Dziś przejdziemy do sytuacji, kiedy druga strona okazuje nam jakieś reakcje, które nie są z naszego punktu widzenia pożądane. Tutaj jeszcze raz przypominam: Nigdy nie nagradzaj takich niekorzystnych zachowań!!
Często możemy obserwować jak ktoś, dla tzw. „świętego spokoju”, choć wbrew swojej woli ugina się pod presją rodziców czy partnera, jest gotów tolerować niesolidność współpracownika „bo on taki jest”, humory przełożonego. Pamiętajcie, każda taka „nagroda” zwiększa prawdopodobieństwo wystąpienia takiego zachowania w przyszłości.
Co zatem robimy? mamy kilka możliwości, których zastosowanie z pewnością będzie zależało od konkretnej sytuacji i osób zaangażowanych.
Pierwsza, to wspomniane już przeze mnie wcześnie ignorowanie tego zachowania. Podkreślam: nie wdawanie się w dyskusję (to już nagroda), nie tłumaczenie i prośby, lecz po prostu ignorowanie. To brzmi czasem trochę bezlitośnie, zwłaszcza jak stosujesz tę metodę np. w stosunku do dziecka, które krzykiem, czy płaczem próbuje skłonić Cię do zrobienia czegoś, czego nie chcesz. Zdaje się też ona być trochę trudna :-) jeśli stosujemy ją w wypadku scen zazdrości partnera. Nie zmienia to faktu, iż jest ona w obydwu przypadkach skuteczna, jeśli wykażemy wystarczająco dużo konsekwencji w działaniu. Kluczem jest rzeczywistee ignorowanie zachowania, bo negatywna reakcja też może mieć działanie wzmacniające.
Druga metoda, która np. doskonale zastosować można w stosunku do „humorzastego” przełożonego to nagradzanie nieobecności niepożądanego zachowania. Jak to zrobic?
Zauważmy, że każdy człowiek ma normalne wahania zarówno swojego nastroju, jak i nastawienia do nas. Czasem jest względnie miły i uczynny, czasem zachowuje się niemożliwie. Teraz cały trick polega na „upolowaniu” tych momentów, kiedy ta osoba w stosunku do nas zachowuje się w sposób pożądany. Tak jak pisałem w poprzednich odcinkach, nie chodzi tutaj o perfekcyjne zachowanie, lecz o jakikolwiek krok we właściwym kierunku. Takie zachowania natychmiast nagradzamy poprzez np. bycie szczególnie miłym, uczynnym i skorym do pomocy. Na niepożądane zachowania reagujemy wykonując swoje obowiązki służbowe. Nie chcę się tutaj rozpisywać jak to działa, niemniej jeśli jest dobrze przeprowadzona, metoda ta daje dobre wyniki już po kilku tygodniach, w zależności od tego, jak częste i intensywne są nasze interakcje z tym człowiekiem. Tę zabawę możemy pociągnąć dalej, po pierwszych sukcesach i ich utrwaleniu podnosimy nieco poprzeczkę, po przekroczeniu której dajemy nagrodę. Pamiętacie tę linę w basenie orki?
Więcej na ten temat napiszę następnym razem.
Jako odmienny punkt spojrzenia na tę sprawę polecam rewelacyjną książkę David D. Burns „Feeling Good Together”. Propozycje autora mogą wydawać się absurdem, ale jednak działają niezwykle skutecznie (i bez żadnych manipulacji). Przykładowo proponuje on, że jak przełożony ma humory i krytykuje nas bezpodstawnie, to trzeba ani nie ignorować, ani się nie bronić, tylko znaleźć w jego (zdawałoby się absurdalnych) wypowiedziach trochę prawdy i przyznać mu rację (umiejętnie), a wtedy sam dostrzeże, że to co mówi nie ma sensu i się z tego wycowa. Sam Burns nazywa paradoksem fakt, że takie podejście skutecznie działa (testowałem to osobiscie, jak i kilka innych jego propozycji i mogę potwierdzić skuteczność. Efekt natychmiastowy, nie po kilku tygodniach, ale trzeba najpierw przeczytać książkę, by wiedzieć o co chodzi).
pozdr.
Mirek
Jest coś na rzeczy w tym ignorowaniu niepożądanych zachowań. Sam miałem kiedyś taki przypadek, gdy zupełnie nieświadomie zignorowałem pewne zachowania swojego przełożonego i w ten sposób przyczyniłem się do ich zmiany.
Było to dawno temu. Jako świeżo upieczony magister zacząłem pracę i będąc jeszcze zupełnie nieopierzony (co jest z tymi drobiarskimi porównaniami?! :-) od razu walnąłem gafę i cośtam zawaliłem. Zostałem więc wezwany na dywanik do prezesa.
Kiedy wyjaśniałem mu całą sytuację, nagle prezes wstał i zaczął na mnie krzyczeć. Po prostu zamiast rozmawiać, stał nade mną i wrzeszczał. Tak mnie zatkało, że aż zaniemówiłem. Ostatni raz ktoś krzyczał na mnie chyba jak byłem jeszcze dzieckiem, więc ogarnęło mnie takie zdumienie, taki stupor, że nawet nie odczuwałem żadnych emocji w związku z tym, że ktoś stoi i się na mnie wydziera. Po prostu zgłupiałem.
W pewnym momencie prezes zrobił pauzę i po jego minie zorientowałem się, że na coś czeka. Bardzo możliwe, że właśnie wykrzyczał do mnie jakieś pytanie. Niestety, jako że go w ogóle nie słuchałem, nie wiedziałem nawet, co odpowiedzieć. Byłem tak skołowany, że po prostu, jak gdyby nigdy nic, wznowiłem kontynuowanie swoich wyjaśnień dokładnie od miejsca, w którym mi przerwał swoim wybuchem.
No, muszę przyznać, że wtedy z kolei zatkało prezesa. Jakoś tak nagle oklapł, usiadł przy mnie i zaczęliśmy już na spokojnie, merytorycznie analizować przyczyny niepowodzenia. Od tego momentu już nigdy nie podniósł na mnie głosu. Było tylko zawsze:
– Dzień dobry panie Rafale, co tam tra-la-la.
– Dzień dobry panie prezesie, ano bum-bum-bum.
Natomiast wielokrotnie jeszcze widziałem (i słyszałem) jak prezes wydzierał się na kierowników projektów, inżynierów z wieloletnim stażem, którzy wychodzili potem od niego spoceni i rozdygotani ściskając pod pachą swoje rulony. Oczywiście, zaraz też potem sami darli się na swoich podwładnych.
Być może taki 'łańcuch dowodzenia za pomocą krzyku’ sprawdza się w sytuacjach gdy chcemy aby ktoś szybko i bezrefleksyjnie wykonał jakąś czynność. Na przykład w wojsku albo w sytuacji zagrożenia życia, gdy czas jest czynnikiem decydującym a wydający polecenia, w przeciwieństwie do wykonujących, dobrze wie, co należy robić. Ale w biznesie to chyba nie najlepsza metoda.
A wracając do ignorowania krzykaczy – to po tym doświadczeniu już wiedziałem jak sobie z nimi radzić :-)
Dzień dobry
Całe szczęście, że znalazłam ten wpis. Otóż po okresie wstrzymania lub zakończenia na stałe pewnego etapu znajomości opowiem jak jest traktowane tak zwane tresowanie przez osobę, która zauważa nawet instynktownie, że dana osoba/partner zachowuje się nienaturalnie stosując techniki próbujące zmienić nas. Tutaj „nienaturalne zachowanie” definiuję już, gdy dana osoba stosuje Twoje techniki tresury Alex (są to zachowania, które człowiek stosuje z konkretnym planem i oczekiwaniem na wyniki).
Na co pragnę zwrócić szczególną uwagę. Napisałeś: „Pierwsza, to wspomniane już przeze mnie wcześnie ignorowanie tego zachowania. Podkreślam: nie wdawanie się w dyskusję (to już nagroda), nie tłumaczenie i prośby, lecz po prostu ignorowanie.”
Wspomniałeś też, że to zależy od paru czynników. Pamiętam parę sytuacji ze swojego dzieciństwa i owszem metoda ignorowania jest jak najbardziej skuteczna. Biorąc jednak pod uwagę nas dorosłych to sprawa jest już bardziej skomplikowana. Osobiście bardzo negatywnie wspominam sposoby, które próbowano lub stosowano na mnie w celu zmiany mojego zachowania a rozwijając myśl-charakteru. Oczywiście umiejętny uczeń z pełnym sukcesem zastosuje Twoje metody zmiany drugiej osoby, jednak jest procent osób, które mimo poddania się metodom zmiany (na lepsze, co jest przecież pozytywne) czują tę niechęć, niesmak, wiedząc, że ktoś próbował ich zmienić. Nie piszę o skutkach, ale o samej świadomości, że dany człowiek (im bliższa relacja, tym bardziej przeżywamy) robi czary-mary, żebyśmy zachowywali się inaczej. Widzisz Alex, piszę „czary-mary”, bo nie wszystko można sobie wytłumaczyć, nie znając pewnych technik :) W moim przypadku wyglądało to w paru sytuacjach w ten sposób, że wspominając kilka razy, mówiąc do kogoś: nie ignoruj mnie, bo to wcale mi nie pomaga i nic nie zmienia, spotykało się oczywiście z ignorowaniem, a ja tylko dalej pogrążałam się na przykład w złym nastroju. Nastrój po pewnym czasie minął i mogłam znów z teatralnym uśmiechem na twarzy mówić, że wszystko ok., jednak niesmak pozostał, a sytuacje pamiętam.
Być może można nazwać takie zachowanie jako niedojrzałe, uparte, nierozsądne, jednak może to po prostu pewne cechy kobiet? Nie mam zamiaru posługiwać się stereotypami, bo odbiegam nieco od schematycznych opisów, nie mniej Alex napisałeś to z „wizji” mężczyzny. Na pewno wizja kobiet odnośnie zmiany kogoś na lepsze będzie się różnić, choć być może odbiegam znów za daleko i powinnam pisać, że większość nie zauważa niuansów, i być może tylko ja jestem specyficznym przypadkiem, bardzo wrażliwą osobowością i dostrzegam to, na co inni nie zwracają uwagi.
Przykład. Załóżmy, że się z kimś widujemy. W tym momencie nie jest ważne na jakich warunkach, ale na pewno jest to intensywna relacja, co znaczy, że bardzo cienka jest granica między sympatią, a antypatią (oczywiście sympatia przeważa, dobry przykład ukazania ciekawej relacji w komercyjnym filmie z Pitt’em i Jolie), co uwarunkowane jest też podobnymi charakterami: upartość i innymi interesującymi cechami, które nadają znajomości odpowiedniego smaku :) Z biegiem czasu nabieramy większego zaufania i poznajemy daną osobę niemalże od podszewki. Wiemy co jej/jemu sprawia radość, a co najlepiej omijać szerokim łukiem. Jedna z osób postanawia zmienić drugą, bo jej coś nie pasuje. I zmienia to z pełnym sukcesem. Teraz pytanie. Czy osoba zmieniająca tę drugą, kiedykolwiek zastanawiała się jakie są spostrzeżenia tej drugiej osoby względem pierwszej? Czy osoba „zmieniająca” drugą zakłada, że sukces tkwi w widocznych dla niej efektach? Można odpowiedzieć, ależ oczywiście, sukces jest widoczny jak na tacy. Moje pytanie jednak brzmi : co z sukcesem „myślowym”? Otóż… prawda może nie być tak bardzo różowa. Osobiście nie toleruję prób zmian mojej osoby, jeśli nie jestem o tym powiadomiona. Może to brzmieć dla wielu z Was abstrakcyjnie, nie mniej dosłownie szlag mnie trafia, gdy wiem, że nieodpowiednio się zachowuję, ktoś wyczuwa moment, stosuje chwyt by mnie zmienić, ja się dostosowuję jak w przykładzie książkowym (czy tez blogowym) , bo nie mam wpływu na „czary-mary” ( ;) ) , jednak po chwili rozważam wszystko i bardzo mi to nie pasuje, co doprowadza do jeszcze gorszego nastroju, niż przed danym chwytem zastosowanym przez drugą osobę. Widać tutaj pozytywne działanie odnośnie czynów, jednak bardzo negatywne, jeśli bierzemy pod uwagę umysł. Dla mnie jest nie do pomyślenia, aby manipulacją wpłynąć komuś na jego zachowanie. Jeśli znajdujemy się w bliskiej relacji to taka próba zmiany nas przez drugą osobę, kontynuowana bez względu na nasze uwagi, wielokrotne prośby, że nam to nie pasuje, jest jak zdrada żołnierza, który przeszedł do obozu przeciwnika. Jest brakiem szacunku do naszej osoby, naszych spostrzeżeń, myśli.
Gwoli ścisłości i małego przerywnika, to są tylko moje spostrzeżenia. Zdaję sobie sprawę, że większości to nie przeszkadza, ale kto powiedział, że jednostki nie mogą mieć swojego zdania? :)
Rozwiązaniem w tak kłopotliwej sytuacji jest właśnie rozmowa Alex, którą opisujesz jako nagrodę. W moim odczuciu każda bardzo szczera rozmowa (nie ważne jak się rozwinie ;) ) jest bardziej potrzebna by rozwiązać wątpliwości i o wiele bardziej skuteczna (a co za tym idzie wartościowa!), jeśli chodzi o próbę zmiany niektórych zachowań drugiej osoby na lepsze. Wiem, że na wielu nie działają rozmowy i trzeba działać, jednak są osoby, do których bardziej przemawia całodniowa sesja rozmów by rozwiązać problem i taką rozmowę najbardziej się ceni w relacjach międzyludzkich, jeśli jest przeprowadzana między inteligentnymi ludźmi:)
Pozdrawiam serdecznie
Agnieszka Ryczko
Dziękuję za obszerną wypowiedź.
Na początek kilka doprecyzowań.
Piszesz: „gdy dana osoba stosuje Twoje techniki tresury Alex ”
To nie są moje techniki, opisałem tylko dość dobrze znane metody zmiany czyichś zachowań
Stosowane przez Ciebie pojęcie „nienaturalnego zachowania” jest bardzo płynne, bo to co dla osoby X może zdawać się nienaturalnym, dla osoby Y będzie najnaturalniejsza rzeczą pod słońcem!
Piszesz: „..nie mniej Alex napisałeś to z „wizji” mężczyzny. ”
Opisałem pewne skuteczne narzędzie najlepiej jak w danym momencie potrafiłem, to niewiele ma wspólnego z płcią, tym bardziej że zręcznie posługują się nim też kobiety.
Skąd proszę wzięłaś takie założenie, że :”jest to intensywna relacja, co znaczy, że bardzo cienka jest granica między sympatią, a antypatią „???
Są rzeczywiście intensywne relacje które są bardzo niestabilne jak ta, o której wspominasz, ale w moim świecie to raczej rzadki wyjątek niż reguła. Zdecydowanie wolę intensywne relacje, w których nie ma antypatii, bo i po co mi ona??
Ja też nie zmieniam nikogo bez zlecenia, najwyżej, jeżeli z jakiś powodów muszę z daną osobą mieć kontakt, to modyfikuję jej zachowanie wobec mnie. Co w tym złego?
Jeżeli tej zmiany dokonuję umiejętnie, to jest to niezauważalne dla drugiej strony, my mamy lepszą relację, pełny win-win. Problem leży w tym „umiejętnie” ale to jest kwestia ćwiczeń, a wiec i popełnienia pewnej ilości nieuniknionych błędów.
Piszesz: „Dla mnie jest nie do pomyślenia, aby manipulacją wpłynąć komuś na jego zachowanie. ”
Hmmmmm, nigdy nie wpłynęłaś na partnera, aby np. nabrał na Ciebie ochoty??? Albo aby pójść do kina kiedy on właściwie chciał zrobić coś innego??
Zgadzam się z Tobą, że otwarta rozmowa jest preferowanym sposobem rozwiązywania pewnych problemów. Zgodzisz się zapewne, że nie zawsze jest taka możliwość i dobrze wtedy mieć w odwodzie inne narzędzia, nieprawdaż?
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex:
„Skąd proszę wzięłaś takie założenie, że :”jest to intensywna relacja, co znaczy, że bardzo cienka jest granica między sympatią, a antypatią “???”
To przykład.
„Są rzeczywiście intensywne relacje które są bardzo niestabilne jak ta, o której wspominasz, ale w moim świecie to raczej rzadki wyjątek niż reguła. Zdecydowanie wolę intensywne relacje, w których nie ma antypatii, bo i po co mi ona??”
Tu antypatia jako: przekomarzanie się, drobne niedopowiedzenia, w każdym razie techniki, które dodają „pieprzu” relacji i ją ożywiają :) Mając na uwadze prawdziwą antypatię, niechęć do osoby to takie osoby nie istnieją dla mnie na świecie.
Rzeczywiście umiejętne dokonywanie zmian to sukces, ale nie daj Boże taki ktoś dowie się o dokonywanych zmianach.
„Hmmmmm, nigdy nie wpłynęłaś na partnera, aby np. nabrał na Ciebie ochoty??? Albo aby pójść do kina kiedy on właściwie chciał zrobić coś innego??”
Pominę odpowiedź na forum, nie chciałabym zdradzać pewnych tajemnic. Jeśli nadarzy się okazja porozmawiać „na żywo” odpowiem ;)
„Zgadzam się z Tobą, że otwarta rozmowa jest preferowanym sposobem rozwiązywania pewnych problemów. Zgodzisz się zapewne, że nie zawsze jest taka możliwość i dobrze wtedy mieć w odwodzie inne narzędzia, nieprawdaż?”
Oczywiście, jeśli obie strony wyraziły zgodę.
Pozdrawiam