Drodzy Czytelnicy
Autorem dzisiejszego postu jest nasz Czytelnik Mirosław Kordos. W ten sposób otwieramy tutaj możliwość gościnnego postowania, która powinna zwiększyć wartość tego serwisu dla Was. Publikacja takiego postu na blogu nie musi oznaczać, że z wszystkimi tezami autora muszę się zgadzać, wystarczy uznanie że tekst jest wartościowy (to taki mały disclaimer :-)). Zapraszam każdego, kto ma ciekawe myśli do przekazania, wykraczające poza ramy komentarzy do moich postów i chciałby podzielić się nimi z szerszym gronem zainteresowanych Czytelników do kontaktu ze mną w tej sprawie.
A teraz zapraszam do lektury:
__________________________
W dyskusji na temat czy potrzebujemy Hindusów w Polsce padło stwierdzenie, że u nich cywilizacja istniała już od tysięcy lat, gdy u nas była jeszcze dzicz. Zaraz pojawiła się też opinia, że to było tak dawno, że nie ma już żadnego wpływu na dzień dzisiejszy. Otóż przebyta ewolucja ma wpływ na lepsze geny odpowiedzialnych za efektywność pracy. A to jest nie do nadrobienia w ciągu kilkudziesięciu lat.
Dlaczego testy na inteligencję (rozumianą jako IQ) trzeba na bieżąco modyfikować, jeśli średni wynik ma być dalej 100, a nie np. 120? Dlatego, że kolejne pokolenia są coraz inteligentniejsze. A to z kolei dlatego, że rodzice pomału zaczynają zajmować się rozwojem dzieci a środowisko wzrastania dostarcza im coraz więcej bodźców stymulujących rozwój. Oba te czynniki poprawiają genotyp oraz fenotyp (czyli cechy poszczególnych osobników).
Wpisałem w Google słowa: dziecko kariera
Na pierwszej stronie dostałem takie wyniki:
„Dziecko czy kariera? Trudno robić karierę kosztem dziecka.”
„Dziecko czy kariera? Coraz mniej kobiet decyduje się na dziecko przed trzydziestym rokiem życia.”
Następnie wpisałem: kid career
Oto wyniki:
„Directory of sites designed to help children and teens explore possibilities for their future careers”
„Children should begin thinking about future careers early”
W przeciwieństwie do bardziej cywilizowanych krajów, w Polsce dominuje pojęcie kariery jednopokoleniowej z dziećmi w roli przeszkadzajek, bez wykorzystania możliwości ewolucji. Niektórzy rodzice wprawdzie usiłują dbać o karierę swoich dzieci. Niestety na ogół nie mają pojęcia, jak się za to zabrać. Cytat gdzieś z internetu:
„Jędrek ma 7 lat, chodzi do szkoły niepublicznej. W szkole spędza czas od godz. 8 do 17, po szkole ma zajęcia dodatkowe: piłkę nożną, tenis, basen, nauka jazdy na nartach. W niedzielę Jędrek chodzi z rodzicami do filharmonii.”
Takie dbanie o karierę dziecka oczywiście przynosi odpowiednie efekty, co dobrze obrazuje kolejny cytat:
„Młodzi ludzie, którzy czują, że nie są w stanie sprostać wygórowanym wymaganiom rodziców stają się płaczliwi, często śpią po 12-18 godzin dziennie, mają zmienne nastroje, mogą się u nich także pojawiać myśli samobójcze.”
W pierwszych latach życia kształtuję się połączenia między neuronami w mózgu odpowiedzialne za predyspozycje i postawy życiowe, które raz ukształtowane już bardzo trudno zmienić (tak, jak trudno zmienić fundament, jak jest już dom zbudowany) i te lata są najbardziej decydujące dla przyszłej kariery.
Ludzie się rodzą z wieloma zdolnościami, ale większość z nich tracą. Na przykład słuch: absolutny, ale ponieważ od urodzenia ani nie mówią po chińsku, ani nie grają na skrzypcach, więc ten dobry słuch zanika. Podobnie zanika tak ważna dla osiągnięcia sukcesu pewność siebie i ciekawość świata, ponieważ używanie tych cech jest tępione w polskiej kulturze.
Można jednak stworzyć takie środowisko, by tych cech nie tylko nie stracić, ale je rozwinąć. Dla człowieka (szczególnie w wieku 0-7 lat) wszystko powinno być zabawą. Nie należy usiłować dziecka niczego uczyć, a jedynie się z nim odpowiednio bawić, tak by z zainteresowaniem odkrywało świat. Dziecko lubi takie zabawki, jaki dostanie i do jakich się przyzwyczai (dorosły tak samo). Więc tą zabawką może być tor wyścigowy, gdzie w kółko jeżdżą samochody na baterie, ale może też być Visual Studio i Amibroker. Amibroker jest dobrą okazją do zrozumienia po co i jak inwestować, fajnie przesuwają się wykresy, dzieci się tym lubią bawić, a z czasem rozumieją coraz więcej. W Visual Studio też się da wiele myszką poskładać. Jednym i drugim można się zacząć bawić nawet jeszcze nie znając liter. Ponadto w dzisiejszych czasach angielskiego trzeba używać od urodzenia, w ten sposób w ogóle nie trzeba będzie się go uczyć w wieku późniejszym. Jest na to wiele sposobów.
Poznanie liter leży w możliwościach dzieci jeszcze przed ukończeniem 2 lat. Wiele 7-latków już wykonuje całkiem zaawansowane strony www i całkiem dobrze programuje w jakimś języku. I to wcale nie są często dzieci urodzone jako genialne, tylko normalne dzieci, którym stworzono na tyle sprzyjające warunki rozwoju, że mogły się nieskrępowanie rozwijać. (wrodzone predyspozycje, też mają znaczenie, tak, jak duży wzrost w pewnych dyscyplinach sportu, i nie twierdzę, że każdy ma je jednakowe, lecz, że w 99% te predyspozycje są zaprzepaszczane). Dziecko w wieku 7 lat już może mieć dobrze sprecyzowane cele, np. zrobię automatyczny translator z angielskiego na polski. Ten cel może potem ulec stopniowej zmianie w całkiem inny cel, ale pozostaje w nim zrobienie czegoś wielkiego i to nie jako jakiś mglisty plan, tylko jako droga, którą już podąża.
I to jest właśnie praca za darmo (w właściwie twórcza zabawa), którą można się dostać prawie w każde miejsce na świecie. Jak zacznie w wieku 7 lat, to jest wystarczająco dużo czasu, by mając lat kilkanaście już miał to miejsce zapewnione. Jak tylko nie zaniedba rozwoju swojej inteligencji finansowej, to osiągnie na prawdę wiele.
Nie chodzi o samo poznawanie umiejętności, ale przede wszystkim znacznie ważniejsze rozwijanie zdolności niezależnego myślenia i kształtowanie nastawienia na sukces (całkiem na odwrót niż w polskiej szkole).
Dopóki dla dziecka wszystko jest zabawą, czuje, że sam to odkrywa, a nie, że ktoś go uczy na siłę i jakaś głupia ciota nie powiedziała mu, że to są za trudne dla niego sprawy, że to jest dla starszych, jest w stanie zrobić bardzo wiele. I jak nie będzie tego pewien, że wszystko jest łatwą zabawą i że starych ciot i głupich nauczycielek się nie słucha, to w szkole zabiją w nim chęć odniesienia sukcesu.
To, że wielu ludzi nawet nie ma ochoty nic zrobić, by poprawić swoje marne życie, to właśnie zasługa ich rodziców, którzy sami nie mając pojęcia, jak się za życie zabrać nie przekazali im w dzieciństwie odpowiednich postaw. No ale nie ma co winić rodziców, bo skąd mieli mieć takie postawy i taką wiedzę, skoro im dziadkowie tego nie przekazali. Ale dziadkowie też nie są winni, bo tak ich wychowali pradziadkowie. Gdy jednak któreś pokolenie zdecyduje się w końcu wyjść z tego błędnego koła i nie tylko zadbać o swoją karierę ale i o swoich dzieci, to efekty będą szybko narastać.
Oczywiście zdarza się, że z rodziny pijaków i nierobów wyrośnie geniusz. Ale to się zdarza rzadko. Natomiast znacznie częściej geniusz wyrasta z rodziny, która go dopinguje w tym kierunku. Większość ludzi, którzy odnieśli największe sukcesy już od najmłodszych lat miała zapewnione odpowiednie warunki rozwoju.
Np. Sergey Brin i Larry Page chodzili do Montessori school, (która polega na tym, że dzieci uczą się tam myślenia poprzez swobodne rozwijanie swoich zainteresowań, w przeciwieństwie do „normalnych” szkół w których uczą się bezmyślności przez wkuwanie na pamięć), a rodzice ich byli profesorami informatyki i matematyki.
Znakomity przykład kariery szczegółowo zaplanowanej jeszcze przed urodzeniem: László Polgár najpierw napisał książkę o tym, jak wychować dziecko na mistrza świata w szachach, a potem zaczął według niej wychowywać swoje trzy córki (nie chodziły nigdy do szkoły) i rzeczywiście zostały mistrzyniami świata.
Gdyby nami się ktoś w dzieciństwie tak zajął, mielibyśmy dużo większą szansę na dużo większy sukces.
Podsumowując: w karierze tym łatwiej o sukces, im jej planowanie jest bardziej długoterminowe, np. 200 lat zamiast 5 lat. Jednak główną przeszkodą jest nasze z zasady egoistyczne podejście: każdy myśli tylko o sobie, a skutek jest taki, że wszyscy na tym tracimy.
________________________
Autorem tekstu jest Mirek Kordos
Mirek pracował w branży IT w małej firmie, wielkiej firmie i we własnej firmie oraz na uniwersytetach i ośrodkach badawczych w różnych krajach. Aktualnie zajmuje się głównie badaniami nad sztuczną inteligencją oraz jej wykorzystaniem do rozwoju człowieka. Ma dwójkę dzieci w wieku 4 i 8 lat.
„Wiele 7-latków już wykonuje całkiem zaawansowane strony www i całkiem dobrze programuje w jakimś języku.”
Ciekawe ile ich jest? 2? 3? na całej kuli ziemskiej?
bez przesady!
Witajcie,
po zapoznaniu sie z tekstem stwierdzam, ze jednak wole wersje poprzednia. Lub pewne filtrowanie tekstów i oczyszczanie ich ze złogów nieprzyjaznych emocji. Stare cioty? Głupie nauczcyielki? Rodziny pijaków i nierobów? Mirku, proszę Cię, żebyś w swoich tekstach dawał upust swoim przemyśleniem, a nie negatywnym emocjom.
Aleksie, w Twoich postach język pogardy się nie pojawiał. Byłoby dobrze, żeby ten standard został zachowany. Czy będziesz pełnił rolę moderatora i osobiście akceptował teksty innych autorów? Jeśli tak, bardzo Cię proszę, byś zechciał zadbać, by nie obniżały one dotychczasowego wysokiego poziomu bloga.
Powyższy tekst zasługuje na głębszą krytykę, choćby bardzo naiwnej wizji ewolucji i mieszania genetyki z kulturą; z braku czasu poprzestanę na tym, co jako pierwsze rzuciło mi się w oczy.
Pozdrawiam serdecznie,
Iwona
Mariusz
Mirek zapewniał mnie, że ma poparcie wszelkich informacji, które tu przytoczył, wiąc pewnie odpisze Ci
Yves
OK, to nie jest mój tekst, stąd disclaimer na samym początku :-)
Zamieściłem go dla paru interesujących informacji, które i dla mnie były nowe (Mirek zapewniał mnie o ich prawdziwości) i jako podstawę do dalszej dyskusji.
Jeśli chodzi o język, to może zamiast określenia „stare cioty” napisałbym dyplomatycznie „osoby starsze wiekiem (płci obojga) posiadające obraz świata, którego dawno już nie ma i dość ograniczone wykształcenie, a przy tym przekonane o swojej nieomylności i narzucające swoją wizję tym, którzy nie potrafią się bronić”, ale co zmieniłoby to merytorycznie?
„głupie nauczycielki” – oczywiście są też głupi nauczyciele (nawet akademiccy), z tym trudno polemizować.
Tak samo z istnieniem rodzin pijaków i nierobów. To są fakty, gdzie widzisz pogardę, zwłaszcza jeśli to określenie użyte było w tamtym konkretnym kontekście.
Zaden tekst na tym blogu nie jest oczywiście „świętą krową” i dyskusja zawsze była i jest mile widziana. Dlatego zapraszam do pytań i wymiany poglądów, najlepiej nad merytoryczną jego zawartością.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
A dla mnie tekst który przeczytałam jest bardzo wartościowy. Po kilku porządnych minutach analizowania wiem, że jest w tym sporo racji. Ciekawe dlaczego zajęłam się IT, i czemu mnie zawsze ciekawiły techniczne sprawy? Ponieważ jak miałam kilka lat to zamiast lalek Barbie dostawałam klocki Lego.
Wiem, wiem to taki banalny przykład, ale ja tego typu analogie znajduje co chwilę w swoim życiu, tylko ten artykuł to jeden z tekstów po przeczytaniu których myślę sobie „no właśnie!”. I może są tutaj ostre słowa, ale one mają w moim odczuciu tylko zaznaczyć nieprawidłowości które spotykamy na co dzień przy wychowywaniu dzieci.
Generalnie chciałam podziękować Aleksowi za umieszczenie tego tekstu a autorowi za jego napisanie. Daliście mi wiarę w to, że dziecko można naprowadzić na dobrą drogę zanim będzie w stanie wybrać złą (brzmi trywialnie, ale jednak) i, że tylko w Polsce matki boją się rodzić dzieci myśląc wyłącznie o sobie.
Pozdrawiam
Mirek,
Tekst rzeczywiscie bardzo interesujacy. Bardzo znamienny dla popularnych w Polsce postaw jest Twoj test zapytan w Google – sam chetnie poprobuje z kilkoma tematami w ten sposob.
Zgadzam sie z wiekszoscia postawionych przez Ciebie tez, ale na samym koncu posta podajesz jako wzorcowy przyklad László Polgára, ktory, o zgrozo, juz przed narodzeniem dzieci stwierdzil, ze beda grac w szachy na najwyzszym poziomie i dopial swego… Na domiar zlego nie poprzestal na jednej, tylko uszczesliwil w ten sposob swoje wszystkie 3 corki, zapewne doskonalac warsztat… :) Szanuje szachistow i doceniam takze ten rodzaj kariery, ale w mojej ocenie takie 'deterministyczne’ podejscie do rozwoju wlasnych dzieci moze przyniesc wiecej szkody niz pozytku. Czy dobrze rozumiem z Twojej wypowiedzi, ze taki model uwazasz za wlasciwy?
Po bezdyskusyjnie slusznych sugestiach i przykladach co do rozwijania wszechstronnych zdolnosci pojmowania swiata u dzieci, rekomendujesz rozwiazanie, ktore brzmi dla mnie jak dosc czesto spotykane „realizowanie niespelnionych marzen rodzicow za pomoca wlasnych dzieci” >> np. „zawsze chcialem chodzic na balet, wiec wysle tam moje dziecko, bo ja juz jestem za stary”. W niektorych przypadkach efekt bedzie pewnie podobny do przebierania chlopca w sukienki, bo mama marzyla o dziewczynce… Chyba nie o to chodzilo, prawda?
Zdecydowanie jestem na „TAK” jesli chodzi o stwarzanie dzieciom mozliwosci do wszechstronnego rozwoju umyslowego, emocjonalnego i fizycznego od najwczesniejszych lat – czy to za pomoca klockow lego, uprawiania judo, czy zabawy w Visual Studio.
Sam piszesz „Dziecko w wieku 7 lat już może mieć dobrze sprecyzowane cele” – zapewne lepiej bedzie zostawic ich zdefiniowanie takiemu mlodemu czlowiekowi, bo byc moze znajdzie dla siebie bardziej pasjonujace go zajecia niz zadawanie mata w trzech ruchach? :)
Pozdrawiam serdecznie,
Kuba Jedrzejek
Alex,
chodzi mi o język, który w moim odczuciu jest bardzo ważny. Ja oczywiście rozumiem, jak sądzę, o co chodzi z „głupimi ciotkami”, wiem też jednak, że wolę mówić o niemądrych radach niż głupich osobach. Co do pijaków i nierobów – widzisz, ja nie przepadam za takimi określeniami. To tylko etykietki, które mają za zadanie zastąpić namysł nad rzeczywistością bardziej skomplikowaną niż przylepeinie komuś łatki po to, by problem był z głowy. Nazywając kogoś pogardliwym mianem czy obrażając nie pomoże się ani temu komuś, ani dzieciom tego kogoś. To tylko projektowanie wszelkiego zła na innych – zabieg magiczny niemający nic wspólnego ani z diagnozą rzeczywistości, anie z próbą jej poprawienia. Tak to widzę.
Zgoda, że warto pomagać dzieciom rozwijać ciekawość świata i uczyć sie poprzez zabawę. Nie zgadzam sie jednak głęboko na inżynierię i wychowywanie dzieci tak, by zaspokajały niespełnione ambicje swoich rodziców. Dzieci nie tego potrzebują – lecz wsparcia w rozwoju i szacunku dla ich ciekawości, pomocy w pójściu tam, dokąd same chcą iść.
No i na koniec – nie sądzę, by pogarda dla innych była dla jakiegokolwiek dziecka dobrym wzorem wychowawczym.
I refleksja na koniec: może jedną z przyczyn problemów młodszych i starszych Polaków jest właśnie to? Pogarda dla innych, przyklejanie łatek zamiast refleksji, strach przed innością? Może to jest jedna z wielkich przewag Hindusów? To, że wiedzą, czym jest wielokulturowość i są mniej skłonni do obrażania każdego, kto się od nich różni?
Pozdrawiam,
iw.
Mariusz, masz rację, że zamiast „wielu” powinienem napisac „niektórzy”. Ilu ich jest trudno powiedziec, ale napewno choc procentowo niewielu, to nie są to pojedyncze przypadki. Pojedyncze przypadki to 5-latki takie, jak na http://www.microsoftkid.com/
yves, zgadzam się z twoją krytyką, że użyłem trochę prostackiego słowictwa, ale tak, jak Alex to skomentował było to pewnym skrótem myślowym, to samo dotyczy genetyki. Chciałem zbyt dużo treści ując w niewielu słowach i tak to trochę wyszło.
Trochę prowokacyjnie pisac trzeba. Grzeczny i ugładzony tekst nie zwróci niczyjej uwagi (pewnie byś go nie zauważyła, gdyby taki był). A że trochę przegiąłem miejscami, to wynik braku doświadczeń. Nie napisałem jeszcze tyle artykułów, co Alex, więc nie mogę miec tak dobrego stylu i wyczucia. Ale na początku zawsze popełnia się błędy, a kto nie zacznie, ten się nigdy nie nauczy. Na pewno twoje uwagi będą mi bardzo pomocne, jak następnym razem gdzieś coś będę pisał.
Aniu, cieszę się, że skoncentrowałaś się na meritum sprawy. Jesli ktoś się nie zgadza z treściami, które piszę, to też cię cieszę z takiej dyskusji. Jednak gdyby tylko wszyscy wytykali mi potknięcia (wynikłe z braku doświadczenia w pisaniu tego typu tekstów), to by był już pewno pierwszy i ostatni artykuł w moim życiu.
Bym się zniechęcił tak samo, jak dziecko, którego postępy ciągle się krytykuje zniechęca się do nauki, albo jak się zniechęca do efektywnej pracy pracownik, którego szef krytykuje za każde potknięcie.
Kuba, miło Cię znów spotkac. Ja właśnie podałem jako negatywny przykład tego Jędrka, którego rodzice wysyłają na zajęcia, by zrealizował ich marzenia.
Przykład László Polgára jest rzeczywiście nieco drastyczny. Ale z całą pewnością musiał on przedewszystkim sprawi, by jego córki chciały i lubiły gra w szachy, inaczej by do takiego poziomu nie doszły. Byc może próbował podmienic ich marzenia, ale tego juz nie wiem.
Nie rekomenduje jego rozwiazania, ze wzgledu potencjalną moźliwośc wmawiania dziecią, co mają chcie, ale przytaczam go jako przykład co można osiągnąc jak sie od urodzenia startuje z dobrze przemyślanym planem.
I jeszcze raz to napiszę: starałem się zawrzec dużo treści w niewielu słowach, co niestety poskutkowało tym, że nie zawsze tekst jest rozumiany zgodnie z moimi intencjami. Następnym razem się poprawię.
Mirku,
dziękuję za odpowiedź i wyjaśnienie. Niektóre z Twoich tez są wystarczająco prowokacyjne same w sobie, by przyciągnąć uwagę i zachęcić do refleksji. Podoba mi sie Twoja reakcja na krytyczne uwagi. Powodzenia z kolejnymi artykułami!
Jeszcze słowo wyjaśnienia: unikanie etykietek nie sprawia, że tekst jest uładzony. Sprawia jedynie, że nie jest dla nikogo obraźliwy, nie budzi tez podejrzeń o nadmiernie uproszczoną wizję świata. Oba względy wydają mi sie istotne. Podam przykład: gdyby artykuł przeczytała, załóżmy, czyjaś ciotka np. po 60-ce, to czy zastanowiłaby się nad swoim podejściem i np. kupiła siostrzenicy na gwiazdkę prenumeratę National Geographic, czy tez pomruczała pod nosem o „dzisiejszej młodzieży”, może w dużej mierze zależeć od tego, czy poczuje się zachęcona do refleksji, czy do obrony.
pozdr,
iw.
Mirek napisał „Wpisałem w Google słowa: dziecko kariera”
I potem lista tematów, z których zawartości jak sądzę nie jesteś zachwycony. Hm, no i co z tego, wystarczy wpisać „dziecko rozwój” czy „dziecko nauka” a zawartość linków będzie inna.
Wiesz nie wiem jak z Twoją znajomością posługiwania się Google, ale dobór słów w wyszukiwaniu implikuje zawartość rezultatu. Ponadto to, co jest na samej górze nie koniecznie musi być najbardziej wartościowe, wymaga to treningu i wyczucia .
Dalej piszesz „Jak tylko nie zaniedba rozwoju swojej inteligencji finansowej, to osiągnie na prawdę wiele.” Co to jest inteligencja finansowa ?
Kolejny fragment: „Nie chodzi o samo poznawanie umiejętności, ale przede wszystkim znacznie ważniejsze rozwijanie zdolności niezależnego myślenia i kształtowanie nastawienia na sukces (całkiem na odwrót niż w polskiej szkole).”
Jaka jest definicja tego sukcesu ?
Moje doprecyzowanie, takie podejście wymaga pamiętania przez rodziców, że dziecko ma realizować samego siebie, a nie niezrealizowane ambicje rodziców. Żeby nie było tak, ze bawi się w programistę, ponieważ mamusia stwierdza, że to przyszłościowe zajęcie lub same żałuje że nie umie nic w tym temacie. Jak się zapatrujesz na to ?
Piszesz : „To, że wielu ludzi nawet nie ma ochoty nic zrobić, by poprawić swoje marne życie, to właśnie zasługa ich rodziców”. Ja jestem zwolennikiem brania odpowiedzialności za swoje wyboru lub ich zaniechanie. Jeżeli twierdzisz, że ktoś może być temu winny to tak jak by dać mu władzę nad sobą, której fizycznie nie posiada.
Mój feedback na temat generalnego wydźwięku posta: masa negatywnych emocji, które rzucają się na pierwszy plan przysłaniając wiele wartościowych stwierdzeń (to moja subiektywna opinia).
Wygładzenie wydźwięku zwiększyłoby jego skuteczność.
Pozdrawiam, Artur
Artur
Nawiązując do twojej wypowiedzi o użyciu Google, co związanego z tematem artykułu („dziecko czy kariera” ) chcesz wykazać?
Nawiasem mówiąc ja wygooglowałem jeszcze przed opublikowaniem tego tekstu „kariera dziecka”, aby wyrównać szanse ze względu na specyfikę języka polskiego i ku mojemu zdumieniu wyszło prawie to samo co Mirkowi. Zobacz sam.
resztę odpowiedzi pozostawiam Mirkowi :-)
Pozdrawiam
Alex
Mirek,
Nie wiem, czy sam dobierałeś tytuł posta, ale treść tekstu, który przeczytałam bardzo mnie zaskoczyła. Tytuł „Dziecko czy kariera?” wskazuje w moim mniemaniu na rozważania w temacie wyboru między rodzicielstwem a karierą. Myślę, że w tym przypadku lepszym pomysłem byłoby nazwanie go np. „Kariera a dzieciństwo”.
Zgadzam się także z przedmówcami w kwestii „głupich ciot” i tym podobnych.
Po pierwsze – nie lubię krytyki ludzi, preferuję krytykę konkretnych zachowań.
Po drugie – Argument, że „grzeczny i uładzony tekst przeszedłby niezauważalnie” jest chyba tylko swego rodzaju usprawiedliwianiem swoich niedociągnięć. Alex jest chyba najlepszym przykładem na to, że można pisać wartościowe posty w sposób, który nikogo nie razi słownictwem.
I na koniec jeszcze jedno – nie pisz o swoich opiniach tak, jakby były one niezaprzeczalnymi faktami.
Poza tymi kwestiami uważam, że Twój tekst jest bardzo wartościowy. Zgadzam się, że to, jak odkrywamy świat w dzieciństwie determinuje (przynajmniej częściowo) kształt kariery w dorosłym życiu. Jako przykład „za” podam historię moją i mojej rówieśniczki, z którą przyjaźniłam się w dzieciństwie. Patrząc na nas z perspektywy czasu widzę, że rodzice traktowali ją nieco jak „zadanie do wykonania” – miała być ładna, szczupła, mądra, dużo zarabiać – być idealna. I skutki tego były takie, że dzieciństwo spędzała w dużej mierze na zajęciach dodatkowych, które wymyślili jej rodzice – posłali ją nawet na lekcje gry na fortepianie, ponieważ dowiedzieli się, że ja na takie uczęszczam, a ich dziecko „nie może być gorsze”. W wieku 16 lat chorowała na anoreksję. Dzisiaj studiuje budownictwo, które wymyślił dla niej jej ojciec. Nie potrafi z nikim utrzymać stałej więzi emocjonalnej.
A ja? Studiuję, pracuję, zakładam własną firmę i jestem w tym wszystkim naprawdę szczęśliwa. I zdaję sobie sprawę z tego, jak wiele zawdzięczam temu, że rodzice zawsze mnie dopingowali, zachęcali do szukania tego, co naprawdę mnie interesuje. Nigdy nie usłyszałam, że zawiodłam ich oczekiwania mimo, że w wielu kwestiach – na przykład kierunku studiów – mieliśmy inne poglądy.
Podsumowując – temat bardzo ważny – polecam przemyślenie wszystkim, którzy chcą kiedykolwiek zdecydować się na dzieci.
Alex,
Mogę to jeszcze teraz wygładzic? Jak tak, to poprawiamy!
Artur i Agata i każdy chętny do napisania następnego postu,
Wysłałem to najpierw do Alexa do recenzji, ale Alex chciał żeby to było moje własne dzieło, a nie nasze wspólne i dlatego nie zasugerował mi żadnych zmian.
Jednak mam dobrą radę dla osoby, która następna zdecyduje się coś napisac, żeby najpierw taki post przesłała mailem do kilku aktywnych czytelników Blogu z prosbą o uwagi. To powinno znacznie pomóc w zredagowaniu ostatecznej wersji.
Problem polega na tym, że IQ to wymysł. Dla mnie nic sensownego. Bardzo trafnie Tony Buzan o tym pisze w którejś z książek: IQ mówi tylko o paru dziedzinach rozwoju umysłu, wyniki można bardzo łatwo poprawić przez odpowiednie ćwiczenia oraz nic nie mówią o możliwościach osoby. A przed szufladkowanie mogą tylko skrzywdzić: „no przecież to mi się nigdy nie uda, mam tylko tyle, a tyle IQ”.
Dlatego jeśli autor tego tekstu wierzy w testy IQ, to do wszystkiego innego podchodzę sceptycznie.
Mirek
Myślę, że nie jest to konieczne. Jeśli po przejrzeniu Twojego tekstu zapytałem Cię tylko o zgodę na poprawienie paru literówek i wstawienie pomocniczych linków, to oznacza, że uznałem go za na tyle w porządku, aby tutaj się ukazał. Nie ma tam ani argumentów ad persona, ani naprawdę obraźliwych określeń, trochę emocji przy wartościowej treści ogólnej. Nie wszystko musi przecież być na jedną modłę :-)
Następnym razem możesz przecież, jeśli zechcesz ,napisać inaczej.
Po powiedzeniu sobie co nam się językowo podoba, a co nie skoncentrujmy się lepiej na stronie merytorycznej, bo jest tam parę tematów do rozwinięcia
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex,
Chciałem ukazać że sam nie wiem jak ten fragment łączy się z tematem artykułu. Ponadto, post opisuje bardzo wartościową metodę wspierania rozwoju dzieci w ich pierwszych latach na tej planecie. Tytuł natomiast brzmi „Dziecko czy kariera”. Trochę inne tematy, nieprawdaż ?
Zakładam, że ten pierwszy jest wiodący. Po prostu, jeżeli chcemy znaleźć na polskich stronach adresy do ciekawych informacji np. na temat rozwoju malucha to słowa: „dziecko kariera” nie są najlepszą kombinacją, co nie zmienia faktu, że takie informacje tam są.
Po prostu trochę mi to przypomina szukanie taniej sensacji, coś jak w tabloidach, gdzie artykuł szuka dziur w całym, sensacji zamiast rzetelnie informować że można inaczej. Po prostu w polskim Internecie można znaleźć wartościowe miejsca np, o zabawkach edukacyjnych, z tym że nie poprzez wpisanie słów „dziecko kariera” a innych. Czy jest coś złego w tym, że angielskie odpowiedniki stron o zabawkach (i innych formach rozwoju) uzyskuje się poprzez zapytanie słów które nie są bezpośrednim tłumaczeniem ?
Pozdrawiam, Artur
Artur
Nie wtrącam się w dobór tytułu przez Autora, jeśli tylko nie jest on całkowicie mylący.
Dlaczego uważasz dobór słów kluczowych dziecko+kariera za słaby w poszukiwaniu materiałów jak zapewnić dziecku zrobienie (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) kariery w przyszłości?
To, że w polskim internecie akurat tutaj jest kiepsko (zobacz co się pojawia na pierwszej stronie w Google), to nie powód aby uznać ten stan za normalny. My go właśnie zmieniamy!!! :-) Ta strona ma Page Rank 5, tyle samo co takie strony jak np. rzeczpospolita.pl, dziennik.pl, czy też polityka.pl więc to, co się tutaj ukazuje nie jest dla Google całkiem bez znaczenia :-)
Pozdrawiam
Alex
To co chcę przekazać poruszając fragment o polskim Internecie i google to fakt, że szukając informacji o karierze dla dziecka dobór słów dziecko+kariera, nie tyle co jest słaby a nie jest jedyny. Po prostu można to osiągnąć z tym, że używając innej kombinacji.
Chociaż fakt, zgadzam się, że powinno być to możliwe również po uzyskaniu wyżej wymienionej kombinacji, a jej brak jest aktualną słabością zawartości polskiego Internetu. W sumie teraz doceniam fakt, że Mirek poruszył ten temat. Brakuje mi tylko uzupełniania, że trzeba brać poprawkę na polski Internet i szukać poprzez bardziej bezpośrednie sformułowania. To ostatnie zdanie najlepiej odzwierciedla moje pierwotne intencje
Mamy teraz jasność w tym temacie ?
pozdrawiam, Artur
Witam ponownie,
Czytajac komentarze, ktorych znaczna czesc odnosi sie do uzytych przez Autora „form stylistycznych” oraz krytykuje jego przekonanie o slusznosci wlasnej argumentacji, mam wrazenie, ze niepredko pojawi sie kolejna osoba, ktora odwazy sie napisac cokolwiek od siebie w formie goscinnego posta… Czy o to wszystkim chodzi????
Wydaje sie dosc jasne, ze intencje byly dobre, wiec wrzucmy na luz i docenmy bardzo liczne wartosciowe spostrzezenia Mirka oraz chec podzielenia sie nimi, zamiast korzystac z faktu, ze tym razem to nie Alex pisze cos kontrowersyjnego i nie wykorzysta swoich doskonalych umiejetnosci komunikacji werbalnej, zeby dac komus „po lapach”, jesli ten ktos nadmiernie bedzie staral sie wykazac, ze nic go nie przekona, ze „biale jest biale…”, a do tego twierdzi, ze sam jest bardziej swiety od Papieza… :) Meant no offence… :)
MIREK:
Dzieki za odpowiedz i ciesze sie, ze takze Twoim zdaniem przyklad z corkami-mistrzyniami jest mocno przerysowany i tak naprawde nie o to w wychowaniu dzieci chodzi. Tak tez rozumialem wczesniejsza czesc Twojego tekstu, stad pojawilo sie moje pytanie / prosba o doprecyzowanie.
Ja jeszcze nie mam dzieci – Ty jak rozumiem tak?
Co wg Ciebie jest lepsze w naszych polskich warunkach: poslanie dzieci do przedszkola, mimo ryzyka, ze 'nasiakna’ nawykami przekazywanymi przez nie do konca swiadomych nauczycieli; czy zabawo-edukacja w domu, az do momentu kiedy juz zgodnie z prawem trzeba poslac je do szkoly? Jaki jest Twoj wybor?
Pozdr,
Kuba
PS> Jesli dla kogokolwiek wstep do mojego komentarza wydal sie zbyt radykalny, prosze o konstruktywny feedback na prv: never2windy(at)gmail.com aby uniknac dalszego off-topicowania pod postem Mirka.
Jako kobieta po trzydziestce, po przeczytaniu tego tekstu mam tylko jedno pytanie… Dziecko czy kariera?…
pozdrawiam
Kuba
Piszesz: „mam wrazenie, ze niepredko pojawi sie kolejna osoba, ktora odwazy sie napisac cokolwiek od siebie w formie goscinnego posta”
Myślę, że nie będzie tak źle :-)
Każdy wychylający się w życiu człowiek musi liczyć się z tym, że będzie krytykowany za aspekty nie mające wiele wspólnego z merytoryczną stroną tego co powiedział.
Tutaj to zjawisko występuje w bardzo łagodnej formie, jest więc doskonałą okazją do treningu. Niedawno wspominaliśmy te „effortful study” jako źródło prawdziwie unikalnych kompetencji, nieprawdaż?
I nie musisz rozmawiać z innymi na priv. Wszystko co robimy na tym blogu to powinno być „learning experience” dla każdego Czytelnika.
Zulka
Gdyby w Twoim pytaniu wystąpił jakiś czasownik, to lepiej wiedzielibyśmy o co Ci chodzi? :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Artur Jaworski Says: „takie podejście wymaga pamiętania przez rodziców, że dziecko ma realizować samego siebie, a nie niezrealizowane ambicje rodziców. Żeby nie było tak, ze bawi się w programistę, ponieważ mamusia stwierdza, że to przyszłościowe zajęcie lub same żałuje że nie umie nic w tym temacie. Jak się zapatrujesz na to ?”
Problem w tym, że dziecko, nad którym rodzice konsekwentnie „pracują” od urodzenia (tak, jak siostry Polgar, czy Martina Hingis) nie wie, jak mogłoby wyglądać ich prawdziwe „ja”. Rozwija się w sztucznie wykreowanej rzeczywistości („świat szachów”, „świat tenisa”). Możliwość skorzystania z innych opcji dostrzega dopiero u progu dojrzałości, kiedy autorytet rodziców zaczyna przegrywać z autorytetem osób spoza najbliższego otoczenia.
TesTeq
Zgadzam się z Tobą w 100%
Dokładnie to samo zjawisko zachodzi, kiedy dziecko wychowuje się w sztucznie wykreowanej rzeczywistości stereotypów danego społeczeństwa, co niestety można obserwować znacznie częściej (po prostu rozejrzyj się wokoło).
U nas w Polsce mamy jeszcze ten problem, że autorytet osób z najbliższego otoczenia rozciąga się w wielu wypadkach znacznie dłużej, niż próg dojrzałości.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Zulka,
Najpierw zdefiniuję pojęcia by byc dobrze zrozumianym:
Jako „sukces” rozumiem, że ktoś jest w sposób trwały i niepodważalny przez opinię innnych ludzi zadowolony ze swojego życia, że uważą, że mu się „udało”
Jako karierę rozumiem drogę postępowania prowadzącą do tego sukcesu i powiększjącą ciągle ten sukces.
W odpowiedzi na Twoje pytaie, ja to rozumiem tak, jak napisałem w ostatnim zdaniu, że najlepiej jest budowac swoje szczęście w sposób ciągły: dla siebie i dla dzieci.
Dzieci nie stoją w opozycji do kariery, tylko są jednym z jej najważniejszych filarów (a dla wielu najważniejszym). Nie chodzi mi tu o dzieci rozumiane w znaczeniu, jako „słodkie małe istoty”, tylko po prostu jako ludzie, którym przekażemy częśc z naszego szczęścia i od ich najmłodszych lat (które są często, choc nie zawsze decydujące) zapewnimi im warunki do osiągnięcia sukcesu. Czytałem niedawno wywiad z rodzicami Sergey’a Brina (twórcy Google). Byli bardzo dumni z jego osiągnięc, uważali, że to jest ich największy sukces życiowy, że udało im się zapewni mu taki start, na bazie którego doszedł do swojej aktualnej pozycji.
Teraz sprawa techniczna. Może pojawiac się pytanie, „co będzie z moją pracą, jak będę miała dziecko i będę musiała zostac w domu?”. Odpowiem stwierdzeniem, które już nie raz padło na tym blogu: „Znajdź to, co bardzo lubisz i bądź w tym dobra, a pieniądze same Cię znajdą”. Znane były (choc niezbyt liczne) przypadki kobiet, ktore w ciągu pięciu lat pracowały na stanowisku kierowniczym i w tym czasie urodziły dwójkę dzieci i zrobiły doktorat. Człowiek jest w stanie zrobic bardzo wiele, tylko często o tym nie wie (podobnie, jak nie wie, jak wiele jest w stanie zrobic jego dziecko w sprzyjających warunkach).
Kuba,
Masz rację. Z wychylaniem się jest ryzyko, ale bez wychylania się jest szaro i nudno. Przysłowie słusznie mówi „lepiej zrobi i żałowac, niż żałowac, że się ie zrobiło”.
Jeśli chodzi o pozytywne nastawienie, to temat dobry na oddzielny post. Obserwuję karierę Baracka Obamy i osobiście jestem za nim. Postanowił „płynąc pod prąd”, czyli w przeciwieństwie do tradycyjnego zachowania innych kandydatów nie zrównywac rywali z błotem i wytworzyc swój image jako osoby, której przekaz jest zawsze pozytywny (To nawet czuc w jego głosie, z jaką pewnością koncentruje się na pozytywnym działaniu, a nie na wzajemnych podchodach). Nawet z własnego sztabu wyborczego ma liczne naciski, by atakował brutalnie swoich rywali, gdyż jego współpracownicy się czesto tak przyzwyczaili, że nie są w stanie zobaczyc, że można inaczej. Nie wiem, czy zostanie prezydentem, ale jego szanse coraz bardziej rosną i to właśnie dzięki odmiennej, pozytywnej kampanii zwrócił i ciągłe zwraca na siebie uwagę coraz to większej liczby wyborców.
Kuba,
Tak, mam dwoje dzieci i to co pisałem, było również oparte o moje doświadczenia,
inaczej bym nie wymyślił, żeby napisac na taki temat.
Nie w każdym przedszkolu są źli nauczyciele, a często są nawet dobrzy. Moje zastrzeżenia dotyczyły raczej podstawówki i kolejnych etapów szkolnictwa, niż przedszkola. Gdybym mieszkał w Warszawie, to np. to przedszkole http://www.warsawmontessori.edu.pl/ wygląda z opisu interesująco (metoda Montessori, język angielski) i po zasięgnięciu opinii kilku rodziców bym do takiego przedszkola dziecko posłał.
W Polsce nie ma obowiązku chodzic do szkoły. Można się uczyc w domu i tylko zdawac egzaminy co semestr (chyba, że coś się ostatnio zmieniło ?).
hej,
tak z boku, bo (niestety) tylko chwile poswiecic moge na dyskusje.
chcialem powiedziec, ze wydaje mi sie niezwykle ciekawe, ze posty Alexa nie wywoluja takiej burzy w szklankach korektorow… dlaczego tak sie dzieje?.. ;) sprobujcie poszukac frazy „Great Photographers on the Internet” w google, ja sie usmiechnalem :) no ale nie moge sobie odmowic swoich trzech groszy: czy nie rozwialaby wielu watpliwosci zmiana tytulu na 'dziecinstwo czy kariera? (podobnie jak sugerowala Agata, ale zachowujac oryginalny jego ksztalt). bo sadzac po tytule oczekiwalem tekstu ktorego adresatami beda rodzice i ich wlasnie kariery.
ale wracajac do meritum: dyskutowalem cala rzecz z przyjaciolmi, jeden z nich poddal przyklad osmiolatka ktory rozpoczal studia (google: „Eight-year-old physics genius enters university”). cos co zwrocilo szczegolnie nasza uwage to slowa ojca, ktory stwierdza, ze „mysle, ze dobrze robie pozwalajac mojemu synowi zajmowac sie czymkolwiek, co go interesuje”, ze „najwazniejsze w edukacji jest znalezienie i przygotowanie korzystnego, sprzyjajacego i zachecajacego srodowiska dla dziecka, innymi slowy przyzwolenia na bycie soba” i ze „priorytetem edukacji jest uczynienie dziecka szczesliwym”.
i niezaleznie od tego czy to prawda (ze rodzice faktycznie nie poddali sie pokusie wykorzystania dziecka) pojawia sie pytanie: czy faktycznie mozliwe jest kreowanie spelnionych zawodowo, ale przede wszystkim szczesliwych ludzi? mysle, ze tak. pytanie tylko czy jestesmy w stanie taki proces skwantyfikowac, opisac dostatecznie precyzyjnie, zeby kazdy chetny rodzic mogl z niego korzystac?.. warto byloby, chocby dlatego, ze byloby jakos przyjemniej na ulicy widziec wiecej usmiechnietych twarzy ;)
Mirek,
dziekuje za odpowiedz.
Mnie w zasadzie nie trzeba przekonywac do Twojego punktu widzenia, nasze poglady sa zbiezne. Jednak w duzej mierze jest to kwestia zwiazana z procesem decyzyjnym, ktory z punktu widzenia trzydziestolatki, mocno zaangazowanej w swoje zycie zawodowe jest procesem trudnym, zmudnym i odsuwanym w najdalszy kat umyslu. Taka decyzje jest podjac tym trudniej im mniej ustabilizowana jest sytuacja osobista. A gdy dodamy do tego 'kariere’ (nie lubie tego slowa, ja nie robie kariery, po prostu pracuje) ok…prace i to co ta praca MI daje, okazuje sie, ze podjecie decyzji o posiadaniu dziecka _swiadomie_ jest bardzo trudne, moze wrecz niemozliwe. To jest moje osobiste przemyslenie. Nie twierdze, ze tak 'ma’ tez wiekszosc kobiet w moim wieku i sytuacji.
Nieustannie dziwi mnie jednak fakt, ze mimo iz jestem osoba, ktora lubi samodzielnie podejmowac decyzje i miec wplyw na rzeczywistosc, w tej jednej kwestii pozostawiam sprawy swojemu biegowi i nie wtracam sie do tzw. losu.
To takie wygodne :D
Alex,
na szczescie Mirek zrozumial moje pytanie mimo braku czasownika ;)
Mirek
Zacytowałeś: „“lepiej zrobić i żałować …”, Ty zrobiłeś, lecz mam nadzieję że nie żałujesz, co zresztą można wyczytać chwilę potem:”to temat dobry na oddzielny post” :-)
A teraz zupełnie poważnie, widzisz, że pisząc post na temat, którego ja bym na pewno nie podjął zrobiłeś coś pożytecznego dostarczając wartościowych informacji? Dziękuję!
Rafał
Tytuł „dzieciństwo czy kariera” sugerowałby prawdopodobnie rozłączność tych dwóch pojęć (czyli możesz zapewnić Twojemu dziecku dzieciństwo albo karierę życiową), co moim zdaniem niekoniecznie musi mieć miejsce.
Oryginalny tytuł Mirka może być nieco mylący, niemniej pozostawiłem to w jego gestii.
Podoba mi się przedstawione w Twoich cytatach podejście ojca tego ośmiolatka.
Czy takie podejście można skwantyfikować? Zapewne tak, choć musimy pamiętać, że w takich sprawach, jeśli chodzi o wpływ na rezultaty końcowe, możemy co najwyżej wpływać na prawdopodobieństwo ich wystąpienia.
Zulka
Mirek poprawnie domyślił się o co chciałaś zapytać :-)
Innym razem może być inaczej, dlatego zwróciłem Ci na to uwagę.
Zaciekawiło mnie co rozumiesz przez „w tej jednej kwestii pozostawiam sprawy swojemu biegowi i nie wtracam sie do tzw. losu”. Jeśli to jest to, co myślę, to mam nadzieję, że komunikujesz ten fakt „przed” potencjalnemu partnerowi :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex,
to nie jest to co myslisz.
pozdrawiam
Witam!
Jestem przykładem takiego „dobrego” wychowania dziecka.
Przez moje dzieciństwo, mimo bardzo różnej sytuacji materialnej, przeprowadzali mnie rodzice w bardzo odpowiedzialny sposób. Od samego początku zaszczepiali mi w głowie i powtarzali, że co sobie wymarzę, to mogę osiągnąć.
Obecnie mam 18 lat.
Od dzieciństwa pasjonowały mnie komputery. Już w wieku 8 lat pisałem pierwsze programy komputerowe (rodzice mnie wcale nie zachęcali do tego, nawet pamiętam jak długo musialem męczyć mamę, by mi zamówiła książkę do programowania ;] ).
Obecnie prowadzę własną firmę i współpracuję z różnymi ludźmi bogatszymi i mądrzejszymi ode mnie, by skutecznie wykorzystywać swoje umiejętności.
Dzięki temu, że nikt mi nie zaszczepił w mózgu braku pewności siebie i zabijania wielkich myśli, obecnie jestem wysunięty o dobre kilka lat do przodu (w stosunku do moich rówieśników). Zdaję sobie jednak sprawę, że na zachodzie takich jak ja jest bardzo wielu..
Piszę, żeby moja osoba mogła być przykładem potwierdzającym sens artykułu Mirosława Kordosa.
Pozdrawiam!
Darek
Zulka
Jasne :-)
Dlatego wolę pytać niż się domyślać
Darku
Dziękuję za interesujący przykład. Powodzenia w dalszym działaniu i gratulacje dla rodziców!!
Pozdrawiam serdecznie
Alex
PS do Darka:
Może chciałbyś co nieco napisać o Twoich doświadczeniach i przemyśleniach?
Mógłby być z tego ciekawy post gościnny
Witam
To że każde pokolenie jest mądrzejsze od poprzedniego to się w pełni zgodzę tyle że opierając się na dwóch ostatnich wiekach. To że inteligencja nam rośnie wraz z pokoleniami, to jakoś mnie nie przekonuje.
Szczególnie jak spojrzeć na cywilizacje Europejskie starożytne np.Grecja/Rzym, mięli naukę na wysokim poziomie, cesarstwo zarządzane w miarę sprawną administracją i nagle stop. Przychodzi średniowiecze, Europa niknie w mrokach plemiennego chrześcijaństwa, Filozofia, cała myśl techniczna co była np. u rzymian, zanika. Tak jakby człowiek cofnął się w rozwoju.
Więc ta inteligencja zatrzymała się a nawet cofnęła na mroczne wieki, tak jakby zaczynaliśmy od zera. Dopiero potem osiągnięcia starożytnych odkrywaliśmy na nowo i w sumie wykorzystujemy do dziś jeśli chodzi np. o myśl filozoficzną czy matematykę.
Natomiast rozwój, jeśli chodzi o poziom moralny człowieka, który rósł wraz z kolejnymi pokoleniami, oparłbym na ostatnim wieku. Dokładniej… na sposobach zabijania, unicestwiania drugiego człowieka i wyciągania z tego wniosków
I Wojna Światowa – gazy bojowe – tysiące ludzi ginie – człowiek musiał wykorzystać aby powiedzieć, że jest złe i sobie zakazać
II WŚ – obozy koncentracyjne – tak samo, musiał człowiek unicestwić miliony aby powiedzieć sobie, że tak nie wolno.
– bomba atomowa – trzeba było użyć, aby na poważnie zrozumieć czym jest zagłada
Jeśli chodzi o dzieci to uważam, że nie powinno się dziecka kształtować, tylko dać szansę na to aby próbowało wszystkiego(no może bez przesady ;) ), niech samo odkryje swoje zdolności, niech to zrobi poprzez zabawę w końcu od tego jest dzieciństwo. Czas na obowiązki jeszcze przyjdzie.
Pozdrawiam
Podoba mi się post Mirosława
Podoba mi się, bo zwraca uwagę na to, że należy dziecku stwarzać warunki do rozwijania się w kierunku, który ono samo znajduje poprzez spontaniczną zabawę. Podoba mi się, że Mirosław nie ukrywa swoich emocji, które pojawiają się, gdy czujny rodzic przeżywa niepowodzenia dziecka, spowodowane contra-produktywnymi działaniami osób, biorących się za nauczanie. Z pewnością wielu rodziców mogłoby teraz napisać o sposobach tępienia indywidualizmu ich dziecka, stosowanych przez nauczycieli, począwszy już od klasy ZERO. Dlatego nie dziwi mnie emocjonalny charakter tego tekstu. Ja to rozumiem.
A na poparcie tego, co pisze Mirosław, że dziecko uczy się poprzez zabawę przytoczę przykład 5-letniego najmłodszego perkusisty świata, Igora Faleckiego, który w wieku 3 lat trzymał już pałeczki i imitował grę na perkusji podpatrując muzyków, a w wieku 4 lat grał na swoim wymarzonym instrumencie. Poczytajcie i posłuchajcie. http://wiecek.biz/igor_falecki-czteroletni_perkusista.html
W ten sposób powstają „wrodzone talenty” :-)
pozdrawiam serdecznie
EwaSz
EwaSz,
Cieszę się, że nareszcie ktoś w pełni rozumie, co napisałem.
Mam wrażenienie, że masz dzieci i dlatego rozumiesz. Zastanawiam się, gdzie powinienem coś takiego napisać? Większość czytelników tego blogu prawdopodobnie ani nie ma dzieci, ani nie sami nie doświadczyli tego typu oddziaływań, ani chyba nie brali udziału w karierze rozwijanej z pokolenia na pokolenie (do czego starałem się zachęcić.) I dlatego chyba nie było to najlepsze miejsce na publikacje tego typu tekstów. (Co wnioskuję po tym, że na początku dyskusja dość zjechała na tematy zastępcze, zamiast trzymać się meritum sprawy).
Igor Falecki to przykład właśnie takiej kariery wielopokoleniowej: buduje swoją karierę z pomocą rodziców, na podbudowie tego, co już osiągnęli rodzice i dlatego ma szansę na więcej, niż gdyby startował od zera.
Piszesz, że ja „nie ukrywam swoich emocji, które pojawiają się, gdy czujny rodzic przeżywa niepowodzenia dziecka, spowodowane contra-produktywnymi działaniami pewnych osób”. Tak, o to właśnie chodzi, zwłaszcza, że z tak spowodowanych niepowodzeń jest trudno wyjść.
pozdrawiam
Mirek
EwaSz, Mirek:
Przyglądając się postępom Igora, zebrałem jakiś czas temu kilka krótkich filmów z utalentowanymi dziećmi. Wszystkie są dostępne tutaj, a niektóre naprawdę oszałamiają (jak np. 11-latek śpiewający sopranową arię „O zittre nicht” z Magicznego Fletu.
Pozdrawiam serdecznie
Ludwik
Ewa
Dziękuję za interesujący komentarz z punktu widzenia praktyka, który cały (?) proces wychowania dziecka ma za sobą.
Mirek
Piszesz:”I dlatego chyba nie było to najlepsze miejsce na publikacje tego typu tekstów”
Zapewne gdzieś na świecie istnieje znacznie forum na takie dyskusje. :-)
Nie zmienia to faktu, że w ciągu zaledwie tygodnia odnotowaliśmy ponad 1100 wejść na tę stronę i gwarantuję Ci, że nawet po miesiącach będą tutaj zaglądać różni ludzie. Właśnie spojrzałem ile odwiedzin było w tym miesiącu na jednym wywiadzie, który zamieściłem na blogu we wrześniu 2006 – ciągle jeszcze ponad 200, czyli 10 dziennie !!. Jak mawiają Amerykanie „do the math!” :-) To jest przykład na „The Long Tail”
Inną sprawą jest zaobserwowane przeze mnie zjawisko, że czasem próbujemy coś dobrego zrobić dla świata i pozornie nasze wysiłki nie przynoszą specjalnego rezultatu. W rzeczywistości prawie każde nasze działanie coś zmienia w środowisku, często tylko nie dowiadujemy się tego. Czasem potrzeba czasu, czasem zbiegu okoliczności, ale zdziwiłbyś się jak często ja dowiaduję się zupełnie niespodziewanie o różnych pozytywnych „efektach ubocznych” tego, co robię :-)
W tym kontekście nie przeceniałbym faktu, że kilku Czytelników skoncentrowało się na kwestiach pobocznych, zamiast przyjrzeć się sednu Twojego tekstu. My tutaj wszyscy uczymy się poprzez dyskusje, a uczenie się nieodłącznie związane jest z takimi rzeczami :-)
Jeszcze raz dziękuję Ci za ten post – to jest bardzo ważny temat i bez Ciebie nie zostałby w ogóle poruszony
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witaj Mirku
Tak właśnie jest. Przeżywałam wraz z dzieckiem jego rozczarowania, zwątpienia, brak chęci uczestniczenia w lekcjach z jednego z głównych przedmiotu w szkole zarówno podstawowej jak i średniej. Tak się złożyło, że ta sama nauczycielka uczyła córkę w jednej i w drugiej szkole. Dziś jeszcze, po upływie paru dobrych latach, mam przed oczyma obraz zapłakanej dziewczyny, która wróciła z pierwszej lekcji w liceum z tego przedmiotu. „Profesorka” odczytując listę obecności dotarła do znajomego jej nazwiska i głośno, tak by każdy z ponad 30-osobowej grupy całkiem obcych sobie jeszcze wtedy uczniów mógł usłyszeć, powitała córką w taki mniej więcej sposób: Ty, XX (nazwisko), nie myśl sobie, że będziesz miała u mnie 3 na koniec roku!
Wyobraźcie sobie reakcję uczniów. Zapadła cisza, której nikt nie ośmielił się przerwać. Córka wróciła do domu z uczuciem upokorzenia i wstydu, prosząc przez łzy, by przenieść ją do innej szkoły. Pytanie: co robić? Chronić dziecko przed „złym światem” umieszczając w innym liceum, czy dać możliwość doświadczania niepowodzeń i uczenia się pokonywania ich, co w życiu okazuje się cenną umiejętnością? Po wspólnym, to znaczy wraz z dzieckiem, przedyskutowaniu za i przeciw różnych rozwiązań, podjęta została decyzja o pozostaniu w tej szkole. Nota bene, w tejże klasie oprócz 3 uczniów- faworytów pani profesor, reszta szybko dołączyła go grona tych, którzy mieli problemy „nie z przedmiotem, a z nauczycielem”. Na wywiadówkach skargi rodziców dotyczyły tylko i jedynie tej pani profesor, jej metod nauczania, a raczej traktowania uczniów. Większość rodziców przyznało się, że ich dziecko chodzi na korepetycje z tego przedmiotu. I co z tego, że na korkach jest pojętnym i logicznie myślącym uczniem, jak przy tablicy nie potrafi skupić się po usłyszeniu paru niewybrednych epitetów opisujących jego stan umysłowy.
Komuś, patrzącemu z boku łatwo i oceniać i krytykować. Komuś, kto nie jest zaangażowany choć w niewielkim stopniu w edukację własnego dziecko, może być obojętne, co przeżywa dzieciak. Jednak komuś, kto jest zarówno rodzicem jaki i dobrym towarzyszem dziecka, trudno jest bez emocji mówić, nawet po latach, o tych przykrych doświadczeniach, tym bardziej że „naprawianie” szkód, jest niełatwym zadaniem i dla rodzica i dla dziecka.
Ten opisywany przeze mnie przypadek dotyczy wieku dorastania, czyli czasu gdy niezmiernie ważne jest cierpliwość, zrozumienie i wspieranie młodego człowieka w umacnianiu jego „zaufania do sobie samego” Toteż nie dziwią mnie epitety pod adresem niektórych nauczycieli, jakich używają rodzice relacjonujący przykre zdarzenia dotyczące ich dzieci.
Córka wtedy, w pierwszej klasie liceum postanowiła, że maturę będzie zdawała poza Polską i do tego konsekwentnie dążyła, ucząc się języka angielskiego, który poznawała już jako 3-4 latka właśnie przez zabawę. Maturę zdała z bardzo dobrymi wynikami, realizując przy tym swoje marzenia. A przed wyjazdem zdawała jeszcze egzamin komisyjny z tego „znielubionego”przez większość uczniów przedmiotu. Przed wejściem na salę profesorka powiedziała do niej: Ty zdasz ten egzamin, bo ja wiem, że Ty to umiesz!
pozdrawiam serdecznie
EwaSz
Ewa,
Napiszę, jak ja to widzę, co robic, gdy dziecko trafi w złe miejsce.
Alex pisał, że „odpłynąc z takiego miejsca pierwszą możliwą łodzią”. Ale można też do takiej łodzi wsadzic tą drugą stronę. Mnie też uczył jeden wyjątkowy świr, ale na skutek protestów uczniów i rodziców został usunięty ze szkoły. Nie należy muru przebijac głową, ale odpowiednim narzędziem każdy mur jest do przebicia. Ale napiszę też o pozytywnych przykładach.
Przeglądałem kiedyś wyniki olimpiady matematycznej dla szkół średnich i rok po roku w czołówce było kilku uczniów z tego samego liceum, mających lekcje z tym samym nauczycielem. Najlepsi informatycy we wszystkich konkursach międzynarodowych, to studenci prof. Jana Madeya z UW, który jest też współorganizatorem Krajowego Fundusze na Rzecz Dzieci (który pomaga dobrze rokującym dzieciom w karierze artystycznej lub naukowej). Wniosek stąd prosty: uczniowie trafiający na wybitnych nauczycieli stają się wybitni, ale niestety również na odwrót.
W podstawówce, gdzie chodziłem były dwie równoległe klasy. Przez pierwsze trzy lata nas uczyła jedna (normalna) nauczycielka, zaś drugą klasę inna nauczycielka, której metodą wychowawczą było za każde przewinienie ucznia „stłuc na kwaśne jabłko, chocby mnie mieli mieli za to wsadzic”. Od czwartej klasy już mieliśmy tych samych nauczycieli. Z naszej klasy na studia poszło 2/3, a z tamtej tylko jedna osoba.
I dlatego z niedobrym nauczycielem należy się natychmiast rozstac, a szukając szkoły czy studiów warto patrzyc na to, gdzie jest najlepszy mistrz, bo to oddziaływanie jest jednak ogromne.
Ale nawet Fundusz na Rzecz Dzieci zajmuje się dziecmy w wieku od ok. 10 lat (no bo jak niby miałby znaleźc 2-letnich kandydatów na geniuszy?). Jeśli jednak dzieci mają miec jakieś osiągnięcia w wieku 10 lat, to ktoś sie nimi musi zainteresowac wcześniej. Więc pod opiekę Funduszu trafiają tylko te dzieci, którymi rodzice się wcześniej dobrze zajęli. Na dalszym etapie życia możliwości jest mnóstwo, ale załapanie się na najatrakcyjniejsze z nich niezwykle ułatwia dobre i rozwojowe przeżycie właśnie tych pierwszych lat. (Jak nieźle grasz na perkusji w wieku 4 lat, to Cię chce każdy, jeśli tak samo dobrze grasz w wieku 24 lat, to Cię już nikt nie chce.)
Przysłowie mówi, że dobry początek, to połowa sukcesu, a ja bym zaryzykował stwierdzenie, że bardzo dobry początek to 90% sukcesu (i niestety na odwrót też).
pozdrawiam
Mirek
Mirek,
Zaciekawiło mnie stwierdzenie „poprawiać genotyp”. Zagadnienia genetyki są fascynujące jednak moja wiedza w tym temacie jest ograniczona. Czy nasze działania za życia tj. min. aktywność intelektualna, mogą wpływać na cechy przekazywane naszym potomkom (fenotyp?). Ordynarnie mówiąc czy mój materiał genetyczny byłby mniej wartościowy gdybym był analfabetą?
Pozdrawiam
Wojciech
Wojciech,
Tak, aktywność intelektualna wpływa na cechy przekazywane potomkom, na tym właśnie polega ewolucyjny rozwój mózgu. Organ intensywniej używany bardziej się rozwija. Jednak na wyraźne różnice w genach trzeba poczekac zdecydowanie dłużej, niż jedno pokolenie. Natomiast w obrębie jednego pokolenia można wpływac na fenotyp poprzez wytworzenie środowiska sprzyjające rozwojowi.
Fenotyp = genotyp + wpływ środowiska + pewnien czynnik przypadkowy
pozdrawiam
Mirek
Mirek
Pozwól na mały drobiazg. Piszesz „Organ intensywniej używany bardziej się rozwija.”
Ponieważ następuje to u konkretnej jednostki mówimy o tzw. modyfikacji, ale niekoniecznie o mutacji genotypu. Tyle przynajmniej mgliście pamiętam z dawnych czasów.
Myślę. że bardziej chodzi tu o lepsze wykorzystanie możliwości, które tak czy inaczej mamy na początku życia w naszym umyśle.
Ciekawym wątkiem z tym związanym byłyby memy i ich ewolucja (znacznie szybsza), nie jestem tylko pewien, czy ten temat byłby interesujący dla większości Czytelników :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
PS dla Mirka:
Wrzuć teraz dwa słowa „dziecko kariera” w Google i zobacz co się pokaże dość wysoko na pierwszej stronie :-)
Tak szybko to idzie :-) :-) Nadal wątpisz, czy to było dobre miejsce na opublikowanie Twoich przemyśleń? :-)
Organ używany rozwija się zarówno u jednostki, ale i ma wpływ (tylko wolniejszy) na genotyp – w ten sposób przecież wykształciły sie różne gatunki dostosowując swoje właściwości do różnych środowisk.
W przypadku zwierząt jest też szybszy sposób na poprawę materiału genetycznego: odpowiednie krzyżowanie. Używa się to np. w hodowli psów rasowych (wystarczy porównac zdjęcia psów współczesnych i z przed 80 lat, by się przekonac jak to działa). Natomiast w przypadku ludzi temat ten jest zakazany ze względów etycznych, ponieważ było już sporo nadużyc (chocby przez faszystów).
pozdrawiam
Mirek
Mirek,
Dziękuję za odpowedź.
Rozumiem więc, że jesli nauczę się pewnej umiejętności lub tak jak wcześniej pisał Alex, rozwinę swój talent w danej dziedzinie to będzie to miało odzwierciedlenie w moim materiale genetycznym?
Jeżeli tak, czy oznacza to, że osoba która zan 10 języków i przekaże dalej swoje genty, to jej wyuczona przecież umiejętność „przemieni się” w genetczyną predyspozycję jego potomków? Wiem, że moje pytanie to bardzoe DUŻE uogulnienie, ale czy właśnie w podobny sposób to działa?
Pozdrawiam
Wojciech
Pozwolę sobie na małe votum separatum :-)
Jeśli dokonujesz jakichkolwiek zmian u siebie, czy to w strukturze twojego mózgu, czy też np. umięśnienia :-) to jest to tzw. modyfikacja nie wpływająca na Twój materiał genetyczny.
Oczywiście jeśli jesteś skuteczny w życiu to zwiększa to szanse, że akurat Twój materiał będzie się powielał w następnych pokoleniach, ale nie bardzo możesz kontrolować (w praktycznym przypadku) co on zawiera
tyle moich 3 groszy, zaraz startuję w długą podróż do Warszawy
Pozdrawiam
Alex
Wojciech,
Umiejętnośc ta nie będzie bezposrednio odzwierciedlona w twoim materiale genetycznym, bo on się już nie zmieni. Natomiast jeżeli rozwinięcie tej umiejętności będzie wymagac pewnych cech (np. sprawniejsza odpowiednia częśc mózgu), które będą korzystne dla człowieka i jednoczesnie daną cechę będzie rozwijac wiekszośc populacji, a nie tylko pojedynczy osobnik, to ewolucja zadziała w tym kierunku. Polega to (w uproszczeniu) na tym, że geny tego rodzica, u którego ta korzystna cecha jest bardziej rozwinięta z większym prawdopodobieństwem są przekazywane potomstwu od genów rodzica u którego cecha ta jest mniej rozwinięta. Na statystycznie znaczący efekt trzeba jednak czekac wiele pokoleń.
pozdr.
Mirek
@Mirek
„Organ używany rozwija się zarówno u jednostki, ale i ma wpływ (tylko wolniejszy) na genotyp – w ten sposób przecież wykształciły sie różne gatunki dostosowując swoje właściwości do różnych środowisk.”
Albo nie rozumiem przesłania, albo cała wiedza z liceum mi wyparowała:)
Czy twierdzisz, że:
– Jeśli ćwicze mięśnie, to będzie to „organ bardziej rozwinięty” i większa jest szansa, że dziecko będzie silne, ale jeśli używam mózgu to dziecko będzie bardziej inteligentne?
Jeśli tak, to nie jest to prawdą. Jak już powstanie zarodek, to ten zarodek ma ustalone geny i nie ma najmniejszego znaczenia co robi będąc człowiekiem i tak nie ma wpływu na to co przekazuje – ma wpływ na to z kim!
Jeśli w tekście miałeś na myśli:
– Jeśli społeczęństwo wspiera/preferuje osoby będące np. silne fizycznie, to cecha preferowana będzie rozwijana w kolejnych pokoleniach (ale tylko jeśli ci wspierani mają ochote mieć potomstwo)
Bardzo upraszczając temat:
Naturalne blondynki są skazane na wymarcie, ponieważ preferują brunetów ;)
Dalej – społeczeństwa rozwinięte mogą się „cofać”, ponieważ ludzie, którym się „powodzi” zwykle decydują się na mała liczbę dzieci lub nie decydują sie na nie wcale. Z drugiej strony rodziny patologiczne są często wielodzietne…
Jeśli ktoś chce poszukać więcej to można zacząć od „selekcja naturalna” bądź „ewolucja biologiczna”. Z ciekawostek, każda zamknietą, nie duża grupa ludzi jest skazana na degradacje. W krótszej perspektywie, jeśli grupa z podobną cechą gdzieś się zbiera, to cecha podobna szybko ogarnia całą grupę.
„…że kolejne pokolenia są coraz inteligentniejsze…”
To jest złudne. Jeśli już mówimy o ewolucji, to ludzie nie stają się coraz bardziej inteligentni, ale coraz lepiej dostosowaniu do zastanych warunków (tych co były nie tych, które są :) ). Nawet silniej oddziałuje wzorst „kultury organizacyjnej” (w sensie niejawnej wiedzy zawartej w mechanizmach, zwyczajach, zachowaniach społeczeństw, grup, organizacji), ale sam „poziom” ludzi bardziej przypomnia sinusoide – również po części z powodu „kultury organizacyjnej”, która często zastępuje samodzielne myślenie. Wygląda to tak: ludzie dochodzą do najlepszych praktyk, opisują je, stosują je, przyzwyczajają się do nich, zapominają czemu służyły i co miały rozwiązywać, stosują je dalej ale bez zrozumienia dlaczego – wiedzą tylko ze to czemuś pomaga, stosują je bo tak sie robi, stosują je w złym miejscu, zauważają, żę robią bzdure, opisują nowe praktyki i tak w kółko (swego czasu ludzie w kolejnych pokoleniach nauczyli się nowych lepszych sposobów puszczania krwi). Ludzie nauczyli się pisać więc wydaje się, że są coraz inteligentniejsi. Przeciętny gimnazjalista wie dziś więcej niż Mikołaj Kopernik! Prawda?
Dalej nie dopisałem komentarza do „talentów”, więc przy okazji o inteligencji. Sama inteligencja, z mojego punktu widzenia, jest jednym z mniej istotnych mierników. Jest problemem, gdy jej „zupełnie” brak, jednak to zwykle występuje w wyniku wypadków, bądź bardzo złego wpływu środowiska. IQ jest liczona (w ulepszonej wersji) jako miara względna (IQ tworzy rozkład normalny w grupie), gdzie 100 to najczęściej spotykany wynik danej grupy (np. ośmiolatków w polsce). Testy różnią się między sobą, ale z mojego doświadczenia, z każdego można dostać około max jak się solidnie poćwiczy (liczba rodzajów zadań jest skończona :) ). Porównanie wyników dla różnych grup absolutnie nie ma sensu. Starsza miara IQ miała w takim przypadku większy sens. Obie co roku potrafią dawać inne wyniki. Dalej, to, że dziecko teraz ma IQ 140, może oznaczać tylko tyle, że z jakiś powodów (np. jest jedynakiem, bajki mu czytają regularnie) dojrzewa o rok szybciej, a za rok będzie miało np. IQ 120.
Są przeprowadzone badania nad dziećmi niezwykle zdolnymi, zwłaszcza popularne były wyniki badań dzieci z IQ około 180 w podstawówkach. Niestety nie moge znaleźć tych wyników ostatnio. Obserwacja była jedna – dzieci nadzywczajne „znikały” w trakcie edukacji, a wybijały się inne.
Odnośnie głównego tematu, myślę, że „produkcja” „geniuszy” jest dość sprawdzoną metodą na wychowanie nieszczęśliwego pokolenia, być może trafi się jeden Tiger Woods (świetnie pasuje do artykułu swoją drogą) i jeden Einstein. O przepraszam, Einstein nie kwalifikował się jako udane dziecko, nie był w stanie sprostać stawianym mu podstawowym wymaganiom! Rozumiem po dalszych komentarzach, że nie o to chodzi. Jednak tak wstępnie odebrałem tekst – produkcja według ustalonego planu).
Dzieci są zdolne :) wystarczy im nie przeszkadzać i świecić przykładem. Nic na siłe. Zarówno wypowiadający się Darek jak i Igor perkusista są moim zdaniem dobrym tego przykładem.
Pozdrawiam,
Krzysztof Kowalczyk
Krzysztof,
Oczywiście że produkcja „geniuszy” jest złą metodą, zresztą chyba nikt nie ma wątpliwości w tym temacie. Dlatego też wyraźnie napisałem, że nie należy dziecka niczego uczyc na siłę (tak jak tego przykładowego Jędrka), tylko stworzyc mu dobre warunki do zabawy i nie przeszkadzac.
Tendencję do „zaplanowanej produkcji ludności”, „czystości rasowej”, ingerowania w to, kto ma miec ile dzieci i innych tego typu pomysłów wykazywali faszyści i wiemy dobrze, co z tego wynikło, więc później już szczęśliwie zaniechano takich pomysłów.
Odpowiadając na pytanie Wojciecha, czy ćwicze jakis organ, to czy będzie to większa jest szansa, że u dziecko będzie on silniejszy, napisałem w ostatniej wypowiedzi dokładnie to samo co Ty teraz (może nie przeczytałeś tego, bo ta wypowiedź jeszcze oczekiwała na akceptację w chwili, jak to napisałes swoją?)
Moje zdanie na temat testów inteligencji jest takie, są dobrym miernikiem średniego poziomu jednej z form inteligencji (najczęściej matematyczno-logiczną) u populacji, natomiast w ogóle nie miarodajnym wynikiem u jednostki. Pojedynczy człowiek może dojśc do wprawy w rozwiązywaniu takich testów, lub może miec nieco inny sposób myślenia od autora testów, co wcale nie znaczy, że jest mniej inteligentny i wynik może byc zupełnie nie miarodajny. Jednak na dużej populacji to się uśrednia i wtedy takie testy mogą dostarczyc istotnych informacji o średnim poziomie radzenia sobie z danym typem zadań przez grupę.
Dlatego właśnie w kontekście średniej inteligecji populacji o nich napisałem (Czego Bellois nie doczytał starannie i mnie skrytykował myśląc, że piszę o jednostkowych wynikach testów).
pozdrawiam
Mirek
Mirek: Dziękuję za odpowiedź, muszę to kilka razy przeczytać ;)
Przepraszam najmocniej, ale rzuca mi się w oczy pewne zaniedbanie.
Każdy rodzi się geniuszem. Nie ma niezdolnych dzieci. W ogóle geneza słowa geniusz ma w sobie coś w stylu „Moc z którą się rodzisz”. I to wszystko. Każde dziecko ma ogromny, a właściwie nieograniczony potencjał.
Jednak co się dzieje po urodzeniu już zależy od rodziców i środowiska. Jeśli jest wspierające i stymulujące to „geniusz” pozostaje. Jeśli nie to po prostu zanika. Ot cała filozofia.
Mirku
„W pierwszych latach życia kształtuję się połączenia między neuronami w mózgu odpowiedzialne za predyspozycje i postawy życiowe, które raz ukształtowane już bardzo trudno zmienić”. Trochę trudno jest to stwierdzić na podstawie własnych doświadczeń, więc opieramy się tu raczej o różne badania. W szczególności interesuje mnie ostatnia część zdania: „…które raz ukształtowane już bardzo trudno zmienić”. To co sam czytałem na ten temat nie przekonuje mnie jednoznacznie. Czy możesz podać ciekawe źródła do przejrzenia?
Powyższe oznaczałoby, że w rozwoju dzieci znacznie ważniejsze jest przedszkole niż szkoła (pomijając rolę samych rodziców). Niestety, w Polsce przedszkola prowadzone są w większości jak „przechowalnie” na pewien czas.
„Wiele 7-latków już wykonuje całkiem zaawansowane strony www i całkiem dobrze programuje w jakimś języku”. Może podzieliłbyś się szerzej konkretnymi pomysłami na pożyteczne zabawy, które stosujesz? Chodzi mi zarówno o sposoby zachęty dzieci jak i narzędzia (programy) do tego używane. Od siebie polecam np. Lego Mindstorms. W ogolności zestaw skomplikowany dla wielu dorosłych, ale dużo można też zrobić/pokazać kilkulatkowi: programowanie przy pomocy obrazków i efekt w postaci działającego urządzenia mechanicznego!
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
Właśnie pojawił się zalążek ciekawej gry edukacyjnej Crayon Physics W skrócie jest to prosty symulator zjawisk fizycznych, ale niektóre możliwości nawet w tej prostej wersji wyglądają ciekawie.
Miłej zabawy :)
Tomek
Witajcie,
Długo się zastawiałam, jak sformułować ten komentarz. Aż w końcu chyba się urodziło:)
Zgadzam się z pierwszymi komentującymni osobami – nie pasuje mi tu słownictwo i trochę bije z tekstu złość i desperacja. Co, przesłania główne przesłanie;) posta i może sporo osób, którym najwięcej pożytku by przyniosły te przemyślenia, odrzucić.
Jak już się wyłapie to przesłanie:). To generalnie się z nim zgadzam, a najbardziej z tym, co chciałeś pokazać poprzez porównanie wyszukiwań w Google PL i ENG. W Polsce niestety jeszcze mocno zakorzenione jest myślenie, że dziecko – to przeszkoda w karierze i ani rząd ani pracodawcy swoim podejściem nie pomagają tego zmienić. Nie ukrywam, że w tej kwestii myślę tak: 'całe szczęście, że już jako bardzo młoda mam duże osiągnięcia, wtedy łatwiej mi będzie do momentu, jak będę chciała mieć dziecko, osiągnąć taki status w pracy, że na mnie będą _czekać_ aż wrócę z macierzyńskiego’.
Zgadzam się absolutnie, że trzeba jak najwcześniej i jak najbardziej sprzyjać rozwojowi dziecka. Ale właśnie tu łatwo przegiąć w drugą stronę – zapędzić dziecko na tysiąc zajęć dodatkowych (tenis, angielski, … bo taka moda teraz dyktuje) albo projektować na nie swoje niespełnione ambicje.
Moim rodzicom w dużej mierze udało się sprzyjać mojemu rozwojowi. Dało by się zrobić to lepiej, ale nie wiedzieli jak do tego podejśc, intuicyjnie to robili,no imieli wiele problemów rodzinnych, któe przeszkadzały. Ale np nauczyli mnie w wieku 3 z hakiem lat czytać, w wieku 4 zapisali do biblioteki, która była pod naszym blokiem – książki po-prostu połykałam:) Nauczyli pisać – koslawo, ale umiałam:) i liczyć (z tym jakoś nie miałam problemu). W wieku 5 lat chodizłam na zakupy i nawet potrafiłam sprawdzić, czy pani mi poprawnie wydała resztę:) (a nie kupowało się wtedy wielu rzeczy na raz i kwoty były nieduże). Jak poszłam do 1 klasy podstawówki – okazało się, że nie mam co tam robić:) 1sza klasa okazała się dla mnie zbędna, w 2giej doskonale sobie radziłam. Ale nie dało się tak po-prostu przejśc do 2giej, choć pozwolili mi chodzić do obydwu na raz (zajęcia w 1 były rano, a w 2giej po-południu) i zdawać na koniec egzaminy.
Powiem jednak, że cieszę się, że na nickonkretnego mnie nie ukierunkowali – po-prostu widzieli, ze mogę szybciej się rozwijać – pomogli mi w tym, nauczyli podstawowych ogólnych rzeczy, tylko wcześniej. I poźniej również, jeśli było miejsce, gdzie mogła bym lepiej/szybciej się rozwijać – nawet ostatniego grosza oddawali, ale pomagali mi tam się znaleźć. To było kosztowne dla mnie i dla nich, ponieważ, mając 12 lat mieszkałam w innym mieście bez rodziców. Ale bez tego nie była bym tam, gdzie jestem teraz.
Mirku piszesz
„Ludzie się rodzą z wieloma zdolnościami, ale większość z nich tracą. Na przykład słuch: absolutny, ale ponieważ od urodzenia ani nie mówią po chińsku, ani nie grają na skrzypcach, więc ten dobry słuch zanika.”
Niestety tu z tym słuchem absolutnym nie moge się z tobą zgodzić (na temat innych rzeczy nie wypowiadam się, bo nie wiem). Mając już 2-3 lata byłam zafascynowana muzyką i tańcem – strasznie lubiłam tańczyć do każdej muzyki (pewnie wcześniej też, ale tego już na pewno nie pamiętam). Jak miałam niecale 6 latprzycisnęłam mamę, żeby 'zapisała mnie na tańce’. U nas w mieście była taka może mniej poważna (bo w małym miasteczku), ale szkoła/ognisko baletowe. Mnie tam odrzucili, ponieważ _w_ogóle_nie_miałam_nawet_minimum_słuchu_ muzycznego. Nie mówiąc już o słuchu absolutnym. No ale przecież od małego obcowałam z muzyką i tańcem – to zgodnie z twoją teorią chociażby minimalny, żeby usłyszeć to 'raz’ w takcie, by pozostał. Żeby pokazać, na ile tragicznie było opowiem dalej. Ja po odmowie rzuciłam się w histerię (oczywiście mi nikt nie powiedział, że nie mam ani minimum słuchu ani minimum predyspozycji tanecznych w ciele i stawach, tylko coś tam wymyślili). Generalnie – no obraz rozpaczy – absolutnie beznadziejne dziecko w tym kontekście. Ale ja urządziłam histerię, bo bardzo chciałam. Wzięli mnie na próbę. Przez ponad 4 lata z 5 pamiętam, że praktycznie nigdy nie trafiałam w muzykę i mi się ciągle za to obrywało. Ale w ciągu tych 5 lat wypracował się słuch na tyle dobrze, aby się dało tańczyć. Na instrumencie nigdy nie zagram, a i w tańcu czasami w bardziej skomplikowanym muzycznie utworze się śpieszę.
Olga
Wracając jeszcze do pierwszego w tej dyskusji komentarzu Mariusza z przed dwóch już lat:
“Wiele 7-latków już wykonuje całkiem zaawansowane strony www i całkiem dobrze programuje w jakimś języku.”
Ciekawe ile ich jest? 2? 3? na całej kuli ziemskiej? bez przesady!
Zacząłem kilka miesięcy temu prowadzić zajęcia „Programowanie – radość tworzenia” dla dzieci od lat 6.
http://www.unikids.pl/programowanie/
I widząc jakie postępy niektórzy robią muszę z całą pewnością stwierdzić, że niedługo znacznie więcej niż 2 czy 3 takich będzie tylko na samym moim kursie. A ponadto mam kilku 8-latków na prawdę o wiele lepszych od grona studentów 1-go roku informatyki (tych studentów już oczywiście nie będzie na drugim roku, ale póki co można ich nazwać studentami informatyki)
pozdr.
Mirek