W ostatnich dniach prowadziliśmy bardzo rozbudowane dyskusje w komentarzach (42 wypowiedzi tylko do postu „Kto nie ma problemów”) i chyba już czas na napisanie nowego tematu.
Tydzień temu po raz kolejny oglądałem stary film „Groundhog Day” („Dzień Świstaka”). Gorąco polecam obejrzenie go (najlepiej w oryginalnej wersji językowej, aby nie być ograniczonym niedoskonałością tłumaczenia), bo wbrew temu, jak jest on opisywany, wcale nie jest to komedia (choć jest tam parę zabawnych scen), lecz film o znacznie głębszym znaczeniu życiowym. W bardzo dużym skrócie, główny bohater jest inteligentnym, ale aroganckim człowiekiem o dość nieprzyjemnym i nieco cynicznym podejściu do otoczenia. W pewnym momencie zaczyna on na nowo przeżywać jeden i ten sam dzień, pamiętając wszystko, co wydarzyło się w poprzednich wcieleniach tych 24 godzin, podczas, gdy dla całego otoczenia jest to zawsze po raz pierwszy. Po stwierdzeniu tego faktu, bohater najpierw jest zirytowany, a potem dostrzega plusy takiej sytuacji. Swoją coraz lepszą wiedzę o tymże dniu i pewność, że inni następnego dnia „zapomną” o jego wyczynach wykorzystuje on najpierw do jeszcze bardziej chamskiego zachowywania się, potem do zdobycia pieniędzy a w końcu do różnych seksualnych podbojów. Finalnie postanawia tymi samymi metodami zdobyć producentkę programu, który prowadzi, stosując w kolejnych „iteracjach” coraz lepszy „matching”, jeśli wolno mi użyć tego NLP-owskiego terminu. Mimo czynienia pewnych postępów skutki są dość mizerne, a na kontynuację brakuje czasu, bo każdego ranka ten sam dzień zaczyna się od nowa. Zdesperowany bohater próbuje przerwać te zaklęty krąg popełniając na różne sposoby samobójstwo, co oczywiście nie przynosi pożądanego rezultatu bo …. budzi się on ponownie tego samego ranka.
W końcu robi coś, co w jego dotychczasowym życiu było mu dość obce: zaczyna uczyć sią najprzeróżniejszych rzeczy, a jednocześnie stara się poprawić jakość tego dnia nie dla siebie, lecz po prostu dla innych ludzi. I to z czasem doprowadza do szczęśliwego zakończenia – nie tylko spędza noc ze swoją ukochaną (i to mniej czy bardziej z jej inicjatywy!!), ale też niespodziewanie budzi się u jej boku następnego dnia i jest to wreszcie nowy dzień!! Zaklęty krąg został przerwany!!
Powyższe jest oczywiście tylko bardzo dużym skrótem i naprawdę zalecam zainwestowanie tych paru złotych w wypożyczalni i 2 godzin Waszego życia na obejrzenie tego filmu w świadomy sposób i parę refleksji nad sobą. Ja po raz pierwszy zobaczyłem ten film już dawno temu, ale byłem zszokowany, bo wyłączając próby fizycznego samobójstwa i napad na samochód z pieniędzmi, była to w pewnym sensie historia sporej części mojego życia. I tak samo jak w filmie dramatyczne zmiany na lepsze zaszły dopiero wtedy, kiedy zacząłem po prostu pracować nad sobą i robić dobre rzeczy dla świata i ludzi.
Jak się popatrzy uważnie, to widać, że wielu ludzi na tej planecie przeżywa swój „dzień świstaka”. Zobaczcie sami, w jak wielu wypadkach ich „życie” polega na powtarzaniu tego samego dnia z niewieloma tylko „urozmaiceniami” oraz świadomością, że jutro rano obudzą się stojąc przed praktycznie takimi samymi wyzwaniami, jak te z którymi obudzili się dziś. Tak wcale nie musi być, o czym wiem co najmniej z jednego, za to własnego przykładu :-)
Oczywiście, że mogą być osoby, dla których taki permanentny „replay” jest szczytem marzeń i dlatego każdy powinien wyciągnąć własne wnioski. Tak czy inaczej film warto obejrzeć i pomyśleć.
PS: Ten Dzień Świstaka można też rozważać w aspekcie makro (całe cykle naszego życia), ale do tego wrócimy, jeśli to będzie Was interesować
Popieram w 100%. Świetny film, szkoda, że tak trudno wprowadzić w życie – zapamiętywanie i analiza błędów z minionych dni to niesamowicie skomplikowane zagadnienie. Jak to zrobić mając niedoskonałą pamięć, jak notować błędy, jak je dostrzec, jak wyciągać perfekcyjne wnioski. Przy takim podejściu życie zawodowe może stać się sportem. Ale tylko prawdziwi sportowcy wygrywają. Pozdrawiam.
Paterson
Właściwie moje główne przesłanie z tego postu było znacznie prostsze i nie wymagające sportowego zacięcia. Tak naprawdę to potrzebujemy trzech rzeczy:
– rozpoznania, że przeżywamy ciągle ten sam dzień (nie oszukując samego siebie)
– popracowania nad sobą (zamiast kombinowania, narzekania, czy oglądania się na innych)
– robienia różnych dobrych rzeczy dla ludzi i świata.
Wiem, że dla wielu brzmi to naiwnie, czy nieprawdopodobnie, ale np. ja podchodząc w ten sposób dopracowałem się całkiem przyjemnego i atrakcyjnego stylu życia :-)
Skuteczne rzeczy nie muszą być trudne!!
Pozdrawiam
Alex
Jak zatem przebudzić takie osoby z „letargu świstaka”? jak Wpłynąć na nich w taki sposób aby otrząsnęły się z marazmu, w którym się znajdują? Kiedy mają klapki na oczach a to że próbujemy im otworzyć oczy na „lepsze widzenie świata” wywołuje przeciwne skutki Dlaczego tak wielu ludzi nie chce się otworzyć na drugiego człowieka? Sięgajmy dalej , róbmy coś więcej , koloryzujmy nasz każdy dzień inną barwą! Być może to lęk przed zmianą …może ludzie z własnego wyboru wolą przeżywać swój dzień świstaka każdego dnia?
->alex
Wiem. Rozumiemy na innych falach film, ja przedstawiłem swoje zdanie. Najważniejsze to, żebym dobrze zrozumiał odpowiedź:
„rozpoznania, że przeżywamy ciągle ten sam dzień (nie oszukując samego siebie)” Przecież każdy dzień jest inny. Czasami tylko robimy podobne rzeczy, spotykamy tych samych ludzi, jesteśmy w tych samych miejscach co wczoraj, ale z reguły totalnie wszystko jest inne. Zdarzenia są podobne, ale mają tysiące różnic. Popełniamy pewnie też te same błędy. Jak mogę więc rozpoznać, że przeżywam ten sam dzień, skoro każdy jest inny. Oszukiwałbym siebie właśnie jakbym tak myślał. Tylko chcę zrozumieć czemu mam tak myśleć jak w zacytowanym fragmencie, czemu „tego potrzebuję”.
„robienia różnych dobrych rzeczy dla ludzi i świata” – to rozumiem, ale kto by pomógł nam i kto chce naszej pomocy – główny bohater wiedział, ale my nie wiemy.
–>Ania
„mają klapki na oczach” – mają, codziennie wychodzą z boksu i grają w swoją pewnie ulubioną grę. „koloryzujmy nasz każdy dzień inną barwą” – Jestem za pomalowaniem świata kolorową tęczą;)
Aniu
Pamiętasz, jak kiedyś napisałem na blogu zasadę. „Nie udzielaj konsultacji bez zlecenia”? Jeśli próbujesz otworzyć komuś oczy wbrew jego woli, to zazwyczaj skutek jest właśnie odwrotny do zamierzonego. Może niewastarczająco wyraźnie napisałem, abyśmy przyjrzeli się sobie samym i stwierdzili, czy my przypadkiem nie przeżywamy tego „dnia świstaka”. U siebie mamy realną szansę, aby coś zmienić.
Paterson
Powinienem może napisać „rozpoznania, że w gruncie rzeczy przeżywamy ciągle ten sam dzień”. Oczywiście, że w prawdziwym życiu te „dni świstaka” różnią się wieloma szczegółami, jeśli jednak spojrzymy na nie z pewnej odległości, tak aby utracic z pola widzenia te detale, a jednocześnie uzyskać pewien szerszy obraz, to często jest to ciągle to samo, tylko w różnych odcieniach.
Jeśli ktoś dla przykładu codziennie wstaje rano, jedzie do pracy w której męczy sie X godzin, potem wraca do domu i tam ma niemiłe dyskusje z partnerem/partnerką to niezależnie od towarzystwa w drodze do pracy, wydarzeń w tejże pracy, czy też konkretnych tematów dyskusji w domu przeżywa generalnie rzecz biorąc ciągle ten sam dzień.
Rozpoznanie takich ogólnych wzorców jest niezwykle ważne, jeśli chcemy zmienić nasze życie na lepsze.
Nigdzie nie napisałem, że „masz tak myśleć”, jeśli już to była to zachęta do spróbowania.
Jeśli chodzi o Twoje nastćpne pytanie, to możesz zacząć bardzo prosto. Bądź miły dla ludzi i często zadawaj sobie pytanie, czy możesz niewielkim nakładem z Twojej strony zrobić pozytywną różnicę w czyimś życiu. To nie muszą być przecież wielkie sprawy!!
Do obojga z Was
Świata nie trzeba koloryzować, on już taki jest. Trzeba tylko stanąć po właściwej stronie rzeczywistości i otworzyć oczy :-)
Paterson
Nie koniecznie ulubioną…. bo jeśli są wściekli na wszystko co się dzieje wokół nich , zazdroszczą każdemu i widzą tylko siebie, podobnie jak bohater filmu w pewnym momencie, to watpie żeby to była ich ulubiona gra. Ja chciałabym bardziej poznać Wasze zdanie jak im uświadomić co mają robić by taki stan zmienić
wiem wiem… Alex już mi odpisałeś ..małe zakłoćenia ;)
–>alex
Świetnie, celnie, zgadzam się w 100%. Rozpoznanie tych wzorców, czyli szablonów, schematów. Mógłbym się uczyć od Ciebie sposobu prowadzenia dyskusji na blogach – same pozytywne emocje u odbiorcy, balansowanie pomiędzy stanem refleksyjnym i po prostu czystą satysfakcją. Zgadzam się, odchodzę.
–>ania
„Ja chciałabym bardziej poznać Wasze zdanie jak im uświadomić co mają robić by taki stan zmienić” ja się nie znam. wydaje mi się, że powinni albo odpocząć (wakacje i takie sprawy) albo wziąć sobie coś łatwiejszego, skoro nie potrafią działać normalnie, albo się wyszaleć, zacząć uprawiać jakiś sport, zobaczyć świat z innej perspektywy, wyjechać za granicę, skoczyć na bungee, zobaczyć tysiąc fajnych rzeczy na świecie!
Paterson
Ja tutaj nic takiego nie robię poza:
– uważnym czytaniem każdego komentarza
– rzeczywistym staraniem się, aby zrozumieć punkt widzenia rozmówcy i dopytywaniem się, jeśli mam z tym trudności
– jeśli zostałem źle zrozumiany, to doprecyzowaniem mojej wypowiedzi
– szanowaniem faktu, że ktoś może mieć odmienny od mojego sposób patrzenia na świat
– szanowaniem rozmówcy w ogóle
– pisaniem tego, naprawdę myślę
To jest przecież bardzo proste i każdy mógłby przynajmniej spróbować w ten sposób.
Piszesz: „balansowanie pomiędzy stanem refleksyjnym i po prostu czystą satysfakcją”. Co dokładnie chcesz przez to powiedzieć?
I nie odchodź, zostań z nami !!!
Pozdrawiam
Alex
alex:
“balansowanie pomiędzy stanem refleksyjnym i po prostu czystą satysfakcją”
Opisałem stan emocjonalny, który towarzyszy przy odczycie odpowiedzi, które są: bardzo proste do zrozumienia, niezwykle logiczne, bardzo szybkie w odczycie, są tak sformułowane, że można jeszcze tysiąc rzeczy na ten temat powiedzieć, co prowokuje dalsze komentarze. Dobrze, że napisałeś, co starasz się robić podczas dyskusji blogowej, bo się nie znam i bym nie wiedział. Blog wart odwiedzenia, będę tu częściej wracał.
Witajcie,
każdy dzień może być taki sam – wiem, bo akurat tkwię w „dniu świstaka”. Nie dlatego, że lubię. W dodatku jestem tego świadoma – może dzięki temu jestem już na etapie wprowadzania zmian, choć póki co wciąż budzę się w tym samym dniu. Może faktycznie wypożyczę ten film, żeby sprawdzić, czego i jak nauczył się jego bohater.
Kłopot w tym, że znać problem nie znaczy wcale rozwiązać problem. Do tego trzeba jeszcze sporo pracy, cierpliwości i przede wszystkim – umiejętności wstawania po każdej porażce. Ja w każdym razie staram się to robić, wstawać, nawet po nastym upadku (co zresztą jest ogromnie trudne, może najtrudniejsze, w pewnej chwili walka z chęcią pozostania na ziemi wymaga niemal heroizmu).
Aniu, nie dawaj ludziom rad, których nie chcą. To jeden z największych błędów, jakie można z nadmiaru dobrej (?) woli popełnić. W ten sposób nikomu nie pomożesz. W trudnej sytuacji znakomita większość z nas potrzebuje wsparcia, nie pouczeń. Jeśli chcesz naprawdę skutecznie pomagać – naucz się słuchać, nie mówić. Jak możesz komuś pomóc,skoro nic o nim nie wiesz?
Życzę wszystkim tkwiącym w pętli, w tym sobie, jak najszybszego wyjścia z niej!
Paterson
Dodam jeszcze, że to co napisałem dotyczy też wszelkich dyskusji „w realu”.
Yves
Rozpoznanie problemu to ogromny krok w kierunku jego rozwiązania. Pisałem o tym w poście „Cztery stopnie poznania”. Reszta Twojego komenterza zainspirowała mnie do krśtkiego, nowego postu, który zaraz napiszę.
Jeśli chodzi o Twoją radę dawaną Ani, to jestem podobnego zdania, plus jeszcze jedna możliwość, którą możemy jej podpowiedzieć: Zamiast dawać rady innym, to spręż się, aby żyć tak dobrze, że inni patrząc na Ciebie w głębi ducha będą myśleli „jeśli ten człowiek tak żyje, to oznacza że jest to w ogóle możliwe i ja też tak chcę”. Część tych ludzi zdobędzie się w końcu na odwagę i przyjdzie do Ciebie z pytaniem „jak ty to robisz?”.
Tym możesz dawać rady z nadzieją, że to coś zmieni.
Pozdrawiam i życzę nie tylko szybkiego szybkiego wyjścia z tej pętli, ale też wyjścia w optymalnym kierunku :-)
Alex
Witajcie!
Witaj Alexie w Nowym Roku :)
To bardzo przykre doświadczenie, kiedy chcesz komuś pomóc, starasz się, stajesz na głowie i nic z tego nie wynika. Mało tego zwyczajnie zniechęcasz drugą osobę do siebie. Nie raz mi się to zdarzyło.
Myślę, że w każdym z nas, głęboko dżemie potrzeba akceptacji(przez otoczenie, przez drugiego człowieka) i że jest to potrzeba stojąco bardzo wysoko w hierarchii wszystkich ludzkich pragnień.
Jestem wciąż w niewielkiej części Zosią Samosią i dużo bardziej wolę wygadać się przyjacielowi(i niby w ten sposób rozwiązać samemu problem), niż być zarzuconym wagonem „dobrych rad”, które są bezużyteczne gdy ktoś zwyczajnie pragnie być wysłuchanym.
Zastanawiam się w tej chwili nad pochodzeniem słów:”Dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane” Jak je rozumiecie?
No i inny wątek…
Z pętlą czasu i dniem świstaka, kojarzy mi się hasło „wyścig szczurów”, a to z kolei z grą CASHFLOW – która rzekomo pozwala rozwinąć umiejętności, by z owego wyścigu się wyrwac. Gra jest autorstwa Roberta Kiyosakiego? Czy mieliście może z nią styczność, co o niej sądzicie?
Serdecznie pozdrawiam
Konrad
Konradzie Limbiczny, napisałeś:
„kiedy chcesz komuś pomóc, starasz się, stajesz na głowie i nic z tego nie wynika. Mało tego zwyczajnie zniechęcasz drugą osobę do siebie”
Jest to przykład sprzężenia zwrotnego – pojęcia z teorii systemów Ludwiga von Bertalanffy :)
Brzmi nieco zawile, ale ogólnie chodzi o to, że im mocniej naciskasz, tym większy jest opór systemu – w tym wypadku systemem są relacje między Wami, intencje, to co wiecie o sobie nawzajem i to co każdy wie o sobie tylko, kultura, w jakiej się wychowaliście i miliony innych rzeczy, mających wpływ na tą chwilę, w której się znajdujecie.
Ogólnie – możesz przyjąć, że nie pomożesz osobie, która nie oczekuje lub nie chce od Ciebie pomocy, a każda kolejna próba narzucenia swojej woli komuś innemu spotka się z rosnącym oporem. Możesz co najwyżej zaproponować swą pomoc i czekać na reakcję, chociaż to też czasem bywa odczytane jako okazywanie swojej wyższości nad kimś.
W gruncie rzeczy to, że chcę komuś pomóc wynika tylko i wyłącznie z MOJEJ potrzeby – gdybym jej nie czuł – nic bym nie robił w tym kierunku. Czyli w rzeczywistości ROBIĘ TO DLA SIEBIE.
(Tak na marginesie: Czy budzi to w Tobie sprzeciw?)
To, czego Ja potrzebuję, a to, czego ktoś potrzebuje to dwie różne rzeczy. Nawet jeśli to jest ten sam, materialny przedmiot, to może być czymś innym dla Ciebie i dla kogoś innego. Ludzie się różnią. Mając tego świadomość i zdając sobie sprawę z zawiłości relacji międzyludzkich można zadać sobie pytanie:
„To co mam robić, żeby mi i innym dookoła było dobrze ze sobą?”
Bill Murray po „paru” dniach doszedł do tego, Alex chyba również ;)
Ja nadal nad tym pracuję.
ps. O myśleniu systemowym, opierającym się na teorii systemów napisał, dość przystępnie – w kontekście psychologii ludzkich zachowań, Peter Senge w „Piątej dyscyplinie”. Ludwiga nie polecam na pierwszy rzut, no chyba że do poduszki na szybkie zasypianie ;D
ps#2. Z grą Cashflow 101 nie miałem jeszcze do czynienia (właśnie po linkach skaczę i czytam), chociaż wiem, kim jest Kiyosaki. Wygląda na zadowolonego ze swojego życia, ciekawe czy już przywitał kolejny dzień ;)
ps#3. Witaj w nowym roku (dniu?) :)
Jarku
Dziękuję Ci za wypowiedź.
Zgadzam się z Tobą i nie budzi to we mnie sprzeciwu.
Pozdrawiam serdecznie.
Konrad
Witam,
Czytam od jakiegos czasu bloga, moze moje przemyslenia a propos tego tematu sie komus przydadza.
– Czesto pomagamy ludziom, bo chcemy by nas lubili albo po prostu czujemy sie lepsi. Dlatego skupiamy sie na samym pomaganiu, czasem zapominajac spytac, czy ktos tego faktycznie chce.
– Czesto pomagamy ludziom dajac duzo tego, co sami bysmy chcieli, podczas gdy oni potrzebuja czegos innego.
– Czesto pomagamy ludziom dajac im rybe zamiast wedki. Chwile pozniej potrzebuja kolejnej ryby.
A teraz przyklad z mojego zycia. Wiele razy pomagalem mojemu bratu finansowo w trudnych sytuacjach. Pewnego razu odbylismy kilka rozmow na temat tego gdzie jest teraz, gdzie chce byc za jakis czas, jakie ma marzenia i czy faktycznie chce je osiagnac. No i zastanawialismy sie, czy to co robi teraz moze go tam zaprowadzic. [to byl moj pierwszy coaching ;)] Okazalo sie, ze wiele czynnosci wykonywal tylko dlatego, ze ‘potrzebowal pieniedzy po to by realizowac pasje’. Jego pasja to fotografia. Okazalo sie, ze mozna na tym zarabiac. Trzeba bylo podjac decyzje dosc ryzykowna i zrezygnowac z tych dodatkowych rzeczy, ktore zabieraly duzo czasu, dawaly troche pieniedzy, ale nie prowadzily tam, gdzie chcial dotrzec. Wlasnie wydaje pierwszy album ze zdjeciami :) Teraz bedzie reklama, ale nie chce byc goloslowny. Polecam strone: bielinski.art.pl i sluby.bielinski.art.pl
– Dlaczego ludzie nie chca pomocy? Latwiej jest stawiac sie w pozycji ofiary i powiedziec, ze i tak nic z tego nie wyjdzie. To jest super wygodne. Naprawde. Unikamy wtedy wysilku zwiazanego ze zmiana, unikamy sytuacji porazki i wszystkich dyskonfortowych uczuc (lęk, wstyd, gniew itd) pojawiajacych sie w tym trudnym procesie. Jest wiele osob, ktore bez przerwy narzekaja, ze wszystko wkolo jest nie tak. Ale nie musisz z tymi osobami przebywac :)
– A jak zmienic? Przyklad rozmowy, ktora stosuje (oczywiscie moze byc wiele wariantow:
„- Rozumiem, ze w tym momencie uwazasz, ze nie jestes w stanie tego zrobic. Nie dziwie sie. Pewnie czulbym sie tak samo. [zrozumienie sytuacji i obaw z nia zwiazanych]
– A teraz wyobraz sobie, ze jestes xxx. Jak sie czujesz jako taka osoba? [stworzenie wizji i wszystkich pozytywnych uczuc – przynajmniej wirtualnie. Rzeczy dzieja sie dwa razy – najpierw w naszej glowie, pozniej w rzeczywistosci. Zeby cos zrobic, trzeba to sobie wyobrazic.] Nie potrafisz sobie wyobrazic? A wyobraz sobie co czuje xxx po udanym yyy. Jak myslisz, jakie to uczucie? [sposob na pokonanie wewnetrzengo oporu – jesli to poczuje, to bede tego chcial, a wygodniej jest nie chciec za bardzo… tak tylko troche, zeby moc sobie marzyc i narzekac :))))) ] A teraz jak Ty bys sie czul? Tak samo?
– A teraz zastanowmy sie co musialoby sie wydarzyc, bys mogl byc xxx. Na razie czysto hipotetycznie.
– czyli to jest mozliwe? Tylko wymagaloby duzo wysilku? Kwestia ilosci wysilku jest wzgledna, wiec zastanowmy sie nad plusami i minusami procesu osiagania i sytuacji, kiedy to osiagniesz. Warto?
– Jesli warto, to zrobmy liste rzeczy, ktore sa potrzebne….. ustalmy cele (SMART) itd….
– Co zrobic, kiedy nie chce sie Tobie? Uswiadomic sobie uczucia, ktore temu towarzysza, zrozumiec siebie i to ,ze bedzie niezbyt wygodnie, i wziac sie do roboty :)
Od 3 miesiecy regularnie cwicze – co drugi dzien. Wiele razy znajduje sto wymowek. Wtedy zastanawiam sie z czego sie biora i po prostu siegam po hantle :) da sie!
Zycze duzo poweru w osiaganiu celow w 2007!
Pozdrawiam,
Jacek
Jacek
Witaj na naszym blogu!
Odjechaliśmy trochę (jak często u nas :-)) od pierwotnego tematu, niemniej poruszasz kilka istotnych tematów.
Tak naprawdę to znowu watro będzie rozwinąć ten temat w osobnym wątku, trzeba na to tylko znaleźć czas :-)
Dziękuję za historię z Twoim bratem, to jest jeszcze jeden przykład na to, że powinniśmy próbować robić bardzo dobrze rzeczy, które naprawdę lubimy a potem patrzeć, jak z tego ewentualnie zrobić źródło dochodów.
Przy tej metodzie, którą opisałeś w drugiej części komentarza bardzo ważnym jest zrobienie tak zwanego „ecology check”, czyli uważne zastanowienie się nad wszelkimi, też tymi niekorzystnymi, skutkami wprowadzanej zmiany i ich akceptacja przez zainteresowanego. To też dość obszerny temat :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
PS: Podoba mi się Twoja wizytówka. To w ogóle niezły pomysł, aby zrobić sobie coś takiego gdziekolwiek (OK, powiedzmy że w jakimś przyzwoitym środowisku) i tam potem linkować z komentarzy w poczytnych miejscach. Polecam każdemu, gdyby WordPress dawał taką możliwość, to otworzyłbym ją nawet tutaj
Alex,
faktycznie odjechalismy z tematem. Nawiazalem do komentarzy i pomyslalem, ze moze moje doswiadczenia i przemyslenia komus sie przydadza.
Wogole proponuje czytelnikom dzielenie sie swoimi doswiadczeniami. Rozwazania i dyskusje sa bardzo ciekawe i bardzo dobrze bedzie poczytac o praktyce.
Co do metody, to byl to bardzo skrocony model i przedstawilem go, bo chce powiedziec, ze sposoby i techniki sa. Natomiast jak i kiedy je stosowac to kwestia wzgledna, idnywidualna i zalezna od wielu czynnikow. Zanim sie je zastosuje, nalezy oczywiscie dokladnie zrozumiec sytuacje, oczekiwania i skutki.
Co do wizytowki – to serwis do nawiazywania kontaktow. Zgodnie z Twoim rownaniem, ktore pokazywales na szkoleniu (jest rowniez tu w jednym z postow), kontakty nalezy rozwijac, wiec uzywam go jako narzedzia w tym celu.
Link umiescilem tutaj, bo w formularzu komentarza jest taka opcja. Poza tym nie czuje potrzeby pozostawania tylko i wylacznie wirtualna postacia :) a Yacek7 to moj pseudonim w sieci, bo 7 to szczesliwa cyfra :)
Pozdrawiam!
Jacek
Jacek
Bardzo dobrze, że nawiązałeś do komentarzy, napisałem że nasz blog nie jest ani poukładaną biblioteką, ani działem księgowym, a co za tym idzie głowny temat wątku nigdy nie powinien stanąć na przeszkodzie dobrej dyskusji :-) :-)
Dzielenie się przemyśleniami jest jednym z ważnych elementów takiego miejsca spotkań i już od tygodnia chodzi mi po głowie post omawiający między innymi i tę kwestię.
Jak już napisałem, wyjście z anonimowości i (dobre) pokazanie się światu, to bardzo pozyteczny element pracy nad własną karierą, szczególnie dla młodszych Koleżanek i Kolegów, a z mojego punktu widzenia większość z Was zalicza się do tej grupy :-). Dlatego też zachęcam każdego do stworzenia gdzieś takiej internetowej wizytówki i potem linkowania do niej postując na poczytnych miejscach o dobrej reputacji (jak np. ten blog :-)). W najbliższym czasie chcę dla takich Czytelników zmienić sposób, w jaki Google traktuje linki w komentarzach. Standardowo nie idzie za nimi („nofollow”), znalazłem plugin, aby to zmienić, muszę tylko mieć chwilę, aby go przetestować i zainstalować. Google (podobnie jak Inktomi i MSN) indeksuje ten serwis codziennie, a Wasz nowy pracodawca/klient jako jedną z pierwszych rzeczy wrzuci Wasze imię i nazwisko do wyszukiwarki.
No ale to temat na osobny post, troche rośnie nam ich „pipeline” :-)
Pozdrawiam
Alex
Witajcie,
heh tak się zastanawiam nad tym, czy w powtarzaniu jednego dnia też mogą tkwić jakieś możliwosci rozwojowe, no bo jak się w tym kontekście rysuje życie mnichów zwłaszcza w surowych regułach zakonnych, którzy codzinnie z wielkim oddaniem powtarzają ten sam dzień?
Myślę, że to co jest w tym temacie najistotniejsze to frustracja, którą zaczynamy odczuwać gdy od jakiegoś czasu tkwimy w tej tzw. „pętli czasu”. No i krok następny czyli „przyznanie się przed sobą samym” do tego schematu oraz umiejętność zidentyfikowania powtarzanych, tych samych relacji, błędów, przyzwyczajeń…
Swoją drogą, jestem ciekaw jak mnisi radzą sobie z odczuwaną, zapewne niejednokrotnie, frustracją…
pozdr.
Witam, właśnie podejmuję działania żeby wyjść z tej pętli życia. Odkąd pracuje zdalnie nie mogę się oprzeć wrażeniu że każdy dzień jest taki sam, ma na to wpływ wiele czynników, obowiązki, brak mobilności ( nie mam prawa jazdy ) takie przyklejenie do domu w którym pracuje. No i dotychczasowe obowiązki … co by tu pisać marna praca za marne pieniądze.
Aleksie znalazłam twój film na you tube o negocjacjach w sprzedaży i zaczęłam cię śledzić i słuchać mówisz świetnie i inspirująco. Byłam już w trakcie zmiany szukałam pracy, którą znalazłam, jestem w trakcie kursu prawa jazdy, szkolę się w dziedzinie e-marketingu obecnie, podejmuję wyzwania i zmiany. Stagnacja doprowadziła mnie do stanu depresji i brak ludzi wokół myślę że też. I tak byłam takim człowiekiem, któremu wszyscy mówili zmień pracę! Tu się marnujesz a ja nie słuchałam. Dane mi to było przeżyć samemu w dodatku stanie depresji. Ale działam z myślą o lepszym życiu.