Dziś wróćmy na chwilę do dalszych metod pozytywnego wpływania na kształt lejka naszej swobody wyboru.
Nasze aktualne rozważania nawiążą luźno do koncepcji dwóch kręgów wspomnianych w starej i dość znanej książce Covey’a „Seven Habits of Highly Effective People” (uwaga, polskie wydanie ma w tym miejscu błąd, bo tłumacz nie zrozumiał idei autora i przełożył „circle of concern” na „krąg zainteresowań” zamiast na „krąg tego, czym się przejmujesz” i potem „dopasował” całą resztę :-)). To, co piszę poniżej stosuję z powodzeniem od początku lat 90, niemniej jak zwykle proponuję, abyście potraktowali moje słowa wyłącznie jako impuls do własnych przemyśleń.
Jeśli rozejrzymy się po otaczającej nas rzeczywistości, to z pewnością każdy może wyodrębnić ten zakres spraw i zagadnień, na który osobiście ma realny wpływ. Na przykład takimi rzeczami mogą być: zawód który wykonujesz, miejsce w którym żyjesz, partner, z którym jesteś, książki, które czytasz, system wartości, którym się kierujesz, ludzie, którymi się otaczasz i last but not least Twoją wartość rynkową. To jest tak zwany krąg Twoich wpływów. Cała reszta poza tym (do celów praktycznych upraszczając nieco zagadnienie, bo według niektórych religii i nowoczesnej fizyki wszystko jest w jakiś sposób ze sobą połączone i przez to wpływa na siebie wzajemnie) to morze spraw, nad którymi mamy taką kontrolę, jak nad pogodą, czyli żadną.
Z drugiej strony każdy z nas w życiu przejmuje się tym i owym.
Jeżeli teraz narysujemy sobie mentalnie okręgi symbolizujące zakres tego, na co mamy wpływ, jak i tego czym się przejmujemy, to u większości ludzi ten pierwszy będzie znacznie mniejszy od drugiego. Co to oznacza? Ni mniej ni więcej to, że wielu z nas przejmuje się rzeczami na które nie ma realnego wpływu!!! Co to da??? Jakie karygodne marnotrawstwo czasu i energii!! Jeśli zamiast tego skoncentrujemy się tym, na co mamy wpływ, to zazwyczaj rezultat będzie znacznie lepszy a nasza strefa wpływów (a co za tym idzie możliwości wyboru) będzie się poszerzać.
Parę przykładów:
- zobaczcie na ilu blogach dyskutuje się o sytuacji politycznej w kraju, ilu ludzi przejmuje się różnymi wyczynami aktualnej ekipy rządzącej. Nasz wpływ na takie rzeczy (realnie) – zero. Mamy za to wpływ na wybór kraju, w którym żyjemy, względnie taki model życia i zarabiania, aby (abstrahując od totalitarnej dyktatury) być w dużej mierze niezależnym od „rozgrywek na górze” w dowolnym państwie (też polskim). Teraz przeszukajcie blogosferę, albo choćby krąg znajomych i zobaczcie kto naprawdę przejmuje się tymi ostatnimi kwestiami (ja tak :-))
- ilu ludzi przejmuje się tym, co powiedzą inni (wpływ minimalny, bo zawsze części otoczenia nie będziemy pasować), zamiast skoncentrować się na znalezieniu takiego środowiska, gdzie będziemy akceptowani, ba nawet pożądani dokładnie tacy, jacy jesteśmy.
- ilu ludzi przejmuje się tym, co pomyśli o nich dana osoba X, względnie jak zrobić „odpowiednie” wrażenie na kliencie Y zamiast „przejąć się” tym, aby mieć do czynienia z osobami/klienami, którzy chcą nas takimi jacy jesteśmy
- z podobnej beczki wiele osób przejmuje się jak „poprawić” szefa, kolegę z pracy, bądź partnera zamiast przejąć się tym, aby znaleźć lepiej pasujące egzemplarze :-)
Dla zainteresowanych mam teraz małe zadanie domowe: przemyślcie w jakim procencie przejmujecie się sprawami, na które nie macie realnego wpływu i jaki wpływ ma to na Wasze życie. Zapraszam też do dyskusji w komentarzach,
oh, Alexie z ta wymiana egzemplarzy na lepsze, to moze na szczescie jednak nie tak szybko …
wszak przed wymiana nalezy jeszcze (w ramach dawania szansy) przetrenowac szefa czy partnera metoda „papuzki z pileczka” ;P
a tak na serio …
zgadzam sie z Toba … duza strata energii i czasu … moim zdaniem glowna przyczyna takich zachowan jest spedzanie swojego zycia w paradygmacie niedoboru a nie nadmiaru ….
Ja osobiscie doszedlem do tego o czym piszesz w tym poscie jakis czas temu samodzielnie. Od tamtego momentu „kamien spadl mi z serca”. :-) Jest o wiele lzej.
Monika
Jeśli w wyniku wcześniejszych decyzji jesteśmy „skazani” na danego szefa/partnera (co zawsze jest rzeczą względną) to rzeczywiście tresura jest możliwym wyjściem z kłopotów, choć zawsze należy się zastanowić czy warto :-)
O tych paradygmatach napiszę jak mój umysł trochę się zrelaksuje bo to bardzo poważny temat a nie chce aby ktoś przeczytał i zrobił sobie krzywdę.
Artur
Gratuluję, teraz zapewne żyje Ci się łatwiej.
Monika,
Widze, ze i Ty juz biegle wladasz terminologia Alexa – paradygmaty i tresowanie :) Sklonilo mnie to do takiego luznego przemyslenia (przepraszam Alex, ze nieco off-topic), ze byc moze za jakis czas, jak spotkamy kogos na swojej zawodowej lub prywatnej drodze, to bedziemy mogli rozpoznac ludzi, ktorzy sie na tym blogu w jakis sposob „wychowali” – wlasnie po sposobie myslenia, czy uzywanym jezyku. To bylby czad. Taka wirtualna spolecznosc Alexa odnajdujaca sie w rzeczywistosci… Moze to jakos zaaranzowac w „realu”? Czy byloby to wbrew idei Bloga? Co Wy na to?
Alex,
Wracajac do tematu posta – to, o czym piszesz, to jest faktycznie jedna z najprostszych metod, zeby znaczaco podniesc sobie jakosc zycia. Jesli o mnie chodzi to proporcje sa chyba ok. 20/80 na korzysc myslenia o rzeczach, na ktore mam wplyw. I bardzo mi z tym dobrze vs stan odwrotny, ktorego doswiadczalem :)
Gdzies w mojej glowie jest jednak cos, co mowi zeby nie pojsc „na latwizne” i po prostu zignorowac wiele istotnych tematow, ktore mnie np. wkurzaja, a nie moge ich na dzis zmienic. Cala sztuka to chyba wlasciwie wybrac te rzeczy, na ktore wplyw warto miec i dazyc do tego, by go uzyskac. To jest te moje 20% i ono niestety powoduje 80% frustracji. To takie pozytywistyczne pragnienie zmiany czegos na lepsze – np. w pracy. Jakos nie potrafie niektorych rzeczy tak po prostu „odpuscic”. Co w takich przypadkach? Sprobowac np. 3 razy i dac spokoj? :)
Zauwazylem, ze moje posty zblizaja sie rozmiarami do tekstow wyjsciowych pisanych przez Alexa… Z gory przepraszam i obiecuje poprawe…:)
„Zlozonosci nie nalezy podziwiac. Trzeba jej unikac.” Jack Trout :)
hej Alex,
dwie uwagi:
– rozmyslam 'o silach na ktore nie mam realnego wplywu’ nie po to, zeby uzyskac nad nimi kontrolowe, ale po to, zeby byc przygotowanym na konsekwencje ich dzialania
– gdyby (na przyklad) Jane Goodal (video tutaj ) i jej podobni w ten sposob mysleli wspolczesny Panteon bylby duzo mniej liczny
a generalnie podejscie ze wszechmiar sluszne. porownalbym je do umiejetnie zalozonej dzwigni dzieki ktorej stosunkowo niewielkim naciskiem uzyskujemy spektakularne efekty (do ktorej w kontrascie stoi przylozona w niewlasciwym miejscu, taka, ktora wymaga wielkiej sily, ktorej efektow raczej nie zobaczymy,a przylozona sila odbija sie negatywnie na nas samych).
Alex, na pewno nie bylo to Twoja intencja, ale musze przyznac sie, ze Twoj post przypomnial mi aby zajac sie dopisaniem do listy wyborcow w Warszawie… Fakt, moj wplyw jest statystycznie nieistotny, ale nawet oddanie pustej karty wyborczej daje poczucie ze swoje zrobilem :)
W kwestii „politycznej” chcialbym dodac, ze mozliwosc zamiany kraju, w ktorym sie zyje na inny daje mimo wszysko duzo luzniejszy i szerszy poglad. Niestety wiele osob nie ma tej perspektywy, chociazby z braku znajomości jezykow.
Przyłaczam sie rowniez do pytania Kuby, co ze sprawami ktore mnie przejmuja, i pomimo moich staran nie jestem w stanie na nie wplynac?
Moze warto zostawic sobie taki cel ideowy, w ramach dazenia do poprawy swiata? A moze myśle po prostu jakims niekonstruktownym programem zakodowany mi przez spoleczenstwo?
Kuba
Przede wszystkim nigdy nie przepraszaj, jeśli nie zrobiłeś niczego złego :-) Nigdzie nie jest napisane, że komentarze mają być krótsze od moich postów!! :-)
Wracając do Twoich 20% to możesz z tym zrobić co chcesz. Osobiście staram się znaleźć te aspekty w problematycznych sytuacjach, które sam mogę zmienić, co oczywiście wymaga czasem długoterminowego podejścia. Jeśli nie możesz sobie „odpuścić” pewnych rzeczy, to jest to Twój wybór. Ważne jest tylko abyś wybierał świadomie.
Jeśli chodzi o spotkanie, to jest to dobry pomysł, napiszę o tym odrębny post.
PS: Widzę że obaj przeczytaliśmy „The Power of Simplicity”:-)
Greg
Piszesz: „niestety wiele osob nie ma tej perspektywy, chociazby z braku znajomości jezykow.” i niestety masz rację. Jest to szczególny przypadek szerszego problemu polegającego na tym, że wielu ludzi zajmuje się nie tymi sprawami, którymi powinni a potem siedzą i narzekają na zły los.
Posiadanie ideowego celu w ramach dążenia do poprawy świata to wspaniała rzecz i sam też takowe mam. Rzecz w tym, aby mając je umieć skoncentrować się na tych działaniach, które rzeczywiście coś zmieniają. Czasem są to nawet drobne rzeczy ale jak wiadomo i kropla drąży skałę.
Pozdrawiam
Alex
Raf
Zwróć uwagę, że je piszę o przejmowaniu się (energia +emocje) a nie rozmyślaniu, jako czysto intelektualnej przyjemności.
Ja też np. myślę o strategii na najbliższą recesję, ale tą ostatnią szczególnie się nie przejmuję. Zamiast tego przejmuję się taką strukturą moich przychodów i wydatków aby przetrwać ją bezstresowo a nawet skorzystać z pojawiających się w takich sytuacjach okazji.
Dziękuję za link. Chwilowo nie bardzo mam czas posłuchać tego z należytą uwagą, dlatego pozwól że odłożę odpowiedź na później.
Kuba,
mysle, ze wzielam od Alexa to co jest dla mnie istotne, przepuscilam przez swoj filtr + troche wlasciwej lektury i w efekcie koncowym w wielu miejscach sie z nim zgadzam :)
Z pewnoscia rowniez mam „lekko” odmienny od sredniej populacji pkt. widzenia na wiele rzeczy, dzieki czemu zrealizowalam swoj plan a mianowicie zarowno w zyciu prywatnym jak i zawodowym (!) otaczam sie ludzmi, ktorzy mi pasuja i z ktorymi chce przebywac ….
„skazanie” o ktorym pisze Alex jeszcze do niedawna bylo moim udzialem, ale juz nim byc przestalo :DDDDD
Mysle, ze spotkanie w realu jest bardzo fajnym pomyslem, ja osobiscie mam mase znajomosci, ktore rozpoczely sie wirtualnie a potem zostaly przelozone na swiat materialny :)
Pytanie tylko skad jestesmy – bo ja z W-wy :)
Zadanie domowe:
w jakim procencie przejmuję się sprawami na któe nie mam wplywu ? odpowiedź :0%
jaki wpływ ma to na moje życie ? odpowiedź: zdrowy, spokojny sen.
Artur Jaworski
Dołożył bym do tego, aby rzeczami na które mamy wpływ też kompletnie się nie przejmować. Zamiast się zamartwiać wystarczy całą energię i czas poświęcić na szukanie rozwiązań, a potem wyborze najwłaściwszego.
Generalnie narzekaniu i przejmowaniu mówię stanowcze NIE.
Artur Jaworski
Ja czytam ten blog prawie od samego początku i moje przemyślenia codo mojego dotychczasowego postępowania nie są najlepsze- szkoda, że nienapisałeś Alex tegojakieś 3-4 lata temu :-)
Bo wychodzi na to, że dość mocno ostatnio pracowałem nad zwężaniem lejka- może po trosze to, co robie jest ryzykiem które ma ten lejek następnie rozepchnąć do ogromnych rozmiarów :-) ale perspektywa jest niestety odległa.
Bardzo ważna informacja dziś do mnie dotarła; jak wiele znaczenia w moich planach kalkulacjach i wyborach miały sprawy, na które nie mam wpływu i jak wiele to złego sprawiło- starając się naginać do nich wiele spraw ważnych zostało zaniedbanych.
Oj, Alex! Chyba jest ze mnie egzemplarz do kapitalnego remontu według Twoich zasad.
:-)
To co proponujesz w tym wątku Alexie z pełną świadomością nazywam zerwaniem więzów kontroli społecznej. Społeczeństwo jako sui generis dysponuje pewnymi mechanizmami, poprzez które jednostki kształtuje (poprzez socjalizację) oraz kontroluje („co ludzie powiedzą”). Gdyby nie owe mechanizmy społeczeństwo nie mogłoby istnieć, a świat społeczny opanowałby chaos. W praktyce – gdyby nagle wszystkie jednostki w danym społeczeństwie nie przejmowały się opinią innych jednostek, to dochodziłoby do aktów przemocy, niemoralności, anarchii. Spora grupa ludzi nie popełnia aktów przemocy, nie kradnie, nie daje upustu swoim niezdrowym chuciom właśnie dlatego, że liczy się z opinią społeczną. Ceną, którą płaci jednostka za kontrolę społeczną (czyli w gruncie rzeczy za istnienie społeczeństwa dającego wygodę i poczucie bezpieczeństwa) jest pewna forma niewoli, uwikłania. Nie mniej cieszę się, że inni ludzie przejmują się opinią społeczną – czerpię z tego korzyści – korzyści z istnienia społeczeństwa. Sam jednak wyzwoliłem się ze sporej części tego wpływu. Gdyby ktoś spytał mnie co daje socjologia (rozumiana jako źródło poznania) odpowiedziałbym, że WOLNOŚĆ. Poznając mechanizmy społeczne zaczynamy się nad nimi zastanawiać, nad ich miejscem w naszym życiu, w końcu prowadzi to do większej kontroli własnej roli w tym społeczeństwie. Dla przykładu – wiem, że ludzie mają tendencję do kupowania niepraktycznych drogich samochodów, nawet kosztem zadłużania się, tylko po to, by zmienić opinię sąsiadów na ich temat. Ja znając ten mechanizm nie popełnię takiego błędu i kupię praktyczny i ekonomiczny samochód, bo nie dbam o to, co pomyślą sąsiedzi. Zatem – choć cieszę się, że istnieje kontrola społeczna, bo przeciwdziała rozpadowi społeczeństwa, to uważam, iż spora grupa osób (np. Ty i czytający tego bloga, a więc ludzie zastanawiający się nad swoim miejscem w świecie) o wysokim poziomie etyki, intelektu, EMPATII i kultury powinna się z niego wyzwolić, bo to otwiera im nowe ścieżki życia, daje większy wybór. Ty uświadamiając innym istnienie owych więzów wyzwalasz ich.
Pozdrawiam
PiotrP
Piotrp to, co napisałeś jest i mi bliskie- może to troche konserwatywne, ale uważam, że nadmiar wolności może prowadzić do anarchi, bo znikomy odsetek ludzi ma na tyle-hmmm nie wiem jak to nawać; przyzwoitości? wyobraźni? aby swoją wolnością nie szerzyć destrukcji i rozpadu.
Bardzo wiele myśli które walą mnie jak pałką w łeb- czytam na tym blogu, ale równocześnie czuje, że te propozycje są właśnie na skraju wolności i anarchii, bo jakoś nie potrafie tego na razie połączyć z tradycją, rodziną, obowiązkiem względem innych ludzi…
Bartek
Hej PiotrP
Bardzo ciekawy post.
Odnosząc to co napisałeś do własnych przekonań (które nas ograniczają) zauważyłem, że mimo iż kompletnie nie przejmuję się jaki obraz mnie stworzyła sobie inna osoba (ktoś ze społeczeństwa) niedopuszczam się aktów przemocy i niemoralności. Spowodowane jest to tym, iż pragnę żyć według samodzielnie wypracowanych norm moralnych. Ponieważ spokój sumienia jest dla mnie dobrem najwyższym, sprzeczne byłoby być wewnętrznie spokojnym i postępować niemoralnie.
Tak jest u mnie, szanuję to że ktoś ma na mój temat swoje własne zdanie.
Nawet jeśli ktoś 100 razy powie że jestem idiotą, nie zmieni to faktu że nim nie jestem
Artur Jaworski
Tytułem wstępu.
Witam serdecznie, ciebie Alex, wszystkich komentujących i czytających. Od pewnego czasu już jestem tutaj stałym gościem, nie było jednak motywacji, żeby dodać coś od siebie, ale widzę, że powstaje jakaś „grupa inicjatywna”, więc chcę zamanifestować swój współudział, mam nadzieję, że nie jest jeszcze za późno :D.
A w temacie.
Po pierwsze, od zawsze mam kłopot z tego typu zadaniami domowymi: „Określ w jakim procencie… itd”. Odnoszę wrażenie, że potrzebna by mi była do tego jakaś SUPER samoświadomość, a często mam problemy ze zwykłą samoświadomością :). Bo czy to zawsze jest takie jednoznaczne. Oczywiście, nie mam żadnego wpływu na to czy jutro będzie padał deszcz czy nie. Z polityką sprawa już nie jest dla mnie taka jednoznacznie jasna. Mogę uznać: mój wpływ na to czy tamto jest zerowy i nie ma sensu się tym przejmować. Ale czy nawet jeśli, jest rzeczywiście tak, że nie mam na coś wpływu, bo przecież mogę się mylić, nie zauważać możliwości i rozwiązań, to czy nie może się to w przyszłości zmienić. A jeśli może, to czy moje odwrócenie się od tematu, nie przejmowanie się nim, nie zdeterminuje tego, że wpływu nie mam i miał nie będę? Skoro przestanę się czymś przejmować, bo nie mam na to wpływu, to jakie są szanse, że kiedykolwiek dojrzeję, zbuduję motywację do tego by zacząć działać, coś z tym zrobić, coś zmienić, MIEĆ WPŁYW?
Po drugie, wynikające z pierwszego. Czy to, że się od czegoś odwracam, nie przejmuję się tym, nie szukam rozwiązań itd. nie ogranicza mojego zakresu swobody, zamiast go poszerzać? Trafia do mnie to, że poprawia jakość, co wynika z podniesienia efektywności, jeśli zaprzestanę marnować zasoby tam gdzie szanse na efekty są znikome to ogólna efektywność moich działań zwiększy się znacząco i podniesie tym samym jakość mojej egzystencji. Pytanie tylko, czy naprawdę chodzi tu o JAKOŚĆ, czy tylko o zwykłą wygodę? :)
Loby
Witaj na tym blogu :-) Napisałeś ciekawy komentarz, pozwól że odpiszę Ci obszerniej jutro (a właściwie już dziś :-)), zrobiło się trochę późno….
Pozdrawiam
Alex
Czołem Loby!
Napiszę Ci jak wygląda w moim wydaniu to „nie przejmowanie się”.
Otóż obserwuję sytuację polityczną nie tylko w kraju. Dlatego, że choć ja nie mam na wielką politykę wpływu, to ona ma wpływ na mnie. Jednak zdobywanie tej wiedzy i ona sama w sposób znaczący nie wpływa na mój terminarz, nie obgryzam palców obserwując sejmowe debaty i nie przepraszam znajomych za granicą za to, że mam takiego, a nie innego prezydenta. :) Nie spędzam też długich godzin na spotkaniach partyjnych popierając jakieś ugrupowanie. Dlaczego? To co jest nam dane widzieć, to tylko obraz, malowidło, a za płótnem dzieją się przeróżne rzeczy o których nie wiemy. Nie mam zamiaru być drobnym elementem, punktem na tym obrazie, nie mam też ciągotek, by znaleźć się za nim.
Witaj Alex!
Niedawno usłyszałem zdanie które, krótko podsumowuje temat, a mnie bardzo przypadło do gustu. Brzmi ono: „Poświęcanie energii na to gdzie nie mamy wpływu jest stratą czasu, nie poświęcanie jej tam gdzie mamy wpływ – stratą szansy”
PS Od dziś masz nowego, stałego czytelnika bloga :-)
Kuba
Witaj na naszym blogu :-)
Podoba mi się to zdanie, które zacytowałeś, szczególnie warto zwrócić uwagę na jego drugą część (bo pierwsza jest oczywista)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
PS: Jeśli ten blog Ci się podoba, to powiedz o nim innym ludziom, którzy mogliby skorzystać z naszych dyskusji :-)
Alex piszesz ” że wielu z nas przejmuje się rzeczami na które nie ma realnego wpływu!!! Co to da??? Jakie karygodne marnotrawstwo czasu i energii!! ”
Zgadzam się z toba całkowicie. Zrozumiałam ten błąd dawno temu. Ale co z tego, jak nie potrafię od tego się odseparować, przestać przejmować się?? Jak to zrobić, skoro zrozumienie tego głupiego zachowania nie wystarczyło?
A druga rzecz, jak odróżnić czy mamy wpływ na coś czy nie? A może mamy, ale minimalny? Czy w sytuacji, gdy wpływ możemy mieć praktycznie niewielki i na dodatek ogromnym kosztem, to ten obszar też się nie opłaca?
Taki przykład: wdrożenie projektu na ok 400 użytkowników w całej Polsce. Pomijam gorący okres, gdy wszyscy narzekali, bo im wdrożono narzędzie kontroli (według nich). Po jakimś czasie wszystko sie ustabilizowało, ale nadal są jednostki, które co chwila 'z gębą’ na siłę wyszukują jakichś błędów i od razu eskalują te wyimaginowane błędy. Ludzi, którzy po 20 razy piszą to samo, mimo, że im powiedziano normalnie, że w tym wdrożeniu nie było przewidzianej takiej funkcjonalności, będzie w następnym. Wydawało by się, że ci ludzie chyba mają jakieś inne problemy i wyzywają się na nas/mnie i mój wpływ na to jest praktycznie zerowy. Ale nie mogę nie przejmować się/zignorować ich/ reagować spokojnie.
Alex, Jak do tego się zabrać? Bo jednak świadomość bezsensowności nie wystarcza. A mieć zawał przed 30 – tez nie jest moim marzeniem:(
Olga
Olga pisze: „Ale nie mogę nie przejmować się/zignorować ich/ reagować spokojnie.”
Myślę, że możesz. To kwestia treningu. Jeśli ktoś setny raz zgłasza Ci to samo, odpowiedz mu setny raz w ten sam, grzeczny sposób. W dobie komputerów z funkcją kopiuj/wklej jest to szczególnie łatwe. :-)
TesTeq,
Dzięki za wiarę. Na razie działa to połowicznie: odpisuję grzecznie, ale co przed tym się nadenerwuję w zaciszu swego pokoju – to moje:(( I właśnie o to mi chodzi dużo bardziej: Jak zmienić to nastawienie? Niby pierwszy krok już mam zrobiony, rozumiem jaka to jest głupota i szkoda zdrowia, ale jakoś nadal nic się nie zmienia.
Olga
Olga
Piszesz: „nadal są jednostki, które co chwila ‘z gębą’ na siłę wyszukują jakichś błędów i od razu eskalują te wyimaginowane błędy”
Jeżeli błędy są wyimaginowane, to należy podliczyć koszty ich analizy (jako manager potrafisz to zrobić – nie zapomnij przy tym o Lost Opportunity Cost) i nimi obciążyć takich pieniaczy, robiąc przy tym sporo szumu że taki ixiński poprze swoją niekompetencję (bo zgłosił błąd, gdzie go nie było) spowodował niepotrzebne wydatki w wysokości Z złotych. Dzisiaj firmy patrzą na oszczędności i to może takim „narzekaczom” popsuć zabawe, a o to chodzi :-)
Pozdrawiam
Alex
Alex,
Na to nie wpadłam. Świetny pomysł. Pensja moja nie jest zawrotna, także godzina spędzona nad analizą jednego problemu nie zrobi na nich wrażenia. Ale już suma tych rzeczy, plus informacje, że w tym czasie powinnam/mogłam zajmować się np przygotowaniem PVC projektu, powinno zadziałać na wyobraźnię:)
Olga