Dzisiaj zauważyłem, że jedna z naszych Czytelniczek zamieściła bardzo długi komentarz pod jednym ze starych postów. Był on bardzo szczery i dotyczy problemu, z którym w ten czy inny sposób spotyka się sporo młodych ludzi, którzy kontaktują się ze mną. Szkoda mi było zostawiać go pod tamtym postem, kiedy może to być temat bardzo ciekawej i owocnej dyskusji. Za zgodą Autorki przenoszę go więc tutaj a pod nim skopiuje też dotychczasową dyskusję. Jestem przekonany, że bedziecie mieli na ten temat dużo ciekawego do powiedzenia w komentarzach, a komuś jeszcze ta dyskusja się przyda.
A oto tekst:
„Nie wiedzieć czemu mój komentarz nie chce się wysłać. Postaram się rozbić go na dwa mniejsze i może wtedy pójdzie. Z góry przepraszam, że tak bardzo się rozpisałam, ale nie potrafiłam bardziej tego streścić, oraz za bałagan w wypowiedzi, ale odzwierciedla on mniej więcej to, co dzieje się teraz w mojej głowie.
Piszę tutaj, ponieważ mam kompletny mętlik w głowie i zupełnie nie wiem, co mam zrobić. Nie oczekuję cudownych, gotowych rozwiązań ani bezpośrednich rad. Po prostu myślę, że pomogłoby mi, gdyby ktoś to przeczytał i napisał cokolwiek, co nasuwa mu się na myśl, albo przychodzi do głowy. A wydaję mi się, że blog ten czytają ludzie o takich cechach, jakie ja w przyszłości chciałabym w sobie wykształcić.
Aktualnie jestem na pierwszym roku stomatologii. Moja mama jest stomatologiem i prawdę mówiąc gdyby nie jej stały, dobrze płatny zawód, już dawno mieszkalibyśmy w jakimś małym, jednopokojowym mieszkanku. Teraz mieszkamy w domku jednorodzinnym, na którego odnowienie został wzięty ogromny kredyt, który zostanie spłacony po 20-30 latach jak dobrze pójdzie, ale nie o tym chciałam mówić.
Jestem więc na tej stomatologii, ale prawdę mówiąc studiowanie tutaj nigdy nie było moim marzeniem. Jakoś tak “wyszło”, że w podstawówce wiedziałam, że “mam” lubić przyrodę, później biologię, następnie poszłam do klasy biologiczno-chemicznej w najlepszym liceum w mieście, a spośród studiów przyrodniczych już chyba te najbardziej mi pasowały. Zawsze słyszałam, że to będzie dla mnie cudny zawód, zwłaszcza że mam zdolności manualne. Że będę mieć świetny start, bo mama jest stomatologiem. Więc przyjmowałam to, zagłuszałam ten cichy głosik w mojej głowie, który mówił mi, że to może nie jest “to”, ciężko pracowałam przez liceum, żeby się tu dostać, a kiedy już zobaczyłam moje świadectwo maturalne… pomyślałam tylko “no fajnie, przynajmniej nie będę musiała ponownie pisać matury, nie będę mieć problemów”.
Od początku studiowania nie chciało mi się uczyć, bo nie dostrzegałam celu, który byłby wart tych pięciu lat wyjętych z życiorysu. Miałam tylko mamę, która stała nade mną i niczym wyrzut sumienia mówiła: “Ucz się, bo nie zaliczysz. Robisz wszystko, żeby tylko zawalić ten rok. I znowu gadasz po parę godzin z chłopakiem, jak niby chcesz zdać kolokwium, skoro swój czas poświęcasz na bezcelowe rozmowy, zamiast na naukę? W dzisiejszych czasach kobieta musi być niezależna, mieć pewny zawód, żeby w razie czego móc utrzymać siebie i dziecko”. I tak w kółko. Co jakiś miesiąc przechodziłam załamania pod tytułem “ja nie chcę tutaj być, rezygnuję”. Ale zawsze mama przywoływała mnie do porządku swoimi logicznymi argumentami, a ja później miałam dzikie wyrzuty sumienia, że znowu straciłam czas na rozmyślania, zamiast się uczyć.
Bo tak naprawdę moja wizja przyszłości nie jest tak pewna, jak stomatologia. Argumenty na jej korzyść są tak mało przekonujące, że aż boli. Moim największym marzeniem sprzed jakichś pięciu lat jest otworzyć własną kawiarnię. Już kiedyś na tym blogu był poruszany temat, że niedługo będzie cały wysyp kawiarni. Ale na nią mam konkretny, myślę że dobry pomysł. Mogłabym otworzyć firmę, sprzedającą ręcznie robioną biżuterię (robienie biżuterii to moja pasja, którą niestety zaniedbałam, bo trzeba się było uczyć). Mogłabym pracować w redakcji, bo uwielbiam pisać, co też w liceum zaniedbałam i teraz żałuję (wiem, że tutaj jest bardzo mała szansa na zatrudnienie). Mogłabym pracować w firmie reklamowej (choć nie wiem, czy nie jestem za mało dynamiczna i pewna siebie). Mogłabym być stylistką, projektantką, grafikiem, słowem robić cokolwiek bardziej twórczego, niż dłubanie ludziom w zębach. Tyle że te zawody są strasznie niepewne, co mojej mamy zupełnie nie przekonuje. Myślałam o tym, żeby pójść na psychologię, ale to tak dla siebie, aby rozwinąć swoje zainteresowania, poznać ciekawych ludzi. Ale mama mówi, żebym “dała sobie szansę”, czyli skończyła stomatologię, a później “będę mogła robić, co chcę, iść na jakie studia chcę i otwierać, co tylko mi się będzie podobać”. A skoro chcę już teraz pójść taki nic nie dający i łatwy kierunek, to żebym szła na studia zaocznie, poszła do pracy, opłacała studia i miała swój wkład w utrzymywanie 1/3 domu. Boję się, że nie dam rady tego pogodzić, zwłaszcza że podczas tego rodzaju studiów trzeba robić coś w kierunku rozwijania swoich kwalifikacji: podszlifować język, zrobić jakieś kursy, iść na bezpłatne praktyki do jakichś firm, etc. Atmosfera w domu jest gęsta, mama jest na mnie obrażona i próbuje na wszelkie sposoby wywołać we mnie poczucie winy. Ja jestem w kompletnym dołku i nie wiem, co zrobić.
Ktoś może spytać czemu nie posłucham mamy: czemu nie skończę tej stomatologii, aby mieć to zabezpieczenie, a później najwyżej otworzę sobie kawiarnię. Ja po prostu widzę, jak te studia mnie strasznie zmieniają. Nie potrafię cieszyć się życiem, nie mogąc bez wyrzutów sumienia zrobić czegoś, co lubię, bo w tym czasie mogłabym się pouczyć. Mój chłopak twierdzi, że staję się coraz bardziej smutna, nieufna w stosunku do ludzi, narzekająca. Mam wrażenie, że coraz bardziej upodabniam się do swojej mamy, którą naprawdę bardzo szanuję, ale nie chcę mieć życia, takiego jak ona. Nie chcę być drugą nią, a mam wrażenie, że postępując według jej rad i zasad, tak się właśnie dzieje. Z drugiej strony jest jeszcze tata, który z wykształcenia jest inżynierem, ale nigdy nie pracował w zawodzie. Od momenty skończenia studiów miał własną firmę, która dobrze prosperowała przez parę lat, a później świetlane czasy minęły. Otwierał kolejne firmy, które wpędzały nas w coraz to nowe długi. Przez wiele lat nasz cały dom utrzymywała mama ze swoją “pewną pracą”. Wszyscy mówią, że jestem podobna do taty. Mam świadomość, w którym miejscu to podobieństwo jest wadą i staram się nad tym pracować, ale boję się, że skończę tak, jak on mówiąc, że “ma 50 lat i zmarnowane życie”. Ciężko mi uwierzyć w siebie, skoro moi rodzice we mnie nie wierzą. Ciężko mi podjąć kroki w kierunku zmiany, bo boję się, że nie dam rady. Ciężko mi iść pod prąd, sprzeciwiać się mamie, która robi wszystko, abym w końcu dostrzegła swój “życiowy błąd”. Gdy tak mnie poczytać, to ręce opadają, prawda;)?
Jeśli ktoś z Was dotrwał do końca, pewnie załamał się moją osobą. Tak, jestem teraz w dołku i możliwe że ton mojej wypowiedzi przypomina użalanie się nad sobą (i może tym właśnie jest), ale chciałabym z tego dołka wyjść. Potrzebuję jakiejś obiektywnej rady kogoś rozsądnego, kto potrafiłby spojrzeć na sytuację z dystansem. Wytknąć błędy w myśleniu albo postępowaniu. Z góry naprawdę bardzo temu komuś dziękuję. Każdy odzew będzie dla mnie bardzo cenny.”
____________________
Zapraszam do dyskusji w komentarzach
Tutaj kopiuję dotychczasowa dyskusję
_________________
Ewa W
Posted January 10, 2011 at 20:27 | Permalink | Edit
M,
szkoda, że Twój komentarz nie jest to osobnym postem , bo jest o czym rozmawiać. I jestem przekonana, że tego typu dylematy, wątpliwości nie są tylko Twoim udziałem.
Teraz tylko tak na szybko:
Według mnie to super, że w ogóle zauważasz to wszystko o czym piszesz, jest bowiem masa ludzi, którzy w okolicach przysłowiowej 50-tki budzą się i stwierdzają, że “całe życie żyli pod dyktando innych i że nie tak miało wszystko wyglądać, a teraz za późno na zmiany.”
Jesteś w stosunku do nich do przodu o wiele lat.
Kolejna rzecz – Twoje życie nie musi wcale być powieleniem wersji życia mamy, a dalej – jeśli nie pójdziesz drogą mamy, to wcale nie oznacza, że pozostaje Ci powielić drogę ojca. Po prostu możesz mieć WŁASNĄ i tylko Twoja drogę. Inną od wszystkich.
Nie będę teraz radzić, bo nie ten dla mnie moment, ale pewnie wrócę do tego Twojego komentarza niebawem.
Póki co analizuj, patrz i nie przekreślaj żadnej opcji, dopóki poważnie nie podejmiesz świadomej, własnej, przemyślanej decyzji, dopóki nie przeanalizujesz też konsekwencji. Kartka papieru i długopis do ręki i pisać – jak chcesz żyć, co jest dla Ciebie ważne, a potem dalej – jak to możesz osiągnąć, co Ci jest do tego potrzebne, a co Cię obciąża niepotrzebnie. Ja bym właśnie od tego zaczęła. Ja od tego zaczęłam w tym nowym roku i poszłam trochę dalej nawet.
Pozdrawiam
Ewa
M.
Posted January 10, 2011 at 22:28 | Permalink | Edit
Ewa,
Naprawdę bardzo dziękuję Ci za komentarz. Bardzo mi pomógł w chwili załamania, którą przed chwilą przechodziłam. Dużo dał mi choćby fakt, że komuś chciało się przeczytać moje przydługie wypociny i napisać parę budujących zdań.
Gdy poruszałam ten temat z moim 38-letnim kuzynem, powiedział mi to, co Ty: że dobrze, że takie myśli przychodzą mi do głowy w wieku 20 lat, a nie 35, tak jak jemu, gdy miał już swoją rodzinę, córkę i doświadczenie tylko w jednego rodzaju pracy.
Ale ja sama nie wiem. Może gdybym skończyła tę stomatologię, miała dobrą pracę i obudziłabym się w wieku tych 35 lat ze świetną, stabilną sytuacją materialną, to nie byłoby tak źle? Może lepiej, niż obudziwszy się teraz? Bo kto wie, jaka będzie moja sytuacja, jeśli zrezygnuję? Ja wiem i sama wierzę w to podejście, że jesteśmy odpowiedzialni za to, jak żyjemy i w jakiej sytuacji jesteśmy. Ale równocześnie boję się, czy zdobędę tyle siły, aby teraz iść tak bardzo pod prąd, wbrew mamie, która ma na mnie dość spory wpływ i od której bądź co bądź jestem zależna finansowo. Chyba nie wierzę w siebie na tyle i nie mam pojęcia, jak to zmienić. Już teraz jestem zupełnie podłamana, a później będę tej siły potrzebowała jeszcze więcej.
Przed chwilą rozmawiałam z jeszcze jedną osobą. Zawsze sprzeciwiała się woli rodziców, także w kwestii wyboru studiów. Poszła na biologię, chociaż jej mama chciała, aby studiowała medycynę. Teraz jest całkiem zadowoloną z życia nauczycielką biologii. Jej sytuacja materialna też jest niezła. I właśnie ta osoba, na moje stwierdzenie, że nie chcę wejść w swym życiu w ten schemat praca-dom-praca pogoń za pieniędzmi odpowiedziała mi, że tak naprawdę kwestia pogoni za pieniędzmi jest niestety bardziej prawdopodobna w przypadku rezygnacji ze stomatologii. To niestety jest prawda…
Podziwiam takich ludzi jak na przykład Alex, chciałabym posiadać dużą część jego cech i podejścia do życia, ale w mojej głowie jest taki mętlik, niezdecydowanie, lęk przed niepewną przyszłością, przed samą sobą, że wydaje mi się to być nieosiągalne.
Pójdę za Twoją radą i spiszę to wszystko na kartce. Już to robiłam, ale nie tak pełnie, jak Ty to proponujesz.
Niecierpliwie czekam na jakiś dalszy komentarz, czy to od Ciebie, Ewa, czy też od kogoś innego.
PS. Ewa, jeszcze przed przeczytaniem Twojego komentarza trafiłam na Twój blog. Bardzo podobał mi się Twój ostatni wpis, może też po części dlatego, że sama jestem właścicielką trzymiesięcznej jamniczki i mam do tej rasy spory sentyment;). No i oczywiście było w nim zawarte sporo ciekawych uwag. Jak widać pies nie jest najlepszym przyjacielem człowieka tylko dlatego, że wiernie przy nim trwa, ale też dlatego, że człowiek może się od niego wiele nauczyć;).
Pozdrawiam
Malwina
Alex W. Barszczewski
Posted January 10, 2011 at 23:23 | Permalink | Edit
Malwina
Przede wszystkim podobnie jak Ewa W uważam, że ten tekst powinien znaleźć się jako post gościnny, bo bardzo obszernie i szczerze opisujesz skomplikowany przypadek, który zasługuje na obszerną dyskusję. Zaraz napiszę Ci maila na Twój adres, który podałaś i jeśli się zgodzisz, to skopiujemy Twój tekst do postu i tam będziemy dyskutować. Przestudiuje to znacznie więcej ludzi i może się to przydac nie tylko Tobie.
Odpowiedz na maila, który zaraz Ci wyslę
Pozdrawiam
Alex
Malwina, sytuacja którą opisujesz jest mi całkiem bliska, sama w podobnej się znajduję. Podobnie jak Ty jestem jeszcze studenetką – studentką z jednej strony z własnego wyboru, z drugiej strony nadal studentkę, ze względu na to, że nie zareagowałam odpowiednio w momencie kiedy zdałam sobie sprawę, że studiowanie w takiej formie jaką ofreuje szkolnictwo wyższe w Polsce (na temat innych krajów nie będę się wypowiadać, bo nie znam realiów) nie jest tym czego szukałam w życiu. W chwili obecnej jestem już na ostatnim roku studiów i znalazłam się tu gdzie się znalazłam, bo pozwoliłam na to by system mnie prowadził przed siebie. Jestem tego świadoma, dlatego nie mam problemu aby o tym otwarcie powiedzieć. Czy był to dobry wybór? Nie wiem czy oglądanie się na innych brnących w zaparte przez studia można nazwać dobrym wyborem. Gdzieś w głębi siebie czuję, że się bardzo męczę od dłuższego czasu, bo studia to dla mnie pięć długich lat, kiedy wyrzekłam się siebie i normalnego życia na rzecz zdobycia dyplomu. Całkiem niedawno poruszyłam ten dość niełatwy dla mnie temat z moimi rodzicami. Po tej rozmowie ich nastawienie do studiów za wszelką cenę uległo zmianie. Ich pewność co do wartości studiów jako inwestycji w przyszłość dzieci też jakby zmalała po tym jak przedstawiłam im moje stanowisko na ten temat z pozycji osoby która przez ponad cztery lata zdążyła już nieco poznać system od podszewki. Pamiętam, że całkiem niedawno poważnie myślałam dłuższej przerwie od uczelni, jeśli nawet nie o całkowitej rezygnacji. Wywiązała się przy tej okazji ciekawa rozmowa z jednym z przedstawicieli uczelni. Wspominając o tym, że myślę o rezygnacji ze studiów, osoba ta starała wpłynąć na zmianę moich zamierzeń odwołując się do konsekwencji w działaniu które podjęłam. Usłyszałam wtedy, że pracodawcy także bardzo cenią sobie konsekwencję w działaniu i zwracają uwagę na to czy pracownik wykazuje tę umiejętność. To prawda – z jednej strony konsekwencja w działaniu jest pożądaną cechą, jednak gdy nasza pierwotna decyzja okazuje się nie być dla nas optymalna, warto chyba pewien stan rzeczy zmieniać. To tak jak z tymi nieudanymi małżeństwami ciągniętymi na siłę (tylko w imię czego?) do których czasami odwołuje się Alex.
Aby nie pozostawiać Cię Malwina swoją wypowiedzią w poczuciu beznadziejności czy też niemocy powiem Ci także czego nauczyłam się o życiu właśnie dzięki studiom :-)
Wbrew pozorom studia dostarczyły mi kilka bardzo ważnych lekcji i doświadczeń życiowych. Dzięki ponad czterem latom studiów wiem dzisiaj doskonale o czym mówi Alex, gdy pisze i przestrzega przed podejmowaniem wiążących długoterminowych decyzji. Moje doświadczenia z tą jedną długoterminową decyzją (studia) bez problemu potrafię zrzutować na inne płaszczyzny życia takie jak dzieci, kredyty, małżeństwo. Dzięki temu jestem świadoma jakie mogą być ewentualne negatywne konsekwencje pakowania się w takie poważne zobowiązania. Bez studiów, i tego przez co podczas nich przeszłam nie miałabym tej cennej wiedzy. Z drugiej strony cieszę się niezmiernie, że poczułam esencję konsekwencji długoterminowych zobowiązań właśnie na przykładzie studiów a nie na przykład decydując się na dziecko. Ze studiów wybrnę cało, natomiast szkoda jaką można wyrządzić dziecku i sobie w przypadku nieudanego małżeństwa jest nieporównywalnie większa. Podobnie patrzę dziś na kwestię stabilnej pracy na etacie dla jednego pracodawcy przez wiele lat. Taką sytuację postrzegam jako potencjalnie ryzykowną, bo mogącą prowadzić do szybkiego zawodowego wypalenia, poczucia niespełnienia w życiu (a spełnienie i satysfakcja są najważniejsze!) czy też sytuację sprzyjającą potencjalnej stagnacji bądź braku chęci do podwyższania kwalifikacji/naszej wartości rynkowej. Więc co tak naprawdę dały mi studia? Studia sprezentowały mi tę wiedzę i świadomość w kwestii powyższych tematów (i kilku innych też), której tak szybko w tak młodym wieku w innej sytuacji pewnie bym nie zdobyła. Uważam te konkretne doświadczenia i przemyślenia do których mnie cała sytuacja pchnęła za bezcenne. Temat jest bardzo obszerny i wieloaspektowy, poczekam na pozostałych czytelników, może mają także jakieś inne ciekawe spostrzeżenia w tej kwestii :-)
Pozdrawiam
Przykro mi to napisać wprost, ale moim zdaniem 20 lat to i tak strasznie późno na konstatację, że „stomatologia nie jest Twoim marzeniem”.
I wcale się nie dziwię, że Twoja mama jest zła.
Gdybyś od razu była uczciwa wobec rodziców, mówiła o tym jakie są Twoje pasje i Twoje wybory, to już dawno zaakceptowaliby to i cieszyli się z Twoich sukcesów na pierwszym roku dziennikarstwa czy innych studiów.
A tak – jeśli zrezygnujesz ze studiów, faktycznie stracisz rok, a może więcej (bo sama piszesz, że przed maturą skoncentrowałaś się na biologii), a finansowe konsekwencje poniosą Twoi rodzice.
Jeżeli czujesz się, tak źle jak piszesz, to rzeczywiście powinnaś przerwać studia. Może weź dziekankę (jakie są warunki ?) i zatrudnij się na jakiś czas w kwiaciarni ? Jeśli dochody Ci na to pozwolę, może wyprowadź się z domu, żeby odciąć się od wpływu rodziców ?
P. S. piszę to jako osoba, która skończyła te same studia jak mama (ten sam wydział), wybrała ten sam zawód, a w nim tę samą specjalizację i jest tak bardzo zadowolona ze swojej pracy, jak tylko można być.
I to wszystko przy umiarkowanym zniechęcaniu ze strony mamy, która doskonale zdawała sobie sprawę z trudności, jakie napotkam.
errata- „zatrudnij się na jakiś czas w kwiaciarni ?” oczywiście w KAWIARNI.
Hm… bylam kiedys w podobnej sytuacji.
Mialam byc (w/g rodzicow) albo lekarzem albo prawnikiem.
Nigdy tych studiow nie skonczylam, za to skonczylam cos, co mnie interesowalo i przynioslo ogromna satysfakcje.
Kosztowalo mnie to wiele – ciagle awantury w domu oraz koniecznosc radzenia sobie samej finansowo. Bylo trudno, imalam sie wszystkich prac – poczawszy od mycia kibli w knajpie, poprzez bycie barmanka, sprzedawczynia na bazarze i diabli wiedza, czym jeszcze.
Mialam propozycje pracy na uczelni po zrobieniu dyplomu, ale zrezygnowalam. Za bardzo poznalam juz syfiaty system panujacy na uczelniach w Polsce, a poza tym musialabym znow miec druga prace, zeby sie utrzymac.
Nigdy nie zalowalam swojej decyzji. Zmuszanie sie do robienia czegos, co wysysa z Ciebie zycie nie ma najmniejszego sensu.
Ja osobiscie wole miec mniej, nie byc obarczona kredytem, ale robic to, co chce, niz miec duzy dom, samochod i co tam jeszcze ale codziennie sie szarpac jak to wszystko splacic.
Ot, kwestia priorytetow.
Na Twoim miejscu, skoro masz takie obawy, wzielabym dziekanke na rok od tych studiow i zaczela robic to, co chcesz. Oczywiscie, bedziesz musiala na siebie zarobic, bo sprzeciw w stosunku do rodzicow oznacza, ze beda stosowac finansowy szantaz.
Ale i tak warto sprobowac. Nie sprubojesz, nie bedziesz wiedziec czy w jakiejkolwiek innej dziedzinie cokolwiek osiagniesz.
Zgadzam się z Komentującymi, to naprawdę bardzo dobrze, że zastanawiasz się nad tymi kwestiami właśnie teraz, na początku swojej drogi wykształcenia/wyboru ścieżki kariery, a nie za dajmy na to 20 lat.
Rodzice mocno wspierali mnie w moich decyzjach i dali mi swobodę w wyborze studiów, dzięki temu studiowałam to, co mi się podobało, a teraz pracuję w wymarzonym zawodzie. Jednak dalsza rodzina (Dziadkowie, Ciotki itd.) mocno sprzeciwiała się mojemu wyborowi: w liceum chodziłam do klasy o profilu biol.-chem., oczekiwano, że pójdę na medycynę lub farmację. Ja wybierałam się na studia filologiczne, które przez krewnych zostały uznane za „niepoważne”, „co potem będziesz robić…”, itd. Naciskano na Rodziców, żeby „przemówili mi do rozsądku”. Na szczęście oni uważali, że nie mogą decydować za mnie.
Teraz jestem tłumaczką. Wciąż cieszę się z tego, że nie posłuchałam głosów Rady Rodziny i nie zdecydowałam się na studia medyczne, bo po prostu kocham swoją pracę. Daje mi ona bardzo wiele zadowolenia na codzień, finansowo stoję nieźle.
Zgadzam się z Futrzakiem, dobrze by było, żebyś nie była uzależniona finansowo od Rodziców.
I na pewno nie należy takich decyzji podejmować na szybko, trzeba rozważyć wszystkie za i przeciw.
Malwino, troszkę inaczej. Widziałaś kiedyś jak startuje rakieta? W pewnym momencie od rakiety odpadają takie mniejsze rakiety, które na początku pozwalają się tej większej rozpędzić. Pomyśl o stomatologii jako o takich mniejszych rakietach. Wykorzystaj ją do rozpędzenia się, do robienia rzeczy, na które masz chęć. Nie traktuj stomatologii jako błędu. Traktuj to jako etap – jesteś tu gdzie jesteś, ale możesz wykorzystać stomatologię do napędzenia się w kierunku w którym chcesz się poruszać. Wykorzystaj „paliwo” dobrze (pieniądze zarobione na stomatologii do zbudowania warsztatu ręcznej biżuterii), dopasuj trajektorię tak aby wykorzystać paliwo jak najefektywniej i odrzuć niepotrzebny człon rakiety (zrezygnuj ze stomatologii) kiedy nie będzie Ci potrzebny. Powodzenia na trajektorii :).
Malwina
Mała historyjka z mojego życia.
Ja dawno temu miałem kontynuować tradycje rodzinne jako inżynier elektrotechniki :-) Zdałem trudne egzaminy wstępne na Politechnikę w Gliwicach i zacząłem dojeżdżać codziennie z Katowic na zajęcia, z których większość absolutnie mnie nie interesowała. Czyli „kierat” od 6 rano do późnego wieczora w imię „świetlanej przyszłości”. Zmiana kursu była w moim domu niewyobrażalna, bo stali za tym nie tylko rodzice, ale i spora część dalszej rodziny (jak myślisz, skąd wiem tak wiele o „dyktaturze pociotków” :-)), niemniej po 7 miesiącach postawiłem na swoim i zdążyłem jeszcze zdać egzamin wstępny na inne studia w Katowicach. Te, z punktu widzenia mojej dalszej kariery okazały sie prawie tak samo bezużyteczne, ale miałem luz który pozwolił mi usamodzielnić sie , poznać innych ludzi i znacznie rozwinąć się jako człowiek. Reszta to historia :-)
Oczywiście nie należy przekładać jednego życiorysu na inny, ale w moim przypadku zasada „idź za głosem serca, ale nie stwarzaj nieodwracalnych faktów” sprawdziła się doskonale.
Nawiasem mówiąc, jeśli miałabyś płacić 1/3 kosztów utrzymania tego domu, a jak piszesz: „na którego odnowienie został wzięty ogromny kredyt, który zostanie spłacony po 20-30 latach” to może taniej i lepiej byłoby znaleźć niezależną możliwość mieszkania? :-)
Magdaleno
przede wszystkim gratuluje Ci, że znalazłaś swoje powołanie i jesteś bardzo zadowolona z pracy, którą wykonujesz! To jest dość rzadki przypadek a jednocześnie ważny element jakości życia.
jest jednak parę Twoich wypowiedzi, z którymi niestety nie mogę się do końca zgodzić.
Piszesz: „moim zdaniem 20 lat to i tak strasznie późno na konstatację, że “stomatologia nie jest Twoim marzeniem”.”
Ta konstatacja miała miejsce już wcześniej, tylko została skutecznie stłumiona, przeczytaj choćby wypowiedź Malwiny:
„Więc przyjmowałam to, zagłuszałam ten cichy głosik w mojej głowie, który mówił mi, że to może nie jest “to”, ciężko pracowałam przez liceum,”
Jak to tłumienie dzieje się w rodzinach wiem z własnego doświadczenia i zapewne wielu Czytelników też. Poza tym lepiej coś stwierdzić w wieku lat 20 niż dwadzieścia lat później, bo wtedy jest naprawdę problem aby coś radykalnie zmienić.
Piszesz też: ”
Gdybyś od razu była uczciwa wobec rodziców, mówiła o tym jakie są Twoje pasje i Twoje wybory, to już dawno zaakceptowaliby to i cieszyli się z Twoich sukcesów na pierwszym roku dziennikarstwa czy innych studiów.”
Po pierwsze o ile nie jesteś akurat mamą Malwiny, to nie wiesz jak zareagowaliby jej rodzice.
Po drugie pisanie „Gdybyś … była uczciwa..” nie jest moim zdaniem w porządku, bo nie była to kwestia uczciwości, lecz siły przebicia całkiem młodego (bo nastoletniego) człowieka, aby przeciwstawić się presji zazwyczaj dość wszechwładnych w tym okresie rodziców. Tutaj zapewne wielu Czytelników może cofając się do czasów jak byli w liceum tez przypomnieć sobie jak to było.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Czesc,
@Magdalaena (i Malwina oczywiscie)
„Stracisz rok” jest moim zdaniem sformulowaniem ktore wywiera negatywna presje na osobie watpiacej w slusznosc wyboru kierunku studiow, a jednoczesnie w niczym tej osobie nie pomaga.
Nawiazujac do tego chcialbym tu krotko opowiedziec Malwinie historie mojego kolegi, ktory nie bal sie „stracic roku”. Otoz kolega ten, idac za przykladem swojego ojca-naukowca, rozpoczal po liceum studia matematyczne. Po niecalym roku zdecydowal jednak, ze nie jest to to czym chcialby sie zajmowac w zyciu. Nie przejmujac sie „straceniem roku” (i negatywna reakcja ojca) rozpoczal wiec nowe studia (informatyczne), ukonczyl je z bardzo dobrym wynikiem, po czym znalazl swietna i bardzo satysfakcjonujaca prace. Teraz, pare lat po studiach, twierdzi ze jest to naprawde malo istotne, czy konczy sie studia w wieku lat 24 czy tez 25. Ten rok nie robi pozniej praktycznie zadnej roznicy! Duzo istotniejsze jest natomiast czy sa to takie studia, ktore pasuja do naszej drogi zyciowej (pomijam tu kwestie „studiowac czy nie studiowac”, ktora rowniez byla dyskutowana na blogu). Moj kolega jako 25-letni informatyk byl o lata swietlne dalej w realizacji swoich zyciowych planow, niz gdyby byl 24-letnim matematykiem.
@Malwina – nie obawiaj sie postepowac wbrew rodzicom, wybieraj zgodnie ze swoimi zainteresowaniami i pasjami. W koncu jest to Twoje zycie, nie ich! Szacunek do rodzicow jest wazny, ale nie oznacza to ze musisz podporzadkowac swoje zyciowe wybory ich wyobrazeniom. To Ty poniesiesz konsekwencje tych wyborow, nie oni.
Pozdrawiam i zycze powodzenia,
Klackon
Witam!
Twoja sytuacja przypomina w pewnej części moją w chwili obecnej. Ja jako podstawę zmian przyjąłem zmianę środowiska. W moim przypadku środowiska pracy. Szukam pracy w całkowicie innym zawodzie. A może coś swojego otworze. Chce na nowo zbudować swój spokój i siłę wewnętrzną. Na blogu Alexa był już poruszany temat wpływu otoczenia na jednostkę. W takiej atmosferze ciężko jest… żyć.
Tak, proponuję Ci wyprowadzenie się z domu i życie na własną rękę. To nie jest takie trudne. Sam to kiedyś zrobiłem i to była jedna z najlepszych decyzji jakie podjąłem. Nie napisze Ci, że od tego momentu jest już tylko różowo, za to napisze, że jest fajniej, dużo fajniej :)
—
Pozdrawiam
Radek
PS
To Twoje życie i Twoje decyzje
@Magdalaena
Piszesz „Przykro mi to napisać wprost, ale moim zdaniem 20 lat to i tak strasznie późno na konstatację, że “stomatologia nie jest Twoim marzeniem”. I wcale się nie dziwię, że Twoja mama jest zła.”
20 lat to STRASZNIE późno takie konstatacje?? 20 lat to późno na zmianę swojego życia na lepsze?? Kiedy miała dojść do takiego wniosku – jak miała 15-16 lat?
Zdecydowanie się nie zgadzam z Twoją opinią. Moim zdaniem jest to bardzo dobry wiek na takie zmiany i decyzje. Przecież w tym właśnie wieku dopiero wchodzi się w dorosłe zycie, dopiero nabiera się nowych doświadczeń, nowych wydarzeń w życiu. To co w takim razie mieliby powiedzieć ludzie starsi – 30, 40, 50 letni, którzy dochodzą do podobnych wniosków? Ostatnio Alex zamieścił post o starszej pani, która dopiero wtedy realizowała swoje marzenia – jak widać każdy wiek jest dobry :)
Malwina,
Co do Twojej historii. Myślę że dobrze, że doszłaś do takich wniosków właśnie teraz, na poczatku swojej kariery zawodowej i na początku „dorosłości”. Wiele razy była już poruszana na tym blogu kwestia relacji z innymi osobami (rodzicami), spróbuj więc go preszukać i poszukać rad/inspiracji dla siebie.
Myślę że ważne jest żebyś zrozumiała, że to, jaką drogę wzyciu podejmiesz, to jest tylko Twoja decyzja i nikt inny nie może jej podjąć za Ciebie. I że to Ty będziesz żyła swoim życiem a nie Twoja mama. Zapewne chce ona jak najlepiej dla Ciebie, wierzę w to ale myślę że będziesz ją musiała przekonać że nie może zaplanować Twojego życia za Ciebie (niedawno był post jak przeprowadzać takie rozmowy).
Myślę że dosyć bezpieczną decyzją byłoby wzięcie urlopu dziekańskiego – przetestowała byś swoje marzenia w realnym życiu (też jest tutaj post na ten temat) i jeśli spodobało by Ci się, rzuciłabyś te studia lub zaczęła inne. Gdyby się okazało że jednak tęsknisz za stomatologią, miałabyś otwarty powrót.
I nie przejmuj się takimi sloganami typu „zmarnowany rok”. Po pierwsze myślę, że nie można powiedzieć że „jest zmarnowany” – na pewno poznałaś nowych ludzi, czegoś się nauczyłaś, odkryłaś może nowe zainteresowania a już na pewno odkryłaś to, że to nie jes t to droga dla Ciebie – już przez samo to nie może być zmarnowany :) Po drugie – lepszy jeden rok niż kilka lat „zmarnowanych”. I po trzecie – jestem nieco starszy od Ciebie i widzę z perspektywy czasu że takie „zmarnowane” lata nie mają większego znaczenia jeśli przyjrzeć im się z dystansem. Owszem ja też wiele zmarnowałem czasu w swoim życiu i żałuję tego bardzo, jednak widzę też że niektóre rzeczy, o których wówczas myślałem że je „zmarnowałem”, nie mają teraz znaczenia. Jak sobie przypomnę jak błahymi rzeczami się przejmowałem kilka lat temu to mam chęć się schować ze wstydu :) (które przecież wtedy wydawały mi się nie lada problamami :) ) I wiem że za kilka/kilkanaście lat będzie pewnie podobnie.
Co do kwestii finansowych – nie jest to sprawa łatwa ale też pewnie do rozwiązania. Z tego co piszesz Twoja mama jest dość opiekuńcza, więc myślę że nie pozwoli ci głodować, nawet jak będzie „obrażona” :) Pozostaje tylko kwestia czy Ty sama nie powinnaś spróbować się utrzymać – skoro podejmiesz (być może) jedną dorosłą decyzję (studia) to za nią powinna iść i druga (zarabianie). Moim zdaniem na pewno zminimalizuje się wówczas mozliwosć presji ze strony Twojej mamy typu „ja na Ciebie łożę pieniądze, więc musisz konsultować ze mną swoje decyzje” :)
To co piszesz dalej:
„Nie potrafię cieszyć się życiem, nie mogąc bez wyrzutów sumienia zrobić czegoś, co lubię, bo w tym czasie mogłabym się pouczyć. Mój chłopak twierdzi, że staję się coraz bardziej smutna, nieufna w stosunku do ludzi, narzekająca.” i dalej „boję się, że skończę tak, jak on [tata] mówiąc, że “ma 50 lat i zmarnowane życie” ”
Myślę że to jest bardzo wyraźny sygnał, że powinnaś coś zmienić. Ze swojego doświadczenia wiem, że „im dalej w las, tym ciemniej”, im dłuzej bedziesz podtrzymywać taki stan, tym trudniej będzie ci się z niego uwolnić. Ja też miałem obiekcje co do mojej pracy, czułem i czuję się podobnie do Ciebie, ale powoli wrastałem w to środowisko, uzależniałęm się ekonomicznie i emocjonalnie od obecnej pracy, od opinii innych, a teraz, kiedy postanowiłem że powinienem coś z tym zrobić, jest mi trudno to przerwać. Ale jestem na dobrej drodze :)
Pozdrawiam Cię serdecznie i będę Ci kibicował. Mam nadzieję że podejmiesz słuszną dla siebie decyzję.
Greg
@Magdalaena:
20 lat i za pozno?????
Wiesz.
Za pozno to jest jak czlowiek juz umiera. Tak poza tym, to nigdy nie jest za pozno na robienie tego, co czyni Cie szczesliwa i przynosi satysfakcje :)
Nie mow tez „Gdybyś od razu była uczciwa wobec rodziców” bo po pierwsze jest to „guilt trip” – dajesz Malwinie do zrozumienia, ze BYLA nieuczciwa i powinna sie czuc winna z tego powodu.
Skad wiesz, kiedy i co mowila swoim rodzicom, jaka ma psychike, kiedy wlasciwie wiedziala co chce robic, czy miala szanse zaprezentowac swoje poglady?
Nie znasz jej wiec nie zakladaj z gory takich rzeczy.
Ja od siebie moge powiedziec tyle, ze ludzie w szkole sredniej bardzo rzadko wiedza, czego chca od zycia i co by chcieli robic. Wymaganie od nich decyzji, ktora zawazy na dalszym zyciu i wpedzi ich w sytuacje „lejka” jest niemalze sadyzmem.
Nie rozumiem czemu tak wielu ludzi w Polsce ma podejscie typu „nie wolno bo zmarnujesz rok”. Tak jakby tylko rok przestudiowany i jak najszybciej rozpoczeta kariera byly cokolwiek warte.
W USA ludzie po czterdziestce ida spowrotem do collegu, zmieniaja zawod, zaczynaja od nowa i nikt nie mowi, ze „zmarnowali sobie zycie”.
Po prostu, cos sie konczy, cos zaczyna. Czlowiek nie jest taki sam, zmienia sie tak samo jak i rzeczywistosc dookola…
Witajcie!
A przede wszystkim: Alexie, witaj!
Jestem stałą czytelniczką bloga od jakiś dwóch lat (kurcze, sama nie wiedziałam, że tyle minęło. Nie wypowiadałam się do tej pory, ponieważ uzewnętrznianie swoich myśli w internecie nie należy do mojego ulubionego sposobu komunikacji. Jednak sprawa, o której pisze Malwina, jest mi bardzo bliska i chciałabym dodać coś od siebie.
Studiuję na 4 roku psychologię zarządzania i marketingu na wrocławskim SWPSie. Studia mi się generalnie podobają, można powiedzieć, że nawet jestem zadowolona, ale… Jest jedno małe „ale”. Do studiowania na SWPSie namówiła mnie mama. Wiedziała, że chcę studiować psychologię. Nie dostałam się na studia na UWr, więc zaproponowała, że pokryje koszty nauki na uczelni prywatnej. Nie chciałam się na to zgodzić ze względu na obawy związane z płaceniem bardzo dużych (w moim odczuciu) kwot za naukę. Było mi trochę smutno, że nie dostałam się na wymarzone studia, ale miałam w zanadrzu jeszcze alternatywne studia, bądź zrobienie sobie roku przerwy w nauce. Dla mojej mamy byłby to oczywiście „zmarnowany rok”, więc z pełnym zaangażowaniem namawiała mnie na studia na SWPSie. Zadzwoniła nawet do mojego ówczesnego chłopaka, żeby i on mnie namówił. W końcu powiedziałam: ok, co mi zależy? Skoro mama chce opłacać mi naukę, dlaczego z tego nie skorzystać?
I baaardzo tego żałuję.
Gdybym mogła cofnąć czas, nie podjęłabym drugi raz takiej decyzji. Mimo, że jestem zadowolona ze studiów, lubię się po prostu uczyć (co roku mam stypendium naukowe), musiałam się w tym roku przenieść na studia zaoczne, bo mama już nie wspiera mnie finansowo. Muszę sama utrzymać się w Wrocławiu i co semestr płacić 3500 zł za szkołę… Jest mi bardzo trudno, czuję, że tkwię w błędnym kole. Wiem, że sposobem na wyrwanie się z tego są praktyki. Kiedy jeszcze studiowałam dziennie, zrealizowałam praktyki w agencji doradztwa personalnego, poszłam za odłożone pieniądze na szkolenie z rekrutacji i selekcji pracowników, a na wakacjach pracowałam w dużej firmie produkcyjnej w dziale rekrutacji. I wiem, że to nie jest do końca to, co chciałabym robić. Interesuje mnie działka HR, ale raczej w innym obszarze – przede wszystkim rozwoju pracowników.
Pracuję teraz za bardzo małe pieniądze (w stosunku do kosztów mojego utrzymania i opłat związanych ze studiami) w sklepie z odzieżą i wiem, że sposobem na wyrwanie się z tego byłaby praca z darmo http://alexba.eu/2007-09-21/rozwoj-kariera-praca/kariera-zawodowa-wolontariat/
Codziennie stawiam sobie jednak dwa pytania: Kiedy (znaleźć na to czas)? Gdzie (mogłabym się czegoś nauczyć, a nie po prostu pracować za darmo)?
Wiem, że muszę sobie zapewnić jakieś alternatywne źródło utrzymania, niż praca na etacie i mam nawet pewien mały pomysł. Może uda mi się wcielić go w życie… :)
Z perspektywy czasu żałuję, że nie zrobiłam sobie tego roku przerwy. Może odkryłabym, co jeszcze mnie fascynuje? Może dostałabym się na studia na uczelnię państwową? Może odłożyłabym trochę pieniędzy przez ten rok i byłoby mi łatwiej? A może to tylko myślenie typu: po drugiej stronie trawa jest bardziej zielona ;)
Malwino,
to wszystko przed Tobą. Urlop dziekański nie zamyka drogi powrotnej na stomatologię. Możesz popróbować w tym czasie rzeczy, o których myślałaś do tej pory. Możesz zatrudnić się w kawiarni a przy okazji robić biżuterię i sprzedawać koleżankom, znajomym? Może odkryjesz, że to wszystko jest nie takie, jak sobie to wyobrażałaś? Nie bój się gniewu mamy. Bez takich zobowiązań finansowych, jak moje, możesz spokojnie się utrzymać sama :)
Czy w ogóle już pracowałaś w miejscu, które by Ci dało pojęcie o tym, jak wygląda praca w którymkolwiek z Twoich potencjalnych wymarzonych zawodów? Od tego bym na Twoim miejscu zaczęła. Jeśli studia są tak absorbujące, że nie jesteś w stanie pracować nigdzie nawet na część etatu, poświęć na to wakacje. Nawet jeśli niewiele zarobisz, dowiesz się masy przydatnych rzeczy i myślę, że ułatwi Ci to podjęcie decyzji. W ogóle jeśli nie masz przekonania, że w razie czego utrzymasz się bez pomocy rodziców to szczerze współczuję, bo w takiej sytuacji, moim zdaniem, naprawdę trudno jest poczuć się dorosłym i dać sobie prawo decydowania o swoim życiu.
Malwino,
cała sytuacja wydaje się dość skomplikowana i rozumiem stres jaki w tobie powoduje.
Generalnie między tobą a twoją mamą istniała na pewno pewnego rodzaju wynegocjowana zgoda/umowa. Nie znam szczegółów ale upraszczając wyglądało to mniej więcej tak.
Ty ze swojej strony powinnaś skończyć stomatologie i czynnie pracując w tym zawodzie utrzymywać się na bardzo przyzwoitym poziomie. Poczyniłaś całą masę kroków w tym kierunku co tylko wzmacniało przekonanie Twojej mamy że zgadzacie się co do tego porozumienia. Ona natomiast ze swojej strony ma/miała cię utrzymywać zapewniać komfortowe warunki, także wspierać i służyć radą kontaktami etc.
Miałyście tu mniej więcej wspólne cele:
zapewnić ci dobrze płatną pracę i dobry start.
Natomiast oczywiście jak każda umowa tak i ta może zostać renegocjowana/rozwiązana.
Twoja mama wydaje się osobą dość konkretną i odpowiedzialną więc wnioskując z twojego postu warunki odstąpienia od dotychczasowego układu wydają się takie:
-mama wciąż cię wspiera, ale nie sądzi żeby zmiana kierunku/rzucenie studiów było dobrym pomysłem. Oczywiście cały czas wybór jest twój, tylko że jeżeli ty wyzbywasz się swoich zobowiązań (skończenia studiów) automatycznie i z niej spada obowiązek utrzymania ciebie na tych studiach :-). Także oczekiwanie że będziesz dokładać część pieniędzy wydaje się dość logiczne i racjonalne. Myślę że wielkość kwot jakie powinnaś wykładać łatwo możecie negocjować do jakichś rozsądnych kwot :-).
Możesz także uznać że dotychczasowy układ jest jednak dla ciebie korzystniejszy, ale wtedy musisz uznać, że wynikają dla ciebie pewne zobowiązania z niego (skończenie studiów etc).
Trzecią opcją jest po prostu wyprowadzenie się czyli całkowite rozwiązanie umowy bez prób negocjacji. Nie wiem czy to dobra idea, sama wiesz na pewno najlepiej :-).
Ogólnie możesz także negocjować finansowanie Ciebie przez mamę na innych studiach lub próbę założenia firmy. Pamiętaj jednak że musisz jej coś zaoferować. Jej cele są równocześnie dość tutaj jasne:
-nie wydaje się żeby potrzebowała poczucia całkowitej kontroli. Wydaje się osobą racjonalną.
-jej celem jest abyś była samodzielna (jak najbardziej rozsądne) pod względem psychicznym jak i finansowym
-jeżeli podejmujesz własne decyzje chce żebyś brała za nie odpowiedzialność.
-jest to sytuacja w jakimś rozsądnym terminie wypchnięcia cię z gniazdka na głęboką wodę.
Podsumowując. Radzę ci po prostu z mamą negocjować :D. Jeżeli uda ci się zaproponować coś racjonalnego to powinna się zgodzić. Obie macie podobne cele tylko jej rozwiązanie jest na ten moment mniej mgliste. Jeżeli przedstawisz jej rozsądną alternatywę na pewno się zgodzi.
Pozdrawiam
Sebastian
Zastanawia mnie dlaczego tak pomniejszacie możliwości młodego, ale dorosłego człowieka ?
Tak jakby współczesny maturzysta był biednym bezradnym niemowlęciem, które nie jest w stanie podjąć poważnej życiowej decyzji i muszą się nim zajmować rodzice.
Przecież studia to nie przedszkole, rodzice nie mogą nikogo zmusić do złożenia papierów na konkretną uczelnię.
Jeszcze rozumiałabym, gdyby ktoś napisał „marzyłem o leczeniu ludzi, dostałem się na medycynę i okazało się, że to nie to”.
Ale jeśli ktoś świadomie idzie na studia, które go nie interesują, a potem zaczyna wybrzydzać, że zajęcia są nudne … jak dla mnie zachowuje się niepoważnie.
Malwina wyraźnie pisze, że tłumiła w sobie głos, który mówił jej, że nie chce być dentystką. I teraz ponosi konsekwencje takiego zachowania. Nie wiem dlaczego to negujecie ?
Co do „zmarnowanego roku” – czy naprawdę nie uważacie, że byłoby lepiej, gdyby od października Malwina studiowała to, co ją interesuje ?
Jest też kwestia finansów – dla osoby dorosłej możliwość poświęcenia się rozwojowi zawodowemu bez troski o środki utrzymania to bardzo dużo. IMHO rodzice mogą mieć pretensje jeśli decydują się pomóc dziecku w realizacji konkretnego celu edukacyjnego, a dziecko mimo wcześniejszych zobowiązań nie wykorzystuje odpowiednio otrzymanej pomocy.
Cześć! Moi dziadkowie bardzo chcieli żebym była stomatologiem – odwiedzili mnie tuż przed maturą próbując mnie do tego przekonać. Zawód stomatologa oznaczał dla nich znaczne przychody gotówki i bezpieczną przyszłość. Kategorycznie wytłumaczyłam im że będę architektem – wyszli obrażeni! Dziś babcia chwali się sąsiadom na ławce w parku jaką to ma mądrą wnuczkę. Tak samo było w wielu innych przypadkach – odradzano mi kupno samochodu (po co ci – masz blisko do pracy), nawet remont pokoju i wymiana okna była dla „doradzaczy” zbędna – bo przecież szkoda wyrzucać itp… Liczy się konsekwencja i efekt finalny. Jak rodzina zobaczy że Twoje wybory prowadzą do pozytywnych skutków zaakceptują wszystkie „dziwactwa”. Ja swoja rodzinę już tak „wytresowałam” że gdy ogłosiłam że jeden z pokoi w domu przekształcamy na mój gabinet i robimy totalną rewolucję to zapytali – kiedy? Można wszystko tylko z głową.
@Magdalaena
Rozważanie czy ktoś zachowuje się niepoważnie czy też nie raczej nie pomogą autorce postu.
Z tego co napisała, widzę że jest tego po części świadoma czego dowodem jest ten post.
Jest takie powiedzenie:
„Walk a mile in someone else’s moccasins (shoes) before you judge them” a propos Twoich 2 pierwszych zdań komentarza.
Autorka dość wyraźnie napisała, że pozostawała od dziecka pod wpływem matki.
Na ten temat – dyktatury pociotków Alex napisał już sporo.
@Malwina, przygotowuje się do ważnego egzaminu więc zmuszony jestem pokrótce napisać Ci.
Plusem całej sytuacji jest to, że zadajesz sobie takie pytania teraz, nie po studiach nie za 20 lat.
Moim zdaniem, to co poradziła Ci Ewa abyś na kartce spisała za i przeciw (szczerze co chyba oczywiste), co jest ważne dla Ciebie. – jest optymalne w Twojej sytuacji.
Jeżeli dojdziesz do kwestii tego co chcesz robić zarobkowo, to zapisz sobie różne warianty aby się zabezpieczyć.
Przykładowo: gdyby to nie wypaliło mam taką alternatywę.
Nie wiem w jakich relacjach jesteś z rodzicami, ale warto spróbować porozmawiać, ale na uczciwych równorzędnych zasadach (bez dojścia do głosu emocji). Każdy ma prawo do własnego zdania i do jego wyrażenia.
Negocjować można spróbować, nie przekonasz jak się jak nie porozmawiasz rzeczowo z matką.
Na marginesie, bardzo dobrze że tutaj napisałaś, ale pamiętaj, że zgodnie z Alexa zasadą „use your judgement” ostateczne zdanie należy do Ciebie. Życzę Ci powodzenia :)
pozdrawiam serdecznie
Piotr
Czytając zamieszczony post oraz komentarze pod nim mogę odnieść to do siebie i innych osób, które znam. Mam 23 lata i odkąd pamiętam interesowały mnie komputery, w każdej postaci. Już w gimnazjum wygrywałem konkursy informatyczne, poszedłem do liceum o profilu informatyczno-matematycznym (które jak się okazało później z braku chętnych osób zmieniono w humanistyczno-biologiczne). Zostawiłem to tak, bo szkoła znajdowała się w miejscu zamieszkania, a słowa mamy „zdasz maturę w tej szkole, czy innej to dostaniesz się na studia” jeszcze bardziej mnie w tym utwierdzały. Tuż przed wyborem miejsca studiowania poznałem dziewczynę, bardzo się polubiliśmy i spędzaliśmy razem dużo czasu, ale do sedna. Moja mama chciała, żebym poszedł na studia do miejscowości „X”, bo tam jest rodzina, będę miał gdzie mieszkać, a później może i praca się znajdzie. Dziewczyna nie wiedziała jeszcze co chce studiować, ale wiedziała gdzie. To dzięki niej w ciągu jednego dnia wyprowadziłem się z domu, wyjechałem do miejscowości „Y”, znalazłem pokój, pracę i studia. Mama zaakceptowała to, gdy zobaczyła, że sam potrafię o siebie zadbać. Były oczywiście podobne teksty jak u Malwiny „ucz się, bo jak zawalisz studia to wrócisz do domu…”, ale nie przejmowałem się nimi zbytnio.
Nadal jestem z wspomnianą dziewczyną. Rozpoczęła ona studia na kierunku „Administracja” – kompletnie jej to nie interesowało, ale „musiała coś” studiować (również lamenty mamy). Teraz po zakończeniu edukacji nie wie co robić dalej. Nie pracuje w wyuczonym zawodzie oraz nadal jej to nie interesuje. Lubi próbować różnych rzeczy, ale nigdy długo przy nich nie zostaje. Pracuje oczywiście w miejscowości „Y” i ma plany (które zmieniają się z dnia na dzień), ale myślę, że to dobrze, że ma chęć by próbować.
Niekiedy jej tego nawet zazdroszczę. Ja nadal studiuję informatykę i pracuje w zawodzie. Mam stałą pracę i pensje, ale niestety brak stałych zajęć. Zdarzają się dni, w które siedzę bezsensownie przed komputerem i zastanawiam się czy tego właśnie chce. Znajomi programiści z którymi rozmawiałem, polecają „różnorodność” i „zajawki”. O ile
„zajawki” – czyli newsy programistyczne (nauka nowego języka, ciekawe zastosowania) rozumiem, to z różnorodnością jest problem. Chyba nie nadaję się do niczego innego tylko do komputerów (choć i w to niekiedy wątpię)…
Podsumowując, wg mnie powinnaś wziąć sprawy w swoje ręce i nie oglądać się za siebie. W życiu najważniejsze jest to by być szczęśliwym robiąc to co się lubi, a nie to co przynosi więcej profitów. Każdy niekiedy ma dni niepewności, w których przychodzą do głowy dziwne myśli, ale ważne by zawsze być w zgodzie z samym sobą :)
@Magdalaena Napisałaś „A tak – jeśli zrezygnujesz ze studiów, faktycznie stracisz rok (…)”. Czy to oznacza, że skoro już straciła rok to ma tracić nadal? Przecież lepiej zrezygnować i tym samym zminimalizować straty (choć ja bym tak jednoznacznie tego stratą nie nazwał) niż brnąć dalej i się męczyć.
Lepiej zakończyć coś w bólach niż żeby żeby bolało do końca.
@Michał Mech – wyraźnie napisałam, że jeśli faktycznie jest tak źle, to powinna rzucić studia a przynajmniej wziąć dziekankę.
Ale uważam, że byłoby lepiej, gdyby przemyślała to rok temu i w ogóle nie zaczynała stomatologii.
Malwino,
O ile po rzuceniu studiów nie zmarnujesz czasu, na myślenie, czy to była dobra decyzja, to w takim wypadku rok nie będzie zmarnowany!
Wiem co mówię :)
Rzuciłem studia dwa razy. Raz, ze względu na pracę, która mnie fascynowała i rozwijała, drugi raz ze względu na to, ze kierunek informatyczny, który parę lat temu wydawał się mnie i moim rodzicom jako „ten jedyny” okazał się totalnie nietrafionym wyborem.
Zdaję sobie sprawę z tego, że podejmowanie decyzji i przedstawianie ich rodzinie jest trudne. Musisz jednak pamiętać, że to Twoje życie i tylko i wyłącznie od Ciebie zależy, jak zamierzasz je spędzić.
Moi rodzice wielokrotnie nie rozumieli moich decyzji. Pomiędzy rzucaniem studiów, emigrowałem do Anglii, ponieważ wydawało mi się, że tam trawa jest bardziej zielona. Pomimo tego, że była to kolejna nie do końca trafiona decyzja, poznałem ludzi, przekonałem się, że w Polsce jest mi dużo lepiej i przestałem na siłę szukać miejsca do życia, skoro w Krakowie żyje mi się świetnie.
Nie ukrywam, było mi ciężko. Powinienem właśnie kończyć 5 rok, a jestem na drugim roku studiów, które w końcu mi się podobają. :)
Nie uważam, żebym zmarnował te trzy lata. Wręcz przeciwnie. W tym czasie udało mi się zdobyć wiele doświadczeń, których na pewno nie zdobyłbym na informatycznych studiach. Założyłem firmę, w której robię to co lubię, zatrudniam ludzi, którzy lubią to co robią i razem tworzymy dla coraz większych firm, które lubią to co my dla nich robimy :)
Po tych paru latach, pomimo wszystkich problemów jakie były po drodze, cieszę się, że jestem tam, gdzie jestem.
Jeżeli miałabyś jakieś inne pytania dotyczące tego, jak to jest dwukrotnie rzucać studia, których rodzice bronili rękami i nogami, zapraszam do dyskusji! :)
Malwino jako prawie Twój rówieśnik (niebawem 25 lat :P ) mogę tylko powiedzieć z własnego doświadczenia, że kończąc teraz drugą uczelnię śmiało mogę stwierdzić, że ani jedna ani druga nie była moją pasją i z tą wiedzą co mam teraz podjąłbym całkowicie inne decyzje. Nie poszedłbym na te studia i rozpocząłbym podróż za tym co mnie pasjonuje już 5 lat temu, a za znalezienie tego zapłaciłem wysoką cenę.
Według mnie życie jest za krótkie, aby cały czas grać bezpiecznie oraz pod dyktando innych.
Alex kiedyś na spotkaniu czytelników powiedział zdanie, które się tak przyczepiło do mojego światopoglądu, że wywróciło mój świat do do góry nogami i wierzę, że to na dobre:
(Alex pozwolę sobie przybliżyć Twoje słowa)
„Jeżeli chcecie realnej zmiany, odetnijcie sobie wszystkie środki przeciwbólowe.”
Możliwe, że wyprowadzka od rodziców i samodzielne finansowanie swojego życia będzie lekarstwem na całą sytuację bo poznasz własne siły i sprawdzisz swoja wartość rynkową w praktyce. Jak to mówią prawdziwa dorosłość zaczyna się wtedy gdy zdajesz sobie sprawę, że nikt nie przyjdzie Cię uratować. Ja w wieku 20 lat nie tyle wybrałem tą drogę co zostałem do niej „zmuszony” po części przez okoliczności, lecz w porównaniu z dużą rzeszą rówieśników, którzy przez całe studia mieli finansowane życie przez rodziców, mój start jest o niebo łatwiejszy pod względem podejścia do życia i samodzielności. Oczywiście to tylko mój subiektywny pogląd ;]
Hej Malwino,
Wiele razy piszesz o tym, że praca stomatologa to taka pewna praca o np. tu:
„Przez wiele lat nasz cały dom utrzymywała mama ze swoją “pewną pracą”.”
Zauważ jednak jak łatwo może to się zmienić. Wystarczy, że pojawi się jakakolwiek dolegliwość eliminującą z wykonywania tego zawodu. Naprawdę tak wąską specjalizację można określać pewną praca?
Piszesz: „Jeśli ktoś z Was dotrwał do końca, pewnie załamał się moją osobą. Tak, jestem teraz w dołku i możliwe że ton mojej wypowiedzi przypomina użalanie się nad sobą (i może tym właśnie jest), ale chciałabym z tego dołka wyjść.”
Ja osobiście dotrwałem do końca, ponieważ masz świetne pióro, piszesz tak lekko, że czyta się to z łatwością.
Piszesz: „Mogłaby pracować w redakcji, bo uwielbiam pisać, co też w liceum zaniedbałam i teraz żałuję (wiem, że tutaj jest bardzo mała szansa na zatrudnienie).”
Nie mam ku temu żadnych wątpliwości.
Trzymam kciuki, Artur
@Grzegorz Bednarczyk:
Nie wiem, czy byliśmy na tym samym spotkaniu z Alexem, ale również te słowa zapadły mi w pamięć. Uważam, że to jedna z cenniejszych rad, jakie usłyszałem od Alexa. Sprawdziła się niejednokrotnie od momentu, w którym zacząłem ją stosować.
Dziękuję wszystkim za komentarze, nie spodziewałam się, że będzie ich tak wiele.
Zaraz zajmę się odpowiadaniem na nie, lecz ze względu na ich ilość może to trochę potrwać.
Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję:).
Malwina
Nie wiedzieć czemu znowu po raz trzeci zamieszczam tu komentarz, lecz nie pojawia się na blogu. Może problem tkwi w przeglądarce, na codzień używam Opery. Cóż, może przy pomocy Mozilli tym razem się uda, w końcu do trzech razy sztuka;).
Przede wszystkim dziękuję Wam bardzo za komentarze-i te pochlebne, i krytykujące moją decyzję. Wiadomo, że każdy może mieć swoje zdanie, a im większa różnorodność opinii, tym więcej punktów widzenia mam szansę rozpatrzyć.
Za chwilę zacznę odpisywanie na nie, lecz ze względu na ich ilość może to trochę potrwać. Więc proszę Was o cierpliwość i jeszcze raz bardzo, bardzo Wam dziękuję:).
Pozdrawiam
Malwina.
Droga Malwino,
Jestem świeżo (13 miesięcy) po podjęciu decyzji o zaprzestaniu studiów. W moim przypadku chodziło bardziej o zaprzestanie poświęcania czasu na zdobywanie 'certyfikatu’ niż na zmianę branży – jeszcze na studiach zacząłem pracę, i cały czas kontynuuje pracę w branży informatycznej. Większość rodziny oraz znajomych kwestionowało słuszność mojej decyzji(często bardzo intensywnie). Niekiedy robią to daje, ale już z dużo mniejszą intensywnością.
Jestem w pełni przekonany o słuszności mojej decyzji, i często zauważam b. ważne cechy które pozwoliło mi to sobie wykształcić. Mimo to jak ognia unikam przekonywania innych osób do podjęcia podobnej decyzji. Wg mnie taką decyzję trzeba podjąć samemu, i samemu wziąć 100% odpowiedzialności za jej konsekwencje.
Co powinnaś uwzględnić przy swoich analizach? Przede wszystkim dowiedz się o koszty życia w twoim mieście(jeśli to Kraków, to mogę podzielić się swoimi doświadczeniami), kosztach wynajęcia mieszkania(koleżanki ze studiów powinny znać), jak również przeanalizować pracę które mogła byś wykonywać i ile w nich zarobić.
Pozdrawiam,
Marcin Wosinek
Magdalena,
napisałaś:
„uważam, że byłoby lepiej, gdyby przemyślała to rok temu i w ogóle nie zaczynała stomatologii.”.
Co to zdanie wnosi i daje Malwinie i osobom z podobnym dylematem? Mają cofnąć czas czy się „ukarać” za zły wybór? :-)
Uśmiechnęłam się po przeczytaniu tego fragmentu :-)To tak samo można powiedzieć, że najlepiej by było, gdybyśmy nigdy nie popełniali błędów, zawsze wybierali idealnie i coś co wybraliśmy 10 lat temu zawsze nam po tych latach pasowało. :-)
Pozdrawiam, Ewa
Marta,
Skądś znam ten tekst o konsekwencji. Mama właśnie często powtarza, że skoro podjęłam taką decyzję to powinnam konsekwentnie ją realizować. Że bez konsekwencji nic się w życiu nie osiągnie. Problem w tym, że paradoksalnie nie czuję, aby to była w pełni moja decyzja. Tutaj mój błąd pokazuje mi Magdalaena i w tym momencie jej nie zaprzeczam. Ale o tym w części mojej wypowiedzi, odnoszącej się bezpośrednio do Magdalaeny.
Magdalaena,
Masz rację z tym, że powinnam wcześniej (a raczej wyraźniej, bo to bardziej kwestia tego) dać do zrozumienia rodzicom, czego chcę. Ale to zawsze było jakoś tak, że „Malwina idzie na stomatologię”. Pamiętam jakąś dawną imprezkę rodzinną, na której jakaś ciocia spytała mnie, kim chcę zostać w przyszłości. Na to ja, nie wiedząc co powiedzieć: „Eee, właściwie to nie wiem, może stomatologiem?”. I tak się przyjęło i tak zostało. W gimnazjum mama duży nacisk kładła na oceny z biologii i chemii, więc w liceum poszłam do biol-chemu. Trafiłam do najlepszego liceum, gdzie ciągle przebrzmiewało tylko słowo „matura”, „matura”, „matura”. Na stomatologię trzeba mieć powyżej 80% z biologii, chemii i fizyki. Na jedno miejsce jest ok 12-15 osób. Więc na rzeczy typu pisanie, ani robienie biżuterii nie było czasu, bo trzeba było kuć do matury. W trzeciej klasie nachodziły mnie myśli, żeby może pójść na coś innego, ale w moim tamtejszym myśleniu było już „za późno” na zmianę klasy. Jeśli chodzi o poruszanie tego tematu z rodzicami-mówiłam, że nie jestem pewna, czy stomatologia to jest „to”, ale widocznie za cicho i za mało wyraźnie. Zgadzam się, mój błąd. Ale czasu już niestety nie cofnę.
Poza tym pewne sprostowanie: ja nie „wybrzydzam, że zajęcia są nudne”. Gdyby prowadziły mnie do konkretnego celu (bycie stomatologiem nie jest moim celem życiowym) to byłabym w stanie przeboleć znacznie więcej. Tu chodzi raczej o ilość materiału. Tu naprawdę nie da się bez wyrzutów sumienia poświęcić całego dnia na coś innego niż nauka. A jeśli nie prowadzi mnie to do tego, co chciałabym osiągnąć w przyszłości, to ciężko jest zrezygnować z pięciu lat życia „na wszelki wypadek, żeby mieć zabezpieczenie w razie gdyby coś innego mi się nie udało”.
Tak z ciekawości, co studiowałaś? I czy od początku chciałaś studiować właśnie ten kierunek?
Mam podobny problem. Po liceum z rozpędu, dużo nawet o tym nie myśląć i nie mając innego pomysłu, trafiłem na studia informatyczne. Kiedy okazało się, że jednak mi nie odpowiadają, przeszedłem cięzkie boje z rodzicami, w końcu stawiając ich przed faktem dokonanym – bardzo się starałem żeby nie zaliczyć roku(4!). Jeśli chcesz zmienić studia, to polecam zrobić sobie tygodniowe wagary na uczelni i przejść się na wykłady do innych, zobaczyć jak to wygląda(jeszcze nigdy nikt się mnie nie pytał kim ja jestem i co tam robię). Pozdrawiam
Witam,
Malwino napisałaś „… w mojej głowie jest taki mętlik, niezdecydowanie, lęk przed niepewną przyszłością, przed samą sobą… ”
należy uporządkować ten mętlik.
Jako mama 17 latki tez chciałam , aby została okulistką. Jednak to będzie jej życie , poprosiłam aby zastanowiła się i zapisała co tak naprawdę lubi robić najbardziej , co sprawia jej przyjemność i czego lubi się uczyć ? I tu zaskoczenie fizyka, matematyka i taniec. Jest więc w klasie mat-fiz i jest dobra, tańczy jazz i inne style. Marzy o choreografii w Łodzi. Ja to popieram, bo chce aby to co będzie robić było jej pasją .
Gdyby moja córka była w Twojej sytuacji to:
1. Kawiarnia ok kartka,ołówek biznesplan i już wiadomo co dalej
2. Dziennikarstwo jakie plotki, sport, polityka ?
3.Inne twórcze zawody podobne pytania ?
Co nazywasz niepewną przyszłością ?
Brak pieniążków ? Jeżeli tak to należałoby odpowiedzieć na pytanie :
Moja pasja moja praca, czy moja pasja to dopływ pieniędzy ?
To pytanie na początek, bo jeśli praca jest pasją to pojawią się również pieniądze.
Najlepiej za radą innych komentujących uwolnić się z „holu” rodziców i popróbować tego co chcesz, ale utrzymując się samej. Tu należy zaakceptować konsekwencje i wziąć odpowiedzialność za podjęte decyzje.
Należę do osób, które uważają, że niekoniecznie trzeba ukończyć studia, aby być dobrym , a nawet najlepszym w jakiejś dziedzinie.
Poza przypadkami gdzie jest wymagane potwierdzenie kwalifikacji lub umiejętności czy też jest to licencją do wykonywania określonego zawodu.
Wiem, ze podejmiesz właściwą decyzję. Masz ku temu i inne atuty : nie masz kredytu do spłacenia , nie masz dzieci – jesteś prawie wolna (na utrzymaniu mamy). Życzę trafnych i szczęśliwych decyzji.
Przypomniała mi się jeszcze historia sprzed roku. Jedna z uczestniczek mojego szkolenia (trwającego 2 m-ce) miała podobny dylemat i sytuacje . Była na końcu I semestru I roku studiów i nie była zadowolona. Studiowała kierunek taki jak jej tata. Chciała go zmienić , bo jej nie interesuje, bo rodzice chcieli aby kontynuowała tradycje rodzinną, ona chciała czegoś innego. Uff przebrnęła przez sesję zimową i… okazało się ,że już nie zmienia studiów, już ją interesują . W jej przypadku to był strach przed niezaliczeniem sesji zimowej, gdyby nie zdała to przecież nie byłaby jej wina , a rodziców i innych,którzy pchnęli ją na te studia. To jednak zupełnie inny przypadek…
Malwino,
pojawił się Twój nowy komentarz. Mam pytanie
Jaki jest konkretny Twój cel życiowy i co chciałabyś osiągnąć w przyszłości ?
Pozdrawiam
Krysia
Chciałbym poruszyć jeden ważny aspekt tej dyskusji. Zarówno Malwina jak i jeden z czytelników użyli następujących sformułowań:
„A tak – jeśli zrezygnujesz ze studiów, faktycznie stracisz rok, a może więcej” (Magdalena)
„Od początku studiowania nie chciało mi się uczyć, bo nie dostrzegałam celu, który byłby wart tych pięciu lat wyjętych z życiorysu.”
Co to znaczy „stracić” dany okres w życiu lub wyjąć go sobie z życiorysu? Naprawdę nie lubię tego typu sformułowań i według mnie są one bardzo szkodliwe.
Na sukces składają się w równym stopniu porażki i zwycięstwa – dlaczego okres porażek uważa się za stracony? Raczej zyskany!
Kolejny przykład: ludzie w życiu poszukują swojego miejsca. Dlaczego okres poszukiwania, bez znalezienia określa się jako stracony? Dlaczego tylko ten moment w którym jesteśmy szczęśliwi i spełnieni jest „ważny”, a reszta to niby były bezsensowne błądzenia?
Alex – sam miałeś interesujące zwroty akcji w swoim życiu. Z tego co pisałeś na różnych płaszczyznach – finansowych, osobistych, zawodowych… Odpowiedz, czy jakikolwiek moment w Twoim życiu uznajesz za „wyjęty z życiorysu”?
KrysiaS,
Jaki jest mój cel? Hm, moje największe marzenie, które dla innych może być bzdurą, to otworzenie kawiarni, którą wymarzyłam sobie ze szczegółami. Poza tym chciałabym, alby moja przyszła praca była twórcza-i tutaj nie mam sprecyzowanego celu. Mogłabym pisać (najbardziej interesuje mnie tematyka psychologiczna), projektować coś, inspirować lub motywować innych do działania (podoba mi się coś takiego, jak coaching, bo zamiast na rozwiązywaniu bardzo poważnych problemów, czym zajmuje się psycholog, wolałabym skupić się na możliwościach, rozwijaniu potencjału drugiej osoby. Wydaje mi się, że mogłaby to być bardzo ciekawa praca, ale z tego co wiem jest to ostatnio bardzo popularny zawód).
Niepewna przyszłość to niestety brak pieniędzy. Boję się, że jeśli pójdę tą drogą, to zamiast zarabiania na pasji będę musiała chwytać się czegokolwiek, byleby tylko zdołać wiązać koniec z końcem. Nie mam jakichś wygórowanych planów, jeśli chodzi o finanse. Po prostu nie chciałabym, aby pieniądze były powodem problemów, kłótni w moim przyszłym domu. Wokół siebie widzę mnóstwo przypadków, w których brak pieniędzy niszczy wszystko, spokój, szczęście…
Zazdroszczę córce;).
futrzak,
Jeśli chodzi o dziekankę to niestety nic mi raczej nie da. Jeśli miałabym myśleć o studiach psychologicznych, to musiałabym zrezygnować ze stomatologii już teraz (nie mając pozaliczanych jeszcze przedmiotów), żeby zdążyć przygotować się do poprawy matury i mieć szansę się dostać.
Anna Meyer,
Jeśli chodzi o niezależność finansową, to myślę, że dałoby radę. Mój chłopak przed chwilą zaproponował mi, że od przyszłego roku moglibyśmy wynająć wspólnie kawalerkę. Tylko taki pomysł na pewno wywołałby duuuuuuży sprzeciw rodziców i obawiam się, że jeszcze dodatkowo pogorszyłabym sytuację.
Grzegorz,
To jest podejście, do którego próbuje mnie namówić mama, od czasu gdy zobaczyła, że marzę o czymś innym. Że skończę studia, a później będę robić, co tylko zechcę. Niestety to tylko tak pięknie brzmi. Studia-5 lat naprawdę intensywnej nauki i niczego poza tym, Praktyki-1 rok, Specjalizacja (nie trzeba jej robić, ale bez tego pieniądze nie są duże)-także około 5 lat, następnie czas na zarobienie gotówki, aby rozkręcić własny interes. To daje w sumie ponad 15 lat, podczas których zwyczajnie nie będzie czasu na robienie czegoś poza pracą. Droga bardzo naokoło. Pomysł masz bardzo fajny, ale niestety w tym zawodzie mało realistyczny.
Alex,
Właśnie byłam zawsze ciekawa, jak „zaczynałeś”;). W ogóle myślę, że wiele osób zainteresowałoby to, w jaki sposób znalazłeś się tu, gdzie jesteś, tak po kolei. Bo często nawiązujesz w postach do swojego życia, ale to są takie „urywki”, a nie ciągła historia. Może jakiś autobiograficzny post;)?
Kwestię mieszkania osobno poruszyłam odpowiadając na komentarz Anny Meyer. Szczerze? Baaaardzo chętnie bym na coś takiego „poszła”, ale wywoła to taką wojnę w domu, że wolę nie myśleć.
Klackon,
Hmm, moja mama powiedziałaby, że to jest informatyka, czyli coś pewniejszego od nic nie dających studiów psychologicznych;). Ale rozumiem o czym mówisz. Dzięki za kolejną tego typu historię, to pomaga.
Radosław Stawiarski,
Więc życzę powodzenia i dziękuję za budujący komentarz. Po raz kolejny poruszona jest kwestia wyprowadzki z domu. Kurcze, chętnie, bardzo chętnie, ale jak pomyślę o reakcji rodziców… brrr. Mimo iż nie zgadzamy się w pewnych kwestiach, to nie chciałabym tak kompletnie psuć kontaktu między nami…
Greg,
Ja nawet nie patrzę na to w kategoriach „zmarnowanego roku”. Chodzi mi bardziej o to, że boję się o to, jak będzie wyglądać moja przyszłość jeśli rzucę stomatologię. Zwyczajnie mam obawy, czy sobie poradzę. Nie wiem, może to jest przekonanie, wpojone przez rodziców, albo przeze mnie samą… Mama też sprzeciwia się, bo zwyczajnie się o mnie boi.
Dziękuję Ci bardzo i również życzę Ci powodzenia:).
Na resztę komentarzy postaram się odpowiedzieć jak najszybciej się da.
pozdrawiam
Malwina.
Malwina,
napisałaś do Anny Meyer coś, co zwróciło moją szczególną uwagę, a mianowicie:
„Jeśli chodzi o niezależność finansową, to myślę, że dałoby radę. Mój chłopak przed chwilą zaproponował mi, że od przyszłego roku moglibyśmy wynająć wspólnie kawalerkę.”
Mam wątpliwość czy to niezależność finansowa, czy raczej przeniesienie zależności finansowej z Rodziców na chłopaka. A jak się za pół roku zechcecie rozstać (to się zdarza)? To będziesz tkwiła w niesatysfakcjonującej zależności, w obawie przed utratą dachu nad głową i środków do życia? Z zależności od Rodziców przejdziesz w zależność od chłopaka? Chyba nie tędy droga. :-)
Niezależność finansowa (i życiowa)oznacza, ze to TY sama na siebie zarabiasz i się utrzymujesz, i sama podejmujesz swoje decyzje, i sama ponosisz ich konsekwencje.
To też skłoniło mnie do kolejnej refleksji: czy zależność finansowa od Twojej mamy jest tak naprawdę głównym problemem do pokonania? Czy to jest zależność finansowa od mamy czy może jest to zależność od jej opinii i potrzeba jej akceptacji dla Twoich decyzji? To warto sobie jasno przed sobą powiedzieć.
Może śmiesznie to dziś zabrzmi dla wielu Czytelników, ale ja miałam w swoim życiu taki czas, że nawet jak kupowałam sobie bluzkę, to się zastanawiałam, czy mojej mamie będzie się podobać i czy ona zaakceptuje czy skrytykuje ten wybór. I nawet, gdy na tę bluzkę sama zarobiłam (w czasie studiów zarabiałam). Zapewniam, że nie byłam jedyna z takim problemem i nadal takie sytuacje są wbrew pozorom dość częste wśród osób w różnym wieku, nawet tych mających własne rodziny.
Napisałaś dalej o wyprowadzce do chłopaka: „Tylko taki pomysł na pewno wywołałby duuuuuuży sprzeciw rodziców i obawiam się, że jeszcze dodatkowo pogorszyłabym sytuację.”
Tak naprawdę to będziesz już w innym domu i nie powinno Cię to interesować, czy pogorszysz czy nie pogorszysz relacji, bo sytuacji nie pogorszysz – sytuacja będzie po prostu zupełnie inna (lepsza lub gorsza) , bo Twoje życie będzie się toczyło w innym miejscu.
Mam wrażenie, że być może problem można by określić tak: „Jak nie studiować stomatologii (chce tego mama) i żyć inaczej, a jednocześnie mieć jej pełną akceptacje dla własnych wyborów i decyzji”. I teraz nasuwa się pytanie: Po co Ci ta akceptacja? Czy i do czego jest Ci potrzebna? Co się stanie, jak jej (tej akceptacji) nie będzie?
A teraz fragment Twojej odpowiedzi Krysi S
„ moje największe marzenie, […] to otworzenie kawiarni, którą wymarzyłam sobie ze szczegółami. Poza tym chciałabym, alby moja przyszła praca była twórcza-i tutaj nie mam sprecyzowanego celu. Mogłabym pisać […], projektować coś, inspirować lub motywować innych do działania (podoba mi się coś takiego, jak coaching,”
Wymyślenie kawiarni to coś zupełnie innego niż praca w tejże. Czy zastanawiałaś się, jak wygląda codzienność właściciela kawiarni? Czym się zajmuje, co robi? Nie przygląda się przecież tylko swojemu dziełu :-) A dalej piszesz o twórczej pracy: wymyślanie projektów jest twórcze, praca w kawiarni – nie wiem, mam wątpliwości patrząc na właścicieli jednego z lokali warszawskich. :-)
Pisanie – ok., znam człowieka który po studiach medycznych został dziennikarzem i wykonuje ten zawód z powodzeniem. Zajmuje się tematyką zdrowia. :-)
Możesz oczywiście jeszcze nie wiedzieć, czego dokładnie chcesz – to się często zdarza nawet starszym od Ciebie ludziom. Wtedy testują różne możliwości. O testowaniu marzeń Alex też pisał odrębny post.
Pozdrawiam i życzę Ci dobrych i skutecznych poszukiwań siebie i swojej drogi.
Ewa
Cześć Alex, Malwina wszyscy czytelnicy :)
Malwina, potrafię sobie wyobrazić co czujesz kiedy twój własny mózg mówi ci że coś jest nie tak, a jednocześnie nie pozwala działać. Jesteśmy w podobnym wieku niedługo skończę studia inżynierskie związane z branżą IT. Przyznaję, że samemu zdarzają mi się jeszcze stany niepewności.
Co do studiów nie byłem pewny czy to jest ten kierunek i branża. Od podstawówki lubiłem matematykę, równocześnie jednak osiągałem sukcesy literackie ale zostałem skutecznie stłamszony przez pewną nauczycielkę na dalszej drodze kształcenia i podobnie jak Ty to zaniedbałem.
Studia inżynierskie były jedyną opcją którą brałem pod uwagę do końca liceum w klasie mat-fiz.
Chciałem podjąć studia, choć zdaję sobie sprawę że nie są tak naprawdę potrzebne.
Oprócz IT myślałem o branży budowlanej jednak wiele osób (w tym rodzice!) odradzało mi tą drogę i właściwie tylko dlatego się na to nie zdecydowałem.
Jak widać to mój wyraźny błąd – nie użyłem zasady 'use your judgment’. Na szczęście dzisiaj wiem że tamta droga nie była dla mnie.
Z perspektywy tego krótkiego czasu od podjęcia decyzji do teraz muszę się przyznać, że nadal nie jestem pewien co do dalszej kariery w wybranym kierunku.
Staram się jednak nie panikować, na studiach nie mam problemów, równocześnie ze studiami pracuję w branży – nabieram doświadczenia. Mam tu na myśli nie tylko zawodowe, ale takie „społeczne” :) – interakcje z różnymi ludźmi to super sprawa. Jeśli jest możliwość pracowania i studiowania to naprawdę polecam, nawet jeśli to nie jest praca która chciałoby się wykonywać na stałe.
Oprócz tego w miarę możliwości czasowych i lokalizacyjnych staram się znajdować ciekawe warsztaty, kursy niezwiązane nawet z branżą w której się kształcę. Co ciekawe dzięki uczestnictwie w jednych warsztatach i poznaniu kilku osób dzisiaj pracuję, a nie tylko studiuję :)
Niepewności które pojawiają się od czasu do czasu wynikają z pewnego podobieństwa do studiów stomatologicznych – kształcenie się w moim zawodzie wymaga dużo czasu, samozaparcia i ogranicza czasowo inne możliwości rozwoju. Wszystko to nie miałoby miejsca gdybym był 100% pewien, że to chcę robić za najbliższe 10-15 lat. Gdy tak spojrzę w przyszłość i pomyślę że mam siedzieć przed komputerem przez następne 10-15 lat to taka wizja mnie przeraża mimo, że teraz daje mi satysfakcję i frajdę. Podobnie czuję, że zawody związane z bliskim kontaktem z innymi ciekawymi ludźmi (szkolenia, treningi, coaching, management), wykorzystywanie potencjału grupy w zadaniach kreatywnych (np agencje reklamowe), dają niesamowite poczucie satysfakcji i pewność siebie. Chciałbym tego spróbować tak z ciekawości, a nóż to jest coś lepszego… Nie wspominam o korzyściach wynikających z własnego biznesu. Niestety ja nie mam tak zdefiniowanego pomysłu jak Ty – gratuluję! :) W tych poszukiwaniach innej drogi pojawia się kwestia właśnie niepewności własnego utrzymania. Szczerze mówiąc nie wiem nawet jak zacząć aktywnie działać aby znaleźć się w okolicach wymienionych sposobów aktywności zawodowej i spróbować, skończenie marketingu i zarządzania chyba nie jest tą drogą. Chciałem Ci przez ten post przekazać, że nie jesteś sama ze swoimi niepewnościami pomimo różnych sytuacji prywatnych. Co do kartki i długopisu – piekielnie trudne zadanie :)
Po pierwsze pragnę się z Wami wszystkimi przywitać, miło się czyta zarówno posty jak i komentarze, bardzo się cieszę, że są ludzie, którzy postanowili żyć według swoich zasad. Podziwiam autora tego bloga, bloga którego czytam już od dawna ;)
Temat jest mi bardzo bliski. Przede mną matura, a ja nie mam zielonego pojęcie co ze sobą zrobić. Nie wiem, co chcę studiować. Autorka wymienionego wyżej długiego komentarza, jest wg mnie bardzo dojrzałą osobą, w dodatku bardzo odważną. Z tego co udało mi się zaobserwować bardzo trudno jest się wyrwać spod presji rodziców. Nie mogę powiedzieć 'rzuć studia i zajmij się tym, co kochasz’, bo nie wiem czy to jedyna słuszna droga.
Gratuluję dojrzałości. Obudziłaś się wieku 20 to i tak bardzo wcześnie. Często ludzie koło 50 uświadamiają sobie, że przez całe swoje życie chodzili do pracy, której nienawidzili. Wiem, że bardzo ważne jest poszukiwanie swojej pasji. Kiedy znajdziemy 'to’ będzie nam łatwiej, będziemy mogli dopasować kierunek studiów etc.
Ze swojej strony życzę tylko, aby udało Ci się podjąć właściwą decyzję o tym co dalej. Spróbuj wsłuchać się w głos swojego serca. Zapomnij o tym, co mówią inni. 'Nie mówi mi, co mam robić. To moje życie. Nie umrzesz za mnie..’.
Pozdrawiam,
Mały Wojownik Uśmiechu,
Wasp
Częśc komentujących zaleca radykalną zmianę – czy to rzucenie studiów czy dziekankę. Kasia De. wskazuje na pewien problem, który również może w przyszłości dotyczyć Malwiny jeśli zdecyduje się na taki krok. Chodzi o to, że by rozwinąć się w wymienionych przez nią branżach, (czy tylko wyłącznie sprawdzić) – redakcje, agencje reklamowe musi zacząć od darmowych praktyk. Będzie musiała rozwiązać mnóstwo problemów: czy rozpocząć inne studia, jak je pogodzić z darmową rozwijającą pracą i z pracą dającą utrzymanie? A najtrudniejsza będzie decyzja co wybrać, na jakiej aktywności się skupic by ją rozwinąć? Trudno próbować tak wielu różnych rzeczy pozostając na studiach stomatologicznych, które są studiami trudnymi.CZy studia to jedyny czas w którym można próbować rozmaitych aktywności? Czy w każdej chwili można zmienić trajektornię swojego życia? – to są dla mnie pytania otwarte. Malwino, obawiam się, że mój post nie pomoze Ci. Życzę Ci więc tylko i aż siły – wiem, że chodzi o całe twoje życie.
Ewa W,
Mieszkanie z chłopakiem to taka propozycja rzucona przez niego jakieś dwie godziny temu. Raczej mało prawdopodobna. Nie mam zamiaru przenosić zależności finansowej na niego, na utrzymanie składalibyśmy się po połowie. Jeśli koszt wynajęcia kawalerki to ok 1000 zł, to połowa wynosiłaby 500 zł -czyli kwota, którą (wraz z kosztami jedzenia i innych niezbędnych do życia środków) byłabym w stanie zarobić. Po prostu nie jestem w stanie sobie wyobrazić równoczesnego studiowania i pracy w miejscu, które oferowałoby wynagrodzenie, pozwalające na pokrycie kosztów całkowicie samodzielnego mieszkania i utrzymania, a przynajmniej na początku. Może moja wyobraźnia jest w tym momencie ograniczona;).
Nie, zależność finansowa nie jest głównym problemem, jest nim za to to, co zauważyłaś -zależność od opinii mamy. To, co mówiła było dla mnie zawsze bardzo istotne. Dopiero niedawno zdałam sobie sprawę w jak dużym stopniu. W zbyt dużym. W większości decyzji potrzebowałam jej (choćby częściowego) poparcia, inaczej czułam się jakoś tak… dziwnie. Właśnie dlatego tym trudniej jest mi podjąć tę decyzję, albo raczej o niej powiedzieć. Bo jej zupełny brak akceptacji, chęci pogodzenia się z moją decyzją sprawia, że mam wątpliwości, czy mi się uda. Zarówno w kwestii finansowej, jak i psychicznej. Stąd moja decyzyjna sinusoida, jak ja to nazywam. Czyli wielokrotne podejmowanie tej rozmowy z rodzicami i wracanie do punktu wyjścia (czyli studiowania stomatologii). Bo nie wiedzieć czemu „potrzebuję” jakiejkolwiek akceptacji mamy, jeśli jej nie ma, pojawiają się wątpliwości, wyrzuty sumienia, albo inne niezbyt przyjemne uczucia.
Jeśli chodzi o „twórczość” pracy w kawiarni… Nie chcę zdradzać szczegółów, ponieważ z tego co wiem coś takiego jeszcze nie powstało, ale sama kawiarnia ma być baaaardzo twórczym miejscem;). W samej kawiarni mam zamiar się zatrudnić w najbliższym czasie. A raczej nie w jednej, tylko w kilku, aby mieć porównanie. Nawet jeśli stwierdzę, że to nie to, zostaje mi parę innych scenariuszy, choćby tych, o których wspomniałaś.
Paweł Kuriata,
Nie nazywam tego roku „zmarnowanym”. Ale gdybym pozostała tutaj pięć lat wiedząc, że to nie jest mój cel, czyli rezygnując z poszukiwania… Czy to by nie była już strata czasu?
Mateusz,
Może za 10-15 lat, jeśli już nie będzie Ci to sprawiać takiej frajdy, to znajdziesz coś pokrewnego, a równocześnie odmiennego? Nie orientuję się za bardzo w Twojej branży, ale odnoszę wrażenie, że stwarza ona dość szerokie możliwości. Niestety nie pomogę Ci w kwestii rozpoczynania kariery w zawodach, o których mówisz, chociaż mnie one też wydają się ciekawe. Z tego co wiem, na tym blogu można znaleźć sporo wskazówek. Powodzenia:).
Kasia De.,
Dzięki za komentarz:). Rzeczywiście niezbyt ciekawie potoczyło Ci się z tymi studiami, a konkretnie z koniecznością płacenia za nie. Mówisz, że myślisz o alternatywnym źródle utrzymania-może warto spróbować?
Magda,
Poza gazetką szkolną-nie;). Ale mam zamiar zatrudnić się w kawiarni i spróbować dostać się na jakieś bezpłatne praktyki.
Sebastian Bigos,
Może cel mamy w pewnym sensie wspólny-abym w przyszłości miała dobrą pracę. Ale dla mamy może być on osiągnięty tylko i wyłącznie poprzez moje studiowanie stomatologii, medycyny, farmacji, ewentualnie prawa lub paru przedmiotów politechnicznych. Próbuję negocjować, ale nigdy nie zdarzyło się, aby w grę nie weszły emocje, chyba jest to zbyt drażliwy temat. Dziękuję za rady, może jeśli przedstawię temat w sposób bardziej „odpowiedzialny”, efekt będzie lepszy. Chociaż mama i tak wychodzi z założenia, że jeśli zrezygnuję ze stomatologii, to później będę tego żałować i zapragnę tu wrócić.
@Malwina – studiowałam prawo (WPiA UW). Zdecydowałam się jakoś tak pod koniec podstawówki i żeby lepiej się przygotować do egzaminów, wybrałam w liceum klasę humanistyczną, a nie matematyczną. Dostałam się, skończyłam i pracuję w zawodzie.
I w zasadzie wszyscy moi znajomi SAMI wybierali swoje studia, a pomysły rodziców traktowali mniej więcej tak jak próby zeswatania z konkretną osobą płci przeciwnej.
W dodatku ja doskonale rozumiem, że nie chcesz wchodzić w konflikt z mamą, a już na pewno nie chcesz się całkowicie od rodziców odcinać. Ale niestety jeśli jako osoba dorosła chcesz mieć dobre kontakty z rodzicami, to musisz je przebudować na bardziej równorzędne (z bezradnego dziecka i opiekujących się nim rodziców na kochających się członków rodziny). I wtedy można zarówno słuchać rad rodziców, jak i samemu ich udzielać. I można robić pewne rzeczy wprost z miłości do innej osoby nie traktując tego jak ograniczenie własnej wolności (tak, zadzwonię zaraz jak dojedziemy na miejsce).
W tej chwili może Ci się to wydawać nierealne, ale być może za jakiś czas to Ty będziesz pomagać rodzicom i udzielać im wsparcia.
Właśnie wróciłem z popołudnia spędzonego z dwoma 21-latkami też szukającymi swojej drogi.
Bardzo dziękuję Wam za dyskusję, która tu się toczy, Wsze wypowiedzi mogą być inspiracją dla wielu młodych ludzi.
Tym młodym Czytelnikom polecam tez zapoznanie siię z rozmową:
http://alexba.eu/2007-01-18/rozwoj-kariera-praca/co-zrobic-kiedy-sie-nie-wie-co-chce-sie-robic-w-zyciu/
Pozdrawiam serdecznie
Alex
muszę się wtrącić…taka babska przypadłość:)
Mam lat 40, dobrą pracę biurową,niezłe zarobki i rozpaczam,ponieważ nie jest to to co chciałam od nastolatki robić ( nauczyciel).Szybko poszło:wcześnie ślub, dzieci i tęsknota za studiami…dostałam się na pedagogikę, jak od zawsze marzyłam…i kiedy nadszedł październik sama zrezgnowałam…powód?STRACH I LĘK przed zmianą…przed opuszczeniem domu, pozostawieniem dzieci na weekend.Po roku kolejne studia…administracyjne…zakończone uczelnianym tytułem mgr…I do dziś niespełnienie, rozpacz przed wstaniem do pracy,za którą nie jeden dałby się pociąc…luksus w dzisiejszych czasach…a ja nadal nie wiem, gdzie siebie widzę…miotam się…wmawiam,że nie mogłabym rzucić tej roboty..skończyłam w biurze (nigdy przenigdy nie chciałam pracy biurowej)i nie wiem co robić.Owszem mam talent do negocjacji, szkolenia ludzi,ale jestem zaszufladkowana w pewenej dziedzinie i ewentualne propozycje dot. tylko zmiany na to samo.Już nie wiem czy dalej się w tym rozwijac na siłę?Pracuję tak 11 lat…a przyczyna?Paraliżujący strach, lenistwo i tak naprawdę niechęć do zmiany,obawa przed utratą stabilizacji materialnej i chyba jeszcze więcej gadania niż woli robienia czegoś innego.Umartwiam się,bo lubię-tak serio wolę gnusnieć w tym co mam niż zaryzykować nieznane.I to widzę u autorki postu…może jednak się mylę..oby
Witam,
Malwino dziękuję za częściową odpowiedź na moje pytanie. Czemu częściowa ? ja uważam, że jeżeli używam pojęcia „konkretny cel”oznacza to:
– jest lub może to być moje marzenie,
– wiem jaką droga do niego dojść,
– znam strukturę potrzeb zarówno finansowych jak merytorycznych
– wiem ” czym to się je”
– wiem za co i za kogo jestem odpowiedzialna,
– znam konsekwencje klęski,
– zdaję sobie sprawę z tego czego nie wiem i jakie mam braki,
– MAM PLAN a i b
Piękne marzenie kawiarnia.
Jedną z moich pasji jest florystyka.Mam wykształcenie w tym kierunku i jeszcze to coś co się ma lub nie. Byłam właścicielką kwiaciarń w dwóch miastach zupełnie różnych.
Moje marzenie kwiaciarnia w Nowym Jorku na 5 tej Alei.:-)
Wiem ,ze w tym temacie(tez) jestem bardzo dobra, szkolę innych, moi uczniowie otwierają swoje biznesy, ja nie bo ?
Bo wiem,co to jest wstawanie o 4 rano i odpowiedzialność za pracowników i ich rodziny, które czekają na pensję, a to przecież zależy ode mnie.
Dlatego padło moje pytanie czy Twój „konkretny cel” ma to zaprojektowane, bo marzenie na pewno nie.
Ewa W. uprzedziła mnie w innych wyjaśnieniach.
Życzę realizacji marzeń , które doprowadzają do szczęścia, a nie do dyskomfortu z powodu ich nierealności i braku z naszej strony dystansu do nich.
Aczkolwiek wszystko jest możliwe :-)
Malwino, pytanie , które bym zadała swojej córce: A jak z Twoim lenistwem ?
Pozdrawiam
Krysia
Temat bardzo mi bliski, ze względu na otaczających mnie z każdej z strony rówieśników, nie bardzo wiedzących, co chcą robić. Sama nie mogę powiedzieć, iż już wiem, co jest dobra drogą dla mnie, ale na pewno mogę powiedzieć, że poprzedni rok akademicki,w czasie którego byłam na 1 roku PWr, poświęciłam na gruntowne zastanowienie się, co jest moją pasją, co lubię w życiu robić i jak ugryźć ten temat, żeby móc kiedyś pracować i realizować się jednocześnie. Jako, że jest wiele aspektów i dziedzin, które mnie interesują wybór był trudny i potrzebowałam dużo czasu, by to gruntownie przemyśleć. Aż tu nagle: „MAM!” – przecież, to co kocham jest tak blisko mnie, tak codzienne, tak nie zauważalne, że mało brakowało abym to przeoczyła.. gotowanie, kulinaria, kuchnia, pieczenie, ciastka.. dla wielu ludzi bardzo prozaiczna rzecz, ale cóź – moje życie, moja sprawa ;-) Zdecydowałam nie rzucać od razu Politechniki. Aktualnie jestem na 2 roku i mam zamiar zakończyć na I stopień w terminie, ewentualnie wziąć dziekankę i zadecydować, co z tym zrobić. Od października zaczęłam technologię żywności, w końcu zanalazłam swoje miejsce, w końcu chce mi się wstawać, uczyć, czytać i robić wszystko, na co nie miałam kiedyś najmniejszej ochoty :-) Na razie wszystko zmierza w dobrym kierunku, od września chcę poznać bardziej praktyczne kwestie i tu kolejny pomysł, szkoła policealna – kucharz :-)
Moja sytuacja jest o tyle dobra, że rodzice wspierają mnie i nie wtrącają się do moich decyzji.. Jeśli wiesz, że to co robisz nie jest Twoją pasją – według mnie szukaj dalej, jeśli naprawdę będziesz tego chciała, nic nie stanie Ci na przeszkodzie.
Pozdrawiam
Malwino, chyba nie ma idealnej rady na Twoją sytuację – jak widać wiele osób przeżywało coś podobnego. Jeden z pierwszych komentarzy (Grzegorza) z porównaniem do startu rakiety wydaje się ciekawą opcją, ale pod warunkiem, że jesteś w stanie w miarę spokojnie przejść przez te studia – nie wiem czy sam bym dał radę poświęcić kilka lat z życia na naukę czegoś, co zupełnie mnie nie pasjonuje wiedząc, że nie będę szczęśliwy ciągnąc to w przyszłości. Dobrze płatna praca pozwoliłaby Ci po studiach stworzyć ładny fundusz na biznes i fundusz awaryjny… tylko, że to znowu zajęłoby kilka ładnych lat życia, lat poświęconych na coś co nie przynosi satysfakcji i radości – lat, które uciekną bezpowrotnie.
W tym samym czasie (zostały Ci 4 lata?) masz co masę ciekawych scenariuszy zamiennych:
– zrezygnować z obecnych studiów i szkolić się w kierunku, który Cię pasjonuje, dalej żyć na garnuszku mamy (pewnie w końcu się przyzwyczai do tego, że masz swoje zdanie)
– kontynuować studia, pracować w weekendy i gromadzić fundusze na rozpoczęcie wymarzonej działalności bezpośrednio po uzyskaniu dyplomu (skoro masz rodzinę w branży, to pewnie nie byłoby problemu z pracą, nawet jakby interes nie wypalił i miałabyś znaczną przerwę przed rozpoczęciem praktyk w stomatologii)
– wziąć dziekankę na obecnych studiach (zostawiasz sobie furtkę powrotną jednocześnie dając nadzieję mamie), zacząć ciężko pracować i przez rok, odkładać jak najwięcej na swój mały biznes, który można by zacząć rozkręcać wieczorami i w weekendy, po powrocie z dziekanki. Jeśli wypali za jakiś czas możesz wziąć kolejną dziekankę… lub nawet zrezygnować ze studiów.
Pewnie można by do powyższych punktów dodać studiowanie wieczorowe/zaoczne, usamodzielnianie się, i je wzajemnie kombinować. Jedno jest pewne. Możesz zrobić cokolwiek zechcesz, jesteś młodą zdrową kobietą i masz całe życie przed sobą. To Ty musisz podjąć decyzję jak zapiszesz kolejne strony swojej książki pod tytułem 'Życie’ – nawet jeśli postanowisz iść w kierunku wskazywanym przez mamę (i widać, że jesteś już tego świadoma). Wybierz opcję, której najmniej będziesz żałować. Nie sugeruj się tym co powiedzą czy pomyślą najbliżsi – czy którakolwiek z tych osób będzie nadal nad tym rozmyślała za rok? Czy ktokolwiek będzie wracać do tego za 20 lat? Czy za 100 lat kogokolwiek będzie to obchodziło?
Jakiego wyboru byś dokonała, gdyby zostało Ci tylko 7 lat życia?
Trochę schodząc z tematu – w dołkach życiowych, skrajnych depresjach polecam obejrzeć 'The Secret’ (może nie na wszystkich działa, ale warto spróbować).
Musialem wtracic swoje 3 grosze.
Co to znaczy zmarnowany rok?
Czy studia rzucone swiadomie po roku to zmarnowany rok? A jesli autorka skonczy swoje studia, a nie bedzie pracowac w zawodzie, czy to bedzie oznaczalo 5 zmarnowanych lat? A jesli przepracuje w zawodzie po studiach 15 lat, po czym zmieni zawod, to czy w sumie zmarnuje 20 lat?
Czy po podjeciu decyzji o inwestycji, w tym przypadku dot czasu, obowiazuje zasada „klapek na oczy” i konswekwentnego brniecia w jedynie slusznym kierunku w kierunku swietlanej przyszlosci?
A moze, jak przy kazdej inwestycji, nalezy cyklicznie przeprowadzac jej ewaluacje i modyfikowac, zaleznie od jej wynikow?
I na koniec – rokiem zmarnowany moze byc tylko rok przelezany w pijackim barlogu lub tp. Rok aktywnosci zyciowej NIGDY nie jest zmarnowany – z jego wszystkimi drobnymi radosciami i smutkami, sukcesami i porazkami, nabytym doswiadczeniem i poznanymi ludzi. Nie dajmy sie zwariowac!
Julia, dziękuję za Twój komentarz. Życzę Ci realizacji marzeń o pracy jako nauczyciel. Mam bzika na punkcie edukacji. Potrzebujemy setek, ba, tysięcy nauczycieli, którzy wniosą pasję do szkół.
Jak już „odłożysz środki przeciwbólowe” I pójdziesz za głosem powołania, to błagam pracuj w szkole, gdzie uczą pasjonaci. Bo Twoje powołanie to diament I trzeba go trzymać z dala od stada nauczycielskich frustratów.
Malwino, uważam, że tak jak Julia, masz swój diament – Twoje powołanie. Czy już je odkryłaś? Może odkrywanie to proces? Ja odpowiadam za mój diament. Szukam dla niego godnej oprawy. Mam 41 lat I moje odkrywanie nabrało tempa parę lat temu. Potrzebowałem przystanąć I pozwolić rzeczywistości przepłynąć przeze mnie. Może Twój diament jest już teraz gotów, aby zabłysnąć? A może jaszcze nie? Może warto dać sobie szansę próbowania rozmaitych aktywności zawodowych, aby się lepiej poznać? Może mając 20 lat warto iść za głosem serca, ale pozwolić rozumowi pilnować trudno nieodwracalnych decyzji?
Malwina. Z racji, że jak na razie sam „pływam wpław na błękitnym oceanie” szukając okrętu który wziął by mnie pokład, dam Ci tylko radę odnośnie „dokładania się do domu”. Taniej wyjdzie wynająć pokój w mieście w którym chcesz żyć. Poza tym lepiej wyjdzie to dla Ciebie – jak się spojrzy na pracowników wielu korporacji, większość to młodzi z poza danego miasta. Oczywiście nie mówię, że masz pracować w takiej firmie, chce tylko pokazać że bycie na swoim mocno ludzi motywuje do działania. Poza tym odpoczniesz psychicznie i poprawisz relacje z mamą. Często jak się kogoś widzi mniej niż więcej, to się relacje poprawiają. Poza tym rozważ też wyjazd zagranicę na jakiś czas.
Co do pomysłów na Twoje biznesy: robienie biżuterii – każdy chyba zna jakąś kobietę w swoim otoczeniu która chciała by na tym zarabiać. Więc jest bardzo dużo osób, które chce się tym trudnić. Zbadaj wcześniej rynek i zastanów się czym wyróżniają się Twoje produkty. Większość przecież robiona jest z komponentów od tych samych hurtowników (oni są największymi beneficjentami tej mody/stylu na hand made). Co do kawiarni i gastronomii, wcześniej polecam popracować zagranicą np. jako barista. Poznać zachodnie standardy, zachodnie podejście do klienta zarobić sporo mamony bo w tym biznesie jest jej dużo potrzebnej na start. Poza tym pamiętaj lokalizacja, lokalizacja, lokalizacja:)) A jak nie masz dobrej lokalizacji to pamiętaj o promocji. Jakiś czas temu uświadamiałem jedną Panią co ma kawiarnie o prostym fakcie: co roku studia rozpoczyna w naszym mieście ponad 1000 studentów z innych miast. Przyjeżdzają do Torunia i na 100% nie wiedzą że Pani ma ten biznes. A jeśli wpadną pierwszy raz do Pani na 2 lub 3 roku to znaczy że rok rok lub dwa współpracy z tym klientem miała Pani stracone. Wiec proszę się skupić na 3 lub 2 ostatnich latach życia z tym studentem, bo po studiach wyjedzie z naszego miasta… Ta Pani była znajomą, działem bez zasady Alexa żeby nie podejmować działania bez zlecenia i przez mało z tego wszystkiego wyszło. Reasumując do tych dwóch pięknych i ciepłych interesów podejdź chłodno zbadaj rynek, czyli miasto w których chcesz to robić. pps potencjał na sprzedaż ręcznej biżuterii widzę w pasażach galerii handlowych. Ogólnie cały hand made jest dobry do pasaży C.H. Z racji że hand made nie jest konkurencją dla masówek w sklepach nie powinno być problemu ze zgodą :)
Hej. Nie smutaj się:)
Jeśli chodzi o Twoje marzenie aby zarabiać pisaniem to polecam pisanie bloga, jeśli jest się dobrym to można na początek trochę dorobić,a potem kto wie jak się to rozwinie.
Powiem Ci jak ja to widzę, chociaż na pewno wydaje mi się to łatwiejsze niż dla Ciebie:
-Możesz spróbować polubić stomatologię, dać sobie na to pół roku i obiecać sobie że z góry ucinasz przez ten czas wszystkie krytyczne myśli o studiach, za to piszesz na kartce co Ci dadzą te studia, co w nich fajnego i przywieszasz ją sobie nad łóżkiem.
-Możesz wziąć urlop dziekański i przez rok na maxa spróbować zrealizować swoje marzenia o innym źródle dochodów.
-Może wymiana studencka, podróż do innego kraju?
To te z tych mniej radykalnych wyjść.
Malwina, Arek,
Zaciekawił mnie Arka pomysł: „Możesz spróbować polubić stomatologię, dać sobie na to pół roku” co według mnie oznacza:
– nie podejmuje zadnych negatywnych rozmów na temat moich studiów
– nie rozważam, czy mi się podobają czy nie, ale maksymalnie jak to tylko możliwe angażujesz się w studia
– po pół roku patrzysz na rezultat i sprawdzasz, czy Twoja opinia jest taka sama jak teraz, czy się zmieniła
– jeśli opinia pozostała i nadal stwierdzasz, ze to nie to – rezygnujesz. :-}
Bo czasem trudno lubić coś, w czym się tak naprawdę nie jest albo czego się dobrze nie zna lub co jest źródłem stresu.:-)
Wielu uczniów twierdzi, że nie lubi matematyki, a tak naprawdę bywa, że spora grupa
– nie lubi nauczyciela
– nie rozumie matmy i ma zaległości, więc każdy dzień z matmą w planie lekcji to stres
– są tacy, którzy jeśli przy dobrym nauczycielu nadrobią zaległości – odkrywają, że jest to świetny przedmiot i zaczynają nie tylko lubić, ale i wiązać z tym przyszłość.
Skoro rozpatrujesz różne możliwości – dobrze i taką wziąć pod uwagę.
Pozdrawiam kolejny już dziś raz :-)
Ewa
Malwino, uważam, że 20 lat to świetny wiek na zmiany w życiu, świadome zmiany, o ile naprawdę ich chcesz i które prawdopodobnie przyniosą Ci korzyść (bez precyzowania, czy to finansową, czy zadowolenie z życia, etc.). Jeśli chodzi o strach przed wyprowadzką (to chyba poważna zmiana w życiu każdego człowieka), nie ma się czego obawiać – ja wyprowadziłem się z domu, gdy miałem 16 lat :) Dlaczego? Poszedłem do liceum niedaleko mojej miejscowości, liceum, które podobno było najlepsze. Rodzice byli zadowoleni. Okazało się, że owszem, liceum było najlepsze, ale niestety tylko w mieście, w którym się znajdowało. Po trzech dniach obcowania z tamtejszymi nauczycielami i kolegami/koleżankami z klasy stwierdziłem, że to totalnie nie dla mnie i oświadczyłem rodzicom: „mamo, tato, zmieniam szkołę” (16 lat :). po dyskusji na jaką szkołę, jaki mam plan, dlaczego tak późno (rok szkolny przecież już się zaczął) itp. w ciągu niecałego tygodnia przeniosłem się do o wiele lepszego liceum, jednego z najlepszych we Wrocławiu, z czego do dziś się cieszę. Zamieszkałem w internacie, zacząłem dbać o siebie, przygotowywać jedzenie, prać własne gatki, samodzielnie motywować się do nauki – rozpocząłem własne życie. Po maturze, żeby trochę dorobić przed studiami i sfinansować swoje hobby postanowiłem wyjechać na wakacje do Irlandii, ale był to plan bardzo ogólny, na tyle ogólny, że chwilę przed wyjazdem Irlandia zamieniła się w Szkocję (kolejna zmiana, jak się poźniej okazało zapoczątkowała ona następną). Po powrocie, odświeżony zmianą krajobrazu (która moim zdaniem jest całkiem przydatna od czasu do czasu), z pieniędzmi na przyjemności i hobby (nie miałem w głowie pomysłu na biznes, tak jak Ty) zacząłem studia informatyczne, na Politechnice we Wrocławiu, która to podobno jest najlepsza w Polsce, na równi z Warszawską (aczkolwiek nie jestem tego do konca pewien). Rodzice znowu byli zadowoleni. Na początku wszystko było super, poznawałem nowych ludzi, uczyłem się programowania i powiązanych przedmiotów, które od dzieciństwa wydawały mi się interesujące i użyteczne, ale po pewnym czasie doszedłem do wniosku, że jednak ta uczelnia nie spełnia moich wymagań, nie czuję, że idę w dobrym kierunku. Wydaje mi się, że byłem w podobnej sytuacji, w której Ty jesteś teraz – czułem, że się męczę, uczę niepotrzebnych rzeczy, które może i mógłbym wykorzystać po kilku latach spędzonych na nauce nieprzynoszącej przyjemności, pracując jako programista za całkiem konkretne, jak na polskie warunki, pieniądze, ale byłoby to życie bardzo męczące – zdecydowanie nie takie, jakie chciałbym prowadzić. po 1,5 roku nauki, w okolicach Nowego Roku postanowiłem zrobić coś ze swoim życiem – złożyłem papiery do kilku uczelni w Szkocji (strasznie spodobał mi się ten kraj w czasie pobytu wakacyjnego) i dostałem się na kierunek zdecydowanie bardziej interesujący: w teorii dalej była to informatyka, ale w praktyce dająca znacznie więcej radości z pracy, jako, że projektowanie i tworzenie nowoczesnych stron, cały front-end, kontakt face-to-face z klientem możliwy o wiele częściej, niż w przypadku szeregowego programisty javy, pozwala na pracę twórczą, na bycie kreatywnym i rozwiązywanie nowych problemów wspólnie z innymi ludźmi, zamiast siedzenia 24/7 przed ekranem komputera i maltretowania klawiatury. Na studia tutaj dostałem się od razu na 2. rok, więc mam tylko jeden rok „w plecy”, ale nigdy nie nazwałbym tego stratą czasu, bo, tak jak komentujący wcześniej, bardzo cenię sobie zdobyte w tym czasie doświadczenie. W tej chwili kończę pierwszy semestr, spodziewam się wysokich ocen ze wszystkich przedmiotów, co nie miało miejsca na uczelni w Polsce. Jestem bardzo zadowolony z obrotu spraw, pomimo faktu, że zostawiłem za sobą całe dotychczasowe życie. Projektuję, projektuję, projektuję, w międzyczasie zajmuję się fotografią, która (wg. mojego planu) może stać się drugim źródłem dochodu i odskocznią od web designu, który też w którymś momencie mógłby mi się przejeść (artystyczna dusza, chyba coś jak u Ciebie).
Trochę rozrósł mi się ten komentarz, ale podsumowując – moje życie się zmienia, powoli obieram drogę, która naprawdę mi się podoba i – co mam nadzieję wychwyciłaś z bełkotu powyżej – podjąłem kilka ważnych decyzji w moim życiu, biorąc pod rozwagę silne uczucie niezadowolenia, nawet pomimo protestów mojego otoczenia, które uważało, że po co kombinować, skoro już mam szkołę/studia. Pamiętaj, do odważnych świat należy!
Pozdrawiam i idę spać ;)
Piotrek
Malwino,
wydaje mi się, że najlepsze co na początku możesz zrobić, to przede wszystkim szczerze porozmawiać ze swoją mamą. W tej rozmowie postaraj się na początku ją zrozumieć :
Ona na pewno Cię kocha i chce twojego dobra, jednak zapewne Obydwie inaczej to dobro rozumiecie.
Jeśli zdecydujesz się na taką rozmowę weź pod uwagę takie argumenty jak np.:
1. Być może Twoja mama sama żałuje swoich życiowych wyborów i wcale nie jest tak zadowolona z zawodu stomatologa jak się wydaje i boi się, że jeśli Tobie powiedzie się w innym zawodzie, to będzie dla niej sygnał, że sama zmarnowała sobie życie. Być może zmuszając Cię do pójścia w jej ślady uspokaja Ona tylko swoje sumienie, że sama dobrze zrobiła kiedyś wybierając stomatologię.
2. Kobiety, zwłaszcza posiadające dzieci, być może mają większą awersję do ryzyka, dlatego Twoja mama boi się pozwolić Ci na zarabianie na życie poprzez wolny zawód lub własny biznes …
3. Nie wolno w dyskusji z dzieckiem stosować szantażu emocjonalnego, a z Twojego postu wynika, że tak się zdarzało. Daj znać o tym swojej mamie.
4. Dla Twojej mamy również, przykład Twojego taty, któremu się nie powiodło sugeruje, że lepiej nie ryzykować. Faktycznie nie każdy biznes odnosi sukces, ale nie można na tej podstawie zaprzestać próbowania. Zwłaszcza, jeżeli jeszcze się jest młodym i całe życie jest przed Tobą.
5. Na pewno Twojej mamie jest też trudno ze względu na to, że jak piszesz jest głównym żywicielem rodziny, ma na głowie dodatkowo spłatę kredytu. Postaraj się ją przekonać, że niezależnie od sytuacji będziesz ją wspierać i spróbujecie razem rozwikłać Waszą sytuację finansową.
Oczywiście powyższe argumenty to tylko moje spekulacje na podstawie Twojego postu. Nie mam zamiaru w nich nikogo osądzać. Po prostu staram się Ci pomóc w rozmowie z mamą.
Poza tym pamiętaj, że aby być zadowolonym z życia potrzebne są 3 kroki:
1. znajdź coś co lubisz robić.
2. znajdź sposób jak na tym zarobić.
3. staraj się to robić najlepiej jak potrafisz.
A dla wszystkich, którzy piszą o zmarnowanym roku mam pytanie: Czy lepiej zmarnować rok, czy całe życie?
Pozdrawiam,
Kamil
Alex,
Prosze usuń moje dwa powyzsze posty, ktore się zapisaly bez wciskania Post Comment. Dziekuje.
Pozdrawiam
Hej Malwinko!
Zwracam się tak zdrobniale bo moja przyjaciółka nosi to imię i czuję się trochę tak jakbym pomagał przyjacielowi.
Kilka słów o mnie. Jestem czytelnikiem blogu Alexa od dłuższego czasu, z przerwami. Jestem trochę starszy od Ciebie i miałem, czy można powiedzieć mam identyczny „problem”.
Z reguły się nie wypowiadam na blogu, ale tutaj czynię wyjątek. Ponieważ temat który opisałaś interesuje mnie już bez mała ponad 4 lata to miałem więcej czasu żeby poczytać na ten temat i popytać. To co piszę to nie są dogmaty, ale moje obserwacje, rozumiem że ktoś może się z nimi nie zgodzić, ale przecież ten wątek został przede wszystkim utworzony po to ażeby pomóc, czy może doradzić Malwinie i osobom w podobnej sytuacji.
Piszę też tutaj dlatego zdążyłem w tym temacie przeczytać mnóstwo blogów, zasięgnąć opinii bardzo różnych ludzi z różnych środowisk i powiem Ci że absolutnie nie jesteś odosobniona w tym co przedstawiłaś. Nie musisz nikomu dziękować za to że dobrnął do końca twojego wpisu, bo pokazuje on jedynie że jesteś osobą myślącą, która kwestionuje pewien stan rzeczy. Myślę że to dobrze i nie ma się czego wstydzić. Każdy szuka swojej drogi i rzadko kiedy jedna decyzja (nawet bardzo radykalna) doprowadza do realizacji planów. Czasem (bardzo często) plany te długofalowe ulegają zmianom w trakcie. Co oznacza że możesz wyruszyć po kawiarnię, a po drodze okaże się że jednak to nie jest to, robić kolczyki stwierdzić że jednak nie, zabrać się za dziennikarstwo itd itd. Może się też okazać że to co robisz (czy będziesz robić) jest na tyle dobre że się mówiąc kolokwialnie uda. Nie wiadomo. Nie podejmujesz decyzji między dobrym a złym, a raczej między tym co wydaje Ci się rozwiązaniem lepszym, a tym co wydaje ci się rozwiązaniem mniej trafionym. Rzadko tak jest podejmujemy decyzję między błędem a rozwiązaniem dobrym. W momencie podjęcia decyzji nie wie się jaka decyzja jest tą jedyną i prawidłową chyba że grasz w szachy albo masz już doświadczenie w podejmowaniu decyzji identycznej lub bardzo podobnej. To jest pierwsza rzecz, o której chciałem napisać. Drugą jest to że w tym wypadku ( z dokładnej analizy Twojego tekstu) wnioskuję że ty podejmujesz decyzje pomiędzy niewiadomą, a niewiadomą. Nie byłaś przecież jeszcze stomatologiem? Nie mogłaś być bo dopiero studiujesz stomatologię. Przekonać się o tym jak to jest być stomatologiem będziesz mogła dopiero nim będąć. Teraz spekulujesz że bycie stomatologiem nie jest Twoim celem. Skąd wiesz skoro go nie osiągnęłaś? Zgaduję że widziałaś mamę przy pracy, obserwowałaś ją i masz pojęcie o jej pracy z punktu widzenia obserwatora. Ale przecież będąc stomatologiem Twoja praca, Twój dzień możę wyglądać zupełnie inaczej niż jej. Twoja praktyka może wyglądać zupełnie inaczej. I w konsekwencji tych różnic i innych może zupełnie inaczej wyglądać od pracy którą wykonuje Twoja mama.
kolejną rzeczą jest to że podobnie sprawa się ma odnośnie Twoich planów z założeniem kawiarni. Napisałaś że zamierzasz się zatrudnić w kilku żeby mieć porównanie z czego wnioskuję że nie pracowałaś jeszcze w jakiejś. Ponadto praca w kawiarni a własny biznes pod tytułem „własna kawiarnia” to też dwie inne rzeczy, choć mają cechy wspólne. Z Twojego wpisu wnioskuję że podobnie jest z robieniem kolczyków i byciem dziennikarką w gazecie. Zestawiasz ze sobą to co myślisz że będzie wyglądać Twoja praca w tym a nie innym zawodzie, a nie to jak będzie w rzeczywistości. Tutaj Malwino decydujesz między niewiadomymi.
To co akurat jest wiadome to to, że jesteś nieszczęśliwa tu gdzie jesteś. Albo inaczej rzecz ujmując będąc nieszczęśliwa tu gdzie jesteś szukasz sobie alternatyw. Nie rozwiązuje to jednak przyczyny, która sprawia że nie czujesz się dobrze. Ta przyczyna jest tu i teraz. Piszę tak bo ja mając jedynie tekst przed sobą mogę tylko z niego wnioskować. I mogę się mylić, jeśli powiem że nie czujesz się Malwinko autonomiczna w SWOICH studiach, ani w SWOIM życiu. Pozwalasz wtrącać się mamie w swoje prywatne sprawy i dyktować Ci warunki. Nie ma to żadnego związku z samą stomatologią, jednak wpływa na to jak się czujesz i to jak myślałaś o stomatologii, bo pewnie łączyłaś stomatologię z całą sytuacją. Czy możeszbyć pewna na sto procent że sytuacja nie byłaby podobna gdyby mama była dziennikarką i wywierała na Ciebie presję, żebyś robiła karierą dziennikarską? Wiem z własnego doświadczenia że ludzie unikają presji, przymusu, szantażu emocjonalego jak ognia. I potrafią zrobić wiele żeby się do niego uwolnić. Jednak myślę że to niekoniecznie musi być związane z przedmiotem studiów. Raczej z sytuacją w której ktoś próbuje Cię gdzieś wmanewrować (nawet myśląć że to dla Twojego dobra) i z tym że Ty sama chcesz, masz prawo, możesz, powinnaś a nawet musisz (!) podejmować decyzje dotyczące swojego życia kierując się przede wszystkim swoim interesem. I nie pozwalać NIGDY komuś innemu mieszać się do Twoich spraw. Ustalać granice pomiędzy swoim życiem a innych nawet tych bliskich. I wiem że to może być trudne szczególnie jeśli nie chcesz ich ranić. To trochę (to poetycka metafora, nie zajmuję się biznesem) tak jak renegocjować kontrakt w połowie jego trwania. Druga strona nie chce ustąpić i nie będzie chciała, chyba że autentycznie będziesz do tego przekonana i bedziesz konsekwantnie przy tym trwać stosując to co Alex opisał w poście o teorii gier, a także minimalizując straty czyli nie wdając się w zbędne kłotnie ani sprzeczki. Ja bym zaczął na prawdę szczerą rozmowę od słów o tym jak to na Ciebie wpływa i że mama nie ma prawa mówić Ci co masz robić. Rozmawiać z chłopakiem czy nie, ile czasu uczyć itd. I byłbym przygotowany na testowanie różnych sztuczek w stylu: to będziesz płacić, nie skończysz studiów, nie osiągniesz niczego, jesteś złą córką itd. Ale wtedy puszczałbym to mimo uszu (choć pewnie by bolało ona na prawdę tak nie myśli, boi się, chce dla Ciebie w jej mniemaniu najlepiej i Ty musisz ją swoją konsekwencją przekonać że Ty wiesz co jest dla Ciebie najlepsze i możesz oraz masz prawo decydować o sobie. Ona z czasem to uszanuje, choć to będzie trwać. I jakby pierwsza taka rozmowa może być najostrzejsza. Tym też się nic nie przejmuj. Bądź uprzejma (ważne!) i stanowcza, choć ona pewnie nie będzie miła.) Przyzywczaiłaś mamę do pewnego traktowania siebie, teraz jesteś w punkcie w którym znalazłaś się i Ty również za to odpowiadasz. Nie wiem, mogę się mylić ale zgaduję że jako nastolatka nie buntowałaś się, prawda?
Ważne jest też to że jakąkolwiek decyzję podejmiesz to twój finansowy, emocjonalny sukces nie zależy od jednej decyzji (jakkolwiek radykalniej) a w równym stopniu od tych które podejmiesz potem.
Ciekawy artykuł i blog (aboslutnie nie mój i nic nie mam z tego żeby go polecać) jest tu http://calnewport.com/blog/2010/10/16/the-passion-trap-how-the-search-for-your-lifes-work-is-making-your-working-life-miserable/#more-891
Pozdrawiam Wojtek
Wydaje mi się Malwino, że wiele młodych osób boryka się z tym problemem, wyborem między ambicjami rodziców, a swoimi. Radzę skupić się na sobie i swoich potrzebach, bo frustracja będzie się pogłębiać.Chyba lepiej zostać wpsaniałym pełnym pasji grafikiem czy redaktorem niż stomatologiem z depresją? Zaufaj sobie. Rodzice może nie zawsze wiedzą, co dla nas najlepsze. Wiem, wiem, starają się i z pewnością chcą nam pomóc, ale może warto porozmawiać z mamą i powiedzieć jej, że to nie tylko od wykształcenia zależy, czy będziemy mieli godziwe wynagrodzenie tylko od naszego podejścia – w myśl powiedzenia „Rób to, co kochasz, a nigdy nie będzisz musiał pracować”. Moje porady:
– może poczytaj o zawodach grafika, redaktora itp.
-nawiąż z kimś kontakt (w dobie dzisiejszego dostępu do informacji w Internecie nie jest to trudne), kto zajmuje się tym, na czym Ci zależy. Wypytaj go o specyfikę wykonywanego zawodu, pzrygotowanie do niego, zaletach, wadach itp.
Im więcej wiemy o różnych zawodach, tym łatwiej podjąć nam decyzję. Ważne, żeby też nie opierać się na domysłach.
Ok. to chyba wszystko, co mi przyszło do głowy, mam nadzieję, ze choć trochę pomogłam.
Pozdrawiam
Gabi
Magda, piszesz „rodzice mogą mieć pretensje jeśli decydują się pomóc dziecku w realizacji konkretnego celu edukacyjnego, a dziecko mimo wcześniejszych zobowiązań nie wykorzystuje odpowiednio otrzymanej pomocy”. Nawet, gdyby się dziewczyna zapaliła wcześniej, już w liceum do studiowania stomatologii, a po roku stwierdziła, że to nie to, ma wg. mnie pełne prawo do zmiany decyzji. Nie znam osób wszechwiedzących i potrafiących dokładnie przewidzieć swoją przyszłość. Pamiętam, że za mojej nauki w liceum, tylko kilka osób z całej klasy (która liczyła 28 osób) wiedziało dokładnie, co chiałoby robić w życiu.
Myślę, że rodzice powinni mieć to ryzyko „wkalkulowane”.
Pozdrawiam,
Gabi
Witaj Malwino,
Mnie doświadczenie nauczyło, ze wiekszosc ludzi, nawet do poznej starosci, nie za bardzo wie co tak na prawde powinna robic w zyciu. Ludzie maja zlozone charaktery, czesto ze sprzecznymi cechami osobowosci. Jest niewielki procent ludzi, powiedzmy 15%, ktorym jest stosunkowo latwo rozpoznac siebie. Dlatego, podejmujac znaczace decyzje, warto uwazac by nie wylac dziecka z kapiela.
Marek Konrad czesto podkresla swoje zyciowe rozczarowania, niezadowolenie z pracy aktora. Pomimo, ze wyglada na czlowieka spelnionego, jest wysmienitym artysta, podejrzewam, ze nie odkryl swojego prawdziwego przeznaczenia.
Zauwazylem jeszcze jedna ciekawa rzecz. Najwieksze sukcesy w zyciu i sadze, ze wewnetrzne zadowolenie, osiagaja ludzie, ktorzy sa mistrzami wyuczonego zawodu, ktory w conajmniej 80% nie pasuje do ich charakteru. Jak to możliwe? Po prostu wykonujac swoj wyuczony zawod, z ktorym ludzie dana osobe utozsamiaja, wspieraja go wlasnymi, autentycznymi talentami, ktorych nikt nie widzi. Takie podejscie daje im sile przebicia trudna do zidentyfikowania. Przykladowo, wsrod politykow, ktorych zawod jest wyjatkowo odpowiedzialny, jest kilka osob o wyraznie kabaretowym temperamencie. Sadze, ze osoba, ktora intuicyjnie tak sobie radzi w zyciu jest Doda.
Przykladowo, mozesz sobie wyobrazic siebie jako wlascicielkę „kawiarni dentystycznej”, z ogrodkiem dla dzieci … Chyba przesadzilem. Ale kto wie.
Pozdrawiam
Wow, ale rozbudowane wypowiedzi, jak to w życiu :)
Realia pracy lekarzy i innych pracowników służb medycznych znam tylko z opowieści bliskich i znajomych. Są to specyficzne zawody i jeśli nie kocha się tego zajęcia, to jest ciężko, choć praca i dochody faktycznie wyjątkowo stabilne. Ale czy o to chodzi w życiu?
Kilka ogólnych wniosków odnośnie tematu postu z moich doświadczeń (technologie elektroniczne):
1. Co robić?
Rozważania typu:
– „Tyle że te zawody są strasznie niepewne”,
– „wiem, że tutaj jest bardzo mała szansa na zatrudnienie”,
mają więcej wspólnego z błędnymi założeniami niż rzeczywistością. A nawet jeśli mamy dobre rozeznanie w rzeczywistości, to i tak mają mały sens. Świat zmienia się coraz szybciej.
Nawet gdyby „zawody” były pewne, to polecam ustalić co chcemy robić (co nas „kręci”) bez względu na zawody i obenie istniejące wakaty. Może stworzymy nowy zawód :)
Ponadto, rzetelnie da się określić swoje preferencje w danym momencie niż od razu na całe życie. Mnie nikt nie „urabiał”, więc z grubsza zajmuję się podobnymi rzeczami niemal od wczesnej młodości, ale w bardzo różnych konfiguracjach – co kilka lat zmienia się sporo i pojawiają się nowe dylematy. Najbardziej trafiony wybór w młodym wieku nic nie gwarantuje. Te zmiany powodowane są właśnie chęcią robienia cały czas tego co mnie fascynuje. Lubię zmiany, są fajne :) Dostarczają nieoczekiwanych okazji. Czasami jest odjazdowo z dnia na dzień!
2. Jak to robić?
Wartość samych studiów, nawet jeśli zgodna z zainteresowaniami, jest przeceniania. W realnych wyzwaniach profesjonalnych zdecydowanej większości trzeba douczać się na bieżąco. Jeśli studiować, to polecam przejść studia minimalistycznie (Pareto itp., nie przejmować się gorszymi ocenami) i równolegle, jak najszybciej, zająć się pracą zgodną z zainteresowaniami zamiast gromadzeniem wiedzy w oderwaniu od rzeczywistości. Uwaga – praca nie oznacza tylko zatrudnianie się. Internet daje ogromne możliwości (test kreatywności!). Do najważniejszych pozytywów z czasów studiów zaliczam kontakty z ludzmi „po fachu”, które pielągnowane są do dzisiaj.
Nie ważne co robimy, tylko JAK. Jeśli będziemy dobrzy, to musi znaleźć się sposób na zarabianie na tym. Sam wybór fachu nic nie gwarantuje.
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
A mnie przyszła do głowy jeszcze jedna kwestia. Nie wiem, jakie składki płaci na ubezpieczenie społeczne Twoja mama, ale prawdopodobnie jej dochody znacznie spadną, kiedy przestanie być aktywna zawodowo.
A z tego co piszesz, nadal będzie ją wtedy obciążał kredyt hipoteczny.
Niezależnie od tego, że Mama chce dla Ciebie jak najlepiej, to być może jej plan finansowy ma sens tylko wtedy jeśli Ty przejęłabyś od niej gabinet i zobowiązania.
Przemyślcie to i przegadajcie razem.
Wojtek
Generalnie zgadzam się z wieloma Twoimi tezami, niemniej mam dość silne zdanie odmienne w kilku z nich.
Po pierwsze, nie zdrabniaj imienia Czytelnika, który Cię do tego nie upoważnił, bo niezależnie od Twoich intencji brzmi to protekcjonalnie. Proszę nie rób tego tutaj
Po drugie piszesz: „Teraz spekulujesz że bycie stomatologiem nie jest Twoim celem. Skąd wiesz skoro go nie osiągnęłaś? „
To typowo męskie rozumowanie :-)
Malwina, jak większość kobiet polega bardziej na swojej intuicji i dopóki rzeczywiście słucha SWOJEGO wnętrza, to ma znacznie większą szansę podjęcia dobrej dla siebie decyzji, niż większość facetów z tym rozumowaniem jakie przytoczyłeś. Tego zdecydowanie powinniśmy uczyć się od kobiet, bo predyspozycje też mamy.
Twój argument mozna łatwo doprowadzić do absurdu twierdząc:
„Teraz spekulujesz, że bycie prostytutka nie jest twoim celem. Skąd wiesz, nigdy nią nie byłaś?” bo to jest dokładnie ten sam tok rozumowania :-)
Więcej po śniadaniu :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Krzysztof,
napisałeś: „Mnie doświadczenie nauczyło, ze wiekszosc ludzi, nawet do poznej starosci, nie za bardzo wie co tak na prawde powinna robic w zyciu.”
Doświadczenie cie nauczyło czy to są Twoje obserwacje w Twoim środowisku?
Kolejna rzecz – mówimy o tym, co ktoś „Powinien robić” czy „chce robic”?
Proponuję zamienić słowo „powinni” na słowo „chcą” :-). To nie jest to samo.
I jeśli chodzi o „chcą”, to ja znam naprawdę wielu ludzi w moim otoczeniu, którzy nie tylko wiedzą, co chcą w życiu robić, ale to właśnie robią (!). I do tego wielu z nich ma z tego oprócz zadowolenia także dobre naprawdę dochody. :-)
Napisałeś też: „Najwieksze sukcesy w zyciu i sadze, ze wewnetrzne zadowolenie, osiagaja ludzie, ktorzy sa mistrzami wyuczonego zawodu, ktory w conajmniej 80% nie pasuje do ich charakteru.”.
Wynika z niego, że takim razie aby mieć wewnętrzne zadowolenie i odnosic sukcesy w życiu należy osiągnąć mistrzostwo w zawodzie zdecydowanie niezgodnym z naszym charakterem?
Ciekawi mnie na czym opierasz to przeświadczenie.
Hmmm, mnie nie przekonałeś. :-). Przykład z politykami tym bardziej mnie nie przekonuje choćby dlatego, że o politykach w naszym kraju trudno powiedzieć, że są „mistrzami w swoim zawodzie”. Patrz na rezultaty.:-)
Pozdrawiam, Ewa
Dziękuję wszystkim za komentarze. Nie spodziewałam się tak licznego odzewu i jestem nim bardzo miło zaskoczona.
Niestety teraz z powodu studiów, których przecież ostatecznie nie rzuciłam, nie mam niestety zupełnie czasu na odpisanie na każdy komentarz z osobna. Niemniej jednak za każdy jestem bardzo wdzięczna.
Póki co spytam tylko jedną osobę o jedną rzecz:
Wojtek, czy mógłbyś mi powiedzieć kiedy znalazłeś się w mojej głowie i co tam robiłeś? Bo DOKŁADNIE do tych samych wniosków doszłam przedwczoraj, dlatego trochę odcięłam się od tego bloga, aby to sobie poukładać. Mówię o utożsamianiu presji i wpływu mamy ze studiami. Czuję się, jakbyś zrobił mi dogłębną psychoanalizę, nawet mnie nie znając, praktycznie nic o mnie nie wiedząc i w życiu nie widząc mnie nawet na oczy. Pal sześć zdrabnianie mojego imienia, co zresztą akurat w tym przypadku mi nie przeszkadza, ale człowieku… Jakim cudem Ty to wywnioskowałeś? Nawet ubrałeś to w ładniejsze słowa, niż ja byłabym w stanie. Jestem w totalnym szoku. Serio.
Póki co lecę, bo za parę godzin mam kolokwium, do którego notabene nic nie umiem;). Postaram się wpaść tutaj najszybciej jak będę mogła.
pozdrawiam i dziękuję:)
Malwina.
Ewa W,
Pytasz „Kolejna rzecz – mówimy o tym, co ktoś “Powinien robić” czy “chce robic”?
Proponuję zamienić słowo “powinni” na słowo “chcą”. To nie jest to samo.”
Ja wole slowo „powinni robic”. W tym slowie czuje glos serca, zyciowy obowiazek wobec siebie. Powinnosc, o ktorej mysle nadaje zyciu Sens. W zwrocie „chce robic” czuje, w wiekszym stopniu, dorazne zaspakajanie wlasnych potrzeb, dzialania pod presja otoczenia. Tak, tak, lek istnieje. Zreszta niewiele osob moze sobie pozwolic na robienie tego co chce, chocby z braku kasy lub obowiazujacego prawa.
Milo slyszec, ze znasz wielu ludzi, którzy nie tylko wiedzą, co chcą w życiu robić, ale to właśnie robią (!). Sadze, ze do nich naleza rowniez osoby, ktore zaciagnely, w sumie na grube miliardy zlotych, kredyty mieszkaniowe we frankach szwajcarskich. Oczywiscie idealnie dobrali sobie zyciowych partnerow, a ich pracodawcy maja beda miec golebie serca. Troche splycilem temat, przepraszam, ale inna odpowiedz byla by na pelna strone lub dwie.
Napisalas: „Wynika z niego, że takim razie aby mieć wewnętrzne zadowolenie i odnosic sukcesy w życiu należy osiągnąć mistrzostwo w zawodzie zdecydowanie niezgodnym z naszym charakterem?” Oczywiscie nie jest to jedyna droga, ale kto wie czy nie najlepsza. Wykonywanie takiego zawodu musimy wspierac swiadomie wlasnymi talentami. Przekonanie takie opieram na obserwacji.
pozdrawiam
Krzysztof, co do
„Sadze, ze do nich naleza rowniez osoby, ktore zaciagnely, w sumie na grube miliardy zlotych, kredyty mieszkaniowe we frankach szwajcarskich.” Hmm, skoro tak sądzisz… :-)
Widocznie zupełnie cos innego rozumiemy pod pojęciem „wiedziec czego sie chce i to robić z powodzeniem”. :-) Są jeszcze inne możliwości na spełnione i szczęśliwe życie niż mieszkanie czy dom na kredyt :-)
Co do „powinni” – rozumiem. Szanuję Twoje podejście. Ja mam inne. :-)U mnie „chcę”, jest wyrazem świadomego wyboru i autonomicznej decyzji. Nie odnosi się wyłącznie do doraźnych potrzeb, pomijajac, że w zaspokajaniu tych też nie ma nic złego. Ale rozumiem, że Ty czujesz i odbierasz to inaczej.
Co do „Wykonywanie takiego zawodu musimy wspierac swiadomie wlasnymi talentami.” jestem przekonana, ze wspieranie wykonywania zawodu własnymi talentami nie ma tylko wtedy zastosowania, gdy zawód jest niezgodny z własnym charakterem. Mogę wykorzystywać w pełni swoje talenty po mistrzowsku wykonując pracę zgodną (!) ze swoim charakterem – to jest spójne. Wtedy wspiera mnie też mój charakter. Po co działać przeciw, skoro i to można wykorzystać „za”?
Rozumiem, ze te sprawy widzimy zupełnie inaczej. Ok, tak bywa. :-)
Pozdrawiam, Ewa
Krzysztof
Piszesz: „Najwieksze sukcesy w zyciu i sadze, ze wewnetrzne zadowolenie, osiagaja ludzie, ktorzy sa mistrzami wyuczonego zawodu, ktory w conajmniej 80% nie pasuje do ich charakteru. „
Z całym szacunkiem, to jest jedna z najbardziej absurdalnych rad dotyczących wyboru zawodu, a żyję juz dość długo. Nie wiem czym zajmujesz sie zawodowo, ja od wielu lat z powodzeniem wykonuję zawód, który wybrałem kierując się przesłankami dokładnie odwrotnymi do Twoich. Jeżeli z osobistego doświadczenia wiesz inaczej, to proszę o przytoczenie tego doświadczenia, zanim będziesz tutaj wygłaszał takie rzeczy. To jest blog praktyków życiowych!
Dalej piszesz w odpowiedzi na konkretną wypowiedź Ewy W: „Milo slyszec, ze znasz wielu ludzi, którzy nie tylko wiedzą, co chcą w życiu robić, ale to właśnie robią (!). Sadze, ze do nich naleza rowniez osoby, ktore zaciagnely, w sumie na grube miliardy zlotych, kredyty mieszkaniowe we frankach szwajcarskich. Oczywiscie idealnie dobrali sobie zyciowych partnerow, a ich pracodawcy maja beda miec golebie serca. „
O czym Ty piszesz!!! Nie chce Ci się porządnie argumentować to daruj sobie takie tanie chwyty retoryczne. To nie wiec wyborczy!!
Pozdrawiam
Alex
Alex napisał:
„To typowo męskie rozumowanie :-)
Malwina, jak większość kobiet polega bardziej na swojej intuicji i dopóki rzeczywiście słucha SWOJEGO wnętrza, to ma znacznie większą szansę podjęcia dobrej dla siebie decyzji, niż większość facetów z tym rozumowaniem jakie przytoczyłeś. Tego zdecydowanie powinniśmy uczyć się od kobiet, bo predyspozycje też mamy.
Twój argument mozna łatwo doprowadzić do absurdu twierdząc:
„Teraz spekulujesz, że bycie prostytutka nie jest twoim celem. Skąd wiesz, nigdy nią nie byłaś?” bo to jest dokładnie ten sam tok rozumowania :-)”
Ja bym poszedł nawet o krok dalej! :-)
„Skąd wiesz, że bycie więźniem z dożywotnim wyroku na trudnych warunkach nie jest twoim celem. Skąd wiesz, nigdy nim nie byłeś”. :-)
Dodałbym jeszcze, że poleganie na intuicji w tym czego nie chcemy robić jest w porządku, ale jeśli chodzi o nasze marzenia i to co chcemy w życiu robić to byłbym ostrożny. Preferuję w tym wypadku podejście „posmakowania” wykonywania tego idealnego (jeszcze w naszych wyobrażeniach) zawodu/czynności zanim postanowi się podjąć dość wiążącą i poważną decyzję jaką jest wybór studiów.
Co prawda w stomatologii to mogłoby być trudne, ale poznać doświadczenia osób je wykonujących (lepiej w tym wypadku pominąć mamę, która pewnie opisała by zawód w różowych barwach) zawsze można.
Alex,
Napisales „Z całym szacunkiem, to jest jedna z najbardziej absurdalnych rad dotyczących wyboru zawodu, a żyję juz dość długo”. To nie byla rada dotyczaca wyboru zawodu. Tego nie napisalem, chociaz mozna to tak zrozumiec, zwazywszy temat artykulu. Oczywiscie wybierajac zawod warto sie kierowac glosem serca. Zgadzam sie z Toba, ze bez porzadnej argumentacji to co napisalem moze brzmiec jak retoryka na wiecu wyborczym. Nie mialem takiej intencji. Po prostu w zbyt krotkiej formie probowalem przekazac swoje spostrzezenia.
Pozdrawiam
Pawel,
Napisales: „Dodałbym jeszcze, że poleganie na intuicji w tym czego nie chcemy robić jest w porządku, ale jeśli chodzi o nasze marzenia i to co chcemy w życiu robić to byłbym ostrożny.”
Ja odruchowo nie robie tego czego sie boje. Gdy ulegam lekowi zazwyczaj nie osiagam swoich celow i zle sie z tym czuje. Dlatego ogladam swoje leki, by uswiadomic sobie jak wyglada prawdziwe oblicze mojego strachu, nim sie z nim zmierze. Robienie tego czego sie boimy jest, moim zdaniem, istotnym warunkiem osiagania wyznaczonych celow, oczywiscie gdy je sobie postawilismy.
Pozdrawiam
Trudno się dziwić Twojej mamie, skoro stosuje strategię życiową, która się w jej przypadku sprawdza, że chciałaby przeniesienia tej strategii na Ciebie. Ze strachu robimy różne rzeczy, z negacją rzeczywistości i budowaniem złudzeń włącznie. Ona się zwyczajnie boi, że Tobie przytrafi się coś, co sama uznaje za tragiczne. Patrzysz na to upraszczając, że chce dla Ciebie losu stomatologa, podczas gdy ona zaledwie czegoś dla Ciebie NIE CHCE. I ma do tego takie samo prawo jak Ty CHCIEĆ czegoś (innego?). Ale WYBÓR powinien być Twój, bo to Twój prywatny „lajf” i nie ma zabawy w zwalanie winy na innych za klęski. Paradoksalnie, Twoja mama nie chce dla Ciebie nieszczęśliwego losu a zdaje się nie dostrzegać, że w taki Cię montuje.
Ponadto myślenie kategoriami „straconego roku/dekady/życia” to pułapka i arogancja wobec rzeczywistości. Ponoć ludzi sukcesu charakteryzuje umiejętność łatwego porzucania błędnych ścieżek, jakkolwiek długo by taką ścieżką nie szli. Zatem, czy naprawdę da się wszystko zaplanować? Czy w ogóle jest sens? Czy warto być niewolnikiem? Własnego planu, etatu, posiadanych rzeczy, wyobrażeń itd…
Każdy musi sam wybierać, bo za wszystko trzeba zapłacić. Posiadając dom oddaję trochę wolności mieszkania gdzieś indziej w zamian za komfort i azyl. Posiadając wymarzoną pracę, płacisz lękiem jej utraty. Wybierając dzisiaj to o czym marzysz, płacisz absolutną niepewnością, że będzie Ci się to podobało dozgonnie. Bo czy dziś wciąż lubimy bawić się w piaskownicy jak w dzieciństwie? Czy chcemy wciąż być kosmonautą? Nie, bo marzenia dojrzewają razem z nami, o ile nie zdążą wcześniej umrzeć pod stosem spraw do załatwienia. Ojej, ale patetyczne.
Witaj Malwino,
mimo że czytam blog Alexa od praktycznie samego początku, to dopiero Twój komentarz wyzwolił we mnie wystarczającą dawkę energii, by przełączyć się w tryb aktywny i coś napisać.
Jestem mężczyzną przed 30tką, skończyłem studia ekonomiczne, które wybrałem na zasadzie najmniejszego zła po liceum. Po dobrze zdanej maturze (łączonej z egzaminem wstępnym na tutejszą Politechnikę) postawiłem sobie cel, że spróbuję dostać się ekonomię – „skoro inni mogą i uważają, że są tacy zajebiści, to i ja sobie udowodnię, że mogę tego dokonać”. Poświęciłem masę czasu na odpowiednie kursy, szkolenia i samodzielną naukę przed egzaminami wstępnymi i zaowocowało to sukcesem – dostałem się.
Po pierwszym roku miałem pewność, że nic z tego, co wykładają na moim kierunku (baa, wydziale!) mnie nie interesuje specjalnie. Na bodajże trzecim roku studiów zawaliłem prawie wszystkie przedmioty i chciałem zrezygnować. Mój ojciec przekonał mnie jednak do kontynuowania nauki i w 2 tygodnie przerwy zimowej nadrobiłem wszystkie zaległości i zdałem wszystko bez problemów (reprezentuję typ: „zdolny, ale leniwy”).
Studia skończyłem z dobrym wynikiem i zacząłem szukać pracy. Tutaj w ramach dygresji – jeszcze w LO byłem redaktorem rozwijającej się wówczas WP – z własnymi pomysłami zgłosiłem się do Naczelnego, dano mi szansę – sprawdziłem się. Miałem swój dział, swoich czytelników i mimo młodego wieku całkiem fajne pieniądze jak na tamte czasy. Taki ślad w CV skończone studia o zupełnie przeciwnym profilu praktycznie na starcie skreślały mnie przy większości rekrutacji. Podczas wielu rozmów (aspirowałem na różne stanowiska od sekretarki, przez specjalistę ds. rekrutacji, księgowego, brand managera, marketingowaca, sprzedawcy) jeśli już mnie zaproszono słyszałem zasadniczo dwie odpowiedzi: 1) Pan jest zbyt inteligentny i zbyt dobrze wykształcony na to stanowisko – długo nie będzie Pan i nas pracował, a nam zależy na kimś na dłużej 2) Bardzo interesujący z Pana człowiek, bardzo inteligentny i bystry, osiągnął Pan bardzo dobre wyniki w , ale nie pasuje Pan osobowościowo do profilu stanowiska i stylu pracy, jaki mamy w dziale.
O ile odpowiedzi typu 1) w głębi duszy uznawałem za uczciwe i trafne postawienie sprawy, dla którego z czasem przyszło zrozumienie, o tyle typ 2) bardzo mnie bolał, choć też szanowałem osoby rekrutujące za szczerość. Parę razy zdarzyło się tak, że podczas rekrutacji obnażałem braki merytoryczne osób rekrutujących i po ich kompromitacji nie pozostawało mi nic poza rezygnacją z dalszego w niej udziału.
Po co to wszystko piszę?
Dlatego, że poza tą (do tego miejsca) smutną historią i odbiorem emocjonalnym wyciągnąłem również czysto logiczne wnioski:
1) Studia pozwoliły mi nawiązać kontakty z ludźmi, których pomoc okazała się nieoceniona w paru momentach mojego życia (zawodowo).
2) Akurat ten kierunek, który zabrał mi 5 lat życia pozwolił mi zebrać wiedzę, którą wykorzystuję na co dzień (nie tylko zawodowo)
3) Dzięki właśnie takiemu kierunkowi studiów, a nie innemu zyskałem coś, co w dzisiejszych czasach jest rzadkie (i uznawane jest za postawę archaiczną w czasach specjalizacji), czyli bardzo szeroki zakres uniwersalizmu.
Po roku poszukiwań pracy zdałem sobie sprawę, że z racji braku mojego entuzjazmu związanego z czynnościami, które chciałbym wykonywać zarobkowo, czy może, które posiadłem na studiach, swoją postawą wrażenie osoby, której nie zależy na sukcesie, na efektach i na żadnej z posad, o które się ubiegałem.
W większości kontrkandydaci z reguły byli albo pasjonatami, albo szczurkami. Ja nie mogłem konkurować ani z pierwszymi (gdyż szczerze mimo posiadanej wiedzy nie czułem pociągu do informatyki, księgowości, ekonomii, organizacji itp itd.), ani z drugimi (gdyż brakowało mi motywacji do wdrażania się w tematy, które mnie osobiście nie interesowały). Po roku dostałem szansę w dużej sieci budowlanej, gdzie po 2 miesiącach pracy na swoich barkach (jako sprzedawca) miałem na plecach całą sprawozdawczość analityczną (nie finansową) związaną ze sprzedażą, obsługę systemu informatycznego, obsługę spisową asortymentu oraz organizację współpracy sprzedaż – magazyn. Robiłem to wszystko nie mając w obowiązkach nawet cienia ani jednego z tych zadań.
W tym samym czasie zwolniło się stanowisko kierownika (który w dużej mierze był odpowiedzialny za wykonywanie rzeczy, które robiłem ja) i objął je dobry znajomy managera głównego oddziału. Kolejny miesiąc mojego życia to 30 dni wyjęte z życia galernika, o których wspominał Alex. Suma sumarum, po 3 miesiącach zrezygnowałem z tej pracy.
Potem było jeszcze 10 miesięcy różnych prób, błędów i głównie niepowodzeń w moim życiu, które w dużej mierze wynikały z tego, że jestem niecierpliwy i niepokorny.
Po dwóch latach od ukończenia studiów „po znajomości” zaproponowano mi pracę w średniej wielkości firmie w księgowości. Pracuję w niej na etacie od paru lat. Nie jest to praca wolna od nerwów i spięć, ale czasu kiedy ją podjąłem awansowałem już 3krotnie, zakres moich obowiązków zdecydowanie się zwiększył, odpowiadam za różne rzeczy (od finansów, jak analizy, bilans, przez marketing, jak eventy, kampanie outdoorowe, IT, jak wspieranie rozwiązań ERP przez wdrażanie i rozwijanie funkcjonalności po organizację, jak ISO, organizacja nowych komórek).
Opisałem tutaj moje dzieje głównie w jednym celu Malwino: po to, byś miała świadomość, że to co przed nami jest lepiej bądź gorzej estymowaną niewiadomą i warto sięgać po każdą wiedzę, która jest w naszym zasięgu. Gdybym dziś mógł cofnąć się w czasie i znów wybierać studia, to wybrałbym tak samo, mimo że kiedy stałem przed tym wyborem parę lat temu, to uważałem to za zło konieczne i nie widziałem żadnego celu przed sobą (paradoksalnie po studiach też go nie widziałem:).
Dzisiaj dzięki tym umiejętnościom zarabiam więcej niż jestem w stanie wydać, pracuję mniej więcej 8-10 godzin dziennie, a w wolnym czasie robię to, na co mam ochotę, m.in podróżuję i piszę książkę.
W moim przypadku problem polegał (i nadal polega) na szybkim zniechęcaniu się po porażkach, nie determinują mnie one do większego wysiłku, tylko ujmują pewności siebie przed kolejną próbą. Zamiast pracować nad tą słabością skorzystałem z pomocy, którą mi zaoferowano w poszukiwaniu pracy. Po ominięciu (nie mówię, że pokonaniu) tej przeszkody okazało się, że na świecie jest wiele ciekawych problemów, które można rozwiązać, wiele ciekawych rzeczy, które można zrobić i za które inni są gotowi zapłacić. Moja przewaga rynkowa nad innymi polega na tym, że uczę się wszystkiego co jest w moim zasięgu (nieważne czy uznaję to za przydatne w danej chwili, czy nie) i że dzięki temu posiadam uniwersalną wiedzę – od podatków, prawo i finanse, przez rozwiązania informatyczne po narzędzia służące do budowania organizacji, motywowania i efektywnego prowadzenia zespołu.
W zakresie Twojej sytuacji, Malwino, uważam że nigdy nie jest za późno na zmiany, co zresztą pisał też Alex w jednym ze swoich postów. Wiedza medyczna, to nie tylko dłubanie w zębach. Uniwersytety Medyczne dostarczają swoim studentom szeroką wiedzę w wielu obszarach. Ostatecznie zawsze możesz zmienić swoją ścieżkę i robić coś innego niż dłubanie ludziom w paszczach:). I pamiętaj, że każdy własny interes wymaga kapitału – jeśli w swoim otoczeniu nie masz osób, które Cię wesprą nie tylko dobrym słowem, ale również kapitałem (również ludzkim), to możesz potraktować studia oraz praktykę dentystyczną jako fundament swojej kawiarni za 12-15 lat – odległy termin? Ale realny! I możesz to osiągnąć sama!
Trzymam za Ciebie kciuki!
Leszek
Rnext
Pytasz: „Zatem, czy naprawdę da się wszystko zaplanować? Czy w ogóle jest sens? Czy warto być niewolnikiem? Własnego planu, etatu, posiadanych rzeczy, wyobrażeń itd…”
Ja wyznaczam sobie cele. Istotne jest by byly one dla mnie wazne i zgodne z moimi pragnieniami oraz charakterem (nie planuje przejscia przez sciane). Wiele razy zadaje sobie pytanie „czy na prawde tego chce?”. Nastepnie starm sie by moje kolejne dzialania posuwaly mnie w kierunku wyznaczonego celu i mam oko na to czy zbyt dlugo nie dryfuje na falach emocji. Sadze, ze w tym przepisie najistotniejsze jest trafnie okreslenie wlasnych priorytetow na dany czas. U mnie to kilka razy zadzialalo i mam wiare, ze tak bedzie w przyszlosci.
Przepraszam, ze wykorzystalem jedno zdanie, abstrahujac od calosci Twojego tekstu, ktory jest madra refleksja.
Pozdrawiam
@Krzysztof,
Nie chodzi o krytykę planowania i stawiania sobie celów. Poza traktowaniem powyższego z pewną rezerwą, chodzi między innymi o dwie konieczności: zadawania takich pytań i bezwzględnego udzielenia sobie na nie odpowiedzi. Sam planuję, zakładam, wyznaczam „cele”. Nie wyobrażam sobie żebym mógł funkcjonować inaczej. Ale mam w głowie przysłowie: „chcesz rozbawić Boga – opowiedz mu o swoich planach”. To mi daje odpowiedni dystans do własnych celów, bo traktuję to jako zrobienie (sporo) miejsca na niespodzianki a nie wizję nieuchronnej klęski. Ponadto, w przypadkowym wykolejeniu własnych planów bardzo często jest na tacy podstawiana nowa szansa. Sam nawet nie chcę wiedzieć ile razy umożliwiło to uniknięcie prawdziwej katastrofy.
Wybaczcie jeszcze małą, osobistą dygresję. Gdy byłem chłopcem, najbardziej pasjonowały mnie komputery. Niedościgłe marzenie – ZX Spectrum kosztowało w Pewexie 100$, czyli dziesięć ówczesnych średnich pensji. Mało kogo było na to stać, więc pisałem wówczas programy na… papierowych kartkach i jak trafiała się okazja dostępu do „gumiaka”, szybko przepisywałem uruchamiałem testowałem kod. Wówczas najważniejsze wydawały mi się algorytmy, elegancki kod, sprytne, inteligentne sztuczki. Dziś jednak widzę, że najważniejsza jest otwartość (każdego?) projektu na zmiany. Jeśli jest w nim prawie wszystko a zabraknie możliwości łatwych zmian, IMO projekt długo nie pociągnie. Bo zmieniają się środowiska, języki, biblioteki, logika, technologia a przede wszystkim wymagania i oczekiwania klientów. I tylko od nas zależy czy potrafimy z tego właściwie korzystać, czy raczej jedziemy czołgiem ignorując otoczenie.
Malwina, to o czym napisałaś jest mi bliskie… Oto subiektywne myśli, którymi chciałabym się z Tobą podzielić.
Myślę, że mętlik w głowie jest czymś okropnym na dłuższą metę, ale z drugiej strony zapamiętałam sobie zdanie z książki P.Trunk: traktuj niepewność jako synonim możliwości ( uncertainty is really another word for opportunity).
Zapytasz, gdzie są te możliwości? Nie wiem,,ale warto ich poszukać, prawda?:-)Co powiesz na wybranie się w podróż?:-) Możesz skorzystać chociażby z tej możliwości: http://www.couchsurfing.org/. Zawsze można „załatwić” jakiś urlop dziekański i zrobić sobie „przerwę” dla zdrowia i własnej szczęśliwości.
Jeżeli chodzi o Twoją mamę, to nie znalazłam informacji nt. rozmowy o Twoich marzeniach. Wiem, że zależy Ci na jej wsparciu lub chociaż akceptacji, więc porozmawiaj z nią o tym, o czym nam napisałaś.
Ta rozmowa i podróż wydają mi się szansą, abyś nabrała sił, że sobie poradzisz, że zdołasz iść swoją drogą. Bo zdołasz i sobie poradzić! Pod warunkiem, ze tego bardzo chcesz:-)
Serdeczności,
Justyna
Malwina, Twoje dylematy są mi bliskie i bardzo mnie poruszyły. ..
Piszesz o mętliku w głowie, który z pewnością na dłuższą metę jest zbyt uciążliwy i trzeba temu zaradzić. Zapamiętałam sobie zdanie z książki P.Trunk,że niepewność jest synonimem możliwości ( uncertainty is really another Word for opportunity).
Zapytasz, gdzie te możliwości. Nie wiem. Jednak warto ich poszukać, prawda?;-) Co myślisz o podróży? Możesz wykorzystać http://www.couchsurfing.org/. Myślę, że urlop dziekański lub jakaś forma „przerwy” jest możliwa do „załatwienia” na uczelni, jeżeli nie masz dość pewności / siły, aby teraz rzucić studia. Może taka „przerwa” , pozwoli nabrać sił?
Nie ma informacji, czy udało się Tobie porozmawiać spokojnie o swoich marzeniach z mamą. Może warto jej o wszystkim powiedzieć tak jak nam napisałaś? Wyobrażam sobie, że choćby jej tolerancja ( w łacińskim znaczeniu „znosić”) wiele dla Ciebie znaczyłaby. Spróbuj zatem!
Wydaje mi się, że podróż i porozumienie ( lub chociaż pakt –kompromis) z mamą pozwoliłyby Tobie na zdobycie większej pewności siebie . Chciałabym, abyś pozostała wierna swoim marzeniom i nabrała sił do ich realizacji. Malwina, uda się!
Serdeczności:-),
Justyna
Jeszcze raz dziękuję wszystkim za komentarze.
Ponieważ ostatecznie zostaję na studiach, a w najbliższym czasie mam pełno kolokwiów i poprawek (które „zawdzięczam” moim wątpliwościom), nie jestem w stanie odpisać na każdy komentarz z osobna, za co bardzo Was wszystkich przepraszam. Jednak każdy z nich przeczytałam, każdy z nich dał mi do myślenia i za każdy z nich jestem Wam ogromnie wdzięczna.
Tak jak mówiłam, zostaję na stomatologii. Niestety przekonałam się w ciągu ostatnich kilku dni, że nie jestem wystarczająco silna, wystarczająco pewna siebie, aby podjąć decyzję o ich zmianie. Nie wytrzymuję atmosfery w domu, która towarzyszyła mi w momencie, gdy rezygnowałam ze studiów. Nie potrafię być przekonana, że mi się uda, gdy nie wierzą w to moi bliscy. Naprawdę próbowałam rozmawiać z mamą na różne sposoby, ale ona nadal jest przekonana, że stomatologia to jedyny słuszny wybór, że jeśli zrezygnuję, zmarnuję sobie życie. Poza tym, tak jak parę osób pisało, nie wiem jak tak naprawdę wygląda praca w kawiarni, w reklamie lub w redakcji. Na chwilę obecną nie potrafię już rozgraniczyć, czy to moje nastawienie do studiów wynika z tego, że rzeczywiście nie są one „dla mnie”, czy też z ciągłych tekstów mojej mamy w stylu „robisz wszystko, żeby zawalić ten rok”, które wynikają ze szczerej troski i w swoim założeniu mają mnie motywować, a tak naprawdę sprawiają, że rośnie tylko moja niechęć do studiowania.
Te wątpliwości nie były dla mnie czasem straconym, wręcz przeciwnie. Z Waszą dużą pomocą zdałam sobie sprawę, że najważniejszą rzeczą, jaką muszę zrobić jest uświadomienie sobie, czego JA tak naprawdę chcę. Doskonale wiem, czego oczekują ode mnie inni, ale zaniedbuję to, czego pragnę ja sama. I to jest mój główny problem, który muszę rozwiązać, a później zajmę się myśleniem, co ewentualnie chciałabym w swoim życiu zmienić. Bo jeśli ja nie będę pewna, że czegoś chcę, to nigdy nie odważę się na podjęcie kroku, zmierzającego do realizacji tego.
Zdaję sobie sprawę, że czeka mnie jeszcze sporo pracy nad sobą. Ale jestem pewna, że warto i że jest to jedyny sposób, żebym była zadowolona ze swojego życia. Nie inni, tylko ja sama. Tak, jak wielu z Was pisało, to jest moje życie, a nie innych. Inni go za mnie nie przeżyją, tak samo jak inni za mnie nie umrą. Będę dążyć do tego, abym mogła z pełną szczerością uznać te słowa za moje motto.
Planuję więc skończyć ten rok, aby nie zamykać sobie furtki. Wakacje będą okresem poszukiwań. Tak, jak radziliście zatrudnię się w kawiarni, będę robić biżuterię i szukać, szukać, szukać. Myślałam też o tym, aby założyć własny blog. Jeśli to zrobię, dam Wam na pewno znać:).
Na pewno będę tutaj częstym gościem. Od czasu do czasu postaram się przezwyciężyć swoją nieśmiałość i napisać coś niecoś od siebie w komentarzach.
Jeszcze raz serdecznie dziękuję Wam wszystkim za pomoc i wsparcie.
I dziękuję Tobie, Alex. Za to, że nie dość, że zainteresowałeś się moim problemem umieszczając go tutaj, to jeszcze zadzwoniłeś do mnie parę dni temu, aby ze mną chwilę porozmawiać. To był bardzo miły gest, którego nigdy nie zapomnę:). Przywracasz mi wiarę w ludzi;).
Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie i życzę Wam wszystkiego najlepszego.
Malwina.
Nadrabiam zaległości w Niedzielę, a tutaj taka dyskusja ;-)
Co do Malwiny, to widzę, że wszyscy młodzi ludzie mają te same problem. Problemem jest to, co czyta się w tysiącach poradników psychologicznych i poradników dla rodziców – że traktuje się swoje dzieci jak dzieci, nawet gdy dziećmi już nie są. Czym innym są rady, a czym innym są wymagania – a takie często stawiają nam rodzice. Postawienie na swoim to swoista próba charakteru – nie każdy ma odwagę. Szczególnie jak od maleńkości ma wbijane do głowy posłuszeństwo i nie jest uczony asertywności. I przeżywają okres buntu w wieku 20 lat (mam siostrę w tym wieku to wiem co mówię ;) ).
Malwino – to że otwierasz się z problemem i go zauważasz to dobrze o Twoim charakterze świadczy – nie zostałaś na tyle zamknięta, aby nie było wyjścia. Moim zdaniem teraz musisz sobie zbudować przestrzeń do rozwoju i niezależności. Budowa swojej asertywności i niezależności to nie jest łatwa sprawa – bo nie chodzi o negowanie i buntowanie się przeciw wszystkiemu – chodzi o jasne (i najlepiej spokojne, a to już czasem jest trudne) przekazywanie swoich racji i postanowień. Chodzi o słuchanie rad, ale robienie po swojemu. Ceną jaką płacimy za niezależność jest ponoszenie konsekwencji – także tych finansowych. Płacenie za 1/3 utrzymania mieszkania czy wynajęcie własnego M1 to część tych konsekwencji – ale to buduje nasz charakter jeszcze bardziej. Bo niezależność to słuchanie tego co mówią rodzice, dziadkowie, żona, Alex czy Krzysiek S – ALE DECYZJĘ PODEJMUJEMY MY SAMI – NIEZALEŻNIE.
Ewa podała prostą metodę jak rozważyć za i przeciw.
Po drugie – nie bój się, że będzie dużo pracy. Na początku zawsze jest dużo pracy – pytanie tylko czy warto ją podejmować? Ale na to musisz odpowiedzieć sobie sama.
Po trzecie – zdefiniuj co dla Ciebie znaczy sukces?
Osobiście nie wierzę Krzysztofowi – nawet jeżeli są oparte na badaniach i statystykach.
Jak mówi klasyk:
„Należenie do mniejszości, nawet jednoosobowej, nie czyni nikogo szaleńcem. Istnieje prawda i istnieje fałsz, lecz dopóki ktoś upiera się przy prawdzie, nawet wbrew całemu światu, pozostaje normalny. Normalność nie jest kwestią statystyki.”
Tak właśnie jest z osiąganiem szczęścia. Należy osiągać SWOJE szczęście, nawet wbrew całemu światu. Wtedy całe życie jest przygodą :-).
Witam wszystkich i Ciebie Malwino.
Postanowiłam wypowiedzieć się pod tym postem, ponieważ może moje doświadczenia mogą okazać się dla Ciebie interesujące.
Jeszcze dwa lata temu pracowałam w dobrej międzynarodowej firmie w Warszawie, ale po jakimś czasie stwierdziłam, że to nie jest to i czas na zmianę (wtedy też zaczęłam czytać tego bloga). Postanowiłam wrócić na Śląsk i założyć kawiarnię. Zgadzam się z osobami, które pisały, że może warto spróbować popracować wcześniej w kawiarni, ale z własnego doświadczenia wiem czym różni się praca w takim miejscu od bycia jego właścicielką. Jeśli masz ochotę mogę się z Tobą tym podzielić – ale raczej nie na forum tylko bardziej prywatnie np. mailowo.
Na zakończenie może dodam, że kawiarnia to też nie jest „to” w 100%. Ciągle szukam ale wierzę, że wreszcie znajdę zajęcie które będzie mi sprawiać przyjemność oraz przynosić odpowiednie zyski! Trzeba tylko chcieć i się nie poddawać :)
Kilka luźnych myśli od lekarza praktyka…
1) Bardzo wiele zależy od podejścia do tego co robisz. Dla jednej osoby stomatologia może być jedynie beznadziejną dłubaniną w zębach, z kolei dla kogoś innego zajęcie to będzie największą życiową pasją, w której osoba ta twórczo się realizuje. Ty decydujesz czym będzie to dla Ciebie. Dłubanina, wartościowa praca i pomaganie ludziom, czy jeszcze coś innego?
2) Wcale nie trzeba mieć specjalizacji, doktoratu i 15 lat doświadczenia by zacząć osiągać sukcesy w stomatologii. Ba! Często to przeszkadza ;-) Przykład z życia. Kolega zaczynał zupełnie od zera. Po 5 latach od ukończenia studiów prowadzi największa kilinikę stomatologiczną w kilkudziesięciotysięcznej miejscowości. Zarabia na zatrudnianiu lokalnych Wielkich Tuzów ze specjalizacjami i tytułami, bo Ci nie byli na tyle „twórczy” by odważyć się
na duży krok i zorganizować sobie porządne miejsce pracy.
3) Na medycynie jest tyle nauki, że ten kto tego nie przeżył nigdy tego nie zrozumie. Na pierwszych latach można bardzo szybko się zniechęcić.
4) Lekarz to wolny zawód. W praktyce oznacza to, że możesz robić wszystko co jest związane z medycyną (stomatologią) po swojemu, jak chcesz, byle tylko nie zaszkodziło to Pacjentom. Spróbuj spojrzeć na stomatologię szerzej, niż jedynie przez pryzmat swojej mamy, tego co widzisz na zajęciach i tego o czym paplają osoby z grupy. Inny mój kolega, stomatolog (w tym roku skończy 30 lat) jest teraz na szkoleniu w Korei. Pojechał tam by nauczyć się i w efekcie móc leczyć Pacjentów w Polsce unikalną w skali światowej metodą wstawiania implantów. Sky is the limit! A raczej Twój umysł.
5) Zamiast zastanawiać się co robić, proponuję skupić się na czymś na zewnątrz, na działaniu. Napisz na priv skąd jesteś, to może będę mógł Ci pomóc znaleźć jakiegoś stomatologa zarażającego pasją w Twojej okolicy.
6) Moim zdaniem bardzo ważną sprawą jest otwarty umysł i rozwijanie w sobie kompetencji nie związanych ze studiami.
Pozdrawiam zdrowo!
Konrad Kokurewicz
Teraz spełniony lekarz, 7 lat temu student medycyny bliski rzucenia studiów w diabły.
dostałaś furę przemyśleń których mi brakowało w Twoim wieku a było to naście lat temu :-)
to jeszcze dorzucę trochę prowokacyjnie:
1. Czy Twoja Mama rozmawiała z Tobą o wnukach?
2. Czy masz rodzeństwo?
3. Jak sądzisz ile jest Ci potrzebne na własne utrzymanie?
chodzi o zrozumienie presji jaką na Ciebie wywiera Rodzina :)
pzdr
w
Malwina
Jak widzisz warto czasem się „wychylić” :-)
Niezależnie od tego jaką decyzje podejmiesz, to zaglądaj tutaj czasem i czytaj co wielu życzliwych Ci ludzi napisało. To może Ci się przydać przy ewentualnych korektach kursu.
To, że wtedy do Ciebie zadzwoniłem to nic dziwnego :-)
Wspomniałem kiedyś, że jak ktoś do mnie pisze i podaje numer, to czasem wygodniej mi jest zadzwonić nawet z bardzo daleka niż pisać.
Do wszystkich tutaj Komentujących
Stworzyliście w tym miejscu bardzo interesujące kompendium różnego rodzaju wartościowych przemyśleń dotyczących sytuacji wielu młodych ludzi.
To przyda się nie tylko Malwinie, ale bardzo wielu innym młodszym Koleżankom i Kolegom, którzy dzięki Google będą tutaj trafiać. Wasze teksty będą dla nich dużą pomocą i za to bardzo serdecznie Wam dziękuję
Pozdrawiam
Alex
Malwino,
akurat ostatnio sam wpadłem w podobne zawirowania myślowe, na podobne życiowe tematy. Przez parę dni mój umysł wyglądał jak jezioro, do którego wpływa parę potężnych rzek – same zawirowania,a ja na środku próbujący czegoś się złapać.
Uważam, ze jedną z najlepszych rad jakie tu dostałaś, jest to, co napisał Konrad „Zamiast zastanawiać się co robić, proponuję skupić się na czymś na zewnątrz, na działaniu.”
Bo z mnóstwa myślenia mało wynika jeśli niczego się nie próbuje. Ja postanowiłem sobie przestać skupiać się na rozterkach, a zacząć testować to, o czym pisze Alex. A potem porównać rezultaty i wybrać drogę która prowadzi do większej satysfakcji. I generalnie zmieniać rzeczy, a nie poprzestawać na podejrzeniach i przypuszczeniach.
Pozdrawiam
Mikołaj W.
Znowu mam problem z wysłaniem komentarza…
Na początku jeszcze raz powiem, że bardzo się cieszę, że tylu z Was zainteresowało się moim problemem i podzieliło się swoimi przemyśleniami i doświadczeniami. Wchodzę tutaj często i czytam Wasze komentarze na bieżąco, ale niestety rzadko kiedy mam chwilę, aby coś napisać.
Rozmawiałam jeszcze trochę z mamą. Powiedziała mi, że gdybym miała wyraźnie sprecyzowany cel, wiedziała dokładnie co chcę osiągnąć, to ona nie miałaby nic przeciwko, żebym zmieniła studia. Gdybym na przykład była wyjątkowo utalentowana i od zawsze chciała iść do szkoły aktorskiej, albo coś w tym stylu, to by mi nie zabraniała. A do tego, o czym mówię nie są potrzebne studia i jak skończę stomatologię to będę mogła robić to, co mi się będzie podobać. Wiem, że to jest niezgodne ze sposobem myślenia większości z Was. Ale obserwując siebie w ostatnim czasie widzę, że ja chyba muszę mieć jakikolwiek punkt zaczepienia, coś, do czego w razie niepowodzenia mogłabym wrócić. Poza tym doszło jeszcze parę czynników, o których nie chcę w tym miejscu za bardzo pisać.
KrzysiekS,
Pytasz mnie, czym jest dla mnie sukces. To wbrew pozorom trudne pytanie. Sukces może mieć wiele twarzy. Może być to osiągnięcie czegoś, z czego jesteśmy dumni. Mówię tutaj o jednorazowym wydarzeniu (np. dobrze zdana matura). Jeśli chodzi o coś bardziej długofalowego, to w przyszłości będę mogła powiedzieć o sobie, że osiągnęłam sukces, gdy: ja sama będę takim człowiekiem, jakim chciałabym być, będę potrafiła godzić ze sobą wszystkie sfery życia, będę w swego rodzaju “równowadze” ze światem, z otoczeniem, z ludźmi, z sobą samą. Gdy będę codziennie potrafiła doceniać życie, dziwić się i podziwiać to, co jest wokół mnie, uczyć się nowych rzeczy i żyć z pasją. Gdy obok mnie będą ludzie, których kocham, na których mogę liczyć, ale równocześnie będę czuła, że jestem samodzielna. Gdy będę czuła się doceniona i potrzebna. Gdy będę mogła z czystym sumieniem powiedzieć sobie, że to jest właśnie takie życie, jakiego pragnęłam.
Kiedy tak teraz przeczytałam to, co napisałam przyszły mi do głowy dwie rzeczy: po pierwsze nie napisałam tutaj nic konkretnego. Tylko jakieś lanie wody o harmoni, równowadze i umiłowaniu życia. Bo chyba właśnie nie sama kawiarnia jest moim marzeniem. Ona jest drogą dojścia do tego, co napisałam powyżej, sposobem, a nie celem samym w sobie. Nie posiadam sprecyzowanego, namacalnego celu. Posiadam tylko wyobrażenie uczuć, jakie w przyszłości chciałabym odczuwać. Po drugie po przeczytaniu tego wszystkiego pomyślałam sobie: “dziewczyno, ale tak naprawdę co stoi na przeszkodzie temu, żebyś już teraz osiągnęła to wszystko, o czym piszesz? Jedyne, co musisz zmienić w swoim życiu, to Ty sama, Twoje nastawienie, spojrzenie na świat. Myślisz, że odnajdziesz chęć życia gdy coś się wydarzy, zmieni. Że jak już to osiągniesz, to będziesz się tym cieszyć. Nie będziesz, jeśli będziesz stale na coś czekać, zamiast uświadomić sobie, że życie toczy się teraz, w każdej sekundzie Twojego życia”. Chyba utknęłam w pułapce szukania tego co dobre, gdzieś w oddali, zamiast zwyczajnie spróbować rozejrzeć się w najbliższym otoczeniu. Kiedyś czytałam na blogu Michała Pasterskiego (http://michalpasterski.pl/2010/06/droga-do-celu/) świetny wpis o tym, że dążąc do celu wpadamy w pułapkę: ważny jest dla nas tylko cel, a nie droga do niego. A droga jest równie ważna, jeśli nie ważniejsza.
Dziękuję Ci za to pytanie. Ja sama zadawałam je sobie już wiele razy, ale zawsze w myślach. I zawsze jakieś inne myśli odwodziły mnie od tego pytania, a ja tym samym nigdy sobie na nie nie odpowiedziałam. Zawsze działałam tylko w jedną stronę: określałam jakieś wydarzenia mianem sukcesu. Ale nigdy nie postąpiłam odwrotnie, nigdy nie stwierdziłam, czym tak naprawdę jest ten sukces.
Awicher, chętnie skontaktowałabym się z Tobą za pomocą maila, ale ponieważ w moich wypowiedziach zawarłam dużo osobistych rzeczy, na które nie chciałabym aby trafił kiedyś ktoś znajomy, nie bardzo chciałabym podawać tutaj swój adres. Czy mogłabyś podać swojego maila tutaj, albo czy ewentualnie jest jakaś inna możliwość skontaktowania się z Tobą?
Konrad Kokurewicz,
Bardzo miło, że wypowiedział się ktoś z tej “branży”;). Wyślę Ci za chwilę maila na adres, który znalazłam na podanej przez Ciebie stronie. Swoją drogą ciekawy artykuł o przyczynach zmęczenia, gdyby zestawić wszystkie czynniki z tej listy, które dotyczą mnie, to rozumiem już, czemu chodzę taka padnięta;).
WitekZ,
1. O wnukach? Zdarzyło się. Mówi, żebym w żadnym wypadku nie decydowała się na ślub, a tym bardziej na dziecko na studiach.
2. Nie, jestem rozpuszczoną jedynaczką;).
3. Ja nie jestem kosztowna w utrzymaniu;). A tak poważnie to nie jestem wybredna ani wymagająca w kwestii jedzenia, mogę się żywić samymi kanapkami z serem albo jogurtami. Ubrania często kupuję na przecenach, bo nie widzę sensu w kupowaniu czegoś (chyba, że mnie jakoś zachwyci), co za dwa miesiące można znaleźć w dwukrotnie niższej cenie. Poruszam się po mieście komunikacją miejską. Nie chodzę do kosmetyczki, bo póki co nie widzę takiej potrzeby. Nie mam problemów ze zdrowiem. Do kosztów utrzymania trzeba oczywiście doliczyć jeszcze rachunek za telefon (nie jakiś zatrważająco wysoki), środki higieny osobistej, etc. Trochę dziwnie mi zliczać to wszystko i podawać tutaj publicznie szacunkową kwotę mojego utrzymania, więc mam nadzieję, że to, co napisałam powyżej, wystarczy. Skąd to pytanie:)?
MikołajW,
I tą radą trafiłeś w samo sedno. To jedna ze spraw, którą zaczynam sobie właśnie uświadamiać: Ja uwielbiam myśleć, planować. Ale jak przychodzi czas na działanie, nie jest już tak różowo.
Justyna Niebieszczańska,
Kiedyś już słyszałam o stronie tego typu. Szczerze? Brr, bałabym się. Równocześnie wiem, że to mogłoby być jedno z najbardziej wartościowych doświadczeń. Na pewno wezmę to pod uwagę:).
Alex,
Ja tutaj zaglądam naprawdę często. Czytam komentarze, gdy tylko się pojawią i cieszę się z każdego z nich. Ale gdy już komentuję, to staram się robić to nie “po łebkach”, tylko jak najbardziej dokładnie. Dzisiaj na przykład, odpowiadając na komentarz KrzyśkaS uświadomiłam sobie ważną rzecz dotyczącą mojego pojęcia “sukcesu”. Jeśli ktoś chciałby to jakoś skomentować, wyrazić swoje zdanie, to zapraszam, bo nie wiem, czy się trochę w tym nie pogubiłam. Jak we wszystkim ostatnio;)
Dziękuję wszystkim i pozdrawiam:)
Malwina.
Witam, przeglądam ten blog od niedawna(od jednego dnia), ale już zainteresowało mnie kilka artykułów, a także chciałbym udzielić się w tej sprawie. Tym razem mam takie samo zdanie jak większość(co czasami mi się zdarza, choć teraz może być to sprawka mojej diety wysoko-tłuszczowej ;P) Tak więc zaczynajmy.
Matematyczna rozprawa metodą nie wprost:
Teza: Powinnaś myśleć za siebie i zrobić to co ty uważasz za najlepsze dla ciebie, nawet jeśli nie wiesz jeszcze jak to do końca osiągnąć.
Założenia:
1) Twoi rodzice będą niezadowoleni ze zmiany kierunku studiów.
2) Wyjście ze strefy komfortu będzie trudne.
3) Ty jesteś osobą dla siebie najważniejszą na świecie.
4) Bezpieczna praca nie jest rzeczą najważniejszą na świecie.
Dowód: Zakładając, że nic w swoim życiu nie zmieniłaś i pozostajesz na tym samym kursie (nie za bardzo ukochane studia): Widzę w tym wypadku kilka możliwości:
1) Polubisz stomatologię (nie wiem jakie jest tego prawdopodobieństwo ale zakładam, że niewielkie, jeśli ktoś lubi zawodowo grzebać w zębach to można go nazwać „The Lucky One”albo”Potrzebny kaftan bezpieczeństwa”) W tym wypadku teza nie udowodniona.
2) Nie polubisz stomatologii ale zyskasz kase na rozwój czegoś innego- Możliwe, ale odwrót od stabilnej pracy którą wszyscy oczekują, że będziesz wykonywała to zadanie tak samo trudne albo jeszcze trudniejsze niż rzucenie studiów od razu. A stracisz mase czasu. Teza pozostaje do udowodnienia.
3) Zainwestujesz w coś innego podczas studiowania- Dobra, ale bardzo trudna opcja. Mało czasu na naukę, a jak nie wypali i nie zdasz egzaminów to katastrofa. W tym przypadku teza udowodniona jako myślenie za siebie.
4) Nie polubisz stomatologii, ale rozwiniesz się inaczej niż przez pracę dentystki- Scenariusz możliwy jeśli przez inaczej określimy wszystkie rzeczy które lubisz robić w życiu, a nie będą wymagać zbyt wiele czasu i energii. Teza przepada
Żaden z tych dowodów nie zawiera opcji „Chrzanić studia zostanę ninja”,(zaznaczyłem to na początku dowodu) co ja w tym wypadku bym zrobił, ale ja jestem szalony. A co najważniejsze to ty musisz wybrać, bo to twoje życie, mi(i wielu innym tutaj) może się łatwo pisać: „Ho Ho rzuć studia i żyj pełnią życia.” Ale jeśli się nie sprężysz i coś się spie***li, to ty będziesz musiała odczuwać konsekwencje do końca życia.
Zdaję sobie sprawę, że są miliony możliwości, ale może moje słowa w czymś ci pomogą(albo zamotają, ale to też coś). I z góry przepraszam za to, że nie czytałem wielu poprzednich komentarzy, bo jestem z natury leniwy i akurat nie miałem wiele czasu.
In the end of the day: Ja bym na twoim miejscu rzucił studia.
PS. Przepraszam, że piszę tak zawiłym językiem.
Pytania były w celu sprawdzenia kto na kogo wywiera presje i kto ma wobec kogo jakiekolwiek oczekiwania :-)
To nic złego ale chyba naprawde na razie nie wiesz co tak naprawde chciałabyś robić i wygodnie Ci się żyje z rodziną/mamą i masz ten „komfort”, że możesz się poużalać, że kierunek który studiujesz nie jest do końca tym co chciałabyś robić.
Pomysł z dziekanka naprawde by się w to w wszystko wpisywał albo wakacje 3 miesiące albo i 4 :=) i potestować swoje marzenia
do kosztów utrzymania dolicz mieszkanie i opłatę za studia, które byś chciała tak naprawdę studiować, chyba, że weekendowa/wakacyjna praca by Ci to pokryła
ale jak widzisz mama by pomogła gdyby widziała czego tak naprawde chcesz, co jest Twoja pasja
Twoje życie w Twoich rękach – dopiero odkrywasz przy jakiej czynnosci zaczynasz naprawde żyć i wibrować i dopoki nie sprobujesz to sie nie dowiesz
zauważ, że ty probujesz albo chcesz próbować i masz oparcie a niektórzy od razu probując żyją i nawet o tym nie wiedzą ale żyją teraźniejszością
pzdr
w
Malwina
To dobrze, że zadajesz sobie takie pytania, to dobrze, że szukasz różnych odpowiedzi i to rzadkie, że w ogóle w tak młodym wieku pytasz.
Twój proces rozwoju ruszył i od Ciebie zależy, co z nim dalej zrobisz.
Niezależnie od decyzji – kamyczek z mojej strony- zrób wszsytko co możesz, żeby podjęta przez Ciebie decyzja była ŚWIADOMA.
Co to oznacza?
Gdy świadomie podejmiesz decyzję, że dalej studiujesz, to wiedząc, co dzieje się z Tobą na tych studiach, jak się czujesz i jakie będziesz miała myśli w głowie. Czyli, że nie pokochasz nagle tych studiów i nie staną się Twoją pasją. Ale będzie to świadoma Twoja decyzje.
Gdy podjemiesz decyzję, że zostawiasz/ przerywasz na chwilę itp. studia to ze świadomością, że dobrze byłoby przy tym zrobić plan co będziesz robiła, świadomie zdawać sobie sprawę z reakcji mamy („będzie niezadowolona”i będzie przysłowiowo gadać), świadomie zdawać sobie sprawę ze swojego niezdecydowania/ braku czegoś/znaków zapytania. Ale to wszystko świadomie, nawet te znaki zapytania, bo uczymy sie od nieznanego.
Taki kamyczek z mojej strony :)
Pozdrawiam serdecznie!
Hmmm… Malwino, najlepiej mi będzie na dylematy odpowiedzieć własną historią…
Poszedłem na studia informatyczne, bo:
a) chciałem się rozwinąć w tej dziedzinie
b) to „przyszłościowy kierunek, po którym łatwo o pracę”
c) rodzina zachęcała
Efekt? Rozwinąć się nie rozwinąłem za szczególnie – większość zajęć przez 5 lat studiów nie dotyczyła tego co bym chciał – programowania. Pełno za to było innych „umilaczy”. Nie wiem jak ze stomatologią – ale pewno wiele dodatkowej wiedzy medycznej musisz łyknąć. Tyle, że – Ciebie nawet stomatologia nie „kręci”! Więc powiem Ci z mojego doświadczenia – dla mnie studia były (może przesadzam) nudną katorgą. Trzymało mnie tam tylko przeświadczenie, że kiedyś będą ciekawsze przedmioty (nie doczekałem się).
Zauważ, że dla Ciebie to będzie jeszcze trudniejsze wyzwanie! Nie masz tam żadnego celu.
Co do zawodu – może i masz zapewniony „łatwy start”, ale czy będziesz dobrą dentystką, jeśli będziesz budzić się każdego dnia z przeświadczeniem, że musisz iść zająć się pracą, której nie znosisz?
Moja rada – masz mamę dentystkę – to weź przez tydzień lub dwa przymuś się, aby z nią pracować – już teraz. Możesz podawać karty pacjentów, itp – albo siedzieć i obserwować. Wtedy będziesz wiedzieć, czy taki zawód zniesiesz – obserwując co mama robi.
Argumenty matki wynikają z miłości do Ciebie, chce Ci dać jak najlepsze możliwości w życiu, tylko patrzy się przez pryzmat tego co jej się podoba. Dla niej jesteś jej kopią i „masz się słuchać, bo jesteś młodsza” (co jest bardzo złym zachowaniem, niewolnictwo w Polsce jest z tego co pamiętam niedozwolone)
Moim zdaniem – powinnaś robić to co Tobie się podoba. Koniec, kropka. Zastanów się co chcesz robić – i rób to.
Co więcej – powinnaś jak najszybciej odciąć się od rodziny. Wyprowadzić, gdziekolwiek, byle z nimi nie mieszkać. Wiem, że brzmi to co najmniej dziwnie, ale dopóki oni będą sączyć taki jad pt. „pewna praca”, „ojcu nie wyszło, to i Tobie”, „mama wie lepiej”, to będziesz taka przybita. Myślisz o porażce, że wszystko co robisz jest beznadziejne – właśnie przez to. Każdy Twój pomysł jest torpedowany.
Więc moja rada – wyswobódź się z tego cyrku i rób swoje – to co Tobie się podoba. Zacznij od biżuterii, jest jakiś przychód, rozwiń to, aby móc się utrzymać i wyprowadź. Może zamieszkaj z chłopakiem, wynajmijcie jakąś kawalerkę – rozważ opcje jakie masz – gdzie i z kim.
PS. Ja straciłem na studia 5 lat, w zawodzie pracować nie będę. Okazuje się, że lepiej bym zrobił idąc 5 lat temu na psychologię – którą poniekąd moja rodzina mi odradzała, ponieważ „znasz się na komputerach, informatycy dobrze zarabiają”… A przez ostatnie 6 lat praktycznie nonstop pracuję w handlu, usługach, itp – bardziej by mi się przydała wiedza psychologiczna – i tej sam się doszkalam w każdej wolnej chwili… Do tego studiowałem wieczorowo, jakby podliczyć koszta tych studiów to wydałem kosmiczne pieniądze na nie. Dla papieru. Dlatego twierdzę – nie ma sensu studiować czegoś, co Ci się nie podoba – a mi na początku nawet trochę podobało. Później było tylko parcie do dyplomu.
Moje 0,03zł.
pozdrawiam
WW
jeszcze apropo wyprowadzki – mimo wszystko proponowałbym samodzielną wyprowadzkę, nie na tzw wspólne
być może to jedna z ostatnich okazji pomieszkać samemu
wtedy się lepiej sama poznasz
i nie myśl tylko o oszczędnościach bo samopoznanie to wielki kapitał
oczywiście zrobisz jak zechcesz :-)
chyba już dużo napisano
w
Witam,
Malwina, mi się wydaje, że ty masz większy problem z mamą, niż z tym co tak naprawdę chcesz robić w życiu…
Przeczytawszy komentarze i Twoje odpowiedzi, dochodzę do wniosku, że bardziej martwi Cię to jak na to rodzicielka zareaguje. Pewnie robisz to podświadomie, ale zdaj sobie sprawę, że jesteś już dużą dziewczynką i SAMODZIELNIE podejmujesz decyzje.
Może zmień taktykę, ja nie widzę potrzeby uciekania z domu w którym jak mozna wnioskować masz zapewnione warunki rozwoju.
Zacznij rozmawiać z rodzicami jak dorosła osoba, a nie jak uczeń podstawówki. Jeżeli chcesz rzucić studia to nie pytaj rodziców o zgodzę tylko im to oznajmij.
Oczywiście nie jest to łatwe przestawianie i nie chodzi o to, żeby powiedzieć im to w przelocie.
Zrozum, że masz prawo do kierowania swoim życiem jak Ci się podoba, a nie jak się podoba innym. Przygotuj listę argumentów i nie daj się zdominować. Porozmawiaj z nimi rzeczowo i merytorycznie bez zbędnych emocji.
Pamiętaj, że rodzice to takie chytre bestie, które uciekając się nawet do szantażu będą wywierać presje psychiczną/finansową/każdą inną w imię Twojego dobra. Twoim zadaniem jest to przełamać. Taka domena rodziców.
Tu nie chodzi o to by oznajmić, nawrzeszczeć na nich, że nie wiedzą co jest dla Ciebie najlepsze, a na koniec wyprowadzić się z chłopakiem do kawalerki;)
Tu chodzi o to, żeby oni mieli świadomość tego co zamierzasz, może nie da im to poczucia satysfakcji i zadowolenia, ale da materiał do przemyśleń.
Powiedz też wprost czego od nich oczekujesz, jeżeli to ma być wsparcie to o nie poproś.
Oczywiście jeżeli usłyszysz argument, że w takim razie będziesz ponosić koszty swojego utrzymania, to przyjmij go na klatę i przystąp do negocjacji warunków, to jest cena „dorosłości”.
Pamiętaj też o tym, że skoro ty sama nie wiesz co chcesz robić, to tym bardziej oni też są zagubieni. Tylko Twoja postawa i determinacja jest wstanie to odwróćić.
Bez wgdlędu na to co postanowisz, uważam, że „ucieczka” z domu pogłębi negatywne emocje pomiędzy Tobą a rodzicami. W tym scenariuszu przynajmniej dla mnie obje będziecie przegrane. Ty – bo pod wpływem emocji opuścisz dom rodzinny w przeświadczeniu o wyrządzonej Ci krzywdzie, Rodzice – bo nie zrozumieja do końca o co chodzi.
Na koniec od siebie dodam, że posiadam 6 indeksów i żadnych literek przed nazwiskiem, więc coś o komunikowaniu rodzicom zmiany studiów wiem.
Wyprowadziłem się ok 3 indeksu i to nie ze wzgledu na konflikt z rodzicami;)
Hej Malwino!
Odpowiadając na Twoje pytanie skąd wiem to co napisałem w poprzednim wpisie to po prostu dokładnie przeczytałem Twój post.
W innym wątku napisałaś że „coraz częściej używasz pojęcia strach”. Może to dlatego że motywujesz się strachem ( przed gniewem, niezadowoleniem mamy, strach, że nie zaliczysz sesji).Polecam thework.com
Pozdrawiam,
Wojtek
Cześć Malwina,
trochę późno zamieszczam ten komentarz, ale właśnie natknąłem się na bardzo pouczający artykuł człowieka, który otworzył uroczą kawiarnie w Nowym Jorku. Artykuł ma wymowny tytuł: „I opened a charming neighborhood coffee shop. Then it destroyed my life.” Można go przeczytać tutaj: http://www.slate.com/id/2132576/
Inny wartościowy post mówiący o tym, aby nie robić zawodu i źródła utrzymania z tego, co kochamy: http://unicornfree.com/2011/dont-follow-your-passion/
Natomiast o zachowaniach potencjalnych miłych klientów, z którymi pewnie chcesz miło gawędzić przy filiżance kawy, można poczytać tutaj: piekielni.pl
Nie piszę tego po to, aby Cię zniechęcić, tylko aby Twoja decyzja o ewentualnym otwarciu kawiarni była jak najbardziej świadoma.
Pozdrawiam i życzę powodzenia!
Paweł
Witam Malwina,
wiele wskazówek dostałaś więc nie chcę ich już powielać, sam jestem absolwentem studiów na których miałem jeden przedmiot, który lubiłem – WF;) Przez 4 lata studiów powtarzałem sobie jeden frazes, studiuję tylko dla papierka, później będzie mi łatwiej znaleźć pracę. Na drugi roku sam się władowałem w pułapkę z której nie potrafiłem wyjść, sam oświadczyłem przy rodzicach, że co by się nie działo te studia skończę… i skończyłem. Nigdy nie pracowałem w zawodzie, ciągle słyszę, że mam takie świetne wykształcenie (informatyka w systemach zarządzania produkcją:), stoję przed wielkim dylematem – co mam robić w tym życiu? Bo wiem, że przelatuje mi przez palce.
Powiem Ci coś co przerobiłem na własnych błędach: Jeśli nie weźmiesz odpowiedzialności za własne życie, szykuje Ci się wielki wytrych na wytłumaczenie własnych niepowodzeń: wszystko wina mamy, gdyby mnie nie zmusiła do „dłubania ludziom w zębach”, mogłabym … ) tu wpisz co chcesz.
Załączam jeszcze fragment przemówienia które wygłosił Steve Jobs, do którego zresztą odnosi się drugi post na tym blogu:)
„Your time is limited, so don’t waste it living someone else’s life. Don’t be trapped by dogma — which is living with the results of other people’s thinking. Don’t let the noise of others’ opinions drown out your own inner voice. And most important, have the courage to follow your heart and intuition. They somehow already know what you truly want to become. Everything else is secondary.”
oraz link do całości tekstu:
http://news.stanford.edu/news/2005/june15/jobs-061505.html
powodzenia
Seweryn
Jeszcze tylko jedno, brak działania w takiej sytuacji przypomina mi trochę „małżeństwo z rozsądku” niby z zewnątrz wszystko wygląda dobrze, ale w środku wszystko się wali i pali.
życzę Ci dobrych decyzji
Seweryn
hej Malwino,
wiem, że należy robić w życiu to co się lubi lub kocha. Nawet największe pieniądze nie zwrócą Ci tego, że codziennie będziesz na siłę szła do pracy. Poza tym jeśli nie będziesz lubiła swojej pracy nigdy nie będziesz naprawdę dobra w tym co robisz. Nawiązując, też do poprzednich wypowiedzi- rok studiowania to jest bardzo mało- znam osoby, które zrezygnowały po 3-ech latach i zaczęły coś zupełnie innego. Znam też i takie, które studiowały ciężko przez 5 lat jeden kierunek, by później i tak zacząć kolejny- ten upragniony.
Mogę Ci poradzić:
– zacznij robić biżuterię już teraz i spróbuj ją sprzedawać- np. allegro lub inne aukcje
– zatrudnij się w kawiarni- jeśli chcesz otworzyć taki biznes, kluczowe jest znanie takiej działalności od podszewki
3majsię:)
Justyna,
Jeśli chodzi o biżuterię to zamówiłam parę dni temu półfabrykaty i minerały. Na razie leżą w pudełku, a ja się do nich modlę, bo wiem, że gdybym się za nie zabrała, to anatomia (zaraz egzamin!) nie miałaby z nimi szans;). Już jestem w jednej internetowej galerii artystycznej, ale liczę, że jeśli podniosę jakość swoich prac, to przyjmą mnie do innej, mojej wymarzonej:).
Seweryn,
Wydaje mi się, że ja właśnie teraz wzięłam odpowiedzialność za swoje życie. Zdecydowałam, że zostaję na tych studiach, bo dalsza przyszłość z nimi związana nie jest tak tragiczna, jak to wcześniej przedstawiałam. Praca jest pewna, nieźle płatna (zdaję sobie sprawę, że to nie brzmi pięknie i górnolotnie, ale to też jest dla mnie ważny czynnik), a przede wszystkim (wyłączając prawdopodobny kręgosłup siedemdziesięciolatki w wieku czterdziestu lat) chyba całkiem przyjemna i dająca możliwość prawdziwej pomocy ludziom. Już przestałam walczyć ze studiami samymi w sobie i użalać się nad sobą, a zamiast tego pracuję nad tym, aby mieć czas na coś poza nauką. A plany otworzenia kawiarni są nadal aktualne i raczej nikt mi ich z głowy nie wybije. A że będzie to odroczone w czasie… trudno, przestałam ubolewać jakoś mocno z tej przyczyny.
Paweł,
Dziękuję za podesłanie artykułów. Niestety pasja, gdy staje się źródłem dochodów (zwłaszcza jedynym) może stać się przykrym obowiązkiem, a tego bardzo bym nie chciała. Dlatego może to i dobrze, że w moim przypadku tak nie będzie.
Szczerze mówiąc jestem mocno zaskoczona faktem, że nadal ktoś czyta to histeryczno-rozpaczliwe „coś”, czego w chwili obecnej się wstydzę. A tym bardziej, że komuś chce się poświęcać czas i energię na to, aby tej histeryczce odpisać;).
Patrząc na to wszystko teraz, z dystansem, stwierdzam, że mimo iż ten post i Wasz odzew nie wpłynął na moje życie w wąskiej kwestii zmiany studiów, to zmusił mnie do zastanowienia się nad innymi kwestiami, być może ważniejszymi. Głównie nad tym, czym jest odpowiedzialność za własne życie i wybory, a także że bierność sama w sobie także jest decyzją, tylko często tragiczniejszą w skutkach niż świadomie podjęta błędna decyzja. Bo gdy podejmiemy złą decyzję, można powiedzieć „JA zadecydowałem źle, więc teraz JA mogę to naprawić”. A pozostawiając decyzję komuś innemu wkręcamy się w spiralę pretensji do świata, obwiniania innych i gdybania, nie przyjmując do wiadomości, że odpowiedzialni za całą sytuację jesteśmy tylko i wyłącznie my sami. To jest tylko powierzchownie i pozornie wygodne, bo tak naprawdę kręcimy się w kółko, tracąc całą energię na rozgrzebywanie niesprawiedliwości i okrucieństwa tego świata. Równocześnie nie robimy nic, aby cokolwiek zmienić, bo gdzieś zakodowaliśmy sobie, że nie mamy na nic wpływu.
Jestem więc w trakcie zadawania sobie pytań, prób odnalezienia na nie odpowiedzi i kształtowania siebie z pełną odpowiedzialnością. Bardzo duży wpływ miał na to właśnie ten blog, bo to od niego wszystko się zaczęło:).
pozdrawiam serdecznie
Malwina
Powiem tak. Wielu ludzi by Ci zazdrościło, ze masz kogoś bliskiego, kto Ci pomoże w wystartowaniu w zawodzie, bo wielu ludzi bije się w głowę, że nie mają jak i kogo spytać o pomoc w kwestii zawodowej, dlatego skazani są na pomoc ze strony urzędów itp. jeżeli nie ma się odpowiednich umiejętności. Jeżeli wybrałabyś stomatologię, zyskała byś być może to samo co mama, czyli stabilność w pracy i w miarę dobrą płacę. Ale… dla wielu bak samospełniania się w zawodzie to katastrofa. Wybór należy do Ciebie, ale walczysz między racjonalnym wyborem, a szczęściem.