica między stolycą, a przynajmniej sporą częścią naszego kraju ;-), aczkolwiek są jeszcze miejsca, gdzie przeważa liczba zwolenników takiej reguły;
„Dają to brać, biją to uciekać!”
Smutne, ale czuje się bardzo mocno- liczenie na samego siebie.
Alex; znasz Warszawę, Wrock i parę innych miejsc na świecie, czy wszędzie jest podobnie?
Kuba
Ta część społeczeństwa, która była wychowywana w duchu „walki o przetrwanie” to znakomita większość, niżej podpisanego doliczywszy. W dzieciństwie i szkole otrzymujemy bardzo wiele kontraproduktywnych programów, które powodują, że większość ludzi nie prowadzi potem szczęśliwego życia. Dodaj do tego wzorce z mediów a szczególnie żałosnej w swoim poziomie polskiej telewizji i masz przyczyny.
Taki program, to oczywiście tylko software, więc każdy może go sobie zmienić, czego jestem najlepszym przykładem (bo pod wieloma względami byłem kiedyś „ciężkim” przypadkiem :-))
PrzeoR
To myślenie negatywne pojawia się, bo jesteśmy tak zaprogramowani, patrz powyżej.
Bartek
Jest mi trudno tak uogólniać, bo jest to bardziej cecha indywidualnej osobowości, niż geografii. Jakoś zawsze mam „szczęście” trafiać przeważnie na właściwych ludzi, myślę że to działa w myśl niemieckiego przysłowia. „tak jak wołasz do lasu, tak las odpowiada ci z powrotem”
Pozdrawiam
Alex
„Wyglada to tak, jakby jakas czesc ludzi od dziecka byla wychowywana do walki na smierc i zycie, raczej niz do pokojowego ‘wspolzycia’ i powodowania pozytywnych zmian na swiecie… Zastanawiam sie z czego to wynika. ”
Wystarczy, że w jakimś gronie ludzi pojawi się jedna osoba, która ma pasożytniczy styl życia. Wywołuje to reakcje obronne innych. Wielu z nich przyjmuje ten styl funkcjonowania jako najlepszą obronę (wykorzystać zanim jest się wykorzystanym) i zaklęte koło się zamyka. Na pocieszenie dodam, że równie zaraźliwa jest postawa odwrotna. :) Mam tego częste przykłady.
Niepokoi mnie coś innego – zauważany przeze mnie styl wychowywania dzieci na małych bojowników. Rodzice wpajający swoim pociechom przepychanie się łokciami, deptanie innych, a nawet agresję. Tłumaczą to tym, że uczą je radzić sobie w życiu. Cóż, jest to miecz obosieczny – czy ta agresja nie obróci się także przeciw nim w przyszłości? Ja mojego siedmiomiesięcznego synka wychowuję w duchu ciepła, pogody ducha, szacunku także dla potrzeb innych (tak, tak, już na tak wczesnym etapie rozwoju), łagodności (w sensie ucywilizowania). Czy jestem złym rodzicem? Czy moje dziecko nie będzie sobie przez to radziło w życiu?
Piotrze
Rodzice, którzy przekazują swoim dzieciom taki sposób „radzenia sobie” skazują swoje pociechy na takie życie pełne przepychania się i deptania po sobie. Trudno ich obwiniać, bo najczęściej działają w dobrej wierze i sami nie wiedzą co czynią.
Z drugiej strony trzeba uważać, aby nie przesadzić w drugą stronę. Moje podejście jest takie: moc jest z tobą, ale używaj jej tylko w razie absolutnej konieczności
Piszesz o uczeniu siedmiomiesiącznego synka szacunku dla potrzeb innych. To nie całkiem temat tego postu, niemniej interesujem mnie jak to praktycznie robisz.
Pozdrawiam
Alex
„Piszesz o uczeniu siedmiomiesiącznego synka szacunku dla potrzeb innych. To nie całkiem temat tego postu, niemniej interesujem mnie jak to praktycznie robisz.”
W sposób o którym pisałem w dzienniku ojca na alexrc.com – poprzez taką postawę, w której dziecko jest jednym z członków rodziny, wzrasta przy rodzinie i posiada swoje prawa i obowiązki (na razie trudno mówić o obowiązkach) jak każdy jej członek, lecz rodzina nie jest podporządkowana TYLKO wychowaniu dziecka, a każdy z jej członków jest tak samo ważny. Zdawałoby się, że piszę o czymś oczywistym jednak praktyka pokazuje, że wiele małżeństw wychowuje w sposób skrajny swoje pociechy, bez jakiegoś rozsądku. Wokół siebie zauważam dwa sposoby wychowania dzieci, których ja nie chcę stosować:
-skupianie się tylko na dziecku kosztem reszty rodziny, oddawanie mu niemal czci, w tym własna śmierć obywatelska; nie jest to korzystne ani dla rodziny (kłopoty małżeńskie), ani dla dziecka (syndrom jedynaka)
-nadmierna aktywność zawodowa sprawia, że niewielka ilość czasu jaki mogą poświęcić dziecku rodzice zamienia się w festiwal rozpieszczania. Efekty są łatwe do przewidzenia.
Tyle wywodów. W praktyce nie pozwalamy małemu na wszystko, na co ma ochotę. Gdy głośnym płaczem i wyciąganiem dłoni domaga się mojego modelu ze ściany – nie dostaje go. To zabawka taty i nie chciałbym, by została przez bobasa zepsuta. Znam natomiast rodziców, którzy zrobią wszystko, by ich dzieci nie płakały nawet 30 sekund (bezstresowe wychowanie?). Kolejny przykład – od urodzenia wprowadziliśmy harmonogram dnia – jest czas na zabawę, odpoczynek, poznawanie świata i co ważne sen. Jedną z największych bolączek młodych rodziców jest niedobór snu. My od początku tak ustawiliśmy małego, że o godzinie 19:30 znikają zabawki, jest kąpiel, jedzenie i sen we własnym łóżeczku bez bujania i noszenia na rękach. Efekt – mały jest zadowolony, że ma zdrowych i wypoczętych rodziców. Tym czasem znajomi usypiają na rękach swoją pociechę do późnych godzin nocnych, a rano biegną do pracy.
Ojej, bardzo odbiegłem od tematu. Już się uciszam
PS Chyba powinienem zrobić wpis do dziennika ojca, co o tym sądzisz Alenie?
Pozdrawiam
PiotrP
Piotrze
Dziękuję za obszerne wyjaśnienie. Z braku osobistych doświadczeń w chowaniu niemowląt nie czuję się zbyt kompetentny do zabierania głosu, niemniej to, co napisałeś brzmi dla mnie rozsądnie.
Co do wpisu, to myślę, że tutaj będzie to czytać więcej osób :-)
PS: Jeśli inni ojcowie/mamy chcą się wypowiedzieć na ten temat to można nawet otworzyć nowy wątek, dajcie mi znać
ta 3 zasada!Zadziwające, jak sama mogałam do tego nie dojść!
Nie ukrywam, ze mam duzy problem ze znajomymi.
Otoz mam ich cale masy – ze szkoly, pracy, okolicy itd. Na samej liscie Gadu-Gadu mam z 250 pozycji. Gdybym mial kazdej z tych osob poswiecic choc minutke, to okazaloby sie, ze dziennie zajmuje mi to ponad 4 godziny. Dawniej staralem sie utrzymywac ze spora grupa tych osob w miare ciagle relacje, ale kosztowalo to tyle czasu, ze odpuscilem. Teraz nie odzywam sie prawie do nikogo i wiele osob ma mi to za zle, piszac, ze je „olewam” itp.
Jakies sugestie? Wyszukiwac kluczowe/wplywowe/takie ktore moga cos dac osoby a reszte porzucac? Tylko jak wytlumaczyc tym wszystkim ludziom, ze nie bede sie nimi zajmowal – „bo nie sa dla mnie w zaden sposob wazni”?!
Ponadto sam nie mam takiego problemu i jesli ktos nie odzywa sie do mnie nawet pol roku a po tym czasie da znac, to nie czuje sie obrazony, wkurzony czy smutny – po prostu nie potrzebuje az tak zazylych kontaktow, tym bardziej ciezko mi zrozumiec ludzi, ktorzy czuja sie olewani.
Pozdrawiam,
Piotrek
Witam
Piotrek:
Dla porównania. Sama nie twierdzę, że mam mnóstwo znajomych. I dobrze mi z tym. Powiedziałabym, że moi znajomi to esencja wszystkich poznanych, Ci przesiani przez sito (tak jak np. oddziela się fusy z herbaty). Prawdopodobnie też kwestia jak każdy rozumie słowo „znajomi”. Każdy stwarza sobie w życiu inne zasady, moją m.in. jest zasada ograniczonego zaufania, co nie oznacza, że należy nie ufać wszystkim nowo poznanym, a raczej -póki nie poznamy lepiej danej osoby- nie dzielić z nią wszystkiego (lub wielu spraw o której nie musi wiedzieć). Możliwe, że masz taki swój urok, że ludzie za wszelką cenę chcą mieć z Tobą kontakt…;) wtedy nie wiem…W innym przypadku, z mojego doświadczenia, dobrze jest mieć paru znajomych (czytaj: koleżanek,kolegów, przyjaciół i innych) dla których będziesz miał zawsze trochę czasu. Myślę, że warto zastanowić się, które relacje są nam tak naprawdę „potrzebne” i nie czynią szkody żadnej ze stron;)
Pozdrawiam