„pomyśl, że musisz umrzeć” …..
Znaczenie tych słów ponownie dotarło do mnie z całą siłą, kiedy wczoraj dowiedziałem się o nagłej i całkowicie niespodziewanej śmierci jednego z moich bardzo serdecznych Kolegów. Jeszcze w zeszłym tygodniu rozmawiałem z nim przez telefon, umawiając się na spotkanie w Warszawie, a tutaj nagle człowieka nie ma wśród nas. I jeśli spotyka to kogoś względnie młodego, to siłą rzeczy oprócz bólu spowodowanego stratą zaczynamy mieć różne przemyślenia. Uświadamiamy sobie, że statystyka to jedna rzecz, a faktyczna ilość dni, godzin i minut, które każdy z nas ma do dyspozycji, to zupełnie inna i nieznana wielkość.
Mnie na szybko przychodzą do głowy następujące postulaty:
- zadbaj, aby osoby, które są w istotny sposób od ciebie zależne miały funkcjonujący plan „B” na wypadek, gdyby ciebie zabrakło
- jeśli nie możesz wypracować takiego planu, to unikaj wchodzenia w sytuacje, kiedy twoje odejście będzie dla innych nie tylko bolesne emocjonalnie, ale też stanie się katastrofą ekonomiczną
- jeśli posiadasz cokolwiek, to spisz ważny testament (nawet w młodym wieku)
- żyj bardzo intensywnie i pełną piersią tu i teraz, ciesz się każdym dniem, który możesz spedzić na tej planecie, bo nie wiadomo ile tak naprawdę takich dni masz
- codzienność wymaga wyważenie pomiędzy dbałością o sprawy materialne a używaniem życia. W wypadkach wątpliwości lepiej mylić się po stronie tego drugiego
- każdy dzień życia może okazać się bezcennym, więc uważajmy na co zamieniamy ten czas
- żyjmy naszym własnym życiem, zgodnie z własnymi wyobrażeniami, a nie odgrywajmy ról napisanych nam przez innych
To są oczywiście moje osobiste przemyślenia. A jakie są Wasze?
Alex,
Przykro mi, że straciłeś serdecznego kolegę, przesylam wyrazy współczucia.
Dodam jeden osobisty postulat do Twojej listy. Często myślę o tym jak mnie zapamiętają i jak chciałabym być zapamiętana – a to może istotnie zmienić nastawienie do życia.
Co do naszego czasu na tej planecie – jego ograniczoność przypomina mi często o dobrym/efektywnym jego wykorzystywaniu. Zgadzam sie całkowicie! Dzięki za memento…
Witam
Wspułczuję straty kolegi.
Nieszczęście i tragedie bliźnich, zawsze wywołują zastanowienie nad sensem życia. Jeszcze bardziej intensywne przemyślenia, tego co jest naprawdę warte, a co jest nic nie znaczącymi drobnostkami ma się w momentach własnego zagrożenia życia, np. z powodu choroby.
Ja w takich sytuacjach zawszę zdaję sobie sprawę, że najważniejsze są najbliższe osoby , które mnie otaczają. Dobra materialne, w zdobycia których zmarnowany został czas nie liczą się zupełnie.
Ważne są też wspomnienia, moim zdaniem warto mieć ich jak najwięcej.
Smutny, ale jednak racjonalnie praktyczny post- po niesamowitej burzy emocji; nagłej niespodziewanej śmierci kogoś, któ jest w ciągłym nieustannym ruchu wraca rzeczywistość i ta potrafi być bardzo brutalna- często stawia świat do góry nogami.
Kiedy rozmawiamy z bliskimi o takich planach B na takie sytuacje to wieje chłodem, ale kiedy takich planów B nie ma, to rzeczywistośc potrafi rozgnieść…
Przykro mi, szczególnie jeśli była to dla Ciebie bliska osoba.
Jeśli chodzi o Twoje przemyślenia to jednym słowem podpisuję się w 100%.
Sam widzę po sobie jak wiele czasu przetracam (zby długi sen, telewizor, internet i inne mniej konstruktywne rzeczy) – dzisiaj wstałem poraz pierwszy dużo wcześniej niż zazwyczaj i jaki byłem szczęśliwy, i nie włącze dzisiaj telewizora, z internetem będzie trudniej :)
Ja rzadko pokazujemy bliskim jak ich kochamy („spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą”).
Nie zdajemy sobie sprawy ze szczęścia jakie mamy, które łatwo stłuć, gdyż chodzi w „szklanych butach”.
Jak trudno znaleźć wymażenie pomiędzy pracą, a przyjemnością.
Nie dołącze się do grona kondolencyjnego, bo nie lubię udawać, że wiem, co czują inni, kiedy nie wiem i nawet nie potrafię sobie tego wyobrazić.
Co do planu – za każdym razem, jak jadę w wysokie góry, robię testament, rozliczam się z w pracy z obowiązków i odpowiadam na zaległe maile. Tak na wszelki wypadek. Za kilka dni uczynię to samo, alebez wiekszego przekonania. (czytaj dalej)
Inna kwestia – nie brałabym życia tak, jak piszesz. Bo czy fakt, że kiedyś umrę, a nie wiem, kiedy, ma oznaczać, że w życiu dawać sobie włazić na głowę, nie walczyć, wybaczać, dac się bić, poniżać, zdradzać i wszystko, co najgorsze, bo i tak umrę więc nie ma sensu? Dla mnie nie. Gdyby tak było świat nie szedłby do przodu, nie byłoby problemów i byłoby nudno.
Robienie planów B generalnie jest trochę zabawne. Nie wierzę we własna wielkość i nieomylnośći i zdaję sobie sprawę, że bede mnie ten świat będzie się kręcił i wszyscy sobie doskonale poradzą, nawet bez planu B.
Nie wchodzenie w sytuacje. To jest właśnie myślenie o sobie, jak o człowieku waznym. Gdyby tam myśleć, nie zakładalibyśmy rodzin, nie pracowali i nie podróżowali itp, bo zawsze mamy jakieś powiązania emocjonalne.
Żyj tu i teraz – tak, ale ile można ;)
Ogólnie wszystko pięknie, ale pamiętaj, że śmierć jest elementem życia (co prawda ostatnim, ale wpisana jest w KAŻDE życie) i nie widzę powodów dla których muszę myśleć, o tym, żeby zabezpieczyć w jakiś sposób świat przed skutkami mojej śmierci. Bo śmierć nas, otacza, bo i tak przyjdzie, bo zawsze jest bolesna, a świat idzie dalej. I to od ilu lat! :)
Cześć Alex,
Łączę się w bólu, gdyż Tomek był także moim kolegą. Spotkaliśmy się na zlocie w Pile. Był on osobą, która pośród tłumu potrafi się zaryć w pamięci najgłębiej.
Co do zabezpieczenia innych to prostym wybiegiem jest np wykupienie polisy nażycie – gdy zabraknie nas (filaru nr1), wtedy jest większa szansa, że finansowo wszystko się nie wywróci.
A co do życia pełnią ducha, to jestem jak najbardziej za – tylko, że czasem kiedy człowiek wpadnie w kierat życia codziennego dopiero takie wydarzenia jak np smierć wyjątkowej osoby powoduje ocknięcie się. Tylko od nas zależy na jak długo będziemy pamiętać o tym, aby znowu „żyć tu i teraz”.
Pozdrawiam
Przemek Jakubczak
niedalej jak wczoraj przeczytalem mysl, odpowiedz na lek dotyczacy tego ze 'nie wiemy co tam jest, bo nikt stamtad nie wrocil’. ktos odpowiedzial krotko: 'My nie mamy wracać Tu, tylko wracamy Tam’.
przykro jednak. nic dodac, nic ujac.
> shrew
mowisz ladnie, tak, jednak nie sadze, zeby Alex asekuracyjnie podchodzil do wyzwan :) On jak zwykle :) jest praktyczny i przedstawia konkretne narzedzia :)
choc mnie to troche przeraza (tworzenie planow 'ostatecznych’), to sie z tym zgadzam. od siebie dodam, ze takie (prawdziwa* troska o bliskich) myslenie przychodzi w okolicach trzydziestki :)
*prawdziwa – nie tylko wspolczucie i zrozumienie, gdy zle sie dzieje. to oczywiscie wazne, bardzo wazne, ale przede wszystkim dzialanie sie liczy.
Alexie,
wiem jak jest po stracie bliskiej osoby, bo ja po prawie 2 latach nadal pod powiekami mam obraz swojego przyjaciela …
Telefon do mnie masz, wiec jesli tylko bedziesz chcial po prostu zadzwon …. czasami nawet pomilczec trzeba we dwoje …
Z Twojej listy nie uwzglednilam tylko testamentu – rzeczywiscie to musze nadrobic.
A co bym jeszcze dorzucila ?
Jedna rzecz – a mianowicie poinformowanie zaufanej osoby gdzie w domu znajduaja sie polisy ubezpieczeniowe, tak by w przypadku naszej smierci ktos mogl zadbac o ich realizacje.
Sciskam Cie mocno !
pierwszy moj post i w trudnej sytuacji, ale pomimo wszystko witam serdecznie.
post wlasciwie skierowany do shrew, piszesz tak:
a ja sie zastanawiam czy ja czegos nie zrozumialam? przeciez w tekscie Alexa nie ma dla mnie nawet sladowej sugestii takiego podejscia, co wiecej, pisze o tym zeby cieszyc sie zyciem…wiec jesli dla Ciebie tak wyglada kwestia cieszenia sie zyciem, to luz, ale nie wydaje mi sie…
bardziej zrozumialam ten komunikat jako zachete do zdrowego egoizmu, bierz teraz na co masz ochote, bo 'potem’ moze juz nie nastapic (oczywiscie w ramach rozsadku)
to tyle, pozdrawiam…
rm, między troską, a panicznym lękiem (bo coś się stanie to może lepiej nic nie robić) jest różnica.
Witajcie
Prowadziłem cały dzień bardzo wymagające szkolenie, dlatego
dopiero teraz mogę się odezwać. Wszystkim Wam dziękuję za
Wasze komentarze i to co w nich wyrażaliście.
Rita
To, jak mnie ludzie zapamiętają jest dla mnie osobiście raczej
drugorządną sprawą, ewentualnie pozytywnym efektem ubocznym
tego, że staram sie dobrze żyć i do tego robić pozytywną różnicę na
tym świecie.
Artur
piszesz: „Jeszcze bardziej intensywne przemyślenia, tego co jest
naprawdę warte, a co jest nic nie znaczącymi drobnostkami ma się
w momentach własnego zagrożenia życia, np. z powodu choroby”
O, tak!!! Ja miałem co prawda szczęście być chorym tylko w
wyobraźni (kiedyś sie po prostu wypaliłem, ale nie korzystając przez
8 lat z medycyny i nie robiąc żadnych badań myślałem najpierw, że
to coś poważnego).
Do wspomnień mam stosunek trochę obojętny, dla mnie bardziej
liczy się tu i teraz, oraz to co ciekawego przyniesie mi przyszłość
Bartek
Plan „B” jest potrzebny, jeśli są w Twoim życiu ludzie, którzy dla
Ciebie coś znaczą (niekoniecznie musi to być tylko najbliższa
rodzina). Nikt nie lubi o takich sprawach rozmawiać, choć to prawie
konieczność
Mateusz
piszesz: „Ja rzadko pokazujemy bliskim jak ich kochamy „, ja
pozwolę sobie uzupełnić do „jak rzadko pokazujemy innym ludzim
jak ich kochamy”. Jak rzadko w ogóle kochamy innych ludzi, bo
nam wmówiono w dzieciństwie, że kocha sie tylko bliskich, albo że
kochanie to zobowiązanie, a całość bardzo często zawęża się do
uczuć i emocji związanych mniej, czy bardziej z popądem
seksualnym. Odpowiadające temu szerszemu pojęciu piękne
polskie słowo „miłować” wypadło niestety z języka codziennego, co
bardzo zubaża świat emocjonalny wielu ludzi.
Jeśli chodzi o wyważenie pomiędzy pracą a przyjemnością, to jest
na to dość proste rozwiązanie, które sam stosuję od lat: zaaranżuj
to tak, że robisz to co lubisz a jednocześnie dostajesz za to
przyzwoite pieniądze. Nie jest to rzecz banalnie prosta, ale jeśli ktoś
ma taki cel, to jest to do osiągnęcia.
Shrew
W Twojej zapobiegliwości przed pójściem w góry przewyższasz
mnie znacznie. Muszę przemyśleć, jaki wniosek wyciągnąć z tego
dla siebie.
Piszesz: „Inna kwestia – nie brałabym życia tak, jak piszesz. Bo czy
fakt, że kiedyś umrę, a nie wiem, kiedy, ma oznaczać, że w życiu
dawać sobie włazić na głowę, nie walczyć, wybaczać, dac się bić,
poniżać, zdradzać i wszystko, co najgorsze, bo i tak umrę więc nie
ma sensu?”. Tutaj chyba nie zrozumieliśmy się. Właśnie dlatego, że
życie jest ograniczone, to nie pozwalam innym na trwałe obniżanie
jego jakości sposobami, które opisałaś powyżej. Każdy mój dzień
jest bezcenny i dlatego nie pozwolą nikomu go marnować
Ja też jestem pewien, że ten świat jako taki będzie się krącił po
mojej śmierci (cmentarze są pełne ludzi, którzy byli nie do
zastąpienia). Mówiąc o planie „B” mam w tym kontekscie ludzi w
jakiś sposób ze mną związanych i złagodzenie skutków mojego
ewentualnego odejścia.
To samo miałem na myśli pisząc o nie wchodzeniu w sytuacje. Jeśli
ktoś w związku podejmuje np. zobowiązania finansowe lub płodzi
dzieci nie zabezpieczając partnera na wypadek własnej
nieoczekiwanej śmierci, to działa w mojej ocenie bardzo
egoistycznie. To jest oczywiście wolny wybór każdego z nas i każdy
powinien podejmować decyzje zgodne z własnymi wartościami. Ja
po prostu piszę o moim podejściu.
„Żyj tu i teraz – tak, ale ile można ” – można dużo, pod warunkiem, że
jest to życie pełne życia a nie walki o przetrwanie :-)
Przemek
Polisa na życie to dobre rozwiązanie, zwłaszcza jak nie damy sobie wmówić tzw. polisy kapitałowej, lecz wykupimy polise typu ryzyko. Jeśli jeszcze zrobimy to poza Polską, gdzie płacisz specjalny dodatek od polskości to jest to tani i dobry sposób zabezpieczenia najbliższych.
Przed długotrwałym wpadniąciem w kierat chroni nas uświadomienie sobie o co każdemu z nas chodzi w tym życiu i sprawdzacie od czasu do czasu (z bezlitosną szczerością) czy jeszcze jesteśmy na właściwym kursie.
RM
Dobrze ująłeś moje podejście :-)
Moniko
Dziękuję Ci bardzo z Twoją propozycję, doceniam to naprawdę!
Widzisz, u mnie działa to troche inaczej, bo staram się rozróżnić rzeczy, gdzie coś mogę zmienić od tych nieodwracalnych. W tym drugim przypadku jest to oczywiście bolesne, jak patrzysz na zdjęcia z wspólnych przedsięwzięć, czy myślisz o pozostawionej przez niego rodzinie, to łzy lecą ci po policzkach i nie ma czego się wstydzić. Z drugiej strony mam w sobie taki program, który odpowiada temu, co napisałem w innym poście „in any emergency, first of all, fly the plane” i dokładnie tak funkcjonuję. Zycie musi toczyć się dalej i będzie się toczyć.
Jeszcze raz dziękuję!!
Radzik
Zdrowy egoizm to dobra rzecz, warta całego nowego postu
Wszystkim Wam dziekuję i proszę o zrozumienie, jeśli mamy małe poślizgi z komentarzami. Jestem do jutra w obiekcie o utrudnionym dostąpie do sieci
Pozdrawiam
Alex
Mądry człowiek zabezpiecza rodzinę od początku. Nie rozumiem, jak może kobieta nie pracować i tylko zajmowac się domem. Potem mąż umiera albo odchodzi i jest dramat. A wystarczyło podzielić się i wypracowac taki układ, zeby nie być uzleżnionym ekonomicznie od siebie. Tzn. że jak jedno odejdzie z jakiegoś powodu to drugie jakoś sobie poradzi, z pewnością bardziej niż, jakby nie było takiego podziału. Właśnie nieodpowiedzialnościa i brakiem zabezpieczenia rodziny jest pozwalanie, zeby jedna osoba dźwigała finanse.
Shrew
Zgadza się, to jest idealny przypadek. Wytłumacz to tylko całym rzeszom młodych ludzi, ktorzy nie patrząc na swoją realną sytuację ekonomiczną „zakładają rodzinę” :-) Ja w ytakich sytuacjach spotykam się z reakcjami od oburzenia po agresję.
W takich przypadkach zabezpieczenie słabszej ekonomicznie „połówki” to minimum zdrowego rozsądku.
„..Nie rozumiem, jak może kobieta nie pracować i tylko zajmowac się domem…”
To ja tylko powiem, ze nie rozumiem, jak mozna uwazac, ze wszystkie kobiety marza o tym by po urodzeniu jednego czy dwojga dzieci, zostawic malucha/y w domu i z piesnia na ustach biec do swojej pracy by tam realizowac sie zawodowo, bo jest to jedyny wszak ich cel w zyciu ….
Ehhh az chce sie westchnac „mlodosci, ty nad poziomy wylatuj..” ;-P
Zawsze po odejsciu bliskie osoby (niekoniecznie rodziny) budzi sie we mnie refleksja: „byl czlowiek – nie ma czlowieka, coz zatem zostalo?”. Uplywajace lata pokazuja ze zadne dobra materialne nie wytrzymuja proby czasu i po prostu znikaja. To co pozostanie, to tylko pamiec.
Pamiec pozostaje w tylko innych osobach, a nie przedmiotach. Dlatego zyc trzeba dla innych, a nie dla przedmiotow. Zyc tak, by jak najwiecej osob dobrze cie pamietalo. Obecnie dla mnie to sie najbardziej liczy. Chcialbym, zeby ludzie mnie pamietali w sposob: „RysiuM – wiem, wiem…” a nie „RysiuM, to byl kawal s..syna”
Ja wczoraj również byłem na pogrzebie. Zmarł sąsiad, raptem 47 lat, chorował zaledwie 2 tygodnie. Nie znałem go dobrze, ale mimo wszystko. Mąż i ojciec.. Też mnie ruszyło jak jego rodzina sobie teraz poradzi..
Dlatego zgodzę się z Twoimi postulatami. Nie możemy żyć dla siebie, jeśli postanowiliśmy być jeszcze odpowiedzialni za innych. I jak ktoś wcześniej zauważył, to nie musi być tylko najbliższa rodzina, ale również przyjaciele, współpracownicy etc. Zdaje mi się, ponieważ nie mogę tego opisać z własnego doświadczenia, że jeśli popełnimy pewne kroki zabezpieczające nas finansowo, to osoby, zależne od nas wcześniej, będą się martwiły głównie o 'brak nas’, a oszczędzimy im jeszcze tych innych problemów.
Tak przeczytałem to wszystko i doszedłem do wniosku, że napisałem to samo co wyżej napisało kilka osób.
„Zyc tak, by jak najwiecej osob dobrze cie pamietalo.”
Ja myślę, że nie wszyscy muszą mnie dobrze wspominać. Ważne, żeby osoby dla mnie bliskie dobrze o mnie myślały.
Alex, zgadzam się, że najlepiej zakładać rodzinę dopiero kiedy masz wszysktkiego pod dostatkiem i Twojej rodzinie nic nie grozi w razie śmierci, ale jeśli tak będą myśleli wszyscy to w końcu zostaną tylko starzy ludzie i nie będzie w ogóle młodych, lub w razie „wpadki” będzie dochodzić do kolejnej aborcji.
Ja jestem jak najbardziej za planowaniem wszystkiego w najdrobniejszych szczegółach, jednak wiem, że życie lubi „płatać figle”, sam nie jestem w stanie przedstawić Wam ile miałem szczęścia w życiu – do niechcianej ciąży, bądź niepewnego partnera i sam nie wiem jak zachowałbym się w razie niespodzianki – na szczęście to nauczyło mnie czegoś i ominął mnie poraz 100 problem… Jednak nawet osobom, podchodzącym z rozsądkiem do życia może przydażyć się problem, i to nie jest powód aby ich „ganić”, lecz należy ich zrozumieć.
Uważam Moniko, że jest sporo kobiet, które chcą się rezlizować zawodowo, ale także widać powrót do pokolenia naszych babci – kobiet dbających o dom.
Zgadzam się po części z shrew, że nie należy przesadzać z tym zabezpieczeniem, bo to zajmie nam większą część życia, choć takie podejście jest jak najbardziej rozsądne więc w końcu sam nie wiem, ale ja w życiu kieruję się „złotym środkiem” i chyba także tutaj ma zastosowanie.
Rysiu, Michał
Piszecie: “Zyc tak, by jak najwiecej osob dobrze cie pamietalo.”
Zgoda, pod warunkiem że jest to efekt uboczny tego co i jak robisz, a nie cel sam w sobie. W tym drugim przypadku łatwo możemy zapomnieć i zaniedbać najważniejszego człowieka naszego życia – samego siebie.
Mateusz
Nie powiedziałem, że musisz czekać z założeniem rodziny do momenty, kiedy masz solidną bazę ekonomiczną (aczkolwiek to byłoby najrozsądniejsze – szczególnie dla nas mężczyzn jest to dość proste do zrealizowania). Powiedziałem tylko, że jeśli już zakładasz ją wcześniej, to zadbaj o zabezpieczenie finansowe na wypadek twojej śmierci, choćby w postaci niedrogiego ubezpieczenia typu ryzyko (np. w Niemczech przy sumie ubezpieczenia 100.000,- euro dla 25 letniego mężczyzny kosztuje to 5-13,5 euro miesięcznie, a dla 35 letniego 6,6-17,8 euro).
Ja jestem przeciwnikiem planowania wszystkiego w najdrobniejszych szczegółach, bo wtedy dochodzi często to znanego „paraliżu przez analizę” :-) To co zawsze staram sie zrobić to przewidziec Worst Case Scenario i zastanowić się co w takim przypadku mógłbym zrobić
takiego Alexa lubię:)
Alex:
„W tym drugim przypadku łatwo możemy zapomnieć i zaniedbać najważniejszego człowieka naszego życia – samego siebie. ”
Czyzbysmy sie roznili w definicjach? Dla mnie „Najwazniejszy czlowiek naszego zycia” = „Ten drugi czlowiek”.
To nie jest demagogia czy pustoslowie. Latwo znalezc setki przykladow, ze nie ja jeden tak mysle. Nie bede przytaczal nazwisk, bo nie mnie przyrownywac sie do wielkich. Ale latwo ich znajdziesz poczawszy od „Zawodowych ratownikow” a konczac na „Przypadkowym bohaterze”.
No a przy takiej definicji „efekt uboczny” wyjdzie sam z siebie :-)
Gdy budzę się rano i zasypiam w nocy razem z ukochanym czlowiekiem, to czuję się szczęśliwa. Tesknię ogromnie, gdy zasypiaml ub budzę się sama, nawet jeśli jest to krótka rozłąka i nawet gdy wiem, że za chwilkę będziemy znowu razem. Wiele umiem sobie wyobrazić, jednak nie wyobrażam sobie tego wieczoru, gdy zasypiając będę wiedzieć, że wszystkie następne będą tak samo :-(
P.S. Słowo „kochać” jest czasownikiem. Czasownik, według słownika, to część mowy oznaczajaca czynność lub stan. Podzielam zdanie, że kochając drugiego człowieka powinniśmy pokazywac mu to JAK go kochamy, bo w ten sposób uzewnętrzniamy stan naszego ducha.
Rysiu
jest takie zdanie, które mówi „miłój bliźniego swego jak siebie samego” :-)
Najwyraźniej nasza zdolność do miłowania innych bierze źródło w zdrowej miłości własnej.
Jeśli chodzi o „zawodowych ratowników” czy „przypadkowego bohatera” to z całym szacunkiem ludzie tacy podejmują decyzje z bardzo różnych przesłanek (co też jest ludzkie)
Ja osobiście staram się trzymać z dala od ludzi, którzy nie kochają samego siebie, bo to pachnie dużymi problemami. Tak nawiasem mówiąc, mamy kolejny temat na odrębną dyskusję :-)
Mateusz
„Uważam Moniko, że jest sporo kobiet, które chcą się rezlizować zawodowo, ale także widać powrót do pokolenia naszych babci – kobiet dbających o dom.”
Badz uprzejmy rzucic okiem na wiszacy nad moim post podpisany przez Shrew ..
Jesli nie bylo to zbyt widoczne to przepraszam i wyjasniam, ze moj post jest bezposrednia i lekko zlosliwa odpowiedzia na bardzo radykalny poglad wyrazony przez autorke …..
A co do Twojej opinii – tak Mateuszu, jest sporo kobiet, ktore stawiaja na pierwszym miejscu kariere zawodowa i tam sie realizuja, stawiajac dom z dziecmi na kolejnych pozycjach …
sa kobiety, ktore odwrotnie – realizuja sie bedac w domu, patrzac jak rosna latorosle i z tego czerpia szczescie i energie do zycia ….
dla mnie ani jeden ani drugi model nie jest lepszy, bo kazdy musi znalezc sobie swoje wlasne Idaho :D
Pozdrawiam Cie cieplo w niedzielny wieczor
Monika
tak Moniko, przepraszam:) To nie do Ciebie…
Nie róbmy testamentu, gdy nie spodziewamy się śmierci, tymbardziej (jak piszę shrew) nie rozważajmy nawet tego, że któryś z naszych wyjazdów może być naszym ostatnim. Myślenie o czymś przyciąga to do nas. Myślę, że na codzień możemy tego doświadczyć, a myślenie o śmierci nie jest żadnym wyjątkiem.
Soomal
Jeśli masz, albo będziesz miał jakieś istotne wartości materialne, to spisanie testamentu ma sens, inaczej narażasz Twoich bliskich na niezły pasztet. Wierz mi, przerabiałem to przy innej smutnej okazji.
To fakt, że myślenie o czymś często przyciąga dane zdarzenie, dlatego nie mówię, że trzeba o tym ciągle myśleć. Lepiej raz a dobrze i potem masz ten temat „z głowy”
PS: Właśnie zajrzałem na Wykop. Zobaczcie w komentarzu, z jakim zrozumieniem potrafią czytać takie dyskusje niektórzy z jego (głosujących) użytkowników :-)
Chyba byłem odrobinkę złośliwy w mojej wypowiedzi, którą tam pozostawiłem :-)
Witam,
Dodalbym jedno poniewaz kazdy ma ograniczony czas, dbajmy o kazdego czas.
Najbardziej szanuje osoby ktore nie marnuja mojego czasu. Sam zawsze staram sie postepowac tak zeby osoby z ktorymi sie spotykam nie mialy poczucia zmarnowania czasu.
Wsciekam sie bardzo gdy widze sytuacje w zyciu, ktore tylko marnuja czas, czy to jest administracyjna przeszkoda, czy druga osoba ktora sie spoznia z wlasnej winy, czy …
Kazdy uwaza ze ma tego czasu za malo i chcialby go miec wiecej. Dbajmy wiec o nasz i innych czas zeby wszyscy mogli spedzac jak najwiecej swojego czasu tak jak chca.
pozdrowienia,
Radek
@Radek: Ja nie wściekam się w chwilach, kiedy zanosi się na zmarnowanie mojego czasu. Ja do tego nie dopuszczam! Mam zawsze ze sobą lekturę do poczytania i iPoda z podcastami i audio-książkami do przesłuchania. To mi daje bardzo duży komfort psychiczny, kiedy muszę na kogoś lub na coś długo czekać.
@TesTeq
Tak oczywiscie. Mnie czesto widac z jakims artykulem w rece, wlasnie po to zeby zrobic cos przyjemnego/pozytecznego gdy trzeba czekac.
To co ja lubie robic nie mozna robic z pomoca ipoda i nie zawsze da sie uniknac straty czasu.
pozdrowienia,
Radek
Bardzo spodobała mi się kiedyś taka sentencja:
„Żyj tak, abyś umierał uśmiechając się a ludzie płakali, gdy odejdziesz”.
Krótkie, a jakże dobitne.