Na bardzo cenionym przeze mnie serwisie VaGla.pl toczy się dyskusja na temat czy i ewentualnie jakie reklamy należy zamieszczać na profesjonalnej witrynie prowadzonej przez autora. W rozwijającej się dyskusji jest wiele interesujących punktów widzenia, z którymi warto się zapoznać. Pozwoliłem sobie też wrzucić tam moje trzy grosze :-)
Warto zastanowić się nad znacznie szerszym aspektem, a mianowicie jak często w życiu schylamy się po drobne „trofea” i koncentrujemy się na nich. Taka postawa niejednokrotnie utrudnia nam osiągnięcie tych dużych „zdobyczy”, których po cichu pragniemy i na które normalnie zasługiwalibyśmy. To byłby znowu ciekawy, choć dość kontrowersyjny temat :-)
Chcemy podyskutować?
No tak…. przeczytałem temat i dyskusję na vagla.pl. Alex, kurcze konkretne i bardzo logiczne Twoje trzy grosze w tamtej dyskusji.
Masz też rację z tymi drobnymi „trofeami” przesłaniającymi nam prawdziwie ważne cele, jest tylko jedno ale;
-ja bym to nazwał „minimum bytowym” – czyli tym co człowiek potrzebuje do podstawowych funkcji życiowych; mieszkanie, jedzenie i podstawowe rozrywki- dość środków na ich zaspokojenie;
jednostka wtedy ma w miarę wolny wybór; małe trofea kontra ważne duże cele.
W naszym kraju jeszcze dziś minimum bytowe jest praktycznie nieosiągalne dla większości młodych, chociaż wręcz raptownie się to właśnie zmnienia.
I gonienie za zaspokojeniem minimum bytowego- czyli takie małe trofeum powoduje odkładanie ad acta ważnych spraw, dużych inwestycji.
Dziękując Alexowi za komentarz tu jeszcze dorzucę zasłyszaną gdzieś sentencję, że „w dobrze rządzonym kraju wstyd być biednym, w źle rządzonym – wstyd być bogatym” :) To nie jest sentencja, która ma służyć poparciu jakiejś tezy, a jedynie pasuje – w moim odczuciu – do tematu. Wrzuciłem też repost po komentarzu Alexa.
VaGla
Zdążyłem w międzyczasie też tam coś dopisać :-)
Dalsza dyskusja u nas będzie oczywiście miała tylko ogólny charakter, nic wspólnego z kwestiami dyskutowanymi u Ciebie.
Jako były mieszkaniec raczej mało komfortowej piwnicy myślę, że żadnego stanu majątkowego nie należy się wstydzić, niezależnie od jakości rządów kraju, w którym akurat żyjemy :-)
Bartek
Problem z tym, co nazywasz minimum bytowym leży miedzy innymi w jego definicji. Wielu ludzi pod wpływem telewizji i prasy nie zdaje sobie sprawę jak niewiele potrzeba, aby funkcjonować, jeśli tylko zachowamy właściwą kolejność działań i zużywają wiele energii i czasu na zapewnienie sobie tego „minimum” zamiast pracować nad tym, aby stosunkowo szybko grać w zupełnie innej, znacznie wyższej lidze. W skoku w dal też najpierw cofasz sie aby wziąść rozpęd, nieprawdaż?
Reklamy, o ile nie nachalnie wyskakujące z za każdego akapitu, są sensowne jeśli:
1. przynoszą faktyczny zysk
2. są dyskretnie wkomponowane w stronę/tekst/etc.
Podoba mi się na przykład sposób umieszczenia reklam u p. Pawła Tkaczyka :)
Ja też potrafię „dywersyfikować” fora dyskusyjne, myślę, że czasem też rozumiem (mniej więcej) jak działa internet :) Zdaję sobie sprawę, że aspekt dyskutowany tutaj, będzie różnił się od tego dyskutowanego u mnie. Dlatego właśnie pozwoliłem sobie tutaj, nie zaś u siebie umieścić komentarz. Sentencja, którą przywołałem wyżej, ma w istocie pewien posmak sugestii adresowanej do rządzących. Pewnie, że nie należy wstydzić stanu majątkowego, chociaż czasem – nie generalizując – najwyższe pułapy uzyskiwane są w godny zastanowienia się sposób. Skądś się wzięło określenie „pierwszy milion trzeba ukraść”, a powiedzenia są, zdaje się, mądrością narodów. A w komentarzu udzielonym do artykułu, który pojawi się – być może – niebawem we Wproście pozwoliłem sobie stwierdzić, że
To trochę na inny temat (bo dotyczy partii piratów), chociaż również pasuje do dyskusji o granicach wykorzystywania reklamy w serwisach. Gdzieś tu jest w tym wszystkim godność człowieka.
Piszę tu również m.in. dlatego, że od jakiegoś czasu leży u mnie na półce książka „Więcej niż zysk czyli odpowiedzialny biznes. Programy, strategie, standardy” pod redakcją Bolesława Roka. Poświęcona jest ona szeroko pojętej etyce w biznesie i odpowiedzialności społecznej przedsiębiorców. Daleki jestem od tego, by uznawać się za latarnie etyki (przekroczyłbym w ten sposób dopuszczalne ramy autobufonady), jednak zacząłem się ostatnio zastanawiać również nad tym właśnie zagadnieniem. Pomyślałem, że jako Life-Mentora mogłaby Cię, Alexie (czy dobrze odmieniłem?), ta pozycja zainteresować, o ile na nią już nie trafiłeś i samodzielnie nie zweryfikowałeś tez zawartych w tym opracowaniu.
VaGla
Moja uwaga miała na celu sprecyzowanie, iż dalsze moje wypowiedzi tutaj nie dotyczą Twojego serwisu i była bardziej skierowana do ogółu czytelników (mogłem to klarowniej napisać):-)
Jeśli chodzi o politykę, to traktuję ją jak żeglarz pogodę – nie bardzo mamy na nią realny wpływ, to co możemy zrobić, to rozpoznawać szeroko rozumiane znaki na niebie i odpowiednio podejmować decyzje o dalszym kursie, a nawet akwenach, po których pływamy.
Przedstawiony przez Ciebie obraz świata, w którym pierwszy milion należy ukraść jest niestety często słuszny, ale na szczęście nie jedyny możliwy (na co znam osobiście różne przykłady). Jeśli ktoś chce po prostu dobrze żyć, to nie potzreba do tego od razu milionów a te mniejsze kwoty można zarobić inaczej, bez jakichkolowiek przekrętów.
Niestety nie czytałem wzmiankowanej przez Ciebie książki, generalnie koncentruję się na wydawnictwach amerykańskich, wiele rzeczy pojawia się tam znacznie wcześniej. Sam temat jest ważny, choć sądzę, że etyka w biznecie i społeczna odpowiedzialność przedsiębiorstwa powinny być rozpatrywane osobno. Nie chodzi mi o nieistniejącą wzajemną niekompatybilność, lecz odmienność tych zagadnień. Osobiście jestem gorącym zwolennikiem etycznego postępowania (bo ono na dłuższą metę daje najlepsze rezultaty ogólne, jeżli chodzi nam o coś więcej, niż tylko maksymalizacja stanu konta) i dobierając sobie np. klientów coachingowych patrzę, czy przekazywane im umiejętności bćdą oni we właściwy sposób wykorzystywać.
Alex, dokładnie jest tak jak mówisz z tym minimum bytowym- moja działalność/bizness ;-) opiera się w dużej części na pracownikach fizycznych i sezonowych- tych najniżej zarabiających- mam więc porównanie, które często serwuje współpracownikom, kiedy marudzą, że nie zarabiamy dość;
-ile pieniędzy wydajesz na weekendowych zakupach w supermarkecie- jak to się ma do człowieka, który za 2-3 krtotnie większą kwotę ma przeżyć z rodziną cały miesiąc?
Także na prawdę reklama w pewnym sensie „podraża” nam życie.
Koszty promocji i reklamy w wielu produktach stanowią lwią częśc kosztów wytworzenia i dotyczy to niestety wielu produktów podstawowych w tym żywności…
Etyka w biznesie to dla mnie ostatnio bardzo ważny temat przemyśleń związany z restrukturyzacją całej mojej działalności profesjonalnej, a jako, że działam w czymś w rodzaju interesu rodzinnego ma to przeogromny wpływ także na życie rodzinne i towarzyskie- problemy etyczne stają się dość wyraźnie widoczne i dylematy z tym związane bardzo duże…
co wcześniej, kiedy nie do końca z tego zdawałem sobie sprawę doprowadzało do bólu głowy i napięć i wielu błędów, teraz staram się myśleć o tym zupełnie inaczej, widze efekty zmiany sposobu patrzenia na to wszystko, ale granica pomiędzy „ukraść” a „zarobić” pierwszy milion jest bardzo płynna… i tu się kłania właśnie etyka…
Smutne jest to, że często etyczne postępowanie bywa odbierane jako przejaw słabości lub nawet dziwactwa…
czy cel/trofeum jest drobne – rzecz wzgledna, trudno oceniac czy lepszym wynikiem jest przebniecie stu metrow w dziewiec sekund jest lepsze od przeplyniecia tego samego dystansu w minute.
rozni sa ludzie, rozne maja cele, pytanie zadalbym wiec inaczej: czy w ogole maja jakies cele? i – wlasnie – czy je realizuja. jesli ma sie cele i sie je konsekwentnie realizuje trudno mowic o rozdrabnianiu sie na male trofea – stanowic one beda raczej chwile wytchnienia i mily przerywnik, powiedzmy jak hmm… wyspa pieknych kobiet na drodze w poszukiwaniu tej jedynej ;)
i tutaj rzecz na nad ktora zastanawiam sie odkad posluchalem Robbinsa.
skad sie bierze roznica miedzy ludzmi, ktorzy korzystaja z jego (i podobnych) szkolen, a tymi, ktorzy nie potrafia. to co uslyszalem dziecinnie proste sie wydaje. kazdy dysponuje przeciez wszystkim czego potrzeba, zeby sie realizowac. jesli nawet nie – to otrzymuje narzedzia na takich wlasnie spotkaniach. a sa one tak uniwersalne i tak proste do zastosowania, ze nie moze byc mowy o predyspozycjach do ich wykorzystywania.
moze jest tak, ze z roznych pozycji startujemy?.. i tak czlowiek, ktory tkwi w bagnie musi wlozyc (hmm… ale to znowu (!!!) zalezy od niego!) znacznie wiecej pracy i czasu niz ten, ktory mial szczescie urodzic sie na suchym gruncie?
ciekawym Twojego – jako praktyka – zdania.
Troszeczkę zboczyliśmy z pierwotnego temaqtu, ale dlaczego nie? :-)
Bartek
Nie tylko w interesie rodzinnym podejście z jakim działasz w biznesie ma przełożenie na resztę życia (chyba że masz kliniczny przypadek rozdwojenia osobowości :-)).
Z ta kradzieżą pierwszego miliona to niekoniecznie tak musi być. Faktem jest, że wielu ludzi tak zaczynało, nie jest to jednak niewzruszona reguła.
Jeśli ktoś odbiera Twoje etyczne postępowanie jako objaw słabości (zdarza sie!!) to pomyśl o zmianie partnerów, z którymi robisz biznes, a jeśli to konieczne, to zmień też i dziedzinę, w której działasz.
Ja doszedłem do tego, że mam w wypadku których etyka i zaufanie to podstawy czegokolwiek (plus oczywiście musisz umieć robić dla nich znaczącą różnicę)
rm (podpisuj się proszę choć imieniem :-))
Masz całkowitą rację mowiąc, że czy coś jest drobne to rzecz względna. Powinienem był sprecyzować to pisząc „drobne w stosunku do chęci i możliwości”.
Mała uwaga do Twojego przykładu „chwili wytchnienia” :-)
Jeśli wyruszasz na poszukiwanie „tej jedynej” to intensywne zwiedzanie wyspy „pięknych” kobiet (piszę w cudzysłowie bo chodzi mi nie tylko o piękno fizyczne, ale też wewnętrzne) i szerokie kontakty z jej różnorakimi mieszkankami są czymś, co warto zrobić na samym początku drogi. Dopiero potem jesteś w stanie zrobić to, co Amerykanie nazywają „educated choice” :-) Wierz mi, sporo problemów ludzi w tzw. „wieku średnim” wynika z przyjącia odwrotnej kolejności działań. To samo, tylko na wyspie „pięknych” mężczyzn” dotyczy też Pań
Wracając do Twojego pytania o Robbinsa, to myślę że jest sporo przyczyn. Na przykład:
– wielu ludzi bardzo mało czyta, a jeśli już to zawartości o wątpliwej przydatności w rozwoju własnym. W rezultacie nigdy nie spotkali się oni z takimi koncepcjami
– zaryzykuję stwierdzenie, iż masowe spektakle takie jakie np. robi Tony mają dla większości ludzi tylko bardzo krótkotrwałe i powierzchowne działanie. Czujesz się doskonale w trakcie i zaraz po, niemniej w zetknięciu z czasami dość brutalną rzeczywistością brak Ci praktycznych narzędzi, bo niby jak miałbyś je nabyć patrząc na coś i słuchając tego przez dzień, czy dwa. Pamiętajmy, że jest rzeczą bardzo prostą napompowanie się dobrym nastrojem, w praktycznym życiu musimy jeszcze radzić sobie z różnymi wyzwaniami, a to jest już inna historia. Tutaj wybija godzina osobistych coachów :-)
– wielu ludzi kurczowo trzyma się obrazu świata, jaki dostali na drogę życia od rodziców i szkoły. Często podświadomie usuwają wszystko inne, co mogłoby ten obraz naruszyć, w tym też koncepcje poruszane przez Tony & Co
– wielu ludzi ma dość niskie (całkowicie niepotrzenie) poczucie własnej wartości i uważają, iż pewne rzeczy są „nie dla nich”
– diża część motywacji na tych spotkaniach idzie w kierunku maksymalizacji dobrobytu materialnego, co oczywiście nie całkiem przemawia do takich ludzi jak np. niżej podpisany, którzy chcą mieć po prostu wystarczająco dużo, a do tego sporo czasu i energii na delektowanie się różnymi przyjemnościami życia na tej planecie :-) W takim przydadku istnieje duże niebezpieczeństwo wylania przysłowiowego dziecka razem z kąpielą i odrzucenia wszystkich podanych technik i podejść.
– ciągle jeszcze ludzie nie przejmują odpowiedzialności za swoje życie (nie tylko polska specjalność). Jeśli nie przejąłeś za siebie odpowiedzialności (w szeroko rozumianyn znaczeniu), to cała reszta jest bezprzedmiotowa.
Z tym bagnem i suchym gruntem to rożnie bywa. Jak jest powódź (a w życiu zdarza się), to ci, którzy wydostali się kiedyś z bagna mają sporą przewagę doświadczenia.
Tyle na szybko, pozdrawiam wszystkich
Alex
zycie samo odpowiada na takie (ja w temacie) pytania :)
„Nowym członkiem Rady Informatyzacji został w dniu 14 sierpnia br. prawnik – Piotr „Vagla” Waglowski. Wicepremier Ludwik Dorn powołał go spośród kandydatów zgłoszonych przez stowarzyszenia wpisane do Krajowego Rejestru Sądowego, których celem statutowym jest reprezentowanie środowiska informatycznego lub wspieranie zastosowań informatyki.” (http://www.idg.pl/news/97821.html)
czy to duza rzecz, czy nie – wole sie nie wypowiadac, zalezy od samego zainteresowanego. ale z pewnoscia jest to okazja do rozszerzenia kregu znajomosci – z pewnoscia warto.
rm
Dziękuję za wiadomość, zdążyłem już tego samego dnia pogratulować zainteresowanemu.
Zgodzisz się, ze jeśli chodzi o potencjał powiększenia „wartości rynkowej„, to jest to znacznie większa zdobycz, niż parę złotych za jakieś reklamy.
Tak czy inaczej życzmy VaGla powodzenia w wykonywaniu tej funkcji.
przyznam, ze ja osobiscie mialbym mieszane uczucia, bo… to jest *inny* swiat. ale jak najbardziej, jesli tylko sie odnajdzie to mozna o sytuacji myslec jak o (wypracowanej solidnymi badaniami i staraniami) wygranej na loterii.
Rafał
Rozszerzenie naszych kontaktów na ogół jest pomocne, niezależnie od „inności” ich świata, bo co najmniej rozszerza nasze horyzonty. Porównywanie z wygraną na loterii nie jest chyba całkiem słuszne, bo raczej jest to rezultat sporej pracy i robienia właściwych rzeczy przez dłuższy okres czasu.
o niektorych miejscach, czy praktykach lepiej nie wiedziec. ale to kwestia ideologii. co do wygranej to podtrzymuje co napisalem, mianowicie: 'wygrana wypracowana staraniami’ – fachowcow tego formatu wielu, nieliczni dostaja takie propozycje.
no dobrze wiec… zostanmy moze przy serdecznych gratulacjach? :)
Rafał
Ja osobiście wolę mieć o wielu rzeczach osobiste pojęcie, a nie tylko wyobrażenia. Te są często mylne, bo oparte na stereotypach i pogłoskach.
swietnie rozumiem, Alex. mimo niewatpliwych profitow jakie moze przyniesc w moim przekonaniu osobiste odkrywanie tego swiata sie po prostu do owych 'wielu’ nie zalicza. pozwolisz? :)
co na przyklad powodowalo redaktorem, ktorego tekscik tutaj znajdujemy:
http://bywalec.computerworld.pl/news/97985.html
generalnie bywalec to miejsce warte odwiedzania dla zainteresowanych branza, zadziwia wiec poziom merytoryczny tekstu. ale cieszy za to sensownosc komentarzy.
sadze, ze na tym koniec z moim zaangazowaniem w watek. jakosc umyka mi, nie widze celu w tym.
Rafał
przeczytałem właśnie ten tekst (cały dzień szkoliłem) i nawet prosta analiza semantyczna użytych sformułowań wykazałyby wiele „interesujących” cech sposobu myślenia jego autora. No cóż, różni ludzie biegają po tej planecie :-)
W międzyczasie nasza dyskusja odbiegła nieco od głownego tematu, jakim jest kwestia „odpuszczenia sobie” schylania się po małe wygrane, aby skoncentrować sie dużych :-)
Minęło sporo czasu od powstania tego posta i wiele spraw się w międzyczasie wyklarowało.
Chciałbym jednakże nawiązać do tematu nieco ogólnie, ponieważ mam jedno małe spostrzeżenie.
W bardzo wielu przypadkach zasada Alexa dotycząca nie schylania się po drobne trofea sprawdza się w życiu. Lepiej iść do przodu, do z góry upatrzonego celu, (jeśli taki mamy), niż rozpraszać się i tracić cenną energię na osiąganie drobniejszych zwycięstw, które mogą nie stać nawet na prostej drodze do naszego celu. Przyznaję 100% racji!
Mam jednak nieodparte wrażenie, iż wynika to z doświadczenia, jakie mamy i ze sposobu postrzegania danego problemu, przez który już sami przebrnęliśmy. Kiedy znamy się na czymś, stosunkowo łatwo przychodzi nam osiąganie celu w danej dziedzinie bez oglądania się na boki oraz skupiania się na mało istotnych detalach, które na początku wydawały się mieć jakieś znaczenie. Idziemy do przodu prostą drogą.
Kiedy jednak nie znamy się do końca na tym, co robimy, nie mamy spójnej wizji celu lub po prosu boimy się podejmować decyzje, pewna doza błędów oraz skupianie się na pozornie tylko ważnych celach wydaje się być nieuniknione. Czasem nieświadomie stosujemy wówczas niemieckie przysłowie „Lepszy zysk mały a częsty niż wielkiego czekać długo”, a tego, co moglibyśmy osiągnąć nie osiągamy czasem nigdy.
Wydaje mi się, iż odpowiedź na pytanie Alexa „jak często w życiu schylamy się po drobne “trofea” i koncentrujemy się na nich.” Jest w istocie sumą naszego braku doświadczenia, strachu (czasem bardzo słusznego, i braku wykrystalizowanej naprawdę śmiałej wizji.
Oczywiście rzucanie się na zbyt głęboką wodę może odbić nam się jeszcze większą czkawką niż popełnienie kilku błędów. (Ale to każdy musi ocenić sam)
Hmm… Oczywiście teza jest słuszna, nie warto się rozmieniać na „drobne”. Z drugiej strony nigdy nie wiadomo czy te „drobne” trofeum nie jest początkiem czegoś dużo większego niż moglibyśmy się spodziewać ;-). Nigdy nie możemy być pewni jakie kontakty mają osoby które spotykamy i komu mogą zarekomendować nasze usługi, nieprawdaż?
pozdrawiam
Lidka