W jednym z ostatnich postów http://alexba.eu/2011-12-12/rozwoj-kariera-praca/wykorzystaj-potencjal/zdobywanie-umiejetnosci-praktycznych/ pisałem o różnych podejściach do zdobywania umiejętności praktycznych.
Obranie właściwej strategii (szczególnie bardzo duży odsetek elementów praktycznych) w znakomitej większości przypadków pozwala nam na uzyskanie przewagi konkurencyjnej nad „studentami” działającymi według średniowiecznych, scholastycznych metod.
To jest jedna, bardzo ważna strona medalu, niemniej nie jest to wszystko na ten temat.
Drugim, rzadko uświadamianym aspektem, jest fakt, że nasze podejście ma często wielki wpływ na to, jak postrzegają nas ludzie, którzy mogliby posunąć naszą karierę życiową bardzo do przodu. O ile nie zamykamy sie w jakiejś ludzkiej monokulturze (pisałem o tym http://alexba.eu/2006-03-25/rozwoj-kariera-praca/twoje-kontakty-oaza-monokultura-czy-zroznicowanie/ ) to od czasu do czasu spotykamy osoby, które nie tylko są chętne aby pomagać rozwijać się innym, ale też maja do tego odpowiednie środki. Te osoby oczywiście nie lubią, kiedy ich czas lub zasoby są marnowane, dlatego najpierw uważnie przyglądają się potencjalnym beneficjentom. Jednym z często stosowanych kryteriów jest właśnie to, czy dany kandydat robi coś praktycznie zbierając doświadczenia, czy tylko zajmuje się teorią. Tylko to kryteriom prowadzi do kolosalnych różnic „na wyjściu”. Ja chętnie pomagam ludziom, ale nawet u mnie w przypadku studentów prowadziło to np. do
- przyjacielskiej rady dla teoretyka
- ufundowania rocznego stypendium plus wsparcie sprzętowe dla praktyka, który nie bał się wystawić głowę na zimny wiatr rzeczywistej gospodarki rynkowej :-)
Jest to różnica na starcie wobec bezwartościowości dyplomów wielu polskich uczelni? A przecież nie jestem odosobnioną jednostką, która robi takie rzeczy!!
Czy się to komuś podoba, czy nie, warto sobie ten fakt uświadomić – pewni ludzie na to patrzą
Innym, podobnym tematem jest kwestia rekomendowania kogoś, czy nawet informowania o pewnych sposobnościach na rynku pracy. W wypadku „praktyków” często sam z siebie mówię różnym atrakcyjnym (z punktu widzenia możliwości kariery) praco-/zleceniodawcom „ to jest człowiek, którego powinieneś poznać”. „Teoretykom” co najwyżej powiem „spróbuj tam i tam”.
I znowu nie jestem jedynym człowiekiem stosującym takie zróżnicowanie.
Może to zrobić dużą różnicę? Z pewnością!!
To, co napisałem powyżej powinno dać wielu z Was poważnie do myślenia i mam nadzieję, że będzie prowadziło do konstruktywnych wniosków.
Warto też wspomnieć, że szczególnie u młodych ludzi po studiach to przejście z „teoretyzowania” do praktycznego zdobywania umiejętności (mówimy tutaj o proporcjach, o których pisałem w poprzednim poście na ten temat) niekoniecznie jest drogą jednokierunkową (niestety). Zdarzało mi sie obserwować „recydywę” takich ludzi i „zastępcze” „poszerzanie wiedzy teoretycznej” wtedy, kiedy była sposobność i możliwość, do podjęcia konkretnego działania. To prawie zawsze oznacza kolosalną stratę wizerunkową i przestrzegam przed takim postępowaniem.
Macie materiał do przemyśleń? Zapraszam do dyskusji w komentarzach.
Wersja audio będzie później, bo pisze w Eurocity :-)
Na poczatek napisze, ze od kilku dobrych lat mieszkam zagranica i dosc intensywnie tu dzialam na wielu polach.
Podam przyklad, ktory doskonale obrazuje Twoj wpis w moim skromnym przekonaniu.
Otoz od czasu do czasu zapraszam do siebie roznych ludzi na krotki czas, czy to znajomych, czy kogos z rodziny. Z reguly pokrywam koszty transportu, a takze koszty biezace na miejscu. Sa to moi przyjaciele, rodzina, z ktorymi przebywanie sprawia mi przyjemnosc, wielu osobom pomoglem tez znalezc prace na miejscu i osiedlic sie tutaj. Niektorzy mieli trudny start, wiec zawsze dawalem im wedke i motywacje do dzialania, a niekiedy wrecz znadowalem miejsce do mieszkania oraz prace.
Teraz wiem po czym poznac teoretyka: przyjedzie taki po studiach (co najmniej 2 fakultety), narzekajacy, ze bez znajomosci w Polsce nie da rady nic osiagnac. Nic w tym kierunku nie robi, by te znajomosci wyrobic. Po przyjezdzie zamyka sie w pokoju, cwiczac gramatyke, szlifujac CV. Nigdy nie wyjdzie 'do ludzi’. Po kilku dniach/tygodniach/miesiacach wraca sfrustrowany do siebie, z informacja dla wszystkich: 'tam pracy nie ma’.
A praktyk? Przyjedzie, rozejrzy sie na prawo i lewo, zapyta, gdzie ma isc i juz w ciagu kilku dni zna cala okolice i zaczyna nawiazywac kontakty. Chwile pozniej ma prace. Zaznacze, ze ten drugi znacznie gorzej mowi w lokalnym jezyku.
Pytanie: komu mam wieksza ochote pomoc?
Witam,
Pozwolę sobie dodać swój pierwszy komentarz do Twojego postu Alex.
Faktem jest, że przejście z wiedzy teoretycznej do umiejętnego stosowania jej w praktyce jest czasami bardzo trudne. Myślę, że przede wszystkim nie należy się bać czegoś zrobić bazując na posiadanej już teorii. Wierząc w siebie i we własne siły, podparte teoretycznym gruntem, zdecydowanie uda nam się osiągnąć zamierzony cel.
Ponadto gdy efektem będzie coś dobrego i jakościowego jestem pewny, że zostanie dostrzeżony również przez tego „którego powinieneś poznać”.
„zastępcze poszerzanie wiedzy teoretycznej”
Jest to typowe dla wielu studentów w Polsce którzy nie mogą znaleźć pracy po skończeniu studiów. Jeżeli raz się zderzamy z problemem, że zdobycie papierka nie dało nam pracy, dlaczego tak wiele osób dalej w to brnie. Kontynuując naukę i robiąc kolejne studia podyplomowe nasza sytuacja nie zmienia się bo dalej mamy tylko teorię.
Sam nie studiowałem, bo 5 lat poświęcone teorii to stanowczo za dużo, jednak zauważyłem inny problem. Jak już się osiągnie pewien poziom w danej dziedzinie, pojawia się strach przed otwieraniem na zupełnie nowe możliwości. W którymś wpisie opisywałeś lejek w który często wpadamy podczas naszego życia. Gdy już się w nim znajdujemy też często stajemy się upośledzeni. Sam widzę po sobie jak dużym problemem jest zaczęcie czegoś nowego gdzie zaczynamy praktycznie od zera. Ciężko jest wtedy porzucić dotychczasowe dobre zarobki dla mniejszych by pozyskać niezbędną wiedzę praktyczną. Wpadamy w wir nauki teorii by móc zaistnieć w nowej dziedzinie na podobnym poziomie co w starej. Oczywiście uświadomienie sobie tego problemu jest kluczowe do dalszego działania jednak wymaga to sporo odwagi by coś z tym zrobić. Ten przykład dotyczy sytuacji w której nowe umiejętności wiążą się ze zmianą pracy, jednak jestem pewien że sporo takich właśnie jest.
Alex,
może pytanie będzie trochę poza główny tematem, ale jakie widzisz możliwości wyjścia poza monokulturę dla osób, które nie są etapie studiowania (wydaję mi się, że wtedy jest najwięcej sposobności), pracują dużo (10h dziennie)? Konferencje, konwenty, etc.?
Istotnie przejście ze studiowania do rzeczywistości, gdzie najbardziej cenione są praktyczne umiejętności nierzadko jest brutalna. Dużo zależy od charakteru, kreatywności, sposobu patrzenia na życie i od wielu cech,o których Alex cały czas pisze na tym blogu. Skończyłem Politologię o specjalności dziennikarskiej. Studia były bardzo teoretyczne i obciążone wieloma wadami polskiego systemu szkolnictwa. Natomiast wśród absolwentów wyróżniam dwie grupy:
A. Ludzie, którzy z góry zaakceptowali przeciętność swojego wykształcenia i brak perspektyw związanych z karierą zawodową. Przyjęli oni całkowicie bierną postawę.
B. Ludzie, którzy postanowili działać (zaliczam się do nich). Organizowali konferencje i spotkania ze znanymi ludźmi, pracowali w różnym charakterze począwszy od wolontariatu dla różnych organizacji, na wykładaniu towaru w supermarketach kończąc. Próbowali życia. Stali się praktycznymi generalistami, tylko i wyłącznie dzięki sobie. Cechy, które również nabyłem na studiach (ale nie podczas zajęć np. z teorii polityki :) )to słowność, punktualność, szacunek do innych osób, proaktywność i ciągła chęć robienia czegoś więcej, pójścia do przodu. Staram się dostosowywać okoliczności do siebie, a nie na odwrót. Brakuje mi jeszcze dużo, ale ciągle poszukuję źródeł praktycznych umiejętności, sposobów ich zastosowania oraz ludzi, którzy inspirują do przyjęcia właśnie takiego stylu życia. Dlatego tutaj jestem :)
Witam,
Może się powtórzę, ale moim zdaniem polska szkoła ma z tym dużo wspólnego. Czego często brakuje „teoretykom”? Pewności siebie i kontaktów. Biedacy byli pewnie bardzo dobrymi uczniami, od których nikt nie oczekiwał (a raczej za to karał ;) ): pracy zespołowej, wychodzenia poza swoje wąskie środowisko w nawiązywaniu kontaktów, ryzykowania, zadawania niewygodnych pytań, inicjatywy, przyznawania się do niewiedzy, podważania niektórych elementów teorii, wiary w siebie niezależnie od aktualnej średniej ocen itp itd.
Coraz częściej wydaje mi się, że do szkoły powinno się dodawać w pakiecie terapię poszkolną ;) A tak na serio – czasami, jak jesteśmy młodzi i się przyblokujemy w dokach warto sobie przypomnieć, że to już nie szkoła/uczelnia i że tamte reguły gry już nie obowiazują :)
Pozdrawiam
Ania
Alex,
dzięki za ten post – będę miał gdzie odsyłać niektórych swoich rozmówców.
Absolutnie potwierdzam taki punkt widzenia :)
W ciągu roku prowadzę kilka szkoleń w ramach wolontariatu. Dla tych, którzy nie byliby w stanie wyasygnowac budzetu na moje uslugi, za to wiem, ze moja wiedza moze znaczaco im pomoc.
Jakiez bylo moje zdziwienie na poczatku kontaktow z niektorymi organizacjami nonprofit, gdy oferujac im duze szkolenie pakiet konsultacji dla wybitnych uczestnikow, slyszalem ze wszystko fajnie, ale lepiej bym wplacil 100 PLN albo przyszedl pomalować plot. A na moje sugestie ze mozna ten czas lepiej wykorzystac, moge pomoc im dokonac zmiany, slyszalem spiewke jak to jest zle, nic sie nie da bez znajomosci, etc…
Podobne doswiadczenia mialem z przypadkami indywidualnymi – dosc duzo teoretykow, malo osob z inicjatywa i checiami do jakichkolwiek zmian.
Co robie obecnie?
Mniej wiecej to co napisales w poscie – uwaznie sie przygladam :)
Dopiero jak widze ze przypadek dobrze rokuje, ma checi ale i odwage do wprowadzania zmian w zycie, dla takiej osoby z ogromna przyjemnoscia uzyczam moich mozliwosci.
I tym otymistycznym akcentem, chcialbym zyczyc wszystkim czytelnikom oraz Tobie Alex, wszystkiego dobrego w Nowym Roku, realizacji wlasnych aspiracji oraz tego by po prostu „sie chcialo” :)
Witam,
Myślę, że nie poruszasz jeszcze jednej (chyba) ważnej sprawy w kontekście wykorzystywania umiejętności nabytych podczas studiów w praktyce… Na polskich uczelniach jest cała masa kierunków, które młodemu człowiekowi, o ile nie chce zostać profesorem, nic nie dają. Mimo to w LO czy innych podobnych programuje się ludzi tak, że skoro już jest np. na humanie (wybierał go kiedy był szczylem w wieku 15 lat) no to albo historia, albo filologia… czy tak jakoś. Oczywiście nauczycielka polskiego mówi jaka to jest dumna ze swoich uczennic, które potem kończą z MGR przed nazwiskiem, naturalnie nie wspomina o tym co się dzieje potem z tymi osobami… ale może sobie odchaczyc kolejnego „absolwenta”.
Zamiast informować co tydzień w poniedziałek „moi drodzy po filologi polskiej może nie być pracy w zawodzie – możecie zrobić to to i to, a filologię studiować rekreacyjnie z zamiłowania… Ahh , a tak… idą jak stado baranów parami na bezużyteczne studia, a skoro zaczęli pierwszy rok, to jakby wyglądali przed znajomymi, gdyby widząc bezsens sytuacji próbowali z tego zrezygnować… Mam nadzieję, że umiejętności praktyczne będą kiedyś na równi „nauczane” w szkołach
Witam
Oczywiście zgadzam się z treścią artykułu. Niestety, na mnie szkoła (i studia) odcisnęły piętno teoretycznego podejścia (które nawet po rezygnacji z nich nadal zostało). Czasami miałem wrażenie że „praktyka bez teorii jest murzyńską robotą”. Mimo to znalazłem (chyba) lepsze rozwiązanie: najpierw staram się zrozumiec koncepcje i znaleźć jakieś analogie do niej (dzięki nim łatwiej później się uczyć), następnie kiedy rozumiem wypisuję kluczowe punkty i nimi zajmuje się już w praktyce pogłębiając teorie dopiero później. Inna sprawa, jeżęli trzeba się czegoś nauczyć wykonywać mechnicznie – wówczas najlepiej przejść od razu do praktyki.
Pozdrawiam i życzę szczęśliwego nowego roku :)
Michał Krajewski
Witam
Zastanawiam się gdzie faktycznie leży problem. Dlaczego studenci trzymają się kurczowo teoretyzowania lub nawet jak spróbują praktyki, to wracają do rozważań teoretycznych – wierzą, że tak jest lepiej?
Może, po prostu, nie potrafią zabrać się do działań praktycznych – zrobić coś konkretnego i działającego? W przeciwieństwie do opracowań teoretycznych – papier wszystko przyjmie :) Przejście po raz pierwszy od bierności (czy wyuczonej bezradności) do jakiegokolwiek działania może być wyzwaniem samym w sobie.
Według mnie problem leży głównie w braku aktywności już w dzieciństwie. Wystarczy utrzymywać regularnie inicjatywę własną: hobby, sporty i inne zainteresowania. W szkole podstawowej jest mnóstwo czasu i możliwości (brak konsekwencji) aby robić cokolwiek i próbować niemal wszystkiego na co ma się ochotę – przy okazji można znaleźć pasję do rozwijania w kolejnej szkole. Jak sięgam pamięcią, to robiłem/próbowałem bardzo dużo właśnie wtedy – i głównie poza szkołą.
Szkoła, w ogólności, może pomóc lub zaszkodzić, ale nie należy wszystkiego zrzucać na nią – wymówka. Poczynania studenta mogą być konsekwencją dotychczasowego postępowania. Jeśli wie jak „zakasać rękawy”, to żadne wyzwanie praktyczne nie powinno być problemem.
Wielu udanych eksperymentów praktycznych w kolejnym roku życzę! :)
Tomasz
Powiem tak. Przez 5 lat studiów(a tak naprawdę 11, licząc powtarzanie lat i dziekankę) nie nauczyłam się tylu pożytecznych rzeczy, co przez miesiąc w pracy. Zaznaczę jednak, że dano mi szansę w tej pracy, nikt na starcie (błąd wielu polskich pzredsiębiorców) nie wymagał ode mnie wiedzy przekraczającej wiedzę szefa i nie wiadomo jakiego doświadczenia, po prostu byłam za czeladnika, najgorsza robota, kiepska płaca, wdzięczna jestem za to do dziś.
Drugim błędem polskich pracodawców jest gnębienie zdolnych pracowników. Z jednej strony wymagają nie wiadomo czego, ale jak się okazuje że pracownik tę wiedzę rzeczywiście ma – usadza się go argumentem przy każdej merytorycznej dyskusji, że jak mu się nie podoba to może tu nie pracować. Demotywujące? Jak diabli.
BTW tylko dzięki znajomościom znalazłam kilka pierwszych prac, dzięki czemu mogłam szukać pracy bez nich. Nadal jednak załatwiają mi 50% roboty co najmniej. Nie wiem jak jest za granicą, ale wiem że bez wyrobienia sobie sieci kontaktów jest po prostu ciężko. Jeśli ktoś ma fobię społeczną (mi np. zafundowały ją szkoła podstawowa i liceum) to ma bardziej niż ciężko. Trzeba się przełamać, ja to zrobiłam, ale każda nowa znajomość to dla mnie męka. Szkoda, że się nie da inaczej, trudno :)
@Tomek Ciamulski – co do kwestii pierwszego pytania, z tego co mi wiadomo z doświadczeń ludzi starszych, które rekrutowały wiele osób uważam, że duża część społeczeństwa boi się (przez co nie potrafi) podejmować decyzji. I tak pod presją środowiska idą na studia. Drugą opcją jest po prostu niewiedza. Widzę po sobie jak dużo dało mi czytanie Bloga Alexa od 16 roku życia (teraz mam prawie 23 lata) – właśnie czytanie tego tego co pisze Alex umocniła mnie w zdaniu, że więcej nauczę się po przez testy, błędy i praktykę niż teoretyzowanie na studiach.
Szczęśliwego Nowego Roku Wszystkim ;-)
Kamil
Problem wydaje się leżeć po prostu w sposobie działania szkolnictwa, gdzie nie uczy się samodzielności i kreatywności, tylko nagradza się za wykonywanie poleceń i bycie posłusznym. Przyjęta jest również metoda wykładania materiału, podczas gdy słuchanie jest bardzo mało efektywną formą nauczania. W Polsce przyjęło się również, że autorytet nauczyciela wypływa sam z siebie, podczas gdy np. w USA nauczyciel zdobywa autorytet, jeżeli naprawdę jest dobry w tym co robi. W Polsce nauczyciel może wykładać swoje „widzi mi się” jako prawdę absolutną i nikt tego nie neguje, co jest nie do przyjęcia w państwach, które zreformowały system szkolnictwa – dopuszczalne jest przekazywanie uczniom jedynie naukowo potwierdzonych, sprawdzonych wiadomości. Warto ponad to zapoznać się ze stożkiem Dale’a. Oto link do niego: http://imageshack.us/photo/my-images/17/zalacznik54.gif/
Witam, mój przypadek jest następujący. Od wielu lat pracuje w handlu zagranicznym a prywatnie interesuje się rozwojem osobistym. Zawsze chciałem się zabrać za praktykę ale pracodawcy patrząc na moją udokumentowaną przeszłość widzą mnie wciąż w tym co robiłem. Trochę jest to jak zamknięte koło.
Drodzy uczestnicy forum, jak zacząć praktykę od zera w interesującej nas dziedzinie po trzydziestce?
Niby lepiej późno niż wcale, ale myśląc o ludziach którzy w moim wieku mają wieloletnie doświadczenie, dalej trochę ze stresu zakopuję się w teorii. Pozdrowienia Noworoczne
@Filip – mowiac najprosciej, przestan teoretyzowac, zacznij cos robic :)
Nie od razu musisz na tym zarabiac.
Nie napisales dokladnie co dokladnie chcialbys robic z tym rozwojem osobistym, wiec troche strzelam z przykladami dzialan.
Rozejrzyj sie w kolo – moze mozesz komus pomoc, moze ktos szuka prelegenta, ktory zechce sie podzielic wiedza i doswiadczeniem za darmmo?
Poszukaj fundacji, rozejrzyj sie za kolami studenckimi. Poszukaj przedsiebiorcow, ktorym Twoja wiedza i doswiadczenie moga sie na cos przydac.
Zacznij pisac bloga, zacznij sie udzialec na forach, etc, etc.
Pokaz sie, zacznij zdobywac realne doswiadczenia. A z czasem oprócz doswiadczenia z handlem zagranicznym bedziesz mial pokazne doswiadczenie w obaszarach dla Ciebie interesujacych.
Zacznij dzialac :)
Alex,
W ramach mojej pasji (śpiewanie, pisanie tekstów, układanie linii melodycznej wokalu) działam w praktyce i zostawiam, tak jak to pisałeś w jednym z Twoich postów, miejsce na tzw. „szczęśliwy przypadek” (poza tym także pracuję). Mam nadzieję, że kiedyś poznam kogoś z branży, kto doceni co do tej chwili zrobiłam własnymi siłami/zobaczy we mnie potencjał i zainwestuje swój czas/środki. Na razie cieszę się, że nie studiując mam przewagę w praktyce nad „studentami” tzn. mam za sobą wiele koncertów plenerowych na dużych scenach, pracę w studio nagrań i mam przyjemność pracowania z zawodowymi muzykami z wieloletnim doświadczeniem. Z drugiej strony jeśli chodzi o kontakty to mam tu wiele do zrobienia i silne postanowienie praktykowania; tak sobie myślę, że może to spowodować właśnie wystąpienie wspomnianego „szczęśliwego przypadku”. Pozdrawiam, Agata
ja może mam pecha, może jestem zbyt przeteoretyzowany, a może z racji wykonywanego zawodu-„informatyk” zbyt krytycznie odnoszę się do ludzi, ale odnoszę wrażenie, że w moim otoczeniu jest wielu praktyków-dyletantów. Czyli ludzi, którzy nie mając o danej rzeczy pojęcia zaczynają się w nią bawić. Może jest to dobre w dziedzinach związanych z kreatywnością, ale imho już nie jest w dziedzinach, gdzie liczy się twarda wiedza i doświadczenie.
Zwłaszcza jeśli idzie o podejmowanie decyzji spotkałem się z ludźmi, którzy podejmują takowe bez odpowiednich kwalifikacji, wyważając nieraz otwarte drzwi w dodatku nie te, które trzeba.
IMHO liczy się wiedza i doświadczenie, oraz intuicja, ale intuicja kształtowana przez właśnie doświadczenie-traktuję ją jako taką hmm, ściągę-czyli wykonywałem 15 podobnych zadań, nie jestem w stanie wytłumaczyć dlaczego, ale sądzę, że należy postąpić właśnie w taki sposób.
Reasumując-przeteoretyzowanie jest złe, ale równie złe jest imho brnięcie na oślep metodą prób i błędów, zwłaszcza, jeśli nie ma się świadomości konsekwencji błędów.
Pozdrawiam
Tom
Dziękuję za dobre przykłady teoretyka i praktyka za granicą :-)
Tomasz Kowalczyk
Przejście od teorii do praktyki zazwyczaj oznacza opuszczenie pewnej strefy komfortu, ale bez tego nie ma życia :-)
Ak
Piszesz: „Jak już się osiągnie pewien poziom w danej dziedzinie, pojawia się strach przed otwieraniem na zupełnie nowe możliwości. „
Receptą jest rozpatrywanie naprawdę atrakcyjnych możliwości, wtedy ten strach się relatywizuje.
Patryk M.
Zadaj to pytanie pod postem o monokulturze, dobrze?
Kamil Szympruch
Gratuluję obrania tej praktycznej drogi, bo dla wielu to nie jest zrozumiałe samo przez się
Anie Michalak
Typowa polska szkoła w obecnej formie podobno robi rzeczywiście wiele złego (pisze podobno, bo od lat nie mam bezpośredniej z nią styczności).
Nie zwalnia nas to z odpowiedzialności zadbania o swój los we własnym zakresie, bo to my będziemy zbierać owoce działań i zaniechań. Wspomniane przez Ciebie uświadomienie sobie nieadekwatności pewnych reguł gry ze szkoły jest pomocne.
MK
Dziękuje za przykłady i życzenia, wszystkiego najlepszego dla Ciebie
Łukasz
Piszesz: „Na polskich uczelniach jest cała masa kierunków, które młodemu człowiekowi, o ile nie chce zostać profesorem, nic nie dają. „
Może to lekka przesada, ale relacja nakład czasu- wartość jest zaburzona
Dalej: „Mam nadzieję, że umiejętności praktyczne będą kiedyś na równi “nauczane” w szkołach „
Kto ma to robić? :-) Jak nawet są w Polsce wielkie firmy, gdzie jakość trenera mierzy się ilością certyfikatów i jakością dokumentacji a nie rezultatami :-) :-)
Michał Krajewski
Piszesz:”najpierw staram się zrozumiec koncepcje i znaleźć jakieś analogie do niej (dzięki nim łatwiej później się uczyć), następnie kiedy rozumiem wypisuję kluczowe punkty i nimi zajmuje się już w praktyce pogłębiając teorie dopiero później. „
To jest niezła strategia, ale czy nie powinieneś umieścić tego komentarza pod innym postem? :-)
Tomasz Ciamulski
Zgadzam się z tym, co napisałeś
Lavinka
Piszesz: „Przez 5 lat studiów(a tak naprawdę 11, licząc powtarzanie lat i dziekankę) „
O, to nie tylko ja tak długo studiowałem?? :-) :-) (disclaimer: nie bierzcie z tego przykładu, to były inne czasy!!)
Kontakty to bardzo ważna sprawa, dlatego znalazły się jako jeden z 3 czynników określających nasza wartość rynkową http://alexba.eu/2006-03-20/rozwoj-kariera-praca/twoja-wartosc-rynkowa/
Łukasz Gryguć
Piszesz o szkołach: „podczas gdy np. w USA nauczyciel zdobywa autorytet, jeżeli naprawdę jest dobry w tym co robi. :
Skąd czerpiesz takie informacje?
Zgadzam się z Twoim stwierdzeniem: „Przyjęta jest również metoda wykładania materiału, podczas gdy słuchanie jest bardzo mało efektywną formą nauczania. „
Agata S.
Wojtekm
Dziękuję za komentarze, podobnie jak w przypadku kilku poprzedników proszę tylko, aby na przyszłości pisać je pod pasującym postem, w tym wypadku
http://alexba.eu/2011-12-12/rozwoj-kariera-praca/wykorzystaj-potencjal/zdobywanie-umiejetnosci-praktycznych/ inaczej prowadzenie dyskusji będzie utrudnione. Tak naprawdę mało kto wypowiedział się w komentarzach na temat :-) :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam,
Co najmniej dwa razy uczyłam się „zawodu” wrzucona na głęboką wodę zaczynając z bardzo niewielką ilością teorii. Jestem bardzo wdzięczna losowi i ludziom, którzy dali mi taką szansę :-) – dzięki temu bardzo wzrosła moja pewność siebie.
Natomiast jeśli chodzi o temat – jak w związku z tym jesteśmy postrzegani – mam parę uwag wynikających z obserwacji i doświadczenia.
Pierwsza praca, w której nabrałam dużo praktycznego doświadczenia zaczynając od zera, jednocześnie zrujnowała moja reputację w tej firmie. I wcale nie stało się tak przez popełnione przeze mnie w trakcie nauki błędy. Powodem było to, że uważałam, że POWINNAM wszystko wiedzieć i nie umiałam PRZYZNAĆ SIĘ, ŻE CZEGOŚ NIE WIEM. Dodam, że moi przełożeni świetnie wiedzieli z jakim poziomem doświadczenia i wiedzy teoretycznej startuję i gdybym na początku przyznała się, że czegoś nie wiem najprawdopodobniej nie musiałabym wyważać otwartych drzwi – w dodatku nie tych (jak pisze wojtekm) :-).
Od tego czasu zaczynając nową pracę/przedsięwzięcie – daję sobie prawo do tego, żeby nie wiedzieć i zadawać z pozoru najgłupsze pytania. I muszę powiedzieć, że opinię mam lepszą niż w tamtej firmie :-).
Ostatnio miałam okazję obserwować osobę, która podobnie jak ja zdobywała pierwsze praktyczne doświadczenia (mając jednak dużo większą wiedzę teoretyczną). Widziałam, że popełnia podobny błąd jak ja kiedyś – za nic nie chce przyznać, że może czegoś nie wiedzieć. W efekcie – poświęcała mnóstwo czasu na szlifowanie teorii i ukrywanie popełnionych błędów. To pierwsze nie było jeszcze tragedią – drugie skończyło się utratą pracy.
Być może te doświadczenia nie będą przydatne dla wszystkich, ale myślę, że jest to jedna z rzeczy, o których warto wiedzieć, kiedy się zaczyna pierwszą pracę :-)
pozdrawiam serdecznie :-)
Myślę, że wszystko to jest kwestia nabrania określonych przyzwyczajeń. To niekoniecznie jest brak kreatywności albo niechęć do samodzielności.
Polski system kształcenia wyrabia określone nawyki przyswajania wiedzy i rozwiązywania problemów. Słuchamy, czytamy książki, zbieramy informacje, przygotowujemy różne opracowania, analizy, rozprawki itp. Częściej samodzielnie niż w grupie.
To co realnie wykonujemy na studiach (czytanie, słuchanie, pisanie) ma mało wspólnego z tym, czego będziemy doświadczać później w danej dziedzinie. Np. praca lekarza polega głównie na kontakcie z żywym, chorym człowiekiem, często mało estetycznym z różnych względów (choroba, wypadek, braki higieny), a na czym głównie polega studiowanie medycyny? ;)Podobnie praca nauczyciela w podstawówce polega na byciu z dziećmi, a student pedagogiki przez większość czasu obraca się w towarzystwie ludzi dorosłych.
Na moich studiach miałam zajęcia, na którym uczyłam się tego co robię teraz, ale większości rzeczy uczyłam się oczywiście w pracy. A tymczasem jak najwcześniejsze rozpoczęcie terminowania w wybranym zawodzie to szansa przede wszystkim zweryfikowania swoich oczekiwań i predyspozycji w danej dziedzinie.
Moim zdaniem, główny problem nie w tym, że polski system jest nastawiony na kształcenie „profesorów”, tylko „jakich profesorów”. Ludzie zostający na uczelniach często mają zakaz (mniej lub bardziej formalny) pracy gdziekolwiek indziej. A czy można sobie wyobrazić dobrego profesora nauk politycznych, który nie ma kompletnie żadnego doświadczenia w byciu politykiem, a jego wiedza polityczna ogranicza się do czytania książek napisanych przez innych ludzi (którzy z reguły też nie mają doświadczenia bycia politykiem)? ;)
Pozdrawiam
Agnieszka
Myśl, którą zacytowałeś zaczerpnąłem z literatury, którą cenię, ale zapewne wolisz, aby mówić wyłącznie o swoich obserwacjach;)
Twój sposób nabywania umiejętności wydaje się być turbodaładowaniem zasady 80/20, o której pisałeś. Jeżeli przyjąć, że ludzie często przez 80% czasu czytają o czymś uzyskując jedynie 20% efektów, a 20% czasu przeznaczają na najbardziej efektywną formę uczenia (tj. praktykę)przekładającą się na 80%. Twój sposób nabywania umiejętności jest zatem skupianiem się na tych kluczowych 20%, które naturalnie zwiększasz uzyskując oszałamiające efekty ;)
Alex,
„Dalej: „Mam nadzieję, że umiejętności praktyczne będą kiedyś na równi “nauczane” w szkołach „
Kto ma to robić? Jak nawet są w Polsce wielkie firmy, gdzie jakość trenera mierzy się ilością certyfikatów i jakością dokumentacji a nie rezultatami”
Jestem przekonany, że do takich zmian mogłyby dopiero doprowadzić solidne zmiany systemu, ale nie ma rzeczy niemożliwych. Trzeba łupać ten kamyczek, aż pęknie. Przez kilka lat (2 ;) ) studiowałem kierunek nauczycielski, byłem na praktykach itp. Trochę poznałem szkołę, z resztą pamiętam jeszcze nie tak dawne czasy mojej nauki. Obecnie w szkole (przynajmniej tam gdzie uczęszczałem), źle jest kładziony nacisk na przedmioty, źle są ustawione priorytety – moim zdaniem. Dla mnie w tym systemie brakuje spojrzenia w przyszłość osób, które mają i wiedzę i umiejętności, żeby przygotować nowy program, który dzieci od początku edukowałby w zakresie kreatywnego myślenia, tworzenia dla siebie możliwości bytu i rozwoju. Nauki planowania i zarządzania swoim czasem, ale nie jako „wykładu” powiedzianego – jak godziny pozwolą, na przedsiębiorczości. Szkoła powinna uczyć patrzenia ciągu przyczynowo-skutkowego w odniesieniu do życia każdego poszczególnego ucznia, a nie tylko w historii i lekturach.
Chyba trochę daje się ponieść fantazjom, nie mniej, nie wiem kto zrobi to na skalę ogólnokrajową.Sam przygotowuje się do prowadzenia warsztatów z takich tematów jak właśnie zarządzanie czasem, oszczędzanie czy osiąganie celów, wszystko oczywiście dopasowane poziomem do przeprowadzanie zajęć w SP, Gim i szkole średniej. Czas pokaże co z tego wyjdzie.
Pozdrawiam
Alexa, dopiero teraz się złapałem, jaką gafę strzeliłem :/ w tamtym wypadku chodziło mi o szkolnictwo wyższe, zwłaszcza humanistyczne (z czego mam osobiste doświadczenie), gdzie w tematach zaawansowanych przekazuje się wiedzę z danej dziedziny nie w postaci uniwersalnych prawd, ale jako osobistą mądrość nauczającego. Wykładowca jest jak guru. O to mi chodziło. Oczywiście, moja poprzednia wypowiedź mogła zostać odebrana jako absurdalna i dzięki, że dałeś mi szansę się wytłumaczyć ;) Z literatury natomiast zaczerpnąłem wiedzę na temat dystansu władzy w PL (sam na to nie wpadłem;), czego efektem jest np. to, że nauczyciel jest podmiotem w nauczaniu, należy mu się bezwarunkowy szacunek, zawsze należy się z nim zgadzam i to on decyduje o ścieżce (uogólnienie, ale jest tak w dużym stopniu) rozwoju intelektualnego ucznia.
No własnie ten nasz system nauczania. Szkoda że ja tak późno trafiłem na ten blog, bo pewno bym teraz zupełnie inaczej wybierał studia. Jak sobie pomyśle jakim jestem inżynierem, to aż się boje iść do lekarza.
Mam wrażenie, że dyskusja toczy się głównie o tym, że skoro system edukacji jest mocno teoretyczny, to równolegle należy rozwijać umiejętności praktyczne: być proaktywnym, nawiązywać kontakty, próbować nowych rzeczy. Receptą na sukces ma być opuszczenie strefy komfortu.
Ale przecież nie każdy jest studentem. Życie to nie tylko studia i kariera. Życie to również rachunki do opłacenia, rodzina, obowiązki, zainteresowania…
Masz Alex humanistę, pracującego w systemie zmianowym (handel). Tenże humanista studia ma już za sobą, musi zarobić na utrzymanie mieszkania i ogólnie na życie. Nie ma bogatych rodziców którzy pozwolą na eksperymentowanie, sam musi się utrzymać.
O jakiej strefie komfortu mówimy w takim wypadku i jak miałoby wyglądać opuszczenie tej strefy?
Rezygnacja z dotychczasowej pracy i pozostanie na lodzie? Jakie działania może podjąć, które by nie kolidowały z dotychczasową pracą?
Nie każdy może sobie pozwolić na zerwanie z dotychczasową płynnością finansową i popadanie w długi, nie każdy ma masę wolnego czasu, nie każdy ma przed sobą kilka lat studiów… Można mieć te dwadzieścia kilka lat i całe życie przed sobą, tylko od czego zacząć budowę, tak, aby nie zburzyć fundamentów?
Jeśli praca pozwala egzystować, ale niekoniecznie rozwijać się; a wizja rozwoju nie pozwala egzystować – wszystko rozbija się o pieniądze i to nie te potencjalne, kiedyś tam, ale pieniądze teraz na realne potrzeby.
Witajcie
Byłem ostatnio ekstemalnie zajęty i widzę, że dyskusja pod tym postem dalej żwawo podąża w kierunkach nie mających wiele wspólnego z pierwotnym tematem :-) :-)
Wiele wypowiedzi należałoby umieścić pod pierwszym tekstem z tej serii, umknęło to Wszej uwadze?
Wasze wypowiedzi są często bardzo cenne i pomyślcie o kimś, kto za rok natknie się na post „Zdobywanie umiejętności praktycznych” a tam ich nie będzie, bo „z rozpędu” umieściliście je tutaj. Szkoda, prawda?
Pozwólcie, że odniosę się teraz do wypowiedzi skierowanych do mnie lub wymagających mojego komentarza.
Łukasz Gryguć
Piszesz: „Twój sposób nabywania umiejętności wydaje się być turbodaładowaniem zasady 80/20, o której pisałeś. „ itd…
To nie ma z tamtą zasadą nic wspólnego, sorry.
Resztę zostawiam, jako off topic
Łukasz
Twoje wyobrażenia sa bardzo idealistyczne, niestety żyjemy w świecie takim jaki jest i musimy sobie dawać radę nie czekając na państwo.
Marciniasty J.
Piszesz: „Mam wrażenie, że dyskusja toczy się głównie o tym, że skoro system edukacji jest mocno teoretyczny, to równolegle należy rozwijać umiejętności praktyczne „
Jak uważnie przeczytasz POPRZEDNI post w cyklu (a do niego najwyraźniej się odnosisz), to zauważysz, że tylko marginalnie wspomniałem system szkolnictwa. Zamiast tego dałem pewną receptę na zdobywanie umiejętności praktycznych, dającą przewagę konkurencyjną nad tak rozpowszechnionymi „teoretykami” wszelkiego rodzaju.
Dalej piszesz: „Masz Alex humanistę, pracującego w systemie zmianowym (handel). Tenże humanista studia ma już za sobą, musi zarobić na utrzymanie mieszkania i ogólnie na życie. Nie ma bogatych rodziców którzy pozwolą na eksperymentowanie, sam musi się utrzymać. „
Jak postudiujesz mój życiorys to zobaczysz 25 letniego faceta z rozgrzebanymi, kompletnie bezwartościowymi studiami, bez stałej pracy w ogóle, w czasie kryzysu gospodarczego w obcym kraju nie do końca sprzyjającemu „obcym”. W sytuacji, kiedy rodzina i przyjaciele zostali za „żelazną kurtyną” i sami potrzebowali pomocy. O płynności finansowej trudno mówić, bo czasem starczało na najtańszą żywność na 2-3 dni. Naprawdę uważasz, że Ty masz taki wielki problem??
Jak z takiej sytuacji wyjść na człowieka, który ma naprawdę dobre życie?
Prostej odpowiedzi nie ma, jest za to nieco złożona, ale dość skuteczna. Zawiera ją „Blog Alexa” i po to go piszę.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Ok, nie chciałbym źle rozumieć tej zasady, także proszę abyś mnie wyprowadził z błędu ;) Zasada 80/20 zakłada, że jeśli występują 2 zbiory danych odnoszące się do przyczyn i skutków okaże się, że nie ma pomiędzy nimi równowagi. Przykładowo 20% towarów odpowiada za 80% sprzedaży, a nie 50/50. Przyjmijmy, że jeden zbiór danych to metody nauczania (ich ilość jest skończona) – czytanie, słuchanie, oglądanie, mówienie, robienie. Drugi zbiór, to osiągane efekty. Idąc np. za badaniami Dale’a, albo nawet za za zdroworozsądkową obserwacją, rozkład wyników pomiędzy metodami nie będzie układał się po równo. Najwięcej efektów daje praktyka, przykładowo 70%, a 30% efektów rozkłada się na pozostałe metody. Należy zatem zmniejszać poświęcany czas metodom, które ludzie stosują najczęściej – słuchanie, mówienie, czytanie, oglądanie, a które zajmują 70% czasu dając 30% efektów i zwiększać praktykę dającą 70% efektów a poświęcamy jej tylko 30% własnego czasu (proporcje przykładowe bo rzeczywiście praktyka może zajmować 10%). Czy moje rozumowanie jest błędne??
Łukasz Gryguć
Dalej ciągniesz dyskusje pod niewłaściwym postem :-(
Twoje rozważania teoretyczne nawiązujące do mojego bardzo praktycznego zalecenia w tamtym poście nie przynoszą w moich oczach żadnych istotnych korzyści, więc pozwól, że nie będę sie nimi dalej zajmował
Pozdrawiam
Alex
Alex,
Ok, dziękuję za odpowiedź. Liczyłem na „przyjacielską radę dla teoretyka”. Oczywiście dostosuję się do Twoich zaleceń panujących na Twoim blogu.
Pozdrawiam
Łukasz
by dać się zauważyć jako praktyk-eksperymentator trzeba bywać w różnych sytuacjach, zajęciach i miejscach co jest trudne jak się ugrzęźnie w jednym miejscu lub w jednym tzw zawodzie
wskazówką dla chcących wejść na drogę wychylenia i dania-się-zauważenia może być wolontariat i niskie koszty życia i ogólnie nie wkładanie sobie na głowę za wcześnie jakichkolwiek zobowiązań o ile one wogóle są do czegoś potrzebne w życiu :-) (lejek, wolność)
ciekawą koncepcją wolności finansowej może być ilość dni jaką można przeżyć bez płatnej pracy (wg Kiyosaki) i właśnie w tym czasie eksperymentowanie bez zobowiązań :-)
i myślę, że zauważenie przez kogoś przychodzi samo z siebie a nie powinno być celem samym w sobie… można np samemu siebie zauważyć :-)