Właściwie miałem dziś zamiar napisać troche o poznawaniu ludzi i rozbudowywaniu kontaktów, niemniej przypomniałem sobie bardzo ważne pytanie, które na jednym z ostatnich szkoleń zadał mi pewnien uczestnik. Zajmowaliśmy się wtedy sposobem wypowiadania się i wszyscy zobaczyli jak niewielka zmiana w używanym słownictwie i sposobie mówienia, zmienia postrzeganie nas przez innych ludzi (chodziło wtedy o tzw. język ekspercki – nie ma nic wspólnego z napuszonym i mętnym językiem akademickim). Pytanie Kolegi brzmiało: „czy jeśli zacznę używać innego języka, to ciągle jestem autentycznie sobą, czy też tylko odgrywam jakąś rolę?” Takie pytanie pojawia się czasem, więc na wszelki wypadek, zanim zaczniemy zastanawiać się nad tą kwestią kontaktów rozważmy je pokrótce.
Z moich obserwacji wynika, że bardzo wiele osób ma dość klarowny obraz samego siebie w danym momencie swojego życia i tenże obraz uważają za swoje jedyne autentyczne „ja”. Ten ostatni pogląd niesie ze sobą dwa niebezpieczeństwa:
- zamyka nam oczy na fakt, że wiekszość naszych zachowań i reakcji sterowana jest skryptami napisanymi przez innych ludzi (no ale to jest temat na całą odrębną dyskusję – może do niego kiedyś wrócimy)
- czasem utrudnia nam podjęcie decyzji o zmianie samego siebie: „bo to już nie będę ja”.
Dla mnie ta druga argumentacja brzmi wręcz niewiarygodnie, niemniej słyszę ją dość regularnie. To, że możemy się rozwijać i w ramach tego rozwoju znacznie zmieniać jest niezaprzeczalnym faktem życia. Dlaczego w wyniku tych zmian mielibyśmy być „mniej autentyczni”?? Czy stałem się mniej autentyczny, bo w przeciwieństwie do mojego wieku niemowlęcego nie musze używać pieluch? Czy stałem się mniej autentyczny jak z zakompleksiałego introwertyka zmieniłem się w człowieka, którym jestem dzisiaj? Czy jestem mniej autentyczny używając innych języków niż ojczysty?
W wielu z nas pokutuje pogląd, mówiący iż jesteśmy jacy jesteśmy i mamy na to niewielki wpływ. Pogląd ten jest bardzo wygodny, bo zawsze można użyć go jako usprawiedliwienia, w czym cechuje wielu rodaków (najlepiej uzasadniając to jeszcze genetyką czy znakami zodiaku :-)), niemniej jest on z gruntu fałszywy i bardzo ograniczający. W rzeczywistości, to my sami możemy zadecydować jacy chcemy „naprawde” być i tą zmianę przeprowadzić. I rezultatem bedziemy ciągle „my”, najwyżej wzbogaceni o szersze możliwości odczuwania, badź działania.
Dwie takie zmiany w kontaktach z innymi ludźmi omówimy wkrótce, na razie zostawiam Was z pytaniem, gdzie Wy widzicie granice własnej autentyczności i jaki to ma wpływ na wielkość kroków, które gotowi jesteście zrobić dla własnego rozwoju?
Witam.
granice autentyczności?? W każdej chwili jestem autentyczny mogę się uszczypnąć albo kogoś „kopnąć” czyli fizycznie można przyjąć, że jestem autentyczny… czy jeśli zmienię sposób myślenia to przestaję być autentyczny nie fizycznia a umysłowo? przecież to jest bez sensu… to jaki wtedy jestem?? podróbką samego siebie?? nie będę autentyczny jeśli zacznę zachowywać się tak jak tego wymagają inni wbrew sobie i swoim przekonaniom z tym mogę się zgodzić… ale jeśli teraz chodzę do pracy pod krawatem bo tak mi się podoba a w pewnym momencie przyjdę powiedzmy w skórze i jeansach bo zmienię swoje upodobania co do stroju to będę nadal sobą… przecież upodobania czy sposób myślenia można zmienić… przez całe życie człowiek ewoluuje, rozwija się. Kiedyś miałem długie włosy, teraz jestem ostrzyżony na krótko, ale nadal jestem tym samym autentycznym Romkiem… może myślę trochę inaczej niż kilka lat temu, napewno część zmian wymusiło otoczenie ale nadal jestem autentyczny i nadal jestem gotowy na dalsze zmiany, które staram się przeprowadzać w sposób coraz bardziej świadomy…
W szkole średniej i wcześniej jakiekolwiek wystąpienie publiczne albo odezwanie się do dziewczyny było dla mnie dużym stresem, teraz prowadzę szkolenia z obsługi oprogramowania w firmie w której pracuję i nie mam z tym żadnego problemu… tak samo z dziewczynami :) … cały czas ewoluujemy i musimy to zaakceptować bo jest to naturalne… A poznając odpowiednie techniki możemy również wpływać w sposób świadomy na naszą ewolucję umysłową. Wszystko zależy od tego jak bardzo chcemy się zmienić ewentualnie jak bardzo przeszkadza nam aktualny stan i jak bardzo chcemy osiągnąć jakieś rezultaty… ale każda zmiana wymaga pracy większej lub mniejszej… im bardziej świadomie wykonywanej tym lepsze rezultaty możemy osiągnąć mniejszym nakładem sił.. ale samo się nic nie zrobi jak niektórzy mawiają i chyba coś w tym jest ;)
Pozdrawiam.
Romek
Roman
Dziękuję za interesujący komentarz. Oczywiście, że to my decydujemy co jest autentyczne, problem polega na tym, iż wielu ludzi ma w tym względzie ograniczające ich przekonania.
PS: Widzę że nie ja jedyny miałem kłopoty w szkole średniej :-)
Całe szczęście że gra toczy się dalej i wiele można nadrobić w późniejszych rundach.
sformulowanie, ktore bardzo lubie: 'the sky is the limit’. a czasem i to nawet nie… :)
a powazniej: mysle, ze tak dlugo, jak mozemy spojrzec za siebie i z czystym sumieniem, szczerze powiedziec, ze nie ma w nas malego, plytkiego oportunizmu, a swiadome decyzje – tak dlugo jestesmy autentyczni.
Ja jak patrzę za siebie, to oprócz jakiś poważniejszych zbrodni czy przestępstw widzę sporo rzeczy, z których dziś nie jestem dumny. Płytki oportunizm też by się gdzieś tam znalazł. :-(
Najważniejsze jest nie to, abyśmy byli aniołami bez skazy, lecz abyśmy wyciągnęli właściwe wnioski z wszelkich błędów i pomyłek naszej przeszłości.
PS: „Sky is the limit” też jest moim ulubionym sformułowaniem, za wyjątkiem sytuacji, kiedy zastąpuje je bardziej adekwatne „heaven, I’m in heaven” :-)
i jak juz sobie poradzimy z okresleniem mozna skorzystac z doswiadczen ludzi od marketingu:
http://www.fastcompany.com/online/10/brandyou.html
:)
Rm
Dziekuję za link, ten sam podesłała mi mailem Rita z propozycją bliższego zajęcia sie tym tematem. Wrócimy do niego w przyszłości.
ew. jak się chce zmieniać ludzi: 'This could be heaven for everyone’
co do ograniczeń, to wszyscy jesteśmy ograniczeni skryptami króre nami sterują z procesami myślowymi włącznie, czyli ogólnie wszystkim …
… i tu się zaczyna trening samego siebie – pewnego rodzaju hakowanie rzeczywistości
Remigiusz
masz rację z tymi skryptami, które co gorsza przeważnie napisali nam inni. No cóż, całe szczęście nie musimy być bezwolnymi ofiarami tych programów
Granic autentyczności nie ma. Charakter i temperament da się zmieniać – oczywiście przy odpowiednim wysiłku.
Istnieją natomiast moim zdaniem granice rozsądku. Zaleznie od naszej osobistej konfiguracji – niektore umiejetnosci moga nam przyjsc z wielkim, wielkim trudem.
Uważam, że podchodząc na poważnie do rozwoju osobistego, warto się najpierw zastanowić jakie są nasze mocne i slabe strony, może zrobić pare testów na osobowość, aby ustalić „pozycję wyjściową”. I wtedy zdecydować, które cechy zamierzamy wygaszać, które wzmacniać.
Do testow polecam 4 wymiarowa skalę Briggs-Myers oraz opisy osobowosci Davida Keirseya. Da sie znalezc darmowe testy online, a na wikipedii sprawdzic co oznaczaja wyniki.
Mirek
Nie do końca zgadzam się z Twoim stwierdzeniem : „Uważam, że podchodząc na poważnie do rozwoju osobistego, warto się najpierw zastanowić jakie są nasze mocne i slabe strony, może zrobić pare testów na osobowość, aby ustalić “pozycję wyjściową”. ”
Gdybym to zrobił w wieku dwudziestu kilku lat,m to wyszłoby, że nie mam absolutnie szans na to co robię teraz :-) A tak nie zdawałem sobie z tego sprawy i jakoś tego dokonałem :-)
Myers-Briggs jest bardzo popularny w USA, niemniej gdzieś czytałem dość interesująca rozprawę krytyczną na jego temat, niestety na szybko nie mogę znaleźć linku do niej. Generalnie dość nieufnie podchodzę to takich testów. Kiedyś pewna znajoma, którą bardzo długo i dobrze znam przyniosła mi wyniki jej testu Insight i delikatnie mówiąc, byłem zaskoczony tym, co tam wyczytałem :-) Całkowicie prywatnie w wypadku bogatych i rozbudowanych osobowości uważam takie wyniki za SWAG (Scientific Wild Ass Guess), no ale to już całkiem na marginesie
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Mirek, podoba mi się Twoje stwierdzenie, że granic autentyczności nie ma. Mając na uwadze synonimy tego przymiotnika ( prawdziwy, szczery), bardzo mnie to cieszy:-), ale z drugiej strony autentyczność, lub jej brak, każdego z nas to zagadka, to temat do zgłębiania latami. Jakiekolwiek ingerowanie w tą sferę jest niebezpieczne, a często się zdarza, że zabijamy naszą autentyczność dla „pożądanych zachowań”, które mają przynieść nam korzyści.
Historia chyba zaczyna się od tego, że często sami nie wiemy, jacy jesteśmy. Niekiedy wiem za to, jacy chcielibyśmy być:-) Dla mnie najbardziej zaskakujące jest to, że zdarza się,że niektórzy sami sobie zadają pytanie czy są jeszcze autentyczni czy juz nie… A jesteśmy zmienni, różni, nieskończeni w możliwościach , jakie oferuje nam autentyczność. Nie dostrzegamy możliwości, które w nas tkwią, a głodnym okiem szukamy schematów „autentyczności”, które się sprawdzają.
Nie zdarza wam się spotykać ludzi, którzy wydają Wam się pozbawieni autentyczności? Nieszczerzy? Sztuczni? Co sobie wtedy o nich myślicie? :-)
oj, muszę kończyć.
Justyna
Justyna pisze: „Nie zdarza wam się spotykać ludzi, którzy wydają Wam się pozbawieni autentyczności? Nieszczerzy? Sztuczni? Co sobie wtedy o nich myślicie?”
Staram się o nich jak najmnniej myśleć i skupiać się na tych szczerych i autentycznych.
Witam!
Jeśli zatem powyższe testy osobości nie odpowiadają rzeczywistości to w jaki sposób można określić swoje mocne i słabe strony.
Pozdrawiam!
Tomasz L
Cechy osobowości nie są same w sobie „złe” czy „dobre”, to zależy od kontekstu :-)
Pozdrawiam
Alex