Zdanie zawarte w tytule pochodzi z Biblii i jest to niezwykle cenna rada życiowa.
Odkąd zaprzestałem osądzania innych w bardzo wielkim stopniu poprawiła się nie tylko ilość i intensywność moich relacji z ludźmi, ale też jakość życia w ogóle.
Zazwyczaj nie zdajemy sobie z tego sprawy, niemniej od dzieciństwa byliśmy tresowani na zarówno bycie obiektem osądu otoczenia (jeden z elementów dyktatury pociotków o której piszę ostatnio), jak też na bycie bezlitosnym sędzią wobec innych. Szczególnie silne było to (i ciągle niestety jest) w szkole, gdzie nawet tak nieznaczące szczegóły jak marka, czy elementy ubioru powoduje wydawanie dość kategorycznych werdyktów na temat czyjejś „wartości”.
U wielu ludzi ta tresura działa w wieku dorosłym, co ma następujące negatywne konsekwencje:
- niepotrzebnie osądzając innych na podstawie powierzchownych przesłanek rezygnujemy z wchodzenia w relacje z ciekawymi ludźmi, którzy mogliby znacznie wzbogacić nasze życie
- osądzając innych psujemy sobie relacje z nimi
- żyjąc w świecie, gdzie wszyscy nawzajem się oceniają zastanawiamy się zbyt często „co inni pomyślą”, stresując się niepotrzebnie, albo co gorsza nie podejmując różnych prób zmienienia naszego życia na lepsze
Długoterminowo prowadzi to do dość monotonnego życia w ciągłej niepewności i wśród ludzi podobnych do siebie, a nie jest to optymalne wykorzystanie możliwości dzisiejszego świata.
Przyznam Wam, że to uświadomiłem sobie zaledwie kilka lat temu, niemniej zmiana podejścia spowodowała radykalne i pozytywne zmiany w moim życiu. Zalecam każdemu przeanalizowanie własnego sposobu myślenia i sprawdzenie jak często występujemy mentalnie w roli sędziego ferującego nikomu niepotrzebne wyroki. Jeśli macie co do tego pytania i wątpliwości, to zapraszam do komentarzy.
A teraz, aby zilustrować zasadę, iż nikt nie jest doskonały opowiem Wam co wydarzyło mi się wczoraj w południe. Po bardzo interesującym śniadaniu w Radissonie wyprowadziłem samochód z garażu Złotych Tarasów i usiłowałem z ulicy Złotej wyjechać na Emilii Plater. Ze względu na decyzje pani Hanny G-W. aby w Warszawie śnieg leżał tak długo aż sam stopnieje, w jednym miejscu należało się przejechać pomiędzy zlodowaciałą białą ścianą, a samochodami zaparkowanymi po drugiej stronie. Na poniższym zdjęciu widać jak niewiele miejsca pozostało miedzy mną a zderzakiem zaparkowanego vana. Przeciskając sie tam dość szerokim samochodem, zobaczyłem, że kawałeczek dalej jakiś pojazd zaparkował nie tylko na przejściu dla pieszych, ale tez wystając tak dalece, że minięcie się w najlepszym wypadku było możliwe „na grubość lakieru”. Wziąłem komórkę i zrobiłem poniższe zdjęcie do mojej prywatnej galerii bezmyślnych kierowców dziwiąc się jaki rodzaj ludzi coś takiego robi. Samochód zdawał się być opuszczonym, dopiero kiedy wyzwalałem migawkę nad dachem pojawiła się widoczna na zdjęciu osoba. Nawiązałem z nią kontakt wzrokowy i z dużą dezaprobatą pokręciłem głową……..
Dopiero kiedy z trudem przejechałem obok niego zobaczyłem, że pomagał on człowiekowi na wózku inwalidzkim wsiąść do taksówki, a ze względu na zwały śniegu zatrzymanie się w tym miejscu było jedyną możliwością aby to zrobić!
Bummm!!!! Kolejna lekcja zaliczona Alex!!
Wnioski:
- Generalnie stosuję w praktyce wszystko, o czym pisze na blogu. Powyższy przypadek pokazuje, że nie jestem w tym perfekcyjny. Całe szczęście, że jak kiedyś napisałem w poście „Nie musisz być doskonałym…”
- Zdecydowanie należy zadbać o w miarę pełny obraz sytuacji, zanim zabierzemy się za ocenę czegokolwiek
- Niepokojącym jest to, że widząc tak zaparkowany samochód automatycznie przyjąłem negatywne założenie ludzkiej bezmyślności, czego wcześniej nie robiłem. To jest bardzo niedobry syndrom, oznaczający, że po roku mieszkania w Warszawie i przeróżnych doświadczeń z tym związanych mój obraz świata przesunął się nieco w kierunku, który mi się nie podoba. Traktuję to jako ostrzeżenie i pomyśle jak ten wpływ skompensować. Zrobię też sobie solidny rachunek sumienia, w jakich innych zakresach „zainfekowałem się” negatywnym nastawieniem do „obcych” i tym podobnymi rzeczami, których wcale nie chcę w sobie nosić. Trzeba, podobnie do komputera, zrobić sobie skan na wirusy, tym razem wirusy umysłu!
Co Wy na to?
Bardzo trafny artykuł. Recepta jest prosta, trudnością jest realizacja i poradzenie sobie z tym w praktyce. ;)
Witam,
Dobrze jak potrafisz byc sam sobie antiwirusem:)
Antek
Witam wszystkich, na wstępie chciałem zaznaczyć, że blog niezmiernie mi się spodobał i oceniam go(aha!) bardzo dobrze.
Niestety nie mogę się zgodzić z tym postem. Oczywiste jest, że ocenianie powierzchowne nie jest pożądaną cechą u nikogo, ale czemu nie mam sądzić ludzi na mój własny użytek? To niekoniecznie musi prowadzić do zepsucia relacji. Przez osądzanie innych, możemy pomóc – czasem innym, ale najczęściej sobie. To bardzo przydatna umiejętność, zwłaszcza jeśli nauczymy się popatrzeć „z boku” na siebie, tak jak na osobę trzecią. Nie trafił do mnie ten post(co jest rzadkością a przeczytałem już prawie wszystkie najważniejsze posty) z wypisanych przez Ciebie konsekwencji zgadzam się tylko z pierwszą. Będę pilnie śledził komentarze, może jednak ktoś zdoła mnie przekonać :) Pozdrawiam.
Witaj Alex!
Moim zdaniem „osądzanie innych” jest naszym pewnego rodzaju mechanizmem obronnym. Jest naprawdę sporo sytuacji w których nasze osądy nie mają najmniejszego sensu (wręcz powodują w nas zdenerwowanie) np. sposób parkowania przez innych, korki czy tez kolejka w sklepie. W takiej sytuacji będzie to tylko nikomu nie potrzebna „wycieczka osobista” w dodatku jej adresat jej nie usłyszy więc jest to bez sensowne.
Jednakże wyzbycie się kompletnie tego „systemu samoobrony” może powodować kłopoty. Dobrym przykładem może być tutaj polecany przez Ciebie ostatnio artykuł o „pożyczkach prywatnych”, gdzie to mechanizm „osądzania innych”, zawiódł (a właściwie został przesłonięty chęcią wydostania się z kłopotów finansowych).
Reasumując, ocenianie innych ludzi którzy nie są częścią naszego życia (tj. innych kierowców, klientów w sklepie) jest bezsensowne, ale ocena ludzi z którymi robimy „interesy” jest wskazana (oczywiście w granicach rozsądku, żeby nie zwariować ;))
Pozdrawiam
Darek
Alex,
Bardzo zainteresował mnie ostatni punkt – ten o przesunięciu obrazu świata po roku mieszkania w Polsce. Mam podobne odczucie, a wszelkie próby zmiany tego odczucia spełzły na niczym. Dość szybko znajduje się jednostka, która „sprowadza mnie na ziemię”.
Bardzo jestem zainteresowany jakie sposoby Ty będziesz próbował. Czy możesz się nimi podzielić?
Pozdrawiam
Arek
Ciekawy artykuł, tylko zastanawiam się, czy oceniania innych należy się wyzbyć bez względu na okoliczności? Jeśli jest się szefem, należy wystrzegać się oceniania swoich pracowników? Jeśli się jest zarządzanym przez osoby, które nie mają o tym pojęcia, to jedyne wyjście z takiej sytuacji to poszukać sobie nowej pracy?
Przykład z życia: pracownicy w kuluarach negatywnie oceniają zarząd firmy. Każdy widzi, że „zarządzanie” to bardziej „spychanie” odpowiedzianości na niższe szczeble, często bez żadnego planu działania, często nie przystające do rzeczywistości, stąd wiele zarządzeń nie jest po prostu realizowanych, ale wcześniej traci się czas na ich próbę interpretacji. W takim wypadku lepiej siedzieć cicho, robić dobrą minę do złej gry, czy może od razu szukać innej pracy?
Powodzenia w odwirusowywaniu :-)
Pozdrawiam
Tomek
W moim życiu też złapałem się wielokrotnie na ocenianiu postronnych mi ludzi na podstawie pierwszego wrażenia. To też wydaje mi się częścią zasad wpojoną nam przez rodzinę i społeczenstwo w okresie gdy jeszcze nasz własny osąd pozostawiał wiele do życzenia. Zauważyłem że szczególnie w Polsce ludzie lubią sobie robić gruby ochronny pancerz niedostępności, który jest niejednokrotnie bardzo ciężko przebić pierwszym uśmiechem. Możemy odnieść wówczas złe wrażenie na temat spotkanej przez nas osoby, która w rzeczywistości po prostu jest w pewien sposób nieufna. W efekcie spełnia się teza Alexa iż możemy stracić w ten sposób na relacjach z ciekawymi ludźmi.
Z drugiej strony jak nie oceniać kierowców Porsche Cayenne i podobnych aut (tzn bardzo drogich) parkujących na miejscach dla inwalidów. Co ciekawe zazwyczaj posiadacze takich właśnie aut zajmują te miejsca a ilu z nich jest naprawdę inwalidami ? Nigdy nie widziałem żadnej naklejki czy znaku mówiącego o tym że właśnie tym autem jeździ inwalida (czego oczywiście nie wykluczam). I choćbym bardzo się starał zawsze krew mi się w takich momentach gotuje.
A i również zgadzam się z Polską wizją świata, wielokrotnie po powrocie do naszego kraju miałem ten sam problem, dlatego tęsknię za tym by dla odmiany pomieszkać gdzie indziej, nabrać trochę bardziej pozytywnego spojrzenia na świat i ludzi.
Czego wszystkim życzę.
Pozdrawiam
@Piotrek
Z takim osądem byłbym ostrożny. Tak na szybko moje uwagi:
– nie widzisz całego kontekstu sytuacji, nie widzisz celów, którymi kieruje się zarząd, na znasz długoterminowej strategii, nie znasz faktów z innej strony niż pracownik pewnego szczebla pewnego działu
– „pracownicy” – ta liczba mnoga zawsze mnie martwi. Osądy powszechne rzadko są prawdziwe.
Nie twierdzę że nie masz racji w swojej ocenie, ale nauczyłem się że szczególnie w relacji w hierarchii zawodowej w Polsce „góra” zawsze nie ma racji.
Może warto zadać sobie pytanie dlaczego zarząd tak działa. Jakie są ich motywy i jakie interesy starają się zapewnić/chronić.
Nie da sie zyc bez osadow ludzi i dziela ich pracy a wiec posrednio wlasnie ich samych, codziennie to robie w sklepie.
Poziom Pana frustracji zawsze bedzie rosl w polsce, szczegolnie w miejscach … wlsciwie wszedzie poza radisonem ;) i pokojami wielkich korpo.
Bez osadzania nie ma zycia, to smutne i prawdziwe tak samo jak bez stereotypow. W innym przypadku musialbym przeczytac wszystkie ksiazki swiata i na samym koncu majac 9999lat moglby odpowiedziec co jest ciekawe.
I nie wierze by mezczyzna/kobieta nie oceniali sie po wygladzie w pierwszej fazie poznania :)
Zasada nie oceniaj jest jak piekna bajka jak nauka romantyzmu w szkole podstawowej, z zyciem wsrod ludzi szczegolnie tych ktorych jeszcze nie znamy nie ma i nie bedzie miala nic wspolnego, bez ich osadu nie jestesmy w stanie zakwalifikowac ich do potencjalnych znajomych a zbytnia otwartosc jak pokazuje nauka wymaga … twardych posladkow i glebokiego portfela. Szczegolnie w polsce gdzie panuje zasada, kombinuj a bedziesz mial.
Zgadzam się z Alexem – tak naprawdę nigdy nie wiemy co stoi za postępowaniem drugiego człowieka. Dlatego lepiej 2x pomyśleć zanim się coś powie. Myślę, że to zdanie: „Nie sądź abyś nie był osądzonym” odnosi się nie tylko do takich pojedynczych sytuacji ale do całej postawy człowieka. Nie zawsze wiemy co sprawiło, że np. dany człowiek nie potrafi nawiązywać znajomości, albo jest zamknięty w sobie… Dlatego warto być wyrozumiałym :)
Michale, oczywiście że zgadzam się z Tobą, że często zbyt pochopnie wydajemy opinie, nie zagłębiając się w temat, podchodzimy do sprawy zbyt emocjonalnie. Ale Ty zakładasz, że ja tak do tego podszedłem, gdy w rzeczywistości moja ocena dojrzewała przez kilka miesięcy. Chyba nie twierdzisz, że w PL wszystko jest cacy, a jeśli ktoś uważa inaczej, tzn. że nie poznał dogłębnie tematu? Trochę przejaskrawiając, nie oceniajmy negatywnie przestępcy, o którym właśnie mówili w Wiadomościach. Przecież, on musiał mieć jakieś powody… wpływ środowiska itd.
Ale do czego w ogóle zmierzam? Często łapię się na tym, że metody książkowe czy prezentowane tutaj na blogu odnośnie np. zarządzania trzeba stosować z rozwagą w zależności od sytuacji. Stosując pewien model, szablon do każdej sytuacji, który niby do nas pasuje, możemu nie zauważyć pewnych niuansów, które jednak powinny dawać sygnał, przejścia na inny poziom, bo inaczej będzie niedobrze. To tak w skrócie.
Bardzo podoba mi się dzisiejszy wpis i absolutnie się z nim zgadzam. Odkąd próbuję nie oceniać innych – w tym siebie (nie wyzbyłam się tego całkowicie, bo to coś z czym stale trzeba walczyć) moje relacje z ludźmi znacznie się poprawiły. Często decyduję się na udział w przedsięwzięciach na które kiedyś zabrakłoby mi odwagi (na podstawie oceny samej siebie „nie jestem wystarczająco dobra w tej dziedzinie”, „nie dam rady”, „nie pasuję tam”).
Chciałabym dodać, że nie można wyzbyć się oceniania w ogóle i ocenianie jest nam potrzebne. Każdy z nas musi do pewnego stopnia szufladkować i selekcjonować otoczenie, by się w tym wszystkim nie pogubić… Często jednak oceniamy ludzi i sytuacje zbyt subiektywnie i przekreślamy okazje, które mogą już się nie pojawić w naszym życiu.
Widzę, że ten spontaniczny post spotkał się ze sporym odzewem, jak też, iż muszę pilnie doprecyzować kilka moich wypowiedzi.
Pierwsza i bardzo istotna sprawa, to zamienne używanie przez Was słów „osądzać” i „oceniać”. Naprawdę dla Was jest to wszystko jedno??
W moim zrozumieniu:
osądzamy kogoś – wydajemy „wyrok” jaki ten człowiek jest
oceniamy kogoś – porównujemy jego wyniki lub zachowania do jakiegoś wzorca, lub próbujemy oszacować, jak on może się zachować
To niektórym z Was może zdawać się być rozszczepianiem włosa na czworo, więc nawet przy założeniu tożsamości obydwu wyrażeń podyskutujmy sobie trochę
Moiz
Piszesz: „Recepta jest prosta, trudnością jest realizacja i poradzenie sobie z tym w praktyce. ”
Tak jest prawie zawsze :-)
Dlatego maja rację Niemcy w ich powiedzeniu „Probieren geht über Studieren” :-)
Antek
Tutaj potrzebna jest umiejętność obserwacji własnych zachowań
Kajetan Walczak
Dziękuję za rozwinięcie Twoich obiekcji. Większość ludzi stosuje ocenianie innych i jest to element ich strategii życiowych.
Ja też tak robię, jednakże zazwyczaj tylko w specjalnych sytuacjach takich jak:
1) mam biznesowe zlecenie do ocenienia kogoś i jego przydatności do określonych zadań
2) przy przedsięwzięciach biznesowych wszelkiego rodzaju jako element tzw. due diligence
3) w ramach due diligence :-) przed przystąpieniem do tych działań prywatnych, które mogą być brzemienne (dosłownie i w przenośni :-)) w skutkach
4) w sytuacjach, kiedy wychodzi moja ludzka niedoskonałość, tak jak opisana w poście
To razem daje jakieś 10% moich interakcji z innymi.
W pozostałych wystarcza mi filtr wczesnego ostrzegania, który mówi mi błyskawicznie, czy dana interakcja jest dla mnie dobra (w szerokim tego słowa znaczeniu), czy też należy ja jaki najszybciej zakończyć.
Dariusz Łuksza
W dużej mierze zgadzam się z tym, co napisałeś, szczególnie „ocenianie innych ludzi którzy nie są częścią naszego życia (tj. innych kierowców, klientów w sklepie) jest bezsensowne, ale ocena ludzi z którymi robimy „interesy” jest wskazana (oczywiście w granicach rozsądku, żeby nie zwariować ” z ograniczeniem, że i w tym drugim wypadku często wystarcza ten filtr wczesnego ostrzegania. Może napisze o nim jak będe miał więcej czasu, bo to ciekawa i praktyczna koncepcja
Ahajduk
To przesunięcie u mnie nie jest dramatyczne, po prostu w sytuacjach takich, jak opisywana bywa widoczne.
Antidotum to przeżywanie pozytywnych rzec zy z pozytywnymi ludźmi i Gran Canaria od czasu do czasu :-)
Piotrek
Przeczytaj to, co napisałem Kajetanowi.
Stosowane przeze mnie „nie sądź abyś nie był osadzony” dotyczy 90% interakcji prywatnych. W biznesie zresztą oceniam tylko czynniki krytyczne dla przedsięwzięcia, a co do całej reszty wyznaję zasade „let it be” :-)
Tomek
Dziękuję :-)
Dawid Kowalski
Piszesz: „Z drugiej strony jak nie oceniać kierowców Porsche Cayenne i podobnych aut (tzn bardzo drogich) parkujących na miejscach dla inwalidów. ………Nigdy nie widziałem żadnej naklejki czy znaku mówiącego o tym że właśnie tym autem jeździ inwalida (czego oczywiście nie wykluczam). I choćbym bardzo się starał zawsze krew mi się w takich momentach gotuje. ”
A ja robię zdjęcia razem z numerem rejestracyjnym i ewentualna nazwą firmy :-)
Któregoś dnia opublikujemy w internecie Tablice Wstydu. Jeżeli ktoś uwieczniony na takiej tablicy pozwie mnie o naruszenie prywatności, to będzie musiał podać mi swoje personalia, a to znów daje duże możliwości wychowawcze :-)
Michał
Dziękuję za Twój komentarz. Ja często widzę o co chodzi po tej drugiej stronie i z czego nie zdają sobie sprawy pracownicy niższego szczebla.
Nie do końca pasuje mi Twoje zdanie „..nauczyłem się że szczególnie w relacji w hierarchii zawodowej w Polsce “góra” zawsze nie ma racji. ”
Co dokładnie chcesz przez to powiedzieć?
Anonim_zik
Piszesz: „Nie da sie zyc bez osadow ludzi i dziela ich pracy a wiec posrednio wlasnie ich samych, codziennie to robie w sklepie. ”
Zamień słowa „nie da się” na „ja nie potrafię” a będzie to bardziej trafny opis rzeczywistości.
Dalej : „I nie wierze by mezczyzna/kobieta nie oceniali sie po wygladzie w pierwszej fazie poznania ”
To zależy od celu w jakim sie poznają :-) Oraz od tego co opisałem w poście „Uroda a atrakcyjność fizyczna”
Stwierdzasz: „Szczegolnie w polsce gdzie panuje zasada, kombinuj a bedziesz mial. ”
To mi przypomina obraz świata ludzi, którzy jeszcze niedawno byli przy władzy :-)
Dopóki będziesz miał takie założenie, to nie wróżę Ci szczęścia w życiu.
I proszę, pisząc „Polska” używaj dużej litery na początku, niezależnie co o tym kraju sądzisz.
Petrus
Z tą wyrozumiałością u mnie to jest tak, że kończy się ona tam, gdzie ktoś ewidentnie mi szkodzi
Piotrek
Masz rację pisząc: „Często łapię się na tym, że metody książkowe czy prezentowane tutaj na blogu odnośnie np. zarządzania trzeba stosować z rozwagą w zależności od sytuacji. Stosując pewien model, szablon do każdej sytuacji, który niby do nas pasuje, możemu nie zauważyć pewnych niuansów, które jednak powinny dawać sygnał, przejścia na inny poziom, bo inaczej będzie niedobrze. ”
O ile protestuje przeciwko wrzucaniu metod książkowych i tego, co pisze na blogu do jednego worka :-) to generalnie masz rację. Dlatego często pisze „use your judgement”
W tym konkretnym przypadku trzeba było doprecyzować kilka spraw, co mam nadzieję zrobiłem w komentarzach.
Kasia P
Piszesz: „odkąd próbuję nie oceniać innych – w tym siebie (nie wyzbyłam się tego całkowicie, bo to coś z czym stale trzeba walczyć) moje relacje z ludźmi znacznie się poprawiły. Często decyduję się na udział w przedsięwzięciach na które kiedyś zabrakłoby mi odwagi (na podstawie oceny samej siebie “nie jestem wystarczająco dobra w tej dziedzinie”, “nie dam rady”, “nie pasuję tam”). ”
To jest dokładnie to pozytywne zjawisko, o którym wspominałem. Tak trzymać : -)
Teraz idę się pakować przed przeniesieniem się do hotelu
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witaj Alex,
Bardzo ciekwy post. Przyznam, że ja tez kilka lat temu oduczyłam sie „sądzić aby nie być sądzoną”. I to działa :-)
W pewnym momencie zycia zdałam sobie sprawę z tego, ze sądzimy własna miarą – i takie osądy wiecej mówia o nas samych niz o ludziach, których odwżamy sie sądzic po pozorach lub urywkach zachowań, ubioru zdarzeń. Człowiek stanowi całośc a nie wyrywki nam znane oraz kierują nim pewne motywacje, o których często nic nie wiemy.
Dzielenie ludzi według własnych sądów jest schematycznym patrzeniem na nich, również poprzez pryzmat naszych wczesniejszych doświadczeń. W znacznym stopniu zawęża to nasze poznanie i ogranicza szansę na zaznajomienie sie z ciekwymi ludźmi.
W tej chwili jak mam do czynienia z człowiekiem, który pochopnie ocenia innych najczęsciej mówie ” sądzisz swoja miarą” – to skutkuje.
Pozdrawiam serdecznie
Monika
@Alex,
Dziękuję za odpowiedź, Twoje słowa podbudowały mnie dziś ;)
Alex, dziękuję za ten post. Po kilkunastu miesiącach od przeprowadzki ze Szwajcarii, też upominam siebie, aby pamiętać o higienie zdrowego patrzenia na świat.
Przypisywanie innym złych intencji ma katastrofalne skutki – z tego moim zdaniem wynikają napięcia powszechniejsze w Polsce niż w krajach o większym kapitale życzliwości.
Ja rozumiem argumenty współdyskutantów o potrzebie budowania (poprzez oceny) psychicznej mapy świata.
Przekroczenie cienkiej linii destrukcji następuje, gdy od zdania: „wkurza mnie to, że auto blokuje przejazd” przechodzę do „kolejny idiota ułatwił sobie życie moim kosztem”.
W Polsce słyszę o „idiotach”, o tych którym „chodzi tylko o pieniądze” itd.
Także w komunikacji w rodzinach konflikty bywają nierozwiązywalne, bo zamiast dyskutować o problemie ludzie wykłócają się o intencje przypisywane partnerowi.
Dodam tylko jeszcze jedną myśl, która mi się nasunęła po wpisie Moniki Góralskiej a propos mierzenia własną miarą. Czasami staram się zwrócić uwagę ludziom na to, że można na sprawę spojrzeć z innej strony, ale gdy staram się być obiektywna i „tłumaczyć” postępowanie osób trzecich, czasami ludzie „atakują mnie” nie rozumiejąc, że tłumaczenie to nie to samo co usprawiedliwianie. Nie wiem czy zawodzi tu mój sposób komunikowania się czy po prostu ludzie nie lubią słuchać opinii odmiennych od ich własnych… Uważam, że zastanowienie się przez chwilę co ktoś czuje i co mogło nim lub nią kierować w danej sytuacji daje nam szersze spojrzenie na sprawę…
Cześć Wszystkim,
Alex takie pytanie: a jaką miałeś strategię te kilka lat temu, gdy zmieniałeś podejście do życia pod zasadę „nie oceniaj”.
Jak trudno było? Jak często się łapałeś na ocenianiu innych na początku (gdy sobie to uświadomiłeś)?
Dla mnie to troszkę niewyobrażalne, Alex osądzający i narzekający na otoczenie ;-)
Czółko,
Kamil
Alex,
Mógłbyś trochę więcej napisać o tych doświadczeniach z mieszkania w Warszawie oraz w jaki sposób zdołały one przesunąć Twój obraz świata ?
Pozdrawiam Artur
@Kasia P
Też często spotykam się z reakcjami, niekoniecznie agresywnymi, w których ktoś mi mówi: „nie masz racji”, często okazuje się, że chodziło po prostu o „mam inne zdanie na ten temat”.
Chyba już w podstawówce nie było rozróżnienia między myleniem się, a nie zgadzaniem się z nauczycielem.
Pozdrawiam
Leszek
Alex:
Tablica Wstydu ? Podoba mi się :-)
W takim razie zacznę zbierać ewentualny „materiał”.
Taka “tablica wstydu” już istnieje. http://swietekrowy.pl/
Pozdrawiam
Witajcie,
Przy opracowywaniu Tablicy Wstydy pamiętajcie, że można zrobić podobną wpadkę jak w powyższym poście.
pozdrawiam, Artur
„mój obraz świata przesunął się nieco w kierunku, który mi się nie podoba”
Alexie, drodzy czytelnicy! I mój obraz świata idzie w kierunku, który mi się nie podoba. Dotyczy to KOBIET! Wiem, nie należy generalizować, przypisywać w sposób drastyczny i nieodwołalny cech, jako swoistych dla danej płci. Przyjmijmy zatem, że mój wywód dotyczy płci pięknej tylko ze względu na moje z nią relacje, a nie rzeczywiste różnice płci.
Kobiety mnie lubią! Niekoniecznie jako mężczyznę (nie jestem typem modela z reklamy), a jako przyjaciela. Twierdzą, że nadajemy na podobnych falach, że dzięki wrażliwości potrafię je wysłuchać i zrozumieć. Pierwsze – zapewne, lecz coraz gorzej jest mi zrozumieć wiele z zachowań moich przyjaciółek i uniknąć jakiejś niepokojącej formy oceny. Chodzi o ich partnerów życiowych. Zadziwiająco często słyszę, że po latach zniknęła iskra łącząca je z mężami, kochankami, konkubentami. Nie mam pojęcia z czym związana jest nagminność tego zjawiska wśród 30-40latków. Pomijam powody i niechlubną rolę mężczyzn w tym procesie. Chodzi o coś innego – „nie kocham go” i „gdy już nie mogę się wykpić od sexu, to biorę szybki prysznic i długo płaczę”. Oczywistym pytaniem z mojej strony jest – dlaczego tego nie zmienisz, zamiast z roku na rok popadać w coraz większą frustrację i bezwład? Odpowiedzi mnie zadziwiają – bo strach, bo utrzymanie, bo ślubowałam, bo obowiązek małżeński, bo dzieci, bo mi go żal… Nie mogę tego zrozumieć, tego braku działania, męczennictwa, cierpiętnictwa. Zwłaszcza, że istnieje system alimentacyjny; zwłaszcza, że często kobiety te są rzeczywiście źle traktowane. Trudno jest mi pozytywnie oceniać taką osobę i kontynuować znajomość. Cóż, szanuję przedstawicielki najstarszego z zawodów – to jest transakcja wiązana, one nikogo nie udają. Trudno jest mi jednak szanować kobiety odgrywające szczęśliwe żony, zwierzające się przyjacielowi z udawanych orgazmów „bo on tego oczekuje”.
Jak widzicie moja ocena jest niepokojąco ostra i idzie w kierunku, który wcale mi nie odpowiada. Zwłaszcza po pewnej „przygodzie”. Po 18-tu latach odnalazła mnie była miłość. Kolejny podobny scenariusz – „on jest okropny, nie kocham go, mam dość życia” itd. I nie najgorsze jest to, że osoba ta w gruncie rzeczy nie chce poprawić swojej sytuacji, a to, że po czterech dniach od wznowienia znajomości usłyszałem, że mnie kocha (cóż za lekkość wypowiadania tak ważnych słów i umniejszanie ich wartości) i otrzymałem propozycję, by być doszczęśliwiaczem… Taki podwójny teatrzyk. Oczywiście uciekłem, gdzie pieprz rośnie. Niemal przestaję lubić kobiety.
Witajcie,
ja miałem brzydki zwyczaj (myślę, że wyniesiony z domu) osądzania ludzi z nadwagą czy otyłych. Tak jak Alex napisałeś żyjąc w takim świecie zbyt często zastanawiałem się “co inni pomyślą”. Mogę powiedzieć, że przejrzałem na oczy gdy parę lat temu zmieniłem środowisko w jakim się obracałem na studiach i wtedy zauważyłem, że moje sądy/uwagi,aluzje/ na temat osób trzecich/np.otyłych nieznajomych przechodniów na ulicy/ są źle odbierane przez osoby z którymi aktualnie przebywam.
np.zostałem zapytany: czy o inwalidach też będę się tak źle wyrażał?
Zrozumiałem wtedy, że są takie osoby które takich sądów nie wydają. A ja mam pewien problem/zły nawyk/.
Zmieniłem wtedy swoje zachowianie, wpłynęło to znacząco na moje własne samopoczucie i poczucie własnej wartości.
Mam tu taki wniosek, że pierwszym ważnym krokiem do zmiany jest zdanie sobie sprawy z tego, że coś jest nie tak i że „można inaczej”.
Pozdrawiam wszystkich, i życzę udanego odwirusowywania umysłów.
Ciekawa dyskusja :-)
Dołączę do niej wieczorem, zaraz zaczynam wymagające warsztaty
Pozdrawiam serdecznie
Alex (znów online)
Witam,
jestem już od jakiegoś czasu w trakcie oduczania się sądzenia ludzi. Proces jeszcze nie jest skończony, ponieważ jeszcze dość często zdażają mi się wpadki. W każdym razie moja metoda polega na tym, że bazuję na faktach. Korzystając z przykładu Alexa, to wygląda to w ten sposób, że jedyne, co można stwierdzić (na początku sytuacji), to fakt, że samochód jest nieprawidłowo zaparkowany. I nic więcej. Nie możemy stwierdzić, że kierowca jest wygodny czy, że brak jest miejsc parkingowych.
Często moi znajomi osądzają sytuację snując domysły. Pytam się wtedy ich „skąd wiesz, że jest tak i tak?”. Polecam to pytanie także przy oduczaniu się osądzania siebie samego.
Chciałem jeszcze zwrócić uwagę, że takie bazowanie na faktach nadal pozostawia możliwość karania czy nagradzania ludzi za to co zrobili. A nawet w tym pomaga, bo przecież nagradza/karze się za rezultaty, a te najlepiej określić na podstawie faktów.
Pozdrawiam,
Artur Stępniak
Moim zdaniem oceniać można, ale nie ludzi, a zachowania. A i to z wyrozumiałością, mając na uwadze naszą ograniczoną wiedzę o ich motywach.
Wydaje mi się, że z tym akurat nie mam problemu: zazwyczaj jestem wobec innych bardziej pobłażliwa niż wobec siebie. Mam nawet takie powiedzenie: Tylko dzięki wadom innych ludzi udaje mi się jakoś znosić swoje własne.
Odnoszę wrażenie, że Twój powyższy post Alex stoi w pewnej sprzeczności z jednym z poprzednich. Chodzi mi o tekst o kobiecie, która zarzuciła Cię ciężkimi e-mailami, kiedy jechałeś pociągiem. O ile dobrze pamiętam oceniłeś jej zachowanie jednoznacznie i postanowiłeś nie mieć nigdy więcej do czynienia ani z nią, ani nawet z ludźmi, których usiłowała reprezentować. Czy taka decyzja nie jest najsurowszą oceną?
„Moim zdaniem oceniać można, ale nie ludzi, a zachowania. A i to z wyrozumiałością, mając na uwadze naszą ograniczoną wiedzę o ich motywach.”
Myślałem dokładnie tak samo do niedawna. Póki nie poznałem pewną osobę, zapewne z zaburzeniami osobowości, która zwyczajnie potrzebowała jakiś niezdrowych podniet, emocji. Odbywało się to poprzez manipulowanie otoczeniem, kosztem najbliższych, w tym córeczki i mężczyzn wokół niej. Obawiam się, że są ludzie, którzy lubią patrzeć, jak świat płonie i w których trudno doszukać się oznak empatii. :(
@Piotr P
Piotrze, jeszcze jeden post na temat podstępnych, manipulujących bezbronnymi mężczyznami, kobietach i w moim umyśle sformułuje się pewna opinia na Twój temat ;)
Magdo, że zacytuję sam siebie ku obronie: „Wiem, nie należy generalizować, przypisywać w sposób drastyczny i nieodwołalny cech, jako swoistych dla danej płci. Przyjmijmy zatem, że mój wywód dotyczy płci pięknej tylko ze względu na moje z nią relacje, a nie rzeczywiste różnice płci.
” :) No i napisałem też, że nie podoba mi się kierunek, w którym zmierza mój obraz świata. :)
PiotrP: Przyjmijmy zatem, że mój wywód dotyczy płci pięknej tylko ze względu na moje z nią relacje, a nie rzeczywiste różnice płci.
To jest oczywiste, mam nadzieję dla wszystkich, że nie chodzi o rzeczywiste różnice pomiędzy płciami.
Nie sądzę też, żeby Twoja opinia wynikała wprost z doświadczeń – musiałbyś mieć niewiarygodnego pecha, żeby nie poznać w życiu żadnych uczciwych kobiet. Moim zdaniem raczej interpretujesz swoje doświadczenia zgodnie z własnym obrazem świata i/lub przypominasz sobie tylko to, co Ci do obrazu świata pasuje.
Zdarza mi się często słyszeć komentarze (zwłaszcza dotyczące sytuacji na drodze), w których słowa debil i idiota odmieniane są na wszelkie sposoby. Pół biedy kiedy komentuje kierowca a ja jestem pasażerem. Nie lubię natomiast kiedy moi pasażerowie tak się zachowują – mam poczucie że wyłączne prawo oceny i krytyki tego co się na drodze dzieje należy do mnie jako do kierowcy. Kiedy „idiotami” próbuje taki pasażer skłonić jadący przede mną samochód do przyspieszenia albo innego manewru jest to dla mnie skrajnie nieprzyjemne. W dodatku człowiek, który robi coś dziwnego na drodze nawet nie wie, że jest obrażany. Gdzie tu sprawiedliwość? To ja cierpię choć nic złego nie robię. Niestety taki oceniacz-pieniacz z trudem przyjmuje mój punkt widzenia.
Inna rzecz, że często nazywa się w mojej obecności idiotami ludzi, którzy robią gafy, które i mnie się wcale nie rzadko zdarzają. W moim wydaniu czasem jest to wina gapiostwa, zmęczenia albo warunków (jak w przykładzie Alexa). Mimo to nie czuje się idiotą… Sam więc już nie wiem jak to jest i kto tu jest tym złym…
Zresztą to, że rzeczywistość zależy od tego kto i jak na nią patrzy jest dość podstawowym faktem – piałem o tym tu:
http://zlotedrogi.pl/?p=355
Alex mądrze napisał. Ocena „na dzień dobry” to nie jest dobry pomysł. Jeśli już mamy coś oceniać to tylko wtedy kiedy znamy motywacje danej osoby i szerszy kontekst sprawy.
Aby nie oceniać, uczono mnie na uczelni (psychologia), bo jakakolwiek ocena utrudnia, czy wręcz uniemożliwia pracę z pacjentem.
Często się słyszy rzeczy, które w takiej właśnie natychmiastowej ocenie przedstawiają nam rozmówcę w negatywnym świetle a po wysłuchaniu racji i motywacji okazuje się, że ta początkowa ocena jest błędna. Dlatego lepiej nie oceniać, a jeśli już, to nie od razu.
PS. Alex, wiem, że miałem się odezwać w sprawie wygranej – niestety nie zawsze czytuję komentarze na Twoim blogu i dopiero dziś zauważyłem Twoją prośbę o telefon. Zadzwonię dziś wieczorem, żeby uzgodnić termin spotkania.
Całkiem ciekawy temat i w dodatku w ciekawym dla mnie momencie.
W wyniku oceny mojej osoby (zdecydowanie nie była to ocena sytuacji) rozstaję się z moim pracodawcą. W niedługiej perspektywie mam natomiast spotkanie z hunterami, którzy będą oceniali lub osądzali (liczę na tę pierwszą wersję) moją przydatność w rekrutacji tu i ówdzie. Zrobią to, z tego co wiem, w dużym stopniu na podstawie oceny/osądu ludzi, którzy pracowali razem ze mną dotychczas oraz rozmowy, podczas której będą mogli osądzić/ocenić mnie sami. Jak ów osąd/ocena wypadnie dobrze, dostanę nagrodę w postaci uwzględnienia mnie w gronie osób ubiegających się… a jak ocena mojej osoby nie spełni w wystarczającym stopniu oczekiwań, to zostanę umieszczony w bazie kontaktów ;)
Oceniamy i osądzamy oraz sami stajemy się przedmiotem osądów i ocen bardzo często. Robimy to i jesteśmy poddawani temu procesowi odruchowo.
Sztuką jest dla mnie przyjęcie faktu, że można zwyczajnie pomylić się w osądzie/ocenie (złe kryteria, brak wiedzy, emocje). Dużą sztuką jest natomiast dostrzeżenie w porę skutków wydanej oceny/osądu oraz wyczucie, kiedy i gdzie zatrzymać tę ocenę/osąd dla siebie.
Pozdrawiam serdecznie wszystkich oceniających i ocenianych :)
Myślę, że ocenianie innych jest rzeczą naturalną, a osądzanie nieetyczną. Do wydania osądu jest potrzebna kompletna wiedza, której jeden człowiek o drugim nigdy do końca nie posiądzie.
Nie unikniemy też całkowicie niestety osądzania, które często jest po prostu dobrze zakorzenionym nawykiem jak wszyscy dobrze wiemy. Oczywiście, walczy z tym, bo takie postępowanie po prostu niszczy człowieka od środka i jego relacje z innymi.
Mnie natomiast interesuje siła pierwszego wrażenia i pierwszej oceny. Zdarzyło mi się nie raz, że na pierwszym spotkaniu oceniłam rozmówce jako, np. niewychowanego pseudo-wyuczonego managera ,i później jego wizerunek się w mojej świadomości umacniał. Z jednej strony takie ocenianie ludzi, z którymi się pracuje jest potrzebne, bo pozwala nam podejmować decyzje, prawda? A z drugiej zastanawiam się, czy nie działa tu projekcja życzeniowa, tj. jeżeli ocenię kogoś jako błyskotliwego człowieka o złotym sercu:-), to potem sama staram się utwierdzać w przekonaniu, że on taki jest…
Co gorsze, często zapominamy, że człowiek i jego osobowość to nie wartość constant – świat się zmienia i my się też zmieniamy:-). Dziwne, dlaczego oczekując od innych świeżego / wrażliwego spojrzenia na nas samych, nie dajemy często szansy innym tak łatwo zapominając ,że człowiek może się zmienić… Dziwny jest ten homo sapiens, jakiś niemyślący!:-)
Pozdrawiam,
Justyna
Witaj Alex!
Kłania się kolega z forum na luzie.
Moim zdaniem człowiek musi oceniać środowisko i ludzi, którzy go otaczają, często żeby przeżyć. Geny, które w sobie nosimy to owoc ciężkiej „pracy” naszych przodków i premia za dokonywaną przez nich wiele razy w ciągu swojego życia ocenę zagrożeń. Skoro to siedzi w genach, to tego nie unikniemy.
Gdy widzisz zbliżającego się do Ciebie człowieka na chodniku, czy na autostradzie musisz go ocenić, zbudować sobie jakiś jego roboczy obraz, bo od tego czasem może zależeć czy jutro obudzisz się w łóżku, czy w szpitalu. Koleś w dresie w ciemnej ulicy może mieć naprawdę bogatą osobowość i wiele ciekawych, wzbogacających historii do opowiedzenia….
Czyli z jednej strony, generalnie nie należy zbyt pochopnie formułować negatywnych ocen, ale jednak instynktem mimo wszystko należy się kierować?
Mam wrażenie, że ty też zostawiasz sobie furtkę w postaci tego „filtru wczesnego ostrzegania”. Moim zdaniem ten filtr to nadal jest Twoja ocena. To, że zachodzi ona błyskawicznie, to wynik tylko i wyłącznie treningu i pół wieku praktyki, a nie jakiegoś specjalnego mechanizmu. Pamiętam, jeszcze że jak byłem dzieckiem nie miałem toksycznych kolegów. Wszyscy byli fajni. Pamiętam też, że dopiero po kilkunastu latach życia zacząłem dostrzegać intencje obcych ludzi.
A co do tego, że rok mieszkania w Warszawie miał zmienić na niekorzyść Twoje postrzeganie świata. No cóż… Rok to krótko… Pomieszkaj tu teraz 20 lat, to się pomału do wszystkiego przyzwyczaisz.
Trzymaj się ciepło,
Krzysztof
@Alex
> Nie do końca pasuje mi Twoje zdanie “..nauczyłem się że szczególnie w relacji w hierarchii zawodowej w Polsce “góra” zawsze nie ma racji. ” Co dokładnie chcesz przez to powiedzieć?
Mam na myśli to, że wykazujemy się dużo większą tolerancją do błędów lub niezrozumiałych decyzji osób nam równorzędnych, a osądzamy bardzo krytycznie przełożonych. Choć często mamy marne pojęcie o motywacji i celach osób szczebel czy kilka szczebli wyżej.
Często robimy to „zbiorowo” bez głębszej analizy. Może najłatwiej spytać przełożonego o źródła takiej a nie innej decyzji. Rozsądny szef albo odpowie, albo jeżeli obowiązuje go poufność to zasygnalizuje że nie może powiedzieć, ale że ma to powiązanie z jakimiś szerszymi procesami.
@Piotrek
Nie zakładam że nie masz racji. Pokazuje tylko że być może nie bierzesz jakiś faktów pod uwagę. Uważam że w takiej sytuacji najlepiej nie robić założeń i wyjaśnić jasno i klarownie swoje wątpliwości u szefa.
I sposób wyjaśnienia tej sprawy powie ci zapewne więcej o tym czy warto się z taką firmą wiązać niż sam fakt podjęcia jakiś błędnych decyzji.
Magda
„Nie sądzę też, żeby Twoja opinia wynikała wprost z doświadczeń – musiałbyś mieć niewiarygodnego pecha, żeby nie poznać w życiu żadnych uczciwych kobiet.”
Magdo, nadinterpretowałaś moje słowa. Nigdzie nie napisałem, że wszystkie kobiety takie są. Zaskakuje mnie powszechność opisanych zjawisk.
Mam wrażenie, że za kierownicą Polacy stają się mało tolerancyjni. Ale wracając to tematu…
Od dawna porzuciłam ocenianie ludzi np. po wyglądzie, po tym co powiedzieli, etc. Czasami jednak stare nawyki wracają, jednak grunt nie poddawać się!
Czy lepiej mi z tym żyć? – Ależ oczywiście!
Nawet jeśli coś w zachowaniu innych przeszkadza mi, obracam to w żart i od razu atmosfera staje się przyjemniejsza, a delikwent zamiast irytacją odpowiada uśmiechem :)
Pozdrawiam
Cześć Aleź,
ale czy to nie normalne, że posługujemy się w życiu uproszczeniami i skrótami myślowymi? Czy gdybyśmy się nimi nie posługiwali nie zostalibyśmy zasypani milionami „niepotrzebnych” informacji? Czasem przez rozkojarzenie czy zmęczenie nie jesteśmy w stanie nie zaszufladkować kogoś, mimo że się staramy :)
Witam,
Tak po krótkiej analizie zastanawiam się, że na własny użytek mogłabym podzielić „kwestię osądzania” na dwie kategorie. Pierwsza odnosiłaby się do różnych sytuacji spotykających nas w życiu (chodzi mi tu o te przypadki, kiedy obserwujemy jakieś zdarzenie „z zewnątrz”, i nie mamy bezpośredniej relacji z osobami, które w jakiś sposób przyczyniły się do powstania tych sytuacji, tj. np. w przykładzie z parkowaniem podanym przez Alexa). Druga natomiast, w jakich ów mechanizm osądzania mógłby zadziałać stanowiłyby sytuację, w których nastąpił bezpośredni kontakt z drugim człowiekiem, kiedy to miała miejsce wymiana zdań i np. zdarzyło się, że niesłusznie osądziliśmy kogoś.
Wydaje mi się, że znacznie trudniejsze są te pierwsze sytuacje, w jakich brakuje nam „tych” dodatkowych informacji, w oparciu, o które moglibyśmy uniknąć wydania osądu (w tym kontekście, tak się zastanawiam nad galerią bezmyślnych kierowców — przecież również w takich przypadkach mogło się zdarzyć, że zaparkowanie w niewłaściwy sposób było spowodowane jakąś wyjątkową okolicznością, która nie jest/nie była nam znana). Co do pierwszych sytuacji, wydaje mi się, że jest tu łatwiej. Ja przynajmniej staram się podchodzić do drugiej osoby z otwartym sercem (które czasem bywa boleśnie trafione, ale tylko czasem, i zaryzykowałabym twierdzeniem, że dla mojego dobra). Alexie, mam w związku z tym pytanie: czy nie jest tak, że człowiek, który rozumie więcej i ma więcej doświadczenia – jest w stanie „wyłapać” dobroć drugiego człowieka, i w ten sposób w przeważającej większości wypadków nie wydać niewłaściwego osądu (chodzi mi o tę drugą wyszczególnioną przeze mnie kategorię sytuacji)?
Serdeczności
Zrobiło sie dość późno, więc pozwólcie że do tej dyskusji dołączę jutro wieczorem. W ciągu dnia prowadzę warsztaty
Pozdrawiam
Alex
@Maciek
Masz rację, że posługujemy się skrótami i uproszczeniami. Jest to bardzo przydatne. Np oceniając kandydata do pracy, pewne cechy jest łatwo zweryfikować, inne bardzo trudno. Ale niektóre cechy są skorelowane i jeśli widzę że występuje cecha X i Y to z dużym prawdopodobieństwem można oczekiwać że wystąpi też cecha Z.
Oczywiście tkwi w tym niebezpieczeństwo że takie narzędzie nas zawiedzie i zapewne w iluś procent przypadków tak jest. Jednak by uzyskać większość pewność musielibyśmy użyć dużo bardziej pracochłonnego narzędzia co w większości przypadków (niekrytycznych) się nie opłaca.
I tu dochodzimy do rozgraniczenia Alexa na ocenę i sąd. Ocena to codzienne narzędzie i warto w jego stosowaniu się doskonalić. Sąd to sprawa większego kalibru. W większości sytuacji nie jest niezbędny więc można go pominąć bo nic nam nie daje. A jeśli nie możemy go pominąć to trzeba być świadomym istnienia nieuniknionych, różnego rodzaju pomyłek sądowych.
Alex ;) wystarczy wyrobić sobie nawyk niedowierzania. Zawsze jak widzę że ktoś próbuje negatywnie na mnie wypływać :) zawsze mówię sobie „nie wierzę”, żeby on/ona był/była aż tak podła, głupia.. itd itd i wręcz analitycznie podchodzę do tematu(niektórzy twierdzą że zbyt optymistycznie)
Pozdrawiam
artur:
„Często moi znajomi osądzają sytuację snując domysły”
Snucie domysłów jest bardzo dobre (moim zdaniem, oczywiście). Uważam je za świetne ćwiczenie- ale z pewnym zastrzeżeniem. Domysłów powinno być kilka i bardzo różne. Np: brakuje miejsc na parkingu, jeden samochód stoi beznadziejnie zajmując właściwie dwa miejsca. W tym momencie, jeśli czuję, że zaczyna mnie to irytować, zaczynam snuć domysły. Pierwsza myśl to oczywiście „co za idiota”. I teraz zaczyna się zabawa: „A może jednak nie, bo…” Bo jak on parkował, była inna sytuacja na parkingu i ledwo udało mu się tu zmieścić. Bo pasażer był niepełnosprawny, albo starszy i potrzebował dużo miejsca do wysiadania. Itd.
Całe te domysły służą mi nie do osądzania, ale przypomnienia sobie, że nie znam całej sytuacji. Że nie mogę i nie ma sensu sądzić. W takiej chwili ja chcę tylko się uspokoić. Egoistycznie nie mam ochoty wściekać się na obcych i obojętnych mi ludzi za coś, czego nie mogę zmienić, zwłaszcza gdy popsuje mi to piękny dzień.
mieczotronix:
>Pomieszkaj tu teraz 20 lat, to się pomału do wszystkiego przyzwyczaisz.
A ja mieszkam w Warszawie ponad 20 lat (innymi słowy, cale swoje życie). I myślę, że udało mi się uniknąć „niefajnego” postrzegania świata. Może i się przyzwyczaiłam do tego, jak ludzie się tu zachowują, ale wystarczy samemu mieć pozytywne podejście do otoczenia, i naprawdę wszystko wygląda inaczej – lepiej. Nie uważam się za nerwową, nie wściekam na wszystkich wkoło, jestem uprzejma i uśmiechnięta, mam nawyk szukania dobrych stron i nieoceniania innych. Przynajmniej tak mi się wydaje ;)
Pozdrawiam zimowo
Aneta, ok, taki sposób z zastrzeżeniami, które podałaś jest dobry na nauczenie się tego, żeby nie osądzać sytuacji nie znając szczegółów. Ostatecznie można skrócić proces po prostu przyjmując, że nie zna się okoliczności i nie osądzać.
Tak czy inaczej część osób z mojego otoczenia pozostaje przy domysłach przyjmując je właściwie jako fakt. I to jest złe.
Pozdrawiam,
Artur Stępniak
Witajcie
Wreszcie mogę siąść przy komputerze i dopisać cos do Waszych komentarzy
Monika Góralska
Piszesz, że skutkuje powiedzenie „sądzisz swoja miarą”
To może ja miewałem do czynienia z szczególnie opornymi przypadkami :-)
Swojak
Ta higiena patrzenia na świat jest bardzo ważna. Trucicielem numer 1 jest polska telewizja i zalecam każdemu darowanie jej sobie.
Kasia P
Piszesz: „staram się zwrócić uwagę ludziom na to, że można na sprawę spojrzeć z innej strony, ale gdy staram się być obiektywna i “tłumaczyć” postępowanie osób trzecich, czasami ludzie “atakują mnie” nie rozumiejąc, że tłumaczenie to nie to samo co usprawiedliwianie. ”
Większość ludzi ma dość kiepskie zrozumienie języka polskiego wykraczającego poza proste komunikaty, Pisałem o ty w poście http://alexba.eu/2009-09-13/rozwoj-kariera-praca/przekaz-odbior/
Kamil Przeorski
Piszesz: „Dla mnie to troszkę niewyobrażalne, Alex osądzający i narzekający na otoczenie ”
Ha, jak byłem w Twoim wieku to byłem cieniasem w wielu aspektach :-) Fakt, że coś ze mnie wyrosło powinien dawać nadzieję wszystkim, którzy maja kompleksy i szkodliwe nastawienia. W porównaniu do mnie wtedy, to nie macie poważniejszego problemu :-)
Artur
Pytasz: „Mógłbyś trochę więcej napisać o tych doświadczeniach z mieszkania w Warszawie oraz w jaki sposób zdołały one przesunąć Twój obraz świata ? ”
Wiesz, chodzi głównie o wiele przykładów bezmyślności i kompletnego niezważania na innych ludzi. To stwarza pokusę do nieświadomego generalizowania.
Leszek Jakubowski
To jest podobna sprawa do tej z kiepska rozdzielczością, tylko tym razem w nadawaniu.
PiotrP
Dość radykalny jest ten Twój komentarz o kobietach :-)
Piszesz: „…Niekoniecznie jako mężczyznę (nie jestem typem modela z reklamy), a jako przyjaciela. ”
Co ma wygląd do rzeczy???
Jeżeli opuścisz grupę młodych dziewczyn, których kryterium wyboru faceta często jest aby mozna było nim zaimponować koleżankom, to wygląd (w sensie urody, a nie zadbania) staje się sprawą drugorzędną jeżeli inne ważne cechy są w porządku :-)
Dalej: „zadziwiająco często słyszę, że po latach zniknęła iskra łącząca je z mężami, kochankami, konkubentami. ”
To jest jeden z elementów natury ludzkiej :-) Jak o tym piszę i odradzam robienie planów na całe życie z konkretną osobą, to się wiele osób oburza.
Piszesz: „Trudno jest mi jednak szanować kobiety odgrywające szczęśliwe żony, zwierzające się przyjacielowi z udawanych orgazmów „bo on tego oczekuje”. ”
Tutaj przydałoby Ci się „nie sądź abyś nie był osądzony” :-) Dlaczego mam nie szanować człowieka tylko dlatego, iż mając najwyraźniej słabe poczucie własnej wartości nie radzi sobie z życiem? Czy z kimś takim chciałbym przebywać to inna historia, ale brak szacunku???
Stwierdziłeś: „otrzymałem propozycję, by być doszczęśliwiaczem… …….. Oczywiście uciekłem, gdzie pieprz rośnie. ”
Właściwie dlaczego? :-) Pytanie jest serio!
ciąg dalszy nastąpi.
Tak oceniamy, oceniamy powierzchownie bo niestety musimy. Dlaczego musimy, otóż dlatego aby ułatwić sobie kategoryzację. Klasyfikujemy i porządkujemy świat, bo w takim uporządkowanym i poszufladkowanym świecie prościej się żyje. Nie trzeba za każdym razem prowadzić analizy tylko mamy objawy i z szufladki wyciągamy receptę/ocenę.
Oczywiście możemy ten mechanizm ganić ale czy zawsze jest czas na analizy, ba czy człowiek byłby człowiekiem bez uogólniania? Czy bylibyśmy w stanie zbudować takie pojęcia jak drzewo, liść, pies itp. – wszak każdy liść jest inny, każde drzewo jest inne.
Uproszczenie życia to drugi powód takiego klasyfikowania – wszak lenistwo to motor ludzkości (pewnie zaraz zostanę skrytykowany) ale czyż to nie ta „leniwa małpa” zeszła z drzewa, bo nie chciało jej się dalej skakać po konarach?
Dlatego nie potępiałbym w czambuł osądzania – po prostu ułatwia to życie i statystycznie jest przeważnie trafne (ile głupio zaparkowanych samochodów akurat przewozi niepełnosprawnych).
A, że inni mnie ocenią. A na zdrowie!
Alexie!
„Stwierdziłeś: “otrzymałem propozycję, by być doszczęśliwiaczem… …….. Oczywiście uciekłem, gdzie pieprz rośnie. ”
Właściwie dlaczego? :-) Pytanie jest serio!”
To ja serio odpowiem: bo to zawsze (przynajmniej w moim przypadku) wiąże się z jakimś ładunkiem emocjonalnym i nie wchodzę już w takie relacje z osobami, które mają problem z własną dojrzałością, z emocjami właśnie – taki bałagan w głowie i sercu. To jak proszenie się o kłopoty. A przyznasz, że zachowanie tej osoby z dużym prawdopodobieństwem wskazuje na niedojrzałość.
Kolejny powód, całkiem serio, dla którego rola doszczęśliwiacza byłaby dla mnie nie do przyjęcia – jedna pani, dwu panów i kwestie natury nazwijmy to cielesnej, higienicznej. Chyba nie muszę nic dodawać? :)
„Tutaj przydałoby Ci się “nie sądź abyś nie był osądzony” :-) Dlaczego mam nie szanować człowieka tylko dlatego, iż mając najwyraźniej słabe poczucie własnej wartości nie radzi sobie z życiem? Czy z kimś takim chciałbym przebywać to inna historia, ale brak szacunku???”
Ogólnie nie mam problemu z szanowaniem ludzi z zaniżoną samooceną. Tu jednak dochodzi pewien element – cielesność, brak poszanowania dla swojego ciała. Może to moje dziwactwo. :)
„Co ma wygląd do rzeczy??? (…)jeżeli inne ważne cechy są w porządku”
Fakt. Czasami zaskakiwało mnie moje powodzenie (ech ta skromność ;) ). Może mam po prostu inne ważne cechy w porządku. Podoba mi się to wytłumaczenie.
„To jest jeden z elementów natury ludzkiej :-) Jak o tym piszę i odradzam robienie planów na całe życie z konkretną osobą, to się wiele osób oburza.”
Cóż, jestem już dużym wróblem, niejedno przeżyłem, mam pewną wyrobioną doświadczeniem dawkę realizmu i nie należę do grona tych oburzonych.
Alex
PiortP napisał:
“zadziwiająco często słyszę, że po latach zniknęła iskra łącząca je z mężami, kochankami, konkubentami. ”
co skomentowałeś następująco: „To jest jeden z elementów natury ludzkiej :-) ”
Z moich dotychczasowych obserwacji wynika, że jest to w większym stopniu element natury kobiecej, ale w tej ocenie mogę nie być wystarczająco obiektywny ;) Chyba nie rozumiem jeszcze dobrze tego zjawiska.
Jeśli obraz świata przesunął Ci się po roku mieszkania w Polsce, to i tak niezły wynik. Znane mi osoby w podobnej sytuacji do Twojej zauważają takie zmiany po okresie już 2-3 mieś.
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
Alex,
A jakie są sposoby na zamknięcie ust osobie osądzającej typu opornego ? :-)
Chętnie się z nimi zapoznam. Do tej pory na osoby, których większość rozmowy sprowadzała się do ” zobacz jaka ma fryzure, ona jest za gruba/ za chuda, on jest jakiś dziwny itp itd” reagowałam ucieczką tzn. Wybacz jestem umówiona. Pokaż mi sposób dzięki któremu z osądzania można przejść z taka osobą na konstruktywną rozmowę?
Ad. Rozważania Piotra P
Piotr w wieku 40 lat można być szczęsliwym w 20 letnim małżeństwie i żadne iskry się nie wypalają. Ja i wielu moich znajomych wokół – mamy takie długoletnie związki w których jesteśmy szczęśliwi.
Pozdrawiam serdecznie
Monika
Moniko:
„Ad. Rozważania Piotra P
Piotr w wieku 40 lat można być szczęsliwym w 20 letnim małżeństwie i żadne iskry się nie wypalają. Ja i wielu moich znajomych wokół – mamy takie długoletnie związki w których jesteśmy szczęśliwi.”
Oczywiście, że tak. Nigdzie nie napisałem „zawsze”. Jednak nadal uważam, że zjawisko przeze mnie opisane jest dość częste (przynajmniej w środowisku w którym ja się obracam). Co więcej wiele z tych małżeństw „beziskrowych” i „męczenniczych” z zewnątrz wydaje się szczęśliwymi dla obojga małżonków.
Alexie:
Bywając w sytuacji przyjaciela, spowiednika często zastanawiam się, jak postąpić? Ktoś zwierzając mi się z tak ważnych problemów osobistych, oczekuje wsparcia, czasami popchnięcia do ruchu. Jednak z drugiej strony sprawa dotyczy innej rodziny, więc nie mam prawa na jakąkolwiek ingerencję. A jakakolwiek podpowiedź, nawet wyrażenie swojej opinii jest taką ingerencją, bo przecież gdy ktoś zwraca się do mnie, to znaczy, że mam jakiś wpływ na tę osobę. Może to dobry temat na dyskusję – Jak pomagać innym, by jednocześnie nie wchodzić z buciorami w cudze życie?
Kiedyś proponowałem, aby tak uwikłane osoby szczerze porozmawiały z partnerami. Nader jednak często słyszałem odpowiedź: „Nie potrafię z nią/nim rozmawiać” lub „Będzie awantura”. Teraz radzę udanie sie do specjalistów – poradnie małżeńskie, psycholog.
No cóż Piotr – współczuję. Można w tym samym czasie zamiast „męczennictwa” ułożyc sobie życie w innym szczęśliwym związku z iskrami.
Jednocześnie uważam, ze Twoja rola powiernika jest bardzo trudna i mam nadzieję, ze nie toksyczna dla Ciebie samego.
Pozdrawiam
Monika
Zaciekawił mnie post Piotra. Szczerze się ubawiłam tymi kwestiami hm Higienicznymi:) A gdzie kwestie moralne? Jak mi jakiś facet zaczyna opowieść że jest nieszczęśliwy w małżeństwie to szybciutko ucinam rozmwowę bo:
-jest to piękny i skuteczny sposób manipulacji życiowych ofiar, które szybko wyczuwają podatny grunt (najwyraźniej u Ciebie go znajdują)
-bo jeśli nawet nie jest to manipulacja to ja za rękaw na otarcie łez nie będę służyła. Jeszcze nie spotkałam się z sytuacją by komuś to pomogło. Pytasz się o sposób w jaki mógłbyś pomóc kobiecie która od lat udaje orgazmy. No albo pomóż jej ten orgazm osiągnąć :) albo zostaw ją w spokoju, to najlepsza rada. Kiedyś żonie alkoholka, który wiele lat dręczył ją i dzieci , i której nie pomogłam tymi wszystkimi radami, jakie mi przychodziły do głowy powiedziałam coś co zmieniło diametralnie jej życie. Zamiast głaskać po głowie uświadomiłam jej że jest współodpowiedzialna za tragedię swoją i dzieci i póki nic z tym nie zrobi nie będzie miała we mnie wsparcia, bo i tak jestem bezradna. To wystarczyło.
Alex: błagam nie nasiąkaj za bardzo polskim negatywizmem, infekuj nas sobą:)
Ania P
„Zaciekawił mnie post Piotra. Szczerze się ubawiłam tymi kwestiami hm Higienicznymi:) A gdzie kwestie moralne? ”
Ile wyznań, tyle wersji moralności. Ba, ile grup społecznych tyle wersji moralności. W efekcie dochodzimy do tego, że ilu ludzi, tyle wersji moralności. Jest ona relatywna. To, co dla nas jest niemoralne w Naprzykładkrajni jest normą, i na odwrót. Dlatego uznaję za podstawę mojej moralności to, że staram się nie krzywdzić innych i siebie. Czy jestem moralny? Dla niektórych osób nie, bo nie bywam np. w kościele, a dla innych jestem mimo to niemal święty. Założyłaś, że bycie kochankiem jest niemoralne – to Twoje zdanie i szanuję je. Dla mnie nie musi być to takie oczywiste (np. gdy nikt na tym nie ucierpi) i mam nadzieję, że uszanujesz moje zdanie. Jeśli ludziom odpowiada taki układ i nikt na tym nie cierpi, to ich sprawa.
Szczerze powiedziawszy nie rozmyślałem o roli kochanka w kontekście moralności, bo wyklucza ją dużo prostszy powód – właśnie ów wstręt fizyczny. Ja po prostu nie nadaję się na kochanka i tyle, to po co szukać jeszcze górnolotnych powodów natury moralnej, skoro i tak nie dojdę do etapu moralnych rozterek. :)
„-jest to piękny i skuteczny sposób manipulacji życiowych ofiar, które szybko wyczuwają podatny grunt (najwyraźniej u Ciebie go znajdują)
-bo jeśli nawet nie jest to manipulacja to ja za rękaw na otarcie łez nie będę służyła.”
Zgadzam się z Tobą, że w wielu przypadkach tak jest. Jednak czasami to nie są cierpiętnicy, a ludzie, którzy chcą coś zmienić, ale potrzebują wsparcia. Więc gdy przychodzi do mnie przyjaciel, to nie zakładam z góry, że jest manipulantem, bo mogę się bardzo pomylić. Trzeba dać innym szansę.
Monika Góralska:
„Jednocześnie uważam, ze Twoja rola powiernika jest bardzo trudna i mam nadzieję, ze nie toksyczna dla Ciebie samego.”
Toksyczna nie. raczej bywa dobrym powodem do rozmyślań.
POZDRAWIAM
Piotr P,
Napisałeś: „Bywając w sytuacji przyjaciela, spowiednika często zastanawiam się, jak postąpić? Ktoś zwierzając mi się z tak ważnych problemów osobistych, oczekuje wsparcia, czasami popchnięcia do ruchu.[…] Jak pomagać innym, by jednocześnie nie wchodzić z buciorami w cudze życie?”
Zastanawiam się, na ile te osoby, o których piszesz naprawdę oczekują od Ciebie konkretnego działania, pomocy, a na ile tylko tego, byś wysłuchał i współczuł, pocieszał…
Może to tylko Ty tak to odbierasz i czujesz się w obowiązku (powinności) pomagać i działać? Zastanawiałeś się nad tym? Jesteś pewien, że zwierzają Ci się po to, by uzyskać pomoc czy radę?
Ja wychodzę z założenia, że warto pomagać, kiedy wyraźnie zostaje się o to poproszonym. Doradzam na ogół wtedy, kiedy ktoś rzeczywiście mówi, że chce mojej rady. Kiedyś chciałam doradzić i pomóc każdemu, kto opowiadał mi o swoich problemach. Teraz już nie jestem taka „wyrywna”.
Alex kiedyś pisał już tu na blogu o nieudzielaniu konsultacji bez zlecenia. :-) Czy masz od tych osób wyraźne zlecenie na pomoc lub poradę?
A jeśli ktoś wyraźnie prosi o radę lub pomoc (wyraźnie to mówiąc, a nie dając tylko do zrozumienia) i ją od Ciebie otrzymuje, a potem działa po swojemu i znowu przychodzi po radę – to warto się zastanowić, czy nie tracisz swojego czasu i energii. Czy nie lepiej poszukać innych przyjaciół. :-) Chyba że taka rola wiecznego pocieszyciela strapionych, bezradnych i krzywdzonych Ci pasuje i masz z tego określone korzyści (np. czujesz się ważny, wybrany, doceniony, inne…).
Pozdrawiam, Ewa
Znów mam chwilę, aby zająć się naszą dyskusją:-)
Michał Szen
Piszesz: „ja miałem brzydki zwyczaj (……) osądzania ludzi z nadwagą ”
No to obecnie miałbym u Ciebie „przechlapane” :-)
Pociesz się, że jak miałem 24 lata, byłem w tym ocenianiu znacznie gorszy (wstyd przyznać!!) Trochę mnie wtedy zawstydziła kilka lat młodsza ode mnie przyjaciółka, która była o lata świetlne bardziej dojrzała.
To co piszesz: „pierwszym ważnym krokiem do zmiany jest zdanie sobie sprawy z tego, że coś jest nie tak i że “można inaczej” ” jest bardzo słuszne, sam miałem w życiu kilka takich olśnień.
Artur
Bazowanie na faktach jest niezła strategią w takich przypadkach
Magda
Piszesz: „Odnoszę wrażenie, że Twój powyższy post Alex stoi w pewnej sprzeczności z jednym z poprzednich. Chodzi mi o tekst o kobiecie, która zarzuciła Cię ciężkimi e-mailami, kiedy jechałeś pociągiem. O ile dobrze pamiętam oceniłeś jej zachowanie jednoznacznie i postanowiłeś nie mieć nigdy więcej do czynienia ani z nią, ani nawet z ludźmi, których usiłowała reprezentować. Czy taka decyzja nie jest najsurowszą oceną? ”
Niekoniecznie. Opędzenie się od natarczywego komara niekoniecznie wymaga jego osądu, to samo z unikaniem jeziorka, gdzie takie komaty występują. Cały ten przypadek rozebrałem na czynniki pierwsze tylko w celach edukacyjnych, normalnie tego nie robię, oganiam się i koniec.
Kacper
Piszesz: „Kiedy “idiotami” próbuje taki pasażer skłonić jadący przede mną samochód do przyspieszenia albo innego manewru jest to dla mnie skrajnie nieprzyjemne. W dodatku człowiek, który robi coś dziwnego na drodze nawet nie wie, że jest obrażany. Gdzie tu sprawiedliwość? To ja cierpię choć nic złego nie robię. Niestety taki oceniacz-pieniacz z trudem przyjmuje mój punkt widzenia. ”
To proste, trzeba takiego delikwenta wysadzić na drodze :-) Jak to zrobisz raz i wiadomość się rozejdzie, to nikt przy tobie w samochodzie nie zaklnie :-)
Ghoran
Wygrana jest cały czas do odebrania, choć chyba dopiero w marcu będzie to realistyczne. Do środy jestem bardzo zajęty, w czwartek jadę do Berlina a tam niebezpiecznie blisko jest Tegel i tanie loty na Gran Canarię :-)
Justyna
Siła pierwszego wrażenia często wynika z nawyku szufladkowania ludzi. Parę drobiazgów i już ktoś ma stempel na czole i reaguje się tylko na ten stempel. Kiedyś napiszę o tym post.
Mieczotronix
Oszacowywanie sytuacji, w której się znajdujemy (ważne z punktu widzenia przeżycia) a osądzanie kogoś to dwie różne pary kaloszy.
Filtr nie osądza ludzi, lecz antycypuje potencjalne komplikacje lub moje rzeczywiście przezywane negatywne doznania i eliminuje ich przyczyny. Jest bardzie skierowany na skutki niz osobe. To troche trudno wytłumaczyć tak na szybko, spróbuję przy okazji
Napisałeś : „A co do tego, że rok mieszkania w Warszawie miał zmienić na niekorzyść Twoje postrzeganie świata. No cóż… Rok to krótko… Pomieszkaj tu teraz 20 lat, to się pomału do wszystkiego przyzwyczaisz. ”
To nie jest tak. To, że zauważyłem delikatne przesunięcie mojego postrzegania to znaczy tylko, iż mój wewnętrzny mechanizm ostrzegawczy zadziałał. Gorzej już nie będzie.
Michał
Dziękuję za wyjaśnienie
Epoka
Piszesz: „Mam wrażenie, że za kierownicą Polacy stają się mało tolerancyjni. ”
Hmmmm, Polacy ogólnie sa mało tolerancyjni, zwłaszcza moje pokolenie i powyżej :-(
Wy macie spora szansę aby to zmienić, zwłaszcza kiedy my wymrzemy :-)
Maciek
„Cześć Aleź ”
A propos rozkojarzenia i zmęczenia to mam na imię Alex :-) :-)
Uproszczenia i skróty za nieodłącznym elementem przetwarzania przez nas informacji, ale ja pisze o szczególnej sprawie – osądzaniu innych
Lena
Postawiłaś ciekawe pytanie: „czy nie jest tak, że człowiek, który rozumie więcej i ma więcej doświadczenia – jest w stanie „wyłapać” dobroć drugiego człowieka, i w ten sposób w przeważającej większości wypadków nie wydać niewłaściwego osądu ”
Myślę, że masz racje, co nie wyklucza tego, że ta doświadczona osoba w wypadku ataków lub nacisków potrafi bardzo bronić się skutecznie i boleśnie dla atakującego. To jest mój przypadek :-)
Michał
Ciekawe zdanie: „Sąd to sprawa większego kalibru. W większości sytuacji nie jest niezbędny więc można go pominąć bo nic nam nie daje. ”
M.D.
Musze się zastanowić nad Twoja metodą. Raczej takiej nie stosuję
Aneta
Mnie jest troche szkoda „mocy przerobowych” mojego umysłu na takie domysły, raczej podchodzę do tego ze stoickim spokojem albo zdziwieniem.
Yeti Ł
Piszesz: „Tak oceniamy, oceniamy powierzchownie bo niestety musimy. ”
zaraz potem stwierdzasz: „Dlaczego musimy, otóż dlatego aby ułatwić sobie kategoryzację. ”
To oznacza, że gdybyśmy zrezygnowali z tego „ułatwienia” to wcale nie musimy.
Zasada Alexa Nr. 2 A „Musisz prędzej czy później umrzeć, reszta jest opcjonalna” :-)
Podane przez Ciebie przykłady z lisćmi, małpami itp. nijak się mają do tematu postu. Proszę trzymaj się go trochę bardziej.
Piotr P
Piszesz: „..to zawsze (przynajmniej w moim przypadku) wiąże się z jakimś ładunkiem emocjonalnym i nie wchodzę już w takie relacje z osobami, które mają problem z własną dojrzałością, z emocjami właśnie – taki bałagan w głowie i sercu. To jak proszenie się o kłopoty. ”
To prawda, niepotrzebnym kłopotom trzeba schodzić z drogi.
Z drugiej strony niektórzy eksploratorsko nastawieni faceci wyliczają sobie współczynnik Alexa nr. 8b
ALX8b=przyrost przyjemności wynikający z wejścia w relacje z daną osobą / maksymalny spodziewany przyrost kłopotów z tym związanych
Jeżeli ALX8b>>1 to mówią ochoczo „wchodzę!!!” :-) :-)
Uwaga: „Kids, do not try it at home” :-)
Dziwi mnie nieco Twoje stwierdzenie: „kwestie natury nazwijmy to cielesnej, higienicznej. ”
Czyżbyś dotąd obcował (a właściwie spółkował :-)) z dziewicami????
Dalej piszesz: „..dochodzi pewien element – cielesność, brak poszanowania dla swojego ciała. ”
To mi przypomina wypowiedź księdza przy spowiedzi, kiedy jako nastolatek omawiałem z nim kwestie onanizmu :-)
Powiedz mi proszę, czy „brak poszanowania swojego ciała” ma miejsce kiedy:
1) nie dostarczamy mu tego, czego potrzebuje
2) dostarczamy mu to mimo wszystko?
Tomasz Ciamulski
Piszesz: „Z moich dotychczasowych obserwacji wynika, że jest to w większym stopniu element natury kobiecej, ….”
Obawiam, że mężczyźni sami się do tego przyczyniają. Temat wymaga obszernego wpisu, ale jak zrobię to dobrze to parę osób nie będzie mnie lubieć :-)
Może się kiedyż sprężę
Przesunięcie obrazu świata to trochę dużo powiedziane, powiedzmy że zostało zauważone w zakresie nano :-) To wystarczy aby je zablokować
Chyba na razie zakończę, bu muszę jeszcze pomyśleć nad argumentacją sprzedażową dla klienta
Ciąg dalszy nastąpi
Alex
Alexie:
„ALX8b=przyrost przyjemności wynikający z wejścia w relacje z daną osobą / maksymalny spodziewany przyrost kłopotów z tym związanych
Jeżeli ALX8b>>1 to mówią ochoczo “wchodzę!!!” :-) :-)”
Gdzie ja zapodziałem ten kalkulator? :)
„Dziwi mnie nieco Twoje stwierdzenie: “kwestie natury nazwijmy to cielesnej, higienicznej. ”
Czyżbyś dotąd obcował (a właściwie spółkował :-) ) z dziewicami????”
:) Nie w tym rzecz. Trudno będzie nie przekroczyć ram dobrego smaku – niekoniecznie mam ochotę „zanurzać się” w płynach fizjologicznych innego mężczyzny. :) Jako kochanek regularnie spółkujący z kobietą regularnie spółkującą z mężem to właśnie bym czynił. Dla mnie nie do przyjęcia.
„Powiedz mi proszę, czy “brak poszanowania swojego ciała” ma miejsce kiedy:
1) nie dostarczamy mu tego, czego potrzebuje
2) dostarczamy mu to mimo wszystko?”
W tym konkretny przypadku – żony nie mającej ochoty na sex z mężem, brzydzącej się jego ciała – brak poszanowania polega na robieniu czegoś, co przynosi przykrość, fizyczną odrazę i poczucie poniżenia.
Alex,
radzisz unikać telewizji?
Wiesz, po trzech miesiącach od przyjazdu do Polski napisałem na swoim blogu „wyłącz telewizor, odłóż gazetę”.
Ale czy problemem jest polska telewizja? Uważam, że problem jest karmienie się negatywnymi informacjami. Zawodowo zajmuję się mediami i zgodziłbym się z poglądem, że złe wiadomości są racją bytu telewizji. Każdej. Wszędzie na świecie. Podoba mi się co ostatnio stwierdził Tim Sanders: „Karm swoją głowę dobrym materiałem. Przestań czytać negatywne informacje, słuchać negatywnych ludzi czy oglądać wiadomości telewizyjne. Naładowujesz się lękami. Zamień te informacje na analizowanie przyszłości lub udoskonalanie siebie. Wkrótce wyłoni się z Ciebie pomysłodawca rozwiązań zastępując Kurczaka Małego (Chicken Little).”
Obydwa teksty w tym linku:
(… – ty razem wysyłam bez linkowania, bo wczoraj opublikowałem to samo wraz z linkiem i komentarz przepadł – przypuszczam, że automatycznie leci do spamu wszystko za zawiera linki)
Pozdrawiam,
Swojak
Alex napisał:
„Wiesz, chodzi głównie o wiele przykładów bezmyślności i kompletnego niezważania na innych ludzi. To stwarza pokusę do nieświadomego generalizowania.”
Ok już wiem, o co Ci chodzi sam też to zauważam. Od razu stanęła mi przed oczami scena z filmu „Dersu Uzała”
Otóż Dersu był myśliwym wychowanym w Tajdzie, przypadkowo natknęła się na niego wyprawa kartograficzna i jej szef poprosił Dersu o bycie ich przewodnikiem. Przedzierając się przez Tajgę natrafiają na opuszczony szał. Zanim poszli dalej Dersu dokonał naprawy szałasu oraz zostawił w nim niezbędne do przetrwania rzeczy. Wszystko dla potencjalnego nieznajomego, który może trafić w to miejsce i potrzebować pomocy.
Chyba taki jest koszt cywilizacji, że ludzie oddalają się od siebie, koncentrują się głównie na sobie.
Pozdrawiam, Artur
Kajetan Walczak
Mam prośbę o wyjaśnienie i dopełnienie Twojej wypowiedzi.
Napisałeś bowiem:
„Przez osądzanie innych, możemy pomóc – czasem innym, ale najczęściej sobie. ”
Trudno mi sobie wyobrazić tę pomoc innym poprzez osądzanie ich. I trudno mi sobie wyobrazić, jak osądzanie innych lub nawet siebie może dobrze służyć mnie samej.
Jeśli mam do siebie dystans i potrafię ocenić swoje postępowanie, a czasem tylko przeanalizować, to mi służy. Ale nie mam powodu się osądzać. To mi nie służy.
Rozwiń swoją myśl, jak Ty to rozumiesz.
Pozdrawiam, Ewa
Piotrze, to co piszesz o kobietach nie tylko ich dotyczy. W związku nie można „oceniać” postępowania tylko jednej osoby. Iskra i to co jest pomiędzy partnerami to sprawa dwóch osób. Za rozpad tak jak i za powodzenie odpowiedzialne są dwie osoby. To za mało jeśli jedna strona chce, stara się a druga otwarcie nie komunikuje „co ją boli”. A to co piszesz o braku reakcji i chęci wyjścia z takiej relacji to niestety przeciez jak kobieta jest nieszcześliwa to facet to widzi. Jeśli nic z tym nie robią to strach jest silniejszy niż chęć bycia szcześliwym. Alimenty, bo ślub, bo co inni powiedzą to tylko wygodne wymówki.
Pozdrawiam, Justyna
Justyno, w pełni się z Tobą zgadzam. To, o czym piszesz, to inne zagadnienie, które celowo pominąłem, choć wspomniałem słowami z pierwszego wpisu: „omijam powody i niechlubną rolę mężczyzn w tym procesie.”
Pozdrawiam
Czas dokończyć moje komentarze :-)
Monika Góralska
Pytasz: „A jakie są sposoby na zamknięcie ust osobie osądzającej typu opornego ? ”
Jest kilka, ale żaden z nich nie jest przyjazny. Zazwyczaj ich nie stosuję, choć raz na parę lat tracę cierpliwość i mówię (spokojnie i z uśmiechem) rzeczy, z których nie jestem potem dumny.
Generalnie tacy „osądzacze” zapomnieli o zasadzie „nie rób drugiemu co tobie niemiłe” i zawsze można im tę zasadę uświadomić :-)
W podanym przez Ciebie przykładzie osoby, która rozmowę sprowadza do ” zobacz jaka ma fryzure, ona jest za gruba/ za chuda, on jest jakiś dziwny itp itd” możesz podjąć temat pytając ” a jak sobie psychicznie radzisz z twoimi nowymi zmarszczkami / coraz grubszym tyłkiem itp. ” albo delikatniej ” co byś powiedziałą, gdzyby ktoś teraz komentował w podobny sposób twoje nowe zmarszczki / gruby tyłek itp.” :-)
Piotr P
Pytasz: „Może to dobry temat na dyskusję – Jak pomagać innym, by jednocześnie nie wchodzić z buciorami w cudze życie? ”
Generalnie ja podchodzę do tego w ten sposób, że pomagam w grubszych sprawach, kiedy podobnie jak w westernach trzeba zjawić się z kawalerią (kasa, ważne kontakty, itp.) Poza tym pomagam wiedzą w sprawach życiowych i rozmową w sprawach osobistych. Pominąwszy ten prypadek „odsieczy” każdy musi działać sam.
Pytasz gdzie zapodziałeś ten kalkulator? A używałeś go kiedykolwiek :-)
Jeśli chodzi o Twoją wypowiedź „niekoniecznie mam ochotę “zanurzać się” w płynach fizjologicznych innego mężczyzny. ” to od tego wymyślono prezerwatywy :-)
Swojak
Przepraszam za kłopot z Twoim postem, Akismet „łyknął go” bez mojego udziału.
Oczywiście zgadzam się z tym, co napisał Sanders
Artur Jaworski
Ciekawa historia, warto przemyśleć w jakich sytuacjach tak możemy postępować.
Z drugiej strony, czy na przykład ten blog nie jest takim szałasem dla potrzebującego wędrowca? Może nie jest tak źle z naszą cywilizacją, tylko pewne rzeczy manifestują się inaczej niż u ludów pierwotnych?
Pozdrawiam serdecznie
Alex
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,102433,7586741,Sad_wie_lepiej__co_dobre_dla_Sebastiana_.html To jest właśnie przykład jak nawet prawnie usankcjonowane jest takie lekkomyślne osądzanie. Artykuł zrobił na mnie szokujące wrażenie, bo sama wychowałam się w podobnym (no trochę lepszym, bo nikt na depresję nie chorował i ciepła woda była :)) domu. POdkreślę, że pełnym miłości i zgody.
Dziekuję Alex :-) Wypróbuje przy najliższej okazji.
pozdrawiam
Akurat mieszkam w kraju Vikingow i musze przyznac ze pod tym wzgledem podoba mi sie podjescie Norwegow: Cokolwiek nie robisz w danym momencie, nie ma najmniejszej szansy zebys zauwazyl jakiekolwiek zniecierpliwienie, dezaprobate czy wzrok pt.: „Co za kretyn”.
Nikt tu nie ocenia, nie krytykuje, komentuje glosno, itp. A nawet jezeli sadzi… to nie jestes wstanie odczytac z wyrazu twarzy co sadzi o tym co robisz. Mozna sie spodziewac uwagi jedynie w przypadku jezeli przekraczasz ich wlasne granice.
No coz…. staram sie uczyc od nich – warto.
Rafał Ziolkowski
Pytanie, czy oni nie podniecają się takimi drobiazgami, czy też po prostu to ukrywają.
Jakie są Twoje obserwacje?
Pozdrawiam
Alex
Rafał, Alex
Potwierdzam obserwacje Rafała i uważam, że nie jest to ukrywanie emocji. W szkołach od najmłodszych lat wpajany jest szacunek, tolerancyjność i trenuje się istotne podstawy komunikacji międzyludzkiej. Jednak patrząc szerzej na sprawę widzę też wady. Dystans, który zaburza balans z innymi pożądanymi postawami. Trudno jest o wyraźne postawy i opinie gdy są bardzo potrzebne np. rozmowy profesjonalne. Zauważa się też znieczulicę na czyjąś krzywdę i nietypowe potrzeby. Norwegowie jeżeli wogóle zareagują, to na wyraźną prośbę i też nie zawsze pozytywnie. Słaniającemu się staruszkowi wśród wielu ludzi na peronie kolejowym pomogli Polacy i było dość oczywistym, iż nie mógł być w stanie nic powiedzieć.
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
Witam wszystkich-dawno tu nie pisałam.
Czytając post zastanawiałam się dlaczego Alex błędnie ocenił sytuację. W końcu jest bardzo doświadczoną osobą. Nie wiem, co tak zadziałało-mało światła zimowa porą, pośpiech, czy cokolwiek innego z przyczyn ulegania błędom poznawczym, ale faktem jest, że nikt nie jest wolny od błędów.
Nasz mózg często działa schematycznie, na skróty i nie lubi wysiłku. Tylko świadomość tego, znajomość różnych pułapek-pozwala przejmować kontrolę.
Polecam listę błędów poznawczych-bardzo pouczająca (wg mnie).
Tomasz
Dziękuję za info
Meg
Pytasz: „Czytając post zastanawiałam się dlaczego Alex błędnie ocenił sytuację.”
Bo jestem normalnym człowiekiem z krwi i kości :-)
Jak coś robię zawodowo, to jestem skoncentrowany jak pilot Jumbo Jeta przy lądowaniu, ale luźnych sytuacjach czasem jestem przykładem na „errare humanum est”. Jestem też zwolennikiem przejmowania kontroli, gdzie jest to rzeczywiście potrzebne.
Pozdrawiam
Alex
Trudno żyć w stałej koncentracji, ale można wyrabiać nawyki. Mój nawyk-oglądanie wszystkiego z drugiej strony-pomaga, ale pośpiech, czy zwykła chwila nieuwagi (właśnie w tych na pozór spokojnych, bezpiecznych sytuacjach) wystarczy by się pomylić.
Co do osadzania-jak znaleźć złoty środek-osądzać, gdy nam to pomoże, i nie osądzać, gdyby miało szkodzić.
Pewnie to jeden z tych aspektów życia, które przesunięte w jedną lub drugą stronę mogą jakoś szkodzić i rzutować na inne zachowania.
Dla mnie to biblijne zdanie, od którego zacząłeś czyli „Nie sądź, abyś nie był sądzonym” przypomina mi od dwóch rzeczach:
1. Pokorze – wszyscy są niedoskonali i ja też.
2. Nie bądź zbyt „wyrywny” – zwolnij, poczekaj, zastanów się ZANIM coś powiesz
Adamur
Tutaj zgadzam się z Tobą
Pozdrawiam
Alex
Ciekawe przemyślenia, w dzisiejszym świecie coraz mniej ludzi stosuje się do słów z Biblii, a przynajmniej pozoruje jej czytanie, gdyby każdy się do tych słów stosował, na pewno na tym świecie przepełnionym złem żyłoby się nam wszystkim lepiej ;)
Pozdrawiam
To na pewno dotrze do szerokiego grona :D
https://www.facebook.com/photo.php?v=10151122124101616