Pamiętacie moje posty o wstępnej selekcji ludzi, z którymi się zadaję
Oczywiście na poznaniu i pierwotnej akceptacji ludzi się nie kończy, czasem warto popatrzeć na bieżąco jak rozwija się dana relacja, bo przyzwyczajenie i pewna bezwładność mogą przyćmić nam widok na istotne zjawiska oraz fakt, że jest ona aktualnie całkiem inna (niekoniecznie lepsza), niż na początku.
Jak to można zrobić?
Jeżeli prywatną relację z kimś porównamy do wspólnego wiosłowania łodzią, to ja od czasu do czasu na chwilę przestaje wiosłować i patrze co się będzie działo. A dzieją się różne rzeczy: czasem zmiana prędkości łodzi jest mało zauważalna, czasem panuje bezruch, a czasem wręcz ta „łódź” relacji zaczyna poruszać się w zupełnie innym kierunku.
Dla zilustrowania o co mi chodzi podam parę przykładów:
- najbardziej banalny to podtrzymanie kontaktu – jeśli mam wrażenie, że to ja jestem osobą, która to inicjuje (np. telefonując od czasu do czasu), to na pewien czas przestaje to robić i obserwuję, czy druga strona zada sobie trud zadzwonienia z własnej inicjatywy
- jeśli w jakiejś relacji podejmujemy wspólnie interesujące przedsięwzięcia i aktywności, to mając wrażenie, że to głównie moja inicjatywa, na chwilę przestaję to robić i patrzę co się będzie działo, na ile druga strona „przejmie pałeczkę”
- jeśli z kimś mam interesujące rozmowy i wymianę myśli, to mając wrażenie iż to głównie ja jestem tego inicjatorem… już wiecie co robię :-)
- w relacji damsko-męskiej, gdzie jest wiele czułości i bliskości, jeśli widzę, że większość takich gestów i działań wychodzi ode mnie, to stopuję z tym trochę patrząc jaki to będzie miało wpływ.
Jeżeli którakolwiek z tych akcji powoduje znaczący spadek, lub wręcz zastopowanie danej aktywności, to jest to wyraźny znak, że na co dzień to ja jestem jej głównym motorem, a to na dłuższą metę niekoniecznie mi odpowiada. Oczywiście w wypadku istniejącej znajomości nie jest to czynnik natychmiast ją dyskwalifikujący, niemniej wymaga on bliższego przyjrzenia się i może porozmawiania z druga osobą na ten temat.
Niektórzy z Was pewnie powiedzą, że bycie takim motorem to przecież super i dobrze robi na poczucie własnej wartości. Coś w tym jest i jest wiele osów, które właśnie z tego powodu wybierają sobie danego partnera, pytanie tylko czy:
- rzeczywiście potrzebujemy dowartościowania tego typu?
- jaki ma to wpływ na nasz rozwój i jego szybkość? Szczególnie w świecie, który tak szybko się zmienia!
Jak widzicie i tym razem konkretne wnioski musicie sobie wyciągnąć indywidualnie. Ciekaw jestem Waszych przemyśleń i zapraszam do wypowiedzi w komentarzach.
PS: Świadomie nie wspomniałem w tym poście o kwestiach finansowych. Akurat to jest mi dość obojętne, jeśli pozostałe aspekty relacji są w porządku.
Mam dokładnie podobne podobne doświadczenia w paru dziedzinach. Udzielam się w kilku inicjatywach pozazawodowych i często mam odczucie, że w momencie kiedy zajmuję się czasowo czymś innym te inicjatywy zamierają. W moim przypadku nie jest to kwestia samo-dowartościowania, gdyż motywuję się raczej efektami swojej pracy. Bardziej martwi mnie, że wiem,że jeśli ja sobie odpuszczę, to efekty ponad rocznej pracy zostaną pogrzebane pod ogólnym marazmem i małą aktywnością. W zasadzie odpuściłem sobie już większość rzeczy, które czerpały z mojej „motoryczności”, ale są takie, których nie chcę sobie odpuścić. Dlatego bardzo ważne jest jednak dobieranie sobie właściwych partnerów już na samym początku. Takie testowanie na pewno pomaga oszczędzić sobie rozczarowań.
Kiedyś podczas spotkania ze znajomymi przedsiębiorcami usłyszałem podobną historię ale z tłem biznesowym (b2b), co rozszerza nieco ten interesujący wątek.
Była to jedna z historii o zawiedzionych oczekiwaniach, która przerodziła się w sporą dyskusję o „nierzetelnym” partnerze. Pisze nierzetelnym w cudzysłowie, gdyż zbudował on świetne pierwsze wrażenie. Prezentował się jako solidny, super przygotowanym, działający na tych samych wartościach. Z czasem jednak to wrażenie słabło, nie mając pokrycia w działaniach. Dyskusja nie była by warta wspomnienia, gdyby nie drobny fakt…
Akurat w grupie był gościnnie coach. Niesamowicie interesowało mnie, jak poprowadzi tę dyskusję. Dlatego powstrzymałem się z wychodziłem ze swoimi spostrzeżeniami z zainteresowaniem obserwowałem jego działania. Faktycznie, dalszy bieg sytuacji był (przynajmniej dla mnie) intrygujący…
Poprosił nas byśmy się zastanowili, jaki wpływ ma jednostka na otaczające je środowisko. W jakie interakcje wchodzi, nie tylko na poziomie świadomym. Co komunikujemy naszym wyglądem, zachowaniem? Kogo uwagę zwracamy? Dlaczego?
Co nieświadomie kodujemy w naszych przekazach, co niesie dodatkowe informacje, dostępne jedynie dla określonych grup?
Całość zwieńczyło metaforyczne porównanie jednostki do lustra, które otworzyło kolejny poziom dyskusji. O nim jednak może innym razem…
Właśnie wtedy mocno poczułem, że warto mieć co jakiś chwilę refleksji i „przerwy w wiosłowaniu”. Z drugiej strony staram się budować ważne relacje przechodząc przez miniatury sytuacji*, co ogranicza dalsze niespodzianki.
*Miniatury polegają na wspólnym testowaniu razem z drugą stroną pewnych zachowań w „otwartej przestrzeni” (wychodząc poza ramy aktualnej sytuacji w jakąś nową, np. na rozmowie kwalifikacyjnej odgrywając sytuację i rolę kumpli z pracy stojących przed problemem). Dzięki miniaturze można złamać „zbudowany mur ochronny” i poznać głębiej charakter i wartości.
Życzę owocnych przemyśleń!
Konrad
Ja mam inne doświadczenia obecnie. Fajnie jest natrafić na swojej drodze na kogoś kto nie tyle popchnie nas do przodu, co będzie przychylny naszym próbą wyruszenia w rejs dookoła świata. Pamiętam, jak będąc jeszcze za granicą próbowałam skontaktować się z ogniskiem pracy pozaszkolnej w sprawie współpracy. Najpierw napisałam maila, bez odzewu. Potem znalazłam osobę, która z wyżej wymienioną placówką współpracuje z prośbą o przekazanie mojej wiadomości. Pan mi nie chciał pomóc, bardzo kręcił nosem. Spróbowałam ponownie po powrocie do Polski. Zadzwoniłam, porozmawiałam z sekretarką, która poprosiła mnie, abym zadzwoniła następnego dnia o 10 rano, kiedy to pani dyrektor będzie mogła ze mną porozmawiać. Zadzwoniłam o umówionej godzinie, ale pani dyrektor nie zastałam. Dałam sobie spokój z dalszą próbą nawiązywania współpracy.
Jestem osobą raczej nieśmiałą i każda próba pchnięcia swojej łodzi dalej wymaga ode mnie naprawdę niemałego wysiłku. Dlatego szybko odcinam się od ludzi niesłownych, pesymistycznie nastawionych na porażkę czy leniwych. Niektórym może się wydawać, że moja łódź stanęła w miejscu. Ale tak naprawdę cumuje w porcie, bo czeka na dopływ gotówki, za którą będę mogła kupić paliwo. Teraz chcę uzbierać drobny kapitał na założenie własnej działalności gospodarczej. Znajomy powiedział mi: „Po co ci to? Łatwiej na etacie”. Już więcej z nim nie rozmawiałam na ten temat, bo wiem, że mogłoby to ostudzić mój zapał. Przez ostatnie 3 miesiące niektórzy śmiali się ze mnie, że odbywam darmowe praktyki akademickie. Przestałam ich słuchać i dalej robiłam swoje. Szefowa zatrudniła mnie na pół etatu, co mi bardzo odpowiada. Będę miała czas na naukę niemieckiego, prawo jazdy i masę innych, fajnych rzeczy, a przy okazji zdobędę doświadczenie zawodowe. Mój chłopak strasznie mnie motywował. Mówił, żebym się nie poddawała, słuchał cierpliwie tego co mam do powiedzenia, był taką latarnią, kiedy myślałam, że łódź zatonie. Dobrze mieć wsparcie.
zawsze dziwne wydawaly mi sie takie gierki i testy w roznego rodzaju relacjach. „Chcialbym sie spotkac i pogadac, ale to nie moja kolej by dzwonic”. Po co? Nie prosciej pozwolic sprawom plynac naturalnym nurtem?
To co Alex napisał w poście jest jedną stroną medalu i tu się zgadzam całkowicie. Sam niekoniecznie lubię tkwić w relacjach, w których gdy mnie zabraknie, to i całej relacji również nie będzie za chwilę.
Ale jest jeszcze ta druga strona medalu – czasem relacja z taką „niepodtrzymującą” osobą jest tak bardzo wartościowa, że warto przymknąć oko na to, że to tylko my tę relację podtrzymujemy. No właśnie – warto, czy nie? To już kwestia mocno indywidualna i na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam.
Alex,
Twój post przywołał wspomnienie, o którym często opowiadam, bo zrobił na mnie spore wrażenie. Właściwie pokazuje to, o czym napisałeś, tylko przy użyciu innych środków. Sytuacja, o której myślę wydarzyła się przy ruchliwej ulicy, w upalny dzień. Moją uwagę zwróciła para w średnim wieku, jadąca na tandemie. Kobieta siedziała z przodu i widać było, że ledwie zipie (było pod górkę); za nią – mężczyzna rozmawiający przez komórkę i trzymający nogi na poręczy. Stałam i patrzyłam za nimi, dopóki nie zniknęli mi z oczu z nadzieją, że: 1. ona się odwróci i zobaczy, co się dzieje;
2. on zacznie jednak pedałować.
Nic z tego…
„Niektórzy z Was pewnie powiedzą, że bycie takim motorem to przecież super i dobrze robi na poczucie własnej wartości. Coś w tym jest i jest wiele osów, które właśnie z tego powodu wybierają sobie danego partnera, pytanie tylko czy:”
„Superowość” bycia takim motorem często powoduje, że taki motor się silnie wykorzystuje. Ja to często widzę u administratorów sieci komputerowych (w mniejszych/dziwnie zarządzanych firmach). Czują się jak bohaterowie we własnej firmie ponieważ potrafią wszystko a w firmie niejednokrotnie są traktowani jako zło konieczne. Efekt jest taki, że zarabiają mało, pracują dużo i wszyscy (z pozoru) są zadowoleni. Po jakimś czasie jednak przychodzi bolesne zderzenie z rzeczywistością. Robert C. Martin w jednej ze swoich książek przestrzega przed byciem „bohaterem” w firmie. To może łatwo prowdzić do efektu lejka o którym pisał Alex.
Heh, zawsze byłem chętny do działania, więc życie szybko zmusiło mnie do stosowania tej metody, kiedy raz czy dwa zostawałem jedyną siłą napędową :)
Ostatnio nawet się wpakowałem w związek, gdzie trzeba było to zastosować. Bez mojego wiosłowania ten 'związek’ szybko zamienił się we wzdychanie, jak to kiedyś było fajnie… No cóż, pozostaje wyciągnąć wnioski na przyszłość :) Tym bardziej, że sygnały ostrzegawcze były od samego początku.
Witam,
bardzo podobnie sprawdzam stan satysfakcji z moich relacji z innymi ludźmi – i uważam,że jest to niezbędne, jeśli chce się z nich czerpać przyjemność.
Z doświadczenia wiem jednak, że zawsze trzeba brać pod uwagę dodatkowe czynniki, np: czy nie „testujemy” partnera w okresie, kiedy wyjątkowo intensywnie pracuje albo jest chwilowo mocno pochłonięty jakimś przedsięwzięciem? (przy czym jeśli jest tak zawsze to z tego też należy wyciągnąć wnioski) albo czy w grę nie wchodzi jakiś problem innego rodzaju (np. zdrowotny)?
pozdrawiam wszystkich
Wiktor – czy możesz podać przykład na niezwykle wartościową relację z osobą „niepodtrzymującą”? Bo jedyna jaką ja mogę sobie wyobrazić to z gatunku – mentor/nauczyciel – uczeń (kiedy chcemy od kogoś nauczyć się czegoś podpatrując, pytając itp. – w takiej sytuacji trudno wymagać, żeby to uczący jakoś intensywnie podtrzymywał kontakty z nami).
Elżbieta
Juliusz Fedyk
Musimy zaakceptować fakt, że większość ludzi jest mniej aktywna od nas. Dlatego tez ta większość żyje całkiem inaczej a nam mówią „ty to masz szczęście” :-)
Konrad Kubiec
Jednostka może mieć duży wpływ na otaczających ja ludzi, to nie ulega wątpliwości. Z drugiej strony warto zastanowić się, czy chcemy nieustannie wpływać (wiosłować) napędzając innych, czy też lepiej będzie poszukać sobie ludzi, z którymi nie trzeba tego koniecznie robić. Ja zwłaszcza ostatnio mam silną tendencje do wycofywania się z prywatnych przedsięwzięć różnego rodzaju, które bez mojego napędu mają tendencję do flatlining http://en.wikipedia.org/wiki/Flatline
„Miniatura” wygląda na niezłe narzędzie, choć oczywiście obserwacja w sytuacji naturalnej jest nie do pobicia .
Edyta
Bardzo spodobał mi się Twój komentarz i życzę Ci powodzenia na dalszej drodze. Najwyraźniej robisz co najmniej kilka rzeczy bardzo dobrze :-)
Ms
Piszesz: „zawsze dziwne wydawaly mi sie takie gierki i testy w roznego rodzaju relacjach. „
Co w moim poście nazywasz gierką??
Dalej: „Nie prosciej pozwolic sprawom plynac naturalnym nurtem? „
Oczywiście że tak!! Trzeba tylko rozpoznać, dokąd ten naturalny nurt płynie i czy nam ten kierunek i sposób płynięcia odpowiada. O tym jak to zrobić jest mój post
Wiktor
Piszesz: „czasem relacja z taką “niepodtrzymującą” osobą jest tak bardzo wartościowa, że warto przymknąć oko na to, że to tylko my tę relację podtrzymujemy. „
Daj mi proszę przykład takiej relacji na gruncie prywatnym (bo o takim pisałem w poście)
Anet.
Dziękuję za bardzo dobry przykład z życia :-)
@rek
Ja skoncentrowałem się na stronie prywatnej naszego życia, choć oczywiście podobne sytuacje zdarzają się i na niwie zawodowej. Tam jednak byłbym ostrożny z wnioskami, bo czasem właśnie o to chodzi, aby przyszedł ktoś i za najlepiej spore pieniądze nadał sprawom pewnej prędkości
Dlatego podkreślam, post dotyczy życia prywatnego
MarcinW
Piszesz: „ Bez mojego wiosłowania ten ‘związek’ szybko zamienił się we wzdychanie, jak to kiedyś było fajnie… „
To się bardzo często zdarza w związkach damsko-męskich :-) Dlatego wchodząc w taki związek dobrze jest roboczo założyć, że to co dostajemy na początku to jest najlepszy wariant przyszłego współżycia! No może za wyjątkiem seksu, bo w tej dziedzinie pewien stopień głębszego poznania sie i zgrania dobrze wpływa na rezultat, a do tego potrzeba trochę (ale tylko trochę) czasu :-)
Elżbieta
Piszesz: „nie “testujemy” partnera w okresie, kiedy wyjątkowo intensywnie pracuje albo jest chwilowo mocno pochłonięty jakimś przedsięwzięciem? (przy czym jeśli jest tak zawsze to z tego też należy wyciągnąć wnioski) albo czy w grę nie wchodzi jakiś problem innego rodzaju (np. Zdrowotny) „
Oczywiście takie rzeczy trzeba uwzględnić, chyba że jest to stan permanentny.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Zdarzają mi się takie relacje, kiedy to ja jestem motorem napędowym. Zawsze pierwsza dzwonię, inicjuję wyjście na koncert, do kina, rzucam tematy do dyskusji…i sama dyskutuję. Wiem, że te różnice w temperamentach i „chceniu”, wynikają z różnych powodów (różnice w poziomie intelektualnym, czasem naszemu rozmówcy nie zależy tak bardzo jak nam na kontakcie, czasem ludzie są leniwi lub nie są ciekawi świata). Dla mnie to męczące być takim motorem, niesatysfakcjonujące i niewdzięczne. W końcu w pełnej relacji powinno dochodzić do dialogu, wymiany, a nie do takiej zaburzonej równowagi. Coraz mniej naciskam na podtrzymywanie takich relacji.
Przepraszam Alex, ale kiedy napiszesz o wręczaniu kwiatów :-)?
No i znowu zmuszasz do myślenia i spojrzenia na doświadczenia (i aktualny stan) krytycznym okiem, no i znowu masz rację,
Uważam że „miniatury” w pewnym stopniu także sie sprawdzają, w możemy się więcej dowiedzieć o partnerze korzystając z w miarę bezpiecznego środowiska, może nawet przed prawdziwym testem.
Odnosząc się jeszcze do „filtrów” – aktualne rezultaty tego, są takie że ciężko trafić na kompatybilnych ludzi, których dodatkowo nie trzeba „ciągnąć” za sobą do działania we wspólnym kierunku, ale gdy już się uda, relacja wygląda znakomicie, warto więc się „reklamować” i być otwartym na świat,
Wyzwaniem do tego jest odpowiednie podejście i bezproblemowy kontakt z nowo poznanymi ludźmi ale to przychodzi z doświadczeniem, a ja dopiero zaczynam to faktycznie zauważać
pozdrawiam
Witam
Kiedy przestałam (po 4 latach) wiosłować w zyciu prywatnym – spotkałam się z agresywnym zachowaniem partnera. To była bardzo pouczająca dla mnie lekcja – odtąd częściej sprawdzam (badam) jak widzę otaczającą rzeczywistość i obrany kurs łodzi.
Ten temat akurat jest mi bardzo bliski i zgadzam się ogólnie rzecz biorąc z Twoim postem Alex, ale dodałbym do tego następującą sytuację. Jeśli prędkość poruszania się łodzi przedstawić by jako jakość relacji to może to wyglądać tak:
– jedna z osób wiosłuje, relacja płynie, ale nie jest optymalna
– od czasu do czasu ktoś wiosłuje, znajomość nie jest bliska i obumiera
– obie osoby wiosłują, prędkość jest optymalna.
Ja miałem następujące doświadczenie – kiedy ja wiosłuję i zauważam to, czynię to co proponuje Alex. Wówczas druga osoba wiosłuje i przejmuje inicjatywę. Ja uradowany tym faktem zaczynam wiosłować, widzę jednak, że druga osoba ponownie przestaje. Jest to sytuacja bardzo irytująca bo trudno jest pokonać prędkość łodzi większą niż 50% możliwości.
Co wtedy?
Dziwi mnie z kolei następujący fragment: „Niektórzy z Was pewnie powiedzą, że bycie takim motorem to przecież super i dobrze robi na poczucie własnej wartości.” Jak może dobrze na poczucie własnej wartości wpłynąć uświadomienie sobie, że gdyby nie nasza inicjatywa, to w ogóle tej znajomości by nie było? Pasywność, bierność drugiej osoby raczej powiadamia nas o tym, że ta osoba nie za bardzo ceni sobie relację z nami. Nie wiem jak może wpłynąć to na dobre samopoczucie.
Pozdrawiam,
Paweł Kuriata.
@Paweł Kuriata
„- obie osoby wiosłują, prędkość jest optymalna.”
Trzeba też zwrócić uwagę na to, czy wiosłują w tą samą stronę ;-)
Dzięki za radę, Alex :) Faktycznie wygląda na dobry sposób, aby nie wpakować się w przeinwestowaną relację :)
To ja jeszcze się odniosę do tego „nie dawania kwiatów”, o którym na blogu jest głośno ostatnio. Może, zamiast biernie czekać na Alexa, to sami pokombinujemy nad zagadnieniem? Chociaż w sumie nie mam pomysłu, pod jaki post można by podczepić dyskusję, aby nie robić tutaj offtopa.
Ja np. nigdy kwiatów nie dawałem, chyba nie mam zadatków na zdobywcę ;) Lubię relacje, w których robimy coś razem, wspólnie. Przekupywanie kogoś prezentami zdecydowanie do tego mi nie pasuje.
Agnieszka
O, to ciekawe, też się z czymś takim spotkałem.
Drodzy,
Rzadko wypowiadam się na blogu, czytam raczej biernie, dlatego … witam z powrotem :)
Jako ciekawostkę chciałbym dodać, że przykład Alexa może być skazany na klęskę w niektórych społeczeństwach, tutaj wskazana jest większa ostrożność. Obecnie mam przyjemność przebywać w Finlandii, stosunkowo na tyle długo, że czuję, że stałem się częścią społeczności. Finowie, których spotykam na swojej drodze, raczej są bardzo introwertyczni, a rozmowy z nimi, bardzo… minimalistyczne. Przedstawiłem znajomym mi Finom, jak zareagowali by na zaprzestanie wiosłowania w relacjach? Ich odpowiedź mnie w ogóle nie zaskoczyła – widocznie nie ma takiej potrzeby :-).
Pozdrawiam!
K
Hej,
Chwilowa bierność w relacjach jest bardzo ważna. Czasem jesteśmy tak zaabsorbowani, że w ogóle nie poświęcamy uwagi na obserwację.
Co więcej, zauważyłam, że ludzie zdystansowani cieszą się większą sympatią i pożądaniem (w takim sensie, że zabiegamy o tę osobę) niż osoby bardzo wylewne w uczuciach. Słyszałam nawet taki cytat, który według mnie na sporo wspólnego z prawdą: „Pamiętaj, że najlepszych sposobem na uznanie jest wcale niepotrzebowanie go”. Może chodzi tu o zasadę niedostępności?
Co o tym myślicie?
Pozdrawiam :)
Magda Bednarczyk
Fajne to podejście Finów, znam też takich nienarzucających się ludzi, którzy działają w myśl „nie to nie”, i zajmują się czymś innym, ale bez wzajemnego obrażania się i myślenia w negatywną stronę („to pewnie moja wina, coś źle zrobiłem” lub kwaśne winogrona czyli „ta osoba była i tak nudna, więc tym lepiej że się nie odzywa”). Myślę, że ciągłe wiosłowanie jednej strony może być też oznaką jej słabej pozycji w stosunku do drugiej, która ręce splecione na karku, płynie wygodnie na łodzi i rozgląda się wokół, czyżby nie za lepszym wioślarzem ?
Wioslowalam jednoczesnie na trzech lodziach i doprowadzilo mnie to do skrajnego wyczerpania, mimo wszystko przezylam . Nauczylam sie dzieki temu bardzo duzo. Zmienilam cale swoje zycie,
wyjechalam i zostawilam wszystko. Teraz zyje w zupelnie nowym srodowisku, buduje nowe relacje, buduje nowe fundamenty.
Szesc miesiecy temu trafilam przypadkiem na ten blog, od tego czasu regularnie i z ciekawoscia czytam zamieszczone tutaj artykuly. Dziekuje Ci bardzo Alex za to ze piszesz. Wiele watkow pozwolilo mi odzyskac nadzieje ze nie zwariowalam;
Wydaje mi się, że osoba, która unika wiosłowania po prostu nie jest zainteresowana pogłębianiem czy nawet kontynuowaniem kontaktu z nami. Taka osoba ma swój świat i nie zależy jej na włączaniu nas do niego. Taka osoba myśli o wiosłującym „jesteś – fajnie, nie ma cię – też fajnie”.
Propozycja Alexa, by testowo przestać wiosłować jest bardzo na miejscu.
Kiedyś wydawało mi się, że mam grupę znajomych, którym zależy na kontaktach ze mną. Okazało się, że byli znajomymi tak długo jak byłem organizatorem imprez i wypadów. Gdy przestałem wiosłowania (organizowania) to towarzystwo się rozpierzchło i śladu po nich nie było.
dołożyłbym tutaj jeszcze jeden grunt prywatny: wiosłujący rodzic i płynące na łodzi dziecko… też warto na chwile dać na wstrzymanie i poobserwować…
co do tematu kwiatów, który tu się przewija: czy nie lepiej wybrać się na wspólny spacer pośród natury by razem popodziwiać prawdziwe kwiaty ;-) i wogóle wspólna aktywność i przebywanie niż „prezentowanie” się nawzajem?
Czy powinienem się zmartwić faktem, że brzmi to dla mnie dokładnie jak iterowany dylemat więźnia w grach o sumie niezerowej?
http://alexba.eu/2007-03-30/rozwoj-kariera-praca/optymalna-strategia-postepowania-z-innymi-ludzmi/
Romana
O kwiatach napisze przy okazji, potrzebuję do tego weny :-)
Adamo
Piszesz: „ciężko trafić na kompatybilnych ludzi, których dodatkowo nie trzeba “ciągnąć” za sobą do działania we wspólnym kierunku „
Dobrą wskazówką jest dywersyfikacja grupy docelowej :-) Większość szuka w gronie bardzo podobnych do siebie ludzi, a to czasem jest jak szukanie grzybów na pustyni :-)
Agnieszka
Piszesz: „Kiedy przestałam (po 4 latach) wiosłować w zyciu prywatnym – spotkałam się z agresywnym zachowaniem partnera. „
To jest w Polsce często spotykana reakcja, u mnie powoduje katapultowanie takiego osobnika :-)
Paweł Kuriata
Pytasz: „Jak może dobrze na poczucie własnej wartości wpłynąć uświadomienie sobie, że gdyby nie nasza inicjatywa, to w ogóle tej znajomości by nie było „
To niekoniecznie tak. Miałem na myśli ludzi, którzy będąc w relacji ze słabszym partnerem czują się przez to mocniejsi i ich poczucie własnej wartości rośnie? Którzy dobrze się czują mogac powiedzieć partnerowi „beze mnie jesteś nikim”
Ghoran
Piszesz: „Trzeba też zwrócić uwagę na to, czy wiosłują w tą samą stronę „
O tak!! Przed kilkunastoma laty byłem w relacji, której dobrą metaforą był dwusilnikowy samolot – ja byłem silnikiem ciągnącym na pełnym gazie do przodu, moja ówczesna partnerka albo miała swój wyłączony, albo działał on na wstecznym ciągu :-) Ach, czegoż człowiek nie tolerował dla niezłego seksu, dopóki nie zorientował się, że jest tyle innych atrakcyjnych opcji :-)
MarcinW
O tym niedawaniu kwiatów napisze, muszę mieć tylko odrobinę weny i czasu
Karol
Dziękuję za przykład Finów, tak jak to opisujesz to nie za dobrze czułbym się w takim społeczeństwie, bo wygląda mi to na ubogą, pozbawioną pasji komunikację. Ciekawe jak to sie przekłada np. na sposób uprawiania przez nich seksu? Jeśli masz tu jakieś obserwacje z pierwszej ręki (:-) ) to podziel się z nami.
Magda Bednarczyk
Chyba piszesz o kilku różnych sprawach i to chyba off topic :-)
Pierwsze: „ludzie zdystansowani cieszą się większą sympatią i pożądaniem (w takim sensie, że zabiegamy o tę osobę) niż osoby bardzo wylewne w uczuciach. „
To zależy bardzo od „grupy docelowej”. Ja np. Prywatnie mam raczej „serce na wierzchu” i jeśli ktoś postrzega to jako słabość, albo albo z tego powodu mnie dyskwalifikuje, to adios, sajonara!! Jest ponad 7 miliardów ludzi na świecie, jest z czego wybierać :-)
Dalej stwierdzasz: “Pamiętaj, że najlepszych sposobem na uznanie jest wcale niepotrzebowanie go”
Jeśli to byłoby prawdą, to paru meneli, którzy potrzebują tylko flachy cieszyłoby się dużym uznaniem. Bądź ostrożna w cytowaniu kogoś, kto pewnej sprawy nie przemyślał do końca i serwuje takie ogólne rady.
Romana
Piszesz: „znam też takich nienarzucających się ludzi, którzy działają w myśl “nie to nie”, i zajmują się czymś innym, ale bez wzajemnego obrażania się i myślenia w negatywną stronę „
Pełna zgoda, ja na początku znajomości tez taki jestem. Post dotyczy sytuacji, kiedy mamy już z kimś relację i tylko jedna strona dostarcza napędu w jakiejś istotnej kwestii.
Mila
Dziękuję za miłe słowa. Jeśli chodzi o wiosłowanie, to dobrze jest uświadamiać sobie problem, a to juz masz. Powodzenia w dalszych poszukiwaniach!
Ronin
Piszesz: „Wydaje mi się, że osoba, która unika wiosłowania po prostu nie jest zainteresowana pogłębianiem czy nawet kontynuowaniem kontaktu z nami. „
Tak może być i często tez bywa.
Inną przyczyną jest fakt, że bardzo wielu ludzi przyzwyczajonych jest z domu rodzinnego do bardzo pasywnej postawy. To jest temat wart osobnego postu :-)
Witek Zbijewski
Piszesz: „wiosłujący rodzic i płynące na łodzi dziecko… „
Właśnie taką permanentną sytuacje miałem na mysli odpowiadając Roninowi :-)
Jersey
Linkowany post podaję pewną strategię, a ten powyżej pewne narzędzie sprawdzające.
Czy powinieneś się martwić jakimkolwiek faktem wzmiankowanym na blogu to Twoja decyzja :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Bardzo fajny artykuł. W ciągu ostatniego roku przetestowałem Twoją radę stosują ją szczególnie intensywnie do moich klientów. Efektem tego było to, że całkowicie odrzuciłem klientów, którym tak naprawdę nie zależało na ty tym aby projekt, który zamawiają u mnie, wykonany był na najwyższym poziomie. Dodatkowo, Ci którzy teraz nagle zaczęli się więcej przykładać do współpracy ze mną, zabierając ze mnie sporą część prac związanych z tworzeniem dla nich ofert/wycen etc. :)
Czasem warto taki test zrobić przed rozpoczęciem wspólnego działania. Czy to projektu biznesowego czy hobbystycznego.
Brałem udział kiedyś w spotaniu „młodych przedsiębiorców”. Rzuciłem pomysł zorganizowania razem konferencji. Zapał, entuzajm, komentarze „super”.
Na 2 proste pytania „Ile czasu jesteście gotowi poświęcić na organizacje przedsięwzięcia” zapadła cisza, przerywana wymówkami typu „zarobiony jestem”.
Na drugie pytanie „Ile kasy zamierzacie w to włożyć?” odpowiedzią była tylko cisza. To bardzo efektywna zabijania przedsięwzięć, które i tak się nie udadzą.
Pomysł na zwolnienie wiosłowania jest też dobry przy wspólnych przedsięwzięciach. Zastopuj i zobacz co się dzieje. Piłka spada na podłogę? To po co Ci druga strona?
@Mariuszu – w dużej mierze jest prawdą, że ciężko ludzi zmobilizować do zaangażowania się, ale bardzo często potrzebują jakiegoś lidera/motoru, który nada rytm we właściwą stronę, czy nada tempo wiosłowania. Sam miałem tak kiedy zaczynałem swoją hobbistyczną organizację. Na początku po prostu nadawałem rytm i wkoło zbierało się sporo osób, które pewnie nie ruszyłyby się na słowną propozycję, ale widząc entuzjazm mój i kolejnych przyłączających się grupa powoli się rozrosła. Problem polega na tym aby teraz zobaczyć kto wiosłuje, kto się leni, a kto raz po raz chwyta za wiosło i pcha łódź z impetem do przodu. Tak naprawdę borykam się z tym problemem od jakiegoś czasu, więc post jest dla mnie bardzo na czasie.
A tak nawiasem zapytam – Jak zachęcić dobrych wioślarzy? W jaki sposób w różnego rodzaju dobrowolnych inicjatywach zachęcić ludzi, na których można polegać? (Poza oczywiście kompatybilnością zainteresowań.)
Co do związków, nie cierpię kobiet, które nie wiosłują. Miałem przyjemność znaleźć się w takim związku dawno temu i powiedzieć sobie „nigdy więcej!”. Uważam też, że w związkach dość ważne jest wiosłowanie i w jednym i kierunku i podobnym wiosłem :). Chodzi o to, że czasem trafiają się pary, które mimo podobnych celów, zaangażowania płyną stale nierówno, ze względu na różne dość mocne różnice w zainteresowaniach, podejściu do życia, poglądach. Z różnymi wiosłami nie da się na dłuższą metę utrzymać tempa.
Obecnie z moją partnerką płyniemy mocno pod prąd, ale obydwoje mamy podobne podejście do wielu spraw i łódź pomału posuwa się do przodu na wszystkich płaszczyznach.
Co do wiosłowania w seksie – cóż uważam, że w tym przypadku sytuacja, w której jest jeden wioślarz szybko kończy się jego ucieczką z łodzi, chyba szybciej niż w przypadku innych płaszczyzn :)
Twój post uświadomił mi, że właśnie w ten sposób skończyłam 20-letnie małżeństwo. Były też inne problemy – jego kłamstwa i zdrady – ale najbardziej miałam dość tego, że wyłącznie ja wiosłowałam, a on tylko ciągle deklarował chęć i umiejętność wiosłowania. Gdy człowiek tylko wiosłuje i nie przestaje ani na chwilę, aby się rozejrzeć, można go porównać do budowlańców ze starego dowcipu – biegających w kółko z pustymi taczkami i tłumaczących się, że mają taki zapieprz, że już nie wystarcza im czasu, aby załadować taczki.
A propos linku do artykułu o TVP i Wikipedii, co roku przekazuję jej 1% mojego podatku. A ty jesteś za wspieraniem Wikipedii?
Mam pytanie do blogowiczów, co się może stać kiedy w relacjach to my okazujemy się zazwyczaj jedynymi wioślarzami. W konsekwencji, kiedy przestajemy pracować wiosłami, relacja spływa nurtem zapomnienia na mieliznę i po czasie murszeje. Jakie pytanie powinien zadać sobie wioślarz, kiedy zostaje sam? Czy powinien w sobie szukać przyczyny? Podjąć jakieś kroki? Jakie?
Romana:
W przypadku mojej ostatniej relacji nie było murszenia, tylko pretensje, czemu przestałem wiosłować.
Moje obserwacje są takie, że ze względu na to, że rzadko spotykam kobiety, z którymi się dogaduje, to jak już na taką trafię, to jestem zbyt tolerancyjny na różne wady, wyskoki i często łapię się na myśleniu życzeniowym.
A wnioski – przestać zbytnio inwestować w takie niepewne relacje, nie warto. Można w ten sposób co najwyżej rozpieścić drugą stronę.
To i ja jeszcze niecnie skorzystam z okazji i zadam pytanie do ogółu. Pewnie każdy chce minimalizować ryzyko wystąpienia sytuacji opisanych w tym temacie. Macie może jakieś sposoby na poszerzanie kręgu aktywnych znajomości?
@Romana
Dobre pytanie. Moim zdaniem w takiej sytuacji można się m.in. zastanowić nad tym w jaki sposób zawieramy znajomości. Jeśli od początku jesteśmy jedyną aktywną stroną, możemy np. po prostu dobierać sobie takie osoby, które mają zwyczaj pozostawać bierne w relacjach z innymi ludźmi.
Zbyt duża aktywność w relacjach z innymi ludźmi może wynikać z nadmiernej potrzeby kontroli. To też może odstręczać od nas osoby, które lubią po prostu mieć wpływ na rozwój jakiejś znajomości.
Wydaje mi się, że osobom z nadmierną potrzebą kontroli ciężko jest tą kontrolę oddać choćby w niewielkim zakresie i to może prowadzić do odrzucania lub zniechęcania osób, które wykazują inicjatywę.
Przykład: poznałaś mężczyznę, dzwoni do Ciebie i pyta czy nie poszłabyś z nim na koncert. Osoba z dużą potrzebą kontroli będzie się niepewnie czuła na „obcym” terenie, więc może odpowiedzieć np. tak: „Chodźmy lepiej do kina na film pt. X, możemy iść do Kinoteki, bo mam tam karte zniżkową. Spotkajmy się o 19:00 na przystanku pod sklepem”. Na miejscu osoby, która wyszła z propozycją spotkania mogłabym się poczuć zlekceważona. Raz na jakiś czas można wytrzymać, ale na dłuższą metę ciężko coś takiego znieść, nawet jeśli jest się świadomym dobrych, przyjaznych intencji osoba, która się tak zachowuje.
bardzo ciekawe spostrzeżenie, samemu także miewałem podobne przemyślenia, które czasami prowadziły do konkretnych decyzji o metaforycznym zaprzestaniu wiosłowania, bywało różnie, jedne z relacji szybko ucichły inne były kontynuowane przez drugą stronę, co skłoniło mnie do większych refleksji to trzeci przypadek, kiedy na początku relacja ucichła, jednak po pewnym okresie czasu druga strona wychodziła z inicjatywą, w efekcie nastąpił powrót do relacji, dużo głębszej nie zawsze bardzo intensywnej.
Witam ponownie,
Tak też zrobiłam Alex. Katapultowałam partnera. Posunęłam się dalej – aktualnie przestałam wiosłować w domu i obserwuję reakcje moich dzieci.
Bardzo dobry wieczór
Przestańcie wiosłować na chwilę): i spójrzcie na tego Oriona po prawej. Świetne zdjęcie, a raczej niespecjalistycznym sprzętem zrobione. Mnie osobiście rozczulił widok na tym blogu poświęconym przyjemnemu życiu, satysfakcji i pieniądzom, gwiazdozbioru, pięknie widniejącego też teraz na polskim południowym niebie. Nad Polską najsilniej świeci z tego gwiazdozbioru Betelgeuse (u góry, po lewej) i Riegel( u dołu, po prawej), z Kanarów widać silnie świecące prawie wszystkie. Gwiazdy mają, fizycznie, różne wielkości gwiazdowe i różne obserwowane wielkości gwiazdowe.
Długo szukałam miejsca na słowo komentarza, po namyśle wybrałam tag ZWIĄZEK, a potem te wiosła. Związek pochodzi zresztą z chmury Tagów, w której błyszcza różne gwiazdy, najjaśniejsze w gwiazdozbiorze Alexa to: rozwój, jakość życia, komunikacja, kariera, relacje, decyzje, wybór……ich obserwowana wielkość w stosunku do pozostałych w chmurze jest chyba gołym okiem zauważalna.
Kiedy obserwuję gwiazdozbiory, pojedyncze gwiazdy, choć to tylko kule gazów i łączę ich obecność w przestrzeni z nazwami z mitologii greckiej, czuję się dzieckiem Wszechświata, czego i Wam życzę w tę mroźną noc.
Całkowity offtop, ale musiałam, przez tego Oriona.
Pozdrawiam
Stella, nomen omen
Szukałam takich rozważań długo. Dziś „Pana” odkryłam. Potrzebuję jasności umysłu, bo wiosłuję sama na łodzi pt. przyjaźń i jest mi coraz trudniej. Już mi Pan pomógł artykułem o stabilności emocjonalnej. Dziękuję za ten blog!
Zastanawiam się nad tym, jak pogodzić w sobie samym dwa uczucia. Jedno z nich to przekonanie o tym, że dobrze będzie na chwilę wycofać się. Wycofać się niekoniecznie po to, żeby badać reakcję drugiej osoby, bo to przecież w pewnym stopniu manipulacja, ale po to, żeby samemu nie czuć się źle mając przekonanie, że staram się, bo to mnie zależy, tylko mnie, a tej drugiej stronie o wiele mniej lub wcale. Drugie uczucie to świadomość tego, że, mimo wszystko, chcę podtrzymywać jakąś relację, nawet działając jednostronnie, ponieważ mam w głowie tysiąc powodów, żeby tak robić, a przede wszystkim – bardzo mi na tej osobie zależy i nie potrafię w jednym słowie powiedzieć dlaczego. Sama sobie nawet nie potrafię tego wytłumaczyć. A gdy tak bardzo mi na kimś zależy, to nie mogę sobie poradzić z tęsknotą. Jednocześnie wiem, że to wcale nie uzależnienie, bo nie mogę stwierdzić, że życia sobie bez tego kogoś nie wyobrażam, bo sobie właśnie wyobrażam. Ale nie chcę tego kogoś stracić i ciągle mi mało z tą osóbką rozmów… A powinnam wycofać się. Na chwilę. Na miesiąc. Może na dwa. Może i na pół roku. Bo mi źle, że jest tak, że tylko mnie zależy. Ale źle mi też, gdy nie mogę z nią rozmawiać. Strasznie mi żal, chociaż mogę przecież przyhamować. Problem w tym, że nie bardzo chcę. Jak to pogodzić? Pisząc to przyszła mi do głowy myśl, że może po to, żeby ten ktoś od nas nie uciekł. Może to jest dobra motywacja? Ale czy, w takim razie, warto cokolwiek budować na strachu? Nie rozumiem ostatnio niczego…
Magdalena
Małe przebudzenie dla Ciebie (w dobrych intencjach)
Zacznijmy od Twojego zdania: „Wycofać się niekoniecznie po to, żeby badać reakcję drugiej osoby, bo to przecież w pewnym stopniu manipulacja, „
Dlaczego przyjrzenie się rzeczywistości nazywasz manipulacją?
Dalej: „..żeby samemu nie czuć się źle mając przekonanie, że staram się, bo to mnie zależy, tylko mnie, a tej drugiej stronie o wiele mniej lub wcale. „
Wolisz czuć sie dobrze żyjąc w złudzeniu, czy poczuć się na chwilę źle, ale potem mieć szanse na coś realnego (z kimś innym)
Dalej: „Drugie uczucie to świadomość tego, że, mimo wszystko, chcę podtrzymywać jakąś relację, nawet działając jednostronnie, ponieważ mam w głowie tysiąc powodów, żeby tak robić, a przede wszystkim – bardzo mi na tej osobie zależy „
Zastanów się używając Twojego umysłu: zależy CI na tej osobie takiej jaka jest, czy tez na Twoim obrazie tejże osoby, który być może niewiele ma wspólnego z rzeczywistością?
Dalej: „Ale nie chcę tego kogoś stracić „
Faktem w życiu jest to, że nikogo nie możesz posiadać (niewolnictwo zniesiono w Europie już dawno), więc logicznie nikogo nie możesz „stracić”
Dalej: „Bo mi źle, że jest tak, że tylko mnie zależy. „
Logiczne. Czas poszukać innych facetów, którym będzie zależało tez na Tobie
Przyda się tych parę przemyśleń?
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Magdalena,
Dokonałam szybkiej analizy tego co napisałaś. Zobacz, co mi z tego wyszło. Może będzie pomocne.
Piszesz: „dwa uczucia” /”Jedno z nich to przekonanie o tym, że”… /”Drugie uczucie to świadomość tego, że”… – Przekonanie i świadomość to NIE są uczucia! Uczucia nazwałaś później, nie nazywając ich uczuciami – wskazałaś na tęsknotę i strach. Może warto zastanowić się głębiej nad uczuciami i oddzielić je od wiedzy, przekonań, świadomości…
„ Wycofać się niekoniecznie po to, żeby badać reakcję drugiej osoby, bo to przecież w pewnym stopniu manipulacja” Badanie, sprawdzanie reakcji drugiej osoby nie jest w najmniejszym stopniu manipulacją. Manipulacja wiąże się z wpływaniem na drugiego człowieka. A zastopowanie własnej aktywności i obserwacja, co się dzieje nie jest wpływaniem. Jest zaprzestaniem! I obserwacją drugiej strony a przede wszystkim siebie
„ale po to, żeby samemu nie czuć się źle mając przekonanie, że staram się, bo to mnie zależy, tylko mnie, a tej drugiej stronie o wiele mniej lub wcale.” Tu jest ciekawostka – Najpierw piszesz, że tylko tobie zależy, a zaraz za tym, ze drugiej stronie „o wiele mniej lub wcale”. Czyli jedno poniekąd zaprzecza drugiemu. To druga strona jest czy nie jest zainteresowana? Odpowiedz bez samooszukiwania się. Piszesz, ze się starasz. To może właśnie przez jakiś czas się nie staraj i obserwuj swoje emocje, uczucia, stan i to, co się wydarza. I to nie jest manipulacja.
„chcę podtrzymywać jakąś relację, nawet działając jednostronnie, ponieważ mam w głowie tysiąc powodów, żeby tak robić” Jakąś? A jaką, nazwij to, nazwij te tysiąc powodów, konkretnie. I niech to będą naprawdę Twoje powody! Zapisz. Zapisane staje się konkretem, trudniej się oszukiwać. Wtedy zobaczysz, czy jest ich tysiąc czy kilkanaście, a może tylko kilka. Zapisz, zobacz i przy każdym powodzie zapisz, czy możesz to zastąpić czymś innym w swoim życiu.
„a przede wszystkim – bardzo mi na tej osobie zależy” – Co to znaczy? Zależy mi na tej osobie,czyli chcesz żeby ta osoba co??? Bo według mnie samo to sformułowanie jest pokrętne. Zależy Ci na tym, żebyś TY miała kontakt z tą osobą bo ten kontakt daje TOBIE określone korzyści emocjonalne, fizyczne, etc. Czy zależy Ci na TEJ OSOBIE, czyli chcesz, żeby TA OSOBA czuła się tak a tak…??? A skąd wiesz, jak ona chce się czuć, jak chce żyć, co według niej jest dobre? A jeśli przyjąć, ze ta druga osoba ma prawo Stanowic sama o sobie, a Tobie zależy na sobie i swoim samopoczuciu i wiążesz to z byciem w relacji z tym kimś, to mamy prawdziwy problem – bo uzależniasz swoje samopoczucie od tej osoby i tej relacji. Nawet jeśli wyobrażasz sobie bycie bez tej osoby.
„nie mogę sobie poradzić z tęsknotą / budować na strachu” – A co robisz, żeby sobie poradzić? A co możesz jeszcze zrobić?
„to wcale nie uzależnienie, bo nie mogę stwierdzić, że życia sobie bez tego kogoś nie wyobrażam, bo sobie właśnie wyobrażam” – ok., JAK sobie wyobrażasz, to znaczy jakie to jest to wyobrażone życie bez tej osoby? Zapisz to i przyjrzyj się temu …
I przestań może wiosłować na chwilę. Na początku sobie ustal tydzień, w którym Ty nie będziesz inicjowała kontaktu. I sprawdź, co się dzieje z Tobą w tym czasie, zapisuj swoje uczucia, obawy, radości, etc. Dowiesz się więcej o sobie i o relacji.
Przy okazji – nie jestem psychologiem, więc nie traktuj tego jako „poradę fachowca” tylko zdanie innej, dojrzałej kobiety.
Pozdrawiam, Ewa
Alex,
Dziękuję. Nie wiedziałam, że aż tak konkretne rady otrzymam i to w tak szybkim tempie. Spróbuję się ustosunkować do każdej z nich. Nie opisywałam relacji z facetem. Mam męża i, w relacji z nim, nie mam żadnych problemów. Chodzi o przyjaciółkę. Pytasz: „dlaczego przyjrzenie się rzeczywistości nazywasz manipulacją?” Być może dlatego, że boję się konfrontacji No tak…
Co do słów: „wolisz czuć sie dobrze żyjąc w złudzeniu, czy poczuć się na chwilę źle, ale potem mieć szanse na coś realnego (z kimś innym)?”. Z całego serca nie chcę żyć w złudzeniu, ale to jest właśnie problem: uparłam się na tę osobę. Wierzę jej, jak mało komu, co nie znaczy że ją idealizuję, bo rzeczywistość sama pokazała mi, że nie mogę tego robić.
Radzisz: „Zastanów się używając Twojego umysłu: zależy CI na tej osobie takiej jaka jest, czy tez na Twoim obrazie tejże osoby, który być może niewiele ma wspólnego z rzeczywistością?” Zależy mi na niej prawdziwej. Nawet, jeżeli okaże się, że się zmieniła lub zmieni, zależy mi na niej. Oczywiście do granic możliwości zniesienia czyjejś osobowości zmienionej jakoś nieludzko:)
„(Niewolnictwo zniesiono w Europie już dawno), więc logicznie nikogo nie możesz „stracić”. Nie mogę posiadać, więc nie mogę stracić – to rzeczywiście pocieszające. Dzięki! Bez żadnej ironii dzięki.
Oczywiście, że bardzo mi się to wszystko przyda. Dziękuję za tak głęboką analizę. Najchętniej bym Cię zarzuciła jeszcze innymi pytaniami. Robisz to w ramach pasji… Nie miewasz jednak czasami poczucia wykorzystywania? Przecież ja za tę poradę w ogóle nie płacę…
Ewa W – również dzięki za doradztwo. Oddzielam uczucia od wiedzy. Czasem, żeby nie być zbyt drobiazgową, pozwalam sobie na nieprecyzyjność.
„Zastopowanie własnej aktywności i obserwacja, co się dzieje nie jest wpływaniem. Jest zaprzestaniem! I obserwacją drugiej strony a przede wszystkim siebie”. Zaprzestanie czegoś, żeby coś osiągnąć, to manipulacja. Zaprzestanie czegoś, żeby obserwować siebie to nie manipulacja – zgadzam się.
Zauważyłaś: „Tu jest ciekawostka – Najpierw piszesz, że tylko tobie zależy, a zaraz za tym, ze drugiej stronie “o wiele mniej lub wcale”. Czyli jedno poniekąd zaprzecza drugiemu. To druga strona jest czy nie jest zainteresowana?”. Nie jesteś psychologiem? To błąd. No właśnie – tak sobie piszę, co mi ‘ślina na język…’ i sama na siebie pętlę zakręcam. Już odpowiadam, choć sama chciałabym znać prawdziwą odpowiedź. … Nie wiem. Napisałam kilka innych zdań wcześniej i wszystkie wykasowałam. Ta jest najbardziej szczera: nie wiem. Na dalsze pytania odpowiem sobie sama. Może rzeczywiście przesadziłam z ‘tysiącem powodów’, ale nawet, jeśli są tylko dwa lub trzy, to są dla mnie tak wartościowe, że dla nich samych warto wiosłować w pojedynkę. Co chcę osiągnąć? „Żeby ona co?” Żeby ona mi powiedziała, że jej też zależy. Poza tym wszystko inne nie dzieje się na życzenie… Dziękuję za wszystkie rady.
Magdalena,
to pozwól, że trochę to pociągnę dalej:-) bogatsza o to, co już napisałaś:
Na pytanie czy druga strona jest zainteresowana odpowiadasz: nie wiem. To bardzo korzystna według mnie sytuacja, bo po prostu możesz się dowiedzieć.
Może najprościej zapytać??? Wiem, pewnie mi powiesz, ze tak, ale boisz się, ze możesz usłyszeć „nie chcę”. To się bój, jak chcesz, ale zapytaj. Co Ci to da? Możesz przy negatywnej odpowiedzi zapytać: Co mogę zrobić, zmienić, abyś zmieniła zdanie? I dostaniesz informacje zwrotne, które być może odbudują relację.
Ja mam serdeczną przyjaciółkę, z którą kiedyś drogi nam się na jakiś czas rozeszły, jak się okazało po to, by po szeregu miesięcy były dojrzalsze i bliższe, choć w pełni wolne, pełne przestrzeni.
A inna rzecz, ze usłyszawszy „nie chcę” i mając wiedzę, co jest dla Ciebie ważne, będziesz mogła to samo otrzymać od kogoś innego. Nigdy też nie wiesz, dopóki nie zapytasz, w czym tkwi źródło czyjegoś dystansu, może nie ma to nic wspólnego z Tobą.
Zadzwoń, umów się na spotkanie, powiedz, ze jest ważną osobą w twoim życiu, gdyż… I że masz wątpliwości na podstawie takich a nie innych przesłanek, czy jej także zależy na tej relacji. Możesz być zaskoczona odpowiedzią:-) I zastanów się, co Ty dajesz w tej relacji drugiej osobie i zapytaj czego ona oczekuje.
Życzę dobrego spotkania. Niewiedza bardziej szkodzi relacji niż szczera dojrzała rozmowa nawet o trudnościach.
Serdeczności, Ewa
Magdalena
„Zaprzestanie czegoś, żeby coś osiągnąć, to manipulacja.”
a jeśli to „coś” to WŁASNE zdrowie, spokój, zrozumienie po swojej stronie to – jak już chcesz koniecznie używać tego słowa – to manipulacja samym sobą dla osiagnięcia rezultatów :-)
masz do tego pełne prawo, daj je sobie… nikt nie ma prawa odbierać Ci jego, nawet Ty sama sobie :-)
o jakiej konfrontacji mowa? czego z czym?
ze swojego doświadczenia powiem, że jedyne co się „traci” to iluzje ale warto :-)
pozdrawiam
Witek
Dziękuję bardzo za radę. Naprawdę dziękuję. Mam to wszystko jednak za sobą. Zapytałam. Nie usłyszałam żadnej odpowiedzi. Wiem o tym,że rozmowa jest potrzebna. Ja ponoć za często rozmawiam o relacji z nią. Mojej winy jest w tym multum. Muszę to wszystko przemyśleć. Czasami mam wrażenie, że myślę za dużo…:). To miłe, że są takie blogi, jak ten. Ludzie czasem naprawdę potrzebują takich komentarzy. Lustra w kimś innym. Wrócę tu w poniedziałek. Pozdrawiam najserdeczniej.
Jak napisałam w piątek, wracam tu dziś, żeby napisać o moich przemyśleniach weekendowych. Doszłam do wniosku, że zbyt kąśliwa jestem ostatnio, a ludzie na to nie zasługują, przynajmniej ci, którzy są mi życzliwi, czyli prawie wszyscy. Lubię życzliwość. Do takiego wniosku właśnie doszłam. Cieszę się z tego, że mam wokół siebie kilka naprawdę oddanych osób, którzy okazują mi prawdziwą sympatię. Mam te osoby wokół siebie realnie. Wirtualnie, jak się okazuje, także:). Dziękuję więc wszystkim z Państwa raz jeszcze.
Alexie W. Barszczewski, bardzo mi pomogłeś. I jeszcze raz dzięki za ten blog. Będę tu zaglądać.
Witku Zbijewski, masz rację, że warto pozbyć się iluzji i że zdrowie jest ważne i spokój.
Ewo W., Twoja opowieść o ‘naprawionej’ przyjaźni jest dla mnie pocieszająca. Poczucie straty zawsze jest jednak największe. Obojętnie czy to strata realna, czy tylko iluzji. W moim przypadku byłaby to strata realna. Iluzja to u mnie jedynie chęć ponownego zdobycia życzliwości mojej koleżanki, ale ta życzliwość z jej strony była kiedyś realna. Nie mogę się jednak o miłe traktowanie mojej osoby ciągle upominać, mało tego, przyjaźń niczego nie wymaga, więc nawet o tym mówię, podkreślam, że to mój problem, nie jej, że nie mam do niej żadnych pretensji… A jednak jest mi smutno. Ewo W., dały mi do myślenia Twoje słowa o tym, że nie można swojego samopoczucia uzależniać od żadnej osoby. Czy to jednak nie normalne, że jest nam źle, gdy nie mamy dobrych relacji z kimś, kogo naprawdę lubimy? Wiem jednak, że ten smutek nie może trwać w nieskończoność. Poza tym konsekwentna nieżyczliwość jest czymś, co w końcu musi człowieka obudzić.
Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie.
Cd
Witku,
Przepraszam, że nie odpowiedziałam na Twoje pytanie: „o jakiej konfrontacji mowa? czego z czym?”, ale nie bardzo je rozumiem. Czy ja pisałam o konfrontacji? Chętnie odpowiem, żeby już „swój” temat zakończyć :).
Magdalena,
cieszę się, ze komentarze zainspirowały Cię do przyglądania się sobie, relacjom etc.
Co do tej konfrontacji, o której wspomina Witek, to napisałaś odpowiadając Alexowi:
„Pytasz: „dlaczego przyjrzenie się rzeczywistości nazywasz manipulacją?” Być może dlatego, że boję się konfrontacji”.
A przy okazji – może się przyda jako inspiracja do przemyśleń: zgodnie z prawami fizyki, jeśli na coś naciskasz – to coś odpowiada oporem. opór wielokrotnie sprawia, że stosujemy większy nacisk, wiec logicznie odpowiada nam większy opór. Opór jest wprost proporcjonalny do siły nacisku. Jak przestaniesz naciskać – materia przestaje stawiać opór. I tak to działa nie tylko w fizyce.:-)
Pozdrawiam, Ewa
Hej Ewo,
Piszesz: „zgodnie z prawami fizyki,”
Zapewne chodzi Ci o 3 zasadę dynamiki Newtona, niestety działa ona trochę inaczej.
Tak więc, oddziaływania są zawsze wzajemne. Jeżeli my działamy siłą, to odpowiada nam siła, a nie opór. Opór kojarzy mi się z elektrycznością.
Siła ta jest równa, co do wartości, a nie odwrotnie proporcjonalna, posiada jedynie przeciwny zwrot i inny punkt przyłożenia.
Pozdrawiam, Artur
Ewo W.,
Dziękuję za pomoc w znalezieniu mojej własnej odpowiedzi. Dzięki Tobie mogę odpowiedzieć Witkowi.
Jeżeli chodzi o opór (zgadzam się z Arturem, że w prawie Newtona są dwie siły, ale to nieważne, bo i tak wiem, co miałaś na myśli), to zgadzam się, że wymuszanie, wymaganie, naciskanie, usiłowanie, proszenie itd., itp. odnoszą marny skutek w osiągnięciu czegokolwiek, przynajmniej w relacji z drugim człowiekiem. Jestem świeżo po lekturze treści zawartych w kilku postach na temat tego, do czego mamy prawo… (powinnam się wypowiedzieć na ten temat w innym miejscu, ale te wątki są ze sobą przecież powiązane). Nie przeczytałam jeszcze wszystkiego (może więc znajdę odpowiedź w ostatnich częściach tego tematu), ale na razie czegoś nie rozumiem. Czy naprawdę nie mamy prawa do smutku lub niepokoju z powodu drastycznej zmiany jakiejś reguły (gdy już zdążyliśmy się do dobrego przyzwyczaić)?
Witku,
Zarówno Ty, jak i inni interlokutorzy, osiągnęliście mistrzostwo w zadawaniu pytań! Miałam na myśli konfrontację mnie samej z „nową” rzeczywistością, czyli tą, w której muszę „czekać” aż minie jakiś czas, a mi właśnie tego czasu szkoda… Z drugiej strony, jeżeli ten czas poświęcałabym na spotkanie, które tylko mnie sprawia radość, to oczywiście i dla mnie nie będzie ono żadną przyjemnością. To oczywiste.
Serdeczne pozdrowienia dla Wszystkich
Magdaleno
Oczywiście nie mam prawa zadawać takich pytań ale sama chcesz/chciałaś pewnego wsparcia, jak zrozumiałem („Problem w tym, że nie bardzo chcę. Jak to pogodzić? Pisząc to przyszła mi do głowy myśl, że może po to, żeby ten ktoś od nas nie uciekł. Może to jest dobra motywacja? Ale czy, w takim razie, warto cokolwiek budować na strachu? Nie rozumiem ostatnio niczego…”). Dobre pytania mają na celu doprecyzowanie tylko tyle i aż tyle.
Optymistyczne :-) jest to, że „nowa” rzeczywistość jest cały czas, dla ustalenia uwagi: zacznijmy od tego, że jest „nowa” codziennie. Ale tak naprawde za chwilę też jest nowa rzeczywistość. To znaczy, rzeczywistość jest cały czas taka sama tylko nasze postrzeganie jest inne (coraz lepsze? wyrazistsze? klarowniejsze? spokojniejsze?) :-)
Też mi było kiedyś szkoda czasu, a teraz szkoda mi pośpiechu. Gdzieś tam jest balans który każdy znajdzie swój z takim jakim najlepiej się czuje. Wyruszyłaś w długą ciekawą podróż i pytania będą jej nieodłącznym towarzyszem.
Bez pytań nie ma odpowiedzi. Jak przestaniesz pytać to przestaniesz otrzymywać odpowiedzi (nawiązujac do akcji-reakcji…).
Czy szkoda czasu teraźniejszego na teraźniejszość? ;-)
pozdrawiam
Witek
Artur, dzięki,
Masz rację – jak używasz siły – odpowiada Ci siła. Zgodnie z prawem fizyki.
Sile odpowiada siła, a nie opór.
W potocznej mowie jednak, gdy mówię o czynności wbijania gwoździa w ścianę, to mówię, że używam siły i idzie ciężko, bo natrafiłam na opór (a nie że ściana odpowiada mi siłą) :-)
Dziękuję za uwagę, odrobię tę lekcję fizyki (brrr…) i dzięki Tobie będę bardziej precyzyjna.
Magdalena,
oczywiście, że masz prawo do smutku, poczucia straty, odczuwania zawodu, etc. W postach z serii „nie masz prawa” nie chodzi o prawo do smucenia się tylko o prawa oczekiwania lub wymagania od innych określonych działań, zachowań, postaw. Smutek w sytuacji utraty jest czymś bardzo naturalnym. Warto jednak smucąc się działać w innych obszarach, i w tych innych pozwalać sobie na radość. Żeby nie „wyścielić” sobie całego życia jednym smutkiem. :-)
Pozdrawiam Was, Ewa
W teorii wszystko wydaje się prostsze. Praktyka u mnie jednak zawodzi. Sama teoria nie daje więc siły.
Witku,
Podobają mi się te słowa: „Też mi było kiedyś szkoda czasu, a teraz szkoda mi pośpiechu.” Rozumiem, że to dojrzałość, ale smutne jest to, że przede wszystkim kojarzą się one z niepewnością. Mnie i tak jednak na razie szkoda czasu. Musiałoby mi przestać zależeć na kimś, by chcieć widywać kogoś rzadziej. Wówczas nie miałabym kłopotu z wykorzystaniem wiedzy teoretycznej w praktyce. Bo nie zależałoby mi, więc zaprzestanie kontaktów byłoby łatwe. Dopóki mi zależy, będzie mi szkoda czasu na to bezsensowne odczekiwanie aż komuś się zachce z nami zaprzyjaźnić na nowo. Skoro przyjaźń nie może wymagać niczego, musi też być wolna od zakazów.
Na teraźniejszość nie szkoda mi czasu. Moim marzeniem jest ocalić pewną przyjaźń, ale oczywiście inne przyjaźnie też są dla mnie ważne. Wystarczy pomyśleć o osobach, którzy czekają na to, żeby się z nami spotkać. Dla nich warto być w teraźniejszości.
Ewo,
Rozumiem Twój tok myślenia na temat smutku. On jednak przygotowuje nas do straty. Nie ma więc nic wspólnego z chwilowym zaprzestaniem wiosłowania.
Serdecznie pozdrawiam
Witajcie,
Mam w tej chwili następującą sytuację. Rozpoczęłam bardzo miłą i bez zobowiązań relację z mężczyzną. Spotykamy się raz w tygodniu od ponad miesiąca, jest to dla mnie relacja interesująca i przyjemna, chciałabym ją kontynuować właśnie w taki sposób, bez presji ustalania co dalej. Nadmienię, że nie poszukuję związku opartego na wspólnym zamieszkaniu, deklaracjach, wspólnym potomstwie. Jestem osobą wolną, niezależną i taką chcę pozostać. Chciałabym, aby druga strona też korzystała z wolności i niezależności (to o czym wielokrotnie pisał Alex).
Mam natomiast jeden problem, gdyż nie wiem, czy powinnam przestać wiosłować w tej nowej relacji. Po każdym spotkaniu ta osoba milczy, i to ja każdorazowo po kilku dniach ciszy w komórce, wykonuję jakiś miły sms, pytam co u niej. I wtedy następuje bardzo szybka reakcja z drugiej strony, jest zazwyczaj telefon i propozycja umówienia się na spędzenie wspólnego czasu.
Jestem więc niepewna czy moja stymulacja tej osoby do podjęcia kontaktu nie jest w tej sytuacji jego dystansowania się milczeniem, nachalna?
Czy ja nie wymuszam jego zachowania? A przede wszystkim pytanie, dlaczego on nie podejmuje pierwszy inicjatywy?
Kiedy zadałam to pytanie na którymś spotkaniu, powiedział, że się mnie boi, bo jestem od niego bardziej oczytana, a on jest zwykłym handlowcem. Po czasie jednak stwierdziłam na podstawie jego zachowania, że może była to wymówka, aby mnie nie urazić.
Zresztą od tego czasu chyba rozwiałam jego wątpliwości, gdyż nie poruszam już tematów, których on się „boi”.
Nie wiem czy przestać wiosłować, czy dalej kontynuować kontakt, wiedząc że to ja inicjuję go.
Dziękuję z góry za kilka opinii, które może się tu pojawią. Jeśli któraś z osób czytających mój wpis miałaby ochotę podzielić się ze mną własnym punktem widzenia, byłabym wdzięczna.
Pozdrawiam Alexa i jego gości.
Romana
zasada jest uniwersalna :)
a skąd wie, że jesteś oczytana?
„Chciałabym, aby druga strona też korzystała z wolności i niezależności”
jak druga strona to rozumie?
pozdrawiam wiosennie
wz
@Witek Zbijewski
Dziękuję Witku za komentarz. Wytłumacz proszę, co znaczy Twoje stwierdzenie, że zasada jest uniwersalna? Zasada czego? I na czym polega w tym rozumieniu jej uniwersalizm?
„skąd wie, że jesteś oczytana” – pierwsze nasze rozmowy zaczęły się od sztuki, kina, literatury. Chętnie wybrał się do teatru ze mną, oglądaliśmy razem filmy, które wybrałam. Nakłaniał do rozmów, w których okazało się, że ogarniam te sfery w dużo większym stopniu niż on. I myślę, że powstał u niego jakiś problem z tym związany. Zauważyłam, że mu przeszkadzają moje komentarze, słownictwo – jakbym oczekiwała od niego takiej samej wiedzy w tym temacie.
Jeśli chodzi o „wolność i niezależność” – nie rozmawialiśmy w ogóle o kształcie naszej relacji, to wiem tylko ja, nie miałam okazji tego wytłumaczyć, bo nie padło żadne pytanie z jego strony, jak ta relacja ma wyglądać.
A ja do tej pory nie czułam, iż mam prawo zapytać jak ma ona wyglądać, gdyż uważałam, że byłoby to równoznaczne ze stawianiem oczekiwań, wywieraniem presji na drugiej osobie. Liczyłam, że relacja ukształtuje się naturalnie, bez umawiania się, gdzie są jej granice.
Dodałabym jeszcze jedno; moja wstrzemięźliwość jeśli chodzi o zadawanie pytań osobistych, wywodzi się również z tego, o czym pisał w innym poście Alex; zgadzam się z opinią, aby nie stawiać drugiej osobie prywatnych pytań, jeśli zauważamy, że ta osoba o sobie nie opowiada.
Nasze spotkania nie polegają na wzajemnych zwierzeniach, ale na delektowaniu się chwilą, wspólnym obiedzie, spacerze, kawiarni, dzielenia w miły sposób wolnego czasu.
Tylko brakuje mi jednego – aby ta osoba skontaktowała się ze mną w końcu pierwsza, zawiosłowała – a skoro tego nie robi, to nie wiem, czy nie woli, aby łódź stanęła. W takiej sytuacji nietaktem jest z mojej strony wprawianie jej w ruch.
Artur,
przeglądając starsze wpisy i dyskusje na blogu, natrafiłam tutaj na Twoją wypowiedź: „Zapewne chodzi Ci o 3 zasadę dynamiki Newtona, niestety działa ona trochę inaczej.
Tak więc, oddziaływania są zawsze wzajemne. Jeżeli my działamy siłą, to odpowiada nam siła, a nie opór”. Jestem Ci za nią wdzięczna, przeczytałam i coś mi w głowie „kliknęło”. Nie lubię słowa „opór” w odniesieniu do relacji, a spotykam się z nim dość często, czy to ze względu na nadreprezentację psychologów w środowisku zawodowym ;), czy dlatego, że to jedna z klisz pop-psychologii. Mam taką refleksję, że siła w potocznym rozumieniu (i jednym ze znaczeń słownikowych) służy pokonywaniu oporu. A zatem jeśli ktoś chce kogoś do czegoś nakłonić / przekonać / zmusić – stosuje nacisk. Z nadzieją, że pokona on właśnie „opór”.
Spojrzenie na „opór” jako na siłę dało mi inną (nową!) perspektywę, zwłaszcza w odniesieniu do sytuacji, w których to ja reaguję „oporem” na naciski. Zwyczajnie przyjemnie jest spojrzeć na to, tak że nie jest to opór, lecz przejaw mojej siły. Brzmi to i „zdrowiej” i bardziej podmiotowo, także w kontekście selekcji nieodpowiednich osób ze swojego otoczenia.
Druga refleksja: jeśli w relacji z drugą osobą dostrzegam „opór”, mogę się zorientować, że oddziałuję na nią siłą i że ta osoba sobie tego nie życzy. Zmiana perspektywy i języka służy tu równości i szacunkowi w relacji (to z kolei kojarzy mi się z opisem treningu, jaki Alex zaproponował swoim gościom podczas ostatniego gypsy time). Czyli jeśli widzę niechęć drugiej strony do kontynuowania tematu, znacznie lepszą reakcją jest zaprzestanie niż naciskanie. A zatem – zmniejszam siłę, zamiast zwiększać.
Jeśli spojrzę na sytuacje z codziennego życia, to się sprawdza: najmniej uda rozmowy to te, w których pojawiały się naciski. Najbardziej – te najbardziej otwarte, który płynęły napędzane ciekawością, a nie potrzebą upartego przedstawiania własnej wizji.
Pozdrawiam,
Iwona
Yves,
a ja za to dziękuję Tobie za ten wpis. Pięknie to ujęłaś :). Ja też, dzięki Tobie coś dzisiaj zrozumiałam co zdecydowanie poprawi moje relacje :)
Dziękuję Ci bardzo :)
Hej Iwono,
Doszłaś do bardzo ciekawych konkluzji, cieszę się że miałem w to mały wkład.
Piszesz: „A zatem jeśli ktoś chce kogoś do czegoś nakłonić / przekonać / zmusić – stosuje nacisk. Z nadzieją, że pokona on właśnie “opór”.”
Też zauważam takie sytuacje, bardzo często, gdy siła jest znaczna, druga strona okopuje się głęboko i zamyka kompletnie broniąc swoich pozycji.
W takiej sytuacji praktycznie nie ma już mowy o racjonalnej dyskusji o przekonaniu do jakieś sprawy nie wspominając.
Pozdrawiam, Artur
Małgorzata,
bardzo się cieszę, że znalazłaś coś wartościowego dla siebie w tym wpisie – warto było się podzielić :)
Artur,
nie mam pojęcia, jaki klawisz wcisnęłam, ale przepadł mi cały napisany komentarz. Nie odtworzę go teraz, ale to, co piszesz pokrywa się z moim (i chyba powszechnym) doświadczeniem. I jest dowodem na to, że to zła droga, jeśli zależy nam na porozumieniu.
Zaczęłam się zastanawiać, co to ma wspólnego z zaprzestaniem wiosłowania. Myślę, że takie zaprzestanie pokazuje skutecznie, czy dwie siły są skierowane w tę samą stronę i się sumują, czy jedna pcha, druga hamuje (czyli relacja kręci się w kółko, a co najmniej nie rozwija, co na dłuższą metę może być frustrujące), czy działa tylko jedna siła, czyli mamy do czynienia z ewidentnym zachwianiem równowagi – zazwyczaj, w konsekwencji, energia jeden ze stron w relacji wyczerpuje się bardzo szybko. No i trudno w takiej sytuacji mówić o partnerstwie czy radości wspólnego doświadczania / przeżywania tej relacji. Nawet jeśli utrata złudzeń jest bolesna, moim zdaniem to dużo lepsze niż marnowanie swojej energii. Jest tyle sposobów jej lepszego wykorzystania!
Romana (jeśli nadal tu zaglądasz :)),
ciekawa jestem, jak rozwinęła się ta znajomość. Czy druga strona wzięła się w pewnym momencie do wioseł?
Pozdrawiam,
Iwona
Witaj Iwono,
Interesujący filozoficzny komentarz do języka i jego klisz, który dużo mówi o samym człowieku, ale też mnogości interpretacji rzeczywistości. Opór czy siła? Może będziemy widzieć i jedno i drugie w jednym czasie, dlaczego nie miałyby istnieć jednocześnie dwie przeplatające się motywacje? Wybór jednej z nich w nazywaniu świata pokazuje bardziej Twój świat i to co Ty w nim wolałabyś dostrzec, niż obiektywną rzeczywistość. Bardzo ciekawe rozważania, jedne z moich ulubionych. Rzeczywistość jest o tyle bogata w znaczenia, o ile bogaty jest w skojarzenia, uczucia, emocje, obserwacje natury, nasz wewnętrzny świat. Z takiego punktu wszystko jest możliwe i nie ma ludzi szalonych, tylko uwikłanych w siebie…ale dosyć na tym. Dziękuję za inspirację, wyciągnęłam z rozmachem Wittgensteina – to może być całkiem ciekawy dzień :-)
Co do Twojego pytania o moją znajomość, niestety zakończyła się i raczej nie będzie już kontynuowana. Nie potoczyła się ta relacja tak jak chciałam, było w niej czegoś za mało..chociaż z mojego punktu widzenia była interesująca w tej swojej formie i żałuję, że taka się nie wydała drugiej stronie :-)
Przestałam wiosłować choć nie było to łatwe, ale niezbędne do osiągnięcia efektu, a efektem miał być „fajny” związek, przyjaźń, romans czy relacja, ale z naciskiem na swobodny, fajny, szczęśliwy, zabawny, prawdziwy i spontaniczny. Miałam zapewne zupełnie inne oczekiwania od drugiej strony, niestety nie udało nam się szczerze i satysfakcjonująco porozmawiać.
Ale zaskakujące jest to, że kiedy przestałam wiosłować, wywierać nacisk swoją obecnością i inicjatywą, druga strona zaczęła niepewnie wiosłować sama. Było kilka uderzeń wiosłami, nawet dość regularnych, ale okazało się, że tej relacji brakuje dużo więcej niż równomiernego zaangażowania obu stron. To nie było tylko to, rozstaliśmy się.
Pozdrowienia dla wszystkich czytających blog Alexa.
Romana,
dziękuję Ci za odpowiedź i opis relacji, jej rozwoju, doświadczenia, jakim była. To interesujące, o czym piszesz, że nawet przy wspólnym wiosłowaniu nie zawsze mamy wspólny kierunek.
Co do obiektywnej rzeczywistości, nie wierzę w jej istnienie, lub, ściślej mówiąc, w jej dostępność ludzkiemu poznaniu :). W tym sensie zgadzam się z Tobą, że opisuję swoje doświadczenia i refleksja wokół tematyki siły vs. oporu z moich doświadczeń (głównie, ale nie tylko) wypływa. Kiedy jednak pisałam o sile w fizycznym znaczeniu zamiast psychologizującego pojęcia „opór”, zdecydowałam się na to, ponieważ doszłam do wniosku, że jest w tym lub przynajmniej może być coś uniwersalnego, co przyda się nie tylko mnie. I rzeczywiście o to mi chodziło, na co zwracasz uwagę: inną perspektywę, a szerzej – możliwość wielu perspektyw.
Pozdrawiam,
Iwona
Wiele razy byłam tą osobą która wiosłuje bo myśli że w końcu coś osiągnie lecz niestety, wynik był odwrotny. Po pierwsze: ludzie się przyzwyczajali do mojej inicjatywy i gdy robiłam jakąś przerwę to później inni mięli tylko jakieś pretensje . Po drugie przez to właśnie zwiększało się moje poczucie winy, a co za tym idzie stres i bezradność. Nikt nie docenił tego co robiłam, ale i moja w tym wina. często robiłam coś na siłę, a po porażce robiłam z siebie ofiarę losu. to do niczego nie prowadzi lecz cofa w rozwoju. Gdybym miała szanasę przeczytać taki post kilka lat wcześniej , zapobiegłabym wielu przykrym sytuacjom. Tak więc doceniajmy inicjatywę innych (np. Alexa) :D