Pamiętacie naszą dyskusje o podwójnym wynagrodzeniu w miejscu pracy, którą zaczęliśmy na naszym blogu, kontynuowana później tez w naTemat?
Mówiliśmy wtedy, że oprócz normalnej zapłaty w środkach pieniężnych lub ich ekwiwalencie (samochód służbowy itp.) powinniśmy dbać o to, aby dostawać wynagrodzenie emocjonalne.
Dziś czas przyjrzeć się, jakie „wynagrodzenie” otrzymujemy w naszych relacjach prywatnych.
Pierwsze rzecz to ustalenie, czy obie strony są w takiej relacji wyłącznie z powodów emocjonalnych (o nich poniżej), czy też i materialnych.
Jeżeli pojawiają się te ostatnie, to mamy do czynienia z pewnym rodzajem relacji biznesowej i jako taką należy ją traktować. Nie musi to być niż złego, spektrum możliwych powiązań międzyludzkich jest niezwykle szerokie i dlaczego mielibyśmy je ograniczać dorosłym ludziom. Chodzi tylko o sposób oceniania, czy dany związek jest dla nas wartościowy, czy tez może lepiej poszukać czegoś innego.
Nawiasem mówiąc zdarza się też dość często, że wiele długoletnich związków i małżeństw degeneruje do takiej czystej wspólnoty ekonomicznej i wtedy jest bardzo niedobrze, bo chyba wszyscy potrzebujemy bliskości, intymności i ciepła, których w takim „związku” nie uświadczysz. Kochankowie i kochanki są oczywiście pewnym rozwiązaniem, niemniej współczynnik PITA (Pain in the Ass Factor) rośnie nam wtedy bardzo.
Spójrzmy jednak na relację prywatną w „czystej” formie, a więc taką, w której jesteśmy wyłącznie z powodów „wynagrodzenia” emocjonalnego takich jak np.:
- Poczucie bliskości
- Intymność
- Miłe doznania intelektualne, duchowe i fizyczne wliczając w to oczywiście seks
- Rozszerzanie horyzontów w czynnikach powyżej wymienionych
- Zrozumienie
- Wzajemna inspiracja
- Rozwój osobisty
Ta lista jest tylko przykładem, każdy może a nawet powinien uświadomić sobie jakie jeszcze czynniki wchodzą w skład jego pożądanego wynagrodzenia emocjonalnego. To samo w sobie, może być interesującym ćwiczeniem, zwłaszcza jeśli nie robiliśmy tego wcześniej. Tak samo ustalenie na początku relacji, co obie strony rozumieją jako to „wynagrodzenie” może z jednej strony zapobiec wielu rozczarowaniom, z drugiej dać nam informacje, jak, mówiąc kolokwialnie, zrobić partnerce/partnerowi „dobrze” w tym zakresie.
Jak już mamy taką listę, to spójrzmy jak w aktualnym okresie czasu wygląda wzajemne „dostarczanie” sobie tych elementów. Nie chodzi mi w tym momencie, o dokładność księgowej :-), po prostu o ogólną orientację jak stoimy.
Pi razy oko „dodajemy” wszystkie pozytywne elementy emocjonalne (z naszej osobistej listy), które otrzymaliśmy i oczywiście „odejmujemy” wszystkie negatywne „prezenty” otrzymane z drugiej strony. Te ostatnie będą zdarzać się prawie zawsze (chyba że jesteśmy ciężko zakochani), bo przecież jesteśmy wszyscy ludźmi, a nie aniołami :-)
Czyli bardzo uproszczony wzór to:
Wynagrodzenie emocjonalne=suma doświadczeń pozytywnych z daną osobą – suma doświadczeń negatywnych
Ja osobiście patrzę potem na dwie rzeczy:
- „wartość” tego wynagrodzenia (podkreślam, że chodzi mi tylko o ocenę pi razy oko :-))
- jego zmienność w funkcji czasu
Ta pierwsza wielkość daje mi podstawy do zastanowienia się, czy dana relacja wnosi dla mnie znaczącą wartość dodaną (emocjonalnie), czy też jest martwa lub wręcz pogarszająca moją jakość życia.
Ta druga wielkość, jeśli jest bardzo duża nasuwa myśl, że któraś ze stron ma może kłopoty ze stabilnością emocjonalną.
Jeśli znamy potrzeby drugiej strony naprawdę dobrze, możemy w następnym kroku pokusić się o analizę, jak nasza relacja może wyglądać z jego/jej strony. To jest znacznie trudniejsze do przeprowadzenia, bo najprawdopodobniej mamy za mało wiedzy o ukrytych priorytetach i pragnieniach, ale warto spróbować.
Co robimy z wnioskami takich analiz?
Tutaj drodzy Czytelnicy zostawiam Was samych sobie, bo spektrum możliwych kombinacji stanu faktycznego, preferencji oraz indywidualnej sytuacji i potrzeb jest praktycznie nieskończone. Każde z Was powinno w takich sprawach podejmować własne decyzje i nikomu z zewnątrz nic do tego.
Post napisałem w przekonaniu, że dokładniejsze postrzeganie istniejącego stanu rzeczy pomoże Wam dokonywać lepszych wyborów, czego wszystkim serdecznie życzę.
Na koniec jeszcze małe ostrzeżenie.
U niektórych ludzi takich jak ja równanie na wynagrodzenie emocjonalne wygląda następująco:
Wynagrodzenie emocjonalne=suma doświadczeń pozytywnych z daną osobą –( 3 *suma doświadczeń negatywnych)
Dlaczego u mnie ten współczynnik 3?
Jestem świadom, że w relacjach ponadprzeciętnie staram się, aby druga strona miała z tego jak najwięcej korzyści emocjonalnych i nie licząc sytuacji szkoleniowych unikam dostarczania jej jakichkolwiek negatywnych doznań. W takim przypadku, jeśli ktoś mając takiego partnera „robi mi krzywdę”, to liczy się to potrójnie!!! Cokolwiek o tym sądzicie, tak funkcjonuję ja i sporo innych ludzi, więc warto o tym wiedzieć.
Zapraszam do dyskusji w komentarzach
Twój post zgadza się z moim doświadczeniem, które mówi, że wiele słów, czynów lub zaniesbań boli o wiele bardziej od najbliższych niż od „obcych”. Myślę, że to dość częste doświadczenie.
Poważniejszy problem pojawia się w sytuacji, gdy dana osoba nie zdaje sobie sprawy, że krzywdzi. Najczęściej jest to związane z nieuświadomieniem sobie potrzeb drugiej strony.
Odrabiając zadanie domowe i doczytując stare Twoje posty Alex, zauważam ciągłe braki w wiedzy dotyczących oczekiwań mojej partnerki życiowej. W związku z tym, bycie niezdarnym dość mocno może zaważyć na wyrządzeniu krzywdy.
Dopiero teraz zauważam, że najważniejszą rzeczą jest poznanie oczekiwań drugiej strony, o czym wspominasz w poście, i odpowiednie zareagowanie na nie.
Alex, w związku z wysokim współczynnikiem negatywnym, czy jeśli dana osoba wyrządzi Tobie nieświadomie krzywdę, skreślasz ją od razu (pewnie wcześniej informujesz o tym)? Dajesz szansę na rehabilitację? Czy wyrzucenie poza krąg Twoich najbliższych, którymi się otaczasz, jest definitywne, czy może zostawiasz furtkę „do powrotu”?
Cześć Alex,
dziękuję za wartościowy post.
Piszesz:
> Tak samo ustalenie na początku relacji, co obie strony rozumieją jako to „wynagrodzenie”
W jaki sposób następuje w twoich relacjach prywatnych to ustalenie? Jakie pytania i zdania wypowiadasz?
Pytam, bo uważam twoje konkretne przykłady pytań, zdań za bardzo wartościowe dla mnie.
Alex,
odpowiedz mi proszę na takie pytanie. Jak zachować się w sytuacji gdy z początku nasza relacja z drugą osobą dawała nam bardzo duże wynagrodzenie emocjonalne, a niestety z upływem czasu wynagrodzenie to zaczęło maleć, choć nadal bilans jest „na plus” (lecz mniejszy niż kiedyś). Pamiętając o tym, jak wartościowa była ta relacja na samym jej początku, nie chciałbym jej zakańczać. Z drugiej jednak strony brakuje mi pomysłów na zregenerowanie i przywrócenie tej relacji do pierwotnego stanu. Jak rozmawiać z tą drugą osobą, aby zwrócić jej uwagę na to, że dostarcza nam co raz więcej negatywnych doświadczeń, a jednocześnie żeby było to na tyle delikatne, aby tej sytuacji nie pogorszyć?
Zaznaczę, że być może ja sam również daję z siebie tej drugiej osobie mniej pozytywnych doświadczeń niż kiedyś.
Czy rozpoczęcie rozmowy mówiąc „czy chciałbyś/chciałabyś otrzymać z naszej relacji jeszcze więcej (nie sugerując, że jest źle, lecz, że może być lepiej)?”, a następnie ustalenie od nowa czynników przez nas pożądanych i niepożądanych, to dobry pomysł?
Jak Ty zachowałbyś się w takiej sytuacji?
Pozdrawiam,
Artur
Alex, starasz sobie „ustawić” jakąś wartość poniżej której zrywasz relację z daną osobą czy odbywa się to bardziej płynnie (np. jeśli wartość przez dłuższy okres utrzymuje się na minusie)?
Artur,
polecam obejrzenie serii Ultimate Relationship Anthony Robbinsa, ten kurs pomaga bardzo wiele zrozumieć. Na Youtube jest parę odcinków. Cały kurs ma ich 6.
Sprowadza się to częściowo do tego co mówi Alex: sprawdź jakie potrzeby ma Twoja druga połówka. Tym co odróżnia podejście w kursie od podejścia Alexa, to wypełnienie ich w jak największym stopniu. Dopiero jak to zrobisz, sprawdź czy Twoje potrzeby są odwzajemniane (komunikując o nich!). Jeżeli tak to świetnie, w przeciwnym wypadku… decyzja należy do Ciebie.
Jednak nie podejmuj jej zanim nie spróbujesz naprawić związku ze swojej strony, bo może właśnie Ty jesteś przyczyną tego że nie jest wam ze sobą dobrze.
Program polecam, bo jest oparty na prawdziwych przypadkach pokazujących jak funkcjonują związki i ludzie w nich uczestniczący.
Od wczoraj budzą mnie o 6:20 lądujące tuż nad moim domem samoloty (remont głównego pasa na Okęciu), wiec jest to dobra pora na pisanie postów i odpowiadanie na komentarze :-)
Katwer
Piszesz: „.. wiele słów, czynów lub zaniedbań boli o wiele bardziej od najbliższych niż od “obcych”.
Tak jest i właśnie dlatego staram się w tej dziedzinie bardzo uważać. To nawiasem mówiąc rodzi problemy, kiedy któraś z bliskich osób chce być podcoachowana :-)
Darek Śmigiel
Piszesz: „ W związku z tym, bycie niezdarnym dość mocno może zaważyć na wyrządzeniu krzywdy.”
To się bardzo często zdarza, zwłaszcza jak ktoś nie ma zbyt wiele doświadczenia w bliskich relacjach z innymi ludźmi. Stąd czasem trzeba stosować: „wybacz im, bo nie wiedzą co czynią”
Dalej: „Dopiero teraz zauważam, że najważniejszą rzeczą jest poznanie oczekiwań drugiej strony, o czym wspominasz w poście, i odpowiednie zareagowanie na nie.”
Tutaj mam kilka wątpliwości:
1) „Najważniejszą” – w jakim kontekście?
2) Odpowiednie zareagowanie na nie.. – jeśli do tego się ograniczymy, to pozbawiamy się proaktywności, a to z kolei utrudni nam poradzenie sobie z faktem z pkt. 3
3) Poznanie oczekiwań drugiej strony – utrudnieniem jest fakt, że wiele z tych oczekiwań może być nieuświadomionych lub stłumionych choćby z powodu presji społecznej
Pytasz: „Alex, w związku z wysokim współczynnikiem negatywnym, czy jeśli dana osoba wyrządzi Tobie nieświadomie krzywdę, skreślasz ją od razu (pewnie wcześniej informujesz o tym)?”
Skreślam tylko w wypadku ciężkiego nadużycia mojego zaufania lub skrajnej głupoty.
W pozostałych przesuwam po prostu do innej grupy znajomych, co jest zazwyczaj procesem dynamicznym.
Jakub
Pytasz: „W jaki sposób następuje w twoich relacjach prywatnych to ustalenie? Jakie pytania i zdania wypowiadasz?”
Nie mam jakiejś ankiety albo check-listy :-) Z powodów opisanych w odpowiedzi Darkowi pkt. 3 niewiele by ona dała. Nie mam też w tej chwili w głowie, jakie dokładnie pytania i zdania zdarza mi się wypowiadać w takich sytuacjach.
Artur Rogowski
Pytasz: „ Jak zachować się w sytuacji gdy z początku nasza relacja z drugą osobą dawała nam bardzo duże wynagrodzenie emocjonalne, a niestety z upływem czasu wynagrodzenie to zaczęło maleć, choć nadal bilans jest “na plus” (lecz mniejszy niż kiedyś).”
Pierwsza rzecz, jaką staram się ustalić w takiej sytuacji (możliwie szybko), to jak ta druga osoba odbiera „wynagrodzenie emocjonalne” z mojej strony. Może się okazać, że mimo moich najszczerszych chęci odczuwa ona poważne niedobory i reaguje odpowiednio. Jeśli to nie jest przyczyną, to zazwyczaj dopasowuję się zaangażowaniem :-) Ja traktuję relacje z innymi ludźmi jako coś dynamicznego i długoterminowo większość z nich ma ze mną relacje będące odbiciem ich traktowania mojej osoby.
Jeśli chodzi o rozpoczęcie rozmowy, to tutaj wyjątkowo zastosowałbym pytanie zamknięte: „ Czy Ty też zauważyłaś, że ostatnio nasza relacja daje nam mniej zadowolenia?” albo coś podobnego. Cała reszta rozmowy będzie zależeć od odpowiedzi partnerki. Widzisz dlaczego tak zaczynam, czy musze to dokładniej wytłumaczyć?
Patrykmat
Jak już wspomniałem wielokrotnie, nie mam tutaj jakiś precyzyjnych, czy wręcz automatycznych kryteriów. Oczywiście, jeśli relacja z kimś utrzymuje się na minusie i nie chodzi przy tym o pomoc humanitarną, to ja zakańczam.
Maciek
Nie znam tej serii (Robbins dziś zdaje mi się być strasznie przegadany i ciągle za dużo opowiada jak to pracował z Gorbaczowem itp. :-)), dlatego nie wypowiem się na ten temat.
Kilka osób napisało do mnie poza blogiem, zwracając uwagę, że moje podejście jest zimne i wyrachowane :-)
Napisałem w poście, że nie biegam z check-lista sprawdzając ciągle, czy dana relacja jest dla mnie OK. :-) Raczej robię sobie od czasu do czasu taki przegląd „pi razy oko” i pewnie w podobny sposób robi to (czasem nieświadomie) większość ludzi.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
PS: Ciekawe dlaczego jak dotąd wypowiadają się tutaj sami mężczyźni? :-)
Mnie ostatnio przydarzyła się sytuacja, w której uświadomiłam sobie, że w danej relacji jestem wykorzystywana – tzn. bilans dla mnie wyszedł zdecydowanie ujemny, a wynagrodzenia emocjonalnego nie miałam żadnego. I źle się z tym czułam. Nic poważnego: dawny znajomy, z którym od kilku lat nie miałam kontaktu, odezwał się, bo wiedział, że zajmuję się pewną dziedziną. Spotkaliśmy, opowiedziałam mu, co i jak, doradziłam. Było mi miło i cieszyłam się, że mogłam komuś pomóc moją wiedzą i miałam z tego wynagrodzenie emocjonalne. Powiedziałam mu, że w razie potrzeby niech pisze lub dzwoni. No i dzwonił z pytaniami o rady w tej dziedzinie. Raz, drugi, trzeci – w porządku, ale zapaliła się u mnie żółta lampka i uświadomiłam sobie, że nie dość, że nie mam wynagrodzenia emocjonalnego, to zaczynam mieć ujemne. Nie wdając się w dalsze szczegóły – znajomy zachwywał się inaczej, niż ja bym się zachowała, gdybym to ja odnowiła dawny kontakt i potrzebowała czyjejś porady, więc lampka z żółtej zrobiła się czerwona. Zmierzam do dwóch rzeczy – pierwsza ważna dla mnie rzecz i nauczka to nie zapędzić się zbyt daleko w tkwieniu w takiej niesatysfakcjonującej relacji – jeśli telefony od znajomego były dla mnie uciążliwe, to mogłam tę sytuację ukrócić wcześniej, a nie odbierać i myśleć sobie „no dobra, co tam, niech pogada, ja posłucham, jakoś się przemęczę”. Coraz częściej dochodzę do wniosku, że nie mam zamiaru się „przemęczać”. Druga ważna dla mnie rzecz – nie mieć żadnych wyrzutów sumienia z tego powodu, że ucinam czy ukracam znajomość, która nie jest dla mnie satysfakcjonująca. I trzecia sprawa – zauważyłam, że w takich sytuacjach nie muszę wcale radykalnie ucinać znajomości ani robić żadnych drastycznych (nieprzyjemnych dla mnie pod względem emocjonalnym) kroków – wystarczy w tym konkretnym przypadku – nie odbierać (bo nie mam ochoty lub czasu rozmawiać) i przekierować kontakt na mejle oraz zmiejszyć poziom zaangażowania i serdeczności, a ta druga osoba wtedy sama dochodzi do wniosku (tu już gdybam), że i dla niej znajomość przestała być korzystna i kontakt urywa się z pożytkiem dla obu stron. Trochę ten problem wiąże się z postami „Nie masz prawa (prawie) do niczego” – akurat wczoraj tę serię czytałam. Pozdrawiam serdecznie!
Gosia
Maciek, piszesz:
„Tym co odróżnia podejście w kursie od podejścia Alexa, to wypełnienie ich w jak największym stopniu. Dopiero jak to zrobisz, sprawdź czy Twoje potrzeby są odwzajemniane (komunikując o nich!).”
Takie podejście kojarzy mi się z inwestycją bez żadnej gwarancji zwrotu. Wolałbym jednak, aby dawanie jak najwięcej drugiej osobie, funkcjonowało od samego początku w obie strony. Wydaje mi się, że tak po prostu jest zdrowiej. Ewentualne zweryfikowanie, podczas rozmowy na samym początku, braku chęci drugiej strony do polepszenia tej relacji pozwoli na zaoszczędzenie dużej ilości czasu i energii, którą trzeba by wpierw poświęcić według rozwiązania proponowanego przez Ciebie. Tak czy siak, dziękuję za odpowiedź.
Alex, piszesz: „ Czy Ty też zauważyłaś, że ostatnio nasza relacja daje nam mniej zadowolenia?” albo coś podobnego. Cała reszta rozmowy będzie zależeć od odpowiedzi partnerki. Widzisz dlaczego tak zaczynam, czy musze to dokładniej wytłumaczyć?
Widzę, dodatkowe tłumaczenie nie jest potrzebne. Wydaje mi się, że po ewentualnej odpowiedzi „tak”, słuszne będzie pytanie, które zaproponowałem prędzej, czyli: „czy chciałabyś otrzymać z naszej relacji jeszcze więcej/tyle samo zadowolenia co kiedyś?”, a potem pójdzie już z górki.
Dziękuję i pozdrawiam,
Artur Rogowski
Doświadczalnie doszłam do podobnego „systemu oceny” co Alex dopiero kilka lat temu i spisuje się on w praktyce z mojego punktu widzenia świetnie.
Uśmiechnęłam się przeglądając swoje stare pamiętniki, w których kiedyś w ramach prób znalezienia odpowiedzi na pytanie „jaki jest ilościowy i jakościowy wymiar pozytywnych i negatywnych przeżyć” w jednym z moich związków skrupulatnie odnotowywałam wszystkie plusy i minusy. Uznałam wtedy, że mój własny osąd jest mocno zaburzony przez bardzo intensywne przeżycia i że mam wątpliwosć, czy ocena sytuacji „w mojej głowie” odpowiada rzeczywistości. Przyczyną owego dysonansu była moja skłonność do zwiększania „wagi” pozytywnych doświadczeń przy jednoczesnym umniejszaniu znaczenia negatywów.
Wtedy wzór, który przytacza Alex wyglądał mniej więcej tak:
Wynagrodzenie emocjonalne=(2*suma doświadczeń pozytywnych z daną osobą) –(1/2 *suma doświadczeń negatywnych)
To „zaburzenie” powodowało, że sumarycznie nie czułam się źle, a nawet czułam się dobrze w relacji z przewagą negatywnych doświadczeń. Wynagrodzenie emocjonalne wyrażone powyższą formułą było większe lub równe zeru. Zapiski pozwoliły mi na porównanie moich odczuć z tym co się dzieje i wyciągnięcie wniosków. Pozwoliły mi również zrozumieć co i dlaczego było dla mnie ważne, jakie są moje rzeczywiste potrzeby i co mnie finalnie „uszczęśliwia”. Było to o tyle łatwiejsze, że mam nawyk prowadzenia pamiętnika.
Dłuższą chwilę potem zajeło mi „przełknięcie gorzkiej pigułki” pogodzenia się z faktem, że to czego chcę nijak ma się do tego jakie sa oczekiwania społeczne, co powinno mnie uszczęśliwiać (w sensie ogólnym), uwolnienie się od umniejszania czy wręcz tłumienia tych potrzeb i rozpoczęcie zaspokajania ich. Dziś stwierdzam, ze było warto.
Z perspektywy czasu widzę, że „haczyk” tkwił również w samej świadomości tego jak dużo większe od zera może to wynagrodzenie emocjonalne być. I to co wtedy wydawało mi się „dobre” dziś w obliczu podniesionej poprzeczki nie wygląda już tak świetnie. Ot, im więcej doświadczeń, tym lepsze wyczucie czego naprawdę się chce.
Przetestowałam również podejście, które opisał Maciek w swoim komentarzu:
„Sprowadza się to częściowo do tego co mówi Alex: sprawdź jakie potrzeby ma Twoja druga połówka. Tym co odróżnia podejście w kursie od podejścia Alexa, to wypełnienie ich w jak największym stopniu. Dopiero jak to zrobisz, sprawdź czy Twoje potrzeby są odwzajemniane (komunikując o nich!).”
I już go nie praktukuję. Jasne – pilnuję, aby w relacji z mojej strony wszystko było w porządku, jednak daję sobie pełne prawo do oczekiwania wynagrodzenia emocjonalnego w relacji RÓWNOLEGLE z partnerem. Podejście „prawo do oczekiwań nabywa się wraz z i w ilości proporcjonalnej do własnego wkładu w relację” powodowało, że PRAWIE ZAWSZE znajdował się obszar w którym mogłabym wypełnić potrzeby partnera w większym niż dotychczas stopniu, co z kolei odbierało mi „prawo” do zajęcia się moimi potrzebami. Po kilku (raz nawet, o zgrozo, kilkunastu) miesiącach dokonywałam „odkrycia”, że moje potrzeby są bardziej lub mniej w tyle. Co gorsza, partnerzy przyzwyczajeni do tego, że to ich potrzeby w moich oczach są na pierwszym miejscu, postawieni po dłuższym czasie przed nowym zadaniem zaspokojania moich potrzeb (o których w dodatku nie mieli przecież pojęcia) mimo starań i wysiłku wykładali się zupełnie. Zyskiwali za to poczucie bezradności, nieumiejętności zadbania o kogoś o kogo przecież chcieli dbać i niskiego poczucia własnej wartości. Ja zyskiwałam frustrację i rosnące poczucie niezadowolenia z relacji.
Uznałam to za kiepski bilans i wypracowałam podejście bardzo bliskie temu o którym pisze Alex.
Tym bardziej, że podejście:
„Jednak nie podejmuj jej (decyzji) zanim nie spróbujesz naprawić związku ze swojej strony, bo może właśnie Ty jesteś przyczyną tego że nie jest wam ze sobą dobrze.”
Powodowało wielokrotne próby naprawcze i odwlekanie „rozstania”. Skutkiem ubocznym były emocjonalne straty po obu stronach i trudniejsze rozstanie. Włącznie z efektem „tyle razem przeszliśmy”, zgrabnie pomijającym fakt, ze może i przeszliśmy, ale doszliśmy do dość nieciekawego miejsca z którego warto byłoby się ewakuować.
Pozdrawiam ciepło i wiosennie
Emilia Ornat
Witam,
zastanawiałam się długo, nad moimi wyliczeniami i wyszło mi, że wygląda to raczej taK:
Wynagrodzenie emocjonalne = suma doświadczeń pozytywnych z daną osobą – (suma doświadczeń negatywnych a suma doświadczeń negatywnych b/3).
Podzieliłam doświadczenia negatywne na dwie grupy, bo obniżam wartość tych, które wprawdzie są nieprzyjemne, ale wynikają z tego, że mój związek to absolutnie tradycyjne małżeństwo z dziećmi, wspólnotą majątkową i całym zestawem problemów „technicznych” wynikających z codziennego zycia. Jeśli więc doświadczenia negatywne wynikają z tych właśnie spraw „technicznych” staram się je oddzielić od istoty związku i traktować podobnie jak negatywne doświadczenia z pracy, urzędu itp. Dodatkowo dbam o to, żeby regularnie spędzać trochę czasu razem bez tej otoczki i porównuję, jak to się ma do dnia codziennego.
pozdrawiam serdecznie,
Elżbieta
Zastanawiam się, czy Wasze rozważania w postaci stosowania ..obliczeń do waloryzacji ?? relacji ludzkich, nie są przesadzone. Przecież często chodzi o jakość, a nie o ilość.:-)
Alex,
Może jakiś wzór na przyjaźń :-)
Romana, ale właśnie o jakość w tych „obliczeniach” chodzi. Można to przedstawić matematycznie w postaci wzoru (umownego, symbolicznego, obrazowego), a można zdroworozsądkowo: co zyskujesz, a co tracisz w danej relacji, czy więcej dajesz, czy więcej dostajesz, czy dostajesz to, czego potrzebujesz, czy dajesz to, co chcesz dawać, a może jest we wszystkim równowaga. Inna sprawa, że ilość też jest ważna, bo na jakość danej relacji ma wpływ ilość pozytywnych emocji, jakie w tej relacji przeżywamy. Poza tym to wszystko w poście jest wzięte w cudzysłów :)
Gosia
Chciałam tylko zwrócić uwagę, że takie rozważania roztrząsa się w wyjątkowo „trudnych” przypadkach, gdyż również sądzę, że najczęściej emocje pozwalają nam na szybszą i trafniejszą ocenę naszej relacji niż racjonalne rozważania za i przeciw.
Przyjaźnię się z ta osobą, bo ja lubię i niekoniecznie muszę szczegółowo analizować za i przeciw.
Taka analiza natomiast zaczyna naturalnie się pojawiać u mnie, kiedy relacja się po prostu nie układa, a ja szukam usilnie sposobów na jej zatrzymanie.
Nie wiem, czy jestem zrozumiała dla czytelników?
Podobnie jak Romana nie czuję zupełnie potrzeby analizowania swoich relacji w taki pseudo matematyczny sposób – wynik emocjonalny jest dla mnie dostępny automatycznie w każdym momencie i nie wymaga żadnych rozważań. Po przeczytaniu postu Alexa uświadomiłam sobie jednak, że moim zdaniem nie wszystkie negatywne, przykre doświadczenia z jakiejś relacji umniejszają jej wartość. Przykre doświadczenia też czasem relację wzbogacają, bywają dla mnie osobiście inspirujące, pouczające itp.
Alex, po przeczytaniu postu nasunęło mi się kilka pytań:
1)Napisałeś o ustalaniu na początku relacji, jak obie strony rozumieją wynagrodzenie emocjonalne, tak aby uniknąć ewentualnych rozczarowań. A jak radzisz sobie z sytuacjami zmiany potrzeb i oczekiwań drugiej osoby w trakcie trwania relacji?
2)Na czym konkretnie polega Twoje „ponadprzeciętnie staram się”, o którym wspomniałeś w ostatnim akapicie swojego postu?
3)Wspomniałeś, że potrójnie liczysz gdy druga strona w relacji robi Ci „krzywdę”. Jaki współczynnik stosujesz do obliczenia wartości „krzywd”, które Ty wyrządzasz innej osobie?
Pozdrawiam
Agnieszka
Zgadzam się z Romaną i Magda Leną, które nie są zwolenniczkami matematycznego obliczania wynagrodzenia emocjonalnego. Miłość, przyjaźń, bliskość, otwartość (lub też zgoda na zamykanie się, gdy trzeba) – to wszystko jest bezcenne. Jedyną wycenę może dać intuicja.
Gdy zaczynamy zliczać ilość ciepłych gestów (Naprawdę nie wiem, jak to w ogóle można zrobić. Liczyć czyjeś uśmiechy skierowane w naszą stronę? Brać pod uwagę ilość wypowiedzianych dobrych życzeń? Ilość wspólnych miłych wieczorów?), to robimy to chyba zwykle wtedy, gdy nam ich bardzo brakuje.
Pozdrawiam,
Magda
Bardzo ciekawy i inspirujący wpis!
Przede wszyskim bardzo spodobała mi się przykładowa lista czynników, które mogą stanowić wynagrodzenie emocjonalne. Szczerze mówiąc to raczej się nad tym tak szeroko nie zastanawiałem do tej pory. W moim dla przykładu związku, bardzo ważną sprawą jest wzajemne inspirowanie się. Gdy widzę, jak moja partnerka załatwia różne życiowe sprawy na polu zawodowym i osobistym, to bardzo często jestem bardzo pozywywnie zaskoczony, jak fajnie i skutecznie sobie poradziła w jakiejś sytuacji i ile mogę się od niej jeszcze nauczyć. Z drugiej strony mam bardzo często sygnały z jej strony, że ona tak samo nieraz jest zaskoczona, jak ja sobie radzę w pewnych sytuacjach. To jest niesamowite uczucie, że nawet po kilku latach związku można się wzajemnie inspirować i poznawać :) To jest też bardzo konkretne wynagrodzenie emocjonalne, płynące z mojego związku.
Ponadto dla mnie bardzo odkrywcza jest w tym wpisie (a także w poście dot. relacji po eskimosku) sugestia, by spróbować patrzeć na różne aspekty wynagrodzenia w związku oddzielnie. Faktycznie często widzę w róznych związkach postawę typu: no nie zbyt się dogadujemy, ale przynajmniej jedno z nas nieźle zarabia. Tak jakby korzyści w jednych sprawach mogły rekompensować niedobory w innych kwestiach. Często te różne aspekty są też mieszane w różnych dyskusjach i sporach (uświadamiam sobie, że w moim związku też to występuje). Np. jedno mówi o niedostatecznym zaspokojeniu potrzeby czułości a drugie o konieczności lepszego dogadania się w kwestii podziału obowiązków. Tak dyskutując ciężko dojść do porozumienia! Tymczasem biorąc na tapetę jedno tylko zagadnienie, łatwiej jest dojść do jakiegoś porozumienia i rozwiązania zadowalającego obie strony.
Z pozdrowieniami
Maciek :)
Góralka
Dziękuje za ciekawy komentarz. Post jest właśnie pomyślany jako takie narzędzia, aby rozpoznać sytuacje, kiedy jesteśmy emocjonalnie wykorzystywaniu, lub…. Wykorzystujemy kogoś innego
Artur Rogowski
Piszesz: „Wolałbym jednak, aby dawanie jak najwięcej drugiej osobie, funkcjonowało od samego początku w obie strony.”
Tutaj nieco się różnimy. Ja nie mam problemu z dawaniem „bez gwarancji zwotu” i robię to chętnie. Opisane sprawdzenie od czasu do czasu ma na celu zapobieganie sytuacjom, kiedy robi się to w jakiś sposób chore.
Jeśli chodzi o Twoje pytanie do partnerki, to spróbuj jeszcze przerobić je z zamkniętego na otwarte :-)
Emilia Ornat
Uśmiechnałem się czytając: „stare pamiętniki, w których kiedyś w ramach prób znalezienia odpowiedzi na pytanie „jaki jest ilościowy i jakościowy wymiar pozytywnych i negatywnych przeżyć” w jednym z moich związków skrupulatnie odnotowywałam wszystkie plusy i minusy.”
To jest coś, czego nie robię :-)
Co do reszty komentarza, to jest dla mnie bardzo ciekawy, dziękuję
Elżbieta
Bardzo ciekawy wzór w sytuacji, jeśli ktoś jest w sformalizowanej relacji, która ma pewne „wady wbudowane w system”.
Ja osobiście jestem zwolennikiem „klasyfikacji ogólnej”, czyli negatywne doświadczenie jest doświadczeniem negatywnym niezależnie od jego charakteru, niemniej szanuje i takie podejście jak Twoje.
Romana
Piszesz: „Zastanawiam się, czy Wasze rozważania w postaci stosowania ..obliczeń do waloryzacji ?? relacji ludzkich, nie są przesadzone. Przecież często chodzi o jakość, a nie o ilość.:-)”
Zwróciłem uwagę w poście na stosowanie „pi razy oko”, więc nie chodzi o jakieś matematyczne wyliczanie :-) Gdyby tak było, to należałoby we wzorze uwzględnić zarówno „jakość” przezycia jak i jego „ilość”. To mijałoby się jednak z celem moich przemyśleń
Piszesz też: „najczęściej emocje pozwalają nam na szybszą i trafniejszą ocenę naszej relacji niż racjonalne rozważania za i przeciw.”
Tak może być, jeśli cały czas jesteśmy dojrzałym, wyrównanym emocjonalnie człowiekiem. Kto w realnym życiu takim jest? Ja nie, nawet teraz zdarzają się różne wahnięcia wpływające na ocenę sytuacji :-) Nie wspomnę tu o młodych latach, kiedy fakt że jakaś dziewczyna była dobra partnerka w seksie (a kiedyś nawet że była partnerką w ogóle!! :-)) wystarczająco zaciemniał moja „emocjonalna ocenę”, aby tolerować sytuacje dalekie od optymalnych.
Magda Lena
Piszesz: „ Przykre doświadczenia też czasem relację wzbogacają, bywają dla mnie osobiście inspirujące, pouczające itp.”
Przyjmuje do wiadomości, że niektórzy ludzie tak to postrzegają. Ja wole stosować strategie eliminowania przykrych doświadczeń ze mną, na ile jest to w ogóle możliwe.
Agnieszka M.
Ad 1) Nigdy nie traktuje relacji jako czegoś statycznego, co się nie zmienia. Dlatego z jednej strony staram się na bieżąco odbierać wszelkie sygnały, ze u partnera/partnerki (bo nie mówimy tylko o relacjach miłosnych/seksualnych) cos się zmieniło. Poza tym mam chyba dość wyczulone postrzeganie jeśli chodzi o reakcje drugiej strony, to pomaga. Nie oznacza to, że i tak nie robię różnych, czasem głupich błędów :-) Nobody is perfect!
Ad 2) To polega z grubsza na tym, że z jednej strony bardzo aktywnie staram się wnieść pozytywne elementy w życie osoby, z która mam relację, z drugiej bardzo uważam, aby nie dostarczyć jej jakichkolwiek negatywnych doznań. To ostatnie nie dotyczy sytuacji, kiedy na zlecenie ucze kogos lub coachuję, wtedy funkcjonują inne reguły. Poza tym, mając z racji wykonywanego zawodu ponadprzeciętne wyczucie innego człowieka mogę to robić dość skutecznie. Wystarczy taka odpowiedź?
Ad 3) Jak wspomniałem powyżej, robię bardzo wiele, aby nie wyrządzać „krzywd” partnerowi. Jeśli zdarza się to bo też jestem niedoskonałym człowiekiem, to akceptuję, ze druga strona też mnoży je przez 3 :-)
Magdaleno
Kiedy piszesz: „Gdy zaczynamy zliczać ilość ciepłych gestów (Naprawdę nie wiem, jak to w ogóle można zrobić. Liczyć czyjeś uśmiechy skierowane w naszą stronę? Brać pod uwagę ilość wypowiedzianych dobrych życzeń? Ilość wspólnych miłych wieczorów?), to robimy to chyba zwykle wtedy, gdy nam ich bardzo brakuje.” To mam wrażenie, że dla Ciebie niewystarczająco jasno wyraziłem o co mi chodzi. Gorzej, bo w tej chwili nie bardzo wiem jak mam rozsądnym nakładem zrobić to lepiej. Pozwól więc że na razie ograniczę się do stwierdzenia, że nie o to mi chodziło.
Maciek K.
Dziekuje za ciekawy komentarz, bardzo ważne jest to co napisałeś:
„Często te różne aspekty są też mieszane w różnych dyskusjach i sporach (uświadamiam sobie, że w moim związku też to występuje). Np. jedno mówi o niedostatecznym zaspokojeniu potrzeby czułości a drugie o konieczności lepszego dogadania się w kwestii podziału obowiązków. Tak dyskutując ciężko dojść do porozumienia! „
To się często zdarza i naprawdę warto na to uważać
Jeszcze raz dziękuję wszystkim za poziom i obszerność Waszych wypowiedzi. W ramach eksperymentowania próbuję nawiązać kontakt z innym audytorium niż nasze i powrót tutaj zawsze uświadamia mi jaki skarb ciekawych ludzi tutaj mamy.
Miłej soboty
Alex
Alex,
Powyższe przesłanie wydaje mi się proste i łatwe do zrozumienia. Ja również je zrozumiałam. Piszę o tym, ponieważ z mojej poprzedniej wypowiedzi to nie wynika. Nieporządek zrobił jedynie w mojej głowie „wzór”…
Pozdrawiam,
Magda
@Alex, kiedy wypisałeś swoje wątpliwości, otworzyły mi się oczęta:
„Tutaj mam kilka wątpliwości:
1) „Najważniejszą” – w jakim kontekście?
2) Odpowiednie zareagowanie na nie.. – jeśli do tego się ograniczymy, to pozbawiamy się proaktywności, a to z kolei utrudni nam poradzenie sobie z faktem z pkt. 3
3) Poznanie oczekiwań drugiej strony – utrudnieniem jest fakt, że wiele z tych oczekiwań może być nieuświadomionych lub stłumionych choćby z powodu presji społecznej”
Ad. 1 — najważniejszą, w sensie najlepszą dla obu stron, by ułożyć sobie sensowną relację. Bez ciągłych utarczek słownych, niedomówień, problemów komunikacyjnych.
Ad. 2 — staram się również być proaktywny, czyli dawać od siebie, bez gwarancji zwrotu czy oczekiwań na to. Jednak tutaj chodziło mi o uświadomienie sobie tego, co jest ważne w kontaktach z partnerką i dążenie do zapewnienia jej odpowiednich doznań w zakresie jej potrzeb.
Ad. 3 — niestety, wczoraj miałem właśnie taką sytuację, że w trakcie, wydawałoby się, niewinnej rozmowy wynikł problem o wiele bardziej złożony, a początkowo nieuświadomiony.
@Romana, @Magda Lena,
podejście 'matematyczne’ do rozważań również przeprowadzam w kryzysowych sytuacjach, gdy widzę, że to co się dzieje przestaje mi odpowiadać. Wtedy następuje konkretna decyzja, by coś z tym zmienić.
Problem jest taki, że tak jak piszesz @Emilio Ornat, po tak długim czasie ustępstw, druga strona nie przygotowana na coś dla niej nowego (bo przecież było tak dobrze), zaczyna się wykładać na podstawowych kontaktach.
@Romana piszesz,
„najczęściej emocje pozwalają nam na szybszą i trafniejszą ocenę naszej relacji niż racjonalne rozważania za i przeciw.”
Wydawało mi się, że jestem dojrzałym człowiekiem, z poukładanymi emocjami, jednak wczoraj mój pies został zaatakowany podczas wystawy przez innego psa, z tej samej hodowli, od innego właściciela. Zostałem potraktowany jako winny całej sytuacji, bo „twój pies biegł za wolno”. Dodatkowo moja partnerka, w odruchu ochrony naszego psa, poprosiła mnie, żebym odszedł na bok, bo ten drugi szedł. Tylko, że w związku z tym poczułem się jeszcze bardziej winny, bo skarcony nie został właściciel „atakującego” tylko „broniącego” się. Na dodatek nie chciałem „srać do własnego gniazdka” skoro psy są od tego samego hodowcy. Żeby nie robić afery, pod wpływem chwilowych emocji, odpuściłem sobie.
Dopiero po kilku godzinach zastanawiania się, rozmyślania i dokładnego przemyślenia sytuacji doszedłem do wniosku, że jeszcze daleko mi do sensownego i szybkiego reagowania w sytuacjach kryzysowych. W szczególności, że powyższe bardzo mocno negatywnie wpłynęło na moją osobę.
Teraz, na spokojnie mogę rozważyć wszelkie za i przeciw i podjąć właściwą do tego decyzję.
@Magdalena,
tu nie chodzi o siedzenie z notesem i wpisywanie wszystkich plusów, jak coś dobrego się stało i minusów, gdy jest jakaś krzywda.
W moim przypadku chodzi bardziej o umiejętność decydowania, czy relacja dalej powinna być kontynuowana. Ale do tej decyzji konieczne jest pewne rozeznanie.
@Alex,
we Wrocławiu, podczas krótkiej rozmowy z Tobą usłyszałem, że by rozwinąć umiejętność zadawania otwartych pytań, muszę nad tym ćwiczyć.
Czy możesz mi odpowiedzieć na pytanie: „Jak ćwiczyć sytuacje, które są nietypowe?” w kontekście mojego wcześniejszego opisu sytuacji z psem. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie widziałem, nie wiedziałem jak zareagować. Jak się jednak przygotować do takich niespodziewanych, nietypowych wydarzeń?
Dziękuję Wam za komentarze, są niesamowitym zgłębieniem tematu.
Darku,
Tak właśnie to rozumiem. „Wzór” mnie lekko zmylił :). Chociaż… w opisie wzoru było też „pi razy oko”, a to właśnie „oko” dla mnie jest najbardziej przekonujące :)
Pozdrawiam,
Magda
@ Alex
Co do pamiętników i odnotowywania samopoczucia i „ocen”, to też już tego nie robię :). W ferworze skracania komentarza wyrzuciłam fragment o tym że eksperyment z przypisywaniem wartości liczbowych przeprowadziłam dokładnie raz w dokładnie jednej relacji w której zauważyłam, że mój „intuicyjny” osąd rozmija się z tym co rzeczywiście się w relacji dzieje.
Niemniej to doświadczenie doprowadziło do wielu ciekawych wniosków, między innymi do tego, że mój „wzór” na wartość emocjonalną relacji miał dwa „zaburzające równowagę” parametry. Świadoma zmiana tych parametrów zaprocentowała w ciągu ostatnich kilku lat ogromnym wzrostem jakości relacji.
@ Darek Śmigiel
Z mojego doświadczenia wynika, że problem tego, dlaczego podejście „najpierw potrzeby partnera” w relacji jest bardziej złożony. To że pojawiają się nowe oczekiwania to coś w rodzaju wierzchołka góry lodowej. Jeśli chcesz mogę to opisać dokładniej, jednak w tym miejscu byłby to długi offtopic w stosunku do tematu postu.
Pozdrawiam ciepło
Emilia Ornat
@Alex, piszesz: „Tutaj nieco się różnimy. Ja nie mam problemu z dawaniem „bez gwarancji zwotu” i robię to chętnie. Opisane sprawdzenie od czasu do czasu ma na celu zapobieganie sytuacjom, kiedy robi się to w jakiś sposób chore.”
Żeby nie było nieporozumień, chciałem wyjaśnić. W momencie gdy zawieram nową znajomość i tworzę nową relację również nie mam problemu z dawaniem „bez gwarancji zwrotu”. Uznałem jednak, że takie rozwiązanie mi nie odpowiada, gdy mówimy o poprawieniu już długotrwałej relacji. Wówczas preferuję podejście – siądźmy, porozmawiajmy i razem spróbujmy zmienić coś na lepsze. I o to mi chodziło mówiąc o tym, że wolałbym, aby wkład obu stron był równy.
Pozdrawiam,
Artur :)
Alex,
moim zdaniem każda relacja ma „wady wbudowane w system” – tylko każda inne :-)
pozdrawiam,
Elżbieta
@Darek Śmigiel
Piszesz..”Teraz, na spokojnie mogę rozważyć wszelkie za i przeciw i podjąć właściwą do tego decyzję”.
Ja też nie twierdziłam nigdy, że mamy podejmować decyzje czy myślenie o danej relacji w kulminacyjnych kryzysowych momentach, takich jak opisałeś. Emocje to nie tylko po jednej stronie złość, a po drugiej ekstaza, ale cała skala pośrodku – nazwana i nienazwana.
Chciałam tylko powiedzieć, że może myślenie o danej relacji jest bardziej kalkulacyjne niż „czucie” danej relacji, czucie ciałem, świadomością, a nie myślą, która ma skłonność do spekulacji i tak jak powiedziałam, kalkulacji.
I nie mówię tu tylko o seksie, albo zupełnie w tej chwili nie mam erotyki na myśli, ale to jak z daną osobą się po prostu czuję, jak najczęściej się czuję w jej towarzystwie. I to się wie bez myślenia.
Zbyt idealistyczne? Może :-)
Miłego dnia!
Emilia Ornat
Cieszę się, że Twoje obserwacje dotyczące współczynników pokrywają się z moimi
Artur Rogowski
Dziękuję za wyjaśnienie
Elżbieta
Piszesz: „moim zdaniem każda relacja ma “wady wbudowane w system” – tylko każda inne”
Zgoda. Wazne jest aby były to rzeczy postrzegane przez strony jako te ze strefy „ignore” (pamiętasz ten post?
Romana
Jeśli ma się dużo doświadczenia w relacjach, to Twoje podejście może funkcjonować. Początkującym może pomóc taka analiza, jak opisałem. Oczywiście od czasu do czasu :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex, dziękuję za odpowiedzi na moje pytania.
Napisałeś: „staram się na bieżąco odbierać wszelkie sygnały, ze u partnera/partnerki (bo nie mówimy tylko o relacjach miłosnych/seksualnych) cos się zmieniło. Poza tym mam chyba dość wyczulone postrzeganie jeśli chodzi o reakcje drugiej strony, to pomaga.”. Skąd wiesz w konkretnej sytuacji, że prawidłowo odebrałeś sygnały od partnera/ partnerki i że Twoje „wyczulone postrzeganie” zadziałało prawidłowo w danym przypadku?
Odnośnie Twojego pytania w punkcie 2: mam wrażenie, że tam nie ma nowych informacji, a jedynie innymi słowami powtórzyłeś to, co już napisałeś w poście.
Pozdrawiam
Agnieszka
Agnieszka M.
Pytasz: „Skąd wiesz w konkretnej sytuacji, że prawidłowo odebrałeś sygnały od partnera/ partnerki i że Twoje “wyczulone postrzeganie” zadziałało prawidłowo w danym przypadku?”
Nigdy nie mam takiej gwarancji. Jednak długoterminowe obserwowanie rezultatów skłania mnie do przypuszczania, że jestem w tym dość dobry :-)
Co do kwestii punktu 2 w tej chwili nie potrafię tego lepiej wytłumaczyć
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex, chciałam jeszcze zapytać, co konkretnie rozumiesz przez „sygnały” świadczące o zmianie potrzeb partnera/ partnerki?
Pozdrawiam,
Agnieszka
Fantastyczny tekst ! Zdecydowanie jestem zwolenniczką pewnej refleksyjności (nie nadmiernej, ale jednak) u osób będących w związkach. Takie trzeźwe spojrzenie jest b. dobre, ponieważ, kiedy faktycznie sobie na nie pozwolimy, to się okazuje, że naprawdę zdecydowaną większość zajść i emocji jesteśmy w stanie dość jednoznacznie zakwalifikować i że unikanie tego zakwalifikowania służy jednynie oszukiwaniu siebie samego….
Miałam swoje podejrzenia co do tego współczynnika, a teraz jestem pewna, że już go sobie wykształciłam. Myślę, że jest to zdrowa sytuacja, ponieważ nie ma żadnych logicznych przesłanek, by wierzyć w to, że miłość czysto altruistyczna przynosi jakieś wymierne wartości pozytywne… Swoją drogą natomiast, że przestaję wierzyć w to, by faktycznie istniała taka ilość pozytywów wynoszona z relacji, by mogła zrekompensować spotęowaną ilość negatywów …. ;(
Agnieszka M.
Te sygnały, poza oczywistymi, takimi jak komunikaty werbalne, to bardzo wiele, często drobnych i trudno uchwytnych reakcji i działań. Nie mam jakiegoś gotowego katalogu takich i robię to raczej intuicyjnie.
Marta BUu
Ciesze się, że tekst jest dla Ciebie przydatny :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex, komunikaty werbalne – to brzmi jasno, ale co to są „drobne i trudno uchwytne reakcje i działania.”? :)
Pozdrawiam,
Agnieszka
Alex,
Pamiętam post o „ignore it” – był dla mnie bardziej oczywisty niż te dotyczące szybkiego kończenia relacji, bo opisałeś w nim coś, co stosowałam od dawna, żeby nie komplikować sobie życia :-).
A przy okazji – opisywany przez Ciebie sposób na udany związek dla mnie osobiście ma takie wady wbudowane w system, że nie wyobrażam sobie jakie zalety mogłyby mi je zrekompensować… Czytanie Twoich postów na te tematy jest dla mnie jak podglądanie życia innych gatunków – fascynujące i kompletnie niezrozumiałe.
pozdrawiam serdecznie :-)
Elżbieta
Świetny post. Niemal w każdym odnajduję coś dla siebie :) To niesamowite ale ja chwilowo na sobie nie przeprowadzę tych wyliczeń ale kiedyś na pewno. Dam szansę.
Kiedy pierwszy raz przeczytałam ten post zaraz po opublikowaniu, pomyślałam sobie, że takie podejście jest za bardzo wyrachowane, a przecież w relacjach… no właśnie, czym niby mamy się kierować?
Potem pomyślałam o relacjach, które nie były może 'całkiem złe’, ale jednak niesatysfakcjonujące, przeciągane na siłę, w nadziei że 'to tylko tak chwilowo’. Czas mija, miejsce w naszym życiu zajmuje osoba, która znacznie obniża jego jakość, tymczasem mógłby na jej miejscu znaleźć się ktoś inny, pytanie czy którejkolwiek ze stron takie 'marzenie o lepszym kiedyś’ służy?
Kolejny aspekt, przecież nie chodzi o to że kogoś oceniamy jako 'lepszego’ a innego jako 'gorszego’, 'lepsze’ bądź 'gorsze’ może być nasze dopasowanie. Banalny przykład, jeśli jedna osoba odpoczywa intensywnie imprezując cały weekend, a druga woli spędzić ten czas w górach to trudno będzie im spędzić ten czas razem, no bo jak to rozwiązać? Ja ustąpię tym razem, poświęcę się i będę robić coś czego nie lubię, a następnym razem odwrotnie? Niby kompromis jest ważny, ale czy nie prościej byłoby znaleźć osobę o bardziej zbliżonych zainteresowaniach?
Wydaje mi się, że związki przychodzą na myśl pierwsze, ale dla mnie ta zasada ważniejsza okazuje się w przypadku przyjaźni czy nawet luźniejszych znajomości. Z kim spędzam swój czas? W jaki sposób? Co ja z tego mam? A co druga osoba? Czy to naprawdę nam obojgu służy? Czego zabrakłoby w moim życiu bez tej relacji?
Na pewno od teraz częściej będę się nad tym zastanawiać.