W jednym z ostatnich postów dyskutowaliśmy kwestie kto jest nam naprawdę bliski, a kogo nazywamy bliskim bo tak nakazuje nam konwencja społeczna lub tradycja.
W ciekawej dyskusji pod postem pojawiła się seria pytań, na które obiecałem odpowiedzieć w osobnej dyskusji, co niniejszym czynię.
Na początek mam dla Was ważną uwagę. To co opisuję, mniej więcej (ze względu na ograniczenia tekstu pisanego) odpowiada temu jak ja postępuję w danych sytuacjach. Podaje to Wam wyłącznie jako materiał do własnych przemyśleń i ewentualnej dyskusji w komentarzach. Nie oznacza to, że powinniście w taki sposób postępować, lub że inny sposób postępowania jest zły. Po prostu to dla mnie działa bardzo dobrze, przynosi dobre rezultaty i dobrze się z tym czuję.
To, co napisałem poniżej zakłada też, że prowadzimy samodzielne życie nie będąc u rodziców na przysłowiowym garnuszku.
A teraz przejdźmy do pytań:
„Czy szukać prawdziwej bliskości (w rozumieniu Alexa) w rodzinie czy odciąć się od krewnych, a skupić na przyjaciołach?”
Rodzina jest naturalnym „rezerwuarem” osób, które mogą stać się nam bliskie. Z drugiej strony niestety jest to tak, jak napisał Richard Bach w książce „Illusions” że rzadko ludzie naprawdę sobie bliscy wyrastają pod jednym dachem. Co ja robię – staram się osiągnąć maksymalną bliskość ale z zachowaniem „ekonomii działań”, kiedy widzę, że mimo rozsądnych starań dalszy postęp jest trudny lub niemożliwy, to szukam gdzieś indziej. To jest szczególny przypadek mojej postawy opisanej tutaj http://alexba.eu/2007-04-27/rozwoj-kariera-praca/dobre-rzeczy-bez-trudu/
„Jak zachowywać się w stosunku do mamy/ojca, którzy wprawdzie dobrze nam życzą, ale mają zupełnie inne poglądy na to jak dobre życie powinno wyglądać, a o naszym dorosłym życiu nie wiedzą zbyt wiele?”
Tutaj jestem Wam winien cały post, kolejną część cyklu „Jak bronić się przed dyktatura pociotków i znajomych”:
Może dziś opowiem to w pewnym skrócie:
- Po pierwsze, niezależnie od naszego wrażenia przyjmujemy robocze założenie, że rodzice chcą dla nas dobrze. Powiedzmy im o tym, że jesteśmy świadomi ich dobrych intencji.
- Po drugie zapytajmy, czy chcą na ten temat porozmawiać po partnersku jak dorośli ludzie i czy obiecują treść tej rozmowy zachować dla siebie.
- Jeśli nie, to kończymyć wszelkie dyskusje na ten temat, jeśli mimo wyraźnego wyrażenia woli będą one Wam dalej narzucane to ograniczamy wszelkie kontakty do absolutnego minimum (np. działania humanitarne, o których poniżej). „Dieta” kontaktowa czyni czasem cuda :-)
- Jeśli tak, to rozmawiamy z nimi jak z dorosłymi przekazując swoje racje i słuchając ich. Może każda ze stron nauczy się czegoś wartościowego.
- Jeżeli mimo ustnych deklaracji rodziców dalsza rozmowa nie ma charakteru partnerskiej wymiany zdań, to stawiamy uprzejme, aczkolwiek wyraźne ultimatum. Albo dalsza rozmowa będzie odbywać się po partnersku, albo zostanie zakończona. Przy braku pozytywnej reakcji idziemy do punktu 3
- Tak czy inaczej jest to Wasze życie i o ile nie planujecie nałożenia na rodziców dodatkowych obciążeń typu kredyty lub opieka nad Waszymi dziećmi to jest to Wasza sprawa co zrobicie ze swoim własnym życiem
„Jak wyłączyć z tematów poruszanych z rodzicami ten najbardziej drażliwy? (np. nie chcę mieć dzieci)”
Możecie przeprowadzić rozmowę podobnie jak w poprzednim przypadku, aby obie strony zrozumiały lepiej swoje motywacje i racje. Ostateczne decyzja o takich sprawach jak np. posiadanie dzieci należy wyłącznie do Was.
„Jak pogodzić brak bliskości w rozumieniu Alexa z pewnymi obowiązkami, które mogą na nas spaść w związku z posiadaniem bliskich krewnych? (np. mam w najbliższej rodzinie osobę niepełnosprawną, z którą nigdy nie osiągnę bliskości ale czuję się za nią w pewnym stopniu odpowiedzialna).”
Tutaj podejmujemy działania, które ja nazywam „humanitarnymi”. Większość z nas prędzej czy później spotka taki problem, bo nasi rodzice się starzeją i często w tym zaawansowanym wieku potrzebują wsparcia zarówno finansowego i organizacyjnego, jak i też emocjonalnego. Niezależnie od naszych aktualnych relacji z nimi powinniśmy docenić, że w przypadku większości z nas nasi rodzice kosztem wielu wyrzeczeń i wysiłków co najmniej nas żywili, odziewali i dawali dach nad głową i to wtedy, kiedy nie byliśmy w stanie zrobić to sami. Elementarna przyzwoitość wymaga, abyśmy my nie zostawili ich w potrzebie.
Z drugiej strony często zdarza się, że tacy bliźni próbują nas terroryzować lub szantażować emocjonalnie. Do tego nie wolno dopuścić i pierwszym krokiem powinno być przeprowadzenie takiej partnerskiej rozmowy jaką proponowałem na początku tego postu. Jeżeli nie da ona rezultatów, to ograniczamy pomoc humanitarną do absolutnego minimum jakie możemy znieść bez znaczącego ograniczania własnego życia i tego co jest w nim dla nas ważne. Można też stosować metody opisane pod tagiem „tresura”
Tyle odpowiedzi na Wasze zadane mi pytania. Jeżeli macie dodatkowe, lub cokolwiek wymaga bliższych wyjaśnien to zapraszam do zabrania glosu w komentarzach.
Jeszcze raz podkreślam, że ten post oddaje moje osobiste podejście do tego rodzaju zagadnień (sprawdzone w praktyce na trudnych przypadkach :-)) i tylko jako taki powinien być traktowany.
______________
Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)
Alex,
wiem, że to nie na temat, ale nie mogę się oprzeć: lubię Twój gypsy time – częściej jesteś wtedy na blogu. Dzięki!
Ja również wypowiem się poza tematem.
Alexie, powinieneś zainstalować do swojego bloga wtyczkę do WordPressa „Sociable”, tak abyśmy mogli wpis szybko i przyjemnie „polubić” na Facebooku, Wykopać, Blipnąć czy Twittnąć.
Wydaję mi się, że ta wiedza, którą się dzielisz powinna być jeszcze lepiej rozprzestrzeniana, stąd taka sugestia.
Pozdrawiam!
Wiesz Alex, nie chciałbym na starość mieć świadomości, że moje dzieci przychodzą do mnie tylko z powodu, że przeczytały na Twoim blogu, że inaczej im nie wypada. Ale tak poważnie, mamy 2 dorosłych już dzieci, które decydują o własnym życiu same choć mieszkamy jeszcze razem w jednym domu. Wiele z tych decyzji jest dla nas rodziców zaskakująca. Ale to są ich decyzje i je szanujemy, choć w wielu wypadkach postąpilibyśmy inaczej – ale to lata doświadczeń determinują to jak postępujemy.
Co do posiadania dzieci – masz rację ta decyzja tylko i wyłącznie należy do nich. Nie wyobrażam sobie ciągłego nagabywania córki czy syna – kiedy będą wnuki? Dla mnie to oczywiste, ale jak widać nie dla wszystkich. Z drugiej zaś strony znam przypadki, że młode osoby mówiące głośno – nie chcę mieć dzieci – z biegiem czasu zmieniały zdanie i obecnie są szczęśliwymi rodzicami.
Pozdrawiam
Tadeo
Oczywiście Twoja wypowiedź Alex jak zwykle ma logiczny ciąg – i trudno nie zgodzić się z tym co piszesz.
Cieszę się, że zaznaczasz, iż to wyłącznie Twój pogląd i Twoje doświadczenia.
Dla mnie bowiem – z całym szacunkiem dla Twojej logiki – nie ma w Twojej „dyktaturze rodziców” wskazówek na to, jak się do nich zbliżyć (a o to pytałem). Jest to instrukcja, jak odciąć, zakończyć relację, w której ktoś nie czuje się komfortowo ze zdaniem rodziców.
Moje doświadczenia na przestrzeni wielu lat wskazują na to, że jeśli myślę o kimś, że jest dyktatorem, to już takie moje myślenie warunkuje moje zachowania. Wtedy łatwo odrzucić, bez poznania perspektywy drugiej strony, bez dania jej cienia szansy na to, aby w relacji ze mną zaistniała. I nie będzie „dwojga do tanga”, bo ja sam ten kontakt zablokuję, zanim on się zbuduje. I będzie to wynikało z mojego nastawienia, a nie tylko i wyłącznie z tego, że ktoś jest „niemiły”, „apodktyczny”. „bezwzględny”, „mało toleranycjnhy” itp. I wcale nie będzie oznaczało tego, że ta inna osoba nie jest warta tego, aby zbudować z nią dobrą relację, tylko z tego, że ja ją sam tak oceniłem, sklasyfikowałem, osądziłem.
Gdy byłem młodszy miałem mocne nastawienie „anty-rodzicowe”. Z upływem lat przeszło mi to i teraz cieszę się z dobrych relacji zarówno z rodzicami jak i rodzeństwem. Jakoś tak samo to przyszło.
Myślę, że może okazać się ciekawy tekst „Poznaj swoich rodziców”
http://rodzice.net/news/poznaj-rodzicow/
Andrew
Wychodzi na to, że czekasz na cudowną receptę.
Nie rozumiem, jak można warunkować kontakty z rodziną na podstawie tego, co powie ci ktoś z internetu, który tak naprawdę nie ma o sytuacji pojęcia.
Oczywiście jeśli chodzi o złe i toksyczne relacje – tutaj przydaje się spojrzenie z boku, ale przy zwykłych kontaktach (tak, wykłócanie się o przyszłość to są zwykłe kontakty z rodzicami) trzeba myśleć za siebie.
Ja mam to szczęście, że moi rodzice bardzo nie naciskają. Oczywiście nawet nie chcą słyszeć, że nie zamierzam iść na studia, więc po prostu im to oświadczam i zamykam temat. Muszą to zaakceptować :)
Andrew, pytałeś wprawdzie Aleksa, ale pozwolę sobie napisać, co działa w moim przypadku. Kiedy chcę się do kogoś zbliżyć, lepiej go rozumieć, staram się więcej o nim dowiedzieć, m.in. pytam przeszłość. Wyciągam stare albumy ze zdjęciami i prowokuję rozmowy na temat „dawnych czasów”. Pytam o osoby, z którymi ta osoba się wychowywała, o jej rodziców czy opiekunów, o wybory jakich dokonała w młodości, czym się wtedy kierowała. Wracam do początków mojej relacji z taką osobą, których sama często nie pamiętam. To w sumie banał, ale im więcej wiem na temat kogoś mi bliskiego, tym łatwiej mi go zrozumieć, tym łatwiej mi do niego dotrzeć. A odnoszę też wrażenie, że taki powrót do lat młodości w przypadku starszych osób pozwala im zachowywać się bardziej empatycznie wobec młodszych.
Anet.
Piszesz: „lubię Twój gypsy time – częściej jesteś wtedy na blogu. Dzięki! „
No tak, słońce dobrze działa na moja kreatywność :-)
Piotr J. Synowiec
Dziękuję za podpowiedź. Wysłałem krótki mail do Ludwika w tej sprawie.
Tadeo
Piszesz: „nie chciałbym na starość mieć świadomości, że moje dzieci przychodzą do mnie tylko z powodu, że przeczytały na Twoim blogu, że inaczej im nie wypada.”
To rozumiem. Z drugiej strony wiele starszych osób pozostawionych na łasce losu przez własne dzieci ucieszyłoby się gdyby dostały one wsparcie nawet tylko z takiego powodu.
Co do reszty, to gratuluję dobrego kontaktu z dziećmi, którym najwyraźniej mój post nie jest potrzebny :-)
Andrew
Piszesz: „nie ma w Twojej “dyktaturze rodziców” wskazówek na to, jak się do nich zbliżyć (a o to pytałem). „
Mimo dokładnego przeczytania Twoich wypowiedzi w wątku, do którego odnoszę się w głównym poście nie znalazłem takiego pytania. O ile czegoś nie przeoczyłem co możesz mi dokładnie zacytować, to uważam ten czas spędzony na szukaniu za zmarnowany. Proszę nie marnuj mi mojego czasu jeśli chcesz ze mną dyskutować.
Gryfon
Piszesz: „Gdy byłem młodszy miałem mocne nastawienie “anty-rodzicowe”. Z upływem lat przeszło mi to i teraz cieszę się z dobrych relacji zarówno z rodzicami jak i rodzeństwem. „
Jak myślisz, jest to rezultat „dogadania się” czy rezygnacji? Bo oba przypadki się zdarzają.
Jestem bardzo ciekaw odpowiedzi na jedno pytanie. Jaką różnice widzisz pomiędzy podlinkowanym przez Ciebie tekstem (dziękuję) a moim postem? Na to pytanie mogą tez odpowiedzieć inni Czytelnicy.
Av
Rzeczywiście nie ma cudownej recepty, przynajmniej ja jej nie znam. To, czym dzielę się tutaj to są narzędzia, które można użyć, to wszystko.
Zastanawiam się nad Twoim zdaniem: „Nie rozumiem, jak można warunkować kontakty z rodziną na podstawie tego, co powie ci ktoś z internetu, który tak naprawdę nie ma o sytuacji pojęcia. „
Jeżeli przez „nie ma pojęcia” rozumiesz moją wiedzę o konkretnej sytuacji Andrew, to masz całkowitą racje, dlatego tez nie udzielam konkretnych rad. Jeżeli zaś twierdzisz, że nie mam o tego rodzaju sytuacjach pojęcia w ogóle to proszę Cie o uzasadnienie tego.
Jeżeli mówisz: „wykłócanie się o przyszłość to są zwykłe kontakty z rodzicami „ to wiedz, że są inni rodzice, gdzie nie jest to chlebem powszednim.
Co do stwierdzenia „ trzeba myśleć za siebie „ pełna zgoda, podkreslam to w prawie każdym poście
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam,
Dziękuję za odpowiedź – nie spodziewałam się, że będzie miała taką formę :-)
Andrew
Ja rozumiem wypowiedź Alexa jako wskazówki odnoszące się do tego jakimi metodami można próbować zbudować partnerską relację z rodzicami w sytuacji, kiedy nie ma mowy o prawdziwej bliskości (w rozumieniu z poprzedniego postu), a jednak uważamy, że jakieś kontakty chcielibyśmy utrzymywać. W moim odczuciu lepiej jest próbować ułożyć te relacje korzystając z proponowanych przez Alexa narzędzi niż wybierać z dwóch pozostałych możliwości: braku kontaktów w ogóle lub kontaktów, które każdorazowo kończą się awanturą. Dodam, że piszę to na podstawie własnych doświadczeń i obserwacji, miałam też możliwość zobaczyć jak „działają” metody zbliżone do tych proponowanych przez Alexa.
Zastanawiam się na ile te wskazówki dałyby się odnieść do innych sytuacji, gdzie na chwilę obecną musimy utrzymywać kontakt, ale zdecydowanie nie odpowiada nam jego forma (np. praca z nowym szefem – do chwili, kiedy nie znajdziemy innej)…
@Andrew:
„Dla mnie bowiem – z całym szacunkiem dla Twojej logiki – nie ma w Twojej “dyktaturze rodziców” wskazówek na to, jak się do nich zbliżyć (a o to pytałem). Jest to instrukcja, jak odciąć, zakończyć relację, w której ktoś nie czuje się komfortowo ze zdaniem rodziców.”
Nikt nie da Ci wskazowek odnosnie tego, jak zblizyc sie do kogos w TEJ KONKRETNEJ sytuacji. Bo nikt nie zna tego tak dobrze jak Ty sam i ew. twoj przyjaciel/shrink.
Poza tym, trzeba umiec rozpoznac sytuacje w ktorej „zblizanie sie” bedzie cie kosztowac wiecej niz w ogole jest to warte czegokolwiek.
W Polsce jest tak, ze jak ktos powie, ze ma toksycznych rodzicow i niedobra sytuacje w rodzinie to zaraz wszyscy na niego naskakuja. Bo stereotyp bierze gore. Cokolwiek nie zrobisz – TO RODZINA. RODZINIE NALEZY SIE SZACUNEK I LOJALNOSC.
No ale hej – rodzina cie niszczy, wykorzystuje, jezdzi po glowie – nie ma znaczenia. „Brudow nie nalezy prac na zewnatrz”.
Oj ilez ja to juz razy slyszalam.
W imie takich zle pojetych zasad mozna spokojnie kogos psychicznie zniszczyc. Jesli chcesz znasz konkrety uuuuuu…..
Co do reszty:
„Moje doświadczenia na przestrzeni wielu lat wskazują na to, że jeśli myślę o kimś, że jest dyktatorem, to już takie moje myślenie warunkuje moje zachowania. Wtedy łatwo odrzucić, bez poznania perspektywy drugiej strony, bez dania jej cienia szansy na to, aby w relacji ze mną zaistniała.”
Wiesz. Ja mojej matce dawalam wiele razy szansę. Chcialam naprawde sie z nia dogadac – nie szlo i nie idzie do dzis. Czy 20 lat to juz wystarczajaco czy nie?
W kazdym razie, potrafie odroznic kiedy mozna sie z kims dogadac a kiedy nie.
Z Alexem zgadzam sie na tyle, ze jesli nie rozpoznasz, ze ktos cie manipuluje i stara uczynic powolna kukielka, to taka sie staniesz.
Nie warto, niewazne czy to twoi rodzice, rodzenstwo czy ktokolwiek inny. Masz tylko jedno zycie, i na ogol dosc krotkie. Po co sie tak meczyc?
Ja moge wiesz powiedziec zebrakowi na ulicy „kocham cie”. Czy to cos znaczy, jesli nie podazaja za tym konkretne dzialania? Czy znaczy w ogole cokolwiek, jesli twoj wlasny rodzic ci mowi, ze cie kocha, a za chwile ROBI cos zupelnie przeciwnego do tego, co powiedzial? Wolisz wierzyc w slowa czy czyny? Ja wole to ostatnie.
Anyway.
Kazdy powinien znalezc swoja wlasna droge…
To prawda, że relacje z ludźmi są dynamiczne i ewoluują w czasie.
Ja “odkryłam” moją mamę jako człowieka kiedy miałam już dobrych dwadzieścia kilka lat. Gdy byłam nastolatką imponowali mi rodzice mojej przyjaciółki, ludzie wykształceni, lubiący podróżować. Przy nich moja mama wydawała się mniej ciekawa. Któregoś dnia nagle mnie olśniło, zobaczyłam przed sobą osobę która nosi serce na dłoni i jest życzliwa dla wszystkich wokół, i uświadomiłam sobie, że jest to unikatowe. To był przełomowy dzień w naszych relacjach. Zaczęłam odczuwać wdzięczność za to że mam taką a nie inną matkę, a nasza relacja stała się z czasem głębsza i dojrzalsza. Myślę, że wcześniej mojej mamy po prostu nie doceniałam, a ona zawsze mnie wspierała i dawała wolność wyborów.
Może recepta na poprawę stosunków z ludźmi, nie tylko rodziną, to dostrzeżenie także ich zalet, bo cechy które nam “nie leżą” mogą przysłonić człowieka jako całość. Można odkryć w sobie nowy zapał do budowania relacji, nie skreślając z góry tej osoby.
Zgadzam się jednak z Alexem, że “do tanga trzeba dwojga”. Z moim ojcem mało się znamy, ale to ja zawsze starałam się bardziej zbliżyć. Dziś już się nie staram, ale też go nie skreślam, może jeszcze kiedyś nasze drogi się skrzyżują. Na wszelki wypadek nie pielęgnuję w sobie żalu i nie buduję murów.
Myślę, że pułapką w relacjach z rodziną są wszelkie postawy roszczeniowe. Jeśli każda z osób odrzuci dyktaturę, to relacje można uzdrowić. Dzieci żądają od rodziców poświęcenia, czasem nawet mając już więcej niż 18 lat. Rodzice żądają od dzieci posłuszeństwa, nawet jeśli to już pełnoletni ludzie. Jeśli te relacje nie stają się z czasem partnerskie to nie ma mowy o budowaniu bliskości. Kiedyś miałam za złe mojej teściowej, że wybiera oglądanie telenowel zamiast pomóc mi w opiece nad jej jedynym wnukiem. Dziś uważam, że nie miałam prawa tego żądać. To jej życie i wybory. Ona również nie miała prawa narzucać mi pewnych rzeczy czy oceniać. Odkąd obie to zrozumiałyśmy, bardzo się lubimy.
Hm, trochę za bardzo prywatnie, ale w końcu piszę tu anonimowo, może komuś się przyda.
Pozdrawiam,
Dorota
Alex, zgoda – wiele osób starszych wymaga opieki, gdyż ich dzieci zajęte są sobą i swoimi problemami. Co ciekawe często ci starsi ludzie tłumaczą to sobie – „mój syn jest dyrektorem i jest bardzo zajęty dlatego mnie nie odwiedza…” Trudno jednoznacznie powiedzieć co tak naprawdę czuje taka samotna starsza osoba w takiej sytuacji. Można sie tylko domyślać.
Nadchodzi okres Świąt i mam nadzieję że takie osoby nie pozostaną same w te dni.
Moje dzieci wychowywaliśmy w „klimacie” Montessori, choc ja twierdzę że troche za mało od nich wymagaliśmy. W tym akurat różmimy się z żoną :).
Pozdrawiam
T.
Witajcie,
Andrew napisał, w odniesieniu do postu Alexa: „nie ma w Twojej “dyktaturze rodziców” wskazówek na to, jak się do nich zbliżyć (a o to pytałem).”.
Alex wskazuje m. in. na to, jak stawiać granice ingerencji rodziców w nasze życie. Pośrednio to wlaśnie sposób na odejście od relacji rodzic – dziecko i przejście do relacji dorosły – dorosły. Taka zmiana relacji pomiędzy rodzicami dorosłych dzieci a dorosłymi dziećmi powoduje, że – nawet przy czasowym mocnym ograniczeniu kontaktu – przechodzi się do nowej jakości, a jej efektem bywa często właśnie wzmocnienie bliskości. Jest to proces trudny, czasem bolesny, ale według mnie konieczny.
Stawiania granic i nawet czasowe ograniczenia kontaktów są lepsze i zdrowsze, niż ciągłe dalsze staranie się o względy, odpuszczanie, oddawanie własnego terytorium dla „świętego spokoju” lub dobrych relacji i bliskości, ktora – na bazie takiej „ofiary” ma małe według mnie szanse stać się prawdziwą bliskością.
W Moim odczuciu to co napisal Alex jest poniekąd „receptą” na to, o co pyta Andrew
i w najmniejszym stopniu nie jest instrukcją tego „jak odciąć, zakończyć relację”.
To wedlug mnie instrukcja jak skończyć czas niezdrowych relacji i zaczynać zdrowe, dobre – dojrzałe. A tu widzę też szansę na powrót bliskości.
Ja przechodzę ten etap „na raty”, z różnymi okresami „odstawiania”, „ograniczania”, „diety”. Za każdym razem odzyskuję nie tylko swoje terytorium, ale coraz większy szacunek i nawet akceptację dla mojego życia takiego, jakie ja chcę. I zachowuję szacunek dla siebie. Czasem trafiają się okresy „regresji”, niemniej proces jest z tendencją rozwojową. Kiedy odpuszczam „dla świiętego spokoju” lub „wchodzę w rolę dziecka” – w relacji zaczyna szybko iskrzyć i diabli biorą bliskość.
Co do pomagania rodzicom – bardzo przekonały mnie kiedyś slowa osoby, ktorą darzę szacunkiem, ze rodzicom zobowiązani jesteśmy udzielać pomocy i wsparcia, jednak możemy to robić zgodnie z naszymi możliwosciami, przy zachowaniu troski o siebie, a nie wedlug wyobrażeń rodziców. I to nie umniejsza wazności tych rodziców w naszym życiu ani nie przeczy bliskosci czy szacunkowi.
Pozdrawiam, Ewa
Tadeo,
teraz przeczytałam Twoje: „Nadchodzi okres Świąt i mam nadzieję że takie osoby nie pozostaną same w te dni.”.
Mamy 1 weekend świąt. czym w aspekcie troski i opieki nad rodzicami rożni się on od wielu innych weekendów w roku? Wiem, ze to brzmi prowokująco, bo magia świąt, rodzinny stol etc. Powiedz, czemu ten czas ma być wyjątkowy w opiece nad rodzicami, że piszesz „w te dni”? Bo nadaliśmy mega znacznie tym dniom? Nawet w religii chrześcijańskiej i katolickiej nie są to najwazniejsze święta w roku.
Dla mnie troska, opieka i bliskość to nie są szczególne dni wyznaczpone przez święta, kalendarz, tradycję etc. To ostatnie lata z różnym nasyceniem, w zależności od potrzeb i moliwości. Te dwa dni są pod tym wzgledem takimi samymi dniami jak inne.
Pozdrawiam, Ewa W
Myślę, że poruszyłeś tu bardzo istotną kwestię. Mam wrażenie, że nieby doceniamy, co zrobili dla nas nasi rodzice, gorzej jednak z pomaganiem im. Wiadomo, nie chodzi o to, że coś za coś, ale wydaje mi się, że tak jak napisałeś nasi rodzice kosztem wielu wyrzeczeń wysyłali nas na studia, karmili, ubierali itd. Szkoda, że nie widzimy, że teraz oni mogą potrzebować pomocy… Przy czym rozumiem, że na drodze mogą stać jakieś konflikty, wówczas pojawia się dylemat…
Pozioma,
Napisałaś „Szkoda, że nie widzimy, że teraz oni mogą potrzebować pomocy… Przy czym rozumiem, że na drodze mogą stać jakieś konflikty, wówczas pojawia się dylemat…”
To nie jest wyłącznie sprawa dylematu moralnego i chęci lub jej braku, poczucia wdzięczności etc.
Kodeks rodzinny i opiekuńczy w art. 87 wyraźnie mówi: „rodzice i dzieci obowiązani są wspierać się wzajemnie”.
Tylko nie przewidziano sankcji prawnych. :-( Tak czy inaczej, w sytuacji gdy jeśli rodzic popada w niedostatek w rozumieniu prawa , może wystąpić do sądu o alimenty. Obowiązek alimentacyjny spoczywa na dzieciach.
Pozdrawiam, Ewa
Ewa,
ok. tylko, który rodzic kochający swoje dziecko wystąpi o alimenty? Poza tym rodzice mają swoją dumę.
Z moich obserwacji wynika, że rodziciele zwykle nie upominają się i rzadko proszą o pomoc.
Miałam na myśli raczej to, że często dorosłe dzieci nie dostrzegają, że ich rodzice mogliby potrzebować pomocy. Może przyczyną jest życie w pośpiechu, skupienie się na swoich sprawach, partnera/ki, dzieci…
Pozdrawiam,
Pozioma
Pozioma,
nie mam danych, by wypowiadać się o częstości występowania procesów alimentacyjnych w takich realiach, wiem jedynie, ze się zdarzają i ja osobiście jestem za stosowaniem takich rozstrzygnięć, jeśli zagrożone jest życie a nie ma innych lepszych rozwiązań.
Zgadzam się, że „często dorosłe dzieci nie dostrzegają, że ich rodzice mogliby potrzebować pomocy”. Ta pomoc często też jest rozumiana jako konieczność pomocy finansowej, a czasem wystarczy uważność, szacunek, empatyczna rozmowa, wyjście poza swój zabiegany świat… Czasem wystarczy zadać sobie pytanie, co ja mogę zrobić, dać (nie zawsze materialnie) i przyjecie, że niekoniecznie musi być to w zgodzie z konkretnie oczekiwaną przez rodziców formą. Szacunek, dobro można okazywać w tak różny sposób… :-)
Pozdrawiam, Ewa
Elżbieta
Możesz czuć się inicjatorką tego postu, bo właściwie chciałem coś innego napisać :-)
Pytasz: „Zastanawiam się na ile te wskazówki dałyby się odnieść do innych sytuacji, gdzie na chwilę obecną musimy utrzymywać kontakt, ale zdecydowanie nie odpowiada nam jego forma „
Znajdź konkretną sytuację, może ją zanalizujemy :-)
Futrzak
Dziękuję za to, co napisałaś, bardzo dobrze uzupełnia to moje myśli.
Dorota
Piszesz: „Myślę, że pułapką w relacjach z rodziną są wszelkie postawy roszczeniowe. „
Myślę, że to odnosi się do każdej relacji międzyludzkiej i warto to podkreślić. Czyli roszczeniowość zabija bliskość, szkoda że nie napisałem tego w głównym poście :-)
Ewa W
Piszesz: „W Moim odczuciu to co napisal Alex jest poniekąd “receptą” na to, o co pyta Andrew
i w najmniejszym stopniu nie jest instrukcją tego “jak odciąć, zakończyć relację”. „
Ja powiem, że to jest nawet mniej ni z recepta, po prostu kilka użytecznych narzędzi, które stosuję.
Piszesz: „Co do pomagania rodzicom – bardzo przekonały mnie kiedyś slowa osoby, ktorą darzę szacunkiem, ze rodzicom zobowiązani jesteśmy udzielać pomocy i wsparcia, jednak możemy to robić zgodnie z naszymi możliwosciami, przy zachowaniu troski o siebie, a nie wedlug wyobrażeń rodziców. „
To miałem tez na mysli w ostatnim punkcie mojego postu.
Pozioma
Piszesz: „często dorosłe dzieci nie dostrzegają, że ich rodzice mogliby potrzebować pomocy. Może przyczyną jest życie w pośpiechu, skupienie się na swoich sprawach, partnera/ki, dzieci… „
O tak!! Sam nie będę tym, który pierwszy rzuci kamieniem!
Dlatego ważne jest aby o tym mówić i sobie uświadamiać.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex:
Piszesz: „Jak myślisz, jest to rezultat „dogadania się” czy rezygnacji? Bo oba przypadki się zdarzają.”
Myślę, że oba przypadki maiły miejsce oba te przypadki i były widoczne z obu stron. Najpierw było „oddalenie” się od rodziny i tylko sporadyczne kontakty. Zajęty byłem pracą, organizowaniem sobie życia. I w którymś momencie, chyba zacząłem po prostu tęsknić.
Być może wcześniej w rodzinnym domy było „za ciasno” (na 60 m kw. rodzice, babcia, troje dzieci), bo dosyć często dochodziło do sprzeczek. Gdy wszystkie dzieci poszły „na swoje”, babcia „poszła do nieba”, rodzice na emeryturę, to nieliczne spotkania rodzinne zaczęły być naprawdę sympatyczne. A, ze było sympatycznie, to i spotkania zaczęły być coraz częstsze i obecnie stały się normą. Zamiast sprzeczek jest śmiech i rozmowa.
Co prawda rodzice czasami naciskają na niektóre sprawy, ale jakoś tak nie jest to dla nikogo irytujące i uciążliwe. Chyba doszliśmy do przekonania, że tak już mają i jest to ich prawo.
Alex:
Piszesz: „Jestem bardzo ciekaw odpowiedzi na jedno pytanie. Jaką różnice widzisz pomiędzy podlinkowanym przez Ciebie tekstem (dziękuję) a moim postem? Na to pytanie mogą tez odpowiedzieć inni Czytelnicy.”
Jeśli się zastanowić, to chyba oba teksty proponują to samo: rozmowę zrozumienie :)
Alex, Dorota
Zgadzam się w 100% ze stwierdzeniem, że roszczeniowość zabija bliskość. Przyjaźń, miłość to są uczucia, do których nie można nikogo zmusić. Zawsze trudno mi było zrozumieć, jak można cieszyć się z przyjacielskich gestów i brać je za dobrą monetę mając świadomość, że są wymuszone.
Witam,
Alex, piszesz :”Znajdź konkretną sytuację, może ją zanalizujemy” – więc proponuję:
Jestem pracownikiem zespołu, którego nowy szef ma zupełnie inne podejście do zarządzania (zamiast dużej swobody w planowaniu i wykonywaniu obowiązków – ścisła kontrola) niż poprzedni. Zmiana pracy jest nieunikniona – ale w okresie poszukiwania nowej jakoś trzeba się w tej sytuacji znaleźć…
Ewentualnie – zaczynam pracę w nowej firmie i po dość krótkim czasie okazuje się, że pomiędzy moim przełożonym a mną trudno o porozumienie – a jest to praca, której nie chciałabym porzucać po pierwszym miesiącu…
Ta druga sytuacja przydarzyła mi się osobiście – w rezultacie przez ponad rok próbowałam zadowolić osobę zdecydowaną, żeby być ze mnie niezadowoloną zamiast poszukać innej pracy :-) Być może zabrakło mi tzw „umiejętności interpersonalnych” ale nawet jeśli ta współpraca kulała z powodu moich niedostatków to z perspektywy czasu uważam, że trwała za długo.
Witam,
rozwinąłbym jeszcze zdanie:
„powinniśmy docenić, że w przypadku większości z nas nasi rodzice kosztem wielu wyrzeczeń i wysiłków co najmniej nas żywili, odziewali i dawali dach nad głową i to wtedy, kiedy nie byliśmy w stanie zrobić to sami.”
Otóż pogłębiając myśl o „zasługach” rodziców nie sposób wspomnieć też o tym, że w zdecydowanej większości przypadków to rodzice jakoś zdeterminowali nas do tego, żeby być tym kim jesteśmy – zaglądać na takie a nie inne blogi, mieć takie a nie inne pomysły, podejście do życia itd.
Wiadomo, że – ogólnie mówiąc – „czym skorupka za młodu…”. Ja sobie to bardzo cenię i w sytuacjach „działań humanitarnych” bardzo mnie to motywuje. ;)
Bardzo ciekawy dla mnie post, dziękuję. Alexie, czytając Twój wywód oraz komentarze na temat dyktatury, przyszła mi na myśl bardzo dobrze znana mi sytuacja, która nie została tutaj wspomniana.
Mianowicie, zakładamy, że w relacji z osobami bliskimi możemy podjąć dyskusję, na kłopotliwe tematy – powinno to rozwiązać problem w bardziej lub mniej drastyczny sposób. Co w przypadku, kiedy rozmowa jest nie możliwa? Nazwał bym to, upadkiem jakichkolwiek relacji w rodzicie/otoczeniu? Czy jedynym rozwiązaniem jest zupełne zerwanie kontaktów?
Pozdrawiam,
Karol
Karol,
co do ostatniego akapitu Twojego komentarza, to ja widzę to następująco:
Napisałeś: „nazwał bym to, upadkiem jakichkolwiek relacji w rodzicie/otoczeniu? Czy jedynym rozwiązaniem jest zupełne zerwanie kontaktów?” – mam wrażenie, ze tu coś nie gra. Skoro upadły jakiekolwiek relacje to nie ma i tak kontaktu a są co najwyżej pozory kontaktu. Zależy Ci na pozorach czy na prawdziwej relacji?
Jeśli „w relacji z osobami bliskimi” nie jest możliwa rozmowa, to należy się poważnie zastanowić, czy rzeczywiście jeszcze mamy do czynienia z „osobami bliskimi” a nie tylko z osobami spokrewnionymi (o tym osobny post Alexa) i czy w ogóle tu jest jakaś relacja. A może jedyne co jest, to Twoja chęć, by było inaczej, by być w relacji.
Ważny krok w moim przekonaniu, to odpowiedzenie sobie samemu na pytanie, czy i z jakiego powodu zależy Ci na zbudowaniu od nowa relacji i czy rzeczywiście możesz to zrobić bez woli z drugiej strony. Czy przypadkiem nie jest to próba kupienia ciastka z kremem w sklepie z żelazem – tam nie sprzedają ciastek, nawet gdyby chcieli, nawet jak będziesz przychodził 5 razy dziennie i prosił o to ciastko, stosował różne sposoby etc.
Ewentualnie może istnieje możliwość zapytania wprost drugiej strony, jak wyobraża sobie dalsze relacje i czy jest tym zainteresowana.
Wtedy odpowiedzialność za ewentualne budowanie relacji rozkłada się na obie strony i przestajesz ustawiać się w roli tego, któremu zawsze będzie zależało bardziej i zawsze się będzie starał, a druga strona nie. Powiedzieć o swojej gotowości i spytać, czy jest gotowość z drugiej strony. Jeśli jest – spytać o wyobrażenie, jak miałaby ta relacja według drugiej strony wyglądać i konfrontujesz to z Twoimi wyobrażeniami.
Może jest tu jakaś wspólna płaszczyzna, a może się okazać, że się kompletnie rozmijacie i szkoda Twojej energii.
Lepiej odcierpieć raz, niż nieustannie narażać się na cierpienie i ranienie.
Odrębna sprawa to decyzja, czy czuwać na wypadek konieczności pomocy humanitarnej.
Pozdrawiam, Ewa