Zapraszam do dopisania Twojej propozycji w tym wątku.
Jestem zwolennikiem interaktywnej komunikacji, dlatego postanowiłem umożliwić Wam łatwe wywieranie wpływu na zawartość tego blogu. Każdy z Was może korzystając z tego formularza zadać mi pytanie, bądź zaproponować temat nowego postu. W ten sposób nasze kontakty tutaj będą odbywały się w obie strony, a co za tym idzie bardziej naturalnie.
Zapraszam serdecznie !!
PS: Oczywiście celem tego blogu nie jest udzielanie porad jakiegokolwiek rodzaju, lecz otwarta dyskusja między Koleżankami i Kolegami. Inaczej polski fiskus może zarządać ode mnie VAT-u z czym się w żadnym innym cywilizowanym kraju nie spotkałem :-)
Bardzo spodobała mi się nasza ostatnia sesja „Zapytaj Alexa o cokolwiek” i postanowiłem zrobić z tego wydarzenie cykliczne, do końca wakacji odbywające się w każdy piątek 18:00-19:30 z możliwością przedłużenia do 20:00 jeśli będzie więcej ciekawych pytań :-)
Najbliższe już w ten piątek 31.07 :-)
Nowy sposób zgłaszania się ułatwi też chętnym zaplanowanie udziału i zminimalizuje liczbę maili, które trzeba wysłać, co też postulowaliście :-)
Teraz wystarczy wysłać jednego maila na adres zapytaj@alexba.eu w którym:
- Krótko opiszesz czym się zajmujesz
- Zaproponujesz jedno lub kilka, możliwie konkretnych pytań
Te informacje pozwolą mi za każdym razem dobrać grupę pasującą tematycznie.
Ponieważ spotkanie nagrywamy i umieszczamy je w internecie, to aby formalności stało się zadość, to w tym mailu wkopiuj następujący tekst:
„Biorąc udział w rozmowach prowadzonych przez Alexa Barszczewskiego za pośrednictwem platformy internetowej Whereby wyrażam zgodę na nieodpłatne utrwalanie i rozpowszechnianie mojego wizerunku, w tym również nagranie spotkania i jego wykorzystanie w sposób wybrany przez prowadzącego.”
Twój mail znajdzie się w folderze chętnych do rozmowy i planując każdą z nich, za każdym razem będę Cię odpowiednio wcześniej kontaktował, o ile Twoje pytania będą pasować do konkretnej grupy.
Zapraszam do uczestnictwa, myślę że będzie z tego większa korzyść, niż moje długie teksty.
PS: Pod każdym filmem wstawionym na grupę możemy oczywiście dalej dyskutować w komentarzach :-)
PPS: Dyskusja na ten temat odbyła się na facebooku
https://www.facebook.com/groups/430626737516740/permalink/710705669508844/
Moi drodzy
Pominąwszy ostatni Art Business Festival w Krakowie już dość dawno nie miałem okazji spotkać się i podyskutować z większa (100-300 osób) grupą zainteresowanych ludzi. Część z Was pytała mnie w korespondencji o taką możliwość, więc mimo, iż osobiście preferuję intensywne spotkania w małych grupach (jak Top Gun), czy nawet jeden na jeden przy kawie, postanowiłem znów być do Waszej dyspozycji również w takiej formie.
Warunki ramowe z mojej strony:
- Bezpłatne dla uczestników ( ew. zrzutka na Wasz catering itp. )
- Zaangażowani i otwarci Uczestnicy
- Grupa 100+ osób (jak nie muszę daleko dojeżdżać może być mniejsza)
- Nie jestem obciążony sprawami organizacyjnymi
- Impreza trwa 2-3 godzin z ew. przerwą, jak będzie ciekawie, to może być dłużej
- Oczywiście ja występuję bezpłatnie :-)
Pierwszym ośrodkiem, który zgłosił chęć zorganizowania takiej konferencji jest Lublin i wstępnie mamy już termin na początku kwietnia.
Myślimy o formule mieszanej: krótkie wystąpienie, sesja Q&A i ew. zrobienie na scenie paru konkretnych przykładów zaproponowanych przez Uczestników. To bardzo podobało się na Art. Business Festival, dla mnie nie stanowi też żadnego problemu, bo rozwiązywanie nawet skomplikowanych problemów na żywo to część mojej pracy zawodowej.
To, co potrzebuję to jest propozycja głównego kierunku konferencji. Tak na szybko dwa tematy nasuwają się same:
- Skuteczne budowanie dobrych relacji z innymi ludźmi (w różnych aspektach)
- Praca zarobkowa 50 dni w roku i dobre życie w pozostałych
Proszę zaproponujcie temat, który Was interesuje, a który w miarę leży w zakresie moich kompetencji. Jednocześnie zależy mi na tym, aby nie była to kolejna konferencja typu „posłuchaj, pokiwaj głową i zapomnij”, jakich wiele się odbywa.
Zapraszam też różne organizacje, które chciałyby zorganizować taką konferencje na zasadach jak powyżej do kontaktu ze mną.
Już niedługo będę miał przyjemność poprowadzić dość nietypowe dla mnie spotkanie z Paniami. Tym razem nie będzie to godzina spędzona z Business Women jak np. na Charmsach Biznesu, lecz całe cztery z Paniami, które mimo wielu obowiązków domowych, w tym wychowywania małych dzieci, nie zamierzają ograniczyć swoich horyzontów do tego, co aktualnie robią. I to jest super!!!
Jak wiecie, zawsze szczególnie kibicuję ludziom, którzy mają trochę trudniej a mimo tego nie tracą aktywnej postawy w stosunku do życia i tak też jest w tym przypadku. Dlatego zależy mi na tym, abyśmy te 4 godziny spędzili w sposób jak najbardziej produktywny dla Was, nawet uwzględniając stosunkowo dużą grupę (około setki) i fakt, że na sali będą być może znajdować się dzieci (ale proszę o kontrolę nad nimi).
Proszę, przemyślcie jakimi zagadnieniami chciałybyście szczególnie się zająć, które z nich mają potencjał, aby wprowadzić największą pozytywna zmianę w Waszym życiu. Mam jakieś swoje wyobrażenia i doświadczenia, niemniej Wasze zdanie też jest tu bardzo ważne!! A ja z przyjemnością wyjdę Waszym potrzebom naprzeciw. Myslę, że mając ponad 22 lata doświadczenia jako konsultant i wiele róznorakich doświadczeń jako człowiek, jestem wystarczająco kompetentny w zagadnieniach komunikacji, relacji, czy też konkretnej „sprzedaży” różnych idei i pomysłów. Możecie śmiało z tego skorzystać!
Przy tak dużej sali raczej nie będę nikogo trenował z użyciem kamery, ale tak czy inaczej, możemy sobie parę rzeczy praktycznie pokazać. Pomyślcie więc i najlepiej zaproponujcie konkretne pytania i przypadki w komentarzach poniżej.
Przy pytaniach skoncentrujcie się raczej na konkretnych tematach, które posuną Was do przodu. Ja co prawda chętnie po raz n-ty opowiem jak ze sprzedawcy gazet stałem się bardzo dobrze żyjącym konsultantem biznesowym i o tym jak to się żyje na Kanarach itp., ale to nie byłoby najlepsze użycie czasu, który spędzimy razem. Niech optymalne wykorzystanie tego czasu będzie pierwszym ćwiczeniem, dla każdej z Was. To jest bardzo ważna umiejętność, którą posiada stosunkowo niewiele osób, a która jest niezwykle pomocna, o czym wiem z doświadczenia własnego i wielu innych ludzi.
Tak więc zapraszam do przemyśleń oraz propozycji w komentarzach poniżej i do zobaczenia w środę!
PS: Strona imprezy to https://www.facebook.com/events/1488178391470453/?pnref=story
Ostatnio zastanawiałem się, jak często ludzie w swojej komunikacji kierują ją do niewłaściwego adresata.
Typowe przypadki to:
- pracownik, który ma problemy z przełożonym rozmawia na ten temat (narzekając) z kolegami i rodziną
- przełożony, który ma problemy z pracownikiem rozmawia na ten temat (narzekając) z innymi przełożonymi lub rodziną
- Kowalska mająca problem z partnerem dyskutuje ten temat (narzekając) z przyjaciółkami, psychoterapeutą lub kochankiem (ciężki błąd, nigdy nie obarczaj kochanka Twoimi problemami z innymi facetami)
- Kowalski mający problem z partnerką rozmawia na ten temat z kolegami przy piwie, psychoterapeutą lub kochanką (ciężki błąd, nigdy nie obarczaj kochanki Twoimi problemami z innymi kobietami)
Takie rzeczy ciągle możemy obserwować wokół nas (o ile oczywiście nie żyjemy w kręgu praca-telewizor). Z praktycznego punktu widzenia nie mają one sensu, bo poza chwilową ulgą psychiczną i ewentualnie teoretycznym „zrozumieniem problemu” nie posuwa nas to ani odrobinę dalej.
W powyższych przypadkach znacznie lepsze byłyby następujące rozwiązania:
ad 1) Porozmawiaj otwarcie z przełożonym. Jeśli to nie przyniesie skutku, to zaproponuj wspólną rozmowę z przełożonym tego przełożonego. Jeśli to nie da skutku to zmień pracę albo wewnątrz firmy, albo poza nią
ad 2) Porozmawiaj otwarcie z podwładnym i postaraj się „ubić” z nim jakiś obopólnie korzystny interes (nie używaj „corporate bullshit”!!). Jeśli to nie da trwałego skutku, to pomyśl o wymianie tego podwładnego
ad 3) Porozmawiaj otwarcie z partnerem, jeśli to nie da trwałego rezultatu, a sprawa jest poważniejsza to rozstań się z nim. Twoje ewentualne „męczeństwo” długofalowo nie przysłuży się ani Tobie, ani innym. Jak mówią Niemcy „Lepszy bolesny koniec niż ból bez końca”
ad 4) Porozmawiaj otwarcie z partnerką, jeśli to nie da trwałego rezultatu, a sprawa jest poważniejsza, to rozstań się z nią. „Trwanie” w związku na siłę, lub „dla idei” jest bezsensowne, bo ilość Twoich dni na tej planecie jest policzona. Jak powyżej „Lepiej bolesny koniec, niż ból bez końca”
Gdyby większość ludzi przynajmniej rozważyła powyższe punkty, to zapewne mielibyśmy wokół nas mniej nieszczęśliwych, sfrustrowanych bliźnich. Zanalizujcie, jak to wygląda w Waszym przypadku i w razie czego przemyślcie co można zrobić. Oczywiście działacie na własną odpowiedzialność, więc unikajcie zbyt pochopnych decyzji
Innym wartym uwagi przypadkiem fałszywego adresata jest załatwianie spraw na nieodpowiednim szczeblu. Mamy tutaj dwa przypadki:
- Próba załatwienia czegoś na szczeblu, który nie ma kompetencji do podjęcia korzystnej dla nas decyzji
- Próba załatwienia czegoś na szczeblu znacznie wyższym niż byłby konieczny
Działanie w tym pierwszym przypadku jest bezsensowne i oznacza marnotrawstwo czasu naszego i tej drugiej osoby
Działanie w przypadku drugim niekoniecznie doprowadzi nas do celu, a prawie na pewno popsuje nam relacje z tymi, których „przeskoczyliśmy” zwracając się wysoko.
Generalna zasada brzmi więc: „Załatwiajmy sprawy na tak niskim szczeblu, jak tylko to jest możliwe, ale nie niżej”
Niezależnie od przekonań religijnych warto też zwrócić uwagę na przykazanie „Nie wzywaj Imienia Bożego nadaremnie”. Czyż to nie jest rozsądny nakaz załatwiania większości spraw na niższych instancjach?
Zapraszam do dyskusji w komentarzach
Dla wielu ludzi spotkanie „twarzą w twarz” z kimś, kto jest naprawdę dobry w jakiejś dziedzinie to wyjątkowa okazja, aby bezpłatnie uzyskać cenne informacje i rady, za które normalnie należałoby zapłacić spore pieniądze.
Moje obserwacje wskazują na to, iż w takich sytuacjach wiele osób całkiem niepotrzebnie „spala” sobie taką sposobność, odcinając się od wartościowej wiedzy i potencjalnych kontaktów. Tak nie musi być i ten tekst powinien Wam pomóc w lepszym wykorzystaniu takich sposobności.
Na początek zalecam przeczytanie postów o szukaniu mentora i o zakwalifikowaniu się u niego. Znajdziecie tam istotne punkty warte stosowania również w przypadku jeśli spotykamy się prywatnie z kimś, kto jest ekspertem, nawet jeśli nie zamierzamy od razu ustanowić z nim układu mentorskiego. Do nich dochodzą jeszcze pewne dodatkowe elementy, które wymienię tak jak przychodzą mi do głowy, niekoniecznie w chronologicznym porządku konkretnej rozmowy:
- Rozmawiaj jak równorzędny partner, bez niepotrzebnej uniżoności. Ludzie, którzy są naprawdę dobrzy i wiedzą o tym zazwyczaj mają w miarę zdrowe poczucie własnej wartości i nie potrzebują, aby ktokolwiek padał przed nimi na kolana. To co jest potrzebne, to normalne szanowanie drugiego człowieka i jego czasu (a mam nadzieję, że szanujecie wszystkich wokoło!!)
- Zapytaj na początku, czy ten człowiek zechce Ci odpowiedzieć na parę pytań, względnie udzielić pewnej rady. To tak z czystej kurtuazji :-)
- Możesz potem zapytać, ile czasu macie na rozmowę. „Zapoznawcze” spotkania biznesowe trwają zazwyczaj około godziny i ja spotykając się z kimś prywatnie też na ogół rezerwuję tyle czasu, ale w konkretnym przypadku może być inaczej. Niektórzy eksperci stosuję metodę randki w ciemno – zakładamy piętnaście minut spotkania, potem zobaczymy :-) Lepiej więc zamiast domysłów po prostu się zapytać, tak jak pisałem o tym tutaj i tutaj
- Jeśli tego czasu jest trochę więcej niż kwadrans, to nie bój pokazać się też od strony czysto ludzkiej. Wiele w naszym życiu oparte jest na relacjach i budowanie takowej nie powinno zaszkodzić i w takiej sytuacji. Z drugiej strony unikaj nadmiernie długiego opowiadania o sobie, a szczególnie o Twoich osiągnięciach jeśli nie byłeś o to zapytany. Nie jesteś na rozmowie o pracę :-)
- Jeśli pytasz, to używaj tzw. pytań otwartych (zaczynających się od słów: co, jak, w jaki sposób, dlaczego). Bardzo rozpowszechnione używanie pytań zamkniętych (zaczynających się zazwyczaj od „czy”) spowoduje, że co najwyżej potwierdzisz swoją dotychczasową wiedzę, bądź hipotezy, ale prawie na pewno nie dowiesz się niczego nowego. Dodatkowo używając przeważnie pytań zamkniętych w oczach wielu ludzi pokażesz się jako dyletant w sprawach skutecznej komunikacji, a tego z pewnością nie chcesz
- Jeśli Twój ekspert zaczyna odpowiedź na Twoje konkretne pytanie, to nigdy przenigdy nie przerywaj mu jej. To jest taka polska specjalność (w żadnym kraju, w którym żyłem nie spotkałem się z tą chorobą tak często), która jest dla cywilizowanego człowieka niezwykle nieuprzejma i zdradza poważne braki w elementarnej ogładzie. Są kręgi ludzi (też Polaków), gdzie jak tak zrobisz, to możesz się spakować i wracać do swojego starego świata, więc lepiej pilnujcie się.
- Szczególnie niefortunnym, choć często spotykanym przypadkiem jest sytuacja, kiedy ktoś pyta eksperta o zdanie, po czym niezwłocznie przerywa mu i zaczyna udowadniać, że ekspert się myli :-) Zdarza się to najczęściej, kiedy robisz coś dla kogoś za darmo, bo normalni klienci płacący za poradą spore pieniądze na ogół wychodzą z założenia, że ten człowiek wie, co mówi i na początek warto posłuchać co ma do powiedzenia. Potem zawsze można się dopytać o szczegóły i uzasadnienia.
- Idąc na spotkanie z takim ekspertem dobrze jest mieć świadomość tego, co chcemy osiągnąć i co ta druga osoba może dla nas zrobić. W USA jak rozmawiasz z jakimiś ludźmi, których poprosiłeś o spotkanie, często będziesz na początku zapytany wprost „what is your objective?”. Kiedy ktoś po raz pierwszy widzi się ze mną, to zazwyczaj pytam „co mogę dla Ciebie zrobić?” i tutaj też lepiej jest mieć przygotowaną jakąś w miarę konkretną odpowiedź. Jak ktoś odpowiada „chciałem Cię poznać”, albo co gorsza „chciałem zobaczyć jak wyglądasz”, to nie jest to całkiem dobry początek. Zalecenie to dotyczy przede wszystkim sytuacji, kiedy rozmawiamy z kimś po raz pierwszy.
- Chcąc pozyskać od eksperta taką bezpłatną radę na jakiś konkretny temat dobrze jest być przygotowanym na pytanie „co dotychczas zrobiłeś w tej materii?” Świat jest pełen ludzi opanowanych chciejstwem (na czym ich zaangażowanie się kończy) i lepiej jeśli jesteś w stanie wykazać, że sam zrobiłeś już coś konkretnego. Ten temat rozwinę w poście o kastach, który mam w przygotowaniu.
- Jeśli spotkanie ma miejsce w lokalu, to zaproponuj przejęcie kosztów spożytego posiłku lub napojów, ale specjalnie się przy tym nie upieraj. Ja np. prawie zawsze przy pierwszym spotkaniu z ludźmi potrzebującymi prywatnie mojej rady wybieram lokal i w związku z tym przejmuję też i rachunek (bo wybieram zazwyczaj dobre miejsca :-)) Jeżeli robię komuś prezent z mojego czasu, to parę złotych za kawę, czy nawet lunch nie robi specjalnej różnicy. Nigdy przenigdy nie mów ekspertowi „w zamian za twoje rady ja zapłacę rachunek za kawę, czy obiad”!!! Topowi ludzie warci są setki euro za godzinę i taki „interes” może być dla nich obrażający. Oni zazwyczaj nie pracują za jedzenie :-)
- Bądź człowiekiem ciekawym różnych informacji. Ja na wiele spotkań tego typu zabieram ze sobą jakąś aktualną książkę, którą kładę na stole tytułem w dół :-) Obserwacja na ile mój rozmówca jest zainteresowany tym, co czytam pozwala wyciągnąć parę interesujących wniosków dotyczących jego nastawienia. Pytajcie i bądźcie zainteresowani :-)
Tyle na razie moich rad na ten temat. Zdają się one bardzo proste, a jednak to co opisałem powyżej, to odpowiedź na typowe i bardzo rozpowszechnione błędy, które często na pierwszych spotkaniach popełniają moi młodzi rozmówcy. Stosujcie się do powyższego, a wiele z Waszych rozmów będzie miało o wiele lepszy przebieg, czego Wam wszystkim życzę.
Jak zwykle zapraszam do pytań i dyskusji w komentarzach
… powiedziała mi bardzo dawno temu pewna kobieta.
Ostatnio obserwując poczynania (bądź ich zaniechanie) ze strony kilku znajomych muszę stwierdzić, że ta zasada odnosi się nie tylko do spraw damsko-męskich, lecz także w odniesieniu do wielu przedsięwzięć związanych zarówno z naszym szeroko rozumianym życiem społecznym, jak i kwestią zarabiania pieniędzy.
W czym rzecz?
Jeśli uważnie przyjrzymy się ludziom wokół nas, to możemy rozróżnić trzy dość wyraźnie odróżniające się grupy:
- liczna grupa ludzi, którzy z praktycznego punktu widzenie umieją naprawdę niewiele, lecz starają się różnymi trikami autoprezentacji sprawić wrażenie „większych” i bardziej kompetentnych niż są w rzeczywistości
- stosunkowo nieliczna grupa ludzi, którzy naprawdę coś potrafią i nie obawiają się sprzedawać to otoczeniu
- dość liczna grupa osób, które posiadają na tyle rozbudowane kompetencje, aby zdawać sobie sprawę ze swoich braków i niedoskonałości. Ta świadomość niedoskonałości powoduje, że wyceniają się dużo poniżej możliwej do osiągnięcia wartości na szeroko rozumianym „rynku”, lub wręcz w ogóle rezygnują z podejmowania pewnych wyzwań.
Ta ostatnia postawa bierze się zapewne z szeroko rozpowszechnionego w polskich szkołach kultu szukania dziury w całym i wmawiania nawet najzdolniejszym uczniom, że są słabi i tylko nauczyciel jest „bogiem”. Wystarczy też przysłuchać się typowej polskiej naradzie, aby w przeważającej ilości przypadków zauważyć, że jeśli ktoś proponuje jakiś pomysł, to większość dyskutantów nie zastanawia się jak go zaimplementować, bądź ulepszyć, lecz koncentruje się na podkreśleniu jego wad i słabości. Mało konstruktywne, nieprawdaż?
W rezultacie wielu z nas żyje życiem znacznie gorszym od tego, które moglibyśmy prowadzić, bo błędnie uważamy że do pewnych spraw jeszcze „nie jesteśmy wystarczająco dobrzy” . Myśląc tak w nieskończoność tkwimy w dołkach startowych, lub co gorsza zajmujemy się pracami znacznie gorszymi od tych, które moglibyśmy wykonywać, co często prowadzi do „uwstecznienie się”. Ja sam znam parę takich przypadków osób w wieku 30-54 lat, które posiadają rzadkie i cenne umiejętności a z powodu takiej niewiary w siebie od co najmniej 2 lat brak im odwagi, aby zacząć skutecznie sprzedawać je na rynku. Przy tym mówię o robieniu przez nich rzeczy, które lubią i potrafią, oraz, w przeliczeniu na godzinę pracy, o 5-10 krotnie większych zarobkach na początek!!!! Na mnie robi to przygnębiające wrażenia pisklęcia orła wychowanego przez kury i z tego powodu nie mającego odwagi do użycia posiadanych przez nie skrzydeł.
Tak więc drogi Czytelniku:
- Jeśli przypadkiem możesz zaliczyć się do tej powyższej grupy (wiem że to wymaga odwagi, aby się do tego przyznać) to czytaj uważnie dalej.
- Jeśli nie do końca jesteś zadowolony z jakości Twojego życia, ale uważasz że za to odpowiedzialne są czynniki obiektywne, to też na wszelki wypadek poczytaj poniższe wypowiedzi :-)
Zacznijmy od bardzo ważnej uwagi. Rzeczywiście są dziedziny życia w których perfekcyjne, bądź zbliżone do perfekcji wykonanie jakiegoś zadania jest niezmiernie istotne i pod żadnym pozorem nie można w nich iść na kompromisy. Weźmy dla przykładu pracę pilota lądującego samolotem, czy też neurochirurga przy skomplikowanej operacji. Takich i podobnych zadań moje poniższe rozważania nie dotyczą!!
W odniesieniu do pozostałych przypadków okazuje się, że choć naturalnie pewna perfekcja byłaby mile widziana, to w praktyce wystarczy znacznie skromniejszy poziom „dostawy”
Typowym przykładem była moja pierwsza firma produkująca software. Wiedziony przekonaniem, że „albo jesteś super, albo nic nie wartym” o mało nie zbankrutowałem dopieszczając bez końca produkty, które w międzyczasie z powodzeniem były już użytkowane przez klientów.
Dopiero ten zimy prysznic zmusił mnie do ograniczenia się do robienia programów dobrych, co przyniosło ogromne oszczędności w tzw. „effortach” (ilości czasu i innych zasobów potrzebnych do wyprodukowania danego oprogramowania). To jeszcze nie był koniec mojej edukacji w tym względzie, bo z powodu różnych zdarzało się czasem dostarczać klientowi program, który nie tylko nie był perfekcyjny, ale nawet trudno go było uznać za dobry, po prostu jakoś działał :-) Ku mojemu zdziwieniu klienci byli bardzo często szczęśliwi, że go mieli!!!
I to dotyczy nie tylko IT. Uświadommy sobie, że tak naprawdę w bardzo wielu przypadkach najważniejsze jest to, że robimy pozytywną różnicę, niekoniecznie musi to być robione w sposób zasługujący na międzynarodowe wyróżnienia!! Czekanie do momentu kiedy będziemy perfekcyjni pozbawia zarówno nas, jak i naszych „klientów” korzyści, które obie strony mogłyby osiągnąć, gdybyśmy „odważyli się” wychylić odpowiednio wcześniej. Ważne w tym jest, abyśmy na początku otwarcie przedstawili klientowi swoje możliwości bez upiększania czegokolwiek, ale jednocześnie bez umniejszania tego, co rzeczywiście możemy dla niego zrobić. To umniejszanie widzę i słyszę nagminnie przy okazji różnych kontaktów w Polsce, a szkoda.
Parę przykładów korzyści z robienia rzeczy, mimo że są dalekie od perfekcji:
- Ten blog :-) W stosunki do rozwiązań, które dostarczam moim klientom jest to pisany na kolanie dość chaotyczny brudnopis niektórych myśli jego autora. Mimo tego zwiększająca się ciągle ilość odwiedzin (w styczniu ponad 60.000) jest wyraźnym sygnałem, że mimo oczywistych dla mnie słabości ten „produkt” jest przydatny dla coraz większej grupy odbiorców. Mimo tychże samych słabości byłem też już wielokrotnie cytowany z nazwiska jako ekspert w ogólnopolskich gazetach, oraz poznałem sporo bardzo interesujących ludzi, to ostatnie znacznie wzbogaciło moje życie. Te wszystkie (częściowo nieplanowane) efekty nie wystąpiłyby gdybym czekał z realizacją tego pomysłu do momentu, kiedy będę mógł robić to perfekcyjnie (czyli do św. Nigdy :-))
- Kiedyś otrzymałem zapytanie od klienta, czy mógłbym poprowadzić pewne warsztaty związane z bardzo skomplikowanym tematem, gdzie patrząc „na szybko” w 50% zagadnień moja uczciwa ocena brzmiałaby „ nie mam zielonego pojęcia”. Powiedziałem to otwarcie przez telefon, wzmiankując, że w pozostałych 50% mogę zrobić pozytywną różnicę i proponując małą konferencję z top managementem, na którą druga strona zaprosiła mnie kilka dni później. W międzyczasie doszedłem do wniosku, że w omawianej kwestii moje kompetencje pokrywają najwyżej 30% zagadnienia i postanowiłem, że przyjadę na ten meeting, w godzinę powiem klientowi co wiem i co można w danej sytuacji zrobić, po czym po prostu zaproponuję im znalezienie kogoś innego do przeprowadzenia koniecznych warsztatów. Tak też zrobiłem zaczynając od dokładnej ewaluacji zagadnienia, przekazaniu pewnej wartościowej wiedzy i pomysłów w tym zakresie, gdzie byłem kompetentnym i stwierdzenia, że w pozostałych zagadnieniach nie mam ani wiedzy, ani doświadczenia, ani żadnych dostępnych źródeł informacji (w praktyce biznesowej zdarzają się takie rzeczy, do których niezwykle trudno jest znaleźć ekspertów). Ku mojemu zaskoczeniu w rezultacie wymyśliliśmy takie działania, które mimo braku pewnych kluczowych informacji przyniosły klientowi istotne korzyści i które oczywiście ja poprowadziłem. Podczas tych niezwykle interesujących warsztatów okazało się, że jest jeszcze jedna rzecz, gdzie mogę zrobić dla nich istotną różnicę, co zaowocowało jeszcze jednym zleceniem. Gdybym
Jeśli chcecie, to mogę podać więcej konkretnych przykładów, też z zakresu rekrutacji na pewne stanowiska. Myślę jednak, że to, co już napisałem da niektórym z Was materiał do przemyśleń, które być może otworzą Wam nowe możliwości.
Jakie są Wasze doświadczenia w tym względzie?
Ostatnio dyskutowałem na powyższy temat z wieloma managerami i może moje obserwacje oraz przemyślenia będą przydatne też dla kogoś z Was.
Patrząc na młodych pracowników (mniej więcej do trzydziestki) widać dość wyraźnie, że dzielą się oni na co najmniej 3 różniące się od siebie grupy, przy czym granica między nimi, choć nieostra, często jest odbiciem ich wieku i momentu startu w karierze zawodowej. Te grupy to:
„Szczęściarze”, którym udało się jeszcze kupić mieszkanie, zanim ceny nie poszły w górę tak bardzo, że stało się to niemożliwe, nawet na bardzo długoterminowy kredyt. Są to na ogół osoby, które zaczynały pracę stosunkowo dawno, w międzyczasie często mają własne rodziny i dzieci. Ich typowa hierarchia priorytetów w pracy to:
- stabilność miejsca pracy i związana z tym pewność przychodów – nad głową wisi spory kredyt i niespłacanie rat mogłoby skończyć się nie tylko utratą wymarzonego mieszkania, ale też załamaniem się pewnej koncepcji życiowej i „obciachem” wśród znajomych i dalszej rodziny. Dodatkowo fakt posiadania dzieci znacznie podnosi wymagania co do ewentualnego lokum zastępczego, więc byłaby to spora katastrofa.
- wysokość zarobków – duży kredyt bardzo ciąży na budżecie, do tego dochodzą często koszty związane z posiadaniem dzieci, a człowiek chętnie skorzystałby z młodości zamiast być tylko wyrobnikiem pracującym na spłatę rachunków
- atmosfera w miejscu pracy
- możliwości rozwoju zawodowego – na który z powodu innych obowiązków jest coraz mniej czasu i …. ochoty
Tacy pracownicy są stosunkowo wygodni do prowadzenia, silnie rozwinięta pierwsza potrzeba i dodatkowa odpowiedzialność powodują, że musiałoby stać się coś naprawdę poważnego, aby podjęli oni decyzję o zmianie pracy, znosząc cierpliwie ograniczenia w możliwościach dalszego rozwoju a nawet atmosferze w firmie. Ich sytuacja może stać się krytyczna w wypadku znaczącego podniesienia stóp procentowych, większość z nich ma pożyczki o zmiennej stopie oprocentowania, a to silnie podniesie raty wieloletnich kredytów hipotecznych. Wtedy może okazać się, że pensji nie wystarcza nawet na spłatę kredytu i jeśli jako manager nie będziesz mógł poważnie podnieść im wynagrodzenia to zdesperowane osoby pojadą nawet „na zmywak”, byle tylko nie dopuścić do katastrofy związanej z utratą wymarzonego mieszkania. Na to długoterminowo trzeba wziąć poprawkę.
„Pechowcy”, którzy w chwili obecnej nie mają realnych szans na kupno mieszkania. Ci ludzie dzielą się znowu na dwie podgrupy :-)
Podgrupa pierwsza to ci, którym zależy na osiągnięciu czegoś w życiu, a wobec niemożności „osiągnięcia” własnego mieszkania zwrócili się ku innym celom życiowym. Paradoksalnie niemożność kupienia własnej nieruchomości może okazać się dla nich ogromnym błogosławieństwem, bo powstrzymuje przed wczesnym zakładaniem rodziny i uwalnia bardzo duże rezerwy czasu i energii, które można wykorzystać na własny rozwój. Tutaj mamy do czynienia z podobnym zjawiskiem, które opisywał Guy Kawasaki tłumacząc przyczyny sukcesu Silicon Valley
Interesujący w kontekście naszych przemyśleń jest cytat:
„High housing prices. If houses are cheap, it means that young people can buy housing sooner and have kids. When they have kids, they can’t take as much risk and don’t have as much energy to start companies. (I have four kids—I barely have the time and energy to blog, much less start a company.)„
Ci młodzi (bo przeważnie są to młodsze roczniki) wiedzą to (lub przynajmniej czują intuicyjnie) i „dodają gazu”, aby zmieniając reguły gry nie gonić tych „ustabilizowanych” (co byłoby dość beznadziejnym przedsięwzięciem), lecz po prostu przeskoczyć ich przy najbliższej nadarzającej się okazji. Prawdziwej Silicon Valley raczej w Polsce nie stworzymy, ale prawie na pewno powstanie i u nas kasta niezależnych, mobilnych i bardzo wysoko opłacanych specjalistów (albo i generalistów) na których inni będą patrzeć i mówić „ale im się udało” :-) Takich młodych ludzi widzę już w Polsce, choć czasem jeszcze nie wiedzą jaki naprawdę drzemie w nich potencjał. Tym wszystkim mówię przy okazji: „Jestem waszym człowiekiem! Co mogę dla Was zrobić?”
Wracając do ich priorytetów, to wyglądają one następująco:
- możliwość rozwoju osobistego i zawodowego – najważniejsza sprawa z wszystkich, osoby te mają świadomość tego, że jest to fundament do bardzo, bardzo wielu rzeczy, od znalezienia właściwego partnera życiowego, po ciekawą i bardzo dobrze płatną pracę
- ciekawe zajęcia – zdolność znoszenia nudy i szarości jest w całym tym młodym (20-25 lat) pokoleniu znacznie mniejsza niż u poprzednich i dobrze że tak jest :-)
- dobra atmosfera w miejscu pracy
- długo nic …… :-)
- pieniądze – brak poważniejszych stałych zobowiązań i częste jeszcze mieszkanie w domu rodzinnym nie tworzą presji w tym kierunku. Nie oznacza to, że są one całkiem nieważne, po prostu przeważa nastawienie „najpierw nauczę się wnosić dużą wartość na rynek, potem będę kasował naprawdę duże pieniądze”
Jak widać z powyższego, takimi ludźmi trzeba zarządzać całkiem inaczej niż pierwszą grupą (nie mówiąc już o tej, o której zaraz napiszę) i bardzo wiele firm nie ma o tym zielonego pojęcia. W dobie walki o talenty jest to poważne upośledzenie i dlatego zalecam każdemu managerowi uczciwe przeanalizowanie, jak wyglądają jego umiejętności w tym aspekcie. Możemy też na ten temat podyskutować, bo zobaczycie, za parę lat będzie to w wielu branżach być albo nie być w gospodarce.
Podgrupa druga to równie młodzi ludzie jak ci z tej poprzedniej, niemniej o innym nastawieniu do życia. Mam z takimi osobami stosunkowo mały kontakt, niemniej ich podstawowe priorytety są dość wyraźne:
- jak najwięcej zarobić, przy jak najmniejszym zaangażowaniu w to, co robią. Najczęściej traktują swoje zajęcie jak pracę w fabryce od 9 do 17, bez głębszej refleksji nad tym co robią i jaki jest tego sens w szerszej perspektywie. W myśl zasady: „Kierownik kazał, to robimy”
- zdolność znoszenia nudy i szarości jest równie niska jak u kolegów z grupy opisanej powyżej co przy braku własnego rozwoju prowadzi do potężnych frustracji (poczytajcie sobie niektóre blogi :-))
- rozrywka i zabawa „tu i teraz” bez patrzenia na długofalowe konsekwencje jest bardzo ważna
Dla managera tacy pracownicy stanowią poważny problem, bo z tego rodzaju ekipą trudno jest cokolwiek poważniejszego zrobić. Ci ludzie uciekną, kiedy tylko ktoś zaproponuje im trochę więcej pieniędzy, nieważne jakie inne zalety ma Twoja firma i jakie perspektywy otwiera przed zaangażowanymi pracownikami.
Długoterminowo warto eliminować takie (zaraźliwe!) przypadki z twojego teamu, inaczej Twoja jakość życia będzie niepotrzebnie cierpieć.Wyniki firmy też!
Członkom tej ostatniej podgrupy, jeśli czytają te słowa, chcę przypomnieć stare, chyba japońskie przysłowie, które mówi:
„Fala przypływu unosi wszystkie łodzie”
Większość z Was niezależnie od podejmowanych decyzji unosi się na fali dobrej koniunktury, którą mamy od co najmniej 5 lat. Ryzykowne kredyty, brak troski o własną pozycję na rynku pracy itp. nie stanowią problemu dopóki jesteśmy w jadącej do góry windzie ogólnego wzrostu gospodarki. Tak nie będzie zawsze, czy nam się to podoba czy nie, czekają nas też odwrotne cykle, a wtedy nieprzygotowani na to obudzą się z przysłowiową ręką w nocniku, a jego zawartość będzie bardzo nieprzyjemna.
Ktoś, kto nie przeżył minirecesji mającej miejsce około roku 2000 nie zna z własnej praktyki, jak to jest na rynku pracy kiedy mamy wiele osób goniących za śladową ilością ofert. To nie jest miła sytuacja! Jeśli ktokolwiek z Was chce podjąć odpowiednie działania zapobiegawcze, to też jestem otwarty na rozmowę. Sam mam niemałe doświadczenie w podejmowaniu nierozsądnych decyzji i wychodzeniu z problemów przez nie spowodowanych :-)
Powyższe spostrzeżenia stanowią naturalnie duże uproszczenie zagadnienia, prawdopodobnie istnieją też pracownicy o cechach stanowiących mieszankę tych grup, jak i też tacy, którzy do żadnej nie pasują. Z tego musimy sobie zdawać sprawę, niemniej mamy teraz pewną podstawę do dyskusji, a Czytelnicy do przemyśleń o swojej sytuacji.
Zapraszam do rozmowy w komentarzach, a jeśli uważacie cały temat za wartościowy to polećcie ten post innym
W niedzielę zakończyłem wiosenny okres szkoleniowy, co pozwoli mi bardziej zająć się tym blogiem. Jak widzieliście ostatnio, częstotliwość nowych postów bardzo zmalała, co nie jest na dłuższą metę zjawiskiem pożądanym. Na pocieszenie mogę powiedzieć, że tak samo czeka na mnie spora górka zaległej prywatnej korespondencji i parę innych spraw, które zostały odłożone na bok. Mówiąc o prywatnej korespondencji, to dotyczy to też listów od Was, proszę o zrozumienie, że sprawy zawodowe i blog miały pierwszeństwo.
Wkrótce zabiorę się też za tematy zaproponowane przez Was w wątku “Zaproponuj temat”
Dostałem ostatnio sygnały od 2 Czytelników, którzy napisali komentarze, nacisnęli “Submit” a komentarz rozpłynął sie w cyberprzestrzeni. Tak nie powinno być w żadnym wypadku i jeśli ktokolwiek z Was miał taki problem to przepraszam i proszę o wiadomość na alex.barszczewski (at) gmail.com albo poprzez formularz kontaktowy
Będziemy od jutra szukać przyczyny, bo to najwyraźniej problem z software.
Jeśli macie jakikolwiek pomysł jak moglibyśmy ten blog uczynić jeszcze przyjaźniejszym dla Was to proszę o sugestie w komentarzach.
Z ciekawostek, to nasz blog jest regularnie indeksowany przez coraz więcej różnych wyszukiwarek, ostatnio z Japonii
Pewna firma z Poznania, która zajmuje się monitoringiem mediów ma tak kiepski skrypt, że “pożera” nam więcej pasma niż pozostali użytkownicy razem wzięci, więc trzeba będzie ich zablokować. co zapewne nastąpi jutro Ich zakres IP to 213.17.224.128 – 213.17.224.159, jeśli jesteście webmasterami to możecie sprawdzić, czy u Was też ma miejsce takie karygodne marnotrawstwo transferu.
Subskrybuj blog
Ostatnie Posty
- Czym warto się zająć jeśli chcesz poradzić sobie z lękowym stylem przywiązania
- Pieniądze w związku – jak podchodzić do różnicy zarobków
- Jak zbudować firmę na trudnym rynku i prawie bez kasy ?
- Twoja wartość na rynku pracy – jak ją podnieść aby zarabiać więcej i pracować mniej
- Zazdrość – jak poradzić sobie z zazdrością w relacji
Kategorie
- Artykuły (2)
- Dla przyjaciół z HR (13)
- Dostatnie życie na luzie (10)
- Dyskusja Czytelników (1)
- Firmy i minifirmy (15)
- Gościnne posty (26)
- Internet, media i marketing (23)
- Jak to robi Alex (34)
- Jak zmieniać ludzi wokół nas (11)
- Książka "Sukces w relacjach…" (19)
- Linki do postów innych autorów (1)
- Listy Czytelników (3)
- Motywacja i zarządzanie (17)
- Pro publico bono (2)
- Przed ukazaniem się.. (8)
- Relacje z innymi ludźmi (44)
- Rozważania o szkoleniach (11)
- Rozwój osobisty i kariera (236)
- Sukces Czytelników (1)
- Tematy różne (394)
- Video (1)
- Wasz człowiek w Berlinie (7)
- Wykorzystaj potencjał (11)
- Zapraszam do wersji audio (16)
- Zdrowe życie (7)
Najnowsze komentarze