Ładną chwilę nie pisałem tutaj i po kilku miesiącach intensywnej nauki, doświadczeń i delektowania się życiem czas zacząć nadrabiać zaległości.
Zacznijmy dziś od obiecanego opisu, jak to zrobiłem, że na Poznań Startup Weekend podczas mojego wystąpienia miałem prawie pełną uwagę sali, która normalnie była bardzo zajęta i zafascynowana realizacją własnych projektów.
Nie było w tym żadnej wiedzy tajemnej i szczery opis mojego podejścia może przydać się wielu z Was i to różnych sytuacjach biznesowych, nie tylko przy publicznym przemawianiu.
Pierwszym i bardzo ważnym punktem byłą moja motywacja.
Pewnym bodźcem dla mnie była ciekawość i chęć wypróbowywania nowych rzecz, ale podstawowym zamierzeniem było wniesienie jakiejś konkretnej wartości dodanej dla uczestników tej imprezy. Fakt, że postanowiłem zrobić to za darmo nie miał znaczenia, bo jak czegoś takiego się podejmuję, to traktuję to równie poważnie (lub też nie :-)) jak moje zadania biznesowe.
Z punktu widzenia celów zaplanowana forma godzinnego wystąpienia nie była optymalna, lepsza byłaby interakcja, nawet w postaci godzinnej sesji Q&A. Wtedy mógłbym mówić tylko to, co naprawdę interesuje moje audytorium – jaka duża efektywność! Wiedząc, że będę miał około 100 ludzi na sali i widząc jej zdjęcie (płaski parkiet i równe rzędy krzeseł) zaakceptowałem sugestię organizatorów, iż w istniejących warunkach będzie to praktycznie niemożliwe do zrealizowania i zacząłem szukać innych możliwości.
Nie mogąc mieć wiele interakcji w trakcie wystąpienia przeniosłem je na etap przygotowania zamieszczając odpowiedni wpis na blogu i prosząc organizatorów o powiadomienie uczestników, że mogą tam zrobić sobie „koncert życzeń” i zgłaszać tematy, o których chcieliby usłyszeć w Poznaniu. Co prawda odzew był mniejszy niż się spodziewałem, ale dał mi nieco więcej pojęcia, co z zakresu, w którym jestem w miarę kompetentny interesuje uczestników.
Typowo w moim stylu nie przygotowałem jakiejś wypolerowanej mowy, tylko kilka istotnych punktów, razem z przykładami z życia wiedząc, że w takich warunkach żaden plan nie przeżywa konfrontacji z rzeczywistością. Nawiasem mówiąc na tej konfrontacji chyba „przejechało się” kilkoro innych mówców.
Ważną zasadą, którą kieruję się kiedy tylko się da, to „pojaw się wcześniej i pooddychaj trochę atmosferą sali”. W tym konkretnym przypadku oznaczało to, że dzień wcześniej, przyjechawszy kompletnie wyczerpany z Berlina po kolejnej „zuchwałej” akcji, mimo potężnych korków w Poznaniu zebrałem się w sobie i podjechałem jeszcze na miejsce imprezy, aby poznać trochę jej uczestników. To dało mi dodatkowy materiał do przemyśleń, choć i „zmyłkę” bo sala ustawiona była z krzesłami w rzędach, co potem miało się drastycznie zmienić :-)
W dzień wystąpienia też pojawiłem się kilka godzin wcześniej, aby „pooddychać” atmosferą i ewentualnie pozbierać trochę życzeń „last minute”. I to jest w miarę możliwości standardową procedurą w mojej pracy, w tym wypadku okazało się niezwykle przydatne.
Niespodziewany problem polegał na tym, że w międzyczasie sala była zorganizowana w zestawione ze stołów „wyspy”, przy których intensywnie pracowali uczestnicy, którzy poza tym zdawali się nie widzieć świata dookoła. Super widok, ale jednocześnie oznaczał on, że przygotowane przeze mnie wystąpienie mogłem błyskawicznie wyrzucić za burtę i trzeba było improwizować.
Tego nie dostrzegła przesympatyczna, występująca przede mną prelegentka, która przekrzykując się z salą przy pomocy mikrofonu i wzmacniacza „przeprowadziła” dobrze przygotowaną, ale niestety w aktualnych warunkach kompletnie nieadekwatną korporacyjną prezentację.
To jest typowy błąd ludzi pracujących dla niektórych dużych korporacji, gdzie dla działu HR liczy się „prezentacja – sztuk jedna – odhaczone”, a nie konkretny rezultat. Nie róbcie tego nigdy!! Zanim coś powiesz dowolnemu audytorium musisz mieć pewność, że chcą Cię oni słuchać!!
Jak zrobiłem to ja?
Było to oczywiste, że „odbębnienie” prezentacji „na siłę”, tylko dlatego że obiecałem to organizatorom nie wchodziło w rachubę. Dobrą zasadą którą stosuję jest „nie mów do ludzi, którzy Cie nie słuchają”, w przeciwnym wypadku nie okazujesz szacunku ani im ani sobie.
Po uzyskaniu zielonego światłą od organizatorów trzeba było „dogadać się” z salą i zawrzeć z nią konkretną umowę.
Zacząłem od pozdrowienia i kilkakrotnie powtórzonego zdania „Potrzebuję 3 minuty Waszej uwagi!!”
Po 4-5 powtórzeniach miałem tę uwagę wiedząc, że albo te 3 minuty wykorzystam, albo mogę się spakować :-)
Wykorzystałem je aby zawrzeć z salą wiążącą umowę :-)
Najpierw opisałem sytuację zaczynając od następujących faktów (mniej więcej tymi słowami):
„Jestem konsultantem zarządów dużych firm i w mojej pracy efektywność jest kluczowym czynnikiem”
„Wy intensywnie pracujecie tutaj nad projektami, które być może zmienią krajobraz internetu w Polsce albo i poza nią”
„ Na pewno nie będę Wam w tym przeszkadzał przekrzykując Was przy pomocy tego mikrofonu”
„Dlatego do odjazdu mojego pociągu (za kilka godzin) będę konsultował zainteresowanych indywidualnie lub w małych grupach”
„ Niemniej jest kilka bardzo istotnych zagadnień, które dotyczą wszystkich i jeśli umówimy się na jakiś czas, kiedy będę miał Waszą uwagę to poruszę je teraz. Ile czasu mi dajecie?”
Sala, po krótkiej licytacji dała mi 15 minut :-)
Tutaj ważna uwaga: Jeśli przygotowujesz dowolna prezentację ZAWSZE licz się z tym, że do jej wygłoszenia możesz mieć do dyspozycji znacznie mniej czasu niż myślałeś! Dlatego bardzo istotne jest przemyślenie jakie są kluczowe jej przesłania i jak najkrócej i najbardziej dobitnie możesz je przekazać. Ja tak zrobiłem i w rezultacie, mimo iż musiałem prawie w 100% improwizować miałem uwagę sali na tyle, że to ja po 15 minutach musiałem zwrócić uwagę, iż mój uzgodniony czas minął i co mam w związku z tym dalej robić :-)
To jest ważne i pokazuje Twoim słuchaczom, że bardzo poważnie traktujesz wszelkie zobowiązania z nimi. Oczywiście dostosowałbym się do każdej wyrażonej przez większość woli, w tym wypadku było to zbiorowe „mów dalej” :-)
To „dalej” poszło tak dobrze, że po godzinie znowu ja musiałem zwracać uwagę, że mój „time slot” się skończył i dlatego muszę zakończyć wystąpienie. Z tego, co mówili mi potem ludzie był to pełen sukces i to mimo wielkiej improwizacji i faktu, że po poprzednich działaniach byłem po prostu wyczerpany (co widać np. na opublikowanych wywiadach ze mną zaraz potem)
W sumie było to proste, żadne sztuczki, czy manipulacja :-)
Podsumujmy kluczowe elementy:
- przed wystąpieniem uświadom sobie, że robisz to dla dobra innych ludzi, a nie Twojego ego, czy ew. pieniędzy
- poznaj jak najlepiej potrzeby i sposób patrzenia konkretnych ludzi, do których będziesz mówić. Bezkompromisowo dopasuj do tego zawartość Twojego wystapienia
- pojaw się na miejscu wcześniej, aby zobaczyć co dzieje się naprawdę i jaka jest atmosfera
- nie traktuj Twojej przygotowanej prezentacji jako niewzruszonej świętości, lecz tylko jako pewną propozycję, która w miarę potrzeb może być zmodyfikowana lub całkowicie odrzucona i zastąpiona czymś innym
- w skomplikowanych i/lub nieprzewidzianych sytuacjach nie przeprowadzaj prezentacji „na siłę”, lecz najpierw dogadaj się z audytorium (bardzo ważne!!!)
- dotrzymuj wszelkich umów ze słuchaczami i traktuj ich po partnersku
- miej przygotowane kluczowe wypowiedzi Twojej prezentacji wraz z najbardziej wyrazistymi/drastycznymi przykładami.
- Nie traktuj siebie śmiertelnie poważnie, poważnie traktuj słuchaczy
Jak to zrobisz dobrze, to nie potrzeba specjalnych sztuczek a ludzie Cię słuchają.
Gdyby ktoś z Was miał dodatkowe pytania lub uwagi, to zapraszam do komentarzy
Konkretny wpis!
Co ciekawe, zauważalne jest jedno – to oczywiście myśl bardzo ogólna – a mianowicie to, że KAŻDA taka sytuacja opiera się na niczym innym jak szacunek do ludzi i siebie.
Co do prezentacji to zdarza mi się prowadzić i takie „korporacyjne” i takie „moje” ;-)
W obu przypadkach jestem przygotowany na opcję mniej/więcej czasu. Czyli jak mi mówią, że mam godzinę, to przygotowuję się na 1,5h, 1h, 0,5h i 15 minut. W przypadku „korporacyjnej” jest to nieco utrudnione bo po prostu muszę „przeskakiwać” slajdy jeśli mam mniej czasu, ale staram się tworzyć takie „kotwice” w slajdach, które są najważniejsze.
Najważniejsze to nawiązać relację ze słuchaczami i okazać im szacunek – najprostsza z możliwych sztuczek :)
Bardzo ciekawy post na temat sensownego przygotowania się do wystąpienia publicznego. Wiele podobnych porad znalazłem w książce Scotta Berkuna „Confessions of a Public Speaker”, którą szczerze polecam.
Gratuluje sukcesu Alex!
Myślę jednak, że pominąłeś bardzo ważny element – wchodząc do sali masz „ważny atrybut” w postaci „efektu wykładowcy” :) możemy go wykorzystać (co często robimy) albo go zmarnować :) Wiem, po kilku latach czytania Twojego bloga, że wystarczy kilka chwil, żebyś zaciekawił swoją osobą i tym co przygotowałeś każdego, zdrowo myślącego, chcącego się rozwijać człowieka. Zgadzam się z Ghoranem, że „KAŻDA taka sytuacja opiera się na niczym innym jak szacunek do ludzi i siebie” o czym pisałeś już nie raz.
Pozdrawiam!
Kuba
Bardzo inspirujące.
Myślę, że jeszcze jedna mogła mieć wpływ na sukces: Twoja reputacja. Poza tym widać jak bardzo Alex jest zorientowany na klientów – w tym wypadku słuchaczy. Niestety w szumie marketingowym powiedzenie „klient jest dla mnie/nas najważniejszy” się zdewaluowało i trzeba to przekazać w inny sposób.
Alez z Ciebie pycha bije.
„podstawowym zamierzeniem było wniesienie jakiejś konkretnej wartości dodanej dla uczestników tej imprezy.”
zapewniam Cie ze to jest celem kazdego sluchacza i mówiacego, wyniesc cos i wniesc cos. Oczywista oczywistosc ;)
„Nie róbcie tego nigdy!! Zanim coś powiesz dowolnemu audytorium musisz mieć pewność, że chcą Cię oni słuchać!!”
Ale trawisz kolego ze co innego jesli na sali pojawia sie jakas nieznana osoba a co innego taki cichy clebryta jak Ty. Wiesz jakby zamiast Ciebie byla Doda to tez by sluchali. Tacy sa ludzie.
„Dobrą zasadą którą stosuję jest „nie mów do ludzi, którzy Cie nie słuchają”, w przeciwnym wypadku nie okazujesz szacunku ani im ani sobie.”
Bzdura. Mow kiedys masz okazje, cwicz i nabieraj doswiadczenia. Wiekszosc ludzi i tak podnieci sie tym maksymalnie 20min a potem zapomina przekaz.
„Po 4-5 powtórzeniach miałem tę uwagę wiedząc, że albo te 3 minuty wykorzystam, albo mogę się spakować :-)”
Moj stary nauczyciel fizyki nie musial nic mowic. Wychowal pelno madrych ludzi :) Moze wiec jednak sie mylilem i zaden z Ciebie celebryt netowy.
Ech. Nuda.
Jesli ktos z was robi prezentacje to … niech je robi.
1. prkatyka praktyka praktyka
2. nie przejmowac sie ludzi bo sa to barany najczesciej, mowi sie do kilku osob ktore faktycznie chca sluchac, proba zadowalania kazdego to jakas utopia. Wiekszosc skresli was za zly kolor koszuli albo dlatego ze maja PMS.
3. mowcie prostym jezykiem – wiem ze studia „ócza” inaczej i wynagradzaja za komplikowanie zycia.
Sie wez alex w garsc bo takie pierdoly czasem sadzis ze az glupio, masz jakis kryzys albo cos chyba. Nie dostrzegasz innych a ich innosci oraz tego ze moze to byc pozytywne.
Można gdzieś objerzeć tę prezentację?
@Kajetan Walczak
„Myślę, że jeszcze jedna mogła mieć wpływ na sukces: Twoja reputacja.”
Nie wiem jak było w tej konkretnej sytuacji, ale nie zawsze grono słuchaczy wie, że prelegent ma jakąkolwiek reputację ;-)
Z jednej strony można domniemywać, że jak ktoś został zaproszony przez organizatora, to nie jest to człowiek „z ulicy”, ale z drugiej często bywa tak, że wychodzi ktoś na scenę i słuchacz nie wie w ogóle kto to jest. Wtedy nie liczy się żadna reputacja tylko „tu i teraz”. Albo zdobędziesz słuchaczy, albo nie. Zauważ, że Alex opisał przypadek swojej przedmówczyni, która pewnie wiedziała o czym mówi i była kompetentna w swoim temacie (reputacja), ale „poległa”.
Ghoran
Ja jestem u klientów znany jako slides killer :-) Najlepiej b udować obrazy bezpośrednio w głowach audytorium
Magda Bednarczyk
Napisałaś: „Najważniejsze to nawiązać relację ze słuchaczami i okazać im szacunek „
To jest bardzo przydatne, ale niewystarczające. Trzeba jeszcze mieć im coś do powiedzenia :-)
Tomek Dziurko
Opisana przez Ciebie książka jest niezła, czytałem ja kiedyś
Kuba Woźniak
Napisałeś: „wchodząc do sali masz “ważny atrybut” w postaci “efektu wykładowcy” „
Wejdź na salę pełną pracujących nad projektami geeków, a zobaczysz że raczej masz efekt „przeszkadzacza” :-)
O tym trzeba pamiętać, audytorium czasem początkowo zważa na nas o wiele mniej, niż nam się wydaje.
Ojtam
Puściłem Twój komentarz jako przykład czegoś, co na tym blogu zdarza się właściwie bardzo rzadko :-)
Jesteś tak bardzo skromny/skromna, że nie tylko występujesz pod pseudonimem, ale podałeś też nieistniejący adres mailowy. I wiesz co? Jak tak czytam Twoją wypowiedź, to rozumiem dlaczego wstydzisz się podać nawet Twoje imię :-)
Co do reszty, to każdy może sobie wyrobić własne zdanie.
Mf
Cała impreza leciała na żywo w internecie, ale nie byłą rejestrowana. I dobrze :-) bo pewne rzeczy były przeznaczone dla audytorium „tu i teraz”.
Ghoran
Masz rację stwierdzając : „ nie zawsze grono słuchaczy wie, że prelegent ma jakąkolwiek reputację „
Zwłaszcza młodzi ludzie często gwożdżą na przyniesione z zewnątrz autorytety i …. mają rację, ja robię to samo. Reputację u konkretnych ludzi musisz sobie wyrobić sam i to najlepiej szybko :-)
Pozdrawiam
Alex
@Alex
W moim przypadku slajdy również nie są ulubioną formą (wyjątkiem są szkolenia z produktu, ale wtedy slajdy w formie papierowej są przydatne słuchaczom w późniejszej pracy), ale czasami mam taki wymóg. Jako pracownik etatowy bywa, że muszę się stosować do różnych wytycznych – w tym i formy prezentacji. Najczęściej radzę sobie z tym w ten sposób, że moja prezentacja ma np. 3 slajdy ;-) Wymagana forma jest? Jest!
Witaj, Alex.
Długo czekałam na taki wpis. Dla mnie jest z kategorii „jak się doskonalić”. Dzięki. Tego było mi trzeba. Wydaje się, że to wszystko jest oczywiste, ale praktyka pokazuje, że rzadko stosowane (np. niedawno brałam udział w szkoleniu nt. zarządzania czasem, na które prowadząca się spóźniła!). Z mojego doświadczenia wynika, że jeśli klient jest dla mnie na pierwszym miejscu, to zazwyczaj takie szkolenie jest bardzo udane. Ty ująłeś to wprost. Dzięki.
Kuba Woźniak,
jako uczestniczka wielu szkoleń mogę Ci powiedzieć, że na mnie „efekt wykładowcy” nie działa. Zapewniam, że prowadzący muszą naprawdę zapracować na to, bym chciała ich słuchać. Przede wszystkim pokazując na początku, że uczestnicy są dla nich ważni (np. tak, jak zrobił to Alex)i nie zmarnują ich czasu.
Jako uczestnik Startup Weekend Poznań chciałbym się podzielić swoimi spostrzeżeniami w kontekście powyższego wpisu Alexa. Przede wszystkim większość obecnych na imprezie osób w ogóle nie kojarzyła Alexa. Z kilkunastu ludzi, z którymi rozmawiałem o jego wystąpieniu, tylko jedna wcześniej cokolwiek słyszała o prelegencie. Występująca wcześniej Arlette Bentzen – znana na całym świece, szkoli w siedzibach głównych Google, Facebooka itd. – poległa całkowicie. Wykrzyczała wręcz swoją standardową prezentację ze slajdami, której praktycznie nikt z setki ludzi, pochłoniętych pracą nad swoimi projektami, nie słuchał. A miała na prawdę bardzo wiele ciekawych rzeczy do przekazania.
To jest czystej postaci najlepsze mięso edukacyjne. Krótko, konkretnie i na temat :) Bardzo żałuję, że nie mogłem przyjechać na Twoją prezentację.
Szukam szukam i w googlach nie mogę znaleźć Twojego wystąpienia :(
Ghoran
W bardzo wielu przypadkach slajdy są reliktem z ubiegłej epoki :-)
W wielu prezentacjach, gdzie chcemy naprawdę coś zrobić sa kontraproduktywne.
Anet.
Cieszę sie, że te pare prostych zdań do czegoś sie przyda.
Tomek Lach
Dziękuję za Twój komentarz, w którym powiedziałeś rzeczy, których mi nie wypadało napisać :-)
Warto z tego wyciągnąć wnioski dla siebie, prawda?
Tq
W sumie ciesze się, że mojego wystąpienia nie ma w google :-)
Tak naprawdę, była to improwizacja dość zmęczonego faceta, który (chyba z powodzeniem) chciał przekazać coś wartościowego konkretnej grupie ludzi. I can do much better then that!!
Pozdrawiam wszystkich
Alex
Witam,
Wygląda na to, że czasem postawienie sobie prostego pytania: „jaki jest cel tego co robię?” może pomóc wydostać się z pułapki myślenia w kategoriach albo-albo (albo zrezygnuję z prezentacji albo zrobię ją źle) i znaleźć zupełnie inne rozwiązanie problemu (uzgodnić z salą inną formę prezentacji).
Powinnam czytać ten post za każdym razem kiedy się do czegoś mocno przygotowuję :-) Bo, niestety, czasem ilość włożonego wysiłku sprawia, że odrzucenie efektów takiej pracy po prostu nie mieści mi się w głowie…
pozdrawiam serdecznie :-)
Elżbieta
Właśnie obejrzałem bardzo ciekawe wystąpienie Pawła Tkaczyka dotyczące sztuki prezentacji (na imprezach startupowych).
Jako, że Alex w „Polecanych wpisach innych autorów” poleca jeden z wpisów Pawła to ja pozwolę sobie podlinkować:
http://vimeo.com/31551311
Przesłanie jest krótkie:
„Przygotowujcie prezentację tak, żeby dostać oklaski na stojąco.”
PS. Tak mi się skojarzyło, jako, że tutaj też temat prezentacyjny.
Czołem,
Żałuję, że nie mogłem uczestniczyć w Poznań StartUp Weekend w poznaniu i zobaczyć Cię Alex w akcji. Żałuję między innymi dlatego, że z tego co piszesz poradziłeś sobie bardzo dobrze z, bym powiedział, niespotykanymi warunkami jeśli chodzi o przemówienie. Pamiętam jak kiedyś pokazywałeś filmik, na którym pewnej kobiecie przed prezentacją bardzo mocno zachrypł głos. To było świetne.
Dziękuję za ten post, interesuję się przemówieniami publicznymi, więc jest dla mnie bardzo wartościowy. Ze swojego doświadczenia (małego) wiem, że jeśli chcę o czymś opowiedzieć, szczególnie jeśli się na tym trochę znam to w znacznie większy sposób zwiększa się powiedzmy moja szeroko rozumiana skuteczność i prezentacja jest lepsza. Pamiętam jak kiedyś pytałem Cię co zrobić, aby być lepszym mówcą – odpowiedziałeś mniej więcej coś takiego „najpierw musisz naprawdę mieć coś do powiedzenia, wszystkie sztuczne techniki, których możesz się nauczyć nie pomogą Ci, a mogą Cię upodobnić do sztucznych osobowości z polskiej TV”. Wtedy nie do końca to czułem, dziś to czuję :-) Dzięki.
Pozdrawiam,
Alek
Przede wszystkim, żeby wystąpienie nie było sztuczne warto traktować przygotowany wcześniej plan jako ogólne wytyczne, kierunek, w którym należy iść. Moim zdaniem kontrolowana improwizacja to jest to: trener nie czuje, że kolejny raz „odklepuje” to samo, słuchacze zaś widzą jego zaangażowanie i wgłębiają się w przekaz. Na drugim biegunie jest czytanie z kartki całości i absolutny brak kontaktu, również i wzrokowego.
Witaj Alex,
mam wrażenie,że chyba rzadko kiedy występujesz przed większą publiką, bo czuć we wpisach twoją ekscytacje tym tematem :-) To co piszesz na temat publicznych wystąpień to oczywiście dużo w tym prawdy, jednakże czasem wiele elementów zbyt mocno przerysowujesz i wychodzi z tego niestrawny mix -:)
Pozdrawiam,
Rafał
Rafał,
ja mam za sobą wiele wystąpień publicznych także przed bardzo licznym audytorium i temat wystąpień publicznych jest mi bardzo bliski. W kontekście tego ze zdziwieniem przeczytałam Twój komentarz.
Powiedz, co konkretnie jest dla Ciebie „niestrawne” w tym wpisie Alexa? Dla mnie bowiem nie tylko jest to całkowicie lekkostrawne, a i przydatne (mimo naprawdę dużego doświadczenia. Twoje uwagi mogą być dla mnie ważne przy prowadzeniu szkoleń z tego zakresu. Napisz też proszę, co z tego, co napisał Alex jest dla Ciebie przydatne.
Pozdrawiam, Ewa
Dziękuję Alex za jasną wypowiedź jak wyglądają Twoje prezentacje, na co zwracasz uwagę. Zwróciłam uwagę na punkt „pojaw się na miejscu wcześniej, aby zobaczyć co dzieje się naprawdę i jaka jest atmosfera”. Niby mała rzecz, ale gdy jej brakuje- to naprawdę jest różnica, trudna do „odrobienia”. Pozdrawiam Beata
Elżbieta
Któryś z pruskich generałów powiedział kiedyś, że żaden plan nie przeżywa kontaktu z nieprzyjacielem. Podobnie jest często w biznesie :-) i trzeba to uwzględnić już na etapie…. planowania :-)
Ghoran
Napisałeś: „Przygotowujcie prezentację tak, żeby dostać oklaski na stojąco. „
Zastosuj to np. w wypadku wystąpienia przed zespołem, gdzie 50% ludzi straci pracę, albo gdy firma będzie wykupiona przez konkurencję.
Tam, gdzie stawka jest naprawdę duża zazwyczaj nie chodzi o oklaski.
Alek
Dziękuję za komentarz
Zbigniew Grabowski
Napisałeś: „warto traktować przygotowany wcześniej plan jako ogólne wytyczne, kierunek, w którym należy iść. „
To jest niezły postulat :-)
Rafał
Napisałeś: „mam wrażenie,że chyba rzadko kiedy występujesz przed większą publiką, „
Masz rację. Przeważnie działam w ciszy gabinetów, też przygotowując innych do trudnych wystąpień. To jest trudne, bo samemu łatwiej :-)
Dalej: „czuć we wpisach twoją ekscytacje tym tematem „
Oczywiście że tak!! Jeśli nie jesteś podekscytowany prezentacją, to jak chcesz aby słuchacze wyszli podekscytowani??
Dalej: „…jednakże czasem wiele elementów zbyt mocno przerysowujesz i wychodzi z tego niestrawny mix „
Tutaj bądź tak miły i napisz dokładnie co chcesz przez to powiedzieć
Ewa W
Tez jestem ciekawy co odpisze Rafał :-)
Beata
Proszę bardzo :-) „oddychanie” atmosfera jest szczególnie ważne, jesli temat lub audytorium sa bardzo problematyczne.
Pozdrawiam wszystkich
Alex
@Alex
To o oklaskach to przesłanie prezentacji Pawła Tkaczyka, nie moje. A znów Paweł mówił o konkretnej sytuacji, czyli występowaniu w konkursie. Wtedy wszystko pasuje.
Ogólnie też pasuje jeśli te „oklaski” potraktujemy mniej dosłownie. Po prostu przygotowując prezentację należy w nią włożyć serce. Klepanie kolejnych slajdów ma sens wtedy, kiedy celem jest uśpienie audytorium :)
Witam ,
ustosunkowując się do mojej poprzedniej wypowiedzi, odpowiadam na pewne niejasności:
1. Napisałem, że dużo w wypowiedzi Aleksa prawdy, jednakże wiele rzeczy przerysowuję i podtrzymuje to zdanie ponieważ uważam że przecenia wagę kontraktu z słuchającymi. Wiele razy miałem sytuację taką , że gdy próbowałem zwierać kontrakt dochodziło do wielu pyskówek między słuchającymi a efektem był kompromis, który nikogo nie zadowalał, co dobitnie jeden z moich słuchaczy w ankiecie ewaluacyjnej określił jako: „bezsensowną psychologizacje dla zabicia czasu, by było tak fajnie i nowocześnie” W związku z powyższym uważam, że trzeba przed prezentacją wypracować propozycje kontraktu, którego fundamentalne kwestie nie powinny być zmieniane, co paradoksalnie nie oznacza że ma być on sztywny i nie może podlegać zmianom (jest to kwestia doświadczenia wykładowcy i wynikającego z tego wyczucia sytuacji).
2. Stwierdzenie że ma ktoś czas do odjazdu pociągu w moim odczuciu jest nie profesjonalne.
3. Zasada nie mów do ludzi, którzy nie chcą ciebie słuchać jest słuszna, jednak nie zawsze można ją stosować(np: uczelnia, szkoła). Tutaj, gdy zauważamy brak zaangażowania lub niechęć, to na pierwszy plan wychodzi kwestia kształtowania struktury postaw w pierwszych minutach wystąpienia, co jest nawet ważniejsze od kontraktu opisywanego wcześniej.
4. Kwestia związana z wpływem audytorium na na przebieg wystąpienia jest oczywistą zasada jednakże wersja proponowana przez Aleksa jest w mim odczuciu radykalna.Tutaj chcę przytoczyć przykład jednego z moich znajomych co tak eksperymentował i skończyło się to w ten sposób, że w ocenie słuchających wyszło mu że wykłady to zbiór nie powiązanych ze sobą dygresji, bez składu i ładu. Oczywiście ten sposób nazwijmy go dygresyjnym, może być przydatny na szkoleniach typu komunikacja międzyludzka itp., prowadzonym dla pracowników wysłanych na szkolenie w celach bynajmniej nie szkoleniowych tzn.: ma być fajnie, miło, osoby z zawyżoną samooceną dojdą do wniosku, że nadal są super a przy okazji zobaczymy fajne miejsce , pozwiedzamy, pobiesiadujemy i nic ponadto :-)
5. Odnosząc się do tej „niestrawności” to dlatego tak napisałem, ponieważ osobiście nie lubię jak stare treści i zasady znane z andragogiki ( nauczanie i uczenie dorosłych) pokazywane są w zbyt uproszczonej formie.
Pozdrawiam,
Rafał
P.S. Poza tym Ciesze się jednak z istnienia tego bloga i gratuluje Aleksowi pomysłu na taka formę i podejmowane treści. Niewątpliwe wprowadza On jakość do polskiej blogosfery zalanej tandetą zwłaszcza w zakresie tematyki rozwoju osobistego.
P.S , Przepraszam,za interpunkcję oraz szwankujący styl wypowiedzi, ponieważ odpisuję na kolanie jadąc pociągiem
Ghoran
Jeżeli mówimy o występowaniu w konkursie, to jest to dość specyficzna sytuacja. Musimy uważać, aby Czytelnicy nie zrozumieli jakiegoś zalecenia jako ogólnie obowiązującego.
Czasami te Twoje oklaski to fakt rezygnacji audytorium ze zlinczowania prezentującego :-)
Rafał
teraz ja odpisuję z pociągu :-)
Pozwól, że ustosunkuję się do Twoich punktów:
Ad 1)
Piszesz: „..uważam że przecenia wagę kontraktu z słuchającymi. „
Możesz tak uważać i kompletnie zignorować moje zalecenia :-) Twoje życie, Twoje rezultaty :-)
Ja nie mówię teraz o grzecznej prezentacji na banalny temat, lecz takich wystąpieniach, gdzie stawka jest duża, a sytuacja w jakiś sposób skomplikowana (w Poznaniu występował tylko ten drugi problem i to dość lekko)) bez jakiejś formy „dogadania” się z audytorium nie masz praktycznie szans na wywołanie pożądanych zmian. Jeśli jak piszesz: „gdy próbowałem zwierać kontrakt dochodziło do wielu pyskówek między słuchającymi „ może to oznaczać słabą implementację metody, a nie jej nieskuteczność?
Uśmiechnąłem się czytając fragment:
„W związku z powyższym uważam, że trzeba przed prezentacją wypracować propozycje kontraktu, którego fundamentalne kwestie nie powinny być zmieniane, co paradoksalnie nie oznacza że ma być on sztywny i nie może podlegać zmianom „
I Ty zarzucasz mi brak klarowności?? :-)
Ad 2
Piszesz: „Stwierdzenie że ma ktoś czas do odjazdu pociągu w moim odczuciu jest nie profesjonalne. „
Co w tym jest nieprofesjonalne??? Jeśli po wystąpieniu miałem sporo czasu do mojego intercity i byłem gotów sprezentować go na bezpłatne konsultacje dla chętnych, to zaproponowanie tego uważasz za nieprofesjonalne?? Jak zrobiłbyś to na moim miejscu? Jakie kryterium profesjonalności naruszyłem?
Ad 3
Piszesz: „Zasada nie mów do ludzi, którzy nie chcą ciebie słuchać jest słuszna, jednak nie zawsze można ją stosować(np: uczelnia, szkoła). „
Typowa szkoła to jest ZOO, które trzeba przejść z jak najmniejszymi stratami, niewiele ma wspólnego z przyszłym spełnionym życiem.
Studia niestety często są ZOO c.d.
My tutaj dyskutujemy o prawdziwym życiu!!
Piszesz: „gdy zauważamy brak zaangażowania lub niechęć, to na pierwszy plan wychodzi kwestia kształtowania struktury postaw w pierwszych minutach wystąpienia, „
Jak sobie to konkretnie wyobrażasz w praktycznej sytuacji?
Ad 4
Piszesz: „..jednakże wersja proponowana przez Aleksa jest w mim odczuciu radykalna. „
Możesz tak odczuwać. Wiele z tego co robię i myślę jest w opinii innych ludzi zbyt radykalne. Szkoda, że potem często okazuje się to być warunkiem MINIMALNYM do osiągnięcia jakiegoś rezultatu. Potem opisujesz przykład znajomego, którego nie znamy, nie wiemy co dokładnie robił i w jaki sposób. Co z tego ma wynikać w kontekście mojego postu??
Ad 5
Piszesz: „… nie lubię jak stare treści i zasady znane z andragogiki ( nauczanie i uczenie dorosłych) pokazywane są w zbyt uproszczonej formie. „
Masz do tego prawo :-) Abstrahując od andragogiki (której nie studiowałem – jestem praktykiem) ze wstydem przyznaję, że niektóre przemyślenia na tym blogu mają swoje korzenie u Platona i Sokratesa (o Epikurze już nie wspominając, bo to jest oczywiste :-)) i są rzeczywiście „karygodnymi”, choć najwyraźniej dla wielu ludzi użytecznymi uproszczeniami :-) Dopóki tak jest, nie zamierzam tego zmieniać :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witaj Alex,
no i ja mam swoje zdanie i ty także. Przekonać się będzie trudno nawzajem, ale warto się tak ładnie różnić :-)
Kilka uwag mi się jednak nasuwa:
1. Stosujesz argument praktyka i mocno podkreślasz przeciwieństwo praktyk-teoretyk dochodząc tym samym do błędu logicznego np: „Abstrahując od andragogiki (której nie studiowałem – jestem praktykiem)” – no bycie praktykiem nie wyklucza per se biegłej znajomości teorii w jakiejś dziedzinie.
2. Uważam że teoria z działaniami praktycznymi musi być silnie powiązana, bo bez tego można na podstawie doświadczenia i filozofii zdroworozsądkowej dochodzić do nieprawdziwych sądów o rzeczywistości np: słońce się kreci wokół ziemi, łóżko to niebezpieczny sprzęt domowy( bo w nim najwięcej ludzi umiera). itp. :-)
3. Argument o szkole i ZOO no trochę zbyt emocjonalnie ale coś w tym jest :-)
4. Co do wspomnianych filozofów to nie ma wstydu, dorzuciłbym jeszcze Kotarbińskiego
(polecam świetny):-)
Pozdrawiam serdecznie,
Rafał
Rafale
Dziękuję za odpowiedź, choć pozostałeś mi winny odpowiedzi na kilka prostych i bardzo konkretnych pytań. Pozwól, że z dalszą dyskusją poczekam na nie.
Pozdrawiam
Alex
Rafał,
dziękuję Ci za obszerną odpowiedź.
Pozwól, ze odniosę się do tego:
„nie lubię jak stare treści i zasady znane z andragogiki ( nauczanie i uczenie dorosłych) pokazywane są w zbyt uproszczonej formie.”
Rozumiem, że Ty możesz tego nie lubić, co nie zmienia według mnie faktu przydatności takich działań. Przedmówczyni Alexa 'położyła’ swoje wystąpienie, bo nikt jej nie słuchał, to o czymś świadczy.
Proste komunikaty i proste treści (w uproszczonej formie)służą choćby przypominaniu, a także inspirują do poszukiwań czy zmiany, a to ważne. Niestety nawet dogłębna znajomość zagadnień związanych z metodyką nauczania nie oznacza posiadania umiejętności nauczania i wchodzenia w kontakt z grupą. Nie zapewnia też uwagi audytorium.
Pozdrawiam, Ewa
Alex – z postem trafiłeś idealnie! Bardzo przydatna wiedza – sprawdzone na bieżąco w praktyce. W warunkach zupełnie niestandardowych.
Ogólny zarys sytuacji – w ramach pomocy mojemu profesorowi ze studiów dostałam „propozycję nie do odrzucenia” – wygłoszenie wykładu o komputerze kwantowym dla młodzieży ( średnio klasa maturalna ). Wykład który przygotowałam ( z prezentacją z 30 slajdami ) kilka lat temu. Last minute. Czas operacyjny – wystarczający żeby odkopać prezentację w piekielnych czeluściach mojego lapka, przejrzenie jej i przypomnienie sobie najważniejszych danych które jako mało interesujące uciekły z głowy, makijaż, fryzura i jazda na miejsce. Notatki z ciekawymi przykładami których wtedy nie użyłam – na kolanie w tramwaju.
Jeszcze jakiś czas temu pewnie spędziłabym ostatnie pół godziny na przeglądaniu prezentacji i przypominaniu sobie pewnych merytorycznych rzeczy – ale… Ale Alex napisał posta więc można przecież wytestować w praktyce czy to działa :)
Salę znam więc logistyka jaka była taka jest. No to wzięłam się za odbiorców. Pół godziny pogaduszek z uczestnikami doprowadziło mnie do następujących wniosków:
– merytorykę muszę zmniejszyć do minimum ( fizyka nie jest ich mocną stroną, a o fizyce kwantowej słyszeli tyle że jest )
– minimum które jest potrzebne trzeba podać w formie strawnej dla wszystkich
– rozbrykani są jak diabli, wyszczekani i w dodatku nie uznają autorytetu wykładowcy – więc trzeba będzie się dogadać, albo klapa bo zajmą się ciekawszymi rzeczami
– połowa prezentacji zostanie pominięta
– bez niepoważności się nie obejdzie
A w głowie jeszcze video do którego link podesłał Ghoran i chęć do tego, żeby zrobić im w głowach WOW takie, że w końcu pomyślą, ze fizyka jest ciekawa. I spostrzeżenie ze to bardzo inteligentni ciekawi ludzie.
Praktyka:
Po przywitaniu się i przedstawieniu pierwsza umowa – mamy tyle i tyle czasu, ta sala ma to do siebie że jak nie zrobimy przerwy to się podusimy, a że temat trudny to i mózgi będą potrzebowały wytchnienia. Pytanie – jedna czy dwie. Umówiliśmy się ( a jakże ) na dwie.
Umowa druga – ja dokładam wszelkich starań żeby było megaciekawie. Co w zamian? ( pytanie otwarte ). Po niedługiej chwili wychylił się chłopak ( naturalny lider, wykorzystywany później w doświadczeniu) i mówi „A my będziemy uważać i nie przeszkadzać”. Dorzuciłam jeszcze, że oni postarają się aktywnie angażować. Dopytałam czy wszyscy się zgadzają – i uściśnięciem dłoni z reprezentantem przypieczętowaliśmy „dżentelmeńską umowę”.
Ja stanęłam na rzęsach, uczestnicy też się zaangażowali. Zwłaszcza ci „bardziej na czasie” z technologią dopowiadali przydatne ciekawostki, które wykorzystywaliśmy do przeliczenia kilku rzeczy. I okazało się ze nawet liczenie nie musi być nudne! Część o tym jak dziś funkcjonują i co mogą komputery – to była łatwa część ale dzięki zaangażowaniu obu stron poszło lekko i przyjemnie. Na koniec szybka zapowiedź tego co będzie dalej ze wszystkimi tego zaletami i… Przyszedł czas na pierwszą przerwę, więc dotrzymałam umowy, i spędziłam 5 błogich minut kombinując jak by im tu wytłumaczyć niezbędne rzeczy. Obecni fizycy uśmiechali się obserwując eksperyment z kolegą Pawłem za drzwiami ( robocza wersja kota Schroedingera ), a uczestnicy przyswajali niezbędne minimum wiedzy zupełnie mimochodem. I okazało się, że lekko tylko pokierowani w zasadzie rozgryźli jak działał pierwszy komputer kwantowy. Nie wiem kto był bardziej dumny i zaskoczony ich „łebskością”. Co prawda wątpię aby profesor fizyki zrozumiał „trzeba wziąć tak z miliard razy tyle co ludzi na ziemi Pawłów, skopać ich żeby się poustawiali, a potem niech sami sobie machają rękami i co jakiś czas zerkać tylko na kilku bo jak popatrzymy na wszystkich na raz to przestaną machać i nici z liczenia” – ale tak właśnie działał pierwszy komputer kwantowy! Potem poszło już z górki, choć nie mniej kreatywnie.
Wykład zakończyliśmy wypadem na colę do pobliskiej knajpki z ponad połową uczestników ( licealiści, z własnej nieprzymuszonej woli poszli pogadać o FIZYCE ). I żeby nie było – w gratisie dostali teorię superstrun w pigułce którą przyjęli z nie mniejszym entuzjazmem.
Wnioski końcowe:
– bez „oddychania atmosferą” odebrałabym sobie i im całą masę fajnych sposobów na pokazanie tych trudnych rzeczy
– bez umowy byłby bałagan – a z umową oni pokazali, że dotrzymują zobowiązań
– bez „dopasowania się” odklepałabym swoje i nic by z tego nie zrozumieli
– niepoważność zaangażowała uczestników i pomogła im zapamiętać najważniejsze pojęcia
– mimo braku czasu na przygotowanie udało się zrobić to porządnie i całą górą świetnej zabawy
Czyli w praktyce na niestandardowym audytorium też działa!
Raz jeszcze – dzięki Alex. W imieniu moim i całkiem zadowolonych słuchaczy którzy przekonali się tak jak ja kiedyś – że fizyka może być niesamowicie ciekawa!
Buzie
Koci
Ewa,
zgadzam się z Tobą, jeśli chodzi o to, że wiedza z zakresu metodyki nauczania nie daję gwarancji sukcesu w wystąpieniach publicznych. To prawda pod którą się podpisuje bez żadnego zastrzeżenia. Zgadzam się także że wszelkie uproszczenia mogą dawać impuls do poszukiwań a także mogą inspirować, jednakże w mojej opinii nie mogą one być podstawą teoretyczną warsztatu pracy w nauczaniu. Sądzę że nie można opierać się w pracy z ludźmi na zaleceniach opartych na doświadczeniu jednej osoby i traktować ich jako obiektywnych racjonalnych i naukowych.
Aleks
kończę tą wymianę poglądów bo wymagałaby to znów bardzo długiego wpisu,aby odpowiedzieć na Twoje wątpliwości. Wręcz sądzę,iż poprawne i wyczerpujące przedstawienie zagadnień jakie poruszyliśmy wymagałoby dyskusji twarzą w twarz, bo każdy mój lub Twój post skończyłby się tym, iż znów byłaby seria wymiany myśli rodzących nowe problemy. Jeśli reflektujesz to zapraszam na osobiste spotkanie jak będziesz ponownie w Poznaniu lub na dłuższa rozmowę poprzez Skype lub inny komunikator głosowy. Jeśli z rożnych przyczyn uznajesz ten pomysł za nietrafiony to (może mało elegancka bo jednostronnie-) ) ale stwierdzam, że dyskusje jest zamknięta i dalej nie komentuje już Twojego wpisu.
Pozdrawiam,
Rafał
Rafał,
dziękuję.
Co do Twojej wypiowiedzi: „Sądzę że nie można opierać się w pracy z ludźmi na zaleceniach opartych na doświadczeniu jednej osoby i traktować ich jako obiektywnych racjonalnych i naukowych.” – tutaj w przypadku wypowiedzi (postu) Alexa taka sytuacja zdecydowanie nie zachodzi. :-)
Pozdrawiam raz jeszcze.
Ewa
Przeczytałam niezwykle uważnie. Dawno nie miałam okazji występować publicznie. Teraz się powoli do tego przygotowuję. Robię mapę myśli, na której wypisuję najważniejsze punkty. Obok każdego piszę liczbę minut. Oprócz tego staram się wcielić w odbiorców i zastanawiam się, co tak naprawdę mogłoby ich zainteresować. Pamiętam z czasów studiów, że czasem można było wyciąć 3/4 wypowiedzi wykładowcy jako zbędną. Trochę się stresuję. Postanowiłam, że przed próbą sprzedania swojego pomysłu posłucham muzyki. Jak będzie po wszystkim to napiszę więcej. Może zauważę coś, co przyda się innym.
Świetna robota. Aż żałuję, że mnie tam nie było.
Dzięki za wskazówki, na pewno się przydadzą.
eh, slajdy, slajdy. Jak tylko mam taka mozliwosc, w ogole z nich nie korzystam. Nie pamietam juz w ktorej to firmie bylo, ale zarzad zakazal uzywania prezentacji multimedialnych w spotkaniach wewnetrznych. Lepszy flipchart i pare markerow. Prezentacje mozna wydrukowac i rozdac uczestnikom jako notatki, albo wyslac na ich maile…
Widziałem Twój wywiad z Maćkiem Budzichem zaraz po wystąpieniu i nie wyglądałeś aż tak źle :)Odnośnie postu, to Twoje wystąpienie wsparte było na cechach, do osiągnięcia, których dążę, a Ty je wypracowałeś swoim doświadczeniem. Są to:pewność siebie, elastyczność, nastawienie na efekt końcowy, power, którym zaraża się innych. Pamiętam dobrze szkolenia, które robiłem dla studentów. Otrzymałem propozycję przeprowadzenia cyklu szkoleń sprzedażowych dla studentów kierunków ekonomicznych. Budżet unijny, niewiele było informacji, zero kontaktu z adresatami przed szkoleniami. Najważniejsza dla zleceniodawcy była prezentacja i raport, z którego musiał się rozliczyć. szkolenia okazały się dużym sukcesem, ponieważ okazałem tym młodym ludziom szacunek, słuchałem ich, zaangażowałem ich i zadbałem o to aby czas spędzony ze mną przyniósł im realne, oczekiwane efekty. Teraz wiem jak olbrzymią satysfakcję daje takie nieszablonowe postępowanie.
Bardzo spodobała mi się uwaga na temat możliwości skrócenia czasu wypowiedzi. To o tyle ważne, że nigdy nie wiadomo, jakie przeszkody mogą czekać na wystąpieniu. Może się przecież zdarzyć, że poprzedni mówca się zapędzi kradnąc trochę czasu, albo mogą pojawić się problemy techniczne. Nie da się skrócić wystąpienia, jeśli nie będzie ono wcześniej dobrze opracowane. Tylko wiedząc co ma się do przekazania, można wybrać najważniejsze myśli, bez psucia przemówienia.