Do napisania tego postu skłoniła mnie wzmianka w komentarzu Artura, dotycząca jego nastawienia do pracy.
Napisał on:
„Ja osobiście pracę traktuję wyłącznie jako wykonywanie cudzych poleceń w zamian za ustalone wynagrodzenie”
oraz
„Z tego powodu żadna praca nigdy nie będzie dla mnie niczym innym jak formą układu, polegającego na poświęcaniu mojego czasu w zamian za wynagrodzenie”
Jest to bardzo rozpowszechnione podejście i chyba większość ludzi uważa je za naturalną kolej rzeczy i normalny element ich rzeczywistości.
Czy tak musi byc? Czy rzeczywiście musimy sprzedawać co najmniej 1/3 naszego życia robiąc cokolwiek, aby tylko zarobić na tę pozostałą (optymistycznie rzecz biorąc) 1/3 która spędzamy na jawie?
Z tym nigdy nie chciałem się pogodzić i odkąd pamiętam starałem sie szukać innych dróg, szukając tak długo, aż znalazłem.
Dziś generalnie robie „zawodowo” to, co bardzo lubię robić, co mnie fascynuje i rozwija. Trenowanie „high potentials” czołowych firm i coachowanie badź mentoring wybitnych jednostek to jedno z moich hobby, które wykonuję nie tyle dla pieniędzy, ile dla wyzwania, nauki, satysfakcji i jeszcze kilku innych czynników wliczając w to zwykłą ludzką próżność, bo któż nie lubi być jednym z najlepszych :-)
Pieniądze w tym całym procesie pojawiają się jako przyjemny efekt uboczny, kiedy rezultaty mojego działania robią u klientów różnicę znacznie przekraczającą moje honoraria.
I tutaj nie ma miejsce na „poświęcenie”, bo równie dobrze „poświęcam” (nawiasem mówiąc ciekawa jest entymologia tego słowa) mój czas uprawiając np. żeglarstwo, czy kochając się z moją partnerką.
Takie nastawienie jest, i to nie tylko moim zdaniem, podstawowym warunkiem, aby długoterminowo robić coś naprawdę dobrze. Dopiero radość, pasja i zaangażowanie umożliwiają nam osiąganie wyników, dzięki którym możemy nie tylko bardzo dobrze żyć, ale też delektować się wszystkim co robimy.
Oczywiście, że życie będzie i tak rzucało nam różne kłody pod nogi, niemniej czy musimy z góry spisywać 8-10 godzin dziennie na straty?
Przy tym wszystkim chcę podkreślić, że pisząc o moim podejściu opisuję bardzo przyjemny stan w jakim znajduję się dopiero od kilku lat. Wcześniej różnie z tym bywało, ale był to czas nauki, który był konieczny i chyba nikomu nie będzie oszczędzony. Ważne jest tylko, aby akceptując te lata w szkole życia nie uznać tego za stan permanentny i wykorzystać go przede wszystkim do nauki i podnoszenia swojej wartości rynkowej. Potem możesz sobie wybierać :-)
I jeśli ktoś z Was pomyśli „temu Alexowi to łatwo mieć takie podejście, bo ma ugruntowaną pozycję”, to musze go skorygować. Moja pozycja jest rezultatem mojego podejścia, nie odwrotnie.
PS: Jeśli chcecie, to chętnie napiszę o tym więcej
Witam,
Ja z chęcią bym poczytał jeszcze coś na ten temat. Cóż dużo mówić, znaczy pisać :), jestem na trzecim roku studiów. Pracowałem niewiele, bo w sumie to było około 10 miesięcy w supermarkecie. Pracowałem wtedy, szczególnie na początku, z wielkim zapałem. Wspomnę może o stanowisku, był to dział obsługi klienta – czytaj rejestracja klientów i reklamacje :). Bardzo mi się tam spodobało – ciągły kontakt z nowymi ludźmi. Współpracownicy pomimo tego, że bardzo dobrze mi się z nimi pracowało (pamiętajmy, że wszędzie są wyjątki :)) nie wykazywali takiego entuzjazmu. Owszem mówili, że praca im się również podoba (zarobki już mniej ;)), ale (zabrzmi to może naiwnie) nie było wizji zmian jakie ja miałem. Część rzeczy można było robić lepiej, w tym wypadku objawiało by się to szybszym i przyjemniejszym dla klienta obsłużeniem (coś o tym pisałeś Alex ;)). Teraz znowu szukam pracy i nie widzę u siebie takiego entuzjazmu jak wcześniej. Poprzednio traktowałem to trochę jak przygodę. Właściwie to trochę przez przypadek tam trafiłem. Nie poszedłem wtedy tam dla pieniędzy. Teraz jest inaczej potrzebuję trochę kapitału (w celu pomnażania go – zobaczymy czy się uda :)) i ja nie chcę dawać z siebie wszystkiego w pracy. Ja chcę wykonać moje obowiązki dobrze i chcę za to zapłatę. Staje się to po prostu „formą układu”.
Radosław
Chętnie napiszę o tym więcej, proszą tylko o odrobine cierpliwości, bo do jutra przeprowadzam się i abstrahując od braku czasu, mogę w nowym miejscu nie mieć przez chwilą dostępu.
Na szybko, to spróbuj nie stracić jeszcze tego entuzjazmu i świeżego spojrzenia. Zdaję sobie sprawę że realia wokół nas nie całkiem temu sprzyjają, niemniej naprawdę warto. Czytałeś moj post o naszej wartości rynkowej? Może teraz jest czas, abyś popracował nad twoją, a pracy (jeśli masz co do ust włożyć) poszukiwał bardziej pod kątem tego co się przy niej możesz nauczyć, a nie za ile sprzedasz tam tak, czy inaczej bezcenny czas Twojego życia.
PS: Co dokładnie studiujesz?
Alex
Nie chciałem Cię poganiać. To tylko odzew na Twoje pytanie odnośnie tego czy ktoś chcę poczytać o tym jeszcze. Jeżeli tak to odebrałeś to przepraszam.
Czytam wszystkie Twoje posty. Również i ten o naszej wartości rynkowej. Myślę, że masz bardzo dobrą orientację w tym temacie. U mnie jest bardzo podobnie.
Co do entuzjazmu to staram się go nie tracić nigdy. Jednak ostatnio spostrzegłem, że tracę entuzjazm i jak to trafnie określiłeś, świeże spojrzenie w pewnych sytuacjach. Widzę to i staram się to zmieniać. Pracy nie szukam obecnie tylko pod kątem zarobków. Jak pisałem poprzednio bardzo podobała mi się poprzednia praca. Muszę się przyznać, że przed tamtą pracą byłem bardzo, nie tyle nieśmiały, co wstydliwy. Zawsze jak miałem gdzieś podejść i poprosić o coś, nie mówiąc o dochodzeniu swoich praw czy racji, miałem duże opory. W tamtej pracy to nie ja podchodziłem do innych, tylko inni do mnie i nie mogłem się wykręcać przed konfrontacją, bo to był mój obowiązek. Wiele się wtedy nauczyłem. Szukam właściwie teraz obojętne jakiej pracy. W tym momencie uważam, że każda praca może mi coś dać. Choć staram się szukać czegoś podobnego do poprzedniej pracy, bo polubiłem taką pracę. Jednak teraz pieniądze odgrywają większą rolę, niż poprzsdnio.
I teraz muszę się przyznać do czegoś. Jak na razie złożyłem tylko jedno CV z podaniem o pracę. Jednak mam małe usprawiedliwienie. Otóż zrobiłem to w tygodniu przed długim weekendem i analizując sytuację postanowiłem wrócić do składania podań w przyszłym tygodniu.
Studiuję na kierunku Informatyka, na specjalności Inżynieria Oprogramowania i Systemy Informatyczne. Zgodnie z kierunkiem studiów chciałem zostać programistą. Piszę „chciałem”, bo mam pewne wątpliwości teraz.
Pozdrawiam,
Radek
PS
Przepraszam, za brak pozdrowień i podpisu w poprzednim poście. Automatyka programów i nie tylko, zabija niestety niektóre zachowania, choć staram się pilnować.
Radku
Zrozumiałem Cię właściwie, nie ma za co przepraszać :-)
Ciekawe jest to, co piszesz o Twojej wstydliwości. Jak porównam to do siebie w Twoim wieku, to muszę mimowolnie uśmiechnąć, bo i tak jesteś, kolokwialnie mówiąc bardzo do przodu w stosunku do mnie w owych czasach. Dziś się z tego śmieję i mówię, że jestem też ekspertem od wszelkich kompleksów, bo braktycznie wszystkie do mojego 28 roku życia miałem. A właściwie to te kompleksy miały mnie :-)
Całe szczęście, ze porównując to do IT to tylko software w naszej głowie. Więc jeśli chcesz, to też możesz sie zabrać za jego upgrade a zajęcie, gdzie musisz dużo komunikować z innymi może być doskonałym treningiem.
Czy wiesz, że ja w życiu złożyłem tylko jedno jedyne podanie o pracę? To było bardzo dawno temu w Austrii gdzie starałem się jako samouk dostać posadę programisty w pewnej firmie. Nie poznali się na mnie :-) w czym wyświadczyli mi ogromną przysługę, bo 8 miesięcy później jako freelancer zarabiałem już kilka razy tyle ile oferowano mi tam na początku, a 2 lata póżniej miałem własną firmę robiącą software. Reszta to ciekawa i pouczająca przygoda.
Teraz muszę wracać do ludzi, którzy pakują moje rzeczy
Pozdrawiam
Alex
Bardzo ciekawy artykuł :)
Ja co prawda jeszcze doświadczenie zawodowego nie mam :D (student pierwszego roku i 7 miesięcy dorabiania :D) ale rzeczywiście widać coś smutnego w niektórych ludziach i sam zauważyłem, że jak się człowiek nie cieszy z pracy, to niestety jego „skuteczność” zanika…
Hmmm co innego, że lubię „to co robiłem” :) Może dlatego nie traktowałem tego jako jakiś obowiązek, tylko jako fajne doświadczenie :)
BTW (czy jak wolicie PS): gratuluję doskonałego bloga :) Czytam od jakiegoś czasu i pomyślałem, że warto coś napisać od siebie :)
Paweł
Dziekuję za miłe słowa, dopiero się rozkręcam :-) (serio, 2 duże projekty i przeprowadzka chwilowo troche mnie ograniczają)
To lubienie tego, co się robi to podstawa, choć większość ludzi poddała się w tym względzie usprawiedliwiając się „koniecznościami ekonomicznymi”. Te ostatnie czasem zmuszają nas do różnych nieprzyjemnych zająć (kiedyś np. naprawiałem samochody leżąc pod nimi w śniegu), ważne jest tylko aby traktować takie rzeczy jako przejściowe. Z drugiej strony wiele „konieczności ekonomicznych” jest zawinionych przez samych zainteresowanych, każda firma postępując tak jak oni splajtowałaby błyskawicznie :-)
Pozdrawiam
Alex
Racja racja. Jednak czasem warto jednak się zmusić do próby znalezienia czegoś co jest jednocześnie ciekawe i zajmujące oraz daje pewność utrzymania się :)
Niestety, coraz częściej widzę w moim otoczeniu (i sam często wpadam w taką pułapkę) jakiś taki pesymizm – „nie uda się, dopiero co zaczęliśmy studia, dopiero co to, dopiero co tamto” :) Nie zmienia to jednak faktu, że wszyscy ci ludzie, którzy są dla mnie wzorami na „pomysł na siebie” zaczynali właśnie tak, od jakiegoś pomysłu na wykorzystanie w sposób inny niż „piwo na ławce w parku” swojego wolnego czasu :) Myślę, że w ludziach młodych tkwi potężny potencjał i wola do pracy, jednak czasem albo się boją porażki, albo nie potrafią się odnaleźć w dość nieprzyjemnych realiach „dorosłego” rynku pracy :) (mam na myśli głównie niedoświadczenie i brak pewnej specyficznej dla wykonywanej pracy wiedzy :D)
Ja mam to szczęście, że lubię dłubać we wszelakich programach graficzno-użytkowych i jednocześnie mogę na tym dorobić :) Grunt to mieć dobre samopoczucie, prawda? :)
Pawel
Jeśli mówimy o znalezieniu czegoś, co jest jednocześnie ciekawe oraz daje dochody pozwalające na życie na przyzwoitym poziomie, to jest to konieczność, jeśli długoterminowo chcesz mieć (i zachować) radość życia.
Problemy przy początkach działalności zarobkowej to dość normalna rzecz. Ważne jest, aby jeśli tylko jest to możliwe, zacząć pracować tam, gdzie można się jak najwiącej nauczyć. I to nauczyć nie tylko jak wykonywać określone czynności, ale przede wszystkim właściwych postaw, podejścia i sposobu myślenia. Większość młodych ludzi zachłystując się dyplomem wyższej uczelni w ogóle nie myśli w tym kierunku, co na dłuższą metę mści się.
Ja w początkach mojej działalności kilkakrotnie pracowałem za darmo, niemniej zdobyte umiejętności i kontakty były znacznie więcej warte od pieniędzy, które mógłbym wtedy zarobić.
O „porażkach” napiszę odrębny post :-)
PS: Dobre samopoczucie to podstawa, najlepiej zarówno fizyczne jak i psychiczne :-)
witaj Alex!
dzisiaj pierwszy raz u Ciebie, przebiegam wzrokiem historie, bardzo mi sie tutaj podoba. przyszlo mi do glowy juz kilka komentarzy, przy roznych wpisach, ale zaden nie pasowal na 'ten pierwszy’. czytalem kolejne i przy tym wlasnie (wreszcie) sie usmiechnalem. sadze, ze Ci sie spodoba, ciekawym Twojej odpowiedzi :)
piszesz: „bo równie dobrze “poświęcam” (..) mój czas (..) kochając się z moją partnerką”. mowisz o seksie, prawda? dlaczego uzyles slowa 'partnerka’, a nie 'moja ukochana’, 'miloscia’, …?
RM
Napisałem w ten sposób, bo już seks z partnerką, z którą się po prostu dobrze rozumiesz nie jest żadnym „poświęceniem”.
Jak robisz to z kimś, kogo kochasz, to jest to oczywiście jeszcze większa frajda, zwłaszcza jeśli ta osoba zna się na rzeczy :-)
Odpowiedź Radka przypomniała mi moje początki w pracy zawodowej, a przy okazji, w pewien sposób, nawiązuje do wpisu „Jak zniechęcić pracownika”.
Gdy zaczynałem pracę (od razu po zdanej maturze) była to moja wielka pasja i nie było dla mnie problemem siedzenie po 12 albo i więcej godzin dziennie i dawanie z siebie wszystkiego, żeby się wykazać. Przynosiło mi to wiele radości, a przy okazji bardzo dużo się przez to nauczyłem. Zarobki były miłym i mało znaczącym dodatkiem. Pewnie byłoby tak dłużej, gdybym w pewnym momencie nie odczuł, że jestem wykorzystywany przez pracodawcę. Rzeczą jaka otworzyła mi oczy była sytuacja w firmie. Wszyscy widzieli, że źle się dzieje na rynku i w pracy, a pracodawca usilnie próbował wszystkim wmówić, że wszystko gra i za przeproszeniem chciał zrobić z nas idiotów („Nikt nam nie wmówi, że białe jest białe, a czarne czarne” ;)).
Najśmieszniejsze jest to, że w chwili obecnej cieszę się, że tak było, bo dzięki temu nauczyłem się nie tylko swojego zawodu, ale też tego jak walczyć o swoje i szanować swoją wartość jako pracownik, a przede wszystkim jako człowiek.
Teraz otwierają się przede mną interesujące perspektywy, ale nie zapominam przez co przechodziłem i staram się przekazywać wiedzę, którą nabyłem swoim najbliższym (współpracownikom czy znajomym), żeby w podobnych sytuacjach albo się nigdy nie znaleźli albo szybko i właściwie potrafili zareagować na niekorzystne dla nich działania zewnętrzne.
Myśl, którą tu Alex poruszyłeś, jest dla mnie bardzo ważna i właśnie to kilka lat temu sprawiło, że się przebudziłem i postanowiłem działać.
Praca to 1/3 naszego życia! Szanujmy ten czas.
PS. Jeszcze nie podziękowałem chyba, a już od jakiegoś czasu jest stałym „czytaczem” ;). Dziękuję bardzo za to że poświęcasz swój czas dla nas. Jest kilka osób, które mnie „stworzyły” i na tym etapie życia jesteś jednym z najważniejszych „drogowskazów”.
Krzysztof
Marnotrawstwo zapału i zaangażowania (niektórych) młodych pracowników to często spotykany „grzech” w wielu różnych firmach. Wynika to częściowo z problemów z poczuciem własnej wartości takich „managerów”, a częściowo z braku elementarnego wyszkolenia praktycznego w tym temacie. No cóż, całe szczęście że sytuacja na rynku pracy wymusi (a częściowo już wymusza) zmiany, inaczej firmy będą miały spore kłopoty. Do tego tematu jeszcze wrócimy.
Dziękuję za miłe słowa. Pamiętaj, że to co piszę na tym blogu to moje subiektywne doświadczenia i przemyślenia, które powinny być traktowane wyłącznie jako takie. Nic nie stoi na przeszkodzie, abyś dla siebie znalazł jeszcze lepsze rozwiązania :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Drogi Alexie,
Przyznaję na poczatku, zę gdy mieliśmy szkolenie w firmie z „zarządzania sobą w czasie” zaciekawiło mnie to, co mówiła nasz trenerka. Mówiła nie tylko o planowaniu, ale i wiele z zakresu coachingu, nlp. Ok, wszystko ładnie pieknie. Ale ja mam wrażenie, że Wy trenerowie przez to że akurat Wam sie poszczęsciło w robirniu tego co robicie, totalnie jesteście oderwani od rzezcywistośći. Uczycie takich postaw, które w większości firm nie przejdą i zostaną odebrane jako tzw. „pyskowanie” szefowi.. Ale mniejsza o to… Ale nie to chciałam rzec.
Dzisiaj jestem nieco rozbita, ale nie żałuję że złożyłam wypowiedzenie.
Trafiłam na kontarkt do Rosji. Po przyjeździe okazało sie ze mój dyrektor ma nieco inne warunki niż obiecywał wczesniej… Przemyślawszy wszystko, po miesiącuzłego traktowania, ujęłam się honorem i położyłam mu wypowiedzenie na biurku. Po prostu powiedziałam dość bo jego postępowanie było mocno nie fair..
Do tej pory moja kariera /a mam 27 lat/ rozwijała się rewelacyjnie. Teraz od 1/04 będę na bezrobociu. Bo nie mam nic w zanadrzu…
Złożenie wypowiedzenia było przemyślane, ale nie mając innej pracy, nie odważyłabym się, gdyby nie to nieszczęsne szkolenie..
I teraz drogi Mentorze nie mogę się pozbierać. Musiałam rzucić pracę marzeń nie z powodu własnych słabości, a jakiegoś idioty, co bardzo boli… prosze o złoty srodek na ukojenie bólu i powrót do równowagi psychicznej… Wszyscy pędzą do przodu, a ja za chwilę będę bezrobotna!!!!!
Lidka
Witaj na naszym blogu :-)
Napisałaś zdanie „Wy trenerowie przez to że akurat Wam sie poszczęsciło w robirniu tego co robicie, totalnie jesteście oderwani od rzezcywistośći.”
Do tego mam dwie uwagi „na szybko”.
Po pierwsze nie znając mnie na podstawie jakich przesłanek uważasz, że robię to co robią „bo mi się poszczęściło”??
To „poszczęściło” to seria przemyśleń i działań okraszona przyzwoitą ilością niepowodzeń (aby nabyć koniecznych blizn :-)). Dopóki patrząc na innych ludzi będziesz myślała, że ich życie jest czystym rezultatem szczęśliwego przypadku, tak długo nie będziesz w stanie pozytywnie wpłynąć na swoje własne.
Po drugie, na podstawie czego uważasz, że ja osobiście (bo o innych z barku wiedzy się nie wypowiadam) jestem oderwany od rzeczywistości? :-)
Teraz wróćmy do Twojego problemu.
Zacznijmy od tego, że rzuciłaś pracę marzeń, nie dlatego ponieważ musiałaś (rozumiem że nikt nie przystawiał Ci fizycznie pistoletu do głowy i groził natychmiastową egzekucją), lecz podejmując własny wybór spowodowany zarówno oceną okoliczności jak i ewentualnych konsekwencji. To wyciąga Cię z sytuacji ofiary.
Po drugie, jeśli masz 27 lat i rozwijałaś się rewelacyjnie, to posiadasz umiejętności, które gdzieś na rynku będą potrzebne, wystarczy się dobrze rozejrzeć. Nic nie wiem o tym, na ile Twoja sytuacja finansowa pozwala Ci na dłuższe rozglądanie się, jeśli tak jest to możesz znaleźć coś jeszcze lepszego od dotychczasowej pracy.
W czym więc tkwi Twój prawdziwy problem? Nie wiedząc tego nie chcę Ci radzić czegokolwiek.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
PS: Napisałaś też „Wszyscy pędzą do przodu,”. Ja raczej powiedziałbym że sobie żegluję wykorzystując sprzyjające wiatry i prądy morskie :-)
PPS: A propos bycia bezrobotnym. Moją sytuację od 19 lat też można teoretycznie określić jako „bezrobotny bez stałej pracy i prawa do zasiłku utrzymujący się z oszczędności i dorywczych zająć” :-) :-)
Lidka Says: „Po przyjeździe okazało sie ze mój dyrektor ma nieco inne warunki niż obiecywał wczesniej… Przemyślawszy wszystko, po miesiącuzłego traktowania, ujęłam się honorem i położyłam mu wypowiedzenie na biurku. Po prostu powiedziałam dość bo jego postępowanie było mocno nie fair”
A czy nie było tak, że ten pierwszy moment, kiedy poczułaś się oszukana sprawił, że wszystko straciło sens już na samym początku? Jeśli do kogoś się uprzedzimy (słusznie lub nie), to później wszystkie działania tej osoby postrzegamy przez nasz subiektywny, negatywny filtr. A i nasze postępowanie często przybiera w takich sytuacjach charakter autodestrukcyjny typu „na złość babci niech mi uszy zmarzną” – po to, żeby rzeczywistość zgodziła się z naszymi przekonaniami.
Nie ma co rozdrapywać dłużej tej rany. Nauka z tego zdarzenia jest taka, że warto spisywać wszystkie uzgodnienia na piśmie. Dla strony, która zamierza wywiązać się z obietnic zapisanie wszystkiego na papierze nie powinno być jakimkolwiek problemem.
Alex w którym poście, pisałeś że jak coś robisz to na min. 100% i dajesz klientowi zawsze więcej niż mniej ?