Słyszeliście może taki angielski termin „tunnel vision„, który w pierwotnym znaczeniu oznacza poważne upośledzenie peryferyjnego widzenia. Widzisz wtedy tylko kilka obiektów w centrum pola widzenia, a pozostałe znikają.
Na podstawie tego ukułem sobie termin „tunelowe życie”, które oznacza egzystencję skoncentrowaną na kilku „kluczowych” zagadnieniach, z całkowitym pominięciem wszelkich innych aspektów. Przyszło mi to do głowy, kiedy ostatnio zastanawiając się nad sobą stwierdziłem, że w ostatnich 6-8 miesiącach coraz lepiej i intensywniej zajmuję się coraz mniejszą ilością aktywności zarówno biznesowych i życiowych.
Oczywiście takie postępowanie na polu biznesowym ma całą serię zalet, a życiu prywatnym mogę znaleźć całe mnóstwo racjonalnych argumentów, dlaczego takie nastawienie było u mnie w ostatnich miesiącach konieczne. Nie zmienia to jednak faktu, że oznacza to istotne zubożenie moich doznań (mimo, że bardzo intensywnie delektuję się tymi, które pozostały :-)), bo cierpi na tym ich różnorodność i wielorakość.
Problem rozpoznany, to problem w połowie rozwiązany i już, mówiąc językiem biznesowym, zaczynam alokować czas i zasoby, aby ponownie wprowadzić więcej urozmaicenia tego co i z kim robię. To na pewno bardzo pozytywnie wpłynie na odczuwalną jakość mojego życia, na czym przecież bardzo mi zależy.
Dlaczego piszę o tym na blogu? No cóż, jak już rozpoznałem „tunelitis” u siebie, to rozejrzałem się wokoło i zauważyłem, że bardzo wiele innych ludzi prowadzi podobnie „tunelowe życia”, jak ja w ostatnich miesiącach. Z wielką determinacją (aczkolwiek przy różnorakiej motywacji) wgryzają coraz głębiej w coraz mniejszą ilość „tematów” tracąc z oczu szeroki horyzont. To na pewien czas i w pewnych okolicznościach jest zapewne korzystne, bo pozwala skoncentrować wysiłki i środki, niemniej stosowane zbyt długo prowadzi do tego, że powoli stajemy się maszynami do bardzo dobrego wykonywania określonego zestawu czynności. Nie wiem jak dla Was, ale mnie szkoda jest życia na tak ograniczoną egzystencję.
Ciekawe jakie jest Wasze zdanie na ten temat, bo zagadnienie z pewnością nie należy do czarno-białych, a dokładniejsza analiza może prowadzić do dość radykalnych wniosków :-) Wyzwaniem jest też pogodzenie tej różnorodności z zamiarem bycia „jedynym na liście” w jakiejś opłacalnej i interesującej konkurencji.
Podyskutujmy na ten temat!
PS: „Tunelitis” użyłem zupełnie z przymrużeniem oka. Końcówka -itis oznacza normalnie stan zapalny, a przecież nie mam „zapalenia tunelu” :-)
Termin „tunelowe życie” uważam za bardzo celny i opisane nim zjawisko także postrzegam jako negatywne i wymagające przeciwdziałania. Spodobała mi się opisywana kiedyś na blogu idea stosowania zasady Pareto do podziału i kierunkowania swojej aktywności życiowej. Po przemyśleniu tematu stwierdziłem, że taktyka ta, nawet lepiej niż w życiu zawodowym, powinna sprawdzać się w sferze prywatnej – przy decydowaniu się na hobby czy uprawiane dyscypliny sportu. Jak na razie nie mogę stwierdzić, czy w praktyce faktycznie daje to lepsze efekty ogólne niż „tunelowanie”, gdyż wciąż jestem w trakcie implementacji pomysłu w życiu. Z ciekawością poznam refleksje ludzi stosujących podobne rozumowanie od dłuższego czasu…
Co do urozmaicania sobie towarzystwa, w którym się przebywa, chyba każdy się zgodzi, iż może to przynieść tylko korzyści. W ten sposób można poznać alternatywne postrzeganie i podejścia do wielu spraw, w rezultacie wpaść na rozwiązania do których samemu może dochodziłoby się bardzo długo metodą prób i błędów. Dorzuciłbym jeszcze, że warto czasem poznać osoby spoza swojego – że tak to ujmę – „natywnego” środowiska (z całkiem innej branży / klasy społ. / kraju…), dopiero to wprowadza prawdziwą różnorodność.
I na koniec „słowo” o byciu jedynym na liście. Staram się koncentrować na celach najogólniejszych a potem znajdywać najoptymalniejsze w danej sytuacji sposoby ich osiągania. W tym przypadku celem jest uzyskiwanie, przy jak najmniejszym nakładzie wysiłku, środków materialnych w ilości pozwalającej zapewnić założony standard życia. Stanie się niepowtarzalnym jest jednym z rozwiązań. W pewnych warunkach/branżach/okolicznościach faktycznie może być to najlepsze wyjście, natomiast myślę, że czasem wymieniony cel może okazać się łatwiejszy do osiągnięcia przy wyborze alternatywnej metodologii. Czynnikiem decydującym może okazać się w tym przypadku na przykład relatywnie duża ilość energii jaką trzeba włożyć w wybicie się na taką jedyną na liście „purple cow”. Co więcej, może okazać się, iż najlepsze rozwiązanie będzie także sprzeczne z zasadą urozmaicania zajęć (jeśli np. ktoś uwielbia swoją monotonną pracę). Podsumowując, w kwestiach zawodowych, nie fetyszyzował bym a priori żadnego podejścia – to kwestia mocno indywidualna i najlepszy wybór zależy od wielu czynników. Natomiast w sferze prywatnej – w mojej opinii – zawsze powinno się starać o jak największą różnorodność.
Pozdrawiam!
Witaj Alex!
Kwestia jest dość złożona, tak jak napisał w podsumowaniu Carivaldi.
Pozostając jednak w metaforze pola widzenia, to nasze oko ma możliwość obserwowania ok. 180°, a umysł skupienia się (gdy trzeba) na jednym przedmiocie… gdy np. saper rozbraja bombę to skupia się na kabelkach, na kilku stopniach – jego oko widzi więcej, a umysł mniej. Reszta go nie interesuje. Fakt, że nasze działania raczej nie są obarczone ryzykiem utraty życia. Więc gdy zachodzi potrzeba możemy się poprostu skupić, założyć wyimaginowane klapki na oczy.
Niepokoić można się wtedy, gdy nosimy klapki przez długi okres lub cały czas.
U mnie wygląda to tak, że pomimo 180° pola widzenia, wyraźnie widzę w może 40°… pozostałe 140° widzę i jeśli coś mnie w tym nieostrym obszarze zainteresuje to wystarczy obrócić lekko głowę lub okiem :)
(im dane rzeczy są bliżej centrum pola widzenia, tym widzimy wyraźniej – kwestia priorytetowania)
Przyznam też, że zdarza mi się odkrajać z mojego obrazu fragmenty pola widzenia na krańcach… czyli przestałem np. kompletnie zwracać uwagę na politykę/polityków – wyrzuciłem poza obszar widzenia/obserwowania. Są rzeczy, które przesunąłem w centrum pola widzenia (coaching, rozwój, szkolenia/edukacja, biznes, radio) i one są stale w obszarze wyraźnym. Inne są w obszarze widzenia, choć nieostrego: komputery, sieć, rowery, kolarstwo, muzyka, media… które obserwuję pobieżnie a gdy któreś z nich mnie zainteresuje to się skupiam na nich.
Od czasu do czasu można też spojrzeć na te pozostałe 180°, których nie widzimy – może się okazać, że jest tam coś ciekawego… np. nigdy nie zaznajamiałem się z sylwetkami osób, które w życiu dokonały czegoś wielkiego, a teraz jest to w moim obszarze 140°, na których to sylwetkach czasem się skupiam :)
Pozdrawiam,
Orest
Witaj Alex, Witajcie czytelnicy.
Może trochę przewrotnie, ale uważam że „tunelowanie” własnych zainteresowań jest jak najbardziej pożądane. Jeśli jakaś aktywność sprawia nam przyjemność to dlaczego się jej nie poświęcić bez reszty. Zresztą takie „pełne zanurzenie” w hobby czy interesujące nas zajęcie daje większe szanse na przekucie tego w pracę, którą będziemy wykonywać z namiętnością i radością a to przecież chyba jedna z przyjemniejszych rzeczy. Jednak równie ważne jeśli nie ważniejsze jest to co napisał Orest, nie stracić z pola widzenia innych obszarów, które mogą nas również zainteresować. Może się okazać że nasz tunel to kolokwialnie mówiąc, kanał a tego nie chcemy. Nie chcemy też wypalić się, dlatego uważam że dobrze mieć pogląd na inne ciekawe obszary.
Wydaje się, że dobrą metodą jest to co zauważyłem że robisz dość regularnie Alexie, czyli „przerwa kreatywna”. Widzę to jak wyjście z naszego miłego i kochanego tunelu (bo przecież tylko takie chcemy mieć) aby na chłodno rozglądnąć się dookoła.
Pozdrawiam,
„Tunelowe życie” jeżeli chodzi o pracę kojarzy mi się ze specjalizacją w danym zawodzie.
Specjalizacja wydaje mi się, że ma swoje dobre i złe strony, z jednej jesteśmy specjalistami, a każdy pracodawca chciałby mieć samych specjalistów, nasza wartość jest unikalna i nie da nas się zamienić pierwszą lepszą osobą, mamy potencjalnie większe zarobki i poważanie.
Druga strona jest bardziej mroczna : ) ,bo zawsze może pojawić się jakaś nowa technologia która zautomatyzuje naszą pracę, lub zupełnie zmieni podejście do niej, pozwalając np osobą mniej wyedukowanym od nas na pracę na tym stanowisku. W tym miejscu przypomina mi się to co się stało z projektantami po wprowadzeniu pierwszych systemów CAD. Przedsiębiorcy korzystający z CAD’ów, oszczędzali czas i pieniądze na pensje.
Dlatego z mojego punktu widzenia specjalizacja jest nie jest najbezpieczniejsza.
Czytając twój post Alex pomyślałem też o takim pojęciu jak „człowiek renesansu”, czy ci ludzie właśnie nie zawdzięczali wszystkiego temu, że właśnie byli wszechstronni i otwarci, że przenosili wiedzę z jednej dziedziny do drugiej.
Podobnie jak Orest nakładam sobie klapki na polityków. Można powiedzieć, że próbuje stosować „tunelowe życie” w odwrotnym kierunku tzn. próbować dostrzegać wszystko i czasami podejmować decyzję o zmniejszeniu skupienia na czymś, np na politykach. : )
Pozdrawiam,
Radek
Według mnie ciekawym rozwiązaniem jest łączenie szerszego horyzontu z „tunelitis”, jak to Aleksie nazywasz. W aspekcie szerszym (tygodniowym czy miesięcznym) zachowywać szerszy punkty widzenia, ale w trakcie mniejszych jednostek czasu skupiać się na wąskich zagadnieniach używając postrzegania tunelowego.
Uważam bowiem, że to co w danej sytuacji jest wadą i ma znaczenie negatywne może kiedy indziej stać się bardzo przydatnym zasobem :-)
Tak jak to widzę.
Popieram to, co napisał A.Benedykt. Należy drążyć swoje tunele z należnym skupieniem, bo tylko wtedy osiągniemy satysfakcję związaną z wkraczaniem na kolejne stopnie wtajemniczenia (na przykład windsurfing: równowaga na desce – równowaga na desce z pędnikiem – zmiany kursu za pomocą pędnika – zwrot na wiatr – zwrot z wiatrem – start z plaży – wejście w ślizg – pływanie w trapezie – pływanie w strzemionach – zmiany kursu w ślizgu – rufa w ślizgu … bez kopania tunelu ani rusz). Ale co pewien czas warto wychylać głowę ze swojego tunelu lub wykonać parę ruchów łopatą w innym kierunku (jachty, kitesurfing, narty wodne, nurkowanie, literatura hiszpańska – nieskończona liczba możliwości).
PS. „Widzenie tunelowe” występuje także po spożyciu pewnej ilości alkoholu.
Witam wszystkich,
moim zdaniem widzenie tunelowe pomaga w krótkim okresie czasu (czyli jest to względne). Dla przykładu lekarz, który powinien śledzić rozwój medycyny, a już w szczególności jego specjalizacji może, kiedy nadejdzie odpowiednia chwila (ważne wyzwanie zawodowe, np. operacja) całkowicie zawężyć „pole widzenia” do rzeczy co do których jest pewien (podkreślam: jest pewien), że wpłyną pozytywnie na zdrowie pacjenta. Zgadzam się zatem z przedstawionym tutaj przykładem sapera.
Co do życia osobistego… moim zdaniem jest to negatywne. Jeśli nie spróbujemy naprawdę szerokiej gamy rzeczy, to wiele można stracić. Tunelowe widzenie to ciągła rezygnacja z okazji, szans, możliwości. Chyba wszyscy zgodzimy się z poglądem, że dobrze mieć znajomych reprezentujących różne środowiska, punkty widzenia. To po prostu wzbogaca nasze życie.
Orest> zainteresowało mnie to co pisałeś o sylwetkach „wielkich” osób. W jaki sposób do tego podchodzisz? Czy masz swoje ulubione źródła (zatem i wiarygodne) wiedzy o ich życiu i czy są to tylko osoby związane z Twoją branżą? Czy raczej ogólnie takie, które warto znać z danych postaw.
Pozdrawiam serdecznie udając się na ostatnie 2 lekcje jazdy autem :) ,
Łukasz Kasza
Łukasz:
Jak napisałem wyżej – sylwetki są w tych 140° które obserwuję „kantem oka”. Jeśli, któraś mnie zaciekawi to skupiam się – przykład: 2 miesiące temu miałem przyjemność obejrzeć film „W pogoni za szczęściem” („The Pursuit of Happyness”) opartym na losach prawdziwej postaci, Chrisa Gardnera. Po filmie przeczytałem kilka jego biografii (pierwsze z brzegu w google) i na youtubie fragmenty jego wypowiedzi. Teraz gdy widzę w „powiązane” coś z Gardnerem, to zaglądam, bo wiem, że wartościowe. Dość podobnie ze Stevem Jobsem, Richardem Brandsonem (przy okazji, w maju tego roku wyszła poszerzona wersja „Screw it, let’s do it” – mam w schowku), Oprah’ę Winfrey (wygłosiła w tym roku mowę na rozdaniu dyplomów na Uniwersytecie w Stanford) i z innymi ciekawymi postaciami.
Patrzę przez pryzmat ludzi sukcesu i cech jakie pozwoliły im osiągnąć to co chciały. U Gardnera to determinacja i wytrwałość, u Jobsa jego wybory i umiejętność wyciągania wniosków itd.
Jeśli chodzi o branżową sylwetkę, to tutaj muszę wymienić Szacownego Autora tego blogu – Alexa. Może biografii w internecie ani filmu nie obejrzę, ale w postach i komentarzach można poznać wiele historii, które dużo uczą.
Pozdrawiam,
Orest
Dziękuję za wyczerpującą wypowiedź, Orest.
Postaram się również poszukać, poczytać, dowiedzieć się czegoś o wybitnych postaciach. Nie ukrywam, że podobnie jak Tobie i mnie imponuje szanowny autor tego bloga.
Chcę jeszcze dodać, że tunelowe życie może być związane również z monotonią w pracy, kiedy chcą, jak było to tutaj powiedziane, zrobić z nas zombie. Wówczas w interesie pracodawcy jest aby taki dumb terminal raczej się nie wychylał.
Witam!
1. Nieuniknione
Wpadanie w tunel jest chyba procesem nieuniknionym, zarówno w postępowaniu schematycznym, jak też gdy czymś się mocno zaciekawimy lub w coś odpowiedzialnie zaangażujemy (zawodowo i prywatnie). Jak sam napisałeś, nawet „takie nastawienie było u mnie w ostatnich miesiącach konieczne”. Czyli tunele tworzą się same, nie planujemy ograniczania się. Są skutkiem ubocznym koncentracji na różnych zadaniach.
2. Przewidywanie
Ważne, żeby zdawać sobie z tego sprawę i czuć/rozumieć potrzebę wychodzenia po pewnym czasie z tunelu, zaplanować to. Nie jest to oczywiste dla wielu ludzi. Należy wypracować sobie własne czujniki rozsądku. Ale tutaj trzeba wcześniej skądś wiedzieć, że jest to nam potrzebne. Ty stwierdzasz, że „to na pewno bardzo pozytywnie wpłynie na odczuwalną jakość mojego życia”. Ci którzy tego nie wiedzą, zmuszani są do wprowadzania zmian w mało korzystnych okolicznościach, gdy coś się zawali np. zostaną zwolnieni ze swojej „pewnej” pracy.
„Tunelowe życie” jawi mi się jako konkretniejsze wyjaśnienie kształtowania granic „lejka życiowego”. Wiele tuneli można ułożyć w rozszeżający się z czasem lejek :) Ważne, żeby nie tworzyć tunelu, z którego trudno się wydostać.
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
Z racji mojego hobby przyszło mi do głowy porównanie naszego spojrzenia na świat do obiektywu z zoomem. Używanie takiego sprzętu daje niesamowity komfort pracy – można objąć wzrokiem szeroki plan i w razie potrzeby skoncentrować się na jego wycinku praktycznie nie ruszając się z miejsca. I niby wszystko jest idealnie, ale jak ktoś się nieco bardziej wgryza w temat to zaczyna dostrzegać pewne niuanse:
1) nawet najlepszy zoom nigdy nie dorówna dobremu zestawowi stałoogniskowych szkieł, bo optyka i mechanika mają swoje ograniczenia, których nie sposób przejść (jak coś jest dobre do wszystkiego, to jest do niczego)
2) najciekawsze zdjęcia powstają wtedy, kiedy nikt inny nawet nie pomyśli o wyciągnięciu aparatu lub wstaniu z łóżka (liczy się moment, kiedy działamy)
3) samo szerokie lub wąskie spojrzenie nie wystarcza, bo równie ważna jest perspektywa (czasem trzeba się położyć, albo siedzieć po pach w wodzie) i kąt z którego obserwujemy (wystarczy zrobić parę kroków na bok, a światło zupełnie inaczej rysuje rzeczywistość i elementy w kadrze lepiej się mogą skomponować
4) sprzęt i mobilność to nie wszystko- potrzeba wiedzy co i gdzie można spotkać, słowem obserwować i wyciagać wnioski
5) nawet najlepszy sprzęt nie wykona za mnie zdjęcia, żeby mieć efekty, trzeba go wykorzystywać
6) jak nie masz sprzętu, nadrabiaj talentem – przez wiele lat robiłem zdjęcia, uczyłem się mając do dyspozycji bardzo niewiele
7) nawet jeśli wszystko jest idealnie, mamy sprzęt, wiedzę, chęci i wszystko zaplanowaliśmy, to i tak jest sporo czynników od nas niezależnych. Szczęście jednak sprzyja przygotowanym;)
8) najpiękniejsze nawet zdjęcia są nic nie warte jeśli robię je do szuflady, trzeba pokazywać to co się robi, nie wiedomo nigdy komu się to spodoba i co może z tego wyniknąć
9) zawężenie mojego spojrzenia może tylko spowodować samouwielbienie i w efekcie uniemożliwia rozwój. Ważne jest poznanie kumatych osób, które myślą podobnie i swoim spojrzeniem i życzliwymi uwagami pomagają się rozwijać (nawet jeśli te osoby mają mniej doświadczenia czy wiedzy, to mają własne zdanie) Poznałem już parę osób bezkrytycznie nastawionych do własnych dokonań i Boże broń mnie, abym nie stał się podobnym:)
Reasumując – dobrze się najpierw rozejrzeć co mam do dyspozycji, a potem zastanowić jak mogę to wykorzystać. A potem ciągle eksperymentować i pytać, zmieniać stale sposób patrzenia:)
P.S. mam nadzieję że cały koment mieści się w temacie:)
Kiedyś chorowałem na „tunelitis”, przez co mój dzień był bardzo nudny i monotonny. Interesowałem się tylko jedną dziedziną życia, ale na szczęście w porę zorientowałem się, że tak nie można. Nawiązując do wypowiedzi Oresta moje pole widzenia zwiększyło się znacznie i to nawet do 360 stopni bo teraz cały czas oglądam się dookoła siebie. Jakie są tego plusy, a no takie, że kiedyś efekty mojej pracy były dobre, a teraz są rewelacyjne! Ponadto mam wielkie chęci i czerpię olbrzymią radość z tego co robię.
Pozdrawiam
Filip Szołowski
Rafał Kowalski rozwalił temat.
A ja bym to podsumował tak:
Każdy z nas ma swój tunel, dla niektórych jest to jedna dziedzina dla innych zaliczanie tunelów, zarobki, szpan, lub omijanie nowych tunelów.
Jeśli nie jesteśmy otwarci na perspektywe innych ludzi to zawsze skończymy w jakimś tunelu.
To ile razy w życiu pytamy się czy jesteśmy w dobrym tunelu ?
Witam
Mam pewną koncepcję.
Pozwolę sobie od razu przejść do zagadnienia i na przykładzie „ducha ludzkiego” spróbuję rozpatrzyć dwa przykłady:
1) można trzymać swojego ducha na wodzy i w nieustannej dyscyplinie robiąc
„to co trzeba”, drążąc swoje tunele życiowe, wchodząc w coraz głębsze wtajemniczenia, i pozostając jedynym na liście.
– plusy są takie, że duch jest silny, odważny, „gotowy na wyzwania”
– minusy są takie, że nie ma czasu na przyjemności i inne aspekty życia.
2) Można mu folgować na przyjemności
– plusy są takie, że mamy czas na przyjemności
– minusy są takie, iż pod wpływem nieustannego folgowania sobie i zażywania „rozkoszy życiowych” duch staje się miękki i rozpuszczony jak przysłowiowy „dziadowski bicz” – co skutkuje tym, że z czasem człowiek staje się wewnętrznie słaby. Cierpi oczywiście na tym „bycie jedynym na liście”.
Przykładowe rozwiązanie jakie ja bym zastosował, to podział tygodnia, i tak:
przez 5 dni wysoka, wewnętrzna dyscyplina w robieniu tego „co trzeba” i dawanie z siebie „wszystkiego”, a co za tym idzie – stawania się coraz lepszym w tym co się robi. Pozostałe dwa dni – inne aspekty życia (rozkosze życia) i odpoczynek. Oczywiście podział czasu można dostosować dowolnie (6/1, 3/4 lub 5,5/1,5, itd.) w zależności od:
a) możliwości
b) potrzeb
Jednak uważam, że ważne tu by było, aby trzymać się ustalonego harmonogramu do póki bardzo znacząco te dwa czynniki nie ulegną zmianie.
Dodatkowo sądzę, że w przypadku, gdy to czym się zajmujemy, aby być „jedynym na liście” jest pasją, to trzymanie takiej dyscypliny o jakiej napisałem wyżej na swój sposób umacnia ducha. Dlaczego? Ponieważ może się zdarzyć tak, iż to co robimy, aby być „jednym na liście” jest tak pasjonujące, że chce się to robić nawet w z góry ustalonym wolnym czasie, a więc wszelka powściągliwość i trzymanie w ryzach tej chęci, ochoty, bądź nawet żądzy zajmowania się swoją pasją wymaga siły ducha.
Domyślam się, że w takim podejściu może być ukryty jeszcze jeden bonus, a mianowicie chodzi mi o ograniczenie wypalania się zawodowego, które jak wiadomo niestety czasami może dotykać ludzi, którzy zbyt intensywnie eksploatowali siebie w tym co robili. Niestety nie znam dokładnie „mechaniki” wypalania się zawodowego, więc w tym przypadku są tylko moje przypuszczenia.
Pozdrawiam serdecznie
J.
PS. W sumie to nic nowego, bo ludzie pracują w takim trybie od dawna jednak jest jedna zasadnicza różnica: jedni tak pracują, bo tak muszą, a inni mogą tak pracować, bo tak będą chcieć, a wtedy to będzie olbrzymia różnica, ponieważ droga tych pierwszych to powinność. Powinność wiedzie do wyrzeczenia, a więc pewnej dysharmonii życiowej i jakość życia spada. W przypadku tych drugich jest inaczej ponieważ chęć to uczucie, które wiedzie do zaangażowania, a co za tym idzie harmonii życiowej :)
Czyżby w takim podejściu dokonywała się pewna ewolucja?
Witam wszystkich na forum i przy okazji (jako, że to mój pierwszy raz) pozdrawiam Ciebie, Alex i dziękuję za to, co robisz, ponieważ otwierasz mi oczy na wiele spraw.
„Tunelitis”… tak, dobrze wiem, co to oznacza w praktyce. Dlatego uważam, że choć podstawy zbudowania tunelu (kilka ważnych w danym momencie spraw, na których potrzebujemy się skupić aby osiągnąć określony cel) są jak najbardziej pożądane, to nie należy pozwolić, aby sam tunel za bardzo się „rozrósł” przesłaniając nam inne aspekty naszego życia. Trzeba więc być czujnym.
W moim przypadku „tunelitis” trwalo jednak trochę więcej niż kilka miesięcy. Ponieważ pochodzę z małego miasta już od dawna moim jedynym marzeniem było wyrwać się stamtąd jak najdalej. Celem były oczywiście studia w dużym mieście i dobra praca. Ich realizacja wymagała ode mnie bardzo dużo wysiłku i poświęcenia, ciągłej nauki i dodatkowych zajęć pozalekcyjnych (wiadomo, malomiasteczkowe liceum). W związku z tym zakopałam się w swoim tunelu praktycznie nie wychylając z niego głowy przez długi długi czas. Tak jak wspominał Alex takie postępowanie miało „całą serię zalet”, przede wszystkim przyczyniając się do osiągnięcia wymarzonego celu, czyli dostania się na studia do pięknego Poznania ;) Niestety spowodowało też „rozrośnięcie się” tunelu (choć może bardziej właściwym okresleniem byłoby „zawężenie się lejka”) do rozmiarów, o których sama nie zdawałam sobie sprawy i zubożenie doznań, zwłaszcza, że tak to ujmę, społecznych. A że tunel, jak się już rozrośnie to łatwo nie odpuszcza (bo jest dla nas czymś znanym, poza tym jest usprawiedliwiony wyższymi celami; nasuwa mi się tu ciągle okreslenie „stuck in a rut”) to okazało się, że wręcz potrzebuje pomocy z zewnątrz, aby zmniejszyć miejsce zajmowane przez tunel w moim życiu.
Na szczęście życie jest nieprzewidywalne i zapewniło mi także kilka sytuacji, które skruszyły nieco ściany tunelu nie naruszając jego podstaw. Obecnie dzięki nim oraz pracy nad sobą zauważam, że inne sprawy też sa ważne ;)
PS> Wybacz Alex, że nie wypowiem się na temat konfrontacji między różnorodnością a byciem „jedynym na liście”, ale nie jestem jeszcze na to gotowa.
Pozdrawiam serdecznie!
Popieram Jarka.
Ja też dużo pracuję o dowolniej porze, kiedy tylko mam ochotę, zajmując się tym co mnie interesuje i wciąga. Ale prawie w każdym miesiącu robię sobie kilkudniowy urlop i jadę zwiedzać jakieś ciekawe miejsca na świecie. (raczej nie jest to układ 5/2 dni tylko 23/8). Tunneling w życiu zawodowym jest konieczny by po prostu być dobrym w tym co się robi. Co do bycia jedynym, to „cmentarze są pełne ludzi niezastąpionych”.
Aczkolwiek trzeba patrzyć, by nie zostać z tyłu. Np. programiści Delphi powinni się już mocno zastanowić, czy kontynuowanie tej specjalności jest na pewno dobrym pomysłem. I jeśli ktoś dojdzie do wniosku, że nie koniecznie, to nie tyle wychodzić z tunelu, co wejść w inny tunel.
W życiu prywatnym jest chyba podobnie. Przez lata zajmowałem się tańcem towarzyskim, ostatnio postanowiłem spróbować coś innego: hip-hop, salsa,… – ale jakoś mi to nie podchodzi – nie czuję tego. Wyjście z takiego tunelu po dłuższym czasie jest trudne i może nie warto tego robić.
Co do zasady Pareto 80/20 – to jest to moim zdaniem dobre np. jeśli ktoś pracuje w małej, kilkuosobowej fimie komputerowej, gdzie jest „informatykiem od wszystkiego”. Ale jeśli ktoś chce być w czymś cenionym specjalistą, to powinien mieć więcej niż 100% wiedzy w tej dziedzinie (te dodatkowe procenty to jego własny wkład w rozwój tej dziedziny).
W koncentracji na jednym celu siła!
pozdrawiam
Mirek
Lasu: Co dokładnie miałeś na myśli mówiąc o rozwaleniu tematu?
Rafał:
Twoje porównanie do obiektywu szerokokątnego z zoomem jest bardzo trafne. Podoba mi się.
Ciekawie ujął ten temat TesTeq u siebie:
http://biz.blox.pl/2008/09/Gospodarka-lesna.html
Pozdrawiam,
Orest
Witajcie
Widzę, że rozwinęła się całkiem ciekawa dyskusja :-)
Dołączę do niej wieczorem, na razie „tunelowo” muszę dokończyć warsztaty i wykonać kilka ważnych zadań
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Rafał
W poście mamy prostą analogię: tunelowe widzenie -> tunelowe życie
Ty rozwinąłeś mocno lewą część. Posypało się tyle analogii, że życiowa interpretacja może być niemal dowolna :) Jakie ma to przełożenie na nasze życie?
Jarek
Dobre uzupełnienie o urozmaicenia i relaks, którymi powinniśmy zająć się przez pewien czas, gdy wychylamy się z tunelu lub przechodzimy do innego. Ale czas przeznaczany na przyjemności jeszcze trudniej kontrolować :) Jak mówi mój kolega „nie żyje się dla przyjemności” ;)
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
A ja dorzucę taką myśl – tunelowe podejście do życia, może być po prostu niebezpieczne i niezdrowe. Brak równowagi na linii „ciało – umysł” jest chyba najprostszym przykładem. Ale nawet jeśli skupimy się jedynie na sferze umysłowej pozostawanie przez dłuższy czas w obszarze wpływu koncepcji/zajęcia/specjalizacji może usztywnić nas poznawczo, nie wspominając o zawężeniu kręgu znajomych i przyjaciół do podobnych do nas szaleńców, ulegających syndromowi „myślenia grupowego” na specjalistycznych konwentach i sabatach ;)
Ludzki umysł wydaje się być przede wszystkim maszyną zbudowaną z nawyków, czy to poznawczych, czy to emocjonalnych, czy to opartych na zachowaniach. A moje ulubione prawo efektu w zbanalizowanej formie głosi – jeśli zrobisz coś raz, to bardziej prawdopodobne jest to, że zrobisz po raz kolejny. A więc krok po kroku głębiej w mroczny tunel specjalizacji. A potem przestajemy zauważać co się stało z nasza wydolnością wyrzutową serca, ewentualnie zainteresowaniem dramatem skandynawskim, które gdzieś po drodze rozpłynęło się w bezdennych czeluściach doby poświęcanej na kopanie tunelu. Bardzo proste, ale pomocne ćwiczenie coachingowe – czyli koło życia, może być użyteczne w dokonaniu krytycznej oceny swojej „równowagi”. Warto przyjrzeć się temu, w czym „znalazło się schronienie”, bo można się obudzić w nocniku, w którym zanurzona jest już nie tylko nasza ręka. W moim przypadku niebezpieczne bywa zanurzenie w pracy „ofertowo-marketingowej” bo jest to kanał wyjątkowo mroczny i zatęchły. Co nie zmienia faktu, że moje tunele bywały różne (mainly business ideologies) i orientowałem się, że jestem za głęboko, kiedy przyjaciele dawali mi w różny sposób do zrozumienia, że tracę kontakt z rzeczywistością. Dlatego moja druga myśl jest taka – warto wypracować sobie przyjacielski system sygnalizacji ;) Ludzie, którzy idą z nami przez kilkanaście lat zorientują się, że coś jest nie tak kiedy znad powierzchni ziemi wystają już tylko nasze włosy. Inni mogą pomyśleć, że jesteśmy gadającą specjalistycznym żargonem kępka mchu.
Po gorącym tygodniu wreszcie jest czas na odniesienie się do Waszych wypowiedzi.
Orest
Receptą na „tunelowe życie” nie jest obserwowanie świata wokół nas, lecz aktywne uczestniczenie w różnego rodzaju zajęciach. Problem, który ostatnio u siebie zdiagnozowałem to właśnie ograniczenie ilości i różnorodności tego co robię, niekoniecznie tego, o czym myślę.
A.Benedykt
Piszesz: „Jeśli jakaś aktywność sprawia nam przyjemność to dlaczego się jej nie poświęcić bez reszty. „ Tutaj zgadzam się z Tobą, lecz tylko, jeśli chodzi o pojedynczą aktywność w ograniczonym okresie czasu (np. spędzasz miłe godziny z osobą Ci bliską). Jeśli rozszerzymy to na tygodnie, miesiące i lata, to może to być szkodliwe dla naszego rozwoju i różnorodności doznań
Radek
Piszesz: „każdy pracodawca chciałby mieć samych specjalistów „
To niestety nie odpowiada prawdzie, bo w wielu wypadkach pilnie poszukiwani są ludzie potrafiący zintegrować bardzo różne umiejętności i doświadczenia. Co do reszty to generalnie jestem podobnego zdania
Bartek
Ja właśnie staram się tak żonglować pomiędzy „tunelem” a szerokim podejściem, tylko czasem się zapominam :-)
Łukasz
Podobnie widzę kwestię różnorodności w tzw. życiu osobistym (bo u mnie nie ma tak ostrej granicy)
Tomasz
Zaplanowanie wyjścia z tunelu to interesujący koncepcja, choć w moim wypadku mogłaby być trudna do realizacji (nie jestem aż tak poukładany)
Rafał
Napisałeś: „dobrze się najpierw rozejrzeć co mam do dyspozycji, a potem zastanowić jak mogę to wykorzystać. A potem ciągle eksperymentować i pytać, zmieniać stale sposób patrzenia:) „
To należałoby zadedykować młodym ludziom, którzy pod presją rodziny i otoczenia planują w wieku dwudziestu kilku lat założenie rodziny, zadłużenie się na mieszkanie w bloku i płodzenie dzieci :-) Niezła jest konkluzja pary niedoszłych małżonków w jednej z ostatnich scen „Mamma mia” – „zobaczmy najpierw ten świat!!!”
Lasu
Piszesz: „To ile razy w życiu pytamy się czy jesteśmy w dobrym tunelu ? „
Pojawia się pytanie, czy istnieje taki tunel, w którym tkwienie byłoby dobre?
Jarek
Podziwiam ludzi, którzy mają dość dyscypliny, aby, jak napisałeś „trzymać swojego ducha na wodzy” :-)
Ja tak sobie oscyluję pomiędzy opisanymi przez Ciebie ekstremami ze wskazaniem na ten biegun przyjemności i luzu. I muszę przyznać, że folgowanie sobie w moim wypadku nie powoduje pogorszenia „bycia jedynym na liście”. Wręcz przeciwnie, w tym co robię im więcej luzu wewnętrznego tym skuteczniejsze i kreatywniejsze są rozwiązania, które dostarczam
Małgorzato
Witaj na naszym blogu :-)
Cieszę się, że odpowiednio wcześnie rozpoznałaś, że wylądowałaś w tunelu i podjęłaś odpowiednie kroki. Powodzenia!!!
Tomek Kordos
„jedyny na liście” nie jest tożsame z bycie „niezastąpionym”., raczej z byciem jedynym rozsądnym i skutecznym rozwiązaniem czy zasobem. Mimo chwytliwości tego tekstu o cmentarzach ciągle spotykam w firmach takich „jedynych”
Piszesz też „W koncentracji na jednym celu siła! „ To jest prawda jeśli masz w miarę wąski zakres celów życiowych. Długoterminowa koncentracja na jednym celu łatwo prowadzi do zachwiania równowagi i komplikacji w innych, zaniedbanych dziedzinach
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Rafał Kowalski: „Co dokładnie miałeś na myśli mówiąc o rozwaleniu tematu?”
w skrócie to to że przez proste porównanie do tego na czym się znasz pokazałeś na co trzeba zwracać uwagę bez zbędnych szczegółów.
Alex W. Barszczewski: „Pojawia się pytanie, czy istnieje taki tunel, w którym tkwienie byłoby dobre?”
Jak bym raczej postawił pytanie Jak długo zostać w tunelu (zakładając, że do niego klasyfikujemy dalszy rozwój w wybranym kierunku).
Ponieważ:
a. tunele nie są porównywalne i to co dla jednego stanowi malutki kawałek inny nie objejmie przez całe życie.
b. zmiana tunelu zbyt szybko może przynieść więcej strat niż zysków.
c. w każdym (prawie) tunelu są zakamarki o których nawet nam się nie śniło, bądź może nawet wyższy poziom, a później ludziom szczęka opada, że jeden osiągną więcej niż całe miliony które przed nim łaziły tym samym tunelem.
w związku z powyższym mogę stwierdzić, iż są sytuacje gdy wypada zostać nawet na całe życie czasem.
Poza tym.
Wydaje mi się że zapominacie o takim zjawisku jak równoległość tunelowa, tzn. jeden tunel składa się z kilku innych, jeśli te kilka obejmują odpowiednią różnorodność życia i formy to taki zbiorczy tunel ja zupełnie inną jakość.
Pozdrowionka ;)
Mirek
Ja wczesniej też miałem podejscie na podzial miesięczny (21/7), jednak mówiąc ogólnie to takie podejście generowało u mnie do „historie bez happy end’u” więc stwierdziłem, że muszę to zmienić i dlatego powstał u mnie podział tygodniowy.
Nie mniej, nie mogę negować twojego rozwiązania, ponieważ uważam, że każdy człowiek jest inny więc dla każdego może być dobre inne rozwiązanie
Tomasz
Może posłuże się tu aforyzmem pana Nietzsche:
„Człowiek wielki” jest wielki przez zakres swobody, jaki pozostawia swym żądzom i przez jeszcze większą moc, która te wspaniałe potwory umie ujarzmić. ”
Alex
Nie jestem pewien, czy zrozumiałeś moją koncepcje w takiej postaci w jakiej starałem się ją przedstawić, tak wiec już spieszę z wyjaśnieniem..
W „trzymaniu ducha na wodzy” nie chodziło mi o to, aby zmieniać swoje podejście do swoich „tunelowych aktywności”.
Może na takim przykadzie: malarz w tym co robi, nie powinien być „skupiony zwarty i gotowy” jak skoczek o tyczce na Olimpiadzie w Pekinie, gdyż podczas malowania potrzebuje (jak się domyślam) kreatywnego luzu. Jednak jesli będzie go nachodzić uczucie, że chciałby również zająć się czymś innym, bo czuje, że ograniczył się tylko do malarstwa, to właśnie w tym przypadku może sobie ustalić, kiedy i gdzie bedzie robił coś innego, żeby robic „coś innego” nie myślał o malowaniu oraz żeby podczas malowania nie zadręczał się myślami, że mógłby robić coś innego i że coś traci(no chyba, że chce wyrazić swój stan ducha w obrazach :O ).
Tak więc chodziło mi tutaj nie tyle o duchową dyscyplinę w samym przedmiocie aktywności(bo różne aktywności wymagają różnego podejścia), a
o rozgraniczenie czasu na różne aktywności i pilnowanie tego rozgraniczenia (i w tym miałaby się wyrażać wew. dyscyplina).
Czy ekstrema są dobre?
Nie znam się na rolnictwie, ale wiem, że rolnicy co pare lat wykorzystują specjalne płodozmiany, aby ziemia dawała dobre zbiory.
Intuicyjnie wyczuwam, że w przypadku człowieka „płodozmian” może być równie korzystny.
Pozdrawiam serdecznie
J.
Lasu
Dopisałeś całkiem zgrabną teorię do tuneli wszelkiego rodzaju. Zwróć uwagę na początkowe znaczenie tego słowa w znaczeniu istotnego ograniczenia pola działań i doznań. Takie ograniczenia mnie osobiście przeszkadzają, dlatego już podjąłem działania, aby je usunąć
Jarek
Jeśli piszesz „o rozgraniczenie czasu na różne aktywności i pilnowanie tego rozgraniczenia” to ja jestem w tej konkurencji dość kiepski (nie licząc tych godzin, kiedy rzeczywiście pracuję z klientem)
Płodozmian może być bardzo korzystny, ale jak zacznę go propagować w różnych dziedzinach życia, to będziemy mieli sporo oburzonych komentarzy :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Hey!
Celowo połamałem niektóre założenia w imię zasady: poznaj aby móc zmienić to co głupie ;).
A co do wyczerpania się tunelu, to w każdym tunelu istnieją 2 ścieżki, a wiąże się to z inteligencją:
Mianowicie istnieją 2 jej typy:
– uświadomiona (czyli to co dumnie ludzie nazywają inteligencją)
– nieuświadomiona (często wyśmiewana intuicja)
Pierwsza jest dość oczywista, za to druga nie za bardzo. Dzieje się tak dlatego min., że jest ona dość delikatna i podatna na to co na pierwszy rzut oka nie widoczne, a bazujące na niej reklamy często robią dosłownie sieczkę w mózgu wprowadzając błędne skojarzenia. W zwykłych okolicznościach zapewne bym ją zignorował ale otrzymałem pewne cenne informacje na temat poszukiwania obiektów na dnie morza. Otuż okazuje się, że wyuczona sieć neuronowa i to dość prosta jest w stanie wykazać się o 20~30% (może więcej/ nie pamiętam w tym momencie dokładnie) lepszą skutecznością niż robiący to samo program pisany przez 2lata przez szereg specjalistów.
Powyższy przykład wraz z małą uwagą: „niektóre zagadnienia są zbyt złożone aby człowiek mógł je od razu zrozumieć”, wskazuje że mamy znacznie większe możliwości niż to co przywykliśmy nazywać 'inteligencją’.
Nie zapominając że mamy dosyć spore zasoby sieci neuronowych możemy uzyskać ciekawe efekty. Problemem jest opanowanie umiejętności korzystania z tych sieci (nauka ich/ odczytywanie rezultatów) i tutaj introwertycy mają zdecydowanie dużo łatwiej, można by było się pokosić o stwierdzenie, że kobiety również, jednak one zbyt łatwo umieją wmówić sobie to co wygodne.
Zastosowania nie ogranicza niemal nic poza nami samymi. Z prostszych przypadków ja używam ich min. do zrozumienia kobiet i dużo lepiej się sprawdza niż jakakolwiek logika.
To tylko taki zarys ale nie będę spamował …
Jaki to ma związek z tematem: Zawsze można ukopać więcej w naszym tuneliku ;)
Pozdrowionka! ;)
Witam. Jak efektywnie prowadzić tunelowe życie? Będzie dla mnie przez ten rok mnóstwo pracy. Skończę ją tym prędzej im więcej czasu jej poświęcał będę każdego dnia. Martwi mnie, że jeśli będę temu zadaniu poświęcał bardzo dużo czasu w ciągu dnia (nic innego nie robiąc) to bardzo szybko się wypalę. Jak znaleźć umiar i jak prowadzić do dużej efektywności w celu szybkiego i pomyślenego zakończenia projektu?
Przypomniały mi się „Nauki Don Juana” Carlosa Castanedy:
(…)
Każda rzecz to jedna z miliona ścieżek. Dlatego należy pamiętać, że ścieżka to tylko ścieżka – jeżeli czujesz, że nie powinieneś nią podążać, nie wolno ci na niej pozostać pod żadnym pozorem. Aby osiągnąć taką jasność rozeznania, trzeba prowadzić zdyscyplinowane życie. Dopiero wówczas przekonasz się, że wszelka ścieżka jest tylko ścieżką i że nie ma niczego uwłaczającego samemu sobie lub innym w tym, że się ją porzuca, jeśli tak nakazuje serce. Podejmując jednak decyzję o pozostaniu lub wycofaniu się ze ścieżki, powinieneś wyzbyć się strachu bądź ambicji. Oto moja przestroga: każdej ścieżce przyjrzyj się z bliska i z rozwagą. Wypróbuj ją tyle razy, ile uznasz za konieczne. Postaw pytanie, jakie zadaje jedynie sędziwy starzec. Wspomniał mi o tym mój dobroczyńca, gdy byłem młody, a krew zanadto burzyła mi się w żyłach, bym je zrozumiał. Dziś je rozumiem. Oto ono: Czy ta ścieżka obdarzona jest sercem? Wszystkie ścieżki są podobne do siebie: wiodą donikąd. Prowadzą przez gęstwinę lub wgłąb gęstwiny.
Mógłbym powiedzieć, że w ciągu mego życia przemierzyłem wiele długich ścieżek, lecz nie znajduję się w żadnym określonym miejscu. Pytanie mego dobroczyńcy nabrało dla mnie sensu. Czy ta ścieżka obdarzona jest sercem? Jeśli tak, jest dobra, jeśli nie, nie zda się na nic. Obie prowadzą donikąd, ale jedna obdarzona jest sercem, a druga nie. Jedna pozwala odbyć radosną podróż; póki nią podążasz, stanowicie jedność. Druga sprawi, że przeklniesz swoje życie. Jedna przyda ci siły, druga cię osłabi.
(…)
Czyli parafrazując – „Czy ten tunel obdarzony jest sercem?”
Leszek
Postawiłeś bardzo ciekawą kwestię.
W moim wypadku uczciwa odpowiedź brzmi: Zawsze sie starałem aby wybrać drogi z sercem, ale nie zawsze mi to wychodziło :-) Człowiek jest ułomny…
Pozdrawiam serdecznie
Alex
A mi się wydaje, że bycie w tunelu jest dobre dla większości ludzi. Tak jest prościej i łatwiej w życiu. Specjaliści w wąskich dziedzinach, ludzie pracujący 30 lat na jednym etacie nawet nie powinni się nawet za bardzo rozglądać.
Inaczej jest z osobami o wielu zainteresowaniach i ciekawymi świata. Ja tak mam, że interesuje mnie ogrom rzeczy. Do niedawna podążałem wąskim tunelem specjalisty i dopiero teraz uświadomiłem, że to nie moja droga. Problem w tym, że za bycie wszechstronnym nie płacą dobrze (nie każdy może być „kołczem”), a za bycie ekspertem w wąskiej dziedzinie tak :/ Wyjątkiem są może stanowiska w wyższej kadrze zarządzającej (zawsze twierdziłem, że prezes musi być bardzo MĄDRYM i wszechstronnym człowiekiem), ale do nich prowadzi dłuuuugi i wąski tunel.
Wicher
Piszesz: „A mi się wydaje, że bycie w tunelu jest dobre dla większości ludzi.”
Z całym szacunkiem, ale to jest często spotykane złudzenie. Piszesz o ludziach pracujących 30 at na jednym stanowisku – to w dzisiejszych czasach szalenie niebezpieczne, nawet jeśli miałoby to być 5 lat. Świat wokół nas tak szybko się zmienia, że pozbawienie sie elastyczności i wszechstronności skazuje nas w niedalekiej przyszłości na los tych stoczniowców, czy hutników.
Dalej : „Problem w tym, że za bycie wszechstronnym nie płacą dobrze (nie każdy może być “kołczem”),…”
Mnie nikt nie płaci za wszechstronność, tylko za rezultaty. A do ich dostarczania wszechstronność się przydaje, tak jak w wielu innych dziedzinach
Pozdrawiam serdecznie
Alex
To tunelowanie życia, o którym piszecie to nic innego jak brak czasu, na zajmowanie się swoimi pasjami, każdy je przecież ma, ale nie każdy ma na nie czas !! To obecne czasy zmuszają nas do tunelowania sobie własnego życia.
Czytam tego bloga od jakiegoś czasu. Wiele jego aspektów bardzo mi odpowiada. Są jednak takie, z którymi nie do końca mogę się zgodzić, ale o tym za chwilkę.
Nie mniej brawo dla autora, że poświęca swój czas na dzielenie się swoimi przemyśleniami.
Odnośnie efektu tunelowego. Faktem jest to, że dla większości ludzi na tej planecie, życie ogranicza się do pracy, spania, jedzenia i oglądania TV. Są też takie kraje, gdzie nie ma TV, pracy, a nawet jedzenia, ale to sobie podaruje.
Te osoby, które dostrzegają, że życie to coś fajnego i jest tyle niesamowitych rzeczy do zrobienia, odkrycia, zobaczenia nie cierpią na efekt tunelowy. Myślę, że są to osoby czytające tego bloga. Jeśli ktoś by nie był zainteresowany tego typu wiedzą siedziałby grzecznie przed TV i oglądał ulubiony serial.
Dlatego też dla tych osób, które widzą, że inni żyją „w tunelu” jest tu pewien problem. Problemem jest to, że jeśli patrzy się na świat jako 360stopni, to też nie jest do końca dobre. Z tego prostego powodu, że człowiek robi naraz tysiące rzeczy. Ma cele, plany i marzenia.
Chodzi tu tylko o to, że trzeba się tu bardzo kontrolować. Z tego względu, że jeśli w pewnym momencie zainteresujesz się tysiącem rzeczy to tak naprawdę się pogubisz.
Lepiej wg. mnie skupić się na określonych zainteresowaniach, dziedzinach i być w nich naprawdę dobrym. Łapanie stu srok za ogon ok. jest fajne, ale też w dłuższej perspektywie czasu nijakie. Uważam, że lepiej na rok założyć sobie kilka nowych umiejętności, podróży, celów. A nie robić wszystko, efekty są wtedy mizerne.
Pozdrawiam
OK
Dziekuję za miłe słowa pod moim adresem :-)
Dalej niestety mam nieco odmienne zdanie, kiedy piszesz: „..osoby, które dostrzegają, że życie to coś fajnego i jest tyle niesamowitych rzeczy do zrobienia, odkrycia, zobaczenia nie cierpią na efekt tunelowy. „
Sam padłem tego ofiarą (inaczej bym o tym nie pisał :-)) i to nie oglądając telewizję :-)
Tysiąc rzeczy, o których piszesz to rzeczywiście byłoby za wiele ale kilkanaście to już da się zrobić :-)
Pamiętajmy, że monotonia bardzo źle wp[ływa na nasz umysł i samopoczucie
Pozdrawiam serdecznie
Alex
To mój pierwszy komentarz na tym blogu, więc gratuluje autorowi wytrwałości w pisaniu postów na interesujące tematy!
Wracając do kwestii „tunelitis”, podzielam zdanie, że warto mieć szeroki horyzont i nie nakładać sobie (samodzielnie) klapek na oczy popadając w rutynę.
W swoim (niezbyt długim jeszcze życiu) staram się próbować wielu różnych rzeczy, co tyczy się zarówno pracy jak i np. hobby czy sportu, bo wierzę, że każde doświadczenie jest cenne i coś wnosi do mojego życia. A żyje się w końcu tylko raz :)
Z drugiej jednak strony, spotkałem się z opinią, że potrzeba 30 000 godzin (nie pamiętam czy dokładnie tyle, ale niech to będzie przykładowa liczba), aby być w czymś naprawdę dobrym. Co o tym sądzą pozostali i Ty Alex?
Loup
Witaj na naszym blogu :-)
Moim zdaniem, szczególnie we względnie młodym wieku istotnym jest wypróbowanie wielu rzeczy, wtedy łatwiej jest podejmować „wyedukowane” decyzje życiowe.
Te kilkadziesiąt tysięcy godzin (o ile pamiętam 10 000) pochodzi z książki „Outliers” Gladwella.
Moje osobiste podejście do tego: przeczytaj http://alexba.eu/2006-10-11/tematy-rozne/jak-rozszerzac-swoj-zakres-swobody-i-jakosc-zycia-cz2/
Pozdrawiam serdecznie
Alex