Tuż przed wylotem na Kanary uświadomiłem sobie, że ze względu na bardzo zajętą jesień nie miałem kiedy zabrać się za moje zeznanie podatkowe 2005. W Niemczech (abstrahując od VAT) można rozliczać się z podatku dochodowego raz na rok (przynajmniej przy mojej formie działalności, zaliczki płaci się kwartalnie) i podobnie jak w Polsce termin składania zeznań jest gdzieś w kwietniu następnego roku. Jeśli ma się doradcę podatkowego, to nie jest problemem przedłużenie tego terminu nawet do końca roku, z czego nagminnie korzystałem. W tym roku wyjątkowo nie miałem czasu pozbierać rozproszonych w 2 lokalizacjach rachunków kosztowych (za 2005 !!), wiec dzwonię do przydzielonej do mnie pracownicy mojego doradcy:
Ja: „Frau Grill, jutro wylatuję na Kanary i nie miałem czasu zająć się moim zeznaniem podatkowym. Wrócę dopiero pod koniec stycznia i wtedy ewentualnie mogę pozbierać wszystkie papiery”
p. Grill: „Wie pan, w tym roku urząd skarbowy ustalił, że zeznania za poprzedni rok muszą być złożone maksymalnie do konca następnego. Ale wie pan co, ja tam zadzwonię i zobaczę co da się zrobić”
Dziesieć minut później telefon of p. Grill: „Urząd skarbowy przedłużył nam termin do końca lutego 2007, to powinno wystarczyć, nieprawdaż?”
Pamiętacie jak w poście „Jakość życia” pisałem o współczynniku PITA? To jest klasyczny przykład dlaczego mimo ponętnego podatku liniowego 19% ciągle nie przeprowadzam się do Polski.
Oczywiście podatki trzeba w Niemczech płacić i trochę się z doradcą pogimnastykować, ale jak słyszę o perypetiach moich znajomych z kraju, to muszę stwierdzić, że mam w tym aspekcie naprawdę niski PITA-Factor.
Irlandia – skladanie pita rocznego:
Dostajemy od pracodawcy pita podsumowującego rok (P60) i wysyłamy go do urzędu – ale tylko wtedy, gdy domagamy się zwrotu podatku, w innym przypadku nawet nie bierzemy P60 od pracodawcy. I już. Za pierwszym razem sam wybrałem się z dokumentem do skarbówki. Pani z uśmiechem wzięła ode mnie papier, zapytała, czy miałem jeszcze jakieś dochody lub odliczenia, a na koniec, czy wolę zwrot podatku dostać czekiem czy przelewem. I już. Sprawa załatwiona. Żadnego wypełniania.. nawet podpisu nie składałem.
Państwu zależy na tym, żebym ja zarabiał w spokoju, bo im więcej zarobię, tym większą oni mają od tego działkę. To przecież takie proste..
Shaft
Dziękuję za tę informację. Widać, że nie tylko Niemcom zależy na niezarzynaniu krów, które doją :-)
Inna ciekawostka: W maju przeprowadziłem się w Berlinie do innego mieszkania i zapomniałem przemeldować dostawę energii elektrycznej (opłaty były automatycznie ściągane z mojego konta, co jest bardzo wygodne). W listopadzie dostałem na mój nowy adres list od dostawcy, ze stwierdzeniem, że chyba się przeprowadziłem i prośbą o kontakt, aby sprawę wyjaśnić. Przed wylotem byłem bardzo zajęty i po prostu zadzwoniłem do nich. Przedstawiłem się, podałem przybliżoną date mojej przeprowadzki, stan końcowy licznika w starym mieszkaniu, stan początkowy i numer licznika w nowym i było po sprawie. Zadnych pism, podpisów, deklaracji :-)
Przeniesieniu numeru telefonu i DSL załatwiłem (to oczywiście od razu) też przez telefon. Generalnie mam wrażenie, że w Niemczech bardziej ufa się obywatelowi, ciekawe dlaczego tak jest?
Wygoda – ok, ale czy w związku z tym wszyscy mądrzy i inteligentni ludzie powinni wyjechac z Polski?! Ostatni zgasić światło?
Czy dla jakości życia, dobrego samopoczucia powinno się kłaść kreskę na kraju, bo jest mało logiczny?Bo tak łatwiej?
Alex jakie jest Twoje zdanie na małe decyzje jednostki i ich udział w dużych organizmach- kiedy nie mają one bezpośredniego akurat te osoby wpływu na strategiczne decyzje całych organizmów?
Wiem, to miejsce jest świetne jeśli idzie o poprawianie nas samych oraz jednostek z naszego otoczenia, ale czy możemy coś zrobić żeby wpływać na otoczenie w rozumieniu globalnym, czy też krajowym :-)?!
Bartku
Każdy ma niezbywalne prawo takiego kierowania swoim losem, aby (w rozsądnych granicach prawa i przyzwoitości) dążyć do osobistego szczęścia. Czy to robi w Polsce, czy gdzieś indziej to jest jego własna decyzja, którą należy akceptować. Ja osobiście w takich wyborach kieruję się bardziej pragmatyzmem i przyjemnością, ale są ludzie działający z pobudek sentymentalnych i są one tak samo ważne oraz godne szacunku.
Jeśli chodzi o udział jednostki w dużych organizmach, na które nie mamy realnego wpływu to moją odpowiedź masz w poście „Swoboda wyboru i jakość życia„.
Trzecie pytanie warte jest osobnej dyskusji, bo temat jest równie ciekawy, co złożony
Dziękuje za odpowiedzi. Nosiłem to pytanie już od jakiegoś czasu- i zdaje sobie sprawe, że te tematy są taj jakby pomiędzy tematami Twoich kilku postów.
Może po prostu jestem człowiekiem, który nie potrafi być zadowolony sam dla siebie :-)
Podatki w Polsce i cała administracja-jej działanie jeszcze w bardzo dużym stopniu bywa absurdalna i nieżyciowa…
Jedyne co można zrobić, to zasłonić się kancelarią podatkową/rachunkową, a i tak kontrole z urzędu skarbowego często polegają na ostrym ataku bezpośrednio w samego podatnika i jeśli nie zna on swoich praw i obowiązków kontrolerów, to oni to wykorzystują…
Kontrola jest zorganizowana jak śledztwo w którym to podatnik musi się bronić, to nie dialog….
Bartku
Ja też nie funkcjonuję „sam dla siebie”, nie zmienia to jednak faktu, że staram się tak ustawić swoje życie, aby miało dla mnie jak największą jakość. To jest moje prawo, a nawet obowiązek :-)
Bartku,
Mam wrażenie, że jeśli każdy będzie dbać o swój „ogródek”, to potem wszystkim będzie lepiej. Prawidłowy kierunek zmian: od małych spraw ku większym, a nie na odwrót. Stąd jeśli ktoś uważa, że dla niego i jego rodziny lepiej żyć w innym kraju, to niech wyjeżdża. Szafowanie wobec niego ojczyzną i patriotyzmem brzmi dla mnie jak brzydki szantaż.
W Polsce przyjęło się gloryfikować bohaterów i przegrane sprawy. Powiem więcej, że im bardziej przegrana sprawa tym lepiej. A przecież można inaczej. Popatrzmy na losy Czechów. Są dużo bardziej bogaci i zadowoleni z życia niż Polacy. Bez zbędnych powstań, krwawej walki, bohaterszczyzny. Aha… I mają całą niezniszczoną w czasie wojny piękną Pragę :)
Wracam od czasu do czasu do „Szkiców Piórkiem” Bobkowskiego i akurat przeczytałem idealny fragment do dyskusji o Polsce (trochę długi, ale wydaje mi się, że warto). Co ciekawe napisany w 1943 i jak widać niewiele się w tym temacie w Polsce zmieniło:
„Hipokryzja na punkcie Polski i Ojczyzny (przez wielkie „O” – nic taniej) jest u nas zboczeniem narodowym. Hipokryzja ojczyźniana wpędza nas w tę zaściankowość całej naszej kultury, której w gruncie rzeczy nikt nie rozumie. Epatujemy się obcymi pisarzami, ale jak jakiś nasz pisarz napisze coś i nie umieści w tym Polski, Polaka, malw i maków, strzechy, łanów, służącej, ciąży i skrobanki (jeden z narodowych problemów), to on jest zły Polak. Jak Conrad, który raz wreszcie wpadł na świetną myśl pisania po angielsku. I nie o strzechach i malwach. I pomimo, że zrobił dla Polski więcej reklamy niż Sienkiewicz, to Orzeszkowa uważała za stosowne mu nawymyślać. I nawet ludzie, którzy się nim zachwycali, nie potrafili jednak robić tego bez jakiejś głębinowej pretensji, „że nie wrócił”. Nie wrócił, bo mu się lepiej podobało w Anglii i każdy człowiek powinien mieć prawo żyć tam, gdzie mu się najbardziej podoba. Są tacy, dla których Koluszki albo Radom są wszystkim i bardzo to szanuję, ale są tacy, którzy wolą włóczyć się po świecie i znajdują w tym świecie więcej niż w Koluszkach lub w Radomiu. I wtedy mówi się ze świętobliwym oburzeniem: „kosmopolita”, czyli prawie – Żyd.”
Ufff
Jestem na finiszu przygotowywania mojego zeznania podatkowego za 2005 :-)
Jutro konferencja z doradcą i rozważania, co jeszcze możemy zrobić, aby legalnie zminimalizować moje zobowiązania w tym zakresie. Z tego też powodu ostatnio trochę mniej piszę nowych postów, obiecuję poprawę od przyszłego tygodnia :-)
Pozdrawiam
Alex
Jak już gdzieś wspominałem, oddałem moje zeznanie za 2005 ostatecznie w połowie marca :-) przekraczając nieznacznie „ostateczny z ostatecznych” termin wyznaczony mi przez urząd skarbowy Berlin Charlottenburg. Biuro mojego doradcy było akurat zamknięte, więc wyjątkowo musiałem zrobić to osobiście. Przyjazny pan zza biurka sprawdził czy wszystko jest, przybił pieczątkę i powiedział „Danke”.
Byłem ciekaw, czy zostanę ukarany za tygodniowe przekroczenie tego terminu- ultimatum, ale jak na razie otrzymałem tylko zawiadomienie, że urząd przelał na moje konto nieco nadpłacony VAT. Wygląda na to za jakiś miesiąc otrzymam zawiadomienie o dopłacie do PIT (bo wpłacone zaliczki nie wystarczą) i to wszystko :-)
To jeszcze jeden powód, dla którego lubię mieszkać nad Szprewą :-)