W dyskusji pod jednym z poprzednich postów nasza Czytelniczka opisała następujący problem:
„……zarabiam przyzwoicie od samego początku. ……. mi absolutnie nigdy nie przyszło do głowy porównywać się z żadnym moich facetów finansowo. Ale to IM przeszkadzało, że zarabiam więcej. I to ONI z czasem co raz gorzej się z tym czuli, …….. Te kilka związków właśnie z tego powodu się rozpadło”
Czytając tę historię i przypominając sobie całe mnóstwo problemów związanych z zarobkami i związkami o których słyszałem zadałem sobie następujące pytanie:
Po co mojemu partnerowi/partnerce informacja ile ja zarabiam??
Wielu z Was zapewne w tym momencie pomyśli „jak to, jak można taka informacje ukrywać przed najbliższą osobą, którą do tego może jeszcze kochamy?”
Zapytam w takim razie:
Czy Wasz związek będzie mniej romantyczny lub pozbawiony głębokich uczuć jeżeli taką informację zachowasz dla siebie???
Jeżeli by tak było, to o czym to świadczy?
Oczywiście kwestii finansów nie można całkowicie pominąć, dlatego podzielę się z Wami moim osobistym podejściem do tego tematu. Nie traktujcie tego jako prawdy objawionej lub czegoś, co każę Wam zaimplementować w Waszym życiu, spójrzcie na to jedynie jako na materiał do własnych przemyśleń.
Dla mnie kwestia finansów jest jednym z bardzo ważnych kryteriów wstępnego doboru partnerki, ale tylko w jednym aspekcie, a mianowicie czy dana osoba (w moim przypadku kobieta :-)) potrafi sama się utrzymać. Jest to bardziej pytanie dotyczące charakteru niż pieniędzy dlatego poziom tego utrzymania się jest mi dość obojętny. Nie przeszkadza np. jeśli ktoś miesięcznie zarabia tyle ile ja w kilka godzin, bo to nie o kwoty chodzi.
Jeżeli ktoś nie jest w stanie sam się utrzymać, to jest to kryterium dyskwalifikujące!!!
Można oczywiście rozważać, że ktoś „miał pecha w życiu” itp. doświadczenie wykazuje jednak, że niestety bardzo często dana sytuacja jest rezultatem podejścia i wyborów danej osoby, która w ten sposób jest za swoją sytuację odpowiedzialna. Jak coś takiego widzicie przed sobą, to uciekajcie gdzie pieprz rośnie!!
Nie oznacza to, że zalecam obojętność w stosunku do takich ludzi, sam pomagam innym w potrzebie, ale nigdy przenigdy nie mieszajcie działań dobroczynnych z relacją damsko męską.To na początku może nas dowartościowywać jako rycerzy/księżniczki na białym koniu, ale przeważnie kończy się źle. Kiedyś napiszę Wam na ten temat wzięty z życia ciąg dalszy bajki o Kopciuszku :-)
Jeżeli już zarabiamy stosunkowo dużo, to dobrą rzeczą do pokazania partnerowi jest to, że robimy to w sposób w miarę uczciwy i nie związany np. ze światem przestępczym, no ale to już jest due dilligence :-)
Tyle na ten temat. Ile ja zarabiam, ile mam na koncie to całkowicie moja sprawa, tak samo nie wypytuję tego partnerki.
Jeżeli w tym aspekcie jest miedzy nami duża dysproporcja, która uniemożliwia lub poważnie utrudnia partycypację drugiej osoby np. w kosztach wspólnych wyjazdów, to po prostu taktownie uświadamiam partnerkę, że mamy wystarczające zasoby, aby to przeprowadzić i nasze przedsięwzięcie należy właśnie potraktować jako wspólne wykorzystanie tychże zasobów. Życia nie możemy przecież sprowadzić do tak banalnej kwestii jak pieniądze i równych „składek” !!
Nie zmienia to faktu, że nadal to ile zarabiam lub mam na koncie pozostaje sprawą moją i mojego aktualnego Urzędu Skarbowego. Tak jest lepiej.
W następnym poście napiszę o innym problemie, który może zablokować Wam w przyszłości drogę do bardzo ciekawego związku, a którego istnienie nie jest taki oczywiste dla większości ludzi.
Na razie zapraszam do dyskusji w komentarzach.
Zgadzam się, że nie ma potrzeby prezentować swojemu partnerowi wyciągu z konta, jednak żyjąc pod jednym dachem trudno również kryć się z tym, że lepiej się zarabia.
O ile zarobki obojga są na podobnym poziomie i nieznacznie się różnią problemu nie ma, jednak gdy jedno zarabia dużo więcej często to widać po wydatkach i nie mówię tu o nagłej wymianie garderoby, ale np. o zwykłych zakupach spożywczych.
W życiu codziennym zauważam niestety, że nadal niestety pokutuje u nas obraz samca, który musi przynieść zwierzynę z polowania, a kobieta co najwyżej jagody i maliny z lasu.
Witam !
Temat jak zwykle dotyka mnie bradzo blisko. Jestem młoda, odpowiednio wykształcona i podobno „dobra merytorycznie”, ale z „trochę za małym doświadczeniem”. W związku z powyższym po urlopie w pracy mi podziękowano. I choć narzekałam na zarobki (tak porównując do kolegów i reprezentatów tzw. innych zawodów) po dwóch tygodniach szukania pracy jutro chyba pójdę na rozmowę o pracę – za dosłownie połowę mniej !! (nie da się z tego utrzymać), a przy okazji nie wchodzi w grę oficjalne dodatkowe zatrudnienie u konkurencji.
Czy żeby przetrwać trzeba zamienić się w zwierze, czy jeżeli ktoś nie umnie się sam utrzymać to oznacza to, że lepiej się trzymać od niego z daleka bo pozbawiony jest instynktu przetrwania i marny z niego materiał na związek?
>> Po co mojemu partnerowi/partnerce informacja ile ja zarabiam??
Alex, przyznaj sie: nigdy nie byles zonaty ? ;-)
Pozdrawiam,
Mirek
Alex,
Zgadzam się z regułą „druga osoba musi zarabiać wystarczająco na swoje utrzymanie się’ (trudniej o niej mówić za czasów studiów). Oczywiście w pierwszej kolejności stosowałam tą regułę w stosunku do siebie. Zawsze zależało mi na tym, żeby bez względu na to, czy mój partner/mąż będzie milionerem;-) czy nie – zarabiać na swoje wydatki i zachcianki. Nawet jak by to było dla niego kropla w morzu. Wymóg w drugim kierunku – żeby facet zarabiał na siebie- jest bardziej powszechny w naszym społeczeństwie, a nawet „musi” zarabiać więcej niż tylko na siebie, ale przecież również na utrzymanie żony i rodziny! A najlepiej, żeby żona mogła sobie pozwolić spa, fitnes etc (to miało być ironiczne i z przymróżeniem oka;-)
Co do „Po co mojemu partnerowi/partnerce informacja ile ja zarabiam??” Też po jakimś czasie (i bolesnych doświadczeniach) stwierdziłam, że lepiej nie wiedzieć – wtedy spokojniej się śpi;). Ale, właśnie ale, w jaki sposób odpowiedzieć na wprost postawione pytanie 'ile zarabiasz?’. Czy sam fakt zadania tego pytania przez drugą osobę od razu ją dyskwalifikuje jako partnera? Czy da się odpowiedzieć na to pytanie tak, aby nie udzielić odpowiedzi w postaci liczb i przy okazji wytłumaczyć, że uważa się te informacje za zbędne? Może się mylę, ale wydaje mi się, że większość osób została wychowana w tym temacie w takim podejściu – wspólny budżet, żadnych tajemnic etc. Wydaje mi się, że wiele osób nie wyobraża sobie (nigdy nie poznało?) modelu – 2 oddzielne konta i ewentualnie 3cie na wspólne wydatki?
Pozdrawiam,
Olga
Bzdury. Abstrakcja.
No chyba, że piszesz o zażyłościach typu sex friends, które ze wspólnym życiem nie mają nic wspólnego :P
@Weronika: nie uogólniajmy tak – wydaje mi się, że raczej chodziło o „stały stan niezaradności”. W Twojej sytuacji wydaje mi się, że nie ma nic dziwnego – początek kariery zaraz po studiach, zwłaszcza po studiach obleganych kierunków (np. Zarządzanie i marketing), w dobie kryzysu i rosnącego bezrobocia. To na pewno nie przekreśla ;) Głowa do góry i dąż do tego, by szybko się zmieniło ;)
@Olga: możesz np. spytać: „czy to ważne/coś zmienia?” – odpowiedź drugiej osoby może wiele o niej powiedzieć, a Ty możesz od tego uzależnić czy odpowiesz kwotą czy wymijająco ;)
Moje pierwsze odczucie po przeczytaniu tekstu, to że jest on niedokończony. Napisałeś:
Nie zmienia to faktu, że nadal to ile zarabiam lub mam na koncie pozostaje sprawą moją i mojego aktualnego Urzędu Skarbowego. Tak jest lepiej.
Brakuje mi kilku zdań, czemu tak jest lepiej. Albo czemu nie jest dobrze rozmawiać o zarobkach. Ciekaw jestem uzasadnienia.
I nasuwa mi się od razu następne pytanie: o czym jeszcze nie rozmawiać z partnerem?
Pozdrawiam
Intreresujący i dobrze opisany punkt widzenia. Jak zwykle na tym blogu bywa:)
Zgadzam się z kryterium 'samoutrzymowalności się’- stosowanym ze zdrowym roządkiem:)
Inaczej sami musielibyśmy zadać partnerowi co najmniej trzy pytania:
– ile zarabiasz
– ile wydajesz
– czy masz jakieś inne źródła dochodu
I przyłączam się do pytań Artura S. :)
Witam,
chyba nie do konca zrozumialem co Alex ma na mysli mowiac o :”partnerce”. Bo chyba jest kilka sytuacji w ktorych zarzadzanie pieniedzmi znaczaco sie rozni. A wiec czy partner zyciowy to :”
1. Osoba z ktora sie razem ciagle nie mieszka
2. Osoba z ktora sie razem ciagle mieszka
3. Zona,byc moze w planach sa dzieci, lub sa wspolne finansowe zabowiazania (kredyt?). Albo i nie.Wlasciwie podobne do punktu 2.
4. Zona z ktora ma sie dzieci.
W niektorych wypadkach wspolny budzet nie musi byc, a w innych jest niezbedny.
Pozdrawiam
Antek
Jak ten wpis ma się do sytuacji, w której to kobieta ma małe dziecko, którym się opiekuje i w związku z tym nie pracuje na swoje utrzymanie.
Nie mowienie o zarobkach w malzenstwie ( moj przypadek :) ) jest praktycznie mozliwy tylko wtedy gdy dochod partnera/partnerow jest na tyle duzy, ze kupno domu, auta i luksusowej wycieczki nie jest zadnym wyzwaniem ;). W polskich realiach wiekszosc takich “sekretow” wyjdzie na jaw przy okazji wizyty w banku odnosnie kredytu.
W rodzinie planowanie wydatkow bez znajomosci wspolnych mozliwosci byloby nieoptymalne wg mnie. Dodatkowym plusem jawnosci jest nieroztrwanianie pieniedzy przez lepiej zarabiajacego “bo i tak sie nie wyda”. Pewnie Alex nie ma takich problemow ale ja niestety tak ;)
Mam wrazenie, ze tylko w zwiazku nieformalnym gdzie wiedzac, ze w kazdej chwili ja lub partnetka mozemy opuscic siebie albo dlatego, ze sie soba znudzilismy, albo znalezlismy kogos lepszego, nie ma zadnego sensu dzielic sie informacjami o zarobkach. Jesli planujemy budowac razem przyszlosc „na dobre i na zle” jawnosc w finansach jest porzadana.
Sprostowanie:
Widze, ze wyrazenie „moj przypadek” mozna bylo potraktowac jako przyznanie, ze ja nie musze mowic o zarobkach bo mam swietna sytuacje finansowa. Niestety mialem na mysli tylko to, ze jestem zonaty :)
Sprawa finansow postrzegana jest w Polsce tak jak opisal Alex. Mieszkam w Kanadzie. Moj maz zarabia dobrze, ja o wiele mniej . Mamy osobne konta i jedno wspolne. Kiedy bylam bezrobotna maz wplacal na moje konto troche pieniedzy zebym miala na swoje wydatki. Przy tym mialam karte i dostep do naszego wspolnego konta z ktorego korzystalam. Nadal tak jest. Nie zburzylo to naszej milosci i maleznstwa. Zycze wszystkim takiego ukladu.
Widzę, że w międzyczasie mamy tutaj ożywioną dyskusję. To dobrze, bo jak napisałem mój post ma być bodźcem do przemyśleń a nie instrukcją.
Pozwólcie, że w miarę moich możliwości czasowych odniosę się po kolei do Waszych wypowiedzi.
Marta
Naturalnie, że dość szybko wyjdzie, że ktoś lepiej zarabia. Nie pisałem, że ten fakt trzeba za wszelką cenę ukrywać, choć uważam że nie należy się z tym specjalnie obnosić. Krytyczną kwestią, którą poruszyłem jest zachowanie dla siebie ile konkretnie pieniędzy zarabiasz i ile masz na koncie.
Weronika
Przykro mi, że straciłaś pracę, to jedno. Takie historie, choć bardzo przykre weryfikują wartość wykształcenia, które posiadamy. To brzmi brutalnie i niechętnie jestem posłańcem takich wiadomości, ale lepiej nie zamykać oczu na prawdę. Coś bardzo podobnego i nieprzyjemnego przydarzyło mi się dawno temu, kiedy byłem w Twoim wieku, całe szczęście, że wtedy nie narzekałem na niesprawiedliwy świat, tylko podjąłem konkretne działania.
Wracając do Twojego pytania: „zy jeżeli ktoś nie umnie się sam utrzymać to oznacza to, że lepiej się trzymać od niego z daleka bo pozbawiony jest instynktu przetrwania i marny z niego materiał na związek? ”
Moja odpowiedź brzmi: ” nie wchodź w związek z taką osobą”, sorry. Nie wyklucza to pomagania jej z powodów humanitarnych, czy też luźniej znajomości.
Mirek Filipowicz
Pytasz: „Alex, przyznaj sie: nigdy nie byles zonaty ? ”
Ten temat już poruszaliśmy :-) Oczywiście że byłem, jakieś 4 lata. Wspominałem wielokrotnie, że o wszystkich błędach, które wspominam na blogu piszę z własnego doświadczenia :-)
Olga
Pytasz: „w jaki sposób odpowiedzieć na wprost postawione pytanie ‘ile zarabiasz?’ ”
Pamietasz jak na Power Walks uczyłem Was co robić kiedy ktoś zadaje Wam głupie albo niewygodne pytanie?
Po takim pytanie uprzejmie pytasz „Do czego Ci jest potrzebna taka informacja?” i uważnie słuchasz, jaka będzie reakcja :-)
Michał Mech
Mówisz: „Bzdury. Abstrakcja. ”
To jest grubo poniżej poziomu, do którego jesteśmy przyzwyczajeni na tym blogu. Możesz reprezentować dowolne poglądy, ale oczekujemy jakiegoś uzasadnienia a nie dwóch rzeczowników.
Michał Fikus
Twoja rada dla Olgi jest prawie dobra :-) Gdybyś pochodził z nami na Power Walk to wiedziałbyś, że w takiej sytuacji znacznie skuteczniejsze jest pytanie otwarte, bo stawia drugą stronę w niezręcznej sytuacji konieczności tłumaczenia jej motywów. Patrz parę linijek wyżej
Artur S.
Dobrze rozpoznałeś, bo śpieszyłem się na spotkanie :-)
Proszę bardzo, już uzupełniam:
Jest lepiej zwłaszcza jak zarabiasz naprawdę dobrze bo na przykład:
1) oszczędzasz partnerowi/partnerce nieprzyjemnych przemyśleń, kiedy w przeliczeniu na godzinę pracy zarabiasz kilkadziesiąt razy więcej (ten przykład nie jest wyssany z palca!!!)
2) drugiej stronie oszczędzasz pokusy zaprzestania własnego rozwoju „bo przecież jest dość pieniędzy” (ten przykład nie jest wyssany z palca!!)
3) oszczędzasz sobie dyskusji na co mają być wydane Twoje pieniądze „bo przecież jesteśmy razem” więc i Twoje zasoby są „wspólne”.
4) nikt nie wpadnie na pomysł, aby wykorzystać Cię jako kasę zapomogowo-pożyczkową, co gorsza dla dalszej rodziny i pociotków (tez bywają takie przypadki)
5) zmniejszasz ryzyko, że ktoś jest z Tobą dla pieniędzy
6) generalnie im mniej ludzi wie ile posiadasz tym lepiej. Jak napisał kiedyś chyba Kant ” ten dobrze żyje, kto sie dobrze ukrywa” a nasz wieszcz napisał coś podobnego „gdybyś niedźwiedziu w mateczniku siedział to by się o Tobie Wojski nie dowiedział”. W tym kontekście mam nadzieję że doceniacie, iż ja, aby dzielić się z Wami doświadczeniami z takiego matecznika wyszedłem :-)
Twoje drugie pytanie: „o czym jeszcze nie rozmawiać z partnerem? ” ma prosta odpowiedź:
Nie rozmawiaj o Twoich byłych :-)
bb.bartosz
Odpowiedziałem powyżej?
Antek
Ja wypowiedziałem się o kwestii informowania partnera o tym, ile zarabiasz i ile posiadasz..
Podane przez Ciebie formy współżycia można oceniać według tego kryterium czyli ta forma w której nie muszę dzielić się takimi informacjami jest dla mnie długoterminowo lepsza. Trochę zaskakujące podejście, ale po zrobionej bez uprzedzeń analizie nie pozbawione pewnej logiki, nieprawdaż?
Adam
Pytasz: „Jak ten wpis ma się do sytuacji, w której to kobieta ma małe dziecko, którym się opiekuje i w związku z tym nie pracuje na swoje utrzymanie. ”
Nie do końca rozumiem, co dokładnie chcesz wiedzieć. Jeżeli ta kobieta nie pracuje to ktoś ją utrzymuje (mąż, rodzina, opieka społeczna). W tę relację nie będę wnikać, to ich sprawa.
Gdybym spotkał kobietę wychowującą dziecko i w związku z tym nie pracującą to zgodnie z tym co napisałem w poście nie wchodziła by ona u mnie w grę jako partner normalnej relacji damsko-męskiej
LFCFan
Po co sie żeniłeś zanim osiągnąłeś odpowiedni poziom finansowy??? :-) :-)
A tak zupełnie serio, to po co mieć związek, w którym trzeba planować wspólne wydatki? Nie lepiej mieć związek, w którym planuje się wspólne przedsięwzięcia? Jak do tego dojść? Trzeba stosować właściwą kolejność działań, pisze o tym wielokrotnie na tym blogu :-)
Jeżeli chodzi o „roztrwanianie” pieniędzy, to jest to pojecie bardzo subiektywne. Ja wspieram różne inicjatywy i ludzi, co dla mnie ma głęboki sens, a dla kogoś innego mogłoby być roztrwanianiem. Moje pieniądze, ja (po zapłaceniu podatków) decyduję co z tym zrobię.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
PS: Aby uniknąć fałszywego wrażenia – jestem absolutnie zwolennikiem dzielenia sie tym co mam, kwestią jest tylko zachowanie nad tym kontroli.
Witajcie,
Jedno to kto ile zarabia a drugie to ile moze zarabiac. Sa zawody gdzie trzeba budowac doswiadczenie czy pule referencji. Podpisuje sie pod stweirdeniem, ze zarobki to jedno a decyzje to nosnik tego co sie z nami dzieje. Oczywiscie decyzje te dotycza naszego rozwoju zawodowego, ktory przeklada sie na zarobki.
Kiedys przeczytalem zartobliwe stweirdzenie, ze pieniadze to nie wszystko… sa jeszcze akcje, obligacje i dziela sztuki.
Pieniadze nie moga stanowic jedynego kryterium oceny drugiej osoby. To w jaki sposob druga strona zareaguje na informacje o ich poziomie wiele o niej mowi. Najlepsze mierniki to reakcje na ekstremalne konce skali.
Kolejna sprawa to zdolnosc partnera czy partnerki do oceny mozliwosci kiedy mozna sobie pozwolic na spokojniejszy tryb w dbalosci o pieniadze a kiedy skupiac sie na pojawiajacych sie okazjach. Kolejny etap to osoba, ktora nas dopinguje i pomaga te pieniadze zdobywac. Jak pisal Alex wtedy latwiej realizowac plany.
Pozdrawiam,
Pawel Urbanskia
Alex,
“Po co sie żeniłeś zanim osiągnąłeś odpowiedni poziom finansowy???”
Mialem odpowiedni poziom finansowy na ozenek ale nie az taki aby w ogole nie martwic sie o finanse :). Oczywiscie perfekcyjnie byloby miec w momencie slubu wiecej pieniedzy niz sie potrzebuje ale chec zalozenia rodziny byla silniejsza niz chec czekania na perfekcyjny moment.
“po co mieć związek, w którym trzeba planować wspólne wydatki? Nie lepiej mieć związek, w którym planuje się wspólne przedsięwzięcia?”
Jezeli planujemy wspolne przedsiewziecia to dochodzimy do planowania wspolnych wydatkow. Jesli moznaby bylo uniknac tego etapu nie tracac przy tym zbyt wiele to bym skorzystal. Moje koszty czekania byly wg mojej oceny wyzsze niz ewentualne korzysci wiec dlatego jestem na etapie wspolnych wydatkow co mi zbytnio nie przeszkadza.
“Trzeba stosować właściwą kolejność działań, pisze o tym wielokrotnie na tym blogu”
Oczywiscie jesli sie chce prowadzic zblizone zycie do Twojego to podazanie za Twoimi radami jest wg mnie najrozsadniejszym i najszybszym sposobem. W przypadku gdy ktos ma inne priorytety (np. dzieci, rodzina) niektore wskazowki nie jest latwo zaadoptowac. Wszyscy jednak powinni miec tego swiadomosc gdyz nigdy nie pisales, ze Twoja droga jest jedyna droga.
“Moje pieniądze, ja (po zapłaceniu podatków) decyduję co z tym zrobię.”
Jest rowniez dla mnie oczywiste, ze kto ma pieniadze powinien decydowac na co je wydaje. Piszac “roztrwanianie” mialem na mysli wydawanie pieniedzy, a potem zalowanie, ze sie tak zrobilo.
Pozdrawiam serdecznie,
LFCFan
To przypomina mi stare konserwatywne przysłowie, iż „Dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają”.
Zawsze jawiło mi się to jako zaleta, która jest siłą napędową do rozwoju. Wyznacza to pewien system hierarchii nie klasyfikowany bogactwem, ale elastycznością i pomysłowością do realizacji rzeczy o których marzymy.
Ja mam inne podejście do tych spraw. Uważam, że jeśli Urząd Skarbowy wie ile ja zarabiam, to również powinna o tym wiedzieć moja partnerka.
To tak jakby chory na nieuleczalną chorobę pomyślał sobie: „…nie powiem jej o tej chorobie, bo to mogłoby ją przestraszyć i pogorszyć nasze relacji…”. No na pewno, tak samo jak informacja o tym, że ktoś zarabia dużo więcej. Tak czy inaczej ja swój związek zamierzam opierać na zaufaniu, a nie można mieć zaufania do kogoś kto nie mówi nam całej prawdy:)
Pozdrawiam
Kurde mać, „podaj wynik” i cofnąłem i mi tekst zniknął. Ja pierdzielę!! Co za durny formularz na tej stronie!!!!!!!
W skrócie już napiszę:
1. to co piszesz to związek pt. „brak zaufania, przezorny zawsze ubezpieczony”. To nie jest związek oparty na zaufaniu i partnerskich relacjach.
2. Co zrobić, gdy ONA ukrywając swój zarobek zawsze mówi „ja już nic nie mam, żeby się dołożyć???” – mam przestać ją kochac, bo ona nie nadaje się by mieszkać ze mna?
3. Co z majątkiem odrębnym i kosztami np. jego remontu? Jesli ona się do mnie wprowadza, to nie ma partycypować w kosztach wyremontowania mieszkania? To takie życie niby razem, ale osobno.
„Przy dluzszych komentarzach moze Ci sie skonczyc sesja (…)” – nieprawda, nawet przy komentarzu trzyliterowym, który ma być dodany w ciągu kilku sekund, również skorzystanie z „back” przy niewypełnionym do końca formularzu niszczy cały tekst. Jest to zdecydowanie anty-userfriendly.
LFCFan
Piszesz: „przypadku gdy ktos ma inne priorytety (np. dzieci, rodzina) niektore wskazowki nie jest latwo zaadoptowac.”
To jeszcze nie oznacza, że nie są one warte rozważenia :-)
Łukasz
Ja też lubię to przysłowie, choć czasem trzeba zrobić wyjątek
Greg
Rozumiem, że masz inne podejście do tego tematu. Zaznaczyłem, że top co pisze to moje osobiste spojrzenie, a nie ogólnie ważna zasada (choć godna rozważenia :-))
Dyskusyjne jest Twoje stwierdzenie: „nie można mieć zaufania do kogoś kto nie mówi nam całej prawdy”
Oznaczałoby to, iż nie możemy ufać ludziom, którzy chcą zachować jakieś elementy prywatności. Idąc tym tropem nie mógłbym Ci ufać, bo w przeciwieństwie do mnie nie podpisujesz Twoich komentarzy nazwiskiem??
Piotrek
Jak będziesz używał tutaj takiego języka:
„Kurde mać, “podaj wynik” i cofnąłem i mi tekst zniknął. Ja pierdzielę!! Co za durny formularz na tej stronie!!!!!!!”
to gwarantuję Ci znacznie większe problemy z publikowaniem komentarzy niż ten, z którym miałeś do czynienia. Serio!!
Wracając do meritum to:
ad 1) zdefiniuj proszę co nazywasz zaufaniem w związku i jakie jest kryterium
partnerskich relacji.
ad 2) ja nie pisałem o przymusowym okładaniu się (bo to kwestia umowy pomiędzy dwojgiem ludzi), lecz o zachowaniu dla siebie Twojego stanu posiadania i zarobków. Możesz Twoje pieniądze traktować jako zasoby do wykorzystania (ja tak na przykład robię), ale ich stan to Twoja sprawa. Co to ma wspólnego z kochaniem kogoś?
ad 3) nie pamiętam, aby któraś z moich partnerek (co najmniej od 20 lat) kiedykolwiek musiała dokładać się do utrzymywania lub udoskonalania moich mieszkań, czy łódki, tak jak żadna nie znała dokładnego stanu moich kont. Nie przeszkadzało to nam żyć ze sobą bardzo blisko, znacznie bliżej niż większość par małżeńskich
Pozdrawiam
Alex
Alex:
1. zaufanie w związku to życie ze sobą bez tajemnic, bez tematów tabu. Cały czas piszę o związku opartym na miłości, a nie na układzie kumpel-kumpela czy na życiu bez zobowiązań (czyli każdy mieszka u siebie, każdy prowadzi swoje gospodarstwo domowe itp.). To taka sztuka dla sztuki nie mówienie o tym, ile się zarabia, bo w praktyce to nie ma najmniejszego sensu. Nawet, jeśli decydujemy się np. mieszkać u mnie, to co w takim wypadku? Ona sprzedaje mieszkanie i ma na własnym koncie pieniądze ze sprzedaży i.. ? Ma je wydawać wyłącznie na własne dobra, czy jak, pół na pół do wszystkiego mamy się dokładać? To już nie jest wg mnie związek, tylko chory układ podszyty materialistycznym postrzeganiem świata.
2. ma to jakis sens, jesli obie osoby mysla podobnie. Mamy jedno wspolne konto, ustalamy kwotę, jaką kazdy z nas powinien je co miesiąc zasilać. Z tego konta dokonujemy zakupów (paragony trzymamy w jednym miejscu, by móc później wszystko popodliczać). Odrębne konta to nasza kasa i wydajemy ją na nasze zachcianki, ewentualnie na dobra, które również beda do wykorzystania przez druga osobe. ALE: gdy dochodzi do rozwodu, sytuacja jest jasna, co jest majątkiem odrębnym, a co nim nie jest. Wówczas, gdy z taką partnerką wchodzimy na slubny kobierec (?), nalezaloby z tego co sie orientuję spisać intercyzę.
3. wracając do pkt 2, staje się to dla mnie coraz bardziej jasne.
ps. przepraszam za poprzedniego posta z „kurde mać” – zapomniałem o emotce na końcu, ale lekko się podirytowałem faktycznie.
Alex, napisałeś: „nie pamiętam, aby któraś z moich partnerek (co najmniej od 20 lat) kiedykolwiek musiała dokładać się do utrzymywania lub udoskonalania moich mieszkań, czy łódki, tak jak żadna nie znała dokładnego stanu moich kont.”
Jeśli przynajmniej jedna osoba w związku ma taki status finansowy, który pozwala na samodzielne utrzymanie mieszkania, łódki, itd., to może rzeczywiście łatwiej jest stosować taką zasadę. Co natomiast w sytuacji, kiedy poznają się dwie osoby – jedna przykładowo wynajmuje jakieś mieszkanie, a druga mieszka u rodziny i obydwie są w stanie samodzielnie utrzymać się bez większych problemów.
W pewnym momencie chcą jednak zamieszkać razem i kupić na kredyt swoje własne mieszkanie, gdyż takie wspólne zamieszkanie jest znacznie przyjemniejsze niż mieszkanie na wynajmie czy u rodziców. Możliwość wspólnego zamieszkania na swoim może być z pewnością uznana za czynnik stabilizujący, który ma znaczny wpływ na związek.
W tym momencie pojawia się jednak problem. Żadna z tych osób samodzielnie nie dostanie kredytu na mieszkanie, bo są jeszcze na początku swojej drogi zawodowej. Są w stanie wziąć kredyt wspólnie. A do tego trzeba znać swoje możliwości finansowe. Wiedzieć, czy ze wspólnymi zarobkami da się radę bez problemu wziąć kredyt. Czy może jednak trzeba z czegoś zrezygnować, żeby dać radę – poświęcić coś na rzecz czegoś lepszego.
Co jest złego w tym, że dwie osoby poznają wzajemnie swoje możliwości finansowe i dzięki tej wiedzy osiągną już teraz coś, dzięki czemu wzbogaci się ich związek, zamiast czekać ileś czasu (lat?) zanim którakolwiek z osób dojdzie do takiego statusu, w którym samodzielnie będzie w stanie zrealizować tę rzecz?
@Piotrek:
Co prawda pytania skierowane są raczej do Alexa, ale pozwolę sobie napisać, jak ja to widzę.
„Ona sprzedaje mieszkanie i ma na własnym koncie pieniądze ze sprzedaży i.. ? Ma je wydawać wyłącznie na własne dobra, czy jak, pół na pół do wszystkiego mamy się dokładać?”
I…nie ma to specjalnego znaczenia, jeśli rozważamy sytuację, gdzie nie masz powodów do zmartwień w kwestiach majątkowych, a o takiej zapewne pisze Alex. Jeśli zgadzasz się na mieszkanie u Ciebie, to zdajesz sobie sprawę z możliwych trochę wyższych kosztów. Przy odpowiednim stanie majątkowym może okazać się, że ustalanie sztywno „Ty płacisz za to, ja za to, tyle i tyle” będzie zbyteczne. Alex wspomina też jednak o unikaniu osób nie biorących odpowiedzialności za swoje życie, więc można założyć, że partner/ka nie będzie przerzucać na Ciebie wszystkich wydatków.
„ALE: gdy dochodzi do rozwodu, sytuacja jest jasna, co jest majątkiem odrębnym, a co nim nie jest. Wówczas, gdy z taką partnerką wchodzimy na slubny kobierec (?), nalezaloby z tego co sie orientuję spisać intercyzę.”
To już – w moim mniemaniu – zakrawa na inny temat. Intercyza wydaje się być wyjściem najpewniejszym, ale nawet przy jej braku, wydaje mi się, że ciężko domagać się majątku, o którego istnieniu/formie/wielkości nie ma się pojęcia.
@Alex:
Co jednak w wypadku, gdy drugiej stronie bardzo zależy na poznaniu Twoich dochodów – uważasz, że lepiej nie ulegać narażając się na czasowe nieprzyjemności, czy np. udzielić informacji o znacznie mniejszej kwocie, niż faktyczna, kosztem powiedzenia nieprawdy? Czy istnieje może jakieś inne wyjście, na które nie zwróciłem uwagi?
Pozdrawiam,
Patryk
@Alex:
Piszesz:
Twoja rada dla Olgi jest prawie dobra :-) Gdybyś pochodził z nami na Power Walk to wiedziałbyś, że w takiej sytuacji znacznie skuteczniejsze jest pytanie otwarte, bo stawia drugą stronę w niezręcznej sytuacji konieczności tłumaczenia jej motywów. Patrz parę linijek wyżej
Tak, pamiętam też Twój tekst odnośnie wywiadu, gdzie stwierdzasz, iż lepiej zadawać otwarte pytania. I tak jak tam w pełni się zgadzałem, to tutaj nie koniecznie.
Zakładając, że to osoba pretendująca do bycia Tą osobą, to nie chcę jej stawiać w niezręcznej sytuacji. Ma pole do popisu – może pokazać klasę odpowiadając w pełni i ciekawie, może ograniczyć się tylko do krótkiego tak/nie – a to (przynajmniej mi) dałoby do myślenia.
Aaa i wybacz, że w kolejnym wpisie – niestety, mieszkam w okolicy Trójmiasta a nie Warszawy, lecz jak będzie okazja to z chęcią :)
Życie ponad stan jest nieracjonalne. Ale jak żyć racjonalnie nie znając swojego stanu posiadania, w tym swoich zarobków? Temat pieniędzy jest nie do uniknięcia, gdy tych pieniędzy jest mało. Po pytaniach „ile zarabiasz?” i „a do czego ci ta informacja” muszą pójść w końcu konkretne odpowiedzi. Bo gdy nie starczy do pierwszego, skończy się miłość.
Patryk: ok, jeśli stać mnie na utrzymanie siebie samego, opłacenie własnych dóbr to spoko – wszystko staje się jasne.
Ale.. apropo tego co napisał Robert: „Bo gdy nie starczy do pierwszego, skończy się miłość.” – zastanawiam się, co by było, gdyby Alex spotkał kobietę, która oczarowałaby go. Po kilku spotkaniach wiedziałby, że TO JEST TO. Wprowadza się do niego… i nagle dostaje na powitanie pytanie:
– pracujesz kochanie ?
– yyy tak
– a czym się zajmujesz, bo jakoś wcześniej nie mieliśmy okazji o tym porozmawiać;)
– sprzedaję kebaby
– wiesz co, myślałem że to motylki w brzuchu, a to zwykłe niedomaganie jelit. To narazie
:)
Witam,
To ja podzielę się spojrzeniem na to, o czym napisał Draakhan:
„W tym momencie pojawia się jednak problem.
Żadna z tych osób samodzielnie nie dostanie kredytu na mieszkanie, bo są jeszcze na początku swojej drogi zawodowej. Są w stanie wziąć kredyt wspólnie. A do tego trzeba znać swoje możliwości finansowe. Wiedzieć, czy ze wspólnymi zarobkami da się radę bez problemu wziąć kredyt. Czy może jednak trzeba z czegoś zrezygnować, żeby dać radę – poświęcić coś na rzecz czegoś lepszego.”
Nie rozwijając za bardzo kwestii roli tego że żadna z osób nie jest w stanie utrzymania kredytu samodzielnie jako czynnika wykluczającego jego wzięcie z różnych powodów – to kredyt mieszkaniowy jak dla mnie to jest coś bardzo długoterminowego i jeśli te osoby dopiero „chcą zamieszkać razem” i „są na początku swojej kariery” to najlepszym wyjściem moim zdaniem jest po prostu wynajęcie mieszkania i „przetestowanie swoich marzeń” korzystając z aleksowej terminologii :)
A piszę o tym, bo ostatnio miałem okazję przypatrywać się dyskusji dwóch znajomych(obaj mieszkali ze swoimi dziewczynami) z których jeden uskarżał się w jakiej to dziwnej znalazł się sytuacji, kiedy jego związek nagle się skończył – mieszkali wspólnie przez kilka lat i teraz on śpi na kanapie,jego dziewczyna w osobnym pokoju,nie rozmawiają ze sobą i są na siebie „skazani” aż jedno się nie wyprowadzi. Drugi mu odpowiedział, żeby się nie łamał i że i tak nie jest najgorzej bo on jest w podobnej sytuacji, z tym że wziął wcześniej mieszkanie z dziewczyną na kredyt i jak sam powiedział „to jest dopiero problem” :)
„- pracujesz kochanie ?
– yyy tak
– a czym się zajmujesz, bo jakoś wcześniej nie mieliśmy okazji o tym porozmawiać;)
– sprzedaję kebaby
– wiesz co, myślałem że to motylki w brzuchu, a to zwykłe niedomaganie jelit. To narazie”
Wydawało mi się, że Alex dosyć wyraźnie napisał, że chodzi głównie o umiejętność utrzymania samego siebie, a nie stan majątku jako taki. Ja to rozumiem tak, że jeśli nawet sprzedaje kebaby – ale radziła sobie dotąd i poradziłaby sobie dalej bez czyjejś pomocy – to nie ma żadnego problemu. Gdyby jednak brakowało jej środków na utrzymanie samej siebie, a nie byłaby to sytuacja przejściowa i zamiast starać się zrobić coś z tą sytuacją oczekiwała pomocy – to może faktycznie warto się zastanowić nad takim związkiem?
„Po kilku spotkaniach wiedziałby, że TO JEST TO. ”
Jeśli ktoś uzna, że „to” jest dla niego więcej warte, niż obcowanie z zaradnym (i przez to zapewne bardziej interesującym) partnerem, a stać go na utrzymywanie wybranka – to wydaje mi się, że wszystkie powyższe rozważania tracą sens. Swoją drogą, wydaje mi się, że odchodzimy od tematu posta, a nie jestem pewien jak się na to zapatruje Alex :)
Co do wspólnego kredytu – to post Michała powyżej i wcześniejsze posty Alexa na tym blogu trafiają w sedno sprawy.
Patryk, napisałem trochę, ale znowu wcięło mi cały wpis. Pal licho, reasumując: miłość rządzi się swoimi prawami, nie ma w niej sztywnych reguł, bo jeśli są, to jest to przekalkulowany związek partnerski i tyle ode mnie w tym temacie. A co do kobiety sprzedającej kebaba, to np. mieszkała dotąd z rodzicami. Próbowała znaleźć inną, lepszą pracę, ale nie udało jej się.
@Piotrek:
Miłość miłością, ale warto połączyć ją ze zdrowym rozsądkiem – a jeśli to już niemożliwe, to chociaż zachować tego rozsądku odrobinę. Konsekwencje innego postępowania przytoczył wyżej Michał, a to i tak wierzchołek góry lodowej.
Bo jak sam zauważyłeś cytując parę postów wyżej – „Bo gdy nie starczy do pierwszego, skończy się miłość.” I to można według mnie interpretować znacznie szerzej, niż tylko w kwestii wystarczalności do pierwszego.
Patryk, jeśli już mowa o zdrowym rozsądku: dlatego kilka wpisów wyżej zahaczyłem o temat intercyzy. Tylko o krok od niej w aspekcie głównego tematu. Generalnie uważam, że nie jest nic złego w tym, że wchodząc w związek z reklamówką naszych rzeczy osobistych, z tą samą reklamówką i nic nadto wychodzimy ze związku, nie roszcząc sobie praw do niczego więcej. Być może nie trzymam się sztywno tematu, ale takie mam przemyślenia.
@Piotrek
„nieprawda, nawet przy komentarzu trzyliterowym, który ma być dodany w ciągu kilku sekund, również skorzystanie z “back” przy niewypełnionym do końca formularzu niszczy cały tekst. Jest to zdecydowanie anty-userfriendly.”
To nie wina strony tylko nie znajomości co to jest sesja. Rozwiązanie problemu w całości zależy od Ciebie, więc komentarz uważam za nie na miejscu. Przykładowo jeśli skorzystasz z porządnej przeglądarki np. Chrome http://www.google.com/chrome to nie będziesz miał takiego problemu.
Pozdrawiam,
Krzysztof Kowalczyk
Witam Was,
Moje 3grosze –
„Po co mojemu partnerowi/partnerce informacja ile ja zarabiam??” >
wersja realna – przyglądam się rodzajowi ludzkiemu i moim zdaniem informacja ile zarabiam, budzi ciekawość ponieważ układ dąży do zwiększenia energii (tzn. szukając partnera szukamy przynakmniej tak „bogatego” jak ja sam by razem stworzyć „związek”, jeszcze lepiej bogatszego – bo po uwspólnieniu wyjdę na +). W Polsce w latach relanego socjalizmu łączenie finansów 2 jednostek było jedyną drogą do osiągnięcia czegokolwiek i chyba dalej taki model dominuje.
Moim zdaniem proces takiego rozumownia zachodzi na poziomie nieświadomym i ci którzy tak kalkulują, robią to z autoamtu.
wersja przyszłościowa – na naszych oczach dorasta nowe pokolenie Polaków, którzy urodzeni w dobrobycie mają więcej czasu na myślenie o samym sobie (w sensie pozytywnym – daje to głębszy wgląd w motywację własnego postępowania). Dzięki temu (oraz dzięki bezpieczeństwu materialnemu zapewnionemu przez rodziców) jest szansa na rozwój pełniejszch związków w których finanse schodzą na trzeci plan. Pierwszym planem jest rozwój partnerów (truizmem będzie stwierdzenie, że człowiek rozwija się poprzez drugiego człowieka). Tutaj również związek dąży do zwiększenia energii ale już na zupełnie innym poziomie.
„Tyle na ten temat. Ile ja zarabiam, ile mam na koncie to całkowicie moja sprawa, tak samo nie wypytuję tego partnerki. Jeżeli w tym aspekcie jest miedzy nami duża dysproporcja, która uniemożliwia lub poważnie utrudnia partycypację drugiej osoby np. w kosztach wspólnych wyjazdów, to po prostu taktownie uświadamiam partnerkę, że mamy wystarczające zasoby, aby to przeprowadzić i nasze przedsięwzięcie należy właśnie potraktować jako wspólne wykorzystanie tychże zasobów. Życia nie możemy przecież sprowadzić do tak banalnej kwestii jak pieniądze i równych “składek” !!”
Ile kto zarabia, przeciętnie inteligentny partner jest w stanie wydedukować po krótkim czasie przebywania w związku. Pytaniem pozostaje co z taką wiedzą pocznie. Mogę podać dwa skrajne przypadki – w jednym partnerka nie zwracała na to żadnej uwagi a zapłacenie jakiegoś rachunku było wręcz jej ambicją. W drugim przypadku partnerka uważała, że bedąć starszym od niej a co za tym idzie „mającym już wszystko” to ja powinienem za wszystko płacić (obydwie partnerki zarabiały na siebie; co ciekawe druga przynajmniej 2x więcej od tej pierwszej). Rozpatrując sprawę w tym aspekcie w pierwszym związku czułem się lepiej – miałem poczucie, że finanse są poza nami i nie powodują zadnych spięć. Balans utrzymywał się wręcz sam z siebie.
pozdrawiam czytelników,
Marcin
Witaj Alex i Szanowni Dyskutanci,
Ja się zastanawiam jak w ogóle informacja o zarobkach może mieć wpływ na relacje partnerskie. Jeżeli partnerowi choć troche zależy na drugiej osobie i jej szczęściu to jak może on mieć problem z tym, że ona więcej zarabia? Oczywiście zawiść ludzka (szczególnie w naszym kraju) nie zna granic ale jeżeli przenosi się to na związek to chyba taki związek opiera się na niewłaściwych podstawach. To tak jakbym miał problem, że mój dobry kumpel zarabia więcej ode mnie bo mnie zawiść zżera że nie jestem lepszy od niego w jakiś sposób, albo mój ojciec zamiast cieszyć się, że jego syn coś osiągnął miałby problem z tym, że jemu nie wyszło co by wpływało na relacje między nami. Wydaje mi się, że w relacjach partnerskich nie ma miejsca na taką zawiść. Mało tego to właśnie moja partnerka wydaje mi się najlepszą osobą do tego żeby wiedzieć ile zarabiam bo jest jedną z niewielu osób które nie podejrzewam o zawiść, że zmieni do mnie stosunek jak się dowie, że zarabiam więcej niż ona co w przypadku mniej bliskich mi osób nie jest już takie oczywiste.
Toteż reasumując uważam, że lepiej być transparentnym wobec partnera bo dzięki temu lepiej i szybciej widać czy taki związek jest nieodpowiedni. Ale i to zależy od tego jakie podejście ma się do związku, w moim przypadku jest to myślenie raczej długofalowe.
Pozdrawiam
Darek Says: Toteż reasumując uważam, że lepiej być transparentnym wobec partnera bo dzięki temu lepiej i szybciej widać czy taki związek jest nieodpowiedni.
Darku,
Nie jestem pewien czy rozumiem Twoje pojęcie transparentności. Czy masz konkretnie na myśli to, że transparentność = informowanie partnera o swoich dochodach?
(mi np. transparentność bardziej kojarzy się z informowaniem partnerki o pomysłach które lęgną się w mojej głowie :) , z tym gdzie te pomysły ją lokują, dokąd mają prowadzić – partnerka może dzięki temu ocenić czy jej to odpowiada czy też nie i podjąć własną dezyzję.)
Jeżeli tak jest (tzn. dobrze zinterpretowalem Twoje pojęcie) czy faktycznie uważasz, że ma to aż tak duży wpływ na rozpoznanie jakości związku?(odpowiedni/nieodpowiedni).
Mój priorytet – poniżej.
Podczas realizowania jakiegoś założenia/projektu dokonujemy co jakiś czas kontroli realizacji tegoż. By wszystko zmierzało w założonym kierunku kontrola powinna być obiektywna :) . Związek jest też projektem w naszym życiu. Jeśli co jakiś czas nie przyjrzymy się gdzie doszliśmy, jaką obydwoje osiągamy satysfakcję oraz nie staniemy oko w oko z dręczącymi nas wątpliwościami możemy łatwo osiąśc na mieliźnie. Zdaję sobie sprawę, że najtrudniejszym punktem jest obiektywność zadawanych sobie pytań – wszkaże często pierwszym odruchem przed niewygodną sytuacją jest ucieczka. Pytania odkładamy na bliżej nieokreśloną przyszłość. Nieokreśloną a więc taką, która pewnie się nigdy nie zdaży.
Ucieczka od ważnych pytań = mielizna = brak postępu = odzczuwanie jałowości związku. Z tej perspektywy kwestia zarobków wydaje mi się odsunięta na dalszy plan.
pozdrawiam wszystkich,
Marcin
Wyznaję zasadę, że dobry związek to taki w którym partnerzy potrafią się dogadać w kwestiach ekonomicznych. Miłość nie pomoże, jeżeli dzielić będą kwestie finansowe.
A czy to znaczy, że mam ujawnić zasoby? Pewnie nie zawsze.
Inaczej sprawa wygląda, gdy istnieje wspólnota majątkowa. Tu nieujawnianie tego, co jest wspólne, uważam za „przestępstwo”.
Za to w przypadku związków z rozdzielnymi finansami ich trwałość w dużej mierze zależy od owego dogadania się. Poza tym różne są powody wchodzenia w związek, jeden chce by partner(ka) była zdolna się utrzymać, inny uzna, że odda wszystko, byle mieć bratnią duszę obok.
I kto mówi, że pieniądze szczęścia nie dają? Chyba tylko malkontenci, którzy zazdroszczą tym, co mają więcej. Czytając komentarze mam nieodparte wrażenie, że większość z nas uważa jednak, że miłość/zakochanie miłością, ale jednak kasa to podstawa. Dobieramy partnerów głównie pod względem finansowym. Oczywiście uroda, atrakcyjność fizyczna są również ważne, ale nie przesądzają o ostatecznym wyborze.
To wydawałoby się smutna prawda, ale mająca (chyba?) zastosowanie tylko w przypadku zamożnych osób szukających partnera. W tym momencie to nawet w miarę logiczne dobieranie sobie kandydatów. A jak się nie znajdzie właściwy kandydat/ kandydatka, to dalej będę wiódł samotne życie, mając jednak kontrolę nad wszystkim, łącznie z wydatkami ;)
Jestem dziś dość zajęty innymi sprawami, więc na razie tylko króciutko :
Piotrek
Piszesz: „Dobieramy partnerów głównie pod względem finansowym.”
Skąd Ty to wziąłeś???? Szczególnie gdzie coś takiego wynika z mojego postu????
Dalej: „To wydawałoby się smutna prawda, ale mająca (chyba?) zastosowanie tylko w przypadku zamożnych osób szukających partnera. W tym momencie to nawet w miarę logiczne dobieranie sobie kandydatów.”
To jest typowy sposób myślenia ludzi wychowanych za komuny, który niestety jakoś przebija się (filmy itp. ) do naszych czasów i im prędzej go porzucisz, tym lepiej.
Prawda jest taka, że jak masz wystarczająco dużo, to jest Ci prawie całkowicie (patrz post powyżej) obojętne ile posiada potencjalna partnerka lub partner. W końcu nie potrzebujesz jej pieniędzy, lecz tego, czego nie da się kupić: bliskości, ciepła, namiętności, intelektu i tym podobnych rzeczy.
I to nie jest tylko moje nastawienie, znam sporo ludzi „z kasą” płci obojga, którzy widzą to podobnie.
Teraz wracam do „pożegnalnego” zeznania podatkowego dla niemieckiego fiskusa :-)
Alex
PS: Dla Piotrka
Tutaj http://alexba.eu/2009-03-29/rozwoj-kariera-praca/dobor-partnera/ możesz sobie poczytać na co patrzą ludzie, którzy sami mają dosyć zasobów finansowych
Marcinie S: Faktycznie może źle to ująłem. Nie chodzi mi o tyle informowanie co o nie ukrywanie takich informacji przed partnerem. Jak się spędza ze sobą dużo czasu to o różnych rzeczach się rozmawia. Czemu nie mielibyśmy rozmawiać o naszych dochodach skoro rozmawiamy o naszej pracy czy innych aspektach naszego życia.
Fakt, że w świeżych związkach te tematy mogą być nie na miejscu ale na dłuższą metę to nie ma większego sensu ukrywanie takich danych.
Dzięki za linka: ciekawy artykuł, na razie przeczytałem go „po łebkach” (bez komentarzy), ale zostawię sobie na wieczór:)
Po raz czwarty na tym blogu zniknął mój tekst – nie potrafię się przyzwyczaić do tutejszych nawyków kopiowania tekstu do schowka i mam za swoje. Z drugiej strony, to jedyny taki blog z tak beznadziejnym systemem dodawania komentarzy :)
Napisze w skrócie: mam cały czas wrażenie, że jednak chodzi o pieniądze. Niby piszesz, że mając ich w nadmiarze, nie jest dla Ciebie istotne, jaki stan konta ma partnerka. Z drugiej strony zwracasz przede wszystkim uwagę na to, czy jest osobą zaradną. Czy mam więc rozumieć, że przyjmiesz pod swoje skrzydła kobietę, która będzie świetnie się realizować na polu Pani Domu? Gotowanie, sprzątanie, prasowanie, w przyszłości zajmowanie się dzieckiem praktycznie 24h/dobę. Czy to jest zaradność, czy zaradnością nazwiesz wyłącznie intratną pracę (oczywiście pojęcie względne, co dla kogo jest dobrze płatnym zawodem). Zgadzam się, że idealnie byłoby poznać osobę, która do tej pory potrafiła się sama utrzymać. Nie ma nic gorszego, niż „wygodnickie panie”, skubiące kasę na solaria i kosmetyczki (znam takie przypadki) oraz setne rodzaje torebek.
Piotrek,
Pytanie co prawda skierowane do Alexa, ale mam wrażenie, że nieuwaznie przeczytełś co on pisze. Chociażby w pierwszym swoim komentarzu do Weroniki:
„Wracając do Twojego pytania: “zy jeżeli ktoś nie umnie się sam utrzymać to oznacza to, że lepiej się trzymać od niego z daleka bo pozbawiony jest instynktu przetrwania i marny z niego materiał na związek? ”
Moja odpowiedź brzmi: ” nie wchodź w związek z taką osobą””
lub nawet w samym poście
„Dla mnie kwestia finansów jest jednym z bardzo ważnych kryteriów wstępnego doboru partnerki, ale tylko w jednym aspekcie, a mianowicie czy dana osoba (w moim przypadku kobieta ) potrafi sama się utrzymać. Jest to bardziej pytanie dotyczące charakteru niż pieniędzy dlatego poziom tego utrzymania się jest mi dość obojętny. Nie przeszkadza np. jeśli ktoś miesięcznie zarabia tyle ile ja w kilka godzin, bo to nie o kwoty chodzi.”
Kobieta potrafiąca się sama utrzymać – to kobieta mająca jakieś źródło dochodu. To nie jest wcale równoznaczne „realizująca się” a tym bardziej na polu Pani Domu. Może zarabiać nawet 500zł miesięcznie, o ile była w stanie zorganizować swoje życie i potrzeby tak, aby te 500zł wystarczały (i nie chodzi tu o zorganizowanie się jako utrzymanka u kogoś).
Pozdrawiam,
Olga
@Olga taki układ może funkcjonować u bezdzietnej pary.
Czy moja żona, kiedy udzodzi dziecko i będzie zajmowała się nim oraz domem nie nadaje się na partnerkę? Wg. waszych kryteriów należałoby ją zostawić, przecież przez jakiś czas (raczej dłuższy niż krótszy) będę sam łożył na rodzinę.
Poglądy tutaj reprezentowane przez znakomitą większość nijak mają się do życia rodzinnego.
Hmm ja chyba powoli rozumiem Alexa. Najlepiej świadomie dobierać sobie partnerki/partnerów i zanim fenylocośtam udrzy nam na dobre do głowy, postanowić sobie, że nie będziemy wiązać się na serio z kimś, kto SAM nie potrafi zadbać o siebie. Bo co będzie, gdy nas kiedyś zabraknie? W ogóle osoby nie potrafiące same zadbać o siebie są w pewnym sensie nieatrakcyjne duchowo (wg mnie oczywiście). Innym kryterium, którym ja osobiście się staram kierować to wybór partnerki/partnera mających „normalną” rodzinę: bez patologii oraz najlepiej minimum to samo wykształcenie co my. Znam dwie historie, w których chłopak z mgr inż żeni się z kobietą po zawodówce. Efekt pierwszej to rozpad małżeństwa po pół roku, efekt drugiej separacja po kilku latach. W obu przypadkach poważne problemy z komunikacją, które na początku nie były tak istotne.
Piotrek
Zaczynasz Twoją wypowiedź od słów: „Z drugiej strony, to jedyny taki blog z tak beznadziejnym systemem dodawania komentarzy ”
Jak odebrałbyś gościa, który przychodząc do Ciebie do mieszkania na dzień dobry zacząłby od: „jaką beznadziejną wycieraczkę tutaj macie”? To tak na marginesie
Co do reszty Twojego komentarza to posłuchaj Olgi.
Michał Mech
Napisałeś: „Wg. waszych kryteriów należałoby ją zostawić, przecież przez jakiś czas (raczej dłuższy niż krótszy) będę sam łożył na rodzinę.”
Proszę przeczytaj jeszcze raz uważnie mój post
Pozdrawiam w biegu
Alex
Michał piszesz
„Czy moja żona, kiedy udzodzi dziecko i będzie zajmowała się nim oraz domem nie nadaje się na partnerkę? Wg. waszych kryteriów należałoby ją zostawić, przecież przez jakiś czas (raczej dłuższy niż krótszy) będę sam łożył na rodzinę.”
Po-pierwsze to tak trochę dziwnie brzmi ten zarzut w kierunku kobiety („wasze kryteria”). Ja nie szukam partnerki, ja szukam partnera i to on raczej będzie lub nie będzie miał taki dylemat.
Ale zgodzę się z Aleksem, nie przeczytałeś uważnie postu. Podrzuce małego hinta: kobieta zaradna po okresie urlopu macierzyńskiego wróci do starej pracy/znajdzie nową lub inne źródło dochodu. Jej mentalność i podejście się nie zmieni i to jest najważniejsze.
Przecież przypadki chodza po ludziach, równie dobrze jeden z partnerów może zachorować, ulec wypadkowi, cokolwiek – stanie się niezdolny do pracy. I co jeśli to będzie właśnie ta osoba, która zarabiała od zawsze na rodzinę/związek? Oczywiście można się ubezpieczać, odkładać etc. Ale to nie zawsze wystarcza, a tym bardziej mało kto o takich rzeczach myśli.
Olga
@ Piotrek,
„Innym kryterium, którym ja osobiście się staram kierować to wybór partnerki/partnera mających “normalną” rodzinę: bez patologii oraz najlepiej minimum to samo wykształcenie co my.”
Ja bym była jednak ostrozna z takimi kryteriami. Ja np jestem z patologicznej rodziny, mój ojciec pił przez prawie cały mój okres dojrzewania; teraz już nie pije na szczęście, ale spokojnie można stwierdzić, że wychowałam się w patologicznej rodzinie. I myslę (patrząc na statystyki) w naszym pokoleniu (i nie ma większego znaczenia czy Białoruś czy Polska) bardzo duży odsetek osób jest z takich patologicznych rodzin (już może „intensywność” patologii będzie rózna). Możesz odrzucić bardzo dużo bardzo fajnych osób, które w ogóle nie są winni tej sytuacji, ani nie mogli mieć na nią wpływu.
Z wykształceniem – też ostroznie:) To że ktoś nie uzyskał w końcu tytułu magistra, nie oznacza, że nie jest „osobą na odpowiednim poziomie”. I co najwazniejsze, na odwrót, to że ktoś ma ukończone studia wyższe – wcale nie oznacza, że będzie ciekawa i atraktycjna duchowo. O jakości i sensowności studiów wyższych było na tym blogu kilka dosyć zagorzałych dyskusji.
Olga
Olga: na pewno masz rację, że w ten sposób mogę przeoczyć wartościowe osoby. Uważam jednak, że podobnie jest z tą zaradnością: jeśli „chodzę z kimś” kilka lat, mogę dojść do wniosku, że ktoś jest fajtłapą życiowym itp. Ale jeśli jestem z kimś raptem kilka miesięcy i nadal czuję motylki w brzuchu i jestem zdecydowany zamieszkać z kobieta, która mnie niesamowicie „kręci”, nie ma większego znaczenia, ile ta osoba ma na koncie. Nie jestem też w stanie stwierdzić na 100%, czy jest to w pełni zaradna osoba. Wiadomo, że lepiej być z osobą, która sama jest w stanie się utrzymać. Tak samo uważam, że lepiej być z osobą z normalnej rodziny, która nie będzie przenosić na nasz związek problemów ze swojego rodzinnego domu (borderline, dda itp). Gdyby dwoje spotykających się ludzi patrzyło w tym samym kierunku i zawsze mieli na uwadze MY, a nie JA, to nie byłoby w ogóle tych problemów typu „ma to być zaradna osoba” itd. nie byłoby takiej 'selekcji’, bo ludzie byliby ze sobą głównie dlatego, że czuliby się ze soba dobrze. Nie wyobrażam sobie osoby niezaradnej w takim związku: musiałaby w pewnym momencie wziąć się za siebie, mając na uwadze związku, w którym tylko jedna strona łoży na jego utrzymanie (gdzieś mieszkać trzeba, za coś jeść trzeba itp).
Meg says: ” Poza tym różne są powody wchodzenia w związek, jeden chce by partner(ka) była zdolna się utrzymać, inny uzna, że odda wszystko, byle mieć bratnią duszę obok. ”
Ponieważ mówisz o „wchodzeniu w związek”, zakładam, że „bratnia dusza” nie oznacza w tym kontekście jedynie kogoś, z kim można porozmawiać i czuć się zrozumianym (to można z przyjacielem, a przyjaciół można mieć multum w tym samym czasie), tylko oznacza kogoś przy kim czujesz bliskośc, ciepło, namiętność, nadawanie na tej samej fali itp.
Jeśli byłabym facetem „bratnią duszą”, który wisi na mnie finansowo, zawsze by pojawiało się pytanie, czy jest to rzeczywiście bratnia dusza, a na ile wygodnicki / wyrachowany facet bez celów w życiu.
I odwrotnie, gdybym chciała się związać z facetem, który potrafi się urzymać, a nie byłby „bratnią duszą”, to znaczyłoby (przynajmniej dla mnie), że jestem z nim z wyrachowania /wygodnictwa, albo aby ukryć (chyba przed samą sobą) własne nieudacznictwo.
Dlatego, moim zdaniem nie można tego rozdzielić: „jestem z kimś bo jest niezależny finansowo” albo „bo jest bratnią duszą” (chociaż mam świadomość, że wielu ludzi to robi). Niezależność finansowa jest warunkiem koniecznym, ale niedostatecznym, by braterstwo dusz było braterstwem, a nie oszukiwaniem (nieważne, czy samego siebie czy partnera).
Gwoli wyjaśnienia: nie twierdzę, że
Pozostaje jeszcze w tle pytanie: co zrobić, gdy partner-rzadziej partnerka, zakłada, że nie chce by „druga połówka” pracowała? Od razu znika kwestia sprawdzenia, czy może się sama utrzymać. Bo może dziś tak, ale kilka lat zajmowania się domem i trudniej wrócić do pracy.
Ale jest prawdą, że też nie chciałabym partnera lenia. Znam sprytne osoby, które ktoś utrzymuje. Właściwie też można powiedzieć-zaradne, tylko wybrały inny sposób.;)
witam
Kolejny post, który może zmienić mój światopogląd i bardzo dobrze :) . Mam co prawda małe doświadczenie w związkach, ale po przemyśleniu argumentów podanych przez Alexa (http://alexba.eu/2009-08-25/rozwoj-kariera-praca/zwiazek-pieniadze/#comment-75291) w odpowiedzi na pytania Artura S. bardziej przemawia do mnie idea szczerości jeżeli chodzi o stan konta. Argumenty podane przez Alexa są moim zdaniem podstawą do zastanowienia się nad tym czy nadal powinniśmy być w związku z tą osobą. Dlatego jeżeli ktoś zamierza się na dłuższy czas i formalnie związać się z partnerem/partnerką, to może właśnie lepiej podać zawartość swojego konta i obserwować reakcję tej osoby?? Moim zdaniem tak.
Olga, możesz wyjaśnić czemu zachowanie dla siebie informacji o stanie konta „pozwala spać spokojniej”??
pozdrawiam
hehe, teraz mi zniknął komentarz:) jeszcze raz:
Artur
„Olga, możesz wyjaśnić czemu zachowanie dla siebie informacji o stanie konta “pozwala spać spokojniej”??”
Bo czytelniczka, o której mowa w poście – to ja. To jest mój cytat. Niestety moje skromne doświadczenia w tej materii sa bardzo negatywne, faceci, po tym jak się dowiadywali o poziomie moich zarobków (stawiałam na szczerość i otwartość), po jakimś czasie nie mogli z tym przejść na porządek dzienny. Sami się do tego potem przyznawali. Żeby nie było – nie zarabiam jakichś baśniowych kwot – ot tak przywoita pensja wyższa niż średnia krajowa. A co najważniejsze – wyższa niż ich zarobek w tamtym momencie – i to było najważniejse. Także troska była raczje nie o mój sen, a mojego partnera/faceta. Ot taka ironia:(
Mam nadzieję, ze odpowiedziałam na twoje pytanie.
Olga
Piotrek
Piszesz: „…. bo ludzie byliby ze sobą głównie dlatego, że czuliby się ze soba dobrze. ”
Ja nie wyobrażam sobie wchodzenia z kimś w związek z innego powodu!!!!
Po prostu zauważyłem, że dobrze jest mi z kobietami, które wykazują pewne absolutne minimum zaradności i samodzielności życiowej, stąd to proste kryterium wspomniane w głównym poście.
I stosowanie tego kryterium wstępnego mogę z czystym sumieniem polecić każdemu facetowi szukającemu poważniejszego związku.
Meg
Piszesz: „o zrobić, gdy partner-rzadziej partnerka, zakłada, że nie chce by “druga połówka” pracowała?”
Moje stanowisko: wybić mu to założenie z głowy!!! Miałem dziś długi dzień, więc może uzasadnię to następnym razem
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Cześć.
Finanse w związku małżeńskim wydają mi się całkiem osobnym tematem. Jeśli po 5-10 latach małżeństwa, któryś z partnerów nie wie ile zarabia druga połowa to chyba czas kończyć taki związek. Sytuacja taka oznaczać może totalną ignorancję którejś ze stron.
Natomiast w kwestiach początkowej fazy znajomości (myślę, że tak do ok 2 lat) prowadzenia wspólnego gospodarstwa domowego nie wszystkie kwestie finansowe powinny być jasno obnażane.Takie odkrywanie się ze wszystkimi sekretami często przynosi więcej szkody niż pożytku. Mogą pojawić się całkowicie niepotrzebne spięcia na tej płaszczyźnie oraz, co gorsza nieuzasadnione roszczenia.
Z biegiem lat dla mnie nabrał ogromnego sensu werset piosenki wojskowej „Żołnierz dziewczynie nie skłamie,
Chociaż nie wszystko jej powie,”.
Nie ma to nic wspólnego ze szczerością w związku. Po prostu pewnych rzeczy nie ma potrzeby mówić, a inne trzeba wiedzieć kiedy przedstawić.
I jeszcze jedno:
Michał Mech napisał:
„Czy moja żona, kiedy udzodzi dziecko i będzie zajmowała się nim oraz domem nie nadaje się na partnerkę? Wg. waszych kryteriów należałoby ją zostawić, przecież przez jakiś czas (raczej dłuższy niż krótszy) będę sam łożył na rodzinę.”
Oznacza to tylko tyle, że dla Alexa, dla mnie zresztą też (ja mam więcej powodów) Twoja żona będzie zdyskwalifikowana jako potencjalna partnerka, dlatego, że sama się nie utrzymuje (Ty ją utrzymujesz).
Moim zdaniem swiadomosc o zarobkach partnera w zdrowym zwiazku nie jest problemem. To znaczy w zwiazku gdzie mamy wspolne cele i je wspolnie realizujemy.
Poniewaz posrednio omawiany jest przypadek Olgi, zastanawiam sie czy nie stalo sie dla niej lepiej, że juz rozbiegu okazalo sie ze faceci maja problem z jej zarobkami i nie moga sie z tym pogodzic.
Dzieki temu uniknełas sytuacji ze twoj mąż dowiaduje sie po paru latach ile zarabiasz i ma ten sam problem co onie i co wtedy? wtedy jestes podwojnie stratna bo po rozwodzie tracisz dodatkowo polowe skrywanego majatku :-)
Oczywiscie nie ma wiekszego sensu rozmawiac o zarobkach na samym poczatku znajomosci ale kiedy juz planujemy zalozenie rodziny warto sie wspolnie zastanowic czy nas na to stac (a modelach tradycyjnych facet powinien sie zastanowic dwa razy i czy stac nas na realizacje najbliszych wspolnych planow (moze bez wyciagow z kont ale taka rozmowa o finansach jest potrzebna a bledem jest zalozenie ze jakos to bedzie – bo jak nie ma finansowanie to bedzie trudno i nie kazdy zwiazek taka probe wytrzyma). W przypadku gdy rodzina ma przyzwoity dochod pozwalajacy cieszyc sie zyciem to wysokosc zarabkow nie jest a przynajmniej nie powinna byc problem (nadal pisze o zdrowym ukladzie partnerskim a nie zwiazku dwoch „ścigaczy”). Zdecdowanie gorzej gdy rodzina ledwo wiaze koniec z koncem i wtedy kwestia zarobkow sie pojawi na 100%
Zycia nie da sie zaplanowac w 100% i utrzymanie w tajemnicy wysokosci zarobkow jest na tyle trudne o ile w ogole mozlie, ze chyba nie warto tracic na to energie. Nadal pozostaje wspolne rozliczenie podatkowe ktore nadal popłaca (mam na mysli poziom dochodu gdzie ewentualne roznice w zarobkach mogą mieć znaczenie). Dodatkowo Alex pisze z perspektywy faceta a instykt mi podpowiada ze wiekszoc kobiet nie ma wiekszego problemu w tym ze ich facet wiecej zarabia (taka jest niestety obecna norma i parytety tego nie zmienia), zapewne wiekszosc facetow nadal bedzie odczuwala dyskomfort ze ich partnerki zarabiaja wiecej (przynajmniej w moim pokoleniu to norma) ale w koncu pieniadze rzecz nabyta , wazne aby miec w zyciu jakis cel, pasje itp (tu przypomina mi sie historia gdzie w pewnym arabskim kraju w zeszlym roku oddbyla sie ogolnokrajowa kampania promujaca korzysci jakie plyna z wykonywania dowolnej pracy (element finansowy nie byl poruszany). Co sie okazalo w kraju znaczna wiekszosc zyjaca z ropy nie pracuje (nie musi) a badania pokazaly ze wiekoszosc z tych ludzi cierpi na depresje oraz roznego rodzaju zaburzenia poniewaz nie maja zadnego bodzca do rozwoju a wszystkie glowne potrzeby maja zaspokojone stad pomysl aby praca byla taka potrzeba ktora nada ich zyciu glebszy sens – to tak jako ciekawostka
w miedzyczasie Robert napisales: Oznacza to tylko tyle, że dla Alexa, dla mnie zresztą też (ja mam więcej powodów) Twoja żona będzie zdyskwalifikowana jako potencjalna partnerka, dlatego, że sama się nie utrzymuje (Ty ją utrzymujesz). – nic bardziej mylnego w takim przypadku twoja zona pracuje na etacie niani roznica jest tylko taka ze nikt jej nie placi ale z perspektywy budzetu rodzinnego to ewidentny dochod (brak potencjalnej straty) – bo chyba nie zostawisz niemowlaka bez przyzwoitej opieki.
Witajcie,
Olga jakbym sie dowiedzial, ze zarabiasz wiecej niz Ja sam to z automatu bym powiedzial…. „A jak Ty to robisz?” „Da sie to powielac?”
Jesli ktos che odpisac, ze pachnie to wygodnictwem to juz sie bronie. W przypadku kiedy budujemy cos co ma miec dlugoterminowa przyszlosc i jakos warto powielac dobre przyklady i metody.
Komentujac wpis o historiach rodzinnych to w przypadku kiedy osoby z takich rodzin same nie popadly w patologie bardzo dorze radza sobie w zyciu. Nie jestem wyrocznia, ale przypuszczam, ze dzieje sie tak ze wzgledu na fakt ze od wczesnych lat musialy liczyc na siebie i czesto tylko siebie.
Dodajmy jeszcze jeden element. Jesli to ze nie poloze wydruku z knta bankowego na stole ma zakonczyc moj zwiazek bo sie nie wyspowiadalem to niech on sie skonczy. Jak to czesto na tymblogu bylo przytaczane bycie razem to nie przymusowa instytucja. Dyskusja o tym czy mowic na poczatku w srodku czy pod koniec zwiazku o finansach sprowadzi sie tez do jednego elementu. Zawsze jest poczatek. Nawet majac na uwadze fakt, ze czasem cos sie moze popsuc to nie potrzebujemy poczty pantoflowej, ktora bedzie roznosic informacje o naszym koncie. Taki brutalnie praktyczny przyklad.
Pozdrawiam,
Pawel Urbanski
Inaczej rozmawia na podstawie teoretycznych rozważań, inaczej, gdy mówi się na podstawie osobistych doświadczeń.
Być może komuś wydaje się, że łatwo zaakceptuje wyższe niż swoje zarobki partnerki. Gdy zderza się z taką sytuacją-okazuje się, że odczuwa dyskomfort, choć sam zarabia dość by się utrzymać. Innymi słowy warunek Alexa-by partnerka mogła się utrzymać sama, jest niewystarczający, gdy okaże się, że robi to świetnie, znacznie lepiej niż partner. Ujawnia się bowiem głęboko schowane przekonanie z dzieciństwa, rodziny, tradycji-dopóki się go nie zakwestionuje-będzie ciężko.
Alex
Co do wybijania z głowy komuś chęci utrzymywania mnie w zamian za zajmowanie się domem-nie mam z tym problemów-bo nie wyobrażam sobie, by ktoś mnie utrzymywał. Ale stąd już tylko krok do stylu-zosia-samosia….a to się ponoć leczy;)
Witam,
Czytając tekst Alexa oraz Wasze komentarze dotarło do mnie, jak mało osób przy doborze partnera bierze pod uwagę dopasowanie jego/jej podejścia do finansów do naszego.
Sama nie mam nic przeciwko ujawnieniu zarobków. Zgadzam się z tezą, że to ułatwia życie
(opłaty, szkoła dla dzieci, opiekunka, kredyt itp.) Uważam jednak, że informacja o zarobkach może być udzielona osobie posiadającej pewną klasę. Nie chcę słuchać pouczeń: powinnaś zażądać więcej, powinnaś żyć oszczędniej, lub stwierdzeń typu; no nieźle się ustawiłaś, nic nie robisz i masz pieniądze.
Jurek:
Cytujesz mój post, w którym napisałem, że dla mnie i w moim mniemaniu dla Alexa, żona Michała jest zdyskwalifikowana jako potencjalna partnerka. Później oponujesz „nic bardziej mylnego…” po czym przedstawiasz argumenty, które nijak mają się do powyższego zdania.
Kobieta, która wychowuje dziecko, nie pracuje, i nie jest już na urlopie macierzyńskim, w sensie materialnym, nie jest w stanie utrzymać się sama – to jest fakt. Aby wszystko było jasne, w żaden sposób nie potępiam kobiet, które wybrały wychowanie dzieci i na stałe postanowiły rzucić pracę. NIE OCENIAM TEGO WYBORU.
Na pewno jednak nie związałbym się z kobietą, która w momencie poznania oświadczyłaby, że ma dziecko i z tego powodu nie pracuje.
Gdyby natomiast moja żona powiedziała, że po urodzeniu drugiego dziecka już do pracy nie chce wrócić, to na pewno bym ten fakt zaakceptował. Rozważam teoretycznie, bo moja żona od września wraca do pracy :).
nie chciałam wiedzieć i nie chcę. Zrobiłam mały skok do przeszłości i chyba żadnemu z moich ex nie zaglądnęłam tak głęboko do portfela, pomimo dość zaawansowanych relacji :) Wyciągi mogły leżeć na biurku samopas, przelewy robiliśmy przy sobie, ale żadne nie wykonywało dziwnych akrobacji z tyłu, by uszczkną rąbka tajemnicy.
W większości moje podejście do pieniędzy wynika z obserwacji rodzinnych, które poczyniłam już jako dość młoda dziewczynka. Oczywiście wniosek był jeden – jak najdalej od modelu, który obserwuję, ponieważ widzę że się nie sprawdza.
Nie chcę się wypowiadać jak dokładnie mogłoby to wyglądać w małżeństwie, ponieważ nie mam takich potrzeb i doświadczeń, więc przyglądnę się bardziej doświadczonym :)
W temacie utrzymywania… raz mi się zdarzyło, że partner wydał więcej przez fakt opóźnienia w moich przelewach i nie mogłam tego przetrawić, tym bardziej, że później miałam silne przekonanie, że to próba wybawienia swoich błędów.
Tatuś w dzieciństwie dał mi dobrą lekcję nt. pieniędzy i pożyczania, może troszkę to za bardzo w stylu radź sobie sama, ale niezwykle przydatne. Sama z siebie daję dużo, jeśli akurat to ja mam, ale nie potrafię za bardzo zaakceptować, kiedy to facet korzysta z pomocy $ rodziców.
W kwestii dysonansu, jaki może zrodzić się w mężczyźnie, którego partnerka zarabia więcej… Wydaje mi się, że kiedyś obserwowałam tego więcej. W większości przypadków wynikało to z podejścia patriarchalnego mężczyzny, który przynosi większą zwierzynę. Kobieta może pracować, ale lepiej niech się zajmie domem, jak już chce pracować, to i tak sprząta, gotuje, zajmuje się dziećmi, bo przecież mężczyzna zarabia tu więcej! Podejście sprawdzone, duszące ambicje, wprowadzające w niezadowolenie, wyzwalające niepożądane stany, uzależniające od mężczyzny, …, nie polecam!
Pozdrawiam ciepło :)
Aleksandra Mroczkowska
Jurek,
„Poniewaz posrednio omawiany jest przypadek Olgi, zastanawiam sie czy nie stalo sie dla niej lepiej, że juz rozbiegu okazalo sie ze faceci maja problem z jej zarobkami i nie moga sie z tym pogodzic.”
Mój przykład był tylko i wyłącznie inspiracja dla Alexa do napisania tego postu;-)
Oczywiście, ja się nawet cieszę teraz z tego powodu, że to się okazało w miarę wcześnie (a w niektórych przypadkach mogło by i wcześniej).
I momentami mam dysonans – może jednak rozmowę o zarobkach ( w przypadku, gdy po-prostu dobrze zarabiamy, a nie jak np Alex – mamy kilkunastoktonie wyższe zarobki od drugiej osoby) potraktować jako kryterium weryfikacyjne? Ten, który będzie miał z tym problem, że zarabiasz więcej od niego – ten na pewno odpada, bo ma najprawdopodobniej problemy z własnym poczuciem wartości.
To tak z kobiecego punktu widzenia, bo w drugą stronę (że partner więcej zarabia) jakoś sytuacja ta bardzo rzadko jest problemem.
Olga
Przepraszam że nie odniosę się od komentarzy wyżej (nie zdążyłam jeszcze przeczytać :) ). Pozwolę sobie na komentarz do tego zdania:
[i]Po co mojemu partnerowi/partnerce informacja ile ja zarabiam??[/i]
Wg. mnie to zależy od rodzaju związku. Jeśli to jest coś, co nie zawiera planów na całe życie razem i założenie rodziny – to ok. W sumie do tej pory tylko takie związki miałam :) Ale nie wyobrażam sobie takiej sytuacji gdy np. pojawią się dzieci. Trzeba wiedzieć ile ma się _wspólnie_ pieniędzy aby zaplanować wszystkie „inwestycje” z tym związane. Decydujemy się żyć razem (nie zależnie czy małżeństwo czy nie), to mamy pewnego rodzaju długoterminowe plany, które powinno realizować się razem. Związek przecież to wspólne życie – więc i wspólne utrzymanie. Jestem za rozdzielnością majątkową, bo zawsze może się zdarzyć tak, że miłość gdzieś wyparuje i będzie trzeba się rozstać – jak jest rozdzielność, to nie ma kłótni o „majątek” ;)
Alex:
nikt nie wpadnie na pomysł, aby wykorzystać Cię jako kasę zapomogowo-pożyczkową, co gorsza dla dalszej rodziny i pociotków (tez bywają takie przypadki)
Ej, ale rodzina która trzyma się razem idzie do przodu. U mnie jest tak i się sprawdza. Tam gdzie ludzie patrzą tylko na swoją korzyść – fortuny upadają. Może dlatego ze jestem ze specyficznej części kraju. Nie raz widzi się przypadki ze cała rodzina pracuje na sukces jednego z jej członków – potem tamten się odpłaca pomocą. I tak to się kręci. Myślę ze warto z tego brać przykład.
Alex:
Po co sie żeniłeś zanim osiągnąłeś odpowiedni poziom finansowy???
A to nie jest tak, że w pewnym momencie budzisz się w życiu i jesteś sam. Masz karierę, pieniądze, uznanie – ale nikt Cię nie kocha. Nie uważasz, że to straszne? Jak miłość się pojawia, to nie należy czekać na odpowiedni moment :)
Alex:
Dyskusyjne jest Twoje stwierdzenie: “nie można mieć zaufania do kogoś kto nie mówi nam całej prawdy”
Oznaczałoby to, iż nie możemy ufać ludziom, którzy chcą zachować jakieś elementy prywatności. Idąc tym tropem nie mógłbym Ci ufać, bo w przeciwieństwie do mnie nie podpisujesz Twoich komentarzy nazwiskiem.
Jak żyjesz z kimś powiedzmy 20 lat, to o jakich elementach prywatności mówisz? Inne jest zaufanie do partnera, a inne do przypadkowej osoby, jak to porównywać?
Przepraszam że się tak Twoich odpowiedzi Aleksie uczepiłam :) Jakoś się „nie zgadzam” i nie umiem zrozumieć tego modelu.
Zostałam wychowana w modelu „wspólna kasa, dzielimy się i idziemy do przodu”. Tym sposobem czegoś się tam dorobiliśmy. Wspólnie. Tak samo osoby które do rodziny przez małżeństwo wchodziły, respektowały tą zasadę. Może dlatego tak ciężko byłoby mi respektować zasadę o której piszesz?
Poza tym, liczę na to że znajdę mężczyznę z którym spędzę całe życie. No i takiemu zdradzę na pewno zawartość swojego portfela i liczę że on zrobi to samo :) Jeśli chodzi o przygodne romanse, nawet pod jednym dachem – to istotnie nie ma co o zarobkach mówić.
Rozumiem, że taki model może być wygodny. Pewnie w częściowo nawet lepszy w niektórych wypadkach. Do mnie jednak nie przemówi :)
Jurek piszesz:
„Twoja żona będzie zdyskwalifikowana jako potencjalna partnerka, dlatego, że sama się nie utrzymuje (Ty ją utrzymujesz). – nic bardziej mylnego w takim przypadku twoja zona pracuje na etacie niani roznica jest tylko taka ze nikt jej nie placi ale z perspektywy budzetu rodzinnego to ewidentny dochod (brak potencjalnej straty) – bo chyba nie zostawisz niemowlaka bez przyzwoitej opieki.”
To że dzieckiem zajmuje sie ktoś inny nie znaczy ze opieka jest nienależyta.
Ja jestem takim dzieckiem, gdzie oboje rodziców pracowało (mama wróciła do pracy gdy miałam pół roczku, ojciec pracował cały czas). Nie mam w związku z tym żadnych „blizn psychicznych”, wręcz przeciwnie. Rodzice nie poświęcali nam (mnie i bratu) 100% czasu. Ale w tym czasie, kiedy bylismy razem, byli dla nas, czyli poświęcali uwagę w 100%. I to wystarcza. Ba, jest optymalne. Bo jak był jakiś problem, zawsze miało się sposobność do zmierzenia się z nim samemu. Rozwiązanie problemu przynosiło zadowolenie i wiarę w siebie , a jak problem przerastał moje (w danym czasie) możliwości, zawsze był ten bezpiecznik w postaci rodziców. Sądzę, że jeśli moja mama byłaby 24h/dobe, pozbawiłoby mnie to tych doświadczen.
Oceniając to z perspektywy dorosłego człowieka, sądzę, że jest to o wiele zdrowsze podejscie, niż „poświęcanie się dla dziecka” i rezygnowanie z życia zawodowego. Wręcz to „poświęcenie” by raczej wywoływało we mnie poczucie winy.
Można znależć balans. Było to możliwe już całą generacę wstecz. Dziś jest to jeszcze łatwiejsze.
Czego nie miałam, dzięki temu, że mama realizowała się zawodowo? Porównująć się do rówieśników:
– Nie miałam kogoś, kto by mnie ograniczał (podejście mojej mamy opierało się na wspieraniu, a nie włażeniu z butami w każdy problem, i twierdzenie, że wie lepiej, bo jest starsza, bez dania szansy na własne przemyślenia i koncepcje rozwiązania problemu)
– nie mialam mamy a’ la „matka polka”: poświęcającej się, niedowartościowanej, steranej życiem.
– nie miałam mamy zależnej od męża lub kogokolwiek innego – co za tym idzie nie muszącej godzić sie na kompromisy, których nie akceptowała. Co nie znaczy, ze ojciec jest pantoflarzem. Ich relacje są partnerskie. Moi rodzice są już prawie 40 lat małżeństwem.
Jurek piszesz:
„twoja zona pracuje na etacie niani roznica jest tylko taka ze nikt jej nie placi ale z perspektywy budzetu rodzinnego to ewidentny dochod (brak potencjalnej straty) ”
Nikt nie liczy dokładnie, ile budżet rodzinny nie stracił, przez to, że kobieta robi za nianię i sprzątaczkę. Liczyłeś to kiedys w taki sposób, zeby mieć konkretną kwotę przed oczami? Praca sprzątaczki jest jedną z najmniej uznanych i płatnych zawodów. Niania stoi niewiele wyżej.
Praca zawodowa dla kobiety to nie tylko daje pieniądze (i niezależność finansową), ale jest polem do realizacji i zdobycia tego rodzaju poczucia wartości, którego nie można dostać „realizując ” sie jako kura domowa (czy słyszeliście kiedykolwiek, żeby ktoś z uznaniem powiedział do dorosłej osoby: ale świetnie posprzatałaś! Jak ty to robisz?!)
Witam wszystkich,
dyskusja robi się naprawdę ciekawa, i chętnie się dołączę do niej.
Sama przyznam- miałam problem poruszony na wstępie przez Martę, mimo że pieniądze, które zarabiam nie są bardzo duże, wystarczająco jednak różne od zarobków mojego partnera (wcześniej było odwrotnie).Problem męskiej ambicji został rozwiązany przez niego zmianą pracy, gwarantujacej ten sam poziom dochodów, jednak sytuacja wcześniejsza była nie do uniknięcia, gdyż oboje pracowalismy w tej samej korporacji i zarobki są w pewnym sensie jawne na określonych stanowiskach.
Niestety mam świadomość ,że zaczęła się smutna w moim odczuciu rywalizacja między nami -a kwestia zarobków pokazała tylko nasze relacje w prawdziwym świetle.
Nikt jednak, o ile wiem,nie odniósł się do sytuacji, gdy mleko się wylało-czyli gdy partnerzy już wiedzą, ile kto zarabia ( bo wspólny dom, zakupy, leżące rachunki etc.)
Co zrobić, żeby uzdrowić /zmienić relacje? Czy można uniknąć zagrożeń , które opisał Alex -podając konsekwencje jawności naszych dochodów?
Pozdrawiam i jeszcze raz witam,
Monika
Baeto K.,
„Praca zawodowa dla kobiety to nie tylko daje pieniądze (i niezależność finansową), ale jest polem do realizacji i zdobycia tego rodzaju poczucia wartości, którego nie można dostać “realizując ” sie jako kura domowa (czy słyszeliście kiedykolwiek, żeby ktoś z uznaniem powiedział do dorosłej osoby: ale świetnie posprzatałaś! Jak ty to robisz?!)”
Poglad na to gdzie kobieta powinna sie realizowac jest bardzo indywidualny. Sa mezczyzni, ktorzy kury domowe cenia duzo bardziej niz kobiety probujace dorownac mezczyznom w biznesie. Nie wszystkie „Matki Polki” cierpia z tego powodu, ze caly czas spedzaja z ukochanymi. Zapewniam Cie, ze sa takie ktore sie w tym calkowicie realizuja. Fajne jest, iz akceptujesz to, ze Twoja mama wolala wrocic do pracy niz opiekowac sie Toba, a nawet znajdujesz same plusy tej sytuacji. Ja jestem dumny, ze moja mama poswiecila dwa lata „zycia zawodowego” po to aby byc ze mna wtedy, kiedy najbardziej jej potrzebowalem. Na swoim przykladzie wiem, ze dla rodzica, ktory kocha swoje dzieci ich dobro jest najwazniejsze. Jestem przekonany, ze Twoja mama uznala, ze najlepiej dla Ciebie bedzie gdy ktos inny zajmie sie opieka nad Toba ale przez to stawianie jej jako wzoru matki uwazam za przesade.
Jurek
Podajesz jako argument: „Nadal pozostaje wspolne rozliczenie podatkowe ktore nadal popłaca …”
Pozwolę sobie zauważyć, że naprawdę popłaca podatek liniowy dla przedsiębiorców 19% do tego nie potrzebujesz żadnych kombinacji
Dalej: „Dodatkowo Alex pisze z perspektywy faceta ….” . Poczytaj komentarze kilku Czytelniczek i zobacz czy to t ylko jest perspektywa faceta :-)
Meg
Piszesz: „Inaczej rozmawia na podstawie teoretycznych rozważań, inaczej, gdy mówi się na podstawie osobistych doświadczeń. ”
Jak to jest u Ciebie? Ja piszę na podstawie (wielu) osobistych doświadczeń i obserwacji.
Ja nigdy nie miałem problemu z kobietami stojącymi finansowo znacznie lepiej ode mnie :-)
Magdaleno
Poruszana przez ciebie kwestia dopasowania podejścia do finansów jest bardzo ważna i wbrew pozorom dość skomplikowana. Można ja ominąć stosując postulaty mojego postu :-)
Kate piszesz: „Jestem za rozdzielnością majątkową, …..”
Ja też, za totalną, o czym napisałem w poście
Dalej: „Ej, ale rodzina która trzyma się razem idzie do przodu. ”
A jaka jest cena tego trzymania się? Jak wiadomo nic w życiu nie jest za darmo. Zastanawiałąś się nad tym?
Dalej: „A to nie jest tak, że w pewnym momencie budzisz się w życiu i jesteś sam. Masz karierę, pieniądze, uznanie – ale nikt Cię nie kocha. ”
Skąd masz takie przeświadczenie, że ktoś, kto nie jest w związku małżeńskim nie jest kochany???
Ja mam całkiem inne doświadczenia!!
Znam też żonatych facetów około 45-50 lat, który nie mają ani kariery, ani pieniędzy, ani uznania, ani miłości.
Wspomniałaś: „Zostałam wychowana w modelu „wspólna kasa, dzielimy się i idziemy do przodu”. ”
Ja w poście wspomniałem, że moje podejście nie jest jedynym możliwym, czy też absolutnie najlepszym dla każdego. Nie jest też moja intencją przekonywanie kogokolwiek, bardziej zależy mi na pobudzeniu do myślenia i rozważaniu innych, najlepiej też własnych opcji.
Beata K
Dziękuję za interesujący opis sytuacji dziecka wychowanego przez osoby trzecie. Kilka pozytywnych aspektów nie przyszłoby mi do głowy i wzbogaciło moje zrozumienie tego zagadnienia (prawie się prosi o post gościnny :-))
Monika
Rywalizacja w związkach zdarza się dość często :-) W opisanym przez Ciebie przypadku należałoby może szczerze i otwarcie o tym porozmawiać, bez szukania „winnych” itp.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Beato K.,
Przepraszam za literowke w Twoimnicku.
moniko,
“Nikt jednak, o ile wiem,nie odniósł się do sytuacji, gdy mleko się wylało-czyli gdy partnerzy już wiedzą, ile kto zarabia ( bo wspólny dom, zakupy, leżące rachunki etc.)”
Dla jednych “mleko sie wylalo” dla innych to jest normalna rzecz :)
“Co zrobić, żeby uzdrowić /zmienić relacje?”
Jak ta “kluczowa” informacja zmienila relacje to, jak to ktos wczesniej napisal, fundamenty nie byly najlepsze i raczej tylko szukanie nowego zwiazku pozostaje.
“Czy można uniknąć zagrożeń , które opisał Alex -podając konsekwencje jawności naszych dochodów?”
Najprosciej szukajac partnera majacego inne priorytety niz pieniadze ;)
Dla odprężenia polecam z książki Parkinsona „Jak zrobić karierę” rozdział pt. „Wybór teścia”. W ogóle całą książkę polecam. Gość się naśmiewa z różnych rzeczy, ale podaje dużo trafnych obserwacji. Tu jest streszczenie: http://www.anonimus.com.pl/kariera.html
Istnieje ewentualność (nie pytajcie skąd to doświadczenie ;) że żona jest jednocześnie księgową rodzinnej firmy i taka sytuacja praktycznie rozwiązuje problem. Kobieta wbrew opinii o wysokim zapotrzebowaniu na całkowicie doczesne dobra potrafi być bardzo konkretnym i dobrym wspólnikiem. Świadomość tego że obroty firmy warunkują wysokość własnych wydatków działa pozytywnie na rozwój firmy ;) Kobieta wykazuje dużą dbałość o sprawy do których mężczyzna nie przywiązuje wagi.
Nie wiem czy taki scenariusz jest godny polecenia gdyż oznacza także wspólne dzielenie problemów.
Drodzy Państwo,
Chciałbym krótko napisać o swoim podejściu w tym obszarze. Otóż, w przeciwieństwie do tego, co widziałem w swoim domu rodzinnym, mamy razem z Żoną wspólną kasę. Wymaga to zaufania, dzielenia się prywatnością, współpracy, wspólnoty, ale inaczej nie wyobrażam sobie małżeństwa i rodziny (mamy dzieci), jedności na całe życie.
Na wszelki wypadek zaznaczę, że pochodzę z innego świata. Świata, gdzie (parafrazując słowa Autorki mojego ulubionego bloga):
„stałość i wierność nie są zapomnianym reliktem dawnej epoki. Gdzie można być sobą i być dla innych. I czuć, że jest na właściwym miejscu. Gdzie o starą miłość walczy się do końca, bo żadna nowa nie jest warta porzucania tej największej. Gdzie można się poczuć dobrze u siebie, ze sobą i zapraszać, a nie uciekać. Gdzie powołanie do swojego stanu przyjmuje się z radością, ale i poczuciem odpowiedzialności za tych, „których się oswoiło”.”
Pierwszy raz odzywam się na tym forum, ale czytałem wpisy i komentarze od pewnego czasu. Są bardzo ciekawe, choć dość mało pojawia się tu opinii, z którymi się zgadzam w 100%…
JJ
Witaj na naszym blogu :-)
Mam nadzieję, że przyjęta tutaj bezpośrednia forma wzajemnego zwracania się jest dla Ciebie w porządku (jeśli nie to proszę o krótką informację)
Jak sam widzisz, istnieją różne podejścia do dyskutowanego tematu i każdy powinien sobie wybrać takie, które mu odpowiada. Po to ta dyskusja, aby pokazać jak szerokie może być spektrum takich podejść.
Piszesz: „Na wszelki wypadek zaznaczę, że pochodzę z innego świata.” a ja zastanawiam się, że wnioskując po Twoim jego opisie nasze światy w tych aspektach o któych mówisz aż tak bardzo się nie różnią.
Zobaczmy:
1) „stałość i wierność nie są zapomnianym reliktem dawnej epoki” – ja tez nie „wypowiadam” relacji lub przyjaźni z błahych powodów. Wierność oznacza dla mnie dotrzymywanie tego, do czego jasno i klarownie umówiłem się z drugim człowiekiem. Wykracza to o wiele dalej niż tylko kwestie seksualne.
2) „gdzie można być sobą i być dla innych. I czuć, że jest na właściwym miejscu.” – u mnie jest dokładnie tak samo
3) „Gdzie o starą miłość walczy się do końca, bo żadna nowa nie jest warta porzucania tej największej. ” – tutaj mamy poważne rozbieżności, bo dla mnie miłość to jest dar, który daję drugiej osobie, więc albo komuś daję, albo nie, nie ma tutaj miejsca na walkę. Nawiasem mówiąc, jeżeli trzymasz się kurczowo tego co nazywasz stara miłość, to skąd możesz wiedzieć, że jest ona największa??
4) „Gdzie można się poczuć dobrze u siebie, ze sobą i zapraszać, a nie uciekać. ” – pełna zgoda z zastrzeżeniem, że jeśli ktoś działa destrukcyjnie to takiego gościa się wyprasza, nieprawdaż?
5) „gdzie powołanie do swojego stanu przyjmuje się z radością,” – tego nie rozumiem
6) „poczuciem odpowiedzialności za tych, “których się oswoiło”.”” – to pięknie brzmi (ktoś czytał „Małego księcia” :-)), implikuje jednak, że ci oswojeni nie są w stanie przejąć odpowiedzialności za swoje decyzje. Mnie takie założenie w stosunku do mojej osoby obrażałoby.
Na zakończenie, dziękuję za miłe słowa i zapraszam do dalszych dyskusji. To, że mamy różne poglądy to normalne i dopóki o nich w miarę rzeczowo dyskutujemy to jest to wzbogacenie dla wszystkich
Pozdrawiam
Alex
Alex
Nie pisałam bezpośrednio do Ciebie, ale ogólnie. Niejeden powie, nie ważne, może zarabiać więcej, niejeden powie-świetnie-to lepiej i dla mnie, a co poczują, pomyślą, okaże się po czasie. Znajda się i tacy, którzy wprost przyznają, że to za trudna sytuacja.
Znam co najmniej dwie rodziny, które rozdzielają finanse. Jedni już emeryci i o dziwo-problemy zaczęły się teraz. Zamiast się wspierać-walczą, a rodzina ma tego dość. A z drugiej strony trudno staruszków zostawić w izolacji.
Druga rodzina z racji posiadania dzieci ma bardzo skomplikowany system rozliczeniowy, a to też generuje napięcia.
Jestem oczywiście za tym, by każde z partnerów potrafiło zapracować, ale w życiu zdarzają się różne chwile. I nie można zakładać, że gdy ktoś nie zarabia, to do odstawienia.
Rozumiem, że post raczej dotyczył sytuacji poznawania się partnerów, a komentarze rozszerzyły go na dłuższy związek i wg mnie to, co dobre na początku, może się zmienić później.
Beato K, ja nie twierdze ze kazda najemna niania żle opiekuje sie swoimi podopiecznymi. Chcialem tylko zwrocic uwage ze
kobieta ktora decyduje sie na pozostanie w domu z dzieckiem wykonuje prace ( a nie jest darmozjadem jak to niektorzy sugeruja)
i ta praca ma konkretna wartosc. Swoja droga bardzo nisko wyceniasz tą wartość. Oczywiscie nominalnie praca sprzątaczki czy niani nie
nalezy do najlepiej platnych ale jezeli juz chcesz dokladnie wyceniac to wycen prosze np niezaleznosc czasowa (nie musisz sie dostosowywac grafikiem do najemnej niani)
lub wyceń ryzyko zatrudnienia niani niekompetentnej w efekcie czego twoje dziecko wyladuje np w szpitalu, bo umowmy sie ze filmy o tym jak nianie bija
dzieci nie są dość powszechne tak jak i wypadki niemowlakow glownie na skutek zaniedban opiekunow/rodzicow. Oczywiscie to skrajne przypadki ale kazdy rodzic jezeli ma możliwość to zrobi wszystko aby taka sytuacja nie miala miejsca (a zapewniam cie ze placzacy przez 2h malec moze nawet wlasna matke wyprowadzic z rownowagi ;-). Co do argumentow samorealizacji zgadzam
sie z LCFanem ze to sprawa indywidualna. Choc dosc czesta jest rowniez sytuacjy gdy sytuacja finansowa zmusza matke do kontynuowania pracy a zatrudnienie niani jest złem koniecznym. Natomiast rozbawila mnie kwestia poczucia winy oraz sprawy „poświecania sie”.
Jezeli matka ma takie poczucie że sie poświęca to chyba nie do konca indetyfikuje sie ze swoimi decyzjami. No i jak mozna miec poczucie winy za to ze dorosły czlowiek zdecydowal tak czy inaczej nie majac wplywu na te decyzje?
Na koniec dodam tylko, że mam totalne inne odczucia na temat usamodzielniania dzieci zbyt wczesnie -zwlaszcza gdy ma sie czworo rodzeństwa i jest sie najmlodszym :-)- niestety z tego okresu wynislem kilka blizn i jestem pewny ze przynajmniej
kilku przypadkach udałoby sie ich uniknąć gdyby kontrolował nas rodzic.
Witam wszystkich,
Co jakiś czas „podczytuję” bloga, teraz postanowiłam dorzucić swoje 3 grosze.
Tak samo jak Alexowi, nie jest mi potrzebna do szczęścia dokładna znajomość zarobków partnera oraz stanu jego konta. Jednak wydaje mi się, że trudno jest całkowicie uniknąć rozmów na takie tematy – w końcu praca zajmuje znaczące miejsce w naszym życiu, czasem ktoś się sam pochwali, ze dostał podwyżkę. ;-)
Zatem zgadzam się z Robertem, że w dłuższym związku partnerzy prędzej czy później dowiadują się o swoich zarobkach – co nie znaczy, że analizują nawzajem swoje wyciągi bankowe ;-)
Mamy z mężem rozdzielność majątkową i osobne konta. Wspólnie utrzymujemy dom i 2 koty. Nie ma żadnych zgrzytów – wystarczyło ustalić dobry system – to po pierwsze, i nie czepiać się każdej wydanej złotówki – to po drugie.
Do Jurka:
Z tym „poświęceniem” matek to nie jest takie proste. Kobiecie, która źle się czuje pozostając w domu z dzieckiem, trudno jest się do tego przyznać – nawet przed samą sobą, a co dopiero przed innymi. Przecież natychmiast usłyszy coś w stylu: „O co chodzi? Chciałaś mieć dziecko, to masz, i nie narzekaj!”. A można czuć się źle, jeśli np. od dwóch miesięcy nie dosypiasz.
Moja matka wychowywała mnie przez prawie rok (tyle ile chciała), potem wróciła do pracy. Parę lat później poszła na urlop wychowawczy z moim bratem – był bardzo chorowity, bała się o niego. Ten urlop zaszkodził i jej, i mojemu bratu (przez długi czas był niesamodzielny, i wręcz aspołeczny), i małżeństwu moich rodziców też. Długa przerwa w pracy u mamy zbiegła się z upadkiem „komuny”, i oboje rodzice (mimo wyższego wykształcenia, doświadczenia i inteligencji) wylądowali na bezrobociu.
Nauczona tym przykładem nie zamierzam robić sobie w pracy zawodowej dłuższych przerw, niż to będzie konieczne:-) Lepiej, jak dziecko zostanie z nianią, niż jak 10 lat później będę musiała wybierać między kupnem butów dla niego, a kurtki dla jego brata…
Poza tym, człowiek potrzebuje, aby jego praca była doceniana i uważana za ważną. A niestety, jak to słusznie napisała jedna z przedpiśczyń, przewijanie i sprzątanie nie wywołują praktycznie u nikogo wybuchów zachwytu (już prędzej gotowanie;-)).
Poza tym zauważyłam, ze znane mi kobiety nie pracujące zawodowo tęsknią za towarzystwem ludzi, za niezależnością (choćby materialną), a jednocześnie mają poważne problemy z załatwianiem spraw „w świecie zewnętrznym” – z komunikacją, asertywnością. W końcu nie „używają” tych funkcji…
Pozdrawiam
do PanieSmok: Jeszcze raz powtarzam nie jestem zwolennikiem bazwarunkowego pozostawania przez kobiete przy dziecku przez x lat.Moj post mam nadzieje wiazal
sie bezposrednio z tematem i byl proba przedstawienia wychowywania dzieci jako formy pracy zarobkowej i w mojej ocenie jest niemierzalna wartoscia sama w sobie i jezeli ktos ma mozliwosci finansowe to powienien z tego korzystać (0-1,5roku to chyba optymalny okres). Kazda kobieta ma prawo a nawet obowiazek :-) podjac decyzje
zgodnie ze swoimi uczuciami czy chce wracac do pracy czy zostac w domu- chocby po to aby uniknac kwestii „poświecania sie”. Ale wracając do twojej wypowiedzi, jezeli kobieta
uslyszy argument typu chcialas miec dziecko to masz i sobie radz to chyba powinna sie spakowac i faktycznie zaczac
sobie radzic ale bez tego faceta. Oczywiscie że wychowanie malucha jest meczace (i to ze tylko kobieta niedosypia to mit a tzw kolka razi niczym odłamkowy i nawet kotu sie dostanie). Kazdy czlowiek bedzie sie zastanawial
czy dla niego nie bylo by lepiej robic w tym czasie cos innego i jak cudownie bylo wczesniej – ale to sa tylko momenty bo z drugiej strony wychowywanie malca nie sprowadza sie to tylko do przewijania i karmienia. Sama mozliwosc
obcowania ze swoim dzieckiem w nieograniczony sposob to wielka wartość (oczywiscie ciezka praca przy okazji) – mi osobiscie bardzo tego kontaktu brakuje, widuje swojego kilku miesiecznego syna jak nie śpi doslownie 3 godziny dziennie, a zmiany jakie zachodza w jego zyciu sa strasznie dynamiczne i fascynujace.
Zreszta wszystko przed toba, jak juz bedzie u was nowy czlowiek w rodzinie sama zdecydujesz co dalej i zapewniam cie nie bedzie to tak prosty wybor jak to teraz przedstawiasz.
Nawiazujac do twojej wypowiedzi czy uwazasz ze twoja mama ma poczucie że sie poświeciła dla twojego brata? czy raczej jest pewna
że to co w wtedy zrobila bylo jedynym slusznym rozwiazaniem? Trudno mi tez uwierzyc ze pierwsze 5 lat opieki zrobilo z twojego brata osobe niesamodzielna i aspoleczna zwlaszcza że przecież nie byl jedynakiem. Wg mnie okres przedszkolny i wczesnoszkolny jest tym
właściwym gdzie ksztaltuja finalnie nasze zdolnosci komunikacji z otoczeniem czyli od 3-8roku zycia. Wiec chyba nie tyle okres wychowywania przez twoja mama moze byc przyczyna a bardziej sposób, zreszta chlopcy przejmuja wzorce zachowań od ojców ale przeciez nie o anlize tu chodzi.Do twojego ostatniego zdania dodam tylko ze troche przesadziłaś, wychowywanie dziecka to
przede wszystkim doskonaly trening asertywnosci o komunikacji nawet nie wspominam. Wymieniasz tez niezależność finansowa (bo oczywiscie jak pojawia sie dziecko rodzice traca swoja tzw niezleznosc bezpowrotnie ale to jest jasne). Niezalezność finansowa badz raczej jej brak na pewno bedzie istotny gdy mamy do czynienia z rodzina ktora ma niewystarczajacy budzet o czym pisalem pare komentarzy wczesniej. Ale w takim
przypadku wszystkie decyzje beda ściśle powiazane z budżetem a tym samym przez niego wypaczone (czy zostac z dzieckiem, czy utrzymac drugi etat, czy stac nas na nianie, itd itd). Dlatego wracajac do glownego nurtu postu rozmowa o finansach jest niezbedna i to zanim zdecydujemy sie na małżeństwo a juz na pewno przed pojawieniem sie dziecka (tak tak zdaje sobie sprawe jak wysoki % dzieci przychodzi w sposob nieplanowany co nie oznacza że takiej sytuacji nie mozna przewidziec – No chyba ze jest to okres glebokiej komuny i ojciec dowiaduje sie na sali porodowej ze urodzi mu sie nie jedno a np dwojka dzieci – pozdrowienia dla mojego Taty ;-)
Do Jurka:
Asertywność i komunikacja w kontaktach z dzieckiem to zupełnie co innego niż te same umiejętności „stosowane” pomiędzy dorosłymi. Dziecko – zwłaszcza małe – jest zależne, rodzic zawsze jest na pozycji „kontrolującego”, trzymającego władzę:-) W razie potrzeby może coś wymusić.
W urzędzie czy w pracy to szef/pani z okienka ma władzę, łopatologicznie rzecz ujmując. Żeby coś uzyskać w świecie dorosłych, stosuje się trochę inne metody niż żeby wyegzekwować coś od dzieci. To miałam na myśli.
Jeśli chodzi o niezależność finansową – moim zdaniem niezbędnym jej elementem jest posiadanie własnych pieniędzy, które (chociaż część) można wydawać nie tłumacząc sie nikomu. Osoba pracująca, nawet jeśli część zarobionych pieniędzy przeznacza na dom/dzieci, z pozostałą kwotą robi, co chce. Poza tym otrzymuje pieniądze za pracę na mocy umowy/faktury, a nie na podstawie widzimisię pracodawcy czy klienta.
Osoba niepracująca i utrzymywana przez współmałżonka jest zależna – jak partner będzie chciał, to się podzieli i da na waciki/krem do golenia, jak nie, to nie. Dla mnie taka sytuacja byłaby psychologicznie nie do zniesienia – dla moich znajomych też jest trudna.
Nie wykluczam jednak, że komuś może się podobać.
A propos brata – różnica między nami wynosi 6 lat, więc mój brat, mając kontakt głównie ze mną, stał się trochę „starym malutkim”. Bardzo wcześnie nauczył się czytać, liczyć – ale do dłuższej zabawy z innymi dziećmi miał okazję dopiero w zerówce (która była obowiązkowa).
Braki w samodzielności i „socjalizacji” nadrabia, nie są przecież nieodwracalne – chociaż mimo wszystko jest introwertykiem.
A co do małych dzieci – wydaje mi się (doświadczeń jeszcze nie mam – poza bratem;-), że przez 3 godziny mogą być atrakcją, a przez 24 wręcz przeciwnie.
Natomiast „niewypadanie” z rynku pracy uważam po prostu za praktyczne, bo potem ciężko na niego wrócić (pierwszy powód), bo osoba, która nas utrzymuje, może w każdej chwili przestać (niekoniecznie z powodu kochanki i rozwodu – może zwyczajnie stracić pracę lub zachorować/ulec wypadkowi).
Zresztą czy Ty pozwoliłbyś sobie na taką przerwę w życiu zawodowym? I nie miałbyś obaw, czy uda się wrócić?
Dla większości mężczyzn bylaby to trudna decyzja – dlaczego więc miałaby być łatwiejsza dla kobiet? Też są ambitne, też lubią swoją pracę i też chcą się rozwijać, a przy okazji zarabiać pieniądze.
ps. Mój wybór „zostać czy wrócić” jest prosty, bo mój mąż przy obecnych zarobkach nie utrzyma 3 osób (chyba że na diecie kartoflanej;-). Prawdę mówiąc, cieszę się z tego, bo nikt nie będzie mnie namawiał do zostania w domu.
Nazywam się Stanisław, pierwszy raz piszę komentarz do tego bloga. Pozwolę sobie zachować prywatność, dzięki czemu mieć możliwość publikacji faktów z życia osobistego.
Autor sugeruje aby komentowany wpis potraktować jako bodziec do własnych przemyśleń. Pozwolę się nimi podzielić z czytelnikami bloga. Na początek zastanawiałem się nad tym dlaczego ktoś stawia i do tego negatywne kryteria: „Jeżeli ktoś nie jest w stanie sam się utrzymać, to jest to kryterium dyskwalifikujące!!!”
Co sprawiło, że autor bloga pofatygował swój intelekt aby rozważyć i postawić takie kryterium. Na pierwszy rzut oka sprawia to zapewne obserwacja, że większość zadającym się z autorem bloga kobiet nie jest w stanie sama się utrzymać i leci na jego wizerunek „kasiastego gościa”. Być może autor miał właśnie taki związek „partnerski” i aby zabezpieczyć się na przyszłość sformułował takie kryterium. A może chodzi o charakter autora bloga, osoby dla której ważna jest samodzielność i zdolność do utrzymania się. Więc dla osoby dla której jest to ważne, nie do pomyślenia jest aby się wiązać z kimś takim (co nie umie się utrzymać). Zamiast jednak olać taką osobę z miejsca może warto ją zmotywować do poszukiwania środków do życia. Coś jakby: ważna jest dla mnie niezależność, jak kochasz siebie to dobrze abyś umiała się sama utrzymać. Taki sprawdzian miłości, „dowód miłości”.
Każda chyba kobieta dąży do poprawienia swojego statusu materialnego. Mogą to robić na wiele sposób, również ordynarnie żądając pieniędzy i płacenia ich rachunków. Tak więc jeśli zamiarem autora jest omijać kobiety o pazernym charakterze i preferować skromne, oszczędne i pokorne to mamy kolejny banał. Jeśli mężczyzna prezentuje wizerunek zamożnego i wpływowego człowieka to ciągnąć do niego będzie cała masa oszustek a te skromne i pokorne a dla niego wartościowe będą bały się nawet podejść. Kolejny banał.
Autor pisze „nigdy przenigdy nie mieszajcie działań dobroczynnych z relacją damsko męską” promując postawę typową dla Don Juana. Tylko, że Don Juan na prawdę nie istniał. To mit i męski kompleks. Prawdziwie istniał tylko Casanova który kochał kobiety i pomagał im. A jak nie chciał się wiązać z jakąś kobietą na stałe to nawet męża takiej potrafił znaleźć.
Kolejna sprawa – bardzo praktyczna kwestia. Przykładowo ktoś interesuje się kobietami w wieku 20-24 lata. Większość z nich na początku drogi życia ma kłopoty z utrzymaniem się. Czy warto je dyskwalifikować? Większość z nich w wieku 30 lat ma już stałą pracę i utrzymanie. Oczywiście co innego jeśli kobieta w wieku powiedzmy 30 lat wciąż liczy na utrzymanie ze strony otoczenia – rodziców, partnera. To mogło by być dyskwalifikujące, ale nie wszyscy mają takie same priorytety jak autor bloga.
Pytanie „Po co mojemu partnerowi/partnerce informacja ile ja zarabiam??”
To jest ważne. Kilka lat żyłem z księgową, która starała się ukrywać swoje przychody. W dodatku robiła tak dobrze cache-flow, że zawsze miała jakąś kasę. Pozornie wydawała się zamożna bo zawsze miała kasę i nikt nie wiedział ile zarabia. Ale tylko pozornie (bo oszczędzała na wszystkim). To rodziło zawiść otoczenia (że ma niby kasę). Ja natomiast mówię bliskim ile zarabiam przy okazji dodając co chwila, że nie mam kasy.
Są jeszcze dwie inne strategie, jak ktoś mało zarabia i narzeka, że nie ma kasy to jest traktowany jak zero. I jak ktoś kto dużo zarabia, ma dobry cache-flow i zawsze ma kasę – jest traktowany jak dojna krowa.
Partnerzy powinni wiedzieć kiedy mają przestać żądać. Mówi się im nie mam kasy, to prosty komunikat. Jak ktoś jest zamożny to powinien się przełamać i często narzekać na brak kasy tak aby wszystkie ssawki się odessały. Z tym, że nie może mówić ile zarabia tylko swój majątek pokazywać prestiżem (samochód, ciuchy, dom). Bo jakby taki bogacz powiedział że nie ma kasy to by go nazwano obłudnikiem, więc nikt nie powinien się tym chwalić.
Tych strategi można namnożyć wiele, biorąc 3 komunikaty: informacja o zarobkach, narzekanie na kasę, otaczanie się luksusowymi dobrami. Warto tak trochu dać na wstrzymanie, ponarzekać na kasę, obniżyć wizerunek bo akurat tak jest, że fajne dziewczyny antylecą na kasę. To jest ich bunt mówią np. „Nie będę polerowała marmurów w jego pałacu, chcę się dorobić we dwoje, razem”.
Co więc można zrobić jak laska chce wyciągnąć kasę?
a) dać kasę i mieć na chwilę spokój
b) powiedzieć, że się nie ma kasy ale to może być niewiarygodne
c) uświadomić, że kasy na jej wydatki powinna szukać u kogoś innego, najlepiej zarobić, czyli jak to robią cywilizowani ludzie.
d) olać jak proponuje autor bloga – ale wtedy nic takiej osoby nie nauczymy.
W ogóle to pieniądze w związku to wspaniały temat i warto by nawet o tym książkę napisać. Dziękuje za lekturę, liczę na Twój komentarz.
PaniSmok
Witaj na naszym blogu :-)
Dziekuję za bardzo interesujący punkt widzenia. Musiałbym być bardzo czepialski, aby z czymś w nim polemizować :-)
Stanisław
Witaj na naszym blogu :-)
Tez dziękuję Ci za interesujący komentarz, w nim jest parę punktów, które trzeba wyjaśnić
Zacznijmy więc po kolei:
Piszesz: „Na początek zastanawiałem się nad tym dlaczego ktoś stawia i do tego negatywne kryteria: “Jeżeli ktoś nie jest w stanie sam się utrzymać, to jest to kryterium dyskwalifikujące!!!” ”
Wspominałem w poście, że bardziej chodzi mi o kwestię charakteru, niż pieniędzy jako takich.
Ktoś, kto nie jest w stanie się utrzymać prawdopodobnie nie jest w stanie przejąć odpowiedzialności za swoje życie i parę innych spraw, a z takimi ludźmi nie chcę mieć bliżej do czynienia.
„…obserwacja, że większość zadającym się z autorem bloga kobiet nie jest w stanie sama się utrzymać i leci na jego wizerunek “kasiastego gościa”. ”
Nic bardziej fałszywego :-)
Ci z Was, którzy znają mnie osobiście wiedzą, że generalnie raczej na takiego nie wyglądam :-)
Trafiłeś z tym przypuszczeniem :”A może chodzi o charakter autora bloga, osoby dla której ważna jest samodzielność i zdolność do utrzymania się. ”
Trochę rozjeżdżamy się przy Twojej następnej wypowiedzi:” Zamiast jednak olać taką osobę z miejsca może warto ją zmotywować do poszukiwania środków do życia. ”
Ja motywuję wiele takich osób, ba chętnie im nawet pomagam. Jest jednak różnica pomiędzy motywowaniem kogoś, a wchodzeniem z nim w bliższy związek, nieprawdaż?
Nastepne Twoje założenie w moich oczach pozbawione jest jakiejkolwiek podstawy w tym co napisałem :”Tak więc jeśli zamiarem autora jest omijać kobiety o pazernym charakterze i preferować skromne, oszczędne i pokorne to mamy kolejny banał. ”
Gdzie ja w poście lub komentarzach wspomniałem coś takiego????
Dalej: „Autor pisze “nigdy przenigdy nie mieszajcie działań dobroczynnych z relacją damsko męską” promując postawę typową dla Don Juana. ”
To bardzo odważne stwierdzenie. Co mój postulat ma wspólnego z tą postacią (może jakiś cytacik z któregoś z dzieł go opisujących?). Na tym blogu nie ma co liczyć na to, że ludzie są nieoczytani :-)
Stwierdzasz: „Przykładowo ktoś interesuje się kobietami w wieku 20-24 lata. Większość z nich na początku drogi życia ma kłopoty z utrzymaniem się. Czy warto je dyskwalifikować? ”
Ja nie mam nic przeciwko interesowaniu się niepotrafiącymi się utrzymać kobietami w wieku 20-24 lat :-) My tutaj mówimy o wchodzeniu w poważniejszą relację, a wtedy mój postulat ma pełną ważność (choć zdaję sobie sprawę, że dla niektórych będzie kontrowersyjny :-))
Masz rację ze stwierdzeniem: „..nie wszyscy mają takie same priorytety jak autor bloga. ”
To rozumiem w pełni i każdy powinien sobie sam wyciągnąć wnioski, co pisałem już na początku.
Zupełnie się nie zgadzam z Twoim: „Jak ktoś jest zamożny to powinien się przełamać i często narzekać na brak kasy tak aby wszystkie ssawki się odessały. ”
W moim podejściu opisanym w poście to, ile posiadasz to Twoja sprawa z której nikomu nie musisz się spowiadać, o pozornym „narzekaniu” (kłamstwie) już w ogóle nie mówiąc)
Ciekawe jest Twoje stwierdzenie : „bo akurat tak jest, że fajne dziewczyny antylecą na kasę. To jest ich bunt mówią np. “Nie będę polerowała marmurów w jego pałacu, chcę się dorobić we dwoje, razem”. ”
Wiele fajnych dziewczyn ma do tego podejście bardzo podobne do mnie :-) Tu nie trzeba sie buntować, to po prostu nie jest istotny temat :-)
Znam też fajne dziewczyny, które mogłyby powiedzieć „nie będę polerowała marmurów w jego pałacu, bo mam ich dość we własnym” :-) W Twojej wypowiedzi wyczuwam (może niesłusznie) założenie, że tylko biedne dziewczyny mogą być fajne. Nic bardziej błędnego i szkodliwego!!
Twoje ostatnie pytanie: „Co więc można zrobić jak laska chce wyciągnąć kasę? ”
Moja odpowiedź, poszukać sobie innej. W samej Polsce mamy ponad 19 milionów kobiet, jest z czego wybierać :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam wszystkich,
Chcę szczerze pogratulować Alexowi. Pogratulować cierpliwości oraz stalowych nerwów, które są niezbędne do prowadzenia bloga. Przeczytałem właśnie komentarz Stanisława i nogi pode mną się ugięły –
„autor sugeruje…, pofatygował swój intelekt…, na pierwszy rzut oka sprawia to zapewne obserwacja, że większość zadającym się z autorem bloga kobiet..,itd.(itd – ponieważ musiałbym cytować coraz dłuższe wywody).
Ja się pytam – gdzie autor coś sugeruje, gdzie fatyguje?
Eeeee, słonko ładnie świeci, jest cieplutko – chyba pójdę się powygrzewać :)
pozdrawiam,
Marcin
Stanisław,
Każda chyba kobieta dąży do poprawienia swojego statusu materialnego.
Hmm… Jestem kobietą – z tego by wynikało :D
Każdy próbuje poprawić swój status materialny, ja w tym poście Alexa raczej widzę przemyślenie „nie interesuj się tym ile Twój partner zarabia, interesuj się ile Ty zarabiasz”…
Oczywiście, każdy robi co uważa za słuszne. Większość ludzi kalkuluje związki, mężczyźni też. Kobiety – może częściej, kwestia wychowania i wzorców wyciągniętych z domu. Niekoniecznie są to poprawne wzorce, choć wielu osobom one odpowiadają.
pozdrawiam
WW
MarcinS
Więcej luzu :-)
To jest blog edukacyjny, a nie szalenie poważne wydawnictwo.
Wszyscy w jakiś sposób uczymy się (nie tylko na własnych błędach) dyskutując
Pozdrawiam
Alex
:)
PaniSmok,
“A propos brata – różnica między nami wynosi 6 lat, więc mój brat, mając kontakt głównie ze mną, stał się trochę “starym malutkim”. Bardzo wcześnie nauczył się czytać, liczyć – ale do dłuższej zabawy z innymi dziećmi miał okazję dopiero w zerówce (która była obowiązkowa).
Braki w samodzielności i “socjalizacji” nadrabia, nie są przecież nieodwracalne – chociaż mimo wszystko jest introwertykiem.”
Twoj brat taki ma character lub, co sugerujesz, blad popelnila Twoja mama bedac nadopiekuncza. Dzieci potrzebuja towarzystwa rowiesnikow ale nie w pierwszych miesiacach zycia! Nie widze zadnych przeciwskazan aby pierwsze dwa lata zycia dziecko spedzilo bedac prawie caly czas z najblizsza osoba.
“Mamy z mężem rozdzielność majątkową i osobne konta. Wspólnie utrzymujemy dom i 2 koty”
Sa i takie przypadki :). Moglabys napisac jaki jest cel tej rozdzielnosci bo ja tego nie rozumiem?
“nie czepiać się każdej wydanej złotówki”
Skoro to zlotowka jednego z was to co drugiemu do tego? Jak moze sie czepiac przy rozdzielnosci i osobnych kontach?
“A można czuć się źle, jeśli np. od dwóch miesięcy nie dosypiasz.”
Macierzynstwo to z pewnoscia nie same atrakcje ale z tego powodu uciekac do pracy to chyba przesada.
“Nauczona tym przykładem nie zamierzam robić sobie w pracy zawodowej dłuższych przerw, niż to będzie konieczne:-) Lepiej, jak dziecko zostanie z nianią, niż jak 10 lat później będę musiała wybierać między kupnem butów dla niego, a kurtki dla jego brata…”
Lepiej dla Twojej kariery zawodowej na pewno ale czy rowniez dla dziecka to juz taki pewny bym nie byl. Doszlismy tu jednak do kwestii poruszonej w poscie zasadniczym: pieniedzy :). Sposob wychowania dziecka w naszych realiach jest uzalezniony nie tyle od tego co sie chce ale od tego na co mozna sobie pozwolic (proporcje sa juz kwestia indywidualna). Dlatego wiedza na temat tego, ze maz zarabia 5 srednich krajowych, ma dwa mieszkania, ktore wynajmuje i udzialy w swietnie prosperujacym sklepie powinna pomoc w podjeciu optymalnej decyzji patrzac na dobro dziecka. Oczywiscie kobieta musi byc na tyle pewna swojej wartosci, ze bycie na “garnuszku” meza nie spowoduje u niej poczucia bycia oferma czy niedorajda zyciowej. Dlatego ja w swoich wypowiedziach jak lwica malych bede bronil opinii, ze kobieta, ktora “zawodowo” zajmuje sie domem jest SKARBEM. Niestety z powodu pieniedzy nie wszystkie kobiety moga sobie pozwolic na taka role.
“Poza tym, człowiek potrzebuje, aby jego praca była doceniana i uważana za ważną. A niestety, jak to słusznie napisała jedna z przedpiśczyń, przewijanie i sprzątanie nie wywołują praktycznie u nikogo wybuchów zachwytu (już prędzej gotowanie;-)).”
Byc moze bedzie to dla Ciebie szokiem ale posprzatany dom, usmiechniete i nakarmione dzieci wywoluja u mnie entuzjazm :). Nie wyobrazam sobie za to zachwytow przez partnerow-laikow np. nad praca:
Ksiegowych (“Ach jak pieknie to rozksiegowales!”?)
Komornikow (“Cudownie go zlicytowalas!”?)
Programistow (“Swietnie, ze ten algorytm jest taki szybki!”?)
“znane mi kobiety nie pracujące zawodowo tęsknią za towarzystwem ludzi,”
To jest jedno z najwiekszych niebezpieczenstw jakie ja widze.
“jednocześnie mają poważne problemy z załatwianiem spraw “w świecie zewnętrznym” – z komunikacją, asertywnością. W końcu nie “używają” tych funkcji…”
Nie wiem dlaczego uwazasz, ze nie uzywaja tych funkcji. Wlasnie takie kobiety maja czas na wystawanie po urzedach czy instytucjach :).
“Jeśli chodzi o niezależność finansową – moim zdaniem niezbędnym jej elementem jest posiadanie własnych pieniędzy, które (chociaż część) można wydawać nie tłumacząc sie nikomu.”
Ale niezbedny do czego? W mojej rodzinie nie wystepuje i nie bardzo wiem co stracilem.
“Osoba niepracująca i utrzymywana przez współmałżonka jest zależna – jak partner będzie chciał, to się podzieli i da na waciki/krem do golenia, jak nie, to nie.”
Dzielenie sie jest OBOWIAZKIEM wspolmalzonka. Przynajmniej w moim rozumieniu malzenstwa.
“A co do małych dzieci – wydaje mi się (doświadczeń jeszcze nie mam – poza bratem;-), że przez 3 godziny mogą być atrakcją,”
Ciezko sie nie zgodzic :)
“ a przez 24 wręcz przeciwnie.”
Moze nie jest az tak atrakcyjne ale, ze zupelnie nie to przesada.
“Natomiast “niewypadanie” z rynku pracy uważam po prostu za praktyczne, bo potem ciężko na niego wrócić”
Moze i ciezko ale jednak mozna.
“bo osoba, która nas utrzymuje, może w każdej chwili przestać (niekoniecznie z powodu kochanki i rozwodu – może zwyczajnie stracić pracę lub zachorować/ulec wypadkowi)”
Takie niebezpieczenstwo istnieje ale z tego powodu nie pozbawialbym niemowlaka kontaktu z matka.
“Zresztą czy Ty pozwoliłbyś sobie na taką przerwę w życiu zawodowym? I nie miałbyś obaw, czy uda się wrócić?”
Zalezy to od wielkosci sum jakimi dysponowalaby osoba mnie utrzymujaca. Jesliby to byla np 5-krotnosc moich dochodow to nie mialbym jakichs wielkich obaw ;)
“Dla większości mężczyzn bylaby to trudna decyzja – dlaczego więc miałaby być łatwiejsza dla kobiet?”
Moze ze wzgledu na instynkt macierzynski, ktory oczywiscie nie wszyscy maja?
“Też są ambitne, też lubią swoją pracę i też chcą się rozwijać, a przy okazji zarabiać pieniądze.”
Takim nic nie chce narzucac, wrecz przeciwnie: niech znajduja spelnienie w pracy zawodowej! Jednak te kobiety, ktore nie czuja parcia na kariere nalezy rowniez wspierac w ich wyborze.
“Mój wybór “zostać czy wrócić” jest prosty, bo mój mąż przy obecnych zarobkach nie utrzyma 3 osób (chyba że na diecie kartoflanej;-).”
Jest to niestety najczestszy przypadek w naszym kraju.
“Prawdę mówiąc, cieszę się z tego, bo nikt nie będzie mnie namawiał do zostania w domu.”
Tak, bedziesz mogla z czystym sumieniem jak najszybciej oddac dziecko pod opieke innych… Moze jeszcze przemyslisz czy w ogole chcesz miec dziecko? Moze to tylko presja otoczenia a nie Twoje potrzeba?
Do LCFana (od końca trochę):
Kwestia, czy w ogóle chcę mieć dziecko, nie jest dla mnie prosta. Oscyluję między „tak” a „raczej nie”. Otoczenie nie wywiera presji. Myślę, że logistycznie dam radę, z wyrażaniem uczuć, odpowiedzialnością i cierpliwością też nie mam problemów ;-)
W „posiadaniu” (nie lubię tego słowa, ale innego nie ma;-) dzieci najbardziej interesuje mnie to, że można stymulować i obserwować ich rozwój, zwłaszcza intelektualny. Ale nie 24/24, bo to zbyt monotonne;-)
Sama byłam pod opieką „innych” i nie wyszłam na tym źle, dzieciństwo wspominam bardzo przyjemnie, jako czas zabaw z rówieśnikami, poznawania świata. Z pewnością moi rodzice nie mają powodu do wyrzutów sumienia;-) Jak naprawdę nie mogłam sobie z czymś poradzić, to pomagali. Mniejsze problemy rozwiązywałam sama.
Spełnianie się w pracy nie oznacza od razu „parcia na karierę” (które to określenie jest raczej pejoratywne…). Jeśli spędza się gdzieś 8 godzin, to lepiej, jak to daje satysfakcję.
Mój brat był w domu z mamą nie kilka miesięcy, a 5 lat (napisałam, że poszedł dopiero do obowiązkowej zerówki). To pewna różnica.
Co do ciężkiej sytuacji materialnej – znalazłam się w takowej osobiście, i kwestia o kurtce i butach była przykładem z mojego dzieciństwa. Osoba, która miała doświadczenie biedy, chyba bardziej broni się przed „powtórką z rozrywki”, niż ktoś, komu nigdy niczego nie brakowało. A nie chciałabym mieć zdolnego dziecka, którego nie moge np. posłać na lekcje angielskiego…
Napisałeś:
„Dzielenie sie jest OBOWIAZKIEM wspolmalzonka. Przynajmniej w moim rozumieniu malzenstwa.”
Ok, ale ludzie są tylko ludźmi. Często stawiają na pierwszym miejscu własną korzyść, albo demoralizuje ich fakt, że ktoś (małżonek np.) jest od nich zależny. Nie musi to nastąpić od razu, czasem stopniowo przestajemy kogoś szanować i przestajemy uważać dzielenie się za obowiązek. Ludzie nie są święci…
Dlatego ja wolę w miarę możliwości nie dawać okazji do grzechu ;-)))
Nie jestem „zszokowana” faktem, że dobrze prowadzony dom budzi Twój zachwyt – ale śmiem twierdzić, że jesteś w mniejszości.
Rozdzielność majątkową mamy z różnych powodów – w naszym przypadku to było racjonalne rozwiązanie. Poza tym, nikt nie zaglądał w moje konto od 8 czy 10 lat (odkąd je mam), dlaczego ma zaglądac teraz?
Jak ktoś nie chce być (wg mojej definicji) niezależny finansowo, to przecież nie musi.
U niektórych wspólnota się sprawdza.
W żadnym punkcie nie próbuję narzucać nikomu swojej wizji czy metody – tylko piszę, że u mnie się takie a takie rozwiązania sprawdzają. Może to kwestia osobnicza :-)
Pozdrawiam.
PaniSmok,
“W “posiadaniu” (nie lubię tego słowa, ale innego nie ma;-) dzieci najbardziej interesuje mnie to, że można stymulować i obserwować ich rozwój, zwłaszcza intelektualny.”
Dla mnie brzmi to jakbys chciala sobie troche poeksperymentowac a wolalbym aby chec posiadania dziecka byla oparta na potrzebie serca. Tu jednak mam malo do gadania.
“Sama byłam pod opieką “innych” i nie wyszłam na tym źle, dzieciństwo wspominam bardzo przyjemnie, jako czas zabaw z rówieśnikami, poznawania świata.”
Odnosze wrazenie, ze piszemy o innych etapach zycia dziecka. Jako niemowlak dziecko nie bawi sie z rowiesnikami a jego najwieksza potrzeba jest bliskosc matki. Pozniej dzieci ida do przedszkola czy szkoly gdzie maja czas na poznanie rowiesnikow.
“Spełnianie się w pracy nie oznacza od razu “parcia na karierę” (które to określenie jest raczej pejoratywne…).”
Jezeli “parcie na kariere” jest kosztem dobra dziecka to uwazam, ze pejoratywnosc tego wyrazenia jest jak najbardziej sluszna.
“Jeśli spędza się gdzieś 8 godzin, to lepiej, jak to daje satysfakcję.”
Oczywiscie, ze lepiej. Jeszcze lepiej wg mnie jest wtedy kiedy mozna te 8 godzin zamiast w pracy spedzic z niemowlakiem.
“Mój brat był w domu z mamą nie kilka miesięcy, a 5 lat (napisałam, że poszedł dopiero do obowiązkowej zerówki). To pewna różnica.”
Nie twierdze, ze wszystkie kobiety sa idealnymi matkami i czasami bledy wychowawcze sa popelniane. Byc moze jednak w innych aspektach Twoja mama mu dala cos cennego?
“A nie chciałabym mieć zdolnego dziecka, którego nie moge np. posłać na lekcje angielskiego…”
No tak, eksperyment bylby mniej ciekawy, prawda? Wiele osob (w tym ja) nie chodzilo na prywatne lekcje angielskiego i daja sobie w zyciu rade! Najwazniejsze miec kochajaca rodzine choc oczywiscie dodatkowo gora pieniedzy jest rowniez mile widziana ;)
“Ok, ale ludzie są tylko ludźmi. Często stawiają na pierwszym miejscu własną korzyść, albo demoralizuje ich fakt, że ktoś (małżonek np.) jest od nich zależny. Nie musi to nastąpić od razu, czasem stopniowo przestajemy kogoś szanować i przestajemy uważać dzielenie się za obowiązek.”
Jakbym mial obawe, ze moja partnerka moze sie zdemoralizowac albo przestanie mnie szanowac to bym sie z nia nie zenil :)
“Ludzie nie są święci…”
Jasne, ale nie wszyscy sa potworami, ktorzy tylko czekaja aby wykorzystac swoja przewage materialna. Uwazam, ze warto takich szukac a nie zadowalac sie tymi co moga sie zdemoralizowac ;) (oczywiscie jesli chodzi o malzenstwo bo dobieranie sobie “partnerow na jakis czas” ma sens nawet na podstawie duuuuzo mniej restrykcyjnych kryteriow)
“Rozdzielność majątkową mamy z różnych powodów – w naszym przypadku to było racjonalne rozwiązanie.”
Rozumiem, ze pytanie bylo zbyt osobiste wiec je wycofuje.
“Poza tym, nikt nie zaglądał w moje konto od 8 czy 10 lat (odkąd je mam), dlaczego ma zaglądac teraz?”
Np. zeby wiedziec, czy mozecie z mezem sobie pozwolic na rozpoczecie obserwacji rozwoju intelektualnego dziecka i czy starczy Wam na etap “Prywatne lekcje angielskiego” w przypadku gdyby nie wszystko poszlo po Waszej mysli w obszarze finansow.
“Jak ktoś nie chce być (wg mojej definicji) niezależny finansowo, to przecież nie musi.
U niektórych wspólnota się sprawdza.”
Ciesze sie, ze tak uwazasz.
“W żadnym punkcie nie próbuję narzucać nikomu swojej wizji czy metody – tylko piszę, że u mnie się takie a takie rozwiązania sprawdzają.”
To jest piekne, ze rozne drogi moga prowadzic do szczescia :)
Pozdrawiam i zycze Ci aby dalej te rozwiazania przynosily Tobie i Twojej rodzinie same korzysci!
LFCFan
Zaraz jadę na kolejne spotkanie, więc krótko o dwóch sprawach:
1) Piszesz: „Macierzynstwo to z pewnoscia nie same atrakcje ale z tego powodu uciekac do pracy to chyba przesada.”
Proszę, nie manipuluj w ten sposób :-) Jeżeli ktoś zamiast macierzyństwa wybiera pracę, to jest to jego wybór. Nazywanie tego ucieczką (pejoratywne) jest tylko Twoim osądem, który należałoby zadeklarować jako taki. Najlepiej pamiętając o biblijnym „nie sądź, abyś nie był osądzonym”
2) Piszesz też:” Dzielenie sie jest OBOWIAZKIEM wspolmalzonka.”
Widzisz, ja wolę takie formy relacji, w których to co robię wynika w jak największym stopniu z mojej wolnej woli, a nie obowiązków. No ale to oczywiście kwestia indywidualnych gustów
Pozdrawiam
Alex
PS: Wczoraj przyszło mi do głowy uzupełnienie tego postu, chyba napisze je wieczorem :-)
Alexie,
„Proszę, nie manipuluj w ten sposób :-) Jeżeli ktoś zamiast macierzyństwa wybiera pracę, to jest to jego wybór.”
Oczywiscie, ze kazda kobieta ma prawo wybierac prace zamiast macierzynstwa.
Ja odnosilem sie do przypadku kiedy dziecko juz sie urodzilo i przez dwa miesiace dalo sie mamie we znaki. Dlatego uzylem slowa „ucieczka”: wychowanie dziecka jest ciezkie to zajme sie tym co jest latwiejsze ;).
To jest dla mnie nauczka, zebym nastepnym razem nie oszczedzal miejsca na cytowane wypowiedzi.
„Widzisz, ja wolę takie formy relacji, w których to co robię wynika w jak największym stopniu z mojej wolnej woli, a nie obowiązków. No ale to oczywiście kwestia indywidualnych gustów”
Masz racje, ze to wszystko kwestia gustow. Moja wolna wola bylo wziecie na siebie obowiazkow i wiedzialem co sie z tym wiaze. Nie zaluje tej decyzji choc znam osoby, ktore rowniez nie zaluja, ze tych obowiazkow nie wzieli ;)
Pozdraiwam,
LFCFan
Do LCFana:
Kobieta po 2 miesiącach raczej nie ucieknie do pracy, bo ma obowiązkowy urlop macierzyński. Jeśli masz dzieci i jeśli Twoja żona pracuje lub pracowała, powinieneś to wiedzieć :-)
Jeśli ta kobieta ma kochającego partnera, on jej z pewnością pomoże odpocząć, tym bardziej, że dziecko jest WSPÓLNE.
Praca nie musi być zamiast macierzyństwa, można mieć i jedno i drugie. Ja lubię rozwiązania win-win.
* * *
Piszesz:
„Dla mnie brzmi to jakbys chciala sobie troche poeksperymentowac a wolalbym aby chec posiadania dziecka byla oparta na potrzebie serca. Tu jednak mam malo do gadania.”
Gdyby dzieci mieli tylko kochający ludzie, tylko z autentycznej potrzeby serca, to chyba krucho byłoby z naszym gatunkiem. To, co uznajemy za „potrzebę serca” jest czasem instynktem, zachcianką lub chęcią podporządkowania się ogólnym „tryndom” – wszyscy mają, to my też miejmy.
Może eksperyment to złe słowo, ale obcowanie z dzieckiem może być przygodą ;-)
Pewnie dla Ciebie to zła motywacja, ale dla mnie nie wyklucza ona ani miłości do dziecka, ani odpowiedzialności.
Nie podchodzę do życia ze śmiertelną powagą. Sprawdza się ;-)
* * *
Co do „obcych ludzi” zajmujących się dziećmi – przez wieki tak się działo. Bogate panie oddawały dzieci mamkom, a biedne zostawiały pod opieką rodziny/rodzeństwa/tego kto akurat nie szedł do pracy w polu.
Myślę, że bardziej szkodzi dziecku brak miłości i zainteresowania niż fakt, że opiekuje się nim np. babcia. Oczywiście można mieć inne zdanie – że prawdziwe uczucie i bezpieczeństwo mogą dać tylko rodzice, a nawet konkretnie mama.
* * *
Jeśli chodzi o obowiązki – uważam, że są to po prostu rzeczy, które człowiek musi koło siebie robić, żeby się najeść i nie zarosnąć brudem. Dlatego uważam, że małżeństwo nie wiąże się z żadnym DODATKOWYMI obowiązkami – zawsze trzeba było ugotować, pozmywać , posłać łóżko, zapłacić rachunki – tyle że teraz dzielimy się tymi czynnościami lub wykonujemy je wspólnie.
Wg mnie prawdziwe obowiązki pojawiają się wraz z dzieckiem – ale skoro tyle ludzi już to ogarnęło, to chyba nie jest tak kosmicznie trudne:-)
* * *
Mam wrażenie, że bardzo wierzysz w ludzi, zacytuję:
„Jakbym mial obawe, ze moja partnerka moze sie zdemoralizowac albo przestanie mnie szanowac to bym sie z nia nie zenil”
Ludzie się zmieniają. Gdyby było inaczej, to z fajnych dziewczyn wyrastałyby fajne starsze panie, a z sympatycznych młodzieńców dojrzali dżentelmeni. Ale jest trochę ciekawiej i czasem z klasowego popychadła wyrasta lider, a milutka panienka zamienia się w upierdliwe i zaniedbane wcielenie klimakterium:-)
Tyle wiemy, na ile nas sprawdzono.
Uważam swojego męża za osobę bardzo poukładaną pod względem zasad i moralności, ale nie dałabym głowy, że tak będzie zawsze. Tym bardziej, że znam go długo i widzę, że w tym czasie wiele się zmieniło (głównie na lepsze). Za siebie też nie dam głowy. Na temat swojej moralności się mogę za jakieś 40 lat wypowiedzieć, jak dożyję ;-)
Wg mnie szacunek i miłość nie są dane raz na zawsze, trzeba o nie dbać.
A ludzie nie są potworami – mają tylko różne ludzkie skłonności, nie zawsze dobre.
* * *
Alex,
Trochę off-topic, nie chodzi mi o przekazywanie tej informacji partnerce, ale ogólnie. Napisałeś:
„Nie zmienia to faktu, że nadal to ile zarabiam lub mam na koncie pozostaje sprawą moją i mojego aktualnego Urzędu Skarbowego. Tak jest lepiej.”
„6) generalnie im mniej ludzi wie ile posiadasz tym lepiej. Jak napisał kiedyś chyba Kant ” ten dobrze żyje, kto sie dobrze ukrywa””
OK, pod pewnymi względami lepiej. Idiotyczna sytuacja, jaką miałem kiedyś: daleka rodzina, dowiedziawszy się o moich zarobkach zaczęła komentować, że „za tyle to wypada pracować od 7:00 do 21:00 i nie marudzić, a nie lepszej pracy szukać” itd. Ale ten sposób myślenia / fochy są cechą umysłów małych, więc nie warto się nimi przejmować, czyli zysk z unikania tego jest pomijalny.
Ja dzielę się chcętnie informacją o zarobkach i często o nie pytam. Dlaczego? Informacja o rynku pracy.
Kto tak naprawdę wie, ile jest warta praca osoby o danych umiejętnościach? Jak się cenić? Ile „powiedzieć” na rozmowie o pracę? Ile chce konkurencja? Tak naprawdę wiedzą tylko osoby zajmujące się rekrutowaniem na dane stanowiska, co stawia je na uprzywilejowanej pozycji przy negocjacjach.
Patologiczny przykład, rynek pracy w Londynie. Firmy rekrutacyjne: a) publikują fałszywe ogłoszenia, żeby sprawdzić, co się dzieje na rynku; b) zawsze pytają w rozmowie telefonicznej „ile obecnie zarabiasz”, naprawdę mocno naciskając na odpowiedź. Rezultat: mają pełen obraz rynku i używają go bezwzględnie.
Sam kiedyś przyjąłem pracę kompletnie bez pojęcia o stawkach i wyceniając się na zasadzie „za ile by mi się chciało przychodzić”. Było to ~50% ceny rynkowej.
Jeśli rozmówcę lubię, to chętnie daję mu ten skrawek informacji (na zasadzie wzajemności). Mnie to nie kosztuje, a komuś się przyda.
PaniSmok,
„Kobieta po 2 miesiącach raczej nie ucieknie do pracy, bo ma obowiązkowy urlop macierzyński. Jeśli masz dzieci i jeśli Twoja żona pracuje lub pracowała, powinieneś to wiedzieć :-)”
Po pierwsze jak juz piszesz o obowiazkowym urlopie macierzynskim to warto sprawdzic jaki jest minimalny okres tego obowiazkowego urlopu (8 tygodni a wiec mniej niz 2 miesiace ;) ). Po drugie nie wszystkim kobieta przysluguje. Po trzecie wyciaganie wniosku, ze skoro dokucza mamie od dwoch miesiecy to dziecko ma wlasnie dwa miesiace jest nadinterpretacja.
„Praca nie musi być zamiast macierzyństwa, można mieć i jedno i drugie. Ja lubię rozwiązania win-win.”
Mozna miec obie te rzeczy, to jest dla mnie jasne. Martwi mnie jednak, ze w moim odczuciu zbyt wiele kobiet prace ceni bardziej niz dobro dziecka na ktore sie zdecydowala.
„Pewnie dla Ciebie to zła motywacja, ale dla mnie nie wyklucza ona ani miłości do dziecka, ani odpowiedzialności. ”
Masz racje – dla mnie to zla motywacja i masz racje – nie wyklucza, tak jak i robienie eksperymentow na szczurach nie wyklucza ani odpowiedzialnosci ani milosci do zwierzat. Pewnie sa takie przypadki…
„Co do “obcych ludzi” zajmujących się dziećmi – przez wieki tak się działo. Bogate panie oddawały dzieci mamkom, a biedne zostawiały pod opieką rodziny/rodzeństwa/tego kto akurat nie szedł do pracy w polu.”
Przez wieki ludzie rozne glupstwa robili ale nie powinnismy ich powielac jesli mamy ku temu mozliwosci.
„Myślę, że bardziej szkodzi dziecku brak miłości i zainteresowania niż fakt, że opiekuje się nim np. babcia. Oczywiście można mieć inne zdanie – że prawdziwe uczucie i bezpieczeństwo mogą dać tylko rodzice, a nawet konkretnie mama.”
Zalozenie, ze obcy da tyle milosci co mama jest delikatnie mowiac bardzo kontrowersyjne.
Znajac wiele babc moge smialo zakladac, ze gdyby Twoja babcia wychowywala Twojego brata to by mial jeszcze wieksze braki w samodzielnosci.
„Jeśli chodzi o obowiązki – uważam, że są to po prostu rzeczy, które człowiek musi koło siebie robić, żeby się najeść i nie zarosnąć brudem. Dlatego uważam, że małżeństwo nie wiąże się z żadnym DODATKOWYMI obowiązkami – zawsze trzeba było ugotować, pozmywać , posłać łóżko, zapłacić rachunki – tyle że teraz dzielimy się tymi czynnościami lub wykonujemy je wspólnie.
Wg mnie prawdziwe obowiązki pojawiają się wraz z dzieckiem – ale skoro tyle ludzi już to ogarnęło, to chyba nie jest tak kosmicznie trudne:-)”
Masz interesujace podejscie do malzenstwa. Albo zapomnialas swojej przysiegi malzenskiej albo wyznajesz jakas nieznana mi religie w ktorej nie ma slowa o obowiazkach…
„Mam wrażenie, że bardzo wierzysz w ludzi, zacytuję:
“Jakbym mial obawe, ze moja partnerka moze sie zdemoralizowac albo przestanie mnie szanowac to bym sie z nia nie zenil””
Nie we wszystkich. Jesli jednak spotykam kobiete z moim spojrzeniem na swiat to w wiekszosci przypadkow bedziemy kroczyc w ta sama strone bo systemu wartosci dojrzalych ludzi nie tak latwo sie zmieniaja.
„Ludzie się zmieniają. Gdyby było inaczej, to z fajnych dziewczyn wyrastałyby fajne starsze panie, a z sympatycznych młodzieńców dojrzali dżentelmeni. Ale jest trochę ciekawiej i czasem z klasowego popychadła wyrasta lider, a milutka panienka zamienia się w upierdliwe i zaniedbane wcielenie klimakterium:-)”
Dojrzewanie to magiczny czas ale dziewczyny w tym wieku juz od dawna nie byly dla mnie nawet kandydatkami na kandydatki do przelotnych znajomosci. Tak radykalnych zmian wiec nie mialem okazji doswiadczyc.
„Wg mnie szacunek i miłość nie są dane raz na zawsze, trzeba o nie dbać.”
To jest oczywiste stwierdzenie ale nie bardzo wiem do czego powinienem je odniesc.
Urlop macierzyński w Polsce trwa 18 tygodni(przy 1-szym porodzie), a to więcej niż 2 miesiące. Z tego przynajmniej 14 tygodni musi wykorzystać matka.
Jeśli mieszkasz w jakimś innym kraju, tam zapewne jest inaczej.
Co do przysięgi małżeńskiej – nie brałam ślubu kościelnego i nie wyznaję żadnej religii.
Przysięga cywilna brzmi tak:
Świadomy praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński z (tutaj pada imię Panny Młodej lub Pana Młodego) i przyrzekam, że uczynię wszystko aby nasze małżeństwo, było zgodne, szczęśliwe i trwałe.”
I to jak najbardziej sumiennie spełniam. Wypowiedziałam te słowa świadomie. NIc tam o obowiązkach nie było, tylko o dbałości o związek.
Moje stwierdzenie o szacunku powinieneś odnieść do Twoich własnych słów, że :
„Jakbym mial obawe, ze moja partnerka (…) przestanie mnie szanowac to bym sie z nia nie zenil” – które to słowa zresztą zacytowałam.
A ludzie zmieniają się nie tylko między wiekiem nastoletnim a dojrzałym, a cały czas.
Podałam jaskrawy przykład, po prostu.
Na przyszłość polecam czytanie w całości moich postów, jeśli już koniecznie chcesz polemizować.
;-)
Pani Smok,
„Urlop macierzyński w Polsce trwa 18 tygodni(przy 1-szym porodzie), a to więcej niż 2 miesiące. Z tego przynajmniej 14 tygodni musi wykorzystać matka.”
Nie musi. Pokonaj ignorancje i sprawdz, ze w przypadku rezygnacji z wychowania dziecka moze wrocic do pracy po 8 tygodniach.
„Jeśli mieszkasz w jakimś innym kraju, tam zapewne jest inaczej.”
Moze gdzie indziej jest inaczej ale w Polsce jest tak jak napisalem.
„Świadomy praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński z (tutaj pada imię Panny Młodej lub Pana Młodego) i przyrzekam, że uczynię wszystko aby nasze małżeństwo, było zgodne, szczęśliwe i trwałe.”
I to jak najbardziej sumiennie spełniam. Wypowiedziałam te słowa świadomie. NIc tam o obowiązkach nie było, tylko o dbałości o związek.”
Jestes rozkoszna! Najpierw piszesz, ze „Świadomy (?) praw i obowiązków […]” a pare linijek pozniej, ze nie bylo nic o obowiazkach. Powaznie z tej przysiegi zrozumialas, ze „małżeństwo nie wiąże się z żadnym DODATKOWYMI obowiązkami – zawsze trzeba było ugotować, pozmywać , posłać łóżko, zapłacić rachunki – tyle że teraz dzielimy się tymi czynnościami lub wykonujemy je wspólnie.”?
„Moje stwierdzenie o szacunku powinieneś odnieść do Twoich własnych słów, że :
“Jakbym mial obawe, ze moja partnerka (…) przestanie mnie szanowac to bym sie z nia nie zenil” – które to słowa zresztą zacytowałam.”
Sugerujesz, ze przestane dbac o milosc i o szacunek? Na jakiej podstawie?
„Na przyszłość polecam czytanie w całości moich postów, jeśli już koniecznie chcesz polemizować.”
Zawsze tak czytam posty choc przyznam, ze ten Twoj ostatni byl dla mnie wyzwaniem. ;)
„Nie podchodzę do życia ze śmiertelną powagą. Sprawdza się ;-)”
Do polemiki chyba tez nie ale wg mnie to sie juz nie sprawdza.
LFCFan
„“Urlop macierzyński w Polsce trwa 18 tygodni(przy 1-szym porodzie), a to więcej niż 2 miesiące. Z tego przynajmniej 14 tygodni musi wykorzystać matka.”
Nie musi. Pokonaj ignorancje i sprawdz, ze w przypadku rezygnacji z wychowania dziecka moze wrocic do pracy po 8 tygodniach.”
Proszę Cie o link do jakiejś oficjalnej informacji popierającej Twoją tezę o ignorancji PaniSmok
Pozdrawiam
Alex
Alexie,
Po wpisaniu w wyszukiwarke latwo mozna znalezc ten artykol (ten jest z onetu):
Kodeks pracy, Dzial osmy.
„UPRAWNIENIA PRACOWNIKÓW ZWIĄZANE Z RODZICIELSTWEM”
Art. 182.
Jeżeli matka rezygnuje z wychowywania dziecka i oddaje je innej osobie w celu przysposobienia lub do domu małego dziecka, nie przysługuje jej część urlopu macierzyńskiego przypadająca po dniu oddania dziecka. Jednakże urlop macierzyński po porodzie nie może wynosić mniej niż 8 tygodni.
Pozdrawiam,
LFCFan
LFCFan
Powołujesz się na przypadek: „… i oddaje je innej osobie w celu przysposobienia lub do domu małego dziecka”
Wiesz co oznacza ten tekst???
Przetłumaczę Ci w prosty sposób:”… i oddaje je innej osobie w celu adopcji lub do domu małego dziecka”
Gdzie w naszej dyskusji pojawia się chociaż cień takiego przypadku????
Moja prośba: Jak nie jesteś pewien o czym piszesz to sprawdź wcześniej definicje w internecie (ja tak robię), inaczej stracisz prawo bezpośredniego publikowania komentarzy i wylądujesz u mnie na Watch List
Kiedyś Cie chwaliłem, dziś z ubolewaniem muszę Cię ostrzec
Pozdrawiam
Alex
Alex wyraźnie trzyma stronę Pani Smok. A ostatni komentarz mnie kompletnie zdziwił: skąd w Tobie tyle „pouczania” ? Za bardzo wcielasz się w rolę gospodarza nie szanując przy okazji komentatora (co innego Pani Smok).
Agnes
Witaj na naszym blogu :-)
Gdyby PaniSmok napisała LFCFanowi tekst typu „Pokonaj ignorancje” (osobista wycieczka) to miałaby ze mną dokładnie taki sam problem.
Dalej: „skąd w Tobie tyle “pouczania” ?”
Bo to jest blog edukacyjny :-) Taka „wycieczka” w poważniejszych kręgach biznesowych, czy nawet dyskusyjnych spowoduje, szczególnie jak nie masz naprawdę dobrych argumentów merytorycznych, natychmiastową „egzekucję” sprawcy, a to w realnym życiu może być bardzo kosztowne. Byłem ostatnio świadkiem takiego przypadku, nikomu tego nie życzę.
Mówisz: „Za bardzo wcielasz się w rolę gospodarza…”
Myślę, że nie muszę się wcielać w jakąś rolę :-) po prostu jestem tutaj gospodarzem :-)
Dalej: „….nie szanując przy okazji komentatora”. Którą część mojej wypowiedzi odbierasz jako brak szacunku?
Pozdrawiam
Alex
Alex, może przesadziłam, może masz taki styl, ale to mnie trochę zniesmaczyło:
„Moja prośba: Jak nie jesteś pewien o czym piszesz to sprawdź wcześniej definicje w internecie (ja tak robię), inaczej stracisz prawo bezpośredniego publikowania komentarzy i [b]wylądujesz[/b] u mnie na Watch List
Kiedyś Cie chwaliłem, dziś z ubolewaniem muszę Cię ostrzec”.
Agnes
Szanuje (mimo różnicy poglądów) LFCFan i dlatego jasno i klarownie napisałem mu o co mi chodzi.
Jak zrobiłabyś to na moim miejscu?
Pozdrawiam
Alex
Alexie,
„Przetłumaczę Ci w prosty sposób:”… i oddaje je innej osobie w celu adopcji lub do domu małego dziecka””
Dziekuje, ze mi to przetlumaczyles i z zadowoleniem moge Cie poinformowac, ze dokladnie tez tak zrozumialem ten artykul. Dlatego na wczesniejszy post PaniSmok napisalem m.in. „w przypadku rezygnacji z wychowania dziecka moze wrocic do pracy po 8 tygodniach.”.
„Gdzie w naszej dyskusji pojawia się chociaż cień takiego przypadku????”
To, ze sie nie pojawia w dyskusji na Toim blogu nie znaczy, ze nie istnieje i ze uprawnione jest stwierdzenie przez PaniaSmok w poczatkowym fragmencie postu z September 2nd, 2009 at 17:25, ze kobieta po dwoch miesiacach nie moze uciec do pracy bo ma obowiazkowy urlop macierzynski. Prawda jest taka, ze moze, bo po pierwsze nie kazda matka ma prawo do urlopu macierzynskiego a jak nawet ma to moze on trwac tylko 8 tygodni. Ze to przypadek skrajny to nieulega watpliwosci i mam nadzieje, ze wsrod czytelniczek Twojego blogu nie bylo i nie bedzie takiego zdarzenia bo jest to straszne.
„Moja prośba: Jak nie jesteś pewien o czym piszesz to sprawdź wcześniej definicje w internecie (ja tak robię), inaczej stracisz prawo bezpośredniego publikowania komentarzy wylądujesz u mnie na Watch List.
Kiedyś Cie chwaliłem, dziś z ubolewaniem muszę Cię ostrzec”
Czy moglbys mi pokazac, ktorej konkretnie definicji nie sprawdzilem i czego nie bylem pewien?
Ostrzezenie przyjmuje ale prosze o jego uzasadnienie.
Pozdrawiam,
LFCFan
LFCFan
Przyznaję, że miałem dylemat, czy założyć, że nie sprawdziłeś dokładnie o czym mówi ten cytowany przez Ciebie artykuł i wstawiłeś to z nieświadomości, czy też co gorsza świadomie wziąłeś przypadek nie mający nic wspólnego z tematem dyskusji, aby „przyłożyć” PaniSmok i pokazać jej ignorancję.
W myśl zasady „wątpliwości na korzyść..” optymistycznie przyjąłem ten pierwszy wariant, bo tego drugiego rodzaju retoryki zdecydowanie nie szanuję.
Jak widać z Twojej ostatniej wypowiedzi, moje mniemanie o Tobie okazało się lepsze od rzeczywistości, co z ubolewaniem przyznaję. Pisze to, bo o ile na blogu możesz machnąć na to ręką, to w życiu w realu takie postępowanie w dyskusji spowoduje znaczny spadek szacunku, jakim będą Cie darzyli adwersarze choć trochę podobni do mnie. A to może się przełożyć na bardzo konkretne straty, czego Ci nie życzę
Pozdrawiam
Alex
Alexie,
„Przyznaję, że miałem dylemat, czy założyć, że nie sprawdziłeś dokładnie o czym mówi ten cytowany przez Ciebie artykuł i wstawiłeś to z nieświadomości, czy też co gorsza świadomie wziąłeś przypadek nie mający nic wspólnego z tematem dyskusji, aby “przyłożyć” PaniSmok i pokazać jej ignorancję.”
Caly podwatek na temat „kiedy kobieta moze uciec do pracy?” nie mial wiele wspolnego z tematem wiec i odpowiedz na to pytanie okazala sie niezwiazana z tematem. Nie chcialem pokazac ignorancji PaniSmok, chcialem aby dla wszystkich bylo jasne jaki jest stan faktyczny.
„W myśl zasady “wątpliwości na korzyść..” optymistycznie przyjąłem ten pierwszy wariant, bo tego drugiego rodzaju retoryki zdecydowanie nie szanuję.
Jak widać z Twojej ostatniej wypowiedzi, moje mniemanie o Tobie okazało się lepsze od rzeczywistości, co z ubolewaniem przyznaję.”
Rozumie wiec, ze uznajesz iz nie mialem problemu z zadna definicja i wiedzialem o czym pisze. To dobrze bo nie chcialbym aby spotkala mnie „egzekucja” o ktorej wspominales Agnes. :)
„Pisze to, bo o ile na blogu możesz machnąć na to ręką, to w życiu w realu takie postępowanie w dyskusji spowoduje znaczny spadek szacunku, jakim będą Cie darzyli adwersarze choć trochę podobni do mnie. A to może się przełożyć na bardzo konkretne straty, czego Ci nie życzę.”
Przy zalozeniu, ze ten fragment mowi o formie mojej wypowiedzi to sie z Toba calkowicie zgodze. Popelnilem blad. Rzeczywiscie zwroty „Pokonaj ignorancje” czy „Jestes rozkoszna” moglem (i powinienem) bez straty na merytorycznosci moich wypowiedzi ominac.
Jesli dobrze zrozumialem za co mam ostrzezeniae to jak najbardziej zgadzam sie z Twoja decyzja i doloze wszelkich staran aby takich „kwiatkow” wiecej nie sadzic.
PaniSmok,
Bardzo Cie przepraszam za wycieczki osobiste. To sie wiecej nie powtorzy!
Miiło jest widziec ze jest jeszcze ktos o zbliżonych poglądach (rożnych od gospodarza ), mialem cos odpisać PAniSmok ale widze ze LCFAN skutecznie wykorzystal wolną przesttrzeń za co dołączył do grona „czepialskich”.
Jedno słowo do LCFana a propos nieszczęsnego urlopu macierzyńskiego – przez myśl mi nie przeszło, że chodzi Ci o sytuację, kiedy matka się chce CAŁKIEM pozbyć dziecka. Przyjęłam wariant, że owszem, chce je mieć, ale chce też wrócić do pracy.
Dlatego pisałam o standardowym w takim przypadku 18tygodniowym urlopie.
Paniom prowadzącym działalność przysługuje urlop macierzyński, nie mogą korzystać z wychowawczego.
Czyli prawa do urlopu macierzyńskiego nie mają osoby zatrudnione na czas określony (im jednak przysługuje świadczenie finansowe – zasiłek macierzyński, a umowa o pracę przedłużana jest do dnia porodu), oraz bezrobotne.
Z Twoich postów nie wynikało, że masz na myśli przypadek, gdy kobieta definitywnie chce pozbyć się dziecka. Przeczytałam jeszcze raz i nigdzie tego jasno nie powiedziałeś.
Do LCFana:
A propos praw i obowiązków – ach, widocznie alergię mam na te obowiązki, więc je przeoczyłam. Ale one „wynikają z założenia rodziny” więc pewnie się uaktywnią po dziecku, bo teraz jakichś nowych niestandardowych obowiązków nie zauważyłam ;-)))
Dlatego – tak, małżeństwo wg mnie z dodatkowymi obowiązkami się nie wiąże, a dziecko owszem tak.
Nie ma takiej rzeczy, którą musiałabym robić teraz, a nie musiałam mieszkając sama przed małżeństwem. Tobie przybyły jakieś obowiązki? MI tylko ubyło, bo się podzieliłam.
Gdybym podchodziła do polemiki ze śmiertelną powagą, musiałabym się na niektórych obrazić za wycieczki osobiste.
Ale nie jestem od dyscyplinowania na tym blogu.
I nigdzie nie sugeruję, że przestaniesz dbać o miłość i szacunek, ale że zawsze istnieje taka MOŻLIWOŚĆ. Jak będzie – czas pokaże.
Pozdrawiam
ps. hmmm ale się burza zrobiła – aż się prawie poczułam wredną karierowiczką,, no no …
PaniSmok,
“Jedno słowo do LCFana a propos nieszczęsnego urlopu macierzyńskiego – przez myśl mi nie przeszło, że chodzi Ci o sytuację, kiedy matka się chce CAŁKIEM pozbyć dziecka. Przyjęłam wariant, że owszem, chce je mieć, ale chce też wrócić do pracy.
Dlatego pisałam o standardowym w takim przypadku 18tygodniowym urlopie.”
Oprocz standardowych sa i mniej standardowe co reguluje prawo. Jest tez przypadek gdy dziecko jest chore i po 8 tygodniach mozna urlop zawiesic.
“Z Twoich postów nie wynikało, że masz na myśli przypadek, gdy kobieta definitywnie chce pozbyć się dziecka. Przeczytałam jeszcze raz i nigdzie tego jasno nie powiedziałeś.”
Z pewnoscia to moja wina, ze myslalem iz piszac “w przypadku rezygnacji z wychowania dziecka moze wrocic do pracy po 8 tygodniach” wszyscy mnie zrozumieja. Nie bylo tak wiec nastepnym razem postaram sie wypowiadac jak najprosciej.
“A propos praw i obowiązków – ach, widocznie alergię mam na te obowiązki, więc je przeoczyłam. Ale one “wynikają z założenia rodziny” więc pewnie się uaktywnią po dziecku, bo teraz jakichś nowych niestandardowych obowiązków nie zauważyłam”
Oto pare obowiazkow, ktore naklada na Was prawo (za Kodeksem rodzinnym i opiekunczym):
Art. 23. Małżonkowie mają równe prawa i obowiązki w małżeństwie. Są obowiązani do wspólnego pożycia, do wzajemnej pomocy i wierności oraz do współdziałania dla dobra rodziny, którą przez swój związek założyli.
Art. 27. Oboje małżonkowie obowiązani są, każdy według swych sił oraz swych możliwości zarobkowych i majątkowych, przyczyniać się do zaspokajania potrzeb rodziny, którą przez swój związek założyli. Zadośćuczynienie temu obowiązkowi może polegać także, w całości lub w części, na osobistych staraniach o wychowanie dzieci i na pracy we wspólnym gospodarstwie domowym.
“Nie ma takiej rzeczy, którą musiałabym robić teraz, a nie musiałam mieszkając sama przed małżeństwem. Tobie przybyły jakieś obowiązki? MI tylko ubyło, bo się podzieliłam.”
Z racji ozenku zaden obowiazek mi nie ubyl a przybyly wlasnie te wymienione wyzej.
“Gdybym podchodziła do polemiki ze śmiertelną powagą, musiałabym się na niektórych obrazić za wycieczki osobiste.
Ale nie jestem od dyscyplinowania na tym blogu. “
Zostalem pouczony i przeprosilem za swoje zachowanie. Czego jeszcze oczekujesz?
“I nigdzie nie sugeruję, że przestaniesz dbać o miłość i szacunek, ale że zawsze istnieje taka MOŻLIWOŚĆ. Jak będzie – czas pokaże.”
Istnieje ogromna liczba mozliwosci dotyczacych wielu aspektow a jednak Ty wybralas ta dotyczaca utraty milosci i szacunku i zaadresowalas ja do mnie. Dlaczego? Jesli to przypadek to nie musisz odpowiadac.
” hmmm ale się burza zrobiła – aż się prawie poczułam wredną karierowiczką,, no no … “
Nie wszystkie kobiety robiace kariere sa wredne :). Powiem wiecej – znam naprawde fajne dziewczyny, ktore odnosza sukces w biznesie.
Nie bylo moim celem deprecjonowanie czyjejkolwiek postawy zyciowej ale zwrocenie uwagi, ze istnieja tez inne drogi gdzie niedzielenie sie informja o zarobkach z partnerem nie jest optymalne.
Jak to jednak bywa do dyskusji wdarly sie rozne watki poboczne i dyskusja stala sie emocjonalna ;)
Pozdrawiam,
LFCFan
LFCFan
Aby zamknąć ten poboczny temat, jeszcze kilka uwag:
„Wycieczki osobiste” to jedna sprawa i one zainicjowały moje wtrącenie się. Tego zdecydowanie warto unikać.
Drugą sprawą wartą zapamiętania, jest unikanie w dyskusji przytaczania przykładów wychodzących znacznie poza zakres tego, co dyskutujemy, tylko po to aby komuś przyłożyć. To skutkuje w kręgach dość słabych ludzi (nawet jeśli np nagminnie stosują to politycy), wśród innych takiego czegoś nie zalecam.
W Twoim przypadku całą ta akcja była niepotrzebna, bo np. całkiem przytomnie i zręcznie „dorwałeś” PaniąSmok na kwestii obowiązków i to by wystarczyło :-)
PaniSmok
Byłem ciekaw jak wybrniesz z tych obowiązków :-)
Nie przejmuj się, że na tym blogu trzeba uważać co się mówi, jak już wspominałem potknięcie tutaj jest bez znaczenia, tym bardziej, że większość z Was wypowiada się anonimowo. Jeżeli dzięki temu nauczymy się czegoś, co zapobiegnie choć jednemu takiemu przypadkowi w „realu” to juz warto.
Jurek
Napisałeś: „…za co dołączył do grona “czepialskich”
Jesteś pewien, że o to chodziło??? :-)
Mała historia dla Ciebie
Pewien kowboj na Dzikim Zachodzie położył się spać w dość podrzędnym hotelu. W środku nocy obudził go jakiś szmer i kiedy otworzył oczy w ciemnościach zamajaczyły mu się dwa jasne, podobne do duchów kształty po drugiej stronie łóżka. Natychmiast wyjął spod poduszki rewolwer i nacisnął spust dwa razy…… przestrzeliwując sobie obie stopy. On też nie powinien był polegać na pierwszym wrażeniu :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Przeprosiny przyjęte :-)
Faktycznie, sama byłam ciekawa, jak wybrnę z „obowiązków” ;-)
Potraktuję jako nauczkę.
Obowiązków mi nie przybyło, bo i przed małżeństwem też byłam wierna, pomocna, a także „pracowałam w gospodarstwie domowym”(własnym).
Teraz koszty i czas potrzebne do utrzymania „gospodarstwa” rozłożyły się na 2 osoby, więc jest tylko lepiej.
Kwestia lojalności i pomocy jest dla mnie oczywista, nie potrzebuję do tego paragrafu. Dobrze, że jest zapisana, może komuś się przyda…
„Wspólne pożycie” to nie obowiązek, to przyjemność :-))
Alex, super historia bardzo Ci za nią dziękuje naprawde fajna. Ale skąd pomysł że właśnie o „to” mi chodziło co założyłeś?
Alexie,
Dziekuje za Twoje uwagi.
Pozdrawiam serdecznie,
LFCFan
Witaj Alex, witam wszystkich,
Wracając do dyskusji :-)
1.Po co mojemu partnerowi/partnerce informacja ile ja zarabiam??
Po nic. Ale daleka byłabym w moim życiu od postawienia tamy : nie powiem ile zarabiam i od tego uzależniam wybór partnera. Jeśli zapyta a ja będę miała ochotę odpowiedzieć to odpowiem, jeśli nie to nie. Mój wybór.
Informacja ta jest jawna w momencie wypełniania wspólnego PIT i brania jakiegokolwiek kredytu. Z mojego doświadczenia: mamy z mężem wspólne gospodarstwo, wspólny dom, wspólne dzieci i dzielimy się ze sobą informacją o swoich zarobkach w celu prawidłowego prowadzenia bilansu gospodarstwa domowego – po prostu. Był okres, że zarabiałam więcej od Niego ( dawno temu ;-) jednak mój mąż nie miał kompleksów.
2. Czy Wasz związek będzie mniej romantyczny lub pozbawiony głębokich uczuć jeżeli taką informację zachowasz dla siebie???
Oczywiście, że nie. Będzie również romantyczny jeśli informację o zarobkach będziemy posiadali.
3. Jeżeli ktoś nie jest w stanie sam się utrzymać, to jest to kryterium dyskwalifikujące!!!
Oczywiście szanuję Alex Twój pogląd. Mam inne zdanie na ten temat. Jeśli kobieta po wyjściu za mąż i urodzeniu dzieci nie chce pracować i oboje wyrażają na to zgodę – to ja nie widzę problemu. Wychowanie dzieci to pracochłonne zajęcie z dużym zaangażowaniem ale również z mnóstwem cudownych momentów – niezapomnianych dla matki, z których mnie było żal rezygnować na konto obcej osoby lub babci ( mam dwoje dzieci – 4,5 roku wychowywałam je sama – do czasu pójścia do przedszkola – taka była moja decyzja i nasza decyzja odnośnie tego, że mąż pracuje sam na cztery osoby i mam fantastyczne dzieciaki ( teraz 19 i 17 lat ).). Potem wróciłam do pracy. Umiem sama się utrzymać. Czyli wg Twoich kryteriów – mam stan gotowości psychicznej do samoutrzymywania. Mojemu mężowi jest absolutnie obojętne czy pracuję czy nie i nie dyskwalifikuje mnie to w jego oczach. Jego zarobki są wysokie. Mam więc świadomość, że pracuję dlatego, że chcę.
4. nigdy przenigdy nie mieszajcie działań dobroczynnych z relacją damsko męską
Tu się zgodzę :-)
Pozdrawiam serdecznie
Monika
Jurek
Sprecyzuj proszę Twoje pytanie, nie jest dla mnie jasne do czego teraz się odnosisz
LFCFan
Proszę bardzo :-)
Monika Góralska
Piszesz: „”Jeżeli ktoś nie jest w stanie sam się utrzymać, to jest to kryterium dyskwalifikujące!!!
Oczywiście szanuję Alex Twój pogląd. Mam inne zdanie na ten temat. „”
Proszę przeczytaj uważnie mój post. Ja tam pisałem wyraźnie o kryterium „wstępnego doboru partnerki,”, a to chyba coś innego od przypadku opisywanego przez Ciebie „jeśli kobieta po wyjściu za mąż i urodzeniu dzieci nie chce pracować …”
Pozdrawiam
Alex
Alex,
„we wstępnym doborze partnerki” – Jak sprawdzisz to w przypadku licealisty, studenta?
Pozdrawiam
Monika
Niezależność finansowa jest podstawą do podejmowania świadomych decyzji w życiu. Finansowe uzależnienie skutecznie krępuje nam ręce i… głowę. W każdej niewoli (także tej finansowej) podejmujemy doraźne decyzje, które w rezultacie tylko oddalają od nas zagrożenie i tylko przez chwilę czujemy się szczęśliwi (bo przecież znów uniknęliśmy kolejnego problemu). A jak wielkie to szczęście, gdy spotykamy na swojej drodze kogoś, kogo wkrótce pokochamy i – co ważniejsze – kto odwzajemnia nasze uczucie i, będąc całkowicie niezależny, ŚWIADOMIE decyduje czy chce spędzić z nami życie… Nikt nie chce być narzędziem do rozwiązywania problemów innych ludzi (co innego doraźna pomoc – chyba każdy w życiu doświadczył sytuacji, w których potrzebował pomocy od innych ludzi). Jeżeli zaś chodzi o stan naszego konta – myślę, że jedynie w przypadku planowania wspólnych wydatków (oczywiście zarówno tych codziennych, jak i tych strategicznych) kwoty są istotne. Jeżeli ktoś radzi sobie na tyle dobrze, że potrafi zarobić „coś więcej”, to tym lepiej, ale czy to pozostanie naszą „słodką tajemnicą” to powinna być kolejna ŚWIADOMA decyzja każdego z nas.
Pozdrawiam,
Paweł
LFCCan,
ja jeszcze trochę wrócę do tematu „obowiązków”.
Zgadzam się, że pojawienie się dzieci w rodzinie zwiększa ilość obowiązków, zgadzam się też z tym że zajmowanie się gospodarstwem domowym i wychowywanie dzieci to praca, tak samo jak ta „zawodowa”.
Uderza mnie jednak to, że pisząc o wychowywaniu dzieci i związanych z tym dylematach wyboru „rodzina czy kariera” cały czas mówisz o matce, tak jakby zajmowanie się małym dzieckiem (także tym tuż po porodzie) i związane z tym dylematy zawodowe stanowiły wyłącznie domenę kobiet. A gdzie w tym wszystkim ojciec? Czy ojcowie dalej zachowują prawo do rozwoju swojej kariery i nie dotyczy ich dylemat typu: „ile czasu na moją pracę, a ile czasu dla mojego dziecka”? Wiesz nie wystarczy porzucenie przez matkę, żeby dziecko zostało same, jest jeszcze ojciec i on też może przejąć opiekę nad dzieckiem w pierwszych latach jego życia (a także miesiącach i tygodniach), o ile oczywiście się poczuwa do tego. Mi osobiście nie wystarcza też partner entuzjastycznie reagujący na porządek w domu ;-) Mówiąc szczerze nawet nie oczekuję, że będzie okazywał entuzjazm, że mu upiorę i ugotuję. Domyślasz się dlaczego? :-)
Dylematy „kariera-dziecko”, które ma wiele kobiet, nie wynikają z praw natury, małym dzieckiem (także niemowlęciem) może zająć się dorosły i odpowiedzialny człowiek bez względu na płeć. Tak to jakoś jednak „się zrobiło”, że kobiety „muszą” sobie odpowiadać na to pytanie, a mężczyźni, jak najbardziej aktywnie uczestniczący w płodzeniu dziecka, kompletnie „nie muszą” stawiać sobie takich pytań. W ten sposób kobiety „muszą” wybierać między byciem dobrą matką a własną niezależnością finansową, a mężczyzn „jakby” problem nie dotyczy.
No to teraz chętnie usłyszałabym, jak się wytłumaczysz z tego, że w kontekście zajmowania się małym dzieckim kosztem własnej niezależności finansowej i kariery mówisz tylko o kobietach :-)
Pozdrawiam
Przepraszam za literówkę w Twoim nicku LFCFan :-) w komentarzu wyżej.
Witaj Pawle,
Piszesz: „Niezależność finansowa jest podstawą do podejmowania świadomych decyzji w życiu”.
Wynika z tego, że będąc niezależny finansowo nie mogę podejmować świadomych decyzji w życiu. Mój punkt widzenia jest taki, że będąc zależny finansowo, też mogę podejmować świadome decyzję, jak np. decyzję o uniezależnieniu finansowym od partnerki czy też rodziny.
Jako że jest to blog edukacyjny, pozwolę sobie zwrócić Ci uwagę na kilka aspektów Twojej wypowiedzi.
W swojej wypowiedzi używasz podmiotu 'my’ : „my pokochamy”, „nasze uczucie”, „z nami życie”, „podejmujemy”. Jak np. „Nikt nie chce być narzędziem do rozwiązywania problemów innych ludzi”. Z własnego doświadczenia widzę, że jest wiele na tym świecie osób, które chętnie zajmują się problemami innych ludzi – co gorsza – czasami wbrew ich woli.
Mógłbyś częściej używać formy 'ja’, jak np.
„myślę, że jedynie w przypadku planowania wspólnych wydatków (oczywiście zarówno tych codziennych, jak i tych strategicznych) kwoty są istotne.”.
Dzięki temu łatwiej będę mógł się odnosić do Twoich (a nie naszych) wypowiedzi w przyszłości. Mam wrażenie, że przesadne używanie formy „my”, „nasze” powoduje generalizowanie, a ten blog służy głównie do dzielenia się własnymi doświadczeniami i spostrzeżeniami.
Pozdrawiam,
Jakub
Oczywiście w drugiej linijce powinno być „Wynika z tego, że będąc zależnym finansowo”
Alex,
Ok w takim razie precyzuje pytanie: jakie intencje przypisujesz kawałku mojej wypowiedzi cyt” “…za co dołączył do grona “czepialskich
skoro w reakcji na to zaprezentowales story o mylnym poleganiu na pierwszym wrażeniu.- poza walorami edukacyjnymi tej historii nie widze glebszego sensu aby łączyć ją z moja wypowiedzią.
Wydaje mi sie że mylnie odczytałeś moje intencje.Użyłem dokładnie twojego wyrażenia które ze zdania „Musiałbym być bardzo czepialski….) które jak rozumiem zostało wykorzystane w znaczeniu:
nasze poglądy troche się różnią ale różnice te nie są na tyle istotne aby kruszyć o to kopie (polemizowac) – oczywiscie potrafie sobie wyobrazic jeszcze kilka innych interpretacji tych slow i pewnie jakby powiedziala to inna osboa odebralbym to inaczej.
Poniewaz LCFAN mimo wszystko wszedł w polemike dołączył do grona „czepialskich” – i to tyle. Wiec historie zachowam w pamieci ale z mojej perspektywy wyglada to torche tak że wlasnie strzeliles sobie w stopy ;-) (sugerujesz historyjką, że wykorzystałem słowo czepialski niezgodnie z twoja intecja – (jestem wlasciwie ciekawy z jaka wg ciebie) – choć uważam
że tu akurat postrzeganie mamy identyczne). Tak teraz myśle ze chyba powinienem od razu zapytać: co dokładnie miałeś na myśli zamieszczając wspomnianą historie z dzikiego zachodu?
z pozdrowieniami
Avigayil,
“Uderza mnie jednak to, że pisząc o wychowywaniu dzieci i związanych z tym dylematach wyboru “rodzina czy kariera” cały czas mówisz o matce, tak jakby zajmowanie się małym dzieckiem (także tym tuż po porodzie) i związane z tym dylematy zawodowe stanowiły wyłącznie domenę kobiet. A gdzie w tym wszystkim ojciec? Czy ojcowie dalej zachowują prawo do rozwoju swojej kariery i nie dotyczy ich dylemat typu: “ile czasu na moją pracę, a ile czasu dla mojego dziecka”?”
Idealnie by bylo gdyby zarowno matka jak i ojciec mogli zajmowac sie dzieckiem. Mysle jednak, ze w naszej rzeczywistosci nie moze to byc zbyt czesto realizowane. Zwykle ktos musi pracowac na utrzymanie rodziny. W pierwszych miesiacach zycia, zwlaszcza kiedy matka karmi, wybór jest raczej oczywisty. Jesli mowimy o wieku przedprzeczkolnym to wszystko zalezy od finansow :). Gdyby zona zarabiala tyle ile ja a ja tyle ile ona to na pewno ja bym sie dziecmi zajmowal. Biorac pod uwage moj charakte zaryzykowalbym twierdzenie, ze dzieci gorzej by na tym wyszly ale na szczescie nigdy sie nie dowiemy czy mam racje ;)
“Wiesz nie wystarczy porzucenie przez matkę, żeby dziecko zostało same, jest jeszcze ojciec i on też może przejąć opiekę nad dzieckiem w pierwszych latach jego życia (a także miesiącach i tygodniach), o ile oczywiście się poczuwa do tego.”
Moze a nawet powinien w takiej sytuacji podjac opieke nad dzieckiem.
“Mi osobiście nie wystarcza też partner entuzjastycznie reagujący na porządek w domu Mówiąc szczerze nawet nie oczekuję, że będzie okazywał entuzjazm, że mu upiorę i ugotuję. Domyślasz się dlaczego?“
Tak :) Twoj model idealnego faceta rozni sie bardzo ode mnie, a i Ty nie jestes moim idealem kobiety :). Mozemy jednak z tym zyc, nieprawdaz? ;)
“Dylematy “kariera-dziecko”, które ma wiele kobiet, nie wynikają z praw natury, małym dzieckiem (także niemowlęciem) może zająć się dorosły i odpowiedzialny człowiek bez względu na płeć.”
Tak, tylko ze np. kobiety maja wiecej cierpliwosci do dzieci niz mezczyzni.
“Tak to jakoś jednak “się zrobiło”, że kobiety “muszą” sobie odpowiadać na to pytanie, a mężczyźni, jak najbardziej aktywnie uczestniczący w płodzeniu dziecka, kompletnie “nie muszą” stawiać sobie takich pytań.”
Tak bylo od zawsze wiec nie wiem dlaczego piszesz “sie zrobilo”. Poobserwuj sobie swiat zwierzat i zobacz jak czesto samiec opiekuje sie mlodymi a jak czesto samce. Oczywiscie mozna na tym obszarze walczyc z natura jak sie ma na to ochote ale ja np. w ogole nie czuje takiej potrzeby.
“W ten sposób kobiety “muszą” wybierać między byciem dobrą matką a własną niezależnością finansową, a mężczyzn “jakby” problem nie dotyczy.”
Jakbys przestala myslec o sobie i partnerze w kategoriach “ja” i “on” a zaczela jako “my” mogloby sie okazac, ze WY macie niezaleznosc finansowa a Ty jestes dobra matka. Zniknal by wiec problem tego okropnego wyboru. :)
“No to teraz chętnie usłyszałabym, jak się wytłumaczysz z tego, że w kontekście zajmowania się małym dzieckim kosztem własnej niezależności finansowej i kariery mówisz tylko o kobietach :)”
Hehehe, rozumiem, ze moge sie spodziewac dalszego ostrzalu? ;)
Pozdrawiam,
LFCFan
Jurek
Już wiem, dlaczego podczas dzisiejszego marszu lekko utykałem na prawą nogę :-)
Powiązałem Twoje „czepialski” z problemem jaki mieliśmy ze sposobem wypowiedzi LFCFan, zwłaszcza, w kontekście zdania, które użyłeś, zamiast zapytać :-)
Punkt dla Ciebie, a ja idę jeszcze raz przeczytać sobie tę historię o kowboju :-) :-)
LFCFan
Napisałeś: „Poobserwuj sobie swiat zwierzat i zobacz jak czesto samiec opiekuje sie mlodymi a jak czesto samce. Oczywiscie mozna na tym obszarze walczyc z natura jak sie ma na to ochote ale ja np. w ogole nie czuje takiej potrzeby.”
Jakie jeszcze wzorce ze świata zwierząt jesteś gotów zaakceptować dla postępowania ludzi. Wybieranie tylko kilku i wykorzystywanie ich jako argumentu to jest słabe.
Pozdrawiam
Alex
LFCFan,
„Hehehe, rozumiem, ze moge sie spodziewac dalszego ostrzalu?”
Ostrzału nie, raczej powtórnej prośby o wyjaśnienie :-)
Twoja odpowiedź na moje pytania pozwala mi co najwyżej upewnić się, że trafnie zrozumiałam Twój idealny model rodziny i podział obowiązków. I gdybyś poprzestał na stwierdzeniu, że taki jest Twój preferowany styl życia, bo jest Ci z tym dobrze, wygodnie, fajnie itp. to byłoby ok.
Rzecz w tym, że taki model przedstawiasz jako stan naturalny. Kobieta która chce innego podziału opieki nad dzieckiem i obowiązków domowych, walczy zatem Twoim zdaniem, z naturą. (Na marginesie do Twojego przykładu ze zwierzętami: co ma do rzeczy zachowanie zwierząt i w jaki sposób „naturalne” zachowania zwierząt miałyby mówić cokolwiek o „naturze” człowieka?)
Piszesz, że kobiety mają więcej cierpliwości do dzieci niż mężczyźni, a także, że dzieci źle wyszłyby na Twojej opiece z powodu Twojego charakteru. W jednym z poprzednich komentarzy jednocześnie krytycznie pisałeś o kobietach porzucających dzieci. Stosujesz podwójny standard do oceny zachowań ojców i matek: Ty możesz nie czuć się zdolny do sprawowania bezpośredniej opieki nad własnym dzieckiem i nie masz do siebie o to pretensji, ale kobieta, która nie ma ochoty się nim zajmować zasługuje na negatywną ocenę. Już pominę fakt, że przykłady kobiet które nie chcą mieć dzieci czy też porzucają własne, świadczy o tym, że nie wszystkie kobiety z natury są takie cierpliwe wobec dzieci.
I wreszcie, zamiast poważnych wyjaśnień, robisz przytyki do mojej osoby, sprowadzając cały problem do kwestii mojej „błędnej świadomości”:
„Jakbys przestala myslec o sobie i partnerze w kategoriach “ja” i “on” a zaczela jako “my” mogloby sie okazac, ze WY macie niezaleznosc finansowa a Ty jestes dobra matka. Zniknal by wiec problem tego okropnego wyboru.”
MY możemy mieć niezależność finansową także dzięki mojej pracy, a mężczyzna może być dobrym ojcem także pozostając w domu.
Dalej więc pytam: dlaczego dobra matka musi zostać w domu z dzieckiem, a dobry ojciec nie musi?
Pozdrawiam
Avigayil
P.S. Natychmiast zrezygnuję z dalszego ostrzału, jak tylko- zamiast brnąć w dalsze próby usprawiedliwania naturalności i oczywistości Twojego stylu życia – po prostu szczerze odpowiesz dlaczego wolisz pracować zarobkowo i wnosić do związku wspólną niezależność finansową niż zajmować się dziećmi, mimo że przecież są rozkoszne :-). Jednym słowem mówiąc, co takiego jest w zarabianiu pieniędzy, że masz do tego cierpliwość, a nie masz do własnego potomostwa, choć przecież pozwala rozwijać różnego typu umiejętności komunikacyjne itp. ;-)?
P.P.S. Acha, argument o niższych zarobkach żony mnie nie przekonuje. Rozumiem, że świadomie ożeniłeś się z partnerką, która zarabia mniej niż Ty i świadomie poszukiwałeś partnerki, która zechce być w domu, gdy Ty będziesz pracował zawodowo.
P.P.P.S. I jeszcze jedno: nie kwestionuję Twojego prawa do życia w sposób jaki Ci odpowiada, a jedynie generalizujące stwierdzenia o jego ogólnej naturalności i oczywistości.
Alexie,
„Jakie jeszcze wzorce ze świata zwierząt jesteś gotów zaakceptować dla postępowania ludzi.”
Takie, ktore sprzyjaja rozwojowi ludzkosci, a nawet pozwolily jej przetrwac.
„Wybieranie tylko kilku i wykorzystywanie ich jako argumentu to jest słabe.”
Zaprawde pieknie to ujales – z taka lekkoscia potrafisz sparowac argument nie wdajac sie w dyskusje.
Avigayil,
“Na marginesie do Twojego przykładu ze zwierzętami: co ma do rzeczy zachowanie zwierząt i w jaki sposób “naturalne” zachowania zwierząt miałyby mówić cokolwiek o “naturze” człowieka?”
Jesli zapomniec, ze wyewoluowalismy od malp czlekoksztaltnych gdzie samice opiekuja sie potomstwem to pewnie nic :).
“Ty możesz nie czuć się zdolny do sprawowania bezpośredniej opieki nad własnym dzieckiem i nie masz do siebie o to pretensji, ale kobieta, która nie ma ochoty się nim zajmować zasługuje na negatywną ocenę.”
Tak wlasnie jest. Dla mnie najcenniejsza cecha kobiety jest to, ze moze byc matka. Jesli nia nie chce byc traci w moich oczach jako zyciowa partnerka. Jest jednak pelno facetow, ktorzy takich kobiet szukaja wiec nie ma chyba o co kruszyc kopie.
“Już pominę fakt, że przykłady kobiet które nie chcą mieć dzieci czy też porzucają własne, świadczy o tym, że nie wszystkie kobiety z natury są takie cierpliwe wobec dzieci.”
Swiadczy to wg. mnie tylko o tym, ze patologie sie zdarzaja.
“I wreszcie, zamiast poważnych wyjaśnień, robisz przytyki do mojej osoby, sprowadzając cały problem do kwestii mojej “błędnej świadomości”:
“Jakbys przestala myslec o sobie i partnerze w kategoriach “ja” i “on” a zaczela jako “my” mogloby sie okazac, ze WY macie niezaleznosc finansowa a Ty jestes dobra matka. Zniknal by wiec problem tego okropnego wyboru.”
MY możemy mieć niezależność finansową także dzięki mojej pracy, a mężczyzna może być dobrym ojcem także pozostając w domu. “
Nie mialem na mysli robic Ci przytykow. W poscie napisalas o kobiecie, ktora ma okropny wybór przed soba. Jakbys napisala o mezczyznie majacym taki problem to bym wlasnie napisal to co Ty sugerujesz.
“Dalej więc pytam: dlaczego dobra matka musi zostać w domu z dzieckiem, a dobry ojciec nie musi?”
Zdarzaja sie sytuacje, ze zona jest w stanie utrzymac meza z dzieckiem ze swoich dochodow i wtedy dobry ojciec zostaje z dzieckiem. W wiekszosci przypadkow albo rodziny w ogole nie moga sobie pozwolic na to aby jedno z malzonkow nie pracowalo albo pracowac musi maz (i wtedy dobra mama zostaje z dzieckiem).
“Natychmiast zrezygnuję z dalszego ostrzału, jak tylko- zamiast brnąć w dalsze próby usprawiedliwania naturalności i oczywistości Twojego stylu życia – po prostu szczerze odpowiesz dlaczego wolisz pracować zarobkowo i wnosić do związku wspólną niezależność finansową niż zajmować się dziećmi, mimo że przecież są rozkoszne.”
Szczera odpowiedz juz padla. Uwazam, ze moja zona zajmuje sie dziecmi lepiej ode mnie. Obawiam sie jednak, ze nie o taka odpowiedz Ci chodzilo, wiec prosze naprowac mnie co chcialabys przeczytac.
“Jednym słowem mówiąc, co takiego jest w zarabianiu pieniędzy, że masz do tego cierpliwość, a nie masz do własnego potomostwa, choć przecież pozwala rozwijać różnego typu umiejętności komunikacyjne itp.”
Potrafie dobrze zarabiac pieniadze a wg mnie opieka nad dziecmi jest trudniejsza niz praca. Zona twierdzi inaczej wiec jestesmy szczesliwi z rolami jakie mamy.
“Acha, argument o niższych zarobkach żony mnie nie przekonuje. Rozumiem, że świadomie ożeniłeś się z partnerką, która zarabia mniej niż Ty i świadomie poszukiwałeś partnerki, która zechce być w domu, gdy Ty będziesz pracował zawodowo.”
Na zgadywaniu pieniedzy bys chyba nie zrobila. Jak sie zenilem z moja zona zarabialem mniej niz ona. Jak sie poznalismy ja nie pracowalem, mieszkalismy u jej rodzicow i zylismy z jej skromnej pensji (mialem wtedy 28 lat :) ) ale wiekszosc utrzymania spoczywala na brakach moich przyszlych tesciow. Jednym slowem gdyby ona stosowala podejscie do zwiazku preferowane przez Alexa to bym pewnie dalej szukal zony ;) Po prostu pokochalismy sie i znajac nasze systemy wartosci bylismy przekonani, ze bedziemy szczesliwi. Wychodzi nam jak do tej pory :)
“I jeszcze jedno: nie kwestionuję Twojego prawa do życia w sposób jaki Ci odpowiada, a jedynie generalizujące stwierdzenia o jego ogólnej naturalności i oczywistości.”
Ciezko chyba podwazyc, ze cos co funkcjonowalo od dziesiatek tysiecy lat i funkcjonuje nadal nie jest naturalne. Odejscie od tego schematu uwazam po prostu za niebezpieczne. Ale oczywiscie kazdy moze sobie w rodzinie eksperymentowac nowe podejscie choc ja do tego namawiac na pewno nie bede.
Pozdrawiam,
LFCFan
Doprecyzowanie:
W popoprzednim poscie piszac:
“Już pominę fakt, że przykłady kobiet które nie chcą mieć dzieci czy też porzucają własne, świadczy o tym, że nie wszystkie kobiety z natury są takie cierpliwe wobec dzieci.”
Swiadczy to wg. mnie tylko o tym, ze patologie sie zdarzaja.
Odnosilem sie do porzucania dzieci choc pewnie sa przypadki, kiedy matke mozna usprawiedliwic.
@Jurek
„Miiło jest widziec ze jest jeszcze ktos o zbliżonych poglądach (rożnych od gospodarza ), mialem cos odpisać PAniSmok ale widze ze LCFAN skutecznie wykorzystal wolną przesttrzeń za co dołączył do grona “czepialskich”.”
Możesz mi wytłumaczyć co miałeś na myśli? Odbieram to jako insynuację, że LFCFan został upomniany, ponieważ nie podzielał poglądów Alexa.
@LFCFan
Wygląda na to, że Avigayil nie daje się złapać na twój „styl” dyskusji. Szkoda, że nie dysponuję ani internetem ani wystarczającą ilością czasu by się włączyć do dyskusji aktywnie, więc będzie trochę pobieżnie, dlaczego nie lubię twojego stylu wypowiedzi.
Ponownie widzę, że w momencie gdy ktoś Ci zadaje pytanie, unikasz go zmieniając temat albo sugerujesz inną interpretację tego co powiedziałeś. Ostatnio gdy ktoś próbował mimo wszystko wyciągnąć z Ciebie odpowiedź na zadane pytanie to uznałeś to za obijanie kijem. Teraz sugerujesz „ostrzał”.
„””
“Mi osobiście nie wystarcza też partner entuzjastycznie reagujący na porządek w domu Mówiąc szczerze nawet nie oczekuję, że będzie okazywał entuzjazm, że mu upiorę i ugotuję. Domyślasz się dlaczego?“
Tak Twoj model idealnego faceta rozni sie bardzo ode mnie, a i Ty nie jestes moim idealem kobiety . Mozemy jednak z tym zyc, nieprawdaz?
„””
Czy uważasz to za odpowiedź na pytanie? Zastanawiam się, czy nie zrozumiałeś, co autorka miała na myśli ,czy świadomie zrobiłeś wycieczkę osobistą informującą czytelniczkę, że nie jest w twoim typie.
Czy jesteś świadom czemu twoje komentarze wywołują emocjonalne reakcje?
„Jakbys przestala myslec o sobie i partnerze w kategoriach “ja” i “on” a zaczela jako “my” mogloby sie okazac, ze WY macie niezaleznosc finansowa a Ty jestes dobra matka.”
„Pokonaj ignorancje i sprawdz”
„””
“Nie podchodzę do życia ze śmiertelną powagą. Sprawdza się ”
Do polemiki chyba tez nie ale wg mnie to sie juz nie sprawdza.
„””
„Sa mezczyzni, ktorzy kury domowe cenia duzo bardziej niz kobiety probujace dorownac mezczyznom w biznesie.”
Zauważasz ile rzeczy po drodze sugerujesz? Mam coraz częściej wrażenie, że robisz to świadomie by kogoś „ustrzelić”. Zwykle obrywa się kobietą, które są „gorsze” od mężczyzn, mają obowiązki macierzyńskie „ustalone przez naturę” i „próbują dorównać mężczyzną”.
Nie bierz przykładu personalnie. Próbują skondensować tą retorykę, można by stwierdzić:
„jakbyś przestał żyć świecie swoich domysłów, może byś pokonał ignorancje i zamiast próbować dorównywać Alexowi retoryką, zauważyłbyś, że wystarczy oprzeć dyskusję o fakty”. Widzisz podobieństwo? Jak byś odebrał taki komentarz?
Przeanalizujmy jeden komentarz:
„Na swoim przykladzie wiem, ze dla rodzica, ktory kocha swoje dzieci ich dobro jest najwazniejsze. Jestem przekonany, ze Twoja mama uznala, ze najlepiej dla Ciebie będzie gdy ktos inny zajmie sie opieka nad Toba ale przez to stawianie jej jako wzoru matki uwazam za przesade.”
Jak odczytać taki komentarz? Czy sugerujesz, że matka, która zostawia dziecko do opieki nie kocha dziecka, albo nie uważa ich dobra za najważniejsze? Nie, nie piszesz tak, jednak przytaczasz ten przykład. Zauważasz, że takie odczytanie jest całkiem prawdopodobne i pośrednio osoba z którą dyskutujesz została właśnie zdyskredytowana? Odnośnie samej merytoryki zastanawiam się, co uznasz za ważniejsze? Przebywanie przez rodzica 24h w tym samym mieszkaniu, czy świadomość dziecka, że zawsze może na rodzica liczyć, porozmawiać z nim gdy ma problem? Wracamy w ten sposób do postu 10% / 100%.
Poprzednim razem stwierdziłem, że dalsza dyskusja nie ma sensu po twoim komentarzu:
„Jesli mnie przekonasz, ze one sa krzywdzace czyli nieprawdziwe to oczywiscie tak zrobie.”
Kobieta mówi Ci, że reprezentujesz krzywdzące ją (w szczególności) opinie a ty w odpowiedzi każesz jej to udowodnić? I znów manipulujesz faktem, zamieniając krzywdzące na nie prawdziwe. Drobiazg ale istotny w odbiorze.
Podsumowując forsujesz swoje opinie jakby były faktami, nie dostarczasz dowodu i oczekujesz że to inni udowodnią, że nie masz racji. Masz częściową racje (jak każdy) w paru punktach ale styl, który preferujesz uważam za niesmaczny i utrudniający merytoryczną dyskusję. Jak jesteś zainteresowany dalszą dyskusją na ten temat to wrócę do niej w październiku lub listopadzie, bo sporo czasu wymaga przytoczenia wielu fragmentów twoich wypowiedzi by przedstawić to dokładniej. A sam wcześniej stwierdziłeś, że czasem się w nich gubisz.
Pozdrawiam,
Krzyś
Krzysztofie Kowalczyku,
“Wygląda na to, że Avigayil nie daje się złapać na twój “styl” dyskusji. Szkoda, że nie dysponuję ani internetem ani wystarczającą ilością czasu by się włączyć do dyskusji aktywnie”
Wielka szkoda :(
“, więc będzie trochę pobieżnie,”
Rozumiem
“dlaczego nie lubię twojego stylu wypowiedzi.”
Bardzo jestem ciekawy Twojej opinii :)
“Teraz sugerujesz “ostrzał””
Widze, ze nie wszyscy zrozumieli zarcik ale to niestety moja wina. Nie powinienem zakladac, ze wszyscy ludzie maja poczucie humoru na moim poziomie.
““Mi osobiście nie wystarcza też partner entuzjastycznie reagujący na porządek w domu Mówiąc szczerze nawet nie oczekuję, że będzie okazywał entuzjazm, że mu upiorę i ugotuję. Domyślasz się dlaczego?“
Tak Twoj model idealnego faceta rozni sie bardzo ode mnie, a i Ty nie jestes moim idealem kobiety . Mozemy jednak z tym zyc, nieprawdaz?
“””
Czy uważasz to za odpowiedź na pytanie? “
Tak :). Pytanie bylo “Domyślasz się dlaczego?“, a moja odpowiedz “Tak”. Nie zauwazyles?
“Zastanawiam się, czy nie zrozumiałeś, co autorka miała na myśli ,czy świadomie zrobiłeś wycieczkę osobistą informującą czytelniczkę, że nie jest w twoim typie.”
W dalszej czesci swojej wypowiedzi napisalem czego sie domyslilem. Nie uwazam, ze poczynilem jakiekolwiek wycieczki osobiste.
“Zauważasz ile rzeczy po drodze sugerujesz?”
Tak
“Mam coraz częściej wrażenie, że robisz to świadomie by kogoś “ustrzelić”.”
Zdefiniuj prosze co oznacza “ustrzelic” abym mogl sie odniesc do tego fragmentu.
“Zwykle obrywa się kobietą, które są “gorsze” od mężczyzn”
Nie zgodze sie z Toba, ze sa “gorsze”. Wg mie sa lepsze!
“, mają obowiązki macierzyńskie “ustalone przez naturę””
Z tym sie zgadzam
“ i “próbują dorównać mężczyzną”.”
Niektore.
“Nie bierz przykładu personalnie. Próbują skondensować tą retorykę, można by stwierdzić:
“jakbyś przestał żyć świecie swoich domysłów, może byś pokonał ignorancje i zamiast próbować dorównywać Alexowi retoryką, zauważyłbyś, że wystarczy oprzeć dyskusję o fakty”. Widzisz podobieństwo?”
Nie
“Jak byś odebrał taki komentarz?”
Pierwsza mysl: przeintelektualizowany belkot.
“Przeanalizujmy jeden komentarz:
“Na swoim przykladzie wiem, ze dla rodzica, ktory kocha swoje dzieci ich dobro jest najwazniejsze. Jestem przekonany, ze Twoja mama uznala, ze najlepiej dla Ciebie będzie gdy ktos inny zajmie sie opieka nad Toba ale przez to stawianie jej jako wzoru matki uwazam za przesade.”
Jak odczytać taki komentarz?”
Najlepiej ze z rozumieniem.
“Czy sugerujesz, że matka, która zostawia dziecko do opieki nie kocha dziecka, albo nie uważa ich dobra za najważniejsze? Nie, nie piszesz tak, jednak przytaczasz ten przykład.”
Przykro mi ale kompletnie nie wiem o co Ci chodzi.
Zauważasz, że takie odczytanie jest całkiem prawdopodobne i pośrednio osoba z którą dyskutujesz została właśnie zdyskredytowana?
Nie rozumiem co wyczytales wiec nie moge odpowiedziec na to pytanie.
“Odnośnie samej merytoryki zastanawiam się, co uznasz za ważniejsze? Przebywanie przez rodzica 24h w tym samym mieszkaniu, czy świadomość dziecka, że zawsze może na rodzica liczyć, porozmawiać z nim gdy ma problem?”
Dziwne wybory mi dajesz. Ktory rodzic chcialby w mieszkaniu siedziec 24h (zalozylem, ze n adobe, nie chce sie dopytywac aby niepotrzebnie nie przedluzac tej polemiki)? Dlaczego musze wybierac miedzy tym, ze rodzic z dzieckiem jest a tym, ze dziecko moze liczyc na rodzica? Ja wybieram opcje trzecia – rodzice sa z dzieckiem, ktore moze na nich liczyc.
“Wracamy w ten sposób do postu 10% / 100%”
Ja zostaje na razie tu.
“Poprzednim razem stwierdziłem, że dalsza dyskusja nie ma sensu po twoim komentarzu:
“Jesli mnie przekonasz, ze one sa krzywdzace czyli nieprawdziwe to oczywiscie tak zrobie.”
Kobieta mówi Ci, że reprezentujesz krzywdzące ją (w szczególności) opinie a ty w odpowiedzi każesz jej to udowodnić? I znów manipulujesz faktem, zamieniając krzywdzące na nie prawdziwe. Drobiazg ale istotny w odbiorze.”
Przykro mi ale wg mnie jesli opinia jest prawdziwa to nie jest krzywdzaca. Z pewnoscia od tamtego czasu znalazles juz jakas definicje, ktora wyprowadzi mnie z bledu, prawda?
“Podsumowując forsujesz swoje opinie jakby były faktami, nie dostarczasz dowodu i oczekujesz że to inni udowodnią, że nie masz racji.”
Uwazam, ze przesadzasz.
“Masz częściową racje (jak każdy) w paru punktach ale styl, który preferujesz uważam za niesmaczny i utrudniający merytoryczną dyskusję.”
Twoja opinie uwazam za krzywdzaca :).
“Jak jesteś zainteresowany dalszą dyskusją na ten temat to wrócę do niej w październiku lub listopadzie, bo sporo czasu wymaga przytoczenia wielu fragmentów twoich wypowiedzi by przedstawić to dokładniej.”
Nie moge sie juz jesieni w takim razie doczekac. Dziekuje, ze chcesz mi tyle czasu poswiecic.
“A sam wcześniej stwierdziłeś, że czasem się w nich gubisz.”
Masz racje, zdarzylo sie ;)
Pozdrawiam Krzysiu,
LFCFan
Krzysztofie Kowalczyku, takie insynuacje w ogle mnie nie interesuja. W tym przypadku sprawa jest dość jasna dlaczego LCFAN został upomniany – chodzi o „osobiste wycieczki” i również uważam że sie w tym obszarze zagalopował. Wiec nie wiem skąd pomysł, że pomyslałem inaczej? Kwestie a w zasadzie geneze uzycia w mojej wypowiedzi slowa czepialski wyjaśniałem komentarz wyżej. Jezeli chodzi o reszte mojej wypowiedzi: ..ktoś o zbliżonych poglądach – wydaje mi sie ze podobnie z LFCfan’em doceniamy trud kobiet jaki wkładaja w wychowywanie potomstwa i nie traktujemy ich gorzej daltego ze wybrały iz wola być z swoimi dziećmi niz pracować (zakładam ze obaj zakladamy model, ze rodzine stac na taki ruch jak i na opiekunke i mowimy o calkowicie swiadomym wyborze jaki dokonuja). NAstepnie wstawka „różnych od gospodarza” – podkreślam tylko fakt że moje i LCFANA poglądy różnia sie jak sie słusznie domyślasz od poglądów Alexa chocby w sprawie ujawniania wysokosci zarobków.
Faktycznie jest tak że czesciej dominuja na tym blogu poglady spójne z koncepcjami Alexa i dlatego to byla w mojej ocenie kwestia warta podkreslenia zwłaszcza przy tak rozbudowanym wątku a nie sugestia, że jest to powod do jakiejs kary. To czy Alex probuje dyskryminować/pacyfikować osoby o innych poglądach to sprawa Alexa, od razu dodam że chyba nie jest tak źle skoro odmienny punkt widzenia pojawia sie dość często – bo chyba o to generalnie chodzi w zaproszeniu do dyskusji ? (Choć mozna zaobserwowac że pojawiają sie w takich przypadkach pytania uzupelniajace aby sprawdzic czy druga strona dobrze rozumie jego stanowisko i aby przy okazji zabezpieczyć teren przed próbami wypaczania i manipulacji – nic złego w tym nie ma).
Strach pomysleć co by sie tu działo gdyby Alex zaczął mieć usposobienie „punishera” – kto wie czy nie zwiekszyła by sie „oglądalność blogu” w myśl zasady chleba i igrzysk ale taki blog po jakims czasie zamieniłby sie w „cos” z czym jestem przekonany Alex nie chce mieć nic wspólnego (a ja nie umieszczałbym komentarzy). Czy moje wyjaśnienia wyczerpują temat?
Jurku,
„zakładam ze obaj zakladamy model, ze rodzine stac na taki ruch jak i na opiekunke i mowimy o calkowicie swiadomym wyborze jaki dokonuja”
Dobrze zakladasz :)
Dziekuje Ci za wsparcie ;)
Pozdrawiam,
LFCFan
@Jurek
Twoje wytłumaczenie uważam za wyczerpujące, dziękuje :)
Mam pytanie do Alexa i Moniki:
Co rozumiecie dokładnie przez „nigdy przenigdy nie mieszajcie działań
dobroczynnych z relacją damsko męską” Czy możecie podać jakiś przykład?
Alex, nie bardzo rozumiem niektóre Twoje pytania więc pozwolę sobie to pominąć, na pewno już sam zapomniałeś co Cię zaintrygowało w mojej wypowiedzi. Odpowiem na to co rozumiem, bez głębszego wnikania w zawiłości.
Napisałeś: „Co mój postulat ma wspólnego z Don Juanem”
Więc dokonałem polaryzacji przymiotów Don Juana i Casanovy. Dualizm jest tu
oczywiście niedoskonałym uproszczeniem jednak ograniczenie pomocy dla kobiety jest cechą która bliska jest postawie Don Juana. Jego stereotypowym celem jest jak jak sądzę uwodzenie kobiet i krótkie płytkie romanse. Z tego co piszesz nie odpowiada to Twojej postawie wobec kobiet więc wskazując osobę Don Juana chodzi mi bardziej o kierunek polaryzacji niż rzeczywistą ostateczną postawę.
Piszesz: [..] nie mam nic przeciwko interesowaniu się niepotrafiącymi się utrzymać kobietami w wieku 20-24 lat :-) [..] mówimy o wchodzeniu w poważniejszą relację [..]
Myślę, że chodzi Ci o nawiązanie relacji doświadczony-wzrastająca. Natomiast z kobietami można wchodzić w różne relacje np: ojcjec-córkokochanka, syn-matkokochanka, mąż-kochanka, mąż-matkobizneswomen, mąż-żona (itd) gdzie wskazana para archetypów jest wiodąca w związku. To też są poważne związki. Mało tego, związki zmieniają swój koloryt w trakcie trwania (i po rozstaniu również). Do tego dochodzi kwestia, że kobieta nie może być żoną-matką-kochanką-powierniczką bo nie sprosta takim oczekiwaniom. Mężczyźnie (do spełnienia? zastanówmy się ;-)) potrzeba kilku kobiet, najlepiej jakby ta od seksu była również jego żoną i matką ich dzieci. Do tego dochodzą związki (relacje) z prostytutkami co wyżej pominąłem. Postulując, że nie można wejść w związek z kobietą, która nie potrafi się utrzymać zdradzasz swoje oczekiwania wobec kolejnego (być może równoległego do trwających) związków-relacji. Przez wielu byłeś (błędnie) zrozumiany w ten sposób, że żona która urodzi i „nie potrafi się utrzymać” nie pretenduje do nazwania jej partnerką. Wiesz, wychodząc od znaczenia słowa partner trzeba powiedzieć, że jest to osoba podobnie wykształcona, zarabiająca mająca podobne oczekiwania i wartości, podobny status materialny itd. Warto dodać, że wielu mężczyzn zakochało się w słowie partnerka i oczekuje od swoich kobiet zachowań partnerskich. Ale żona to niekoniecznie partnerka czy kochanka. Czy nie lepiej było by się zapytać ile i jakich potrzebujesz kobiet aby się spełnić jako mężczyzna? Na pewno jedna z nich jest ta, która spełni oczekiwania – musi się utrzymać. Zapomnij przy tym, że jedna kobieta potrafi dać wszystko (bądź wiele) bo wydaje mi się, że przyjmujesz takie założenie.
Witam,
niestety nie miałam czasu na przeczytanie wszystkich wypowiedzi, ale chciałabym odnieść się do tej części dyskusji, która dotyczy kobiet będących z dzieckiem w domu i nie pracujących. Dotyczy mnie to osobiście, więc temat jest mi bliski. Jestem mamą dwuletniego chłopca, obecnie na urlopie wychowawczym, aczkolwiek z różnymi perypetiami. Gdy szłam na macierzyński i wychowawczy zakładałam około roczny pobyt w domu. Po około pół roku zaczęłam szukać sobie dodatkowej pracy w domu i zaczęłam tłumaczyć artykuły z angielskiego na polski. Niestety współpraca się skończyła po 3 miesiącach, bo nie dało się dogadać (firma polska z siedzibą w GB). Dzwonili do mnie, omawialiśmy nowe projekty i zadania, potem cisza przez kilka tygodni. Potem zrezygnowałam z pracy, ale uczyłam się w domu grafiki z książek i tutoriali. Gdy mój syn miał rok i 2 miesiące, postanowiliśmy, że wrócę do pracy. Okazało się jednak, że nie mogę wrócić na moje poprzednie stanowisko, a to co mi proponowano specjalnie mnie nie interesowało. Postanowiłam poszukać nowej pracy jeszcze zanim zdecyduję się na powrót do starej. No i udało się. Po dwóch tygodniach znalazłam pracę w agencji reklamowej. I tu właśnie zaczęły się schody. Pracowałam na umowie o dzieło na 3 miesiące, potem miała być praca stała. Po drugim miesiącu moje dziecko zachorowało i znaleźliśmy się w szpitalu. Ja z nim zostałam. Po szpitalu nie było mowy o powrocie dziecka do żłobka, przez najbliższe kilka tygodni. No i … straciłam pracę. A wierzcie mi, byłam bardzo szczęśliwa, że zaczęłam zarabiać, czułam się jak dorosła osoba i mogłam przebywać z dorosłymi. Potem zatrudnił mnie kolega mojego kolegi jako grafika. Praca w domu. Poszliśmy na układ i zatrudnił mnie i wysłał na wychowawczy (straciłam go zrywając umowę ze starą firmą). Niestety… szef miał masę pomysłów, ale zero organizacji i znajomości trendów internetowych i w tej chwili (po ok. 4 miesiącach) po prostu nie mam nic do roboty. Pieniędzy zarobiłam tyle co kot napłakał, a wierzcie mi… robiłam jak wół po nocach. Nadal nie mogę się utrzymać sama, ale bardzo tego pragnę. Teraz chcę założyć własna firmę, już mam dość liczenia na innych.
Dlaczego się tak rozpisałam? Otóż trochę bolesny dla mnie wydaje się osąd, że kobiety będące z dziećmi w domu są skreślone jako osoby nie mogące się utrzymać. To bardzo łatwo powiedzieć, ale mimo wszystko są takie sytuacje w życiu, że mimo największych starań, niektórych rzeczy nie da się przewidzieć. Niestety matki mają gorzej w kwestiach zawodowych. Nigdy nie wiadomo czy dziecko nie zachoruje, czy coś się nie stanie. I najgorsza jest bezsilność, gdy dostaje się wypowiedzenie z powodu braku dyspozycyjności.
Jeśli porównujemy bezdzietne kobiety pracujące oraz matki pracujące w kwestii samodzielnego utrzymania, to jednak nie sposób nie zauważyć, że matki muszą utrzymać nie tylko siebie, ale także i dziecko. Mówię tu o sytuacji, gdy kobieta nie ma partnera (bo chyba tylko w tej sytuacji mówimy o „kandydatce na partnerkę”) i jest do wzięcia. Dużo łatwiej jest się utrzymać samotnej kobiecie bez dziecka, niż samotnej matce z dzieckiem. Nawet nie tyle chodzi o pieniądze co nawet najbardziej podstawową sprawę jaką jest utrzymanie pracy oraz zaangażowanie w nią (patrz. większa szansa na awans). Bezdzietna może ślęczeć w pracy po nocach i mieć lepsze wyniki, matka musi wyrwać sie z pracy punkt 17 żeby odebrać dziecko z przedszkola/szkoły. Przykłady można mnożyć.
Chciałam tylko napisać od siebie i troche opisać swoje własne doświadczenia jako matki i kobiety, która zaczęła pracować mając lat 19. Mam nadzieję, że w końcu uda mi się stanąć na nogi, bo jednak bycie tylko mamą i kura domową (na dodatek zależnej finansowo) jest naprawdę frustrujące.
Pozdrawiam!
LFCFan
Zobacz jak odpowiadasz na moje pytanie (wytłuszczenie moje):
„“Jakie jeszcze wzorce ze świata zwierząt jesteś gotów zaakceptować dla postępowania ludzi.”
Takie, ktore sprzyjaja rozwojowi ludzkosci, a nawet pozwolily jej przetrwac. ”
To ma być poważna wymiana argumentów???
Dalej napisałeś: „Zaprawde pieknie to ujales – z taka lekkoscia potrafisz sparowac argument nie wdajac sie w dyskusje. ”
Pisząc „“Wybieranie tylko kilku i wykorzystywanie ich jako argumentu to jest słabe.” nie parowałem Twojego „argumentu”, lecz zwróciłem Ci uwagę na słabość tego rodzaju argumentacji.
To jest rada, którą możesz wykorzystać w życiu, albo też nie.
Widzisz, przy takim stylu jaki reprezentujesz na tym blogu (na co zwrócili Ci też ostatnio uwagę Avigayil i Krzysztof Kowalczyk) tracę powoli ochotę na dyskutowanie z Tobą uznając to za bezproduktywne marnotrawstwo mojego czasu. Podkreślam jeszcze raz, że nie ma to nic wspólnego z Twoimi poglądami, lecz ze sposobem w jaki na ich temat rozmawiasz. Potraktuj to jako feedback, bo w realnym życiu też może tak być, że masz wartościowe przemyślenia, nad którymi ze względu na styl ich przedstawiania nikt się nie będzie chciał nawet zastanowić. Jak szkodliwy ma to wpływ np. na karierę zawodową nie muszę chyba podkreślać.
Moja ogromna prośba do Ciebie: Jeżeli chcesz tutaj dyskutować, to proszę mniej, często nieładnej, retoryki, więcej poszanowania rozmówcy i merytorycznej wymiany zdań. Jeżeli to zdanie jest dla Ciebie niejasne, to przeczytaj uważnie co obie te osoby napisały Ci ostatnio. Potraktuj prośbę całkiem serio.
Krzysztof Kowalczyk
Piszesz Jurkowi: „Możesz mi wytłumaczyć co miałeś na myśli? Odbieram to jako insynuację, że LFCFan został upomniany, ponieważ nie podzielał poglądów Alexa. ”
Ja odebrałem to dokładnie tak samo, stąd moja reakcja, która okazała się błędna :-)
No cóż, historyjkę o kowboju zawsze warto przeczytać :-)
Jurek
Po wypowiedzi Krzysztofa widzisz, że co najmniej dwie osoby odebrały tamtą wypowiedź jako insynuację. Na to warto zwracać uwagę w komunikacji w realu, bo zgodnie z Prawem Murphy’ego „if anything can go wrong it will” a to może mieć dla nas niekorzystne skutki, zwłaszcza jak ktoś od razu będzie do nas strzelał ostra amunicją. To powiedziawszy podkreślam, że w naszej konkretnej interakcji błąd w 100% leżał po mojej stronie.
Piszesz: „To czy Alex probuje dyskryminować/pacyfikować osoby o innych poglądach to sprawa Alexa, od razu dodam że chyba nie jest tak źle skoro odmienny punkt widzenia pojawia sie dość często – bo chyba o to generalnie chodzi w zaproszeniu do dyskusji ? ”
Dokładnie o to chodzi, ja bardzo cieszę się (serio!!) jeżeli ktoś prezentuje tutaj poglądy odmienne od moich i to z następujących powodów:
1) nie uważam się za wszystkowiedzącego „guru”, a rzeczy które tu opisuję za idealne rozwiązania w każdej sytuacji
2) uważam Czytelników za światłych ludzi, którzy potrafią sobie wybrać to, co jest dla nich dobre, więc im więcej opcji do wyboru tym lepiej
3) widząc poważnie potraktowane poglądy, które są odmienne od moich wielu Czytelników może zobaczyć, że można się z kimś nie zgadzać, ale to przeszkadza w szanowaniu tego człowieka i właściwie takiej postawy powinniśmy oczekiwać w życiu
4) z tego samego powodu wielu Czytelników może zobaczyć, że w towarzystwie na poziomie nie ma nic złego w posiadaniu odmiennych poglądów
Dla mnie jest to istotna wartość dodana i tego nie muszę chyba wyjaśniać.
Dobrze zwróciłeś uwagę na: „..mozna zaobserwowac że pojawiają sie w takich przypadkach pytania uzupelniajace aby sprawdzic czy druga strona dobrze rozumie jego stanowisko i aby przy okazji zabezpieczyć teren przed próbami wypaczania i manipulacji ”
To jest jasne i dokładnie takie mam intencje. Zwróć uwagę, że zazwyczaj w dyskusjach nie staram sie „przekonać” adwersarza, lecz raczej chcę, aby po prostu wyłożył on swoje poglądy precyzyjnie i bez niedomówień mając na względzie punkt 2 tego co napisałem powyżej. To, że sporo osób ma z tym kłopoty, albo interpretuje moją dociekliwość jako atak to inna sprawa, ale przecież to jest blog edukacyjny i zawsze można nauczyć się lepiej.
Zdecydowanie nie mam też mentalności „punishera” :-) choć z drugiej strony kiedy widzę, że czyjeś działania (głównie podawanie nieprawdziwych informacji lub nie szanujący rozmówców styl dyskusji) szkodzą temu blogowi, to po otwartej rozmowie na blogu, kilkakrotnym uprzejmym zwracaniu uwagi i końcowej prośbie nie do odrzucenia :-) rozstaję się z taką osobą jako aktywnie komentującą. Jako „manager” tego miejsca jestem to winien wszystkim tym, którzy dają nam w prezencie swój czas pisząc wiele ciekawych komentarzy, które wzbogacają naszą wiedzę i horyzonty myślowe. W tym roku taki przypadek zdarzył się chyba tylko 2 razy, co biorąc pod uwagę ilość Czytelników i Komentujących jest przecież rzadkim wyjątkiem. W „realu”, kiedy chodzi o naprawdę duże stawki działam o wiele szybciej i bardziej zdecydowanie, no ale jak już wspomniałem, tutaj mamy blog edukacyjny :-)
Stanisław
Najpierw odpowiedź na Twoje pytanie : „Co rozumiecie dokładnie przez “nigdy przenigdy nie mieszajcie działań dobroczynnych z relacją damsko męską” ”
Widzisz, ja jestem człowiekiem, który bardzo chętnie robi coś dla innych ludzi (czego przykładem jest ten blog). W bardzo wielu przypadkach, kiedy widzę (a mam oczy otwarte), że mogę coś zrobić dla danego człowieka, to robię to. To, czego zdecydowanie odradzam to sytuacja, kiedy widzę człowieka (w moim przypadku kobietę) z poważniejszymi problemami i staram się jej w tych problemach pomóc jednocześnie wchodząc w romantyczną relację damsko-męską. Temat wart jest odrębnego postu (jęsli jest zainteresowanie), krótko i w uproszczeniu: ” nikt nie będzie Cię bardziej kochał, bo płacisz za niego czynsz”
Bardzo nie podoba mi się to co napisałeś: „Alex, nie bardzo rozumiem niektóre Twoje pytania więc pozwolę sobie to pominąć, na pewno już sam zapomniałeś co Cię zaintrygowało w mojej wypowiedzi. „
W jednym zdaniu zdołałeś dwukrotnie dać mi odczuć brak szacunku do mnie. Jeżeli w rozmowie zadaję Ci pytanie, to oczekuję na nie odpowiedzi, jeśli jest w nim coś niejasnego zawsze można zapytać (jak ja zrobiłem to w Twoim wypadku). Zlekceważenie tego jest wyrazem braku szacunku nr.1
Stwierdzenie, że ” na pewno już sam zapomniałeś co Cię zaintrygowało…” jest takim wyrazem braku szacunku do mnie nr.2. Kto lub co dało Ci prawo twierdzenia (do tego publicznie) czegoś takiego o mnie??
Powiedz mi, jaki mam powód, aby dalej prowadzić dyskusję z Toba??
Zamiast tego mam dla Ciebie kilka zaleceń, gorąco polecam, abyś zastosował się do nich przynajmniej na tym blogu:
1) czytaj uważnie to, do czego chcesz się ustosunkować
2) jeżeli czegoś nie rozumiesz, to zapytaj, zamiast robić całą serię (błędnych) założeń
3) po zastosowaniu punktów 1 i 2 w miarę możliwości wypowiadaj sie na temat
4) staraj się wyrażać w miarę klarownie, najlepiej bez używania skomplikowanych konstrukcji słownych. Użycie wyrażeń typu: ” Więc dokonałem polaryzacji przymiotów….” nie czyni Twojej argumentacji ani o jotę lepszą.
Rozumiemy sie?
Agata
Witaj na naszym blogu :-)
Dziękuję Ci bardzo za tak szczery i obszerny komentarz.
Gwoli ścisłości podkreślam tylko, że w moim poście napisałem: „Dla mnie kwestia finansów jest jednym z bardzo ważnych kryteriów wstępnego doboru partnerki, ale tylko w jednym aspekcie, a mianowicie czy dana osoba (w moim przypadku kobieta ) potrafi sama się utrzymać. Jest to bardziej pytanie dotyczące charakteru niż pieniędzy ….”
Podkreślam słowa „wstępny dobór”, czyli na co patrzę przed wejściem w bliższą relację. Oznacza to, że jeśli poznaję kobietę i widzę, że jest ona na utrzymaniu rodziny / pomocy społecznej / innego faceta to nie wchodzi ona u mnie w rachubę jako partnerka poważniejszej relacji damsko-meskiej.
To z Twoją sytuacją nie ma przecież nic wspólnego! To, gdzie zdryfowali w międzyczasie niektórzy Komentujący to inna sprawa :-)
Z innej beczki, to założenie własnej firmy w Twoim przypadku zdaje się być niezłym rozwiązaniem. Ja w Austrii zrobiłem tak samo i był to początek mojego zupełnie nowego (i lepszego) życia. Jeśli w tym mógłbym być Ci w jakikolwiek sposób pomocny to daj mi znać poprzez formularz kontaktowy.
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do dalszego komentowania na blogu
Alex
Teraz może trochę bardziej ogólny komentarz do postu Alexa.
Do tej pory dużo wątków dyskusji koncentrowało się na pieniądzach w związku (czy to ważne, żeby partner potrafił się utrzymać czy też nie, poczuwać się do utrzymania partnera czy nie poczuwać, mówić czy nie mówić o własnych zarobkach, itp.).
Mnie bardziej intryguje inna kwestia, a mianowicie dlaczego Alexie wyłączasz z obszaru wspólnego związku kwestie finansowe? Opisałeś jaki model preferujesz, nie napisałeś dlaczego, poza bardzo ogólnym i enigmatycznym stwierdzeniem „tak jest lepiej” (pod jakim względem lepiej? dla kogo lepiej?). Nie chodzi mi tu o wyjaśnianie, że finanse należą do strefy intymności czy prywatności, bo prywatną i intymną sprawą jest także seks, a on nie zostaje ze wspólnego obszaru wyłączony. Raczej o to, dlaczego zasadę braku informacji w sprawie zarobków stawiasz tak kategorycznie, że partnerka oczekująca od Ciebie wspólnoty w tym zakresie, ryzykuje, że zostanie źle oceniona.
Pozdrawiam
Avigayil
LFCFan
Liczę na poważne potraktowanie moich pytań. :-) Dalej nie wiem na czym budujesz swoje prawo do innych standardów oceny mężczyzn i kobiet w kwestii gotowości opieki nad dzieckiem, ani zasadności analogii pomiędzy organizacją rodziny w świecie zwierząt i ludzi, ani oczywistości tego, że jeśli coś działo się w określony sposób do tej pory (podział obowiązków w rodzinie), to dalej ma się tak dziać.
Pozdrawiam
Avigayil
Avigayil,
Moje odpowiedzi zawarlem w poscie napisanym September 3rd, 2009 at 17:51.
Z Twej wypowiedzi nie wiem czy nie zauwazylas tego czy to jest niewystarczajace. Jesli jednak ta druga wersja, to coz – nie przekonalem Cie, ze najczesciej opieke nad niemowlakiem kobiety sprawuja lepiej niz mezczyzni. Czy w ogole istnieje jakis niezbity dowod, ktory jest w stanie udowodnic Twoja lub moja teze?
Jesli chodzi o zmiane czegos co do tej pory dzialalo to nie twierdze, ze nie mozna nigdy tego zmieniac. W przypadku jednak rodziny uwazam to za niebezpieczne. Ja widze problem niskiej dzietnosci w Europie i przypisuje jego powstanie wlasnie w zmianach w podejsciu do rodziny.
Alexie,
Dziekuje za Twoj feedback oraz to, ze w dyskusji ze mna poswieciles mi az tyle czasu. Domyslam sie jak on jest cenny i czuje ogromna wdziecznosc.
Postaram sie z bardziej doswiadczonymi kolegami pochylic nad moimi wypowiedziami i je dokladnie przeanalizowac. Dopoki nie bede przekonany, ze wiem jaki styl wypowiedzi Ci sie podoba i ze potrafie go uzywac zawieszam wypowiadanie sie na Twoim blogu. Mam wrazenie, ze pojedyncze posty dziela mnie od banicji, a tego nie chce. Chce podkreslic, ze oczywiscie wiem ze to nie dlatego ze mam inne poglady od Twoich!
Na razie zycze wszystkim dyskusji w dobrym smaku i z ogromna iloscia argumentow ;)
Pozdrawiam,
LFCFan
Stanisław:
„nigdy przenigdy nie mieszajcie działań dobroczynnych z relacją damsko męską”
W moim życiu relacje damsko-męskie oparte są na miłości.
Relacja dobroczynna oznacza dla mnie: jestem z nim bo on jest taki biedny/jest alkoholikiem/ nie umie gotować/nie umie prasować/ nie umie zarobić itp, itd bezemnie zginie, nie da sobie rady. Od tego już tylko krok do litości.
Alex:
Zadałam Ci pytanie: “we wstępnym doborze partnerki” – Jak sprawdzisz to w przypadku licealisty, studenta?
„Jeżeli w rozmowie zadaję Ci pytanie, to oczekuję na nie odpowiedzi” Czy brak odpowiedzi na to pytanie mam traktować jako brak szacunku do mnie? ;-)
Pozdrawiam serdecznie
Monika
LFCFan
Gdybyś był bezpośrednio zagrożony „banicją” to bym to otwarcie powiedział.
Przemyślenie Twojego stylu dyskutowania tutaj przyda Ci się i to niezależnie od tego co, jak piszesz, „podoba mi się na tym blogu”. To jest oczywiście przyjacielska rada, którą możesz przyjąć, albo zignorować
Monika
Rzeczywiście przeoczyłem Twoje pytanie, przepraszam. Wyczuwasz różnicę pomiędzy przeoczeniem czegoś a świadomą decyzją zignorowania pytania dyskutanta w konkretnej dyskusji? :-)
Wracając do Twojego pytania, to w kwestii relacji damsko-męskich nie podejmuję dawania licealistom innych rad niż „kochaj, bądź kochanym, poznawaj siebie i płeć przeciwną, ale nie stwarzaj żadnych nieodwracalnych faktów”
Jeśli chodzi o studentów młodszych roczników, to moja rada brzmi podobnie, w wypadku starszych patrz mój główny post.
Avigayil
Jeśli chodzi o Twoje pytanie, to zamierzam zaraz napisać post związany z tym, który aktualnie komentujemy. Myślę że tam znajdziesz odpowiedź, jeśli nie to wrócimy do tego. Zgoda?
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex, Dlaczego miałbym nie mieć do Ciebie szacunku? Dlaczego tak pomyślałeś?
Celem mojego zaniechania odpowiedzi na niektóre kontrowersje jest uniknięcie dyskusji na sprawy o których jak mniemam już zapomniałeś. Każdy wpis zajmuje czas więc odbieganie od meritum jest niekorzystne.
Ja nie bardzo rozumiałem to co napisałeś, cytat poniżej. Po co mam się o to spierać i odbiegać od wątku. Tu cytuje co nie rozumiałem:
Następne Twoje założenie w moich oczach pozbawione jest jakiejkolwiek podstawy w tym co napisałem :”Tak więc jeśli zamiarem autora jest omijać kobiety o pazernym charakterze i preferować skromne, oszczędne i pokorne to mamy kolejny banał. ”
Gdzie ja w poście lub komentarzach wspomniałem coś takiego????
Moja odpowiedź: Owszem, nie pisałeś o ww. przymiotnikach (skromne, oszczędne, pokorne) tylko o umiejętności utrzymana się. Założyłem, że mogę przedłużyć „umiejętność utrzymania się” na te przymiotniki. Ale nawet jeśli nie mogę to tylko samo jedno kryterium „utrzymanie się” jest banalne. chyba, że kryterium to uczynisz uniwersalnym przez nadanie mu charakteru etapu dojrzałości społecznej (a takiego rozumowania nie przeprowadziłeś, chyba że przeoczyłem)
Wielkim plusem jest sama dyskusja i to, że tym co napisałeś zwracasz uwagę na ten bardzo ważny aspekty życia – zdolność do samo-utrzymania w społeczeństwie. Rodzaj matury z życia społecznego kiedy młoda osoba potrafi się utrzymać samodzielnie np. przez rok nie wchodząc przy tym w konflikt z prawem czy korzystać z umownie zabronionych środków, np. prostytucja, sponsoring.
Bo wyobraź sobie jakie Twoje kryterium jest płytkie. Spotykasz młodą atrakcyjną kobietę która potrafi się utrzymać i myślisz sobie że jest OK. A ona może być prostytutką. Co Ty na to? Związał byś się z taką osobą? Pewnie nie, więc jak widać w grę wchodzą również inne kryteria.
Czy Twoje kryterium nie przypomina tego co niektórzy młodzi mężczyźni słyszą od dziewczyn: nie masz pracy, nie masz samochodu, jesteś zerem. Czy one mają rację stawiając takie kryteria? One są bardzo praktyczne w tym co mówią. Więc dlaczego Twoje kryterium jest lepsze? Na pewno lepsze jest w tym, że jest konkretne. Sięga do istoty problemu. Pisałeś, że to jest „bardziej kwestia charakteru”, czyli zapewne chodzi Ci o wyuczoną bezradność i czynniki z nią związane. A jak się ma atrakcja seksualna do takich kryteriów? Czy modyfikując atrakcję seksualną nie stajemy na granicy parafilii? (trochę przesadzam, ale na pewno jest to jakiś problem) Przykładowo jakby jakaś dziewczyna widząc chłopaka przy samochodzie był on dla niej bardziej atrakcyjny (przez fakt stania przy samochodzie). A Ty jeśli byś spotkał kobietę, która „nie umie się utrzymać” odebrał byś ją jako mniej atrakcyjną seksualnie od takiej która „potrafi się sama utrzymać” pomimo powalającej urody tej pierwszej?
Stanisław,
Mimo początkowych problemów z formą dyskusji widzę, że chcesz porozmawiać na ciekawe tematy. Zobaczmy, czy mieści się to w obszarze zainteresowań Alexa i formuły tego blogu.
Więc wstępnie krótko – poruszyłeś m.in. sprawę, która mocno wystaje poza ogólnie przyjęte wzorce i normy (przynajmniej w Polsce):
„Zapomnij przy tym, że jedna kobieta potrafi dać wszystko (bądź wiele) bo wydaje mi się, że przyjmujesz takie założenie. ” :)
Może jest to powód skierowywania się ludzi w stronę seryjnej monogamii, która jest rozwiązaniem lepszym, lecz są inne podejścia (oczywiście moralne). Ciekawe rozwinięcie przedstawił niedawno Steve Pavlina, który ogłosił publicznie (wraz z żoną) otwarcie na 'poliamory’:
http://www.stevepavlina.com/blog/2008/12/2009-focus-intimate-relationships/
Zaznaczam, że nie chodzi tu ani o poligamię, ani o sprowadzanie problemu do potrzeb seksualnych, lecz o następstwo wzrostu w szeroko pojętym rozwoju osobistym. W tym kontekście ścisła kontrola własnych finansów jest wręcz konieczna. Chyba w polskich realiach jest to wsadzenie kija w mrowisko dość głęboko :)
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
Dziękuję Alexowi i Monice za odpowiedź.
To co Moniko piszesz, to jak myślę litość ze słabości. Bycie z osobą „taki biedny/jest alkoholikiem/ nie umie gotować/nie umie prasować/ nie umie zarobić” może świadczyć o słabości i niewiary w to, że można znaleść lepszy model. Dziękuję, że sprecyzowałaś swoją definicję „dobroczynności”. Zamiast spierać się na słowa, lepiej jest powiedzieć co one znaczą dla konkretnej osoby.
Alex pisze: „nikt nie będzie Cię bardziej kochał, bo płacisz za niego czynsz” Zgadzam się bo ciągłe płacenie czynszu komuś to sponsoring. Ale pomóc komuś za 1 miesiąc, dwa aby osoba stanęła na nogi? Pomóc znaleźć pracę poprzez znajomych (choć to akurat jest zły przykład), może lepszy przykład – kupić gazetę z ogłoszeniami o pracę.
Zastanawiam się na ile można pomagać drugiej osobie płci przeciwnej.
Myślę, że Wy również nie zakładacie całkowitej odmowy pomocy.
Jaką regułę należy ze sobą ustalić aby wyjść na tym dobrze?
Może tą regułą było by stwierdzenie: Jeśli kogoś stać na to aby pomóc „partnerowi” zapłacić czynsz za 1 miesiąc to może stać go na lepszego partnera?
Ok. Alex, czekam na nowy post.
Alex,
dziękuję, gdy będę mieć jakieś pytania, na pewno odezwę się do Ciebie by zaczerpnąć nieco Twojej wiedzy i doświadczenia. :)
Dzisiaj zadzwonił do mnie szef (po 3 tygodniach ciszy) i oznajmił mi, że wreszcie wkurzył się na klienta, któremu ponad 3 tygodnie temu wysłałam logo do akceptacji i w końcu zadzwonił do nich i spytał co się dzieje. Dostał odpowiedź, że proszą o zmianę koloru. Trzy tygodnie czekania na tak niezwykle ważną informację! Dodatkowo mam sie rzucić teraz do roboty, mimo że miesiąc siedziałam bezczynnie (pomijając moje własne projekty i pomysły) i czekałam aż się szef łaskawie odezwie. We wtorek wyjeżdżam na dodatek na wakacje, więc w tym momencie jestem zajęta raczej szorowaniem domu i przygotowywaniem się do wyjazdu. Tylko się upewniłam, że powinnam zainwestować we własną firmę, bo nie czekałabym 3 tygodnie aż się „wkurzę” na klienta tylko trzymałabym rękę na pulsie.
A jeśli chodzi o Twoje kryteria to mnie bardziej zdziwiło, że pisałeś iż dyskwalifikujesz kobietę, która jest na utrzymaniu innego mężczyzny. Jednak mnie bardziej zdziwiło w tym to, że powodem dyskwalifikacji nie jest sam fakt, że jest z kimś innym (i na dodatek ma z nim dziecko) ale utrzymywanie jej przez innego faceta (męża/partnera). Co innego jeśli chodzi o rozwódkę z dzieckiem, która ciągnie od eksa kasę a sama nie chce ruszyć zadka i iść do pracy.
Wcześniej przytoczyłem kilka wątpliwych według mnie fragmentów, byś mógł się nad nimi ponownie zastanowić. Oczywiście sam nie jestem wzorem w zakresie precyzji i jasności przekazu co sugeruje Twoja reakcja na mój komentarz ;) Wskażę kilka miejsc, które w Twoich wypowiedziach mi nie odpowiadają i opiszę dlaczego. Oczywiści inni mogą patrzeć na to inaczej, jednak jak już zauważyłeś kilka osób zdaje się widzieć to podobnie.
W wypowiedzi
„Mi osobiście nie wystarcza też partner entuzjastycznie reagujący na porządek w domu Mówiąc szczerze nawet nie oczekuję, że będzie okazywał entuzjazm, że mu upiorę i ugotuję. Domyślasz się dlaczego? „
Myślę, że autorka przekazuje tym pytaniem (retorycznym pewnie), że dla niej ważne jest by partner angażował się w wychowanie dziecka, że jest to ważniejsze. To jest wartościowa uwaga w dyskusji i bardzo logiczna. Twój komentarz wydaję się być dla mnie unikaniem takiego argumentu w dyskusji.
Wydaje mi się, że nie uważnie czasem czytasz komentarze choć sam sugerujesz później „[przeczytaj] ze zrozumieniem”. Do takiego wniosku przychylam się czytając np. odpowiedź na powyższy komentarz, jak i to, że przekręciłeś wcześniej dość nietypowo moje nazwisko. Kolejny przykład nieuwagi, piszesz:
“Zwykle obrywa się kobietą, które są “gorsze” od mężczyzn”
Nie zgodze sie z Toba, ze sa “gorsze”. Wg mie sa lepsze!
Zauważ, że to są cytaty z Twoich wypowiedzi, a Ty przypisujesz je jakby to były moje poglądy! Jak w takiej sytuacji prowadzić dyskusję? Oczywiście pozbawiłem, zdanie kontekstu, tylko zauważ, że sam pisałeś, że kobiety są gorsze w gospodarce i polityce. Po drodze sugerowałeś również, że są gorsze w pracy:
„Sa mezczyzni, ktorzy kury domowe cenia duzo bardziej niz kobiety probujace dorownac mezczyznom w biznesie.”
Biorąc pod uwagę kontekst wypowiedzi, insynuujesz (w moim odbiorze, choć warto spytać innych), że kobiety, które chcą pracować (i jak wynika z dyskusji, chcą by ich partner również brał odpowiedzialność za wychowanie dzieci!) próbują „dorównywać mężczyzną”. Skoro muszą im dorównywać to oznacza, że są z definicji w czymś gorsze.
Cieszę się, że sam zauważyłeś, że taka polaryzacja jest chwytem retorycznym, reagując na mój przykład – „Dziwne wybory mi dajesz”.
„Przykro mi ale wg mnie jesli opinia jest prawdziwa to nie jest krzywdzaca”
No i tu właśnie zakładasz, że Twój pogląd jest prawdziwy i że jest to już ustalone, choć właśnie o tym była dyskusja. To jest tak zwany dowód przez założenie tezy ;) Wzorując się na tym, trzeba by odpowiedzieć na Twój komentarz:
Twoja opinie uwazam za krzywdzaca
Przykro mi, ale sam stwierdziłeś, że prawdziwa opinia nie może być krzywdząca.
Mógłbyś odpowiedzieć, że to opinia a nie fakt, tylko sam na taki zarzut odpowiedziałeś już wcześniej: udowodnij, że jest inaczej.
Uwazam, ze przesadzasz
Oczywiście, przyjmuję możliwość, że przesadzam. Inni czytelnicy mogą mnie przekonać, że tak jest. Jeśli uznasz że Twoje komentarze są miejscami nie właściwe to cel moich wypowiedzi zostanie osiągnięty.
Zdefiniuj prosze co oznacza “ustrzelic” abym mogl sie odniesc do tego fragmentu.
Ustrzelić – hm, coś między obrazić i wybić z rytmu. To najprostsze wytłumaczenie jakie znajduję dla stwierdzeń: „[przeczytaj] ze zrozumieniem”, „Niezauważyłeś?”, „Ja zostaje tutaj”, „pokonaj ignorancje”, nie mogę tego uznać za „poziom poczucia humoru”. Przy takiej retoryce trzeba się przez nią przekopywać zanim zacznie się rozmowę merytoryczną. Potem możesz mieć wrażenie, że ludzie czepiają się Ciebie za słowa.
Odnośnie samej merytoryki, to zakładasz, że coś ogólnego wspiera Twój pogląd. Jednocześnie, widocznie ignorujesz jak wiele teorii można na czymś zbudować. Tak jak w przypadku „naturalnego porządku”. Sprawdzającym się, naturalnym porządkiem w naturze jest adaptacja. Każdy gatunek przedstawia trochę inne, sprawdzające się dla niego postawy. Np. u lwów to samica „utrzymuje dom”. U kilku samiec opiekuje się małymi. Dalej nawet jeśli coś jest spotykane w naturze, wcale nie musi być dobre, ani nawet mieć sens, jak choćby wyrostek robaczkowy. Dodatkowo ludzie mają nie spotykane wśród zwierząt cechy, więc inne postawy się u nich sprawdzają.
Innym problemem w dyskusji jest to, że w między czasie zmienia temat przez różnego rodzaju „argumenty” z którymi czytelnicy muszą się rozprawić. Hm, tak pobieżnie przeglądając to można by tak opisać jej fragment: czy mężczyzna też odpowiada za proces wychowawczy dzieci, a skoro tak, to czemu to kobieta ma siedzieć w domu, bo jest lepsza w wychowywaniu dzieci, co zdaje się, jest odczytane, że mężczyzna nie powinien się w wychowanie mieszać. A nie powinien się w to mieszać bo kobiety lepiej się nadają nad opieką nad niemowlakami. Poplątane prawda? I pewnie tak nie uważasz. Zauważ, że pojawia się po drodze kilka pytań precyzujących, na które w opinii pytających nie odpowiedziałeś.
Na razie to wszystko z mojej strony. Myślę, że najbardziej produktywne będzie jak sam przeglądniesz swoje wypowiedzi i postarasz się na nie spojrzeć z perspektywy osób z którymi rozmawiałeś.
Pozdrawiam,
Krzysztof
Ps. Nawet prawdziwą opinię można wykorzystywać w sposób krzywdzący.
@Agata
Interesujące, że „kryterium” jest tutaj tak ciągle interpretowane. W mojej interpretacji rozróżniam produkcję i zdolność produkcyjną. To, że ktoś w danej sytuacji nie zajmuje się produkcją (zarabianiem pieniędzy) to nie oznacza, że nie jest w stanie się utrzymać (że nie ma zdolności produkcyjnej). Myślę, że Alex dość łatwo jest w stanie zauważyć na ile ktoś jest zaradny, jak i, czy rzeczywiste przeszkody stoją mu na drodze. O ile rozumiem, Ty nie musisz, ale chcesz pracować. Myślę, że jeśli zostałabyś postawiona w sytuacji, że musisz się utrzymać to po prostu szybciej byś podejmowała niektóre decyzje i może trochę inne.
Pozdrawiam,
Krzysztof
@Avigayil
„Mi osobiście nie wystarcza też partner entuzjastycznie reagujący na porządek w domu Mówiąc szczerze nawet nie oczekuję, że będzie okazywał entuzjazm, że mu upiorę i ugotuję. Domyślasz się dlaczego?”
Zastanawiam się ,czy dobrze się domyślam. Czy masz na myśli, że ważniejsze jest dla Ciebie by partner brał aktywny udział w wychowaniu dzieci jak i w pozostałym obszarze, niż okazywał entuzjazm z powodu obiadu?
Pozdrawiam,
Krzysztof
Alex,
Dziekuje za odpowiedź. Oczywiście, że wyczuwam róznice stąd ;-)
Stanisław,
„Zastanawiam się na ile można pomagać drugiej osobie płci przeciwnej.
Myślę, że Wy również nie zakładacie całkowitej odmowy pomocy.
Jaką regułę należy ze sobą ustalić aby wyjść na tym dobrze?”
Drugiej osobie można pomagac ze wszystkich sił. Najlepiej jak potrafimy. Jak chcemy i jak możemy.
Zauważ, że ten warunek jest dyskwalifikujący w momencie doboru partnera, a nie w czasie trwania długotrwałego związku.
W związku z relacji ja i ty wchodzisz w relację my. Ja i ty wnosimy cos do związku budując go. w chwilach zycia dla nas trudnych. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy rezygnować ze związku z partnerem którego kocham gdyby np. mój partner miał kłopoty zdrowotne, kłopoty w pracy, kłopoty emocjonalne, kłopoty z …. itp itd.
A tak na marginesie toczacej się dyskusji: nigdy nie czułam sie gorsza jako kobieta ( wychowując dzieci czułam się wspaniale ) natomiast niektórzy panowie dali mi odczuć, że uważaja kobiety za coś gorszego – niewybredne żarty o kobietach, o blondynkach, kobietach za kierownicą, wulgarne słownictwo, użalanie sie na swoją żonę itp, itd – współczuje kompleksów.
Pozdrawiam serdecznie
Monika
Stanisław
Obcieło mi kawałek tekstu: powinien brzmieć: Ja i ty wnosimy cos do związku budując go i wspierając się w chwilach zycia dla nas trudnych.
Krzysztof
Podziwiam Twoją cierpliwość, mnie sie już wyczerpała (co nie oznacza, że wzmiankowany Czytelnik nie może pisać komentarzy :-))
Idę pisać nowy post
Pozdrawiam wszystkich
Alex
Tomasz
Teraz zauważyłem, że Twój komentarz tkwił w moderacji.
Jak już mówisz o polyamory i Pavlinie to zwróć uwagę jak szybko przestał o tym pisać :-)
Pozdrawiam
Alex
Witam wszystkich,
Po dość aktywnym czasie, który nie pozwalał mi na aktywność na blogu, dzis wreszcie mogłam tu wejść i poczytać, prześledzić dyskusję. Zniechęciłam się tak naprawdę w połowie. Ale dobrnęłam do końca i chcę się podzielić kilkoma uwagami / refleksjami:
Tak jak w realnym świecie niezwykle ważne jest, by w dyskusji bardzo uważnie słuchać, i słyszeć, a nie przepuszczać od razu przez filtr własnych poglądów czy doświadczeń, tak i tutaj, w tej przestrzeni jest to ważne. Piszę o tym, bo uważam, ze niestety bardzo często (nie tylko przy tym poście) dyskusja zbacza z głównego tematu z powodu niedoczytania, nadinterpretacji, przyjmowania założeń nie postawionych przez autora i nie będących oczywistymi. W tej dyskusji to pół biedy – gorzej, jeśli dzieje się tak (a dzieje się) w realnym świecie, zarówno w obszarach prywatnych relacji jak i w biznesie.
Po raz kolejny dyskusja toczona przez LFCFan powoduje, ze nie mam ochoty się w nią włączać, bo jest osłabiajaca, manipulacyjna i w moim odczuciu na kiepskim poziomie (nie ma to związku z poglądami autora komentarzy – to dla wyjaśnienia). Sposób dyskusji, sposób argumentowania! Oburzona jestem np. faktem sprowadzenia do jednego mianownika kobiet porzucających dzieci i kobiet, które nie chcą mieć dzieci, i podsumowanie tego jako zjawisk patologicznych: poniżej cytuje ten fragment z LFCFan:
Doprecyzowanie:
W popoprzednim poscie piszac:
“Już pominę fakt, że przykłady kobiet które nie chcą mieć dzieci czy też porzucają własne, świadczy o tym, że nie wszystkie kobiety z natury są takie cierpliwe wobec dzieci.”
Świadczy to wg. mnie tylko o tym, ze patologie sie zdarzaja.
Patologia to „nauka zajmująca się ogółem zagadnień związanych z chorobami organizmów żywych”. A Patologia społeczna jest równoznaczna z pojęciem „dewiacja” i oznacza „odchylenie od reguł działania społecznego, postępowanie niezgodne z normami a także z wartościami przyjętymi w społeczeństwie lub w grupie społecznej.” Jakim prawem zatem i na podstawie czego kobieta, która podejmuje świadomą decyzję o nieposiadaniu potomstwa, co może być zarówno wynikiem hedonistycznego podejścia do życia jak i bardzo dużego poczucia odpowiedzialności (i inne przyczyny) jest traktowana przez LFCFana jako dewiantka? Instynkt macierzyński, zwierzęcy (skoro już było o tym co zwierzęce) ma przesłaniać np. rozum? Takie podejście oznacza, że wartościowa jest kobieta, która powołuje na świat dzieci, a ta, która np. nie ma stałego partnera i nie zdecydowała się na samotne macierzyństwo jest dewiantką. To absurd. I takich LFCFan dostarcza nam już po raz kolejny, przy kolejnym poscie Alexa. Warto naprawdę najpierw pomyśleć, zanim wygłosi się taki pogląd, w Realu można się nie pozbierać po takim „strzale”
Alex wielokrotnie na tym blogu zwracał uwagę na to, by mówić o swoich doświadczeniach, swoich poglądach, dzielić się tym i na tej bazie dyskutować. Warto zwrócić uwagę, ze ten blog nie ma na celu stworzenia uniwersalnych zasad. Nie ma tu także powstawać żadna rozprawa naukowa ani pseudonaukowa, wiec rozważania dotyczące przypadków jednostkowych, szczególnych, patologicznych są w moim odczuciu nie tylko zbędne, ale i szkodliwe, a wynikają jedynie z przyjętej retoryki i prób manipulacji.
Z kolei dyskusja z przykładem prostytucji jako sposobu na radzenie sobie w życiu i utrzymywania się z tego w moim odczuciu obraża czytelników tego blogu. Mówienie o wartości człowieka mierzonej jego samochodem przypomina mi dowcip: Pytanie: Jakie jest najbardziej erogenne miejsce u kobiety? Odpowiedź; portfel jej mężczyzny. Niestety w moim odczuciu rozważania Stanisława łączące atrakcyjność seksualną ze stanem posiadania sprowadzają właśnie do tego poziomu cała dyskusję. (komentarz z odniesieniem do parafilii będącej zaburzeniem preferencji seksualnych). Nie dyskutujmy proszę o dewiacjach, bo szkoda na to czasu piszących i czytelników. To manipulacyjne poza wszystkim i nie prowadzi do konsensusu.
Podziwiam Krzysztofa za jego cierpliwość, chęć tłumaczenia, ja sama drugi raz w tego typu polemiki nie zamierzam się włączać z szacunku dla siebie i tego blogu. Zniechęca mnie to do prezentacji własnych poglądów i dyskusji…
Ewa W
@Alex, Ewa W,
Dzięki. Choć to chyba nie jest cierpliwość. Pomyślałem, że tak bardziej się przydam w dyskusji niż przytaczając moje niewielkie doświadczenia w danym temacie.
@Alex
Idę pisać nowy post
A tak przy okazji, to kiedy kolejna „bajka”?
Pozdrawiam,
Krzysztof
Ewa W
Dziękuję za Twoje uwagi. Pokrywają się one z tym, co niektórzy Czytelnicy meldowali mi mailowo lub przez telefon (bo sporo osób ma te możliwości kontaktu)
Krzysztof
Mam chwilowo spory „backlog” postów, które chcę napisać spowodowany dużą ilością spotkań biznesowych (wróciłem z długiego „gypsy time”) i zaangażowaniem w dyskusje pod tym postem. Żaden z obiecanych tematów nie będzie zapomniany, choć na początek napiszę nieco kontrowersyjną kontynuację postu pod którym tutaj dyskutujemy
Pozdrawiam i jadę na dyskusje przy śniadaniu :-)
Alex
Witam
Przeczytałem całość, co do literki i mam podobne odczucie zniechęcenia jak Ewa. Mniej więcej od połowy tekstu dyskusja przybrała formę odbijania sobie piłeczki przez co zboczyła przez to na zupełnie inne tory. Zgodzę się z Ewą, że za dużo w tych wypowiedziach głownie nadinterpretacji, a za mało dystansu. Z mojego punktu widzenia wygląda to tak jakby nie zależało rozmówcom na zasypywaniu dzielącej ich przepaści ale na poszerzaniu jej.
Ładne zjawisko eskalacji, jak rozmówcy szukali nowych argumentów na poparcie słuszności swojego punktu widzenia, tym bardziej usztywniali i głębiej się okopywali na swoich stanowiskach – a to nie prowadzi do kompromisu :). Poza tym wydaje mi się, że ten spór stał się nie tyle sporem o fakty czy racjonalne tezy ale o wyznawane wartości, których wyższości nie da się obiektywnie dowieść. Każdy wyznaje inne wartości a co z a tym idzie ma też inne wynikające z nich potrzeby.
Może warto zastosować się do zasady „żyj i pozwól żyć innym”.
Pozdrawiam
Marcin
P.s. Podobnie jak Ewie również i mnie odbierają takie „nic nie wnoszące spory o pietruszkę” ochotę na zamieszczanie swoich komentarzy. Jeśli już to robię to pod koniec…kiedy już wojenny gwar ucichnie.
Jeszcze raz pozdrawiam.
Ewa W, Marcin
Dziękuję za Wasze otwarte wypowiedzi, potraktuję je jako ważny feedback dla mnie.
Trzeba będzie nieco zmniejszyć tolerancję na pustą retorykę i pisanie nie na temat / bez znajomości treści do których się ktoś odnosi
Pozdrawiam serdecznie
Ale
Witajcie
Ja też zniesmaczony sposobem dyskusji wstrzymywałem się od napisania czegokolwiek.
Ciągle zadziwia mnie jak duża jest siła naszych przekonań oraz jak utożsamianie się z pewnymi postawami utrudnia obiektywne spojrzenie na zagadnienie.
Alex mam prośbę o doprecyzowanie jednej rzeczy. Zaczynasz teks od opisania problemu jednej z Czytelniczek, który w skrócie polega na tym, że jej partnerzy nie mogli przeboleć, że ona zarabia więcej – to było przyczyną rozpadu.
Potem piszesz o swoim aktualnym podejściu do kwestii finansowych, podsumowując to tak: „Nie zmienia to faktu, że nadal to ile zarabiam lub mam na koncie pozostaje sprawą moją i mojego aktualnego Urzędu Skarbowego. Tak jest lepiej.”
Ok, ale jak to może rozwiązać problem Czytelniczki z początku postu?
Przecież jej partnerzy i tak wyczują poziom jej zarobków. Będę wdzięczny za wskazanie jak problem Czytelniczki łączy się zresztą tego tekstu oraz gdzie jest rozwiązanie.
Ja osobiście widzę konkretną wartość dodaną (chociaż osobiście stosuję inną metodę) z braku dostępu do danych na co konkretnie wydaję moje pieniądze, ale po co ukrywać również ile tego jest i w jakich ilościach pojawiło się na koncie?
Pozdrawiam, Artur
Artur
Zwróć uwagę, że post nie powstał jako rozwiązanie problemu Czytelniczki, lecz został jedynie zainspirowany jej opisem, co doprowadziło do mojego stwierdzenia: „Po co mojemu partnerowi/partnerce informacja ile ja zarabiam??”
Cała reszta mojego wywodu dotyczy tego konkretnego pytania. Przeczytaj proszę uważnie początkowy tekst.
Jeśli chcesz, to mogę w wolnej chwili rozważyć tę konkretną sytuację, niemniej teraz akurat pracuję nad czymś innym i myślę że masz dla tego zrozumienie.
Do wszystkich
Jeżeli podobnie jak Artur, Ewa W, Krzysztof i kilku innych Czytelników widzicie, że bezproduktywny zwrot w dyskusji, to napiszcie o tym od razu, bez czekania :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex,
Jasna sprawa, nie ma pośpiechu.
Może lepiej pomoże mi w zrozumienie myśli przewodniej tego tekstu odpowiedź na pytanie: Po co mam nie mówić mojemu partnerowi/partnerce ile ja zarabiam”?
Wiem już, że utrzymywanie tej informacji w tajemnicy i tak nie rozwiąże problemów panów/pań którzy mają kłopot z zaakceptowanie wysokości przychodów partnerki.
pozdrawiam, Artur
Artur
Mam już 98% nowego postu, który (mam nadzieję) to wyjaśni w nieco szerszym kontekście. Mam nadzieję, że jak wrócę po południu to go dokończę i opublikuję
Pozdrawiam
Alex
Alex
Dziękuję za odpowiedzi.
Nie zostałem przekonany, ale Twój post (i odpowiedzi) sprowokował mnie do przemyślenia, czy dobrze robię :)
Ewo W, uprzejmie proszę nie podżegać do nienawiści względem mojej osoby jakobym „obrażał czytelników tego blogu.” Moją intencją jest zrozumienie autora bloga i to on jako jedyny może odczuwać dyskomfort tym, że nie jest przeze mnie rozumiany. Osobiście uważam, że dyskusja ma na celu znalezienie „uniwersalnego prawa” rządzącego związkami.
Zaczynam rozumieć Alexa, analizując przypadki ze swojego życie. Uświadomiłem sobie, że jeden związek, który miałem, rozpadł się przez to, że osoba nie była w stanie się utrzymać. Po romantycznych początkach i wybuchu namiętności wprowadziła się do mnie i żyliśmy kilka miesięcy jak naturalne małżeństwo. Nawet kłóciliśmy się jak mąż i żona powielając ten schemat. Wszystko było dobrze do czasu kiedy chciałem wejść w fazę związku partnerskiego. Uświadomiłem sobie, że ona sama się nie utrzymuje (ze względu na prowadzony styl życia) oraz nie posiada innych parametrów umożliwiających związek partnerski ze mną. Myślę, że Alex chce nam powiedzieć, że umiejętność samodzielnego utrzymania się jest ważna dla związku partnerskiego. Ma rację, gdyż udany związek stabilizuje się wejściem w fazę partnerską (po pewnym czasie). Brak partnerstwa w związku to jego koniec lub związek niedorzeczny. Nawet chciałem zarzucić Alexowi, że stawia nacisk na związek partnerski ale ja sam przyspieszałem początkowe etapy związków aby już szybko wejść w partnerstwo. Tak, że chyba już trochu rozumiem Cię Alex.
Artur S.
Nie chodzi mi o to, aby kogokolwiek przekonywać, lecz właśnie o inspirację do własnych przemyśleń.
Stanisław
Piszesz: „…uprzejmie proszę nie podżegać do nienawiści względem mojej osoby ”
Podżeganie do nienawiści to bardzo duże słowa i mimo intensywnego czytania nie znalazłem w wypowiedzi Ewy treści uzasadniających ich użycie. Proszę Cie na przyszłość o bardziej adekwatny dobór słów.
Co do wypowiedzi: „Osobiście uważam, że dyskusja ma na celu znalezienie “uniwersalnego prawa” rządzącego związkami.” to mam wątpliwości, czy istnieją takie uniwersalne prawa, bo może być tyle rodzajów związków. Ja nie podejmuję formułowania takowych.
Artur, Avigayil
Zajrzyjcie proszę do tego nowego postu i zobaczcie czy jest w nim wyjaśnienie o które Wam chodziło
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Krzysztof,
odpowiadając na Twoje pytanie o sens cytowanego przez Ciebie fragmentu mojej wypowiedzi: tak, jej sens jest taki, że oczekuję od partnera aktywnego udziału w wychowaniu dzieci oraz prowadzeniu gospodarstwa domowego. Traktuję to jako obszar wspólny. Gotość dorosłego mężczyzny do uczestniczenia w tych sprawach nie budzi we mnie entuzjazmu, jest to dla mnie zwykłą i naturalną sprawą, że dorosły człowiek czuje się odpowiedzialny za porządek w miejscu, gdzie żyje, stan swojej odzieży, opiekę i wychowanie dzieci, które spłodził, adoptował czy w jakikolwiek inny sposób przyjął jako członków rodziny, itp. Brzmi to cokolwiek prozaicznie, ale takie też są te sprawy dla mnie: zwykłe i prozaiczne.
Alex,
w drugim wątku jest mój komentarz do nowego postu.
Pozdrawiam
Avigayil
Stanisław,
mimo, ze Alex odniósl się do Twojej wypowiedzi skierowanej do mnie, ja uczynię to w swoim imieniu.
1. Jestem wielce zdumiona tym, co napisałes w odniesieniu do mojego komentarza, iż podżegam do nienawiści względem Twojej osoby i nie znajduję powodu, dla użycia takiego sformulowania przez Ciebie.
2. napisałeś: „Moją intencją jest zrozumienie autora bloga i to on jako jedyny może odczuwać dyskomfort tym, że nie jest przeze mnie rozumiany.” – czy ja napisałam coś o dyskomforcie z powodu tego, że Alex nie jest przez Ciebie rozumiany? Ja pisałam o swoim dyskomforcie wynikającym z toczącej się dyskusji i sposobów argumentacji oraz retoryki 9to istotna różnica) a do takich odczuć mam prawo jako czytelnik, niezależnie od tego, czy Ty mi to prawo dajesz czy nie:)
3. napisałeś: „Osobiście uważam, że dyskusja ma na celu znalezienie “uniwersalnego prawa” rządzącego związkami.” – tu się bardzo różnimy w rozumieniu celu dyskusji, bo dla mnie cel dyskusji jest spójny z celem blogu – edukacja, dzielenie się poglądami, rozszerzanie swojego własnego obrazu swiata etc., a dzielenie się poglądami i dyskusja na tym blogu nie ma w moim odczuciu na celu tworzenia zadnego uniwersalnego prawa ani żadnego modelu, ale oczywiście to moje zdanie.
Ewa
WItam,
Tydzień urlopu bez dostępu do internetu – a dyskusja tak się rozrosła. Szkoda, że merytoryka nie dotrzymała kroku ilości i objętości komentarzy. Miałam duży problem dobrnąć do końca.
Krzysztof Kowalczyk,
Dzięki za kilka tak obszernych komentarzy z konkretami, CO dokładnie nie gra w stylu dyskutowania LFCFana i dlaczego. Ja zawsze czytając jego posty odczuwałam mętlik w głowie i miałam problem i brak ochoty, żeby sensownie odnieść się do jego wypowiedzi (często nawet problem ze zrozumieniem i ułozeniem w całość). Dlatego je w zasadzie nie komentowałam. Ja miałam ten '6ty zmysł’:, że nie pasuje mi ten sposób wypowiedzi, a nie wiedziałam dlaczego. Myślę, że można twoje komentarze odnieść do tych, w których była mowa o chwytach retorycznych i że sporo osób chyba nie umie je wyłapać. Pokazałeś parę przykładów.
Także, wbrew pozorom, tym razem z komentarzy LFCFan wyniknęło coś edukacyjnego;-)
Pozdrawiam,
Olga
Mam dopiero 27 lat, pracuję od 6. Byłem w zwiazku przez 8 lat. Zasada dzielenia kaosztów zycia bez nastawiania sie i obierania jakiejkolwiek strategii sprowadziła sie w praktyce do pełnej transparentnosci i wspólnego budżetu.
Mieszkanie kupilismy wspólnie, współwłaściciele, współkredytobiorcy. To było takie piekne, takie romantyczne… Juz na etapie wypelniana wniosków, kalkulacji widac było, że zarabiam około 3-4 razy tyle co partnerka. Nie miałem problemu z faktem, że czesciowo utrzymywałem partnerke przez 2 lata wspólnego mieszkania w zwiazku, w praktyce zylismy na wspolny rachunek, ze wspolnej puli pieniedzy nic nie odkladajac gdzie moj wklad do puli byl kilkakrotnie wyzszy niz partnerki. No i jak to w zyciu, okazalo sie ze pasowalismy do siebie jako maturzysci, ale przez lata totalnie sie poroznilismy i przyszlo sie roztać i tu wyszlo szydlo z worka. Nie poznalem osoby z ktorą zyłem, ktora kochalem i bylem przekonany ze jest ze mna z czystych intencji.
Wyobrazcie sobie, ze partnerka nie chciala by rzepisac mieszkanie na nia gdyz nie bylo wedlug jej stac ja na jego dalsze splacanie, nie moglismy go sprzedac z powodu niekozystnego akurat zawirowanie kursowego i rozdmuchanego „kryzysu”, zdecydowalismy ze ja zostaje naszym mieszkaniu ale…
uwaga:
Przy rozstaniu musialem zaplacic jej za podpis na akcie notarialnym „odprawe” wartosci okolo 50% splacanych przezemnie przez 2 lata rat. wyobrazacie sobie? Pewnie tak. ale cos, czlowiek byl mlody, glupi, nieopierzony. Odradzam tego typu naiwne ruchy zobowiazujace na dziesiatki lat. za kilka lat partner moze byc zupelnie innym czlowiekiem!!!
Zbych
Dziękuję za bardzo szczery i otwarty przykład, szczególnie, że pochodzi on od osoby stosunkowo młodej. Wielu ludzi w swoim idealiźmie nie rozważa w ogóle faktu, że ludzie się zmieniają i niestety czasem te zmiany powodują, że drogi nie tylko w sensie fizycznym, ale też mentalnym sie rozchodzą.
Polecam wszystkim uważną lekturę
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Przepraszam za błędy we wczorajszej wypowiedzi ale spieszyłem sie przed wyjsciem z pracy.
Jako P.S. dodam tylko do swojego przykładu, ze koncepcja „wspólnej puli” doprowadziła do sytuacji, w ktorej jedynie współdecydowałem o tym na co przeznaczone zostana moje pieniadze. Dysponowano moimi nie tylko regularnymi zarobkami ale premiami, bonusami itd. i nie było to kwestie wydadków na tzw „zycie”. nie wolno mi bylo za zarobione przez siebie „ekstra dodatkowo” pieniadze kupić nic, bez konsultacji z partnetrką, co było powodem wielu kłutni. Porażka.
Witam.przeczytałem z uwaga wszystkie posty,ale nikt nie wspomniał np. o sytuacji kiedy małżeństwo nie mieszka razem??Z własnego wyboru,praca w innych miastach…etc.
Mój przykład: LAT- Living Apart Together
Jesteśmy małżeństwem 2 lata,nigdy nie mieszkaliśmy razem,nie prowadziliśmy wspólnego gospodarstwa domowego,każde z nas ma swoje własne mieszkania i jedno dziecko na utrzymaniu jak ja i partnerka.
Mamy wspólne konto w banku gdzie wpływają nasze dochody,od pewnego czasu żona moja zaczęła się czepiać jak to było w kilku postach powyżej gdzie jak i poco wydaję się kasę.Nadmienię ,że moje dochody sa nie małe 5cio krotność tego co zarobi żona…..zawsze zaznaczała ,że jest niezależna ,że zarabia i nie potrzebuje łaski z mojej strony.
W związki z tymi nieporozumieniami postanowiłem,że swoje dochody ulokuje na oddzielnym koncie,i będę przelewał cześć na wspólne konto…
ZACZĘŁA SIĘ WOJNA!!
podejrzenia o kochankę o wydawanie kasy na zeszły związek z którego mam dwójkę dzieci z tym ze jedno mieszka ze mną.
Żona zarzuca w ciąż,że nie starcza jej na życie,utrzymanie mieszkania.
proponowałem niejednokrotnie,żeby przeprowadziła się ze swoim synem do mnie,warunki stworzyłem idealne,zamieniłem mieszkanie na większe.Zmniejsza sie koszty codziennego życia opłat rachunków,nie potrzebujemy też dwóch samochodów,które w tej chwili też trzeba opłacać wiadomo eksploatacja kosztuje.
Jestem ciekaw opini,
Thomas,
doceniam Twoją otwartosć i fakt, ze pokazujesz kolejną sytuację zyciową, jednak
w jakiej kwestii oczekujesz / ciekaw jesteś naszych opinii?
– na temat mieszkania osobno jako małzeństwo?
– na temat wspólnego czy osobnego konta?
– na temat postępowania Twojego czy żony?
– na temat propozycji wspólnego zamieszkania?
– inny? jaki?
W swojej wypowiedzi poruszyłeś wiele wątków, opinia w jakiej kwestii Cię interesuje?
Ewa
Tak wszystko się zgadza ,prez pierwszy rok nie było zadnych problemów,to w ostanim czasie zaczeła sobie uzurpować prawo do wszystkiego.Zarzuca mi też ,że mieszkanie kupiłem ze środków z darowizny,majatku odrębnego.
proponowałem połaczenie naszych majatków na zasadzie sprzedamy dwa mieszkania i kupimy jedno duże,ale sprzeciwiła się temu rozwiązaniu tłumacząc to tym ,że dla swojego syna chce zostawić w spadku to mieszkanie….
Ja mysląc takimi kategoriami powinienem zabezpieczyc dwoje swoich dzieci z poprzedniego związku???
Mój syn ,który mieszka ze mna ma w tej chwili 16 lat,ja pracuje poza granicami kraju w systemie 4 tyg w pracy 4 w domu.Podczas mojej nieobecnosci synem opiekują sie moi rodzice.ona nawet przez te 4 tyg kiedy mnie niema nie zadzwoni nie zapyta sie czy wszystko wpożadku nie wspomnę już o wizycie chociaż raz w tyg żeby sprawdzić pomóc.
Tylko słyszę na okrągło pieniądze pieniądze!!Jak mnie niema w kraju nie wydaję ani złotówki!!oprócz opłat ,czynsz media.
Jak to rozumieć???Czy ta kobieta wyszła za mnie tylko i wyłacznie dla pieniędzy??
Samochód dla niej ja kupiłem,pierwszy jeszcze przed slubem.Uważam ,że jak mnie nie stać na utrzymanie auta to pozbywam sie problemu a nie licze na kogoś !!!
Thomas,
może warto porozmawiac z żoną:
– powiedzieć jej spokojnie co Ci odpowiada w tym zwiazku / układzie,
– powiedzieć co nie pasuje
– zapytać żonę, jakie są jej oczekiwania, potrzeby i cele,
– powiedzieć, jakie są Twoje porezeby i oczekiwania,
– wspólnie zastanowic sie czy wzajemnie jesteście w stanie spełniać swoje oczekiwania i w jakim stopniu,
– wspólnie spokojnie zastanowic się, co mozecie razem zrobic, zeby to zmienić.
A jeśli sie nie dogadacie, to pozostaje Ci sie zastanowic, czy nadal chcesz to kontynuować i dlaczego.
Ewa
Każdy taki temat wzbudza ogromne kontrowersje. Jak dla mnie sprawa jest prosta. Każda zdrowa, dorosła osoba powinna być na tyle samodzielna że powinna utrzymać siebie bez niczyjej pomocy.
Nie do pomyślenia dla mnie jest sytuacja, że jedna osoba w zwiazku całe życie musi utrzymywać darmozjada.