Niektórzy z Was zapewne zastanawiają się, co ma oznaczać to słowo użyte w tytule, więc zacznijmy od niego :-)
W marketingu wirusowym idee, produkty czy usługi rozpowszechniają się w ten sposób, że ich zadowoleni „konsumenci” przekazują informacje o nich osobom ze swojego otoczenia. Te z kolei, po osobistym zapoznaniu się z „obiektem” takiego marketingu opowiadają to innym i w ten sposób, może (choć nie musi) dojść do lawinowego zakażenia szeroko rozumianego „rynku”.
Jeśli ten obiekt jest w dodatku czymś w miarę niepowtarzalnym i wywołującym u odbiorcy opisany przez Toma Petersa efekt „Wow!”, to metoda ta jest bardzo skuteczna. Piszę to z własnego doświadczenia, od 1992 roku „rozprzestrzeniam się” wyłącznie w ten sposób, co jest nie tylko wygodne, lecz też bardzo efektywne kosztowo :-)
Dlaczego o tym piszę? Cóż, po tym jak rozważaliśmy stanie się takim wyjątkowym obiektem warto zastanowić się jak „zainfekować” sobą jak największą część „rynku”. To ostatnie słowo piszę w cudzysłowie, bo niekoniecznie musi tutaj chodzić o rynek sensu stricto.
W takich działaniach szczególną rolę odgrywają ludzie, którzy nie ograniczają się do dania pozytywnej referencji kiedy się ich o nią zapyta, lecz ci, którzy sami z siebie, z własnej inicjatywy mówią o Tobie opowiadając to wszelkim potencjalnie zainteresowanym ludziom. Seth Godin nazywa ich „sneezers„, to dobre określenie, które pozwolę sobie używać tłumacząc je na język polski jako „kichacz” :-).
W tym kontekście mamy dwie rzeczy, na które należy zwrócić uwagę:
1) Jeśli jesteśmy naprawdę dobrzy, to warto mieć w swoim otoczeniu jak najwięcej kichaczy. Ci ludzie bardzo szybko i efektywnie rozpropagują nasze możliwości i osiągnięcia. To zadanie znalezienia takowych nie jest trywialne, bo większość Polaków ma tendencję do dzielenia się narzekaniem i negatywnymi obserwacjami, a to jest dokładnie odwrotność tego, co potrzebujemy. Jeśli więc na waszej orbicie znajdzie się pozytywny „kichacz”, to należy go rozpoznać i traktować z dużą atencją, to jest osoba, która może znacząco przyśpieszyć Waszą karierę!!
2) ze względu na wspomnianą już powyżej cechę Polaków kichacz jest zjawiskiem stosunkowo rzadkim. W związku z tym dobrym sposobem na pozytywne wyróżnienie się z tłumu jest zostanie jednym z nich :-) Jeśli widzimy coś, lub kogoś, kto robi cokolwiek wykraczającego poza szarą przeciętność (może to być w bardzo różnych aspektach i niekoniecznie muszą to być wielkie sprawy), to po spełnieniu warunków wymienionych poniżej zadajmy sobie trudu, aby takie osoby rozpropagować. To nie jest ani trudne, ani nie wymaga wiele wysiłku, a rezultaty dla obydwu stron mogą być bardzo korzystne. Ludzie z klasą, o których „kichasz” z pewnością docenią Twoje zaangażowanie i to czasem w stopniu znacznie większym, niż mogłoby nam się to wydawać.
Zanim jednak zaczniemy „zarażać” innych zwróćmy uwagę na kilka bardzo istotnych punktów:
- musimy wiedzieć, czy dana osoba życzy sobie takiej reklamy. Nigdy nie zaszkodzi zapytać (ja tak robię), chyba ze sprawa jest oczywista (jak ktoś np. robi stronę w internecie to zapewne będzie się cieszyć z jak najszerszej publiczności)
- uważamy przy tym na dotrzymanie tajemnicy zawodowej – ja na przykład nie wypowiadam się na zewnątrz o pracownikach moich klientów
- mówimy tylko prawdę i nic ponadto!!! W końcu chodzi też o naszą osobistą wiarygodność!! Na szczęście w wielu wypadkach wystarczy po prostu zwrócenie uwagi innych na daną osobę lub serwis. Wielokrotnie bardzo pomogłem różnym ludziom mówiąc o nich innym „poznaj tego człowieka i porozmawiaj z nim, myślę że warto”. To nie było trudne i nie wymagało położenia na szalę całej mojej reputacji :-)
Proste, nieprawdaż? Dlatego zachęcam Was do wyświadczania takiej przysługi innym i to najlepiej od zaraz. Najpóźniej po kilku latach zobaczycie ile wygeneruje to dobrej woli w stosunku do Was!
A psik!!!! :-)
Ogólnie cała moja dotychczasowa „kariera”, polega właśnie na takim „rozprowadzaniu informacji przez osoby trzecie”, że cały biznes się nakręca. Mam trochę mieszane uczucia co do tego. Z jednej strony jest to duży „+”, ponieważ mam stosunkowo dużo klientów, z drugiej strony jednak jest pewien „-„, bardziej mnie cieszy gdy sam znajdę klienta i gdy on później będzie zadowolony z usługi. Wg. mnie jest to syndrom „niezależności”. Każdy chciałby być niezależny i kierować swoimi losami, pomimo tego, że w 1. przypadku też mamy na to wpływ, ale w moim odczuciu trochę mniejszy… Zależy jak kto postrzega „niezależność”. Może to tylko „ego”, a nie „zależność”, może to po prostu staranie się aby na wszystko samemu sobie zapracować. Każdy kto prowadził „freelancerkę” pewnie spotkał się z tym sposobem docierania klientów do naszej osoby.
Serdecznie pozdrawiam.
Taka tylko mała uwaga techniczna – jeżeli już pozycjonujemy się jako fachowiec to używajmy poprawnie łacinskie zwroty – albo sensu stricto … albo samo stricte … a nie sensu stricte
Uwaga ma mieć charakter stricte konstruktywny :)
Pozdrawiam
Dominik
Co jest złego w tym, jeśli klienci z własnej inicjatywy pukają do Twoich drzwi? Mnie takie rzeczy cieszą :-)
Piotr
Dziękuję na zwrócenie uwagi, zaraz to poprawię. Powinienem podwójnie sprawdzać te fragmenty postów, które piszę „na gorąco” w podróży :-)
Lesson learned :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
PS: Cieszę się, że to co piszę jest tak uważnie czytane (serio!!). To bodziec, aby jeszcze bardziej się przykładać
Może chodzi o to, że jest nadal stosunkowo mała grupka ludzi, którzy rozprowadzają informacje, mimo, że są to efektywne „polecenia”. Chciałbym zrobić coś tak dla większej grupy docelowej, tak aby marka była rozpoznawalna. Jestem wstanie wydać większe pieniądze na to aby była właśnie rozpoznawalna, a nie o to aby byli klienci. Jest to w pewnym sensie chęć realizowania się, czy też, bycia zauważalnym. Przełoży się to na większe i jeszcze lepsze projekty. Chciałbym dojść do takiego sukcesu jak Intel, Apple, Sun i inne (każdy kto zna ich historie, szczególnie początków powinien się teraz uśmiechnąć – kto nie zna, to polecam książkę „Strukturalna Organizacja Systemów Komputerowych” A. S. Tanenbaum)
Alex, piszesz: „ze względu na wspomnianą już powyżej cechę Polaków kichacz jest zjawiskiem stosunkowo rzadkim”.
I chyba dobrze, bo gdy wystąpi już takie zjawisko, to będzie miało dużo większy efekt niż wtedy, gdyby było bardziej popularne.
Jak zachęcić innych, żeby o nas „kichano” – napisać o tym post :-) … żartuję.
Witajcie
Alex ma dużo racji pisząc o kichaniu. Ja właśnie w ten sposób rozwijam swoją działalność gospodarczą. Wcześniej byly to praktyki w firmie X a teraz przerodziły się w formę bardzo formalnej i opłacanej współpracy. Kolejne moje projekty opierają się właśnie o „kichanie”. Kiedy zaczyna się własny business jest to świetna forma reklamy – wychodzi od obiektywnych osób trzecich a nie z naszej subiektywnej kartki.
Ja dodałbym też następującą rzecz: jeśli ktoś kicha to czasem podajmy mu chusteczkę. Ja staram się kichać jeśli jest ku temu okazja a znam fajnych ludzi. Jednak czasem kichałem i kichałem – prawie zrobiło się z tego przeziębienie i na tym się skończyło. Kichanie nie wystarczy, ktoś musi się też nieco wychylić.
Na początku chcę wszystkich powitać, ponieważ jest to mój pierwszy komentarz tutaj.
Chciałem wypowiedzieć się na trochę ogólniejszy temat- siły ludzi, sieci kontaktów. Jestem członkiem organizacji studenckiej, której jedną z zasad jest powiększanie osobistej sieci kontaktów. Dzięki temu realizowany jest rozwój jej członków, także mój, skromnie mówiąc :) . Kontakty te można wykorzystać, by nauczyć się wielu pożytecznych rzeczy, pomagamy sobie na wzajem w rozwoju osobistym, czy po prostu przenocujemy kogoś, kto przyjechał na koncert. Oczywiście nie można porzucić czytania książek czy wykorzystywania zdobytej wiedzy w praktyce, ale dzięki ludziom, odpowiedniemu doborowi środowiska, w którym żyjemy, można spotęgować efekty uzyskiwane „bardziej bezdusznymi” metodami.
Dodatkowym atutem będzie różnorodność tego środowiska ludzi, co przyczynia się do wielu ciekawych pomysłów.
Po dotychczasowym czasie spędzonym w tej organizacji drastycznie zmieniłem swoje podejście, ponieważ byłem przekonany, że komputery załatwią wszystko. „Kichanie” i ta organizacja (największa studencka na świecie) są dowodami na to, że sieć kontaktów działa.
Pozdrawiam wszystkich czytelników, jak i samego autora
Dominik
Nie całkiem jasna jest dla mnie Twoja wypowiedź:
„Chciałbym zrobić coś tak dla większej grupy docelowej, tak aby marka była rozpoznawalna. Jestem wstanie wydać większe pieniądze na to aby była właśnie rozpoznawalna, a nie o to aby byli klienci.”
Możesz to nieco doprecyzować?
BeSmart
Oczywiście, dlatego zaleca Czytelnikom „bądźcie kichaczami!”. W ten sposób mogą oni (i one) bardzo poztywnie wyróżnić się z tłumu.
Paweł
W tym poście piszemy o kichaniu wyłącznie w przenośni. Jeśli Twoja chusteczka też jest przenośnią to proszę wyjaśnij to dla mnie :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Marketing szeptany to silne narzędzie… Nie tylko jeśli chodzi o koszty. Trzeba mieć świadomość, że nie tylko mali gracze na rynku z niego korzystają. Wręcz przeciwnie, istnieją w Polsce duże agencje, które zajmują się tylko i wyłącznie prowadzeniem kampanii szeptanych dla nieraz naprawdę dużych klientów. Nie będę wymieniał nazw, bo nie chcę robić im darmowej reklamy ;) Jeśli kogoś interesuje, podam na priva. W każdym wypadku należy być bardzo czujnym zawsze wtedy, gdy ktoś zaczyna przy nas zachwalać jakiś produkt. Nawet jeśli to dobry kumpel i nawet, jeśli mówi, jakie dobre piwo ostatnio pije ;-)
Paweł
Też nie zrozumiałem przenośni chusteczki, ale „kicham” o Tobie gdzie się da ;-) No, chyba, że sobie tego nie życzysz, wtedy przestanę :)
Marcin
Masz rację w tym, że i wielcy próbują korzystać z podobnego mechanizmu. Musielibyśmy tylko ustalić, czy marketing szeptany (word-of-mouth) i marketing wirusowy (viral) to to samo. Nie jestem w tej dziedzinie ekspertem, niemniej samo opłacenie kogoś, aby prywatnie zachwalał jakiś produkt, bądź usługę niekoniecznie będzie marketingiem wirusowym, bo jeśli nowy klient nie będzie nabytkiem zachwycony, to raczej nie przekaże „infekcji” dalej. Abstrahuję tutaj od sytuacji, kiedy sama istota produktu, czy usługi ma wbudowane elementy „wirusowe”. Jak już wspomniałem, nie jestem w tej dziedzinie ekspertem, więc na tym zakończę moje dywagacje na ten temat :-)
Nawiasem mówiąc, jeśli ktoś za parę złotych sprzedaje swoją wiarygodność aby zachęcać innych do kupienia jakiegoś produktu wykorzystując ich zaufanie, to jest to dość żałosne, nie uważasz?
Ja też „kicham” o grupie biorącej udział w eksperymencie. O całości bez podawania nazwisk, o tych, którzy mi na to zezwolili całkiem konkretnie. W końcu chcę, aby wszyscy uczestnicy osiągnęli sukces w życiu!! Na razie owocuje to dużym zainteresowaniem, propozycjami praktyk, fundowania lokalizacji na następne szkolenia itp. :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Również nie jestem ekspertem jeśli chodzi o różne odmiany marketingu, chciałem tylko zwrócić Waszą uwagę (a może raczej wzmóc Waszą czujność) na to, że takie zjawisko istnieje. Z tego co wiem, nie działa to na zasadach wynagrodzenia; „kichacze” raczej dostają darmową próbkę produktu (przykładowo skrzynkę piwa), a później, jeśli chcą – zachwalają.
Sam nigdy nie brałem udziału w takim procederze, ale wiem, że ma się on w naszym kraju całkiem dobrze.
Słyszałem od człowieka, który pracuje w największej bodaj tego typu agencji, że nigdy nie biorą do kampanii produktów przeciętnych lub słabych, bo zdają sobie sprawę z tego, że wtedy po prostu nie zadziała.
Witajcie
Troszke ucieklem od bloga bo organizuje materialy reklamowe wyprawy na Grenlandie – test przed biegunem poludniowym.
Wyjasniam moja chusteczke. Jesli ktos kicha o nas to warto zaznaczyc swoja obecnosc. Chusteczka moze byc tez dwiema stronami na nasz temat, ktore trzebaby nagle na szybko komus podeslac. Chusteczka mozemy tez czasem dac do zrozumienia, ze w obecnej chwili nie do konca nasza sytuacja jest odpowiednia do kichania. Pewnie znow namieszalem.
Alex dziekuje za kichanie, ja tez kicham o Tobie dosc sporo, na przyklad pokazuje ten blog innym.
Pozdrawiam,
Paweł
Na początku chcę wszystkich powitać, ponieważ jest to mój pierwszy komentarz tutaj.
Chciałem wypowiedzieć się na trochę ogólniejszy temat- siły ludzi, sieci kontaktów. Jestem członkiem organizacji studenckiej, której jedną z zasad jest powiększanie osobistej sieci kontaktów. Dzięki temu realizowany jest rozwój jej członków, także mój, skromnie mówiąc :) . Kontakty te można wykorzystać, by nauczyć się wielu pożytecznych rzeczy, pomagamy sobie na wzajem w rozwoju osobistym, czy po prostu przenocujemy kogoś, kto przyjechał na koncert. Oczywiście nie można porzucić czytania książek czy wykorzystywania zdobytej wiedzy w praktyce, ale dzięki ludziom, odpowiedniemu doborowi środowiska, w którym żyjemy, można spotęgować efekty uzyskiwane „bardziej bezdusznymi” metodami.
Dodatkowym atutem będzie różnorodność tego środowiska ludzi, co przyczynia się do wielu ciekawych pomysłów.
Po dotychczasowym czasie spędzonym w tej organizacji drastycznie zmieniłem swoje podejście, ponieważ byłem przekonany, że komputery załatwią wszystko. „Kichanie” i ta organizacja (największa studencka na świecie) są dowodami na to, że sieć kontaktów działa.
Pozdrawiam wszystkich czytelników, jak i samego autora
Już precyzuje. Z reguły celem w biznesie jest po prostu zarobienie pieniędzy, co najczęściej sprowadza się do tego, że mamy dużo klientów lub mało (ogromnych). Moim celem w życiu nie jest tylko zarobienie pieniędzy, ale też wytworzenie marki rozpoznawalnej na całym świecie. To jest jak „show-biznes”, każdy chce czymś zaskoczyć i często jest to po prostu samo „pokazanie się światu”, a często stworzenie czegoś nowego (ci naprawdę wnoszą do rozwoju). Zakładamy, że idziemy drogą „kichaną” – wzrost jest, ale czy aż tak gwałtowny? Najlepiej do tego typu marketingu dodać typową promocje marki. Trochę kampanii reklamowej nie zaszkodzi, dobrze przemyślana i skonstruowana i głównie nastawiona na utkwienie w pamięci odbiorcy. Nie koniecznie, żeby od razu kupił usługę/produkt, ale po to, żeby „ziajka.com” i logo miał w głowie. Jestem wstanie wyłożyć pieniądze na właśnie taką dodatkową reklamę, aby skutek był jeszcze lepszy. Jeśli utkwi w głowach tylko „Dominik Ziajka”, to co przekaże dzieciom? Nazwisko? Tak to mają wyrobioną markę, z której będą mogli korzystać. Życie to nie tylko „tu i teraz”, trzeba zadbać o to aby dzieciom żyło się lepiej ;)
Kończąc rozważania, „Kichanie” jest dobre, ale można jeszcze zrobić coś więcej, aby żyło się prościej.
Pozdrawiam
Tak się jakoś złożyło, że właśnie przez kichanie założyłem firme…. za dużo chętnych się pojawiło, wiec skuteczność metody potwierdzam :).
Jednak co to zdania „jak ktoś np. robi stronę w internecie to zapewne będzie się cieszyć z jak najszerszej publiczności” mam sporo zastrzeżeń.
Często trafia mi się taka sytuacja: jakiś mój klient X „kichnie” na mój temat panu Y. Pan Y przychodzi do mnie, mówi że jest z polecenia X i chciałby żebym zbudował mu np. sklep internetowy i się zaczyna….
Co ma zawierać sklep -> „no taki standardowy” :), ale załóżmy że ma dobry projekt, wtedy podaje cenę i słyszę jaki to zdzierca nie jestem…. Pan Y wychodzi oburzony, a potem przez 6 miesięcy stara się mnie jednak namówić, a to mniejsze wymagania, a to ceny na rynku i oczekuje produktu za 50% :).
Nie wszyscy klienci są tacy, ale nie mało jest takich marud. Także jeśli się komuś już „kicha” to trzeba wziaść pod uwagę jeszcze osobę, bo jak to jakiś cholerek itd. to możemy sobie więcej zaszkodzić niż pomóc :) przy okazji pokazując, że kichanie ma też złe strony.
Marcin
Dziękuję za bliższe informacje. Taki, w ten, czy inny sposób „opłacany” marketing wirusowy nie był oczywiście przedmiotem pierwotnego postu.
Paweł
Rozumiem, że chciałeś powiedzieć, że powinniśmy ułatwić „kichaczom” kichanie o nas przez stworzenie czegoś namacalnego?
Artur
Witaj na naszym blogu :-)
Poruszana przez ciebie organizacja najwyraźniej ułatwia networking. To też jest bardzo pożyteczna sprawa i wielu młodych ludzi niewystarczająco o to dba. Poprzez kichaczy możesz rozprzestrzenić się daleko poza Twój network, te dwie rzecz wzajemnie się uzupełniają.
Dominik
Oczywiście, że można zrobić wiele więcej, też dla nas samych. W żadnym momencie nawet nie sugerowałem, że dbałość o kichaczy (i zostanie nim samemu) ma być jedyną możliwością. Po prostu jest to dość prosta i praktycznie nic nie kosztująca metoda, więc w tym przypadku nie ma usprawiedliwienia „że kogoś nie stać” :-)
Andrzej
Jaką sytuację wolisz:
1) za mało ludzi wie o Twojej działalności i w rezultacie musisz brać każdego, aby przeżyć (w sensie ekonomicznym)
2) „zbyt wielu” ludzi wie o Twojej działalności i w rezultacie trafiają do Ciebie też ludzie, których nie chcesz miej jako swoich klientów (ale masz tylu zainteresowanych, że możesz tych niewygodnych odrzucić)?
Ta wspomniana przez Ciebie wada kichania prowadzi do sytuacji nr.2 więc w czym problem?
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Na zdrowie!!! :)
W niedzielę byłem z rodziną w nowej kawiarni w moim miasteczku. Miejsce to dzięki swojemu klimatowi, miłej obsłudze i smacznym deserom bardzo mi się spodobało. Po powrocie do domu podzieliłem się pozytywnymi wrażeniami na lokalnym forum internetowym, przy czym jestem na nim na tyle znany, że nie była to opinia anonimowa. Zapewne było to mocne kichnięcie. :)
Objawiła się przy tej okazji także nasza narodowa przypadłość, o której piszesz Alexie. Otóż zostałem złajany przez anonimowego czytelnika za to, iż robię tej kawiarence reklamę. Moja odpowiedź była krótka – „co w tym złego?”
O tyle jeśli jest to kichanie autentyczne, a nie opłacone… Jeśli to jest kichanie na zasadzie – zapłacili mi żebym reklamował Firmę X, więc idę i wypowiadam się na forach internetowych, niby to jako zadowolony użytkownik, a tak naprawdę to jedna wielka chamska reklama, to nie jest to nic do dumy, a wręcz przeciwnie. Trzeba to odróżniać… Zakamuflowana reklama jest czymś haniebnym, bo wzmaga nieufność w ludziach… Bo skoro on mówił że korzysta z usług tej firmy i jest zadowolony, a tak naprawdę, to go opłacili… I w sumie to są niskie praktyki… Zwykłe kłamstwo… Ale jesli ja np. lubię pić piwo danej marki i moi znajomi mnie ciągle widzą z nim, to nawet gdyby mi zapłacili to bym nie widział w tym nic zdrożnego.. Znaczy się nie chodzi czy ktoś kicha za darmo, czy nie za darmo, tylko czy robi to szczerze…
W realu co prawda nie spotkałem się z opłaconym kichaniem, ale na forach internetowych – to istna plaga…
I ponownie witajcie:)
Nadrobiłam już wszystkie posty, a tu się dzień zaczął… Więc na kolanie i na prędce:)
Dominik, Alex
Też mi sie zdaje, że kichanie nie jest jednym środkiem zdobywania klientów:) Jedyną rzeczą jaką tu widze, to czas i związana z tym jakość pomysłów promocyjnych, by firma odnosiła szeroko rozumiany sukces – bo jak zrozumiałam Dominiku na tym ci zależy;)
Kichanie swoja drogą, a wyzwania w postaci zobywania klientów i rozwoju firmy swoją:)
Od czasu do czasu wystraczy tylko kichnąć, by ruszyć tę machinę, bo rzeczywiście mentalność Polaków jest na „straszne, beznadziejne, nie wyszlo…”.
Alexie tym postem uświadomiłeś mi jak bardzo rozpowszechniony jest czarny kich, przynajmniej ja w w moim otoczeniu takiego doświadczam.
Andrzej,
Rzeczywiście zdarza sie, że po tym rekomendacyjnym kichnięciu klienci mają czasem przedziwne oczekiwania (ja również to znam), ale jak to Alex ładnie napisał – wybieraj, a mając kichaczy będziesz miał w czym:)
Pozdrawiam,
Aleksandra Mroczkowska
Wracając do „kichaczy”, to wydaje mi się, że możemy do nich zaliczyć też osoby polecające ciebie/usługę za określony profit (np. % kontraktu). W swoim dotychczasowym życiu miałem do czynienia z takimi osobami i odpowiadał mi ten „układ”. Są to osoby, które mają dostęp do klientów i mają z nimi odpowiednie „stosunki. Nie wiem, może jest jakiś specialistyczny termin określający te osoby, np. („płatna protekcja” ;) ). Podsumowując, warto mieć kichaczy i to na wysokich szczeblach (można nazwać to „kontaktami”), ale muszą to być ludzie wiarygodni i uczciwi (żeby w dziadostwo nas nie wpędzili). Co do tego, że osoby polecane przez tych kichaczy są nie zadowolone z ceny/specyfikacji, to szczerze, nie spotkałem się z takimi problemami. Jeśli uważam, że cena ma być „taka i tylko taka”, to robie to, jeśli klient się nie zgadza, to możemy podyskutować, ale nic więcej. W mojej dziedzinie, z reguły ceny są adekwatne do produktu/usługi. Trzeba mieć na uwadze, że klient też na tym zarobi i w 99% ma więcej z tego kasy niż koszt produktu/usługi. Moi „najlepsi kichacze” (dziękuje im za to), umieją odpowiednio przygotować klienta, że nie będzie tanio i, że cena będzie odpowiednia do możliwości.
Tak na marginesie Alexie mam problem o jakim wspominałeś we wcześniejszych postach na temat „studia vs samokształcenie”. Dostałem się na Politechnikę Krakowską , Wydział Inżynierii Elektrycznej i Komputerowej – Informatyka i pewnie przyjmą mnie na też Politechnikę Śląską (porównywalne progi przyjęć). Teraz pytanie, co wybrać? (nie mówię o uczelni) Mam stałą pracę, w dodatku po pracy ciągnę własny biznes (pracuje jakieś 16h dziennie, 7 dni w tyg. ;) ), tak na prawdę mam ustawione życie…i pytanie, czy pchać się na studia? Wiem, że to mój problem, ale szczerze to jest 50/50 wg mojej oceny… Pytanie, co dadzą mi studia? Hmmm…kontakt z czymś więcej niż PHP, MySQL i JavaScript (pomimo, że mam doświadczenie w Java i C++)…. ciężkie jest życie „staruszka” :)
Serdecznie pozdrawiam,
Dominik Ziajka
witam po przerwie,
„kichaniem” jestem słowotwórczo zachwycona, a przy okazji z własnego doświadczenie potwierdzam: działa. Sama kicham często-gęsto, bo z racji twórczego otoczenia mam o kim, a i o mnie czasem kichają, co nie tylko jest miłe, ale i bardzo pomocne. Szczerze mówiąc, od czasów porzucenia etatu jeszcze nie miałam zlecenia od kogo innego niż „zainfekowani”…
Co do „kichania” opłaconego – trudno mi wyobrazić sobie osobę, która by opłacała „kichaczy”, by zdobyć nowych klientów. Jeśli trzeba płacić, to znaczy, że oferta marna, z czego z kolei wynika, że byłoby to wyrzucanie pieniędzy w błoto.
W dziedzinie rekomendacji osób i ich usług stawiam na zaufanie. I weryfikację :)
Dominik
„Mam stałą pracę, w dodatku po pracy ciągnę własny biznes (pracuje jakieś 16h dziennie, 7 dni w tyg. ;) ), tak na prawdę mam ustawione życie…” – w kontekscie Twojego pytania „Pytanie, co dadzą mi studia?” – ja bym zastanowil sie nad tym w kontekscie PITA factor o ktorym Alex pisal tutaj: http://alexba.eu/2006-10-02/tematy-rozne/jak-rozszerzac-swoj-zakres-swobody-i-jakosc-zycia-cz1/
Serdecznie pozdrawiam,
Kamil
Piotrze
Długo Cię tu nie było!! Jak mówią Amerykanie „welcome back!”
Z tym „robieniem reklamy” w internecie to nieco skomplikowana sprawa. Jak widać z głosów innych Czytelników jest sporo ludzi, którzy kichają nie z własnego przekonania, lecz za „skrzynkę piwa”. To powoduje czasem paranoiczne reakcje internautów jeśli piszesz o czymś dobrze. Tym nie warto się specjalnie przejmować, inaczej rzeczywiście skończymy na tym, że „słuszne” bądą jedynie głosy krytyczne.
Nie Spamerom (zapewne masz też jakieś sympatyczne imię :-))
Zgadzam się z Tym co napisałeś w 100% z jednym wyjątkiem. Piszesz:”Ale jesli ja np. lubię pić piwo danej marki …………… to nawet gdyby mi zapłacili to bym nie widział w tym nic zdrożnego”
Zdrożne to nie jest, szkodzi jednak na poczucie że jesteś nie do kupienia. Dobrą zasadą, którą się od bardzo dawna kieruję z życiu jest „jak już zarabiać, to konkretne sumy” :-)
.Aleksandra
Wspomniałem już chyba, że nie twierdzę, iż kichanie jest jedyną metodą. To, co napisałem, to fakt, że od bardzo dawna klienci znajdują mnie praktycznie wyłącznie w ten sposób i chyba prosperuję całkiem nieźle :-)
Dominik
Opisujesz dość powszechną praktykę pośrednictwa za prowizję. Jest to OK, ale miałem na myśli coś innego. Kichanie jest bezpłatne i kropelki zarażają całe otoczenie kichacza. Ja znam sporo moich kichaczy, niemniej nigdy nie wypłacałem żadnemu z nich jakiejkolwiek prowizji!! Część z nich byłaby taką próbą ciężko obrażona!!
Jeśli chodzi o Twój problem „na marginesie”, to przy posiadanej ilości danych nie chcę Ci czegokolwiek doradzać, bo byłoby to trochę niepoważne. Zastanów się tylko, czy to, co dadzą Ci ewentualne studia nie możesz uzyskać szybciej i lepiej w inny sposób.
Yves
dla mnie też kichanie za pieniądze, to trochę dziwna koncepcja, ale cóż…. najwyraźnie wszystko jest na tym świecie.
Kamil
To jest dodatkowy aspekt, który Dominik powinien wziąć pod uwagę :-)
Pozdrawiam wszystkich
Alex
Wiem Alex, to jest inny sposób współpracy, chociaż też efektywny. Kichających za darmo znam i miałem z takim do czynienia, sam też nie raz kichałem i ogólnie ten od kogo „kichłem” był jeszcze bardziej wdzięczny i sam jeszcze więcej kichał i tak się rozkręciło…
Mój problem nabrał jeszcze większego znacznie, szef chyba czyta ten blog i mi pensje podniósł :) Jak coś to serdecznie pozdrawiam go.
Idę trochę porozmyślać nad własnym życiem…
Pozdrawiam wszystkich
Dominik
zdziwiłbyś się gdybyś wiedział jak różni ludzie czytają ten skromny blog :-)
Cieszę się z Twojej podwyżki, jakakolwiek miałaby być jej przyczyna
Pozdrawiam
Alex
Podaję jako kolejny przykład skuteczności kichania:
Dziś zadzwonił do mnie ktoś z pewnego wielkiego międzynarodowego koncernu (bardzo dla mnie interesująca branża) z informacją, że na podstawie tego, co o mnie słyszeli są zainteresowani współpracą ze mną. Nawet moja cicha uwaga, że generalnie najbliższe wolne terminy mam dopiero w 2008 nie spowodowała zaskoczenia, bo druga strona o tym wiedziała!!! Co Wy na to?
Naprawdę warto robić dla klientów niezwykłe rzeczy i bardzo dbać o jakość tego, co dostarczamy a fama pójdzie potem prawie sama!!
Pozdrawiam
Alex
Już bardzo dawno usłyszałem pewną zasadę biznesu – zadowolony klient przyciągnie do ciebie 10 następnych, ale niezadowolony zrazi 20. Wydaje mi się, że to jest jak najbardziej prawdziwa i zdroworozsądkowa opinia (choć jasne, że nie matematycznie precyzyjna :-)). Każdy z nas jest klientem i jeśli chce nabyć jakąś rzecz, usługę itp. to przede wszystkim opiera się na swoich badaniach tj. patrzy pod kątem użyteczności, ceny, fachowości wykonania i sam podejmuje decyzję. Ale tam gdzie nie może z różnych przyczyn zależnych czy nie od samego siebie, a wiadomo, że to częsty przypadek, tam prosi o radę inne osoby, najczęściej zaufane czy bliskie które miały z tym kontakt.
Idąc w inny temat – tym sposobem dobry produkt obroni się przed gorszym ale z rozdmuchanym i nachalnym marketingiem.
Zastanawiam się co zrobić z kichaczami (czy nadal można nazwać tak te osoby?), które zamiast polecić produkt – próbują go sprzedać.
Krótko mówiąc zamiast „ Zwróć proszę uwagę na ten produkt/ usługę/ osobę. Być może wyda Ci się interesująca. Ja jestem bardzo zadowolony …” za wszelką cenę chcą przekonać rozmówcę do swoich racji, że „to jedyny taki na rynku, najlepszy, najcudowniejszy i po prostu nie może Ci się nie spodobać”.
Taka sytuacja nieźle może popsuć ewentualne kontakty lub wręcz je uniemożliwić. Czy można w ogóle zapobiec takim wydarzeniom?