Ten post przyszedł mi do głowy podczas ostatnich dwóch tygodni, które w bardzo intensywny sposób spędziłem w Polsce. Zanim przejdziemy do tytułowej metafory podkreślam, że nie jest moim celem pokazanie któregokolwiek wariantu życia jako „lepszego”, lub „gorszego”, bo każdy z nich ma swoje wady i zalety, a ostateczna ocena jest kwestią preferencji każdego z nas. Bardziej zależy ma pokazaniu komplikacji, które pojawiają się, kiedy spotykają się ze sobą ludzie z tych dwóch światów.
Zacznijmy od przyjrzenia się obydwu możliwościom:
- Autobus miejski to pojazd, który każdego dnia porusza się tej samej trasie, ewentualnie jest kierowany na którąś z tras zastępczych w tym samym mieście. Codziennie, według rozpisanego rozkładu jeździ on po tych samych ulicach i nie licząc korków, zatrzymuje się dokładnie w tych samych miejscach. Po zatrzymaniu się wykonuje on serię prostych czynności (obniżenie się od strony wejścia, otwarcie drzwi, zamknięcie drzwi, „wyprostowanie się”). W ruchu miejskim nie jest on poddawany specjalnym przeciążeniom, jego eksploatacja odbywa się dość spokojnie. Każdego wieczora wraca on do tej samej zajezdni. Autobus miejski, o ile się nie zepsuje (wtedy ma „zwolnienie” na naprawę) przez większą część roku „pracuje” jeżdżąc po ulicach. Od czasu do czasu ma jedynie okres przeglądu i planowanego odnowienia niektórych elementów (tzw. urlop). Większość społeczeństwa prowadzi życie autobusu miejskiego.
- Samochód rajdowy eksploatowany jest zupełnie inaczej. Po pierwsze rajdy odbywają się w różnych, często atrakcyjnych miejscach na świecie. W związku z tym taki pojazd stosunkowo niewiele czasu spędza w macierzystym garażu. Nieco czasu zajmuje przetransportowanie go do kolejnej lokalizacji i tam dostosowanie go do lokalnych warunków klimatycznych i drogowych.
Samochód rajdowy większość czasu spędza nie jadąc w rajdzie, lecz na wspomnianych wyżej podróżach i w którymś z garaży, gdzie jest dużo czasu na pracę nad jego konstrukcją i wyposażeniem, tak aby znacznie zwiększyć jego szanse, szczególnie w konkretnych zawodach, które akurat mają się odbyć.
Zazwyczaj każdy rajd, to dla samochodu w jakimś sensie nowa trasa, na poznanie której było tylko stosunkowo niewiele czasu, a którą trzeba możliwie najlepiej przejechać. Sama jazda bywa niezwykle obciążająca dla całej konstrukcji, w internecie można znaleźć filmy z ekstremalnych manewrów, czy nocne ujęcia na których widać żarzące się tarcze hamulcowe.
Dzięki temu samochód taki może przejechać odcinki specjalne, do pokonania których autobus miejski albo wcale nie byłby zdolny, albo w porównaniu potrzebowałby całą wieczność :-)
Ceną jest to, że po rajdzie potrzeba trochę czasu, aby pojazd doprowadzić do porządku i ewentualnie ponaprawiać rezultaty ewentualnych kraks lub przytarć. Wtedy przez dzień, czy dwa taki samochód nie nadaje się do jazdy
Dla wielu z Was byłoby zapewne interesujące zastanowienie się, do którego z elementów tej metafory pasuje Wasze życie i zastanowić się, czy to jest to co chcecie. Jak już wspomniałem jest wiele za i przeciw każdego z wyborów i jeśli chcecie możemy zająć się tym w osobnym poście.
Dziś uświadommy sobie, jakie problemy pojawiają się, kiedy mają ze sobą do czynienia ludzie z obydwu grup. Ponieważ na tym blogu nie opisujemy rzeczy wyczytane gdzieś w książkach, lecz nasze praktyczne doświadczenia pozwólcie, że oprę się na osobistych doświadczeniach i obserwacjach, a każdego z Was zapraszam do uzupełnienia ich o Wasze własne.
Jestem typowym przedstawicielem grupy opisanej jako „samochody rajdowe”, stąd też na razie przedstawię dość jednostronny punkt widzenia :-) Jego zaletą jest autentyczność, bo żyję w ten sposób co najmniej od 1992 roku, więc nazbierało się trochę doświadczeń, które mogą być dla Was przydatne :-)
W moich kontaktach z innymi ludźmi powoduje to między innymi następujące komplikacje:
- niektórzy uważają mnie za „nieroba”, bo kto to widział, aby pracować (co prawda niezwykle intensywnie) tylko 40-70 dni w roku!!
- niektórzy uważają mnie za „pracoholika”, bo kto to widział, aby ktoś, kto w lutym wpada na 2 tygodnie do Polski cały ten czas był tak bardzo zajęty!! :-) Albo siedząc w miejscowości uznanej za wypoczynkową coś sobie dłubał na komputerze zamiast leżeć na plaży?? :-)
- dla niektórych jestem podejrzanym typem, bo „optycznie” stosunkowo niewielkim nakładem pracy liczonym w dniach prowadzę życie na poziomie, który w opinii wielu ludzi wymaga sporych nakładów. Nie mieści im się w głowie, że „rajdowe” podejście może na wolnym rynku uczciwie generować przychody znacznie powyżej przeciętnej, a z drugiej strony wiele fajnych rzeczy można mieć stosunkowo tanio jak się trochę popyta i pomyśli.
- teraz bardzo poważny punkt!! Niektórzy uważają, że ich lekceważę, bo mając taki dwutygodniowy „odcinek specjalny” nie wysłałem im nawet sms-a o rozmowie telefonicznej nie mówiąc. Zdarza mi się też w tym okresie nie odpowiadać na maile i inne próby kontaktu. Większość „autobusów” nie potrafi sobie wyobrazić, że wtedy pracuję z intensywnością, która wymagana od przeciętnego pracownika wywołałaby natychmiastowy strajk i oskarżenia o powrót do niewolnictwa. Podczas takich działań nie mam kompletnie „mocy przerobowych” w umyśle, aby zająć się czymkolwiek „pobocznym” (takim jak kontakty ze znajomymi, czy sprzątanie mieszkania :-)), a podczas nielicznych przerw staram się albo możliwie szybko zregenerować przed następnym dniem, albo po prostu „padam na nos”. Kto tego osobiście nie przeżył, ma o tym tak małe pojęcie, jak ja o rodzeniu dziecka. Typowym przykładem były ostatnie tygodnie w Polsce, kiedy po prostu powiesiłem na Blipie „Żyję, ale jestem bardzo zajęty” i to było maksimum kontaktu możliwe z większością ludzi. Jeszcze raz podkreślam – w tym nie ma ani odrobiny lekceważenia, jest to wyłącznie konsekwencja pewnego obranego stylu życia.
- Synchronizacja w czasie wspólnych przedsięwzięć też od lat była potencjalnym źródłem nieporozumień z wieloma sympatycznymi ludźmi. Problem w tym, że większość osób z grupy „autobusów” ma maksymalnie 26 dni urlopu w roku, często będąc ograniczona zarówno ilością dni, które mogą wziąć „w jednym kawałku”, jak i porą roku, kiedy faktycznie mogą to zrobić. Jak kogoś takiego zabrać na miesięczny albo i dłuższy „Gypsy Time”? Z drugiej strony z egoistycznych pobudek nie jestem skłonny dopasowywać mojego miejsca pobytu do takich ograniczeń (szczególnie w zimie i latem) i już mamy potencjalne źródło goryczy typu „ja tu muszę pracować, a ty siedzisz sobie w ciepłych krajach”.
To są typowe problemy występujące w bliższym zetknięciu ludzi z tych dwóch grup. Kiedy spotykają się osoby bardzo różne od siebie, to prawie zawsze jest to okazja do nauczenia się czegoś nowego i rozszerzenia swojego horyzontu. Komplikacje takie jak powyżej niepotrzebnie skracają wiele znajomości, warto sobie z tego zdawać sprawę i coś z tym zrobić. Zrozumienie drugiej strony może być pomocą i dlatego napisałem ten post, jak też zapraszam do szerokiej dyskusji.
Niektórzy z Was zapewne mogą do tego dodać kilka z własnych obserwacji, zarówno z punktu widzenia „autobusu” jak i „rajdówki”, do czego też serdecznie zapraszam w komentarzach.
____________
Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową w wykonaniu zmęczonego Alexa :-) (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)
Ciekawy post. A co w przypadku związku dwojga ludzi, z których jedno chce być bardziej „samochodem rajdowym”, a drugie „autobusem”?
Są też i tacy co jeżdżą samochodem rajdowym po trasie autobusu miejskiego :)
W Twoim poście brakuje mi jeszcze 3 samochodu/podejścia do życia. Bo autobus i rajdówka to są dwie skrajności, powinna być jeszcze koncepcja środka – suva/4×4 i jeżdżenia nim parę dni po mieście oraz potem parę dni w terenie, bez koniecznych dalekich podróży i intensywnego serwisowania.
ps. Alex następny post może być o motocyklistach i rodzajach sprzętu/podejścia do jazdy… ;]
Zgadzam się z Maćkiem. Brakuje tutaj czegoś po środku. Sprawnego samochodu osobowego :) który zarówno będzie sprawdzał się w mieście jak również w terenie. Rodzinny :) w który zmieści się więcej osób niż kierowca. To takie moje osobiste zdanie.
Jednak jeżeli miałbym wybierać pomiędzy dwoma powyższymi propozycjami. To jednak zdecydował bym się na rajdówkę ;] a będą czasami w mieście przejechał się po prostu rekreacyjnie autobusem siedząc na stanowisku pasażera. Ciesząc się, że mogę na całą gonitwę za szybą patrzeć właśnie z tej pozycji. Bo w sumie rozwagę można rozumieć również jako rozmyślne wykorzystywanie skrajności!
A może wystarczy klarownie, podobnie jak w tym poście, wyjaśnić wszystkim przyjaciołom-autobusom z czego wynika „lekceważenie” aby przynajmniej w dużym stopniu ten problem załatwić?
Czy ta różnica w komunikacji między autobusami, a samochodami rajdowymi jest bardzo uciążliwa? :)
Pozdrawiam,
Paweł Kuriata.
Po przeczytaniu tematu, w miarę wiedziałem o czym będzie tekst. Szybka myśl: „autobus miejski” to wykonywanie codzienne praktycznie tych samych czynności, czyli praca/szkoła, dom (ew. bezrobocie, emerytura). Z kolei „samochód rajdowy” to przeciwieństwo. Jednak tak nie do końca wiedziałem, jak to przełożyć na prawdziwe życie, co taki samochód rajdowy robi, kim jest itd. Byłem więc ciekaw jak Pan to opisał.
Po lekturze stwierdziłem, że wszyscy ludzie których znam to autobusy miejskie – jak i ja sam. Gdyż szczerze mówiąc nie znam, albo przynajmniej nie kojarzę/nie przypominam sobie teraz, żadnej osoby będącej „samochodem rajdowym”. Rodzice, ciocie, wujkowe – codziennie pracują. Znajomi, koledzy – chodzą do szkoły. Jedynym znanym mi „SR” jest chyba… tylko Pan. :)
Wydaje mi się, że chciał Pan pokazać przez ten post swoje „inne” życie w porównaniu z życiami wielu osób (licząc w milionach, a patrząc na świat to w miliardach). Takich „SR” jak Pan jest pewnie nie wiele, przynajmniej tak mi się wydaje. ;)
Pozdrawiam.
Zgadzam się z Maciejem. Brakuje mi tu czegos po środku. Można też byc autobusem i zmieniac dość często trasę przejazdu, jak również miejsce kursowania:) Taka jest moja obserwacja na podstawie specyfiki mojej pracy (wdrożenia ERP).
Alex, bardzo obrazowe porównanie :)
Macieju,
moja koncepcja środka jest taka:
czasem bywa tak, że przez jakiś okres w roku jedziemy jak autobusy, a potem musimy/chcemy podjąć wyzwanie i ruszyć jako samochód rajdowy, po czym znowu wracamy do monotonnego życia autobusu ;)Życie autobusu daje wytchnienie, natomiast samochodu rajdowego dostarcza wrażeń, nowych doświadczeń. Niektórym potrzebne są obie „maski” :), tyle, że trzeba się szybko przestawić na taką „jazdę” ;)
Pozdrawiam,
Gabi
@Gabi
Ale przecież samochód rajdowy również odpoczywa, a rajdy stanowią tylko jego małą część – reszta to regeneracja i w miarę spokojne (w garażu) przygotowanie do kolejnego wyścigu. Dalej przecież samochód jest rajdowy i pomimo, że nie jedzie 150 km/h to nie znaczy, że zamienia się na chwilę w autobus, prawda? :)
Nie zgadzam się z Twoją tezą, że życie autobusu daje wytchnienie – raczej jeżdżenie cały czas po mieście nie daje wytchnienia, za to odpoczynek od rajdów samochodu wyścigowego daje wytchnienie, bo nie trzeba eksploatować opon, a większość energii pozostawić na „odcinki specjalne”.
:)
Pozdrawiam,
Paweł Kuriata.
Hmm ciekawy post. Aczkolwiek ja nie pasuję do obu grup, albo inaczej: pasuję po trochu do obu. Pracuję na co dzień w korproacji, w weekendy się kształcę, a każdą wolną chwilę poświęcam swojej pasji i drugiej pracy: fotografii.
Z jednej strony od poniedziałku do piątku siedzę monotonnie za biurkiem, z drugiej kilka razy w roku organizuję krótkie fotowyprawy po świecie.
I gdzie mnie tu zakwalifikować? ;)
Bardzo ciekawy wpis. „Lubimy wszystkich… którzy myślą tak samo jak my.” Bardzo trafne przykłady, które dają do myślenia. Ja niestety kursuję autobusem miejskim, ale mam nadzieję przesiąść się w przyszłości do super rajdówki. Niestety jak już niektórzy zwrócili uwagę, podróż autobusem to czasami podróż niewolnicza. Dużo osób myśli o podróży sportowym samochodem, ale mało ma odwagę walczyć o swoje marzenia. Na tym właśnie polega problem naszych czasów. „Jesteśmy niewolnikami w białych koszulach…”. Gospodarz jest przykładem człowieka, któremu udało się wyrwać z tego schematu, może po prostu ludzie mu zazdroszczą, dlatego są tacy niemili. Nie wiem. Jak dla mnie powinniśmy się od Niego uczyć, a nie cały czas go krytykować.
Jak zauważyła Gabi zostały tutaj rozpatrzone dwie skrajności. Może właśnie tak miało być? Dzięki temu zostaliśmy zmuszeni do przemyślenia czy bliżej na do rajdówki czy do autobusu?
Pozdrawiam serdecznie,
Olga
@Paweł
faktycznie, odpoczynek można różnie rozumieć… jednakże
tu muszę wrzucić moje 3 grosze ;) autobus kojarzy mi się nie tylko z jazdą po mieście bez wytchnienia ;), ale także ze znanymi trasami, stałym grafikiem przyjazdów i odjazdów – to może dawać poczucie stabilizacji :), która jest niektórym także potrzebna. Co nie zmienia faktu, że mogą zamieniać się czasem w samochód rajdowy. Taki transformers ;)
Pozdrawiam,
Gabi
ps. chociaż porównując rozkład grafików z realnymi przyjazdami autobusów można obalić tezę o poczuciu stabilności ;)
Alex, Twoi znajomi mają sporo szczęścia, że jesteś na ich radarze. Jeśli otwarte przyjęcie Twojego stylu pracy jest dla nich wyzwaniem to tym lepiej. Moim zdaniem jesteś dla nich chodzącym „case study” tego czego oni i ich dzieci mogą oczekiwać na rynku pracy w coraz bliższej przyszłości. Widzę zderzenie dwóch stylów życia: regularnego (wg rozkładu jazdy) oraz akcyjnego (wg wyzwań).
Myślę, że jeszcze przez wiele dekad będą istniały „rozkładowe” miejsca pracy. Lecz przewiduję, masowe wylęgiwanie się prac „wyzwaniowych”, o mniejszej regularności.
Uważam, że otwartość i akceptacja innego stylu życia jest godna polecenia tak autobusom, jak i rajdówkom.
Twoja samochodowa narracja obudziła w mojej głowie też inny wymiar. Zupełnie poza tematem zderzenia stylów życia wpadło mi pytanie „jakim byłbym pojazdem”?
Kiedyś kolega mówiąc o mnie porównał mnie do mocarnej ciężarówki, na którą można władować masę ciężarów, a ja im podołam i ładunek wyląduje tam, gdzie się należy. Te słowa padły ze dwadzieścia lat temu. Teraz widzę, że byłbym ciągnikiem siodłowym. Podczepiam się pod rozmaite naczepy, z rozmaitych kultur, zakątków świata i transportuję tam, gdzie ich jeszcze nie było, tam gdzie wniosą coś nowego.
Faktycznie, moglibyśmy się pobawić w grę „a gdybym był pojazdem, to czym bym był?” :-)
@Olga
„Jesteśmy niewolnikami w białych koszulach…”.”
Ja pójdę nawet o krok dalej. Teraz osoby, które pracują na etacie bo nie mają innego wyboru (mają rodziny, kredyty itp.), boją się, nie mają ambicji itp. (zakładam, że ich obecna praca nie jest spełnieniem marzeń) są najlepszym rodzajem niewolników jakich sobie można wyobrazić bo jeszcze sami się wykarmią :D
Podoba mi się stwierdzenie, że teraz płaci się na etacie pracownikowi tylko tyle, aby on nie odszedł z pracy, a pracownik daje z siebie tylko tyle, aby go nie wyrzucili :D Trochę smutne, ale w wielu wypadkach prawdziwe.
Pozdrawiam tych co mają odwagę walczyć o marzenia.
Paweł Kowalczyk
Pytasz: „A co w przypadku związku dwojga ludzi, z których jedno chce być bardziej “samochodem rajdowym”, a drugie “autobusem”? „
Dokładnie o takim przypadku jest ten post :-)
Maciej
Piszesz: „ powinna być jeszcze koncepcja środka – suva/4×4 i jeżdżenia nim parę dni po mieście oraz potem parę dni w terenie, bez koniecznych dalekich podróży i intensywnego serwisowania. „
Przykro mi, jeśli w ciągu tygodnia jeździsz regularnie według rozkładu, to jesteś „autobusem”, najwyżej takim, który nie kursuje w weekendy :-) To jest typowa sytuacja większości ludzi w Polsce. Post jest o problemach komunikacyjnych z takimi ludźmi, jeśli jesteś „rajdówką”.
Cinex
Piszesz: „Brakuje tutaj czegoś po środku. Sprawnego samochodu osobowego który zarówno będzie sprawdzał się w mieście jak również w terenie. Rodzinny w który zmieści się więcej osób niż kierowca. „
Obawiam się, że nie zrozumiałeś przesłania postu, ale może się mylę. Proszę napisz dokładniej jakie cechy powinna mieć ta grupa, podobnie jak ja opisałem autobus i rajdówkę.
Paweł Kuriata
Postulujesz: „może wystarczy klarownie, podobnie jak w tym poście, wyjaśnić wszystkim przyjaciołom-autobusom z czego wynika “lekceważenie” aby przynajmniej w dużym stopniu ten problem załatwić? „
Niestety nie. Część ludzi wyznaje zasadę „najpierw strzelaj, potem słuchaj”, a wielu innych interpretuje po swojemu, cokolwiek byś nie powiedział, podobnie jak widać czasami na blogu.
Pytasz: „Czy ta różnica w komunikacji między autobusami, a samochodami rajdowymi jest bardzo uciążliwa? „
Gdyby nie był to powód zakończenia wielu znajomości, to nie pisałbym o tym.
Wróg Arsenalu
Po pierwsze prosze mówmy sobie po imieniu, bez „panowania”, zgoda?
Piszesz: „Po lekturze stwierdziłem, że wszyscy ludzie których znam to autobusy miejskie – jak i ja sam. „
Ja też tak kiedyś miałem. Na szczęście zacząłem rozglądać się za innymi znajomościami i kto szuka ten znajduje.
Nie bardzo rozumiem Twoje stwierdzenie: „Wydaje mi się, że chciał Pan pokazać przez ten post swoje “inne” życie w porównaniu z życiami wielu osób „
Pokazałem typowe problemy komunikacyjne pomiędzy tymi grupami, to wszystko.
Andrzej
Autobus, który często zmienia trasę przejazdu to ciągle autobus :-)
Gabi
W tej metaforze na danym etapie życia jesteś albo autobusem, albo rajdówką. To trochę jak z ciążą :-)
Damian
Twój opis to jak ulał autobus, przeczytaj proszę dokładnie jego opis w poście.
Olga
Po pierwsze może dołączysz cokolwiek do twojego nicku? Mamy już tutaj pewną aktywną Olgę, wiec lepiej uniknąć zamieszania. Pozwoliłem sobie dodać do Twojego imienia kropkę, ale możesz to oczywiście zmienić.
Ja niekoniecznie piszę o autobusach jako niewolnikach, bardziej zależy mi na zwróceniu uwagi na problemy z komunikacją z „rajdówkami” i zastanowieniu sie jak ich uniknąć.
Piszesz: „..autobus kojarzy mi się nie tylko z jazdą po mieście bez wytchnienia , ale także ze znanymi trasami, stałym grafikiem przyjazdów i odjazdów ..”
To miedzy innymi miałem na myśli.
Swojak
To co piszesz pasowałoby do ewentualnego postu kto do której grupy się zalicza i jakie sę tego konsekwencje. Tam byłyby to interesujące rozważenia.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex, nie wiedziałam, że jest tutaj moja imienniczka, które w takim razie serdecznie pozdrawiam ;) W związku z tym możesz zmienić Olga na Wasp, wrócę to swojego nicka.
Aby nie było całkiem poza tematem. Jak uniknąć konfliktów na linii autobus-rajdówka? Myślę, że trzeba by zacząć od wzajemnej tolerancji. Czasami odnoszę wrażenie, że ludzie, którzy prowadzą „rajdówki” traktują z wyższością tych, którym przyszło jeździć „autobusami”. Z obserwacji ludzi dochodzę do wniosku, że tego właśnie najbardziej nam brakuje. Równości. To jest tak samo jak z konfliktami religijnymi. Dlaczego w ogóle są te konflikty? Bo każda religia uznaje się za tą najlepszą. Tak naprawdę nie ma jednego idealnego stylu życia. Zarówna „rajdówka” jak i „autobus” są ok, dopóki sami się w nich odnajdujemy i spełniamy. Niektórzy ludzie dobrze czują się jako pasażerowie MPK, a inni na Chiny Ludowe nie będą w stanie podróżować tym środkiem transportu.
Witam,
Bardzo bym chciał dowiedzieć się Aleksie jak w Twoim przypadku wyglądała przesiadka z autobusu do samochodu rajdowego? W jaki sposób udawało Ci się zdobywać pierwsze zlecenia kiedy byłeś jeszcze nową i nie znaną osobą w swojej branży? Czy zawodu trenera uczyłeś się sam czy też pierwsze szlify zdobywałeś pod czyimś okiem?
Zastanawiam się czy wśród czytelników tego bloga uzbierałyby się choć trzy auta rajdowe :)
Stąd pewnie pojawiają się tarcia i nieporozumienia. Rajdówka opowiada autobusowi jak ekscytujące są wyścigi, a autobus pyta: Rajdówko, ale gdzie twój rozkład jazdy?! Gdzie bezpieczeństwo?! Gdzie gwarancja i pewność bytu?! Ty żyjesz w chmurach!
:)))
Witam.
Dla mnie nie ma w tym nic dziwnego, że komunikacja między ludźmi, którzy żyją w sposób niekonwencjonalny, a przeciętniakami, że się tak mało elegancko wyrażę jest nienajlepsza i naładaowana emocjami. Nie trzeba się tutaj moim zdaniem uciekać do porównań z samochodami. Spójrzmy na artystów, zwłaszcza tych którzy osiągnęli sukces. Ich życie prywatne i zawodowe często odbiega od powszechnie przyjętych postaw/wzorców życiowych przez co spotyka ich z jednej strony uznanie i podziw oraz zajadła krytyka z drugiej. Tak chyba zawsze było. Poza tym, żeby artysta odniósł sukces musi być według mnie kontrowersyjny, oryginalny, niebanalny, bezkompromisowy, musi przekraczać różne normy społ. ograniczające jego swobodę w tworzeniu, w szukaniu inspiracji, obcowaniu z innymi ludźmi. Artysta musi być szczery w tym co robi i mówi, a szczerość nie wszystkim odpowiada. Prawda w oczy kole. To się większości nie podoba, budzi wręcz sprzeciw lub nieporozumienia.
Też Aleksie jesteś artystą. Tak Ciebie odbieram po lekturze Twojego bloga. Bardzo zazdroszczę Tobie i Tobie podobnym tej odwagi do życia po swojemu i nieprzejmowania się opinią innych. Mnie zawsze gdzieś głęboko marzyło się takie twórcze i odważne życie, ale zawsze to tłumiłam. Nie bardzo wierzyłam w swoje umiejętności, panicznie bałam się krytyki i tego, że się ośmieszę lub poniosę totalną klęskę. Poza tym nie mam odpowiedniego charakteru do takiego życia o jakim marzę. Bojący dudek jestem, ech.
Monika M.
Dylematy jak zwykle mają,jak medale,dwie strony!Zgadzam się z Tymi,którzy potrafią widzieć barwy życia nie tylko w dwojaki sposób,biel i czerń,ale dostrzegają wszystkie barwy świata,a ich paleta jest jakby …nieskończona.Artyści,nie tylko w dosłownym tego słowa znaczeniu,ale i wirtuozi wolnego życia,bez względu na środki komunikacji -:),mieszają,na ile to możliwe i satysfakcjonujące, na palecie swojego życia wiele pięknych barw.Efekty ich działań są więc wypadkową zdolności,gustów,smaków,marzeń,oczekiwań,kreatywności i bardzo wielu indywidualnych cech.Pozwolę sobie na przytoczenie triady wartości pedagogiki humanistycznej,której staram się być wierna w wieloletnim oddziaływaniu wobec moich wychowanków,co prawda z różnym skutkiem…ale bynajmniej z przekonaniem o jej słuszności:PRAWDA,PIĘKNO,MIŁOŚĆ.
W tych wartościach upatruję sens odpowiedzi na temat relacji ludzi,cytując Aleksa,tych z autobusu i samochodu rajdowego.Jeśli dla dwojga,wartościowych ludzi jest zbliżone pojmowanie prawdy,piękna i miłości pojazd NIE MA znaczenia.Liczy się cel podróży,jego indywidualne tempo,trasa,przystanki,tolerancja co do komfortu podróży i jego sensu.A to,że ludzie podejmują wspólny trud podróży, już na starcie jest intrygującą przygodą,ważne jest piękno dotarcia do wspólnego celu,bez względu na markę i typ pojazdu,aby tylko było IM po drodze do szczęścia.Pozdrawiam cieplutko =::))
Alex – Piszesz o problemach z komunikacją i jakby m.in. one mnie konkretnie dotyczyły ale np. nigdy nie wpadło mi do głowy myślenie o Tobie tak jak wyżej pisałeś w komplikacjach. Ja jadę autobusem i Ciebie rozumiem. Przez co np. nie męczę Cie emailami w których nie ma konkretnych spraw wartych Twojej uwagi itp.
ps. choć śmiesznie to może zabrzmieć ale top menadżerowie i reszta kadr których szkolisz w firmach jeździ właśnie miejskimi autobusami. Wnioskuje to z tego, że w biurowcach światła sie świecą 5-6 dni w tygodniu przez cały miesiąc, oraz prawie cały rok. Czyli tak jak piszesz ze większość z nas to dotyczy… Czy widzisz np. możliwość żeby kadra zarządzająca mogła funkcjonować jak samochód rajdowy?
Plus jak np. widzisz samochody rajdowe w branży IT (nie jest to moja działka, ale z obserwacji na Twoim blogu sporo jest Czytelników z IT np. SAPem związanych).
Pzdr
@Pawel:
„A co w przypadku związku dwojga ludzi, z których jedno chce być bardziej “samochodem rajdowym”, a drugie “autobusem”?”
Taki zwiazek prawie napewno sie rozleci chyba ze jedna strona poswieci sie i pojdzie na kompromis zmieniajac swoj styl zycia. Tyle, ze to naprawde jest malo prawdopodobne…
Nawet jesli na poczatku jest milosc, zrozumienie i chec komromisow to z biegiem czasu kazda ze stron bedzie sie czula coraz bardziej sfrustrowana tym, ze nie zyje w spsob, jaki by chciala.
W tym caly jest ambaras, zeby dwoje chcialo na raz….
I to nawet nie musi dotyczyc tak skrajnych przypadkow jak opisany powyzej przez Alexa.
Nawet dwa autobusy beda mialy problem ze wspolnym zyciem jesli jeden z nich bedzie wolal zyc w miejscie z pracy na etacie a drugi na wsi z wlasnego gospodarstwa…
Oba style zycia sa bardzo „powtarzalne” i kazdego dnia wykonuje sie ten sam kurs – ale nie na trasach, ktore by mialy mozliwosci sie przeciac…
Oj, mimo zastrzeżeń Alexa, że nie zamierza oceniać żadnego stylu jako lepszego ani gorszego, już po komentarzach widać, że to nie do końca prawda…
Jakoś nikt nie chce być autobusem? A co powiecie na autobus jeżdzący po „czerwonej linii”? Horror, isn’t it?
No i słusznie, bo co interesującego/seksownego jest w autobusie. Rajdówka — ooo, to co innego, każdy chłopiec chciał być rajdowcem, a każda dziewczyna – „rajdówką” (lub chociaż dziewczyną rajdowca.
Równie dobrze można by spytać – czy jesteś krową (codziennie swoja porcja paszy i wieczorne dojenie), czy tygrysem? Ktoś chce być dojną krową?
A może by tak jakieś niekonwencjonalne porównanie, żeby gra była fair? Np: czy wolisz być żyrafą (dostojnie kroczy po sawannie zrywając niedostępne dla innych liście akacji) czy wężem (atakuje z zasadzki i dusi ofiarę a potem śpi przez miesiąc trawiąc zdobycz)? A może: wolisz być słoniem, czy hieną?
Zobaczmy, ile tutaj będzie żyraf i słoni, a ile węźy i hien… Oczywiście, nie wartościuję żadnej opcji :), ot tak ćwiczę kreatywność próbując przywrócić równowagę na tej huśtawce.
Pozdrowienia dla autora, z drobną sugestią: więcej faktów, mniej metafor!
Zastanowilem sie jakim pojazdem jestem wedlug Twojej definicji – niestety ale jestem tylko miejskim autobusem. Takim troche bardziej fioletowym, czasem nagle zmieniajacym trase (ku szczeremu zdziwieniu pasazerow), ale jednak tylko autobusem.
Pytanie jakie zadales w swoim poscie dotyczy relacji miedzy autobusami i rajdowkami. To co uderzylo mnie od razu to to, ze jest grupa osob uwazajace Cie za „nieroba”. W moim mniemaniu ktos pracujacy niewiele i zarabiajacy na przy tym dobre pieniadze jest po prostu efektywny (albo ma naprawde dobry pomysl na biznes).
Ja osobiscie jako przedstawiciel autobusow chetnie chlone wiedze od wszelkich rajdowek – najlepszym przykladem jest to ze czytam Twojego bloga. Rajdowcy, jako osoby o bardzo szerokim wachlarzu doswiadczen, moga nas wiele nauczyc, a czesto otworzyc oczy na rozne idee i pojecia o ktorych nie zdawalismy sobie sprawy (albo nie chcielismy sobie zdawac). Mysle ze czasem moga byc bardzo dobrymi motywatorami do zmian w naszym zyciu. Poznanie jednego rajdowca moze wiecej zmienic niz poznanie setek autobusow – w koncu, jak to ktos kiedys madrze zauwazyl (byc moze Ty?), nie mozna oczekiwac niezwyklych rezultatow ciagle postepujac tak jak „przecietni” ludzie. Szkoda ze tak malo znam rajdowcow ;-)
Witaj Alex, witam wszystkich,
No tak Alex, ze mną znowu będzie kłopot ;-)
Ja jeżdżę samochodem terenowym z napędem na 4 koła – lubię szybko jeździć po dołach, lubię dojechać tam gdzie chcę bez względu na to czy przejechał płóg czy nie i oświetlić sobie drogę jak jadę przez las.
– ale można przestawić na dwa koła – i sunąć cichutko i ekonomicznie po autostradzie, niezbyt szybko aby nie umykały widoki.
– z olbrzymimi szybami i wielkim szklanym dachem – żeby było widać niebo, otoczenie i żeby wpadało słońce
– z samodzielnym miejscem kierowcy i z czterema miejscami dla pasażerów i z możliwością doczepienia przyczepy.
– jeżdżę na serotoninie – wsiadam patrzę na mapę i jadę.
– w bagażniku – mieści mi się namiot i śpiwór jednak zawsze mogę zatrzymać się w hotelu.
Jeździłam już autobusem – ciekawość i różnorodność ludzi, monotonna trasa nie pozwalająca na pojechanie gdzie się chce, duże szyby i powolna jazda umożliwiająca obserwację świata zewnętrznego, brak prywatności.
Jeździłam już samochodem rajdowym – sporo adrenaliny, duża koncentracja, radość z szybkiej jazdy i to uczucie mocy, że panuję nad tym. Przy szybkiej jeździe widać niestety tylko drogę do mety, garaż zbyt samotny – nawet jak wiele ludzi Cię masuje, robi manikiur i dba o Twój silnik. Jazda na lawecie, nawet dookoła świata – to jak lizanie lizaka przez papierek.
Jednak może dlatego nie mam większych problemów z poruszaniem się autobusem i samochodem rajdowym – czyli ze zrozumieniem różnych ludzi, akceptacją ich życia i wyborów. A że mi się czasem dziwią :-) no to co, nich sami popróbują i wybiorą swoją drogę
pozdrawiam serdecznie
Monika
Wasp
Jest sporo takich przypadków, kiedy komentują osoby o takim samym imieniu, dlatego dodanie do niego czegokolwiek jest dobrym pomysłem.
Pytasz: „Jak uniknąć konfliktów na linii autobus-rajdówka? „
Myślę, że podstawową rzeczą jest zrozumienie drugiej strony, dlatego napisałem ten post.
Drugą jest rezygnacja z własnych interpretacji ograniczeń partnera, co wiąże się z punktem poprzednim
Adam
Pytasz: „Bardzo bym chciał dowiedzieć się Aleksie jak w Twoim przypadku wyglądała przesiadka z autobusu do samochodu rajdowego? „
Autobusem byłem w szkole i na początku studiów :-) W trakcie studiów zobaczyłem, że można inaczej i np. przez całe życie nie przepracowałem ani jednego dnia na etacie :-) Czyli ta przemiana miała miejsce znacznie wcześniej, niż zakładasz wnioskując z Twoich pozostałych pytań.
Matt36
Piszesz: „Zastanawiam się czy wśród czytelników tego bloga uzbierałyby się choć trzy auta rajdowe „
Oczywiście, sam znam takich ludzi osobiście.
Dalej: „ Rajdówka opowiada autobusowi jak ekscytujące są wyścigi, a autobus pyta: Rajdówko, ale gdzie twój rozkład jazdy?! Gdzie bezpieczeństwo?! Gdzie gwarancja i pewność bytu?! Ty żyjesz w chmurach! „
Niestety tutaj masz rację! Jak często można to było obserwować chocby tu na blogu.
Monika M.
Piszesz: „… między ludźmi, którzy żyją w sposób niekonwencjonalny, a przeciętniakami, …”
Byłbym bardzo ostrożny w używaniu tego rodzaju określeń! Specjalnie podkreśliłem, w poście, że nie wartościuję „autobusów” i „rajdówek”, jedynie zwracam uwagę na potencjalne problemy komunikacyjne.
Wspominasz o artystach, proszę bardzo!!
Aktor, który codziennie wieczorem gra w teatrze a wcześniej ma próby to stuprocentowy autobus. A przecież może on być wybitnym artysta i spełnionym zawodowo człowiekiem!!! To samo z wybitnym i spełnionym lekarzem, a nawet pielęgniarką (znam taką osobiście).
Wystarczająco wyjaśniłem?
Dalej piszesz: „..Aleksie jesteś artystą „ Dziekuję za komplement :-) W niemieckim jest takie określenie „Lebenskünstler“ oznaczające „artystę życia” i tak często określają mnie moi niemieccy i austriaccy przyjaciele :-) Ale to tak naprawdę żadna sztuka, wystarczy robić tak, jak opisuje na blogu :-)
Irene
To trochę poza tematem, ale w wypadku cytowanych przez Ciebie pojęć PRAWDA, PIĘKNO i MIŁOŚĆ interesuje mnie jak radzisz sobie z ich wieloznacznością i możliwością bardzo różnej interpretacji (brakuje mi dobrego polskiego słowa na „ambiguity”)
Maciej
Opisane przeze mnie komplikacje zdarzają się dość często, co nie oznacza że zawsze :-)
Jeszcze raz na wszelki wypadek podkreślam, że w metaforze użytej w poście nie wartościuję ludzi, jedynie zwracam uwagę na możliwe komplikacje w komunikacji, głównie na płaszczyźnie prywatnej.
Jeśli chodzi o Twoje dwa pytania, to w pierwszym wypadku nie mam szybkiej odpowiedzi. W drugim zdecydowanie tak, sam pochodzę z branży IT :-)
Futrzak
Piszesz: „Taki zwiazek prawie napewno sie rozleci chyba ze jedna strona poswieci sie i pojdzie na kompromis zmieniajac swoj styl zycia. „
Niekoniecznie. To co napisałaś jest słuszne tylko w wypadku relacji pierwszego i drugiego typu z tych opisanych w poście http://alexba.eu/2010-09-27/tematy-rozne/relacje-damsko-meskie-2/
W tym trzecim można znaleźć taką wspólną zawartość, któa jest satysfakcjonująca dla obydwu stron nie ograniczając żadnej i nie zmuszając do daleko idących zmian. To jest piękno tego podejścia: możesz mieć bliskie relacje z bardzo różnymi ludźmi!
Mariusz
Piszesz: „mimo zastrzeżeń Alexa, że nie zamierza oceniać żadnego stylu jako lepszego ani gorszego, już po komentarzach widać, że to nie do końca prawda… „
Widzisz, że już w pierwszym zdaniu Twojego komentarza zarzucasz mi publicznie kłamstwo? I to podając to jako fakt obiektywny, a nie Twoja interpretacje przez użycie słowa „widać”??
Co do reszty to moja delikatna sugestia: popracuj nad jakością Twoich metafor.
Jeśli chodzi o Twoją sugestię, to dziękuję ale nie skorzystam. Umiejętnie użyte metafory są jedną z lepszych metod przekazywania współzależności pomiędzy faktami, trzeba to tylko umieć zrobić :-)
Pawel M.
Piszesz: „niestety ale jestem tylko miejskim autobusem. „
Ty też wartościujesz :-)
Dlaczego od razu „niestety”? Dla niektórych jest to znacznie lepsza koncepcja na życie niż rajdówka i w jej ramach moga być szczęśliwi!!
Mój post dotyczy jedynie komplikacji w komunikacji pomiedzy tymi grupami!!
Piszesz: „Poznanie jednego rajdowca moze wiecej zmienic niz poznanie setek autobusow – „
Wierz mi, poznanie autentycznie szczęśliwego autobusu też rozszerza horyzonty takiego „rajdowca” jak ja :-)
Dalej: „ jak to ktos kiedys madrze zauwazyl (byc moze Ty?), nie mozna oczekiwac niezwyklych rezultatow ciagle postepujac tak jak “przecietni” ludzie. „
To byłoby miłe, ale myśl przewodnia pochodzi od Alberta Einsteina, w oryginale: „Insanity: doing the same thing over and over again and expecting different results. „
Monika Góralska
Już się pogodziłem z faktem, że nie potrafię pisać tak, abyś mnie zawsze zrozumiała zgodnie z moimi intencjami, całe szczęście że mimo tego lubimy się i szanujemy, nieprawdaż? :-)
Ile w Twoim komentarzu jest o komunikacji między tymi dwoma grupami i wyzwaniach w niej występujących?
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Tylko, że we współczesnych dynamicznych firmach wymaga się regularności autobusu i intensywności samochodu rajdowego. Pewnie mało który z czytelników bloga ma pracę w stylu: przyjście o 8, kawka do 9, facebook do 10, kolejna kawka, w przerwie parę odpowiedzi na maile, trochę nudnych telefonów i do domu.
Nie oszukujmy się-we współczesnej pracy opartej na wiedzy i samodzielnym organizowaniu sobie obowiązków nie masz codziennej trasy, tylko codzienne rajdy. I wtedy Aleksie różnica między Tobą szkoleniowcem, a Andrzejem-wdrożeniowcem ERP sprowadza się właściwie tylko do częstotliwości wyścigów.
Witaj Alex,
Podobnie do Moniki, jeżdżę na co dzień innym samochodem.
Sam wybieram trasy po których podążam, działam i odpoczywam przeważnie wtedy gdy tego chcę – a więc autobus odpada.
Jednocześnie pracuję przez większą część roku i z pewnością z mniejszą od Ciebie intensywnością – odpada więc samochód rajdowy.
Najlepiej do mojego życia pasuje… Alfa Romeo. Daje mi dużo przyjemności i satysfakcji z samego prowadzenia, a jeśli tego trzeba, potrafi być dynamiczna.
Alex:
Co do „zarzucania kłamstwa” – oczywiście nie było to moim zamiarem. Będę bardziej uważał, bo chociaż ufam, że zrozumiałeś moje prawdziwe intencje, to niepotrzebnie wystawiłem się na łatwy strzał. Fragment ten powinien wobec tego brzmieć „czytając komentarze dochodzę do wniosku, że wiele osób odebrało to inaczej…”
Czytając następne komentarze – tym bardziej utrwalam się w tym przekonaniu. Mało kto przyznaje się do bycia autobusem, jeśli już przyznaje się – to dodaje „niestety”. Jak już wspomnałem – moją reakcję też możesz odczytywać jako instynktowną samoobronę „autobusu na czerwonej linii”.
Co do metafor – w czym metafora żyrafa/wąż jest gorsza od autobusu/rajdówki?
Koleżanki i koledzy czytelnicy – nie dajcie się zagonić do zajezdni i garażu. Kroczcie przez życie dumnie jako długonogie żyrafy, przytulcie trąbą swoje młode w beztroskiej, piaskowej kąpieli jak dostojne słonie.
Alex,
:-) :-) :-) No pewnie, ze się lubimy i szanujemy. Ja też się pogodziłam z tym, że nie zawsze mnie rozumiesz, ważne że się akceptujemy i nie oceniamy :-) :-) :-)
Komunikacja między tymi grupami jest możliwa.
Myślę, że kluczem jest tu podejście. Z szacunkiem i ciekawością – dlaczego?
Dlaczego kupiłeś Maserati? Bo to było moje marzenie, bo miałem taki kaprys, bo sąsiad ma a ja nie mogę być gorszy …..
Dlaczego pracujesz na etacie w tym biurze? Bo wychodzę o 15 i pisze książkę ( Franz Kafka ;-) ), bo czuję się bezpiecznie na etacie, bo nic więcej nie potrafię ….
Ja to rozumiem jako zostawienie drugiemu człowiekowi przestrzeni.
Nie nakładanie na niego własnego schematu myślenia –np. ten bogaty snob z Maserati i ten żałosny nieudacznik z biura lub no jak tam leci w interesach, kiedy zmieniasz Maserati na coś lepszego i co tam w biurze, stara bida.
To prawo każdego do przedstawienia swojego punktu widzenia. I prawo rozmówcy do pokazania mu innych możliwości i pozostawienia mu decyzji.
Świat jest bardzoooooooo duży, jest w nim miejsce i dla malarki i dla nauczycielki i dla urzędnika i dla biznesmena. Wyzwania są zupełnie różne – nie wartościuje ich. Poznaj, wybierz, działaj. A jak Ci się zmieni lub Ty się zmienisz – to poznaj, wybierz, działaj itd. Itp.
pozdrawiam serdecznie
Monika
@Alex:
coz, zwiazek ktory ma „wspolna” zawartosc i nie ogranicza zadnej ze stron w momencie kiedy prowadza one zupelnie rozne tryby zycia, pada na pysk gdy pojawia sie dziecko.
Tak przynajmniej wynika z tego, co widze dookola siebie. Oczywiscie, wyjatki sie zdarzaja, ale potwierdzaja one tylko regule…
@Paweł Kowalczyk: „A co w przypadku związku dwojga ludzi, z których jedno chce być bardziej “samochodem rajdowym”, a drugie “autobusem”?
Z mojego punktu widzenia taki związek jest jak najbardziej możliwy i wbrew pozorom znacznie prostszy niż np. związek dwóch samochodów rajdowych, o ile tylko partnerzy akceptują swoje odmienności, umieją się dogadać i są przekonani o wzajemnym oddaniu. Moim zdaniem takie dwie postawy życiowe znakomicie się uzupełniają. Kiedyś rola autobusu przypadała zazwyczaj kobietom: one zajmowały się domem i obejściem, co wymagało pokonywania codziennie tych samych tras, podczas gdy wojownicy i myśliwi wyruszali na wyczerpujące wyprawy w nieznane. Nie widzę powodów, żeby taki układ nie miał się sprawdzać i teraz, przy czym naturalnie dzięki cywilizacji rola rajdówki jest osiągalna również dla kobiet.
@futrzak
„…kazda ze stron bedzie sie czula coraz bardziej sfrustrowana tym, ze nie zyje w spsob, jaki by chciala.”
Nie rozumiem dlaczego ktokolwiek w takim związku miałby żyć inaczej niż chce?
@Alex
Moim zdaniem tam gdzie jest wiara i przekonanie, że związek jest trwały obawa, że zostało się zlekceważonym w razie czasowej niedostępności partnera/przyjaciela nie występuje albo przynajmniej występuje znacznie rzadziej. Wyobrażam sobie, że może to być ciężkie w związku z osobą, której dotychczasowe związki były raczej krótkie, która nie ma zwyczaju robić wspólnych planów na bardziej odległą przyszłość, unika deklaracji przywiązania i formalnych więzów, oraz szybko robi „eject” wobec osób, które jej w jakikolwiek sposób utrudniają życie. (disclaimer: nie twierdzę, że tak jest właśnie w Twoim przypadku). Po prostu w takim układzie nigdy nie ma pewności czy dłuższy brak kontaktu nie oznacza przypadkiem, że związku już nie ma. IMHO większość osób, o ile im na danym związku zależy, będzie w takiej sytuacji cierpieć, a skoro „nie wypada” wprost powiedzieć: „chciałabym/chciałbym, żebyś mnie zapewnił o swojej przyjaźni/miłości” to powstają nieporozumienia. Wątpię czy tego typu problemy są związane wyłącznie z różnymi stylami życia (np. autobus vs rajdówka), obserwowałam to również w sytuacji osób, które miały identyczny tryb pracy/odpoczynku, a jedna z nich po prostu potrzebowała chwilowo trochę pobyć sama. Powiedzieć, że się takiego zapewnienia potrzebuje jest trudno, bo nie można być pewnym odpowiedzi i dlatego niektórzy wolą nawet sami przed sobą udawać, że nie jest im ono potrzebne.
Witam,
Dziś się wypowiem z punktu widzenia autobusów :-)
Jakie widzę problemy w komunikacji z rajdowcami?
– niektorzy uważają nas za nieciekawych i ograniczonych – ponieważ zakres naszych doświadczeń jest mniejszy niż w przypadku rajdowców, a niektórych doświadczeń – np związanych z obecnością w różnych egzotycznych miejscach w ogóle nie posiadamy. No i jak można się ekscytować codziennością?!;
– niektórzy uważają, ze nie wiemy co to ciężka praca – bo przeciążenia, jakim podlegamy nie są ekstremalne – więc – jak możesz być zmęczona po zaledwie kilku godzinach pracy?!;
– niektórzy uważają, że żyjemy niezgodnie z naszymi prawdziwymi pragnieniami – że gdybyśmy skosztowali innego życie, natychmiast zapragnęlibyśmy żyć jak rajdowcy;
– niektórzy uważają, że nie mamy prawdziwych problemów – mamy zapewnioną pracę, chorobowe i emeryturę, więc czym tu się martwić?
– niektórzy uważają, że sami stwarzamy sobie problemy dażąc do stabilizacji życiowej (dzieci itp.).
Nawiasem mówiąc – Mariusz słusznie zauważył, że „nikt nie chce być autobusem” – ponieważ rzeczywioście w porównaniu z samochodem rajdowym autobus to szczyt nudy i braku atrakcyjności (gorszy byłby chyba tylko walec drogowy…) – a jednak większość ludzi nie uważa swojego życia za szczyt nudy.
@Elżbieta
Mogę z całą pewnością powiedzieć, że mi nie odpowiada życie „rajdówki”. Jeśli musiałabym wybierać między autobusem, a rajdówką, wybrałabym to pierwsze. Na szczęście zwykle jest znacznie więcej opcji do wyboru.
Jako autobus widze to tak:
Nie mam doswiadczen z 100% rajdowcami. Mam kontakt z „taksowkami” (ludzmi samozatrudnionymi), ktorzy codziennie pokonuja rozne trasy w tym samym miescie.
Bardzo czesto nawoluja do mnie jak to niby fantastycznie jest byc samozatrudnionym. Samemu sobie decydowac o urlopie itd. Jest moda na samozatrudnienie i jakas niezrozumiala dla mnie niechec do pracy w duzych organizacjach. Zupelnie nie trafia do nich lub ja nie potrafie tego wytlumaczyc, dlaczego ja chce pracowac w autobusie. Powodow jest kilka ale to nie watek na takie rozwazania.
„Taksowkarze” to nie „Rajdowcy” choc czesto sie za takich uwazaja.
A co do zwiazkow. Czasem gdy spotykaja sie ludzie z roznych swiatow, sa rozne interpretacje tych samych faktow, sytuacji. To jest absolutnie naturalne. Nalezaloby porzadnie porozmawiac i zbadac co ma byc wspolne a co oddzielne. Jesli jest wola na tworzenie wspolnego zwiazku, to nalezy sie skupic na tym co jest wspolne i zaakceptowac roznice. Przeciez to jest zwyczajne nieporozumienie, ze „autobus” pomyslal ze jest lekcewazony. Z drugiej strony co takiego musialoby sie stac aby „rajdowiec” raz dziennie oderwal sie na 3 min od swojej misji i wyslal smsa do tej jedynej ksiezniczki? Dla mnie to proste, ale ja nie jestem rajdowcem ;-)
Chodziło mi o to, że życie nie jest tylko czarne albo tylko białe. A przez to chcę powiedzieć to, że owszem wiele osób żyje jak ukazana przez Ciebie animizacja samochodu rajdowego oraz autobusu. Ale nie trzeba się decydować tylko na jedno lub tylko na drugie.
Dla przykładu mój 'daleki’ znajomy zarabia głównie za pomocą gry na giełdzie. Jest w tym dobry, tak dobry, że nie musi zajmować się innymi rzeczami aby się utrzymać. To jest to co kocha robić w życiu, ale jak od wszystkiego także od tego zajęcia lubi co jakiś czas zrobić sobie dłuższą przerwę. Wiele podróżował z racji na możliwość mobilnego składania zleceń u maklera. Ale jednocześnie potrafił przepracować kilka miesięcy jako majster na budowie. Zrobić coś dla odmiany i dlatego, bo chwilowo nudził mu się trading.
Nie wiem, czy powyższy przykład w pełni obrazuje moje wyobrażenie o „samochodzie osobowym”. Ale chodzi o to, że tuning samochodów daje duże możliwości.
Jednak to jest tylko moje indywidualne odczucie na temat artykułu. Możliwe, że nie zrozumiałem Twojego przesłania. Ale jestem otwarty na polemikę na ten temat Alexie. Pozdrawiam serdecznie!
Witam,
Dziękuję Aleks za tego posta. Odbieram go jako coś mocno osobistego z Twojej strony. W zasadzie opisałeś w nim jak wygląda Twoje życie – sam niemal odczułem to zmęczenie, o którym piszesz! Piszesz też, jakie komplikacje powoduje dla Ciebie kontakt z „autobusami”. Jako typowy przedstawiciel tej drugiej grupy, po zastanowieniu się nad moimi znajomymi odkryłem, że owszem znam jeden Samochód Rajdowy w moim otoczeniu. Generalnie to wszyscy zastanawiają się skąd on ma pieniądze na wszystko co ma i co robi? I nikt tak do końca tego nie wie. Może różne domysły (kredyty? nieuczciwa działalność? bogaci rodzice? handel przez internet?)z tym związane są też przyczyną nieporozumień?
Mnie zastanowiła możliwość przenikania się ze sobą obu stylów życia. Wydaje mi się, że dobrze jest dla Autobusu posiąść umiejętność zostania na jakiś czas Samochodem Rajdowym. Rozumiem przez to:
1) Umiejętność chwilowego podkręcenie obrotów przy jednoczesnym odcięciu się od wszelkich zbędnych bodźców, po to, by wskoczyć na jakiś wyższy poziom.
2) Umiejętność, ale i możliwość czasowego wrzucenia całkowicie na luz (typu miesiąc bezpłatnego urlopu w dogodnym momencie).
Z drugiej strony, czy dla samochodu Rajdowego nie jest dobrze mieć w swoim życiu jakieś stałe powtarzalne elementy, o których skuteczności decyduje właśnie powtarzalność? Na myśl przychodzi mi tutaj – pisanie bloga (przy zastrzeżeniu, że tu punktualność nie musi być aż tak rygorystycznie przestrzegana). Czy są w Twoim życiu Aleks jakieś autobusowe elementy?
Pozdrawiam
Maciek
PS. Wcześniej napisałem dosłownie kilka postów jak Maciek; znalazłem jednak gdzieś w archiwum bloga innego Maćka, dlatego teraz także zmieniłem nicka.
Witam,
Magda
Piszesz: „Jeśli musiałabym wybierać między autobusem, a rajdówką, wybrałabym to pierwsze. Na szczęście zwykle jest znacznie więcej opcji do wyboru.” Mnie się nie podoba możliwość wyboru akurat pomiedzy tymi dwiema możliwościami – ale stwierdziłam, że ponieważ istotą postu były problemy komunikacyjne, jakie mogą się pojawić w chwili spotkania się dwóch skrajności, odniosę się do tych problemów, a nie do odczuwanego przeze mnie dyskomfortu związanego z tym, jak mi się kojarzy miejski autobus :-)
Napisałam, że „nikt nie chce być autobusem” – bo w komentarzach najwięcej jest zdań rodzaju – „może nie jestem rajdowcem, ale nie jestem też autobusem” :-). Może łatwiej byłoby skupić się na istocie sprawy, gdyby porównanie dotyczyło rajdowca i zwykłej osobówki? Jak zwykle Alex wysoko stawia poprzeczkę jeśli chodzi o świadome podejście do życia :-)
Hej Olga,
Piszesz: „Gospodarz jest przykładem człowieka, któremu udało się wyrwać z tego schematu, może po prostu ludzie mu zazdroszczą, dlatego są tacy niemili. Nie wiem. Jak dla mnie powinniśmy się od Niego uczyć, a nie cały czas go krytykować. „
Ja bym był ostrożny z tym słowem udało :)
Sugeruje ono lód szczęścia, przypadek a tak po prostu nie jest.
Jak pojawia Ci się myśl krytykująca w głowie, to po prostu za nią nie podążaj ani jej nie oceniaj. Zniknie tak samo jak się pojawiała, wymaga to trochę wprawy oraz uważności jednakże działa. Generalnie warto przyglądać się co pojawia się w naszej głowie.
Alesz piszesz:”Myślę, że podstawową rzeczą jest zrozumienie drugiej strony, dlatego napisałem ten post.
Drugą jest rezygnacja z własnych interpretacji ograniczeń partnera, co wiąże się z punktem poprzednim”
A dopuszczasz jeszcze do tego pójście na pewne kompromisy ?
Bo jak nazwać te Twoje ostatnie dwa tygodnie ? Czyż nie jechałeś według rozkładu, z konkretnymi priorytetami i po prostu nie było już miejsca na nic innego ?
Fakt, że ten rozkład nie jest sztywny, powtarzalny, jednakże to Ty go ustaliłeś i świadomie zbudowałeś, decydując że robisz A nie robiąc B.
Matt36, Alex w komentarzu do Matt36 cytujesz i piszesz:
„Dalej: „Rajdówka opowiada autobusowi jak ekscytujące są wyścigi, a autobus pyta: Rajdówko, ale gdzie twój rozkład jazdy?! Gdzie bezpieczeństwo?! Gdzie gwarancja i pewność bytu?! Ty żyjesz w chmurach! „
Niestety tutaj masz rację! Jak często można to było obserwować chocby tu na blogu.”
A gdzie to bezpieczeństwo, gwarancja i pewność bytu w autobusie ?
Generalnie bardzo fajne pokazane jak ludzie z innych światów mogą mieć kłopot w zrobieniu coś razem. Jednakże problemem nie jest podejście i sposób na kalendarz oraz pracę, a mało wyobraźni czyli umiejętności wejścia w buty naszego znajomego.
Po prostu większość ludzi to co widzi odbiera swoją miarą, filtruje to przez swój świat i aktualny poziom doświadczeń. Tworzy teorie zamiast po prostu spytać jak jest. Takie postawy mogą dotyczyć zarówno wyścigówki jak i autobusu, bo nawet wyścigówka ma rozkład tylko bardziej elastyczny i z innym horyzontem czasowym.
Wyzwaniem jest poziom rozwoju osobistego umożliwiający zobaczenie tego, a nawet będąc wyścigówką, w planie na najbliższy 2 tygodniowy rajd można uwzględnić potrzeby powolnego i ograniczonego rozkładem autobusu, nieprawdaż?
Po trosze wiąże się to z drugą sprawą którą chciałem dodać, jest to egoizm i duma zarówno autobusu jak i wyścigówki, której priorytetem są ich własne potrzeby, co z kolei może generować zgrzyty w kontaktach.
Pozdrawiam, Artur
Alex – doszły mnie takie przemyślenia, pisałem ze moja komunikacja z Tobą jest okej, ale de facto jest ona jednostronna :)) Czytam bloga kiedy mam czas, akceptuje Ciebie w pełni, a dokładnie mówiąc akceptuje to co opisujesz. Lecz de facto słowo komunikacja dotyczy dwóch stron. Czyli Ty też powinieneś odbierać moje komunikaty, ale że ja żyje na razie jako autobus (a dokładnie mówiąc od dzisiaj bo od dzisiaj rozpocząłem etat twórczy 8-16) to może być z tym ciężko w sensie np. nie mogę pozwolić sobie na dłuższy wyjazd np. na Kanary albo na dłuższą rozmowę telefoniczną w godzinach 8-16 :))) Stąd teraz rozumiem bardziej Twój przekaz. Ty jako rajdówka, ja jako bus możemy mieć problem z komunikacją nie z braku akceptacji tylko z powodów technicznych:))
Co do tego że jesteś IT … zmieniłeś brańże i de facto w IT już nie pracujesz;] więc nie wiem czy to jest dobry przykład. Oczywiście znam morał: można rzucić programowanie, sapowanie itp i zostać bardziej niezależnym konsultantem, którego praca nie wymaga fizycznego np. 3 miesięcznego pisania softu przed kompem.
btw jak nazwać pracę zdalną? Wykonywaną np. w domu albo kawiarni obok, ale jednak regularną i stałą (w sensie obowiązków i danego pracodawcy)? Albo jak nazwać „Młodego Alexa” który w przeciwieństwie do Alexa nie robi sobie tylu przerw (w których sam widze wiele wartości) tylko robiącego szkolenie za szkoleniem w różnych miejscach/firmach ?
„Piszesz: „… między ludźmi, którzy żyją w sposób niekonwencjonalny, a przeciętniakami, …”
Byłbym bardzo ostrożny w używaniu tego rodzaju określeń! Specjalnie podkreśliłem, w poście, że nie wartościuję „autobusów” i „rajdówek”, jedynie zwracam uwagę na potencjalne problemy komunikacyjne.”
Wiem, że bardzo dbasz o formę wyrażania myśli na swoim blogu. Wiem, też że starasz się nie oceniać. Ja to zrobiłam chociaż dodałam tytułem usprawiedliwienia wtręt ” …, że się tak mało elegancko wyrażę…” Mea culpa. Przepraszam. Postaram się popracować nad sobą, dobrze że zwróciłeś mi na to uwagę. Oceniam ludzi (chociaż tego nie chcę robić) pewnie dlatego, że sama ciągle zadręczam się tym co inni o mnie myslą. Ciężko się z tego wyzwolić.
Wracając do głównego wątku
Piszesz, że artyści też mogą żyć jak autobusy. Tak to prawda. Uważam, że wówczas taki artysta staje się rzemieślnikiem. Powinnam była wcześniej dodać, że miałam na myśli artystów poszukujących, kreujących, wyznaczających nowe trendy, trochę szalonych i znających swoją wartość jak Picasso, Penderecki czy Coco Chanel.
„Dalej piszesz: „..Aleksie jesteś artystą „ Dziekuję za komplement W niemieckim jest takie określenie „Lebenskünstler“ oznaczające „artystę życia” i tak często określają mnie moi niemieccy i austriaccy przyjaciele”
A wiesz Aleksie, że nawet miałam zamiar użyć tego zwrotu „artysta życia” ale nie chciałam, żeby to zabrzmiało jakoś tak górnolotnie oraz przesadnie.
Na koniec dodałeś, że to żadna wielka sztuka żyć podobnie jak ty żyjesz.
Niby nie sztuka, nawet podajesz szereg wskazówek, sposobów, sypiesz wręcz autentycznymi przykładami i historiami innych ludzi. Dlaczego w takim razie wciąż tak trudno to zrobić. Jak zdjąć te blokady? Dalczego jedni ludzie mają tę iskrę i pęd do działania, a inni nie? Co musi nastąpić, żeby się przełamać i zacząć żyć naprawdę?
Jeszcze jedno pytanie niezbyt związane z wątkiem, … a może i związane. Jak pozbyć się introwertycznej natury? Do niedawna myślałam, że tego nie da się zmienić i muszę przystosować wszystkie aspekty życia do mojej ułomności. Tak, uważam, że to ułomność, z którą muszę się pogodzić. Pisałeś wiele razy, że byłeś zakompleksionym introwertykiem. Jak to się stało, że stałeś się otwartą na ludzi osobą. Czy to była nagła zmiana w wyniku jakichś konkretnych okoliczności lub działań, czy raczej proces rozciągnięty w czasie, czy ktoś w tym Ci pomógł? Może w jakiejś mądrej ksiażce wyczytałeś coś co zmieniło Cię w ekstrawertyka. Jeżeli gdzieś był o tym szerszy wątek, to proszę o linka do niego.
Dziękuję
Monika M.
Przeczytałam jeszcze raz mój ostatni komentarz i uważam, że nie nawiązuje do głównego pytania.
Czy komunikacja i zrozumienie między autobusami a rajdówką są możliwe? Chyba nie bardzo. Odpowiedź zawarta jest nawet w poście, który napisałeś. Ludzie są w stosunku do Ciebie podejrzliwi, uważają Cię za dziwaka, nieroba itd.
Cóż wiecej można dodać?
@Magda:
„Nie rozumiem dlaczego ktokolwiek w takim związku miałby żyć inaczej niż chce? ”
Chociazby dlatego, ze jesli mowimy o zwiazkach dlugodystansowych, ludzie i sytuacje sie zmieniaja.
Np. po jakims czasie kobieta chce miec dziecko. Przychodzi ono na swiat i wszystko wywala sie do gory nogami. To, co dotad bylo oczywiste, dopasowane i szczesliwe, zmienia sie. Bo ona chce, zeby ojciec dziecka nie znikal na miesiac intensywnej pracy. Bo chce, zeby byl przy dziecku i przy niej. A dzieciak jak wiadomo wymaga az przerazajacej regularnosci. Dwulatkek nie rozumie, ze tatus (czy mamusia) musi wyjechac na miesiac popracowac. Jemu sie bedzie wydawalo, ze rodzic go po prostu porzucil.
Przykladow jest wiecej, nie wyciagam ich z palca bynajmniej a z praktyki.
No ale widze ze w zasadzie mozemy podpisac w tym momencie protokol rozbieznosci, bo chyba jednak zadna ze stron drugiej nie przekona.
Dziękuję Aleksie za odpowiedź, zadałem tyle pytań bo bardzo jestem ciekaw historii sukcesu osób takich jak które z powodzeniem zostały wyścigówkami.
Przeczytałam post i komentarze z zainteresowaniem. W moim przekonaniu można być jak „autobus” zarówno pracując na etacie, jak i będąc „wolnym strzelcem” czy właścicielem firmy. To nie zależy od formy zatrudnienia. Nie zależy też od stanu posiadania.
Różnica między autobusem a rajdówką polega według mnie przede wszystkim na bardzo odmiennej dynamice pracy i odpoczynku, na innym rytmie, innym „systemie” ładowania akumulatorów, innym tempie spalania, innej „kaloryczności” silnika, innym rodzaju paliwa, na różnej mobilności, różnej dynamice jazdy, powodowaniu różnego oporu powietrza i innych konsekwencjach ewentualnego wypadku (!). :-)
Jeśli ktoś będąc na własnej działalności pracuje w rytmie, dynamice i stylu autobusu, to ani forma zatrudnienia, ani zasobność portfela nie zmienią go w „rajdówkę” – nadal jest „autobusem”. Tyle że nie jest wtedy „własnością” jakiegoś innego przewoźnika. :-) Nawet jeśli ja pracując na etacie od czasu do czasu wpadam w niebywałe tempo i intensywność pracy, co pochłania mnie niemal bez reszty, to nadal jestem autobusem – tylko może po kilku takich „maratonach” – bardziej niż inne „zajeżdżonym” autobusem. :-) Ale takie doświadczenia pozwalają mi lepiej rozumieć to, co dotyczy funkcjonowania rajdówki.
Co do wzajemnych relacji:
Ważne jest zrozumieć i przyjąć, że – podobnie jak autobus ma swoje ograniczenia wynikające z faktu bycia autobusem, tak samo dobrze utrzymana rajdówka potrzebuje określonego np. serwisowania, żeby pokonywać rajdowe trasy i nie trafić na złom. Tak po prostu jest. Warto zatem to przyjąć i zająć się własnymi sprawami, na które jest więcej czasu, gdy druga osoba jest bardziej zajęta, „wyłączona”.
Bazą dla dobrych relacji jest tu według mnie w miarę zdrowe poczucie własnej wartości oraz własny swój świat, niezależny od drugiej strony.
Najważniejsza jednak rzecz: nie próbować z rajdówki robić autobusu !! Nie wymuszać na rajdówce form bycia typowych dla autobusu.
Czyli wzajemne rozumienie, szacunek dla swoich potrzeb i akceptacja „inności” w połączeniu z poczuciem własnej wartości. To według mnie daje szansę na dobre i rozwijające obie strony relacje – niezależnie od stopnia ich zażyłości.
Adam,
Samochód rajdowy z tego co wiem, to coś zdecydowanie innego niż wyścigówka. :-)
Pozdrawiam, Ewa
Są jeszcze tacy co jeżdżą metrem. W przenośni i dosłownie.
pozdr
T.
Intrygujący temat. Zanim powiem moje spostrzeżenia, muszę najpierw jakoś sprecyzować gdzie jestem – to pomoże w ocenie moich słów.
Nie dotyczy mnie już opis autobusu, ale nie mam swobody „rajdówki”. Nie biorę udziału w wyścigach w różnych częściach świata, lecz wytyczam własne trasy i na nich „biegnę”. Trasy nigdy nie są takie same. Moim problemem jest to, że za rzadko biorę udział w nie swoich wyścigach – ale już to zmieniam.
Ogólnie dla osób z zewnątrz jestem zapracowanym człowiekiem. Dla osób (autobusów) mogących towarzyszyć mi w tygodniu prac, bywam „nierobem”, który za dużo siedzi przed komputerem. Słyszę: „Idź do pracy i pracuj o d 9 do 17”. Nie rozumieją, że to ja dyktuję zasady nie praca.Kiedyś tłumaczyłem że oni pracują 40% dnia, a ja 80%. Teraz wiem, że ja pracuję 20%, a reszta to praca która „robi się sama” jako efekt uboczny mojego życia.
Teraz „mały” wysyp spostrzeżeń:
Gdy mówię o jednym, autobusy myślą zazwyczaj o drugim (o tym, o czym chcą myśleć). Gdy rzucam w powietrze pytania do autorefleksji, denerwują się, że daję im rady. Wkurza ich, że nie nie jestem szablonowy jak oni.
Gdy przedstawię inny sposób patrzenia, uzupełniający ich poglądy przywołane w rozmowie, atakują. Uważają sprawdzone metody nie-autobusów jako mity. Uważają sukces autobusu jako możliwy, jednak gdy mogą powtórzyć sukces jednego z autobusów, któremu udało się wybić – uważają jego metody za nieprawdziwe i szukają w nich ukrytego sensu, wygodniejszego dla nich.
Lubią nie żyć swym życiem, a czymś co zastępuje ich życie (praca, telewizja, itd).
Gdy kolejny raz mówię, że chodzi mi o coś innego, ciągle uparcie używają wzorców masowych (często mitów) do interpretacji słów. Rzadko na prawdę słuchają ze zrozumieniem – przeważnie nie dociekają o co chodzi mówcy, tylko szukają potwierdzeń swoich tez.
Oczekują wsparcia dla pustych haseł, gdy ja wspieram realne (nawet małe) rzeczy. Nie widzą różnic pomiędzy abstrakcją a faktem – dlatego tak boleśnie uczą się co to asertywność czy synergia. Wstydzą się swojej niewiedzy, a nie braku jej opanowania i ujarzmienia.
Marzą by nie być autobusem – zamiast dążyć do tego, kim chcą być. Wystarcza im zarys, gdy decyzja jest bardzo ważna, gdy natomiast błaha, potrzebują mnóstwo argumentów. Mylą wspomniane decyzje.
Wolą być na bezpiecznym gruncie – pełnym błahych rzeczy. Nudzą ich rozmowy nie-autobusów. Nie sięgają po merytoryczne i przemyślane argumenty. Nie zmierzają do celu, sięgają po dobra konsumpcyjne – uznając je za cele.
Gdyby ktoś przystawił im pistolet do głowy i powiedział, że maja 30 sekund na ucieczkę z pola widzenia, odeszli by krok, spojrzeli na odległą zasłonę i odwrócili się w kierunku napastnika, z roztrzęsionymi rękami klęknęli błagając o litość i obserwując broń…
Ostatni fakt – nie wierzą, że zmiana z autobusu w coś innego, to efekt ciężkiej pracy.
Po części sam taki kiedyś byłem.
Zapomniałem dodać, że skupiłem się na minusach. Jest też sporo plusów autobusów (np. przewidywalność). „Rajdówki” tez mają swoje minusy (np. syndrom zbytniej koncentracji na celu). Pokazałem co mi najbardziej przeszkadza.
Ostatnia uwaga – niektóre opisane cechy są niebywale pożyteczne (a nwet na wagę złota) w kontaktach autobus-autobus!
@Ewa W, piszesz:
Jeśli ktoś będąc na własnej działalności pracuje w rytmie, dynamice i stylu autobusu, to ani forma zatrudnienia, ani zasobność portfela nie zmienią go w „rajdówkę” – nadal jest „autobusem”.
[…]
Nawet jeśli ja pracując na etacie od czasu do czasu wpadam w niebywałe tempo i intensywność pracy, co pochłania mnie niemal bez reszty, to nadal jestem autobusem – tylko może po kilku takich „maratonach” – bardziej niż inne „zajeżdżonym” autobusem.
W pełni się z tobą zgadzam, zwłaszcza w kwestii „maratonów”.
Wiesz jaka była to dla mnie bolesna lekcja? Tylko dzięki niesamowitemu szczęściu, wyszedłem z niej cało. Gdybym się nie opamiętał, kolejnej takiej sytuacji bym nie przeżył (nie wierzę w nieograniczonego mega-farta). Nikomu nie życzę takiej szokowej terapii. Monika M. zastanawiała się, co zmieniło Alexa. Ja mogę przyznać, że to zmieniło mnie.
A dla ciebie Moniko M. rada – zapisz się do organizacji (np. pożytku publicznego) wymagającej intensywnych kontaktów z ludźmi. Po Twoim stylu wypowiedzi podejrzewam, ze szybko Cię to „otworzy”. Na początku będzie duży „dyskomfort”, wtedy musisz jeszcze bardziej działać w grupie i „pod presją i ostrzałem”. Pchaj się tam, gdzie możesz być poddana krytyce i nie bój się dyskusji. Ja zrobiłem to w czasach szkoły i zadziałało.
Konrad, nie wiem czy nie przesadnie skupiles sie na minusach „autobusow”, a to jedna strona medalu. Spora czesc szefow/zalozycieli duzych firm, to wlasnie autobusy. W pracy spedzaja 5, o ile nie 7 dni w tygodniu, na urlop pozwalaja sobie rzadko. Pracujac 40 dni w roku – owszem, mozna dojsc do zadowalajacego poziomu zycia, ale firmy skali Google sie w ten sposob nie stworzy.
Witam,
Ja osobiście zdecydowanie należę do grupy ‘autobusowej’. I jest mi z tym bardzo dobrze. O wiele lepiej się czuję w sytuacji, gdy moje życie jest poukładane w wyniku działania ‘czynników zewnętrznych’ ( patrz-chociażby praca).
Sama mam duży problem z narzuceniem sobie samodyscypliny i gdy tylko mam więcej wolnego czasu, niestety kompletnie się rozleniwiam i do niczego nie potrafię zmobilizować. Doskonale to u mnie widać w okresie wakacji (jestem nauczycielem), kiedy to czas przelatuje mi przez palce, ja robię się straszliwie rozlazła i wszystko to staje się dla mnie dodatkowym powodem do frustracji.
Poza tym ‘autobusowy’ tryb życia, stabilność i powtarzalność takiej codzienności, jest dla mnie źródłem dużego poczucia bezpieczeństwa i spokoju – elementów bardzo ważnych w moim życiu.
Chcę jednak zwrócić uwagę na bardzo ważną kwestię, która została w tym poście poruszona, mianowicie-ZROZUMIENIE.
Chcę tu przytoczyć pewien przykład z mojego życia.
Otóż mam w gronie bardzo bliskich przyjaciół osobę, która obecnie studiuje zagranicą i robi tam doktorat. Wiadomo, że nauka zabiera jej bardzo dużo czasu, co odbija się na częstotliwości kontaktów z jej bliskimi ( w tym oczywiście i ze mną). Ja osobiście w pełni to rozumiem i akceptuję. Nie potrzebuję nieustannych zapewnień o przyjaźni, nie potrzebuję również regularnego ‘sprawozdania’ z jej życia-jak się czuje, co u niej słychać itp., bo doskonale zdaję sobie z tego sprawę, że obecnie nasze kontakty uległy-ze zrozumiałych przyczyn-zmianie. Nie oznacza to, że osłabły. Fizycznie-owszem, ale nie na poziomie, nazwijmy to – ‘wyższych wartości’. Ja doskonale zdaję sobie sprawę, że jestem dla niej jedną
z najbliższych osób na świecie ( i vice versa) i wcale nie potrzebuję nieustannych o tym zapewnień. Wiem, że nauka tak ją absorbuje, że nie może mi poświęcać tyle czasu co kiedyś.
Mamy jednak koleżankę, która kompletnie nie potrafi tego zrozumieć i zaakceptować ( to jest to, o czym pisałeś Aleksie w odniesieniu do swojej pracy i swoich znajomych – poczucie bycia lekceważonym). Otóż ta nasza koleżanka ciągle ma o to pretensje, że ich przyjaźń jest przez koleżankę-studentkę zaniedbywana, że jest lekceważona itp. Nie potrafi zrozumieć tego, że ktoś prowadzi odmienny styl życia od niej, że ktoś rzeczywiście może nie mieć czasu, by się tak często odzywać i być w stałym, regularnym kontakcie.
Czyni ona błąd, który tak wielu z nas również popełnia-przekalkowuje swoje odczucia i myśli na innych. I tu jest klucz do wszystkiego. Zrozumieć i zaakceptować innych. Inny, jak sama nazwa wskazuje, to nie my, to nie ja. Ma prawo inaczej myśleć, odczuwać, patrzeć na świat. Choć czasem tak ciężko nam to zrobić to jednak pozwólmy innym być innymi.
Pozdrawiam serdecznie
Agnieszka K-K.
@ms, masz rację – trochę się zagalopowałem i nie do końca wyszło tak, jak chciałem. Muszę jeszcze popracować nad komunkacją :)
Na celu nie miałem „okładania” którejś ze stron. Starłem się raczej pokazać, problem (jego podstawy i warunki „wywołania”) i dać punkt do wspólnego (lub jednostronnego) go pokonania. Może tego nie widać na pierwszy rzut oka, ale to w takim razie najlepszy przykład różnic „rajdówka-autobus”. „Rajdówka” widzi szanse, „autobus” coś zupełnie przeciwnego :)
Taka moja mała myśl: Jak chcesz być samochodem rajdowym to zawsze fajniej jest ścigać się jeszcze z jednym:)
Samotność może nas dopaść i tu i w przypadku zwykłego autobusu. To tak nawiązując do związków. Oczywiście przy wyborze wolałbym rajdy:)
Witajcie!
Kurtuazyjnie pytasz Aleksie jak radzę sobie z wieloznacznością i możliwością różnej interpretacji trzech wartości w życiu,o jakich napisałam,myślę,że jednak nie poza tematem,no może wokół niego,z tym się zgadzam.
No cóż, w prostych wartościach życia należy zrobić tzw segregację…Jeśli jest się wiernym pewnym zasadom,życie staje się bardziej wartościowe,bez względu na dobra materialne,sukcesy,ewentualnie ich brak ponieważ pojęcie sukcesu jest bardzo subiektywnym odczuciem każdego z nas.W relacjach międzyludzkich ludzi z tzw.autobusu miejskiego i samochodu rajdowego oprócz celu w drodze do szczęścia, o którym pisałam w poprzednim poście jest jeszcze kultura osobista i rodzaj więzi emocjonalnej.W przyjacielskich kontaktach mają one nieco inny wymiar niż rodzinnych czy też partnerskich i jest to oczywiste.W odniesieniu do wartości,o które pytałeś,w każdej relacji międzyludzkiej ważna jest zbieżność tych wartości u dwojga ludzi i jej warto poszukiwać,tak myślę.Na to jednak potrzeba czasu i lepszego poznania.Tolerancja,o której pisało tu wielu z Was działa przecież w obie strony,a jeśli nie,to nie warto podtrzymywać tego typu znajomości!Prawda,piękno i miłość,nie tylko moim zdaniem,tak myślę, daje świetną płaszczyznę w dążeniu do wartościowego porozumienia,czego wszystkim życzę,irena
Witajcie
Byłem wczoraj trochę zajęty. Przez cały dzień pracowałem nad różnymi tekstami, gdzie każde słowo i jego świadome oraz właściwe użycie było krytycznym elementem. Stąd może jestem dziś nieco przewrażliwiony i widzę, że mimo iż w poście wyraźnie napisałem:
„Dla wielu z Was byłoby zapewne interesujące zastanowienie się, do którego z elementów tej metafory pasuje Wasze życie i zastanowić się, czy to jest to co chcecie. Jak już wspomniałem jest wiele za i przeciw każdego z wyborów i jeśli chcecie możemy zająć się tym w osobnym poście.”
Mimo tego spora część z Was rozpoczęła takie rozważania w tej dyskusji, która przecież poświęcona jest zupełnie innemu zagadnieniu :-)
W ten sposób
:
a) pozbawiliście się możliwości zorganizowania uporządkowanej rozmowy na temat „autobusów” i „rajdówek” co może przyniosłoby większą wartość dodana, niż porozrzucane rozważania tutaj
b) część z Was pokazała, że nie bardzo potrafi skoncentrować się w wypowiedziach na danym temacie wiodącym. To na blogu edukacyjnym jak ten, nie jest żadnym problemem, ale w życiu może odciąć Wam dostęp do wielu atrakcyjnych okazji. Przemyślcie to, piszę te słowa kierowany wyłącznie życzliwością
A teraz przejdźmy do kilku komentarzy :-)
Wojtekm
Piszesz: „we współczesnej pracy opartej na wiedzy i samodzielnym organizowaniu sobie obowiązków nie masz codziennej trasy, tylko codzienne rajdy. „
To byłby ciekawy punkt do dyskusji w tym poście, który mógł powstać później (ale teraz chyba nie powstanie)
Wojciech Dudziak
Spodziewałem się wypowiedzi/pytan o trudnościach komunikacyjnych
Mariusz
Piszesz: „ufam, że zrozumiałeś moje prawdziwe intencje, to niepotrzebnie wystawiłem się na łatwy strzał „
Oczywiście, ale to jest blog edukacyjny, więc jak tutaj nikt Ci nie zwróci uwagi to gdzie? :-)
Pytasz: „w czym metafora żyrafa/wąż jest gorsza od autobusu/rajdówki? „
Twoja metafora sama w sobie nie jest ani gorsza ani lepsza. W tym wypadku po prostu znacznie mniej pasuje do opisania tego konkretnego aspektu rzeczywistości.
Monika Góralska
Zgadzam się z Twoją wypowiedzią!! :-) Zanotowałaś to? :-)
Futrzak
Piszesz: „zwiazek ktory ma “wspolna” zawartosc i nie ogranicza zadnej ze stron w momencie kiedy prowadza one zupelnie rozne tryby zycia, pada na pysk gdy pojawia sie dziecko. „
Pod warunkiem, że dziecko nie staje się elementem tej wspólnej zawartości.
Magda
Piszesz: „… o ile tylko partnerzy akceptują swoje odmienności, umieją się dogadać i są przekonani o wzajemnym oddaniu. „
To bardzo zawęża kręg osób, które wchodzą w rachubę :-)
Ciekawe są Twoje rozważania o historycznym podziale na autobusy i rajdówki, szkoda że nie pod postem na ten temat.
Piszesz dalej: „tam gdzie jest wiara i przekonanie, że związek jest trwały obawa, że zostało się zlekceważonym w razie czasowej niedostępności partnera/przyjaciela nie występuje albo przynajmniej występuje znacznie rzadziej „
Zostawmy na boku dyskusje co to jest „trwały związek” i czy takowy w ogóle istnieje :-)
Mój post dotyczył problemów komunikacyjnych, które mogą wystąpić już na znacznie wcześniejszym etapie znajomości skutecznie ja zakańczając. W ten sposób ludzie niepotrzebnie tracą szansę znacznego rozszerzenia swoich horyzontów, a szkoda.
Piszesz: „większość osób, o ile im na danym związku zależy, będzie w takiej sytuacji cierpieć, a skoro “nie wypada” wprost powiedzieć: “chciałabym/chciałbym, żebyś mnie zapewnił o swojej przyjaźni/miłości” to powstają nieporozumienia. „
Jeżeli w jakiejkolwiek relacji „nie wypada” porozmawiać na tak podstawowy temat, to jest to bardzo kiepska relacja w której brak bezpieczeństwa i jeśli się tego nie da zmienić to trzeba szybko szukać dźwigni z napisem……. :-) W różnych relacjach ze mną praktycznie każdy może uzyskać informację na czym 'stoi”, pod warunkiem, że jest gotów usłyszeć prawdę.
Elzbieta
Dziękuję za punkt widzenia autobusów :-)
To w wartościowy sposób uzupełnia myśli głównego postu.
Bartosz
Dziekuję za wartościowy komentarz. Mam tylko jedna drobną uwagę, kiedy piszesz: „co takiego musialoby sie stac aby “rajdowiec” raz dziennie oderwal sie na 3 min od swojej misji i wyslal smsa do tej jedynej ksiezniczki? „
To zależy od sytuacji. Na rajdzie na pewno nie masz „mocy przerobowych” aby sms-ować z przyjaciółmi (o tym tez wspominałem) a na odcinku specjalnym to nawet ta jedyna księżniczka musi poczekać.
Cinex
mam wrażenie że mówimy o różnych rzeczach, ale to się zdarza :-)
Maciek K.
Piszesz: „Odbieram go jako coś mocno osobistego z Twojej strony. „
Większość moich postów jest bardzo osobista, jako że nie jestem wyrocznią :-)
Możliwość „przenikania” sie obydwu stylów byłaby ciekawym tematem na ten niedoszły post :-)
Całkiem krótko wart tylko stwierdzić, że wykorzystana przeze mnie metafora jest sporym uproszczeniem, ale wystarczającym do zilustrowania problemu. Ja np. na Kanarach zazwyczaj jak autobus robię sobie po południu marsz po plaży do Faro, gdzie w kawiarni nad brzegiem oceanu konsumuję coś sympatycznego i obserwuję zachód słońca. Podobnie jest z innymi rzeczami. Nie zmienia to faktu, że patrząc na szerszy obraz jestem rajdówką z wszystkimi tego konsekwencjami (dobrymi i złymi) i sporo dobrze zapowiadających się znajomości z „autobusami” ( a szczególnie „autobuskami” :-)) zakończyło się przedwcześnie z powodów opisanych w poście.
Elżbieta
Piszesz: „Jak zwykle Alex wysoko stawia poprzeczkę jeśli chodzi o świadome podejście do życia „
To nie ja, to samo życie stawia taką poprzeczkę.
Chcesz mieć ponadprzeciętną jakość życia musisz mieć ponadprzeciętną świadomość tego, co się dzieje.
Artur
Napisałeś: „Bo jak nazwać te Twoje ostatnie dwa tygodnie ? Czyż nie jechałeś według rozkładu, z konkretnymi priorytetami i po prostu nie było już miejsca na nic innego ? „
Na rajdzie to się nazywa „odcinek specjalny”
a potem
„Fakt, że ten rozkład nie jest sztywny, powtarzalny, jednakże to Ty go ustaliłeś i świadomie zbudowałeś, decydując że robisz A nie robiąc B „
To właśnie jest jedna z różnic między autobusem a rajdówką :-)
Piszesz: „Jednakże problemem nie jest podejście i sposób na kalendarz oraz pracę, a mało wyobraźni czyli umiejętności wejścia w buty naszego znajomego. „
Hmmm… gdyby podejścia i sposób na kalendarz były identyczne nie byłoby konieczności uruchamiania wyobraźni lub wchodzenia w buty innego. Który zestaw problemów jest więc pierwotnym?? :-)
Dla wyjaśnienia innymi słowy: „gdyby zamek i klucz pasowały do siebie, to nie trzeba by było niczego piłować” :-)
Dalej stwierdzasz: „ większość ludzi to co widzi odbiera swoją miarą, filtruje to przez swój świat i aktualny poziom doświadczeń. Tworzy teorie zamiast po prostu spytać jak jest. „
Z tym w pełni się zgadzam.
Dalej: „nawet wyścigówka ma rozkład tylko bardziej elastyczny i z innym horyzontem czasowym. „
Ale ta różnica robi wielką różnicę :-)
To trochę tak jak różnica między gwałtem a upojnym aktem seksualnym. Czysto technicznie parę rzeczy jest podobnych, ale pozostałe robia wielką różnice w odbiorze całości :-)
Maciej
Piszesz: „Ty jako rajdówka, ja jako bus możemy mieć problem z komunikacją nie z braku akceptacji tylko z powodów technicznych:) „
Gdyby zawsze tak było to sprawa byłaby bardzo prosta :-) Niestety z innymi ludźmi często dochodzą problemy opisane w poście.
Jeśli chodzi o Twoje końcowe pytania, to mozna by sie nad tym zastanowić, tylko taka klasyfikacja nie wniesie wiele do dyskusji tutaj, więc pozwól, że z powodu ograniczeń czasowych nie pociągnę tego tematu.
Monika M.
Bardzo ważnym jest Twoje spostrzeżenie: „Oceniam ludzi (chociaż tego nie chcę robić) pewnie dlatego, że sama ciągle zadręczam się tym co inni o mnie myslą. „
To jest właśnie zaklęty krąg w którym tkwi wielu ludzi. Trzeba posłuchać Biblii, która mówi „nie sądź abyś nie był osądzonym”
Pytasz: „Jak pozbyć się introwertycznej natury? „
Spróbuj eksperymentalnie postępować w kwestiach wyrażania sie o 180 stopni odwrotnie niż dotychczas :-) Oczywiście nie w miejscu pracy lub w sytuacjach, kiedy mogłoby to zagrozić Twojemu fizycznemu bezpieczeństwu. Książka Ci nie pomoże!! Może znajdziesz mądrego faceta, przy którym przekonasz sie, że otwarcie zarówno fizyczne jak i mentalne jest pierwszym krokiem do wielkich rozkoszy? Jak to z powodzeniem zrobisz, to może potem działać jak narkotyk – nigdy nie wrócisz do starego podejścia.
Dalej twierdzisz: „Czy komunikacja i zrozumienie między autobusami a rajdówką są możliwe? Chyba nie bardzo. „
Gdyby tak było, to nie byłoby sensu pisać ten post, bo ja nie zajmuję się bezsilnym wskazywaniem na rzeczy, których nie możemy zmienić :-)
Ewa W
Dobrze opisałaś różnice między autobusem i rajdówką. Dodałbym jeszcze swobodę w kształtowaniu własnego „rozkładu jazdy” jako decydujące kryterium z punktu widzenia tego postu.
Twój postulat: „nie próbować z rajdówki robić autobusu !! Nie wymuszać na rajdówce form bycia typowych dla autobusu. „
jest bardzo ważny i dla Czytelników blogu powinien w międzyczasie być oczywistym
Tadeo
What is your point?
Konrad
Dziekuję za spostrzeżenia dotyczące autobusów, choć nie wszystkie one zawsze występują (np. Są autobusy, które chcą zostać autobusami)
Uważałbym też z elementami wartościującymi typu „błahe rzeczy” itp. bo jest to bardzo subiektywne. Wiele z pozostałych jest dość trafnych z mojego punktu widzenia.
Widzę, że proponujesz Monice M. zdecydowanie mniej radykalne działania niz ja :-)
Ms
Piszesz: „Spora czesc szefow/zalozycieli duzych firm, to wlasnie autobusy. W pracy spedzaja 5, o ile nie 7 dni w tygodniu, na urlop pozwalaja sobie rzadko. „
To pokrywa się też z moimi obserwacjami.
Dalej: „ Pracujac 40 dni w roku – owszem, mozna dojsc do zadowalajacego poziomu zycia, ale firmy skali Google sie w ten sposob nie stworzy „
Masz rację, ale po co stwarzać drugie Google??? Ja tam mało ambitnie wolę bardzo dobrze żyć :-)
Agnieszka K-K.
Dziękuję za bardzo ciekawy komentarz z Twojej perspektywy.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie
Alex
@Alex, zgadzam się z tobą, że „błahe rzeczy” bywają różne względem konkretnych osób, ich wartości osobistych czy konkretnych sytuacji.
Moje słowa (Wystarcza im zarys […]) były niemal kalką cytatu, który kiedyś usłyszałem. To rozmówca tak ocenił swe działania. Moim zdaniem, była to próba zniwelowania zażenowania i frustracji z powodu powtarzających się błędów.
„Rajdówki” też potrafią popełnić ten błąd, ale mają najczęściej zautomatyzowany system ograniczania strat.
Co do sytuacji z wymuszaniem błahych tematów rozmów – mój błąd. Lepiej oddałoby charakter tych dziań stwierdzenie: dyskusji niezobowiązujących do myślenia analitycznego o rzeczach mających wymierny wpływ na życie.
Ostatnia uwaga, jaka mi przyszła teraz do głowy. Autobusy mają decyzje/działania dobre i złe. Ja mam wyłącznie dobre, które z czasem mogą stać się złymi. Jak widzę, że coś traci swój dobry charakter, to staram się to zamykać/modyfikować, póki jest jeszcze na plus. Bardzo trudno tłumaczy się to podejście „autobusom”. Jak ty Alexie widzisz ten temat?
Najgorsze, że często te same sformułowania mają różne znaczenie w osobistych słownikach „autobusów” i „rajdówek”. Gdy mówię Weź los w swoje ręce słyszę Czemu każesz mi zrobić XYZ[np. pójść do pracy, pójść na studia]! Mam już dość waszego gadania!. Ja próbuję wtedy sprostować, jednak zazwyczaj autobusy nie mają na to ochoty, więc pozostaje niezrozumienie i „niesmak”.
Jak popracuje się nad tym (wyjaśnianiem i rozładowywaniem frustracji rosnącej podczas wyjaśniania), to inne problemy można łatwo zneutralizować. Popracuje, w znaczeniu, każda ze stron.
Alex
:-) tak jest Mistrzu ! Przez te trzy lata uzbierały się już aż cztery plusy :-)
A tak serio, serio tych blokad komunikacyjnych trzeba najpierw poszukać w sobie a dopiero potem u innych.
pozdrawiam serdecznie
Monika
Alex,
wracając do meritum. Po przemyśleniu, do którego samochodu jest mi bliżej, stwierdzam, ze póki co jestem pogodnym autobusem, który przechodzi swego rodzaju tranformację, przygotowania do zmiany stylu życia na rajdowca. Staram się rozwijać wszechstronnie, nie zamykać się w jednej dziedzinie i szukam dla mnie właściwego toru :)
Pozdrawiam,
Gabi
A tak serio, serio tych blokad komunikacyjnych trzeba najpierw poszukać w sobie a dopiero potem u innych.
To ja postawię takie oto ciekawe pytanie:
Zawsze mogę usprawnić coś po swojej stronie, ale takie kontakty często oczekują degradacji wcześniejszych usprawnień (powrotu do poziomu autobusu). Czy warto tolerować taki nacisk (np. urzywaj niepoprawnej polszczyzny, bo my tak mówimy), czy nie?
Nie chcąc godzić się na takie „usprawnienie”, ja też generuję barierę. Jak to odnieść do słów Moniki Góralskiej?
Konrad,
Piszesz: „Zawsze mogę usprawnić coś po swojej stronie, ale takie kontakty często oczekują degradacji wcześniejszych usprawnień (powrotu do poziomu autobusu).”
Poziom autobusu nie jest degradacją, tylko innym stylem zycia.
„Czy warto tolerować taki nacisk (np. urzywaj niepoprawnej polszczyzny, bo my tak mówimy), czy nie?”
Wogóle nie warto tolerować nacisku. Używaj ( pozwolisz, że pozostane przy z z kropką ) jak chcesz jeśli możesz się dogadać z tymi, z którymi chcesz sie dogadać. Jesli nie możesz to spróbuj inaczej.
pozdrawiam
Monika
@Monika Góralska
Moiniko, trochę za daleko zinterpretowałaś moją „degradację” :)
Podkreślam: „degradacji wcześniejszych usprawnień” – tylko tyle.
„Używaj […] jak chcesz jeśli możesz się dogadać z tymi, z którymi chcesz sie dogadać. Jesli nie możesz to spróbuj inaczej.” Możesz to rozwinąć?
Wkradła mi się literówka w imieniu, za co przepraszam.
Hej Alex,
Piszesz: „Hmmm… gdyby podejścia i sposób na kalendarz były identyczne nie byłoby konieczności uruchamiania wyobraźni lub wchodzenia w buty innego. Który zestaw problemów jest więc pierwotnym?? „
Nawet przy „identycznych” podejściach będzie wystarczająco różnic, aby wyobraźnia była niezbędna. Pierwotne problemy to mierzenie innych swoją miarą oraz egoizm w postaci koncentrowania się na własnych potrzeb, co może polegać np. na tym, że coś od ludzi chcemy (nawet wtedy, gdy są na odcinku specjalnym). To działa również w drugą stronę, czyli dziś jadę w odcinku specjalnym nic innego dla mnie się nie liczy.
Bycie rajdówką lub autobusem również jest objawem dużego ego, które po prostu coś chce mieć, a jak ma to nie będzie mieć innego.
Piszesz: „Dla wyjaśnienia innymi słowy: „gdyby zamek i klucz pasowały do siebie, to nie trzeba by było niczego piłować”
Fakt coś w tym jest jednakże zamek jak i klucz zmieniają się (zużywają) i z upływem czasu bez prac ślusarskich się nie obędzie
Pozdrawiam, Artur
Konrad,
„Moiniko, trochę za daleko zinterpretowałaś moją “degradację””
Nie zinterpretowałam, tak napisałeś :-) Ok, przyjmuje to co podkreslasz.
„Możesz to rozwinąć?” – to bardzo ogólne pytanie, wiec rozwinę ogólnie na ogólnie znanym przykładzie.
„Ojciec naszej literatury narodowej” Mikołaj Rej, walczył o to aby Polacy zaczeli pisać po polsku ( i sam to robił ) a nie po łacinie. Opierał sie naciskom Rzymu. Spróbował inaczej aby byc komunikatywnym dla wiekszej ilosci ludzi,
zaznaczył odrebność kulturową Polski.
Jesli chcesz inny przykład podaj proszę konkretną sytuację.
pozdrawiam
Monika
„What is your point?” Alex to taka mała dygresja… moim zdaniem nieważne „czym kto jeździ” ważne aby się czuł dobrze w tym co robi, do czego dąży. Ja akurat zamiast siedzenia 3 tygodnie na wyspie wybrałbym tydzień na Atlantyku jako skipper 40 stopowego jachtu. Dlaczego? Bo tego jeszcze nie robiłem. Podziwiam Cię, że tak długo zajmujesz się tym samym. Ile lat już jedziesz tym autobusem szkoląc różnych ludzi? A przecież wydaje Ci się że jesteś wyścigówką :)
Z rana, będąc nie wyspanym marzy mi się podejście rajdówki, na prawdę motyw 5x8h jest mocno ograniczający życie:/
Kiedyś pracowałem w centrum handlowym i był tam bardziej wolnościowy system:) Bo np. 3-4 dni w tygodniu było po 12h powiedzmy że intensywnej pracy a potem 3-4 dni wolne od tego miejsca.
Maciek,
Piszesz: „Z rana, będąc nie wyspanym marzy mi się podejście rajdówki, na prawdę motyw 5x8h jest mocno ograniczający życie:/”
Jeżeli robisz coś czego nie lubisz, tylko po to żeby zarobić pieniążki to na pewno tak.
Jeżeli nie będziesz robić tego co lubisz to nawet w modelu rajdowym będziesz miał ograniczające życie :/
pozdrawiam, Artur
Witajcie
Konrad
Piszesz: „Autobusy mają decyzje/działania dobre i złe. Ja mam wyłącznie dobre, które z czasem mogą stać się złymi. Jak widzę, że coś traci swój dobry charakter, to staram się to zamykać/modyfikować, póki jest jeszcze na plus. „
To gratuluję!!! :-)
Ja jako „rajdówka” mam całą kolekcje moich decyzji, które były złe od samego początku i co gorsza z różnych powodów obstawałem przy nich zbyt długo :-)
Monika Góralska
Piszesz: „tych blokad komunikacyjnych trzeba najpierw poszukać w sobie a dopiero potem u innych „
Teoretycznie to prawda, już Chinczycy mówili „chcesz zmienić świat to zacznij od siebie”.
W tym konkretnym przypadku niestety nie ma to zastosowania, bo jak na początku znajomości słyszę wypowiedzi przytoczone w poście głównym to uruchamiam „eject” i szukam sobie kogoś rozsądniejszego. Przeważnie z powodzeniem :-)
Gabi
Piszesz: „Staram się rozwijać wszechstronnie, nie zamykać się w jednej dziedzinie i szukam dla mnie właściwego toru „
To tak jak ja :-) Witaj w klubie :-)
Konrad
Piszesz: „Czy warto tolerować taki nacisk (np. urzywaj niepoprawnej polszczyzny, bo my tak mówimy), czy nie? „
To zależy od kalkulacji zysków i strat :-)
Tutaj na blogu jak nie będziesz używał poprawnej polszczyzny to po uprzejmej prośbie aby to zmienić zostaniesz wyproszony :-)
I tak jest w wielu dziedzinach życia
Artur
Zwróć uwagę na to, że ja napisałem słowo identycznych bez cudzysłowu. Jak chcesz to przy okazji jakiegoś spotkania wydrukuj dla przypomnienia naszą dyskusję, to Ci chętnie wytłumaczę na czym polega Twój błąd logiczny, tutaj nie chcę tego robić.
Monika Góralska
Trochę off topic ale z ciekawości:
Piszesz: „Mikołaj Rej, walczył o to aby Polacy zaczeli pisać po polsku ( i sam to robił ) a nie po łacinie. Opierał sie naciskom Rzymu. „
To był Rzym jako jakaś forma państwowa, czy tez Kościół rzymsko-katolicki??
Mikołaj, you are the man!!! Po polsku mniej więcej „Mikołaj, jesteś gościówa!!!”
Tadeo
Piszesz: „Ja akurat zamiast siedzenia 3 tygodnie na wyspie wybrałbym tydzień na Atlantyku jako skipper 40 stopowego jachtu. „
Świetnie to rozumiem. Ja przez wiele lat spędzałem zimę na jachcie na Florydzie nie tylko żeglując, ale tez żyjąc na nim miesiącami. Super sprawa, ale po w sumie 2 latach spędzonych na pokładzie znudziło mi się i teraz wolę ten hotelik.
Dalej : „ Podziwiam Cię, że tak długo zajmujesz się tym samym. Ile lat już jedziesz tym autobusem szkoląc różnych ludzi? „
Uśmiałem się czytając te słowa :-) Nie obraź się, ale tak może myśleć tylko człowiek, który nie ma zielonego pojęcia co i jak robię, a do tego kompletnie nie zrozumiał metafory autobusu :-)
Ostatnio dla przykładu siedząc na tarasie zajmowałem się przez cały dzień trzema klientami, którzy mieli zupełnie odmienne zagadnienia i to w 2 językach. Biorąc pod uwagę wysokość honorariów, które za to wystawiłem (odpowiednik naprawdę niezłej pensji w Polsce) to też nie były to bilety autobusowe :-) Co do zrozumienia metafory autobusu to postaraj się przeczytać ja jeszcze raz :-)
Bo według Twojego zrozumienia jeżeli np. latami uprawiasz dużo seksu i to kiedy chcesz, to byłby autobus :-)
Maciej
Piszesz: „motyw 5x8h jest mocno ograniczający życie:/ „
Zgadzam się z Tobą :-)
Artur
Piszesz: „Jeżeli nie będziesz robić tego co lubisz to nawet w modelu rajdowym będziesz miał ograniczające życie :/ „
Daj mi proszę przykład, kiedy latami można żyć w modelu rajdówki robiąc coś, czego nie lubisz
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex,
„bo jak na początku znajomości słyszę wypowiedzi przytoczone w poście głównym to uruchamiam „eject” i szukam sobie kogoś rozsądniejszego.” – your choice :-), ja mam dwustopniowy „eject”.
Tak to był konkretnie papieski Rzym.
pozdrawiam serdecznie
Monika
Hej Alex,
Chyba już wiem o co chodzi, jednakże upewnie się przy najbliższej okazji w realu.
pozdrawiam, Artur
Hej Alex,
Piszesz: „Daj mi proszę przykład, kiedy latami można żyć w modelu rajdówki robiąc coś, czego nie lubisz”
Nie bardzo rozumiem o co chodzi :|
pozdrawiam, Artur
Witam, Mam na imie Kamil mieszkam w Londynie od ponad 2 lat i mam 22 lata, pracuje jako pomoc na kuchnii, od dluzszego czasu czytam Twoj blog i jestem pelen podziwu, lubie poszerzac horyzonty i staram sie byc otwarty na duzo rzeczy. Przyznaje sie bez bicia jestem „autobusem” i daje mi to do myslenia poniewaz jest wiele ludzi ktorzy wykonuja te same czynnosci jak roboty przez wiele lat a moze i nawet przez cale zycie. Jak kiedys pisales ze mieszkales w piwnicy i sprzedawales gazety i moje pytanie brzmi; Co bylo glownym powodem tego ze chciales sie zmienic? Z czego korzystales „walczac” z wlasnymi kompleksami?
Czytam duzo na temat rozwoju osobistego i ten blog napewno do tego sluzy.
Pozdrawiam z deszczowej Anglii
Alex,
Ty zwracasz uwagę że to post o komunikowaniu się pomiedzy „samochodem rajdowym” a „autobusem”, a ludzie idą w kierunku zupelnie innym w komentarzach, analizując jakim są pojazdem.
W związku z tym zaczęłam szukać przyczyny, skąd tutaj – w odniesieniu do tego postu, pojawiła się istotna niespójność:
Tytuł postu jest „Żyjesz jak miejski autobus, czy jak samochód rajdowy?”. Postawione Czytelnikom konkretne pytanie.
W samym poscie napisałes natomiast: „Dla wielu z Was byłoby zapewne interesujące zastanowienie się, do którego z elementów tej metafory pasuje Wasze życie i zastanowić się, czy to jest to co chcecie. Jak już wspomniałem jest wiele za i przeciw każdego z wyborów i jeśli chcecie możemy zająć się tym w osobnym poście.” I to zdanie jest w sprzeczności z tytułem, który niejako narzuca zastanawianie się nad tym, czy jestem autobusem czy rajdówką, a może innym …
Odpowiedniejszy tytul dla tego o czym miala byc dyskusja, to np. „Gdy autobus spotyka na drodze samochód rajdowy” lub „Co robić, by spotkanie autobusu z samochodem rajdowym nie kończylo się wieką kraksą”:-)
W komentarzach wyrazileś dezaprobatę dla podjęcia tematu zadanego w tytule: „Mimo tego spora część z Was rozpoczęła takie rozważania w tej dyskusji, która przecież poświęcona jest zupełnie innemu zagadnieniu :-).”
„Wyznaczyłeś zadanie” w tytule niespójne z tym, o czym chcesz dyskutować. A ponieważ tytuły u Ciebie z reguły są bardzo
spójne z przedmiotem dyskusji – stąd tym większe nieporozumienie.
To oczywiscie moje zdanie, uznałam, że może być ważne.
Pozdrawiam, Ewa
Monika Góralska
Dziękuję za informację
Artur
Ty napisałeś: „Jeżeli nie będziesz robić tego co lubisz to nawet w modelu rajdowym będziesz miał ograniczające życie :/ „
Ja powątpiewam, że ktoś może długo funkcjonować biznesowo w modelu rajdówki robiąc coś, czego nie lubi, stąd moje pytanie
Kamil Pe
Pytasz: „Co bylo glownym powodem tego ze chciales sie zmienic? „
Traktowałem moja sytuacje jako stan przejściowy, marzyłem o życiu na jachcie w tropikach i wiedziałem że jakoś tego kiedyś dokonam.
Dalej: „Z czego korzystales “walczac” z wlasnymi kompleksami? „
Tutaj musiałbym się zastanowić, na szybko na pewno starałem się zachowywać jakbym ich nie miał :-) co prowadziło do kilku kamikaze-działań, które o dziwo zakończyły się sukcesem (zwłaszcza jeśli chodzi o kobiety :-))
Ewa W
Aua!!! TO BOLI!!!!!!! Masz niestety całkowitą rację, sam jestem odpowiedzialny za to zamieszanie, za co wszystkich przepraszam.
Lessons learned:
– nie pisz w fazie przejściowej między „rajdem” a gypsy time. Na „rajdzie” działam jak komputer, na gypsy time luz powoduje dobre myślenia, faza przejściowa okazała się zdradliwa.
– jak coś robisz a ludzie zachowują się niezgodnie z oczekiwaniami, to najpierw dokładnie sprawdź, czy sam tego nie wywołałeś
Tobie Ewo bardzo dziękuję za ważne spostrzeżenie, a Czytelników proszę o wybaczenie.
Co teraz zrobimy z tematem w tytule postu?? Jakie macie sugestie?
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Ewo W
Super spostrzeżenie Twojego wytrawnego „oka redaktora”.
Alex
Moja sugestia : zostawić tak jak jest.
– Wywiązała sie ciekawa wielopoziomowa dyskusja.
– Jest namacalny dowód dla niedowiarków, że nie jsteś nieomylny
– Jest rzeczowy feedback Ewy W
– Jest lekcja „Lessons learned” – co sie z błędami robi, mimo, że na poczatku bolą.
To perełka :-) lepsza od wymuskanego ideału, który tak naprawdę nie istnieje i od wszystkich przekładów i przytoczonych doświadczeń zyciowych, bo prawdziwie zaistniała „tu i teraz”
pozdrawiam serdecznie
Monika
Alex,
Ból jako skutek uboczny był przeze mnie całkowicie niezamierzony. :-)
Co zrobić z tematem w tytule postu? Albo zmienić temat na adekwatny do intencji, albo zostawić ten i pójść w dyskusji w stronę sugerowana tematem, jednakże tu potrzebne dodatkowe rozszerzenie treści postu o te, które miały być opcjonalne i zapowiadane jako ewentualny kolejny post. :-)
Pozdrawiam, Ewa
Alex wrote: „Uśmiałem się czytając te słowa :-)” – cieszę się, że mogłem poprawić Ci humor.. A z tym seksem na końcu Twojej wypowiedzi – to nie za bardzo rozumiem… mógłbyś rozwinąć temat….
T.
PS. Moja osobista nauka: po przeczytaniu postu wróciłam do wytłuszczonego, dużego pytania w tytule – i tak odniosłam sie do postu w pierwszym komentarzu. Dopiero na pytanie Alexa o komunikację pozostałam w temacie postu a nie tytułu.
Wniosek: Czytaj drobny druk !!!
Witajcie!
Ja uważam że racja w kwestii nie dokońca trafnego tytuły leży pośrodku.
Alex napisał: „Dla wielu z Was byłoby zapewne interesujące zastanowienie się, do którego z elementów tej metafory pasuje Wasze życie i zastanowić się, czy to jest to co chcecie. Jak już wspomniałem jest wiele za i przeciw każdego z wyborów i jeśli chcecie możemy zająć się tym w osobnym poście.”
A tutaj tekst z pokreśleniem, oznaczającym ważność zdania i niepisaną prośbę Alexa o zwrócenie szczególnej uwagi:
„Dziś uświadommy sobie, jakie problemy pojawiają się, kiedy mają ze sobą do czynienia ludzie z obydwu grup.”
Jeśli po takiej deklaracji ze strony Alexa Czytelnicy zaczynają rozważania i dyskusję na temat czy są autobusami czy wyścigówkami to wina za to nieporozumienie leży po obu stronach.
Nasunął mi się pewien przykład:
Jeśli zamówię w sklepie internetowym produkt A a ów sklep przyślę mi przez pomyłkę produkt B, a ja będę używał produktu B tak jakbym otrzymał produkt A i tenże (produkt B) zepsuje się to kogo należy obarczyć odpowiedzialnością?
Oczywiście sklep również w pewnym sensie zawinił ale w znacznie mniejszym stopniu niż ja (czyli klient).
PS. Mam nadzieję że mój wywód jest dla Was zrozumiały.
PS.2 Jak odnieślibyście się do mojego toku rozumowania.
Pozdrawiam wszystkich!
Tomek L,
jeśli ktoś poda Ci pudełko z napisem „aspiryna” (duże litery na opakowaniu = informacja główna),a w środku będą pigułki antykoncepcyjne z małymi literami na odwrocie blistra informującymi o tym co to za specyfik, to zażywając te pigułki nawet zgodnie z zaleceniem lekarza (tego od aspiryny) z pewnością przeziębienia nie wyleczysz. :-)
Dla mnie ważniejsze od szukania racji (często tak naprawdę realizowany w życiu jako szukanie winnych, a nie racji – sam używasz zwrotu „sklep zawinił”) jest znalezienie przyczyn nieporozumienia i działanie naprawcze plus lekcje na przyszłość. :-)
W tym przypadku mamy wszystko – pełny pakiet:
– znalezienie przyczyny,
– przyznanie racji
– lekcję / wnioski na przyszłość
– pytanie do Czytelników o „działania naprawcze”/ rozwiązanie akceptowane przez różne strony.
I jeszcze wartość dodana – ciekawy materiał do refleksji i analizy. Dla mnie to świetny przypadek zobaczenia w praktyce, jak to się robi (jak robi to Alex).
Pozdrawiam, Ewa
Witaj Alexie,
Dawno nie zabierałem głosu na blogu (właściwie to bardzo dawno :() niemniej obecna dyskusja sprowokowała mnie do odzewu. Postaram odnieść się do meritum postu, a nie samego tytułu oraz większości komentarzy.
Różnice w komunikacji pomiędzy rajdówką i autobusem mogą wynikać z tego, że rajdówka swoim sposobem życia oraz zachowaniem wzbudza (jak sam zauważyłeś) zazdrość i zdziwienie wśród autobusów. Zazdrość może wynikać z np: różnych proporcji czasu przepracowanego (odcinek specjalny) do czasu odpoczynku (garaż i prace naprawczo/modernizacyjne). Mało który autobus zauważa, że rajdówka w trakcie postoju w garażu również wykonuje czynności pozornie nie będące pracą – bez których jednak, nie byłaby w stanie wystartować w jakimkolwiek rajdzie. Co ciekawe większość autobusów (moim zdaniem) czas, w którym nie jeździ po trasie, spędza w sposób (w większości przypadków) bezużyteczny, czekając na kolejny dzień jazdy po trasie, na to że może ktoś im zmieni troszkę trasę, zrobi to za nie.
Wg mnie jedną z możliwości nawiązania dialogu (kontaktu/związku/wspólnego życia) pomiędzy rajdówką i autobusem jest to, że rajdówka spotka autobus, który robi coś więcej ze swoim życiem. Taki autobus, który świadomie podejmuje działania mające na celu zrozumienie sposobu życia rajdówki, który sam od czasu do czasu zmienia trasę (lub nawet czyni pewne przygotowania do startu w rajdach). Obawiam się, że pozostała grupa autobusów nadal będzie tkwiła w swojej zajezdni z zawiścią obserwując starania odważnego autobusu-rajdówki.
Siedzący w drzwiach zajezdni…
Marcin
Ewa W.
Całkowicie zgadzam się z Tobą kiedy piszesz: „Dla mnie ważniejsze od szukania racji (często tak naprawdę realizowany w życiu jako szukanie winnych, a nie racji – sam używasz zwrotu “sklep zawinił”) jest znalezienie przyczyn nieporozumienia i działanie naprawcze plus lekcje na przyszłość. :-)”
Być może na pierwszy rzut oka mój komentarz wydaje się celować w szukanie winnych tego (ciekawego i pouczającego) nieporozumienia.
Jednak można z mojego tekstu wyciągnąć bardziej konstruktywne wnioski.
A mianowicie: Nie należy sugerować się pozorami.
Piszesz:”“aspiryna” (duże litery na opakowaniu = informacja główna a w środku będą pigułki antykoncepcyjne z małymi literami na odwrocie blistra informującymi o tym co to za specyfik,…”
To w tym przypadku POZOREM jest to że zażywasz aspirynę. A RZECZYWISTOŚCIĄ że zażywasz pigułki antykoncepcyjne.
Wniosek z tego taki że od Ciebie zależy czy będziesz się sugerować pozorem (w tym przypadku opakowaniem) czy rzeczywistością która bywa często niewidoczna na pierwszy rzut oka i wymaga pewnego wysiłku (w Twoim przypadku sprawdzenie co tak naprawdę zażywam). Wiara w pozór jest często szkodliwa a w Twoim przypadku może być również szkodliwa dla zdrowia.
Sami jesteśmy odpowiedzialni za to co „przyjmujemy” (dosłownie i w przenośni).
Konkludując: lekcją do odrobienia jest w przypadku „tytułowego nieporozumienia” żeby nie sugerować się wielkimi literami ale wgłębić się (choć trochę) w istotę sprawy.
Pozdrawiam serdecznie!
Marcin Szczerbaczuk
Całkowicie zgadzam się z Twoimi podejściem do tej sprawy.
Wychylający nosa z drzwi zajezdni
Tomek
Witam,
Marcin Szczerbaczuk
zgadzam się z tym co napisałeś.
„Mało który autobus zauważa, że rajdówka w trakcie postoju w garażu również wykonuje czynności pozornie nie będące pracą – bez których jednak, nie byłaby w stanie wystartować w jakimkolwiek rajdzie.”
Znam kilka rajdówek i wiem, że w trakcie tego tzw. „postoju ” są zajęte przygotowaniami pozornie wyglądającymi dla „autobusów” jako mało wartościowe. Zauważyłam, ze w trakcie tego pracują niekiedy bardzo intensywnie i do tzw.skutku co dla klasycznych autobusów jest nie do pomyślenia ( np. czytanie do późna w nocy, poszukiwanie odpowiedzi i nowych źródeł informacji, itp)
Dalej piszesz
„… rajdówka swoim sposobem życia oraz zachowaniem wzbudza (jak sam zauważyłeś) zazdrość i zdziwienie wśród autobusów.”
Uważam, że zazdrość powinna zazwyczaj motywować do dobrego działania, chęci zmiany, to zawiść staje na przeszkodzie rozwojowi i przeszkadza we właściwej komunikacji.
Pozdrawiam
KrysiaS
Poczułam się wywołana do tablicy :-)
Mam pytanie :
Jaka jest realna szkodliwość czynu, żle dobranego tytułu na blogu edukacyjnym i
jego niespójności z tekstem i intencjami autora?
I co to ma wszystko wspólnego z:
“aspiryna” (duże litery na opakowaniu = informacja główna a w środku będą pigułki antykoncepcyjne
z małymi literami na odwrocie blistra informującymi o tym co to za specyfik,…”
Przecież z różna uwagą i wagą czytamy:( poszczegolne punkty nie sa wartościowaniem)
– umowy prawne, ustawy podatkowe, postanowienia sadowe
Dygresja:
no nieźle, by mi prosperowała firma ( od 01.01.2011) jakbym np. z ostatniej
zmiany podatku VAT wyciagnęła nastepujące wnioski:
– tytuł „Ustawa od podatku od towarów i usług” – Ach, to mnie nie dotyczy ( nie czytam dalej ) bo ja mam w fakturach i
programie magazynowym nazwę VAT.
wypisy ze szpitala, ulotki leków ( warto przeczytać ! zawsze a w szczególnosci gdy ktoś wie, na postawie swojego doświadczenia
że może pomylić aspirynę z pigułkami antykoncepcyjnymi ),instrukcje urządzeń, przepisy kulinarne, dowcipy, skecze itp itd.
Konkludując: Z różną uwagą przeczytamy ” instrukcję obsługi elektrycznej szczoteczki do zebów”
i „instrukcje obsługi piły tarczowej”
pozdrawiam serdecznie
Monika
Witam,
Zaprezentuję trochę inne podejście.
Autobus kojarzy mi się z czymś użytecznym, a przekładając to na relacje międzyludzkie z kimś kto pomaga ludziom, jest dobry i żyje dla innych (no może z tą punktualnością różnie bywa ;-)
Samochód wyścigowy to dla mnie egoizm. Samochód, nad którym pracuje mnóstwo osób (mechaników:-), by potem on jeden odniósł sukces (bądź porażkę:-) To samochód nie dający innym nic od siebie.
Pozdrawiam
Paweł
Paweł
Nie zgadzam się z Twoim podejściem do tematu.
1. Egoizm i altruizm dotyczącą zarówno „autobusów” jak i „wyścigówek”.
2. Twoje rozumienie bycia „autobusem” i „wyścigówką” nie do końca – moim zdaniem – przekłada się na rzeczywistość.
3. Będąc „wyścigówką” mającą więcej wolnego czasu możesz go też więcej poświęcić dla innych (czy to zrobisz czy nie zależy od Twojego podejścia a nie od tego jaki charakter ma Twoja praca).
4.Jeśli mimo wszystko bycie „autobusem” bardziej Ci odpowiada (i podjąłeś w tym względzie świadomą decyzję) to nim zostań i ciesz się swoim życiem.
Miłego dnia!
Witam,
Konrad
Piszesz: „Autobusy mają decyzje/działania dobre i złe. Ja mam wyłącznie dobre, które z czasem mogą stać się złymi. Jak widzę, że coś traci swój dobry charakter, to staram się to zamykać/modyfikować, póki jest jeszcze na plus.”
Przyznam, że nie rozumiem tego stwierdzenia. Mogę wyobrazić sobie dobre lub złe decyzje podejmowane przez autobus i rajdówkę, mogę też dla obu wyobrazić sobie dobre decyzje, które okazują się złe. Ale jakoś nie trafia do mnie twierdzenie, że bycie rajdówką automatycznie sprawia, że nie masz złych decyzji… Możesz to wyjaśnić?
No i co Alex? Mówiłem, że jeździsz jak autobus na trasie Polska – Canary Islands :)
Tadeo,
Proszę powiedz, na czym dokładnie według Ciebie polega bycie „autobusem” w wykonaniu Alexa (biorąc pod uwagę kryteria przyporządkowania wskazane w tym poście)?
Pozdrawiam, Ewa
Ewo, a Ty zawsze taka poważna? Zasadnicza jak służba wojskowa? Więcej luzu :)
T
Jeszcze odrabiam zaległości ale mam zdanie do Tadeo:
Ewa W zadała Ci bardzo konkretne pytanie. Ja dołączam się do niego i prosze Cie o równie konkretną odpowiedź. Pozwól, że potraktuję je jako pytanie kwalifikujące, ok?
Pozdrawiam
Alex
Tadeo,
A czy to jest z Twojej strony próba „zbycia mnie” i uniku odpowiedzi na moje pytanie? Ponawiam prośbę zatem. :-)
Pozdrawiam, Ewa
Ewo,
Czy udana czy nie, to subiektywne odczucie, lecz to próba żartu.
Naprawdę tego nie widać?
pozdrawiam, Artur
Artur,
Tak czy inaczej nie jest to odpowiedź :-),
a zatem jakie to ma znaczenie, że to żart?
Kiedy zadajesz poważne pytanie, a druga strona odpowiada żartem (niezależnie czy udanym, czy nie) nie podejmujac odpowiedzi , to jest to ok?
Pozdrawiam, Ewa
@Ewa W
>>>>Kiedy zadajesz poważne pytanie, a druga strona odpowiada żartem (niezależnie czy udanym, czy nie) nie podejmujac odpowiedzi , to jest to ok?
Moim zdaniem to jest OK. Pytanie dowolne zadać może każdy, ale odpowiedź zależy od osoby, do której było skierowane. Zresztą w moim odbiorze odpowiedzi Aleksa na liczne zadawane mu tutaj pytania też bywają żartobliwe czy wymijające; zdarza mu się również zupełnie ignorować niektóre pytania, obiecywać odpowiedź w bliżej niesprecyzowanej przyszłości.
Poza tym Alex zadał dwa pytania. Pierwsze brzmiało: „Pozwól, że potraktuję je jako pytanie kwalifikujące, ok?”
Czy to pytanie też trzeba traktować poważnie i wprost? Czy jego adresat ma realną możliwość nie zgodzić się, aby następne pytanie było traktowane jako kwalifikujące? Przyznam, że nie rozumiem, jaki cel miało to niby-pytanie.
Hej Ewo,
Doskonale rozumiem pytanie doprecyzowujące do pierwszego komentarza Tadeo,
Jednakże, jeżeli potem otrzymujesz coś takiego:
„Ewo, a Ty zawsze taka poważna? Zasadnicza jak służba wojskowa? Więcej luzu
T”
I dalej piszesz: „A czy to jest z Twojej strony próba “zbycia mnie” i uniku odpowiedzi na moje pytanie? Ponawiam prośbę zatem. „
To naprawdę oczekujesz czegoś ciekawego?
Jeżeli druga strona odpowiada żartem, to już przedstawiła, co jest w stanie zaprezentować na Twoje pytanie doprecyzowujące.
Tadeo przecież podjął się odpowiedzi, najlepiej jak potrafi, to że nie spełnił Twoich oczekiwań to już zupełnie inna para kaloszy.
Pozdrawiam, Artur
Magda
Piszesz: „Moim zdaniem to jest OK.”
Nie jest OK.
Nie ma problemu, jeśli ktoś nie chce odpowiedzieć, ale obracanie prostego i konkretnego zapytania w żart na tym blogu nie jest OK.
Piszesz: „Zresztą w moim odbiorze odpowiedzi Aleksa na liczne zadawane mu tutaj pytania też bywają żartobliwe czy wymijające; zdarza mu się również zupełnie ignorować niektóre pytania, obiecywać odpowiedź w bliżej niesprecyzowanej przyszłości.”
W miarę możliwości staram się odpowiadać tutaj na wszelkie w miarę jasno i precyzyjnie zadane pytania, często na takie, które wychodzą poza dyskutowany temat. Jeżeli obiecuję odpowiedź później, to tak jest, prowadzenie tego blogu nie jest moim głównym zajęciem 24/7 i często wymaga żonglowania czasem, który nie jest z gumy.
Zazwyczaj ignoruje pytania, które były niejasne i osoba pytająca nie pofatygowała się lub nie była w stanie wystarczająco wyklarować o co chodzi.
Moje pytanie „“Pozwól, że potraktuję je jako pytanie kwalifikujące, ok?” należy potraktować bardzo poważnie, jeśli ktoś chce nadal bez jakichkolwiek ograniczeń pisać na tym blogu :-)
Pozdrawiam
Alex
Powtórzę: uważam, że masz absolutne prawo ignorować niektóre pytania wg dowolnego klucza. Co więcej uważam, że takie prawo, ma każdy uczestnik prywatnej dyskusji.
Dalej piszesz: >>>>Moje pytanie ““Pozwól, że potraktuję je jako pytanie kwalifikujące, ok?” należy potraktować bardzo poważnie, jeśli ktoś chce nadal bez jakichkolwiek ograniczeń pisać na tym blogu :)
Dalej nie rozumiem, co masz na myśli. Piszesz, że trzeba to pytanie potraktować bardzo poważnie, ale na końcu wypowiedzi wstawiasz uśmieszek, który sugeruje, że żartujesz lub też cieszysz się z czegoś (z czego?).
Co by było, gdyby Tadeo napisał, że nie zgadza się, żeby następne pytanie potraktować jako kwalifikujące?
Magdo
Zinterpretuj ten uśmiech jako całkowity brak agresji i negatywnych emocji przy potraktowaniu serio tego co napisałem
Pytasz: „Co by było, gdyby Tadeo napisał, że nie zgadza się, żeby następne pytanie potraktować jako kwalifikujące?”
przede wszystkim nie chodziło o hipotetyczne następne pytanie, lecz pytanie postawione przez Ewę W, które ja tez bym zadał, gdyby mnie nie uprzedziła.
Brak dobrej odpowiedzi dyskwalifikuje, bo nie mam tutaj czasu na zabawy.
Ok. W takim razie czy dobrze rozumiem, że w istocie nie było to pytanie, a oznajmnienie, iż odpowiedź Tadeo na pytanie Ewy zdecyduje o tym, czy pozwolisz mu dalej pisać na tym blogu czy nie?
W takim razie co musiałby napisać w odpowiedzi na pytanie Ewy W., żebyś pozwolił mu dalej się tutaj udzielać?
Rozsądną i rzeczowa odpowiedź na postawione pytanie. Tak tutaj dyskutujemy.
Artur,
A tak hipotetycznie – gdyby to nie była dyskusja na blogu (który ja traktuję poważnie – niepoważne rzeczy i zachowania zostawiam sobie do realizacji w zupełnie innych okolicznościach:-)) – gdyby np. w poważnej rozmowie biznesowej na Twoje poważne pytanie o doprecyzowanie stanowiska / informacji, ktoś odpowiedział takim właśnie nazwijmy to żartem, jak zrobił to Tadeo, to co Ty byś zrobił? Przyjąłbyś postawę zgodną z tym, jak sam mi odpowiedziałeś? Zrezygnowałbyś z usłyszenia poważnej odpowiedzi na poważne pytanie uznając, że tylko to możesz dostać, co dostałeś?
Pozdrawiam, Ewa
Chciałam bym dodać jeszcze słówko w sprawie komunikacji między autobusami i rajdówkami.
Myślę, że dobra komunikacja pomiędzy różniącym się od siebie ludźmi jest jak najbradziej możliwa.
Kiedy pierwszy raz przymierzałam się do napisania komentarza do tego wpisu chciałam napisać o bliskich relacjach. Wydawało mi się, że łatwiej o porozumienie gdy ludziom na sobie zależy. Wtedy wykazują większy wysiłek by zrozumieć drugą stronę.
Dziś jednak uświadomiłam sobie, że dobre relacje między prowadzonymi różny tryb życia ludźmi mogą być także wtedy gdy jest to tylko relacja koleżeńska. Poza tym o czym wspomniała Ewa, czyli mocnym poczuciem własnej wartości i własnymi pasjami pomogło by nie szukanie złych intencji w postępowaniu czy słowach drugiej strony. To zresztą przyda się we wszystkich relacjach :). Wtedy informacja: „Jestem zajęty. Odezwę się później” nie została by zinterpretowana :”On/ona mnie lekceważy!”.
Uświadomienie sobie tego problemu zawdzięczam pewnemu fajnemu człowiekowi :)(tak a propos postu na temat tego czego możemy się nauczyć od spotkanych na naszej drodze ludzi). Po przemyśleniu tego tematu doszłam do zaskakującego dla mnie samej wniosku, że bez problemu stosowałam tą zasadę z osobami, z którymi nie łączyły mnie bliskie stosunki. Natomiast jeśli mi zaczynało na kimś zależeć to nadmiernie analizowałam zachowanie takiego osobnika i paradoksalnie często wyciągałam fałszywe wnioski. Oczywiście nie prowadziło to do niczego dobrego.
Ewa W, Alex – całkowicie popieram Wasze stanowisko w kwestii, która wywiązała się po komentarzu Tadea! Jest to przykład zachowania, z którym kilkukrotnie miałam do czynienia. O ile pamiętam, problemem była dla mnie reakcja w takiej sytuacji gdyż nie miałam wcześniej wyrobionej odpowiedniej postawy. Zazwyczaj słysząc taką formę odpowiedzi puszczałam ją mimo uszu, głównie ze względu na to, aby nie powodować sytuacji prowadzącej do niepotrzebnych nieporozumień. Teraz wiem, że źle robiłam! Dziękuję, że pokazaliście, że można to zrobić inaczej :-)
Alexie, moje zaproszenie jest cały czas aktualne – jak będziesz miał rajd w moich okolicach, to wjedź do mojego garażu na lampkę oleju silnikowego. :)
Pozdrawiam serdecznie
PiotrP Autobus Dalekobieżny :)
Małgorzata
Piszesz: „Myślę, że dobra komunikacja pomiędzy różniącym się od siebie ludźmi jest jak najbradziej możliwa. „
Oczywiście że tak!! Jako odwieczna rajdówka potwierdzam to, mam przecież wielu znajomych po „drugiej stronie”
Wyzwania pojawiają się wtedy, kiedy chce się coś razem zaplanować albo wejść w bliską relacje
Marta
Proszę bardzo :-)
PiotrP
Dziekuję bardzo za zaproszenie, chwilowo raczej na ten kierunek się nie zapowiada
Pozdrawiam
Alex
Czlowiek-autobus prowadzi poukładane życie. Rozkład jazdy wyznacza bieg jego dni. Dla wyścigówki z kolei życie to przygoda. Rajdowiec nie ma pojęcia, co będzie robić za miesiąc. Może będzie wtedy na drugim końcu świata?
Ja przez ostatnie lata byłem autobusem. Nie wstydzę się tego. Moje życie wyznaczał regularny rytm praca-rodzina-odpoczynek. Być może do tej regularności zmusiło mnie posiadanie potomstwa. Małe dzieci muszą mieć zapewnione poczucie stabilności i bezpieczeństwa.
Polubiłem nawet takie życie. Ma ono swoje dobre strony. Jest miłe, spokojne, uporządkowane i przewidywalne. Zaburzyć tą bezpieczną strefę może tylko osobista tragedia lub potężne zawirowanie w sferze życia zawodowego.
Mnie właśnie coś podobnego spotkało. Po przekroczeniu czterdziestki – tej umownej granicy połowy życia, zacząłem się sobie przyglądać. I nie spodobało mi się to, co ujrzałem.
Nie znaczy to wcale, że od razu chciałbym zostać samochodem rajdowym. Nie lubię pędzić na łeb na szyję. Życie jako rollercoaster to nie dla mnie. Lubię być autobusem. Chcę tylko zmienić trasę po której jeżdżę. Z tej zaplanowanej przez innych, na taką, którą sam sobie wyznaczę.
Samochód rajdowy często się rozbija, czesto ulega kolizjom uszkodzeniom. Kontrola nad takim pojazdem jest bardzo trudna, wymaga wilkiego skupienia i wysiłku. Człowiek dużo wolniej męczy sie jadąc 90 km/h niż jak jedzie 160km/h po wąskiej drodze. Jadąc 90 km/h przyjerdza się do celu spokojnym i zrelaksowanym, a jadac 160 zmęczonym i wyczerpanym.
Wróciłem (przypadkowo?) do tego posta i po rozważeniu, dochodzę do wniosku, że jeżdżę rowerem.
Jadę niespiesznie, po czym chcę (czyli po trasach niedostępnych dla terenówek, autobusów i bolidów) kiedy chcę (a nie tylko wtedy gdy są terminy zawodów/wyścigów bądź obowiązuje rozkład jazdy) i niespecjalnie muszę skupiać się na drodze, mogąc dzięki temu rozglądać się na boki i podziwiać krajobraz wokół. I nawet jak się złapie „kapcia” to samodzielnie łatwo załatać dętkę.