Ostatnio przezywam zalew podobnych do siebie maili, w których młodzi Czytelnicy, zainteresowani coachingiem proszą mnie o rade jak wejść do tego zawodu.
Jestem dość zajęty innymi projektami, więc nie bardzo mam czas odpisywać, tym bardziej, że często przy czytaniu opadają mi ręce :-)
Dziś też dostałem taką wiadomość, tym razem z numerem telefonu nadawcy. Dzięki temu mogłem od razu porozmawiać z Kolegą, a po przedstawieniu mu mojego punktu widzenia zgodził się on na opublikowanie swojego listu po usunięciu paru identyfikujących go szczegółów. Tak więc dla dzielnych Czytelników mój pogląd na ten temat.
Najpierw sam list:
„Witaj Alex!
Kwestia którą chciałem z Tobą skonsultować dotyczy wytyczenia ścieżki mojej dalszej edukacji. Mam 22 lata i właśnie zaczynam studia magisterskie na pedagogice ze specjalizacją coaching kariery. Jestem pewien, że chcę w przyszłości pracować z ludźmi i pomagać im, jednak nie potrafię podjąć ostatecznej decyzji, w jakim nurcie chciałbym z przyszłymi klientami pracować.
Z jednej strony sporo osób powtarza mi, że coaching jest świetnym pomysłem, że ten sposób pracy z ludźmi rozwija się i to bardzo dobry pomysł, z drugiej natomiast mnie bardzo fascynuje psychoterapia, szczególnie w ujęciu psychodynamicznym. Jest to jednak ścieżka edukacji bardzo czasochłonna i kosztowna. Szkołę psychoterapii można zacząć dopiero po uzyskaniu tytułu magistra, a trwa ona aż 4 lata. Jeżeli zostałbym natomiast przy coachingu skończyłbym roczne studia podyplomowe, w jakieś dobrej prywatnej uczelni, z tej właśnie dziedziny, które trwają tylko rok czasu. Odnoszę również wrażenie, że współcześnie znacznie więcej osób zainteresowanych jest coachingiem niż terapią.
Czasami pojawia mi się również myśl czy nie lepiej byłoby uczestniczyć po prostu w prywatnych szkoleniach np. „Polski Guru NLP” (tutaj było nazwisko) i poznawać jak najwięcej metod pracy z ludźmi i rozwijać się we wszystkich możliwych kierunkach. Nie jestem jednak pewien czy uda mi się zdobyć na początku klientów, nie mając „papierka” żadnej profesjonalnej szkoły, tylko ukończone parę kilkadniowych szkoleń.
Chciałbym jak najwcześniej podjąć decyzję, bo wtedy będę wiedział ile pieniędzy muszę uzbierać na przyszła szkołę czy szkolenia. Teraz natomiast pomysł zmienia mi się co 3 dni i nie potrafię ostatecznie zadecydować. Z jednej strony coaching wydaje się bezpieczniejszym rozwiązaniem, z drugiej do psychoterapii trochę bardziej mnie ciągnie, szczególnie dlatego, że fascynuje sie terapią par. Obawiam się jednak trochę, że będę już po 30-stce zanim zacznę dzięki niej w miarę przyzwoicie, czyli żeby samemu się utrzymać, zarabiać.
Wiem, że masz niewiele czasu wolnego, więc nie chciałem się bardziej rozpisywać.
Mój numer telefonu: xxx-xxx-xxx – można dzwonić o każdej godzinie.”
Jeśli ktoś pyta mnie teraz o moje profesjonalne zdanie to:
- Mamy tutaj klasyczny przypadek człowieka, który choćby z racji wieku nie miał okazji zebrać znaczących doświadczeń w pracy z ludźmi i to nie w warunkach laboratoryjnych (uczelnia, kurs) lecz w prawdziwym życiu. Pozbawiony tych doświadczeń, niezależnie od ilości zaliczonych kursów i zdobytych certyfikatów będzie dla poważniejszych klientów typową „wydmuszką”
Pisałem o podobnych przypadkach w serii „Chce zostać trenerem” .
Moja rada tutaj: Zacznij jak najwcześniej zdobywać praktyczne doświadczenia z ludźmi w bardzo różnych sytuacjach społecznych i zawodowych. Tego nie zastąpi żadna książka i żaden kurs, wszystko jedno jak byłby reklamowany i ile by kosztował! Do tego zdobywanie tego typu doświadczeń może być fascynująca przygodą. - Medialna popularność coachingu powoduje, że powstał cały przemysł zarabiający na pragnieniach wielu młodych ludzi, którzy marzą o karierze coacha. Istnieje rozbudowany system szkoleń i certyfikatów, które za często spore pieniądze obiecują absolwentom „świetlaną„ przyszłość zawodową. Co za bzdura!!! Potem słyszę od moich klientów wypowiedzi typu: „przychodzą mi tu jakieś panie po psychologii ze stertą międzynarodowych certyfikatów, bez praktycznego pojęcia o czymkolwiek i chcą mi robić „proces coachingowy” :-)”
Na pewno chcecie wydać kupę kasy, aby wpaść do takiej grupy?? Nawiasem mówiąc, kto certyfikował wydających certyfikaty??? Na jakiej podstawie? Nikt się nad tym nie zastanawia?? - Należy być ostrożnym przy wszelkich „guru”, którzy obiecują Ci specjalne umiejętności, jeszcze do tego po kilku dniach „kursu” i to w dużej grupie :-) To, co stanowi istotę dobrego coacha czy konsultanta to często tzw. tacit knowledge, której nie da się tak prosto i szybko przekazać. Stąd nawiasem mówiąc bezużyteczność wielu studiów i „działań szkoleniowych”. Przy guru coachingu sprawdź jaki procent jego zarobków pochodzi od konkretnej pracy z klientami na wolnym rynku, a jaki od naiwniaków, którzy chcą się nauczyć coachingu w kilka dni! Takie pytanie zawsze powinieneś zadać! Dobrzy ludzie są zajęci na rynku!!!
Brak wysokich progów dopuszczenia do takiego kursu też powinien być sygnałem ostrzegawczym, że może chodzić tutaj po prostu tylko o zarabianie pieniędzy, a nie Twoje dobro. To chyba dość oczywiste, prawda?
Tyle moich przemyśleń „na szybko” dotyczących coachingu. Jak zwykle jest to mój osobisty punkt widzenia, niemniej moja 20 letnia obecność na rynku i topowe honoraria, jakie na nim otrzymuję pozwalają mi w miarę kompetentnie wypowiadać się na ten temat :-) Jeśli chodzi o terapię, to „próg wejścia” związany z osobistym doświadczeniem kandydata prawdopodobnie powinien być jeszcze wyższy, ale to nie moja działka, więc się nie wypowiadam.
Zdaje sobie sprawę z tego, że to co napisałem nie jest miłe dla wielu ludzi, ale jak zwykle serwuje Wam obraz rzeczywistości bez ściemy i upiększeń. Lepiej tak niż karmić się kosztownymi iluzjami.
Zapraszam do dyskusji w komentarzach
Alex, naprawde czasami warto trzymać ego pod kontrolą co często Ci się nie udaje. Post bardzo dobry ale zwrot „i topowe honoraria, jakie na nim otrzymuję” jest wybietnie słaby i razi chwalipięctwem.
Nie chodzi mi bynajmniej o pójście w strone jakiegoś fałszywego wstydu i lęku przęd dyskusją na temat własnych zarobków. Zdecydowanie nie należy się wstydzić siebie. Temat ten nie należy traktować jako tabu. Nie wolno go jednak traktować jako tuby, bo to tak samo jak noszenie dwóch rolexów na jednej ręcę. Można? Można. Tyle że przekaz odwrotny od zamierzonego.
Uważam że dużo lepiej to zdanie brzmiało by „i świadczenia usług z najwyższej półki” lub „satysfakcja klientów potwierdzana chęcią do ponoszenia przez nich wysokich kosztów usług”.
Zdanie w obecnej postaci to komunikacyjna wpadka. No chyba że blog ma inny cel..
Czytając list spodziewałem się takiej Twojej odpowiedzi. :)
W kwestii doradzania w sprawach życiowych i zawodowych „bagaż doświadczeń” uważam za podstawowy atut stanowiący o wartości doradcy czy też jak to teraz popularne nazywać coach’a.
Pamiętam, swoją reakcję na dwodziestoparoletnią panią psycholog, która co prawda teorię psychologii kognitywnej miała w małym palcu, ale po zadaniu paru pytań okazało się, że jest lekko odklejona od rzeczywistości.
Gdzieś z tyłu głowy jest u mnie myśl żeby doradzać ludziom. Uważam jednak, że jeszcze za młody jestem chociaż parę lat na karku już jest. :) Nie twierdzę że nie ma w tym zawodzie talentów dla którzy brak doświadczeń zastąpią np. intuicją. Jak w każdym zawodzie jednak stanowią oni 1% populacji.
Czy to nie znamienne że w małych społecznościach (plemienia itp) funkcji coacha zwanego potocznie szamanem nie pełnił nigdy gość w wieku lat dwudziestu? :)
Pozdrowienia
Paweł,
w sformułowaniu Alexa „moja 20 letnia obecność na rynku i topowe honoraria, jakie na nim otrzymuję pozwalają mi w miarę kompetentnie wypowiadać się na ten temat” nie ma niczego z chwalipiectwa. To normalne stwierdzenie. Z całym, szacunkiem, ale Twoja propozycja “satysfakcja klientów potwierdzana chęcią do ponoszenia przez nich wysokich kosztów usług” przy tym to po prostu komunikacyjny „bełkot”.
I wiesz co jeszcze mnie bardzo zaskoczyło? Że z całego postu własnie to jedno stwierdzenie skupiło Twoją uwagę. Ciekawe…
22letni Czytelniku, autorze listu, a takze inni w podobnej sytuacji:
– czy na swoje studia i na swoje utrzymanie sami pracujecie?
– jakie macie za soba doswiadczenie zawodowe?
– kto będzie ponosił niemałe koszty kolejnych certyfikatów? sami, czy wasi rodzice?
Jeśli ktoś chce byc coachem to
– jak ma prowadzić life coaching nie mając doswiadczenia w prowadzeniu własnego zycia na własny rachunek?
– jak ma być coachem biznesu, to jak ma prowadić innych, skoro sam o biznesie tylko cxzytał i słuchał wykładów?
Coaching to nie sztuczki i galeria pytań, ale znacznie coś wiecej, do czego konieczne jest doswiadczenie.
Tutaj zgadzam sie z Robertem.
pozdrawiam, Ewa
Witam,
co do szkoleń i zdobywania certyfikatów radziłabym ostrożność i kierowanie się takimi zasadami: 1. Jeżeli wiedzę ze szkolenia możemy zdobyć samodzielnie i za nią nie płacić (wiedza teoretyczna i praktyczna), to nie warto korzystać w takim wypadku ze szkolenia. (chyba, że w celu np. zdobycia nowych kontaktów, wymiany doświadczeń z innymi uczestnikami)
2. Jeżeli ukończenie szkolenia i zdanie egzaminu warunkuje otrzymanie certyfikatu, to warto zastanowić się czy taki certyfikat rzeczywiście się przyda w pracy i czy jego posiadanie będzie niezbędne w wykonywanej pracy (np. będzie niezbędne do używania jakiegoś narzędzia badawczego itp.), a nie tylko w celu ozdobienia ściany bądź jako wyposażenie szuflady.
Pozdrawiam,
Agata
ja nie znam branży coachingu, bo pracuję w IT i tylko o niej mogę pisać, jednak myślę, że pewne analogie są między tymi branżami.
Podobnie jak w coachingu(wg tego co Alex piszesz) w IT także ludzie ludzie którzy mają pojęcie o technologii trzepią kasę w firmach i korporacjach.
Czy to znaczy, że płacąc za kurs wyrzucasz kasę w błoto? Nie, bo gość, który ma nawet tylko teoretyczne pojęcie o przedmiocie może Ci swoją wiedzę szybko i sprawnie przekazać.
Więc możesz poświęcić pół roku na zgłębianie jakiejś technologii, a możesz zapłacić 4k za szkolenie i poznać to w tydzień i nie wyważać otwartych drzwi.
Ba możesz taką wiedzę dostać „za darmo” na państwowych uczelniach. Czasem też zdobyć z książki za 20złotych.
Wg. mnie należy jak ze wszystkim podchodzić do tego z głową: zacząć od teorii, żeby nie popełniać podstawowych błędów, ale nie poprzestać na teorii i certyfikatach-bo te same nie dają nic. No i z kolei nie pozostać tylko przy praktyce, bo trudniej nam będzie się rozwijać opierając się tylko i wyłącznie na własnym doświadczeniu odrzucając wiedzę kolegów po fachu.
Witam,
Praktycznie w każdej dziedzinie są dwie (lub więcej) ścieżki rozwoju. Jedna to „oklejanie” się certyfikatami i dyplomami. Druga to gromadzenie doświadczeń i korzystanie z rad osób będących sporo przed nami. Czasami ścieżki te potrafią się przecinać wzajemnie tworząc kolejne sposobności i możliwości zbierania doświadczeń/rozwoju.
Osobiście wolę ścieżkę działań praktycznych i zdobywania wiedzy i umiejętności „w boju”, ponieważ uważam, że to zostaje nam na dłużej w pamięci. Dlatego proponuję przejść już teraz do działań bardziej zorientowanych na tematykę, którą chce się studiować/zgłębiać by dosyć szybko można było wyeliminować coś co nam nie pasuje. Jak wielkim zawodem, może okazać się studiowanie przez 4-5 lat jakiejś dziedziny by po przejściu do jej praktycznego wykorzystania zorientować się, że to nie to, wie zapewne wiele osób. Niewiele jednak ma odwagę przed samym sobą przyznać się do tego. Nie róbmy dużych przygotowań do działań, których nie zasmakowaliśmy choć trochę i nie wiemy z własnego doświadczenia czym „pachną” i jak smakują. Szkoda życia. Próbujmy tak wielu rzeczy jak tylko damy radę, oczywiście uważając by nie zrobić sobie i innym krzywdy.
Pozdrawiam,
Marcin
Ja również nie znam rynku szkoleń inaczej niż obserwator i okazjonalny uczestnik kursów, ale praktyka przede wszystkim.
Braki teoretyczne można nadrobić praktyką (teorię można uzupełniać w trakcie) ale praktyki nigdy nie nadrobimy ilością kursów i szkoleń. Widzę to po swojej branży (IT), są firmy dla których liczą się stopnie naukowe i osiągnięcia akademickie (np. Google) ale każda firma przyjmie praktyka z odpowiednim doświadczeniem, referencjami i potrzebnymi praktycznymi umiejętnościami. To jest najbardziej cenne.
(A Google ma tylu kandydatów, że po prostu wybierają praktyków z zapleczem akademickim, mogą sobie na ten luksus pozwolić :-))
Generalnie polecam na początku wolontariat, czyli zarabianie na czymś innym niż coaching (np. zarządzanie byłoby dobre), a doradzać można za darmo dodatkowo w wolnym czasie. Po nabraniu doświaczenia i praktyki możemy powoli zacząć brać za to pieniądze, tym bardziej że powinniśmy już mieć coraz większą renomę i rosnące grono „kichaczy” jeżeli jesteśmy dobrzy.
dzięki Alex za mądre i wyważone słowa.
Ostatnio trwa 'masowa produkcja coachów’ ale ilość nie przekłada się na jakość.
Dla mnie najważniejsze w stawaniu się coachem jest własne doświadczenie i odkrywanie w sobie mądrości.To może być żyzna gleba na której mozna zasiać wiedzę (o zasadach, technikach i procesie coachingu) i na kórej wyrośnie dobry coach.
Podoba mi się myśl Tomka, że wolontariat może byc dobrą okazją do zdobywania wielu przydatnych doświadczeń (wiem o tym z własnego doświadczenia).
pozdrawiam
Witam,
Dobre szkolenia/studia na dobrej uczelni to ważna rzecz, bo często otwiera nam drzwi. Po otwarciu drzwi musimy jednak pokazać co tak naprawdę umiemy. Skończenie kursu/studiów nie równa się posiadaniu wiedzy i umiejętności.
Marcin Szczerbaczuk napisał:”Jak wielkim zawodem, może okazać się studiowanie przez 4-5 lat jakiejś dziedziny by po przejściu do jej praktycznego wykorzystania zorientować się, że to nie to, wie zapewne wiele osób.”
W stu procentach się zgadzam, przerobiłam to sama. Trochę mi szkoda 8 lat życia, które zużyłam na zrozumienie co chcę w życiu robić. Szczególnie przykre jest to, że wiedziałam to już w podstawówce (właśnie dzięki praktycznym zajęciom), ale wybór był „nierozsądny” i „dobre studia” wydawały sie lepszym wyborem.
Pozdrawiam,
Ewa
Ewa T,
napisałaś: „studia na dobrej uczelni to ważna rzecz, bo często otwiera nam drzwi”. To bardzo powszechny poglad, nie jestem jednak przekonana, czy przystaje on do praktyki. Zobacz, ile osób wykonuje zupełnie inny zawód od wyuczonego na studiach – i wykonuje go z sukcesem. To troche przeczy otwieraniu drzwi dyplomami, a przemawia za otwieraniem drzwi konkretnymi umiejętnosciami.
Sama skończyłaś studia i pracowałaś w zawodzie, a teraz od niego chcesz odejsc (jak wnioskuje z tego i wcześniejszych Twoich komentarzy)- czy skuoisz sie na umiejetnosciach i z pasja podążysz za swoim, czy pójdziesz na kolejne studia?
Pozdrawiam, Ewa
Kryterium wieku to podstawa i jak już wyżej ktoś napisał, aby uczyć życia trzeba samemu umieć żyć.
Jaką wartość posiada młoda osoba na rynku szkoleniowym? …
A co do pracy jako wolontariusz, właśnie przed chwilą przeczytałem wpis z tego blogu o tym za ile pracujesz/ile kosztuje godzina twojego życia zawodowego.
Miłego dnia :)
Tomasz Kamel,
ostrożnie ze stwierdzeniami „Kryterium wieku to podstawa”:-) i pytasz (retorycznie?): „Jaką wartość posiada młoda osoba na rynku szkoleniowym? …” – znam takich młodych ludzi, którzy mają bardzo dużą i nawet bardzo, bardzo dużą wartość na rynku szkoleniowym i są wieloletnimi praktykami mimo młodego naprawdę wieku. To nie o wiek chodzi, tylko o doświadczenie i faktyczne umiejetności.
Napisałes też: „A co do pracy jako wolontariusz, właśnie przed chwilą przeczytałem wpis z tego blogu o tym za ile pracujesz/ile kosztuje godzina twojego życia zawodowego.” – ja też przeczytałam :-) ale nie wiem, co Ty chcesz powiedzieć informując nas, ze przeczytałeś ten post? Mozesz rozwinać swoja myśl?
Pozdrawiam
Ewa W
Witam serdecznie :-)
Tomek pisze o wątpliwościach jakie ma odnośnie „wytyczenia ścieżki swojej dalszej edukacji”. Moim zdaniem problem w tym, że o ile w zawodach technicznych taką ścieżkę jest być może dość łatwo wytyczyć, to w przypadku zawodów takich jak terapeuta/doradca/konsultant trudno stwierdzić na pewno co będzie lub nie będzie przydatnym doświadczeniem. Alex ma więc rację pisząc – zdobywaj „praktyczne doświadczenia z ludźmi w bardzo różnych sytuacjach społecznych i zawodowych” – brzmi banalnie i zbyt ogólnie ale czy można tu być bardziej precyzyjnym?
Z własnych doświadczeń mogę dorzucić jedno – utrzymuj choćby nikły kontakt (wolontariat, jakieś kursy) z zawodem, do jakiego dążysz. Jakieś 20 lat temu skończyłam studia psychologiczne. Zaczynałam je z zamiarem zostania terapeutą, ale jeszcze w trakcie studiów stwierdziłam, że brak mi doświadczenia życiowego, żeby ten zawód wykonywać – czułabym się kompletnie niewiarygodna i nie na miejscu. W tej chwili mam na koncie sporo różnych doświadczeń – mogłyby być podstawą do budowania roli terapeuty, ale nie mam już kontaktu z zawodem psychologa i nawet nie wiem czy umiałabym do niego wrócić…
A tak przy okazji – Aleksie – jak w wieku 40 lat zmienić zawód na zupełnie inny (np jak z księgowego stać się handlowcem)?
pozdrawiam :-)
Elżbieta
Elżbieta,
wprawdzie zadałaś pytanie Alexowi, jednak pozwole sobie na odpowiedź, jako że ja zmieniałam zawód w ciągu swojego 50 letniego życia kilka razy :-)
Pytasz jak np. z księgowego stać się handlowcem?
Pójśc do firmy która sprzedaje oprogramowanie dla księgowych i powiedzieć, ze masz takie a nie inne doswiadczenie, korzystałaś sama z określonych programów, wiesz, co jest naprawdę ważne w pracy ksiegowego i chcesz sprzedawać te programy, bo masz doswiadczenie, które jest cenne w kontaktach z księgowymi. Zaproponować, ze mozesz pracować na prowizji, jeśli w grę nie wchodziłaby inna forma. Rozsądna firma chętnie pewnie by z tego skorzystała :-) A potem juz – jako doswiadczony handlowiec z osiagnieciami masz otwartą drogę :-)
Ewa
Ewa W.
Dziękuję – spróbuję :-) i dam znać co z tego wyszło. Wydaje mi się, że kluczowe jest: „pójść do firmy” – właśnie pójść a nie napisać CV :-)
pozdrawiam,
Elżbieta
Elżbieta,
pójśc do dyrektora handlowego. Nie do Hr. Dyrektor handlowy odpowiada za sprzedaż. Jemu zależy, zeby… I wybrać taką firmę, co do programów której mozesz powiedziec, ze je znasz i ze są dobre, żebys sie nie wstydziła tego, co sprzedajesz:-)
pozdrawiam, Ewa
EwoW
Myślę, że dyplom (kurs/studia) może otworzyć drzwi bo może być np. niezbędny do wykonywania zawodu. Może być ogólnie przyjęte na danym rynku, że „taki papier trzeba mieć”. Wydaje mi się, że warto zainwestować w taki bilet, który nas przepuści dalej.
Tak zmieniam zajęcie i jestem w trakcie studiów, które mi umożliwią pracę w nowym zawodzie. Bez tych studiów nie wiele zdziałam bo nie będę np. wpisana na listę osób wykonujących dany zawód. Aby mnie „koledzy po fachu” i klienci traktowali poważnie potrzebuję „rozpoznawalnego znaczka” jest to wymóg prawny.
No a przy okazji te studia są bardzo ciekawe i moje nowe zajęcie różni się w 99,9% od poprzedniego, więc trochę świeżej terii jest mi potrzebne. :)
pozdrawiam,EwaT
EwaT
O przydatności studiów w zależności od własnych planów życiowych pisałem w poście
http://alexba.eu/2007-05-16/rozwoj-kariera-praca/formalne-studia-kiedy-i-dlaczego-warto/
Myślę, że te rozważania ciągle są aktualne.
Pozdrawiam
Alex
Alex,
Jak najbardziej jest aktualny i dobrze mi znany. Odpowiadałam EwieW na pytanie.
A jeszcze do bieżącego postu mi się nasunęło:
Miałam okazję uczestniczyć w szkoleniach organizowanych ze środków UE. Jestem z nich bardzo zadowolona. Żaden „guru” koszący kupę kasy nie był potrzebny. Zajęcia prowadzili praktycy, którzy chętnie dzielili się doświadczeniami.
tak:”Dobrzy ludzie są zajęci na rynku!!!”, ale też część lubi dzielić się swoją wiedzą, jeśli widzą że warto. Dobrym przykładem tego jest net blog.
Pozdrawiam,Ewa
Elżbieta,
Śledzę dyskusję. Postanowiłam się wtrącić, gdy przeczytałam Twoje słowa skierowane do Ewy W: „Wydaje mi się, że kluczowe jest: “pójść do firmy” – właśnie pójść a nie napisać CV”. Co nam da pójście do firmy, a nie wysłanie dokumentów, gdy nie mamy na siebie w tej firmie pomysłu? Stanowczo więc się z Tobą nie zgodzę. Moim zdaniem najbardziej wartościowym pomysłem Ewy jest pokazanie, że możesz od razu wejść w rolę handlowca, gdy zaczniesz sprzedawać produkt, o którym już dużo wiesz. Oprogramowania księgowe – to jest, w moim odczuciu, megabłyskotliwa, iście salomonowa odpowiedź! Może już sama na ten pomysł wpadłaś, ale ja, jako czytelnik, o tym nie wiem i nielogiczne było dla mnie Twoje wskazanie na to, co jest kluczowe. Dla mnie odkrywczy był pomysł połączenia Twoich dotychczasowych doświadczeń z nową profesją. Sprzedaż oprogramowania branżowego może być naprawdę dochodowa i, co najważniejsze, jest zajęciem niszowym – mało kto to robi, nieliczni się na tym znają :).
Pozdrawiam,
Magda
Kursy..certyfikaty…
W swojej pierwszej firmie odbylem dwumiesieczna bezplatna praktyke na drugim kursie studiow uniwersyteckich.. Gdy zaczynalem prace programisty dali mi ksiazke,abym przeczytal jak mam programowac. Na drugi tydzien przyszla osoba ktora miala dogladac moja prace i dala mi zadania. jako ze nie miala czasu to zadania nie koniecznie byly uporzadkowane,dobrze dobrane a i na konsultacje mialem okolo ~5minut bo na wiecej moj sensei nie mogl sobie pozwolic. Drugi tydzien juz cos tam programowalem. Najlatwiejsze zadania ktore mogl zrobic kazdy. Juz na drugi tydzien praktyki cos tam dla firmy zapracowywalem. Potem tych takich „glupich” zadan bylo coraz wiecej. Wszyscy programisci oddawali mi prace ktora nie chcieli robic bo byla zbyt latwa i nieciekawa. Mialo to i swoje plusy, bo chetniej udzielali mi konsultacji, obym tylko zrobil to czego im sie robic niechce:) Juz w drugim miesiacu zaczelem przynosci korzyc dla pracodawcy. W trzecim miesiacu, po praktyce,podpisalismy umowe o prace z wyplata ktora oczywiscie byla niska ale znacznie wieksza niz otrzymuja poczatkujacy programisci. To jakos wyszlo tak naturalne i bylo oczywiste ze po praktyce bede kontynuowal prace.
po roku do tej samej firmy przyjeli nastepnego mlodego informatyka,po studiach. W odroznieniu odemnie poslali go na kursy o cenie ~4000 zlotych. kursy miesieczne. 2 dni teorii, potem 3 dni warsztaty.Tak 4 tygodnie. Po ukonczeniu otrzymal certyfikat. Gdy dali mu realne zadania to nie mogl ich wykonac, bo okazalo sie ze uczyli go obslugi najnowszej wersji programu a realni klienci maja najrozniejse wersje. uczyli go ze swiat jest idealny, gdy napotkal jakies bledy to sie dziwil. Jeszcze bardziej sie dziwil gdy klient prosil go zrobic cos o czym na kursach mowili ze to jest teorytycznie zle:) Po miesiacu firma byla 4000zl w plecy a on musial zaczac wszystko od tego od czego zaczalem i ja – drobne latwe zadania:)
Chyba nic dziwnego ze moja opinia o roznych tam kursach i certifikatach jest bardzo negatywna. ja bym nie korzystal z uslug 22 letniego coacha. Sorry;)
A mnie od dłuższego czasu zastanawia nie jak zostać coachem ale jak nie będąc coachem mieć taki sam „lifestyle”. Dla mnie sprowadzałoby się do – interesującej pracy, dobrej stawki godzinowej pozwalającej na pisanie bloga z wysp kanaryjskich, gipsy time itp. I jak się nad tym zastanawiam, mam wrażenie, że jest to jednak wyjątkowa branża i nie wystarczy być dobrym specjalistą w jakiejkolwiek dziedzinie. Będąc specjalistą od IT prawdopodobnie nie będę w stanie uzyskać tak wysokiej stawki godzinowej jak w przypadku coachingu szczebla menadżerskiego, że tu jednak kluczowe jest to, że coach pracuje z ludźmi, którzy mają w ręku firmowe fundusze i jednocześnie możliwość podjęcia decyzji na co zostaną wydane. W przypadku wydawania funduszy na szkolenie szeregowego pracownika np z branży IT (co ewentualnie mogłoby być targetem moich szkoleń jako specjalisty z tej dziedziny), firma już nie będzie tak szczodra. Co myślisz Alex na ten temat, wystarczy być dobrym w jakiejś dziedzinie czy twoja branża jest jednak wyjątkowa ?
jot,
a gdybyś zrobił cykl szkoleń e-learningowych dla tychze ludzi, co maja mało kasy, to oni płcaciliby mniej, miałbyś klientów, jeśli do tego dodałbyś po ukonczeniu e-learningu jako wartosc dodaną 1-2 dniowe warsztaty w większej grupie, i do tego np. konsultacje indywidualne on-line w określonym wymiarze godzinowym, to mógłbyś pracować wiele czasu z dowolnego miejsca na świecie.
A do tego potem rozwinął coaching/ doradztwo IT dotyczące np problemów pojawiajacych sie przy wdrozeniach i przy prowadzeniu projektów – masz całkiem ciekawy sposób zarabiania pieniedzy.
Moze taka koncepcja wybije Cię z dotychczasowych ram, czego życzę.
Ewa
Myślę, że w postawie autora wiadości nie ma jednego elementu, który zmienia bardzo wiele… pasji.
Pasji, która daje motywację i kopa do przekoniania ludzi do siebie oraz pokonania barier, które są po drodze do upatrzonego celu. Ma za to dużo wątpliwości.
Za wiadomością, która otrzymał Alex stoi taki model: Nie znasz co prawda mojego charakteru, umiejętności, ani możliwości finansowych, ale powiedz mi w oparciu o strzępy danych, czy mam wybrać opcję A, czy B?
Nawet nie mamy pewności, czy opis poszczególnych opcji jest oddaniem rzeczywistości, czy tylko opini autora. Co można krótkiego i wartościowego odpowiedzieć na takie pytanie?
Ja myślę, że z mojej strony odbił bym piłeczkę w formie pytania: Co mam zrobić, by mieć wiedzę/umiejętności do podjęcia decyzji?
Cześć,
im jestem starszy, tym bardziej widzę, to że głównie młodsi ode mnie, chcą w możliwie krótkim czasie, najlepiej tu i teraz zacząć robić od razu coś na poziomie, do którego dotarcie innym zajęło wiele lat pracy.
Życie na szczęście nie jest proste, tylko złożone, w wielu kwestiach dość nieprzewidywalne i każdego inne, a co za tym idzie nie ma ad hoc recepty na nie.
Nie da się w kilka dni, miesięcy zostać dobrym couchem, czy np. lekarzem. Aby posiąść kompetencje na wysokim poziomie, w obojętnie jakiej dziedzinie, trzeba włożyć w to sporo czasu i zaangażowania. Nie ma dróg na skróty.
Alex w odpowiedzi na list udziela sporo mądrych, wartościowych porad. Myślę, że warto od nich zacząć.
Pozdrawiam zdrowo!
Konrad Kokurewicz
Myślę, że dobrze by było jak najwcześniej popróbować, zasmakować rzeczy, nad którymi się zastanawiasz. Zaczynasz studia ze specjalizacją coaching kariery? Świetnie – idź na praktyki do biura karier na uczelni, zaproponuj jakiejś firmie/organizacji, że na zasadzie praktyk będziesz pomagał dla niej ludziom, udzielał im jakiejś usługi tego typu (lub namiastki tego). Podaję przykłady z głowy, na podstawie skojarzeń, bo nie jest to moja „działka” (jest nią IT – jak widzę, jak w przypadku niejeden osoby tutaj).
Szukasz innych sposobów spróbowania coachingu? Sam zapisz się na realny coaching – skoro wierzysz w skuteczność coachingu w pomaganiu ludziom, to sam tego spróbuj – nawet jeśli po drugiej stronie. Coach przeprowadzi Cię przez proces odkrywania swoich potrzeb, pragnień, ale też wartości i priorytetów. Dzięki temu dowiesz się, która z tych opcji jest bardziej z nimi zgodna i łatwiej będziesz mógł podjąć decyzję.
Ciekawe, że nikt wcześniej nie zaproponował osobie chcącej pomagać innym w kwestiach kariery przez coaching i mającej jednocześnie problem w tej materii właśnie narzędzia, którym chce pomagać innym.
Powodzenia i wyboru zgodnego z Tobą życzę!
„Nie jestem jednak pewien czy uda mi się zdobyć na początku klientów, nie mając “papierka” żadnej profesjonalnej szkoły, tylko ukończone parę kilkadniowych szkoleń.”
Moi znajomi też myśleli, że do wszystkiego potrzeba papierka, podczas gdy ogromne znaczenie ma praktyka, o czym wspomniał Alex. Mój rocznik albo ukończył pierwszy rok, albo ponownie składa papiery na studia, bo poprzedni kierunek okazał się niewypałem, podczas gdy ja obecnie pracuję na pozycji szefa marketingu we wciąż rozwijającej się firmie hostingowej. Dostaję 3 razy tyle na godzinę, co oni gdy pójdą pracować do McDonald’s czy innego fast-fooda.
Żeby było śmieszniej, ja nie skończyłem nawet szkoły średniej.
Dla mnie bardzo cennym postem był przywołany przez Alexa post „Chce zostać trenerem”. Ten wpis otworzył mi oczy na to, że to praktyka jest w zawodzie najważniejsza. To przede wszystkim nasze umiejętności, a nie wiedza, weryfikują nas na rynku pracy.
Osobiście swoją przyszłość również wiążę ze szkoleniami (sprzedaż, zarządzanie, komunikacja). Natomiast pomimo, iż posiadam już „jakieś” doświadczenie w tej materii, po prostu bałbym się już teraz zająć profesjonalnym treningiem, nie mogąc wziąć pełnej odpowiedzialności za przekazywaną wiedzę.
Po prostu czuję, że jeszcze za mało potrafię i za mało doświadczyłem.
Alex pisał o tym, że reputację ma się tylko jedną. Wydaje mi się, że warto o tym pamiętać i nie chwytać się na przykład szkoleń tylko dlatego, że są modne, bądź można na nich dobrze zarobić itd. Nawet jeśli uda nam się wbić na rynek nie mając doświadczenia, umiejętności i wiedzy to albo się po prostu na nim nie utrzymamy albo będzie to najprawdopodobniej praca w firmie, zatrudniającej „trenerów” do masowych szkoleń i zbijania pieniędzy na naiwnych klientach.
Oczywiście osobiście nie stoję w miejscu, staram się rozwijać, pracuję jako manager, dbam także o wiedzę teoretyczną, ale doradzanie komuś (a z tym wiąże się i coaching i trening) to moim zdaniem na tyle poważne i odpowiedzialne zadanie, że trzeba nie lada umiejętności i doświadczeń, aby temu podołać. Tak więc mimo, że postawiłem sobie cel – szkolenia – to nie chcę robić tego pochopnie, aby tego nie zepsuć. Najpierw buduję pod to fundamenty, sporadycznie próbując się w tym zawodzie, tak aby być pewien, że będę w stanie dać moim przyszłym klientom to czego potrzebują, a nie tylko zarobić na nich łatwe pieniądze.
A propos samego listu, bije z niego totalny brak przekonania autora do tego co tak naprawdę chce robić w życiu. Nikt tej decyzji za Ciebie nie podejmie. Osobiście przez 3 lata wahałem się między dwiema drogami, zanim ostatecznie wybrałem. Moja rada – najpierw podejmij decyzję, potem proś innych o radę, tak aby rada nie dotyczyła tego co zrobić, ale jak to zrobić.
Pozdrawiam,
Artur Rogowski
20-letni coach? Czemu nie? Może być dobrym wsparciem dla równolatków. Przecież jakieś doświadczenie już ma…Nie musi pracować od razu z top managmentem. Poza tym zastanawiam się, kiedy ma się wystarcząjaco duże doświadczenie, żeby być kompetentnym coachem, czy trenerem? (Tu jest chyba podobna sprawa jak z małżeństwem: kiedy jest się wystarczająco dojrzałym, żeby budować taki związek?) To przychodzi z czasem, praktykując te umiejętności. Nie siwy włos świadczy o mądrości. Spotkałam wiele osób starszych ode mnie, przy których czułam się jak stara szamanka i wiele młodszych, które potrafiły mi zaimponować (co nie jest łatwe).
A co do przygotowania teoretycznego: padło na tym blogu już wiele prawdziwych twierdzeń na ten temat, więc nie będę się powtarzać. Ja sama lubię najpierw wiedzieć, co z czym się „je”, potem tego popróbować, żeby zobaczyć, czy w tym się odnajduję. Pierwszy impuls do działania najczęściej pochodzi u mnie z lektur, szkoleń itp. Jeśli „teoria” mnie nie pociąga, to daję sobie spokój z tematem. Sama często uczestniczę w różnych kursach i szkoleniach, żeby zobaczyć jak robią to inni i – ewentualnie – czego unikać jako trener. To też zbieranie doświadczeń. W taki sposób przekonałam się, że nie chcę być coachem i nie nazywam siebie tak (w sensie formalnym: z certyfikatami itp.), ale w swojej trenerskiej pracy chętnie wykorzystuję techniki coachingowe. I tyle mi wystarcza.
@Anet.
„Poza tym zastanawiam się, kiedy ma się wystarczająco duże doświadczenie, żeby być kompetentnym coachem, czy trenerem?”
Z moich doświadczeń związanych z coachingiem (jako osoba uczona) wynika, że najlepsze rezultaty w pracy dają osoby, które już były (lub są) w miejscu do którego my próbujemy dojść. Co mam na myśli?
Jeżeli korzystamy z coachingu biznesowego dobrze jest uczyć się od kogoś kto miał tylu pracowników ilu w najbliższych miesiącach/latach chcemy mieć. Jeśli chodzi o coaching językowy to taka osoba musi sama doskonale znać proces nauki języka, a nie tylko sam język, czyli musi najzwyczajniej w świecie znać kilka lub najlepiej kilkanaście języków – by z doświadczenia wiedzieć jakie trudności napotyka się ucząc się nowego języka. Itd. itd.
Odnosząc się do Twojego „20-letni coach? Czemu nie? Może być dobrym wsparciem dla równolatków.” to mam poważne wątpliwości czy tak młody coach byłby dobrym wsparciem dla równolatków, zdarza się to chyba naprawdę rzadko. Trudno mieć w biznesie w wieku 20 kilku lat doświadczenie większe, niż 5 lat (co moim zdaniem jest zdecydowanym minimum). Choć z drugiej strony osoba już z 2-3 letnim doświadczeniem może pomóc rówieśnikom i coś podpowiedzieć dając dobry efekt dla zainteresowanego, ale nie nazywajmy tego zawodowym coachem, raczej… dobrą radą.
Pozdrawiam,
Paweł Kuriata.
Paweł Kuriata,
zastanawia mnie to, co napisałes a na co dałeś konkretnmy przykład pisząc:
„czyli musi najzwyczajniej w świecie znać kilka lub najlepiej kilkanaście języków – by z doświadczenia wiedzieć jakie trudności napotyka się ucząc się nowego języka. Itd. itd. „.
Bo tak sobie myślę – zostając przy Twoim przykładzie, że to by sie sprawdzało, gdybyśmy wszyscy byli tacy sami i spotykali te same trudnosci. To co dla jednych jest trudnością – dla innych nie stanowi zadnego problemu.
Stąd wlasne doswiadczenie jest ważne, jednak nie mozna tego aż tak „usztywniać”.
Gdyby tak do tego podchodzić, to np. Alex nie miałby szans skutecznie coachować ludzi zatrudnionych w duzych spółkach na etacie, bo sam na etacie – jak pisał – nie pracował.
Zaaób doswiadczeń jest ważny, jednak ja to rozumiem troche inaczej, bogactwo doswiadczeń pozwala nam widziec i rozumieć lepiej, przewidywać, etc. Wpływa też na nasz zasób wiedzy i umiejętności praktycznych, jednak to nie jest przekładalne tak wprost, jak o Tym napisałeś.
Idąc Twoim tropem mozna równie dobrze powiedzieć, ze tylko matka dwójki dzieci jest w stanie pomóc innej matce dwójki dzieci w kwestiach wychowawczych, a tylko zona innej zonie w kwestiach małzeńskich. Praktyka pokazuje coś zupoełnie innego:-)
To takie moje refleksje wokół tematu.
Pozdrawiam, Ewa
@Ewa W.
Bardzo dobrze, że zwróciłaś uwagę. Nie trzeba mieć bezpośredniego doświadczenia w danej sytuacji, lecz po prostu te sytuacje „czuć” na podstawie wniosków wyciągniętych z własnego życia.
Alex może i doradza pracownikom na etacie ale (na przykład, bo nie wiem czy akurat to doradza) to jak się komunikować z ludźmi, a nie jak pracować na etacie, a podejrzewam, że w tym aspekcie doświadczenie już ma.
Będąc singielką i nie mając dzieci można doradzać koleżance jak żyć w małżeństwie na bazie doświadczeń w obcowaniu z ludźmi (szczególnie płci przeciwnej), nie koniecznie na bazie akurat małżeństwa.
Trener biznesowy nie koniecznie musiał mieć niezadowolonego klienta, bo… kafelki były nierówno położone. Wystarczy, że miał niezadowolonego klienta z innego powodu. Ale moim zdaniem musiał mieć z takim styczność, bo inaczej to będzie z jego strony teoretyzowanie – dlatego właśnie nie można być bez doświadczenia a jedynie na bazie książkowych wniosków innych osób dobrym trenerem.
I to od początku miałem na myśli, być może przywołane przykłady we wcześniejszym poście nie były idealnie dobrane. :)
Pozdrawiam,
Paweł Kuriata
Generalnie uważam, że z byciem coachem jest trochę tak, jak z byciem dziennikarzem ;) trzeba wcześniej „coś” robić, może niekoniecznie dokładnie wyprzedzać coachowanego, by mieć o czym mówić. Coach bez praktycznych doświadczeń jest nie tyle mało wiarygodny, co mało skuteczny. Wiek nie ma tu znaczenia – obserwując, jak wiele potrafią zdziałać np. w biznesie czy sztuce młodzi ludzie wcale nie czułym się zażenowany, gdyby wspierał mnie ktoś np. o 10 lat młodszy (mam 33 lata), ze świeżym i nieskażonym schematami spojrzeniem. Zresztą spotkałem w swoim życiu wielu młodszych od siebie ludzi, którzy niejednego mogliby mnie nauczyć. Warunkiem oczywistym i koniecznym jest oczywiście by miał w interesującym aspekcie (biznes, komunikacja czy choćby relacje damsko-męskie) większe doświadczenie, inaczej to ja byłbym jego coachem ;)
W kwestii nauki zawodu, warto przypomnieć metody stosowane dawno temu, zanim nie powstał przemysł szkolno-uczelniany.
Oprócz samokształcenia, poprzez własne i cudze doświadczenia, uczeń rozwijał umiejętności pod okiem mistrza, aby stać się dobrym w swojej profesji.
Także i ja, jako trener specjalności komunikacyjnej, która ma niewiele wspólnego z rozwojem osobistym, miałem i nadal mam dobrych nauczycieli-trenerów.
Chętnie się dowiem, czy także trener personalny ma swojego mistrza i jak wygląda ta część drogi doskonalenia zawodowego?
Pozdrawiam,
Sokole Oko
Paweł Kuriata,
piszesz: „nie nazywajmy tego zawodowym coachem, raczej… dobrą radą”. Oczywiście, można i doradzać. Ale coaching, doradztwo, „trenerstwo” to nie jest to samo, ze względu chociażby na przebieg tych procesów i cel.
W kilku postach wyżej zauważyłam, że te określenia są używane jako synonimiczne. Dawanie rad (doradztwo), to nie jest to samo co coaching. Uważam, że łączenie różnych metod jest ok, a nawet konieczne, jeśli wymaga tego dobro klienta. Jednak dobrze mieć świadomość, co jest czym. Inaczej robi się bałagan.
Dlatego zgodzę się, że doradca powinien mieć już doświadczenie np. w biznesie, trener – też (zależnie od tego, czego jest trenerem), coach – dobrze, jeśli ma, ale tu potrzeba jeszcze czegoś innego, żeby być skutecznym („Coach ma tylko dobre pytania, wszystkie odpowiedzi ma klient”).
Sokole Oko,
pytasz: „czy także trener personalny ma swojego mistrza i jak wygląda ta część drogi doskonalenia zawodowego?”.
Jako trener uważam, że dobrze by było, gdyby miał kogoś doświadczonego, u kogo mógłby terminować, zapytać o radę. Ale to różnie wygląda. Ja, mieszkajac na prowincji, mam tu ograniczone możliwości. Zresztą dobrych trenerów nie ma tak dużo. Dlatego korzystam z różnych szkoleń, żeby samej się uczyć i zobaczyć, jak robią to inni. Wspieram się też lekturami, jak chociażby tego blogu. Myślę też, że chyba trudno dziś znaleźć jedną osobę, która będzie skupiała w sobie coś, co można określić jako „mistrzostwo” (też w sensie autorytetu w jakiejś dziedzinie). Raczej jest ono rozproszone – od jednego możemy „wziąć” merytoryczną wiedzę, od innego styl życia, a jeszcze od innego to, jak być dobrym rodzicem… i to w dodatku z terminem przydatności.
Ja równiez mam 22 lata, jestem studentem psychologii, chce zostać coachem i robie w tym kierunku zdecydowane kroki.
Czytając komentarze mam pewne uwagi do osób które twierdzą że lepiej zainwestować w ksiażke 50 zł przeczytac, zrozumieć i stosować. KŁAMSTWO !!! To tak jakby pomyśleć sobie „chce być lekarzem” kupić wszystkie ksiażki, zaopatrzyc się w filmy instruktarzowe i działać. Pomyślmy logicznie, czy zadziałałoby to w odpowiedni sposób ?
Z tego wynika druga sprawa, mianowicie właśnie te „wspaniałe” certyfikaty. Certyfikat może wypisać praktycznie każdy, a przy zajęciach z technik coachingu (myśle, że zdecydowana większoć wie ile kosztują takie „zabawy”) niepotrzebny certyfikat to tysiace złotych wyrzucone w błoto.
Ludzie !!! myślcie logiczne i wybiórczo, wy jako klienci „Guru Polskiego NLP” powinniście być dociekliwi, przy rozmowie o uczestnictwie na kursie nie bójcie się zapytać „Co mi konkretnie daje ten kurs ? Jakie umiejętności posiąde po ukończeniu kursu ? Ile teorii ile praktyki ?”, trzeba przekalkulować czy aby ten „Guru Polskiego NLP/Coachingu” nie chce od nas wyciągnąć kasy jak za mokre zboże.
Studia- mają nas nauczyć ogólnie pojętego myślenia, rozszerzyc perspektywe patrzenia, umieć radzić sobie w sytuacjach typu sesja gdzie musimy dużo się „naumieć” w krótkim czasie.
Kurs- musi być poparty jakąkolwiek wiedzą praktyczną !!! W takich dziedzinach nie moze zaistnieć sytuacja, „Przeczytajcie, nauczcie sie” a bardziej pożądana jest sytuacja „Przećwiczcie”.
Do wszytkich którzy chcialiby być coachami tak jak ja, pamiętajmy, będziemy pracować z ludźmi, z istotami które są najbardziej skomplikowane na Ziemi, a wiemy że skomplikowane=delikatne, i każdy błąd popełniony przez nas może sie źle skończyc. Dlatego trzeba się dokształcać, pracować nad sobą i zdobywać doświadczenie w porządnych warunkach, u dobrych doświadczonych i wykwalifikowanych trenerów. Bo co ma świstek w porównaniu do umiejętności ?
Pozdrawiam
P.Stępień
Mam za soba wiele szkoleń, studium i studia podyplomowe z coachingu. Jestem coachem w drodze. Ten zawód to pasja i, zeby byc coraz lepszą dla moich klientek ( pracuje głownie z kobietami) wciąz się uczę. Mimo, że należę do organizacji związanych z coachingiem, nie staram się o certyfikaty ponieważ one nas „szufladkują”. Korzystam z róznych szkół coachingu i moja oferta jest „uszyta” na miarę mojego klienta. Wiek ma znaczenie. Doswiadczenie jest kluczowe,a przede wszystkim bycie spójnym. Młody człowiek na początku drogi „układa się czesto sam ze sobą”. Szkoły obiecują sukces na rynku, super zarobki… a życie to weryfikuje. Coachu ucz sie , ucz, zdobywaj doswiadczenie i nie wierz , że sukces jest za rogiem po ukończeniu szkoły czy kursu. Jeśli chcesz zostac coachem z poziomu głowy , a nie serca to droga bywa rózna…
A ja powiedziałabym takiemu mlodemu człowiekowi BRAWO! Bo młody coach ma bardzo dużo do zaoferowania. Szczególnie w pracy z młodzieżą, ale nie tylko. Warto zwrócić uwagę, że Tony Robbins, który o ile się nie mylę jest znany teraz także w Polsce, rozpoczął swoją działalność właśnie w tym wieku i świetnie sobie poradził. Kiedy opublikował swój mega-hit 30-dniowy program „Personal Power” z pożytkiem dla milionów ludzi na całym świecie, miał tylko 25 lat – i chwała mu za to, bo kiedyś ten program zmienił także moje życie. Znam wielu innych coachów, którzy rozpoczynali w bardzo młodym wieku i znakomicie sobie radzą.
A więc kochani, nie śmiejcie się z tych młodych ambitnych.
Moja babcia mawiała, że śmieje się ten kto się śmieje ostatni.
Sloneczne pozdrowienia z Florydy,
Wanda Loskot
(coach od 20 lat z górą)