Dziś chcę podzielić się z Wami interesującym spostrzeżeniem, które poczyniłem już dość dawno temu, a którego słuszność ciągle potwierdza mi się w życiu. Brzmi ono:
Dopóki postępujesz w miarę zgodnie z samym sobą i w miarę przyzwoicie, to wszystko, co Ci się przydarza dzieje się na Twoją korzyść. I to nawet wtedy, kiedy na pierwszy rzut oka wcale to na korzyść nie wygląda
Te obydwa „w miarę” zamieszczone w powyższym zdaniu uwzględniają fakt, że prawdopodobnie żaden z nas (a już na pewno autor tego postu :-)) nie jest aniołem, lecz zwykłym człowiekiem ze swoimi słabościami różnego rodzaju.
To, co napisałem powyżej to wyłącznie osobista i empiryczna obserwacja, którą potwierdza wiele rozmów, przeprowadzanych na ten temat z wieloma innymi ludźmi.
W moim przypadku, jeśli spojrzę wstecz, to widzę wyraźnie, że różne „nieszczęścia” (byłem zdradzany, porzucany, oszukiwany, okradany itp.) wydarzały się zawsze wtedy, kiedy albo zagalopywałem się w niewłaściwym kierunku, albo chciałem „utrwalić” i ustabilizować sytuację, która z późniejszej perspektywy byłaby dla mnie bardzo niekorzystna.
Najwyraźniej (choć nie tylko) widać to kiedy patrzę na historię moich relacji damsko-męskich. Zaczynając jako biedny jak przysłowiowa mysz kościelna, zakompleksiony chłopak przeszedłem do mojej dzisiejszej sytuacji baaaardzo długą drogę i przewędrowałem przy okazji dość sporo różnych warstw społecznych. Na każdym z tych etapów miałem oczywiście różne związki, które oprócz wielu przyjemności i lekcji życiowych (bo związek powinien wzbogacać nasze życie, nieprawdaż?) wnosiły ze sobą różne problemy i ostatecznie rozpadały się, czasem w bardzo nieprzyjemny i bolesny dla mnie sposób. Nie muszę opisywać, jak często zadawałem sobie bolesne pytanie „dlaczego akurat mnie musiało się coś takiego wydarzyć”, albo rozpaczałem, że pozornie idealna relacja rozpadała się z powodu „jednej, jedynej” sprawy, której najwyraźniej mimo wielu wysiłków z mojej strony nie dawało się zmienić.
Jak widzę to dzisiaj?
Ładnych kilka lat temu zrobiłem sobie specjalnie taką małą wycieczkę w przeszłość i pojechałem w różne miejsca, w których mieszkałem. Tam wielokrotnie udało mi się nawiązać ponownie kontakt z różnymi „księżniczkami”, dla których wcześniej z różnych powodów nie byłem wystarczająco obiecującym partnerem. Abstrahując od dosłownie kilku ostatnich relacji (które miałem będąc już pewnym i stabilnie stojącym w życiu mężczyzną), cała reszta była szokującym doświadczeniem. Nie będę może na forum publicznym wchodził w szczegóły, wystarczy że powiem, iż gdybym wtedy odniósł „sukces”, to bez wyjątku byłby to poważny błąd życiowy praktycznie uniemożliwiający mi dalszy rozwój i dojście do tego, kim jestem dzisiaj. To brzmi może nieco drastycznie, niemniej jestem przekonany, iż prawie każdy, dla kogo w życiu rozwój osobisty był ważny i kto ma wystarczającą perspektywę czasową do takiego spojrzenia wstecz dojdzie do podobnych wniosków. W tym kontekście wszelkie takie „katastrofy” były szczęśliwym zrządzeniem losu, dającym mi szansę na osiągnięcie czegoś więcej w życiu (w tym też znacznie lepszych związków).
Jeśli chcecie inny dość wyraźny przykład to proszę bardzo. Jako młody człowiek marzyłem o skromnym, ale beztroskim życiu na małym jachcie żaglowym i będąc w Austrii poświęciłem prawie dwa lata mojego życia na budowanie takiej łódki. Mając bardzo niewielkie możliwości zarabiania w którymś momencie splajtowałem kompletnie i straciłem wybudowany kosztem ogromnych wyrzeczeń kadłub. To było wtedy bardzo bolesną katastrofą, ale w rezultacie zabrałem się potem za swój rozwój, co zaowocowało ogromnym wzrostem nie tylko moich możliwości zarabiania pieniędzy, lecz przede wszystkim umiejętności radzenia sobie w życiu i cieszenia się wieloma jego aspektami.
Jaki z tego (i wielu innych przykładów) wniosek? Dla mnie jest to jasna wskazówka, że jeśli spotyka mnie jakieś nieprzyjemne zdarzenie, to jest to zapewne wyraźny sygnał, iż poruszam się w kierunku, który perspektywicznie patrząc nie jest dla mnie korzystny. Następnym krokiem jest zastanowienie się, jaką właśnie głupotę chciałem popełnić (będąc zazwyczaj zaślepiony co do jej długoterminowych konsekwencji) i co mogę w przyszłości zrobić lepiej.
Jakie są Wasze doświadczenia w tym względzie? Czy moje spostrzeżenia dotyczą tylko ludzi, którzy rozwijają się całe życie?
Witaj Alex
Sądze, że dobre doświadczenia są czymś z czego się cieszymy, ale właśnie te złe czy nieprzyjemne dość długo pamiętamy. Być może bo nie chcemy powtórki lub jako wzór czego robić nie powinniśmy.
Ja dwa lata temu czasem prowadziłem tryb zycia jak zombie. Chodziłem spać o 1:00 w nocy i wstawałem o 5 rano. Dlaczego bo myślałem, że teraz jest moja szansa ale to tylko ja na nia pracowałem a nie druga strona. Tą drugą stroną była duża firma, kóra z racji swej pozycji wydawała mi się otwierać wszystkie drzwi świata… Potem była kolejna firma i kolejne pomysły… Wiele się wtedy nauczyłem, ale fakt że nie miałem zbyt wiele czasu żeby kilka moich pomysłów zrealizować okazał się dobrym. Teraz wszystko się poukładało w zgrabniejszy układ a ja dowiedziałem się co chiałbym robić i też co jest bardzo ważne co mogę robić.
Użyłeś bardzo dobrego określenia, które ja stosuję: „księżniczki”. Miałem swoje własne perypetie z takimi zjawiskami, które mnie wiele nauczyły. Ja ide dalej ale wiem, że kilka z tych zjawisk dalej szuka księcia z bajki…
Ja uważam, że człowiek jest niezwykle dziwną układanką, która często podswiadomie nie da sobie krzywdy zrobić. Postępowanie w rozsądny i uczciwy sposób moim zdaniem będzie popłacać ze względu na to, że z czasem zaczniemy przyciągać i ciągnąć do podobnych sobie ludzi. Wtedy ze względu na poczucie zaufania chyba bardziej skupimy się na tym co robimy lub co nas łączy. Mnie troszke zasmuciła informacja, która usłyszałem podczas panelu dyskusyjnego w czasie Forum Oracle. Polacy mają najniższy stopień zaufania do innych osób na świecie. Jesteśmy zarazem bardzo przedsiębiorczy, tylko ciekawe co w nas zbudowało obydwie cechy charakteru, co miało wiekszy wpływ: konieczność radzenia sobie samemu z powodu braku zaufania czy brak zaufania pchnął nas do budowy swojej ścieszki…
Pozdrawiam idąc na obiad zbiore myśli na kolejny post!
Paweł
Hej wszystkim,
Z mojego skromnego doswiadczenia wiem ze negatywne wydarzenia naprowadzaja mnie na lepszy kurs – przejade sie na mniejsza skale wtedy w przyszlosci jest mniejsze prawdopodobienstwo ze powtorze to, a co za tym idzie byla by to wieksza skala (bardziej zasobo chlonna) negatywnego wydarzenia – wiec osobiscie nie rozpamietuje bledow z przeszlosci (a bylo ich nawet nawet :-) , patrze do przodu jak wykorzystac okazje, ktore sie pojawiaja – jest ciekawiej.
Alex
Co u Ciebie znaczy w tekscie, ze chciales: „chciałem “utrwalić” i ustabilizować sytuację” – w jakim sensie?
Serdecznie pozdrawiam,
Kamil
Wydaje mi się, że Twoja obserwacja to tylko rozwinięcie pewnej „mądrości ludowej” a mianowicie powiedzenia „co nas nie zabije to nas wzmocni”. Dla mnie osobiście hasło to jest mottem życiowym, a każde niepowodzenie to tylko taki „kop w tyłek” – impuls, który motywuje mnie do dalszej pracy nad sobą i nad zamierzonymi celami lub nakierowuje na nowe cele.
Pozdrawiam
Dariusz
Witam
Kamil bardzo dobra uwaga – patrzenie i szukanie okazji to dobra cecha. Ale ja kilka razy wszedlem na mine, bo okazji, które wydawały się ciekawe było aż ponad… Rozpamiętywanie złych doświadczeń nie jest dobre, ale chyba właśnie po ich doświadczeniu uczymy się na nie patrzeć z odpowiednią dozą uwagi…
Ustabilizowanie sytuacji moim zdaniem często wiąże się z pewnością jej stanu lub przewidywalnością. Znam kilka osób, które imają się różnych zajęć i dość solidnie zarabiają, ale często w rozmowach mówią, że nawet gorsza pod względem finansowym ale pewna praca byłaby dla nich lepszym rozwiązaniem. Myślę, że to samo tyczy się związków. Pewna osoba, która potrafi doceniać to co się dla niej robi to światło do inwestycji… Wiele osób podniesie pewnie kwestje bezinteresowności w związkach… Ja uważam, że właśnie w związkach często jest się bardzo ukierunkowanym i ma się w tym interes, który na przykład wynika z dobrego samopoczucia wynikającego z faktu robienia czegoś ekstra. Właśnie to ekstra sprawia, że związki i relacje damsko-męskie to temat rzeka i bardzo delikatny. A czemu delikatny bo wartościowy. Jak to się często po latach okazuje jednym Tak albo się buduje albo męczy… Więc stabilizacja czyli pewność w tym przypadku jest wskazana.
Pozdrawiam z Sopotu,
Paweł
Witaj Alex,
Pierwszy raz wypowiadam się na Twoim blogu, choć czytam go od jakiegoś czasu.
Zgadzam się z Tobą co do tych negatywnych wydarzeń. Półtora roku temu rozstałem się z taką jedną „księżniczką” i bardzo to przeżywałem i rozpaczałem. Jednak teraz, z perspektywy czasu wiem, że to z początku negatywne wydarzenie było tak naprawdę wydarzeniem pozytywnym w moim życiu. Zdałem sobie z tego sprawę dopiero po jakimś czasie od rozstania, ale w końcu czas to najlepszy lekarz.
Przykłady takich negatywnych wydarzeń można by mnożyć, choć oczywiście z perspektywy nie wszystkie wypadają na korzyć. Jednakże po czasie w większości przypadków w skutkach tych wydarzeń dostrzegamy coraz więcej pozytywów.
Pozdrawiam, Błażej
Bardzo zazdroszczę Wam miejsca, w którym teraz stoicie, twardego gruntu. Zazdroszczę wam dystansu, zazdroszczę wyciągniętych wniosków. Mnie chyba przewiało, bo nie potrafię obrócić głowy w tył i popatrzeć na sytuację jako sygnał czy też znak drogowy aby skręcić w inna stronę. Pozostaje mi tylko wierzyć, że jest tak jak piszecie. Tylko te znaki wyrządzają wiele krzywd i ciągle nie prowadzą mnie do celu. Nic mnie nie wzmacnia a jedynie daje kopa przez który ląduje w miejscu w którym już byłam i tak w kółko to samo. Miotam się w tym samym miejscu a przynajmniej tak aktualnie się czuję. Ale rzeczywiście Aleksie, może powinniśmy podziękować Bogu za marzenia które nie spełnił… Może jest jakaś trasa i nie należy pojechać na skróty nie można przebrnąć przez mokradła tak jak chcemy bo się zagubimy. Męcząc się przeokropnie muszę wierzyć że jakaś celowość w tym życiu jest. Chyba chwilowo cierpię na syndrom zombie…czekam na „pozbieranie”. Chętnie się podzielę w przyszłości czy przewianie szyjne minęło i na jakie wnioski natrafiłam
P.S. Dziekuję
@Alex
Ja mam jedno pytanie – w żadnym przypadku nie złośliwe, ale… jak odróżnić taką postawę od typowego „chodzenia na łatwiznę” ? Ostatecznie, zdarzają się przecież sytuacje w których trzeba, krótko mówiąc, postawić się w roli „ostatniego sprawiedliwego”, znieść ten „nieznośny ciężar srebrnej zbroii” i rycerskim wzorcem przejść do frontalnej konfrontacji. Może to się kłóci z zaproponowaną zasadą „win-win or no deal” niemniej, nie każdy chce rozmawiać.
Inter arma silent leges…
@Dariusz
Nie jestem pewien, czy wiadomość o niskim zaufaniu do innych jest zła. Mnie martwi raczej fakt, że z moich obserwacji wynika że nie jest ona prawdziwa, a podatnośc na propagandę, nawet prymitwną, jest u nas – niestety – wysoka.
PS: Alex, czy poczta ode mnie może dotarła ? Był tam między innymi komentarz do rozstrzygniętego (jak widzę po przerwie) wątku o galerii czytelników; w każdym razie propozycja tam przedstawiona pozostaje aktualna.
Kamil
Pytasz: „Co u Ciebie znaczy w tekscie, ze chciales: “chciałem “utrwalić” i ustabilizować sytuację” – w jakim sensie”
To było tak: dopóki nie stanąłem mocno na nogach jako świadomy swojej wartości mężczyzna to próbowałem utrwalić kilka związków które w oczywisty sposób nie mogły na trwale funkcjonować tylko dlatego, że z braku doświadczenia i „rozeznania rynku” wydawało mi się, że nic lepszego już mnie nie może spotkać (powtarzam – przy tym zdawałem sobie sprawę z oczywistych niekompatybilności!!!).
Dariusz
Idę zdecydowanie dalej. Nie tylko podchodzę do takich rzeczy na większym luzie, lecz wręcz traktuję jako sygnały, że robię coś niezbyt korzystnego dla siebie.
Błażej
Witaj na naszym blogu :-)
Wierz mi – im dłuższa perspektywa czasowa, tym bardziej zdajesz sobie sprawę, że to było na Twoją korzyść. Oczywiście pod warunkiem, że nie przestajesz rozwijać się jako człowiek
Aniu
Jak dostajemy od życia obuchem w głowę to warto zapytać jaką lekcję chce nam przekazać (w zależności od Twoich przekonań) Bóg, czy też inna forma uniwersalnej inteligencji. Potraktuj to jako zakodowane przesłania.
Nawiasem mówiąc wcale nie musimy rezygnować z marzeń – jeśli nam na nich zależy to zajdziemy inną, znacznie lepszą drogę do ich osiągnięcia. W tym moim przypadku z żeglowaniem to kilka lat później kupiłem sobie nieporównywalnie lepszy jacht i spędziłem na nim w sumie prawie dwa lata (ale nie na raz) żyjąc na nim wśród subtropikalnych wysp południowej Florydy.
Piotrze
Zanim Ci odpowiem to proszę sprecyzuj najpierw, co nazywasz „typowym chodzeniem na łatwiznę”?
To jest konieczne, abyśmy wiedzieli, że mówimy o tym samym
PS: Dziś mam pierwszy od ponad tygodnia w miarę wolny dzień (musiałem awaryjnie robić coś dla pewnego klienta) i dopiero zaczynam „przerabiać” prywatną korespondencję
Pozdrawiam wszystkich
Alex
Cześć!
Ja może odbiegnę nieco od tematu relacji międzypłciowych. Mnie również negatywne zdarzenia wiele uczą, ale zauważyłem pewną zależność. Podczas jeden z kilku konferencji w jakich brałem ostatnio udział, pewien prezes mówił o pozytywnej i negatywnej gospodarce. Ta „negatywna” to najprościej mówiąc – PRL: tu coś urwać, tam zarobić, gdzie indziej wykombinować. Na zasadzie „ziarnko do ziarnka…”. Pozytywna zaś, to koncentracja na swoim rozwoju (w dowolnej (każdej) dziedzinie życia!).
Otóż patrząc właśnie wstecz po tej prelekcji nasunęła mi się jedna myśl, która po głębszym przemyśleniu sprawy jeszcze bardziej się ugruntowała: Każdy drobny (nawet z pozoru złoty) interes kończy się fiaskiem. Za każdym razem z kolei, kiedy rezygnuję z takiej inwestycji i zajmuję się tym, co jest dla mnie naprawdę ważne / wartościowe dla mojego rozwoju – odnoszę sukces.
Takie małe spostrzeżenie przed kolejnym tygodniem pracy :)
Pozdrawiam serdecznie!
Ludwik
Witajcie
Przy tym wątku warto troszke poszperać na blogu Alea i poczytać wypowiedzi o dobieraniu sobie otoczenia. Otoczenie to może być miasto w którym żyjemy czy ludzie, którzy mają n nas wpływ. Przypuszczam, że często te wpadki życiowe wynikają troszke z racji otoczenia w jakim się znajdujemy.
Odpuszczenie sobie czasem jakiś szybkich kożyści bardzo się opłaca… Mi kiedyś pewna duża firma zapłaciła podwójnie za zlecenie. Był jakiś błąd w systemie i przelew przeszedł dwa razy. Bardzo się ciesze, że oddałem te pieniądze. Pewnie i tak ktoś by się doliczył a teaz znam tam wielu na prawde świetnych ludzi, których cenie bardziej ze względu na to kim są niż z perspektywy firmy.
Odnosząc się do uproszczeń podejścia Alexa do negatywnych zdarzeń sądze, że ten blog jest jednym z niewielu miejsc gdzie ludzie potrafią czasem coś przemyśleć. Nie wszystko opowie i przemyśli za nas telewizja czy zdrowy rozsądek. Właśnie taka chwila zastanowienia nad czymś co się wydarzyło może pomoże w podobnej sytuacji w przyszłości. Grunt to być pozytywnie nastawionym do ludzi.
Co do realizacji marzeń to hmm, chyba się szykuje następna wyprawa… Ale muszę to potwierdzić.
Pozdrawiam,
Paweł
Witaj Alex,
Jak każdemu w życiu oczywiście przytrafiają mi się jakieś negatywne wydarzenia, czasami nawet zainicjowane „złymi” decyzjami.
Wychodzę jednak z założenia, że ocenić te decyzję mogę jedynie z perspektywy czasu i tego czego się w ich wyniku nauczyłem.
Mimo wszystko mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwy i nie żałuję żadnej, ale to żadnej ze swoich decyzji, wychodzę z założenia, że były to NAJLEPSZE decyzje jakie mogłem podjąć. Pomimo tego, że świadomość podpowiada mi, że mogłem zadecydować inaczej to i tak w danych warunkach czasu, przestrzeni i wiedzy życiowej (którą w swoim wypadku uważam za dość skromną) uważam, że podjąłbym taką samą decyzję.
Pozdrawiam
Piotrek
– stały czytelnik –
„Dopóki postępujesz w miarę zgodnie z samym sobą i w miarę przyzwoicie, to wszystko, co Ci się przydarza dzieje się na Twoją korzyść. I to nawet wtedy, kiedy na pierwszy rzut oka wcale to na korzyść nie wygląda.”
Nawiązując do tych zdań. Ile razy doświadczyłam właśnie, że będąc szczerą wobec samej siebie, swojej psychiki, celów zyskałam o wiele więcej niż gdy obierałam inne drogi, czasem łatwiejsze ale nieprawdziwe. W słowach tych kryje się wiele prawdy. Szkoda tylko, że nie „odkryłam” tego czasem trochę wcześniej, nie męczyłabym się z wieloma problemami tak długo. Niemniej błędy uczą i w sumie doceniam nawet te złe momenty w życiu bo w końcu i tak mają one pozytywny wydźwięk.
„Czy moje spostrzeżenia dotyczą tylko ludzi, którzy rozwijają się całe życie? ”
Niekoniecznie, jeśli są ludzie którzy nie rozwijają się całe życie. Sądzę, że każdy człowiek rozwija się w ten czy inny sposób i to przez całe życie! Istnieją pewnie wyjątki,jednak ogólnie nie rodzimy się z doświadczeniami. I doświadczenia nie są w nas „wlewane”. Sami „żyjąc” zbieramy różne informacje podświadomie lub świadomie. Co innego gdy pewne cechy charakteru nie pozwalają na zbieranie tych doświadczeń lub styl życia jest bądź taki nudny albo niezmienny od pewnego momentu, że doświadczenie nie ma jak do nas dotrzeć. Jednak nawet ten styl życia jest doświadzczeniem.:) Skończę tym zdaniem jak narazie dywagacje…
Pozdrawiam.
Moje pytanie bierze się właśnie stąd, że – jak sądzę – rozmawiamy o różnych sprawach, tylko ja nie bardzo wiem, gdzie leży granica.
Po pierwsze, wydajesz się przyjmować milczące założenie, że ten „negatywny” moment rozpoznajemy poprawnie ( a może tylko skutek, a nie tkwiącą głębiej przyczynę ) i od razu.
Po drugie, wydaje mi się, że tym samym sugerujesz zmianę podejścia do danej kwestii przy pierwszym wrażeniu niepowodzenia, co moim zdaniem, kłóci się z tym co dotąd zostało na tym blogu napisane. Odnoszę takie wrażenie, jakby wynik przemyśleń był „z góry znany” i miał wskazywać cokolwiek innego, niż dotychczasowe postępowanie.
Po trzecie, pisząc o „odwiedzinach po latach” przyjąłeś inne założenie – że mimo Twojej obecności na miejsu wszystko potoczyło by się tak samo… i znowu, analiza to dobra rzecz, ale trzeba uważać, aby w zagłębieniu w autoanalizie nie przeoczyć tego, co nowego dzieje się wokół. Mnie się tak kilka razy zdarzyło, i nie było to dobre.
Osobiście zgadzam się, ze nietypowe zdarzenia warto przeanalizować. Ale warto również pamiętać, że po takim zdarzeniu mało kto potrafi zachować pełną racjonalność postępowania a „negatywne wydarzenia w życiu” zazwyczaj wymagają szybkich decyzji. W takich chwilach pomaga trzymanie się kiedyś na chłodno skalkulowanych założeń oraz jasno wytyczonego celu. Zmiania sposobu, środków dotarcia do celu – zgoda. Zmiana celu – nigdy. W przeciwnym wypadku zbytnia elastyczność zmienia działanie w chaos, zbyteczna analiza trawi zasoby potrzebne do działania (szczególnie czas).
Przemyśl, Wybierz, Postanów, Przygotuj … a potem „cała naprzód na wszelkie trudności” :). Dziwnym trafem, ja zaczynałem obrywać, kiedy porzucałem pierwotne plany, a tragedia była kiedy pod wpływem wydarzeń na bieżąco modyfikowałem cele. To jest złe. Zgadzam sie, że kłoci się to z zasadą 80/20 czy raczej 20/80. Natomiast moim zdaniem pozwala unikąć sytuacji, w której nie przewidziana, aczkolwiek zupełnie naturalna dla sprawy trudność powoduje rezygnację z całego przedsięwzięcia.
Tak więc odpowiadając na pytanie z końca wpisu; o doświadczeniach się nie wypowiadam natomiast przy podobnych ogólnych przesłankach ja wyciągam i sugeruję zupełnie przeciwne wnioski. Praca nad sposobami wyznaczania i osiąganie różnych efektów („cel” to zbyt duże słowo) jest moim zdaniem ważniejsza od choćby najgłębszych rozmyślań dotyczących ich zmiany, prowadzonych z pozycji już zaangażowanego.
Drugiego pytania… może to zmęczenie, ale jakoś nie rozumiem.
I tak zupełnie prywatnie Alex – gdzie w Austrii chciałeś pływać tym jachtem ? ;)
Piotrze
Dziękuję za obszerne wyjaśnienie, teraz możemy dalej porozmawiać nie zdając się na domysły.
Więc po kolei:
Poprzez negatywne wydarzenie (bo o nich pisałem) rozumiem takie, które w momencie jego wystąpienia jest dla mnie nieprzyjemne, zadaje ból, bądź krzyżuje realizację jakiegoś zamierzenia. W poście nie pisałem o rzeczach banalnych, lecz takich, które rzeczywiście wpływają na nasze samopoczucie i nastrój. W takich przypadkach nasze odczucia są na tyle jednoznaczne, że dyskusja o poprawności ich rozpoznawania jest bezprzedmiotowa. Cierpimy, albo nie, aby to stwierdzić nie trzeba chyba głębszych analiz.
Do „po drugie” obiecuję, że napiszę do tego następny post, choć ze względu na szkolenia i spotkania może to być możliwe dopiero we wtorek w nocy albo w środę. Jestem pewien, że wywoła on burzliwą dyskusję, dlatego chcę starannie dobrać słowa :-) W dużym skrócie na dzisiaj: boli to zmień podejście lub metodę
Po trzecie :-) podczas tych odwiedzin po latach nie stwierdzałem jakiś drobnych ilościowych różnic, lecz dramatyczne różnice jakościowe, tak że też nie było potrzeba żadnych analiz aby je stwierdzić. Po prostu jakbym zaglądał do całkiem innego, z mojego punktu widzenia znacznie gorszego świata.
W dalszej części Twojej wypowiedzi padają stwierdzenia, z którymi nie do końca mogę się zgodzić, na przykład
„Zmiania sposobu, środków dotarcia do celu – zgoda. Zmiana celu – nigdy”
Widzisz to zależy od paru założeń wstępnych dotyczących Twojego życia. Jeśli ma ono przypominać regaty żeglarskie to masz rację, celem jest następna boja zwrotna i musisz płynąć w jej kierunku. Przy przyjemnościowym żeglarstwie krążowniczym (tzw. cruising) elastyczna zmiana celu w zależności od warunków pogodowych i kierunku wiatru jest pożądana, bo zwiększa przyjemność żeglowania. A moje życie można porównać do tego drugiego rodzaju, co nie przeszkodziło mi „dożeglować” dość daleko i to generalnie w przyjemny sposób :-)
Więcej na ten temat napiszę jutro…..
Pozdrawiam serdecznie
Alex
PS: Jacht miał być przetransportowany drogą lądową do Chorwacji
Wg mnie negatywne wydażenia, to bodźce, za pomocą których „siła wyższa” daje nam sygnał, że idziemy w złą stronę. Myślę więc Alex, że co do tego się zgadzamy. Tą prawdę życiową znajdujemy praktycznie w każdym aspekcie naszego życia, zarówno w biznesie (sprzedaży), stosunkach damsko-męskich czy ogólnie międzyludzkich. Oczywiście pomijam fakt losowości (choć to bardziej filozoficzny niż praktyczny aspekt). Niektórzy mówią, ten to ma szczęście w życiu. Ma dobrą pracę, piękną kobietę, a może to nie jest przypadek, może po prostu ten ktoś idzie właściwą sobie drogą…
Alex,
generalnie Cię popieram. Bardzo często negatywne zjawisko pomagają nam w czymś, a negatywne uczucia są sygnałami zwrotnymi nakierowującymi na właściwy tor czy pomogającymi wyciągnąć właściwą „lekcję”. Jednak z jedną uwagą: istnieją wydarzenia, których nie da się temu przyporządkować – wypadki, różne tragedie…
Alex,
Napisałeś:
„Dopóki postępujesz w miarę zgodnie z samym sobą i w miarę przyzwoicie, to wszystko, co Ci się przydarza dzieje się na Twoją korzyść. I to nawet wtedy, kiedy na pierwszy rzut oka wcale to na korzyść nie wygląda.”
Zgadzam się z tym, z mojego punktu widzenia, najwazniejsze było nauczenie się wyciągania wniosków z porażek i stosowania tej wiedzy w praktyce. Zabrało mi to bardzo dużo czasu i mam mieszane uczucia: z jednej strony był to dla okres pewnego zastoju w życiu, z drugiej zaś mnóstwo zebranych doświadczeń. W sensie rozwoju osobistego stałem w miejscu, natomiast to, czego się wtedy nauczyłem okazuje się być przydatne teraz.
Czy Twoje spostrzeżenia są przydatne tylko dla ludzi rozwijających sie całe życie ? Życie ludzkie to nie monolit i mogą być w nim różne okresy. Umiejętność wlaściwego podejścia do porażki i wyciągnięcia z niej wniosków to bardzo ważna rzecz, natomiast nie zawsze musi następować bezpośrednio po porażce. Mnie moje poślizgi życiowe pomogły i wciąż pomagają w lepszym rozumieniu świata i samego siebie.
Witam serdecznie.
Pozwolę sobie opowiedzieć o swoim doświadczeniu związanym z „niekorzystnymi wydarzeniami”, które były w istocie korzystne :)
Ponad rok temu nastąpił w moim życiu szereg wydarzeń, dzięki którym odkryłam w sobie możliwości, jakich nigdy bym się po sobie nie spodziewała. Miałam wtedy rozpocząć wtedy „nowe życie” w Warszawie. Byłam zachwycona nową pracą, która zdawało mi się wówczas – była szczytem moich marzeń. Służbowe mieszkanie, samochód, prestiż i, świetne pieniądze – czegóż chcieć więcej. Jednocześnie czułam niewiarygodny niepokój i strach, nie byłam szczęśliwa. Po kilku tygodniach nowego życia okazało się, że wszystko się zawaliło. Inwestor się wycofał. Ja straciłam pracę i nie miałam dokąd wracać. Wtedy pojawiła się okazja wyjazdu do USA. Byłam tak zawiedziona, ze postanowiłam wyruszyć w nieznane. I była to najlepsza rzecz, jaka mi się mogła przydarzyć. Nie od początku, było ciężko (pracowałam często po 20 h na dobę- 7 dni w tygodniu). Teraz wróciłam i czuję, jakbym zrobiła wielki krok naprzód. Zakończyłam niezdrowe związki, które od lat hamowały mój rozwój. Potrafię czuć się szczęśliwa niezależnie od nikogo i niczego. Mam zaufanie do siebie i swojej intuicji, żyję w zgodzie ze sobą i krok po kroku realizuję swoje cele. A jeszcze pięć lat wstecz popełniałam na okrągło ten sam błąd. Pewne rzeczy robiłam na siłę (zarówno w kwestiach zawodowych jak w związkach). Zdobywałam na chwilę rzeczy, które chciałam, po czym nagle zostawało mi to „odebrane”, Dlaczego? Teraz uważam, że czułam wewnętrzny konflikt między tym, czego pragnę, a tym, jakie oczekiwania stawiają mi inni. Uczepiłam się kurczowo narzuconych kiedyś wzorców myślowych i nie potrafiłam się ich pozbyć, nieświadoma nawet ich istnienia. Dążyłam do wszystkiego na siłę, nie słuchając wewnętrznego głosu. Teraz wszystko w moim życiu układa się pomyślnie. Ktoś mógłby powiedzieć, ze los mi sprzyja. Ale to nie tak. Po prostu idę w zgodzie ze swoją drogą, uczę się słuchać i ufać sobie i to sprawia, że jestem szczęśliwa. Uważam, że nie ma niekorzystnych wydarzeń – to są po prostu lekcje do przerobienia, których mamy się nauczyć, żeby móc dalej się rozwijać i odkryć swoją drogę.
Chciałeś powiedzieć, że nieważne co się w życiu wydarzy, ale i tak zawsze spadniemy jak kot na cztery łapy? Jeśli tak to masz i nie masz racji. Wydaje mi się że to zależy od człowieka i jego nastawienia do życia oraz jego oczekiwań. Pesymista zawsze znajdzie powód do narzekań. Patrząc na naszych Rodaków to oni raczej nie potrafią docenić życia, bo zawsze mają za mało pieniędzy, bo politycy to złodzieje, bo sąsiad ma więcej, bo ktoś się dorobił na przekrętach, bo ktoś ma plecy, i tak dalej można wymieniać (chyba, że ja żyję w jakimś dziwnym świecie i u Was tak nie ma). Wydaje mi się że to zależy od mentalności, podejścia do życia oraz wyznawanego systemu wartości. Widzisz Alex, wydaje mi się że Ty potrafisz docenić życie, znaleźć pozytywne strony w negatywnych sytuacjach. W końcu udało Ci się coś osiągnąć… :-)
Ostatnio w moim życiu również pojawiło się coś co dało mi kopniaka życiowego i musiałem nieco zabrać się za wszystkie sprawy.
Było to dla mnie (i w sumie nadal jeszcze jest) negatywne doświadczenie, które jak określa Alex każdy potrafi rozpoznać. Wyniosłem z tego kilka lekcji – najważniejszą z nich jest to, że kiedy nasze życie zaczyna się walić należy skupić się na celu, do którego się dąży a nie na problemach. Jeżeli nasze myśli będą okupować bez przerwy problemy to w zasadzie to dostaniemy – a jeżeli uda nam się skupić na tym, co pozwala iść do przodu i poprawiać swoją sytuację życiową to tak się zapewne stanie. Przez kilka dni było tak źle, że musiałem bez przerwy sobie o tym przypominać w myślach, ale dzięki temu zachowałem zdrowy rozsądek i działam dalej a sytuację załagodziłem na tyle, że stała się ona dla mnie jedynie niewielkim kilkumiesięcznym opóźnieniem w działaniu a nie przeszkodą, która mi zgrażała.
Sytuacja ta była wywołana oczywiście kilkoma wyborami, które dokonałem w życiu, ale jakby nie one to byłbym teraz w zupełnie innym położeniu i wcale nie jestem pewien, czy by mi się ono podobało.
Tak więc jak najbardziej zgadzam się Alexem, że „nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło” bo z każdego doświadczenia można wynieść wiele nowych informacji, które nas rozwijają, umacniają i utwierdzają w przekonaniu, że jednak było nam to potrzebne.
Witam ponownie
Moi drodzy muszę przyznać że poziom serotoniny wzrasta z każdym przeczytanym Waszym postem. Rzeczywiście życie w zgodzie z samym sobą jest bardzo istotną kwestia bo wydaję mi się, że wykorzystujemy wtedy całą naszą energię na robienie czegoś dobrze, w pełni. Aleksandra Czarnecka napisała tu świetną rzecz a mianowicie życie w wewnętrznym konflikcie odbiera nam siły na tworzenie i czerpanie z życia garściami. Zgadzam się z nią całkowicie. Bardzo często próbujemy wpasować się w coś na siłę kalecząc własnych siebie …może nieświadomie. Brniemy w coś, nie wsłuchując się w siebie kompletnie. Zagłuszamy nasze „ja” a jak coś w końcu pęka jak bańka mydlana świat nam się wali, a my tracimy grunt i przestajemy wierzyć, marzyć etc…ale na chwilę, bo bakcyl naszych wewnętrznych pragnień i celu nie umiera nigdy, w końcu ponownie się odradza. Będąc dzisiaj na wykładzie u Janusza Palikota powiedział on w którymś momencie bardzo mądrą rzecz a mianowicie wszystkie nasze niepowodzenia są tylko po to, żeby nas wzmocnić, po nic innego. Jak to zapamiętamy, będzie nam łatwiej w życiu. On opowiadał na przykładach swoich niepowodzeń biznesowych, ale myślę, że ta prosta sentencja ma przełożenie na każdą dziedzinę życia.
Wszystko brzmi pięknie, ale proste nie jest, zwłaszcza gdy rany są świeże, a my tracimy dystans. Rada: czekać aż układanka się poukłada a my popatrzymy z góry na to wszystko co wyszło z niej….. CZAS
Napisaliście parę bardzo interesujących komentarzy, dziękuję
Miałem trochę długi dzień i lepiej nie będę się teraz zabierał za pisanie, postaram się odrobić to jutro w nocy
Pozdrawiam serdecznie
Alex
„Dla mnie jest to jasna wskazówka, że jeśli spotyka mnie jakieś nieprzyjemne zdarzenie, to jest to zapewne wyraźny sygnał, iż poruszam się w kierunku, który perspektywicznie patrząc nie jest dla mnie korzystny. Następnym krokiem jest zastanowienie się, jaką właśnie głupotę chciałem popełnić (będąc zazwyczaj zaślepiony co do jej długoterminowych konsekwencji) i co mogę w przyszłości zrobić lepiej.”
Uważam, że warto tu podkreslić i pogrubić takie wyrazy jak „jasna wskazówka” i „zastanowienie się” tzn. fakt wyciągnięcia wniosku z zaistniałej sytuacji A NIE ZASTANAWIANIE SIĘ BEZ KOŃCA CO ZROBIŁEM ŹLE A MOGŁEM LEPIEJ! Refleksja, wnioski (aleluja:) i do przodu!
Witam wszystkich serdecznie,
To co napisala Ania i potwierdzila zdanie Oli, ze: „Aleksandra Czarnecka napisała tu świetną rzecz a mianowicie życie w wewnętrznym konflikcie odbiera nam siły na tworzenie i czerpanie z życia garściami.”
To sie sprawdza w moim przypadku – nie potrafie, zyc w murach czegos w czym obowiazuje biurokracja – to do mnie nie pasuje – normalnie duzo osob by tak napisala, ale malo osob (z tych ktorzy mogliby popierac moje zdanie) cokolwiek z tym robi, dlaczego?
Serdecznie pozdrawiam,
Kamil
Witam ponownie :)
Chciałam coś dodać w odniesieniu do tego co napisał Kamil. Być może strach i brak zaufania do własnych możliwości powoduje, że niektórzy godzą się na życie wbrew swojej naturze. Bo jak tu walczyć z wzorcami wpajanymi nam przez rodziców od dzieciństwa. Jak walczyć z marzeniami, które wykuło się na tej bazie i z czasem zaczęło się je uważać za swoje własne? Kariera, świetna posada, pieniądze i tak zwany „sukces”. Tyle tylko, że trzeba umieć określić czym jest sukces indywidualnie, a nie w oparciu o poglądy innych. Chyba tylko tzw. „niekorzystne sytuacje” stają się wtedy wybawieniem i wskazówką od życia. Pomagają – o ile potrafi się wyciągnąć z nich wnioski.
Pozdrawiam
Witam
Od razu raźniej w takim towarzystwie „doświadczonych” :-), więc też coś dorzucę od siebie. Ja również jakiś czas temu zaliczyłem tzw. „kopa”. Na początku stwierdziłem, że może trzeba dać sobie spokój, zmienić swoje cele i przestać walczyć, ale tylko przez chwilę. Przedefiniowałem sobie lekko cele, ale kurs jest mniej więcej taki sam. „Kop” jednak miał swoje walory edukacyjne o których wspomina Alex, ponieważ usidlił mnie na jakiś czas i zmusił do zastanowienia czy azymut oby właściwie obrany. Ponadto pewnie gdyby nie ten postój nie szukałbym nigdy odpowiedzi na pewne pytania i nie znalazł odpowiedzi, dzięki którym rozpocząłem pracę nad obszarami wcześniej przeze mnie zaniedbywanymi.
Z moich doświadczeń wynika, że negatywne przeżycia niekoniecznie świadczą o tym że jesteśmy na złej drodze, a tylko o tym że np. wskutek biegu dostaliśmy zadyszki a powinniśmy raczej równym tempem maszerować co pozwoli i dojść daleko i porozglądać się po drodze:-) Niemniej jednak taki negatywny szok daje dużo do myślenia.
Pozdrawiam
Witajcie
Znów był to długi dzień, niemniej postaram się dopisać parę zdań do tej ciekawej dyskusji.
Tomek
masz rację z tym „szczęściem”. Moje doświadczenie potwierdza, że jest to zazwyczaj rezultat w miarę konsekwentnego pójścia właściwą drogą i robienia właściwych rzeczy.
Bellois
To jest zapewne kontrowersyjne, ale na własny użytek uważam że ofiara w jakiś sposób przyłożyła się do danego wypadku. To trochę trudny temat, może wrócimy do niego kiedyś
Paweł
Rozwój osobisty niekoniecznie musi polegać na nieprzerwanym „działaniu”, czasem potrzebujemy takich faz „inkubacji” :-) Istotne są tylko proporcje – znam sporo ludzi, którzy prawie tylko „inkubują” :-)
Aleksandra
Cieszę się, że Twoja podróż dała Ci tak wiele siły. Pamiętacie, że zalecam to większości młodych ludzi, zanim zaczną realizować program tzw. „dorosłego” życia (cokolwiek by to miało znaczyć)
Los rzeczywiście sprzyja tym, którzy żyją w harmonii z samym sobą i światem.
Leblee
Niekoniecznie chciałem powiedzieć, że zawsze spadniemy na cztery łapy. Ja sam zbyt często padałem dość boleśnie na twarz, aby coś takiego twierdzić. To co mówię to: „wszystkie większe problemy mojego życia z perspektywy czasu okazywały się korzystnymi zdarzeniami”
Aniu
Bardzo ważne jest, abyśmy nie pozwalali innym ludziom wpasowywać nas w jakiekolwiek obce nam formy. W dzieciństwie niewiele możemy z tym zrobić, ale od pewnego wieku wystarczy przejąć odpowiedzialność za swoje własne życie.
Jeśli mamy świeże rany to dobrze jest w miarę szybko posuwać sią do przodu – wtedy w krótkim okresie czasu uzyskujemy dystans pozwalający nam spojrzeć na sprawy z nowej perspektywy.
aJm
Zrobię tak :-)
Kamil
Napisałeś:”ale malo osob (z tych ktorzy mogliby popierac moje zdanie) cokolwiek z tym robi, dlaczego? ”
Sporo ludzi nie zdaje sobie sprawy, że można w ogóle inaczej (ze mną było kiedyś tak samo). Dlatego między innymi piszę takie rzeczy na blogu.
Aleksandra
Bardzo ładnie wyjaśniłaś to Kamilowi. Większość z na s przez sporą część życia odgrywa skrypty napisane nam przez innych i niewiele mające wspólnego z naszym prawdziwym „ja”. Powstaje w ten sposób luka, którą często zapełnia się różnymi rzeczami.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Tomasz
Zgódźmy się na to, że negatywne wydarzenia mówią nam, że coś robimy nie tak :-)
Pozdrawiam
Alex
Uf, no widzę, dla mnie też czas na debiut:
Zgadzam się ze wszystkimi w zasadzie, zarówno w kwestii pozytywnych stron negatywnych wydarzeń, jak i tego, że ciężko jest iść do przodu, jak człowiek sam ze sobą nie umie się dogadać.
Myślę, że najważniejsze w tym wszystkim, to właśnie „bycie porządnym człowiekiem” i niesienie pomocy innym, bo moja osobista obserwacja wskazuje na to, że im bardziej się ludziom pomaga, tym bardziej oni pomagają człowiekowi, i tym więcej tych ludzi jakoś „przypadkowo” pojawia się w otoczeniu. A że to są bardzo ciekawi i wartościowi ludzie? Same plusy :)
Chciałam też powiedzieć, że doświadczenie tzw. „księcia” nie ominęło i mnie, i szalenie się cieszę, że jest ode mnie teraz daleko (dosłownie oraz w przenośni). Co nie zmienia faktu, że mam jakieś smutne przeczucie, że spotkanie tego jedynie-słusznego-ktosia [boże, uchowaj nas przed księciuniami.] nie będzie takie łatwe. Zwłaszcza, że jest to najtrudniejsze właśnie w grupie wykształconych ponad przeciętną kobiet, które lubią życie, ludzi i dążenie do celów [zgadzam się z Alexem, jeśli chodzi o spór o cele – nie zawsze ten obrany-na-zawsze jest najlepszy, myślę. warto być elastycznym w tej kwestii].
Niemniej jednak życzę wszystkim dużo energii do energicznego marszu do przodu :)
Witam
Wpis na blogu przy sniadaniu to dobry start. Alex dziękuję za komentarz. Nieustanne działanie to raczej niezdrowe zzachowanie. Natura wiedziała coś o nas wymyślając lenistwo – drobna doza tego nigdy nie zaszkodzi. Ja miałem na pewno kilka momentów inkubacji (bardzo fajne określenie), ale czasem też pomimo faktu doskonałego zdawania sobie sprawy, że może iść w inną stronę byłem w sytuacji kiedy raczej trzebabyło iść dalej ta „ciernistą drogą grzechu”. Ciągłego działania oduczyłem się dwa lata temu kiedy jak pisałem byłem nieco jak zombi. Teraz jestem fanem zrównoważonego rozwoju :-)
Jednak nurtuje mnie następujące pytanie. Jak bronić się przed negatywami zachowań kiedy na przykład czujemy się nieswojo w jakimś otoczeniu ale tak się składa że jest to praca czy jakiś okres w życiu w którym otoczenia raczej nie zmienimy. Jak już pisaliście zmiany mniej lub bardziej duże pomagały wam wyciągać wnioski. Podejmowaliście się tych zmian kiedy widzieliście, że „coś nie gra jak trzeba”, jesteśmy niedospani czy poprostu zniechęceni. Ale moi drodzy nie każdy wyjedzie czy zmieni prace od zaraz. Bardzo mnie ciekawi co byście powiedzieli na taki stan.
OK ja kontynuuję inkubacje – kawa stygnie.
Paweł
Witam :-)!
Ciekawa dyskusja. Widzę, że Alex udał się w podobną poniekąd podróż do przeszłości, jak bohater filmu Broken Flowers :-).
Chciałam powiedzieć, że podpisuję się dwoma rękoma pod „zrównoważonym rozwojem”. Myślę sobie tylko, że takie podejście można zaadoptować, kiedy ma się już solidny bagaż doświadczeń i naturalny juz wtedy dystans w stosunku do swojej osoby, a przez to też do innych. Moim zdaniem nie ma bardziej skutecznej formy nauki, jak właśnie poprzez negatywne doświadczenia. Ważne jest, by widzieć dobrą stronę w tym, co czasem diablo trudne jest :-).
a propos tego,co pisze Paweł:
„Jak bronić się przed negatywami zachowań kiedy na przykład czujemy się nieswojo w jakimś otoczeniu ale tak się składa że jest to praca czy jakiś okres w życiu w którym otoczenia raczej nie zmienimy.”
Ja w takich sytuacjach radzę sobie pokorą to znaczy mam na uwadze stale cel, który chcę osiągnąć dzięki tej pracy czy zadaniu i z pokorą uczę się pilnie tego, czego mam się nauczyć. Polecam również przepracowanie swojego nastawienia, chodzi o to, by zapytać siebie np. : co muszę w sobie zmienić, by czuć się „swojsko”….
Pozdrawiam serdecznie :-) i życzę wszystkim samych „dobrych doświadczeń”
Jestem już w Warszawie, ale mam przed sobą trzy spotkania biznesowe, więc dołączę do tej bardzo ciekawej dyskusji dopiero wieczorem.
Na szybko tylko do wipi24: są skuteczniejsze formy nauki, a mianowicie nażladowanie dobrych wzorców z bardzo bezpośrednią informacją zwrotną
Pozdrawiam
Alex
Alex co masz na mysli z ta „bardzo bezpośrednią informacją zwrotną”??
Serdecznie pozdrawiam,
Kamil
WiTam serdecznie!
Podpisuję się w 100% pod słowami wipi24. „Polecam również przepracowanie swojego nastawienia, chodzi o to, by zapytać siebie np. : co muszę w sobie zmienić, by czuć się “swojsko”….”
Początkowo w USA, byłam bardzo przygnębiona. Wynikało to sytuacji, z której się „wyrwałam” jak również z trudnościami, o których nie będę się rozwodzić. Moje zajęcie także było bardzo odmienne od tego, czego się spodziewałam. Pewnego dnia zadzwoniłam do mojej siostry, która mieszka w Hannoverze i jest w pewnym sensie moim guru w wielu sprawach życiowych. Powiedziała, że moje nastawienie jest tragiczne i w ten sposób nigdy nie będę szczęśliwa.
Od tych słów zaczęła się moja droga do uzdrowienia swojego życia. Małymi krokami zaczęłam szukać pozytywnych stron, w sobie i w otoczeniu. Bardzo szybko pojawiły się efekty – ludzie stali się przyjaźni i pomocni, zaczęłam się cieszyć codziennością i zmianami jakie zachodziły we mnie. Narodził się we mnie skrystalizowany pogląd na to jakiego życia chcę NAPRAWDĘ i w jaki sposób to osiągnę. A raczej OSIĄGAM, bo wszystko dzieje się tu i teraz. „Kto ma temu będzie dodane, a kto nie ma, straci nawet to, co ma”. Wszystko zaczyna się wewnątrz, jeśli ma się odwagę do marzeń i tworzenia bogactwa wewnątrz siebie – znajdzie to odzwierciedlenie w świecie zewnętrznym.
Pozdrawiam :)
P.
Witaj na naszym blogu :-)
Któż z nas nie miał do czynienia z „księciem/księżniczką” ? Myślę, że jest to konieczne doświadczenie, aby uzmysłowić sobie, że te wzorce partnerów, które widzimy w filmach i kolorowych czasopismach niekoniecznie mają coś wspólnego z ciekawymi ludźmi, z którymi będzie nam naprawdę dobrze.
Piszesz o Twoich smutnych przeczuciach, mam dla Ciebie dobrą wiadomość :-) Nie jest tak źle!! Są mężczyźni, których w ogóle nie interesują typowe „Matki Polki” (używam tego określenia bez jakiegokolwiek wartościowania kto jest „lepszy”, czy „gorszy”), a którzy intensywnie poszukują „wykształconych kobiet, które lubią życie, ludzi i dążenie do celów”. Najwyżej powinnaś sobie zmienić szeroko rozumiany teren poszukiwań.
Paweł
Negatywne zachowania trzeba potraktować jako sygnał i jak najszybciej podjąć działania, aby zmienić niekorzystną sytuację. Nawet jeśli nie jest to możliwe od zaraz, to trzeba coś zrobić, a nie narzekać że ma się pecha.
Wipi24
Nie znam niestety filmu Broken Flowers :-)
O innej metodzie nauki już napisałem.
Kamil
Bardzo bezpośrednią informację zwrotną masz np. przy nauce jazdy na łyżwach. Jak tylko coś zrobisz nie tak to od razu leżysz :-)
Podobnie jest np. na moich treningach, zwłaszcza z negocjacji :-)
Pozdrawiam wszystkich
Alex
Hej Alex
Co racja to racja ja to teraz wlaśnie robię w mniej lub bardziej udany sposób. Chciałem napisać czy podnieść punkt otoczenia bo człowiekowi bez otoczenia trudno jest się rozwijać czy nawet zwijać. Otoczenie daje Ci jakiś punkt odniesienia.
Alex bardzo dobrze napisałeś o księciach i księżniczkach. Ludzie jednak dobierają się przez podobieństwa. Moim zdaniem im ktoś ma więcej zainteresowań tym lepiej (w granicach rozsądku) – jest więcej tematów do rozmowy i do robienia czegoś razem. Zgadzam się też z tym poznawaniem naszych upodobań – oj jak to działa!
Pozdrawiam,
Paweł
@Alex
Ponieważ podoba mi się analogia do jachtu, postaram się ją nieco rozbudować.
Moim zdaniem, morze jest takie same dla wszystkich, i tak w czasie rejsu rekreacyjnego jak i regat, może trafić się sztorm. To wiadomo zazwyczaj od razu ;) ale defekt kadłuba może ujawniać się powoli, podobnie jak choroba jednego z załogantów. W obu przypadkach należy się liczyć z takim wypadkiem. Nie czas wtedy na wymyślanie od podstaw koła, metod operowania żaglami i sterem – wtedy jest czas na działanie. Wtedy nie ma miejsca na decyzje o celach – pozostaje wybór metody oraz możliwe sprawne jej zrealizowanie. Oraz pewna wola i gotowość do braku snu, wysiłku i poświęcenia częsci wyposażenia jeszcze nie spłaconego jachtu…
Dylemat, który mam na myśli, fantastycznie opisał w książeczce „Sztuczny Mózg” p. Andrzej Buller (konflikt racji Admirała i Nawigatora). Serdecznie polecam wszystkim – niektórzy mogą się zdziwić, jak wiele kwestii poruszonych na blogu,
( miedzy innymi tych o „wychylaniu się” ) można znaleźć w literaturze popularno(lub raczej popularyzatorsko)-naukowej.
Rozumiem podejście, głoszące że każda konfrontacja jest z definicji porażką. Że szkoda czasu Można i tak. Osobiście widzę sprawę jednak inaczej. Decyzji o zmianie celu nie podejmuje się w trakcie jego realizacji, ponieważ zazwyczaj decyzja podejmowana w takich warunkach jest błędna, bo spowodowana presją i brakiem obiektywnego wglądu w sytuację. Ponadto ciągłe rozważanie i wycofywanie się przy pierwszym niepowodzeniu grozi zarówno podkopaniem samooceny jak i utratą (lub brakiem wyrobienia) pewnej psychicznej rutyny i gotowości do stawiania czoła nieuniknionym przeciwnościom. Zmiana celu ? Owszem, dość często bywa konieczna. W mojej opinii jednak, jest to postępowanie sensowne dopiero po weryfikacji jak faktycznie wszystko wygląda.
Zatem najpierw dotrzeć, a potem podejmować dalsze decyzje.
Moim zdaniem to nie samo negatywne wydarzenie, ale przebieg i skutek naszej konfrontacji z tymże daje dopiero doświadczenia. Stąd konieczna jest konfrontacja, nie zaś przyjmowanie że wydarzenie negatywne (jakiekolwiek by nie było) oznacza poruszanie się w złym kierunku. Powiedziałbym, że zazwyczaj jest odwrotnie :OD; co więcej – że szukanie tutaj reguły jest z gruntu błędne. I stąd moje podejrzenie „typowego chodzenia na łatwiznę”, co w kontekście innych wpisów było co najmniej zastanawiające.
Stąd też było moje pytanie ( i zarazem dyskretna sugestia tematu do przemyśleń) : jak wyznaczyć i rozpoznać moment przekroczenia granicy między „harmonią ze sobą i światem” a konformizmem (nie jestem pewien, czy to trafny termin).
Mam nadzieję, że przynajmniej trochę udało mi się doprecyzować. Czas kończyć, kafejka szykuje się do zamknięcia drzwi ;)
Pozdrawiam, Piotr
(ech, przydałoby się nam regularne forum dyskusyjne – a może to tylko moje wygodnictwo ;) )
Piotr
Jeśli jesteśmy dalej przy analogii jachtu (lubię ją, bo spędziłem na pokładzie w sumie jakieś 2 lata) to warto dodać kilka szczegółów:
– morze jest takie same dla wszystkich, ale poszczególne jego akweny znacznie się różnią. Możesz wybrać taki akwen, gdzie panują przyjazne i nieskomplikowane warunki pogodowe oraz nawigacyjne, po czym mieć wielką frajdę żeglując tam rekreacyjnie. To miałem na myśli w mojej metaforze
– mając sporo czasu możesz tak dobrać sobie trasę, aby przeważnie żeglować sobie przy sprzyjających wiatrach, zamiast z nimi walczyć. Wystarczy trochę znajomości meteorologii i cierpliwość. W życiu jest podobnie (jeśli masz swobodę ruchów, a nie finansowy nóż na gardle)
Ty najwyraźniej piszesz o czymś innym, a mianowicie o reakcji na nieprzewidziany wypadek. Tam sprawdza się dochowanie zasad dobrej praktyki morskiej i stosowanie tzw. standardowych procedur, ale opisując je wyszlibyśmy znacznie poza temat dyskusji.
Napisałeś: „Rozumiem podejście, głoszące że każda konfrontacja jest z definicji porażką”. Ja czegoś takiego nigdzie nie twierdziłem, skąd to wziąłeś?
Piszesz też:”Decyzji o zmianie celu nie podejmuje się w trakcie jego realizacji, ponieważ zazwyczaj decyzja podejmowana w takich warunkach jest błędna” Hmmm…. ja wielokrotnie zmieniałem cele w trakcie realizacji (nazywa się to elastycznym dopasowaniem) i nie przeszkodziło mi to w osiągnięciu w tym życiu wielu rzeczy, oraz zrobieniu tego w dość wygodny sposób.
Nikt nie mówi też o wycofywaniu się przy pierwszym niepowodzeniu, lecz o zmianie znaczenia wielu „negatywnych” wydarzeń, jeśli spojrzymy na nie z pewnej perspektywy.
O tym „chodzeniu na łatwiznę” napiszę zgodnie z obietnicą wkrótce (chwilowo klienci wykorzystują do maksimum mój krótki pobyt w Warszawie), wtedy dopiero będziesz miał temat do polemik, bo moje podejście będzie zapewne diametralnie odmienne od Twojego :-)
Teraz kończę, jutro muszę bardzo wcześnie wystartować na śniadanie „bladym świtem” w Marriott
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witajcie,
Choć dużo już tu zostało powiedziane – pozwólcie, że dorzucę swoich uwag kilka.
Alex,
To co piszesz bynajmniej nie dotyczy wyłącznie ludzi „rozwijających się” (jak to określiłeś), choć każdy z nas chciałby lub za takiego się uważa. Ale nie w tym rzecz. Sytuacje jakie opisujesz często zdarzają się w życiu każdego z nas, są bardzo życiowe, nie wspominając już o tym, że są bardzo dobrą pożywką dla polsko-brazylijskich telenowel.
Faktycznie, każde takie „zderzenie” zmienia kierunek, bieg naszych myśli, działań, postępowań co skutkuje czasem bardzo radykalnymi zmianami w naszym życiu.
Myślę, że każdy z czytelników tego blogu doświadczył takiego „zderzenia” i nie jest mu to obce. Natomiast oceny tego czy przestawiona zwrotnica na torze naszego życia skierowała nas we właściwym kierunku – obiektywnie można dokonać dopiero z perspektywy czasu.
Sam jestem na etapie, w którym niedawno przestawiono mi zwrotnicę. Nie panikuję – ciekawy życia obserwuję uważnie co dzieje się „za oknem” wciąż jadącego pociągu jakim jest życie. :)
Aniu,
Ja też jeszcze niedawno żyłem jak wspomniany tutaj zombie. Oderwałem się trochę od tego, więcej oddycham, daję sobie czasu, na przemyślenia i rozmowy z ludźmi. Może tu leży przyczyna Twojej bolącej szyji? Nie chcę Ci doradzać bo nie mam do tego prawa.
Chcę tylko napisać co pomogło mi osobiście.
„Pozbieranie” moim zdaniem nie przyjdzie samo. Musisz wziąść się za siebie. Sama zdecyduj – czy chcesz być dalej zombi czy naciśniesz lekko życiowy hamulec, zwolnisz tempo i rozejrzysz się w koło. Być może zobaczysz więcej możliwości, które do tej pory tylko Ci przemykały? Oczywiście nie znam dokładnie Twojej sytuacji, więc poruszam się nieco „po omacku”, ale nie daje mi spokoju to iż lądujesz wciąż w tym samym miejscu. Przypomina mi się tutaj wspomniany już na tym blogu film „Dzień Świstaka” – polecam :)
Aniu, skręć w inną stronę, spróbuj czegoś innego. Zwolnij.
a ja mam troszkę inne spostrzeżenie – nigdy nie możę być tak źle żeby nie było gorzej – a każde zło przygotowuje nas na doświadczenie/spotkanie jeszcze większego, u mnie niestety jak dotychczas się sprawdzało..
Kamil
Pisałem o ludziach rozwijających się, bo w ich przypadku najszybciej widać, że ta „katastrofa” pomogła osiągnąć coś znacznie więcej. Po prostu ten krajobraz za oknem zmienia się na tyle szybko, aby łatwo zauważyć, że stacja na której nie zdążyłeś wysiąść to był jakiś podrzędny przystanek.
Matrix
Mam nieco inne spostrzeżenia. Każde „zło” jest lekcją od życia, którą musimy przerobić i wyciągnąć właściwe wnioski. W przeciwnym wypadku otrzymujemy ją jeszcze raz, zazwyczaj w jeszcze mocniejszym wydaniu. Dotyczy to zarówno „wpadek” biznesowych, zdrowotnych jak i osobistych. Spójrz na to z tej strony
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Piotr (PMD)
Zgodnie z obietnicą napisałem cały post o moim „chodzeniu na łatwiznę”
Pozdrawiam serdecznie
Alex
To o czym piszesz Alex, to prawda stale obecna w praktyce Mojego życia :) . Wszystko, co się zdarza – z biegiem czasu okazuje się, że miało nie tylko wielki sens i doskonale zintegrowało się z innymi faktami, ale i miało oddźwięk zazwyczaj pozytywny.
Co wymaga nauki, to *zaufanie* względem sensu zdarzeń w Naszym życiu. Jeśli ktoś wierzy w Boga, może być mu łatwiej w tym względzie. Pan wie bowiem lepiej, co dla Nas dobre – ma spojrzenie niejako z góry na Drogę, podczas kiedy My jesteśmy w określonym jej punkcie i posiadamy ograniczone postrzeganie.
Z doświadczenia wiem, iż najtrudniej zaufać, gdy w Naszym życiu dzieje się coś, co odbieramy jako bardzo negatywne. Wtedy często żadne tłumaczenia nie pomagają – wiara w przyszły, pozytywny wydźwięk wydarzenia zdaje się irracjonalna, a nawet pozbawiona rozsądku.
Myślę, że możnaby było rozwinąć sprawę celnego oceniania wydarzeń. Często ono bywa głównym powodem dla którego wybieramy złe cele. Przykład z mojego życia: idąc na studia zarządzania e-biznesem trafiłem na coś co mi zupełnie nie odpowiada. Odpowiedzi mogą być dwie (może więcej ;) – nie nadaję się na managera albo program jest nieatrakcyjny/nieadekwatny. Jak widać każda z odpowiedzi może wywołać zupełnie odmienne zachowanie.
Natomiast nauczka oczywiście powinna sprawiać, że kolejnym razem nie popełnimy tego samego błędu. Co do związków – są oczywiste przypadki i te mniej rzucające się w oczy. Nie można oceniać pochopnie. Na to składa się bardzo wiele drobnych rzeczy i rzecz jasna nie można zrywać po pierwszym niepowodzeniu.
Pozdrawiam
Witajcie
Jestem dziś cały dzień w podróży, dlatego odpiszę wieczorem
Pozdrawiam
Alex
Witam
Negatywne wydarzenia w życiu każdemu są potrzebne, bo są jak rozdziały w osobistej książce pisanej całe życie zwanej 'Doświadczenie’. Wartość mają tylko wtedy,gdy potrafimy z tych zapisanych rozdziałów korzystać i wyciągać odpowiednie wnioski, dzięki którym potrafimy w przyszłości podchodzić do podbnych sytuacji z dobrze pojmowanym dystansem.
Błedów w życiu popełniłem sporo, na pewno jeszcze wiele popełnie, ale dzięki tym które mam za sobą mogę spojrzeć odpowiedzialnie na nowe sytuacje do ktorych mogę sie odnieść poprzez to co sie kiedyś wydarzyło.
Tak więc sukces można tylko wtedy docenić kiedy wiem co to znaczy upadek, bo wtedy znamy wartość którą możemy utracić.
Odnosząc się do tego co powyżej napisałem mogę powiedzieć o 'ksieżniczkach’ (temat w sumie rzeka ;) ), tzn. im więcej człowiek pozna 'ksieżniczek’ w życiu tym bardziej bedzie docenial tą Księżną, którą piszę bez cudzysłowa i dużą literą.
Im nasza księga 'Doświadczenie’ będzie grubsza tym nasze życie bedzie bogatsze bo bedziemy umieli docenić tym bardziej to co mamy i to co osiągnęliśmy.
Pozdrawiam
Tomasz
Różni ludzie wierzą w różne rzeczy i dopóki ta wiara pomaga im w podejściu na większym luzie do różnych nieprzyjemnych rzeczy, które podsuwa nam życie, to jest to w porządku.
Jeśli chodzi o te naprawdę trudne sytuacje, to po przeżyciu kilku takich (patrz post „Pokaż mi swoje blizny”) zachowujesz ją na zawsze.
Kiwus
Celna ocena wydarzeń zazwyczaj przychodzi z doświadczeniem (czyli po odpowiedniej ilości błędnych ocen sytuacji :-)) Obawiam się że tę empiryczną drogą musi przejść każdy z nas, aczkolwiek wykorzystanie doświadczeń innych znacznie zmniejsza ilość bólu przy jej przechodzeniu. Masz rację, że bardzo ważne jest, abyśmy tego samego błędu nie popełniali więcej niż jeden raz, choć i z tym wiele osób ma problem.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam,
Nie ulega wątpliwości, że „negatywne” doświadczenia prowadzą do rozwoju emocjonalnego,moralnego i poprawy jakości życia. Nie bez przyczyny napisałam „negatywne ” w cudzysłowiu. Jeśli jakieś posunięcie nasze bądź innej osoby względem nas, owocuje mądrością, zmianą postępowania bądź większą odpowiedzialnościa, to czy można nazwać je negatywnymi??
Świetnym przykładem ważkości doświadczenia w życiu człowieka sa ludzie starsi. Czyż nie szanujemy ich właśnie za tzw mądrość życiową? To właśnie dzięki niej, starsze osoby nabywają nowe umiejętności, rozwiązują problemy. Ich zdolności poznawcze maleją wraz z wiekiem i właśnie doświadczenie pomaga im ocenić sytuację i podpowiedzieć jak postępować.
Myślę, że należyc również zauważyć,że jedynie osoby inteligentne potrafią wyciągać wnioski z własnych błędów i starać się ich unikać w przyszłości. Smutne ale prawdziwe.
„Negatywne” doświadczenia są człowiekowi bardzo potrzebne jak i nieuniknione. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że z pozoru przykra i ciężka sytuacja jest dla nas niezwykle cenna i może zaowocować bogatszą osobowością i pomoże zdobyć sukces.
Serdecznie pozdrawiam
Ironia życia leży w tym, że żyję się je do przodu, a rozumie do tyłu. /Søren Kierkegaard/
Witam serdecznie,
”Negatywne wydarzenia” – kiedy o nich myślę to nasuwają się te najbardziej traumatyczne, (utrata rodzica w młodym wieku, mocne uderzenie z rzeczywistoscią, nie odpowiedni ludzie i miejsca- mam na mysli karierę zawodową. Jeszcze niedawno zapłaciłabym każdą cenę za ”magiczną gumkę”, która by je zmazała….
Ale muszę przyznać, że to własnie one umożliwiły mi stabilne fundamenty związku z samą sobą.
Otrzymałam również free gifta- siłę przetrwania. Bez wątpienia przydaje się w naszych pokręconych czasach.
Oczywiscie słowo ”dzięki”- należy się wszystkim moim BYŁYM KRÓLEWICZĄ. Każdy z nich przybliżył mnie do całkiem przyzwoitego towarzysza życia;-)
Dziękuję za ten post. Jest on dla mnie cenny ponieważ gdy spotkały mnie te wszystkie ”negatywne wydarzenia” miałam 18 lat. I trudno było znalesc otuchę i pociechę. Napewno nie jednej osobie pozwoli on znalesc pozytywne skutki i zachęci do bilansu badziej zysków, niż wciąż strat.
pozdrawiam,
kinga