Podczas dyskusji pod moim postem „Jak dobierać sobie partnera” wynikła kwestia pojęć „uroda” i „atrakcyjność fizyczna”.
To co napiszę, to jest oczywiście prywatny punkt widzenia heteroseksualnego mężczyzny, mogę sobie jednak wyobrazić, że rozważania te przydadzą się przynajmniej jako start dyskusji i przemyśleń dla wielu Czytelników, niezależnie od ich płci i orientacji seksualnej. Skoncentrowanie się w tym poście na dwóch aspektach nie oznacza też, że uważam cechy umysłu i serca za mniej ważne, po prostu teraz rozmawiamy o fizyczności.
No ale wróćmy do tytułowego tematu.
Pojęcia „uroda” i atrakcyjność fizyczna” są często mylone, nawet Wikipedia używa ich zamiennie :-) No cóż, spójrzmy na nieco odmienny sposób widzenia:
- uroda – zespół cech zewnętrznych uznawanych w danej kulturze za piękne i odpowiadające pewnym rozpowszechnionym w niej wzorcom.
- atrakcyjność fizyczna kobiety – to jak sama nazwa wskazuje :-) intensywność pięknych doznań fizycznych, które mam kiedy kobietę trzymam w ramionach, całuje, pieszczę, kocham i robię inne przyjemne rzeczy które dostaliśmy w prezencie od Boga/Natury kiedy podjęta została decyzja, że homo sapiens będzie stworzony w dwóch wariantach nieco różniących się wyposażeniem :-) Na tę atrakcyjność wpływ ma oczywiście też to, co ta kobieta robi zarówno ze swoim ciałem jak i moim, bo dla naprawdę dobrych rezultatów nie powinna to być rzecz uprawiana w pojedynkę.
Teraz ciekawa sprawa, długoletnie obserwacje praktyczne wykazują, że u dojrzałych kobiet w szerokim zakresie urody nie ma specjalnej korelacji pomiędzy tymi czynnikami!! Pisze w szerokim, bo czasem osoba która zewnętrznie bardzo odbiega od aktualnej „normy” nabawia się kompleksów, co blokuje jej rozwój w tej drugiej dziedzinie.
Większość, zwłaszcza młodych mężczyzn zdaje się tej prostej prawdy nie wiedzieć i koncentruje uwagę na tych nielicznych pięknościach w błędnym założeniu, że ładna buzia, „odpowiedni” biust, czy zgrabne nogi są równoważne z tą zdefiniowana powyżej atrakcyjnością fizyczną. Prawda jest taka, że niekoniecznie. Są piękne kobiety, które też są bardzo atrakcyjne fizycznie jak i takie, na które rzeczywiście najlepiej tylko popatrzeć bo całą resztę możesz sobie darować. Prawdopodobieństwo wystąpienia każdego z tych przypadków bardzo zbliżone do tego, gdybyśmy wzięli pod uwagę kobietę o niewyróżniającej się specjalnie urodzie!
Jakie z tego wypływają wnioski:
Dla Panów
O ile nie należycie do tej pożałowania godnej kategorii facetów, którzy potrzebują pięknej partnerki jako „trofeum” podnoszącego ich poczucie własnej wartości i popisaniu się przed otoczeniem, to przestańcie wreszcie wykorzystywać obrazki z kolorowych czasopism jako filtr selekcjonujący kobiety, z którymi chcecie wejść w bliższe relacje. Jest tyle fantastycznych, „zwyczajnie” wyglądających Pań, z którymi nie tylko możecie mieć interesującą konwersację, ale też przeżycia, dla których nawet piękne francuskie określenie „la petite mort” (mała śmierć) jest tylko delikatnym eufemizmem. Do tego większość potencjalnej „konkurencji” będzie się uganiać za tymi nielicznymi żurnalowymi pięknościami, pozostawiając całe „pole” dla Was :-) Czyż może być piękniejsza sytuacja?
Naturalnie w tej dużej grupie też należy „wyłowić” osoby atrakcyjne fizycznie, co na początku (ale tylko na początku) nie jest takie proste, bo odpowiednie sygnały są znacznie subtelniejsze niż te wysyłane przez „wizualne seksbomby”. Tutaj zalecam Wam praktykę i zdobywanie doświadczeń, nie chcę teraz rozbudowywać tego postu do rozmiarów książki, a poza tym już ktoś zwrócił mi uwagę, że ten blog i tak staje się bardzo frywolny :-)
Dla Pań
Rada numer jeden, to o ile nie jesteście w pilnej potrzebie dowolnego męskiego ciała (co też byłoby OK, macie do tego prawo), to unikajcie facetów, którzy w głębi ducha marzą o ładnych trofeach. Tacy goście zazwyczaj mają problemy z poczuciem własnej wartości i istnieje duże ryzyko, że w jakiejś sytuacji intymnej wpadnie im do głowy pomysł dowartościowania się poprzez np. jakieś uwagi i „rady” pod Waszym adresem. Po co Wam takie przeżycia?
Rada numer dwa to jeśli znalazłyście już mężczyznę, dla którego ważna jest Wasza atrakcyjność fizyczna w znaczeniu opisanym powyżej, to natychmiast zapomnijcie o Waszych ewentualnych kompleksach związanych z wyglądem! Dla takiego mężczyzny, który trzyma Was w ramionach wszelkie rzeczy zewnętrzne, których nie możecie zmienić, to, czego jest „za dużo”, „za mało”, „nie tak”, „nie w tym kształcie” jest wtedy absolutnie bez znaczenia. To, co się naprawdę liczy, to jaka wymiana odczuć i doznań zachodzi między Wami. A przecież w tych ostatnich domenach zazwyczaj macie przewagę nad nami, jeśli tylko pozwolicie w pełni dojść do głosu Waszej kobiecości.
Wszystkim Czytelniczkom i Czytelnikom życzę wspaniałych przeżyć w objęciach atrakcyjnych fizycznie partnerów/partnerek
PS: Dla równowagi następny post będzie o biznesie :-)
Alex
Dla mnie słowo atrakcyjność, to raczej jest związane ze słowem atrakcja, lub po angielsku attraction – przyciaganie.
A więc atrakcja(atrakcyjność) fizyczna, to po prostu przyciąganie fizycznością, a więc walorami fizycznymi.
A żeby faceci byli przyciągani jak ćmy do światła, to te walory powinny być ładne dla faceta i powinny mieć pewien urok i dlatego jest mi trudno rozdzielić urodę od atrakcyjności fizycznej( i nie mówię tylko o ładnej buzi, ale ogólnie).
Natomiast jesli kobieta jeszcze „coś robi” z ciałem, to wydaje mi się, że to już bardziej wchodzi na pojęcie seksapilu, niż urody. Seksapil przyciąga, więc kobiety mające seksapil faktycznie też mogą przyciągać, ale już nie tyle fizycznie, co raczej seksulanie, a więc będą kusić atrakcyjnością seksualną.
Oczywiście jedno nie wyklucza drugiego i kobiety mogą być jednocześnie atrakcyjne fizycznie i mieć niesamowity seksapil (i wtedy są jak RedBull z Wódką -> i serce nie wie czy ma zwalniać, czy przyspieszać).
A to, co związane jest z doznaniami i zmysłami, czyli „intensywność pięknych doznań fizycznych, które mam kiedy kobietę trzymam w ramionach, całuje, pieszczę, kocham i robię inne przyjemne rzeczy”, to raczej zymsłowość, namiętność oraz „czar chwili” i muszę przyznać, że i z moich skromnych obserwacji wynika, że to faktycznie nie musi być zależne od urody fizycznej oraz seksapilu, ale atrakcyjność fizyczna i seksapil też tego nie musi wykluczać.
Piszesz:
„Dla Panów
O ile nie należycie do tej pożałowania godnej kategorii facetów, którzy potrzebują pięknej partnerki jako “trofeum” podnoszącego ich poczucie własnej wartości i popisaniu się przed otoczeniem, to przestańcie wreszcie wykorzystywać obrazki z kolorowych czasopism jako filtr selekcjonujący kobiety, z którymi chcecie wejść w bliższe relacje.”
Alex, oczywiście myślę, że taki „filtr” jest rzeczą pożałowania godną, ale myślę też, że nie do konca jest tak, że kolorowe gazety kształtują „filtr”, co raczej „potrzeby” kształtują to, co drukują kolorowe gazety – bo kolorowym gazetom opłaca się drukować to, co ludzie chcą widzieć.
Taki przykład:
Jeśli gazety i wszystkie media w Europie zaczęły by kształtować i rozpowszechniać np. upodobania atrakcyjności fizycznej kobiet wśród meżczyzn czarnoskórych w USA, którym to w większości podobają się kobiety z dużymi pośladkami, to nie sądzę, aby i ja przystał na takie upodobania – a wręcz przeciwnie – byłbym w niebo wzięty, żeby tylko każdy latał za tymi gwiazdami z tymi z dużymi pośladkami – bo dla mnie zostałaby cała resza .. i wiesz mi – ja naprawdę bym się tym nie przejmował…
Uważam, że kobieta po prostu powinna być ładna dla swojego faceta i najlepiej, żeby się nikomu innemu nie podobała. Dla mnei osobiście wystarczyłoby, że tylko mi się podobała… ale że podobają mi się takie kobiety, które innym też się podobają, no to czasami jest problem :/
Pozdrawiam serdecznie
J.
Alex
Jak z ust wyjęte :). Czuję przez skóre lub mam taką nadzieję, że większa część czytelników tego blogu, wyznaje bardzo zbliżone poglądy do przedstawionych przez Ciebie.
W tym temacie, mój pogląd ukształtował się i ciągle się kształtuje empirystycznie :). Natomiast przyroda jest zupełnie innego zdania od zaprezentowanego tutaj przez Ciebie. Wystarczy obejrzeć animal planets :). Nie mówie, że człowiek to zwierzątko, ale część przyrody :).
serdecznie pozdrawiam
Szymon
Witam Wszystkich,
Bardzo cieszy mnie, że na tym blogu mogę czytać o wszystkich sferach życia, nie tylko o biznesie. Bo skoro mówimy o rozwoju, to trudno pomijać aspekt ciała i doznań z ciałem związanych.
Paradoksalnie może, to jak czuję się ze swoim ciałem, czy czuję się atrakcyjna – rzutuje na pozostałe sfery – także na moją pracę, moje codzienne aktywności.
Cieszy mnie , ze Alex pisze „dla wielu Czytelników, niezależnie od ich płci i orientacji seksualnej”. To swobodne i niewartościujące przyznanie prawa do bycia w zgodzie ze sobą wydaje mi się bardzo ważne, choć w kontekście tematu – uboczne (a może tylko pozornie uboczne?)
Nie będę wypowiadać się w imieniu mężczyzn, ani całej populacji kobiet. Powiem o sobie, być może inne kobiety mają podobne doświadczenia / odczucia, byc może patrzą na to zupełnie inaczej.
Czując się na co dzień kobietą o „zwykłej” urodzie, nie przydając jej szczególnej wagi, w ramionach mężczyzny, który obdarowuje mnie szczerą czułością, pieszczotą – rozkwitam, pięknieję , czuję się mocniejsza, otwarta, swobodna, co oczywiście wzmacnia też moją atrakcyjność fizyczną (zdefiniowana poniekąd poprzez doznania mężczyzny z którym jestem) .
Moja atrakcyjność fizyczna nie ma w tym kontekście najmniejszego związku z urodą (owalem twarzy, kolorem oczu, kształtem biustu etc). W akcie seksualnym, w swojej intymności, nie jesteśmy „ładni” (może w niektórych filmach porno), jesteśmy „brzydcy”, czasem „śmieszni”, a jednak jesteśmy dla siebie atrakcyjni – na miarę naszych wspólnych doznań.
Jako kobieta czuję swoją atrakcyjność poprzez doznania moje i doznania partnera. I nie widzę tu przestrzeni na zastanawianie się nad swoim cellulitem, suchą skórą na czole czy krzywo przyciętą przez nieudolnego fryzjera grzywką, bo czymże to jest w zestawieniu z czułymi pocałunkami rozdawanymi mojemu ciału. A skoro tutaj, w przestrzeni intymnej go nie ma (tzn tego problemu z cellulitem i problemu z fryzurą), to przestaje to mieć jakąkolwiek wagę także poza strefą intymnych doznań. Idę do swiata czując się piękną. I to mnie uskrzydla do codziennych działań.
Panowie, jeszcze jedna kwestia: nie długość smyczka, ale technika gry i wrażliwość artysty sprawiają, ze muzyka wydobywa się piękna!
Jak na pierwszy kobiecy wpis w tym poście – wystarczy:-)
Witam po dlugiej przerwie,
Poptrzedni post mnie kusil i mam nadzieje wpisac tam kilka slow.
Mialem to szczescie i ten przyjemnosc uczestniczyc w eksperymencie szkoleniowym Alexa. Podczas chwili przerwy Alex poweidzial cos bardzo fajnego co zapadlo mi w pamieci.
Zawsze bedzie ktos: ladniejszy, bardzij blyskotliwy, bogatszy czylepszy w lozku, ale taka kombinacja jaka my mamy jest jedna.
Wlasnie warto popatrzec na te kombinacje… Troszke je wywazyc i pamietac o swoich potrzebach mierzonych jakims mniej lub bardziej szczerym poczuciem szczescia czy zadowolenia.
Ja sam znam kilka pieknych kobiet, kilka poprostu fajnych i kilka tych, ktore moglyby odrobic prace domowa i popracowac nad swoba troszke a nie marudzic , ze ja to jestem X, Y i Z…
Patrzac na temat nieco naukowo, te naprawde wyrozniacjacesie kobiety czesto lub zawsze doskonale o tym wiedza. Dlatego tez dobieraja sobie partnerow bo poprostu moga – tak jak Alex moze dobierac sobie swoich klientow na szkolenia i coaching. Z drugiej strony tak jak wybieramy to tez jestesmy wybierani i wyrazna atrakcyjnosc fizyczna nei gwarantuje nam „ksiecia z bajki” lub „ksiezniczki z bajki”.
Mam nadzieje, ze dokoncze dwa posty o tkore prosil mnie Alex:
1. Ten o efektacheksperymentu – sa znaczne.
2. Ten o moim postrzeganiu kobiet wsytuacji faceta niewidomego.
Rozmawiajac apropo tgo postu z kilkoma lepszymi kolezankami i z moja przyjaciolka czesto przewijal sie fakt tego, ze jednak uroda i atrakcyjnosc sa wazne… Troszke czasu spedzilismy jak to zrobiczebym wiedzial a jaka jest ta fryzura, a czy ba bluska dobrze lezy… Zdrugiej zas strony kilka z moich powszechnie ocenianych jako bardzo ladne kolezanek powiedzialo, ze czuly sie ze man swobodnie – nie bylo presji wygladu… Sa to serio fajne dziewczyny a do dobrej ksiazki przyda sie ladna ale tez solidna okladka… Przez solidna mam tu na mysli stala czyli jesli ubieram sie w jakis sposob to to poprostu robie a nie robie tego okazyjnie.. Czy poprostu mam swiadomosc i potrafiestarannie sie ubrac – to nie chodzi o metki, ale o fakt, ze ktos sie szanuje.
Jesli widze, ze dziewczyna swiadomie sie ubiera a przy tym rozsadnie dba o sibie to dobra podpowiedz ze ma ten atrakcyjny blysk inteligencji.
A jesli chodzi o trofea tojuz raz byla tu dyskusja o niezdobytych twierdzach. Trofea so fajne jak sa zdobyte. Moga sie tez znudzic jak zarosna kuzem na szafie.
Pozdrawiam ze swiadomoscia ze jutro musze sie ogolic, bo moge byc nieatrakcyjny! :)
Pawel Urbanski
Jarek
Piszesz: „myślę też, że nie do konca jest tak, że kolorowe gazety kształtują “filtr”, co raczej “potrzeby” kształtują to, co drukują kolorowe gazety – bo kolorowym gazetom opłaca się drukować to, co ludzie chcą widzieć.”
Ja napisałem zupełnie coś innego, a mianowicie: „przestańcie wreszcie wykorzystywać obrazki z kolorowych czasopism jako filtr selekcjonujący kobiety,” :-)
Rozumiesz różnicę? Jeśli tak, co cała reszta Twojego wywodu na ten temat jest bezprzedmiotowa, jeśli nie to napisz, wytłumaczę to bardzo „łopatologicznie”
Mówisz „Uważam, że kobieta po prostu powinna być ładna dla swojego faceta „
Nic przeciwko temu, tylko spójrzmy na tę „ładność” nieco szerzej.
Szymon
Co dokładnie masz na myśli pisząc: „Natomiast przyroda jest zupełnie innego zdania od zaprezentowanego tutaj przez Ciebie. Wystarczy obejrzeć animal planets „?
Ewa W
Dziękuję za bardzo otwarty i szczery komentarz. Kobiecy punkt widzenia jest na tym blogu szczególnie ważny wprowadzając nową perspektywę dla Czytelników.
Drogie Czytelniczki, proszę o więcej takich wypowiedzi, pozwoli to męskiej, częściowo stosunkowo młodej części Czytelników lepiej zrozumieć Wasz świat z korzyścią dla wszystkich.
Teraz żegnam się do późnego wieczora życząc wszystkim udanego wtorku
Alex
Alex pisze: „przestańcie wreszcie wykorzystywać obrazki z kolorowych czasopism jako filtr selekcjonujący kobiety, z którymi chcecie wejść w bliższe relacje.”
To niezwykle istotne spostrzeżenie. Ludzie – w większości – nie zdają sobie sprawy z tego, jak bardzo są kształtowani i „wychowywani” przez zafałszowany obraz świata przedstawiany w mediach. Na początku media przekazywały to, co interesowało odbiorców. Jednak w pewnym momencie, w wyniku walki konkurencyjnej nastąpił przełom i media zaczęły tworzyć wirtualną rzeczywistość, zamiast relacjonować istniejącą. Z tego powodu lansowane są, spreparowane za pomocą Photoshopa, modne w danym sezonie kanony urody i z tego powodu istotną informacją ostatnich dni stał się fakt podarowania piosenkarce Madonnie ara ziemi pod rezydencję i honorowego obywatelstwa przez „mieszkańców niewielkiej wsi Rumin pod Koninem”.
Właśnie czytam książkę Farhada Manjoo „True Enough. Learning to Live in a Post-Fact society”. Fakty powoli przestają się liczyć…
Piszecie, że zadbana kobieta to jakaś wskazówka odnośnie jej inteligencji. Może i tak ;-).
Mnie chyba na pierwszy rzut oka nikt nie nazwie zadbaną kobietą. Nie maluję paznokci, przycinam je krótko, makijaż na twarzy składa się zazwyczaj wyłącznie z tuszu do rzęs, w garderobie dominują spodnie nad sukienkami czy spódnicami, butów na obcasach nie mam żadnych, biżuteria jest wyjątkowo skromna (tylko coś na szyję), nawet uszu nie mam przebitych. A mimo to nie czuję się półinteligentem, wręcz przeciwnie. Malowanie paznokci wymagałoby ode mnie poświęcenia na tę czynność codziennie ok. pół godziny – jakże cennego czasu. Spodnie dominują ze względów wybitnie praktycznych – jestem zmarzluchem a Polska to w większej części zimny i deszczowy kraj. Za to gdy jest ciepło chętnie ubieram sukienki ;-). Ta zasada nie obowiązuje w przypadku butów na obcasach – nie jestem masochistką i nie zamierzam się poświęcać tylko po to by komuś sprawić wizualną przyjemność. Buty na obcasach są zdecydowanie niewygodne, a buty mają służyć mi a nie innym, dlatego noszę takie, które są ładne, ale na bardzo niskim obcasie lub bez obcasów.
Mimo braku tych „akcesoriów” i dodatków do urody czuję się kobietą atrakcyjną fizycznie.
Odnośnie seksapilu – niewątpliwie Panom podobają się kobiety epatujące seksapilem. Dla mnie jednak kuszenie wszystkich dookoła to coś w rodzaju „skurwienia” – przekazywanie sygnału „jestem do wzięcia”. Ja nie zamierzam kusić wszystkich – po co niepotrzebnie dawać innym nadzieję, po co sobie robić problemy z nadmiarem amatorów? Przecież wystarczy wysyłać sygnały tylko jednemu mężczyźnie – temu konkretnemu, którego chcemy uwieść…
Dla niego jest cała moja seksualność, a nie dla całej rzeszy śliniących się facetów. Dodam, że nie mam problemów seksualnych, nie mam kompleksów i nie mam żadnych problemów z uwiedzeniem mężczyzny, który mnie pociąga – mimo braku butów na obcasach i nie pomalowanych paznokci ;-).
Witam serdecznie
Pierwszy raz się wypowiadam, pora w końcu się ujawnić:D Moim zdaniem takie „frywolne” posty są tak samo ważne jak te o biznesie. Sądzę, że w dzisiejszych czasach nasila się problem znalezienia sobie odpowiedniego partnera i ludzie przykładają do tego coraz większa wagę. Jak czasami moja mama wspomni że wyszła za mąż bo chciała się wyrwać szybciej z domu to normalnie załamuje ręce!! Ale takie czasy na szczęście dla większości już minęły. Na szczęście albo i nie, bo przy byciu dłuższy czas singlem niektórych zaczyna ogarniać strach i biorą „co mogą”… Ale to się sprowadza tylko i wyłącznie do Twojego postu, bo ciągle czekają na swoją piękność nie zauważając całkiem zwyczajnych i ciekawych ludzi, a czas mija. To takie moje przemyślenie;)
stopaprocentowa
'Dodam, że nie mam problemów seksualnych, nie mam kompleksów i nie mam żadnych problemów z uwiedzeniem mężczyzny, który mnie pociąga – mimo braku butów na obcasach i nie pomalowanych paznokci”
Jeszcze trochę pracy nad sobą i też tak napisze :D
Jak na pierwszy komentarz to był trochę niefortunny wpis. Warto by się najpierw przywitać i przedstawić. Przeglądałam sobie ten blog i ogólnie z Alexem jako postacią spełnioną, tudzież szczęśliwą w znacznym stopniu się utożsamiam. Różnica polega na tym, że ja jestem na początku drogi szczęśliwości, a Alex podąża nią już od jakiegoś czasu. Oto krótka historia, która jest dla mnie czymś w rodzaju listu do samej siebie, ale może stanowić również dodatkową motywację dla innych:
Mam 30 lat – dla większości z Was to pewnie bardzo dużo. Dla mnie to początek życia.
Co robiłam do tej pory? Zajmowałam się głównie zabawą. Studia spędziłam na spotkaniach towarzyskich i czytaniu nie tego co było przedmiotem studiów (te były zbyt oczywiste), ale tego co mnie bardziej zajmowało. Przy okazji założyłam swoją pierwszą firmę, którą szybko zamknęłam (mniej sprzyjające czasy na zakładanie firmy z 0 zł na koncie ;-)) Po studiach wyjechałam do innego miasta i z braku środków na utrzymanie wzięłam się za pracę dorywczą (umowy o dzieło, praca dla różnych firm jednocześnie z jednej konkretnej branży). Zarobki dość przeciętne – po dwóch latach wybierałam najlepsze zlecenia i miałam średnio ponad 2500 netto co miesiąc (pracując tydzień – dwa w miesiącu). Perspektywy jednak żadne. Imprezowałam natomiast sporo i ogólnie czas ten upłynął dość błogo. W pewnym momencie jednak nastąpił zwrot, a raczej zakręt. Pomogłam znajomemu (nie znającemu realiów polskich) założyć i rozwinąć tu swoją firmę. Był to krótki i burzliwy czas, podczas którego zdobyłam trochę doświadczenia, również tego negatywnego – poznałam lepiej siebie i zorientowałam się, że praca „dla kogoś” to nie najlepszy wybór. Wyjątkowo frustrujące były sytuacje, gdy patrzyłam jak nieracjonalne decyzje w firmie są podejmowane.
To skłoniło mnie do ruszenia tyłka w celu zrobienia czegoś swojego. Zawsze uważałam się za wyjątkowo inteligentną bestię i stwierdziłam, że nie mogę marnować swojego talentu na niewolniczą pracę. Było to jednocześnie wyzwanie – pokazanie sobie samej, że potrafię i jestem w stanie zrobić coś więcej niż tylko ślizgać się po powierzchni. Zawsze marzyłam o niezależności finansowej – takiej która pozwala na NIC-NIE-ROBIENIE, a konkretnie na robienie tego co w danym momencie zapragnę, bez konieczności martwienia się czy wystarczy mi na przeżycie. Własna firma wydawała mi się jedyną możliwością na realizację tego celu.
Firmę zarejestrowałam w dzień podpisania pierwszej umowy – wcześniej przygotowałam ofertę, stronę www, szukałam klientów. W ten sposób ograniczyłam składki ZUSu. Na koncie miałam 0 zł. Na szczęście były jeszcze karty kredytowe, więc miałam co jeść ;-). Udało się.
Po roku od rejestracji firmy przeprowadziłam się do wymarzonego miejsca. Mieszkam w całkiem przyjemnym mieszkaniu, mam do dyspozycji ciepły basen i park pod nosem. Warunki do przyjemnego kombinowania nad rozwojem firmy stricte sanatoryjne. Ograniczyłam do minimum używki i imprezowanie i zaszyłam się tu jak w puszczy – mimo, że to prawie centrum miasta. Poprawiłam kondycję, poprawiłam style pływackie, wysiłek fizyczny (na basenie i na rowerze) wpłynął dodatkowo na energię do działania i poczucie „szczęścia”. Właśnie pracuję nad kolejnym etapem w rozwoju firmy. Gdy się uda – zamieszkam na jednej z Wysp Kanaryjskich ;-).
Witam
Na starcie tego wpisu mala adnotacja. Piszac, ze fakt iz ktos o siebie dba to wsakazowka ze ma cos w glowie mail na celu powiedziec co nastepuje. Jest to osoba, ktora ma duza swiadomosc samej siebie. Czy to beda ubrania metkowe czy nie i czy jest to osoba na przyslowiowa okladke czy poprostu taka jak wiele osob, ktore spotykamy na ulicy czyli ubrane schludnie, ale bez przesadnego szyku to nie jest glowny punkt. Odnoszac sie do komentarza jednej z osob, to ze chodzi w spodniach i nie do konca lubi szpilki to wlasnie taki przejaw zdrowego podejscia. Wszyscy doskonale wiemy, ze nie pojdziemy biegac do lasu w garniturze ani na spotkanie w firmie gdzie wszyscy sa w garniturach w dresie. Wiem, wiem -mozemy, ale tez liczmy sie z odbiorem otoczenia. Faktem jest ze zyjemy w takim spoleczenstwie w jakim zyjemy i pewne minimum zasad trzeba przestrzegac. To wlasnie srodowisko definiuje tez w nas pewne minimum postrzegania urody, atrakcyjnosci i fizycznosci u innych i nas samych.
Odpowiadajac na komentarz „StopyProcentowej”. Zycie z karty kredytowej to ciekawy myk. Ja mialem dokladnie tak samo przez dobre 3 miesiace. Jedna karta splacalem druga. Moje osczednosci pokrywaly mi koszt prowadzenia dzialnosci a co zarobilem ekstra to bylo ekstra. Dosc duzy luz czasowy jaki mailem pozwolil mi na start z projektem Korony Ziemi i jak dotad mam juz 2 zdobyte gory i 4 wyprawy a za 2 tygodnie druga – tym razem prawie polarna. Wszystko zalezy od naszych potrzeb bo co jak co, ale sposob i poziom ich zaspokojenia definiuje i odpowiada za nasze poczucie szczescia i zadowolenia.
Temat pracy dla innych przewijal sie tutaj wielokrotnie. Ja uwazam, ze mozna pracowac dla innych tylko niech ktos za to rozsadnei placi, czasem docenia i ma jasne zasady postepowania. Praca u siebie ma wiele plusow i wiele minusow. Warto pracowac zeby bilans byl na plus i trzeba miec ten cel na celowniku a nei strzelac na slepo.
Pozdrawiam serdecznie, Pawel
stopaprocentowa pisze: Mnie chyba na pierwszy rzut oka nikt nie nazwie zadbaną kobietą. Nie maluję paznokci, przycinam je krótko, makijaż na twarzy składa się zazwyczaj wyłącznie z tuszu do rzęs, w garderobie dominują spodnie nad sukienkami czy spódnicami, butów na obcasach nie mam żadnych, biżuteria jest wyjątkowo skromna (tylko coś na szyję), nawet uszu nie mam przebitych. A mimo to nie czuję się półinteligentem, wręcz przeciwnie.”
Zadziwiła mnie taka interpretacja „zadbania”. Nie nazwałbym kogoś zadbanym, gdyby miał poobgryzane paznokcie, całkowicie nie dbał o swoją cerę, nosił poplamione, pogniecione ubranie, brudne buty itp.
@Alex
Szymon
Co dokładnie masz na myśli pisząc: „Natomiast przyroda jest zupełnie innego zdania od zaprezentowanego tutaj przez Ciebie. Wystarczy obejrzeć animal planets „?
Mam na mysli to, że przyroda np. zwierzątka upatrują sobie ładniejszego osobnika wizualnie, jesli ma być to rodzaj męski, żeby był dobrze zbudowany. To świadczy o tym, że ów osobnik jest zdrowy, a jego geny silne. Ale to była tylko taka dygresja. Podobnie jest przy wyborze partnerki, to jest dane nam przez nature, że koncentrujemy uwagę na tych ładniejszych – dość często tylko chwilowo. W związku długoterminowym warto postawić na charakter, osobowość kosztem urody.
Nie do rzadkości należy stwierdzenie, że ładni młodzi ludzie zarabiają więcej od tych troche mniej ładnych. Przynajmniej w moim mniemanu taki wizerunek jest ogólnie kreowany przez wszelkiego rodzaju media.
Natomiast, zawsze bedzie ktoś ładniejszy, bogatszy itd…
pozdrawiam
Szymon
Witajcie,
Caly temat tego jak sie dobieramy i jak to dziala opisuje swietna ksiazka Davida Bussa „Ewolucja pozadania”.
http://www.biblionetka.pl/ks.asp?id=4002
Ksiazke redagowal i konsultowal pod wzgledem merytorycznym Pan Profesor Bogdan Wojciszke. Jest on autorytetem z zakresu psychologii relacji bliskich oraz zajwisk spolecznych wynikjacych na przyklad z postrzegania.
Podaje link do ciekawego artykulu, ktory jest wywiadem z Panem Profesorem w Gazecie Wyborczej.
http://wyborcza.pl/1,76842,6368013,T.html?as=1&ias=4&startsz=x
Ksiazka jest oparta na wielu badaniach i to w wielu kulturach. Potwierdza pewne reguly, od ktorych sa wyjatki – bo te sa wszedzie. Glowne prawidlowosci oisane w ksiazce to fakt, ze mezczyzni szukaja kobiet ladnych czy postrzeganych przez nich czyotoczenie jako atrakcyjne a kobiety zaradnych mezczyzn, ktorzy gwarantuja stabilnosc i tez dobre geny. Czlowiek rozwijal sie przez setki czy tysiace lat, wiele z przyzwyczajen, ktore teraz nie sa juz konieczne nadal w nas zostaly. Ewolucja nie biegnie tak szybko jak zmiany cywilizacyjne. Uwazam, ze na przeciw tym zmianom wychodzimy przez odpowiadajace realjom myslenie i wnioski. Przyklady to fakt, ze kobiety czesto nie wiaza sie w zwiazki bo nie potrzebuja bezposredniego wsparcia mezczyzn. Mezczyzni rezygnuja ze zwiazkow z racji tego iz dzieci nie sa polisa na bespieczna starosc. Sa to luzne przyklady, ktore moga nie byc bezbledne i super trafne – troche upszedzam komentarze. Ja nei znam charakteru kazdej osoby na tej planecie.
Serdeczne pozdrowienia,
Pawel
TesTeq: „Zadziwiła mnie taka interpretacja “zadbania”.”
To faktycznie bardziej nadinterpretacja – wynika z tego, że dla niektórych mężczyzn kobieta która nie ma tych atrybutów (typu buty na obcasach) automatycznie staje się nieatrakcyjna ;-). Niepotrzebnie zrównałam zadbanie z atrakcyjnością.
Ps. – co tu powinnam zrobić by poprawnie kogoś zacytować?
Moim zdaniem kobieta piękna i atrakcyjna fizycznie to kobieta naturalna. Oczywiście, jak rozumiem, każda kobieta lubi wyglądać pięknie i podkreśla swoje niektóre walory. Klucz moim zdaniem tkwi w proporcjach – jeżeli robi to dyskretnie, nie tracąc nic ze swojej naturalnej urody, zyskuje na starcie dużo więcej, niż kobieta wymalowana, z długimi paznokciami i w szpilkach :)
Tak naprawdę najbardziej atrakcyjne są te kobiety, które znają swoją wartość, nie muszą jej przesadnie podkreślać, bo zyskują „tym czymś”, co zazwyczaj widać na kilometr i co jest nie do opisania :) Jest to swego rodzaju komunikat o treści „jestem wartościową kobietą”, przynajmniej ja tak to odbieram :)
Mateusz,
czy dobrze wnioskuję z pierwszego zdania twojego komentarza, że stawiasz znak równości pomiędzy pojęciami piękna (urody?) i atrakcyjności fizycznej, czyli nie rozdzielasz tego w odróżnieniu od tego, co zaproponował Alex w poscie?
@Ewa W:
Według mnie są różne kanony piękna. Każdy mężczyzna na pewno w pewien sposób ocenia urodę i na tej podstawie wnioskuje, że z daną kobietą będzie czuł się dobrze, a przynajmniej ma w głowie pewien obraz takiej kobiety.
Na pewno jednak nie stawiam znaku równości pomiędzy „ładnie wyglądającą” kobietą, a jej atrakcyjnością fizyczną. Ba, czasami – według mnie – piękne opakowanie to tylko przysłowiowe „zawracanie gitary” :) Moje doświadczenia (nieduże, ale jednak :)) mówią, że z pozoru „zwykła” uroda daje na starcie pewną przewagę, jeżeli dostrzegę ten błysk w oku. Bo jeżeli ktoś jest dla nas atrakcyjny fizycznie, to znaczy, że go akceptujemy.
Poza tym u naturalnych kobiet jest jeszcze ta nutka tajemniczości, co już samo w sobie buduje atrakcyjność fizyczną :)
Witam wszystkich,
Alex przedstawiłeś bardzo ciekawy pogląd. Ja osobiście bliższy byłem rozumieniu atrakcyjności fizycznej jako: jak dana osoba czuje się w swoim ciele. Nieważne czy malujemy paznokcie, nosimy buty na obcasach, markowe ciuchy, ani nie związane z żadnym typem budowy ciała. Jeśli kobieta/mężczyzna lubi swoje ciało i dobrze się w nim czuje to jest atrakcyjną fizycznie osobą. Da się to zauważyć poprzez mowę ciała i stosunek tej osoby do samej siebie.
Ciekawi mnie jakie to sygnały są wysyłane przez atrakcyjne osoby? Rozumiem, że może to być ciężkie do opisania, więc pozostaje mi obserwować i eksperymentować. Może uda nam się wrócić do tematu przy okazji kolejnego spotkania z czytelnikami?
Na koniec:
Odpowiada mi frywolność tego bloga, uważam że ten temat łapie się w zakres rozwoju osobistego.
Pozdrawiam serdecznie,
Leszek
Aż zrobiłem sobie prawie 4 godzinny spacer, aby przemyśleć to co Alexie napisałeś. Nie szczególnie odpowiadają mi te definicje, które zaproponowałeś.
Gdybym miał je zdefiniować, to zrobiłbym to tak:
– uroda – dotyczy twarzy, jej rys, kształtu, układu oczu, nosa, ust itd. Coś czego nie bardzo da się zmienić przez tabletki, kremy czy ćwiczenia a bardziej przez pogodę ducha (uzewnętrznianie wewnętrznego stanu) lub/i operację plastyczną.
– atrakcyjność fizyczna – budowa ciała, sylwetka. Daje się poprawić poprzez zestaw ćwiczeń, odpowiednią diete i aktywny tryb życia (operacja plastyczna także).
I te definicje mają podłoże biologiczne/ewolucyjne:
Cechy kobiece dla mężczyzny
Uroda kobiety była dla mężczyzny znakiem czy dana kobieta jest młoda czy nie. Im młodsza (do pewnego stopnia) tym zdawała się być lepszą kandydatką na matkę.
Aktrakcyjnie fizycznie kobieta, czyli o odpowiedniej wadze (zdrowa), szerszych biodrach (ułatwiały poród) i dużych piersiach (możliwość wykarmienia potomstwa) była niemal gwarantem urodzenia i odchowania zdrowego potomstwa.
Cechy męskie dla kobiet
Uroda mężczyzny, a więc „męskie” rysy twarzy ułatwiały mężczyźnie zdobycie władzy czy też wyższej pozycji w stadzie, co było dla kobiety znakiem, że ten mężczyzna będzie w stanie obronić ją i jej potomstwo przed innymi ludźmi czy zwięrzętami.
Atrakcyjność fizyczna mężczyzny, czyli umięśniona sylwetka były niemal gwarantem, że mężczyzna zapewni pokarm potomstwu i kobiecie oraz że je ochroni a także że będzie dobrym dawcą genów.
Cechy męskie dla mężczyzny / Cechy żeńskie dla kobiety – w zasadzie homoseksualizm to wymysł człowieka (z kilkoma tysiącami lat historii) a nie biologii. Tutaj ciężko o uzasadnienia ewolucyjne.
Z biologicznego punktu widzenia jest OK. W zasadzie nie dziwię się, że osoby które chcą budować związek heteroseksualny dla założenia rodziny (a dokładniej wychowania potomstwa) zwracają u siebie uwagę na urodę i atrakcyjność fizyczną w znaczeniu takim, jak podałem wyżej.
Zauważ, że Ty od związku oczekujesz czegoś innego, tak więc i oczekiwania od partnerki masz inne… i to jest OK.
Co prawda moje podejście biologiczne daje w dzisiejszych czasach coraz mniej gwarancji na zdrowe potomstwo – minąłem dziś dwa razy młode mamy (wg moich definicji były to urodziwe i atrakcyjne fizycznie kobiety) które pchały wózki z dziećmi z porażeniem mózgowym. Jednak Paweł Urbański już napisał:
„Ewolucja nie biegnie tak szybko jak zmiany cywilizacyjne.”
W kwestii jeszcze wagi/nadwagi/niedowagi o której była mowa pod poprzednim postem. Może rozwiązaniem „bez nacechowania emocjonalnego” jest używanie zwrotów opartych o wskaźnik BMI (Body Mass Index): za niskie BMI, za wysokie BMI. Swoją drogą mam niemal idealne BMI, a wedłgu Twojej Alexie definicji atrakcyjności fizycznej atrakcyjny nie jestem :)
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Orest:
Cytat:
{Co prawda moje podejście biologiczne daje w dzisiejszych czasach coraz mniej gwarancji na zdrowe potomstwo – minąłem dziś dwa razy młode mamy (wg moich definicji były to urodziwe i atrakcyjne fizycznie kobiety) które pchały wózki z dziećmi z porażeniem mózgowym. Jednak Paweł Urbański już napisał:
“Ewolucja nie biegnie tak szybko jak zmiany cywilizacyjne.”}
Jestem bardzo ciekaw, co miałes na myśli pisząc to.
Co znaczy :podejście biologiczne”?
Orest: akurat BMI jest miernikiem dosyc mylacym. Wg niego duza czesc zawodowych sportowcow, szczegolnie w sportach silowych, mialaby pewnie nadwage.
śmiem twierdzić, że o ile w przypadku mężczyzn atawistyczne dobieranie partnerki uwzględniające szerokie biodra i duże piersi może jeszcze funkcjonować (przynajmniej u znacznej części z nich) ;-), o tyle w przypadku kobiet wygląda to nieco inaczej. Nie mięśnie się liczą, ale pozycja potencjalnego partnera i jego inteligencja. Im wyższa pozycja społeczna, tym atrakcyjniejszym materiałem na męża się staje – taki np. dyrektor firmy w większym stopniu zagwarantuje środki na przeżycie niż tzw „mięśniak” pracujący fizycznie. Jeśli więc już miałabym wskazywać jakieś elementy fizyczności u mężczyzn (decydujące o wyborze), to bardziej szukałabym w okolicach czoła (np. rozwinięte płaty czołowe świadczące o rozroście tej najnowszej ewolucyjnie części mózgu ;-P).
stopaprocentowo: czesciowo jest to prawda. Niemniej klasyczne obiekty kobiecych westchnien to caly czas raczej „miesniacy” niz Bill Gates.
Klasyczne obiekty? Czyli taki np. Tom Criuse albo Brad Pitt? No, mięśnie mają, ale takie w normie, „mięśniakami” bym ich w każdym razie nie nazwała. Ostatni hit męskiej urody to Hugh Laurie – czyli tytułowy Dr House. Ten mięśni nie ma chyba żadnych ;-).
Sama mężczyzn szczególnie mocno umięśnionych postrzegam zdecydowanie negatywnie. Nie widzę takiego nawet w roli męskiej prostytutki (czyli na jedną noc) a co dopiero do zawierania związku.
Zgodnie z zasadą „popyt tworzy podaż” podejrzewam, że jednak mają swoje amatorki. Ja jednak popytu na takich nie zgłaszam ;-). A oceniając sam wygląd mężczyzny (np na zdjęciach), czyli nie wiedząc kim dany człowiek jest wybrałabym zapewne wysokiego, szczupłego bruneta z męskimi rysami twarzy. Na mięśnie uwagi bym nie zwróciła.
Czesc
Fajna i konkretna zrobila sie ta dyskusja. :) Dobrze, ze mam taka budowe miesni, ze moge je troche podbudowac a reszta to tylko wzmocnic i podniesc ich wydolnosc. :) Czyli „miesniaka” z Siebie nie dam rady zrobic. :)
Na szczescie judo buduje cala sylwetke i sprawnosc, a w wysokich gorach nadmiar miesni by mnie zabil – ile one tlenu potrzebuja. :)
A wracajac na serio do tematu to zachecam do przeczytania wywiadu z Panem profesorem Bogdanem Wojciszke, ktory podalem w poprzednim komentarzu. StopaProcentowa ma wiele racjiw tym co pise. Nie chodzi tutaj o bezsensowne i czesto przesadnie mowione „leci na kase” i tak dalej. Jest to poprostu dzialanie wedlug zasad, ktore teraz okreslaja znaczna czesc swiata. Pieniadze wyznaczaja nasze mozliwosci odnosnie miejsca i stylu zycia. Zeby osiagnac komfortowy poziom to w realiach cywilizacyjnych potrzebujemy pewne minimum pieniedzy. Oczywiscie kazdyma swoja definicje komfortu i wygodnego czy fajnego stylu zycia, ale ieniadze wszedzie sie pojawia. Jednak w pewnym momencie one poprostu sa z jakims stopniem gwarancji stalego strumienia i wtedy przestaja byc juz jakims celem minimum do osiaganiecia. Nasza uwaga skupia sie wtedy na tym czy ktos jest zabawny, mozna na nim polegac i jest to naturalny filter dlugoterminowych zwiazkow. Ja uwazam tez, ze dosc prawdziwe jest powiedzenie, ze za kazdym wielkim facetem stoi kobieta. Na mnie przynajmniej to dziala…
Czyli na koniec dnia jak zawsze chodzi o iles rownowagi i dobrej swiadomosci czego potrzebujemy i tez szczerej miarki oceny tego czy jest nam dobrze czy zle.
A teraz praca domowa dla czytelnikow. Poniewaz od X lat niewidze to czasem pytam ludzi jak wygladaja – po jakims okresie znajomosci. Noi co sie okazuje, maja z tym spory problem zeby sie opisac – nie jest to regula, ale czesty przypadek.
Pozdrawiam,
Pawel Urbanski
Artur (StepbyStep):
Podejście biologiczne czyli wynikające z biologii człowieka, jego dostosowywania się do środowiska. Lecz masz rację – precyzyjniej byłoby, gdybym posługiwał się tylko słowem „ewolucyjne” :)
W kwestii matek: zmiana czasów, sposobów żywienia, trybu życia i choć można mieć urodę i atrakcyjność fizyczną (według moich definicji) to takie kobiety nie są gwarantem na wydanie zdrowego potomstwa.
Ms:
Wskaźnik BMI podałem jako pewną możliwość oceniania wagi, a co za tym idzie atrakcyjności fizycznej. Z pewnością jest on dość mylący. Swoją drogą sport nie ma nic wspólnego ze zdrowiem gdy staje się profesjonalny (zawodowy) :)
Stopaprocentowa:
Zgadzam się z Tobą. Cywilizacja wprowadziła nowy model zdobywania pożywienia – nie trzeba już polować a można pracować bez narażania życia i to np. tylko umysłowo. Zajęcie odpowiedniej pozycji w społeczeństwie pozwala uzyskać odpowiednią pracę i zarabiać pieniądze.
Podświadomie jednak wiele osób szuka u partnerów tych cech, które wymieniłem wyżej, choć czasy się zmieniły.
Odnośnie Hugh Laurie – poszukaj sobie na youtubie filmik gdy śpiewa o Steffi Graf. Czy młody Hugh byłby teraz hitem męskiej urody? Pytam z ciekawości :)
Paweł Urbański:
Dobrze napisałeś o tym minimum pieniędzy – może to jest klucz, aby dwoje ludzi zapewniło sobie odpowiedni poziom i wtedy zwracaliby uwagę na inne aspekty niż tylko urodę i atrakcyjność fizyczną.
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Witam serdecznie!
To mój pierwszy wpis na tym blogu (choć czytam go od kilku miesięcy). Może na początek parę słów o mnie. Mam 27 lat, z wykształcenia jestem inż. informatyki.
stopaprocentowa pisze:
„Mnie chyba na pierwszy rzut oka nikt nie nazwie zadbaną kobietą. Nie maluję paznokci, przycinam je krótko, makijaż na twarzy składa się zazwyczaj wyłącznie z tuszu do rzęs, w garderobie dominują spodnie nad sukienkami czy spódnicami, butów na obcasach nie mam żadnych, biżuteria jest wyjątkowo skromna (tylko coś na szyję), nawet uszu nie mam przebitych. A mimo to nie czuję się półinteligentem, wręcz przeciwnie.”
Może ja jestem dziwny, ale dla mnie kobiety z górą makijażu, noszące buty na wysokich obcasach i do tego wyzywająco ubrane (na myśl przychodzi mi tutaj reklama pewnej telefonii komórkowej „dla mężczyzn”, nazwy nie powiem), z atrakcyjnością fizyczną wiele wspólnego nie mają.
Nie mówię, że makijaż jest zły, ale kobiety, które często można zobaczyć w TV, raczej zniechęcają swoim wyglądem do bliższego poznania, choć media lansują je jako te rzekomo atrakcyjne.
Świetny post – jeden z tych które nazywają rzeczy codzienne,niby oczywiste,a których sobie nie uświadamiamy na co dzień.
Patrzyłem pod tym kątem na kobiety z mojego otoczenia i rzeczywiście – bywa że piękno i atrakcyjność nie idą w parze.
Do „odatrakcyjniaczy” które wymienił Szarex ja ze swojego osobistego worka dorzuciłbym ostentacyjne obnoszenie się z plastrami antykoncepcyjnymi. Wg mojej oceny to trochę tak, jakby facet nosił prezerwatywę na srebrnym łańcuchu :)
Orest
napisałeś: „w zasadzie homoseksualizm to wymysł człowieka (z kilkoma tysiącami lat historii) a nie biologii. ”
Nie zgodzę się z Tobą w tej kwestii, homoseksualizm jest obecny w przyrodzie w szerszej skali, niż podajesz – nie obejmuje tylko gatunku ludzkiego.
Nie ma to znaczącego wpływu na dyskusję, niemniej podaję link gdzie jest to szerzej opisane.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Homoseksualne_zachowania_zwierz%C4%85t
Co do sportu to zgadzam się z Tobą w 100%. Sport zawodowy, czy większe zaangażowanie w amatorskie uprawianie sportu mija się ze zdrowiem dość daleko.
Również jestem ciekaw jak poprawnie kogoś zacytować?
Pozdrawiam serdecznie,
Leszek
@Szarex
Spoko, wcale nie jesteś dziwny. A przynajmniej nie wyjątkowy, bo dla mnie też ilość czasu spędzonego przez kobietę „przed lustrem” nie jest wprost proporcjonalna do poziomu jej zadbania. Jaskrawy przykład: tzw. „solara” w białych kozaczkach na 12cm obcasie (plus inne akcesoria wymienione przez stopaprocentowa) ;) Założę się, że takie kobiety spędzają co najmniej pół dnia na „dbaniu o siebie”. Ale efekt jest taki, że w mojej ocenie absolutnie nie są ani zadbane ani atrakcyjne.
Za to może ja jestem dziwny, bo dla mnie np. bardzo atrakcyjne są otwarte kobiety, które np.potrafią i lubią flirtować (flirt w staroświeckim rozumieniu „gry towarzyskiej”, łatwości nawiązywania kontaktów, który mimo podtekstów nie koniecznie musi mieć na celu seks).
Jestem też typem faceta, dla którego atrakcyjne (również w sensie fizycznym) są też te kobiety stanowiące wyzwanie intelektualne. Niby taka kobieta obiektywnie nie posiada jakiś wybitnie atrakcyjnych cech, ale po chwili rozmowy sprawia, że aż chciałoby się na nią „rzucić” ;)
Stopaprocentowa
Witaj na naszym blogu :-)
Piszesz: „Panom podobają się kobiety epatujące seksapilem”
Generalnie masz rację (pomijając tych panów, którzy boja się kobiecości a zwłaszcza seksu :-))
Z tym że właśnie ta praktyczne definicja seksapilu (tak się teraz pisze w języku polskim?) jest bardzo różna. Większość koncentruje się na tych czynnikach zewnętrznych, przez co tracą wiele ciekawych sposobności. Dlatego w ogóle napisałem ten post :-)
Monika K.
Witaj u nas :-)
Dziękuję za poparcie „frywolnych” postów, kanałami pozablogowymi otrzymuje mieszany feedback :-) Niektórym ludziom przeszkadza nazywanie rzeczy po imieniu, nawet tak oględnie, jak ja robię to na blogu.
Piszesz :”…bo ciągle czekają na swoją piękność nie zauważając całkiem zwyczajnych i ciekawych ludzi, a czas mija…..
To jest nie tylko „karygodne” marnotrawstwo czasu, ale też sposobności nauczenia się czegoś w zakresie relacji międzyludzkich. Tutaj nikt nie rodzi się mistrzem, praktyka czyni cuda :-)
Jeszcze raz Stopaprocentowa
Mówisz: „i stwierdziłam, że nie mogę marnować swojego talentu na niewolniczą pracę”
To mi coś przypomina :-) Spędziłem w moim całym życiu 0 (słownie zero) dni pracując na etacie :-)
Dalej „Gdy się uda – zamieszkam na jednej z Wysp Kanaryjskich „. Tutaj najpierw sprawdź, czy Cie to długoterminowo kręci. Ja przeniosłem się na jacht żaglowy na Florydzie – znudziło mi się.
Patrz post „Przetestuj Twoje marzenia”
Szymon
Jak to dokładnie jest w przyrodzie i w jakich proporcjach występuję różne kryteria to sprawa otwarta (nie wszystko co w telewizji mówią pokrywa się z rzeczywistością :-))
Paweł
Wspominasz: „..Glowne prawidlowosci oisane w ksiazce to fakt, ze mezczyzni szukaja kobiet ladnych czy postrzeganych przez nich czyotoczenie jako atrakcyjne …”
To nic nowego, o tym wiemy :-) Ten post jest właśnie dlatego, aby uświadomić niektórym Czytelnikom, że jest inne, może bardziej obiecujące podejście.
Wywiad w gazecie Wyborczej z tym profesorem jest poniżej wszelkiej krytyki, jego podejście do kobiet (widoczne w poglądach, słownictwie i sformułowaniach) obrzydliwe!!! Chyba napisze post polemiczny na ten temat. Aż dziw, że żadna z Czytelniczek się nie oburzyła
Leszek
Pytasz : „Ciekawi mnie jakie to sygnały są wysyłane przez atrakcyjne osoby?”
Może rzeczywiście porozmawiamy o tym na jakimś spotkanie w realu (trzeba by takie zorganizować)
Orest
Po 4 godzinnym marszu napisałeś długi komentarz, z którego wynika dla mnie, że niewystarczająco jasno wytłumaczyłem w moim poście o co chodzi. Muszę to przemyśleć.
Szarex
Witaj na naszym blogu :-)
Najgorsze jest to, że media w tym lansowaniu mają najwyraźniej pewien sukces.
Konserw
Dziękuję za interesująca wypowiedź. W moich oczach otwartość kobiety (nie tylko seksualna, intelektualna też) również bardzo podnosi jej atrakcyjność. Czasem żartując twierdzę, że to pewnie tez biologia, inteligentni faceci chcą też mieć inteligentne potomstwo (nawet jak go nie chcą :-))
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Leszek:
Ogromne dzięki za ten link. Zdecydowanie masz rację z występowaniem homoseksualizmu w szerszej skali w przyrodzie. Aż takiej powszechności się nie spodziewałem. Jeszcze raz dzięki :)
Co prawda nie znalazłem tam odpowiedzi jak to jest u człowieka, a pewne teorie wskazują, że u ludzi nie wzięło się to z ewolucji. Będę wyczulony w tej kwestii na przyszłość.
Alex:
Twój post jest dla mnie zrozumiały i wiem na czym polega Twoja koncepcja. „Ale” pojawia się przy definicjach, które do mnie nie przemawiają (są zbyt naciągane) oraz przy niewyartykułowaniu założeń, o które opierać ma się związek (akurat założenia można wyczytać z poprzedniego posta).
Pozdrawiam radośnie,
Orest
stopaprocentowa pisze: „dla niektórych mężczyzn kobieta która nie ma tych atrybutów (typu buty na obcasach) automatycznie staje się nieatrakcyjna”
A dla niektórych – takich, jak ja – wysokie obcasy są oznaką niepraktycznego podejścia do życia. Jak tu taką dziewczynę zabrać na windsurfing albo jogging?
TesTeq,
Piszesz: „Jak tu taką dziewczynę zabrać na windsurfing albo jogging? ”
Pytaniem otwartym: Co sądzisz o bieganiu dziś wieczorem ?
pozdrawiam, Artur
@Alex
„Szymon
Jak to dokładnie jest w przyrodzie i w jakich proporcjach występuję różne kryteria to sprawa otwarta (nie wszystko co w telewizji mówią pokrywa się z rzeczywistością :-) )”
Alex
Nie uważaj mnie proszę za osobę, która wierzy w to co jest w telewizji :) lub innych mediach powszechnych, nie mam tv od wielu lat i nigdy nie będę miał, chyba, że dziecko wymusi na mnie posiadanie tv. Raz do roku na świętach u rodziny :) oglądam tv i zazwyczaj jest to animal planets.
Nadal pozostaję przy swoim i uważam, że natura tak, również nas ukształtowała, że dobierając się w pary, szukamy osobnika atrakcyjnego fizycznie i wizualnie. Natomiast jeśli przy takim doborze partnera myślimy (co nie zawsze sie zdarza :) ) to w tym przypadku jestem bliższy Twojej opinii.
serdeznie pozdrawiam
Szymon
Orest
To, co przedstawiłem w poście to pewien (bardzo skuteczny) model postępowania.
Oczywiście, że istnieją inne, oparte na innych definicjach i jeśli znasz jakiś co najmniej równie skuteczny w sensie dostarczania nam przyjemności fizycznej (bo na tym aspekcie tutaj akurat skupiliśmy się) to proszę opisz go w Twoich definicjach.
TesTeq
Wyobraź sobie, że znam Panie które potrzebują 10 minut na zmianę sukni wieczorowej (z obcasami) na dżinsy plus sandały :-) W druga stronę tak samo, w obydwu wersjach równie naturalnie.
Pozdrawiam Alex
Alex,
Ja bardzo poprosze o polemike z p. Wojciszke
pozdrawiam, Artur
Witam
Drogi Alexie. Dziekuje za odpowiedz. Napisalem moj komentarz, ale uwazam ze dodalem tam kilka slow od siebie poza tym oczywistym stwierdzeniem.
Poniewaz nie siedze w Twojej glowie to nei wiem co az tak strasznego napisal profesor Wojciszke. Wic jesli mozesz napisac kilka slow to bede wdzieczny.A reszte osob prosze w miare mozliwosci i ochoty o przeczytanie wywiadu.
Testeq. Czasem mozna sie zastanowic jak taka Pani moze sie wybrac na cos sportowego, no ale Ty tez przypusczam czesto chodzisz w garniturze. Ja znamjedna dziewczyne, ktora lubi szpilki a jak zalozy buty do biegania to ja wysiadam. Jak sam mam garnitur to nie wygladam na goscia, ktory za tydzien wybiera sie na 8 dni marszu po lodowcu. No a moja dosc sczupla postac to zapewne o tym nie przemawia.
Pozdrawiam i dziekuje za fajna dyskusje
Pawel
powiem wam tak. trzymacie poziom na blogu, ale na milosc Boska przestancie promowac homoseksualizm. w polsce nie powinno byc na to przyzwolenia. nie zgadzam sie z ich pogladami i budza moje jak najbardziej negatywne emocje. jak mozesz pisac Alex, ze 'mogę sobie jednak wyobrazić, że rozważania te przydadzą się przynajmniej jako start dyskusji i przemyśleń dla wielu Czytelników, niezależnie od ich płci i orientacji seksualnej’? w polsce nie powinno byc na to przyzwolenia i jestem przekonany, ze wsrod czytajacych nie znajduja sie osoby o takich… ekhm… 'sklonnosciach’ :-| zalaczam pozdrowienia, szymon.
Alex:
W oparciu o moje definicje byłoby ciężko – są (były) typowo skierowane na przetrwanie gatunku. W kwestii przyjemności i uwzględniając Twoje założenia skupiłbym się raczej na umiejętności posługiwania się ciałem oraz na znajomości i praktycznych umiejętnościach wykorzystania wiedzy ze sztuk miłosnych (Tao, Kamasutra itd.). Dziwi mnie trochę, że współczesność tak spłaszczyła temat seksu/seksualności w obliczu dokonań kultur/cywilizacji sprzed kilku tysięcy lat. Lecz to nie mój problem :)
Swoją drogą to nie jest to temat moich zainteresowań, więc nie jestem w stanie zaproponować Tobie czegoś skutecznego.
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Alex
Może jednak pojęcia „uroda” i „atrakcyjność fizyczna” są sobie bliższe niż to opisałeś (żeby nie generować nieporozumień). Jako „atrakcyjność fizyczną” rozumiałem do tej pory wygląd/urodę (rozpowszechnione wzorce) plus fizyczne cechy dodatkowe takie jak: poruszanie się, zapach, głos (można dodać jeszcze kilka innych, które rzadziej podlegają wzorcom). Takie rozróżnienie powoduje, że kobieta uznawana powszechnie za urodziwą może nie być dla mnie w ogólności atrakcyjna fizycznie i odwrotnie. Ty mówisz o kolejnym stopniu – bezpośrednich doznaniach fizycznych, do których potrzebny jest dotyk. Ale mniejsza o definicje :) przesłanie główne jest jasne. To te bezpośrednie doznania dają nam najwięcej.
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
Witam
Wtrace tylko dwa slowa. Zwiazek to nie tylko przyjemnosci, ktore sa wazne i fajne. Zwiazek to tez obowiazki i odpowiedzialnosc czyprzynajmniej jej swiadomosc za druga osobe.
Zakladajac ze czujecie sie dobre, bo macie wiele super doznan fizycznych – fajnie. A pomyslcie jak byscie sie zachowali gdybyscie sie dowiedzieli ze ta druga osoba bardzo powaznie zachorowala – to nie sa przypadki z szablonu bajek o smokach.
Pozdrawiam,
Pawel Urbanski
Artur, Paweł
Chętnie napisze, choć może nie w tej chwili, bo łatwo użyłbym zbyt ostrego języka. Warto uwrażliwić Czytelników na pewne aspekty używanego prze niego języka, bo niechcący łatwo takie rzeczy przejąć i wbudować w swój obraz świata.
Szymon
Witaj na naszym blogu :-)
Gdzie Ty w tym poście doszukujesz się promowania homoseksualizmu???
Jeżeli chodzi o Twoje nastawienie do tej orientacji seksualnej, to jest to naturalnie Twoja sprawa, niemniej pozwól innym mieć do tego bardziej zrelaksowane podejście.
Twierdzisz, że: „jestem przekonany, ze wsrod czytajacych nie znajduja sie osoby o takich… ekhm… ’sklonnosciach’ „
Nie ryzykowałbym takiego stwierdzenia :-) Ja wiem na pewno o jednej osobie orientacji homoseksualnej czytającej ten blog. Zakładając, że w społeczeństwie odsetek takich osób to ok. 5% populacji, to na 2300-2400 wejść na blog w ciągu doby ponad sto pochodi od osób, z których orientacja masz najwyraźniej problem.
I jeszcze jedno, niezależnie od Twojego nastawienia do kraju o nazwie „Polska” proszę abyś jego nazwę na tym blogu pisał dużą literą.
Orest
Piszesz:”Dziwi mnie trochę, że współczesność tak spłaszczyła temat seksu/seksualności w obliczu dokonań kultur/cywilizacji sprzed kilku tysięcy lat. „
Skąd taki wniosek? Jeśli z własnych doświadczeń, to rzeczywiście warto się nad sobą zastanowić. Jeżeli z opinii zasłyszanych, to warto zadbać o własne doświadczenia w tym względzie. Nie wszystko co piszą/mówią w mass mediach odpowiada rzeczywistości.
Tomasz
Jak już wspomniałem opisałem powyżej pewien model. Nawet nie po to, aby go ktoś kopiował, lecz jako inspiracja do własnych przemyśleń Czytelników
Paweł
Piszesz : „A pomyslcie jak byscie sie zachowali gdybyscie sie dowiedzieli ze ta druga osoba bardzo powaznie zachorowala -”
Poruszasz bardzo ważny temat. Spróbujmy podejść do sprawy nieco mniej dramatycznie i zamiast choroby popatrzmy na parę będącą ze sobą 15-20 lat później. Na „chłopski” rozum, która ma więcej szans na przetrwanie, ta oparta na urodzie, czy tez atrakcyjności fizycznej według definicji powyżej?
Dramatyczna choroba jednego z partnerów będzie ogromnym wyzwaniem i nie czuje się kompetentnym, aby osądzać czyjekolwiek postępowanie w takiej sytuacji. Nie jest to też zamysł mojego postu.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex,
„Dramatyczna choroba jednego z partnerów będzie ogromnym wyzwaniem i nie czuje się kompetentnym, aby osądzać czyjekolwiek postępowanie w takiej sytuacji.”
Hm, wracając do starych postów to nawet niezbyt dramatyczna choroba albo problem losowy, według Twojej definicji zrobią ze związku „motocykl”, czy nie ?
Pozdrawiam,
Krzysztof Kowalczyk
Krzysztof
Dobrze że zapytałeś. Moja odpowiedź brzmi „niekoniecznie”. Zwróć uwagę, że metafora samochodu i motocykla dotyczy związku jako takiego, a nie trudności drogi, po której się tenże związek porusza. Jeżeli więc w trakcie związku wystąpi taki przypadek losowy, to trzeba sobie będzie z tym poradzić. To jest samochód poruszający sie po bardzo ciężkim terenie.
Jeżeli jakaś zdrowa osoba wymaga wiele zachodu, aby być z nią w związku, to mamy właśnie przypadek motocykla.
Czy wyjaśniłem to jasno?
Pozdrawiam
Alex
Alex:
Ja jestem obserwatorem życia i ludzi… stąd moje wnioski mogą być błędne :)
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Aż normalnie zabrałam komputer do łóżka i do snu poczytałam sobie wywiad z wyżej wymienionym profesorem.
Już po pierwszej konkretnej odpowiedzi wyobraziłam sobie, jak ten wywiad będzie wyglądać i przyznam, że daleko nie popłynęłam z wyobrażeniami. Wydaje mi się, że z założenia wywiad miał być kontrowersyjny. zdziwiło mnie kilka wniosków, bądź przytoczonych badań, które nijak nawiązują do wiedzy, którą ja w tej materii posiadam. Na ten moment nie wnikam, które z tych badań są bardziej rzetelne, ale warto byłoby wziąć poprawkę na to, ze wiele tez zostało obalonych. Obalonych, ponieważ czasy się zmieniły, ponieważ badając kilka różnych grup, choćby różnych wiekowo, dotarto do przyczyn takiego stanu (badanie zdolności matematycznych kobiet i mężczyzn, czy też zdolnych mężczyzn).
Czytając ten artykuł czułam się, jak pustelnik z rodziny skorupiaków, który szuka muszli, w której mógłby chronić swój odwłok – ot taka biologiczny obraz mi się ukazał.
Czy macie pomysł, co to znaczy, że w trudnych czasach mężczyźni są niezbędni kobietom? Myślę, myślę i ciężkawo… Z moich osobistych doświadczeń wynika, że o wiele lepiej radzę sobie w sytuacjach trudnych, niż mężczyźni wokół mnie, a miałam takich sprawdzianów sporo – możliwe, że to zasługa zahartowania w młodym wieku . Oczywiście warto byłoby tu doprecyzować co oznacza owa trudna sytuacja i czy dla kobiet trudna jest również trudną dla mężczyzn.
stopaprocentowa,
a ja z innej strony… Maluję paznokcie, noszę obcasy, makijaż, sukienki i jednak nie mam problemu z tysiącami oczu, które wtapia się we mnie, jak maszeruję. Dlaczego? Wydaje mi się, że poza wspomnianą otoczką, wysyłamy masę innych sygnałów i jeśli ja nie mam potrzeby sygnalizowania „jestem do wzięcia”, to też ci inni nie zwracają na mnie szczególnej uwagi. Oczywiście w to równanie nie wrzucam patologii pt. „jak kobieta mówi nie, to oznacza tak”. A jeśli chodzi o chwilowe skupienie uwagi na osobie, to osobiście mi to nie przeszkadza, ponieważ sama lubię obserwować ludzi.
Paweł Urbański,
Praca domowa odrobiona:)
Konserw,
Wielu moich znajomych dziwi się, jak mało czasu potrzebuję na wyszykowanie się, jednak ostatnio zauważyłam, że niektórzy mężczyźni potrafią kilkukrotnie przewyższać mój czas, jaki ja inwestuje w te czynności.
„Jestem też typem faceta, dla którego atrakcyjne (również w sensie fizycznym) są też te kobiety stanowiące wyzwanie intelektualne…”
ja mam podobnie w stosunku do mężczyzn i cenię sobie to, że mogłam przeczytać to w męskim wydaniu:)
TesTeq,
Spokojnie można – zajmuje mi to doprawdy chwilę, by zrzucić elegancki strój i pójść np. pobiegać z psem, czy powspinać się na skałkach.
Alex,
w takim razie dokładam swoją osobę do grupy kobiet, dla których dopasowanie swojego stroju do aktywności jest zupełnie naturalne.
Dziękuję za post – dał mi wiele do myślenia w kontekście mojej teraźniejszej relacji. A jeśli chodzi o „tego za dużo, tego za mało, to nie tak, …”, to im więcej wiosen za mną, tym trudniej przypomnieć sobie z czego ja kiedyś byłam niezadowolona.
Pozdrawiam i zasyłam życzenia miłego poranka:)
Artur Jaworski pisze: „Pytaniem otwartym: Co sądzisz o bieganiu dziś wieczorem ?”
Obawiam się odpowiedzi: „A po sklepach, w której galerii handlowej będziemy biegać?”
Artur Jaworski pisze: „Czasem mozna sie zastanowic jak taka Pani moze sie wybrac na cos sportowego, no ale Ty tez przypusczam czesto chodzisz w garniturze.”
Nie sądzę, żeby chodzenie w garniturze średnio raz na kwartał (a może i rzadziej) można było określić stwierdzeniem „często” :-)
@Aleksandra Mroczkowska: Lubię osoby praktyczne. Jeżeli zabiegi upiększające nie utrudniają pewnych form aktywności, to jestem za. Natomiast spotkałem w swoim życiu dziewczyny, które bały się wsiąść do żąglówki, żeby sobie nie połamać paznokci, a takie podejście po prostu nie pasuje do obszarów moich zainteresowań. Miłego wspinania :!:
Alex,
Tak, dla mnie jasne, odpowiedź mnie zadowala ;)
Pozdrawiam,
Krzysztof Kowalczyk
O właśnie, magia tych interesujących kobiet polega też na tej umiejętności zamiany eleganckiej małej czarnej i szpilek na np. dres i trampki na siłowni czy trapery w górach (i na odwrót), nie tracąc przy tym nic ze swojego uroku i wdzięku.
Co do szpilek, nie wiem, może moja kobieta jest dziwna, ale uwielbia chodzić w szpilach. I to nie dlatego, że są eleganckie i przyciągają uwagę (chociaż to też), ale głownie dlatego, że są dla niej wygodniejsze i paradoksalnie mniej się w nich męczy niż w płaskim obuwiu. Tak więc, w ocenianiu kobiet, ja bym tak do końca nie przywiązywał uwagi do kryterium praktyczności szpilek ;)
Moje doświadczenie potwierdza uwagi Alexa, żeby się nie ograniczać do kobiet z piękną buzią. A przynajmniej, żeby łatwo nie poddawać się wątpliwemu blichtrowi pierwszego wrażenia – warto po prostu dać szansę dziewczynie. (Zresztą to dotyczy ogólnie kontaktów międzyludzkich, nie tylko uczuciowych). Z niejedną dziewczyną, taką normalną ani to przesadnie ładną, ani to brzydką, przeżyłem bardziej niezwykłą przygodę, choć przy pierwszym spotkaniu nie wywierała niezwykłego wrażenia.
Orest
Piszesz: „Ja jestem obserwatorem życia i ludzi… „
To Twoje życie, choć jeśli do tego się ograniczasz, to bardzo chętnie zacytowałbym słowa Sary z filmu „Sweet November” :
„get a life!!!”
Aleksandra
Tam jest więcej kwiatków, świadczących nie tylko o tym, że ten pan ma stosunkowo niewiele praktycznych doświadczeń ze współczesnymi kobietami, ale też pokazujących cień pewnych problemów…..
Bardzo ładnie napisałaś : „im więcej wiosen za mną, tym trudniej przypomnieć sobie z czego ja kiedyś byłam niezadowolona. „
takie wypowiedzi należałoby upowszechnić, aby jak najmniej młodych kobiet dawało sobie „zainstalować” kompleksy przez zakompleksionych facetów i zmanipulowane (Photoshop) media.
Konserw
Piszesz: „żeby łatwo nie poddawać się wątpliwemu blichtrowi pierwszego wrażenia – warto po prostu dać szansę dziewczynie „
Z tym się nie do końca zgodzę, bo to trochę brzmi, jakbyś dziewczynie robił łaskę. Nie poddając się taniemu blichtrowi i koncentrując się na znacznie subtelniejszych wskazówkach atrakcyjności fizycznej kobiety (mam na myśli moja definicję atrakcyjności) dajesz przede wszystkim szansę sobie!!! Szanse na bardzo intensywne i przyjemne przeżycia, o których wielu „zdobywców trofeów” nie ma bladego pojęcia.
Rozumiem, że generalnie Twój kierunek myślenia jest podobny do mojego, chciałem Ci tylko zwrócić uwagę na ten mały błąd :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
@Alex:
dziękuję za podrzucenie wątku o testowaniu marzeń. Ten blog to kopalnia cennych wskazówek :-). Nie będę się upierać przy mieszkaniu na wyspie, a już na pewno nie kupię mieszkania bądź domu w miejscu, co do którego nie będę mieć pewności, że dobrze będzie mi się tam mieszkać ;-). Celem podstawowym w moim przypadku jest osiągnięcie stanu niezależności finansowej, która pozwoli na całkowitą swobodę dokonywania kolejnych wyborów. A gdy się z tą całkowitą niezależnością nie uda, to zadowolę się również pracą nieabsorbującą czasowo oraz taką, która nie będzie mnie ograniczać miejscowo – co właściwie już teraz ma miejsce (z klientami i pracownikami kontaktuję się przez Internet lub telefon). Decyzję o wyborze miejsca do życia na razie odkładam: Przetestuję kilka różnych miejsc, zaczynając jednak od ciepłej i zielonej wyspy ;-).
stopaprocentowa pisze: „Nie będę się upierać przy mieszkaniu na wyspie, a już na pewno nie kupię mieszkania bądź domu w miejscu, co do którego nie będę mieć pewności, że dobrze będzie mi się tam mieszkać”
100% pewności nie będziesz mieć nigdy – proponuję zatem optymalny – w danym momencie – wybór i cieszenie się tym miejscem do czasu, kiedy przestanie Ci odpowiadać.
TesTeq: masz rację, najbardziej optymalne w takim układzie wydaje się więc nie kupno mieszkania/budowa domu ale ciągłe ich wynajmowanie. Przeglądałam nawet ostatnio oferty wynajmu długoterminowego mieszkań na Teneryfie. Ich ceny właściwie nie odbiegały od cen wynajmu podobnych mieszkań w Polsce, niższe od cen warszawskich mieszkań. Kiedyś całym moim dobytkiem był plecak z dokumentami, bielizną i parą ciuchów na zmianę. I wcale źle mi z tym nie było. Teraz w plecaku zapewne znalazłby się dodatkowo laptop, ale własne M do niczego potrzebne mi nie jest ;-).
Witajcie,
Alex, ogromnie Ci jestem wdzięczna za krytyczne słowa pod adresem wyjątkowo nieudanego wywiadu z prof. Wojciszkem. Wywiad mnie bardzo zaskoczył, gdyż znam profesora od lepszej strony – jako rzetelnego badacza i krytyka mocno naciąganych tez socjobiologii.
Zauważyłam, że sporo socjobiologicznych uproszczeń przewija się w dyskusji, toteż dla równowagi ( i na odtrutkę) pozwolę sobie przytoczyć bardzo moim zdaniem interesującą polemikę autorstwa Anny Zawadzkiej:
http://www.feminoteka.pl/readarticle.php?article_id=663
Cieszy mnie tocząca się pod tym wpisem dyskusja. Widzę tylko, że w większości dyskutują mężczyźni o kobietach i nawet kobiety mówią więcej o kobietach niż mężczyznach… Słowo o atrakcyjności mężczyzn zatem:) W moich oczach: inteligencja i poczucie humoru są niezbędne, podobnie jak czucie się dobrze w swoim ciele (to, dodam, jest dla mnie głównym wskaźnikiem atrakcyjności. Kto ma ten fluid, nie potrzebuje nic więcej. Dotyczy to oczywiście obu płci). Zdolność prowadzenie fascynujących rozmów i nienadużywanie zaimka „ja” przydają bardzo wiele na skali osobistego uroku. Jeśli dołożyć do tego własny styl w ubiorze – znajduję się na granicy wniebowzięcia.
Uwaga! Socjobiologiczne mamrotanie dyskwalifikuje! Jeśli jest coś, co jest kobiecie równie potrzebne, jak rower rybie, to jest to zakompleksiony facet, który swoje problemy usiłuje zrzucić na”naturę” (Z racji rozpowszechnienia tej plagi dopuszczalna jest druga szansa w wypadkach rokujących poprawę ;).
Wyszło mi z tych rozważań, że podane powyżej kryteria dotyczą obu płci. Gdy oceniam atrakcyjność kobiet i mężczyzn, szukam tak naprawdę tego samego: błysku w oku, który wskazuje na to, że dana osoba czuje się dobrze ze sobą – i ze mną. Relacje, jak widać, także rozumiem dość szeroko, poczynając od przyjemności spędzania czasu w czyimś towarzystwie, przez wspólną pracę, po związki intymne.
Co z kolei prowadzi mnie do wniosku, że tak naprawdę atrakcyjność istnieje tylko w kontekście społecznym, nie zawsze jest widoczna na pierwszy rzut oka. Czy może raczej: to, co widać na pierwszy rzut oka, wymaga weryfikacji. Może się okazać, że uroda kryje dość plastikową osobowość, a z kolei tajemnicze promieniowanie podpowiada nam, że spotkaliśmy niezwykle interesującą i atrakcyjną osobę w kimś o urodzie odbiegającej od kanonów piękna.
Pozdrawiam,
Iwona
Stuprocentowa pisze: „Nie maluję paznokci, przycinam je krótko, makijaż na twarzy składa się zazwyczaj wyłącznie z tuszu do rzęs, w garderobie dominują spodnie nad sukienkami czy spódnicami, butów na obcasach nie mam żadnych, biżuteria jest wyjątkowo skromna (tylko coś na szyję), nawet uszu nie mam przebitych. A mimo to nie czuję się półinteligentem, wręcz przeciwnie. ”
Czasami maluję paznokcie choć i tak są krótkie. Makijaż na twarzy… czasami, ale często tylko krem :). Garderoba to 99% spodni a sukienki nawet te co są to tylko w szafie :). Styl bardzo chłopiecy bo nawet spodnie to krój „boy fit”. Buty wygodne ale zawsze czyste i pasujące do reszty. Biżuterii obecnie nie noszę wcale poza małymi kolczykami. Półinteligentna?? Zdecydowanie nie!! Atrakcyjna?? Jak najbardziej!! Mimo takiego stylu czuję się atrakcyjna, może dlatego, że mój styl to ja i dobrze mi z tym?
Nie to co masz na sobie śwaiadzy o Twojej atrakcyjności a raczej to co masz w środku i czy potrafisz choć troszkę to zaakceptować i pokazać swoją kobiecość.
trudno dyskutować o gustach, świat to percepcja.
Dla mnie kobieta która nie chodzi w szpilkach i/lub nie maluje paznokci, nie istnieje jako obiekt pożądania.
Ale przecież sa faceci, dla ktorych takie własnie kobiety będą w cenie.
Najważniejsze to wiedzieć, czego / kogo się szuka.
Witajcie,
@ Aleksandro Mroczkowska, napisałaś do stopaprocentowa: „… Wydaje mi się, że poza wspomnianą otoczką, wysyłamy masę innych sygnałów i jeśli ja nie mam potrzeby sygnalizowania „jestem do wzięcia”, to też ci inni nie zwracają na mnie szczególnej uwagi.”
Nie zawsze jest tak jak wspomniałaś. Czasem nie mamy ochoty na żadne relacje, nie ukazujemy „chęci”, a mimo to chłopcy i mężczyźni zwracają na nas uwagę :)
Do wszystkich:
Ktoś kiedyś wspomniał, że nasza atrakcyjność fizyczna wynika z atrakcyjności duchowej. Co znaczy tyle, co: jeśli czujemy się dobrze psychicznie, jesteśmy pewni swojej wartości (nie tylko zalet, ale i wad i potrafimy być w stosunku do siebie krytyczni, co pomaga z kolei w kontrolowaniu wad) to automatycznie przekłada się to na naszą atrakcyność fizyczną. Poznanie samego siebie ułatwia współżycie z innymi.
Pozdrawiam
Są też intelektualistki ubierające się aseksualnie, które przypominają sobie by być zmysłowe i kobiece tylko, gdy mają ochotę na seks ze swoim facetem. Kochane wąskouste intelektualistki, nawet jeżeli facet wam tego nie mówi, to my faceci jesteśmy wzrokowcami i sprawia nam przyjemność, gdy nasza miłość jest ubrana każdego dnia atrakcyjnie i kobieco.
Maciej,
ile znasz aseksualnie ubranych wąskoustych intelektualistek, które przypominają sobie by być zmysłowe i kobiece tylko, gdy mają ochotę na seks ze swoim facetem? Mówisz o swoim doswiadczeniu czy na podstawie powierzchownych obserwacji? Jeśli na podstawie obserwacji, to skąd wiesz, na co mają ochotę, gdy się ubierają kobieco? Pytałeś je wtedy?
1. napisałeś „Kochane wąskouste intelektualistki” – co masz na myśli? Brzmi to bardzo niefajnie, dlatego proszę rozwiń – wąskouste czy szerokouste – to jakaś róznica czy napisałeś to jako ironizująco-cyniczną ocenę nie-wprost?
2. Co uprawnia Cię do wypowiadania się w imieniu wszystkich mężczyzn (facetów), że piszesz: „my faceci jesteśmy wzrokowcami i sprawia nam przyjemność, gdy nasza miłość jest ubrana każdego dnia atrakcyjnie i kobieco”?
Otóż mężczyzna z którym jestem (ale nie „facet” więc moze tu jest różnica:) woli, gdy jestem rozebrana a nie ubrana, przyjemności sprawia mu wiele rzeczy, niekoniecznie tych związanych z moim ubiorem, a moją kobiecość dostrzega niezależnie od tego co mam na sobie lub czego na sobie nie mam. A ponieważ nie traktuje mnie jako swoją dekorację, tylko jako partnerkę, to mogę chodzic w swoich dżinsach i swetrze + sandaly a w przysłowiowych szpilkach kiedy mam ochotę i nie stanowi to dla niego o mojej kobiecości…
3. Napisałeś też: „nawet jeżeli facet wam tego nie mówi, to…” Mam ten komfort, że partner komunikuje się ze mną doskonale i jasno mówi o swoich potrzebach, upodobaniach etc, więc znowu nie jest to w tym przypadku prawdą co napisałeś, że nawet jak nie mówi czegoś, to tak myśli. Kolejna rzecz gdzie uogólnileś na wszystkich facetów coś, co dotyczy znanej Ci grupy czy jednostki.
Moze czytasz za dużo kolorowych tzw. kobiecych czasopism? To co napisałeś kojarzy mi się właśnie z takimi pismami, w których serwuje się informacje typu: „faceci z małymi penisami jeżdżą dużymi samochodami”:)
Maciek mówi o prostych zasadach, dotyczących facetów.
daje kawę na ławę.
zamiast zrozumieć daną za darmo, potwierdzoną ewolucyjnie prawdę, Wy Kobiety, musicie widzieć drugie dno.
faceci (mężczyżni, chłopacy, samce, … jak zwał, tak zwał) są prości w obsłudze.
A Wy, kochane Panie, wyłączcie czasami komplikator.
Ku uciesze swojej i naszej
Panache
Jak Czytam Twój komentarz, to mam wrażenie, że kompletnie nie zrozumiałeś mojego postu :-(
Jako autor jestem za ten smutny fakt odpowiedzialny i muszę zastanowić się nad jeszcze klarowniejszym pisaniem.
Na razie mam skromną prośbę: wypowiadaj takie rzeczy w imieniu swoim, i ewentualnie kolegów o podobnym stopniu wiedzy w temacie, zgoda?
Nie psuj mi u kobiet ogólnej opinii o facetach :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
PS: Jutro lecę do Warszawy, napiszę więcej
PS:
Alex,
Twój blog, Twoje zasady.
szkoda tylko, że poprawnośc polityczna przeważa nad prawami naturalnymi.
To moja, oczywiście subiektywna ocena.
A bene placito – nic więcej nie powiem.
Panache
Gdzie tu jest poprawność polityczna? :-) Gdzie tu powołuję się na zasady?
Prosiłem tylko, abyś nie wypowiadał się z Twoimi poglądami w moim imieniu (i wielu innych facetów z pewnym doświadczeniem), oraz zastanowiłem się, jak w przyszłościi pisać jeszcze klarowniejsze posty :-)
Pozdrawiam
Alex
Alex,
czy ja się gdzieś podpisałem „w imieniu wszystkich facetow”? .. nie!
Skoro nie, to znaczy, że wypowiadam sie w imieniu tylko i wyłącznie własnym.
Nawet wówczas, jesli używam zwrotu „faceci są ..”, to jest to moja własna perspektywa wszystkich facetów, bez autoryzacji innych.
Uważam, że mogę uogólniać we własnym imieniu i nadal jest to moja jedynie opinia.
Jak i większość z nas (w zasadzie wszyscy, czy tego chcemy, czy nie podświadomie uogólnia). Skoro zaś oburza kogoś moje uogólnianie, to korygowanie tego jest poprawnością … nazwijmy to polityczną.
Masz prawo mieć inne zdanie i nawet jesli się z nim nie zgadzam, to je szanuję i będę bronił prawa do wyrażania innych opinii.
Klarowność nie powinna sprowadzać się do odbioru czarno-białego, bo deprecjonuje to inteligencję czytających. cały rozwój sprowadza się do róznorodności, równiez różnorodności odczytu, rozumienia, interpretacji postów takie jak Twój.
Przeczytać nie znaczy zrozumieć, zrozumieć nie znaczy przekonać, przekonać nie znaczy zmienić pogląd.
Klarownośc jest dobra w matematyce, ale tu, w Twoim blogu jest więcej humanizmu niż nauk ścisłych. Nie transponujesz mechanicznie matematyki do przyrody. W koncu od piątku do poniedziałku jest tylko 3 dni, a od poniedziałku do piątku aż 4-ry :)
z pozdrowieniem
panache
ps. nadal to tylko moje subiektywne zdanie, a z klarownością zrobisz co uwazasz za stosowne.
Ewo W,
ad 1. Przyznaję, miałem na myśli wersję niefajną
ad 2 i 3. Znów będę uogólniał: ukochanej nie mówimy całej prawdy i tylko prawdy. Czasem prawda mogłaby zburzyć coś bardzo cennego. W tym przypadku jeżeli sposób ubierania jest manifestacją pewnych fundamentalnych poglądów (stopaprocentowa opisała to używając wyrazu który mną wstrząsnął :) ) to dla dobra udanego związku nie dotyka się tego tematu.
PS
Przyznam szczerze, że wierzę, że coś jest na rzeczy z tymi penisami i długością maski samochodu. Wychodzi na to, że mnie rozgryzłaś.
Panache
Jeśli przeczytasz Twój komentarz do którego sie odnoszę, to zobaczysz sam, czy brzmi on jak pokazanie Twojego osobistego punktu widzenia, czy też wygłoszenie prawdy absolutnej :-)
I z pewnością nie byłem oburzony, raczej rozbawiony, zobacz te smileys :-)
W rzeczy samej, mój post jest tylko zwróceniem uwagi Czytelnikom na pewną często przeoczana, a nawet nieuświadamianą różnicę. Uświadomienie sobie tego i odpowiednie wykorzystanie da przynajmniej paru Czytelnikom istotny „competitive advantage” w sprawach damsko-męskich, ale nie jest to sprawa życia i śmierci więc każdy może zrobić z tym co chce. Możesz używać urody jako kryterium, to Twoja sprawa.
Przypomina mi się tylko rozmowa pewnych dwóch pań na torze Formuły 1 w Austrii
jak tylko zaczęli się tam ścigać. Jedna powiedziała wtedy do drugiej: ” ja obstawiam ten czerwony samochód, bo przecież czerwone są szybsze”. Tak też „podświadomie” rozumuje wielu facetów.
I rest my case :-)
Pozdrawiam wszystkich
Alex
Witam serdecznie, spora dyskusja rozgorzala. Zgadzam sie w 100% z Ewa, ja rowniez jestem z mezczyzna, ktory zdecydowanie woli mnie rozebrana i nie ma problemow z zachwycaniem sie mna niezaleznie od tego czy jestem „atrakcyjnie i kobieco” ubrana czy wlasnie obudzilam sie rano rozczochrana, majac na sobie pidzame w paski. Nie wierze w zwiazki, w ktorych partnerzy ze soba nie rozmawiaja (nie mylic z mowia do siebie) na trudne dla obojga tematy. „Czasem cala prawda moglaby zburzyc cos bardzo cennego”-jesli cos moze rzeczywiscie zburzyc cos tak cennego, jak zwiazek, to tylko ukrywanie rzeczywistych pogladow czy pragnien. Nie chcialabym, zeby mezczyzna, z ktorym chce spedzic zycie, nie mial odwagi mi powiedziec, ze cos nie gra. Wiem, ze czasem jest to trudne, ale kazdy zwiazek wymaga energii i checi od obojga partnerow. Widzialam wiele zwiazkow, w ktorych kobieta byla zakompleksiona, poniewaz czula, ze jej facet nie jest nia zachwycony. Na dluzsza mete takie zwiazki raczej nie mialy szansy przetrwac. Mysle, ze jedna z najwazniejszych rzeczy w zwiazku, poza oczywiscie miloscia, jest akceptacja drugiej osoby, taka jaka jest. Pozdrawiam serdecznie
Ania
panache pisze: „faceci (mężczyżni, chłopacy, samce, … jak zwał, tak zwał) są prości w obsłudze”
Zastanowiłem się nad tym Twoim uogólnieniem i uważam, że ono dobrze brzmi, jednak w środowisku biznesowym nie znalazłem jednego klucza, który dałby się zastosować do wpływania na zachowanie i motywację każdego faceta (tak, jak i każdej kobiety). Można dopatrzeć się pewnych prawidłowości statystycznych, są pewne kalki kulturowe, ale potem okazuje się, że w ten, czy inny sposób objawiają się potrzeby, których często dana osoba nawet sobie nie uświadamia.
Anna Smirkin pisze: „ja rowniez jestem z mezczyzna, ktory zdecydowanie woli mnie rozebrana”
Ważne jest, żeby partnerzy dobrze czuli się w swoim ciele. Ubierając się w wymyślne stroje możemy udawać kogoś innego. Nadzy musimy być sobą i lepiej, gdy dobrze się czujemy odziani tylko we własną skórę. Dlatego warto dbać o własne ciało – to pozwala nam zwiększyć poczucie własnej wartości.
Anno,
Jest pewien zestaw pytań, na które rozsądny facet nauczył się prawidłowo odpowiadać. Są to pytania, z grupy „Kochanie, jak wyglądam?” „Czy ja się tobie podobam?”. Gdy słyszymy takie pytanie, to zapala nam się czerwona lampka: Uwaga! Pytanie niebezpieczne! :) Doświadczonego faceta możecie wyrwać z łóżka w środku nocy, oderwać od meczu, cokolwiek, a i tak na ten rodzaj pytań odpowie poprawnie bez cienia zawahania. :)
Proponuję, zróbcie drogie intelektualistki eksperyment. Przez tydzień ubierajcie się kobieco (oczywiście ze smakiem i wyczuciem, które z pewnością posiadacie) i sprawdźcie zachowanie waszych facetów. Nie pytajcie, nie słuchajcie co mówi, tylko analitycznie oceńcie czy nastąpiła zmiana w zachowaniu.
:)
I proszę, nie traktujcie luźnej rozmowy na stronie Alexa tak śmiertelnie poważnie. Pisząc w duchu mam szelmowski uśmiech i przymrużone lewe oko :)
Macieju,
niestety czytajac Twoje posty nie mialam mozliwosci zobaczyc szelmowskiego usmiechu czy przymruzonego lewego oka;) Od tej pory bede czytac Twoje posty z zupelnie innym podejsciem:) Poza tym jestem absolutnie pewna ze przez caly tydzien eksperymentu, moj maz chodzilby absolutnie zachwycony! Co jednak nie zmienia faktu, tutaj zgodze sie z TesTeq, ze najwazniejsze to czuc sie dobrze ze soba i partnerem, niezaleznie od stroju, czy jego braku;) Pozdrawiam serdecznie:)
Ania
Maciej,
Generalnie miałem odpisać poważniej, ale skoro to miało być dowcipnie, to i ja dość lekko odpiszę:
Są też intelektualistki ubierające się aseksualnie, które przypominają sobie by być zmysłowe i kobiece tylko, gdy mają ochotę na seks ze swoim facetem.
Nie, ten „look and feel” kobiety albo odpowiada facetowi, albo nie. Jeśli mu nie odpowiada, to zwykle z takową kobietą nie jest. Przynajmniej wg. mnie tak to działa – albo całokształt odpowiada, albo nie.
O tym, że w przypadku seksu zwykle preferowana jest nagość nie wspominam bo już pisano. Ewentualnie kobieta może i założy bardziej „wyuzdaną” odzież, ale wtedy w czymś takim na ulicę raczej by nie wyszła… :P
Kochane wąskouste intelektualistki,
Ten przymiotnik odebrałem jakbyś je obrażał. Spytam się więc dlaczego? Skoro jest różnica między wąskimi ustami, a szerokimi to jaka? Jeśli miało to mieć aluzje do aseksualności, to wręcz chyba wąskouste są na lepszej pozycji, bo tak na logikę – mniej „ciała” pomiędzy mięśniem okrężnym ust, a samą skórą :P Zastanawiałem się moment odnośnie moich doświadczeń i wiesz… Może ta logika ma sens. Ale nie mam aż tak wielkiej statystyki, aby potwierdzić… :P
nawet jeżeli facet wam tego nie mówi, to my faceci jesteśmy wzrokowcami i sprawia nam przyjemność, gdy nasza miłość jest ubrana każdego dnia atrakcyjnie i kobieco.
Ja jestem wzrokowcem, tylko patrzę na twarz… Na uśmiech :) Każdemu wedle gustu :))
pozdrawiam serdecznie
WW
Witold W. Wilk Says: „Skoro jest różnica między wąskimi ustami, a szerokimi to jaka?”
odpowiem żartobliwie:
– jedne służą do zjadania makaronu wzdłuż, a drugie w poprzek… ;-D
schodząc poniżej poziomu tej dyskusji, można by zapytać, co inny autor miał na myśli pisząc:
„Kochane wąskouste intelektualistki” – chodziło mu o uśmiech poziomy, czy pionowy ?
Tes Teq,
napisałeś: „Dlatego warto dbać o własne ciało – to pozwala nam zwiększyć poczucie własnej wartości. ”
tes teq – być moze Tobie pozwala to zwiększyć poczucie Twojej wartosci. Być moze wsród Twoich znajomych są osoby, które w ten sposób zwiększają poczucie własnej wartości. Ale nie pisz, że „pozwala nam”.
O własne cialo warto dbać tak samo jak o „resztę” człowieka. Poczucie własnej wartości w moim przypadku nie wynika z ciala. Pomyślałam teraz o znanych mi kilku osobach, których cialo jest brzydkie, zdeformowane, a jednak mają pełne poczucie własnej wartosci.
Z wiekiem cialo staje się zwiotczałe, brzydsze, traci swoją elastyczność, jędrność, deformuje się sylwetka – nie zależy to od codziennej higieny życia, ale jest funkcją starzenia się organizmu. A jakos nie zauważam, zeby częśćspośród znanych mi osób ponosila uszczerbek na poczuciu własnej wartości. :)
Maciej,
napisałeś: „Jest pewien zestaw pytań, na które rozsądny facet nauczył się prawidłowo odpowiadać. Są to pytania, z grupy “Kochanie, jak wyglądam?” “Czy ja się tobie podobam?”. ”
Zastanawiam się, co jest nie tak w Twoich relacjach z kobietami (zakladam ze jesteś przedstawicielem rozsądnych facetów,stąd Twoja wiedza), że kobieta z którą byleś lub jesteś musi pytać, czy Ci się podoba, a nie czuje tego. Może warto zastanowić sie, jak okazywać kobiecie, ze sie podoba, by nie miała co do tego wątpliwości i nie zadawała takich pytań.
Albo inaczej też – dlaczego wybierasz kobiety o tak niskim poczuciu wlasnej atrakcyjności, ze muszą u Ciebie otrzymywać potwierdzenie tej atrakcyjności / wartości… Rzecz warta zastanowienia… Gdyby nie miała wątpliwości, to by nie pytała…
Ewa
Kompletnie nie rozumiem, waszego pytania o wąskie usta. Prawda jest taka, że wolimy:
– kształne pośladki od płaskich
– duże oczy od małych
– proste nogi od krzywych
– ładny kształtny biust od bardzo małego
– pełne ponętne usta Angeliny Jolie od wąskich
Całe to rozwodzenie się na temat gustów jest polityczną poprawnością, obroną własnego wizerunku lub obroną wizerunku swojej partnerki. Zapytacie czy mam na to dowody? Ha! Oczywiście, że mam. Zapewne niektórzy z was wiedzą o istnieniu gry SecondLife. Jest to rodzaj alternatywnego wirtualnego świata w którym poruszamy się przy pomocy awatara. Bawią się w to tysiące dorosłych i młodzieży z całego świata (http://secondlife.com) W tej grze decydujemy jak chcemy wyglądać, jaki mamy wzrost, kolor włosów, wielkość oczu itd. Wyobraźcie sobie, że spotykamy tylko wysokich, przystojnych facetów i piękne, szczupłe kobiety o nieskazitelnych kształtach i oczywiście wydatnych ustach. Niby rzecz gustu, a gdy możemy wybrać to wybieramy zawsze to samo. :)
Pozdrawiam z uśmiechem :)
Maciej
Piszesz: „Jest pewien zestaw pytań, na które rozsądny facet nauczył się prawidłowo odpowiadać. Są to pytania, z grupy “Kochanie, jak wyglądam?” “Czy ja się tobie podobam?”. Gdy słyszymy takie pytanie, to zapala nam się czerwona lampka: Uwaga! Pytanie niebezpieczne”.
Jeżeli kobieta zadaje Ci takie pytania, to jest to bardzo niedobry sygnał z zupełnie innego powodu, a mianowicie:
Sam z siebie nie komunikujesz jej takich rzeczy wystarczająco często i klarownie (nie tylko werbalnie). To jest dość rozpowszechniona przypadłość wielu facetów, którzy błędnie myślą, że pożycie intymne to tylko sprawne wykonywanie ruchów posuwisto zwrotnych i wyposzczenie z siebie paru sprefabrykowanych zdań na okrasę :-)
Panowie!! Tutaj jest cały kosmos do odkrycia!!! Trzeba tylko przestać funkcjonować na autopilocie i zacząć być trochę człowiekiem, który nie boi się być sobą (przed czym wielu facetów ma potężnego „cykora”). Naprawdę warto!!!
Pozdrawiam serdecznie
Alex
W międzyczasie pojawił sie Twój kolejny wywód, więc dodam krótko:
Piszesz: „Prawda jest taka, że wolimy:”
Są dwie możliwości, pierwsza że robisz sobie tzw. jaja. W takim przypadku proszę abyś tego zaprzestał, bo wbrew pozorom prowadzimy tutaj dość poważną dyskusję.
Druga, że rzeczywiście uzurpujesz sobie jakiekolwiek prawo mówienia w imieniu ponad 3 miliardów mężczyzn. W tym przypadku powstrzymam się od komentarza, bardzo niechętnie sprawiam przykrość Czytelnikom.
Nawiązując jeszcze do Twojego „argumentu” z Second Life to ciekawą próbkę ludzi wybrałeś. Są to osoby, które zamiast żyć naprawdę i wchodzić w interakcje z partnerami z krwi i kości wolą udawać kogoś innego w wyimaginowanym świecie :-) I na podstawie takich typów chcesz wyciągać daleko idące wnioski o całej populacji??? Brawo!!! :-) Polecam gorąco przestudiowanie choć elementarnej książki ze statystyki, przyda się.
Pozdrawiam i idę na (rzeczywisty) spacer
Alex
Witam,
Nie odniosę się w tym komentarzu do tematu postu, ale to co chcę napisać odnosi się do komentarzy generalnie, więc chyba każdy post jest dobry (nie mogłem znaleźć innego, który by to poruszał).
Mianowicie chodzi mi o sposób komentowania. Zauważyłem tendencję, szczególnie ostatnio mocno, do niejako rozbierania wypowiedzi an awet zdań innych na czynniki pierwsze i polemizowania z nimi przez wytykanie poszczególnych błędów. Czemu ma to służyć? Ja rozumiem że generalnie „precyzji wypowiedzi” i cieszy mnie że zwracana jest tutaj uwaga na jasność i przecyzyjność wypowiedzi. Ale czemu tak bardzo bardzo szczegółowo „pointować” czyjeś wypowiedzi, niejednokrotnie wręcz powiedziałbym „czepiać się”.
Pytam wszystkich, ale może konkretnie odniosę to do wypowiedzi Ewy W. TesTeq napisał „warto dbać o własne ciało – to pozwala nam zwiększyć poczucie własnej wartości”. Brawo – należy dbać o własne ciało i zadbane ciało moze dać poczucie włąsnej wartości. Ty napisałaś cały komentarz piętnujący (nie wiem czy to dobre słowo) uzycie w tym zdaniu słowa „nam”. Oczywiście że to jest pewne generalizowanie, ale czy aż tak drastyczne żeby to wytłuścić? Czy mogłabyś wyjaśnić mi czemu tak bardzo Ci to przeszkadzało?
Zauważyłem Ewo, że dość często tak robisz, wiec pytam Ciebie, ale generalnie chciałbym poznać zdanie również innych, co o tym myślą. To plus czy minus?
I żeby nie było nieporozumień – pytam całkowicie poważnie i bez żadnego czepiania się czy krytykowania. Po prostu jest to jeden z elementów, któe skutecznie powstrzymują mnie (i myślę że nie tylko mnie) przed częstszym wypowiadaniem się tutaj. Po prostu obawiam się że będę „zjedzony” za jakieś niedociągnięcia w wypowiedzi.
Pzodrawiam,
Greg
Ewa W pisze: „tes teq – być moze Tobie pozwala to zwiększyć poczucie Twojej wartosci. Być moze wsród Twoich znajomych są osoby, które w ten sposób zwiększają poczucie własnej wartości. Ale nie pisz, że 'pozwala nam’.”
W porządku. Wycofuję słowo „nam” i po przemyśleniu formułuję moją myśl w następujący sposób:
Dlatego warto dbać o własne ciało – wielu osobom, które miałem przyjemność poznać oraz mi osobiście dbałość ta pozwala zwiększyć poczucie własnej wartości i ogólne zadowolenie z życia.”
Piszesz też: „Pomyślałam teraz o znanych mi kilku osobach, których cialo jest brzydkie, zdeformowane, a jednak mają pełne poczucie własnej wartosci.”
Masz rację, że – jak to nazwałaś – brzydkie, zdeformowane ciało nie wyklucza poczucia własnej wartości na dobrym poziomie. Być może źle to wyraziłem, ale chodzi mi o dbałość o własne ciało – niezależnie od tego, czy jest ono piękne, czy takie sobie. Po prostu róbmy to, co w naszej mocy i co jest w zasięgu naszych możliwości.
@Greg: Myślę, że każdy z dyskutantów Aleksowego salonu kieruje się szlachetnymi intencjami i jestem przekonany, iż Ewa W, na podstawie mojej nieco nieprecyzyjnej wypowiedzi, odniosła wrażenie, że sprowadzam poczucie własnej wartości do kwestii ciała, pomijając kwestię ducha. Gdybym tak odebrał czyjąś wypowiedź, także starałbym się przedstawić kontrargumenty. Mam nadzieję, że po moim wyjaśnieniu, nasze poglądy się zbliżyły.
Uważam, że ludzie budują poczucie własnej wartości z wielu cegieł i jedną z nich może być świadomość posiadania zadbanego ciała.”
Greg,
Popieram.
Ewa W,
Tak odbieram fragmenty Twoich komentarzy jako bezcelowe czepianie się syntaktyki zamiast próby prowadzenia dyskusji. Często dodajesz ciekawą opinię odnośnie tematu choć trudno prowadzić dyskusję z Tobą – przynajmniej dla „nas” maluśkich, którzy widać są słabsi w precyzyjnym wysławianiu się.
Dbanie o ciało zwiększa Nam poczucie własnej wartości. Nie każdy tego potrzebuje, ale na każdego to działa w pewnym stopniu. „W zdrowym ciele zdrowy duch”. Podstawowe dbanie o organizm zmienia nasz metabolizm, nasz wygląd, nasze samopoczucie. Zmienia intensywność wydzielania wewnętrznego więc i poziom endorfin. To jest znany efekt biologiczny charakterystyczny dla gatunku ludzkiego. Jak możesz mówić, że nie pozwala nam, ludziom? Próbowałaś? Jeśli ma się „pełne” poczucie własnej wartości to dbanie o ciało nie przyniesie zmian. Do pełnego nie nalejesz. Można jednak wykorzystać to jako jedno ze źródeł poczucia własnej wartości.
Prawo do mówienia o „nas” daje mi to, że jestem człowiekiem, tak każdy z nas jest wyjątkowy i ma prawo się nie zgadzać. Jednak pewne cechy o każdym człowieku zakładamy na początku, by nie poruszać się wśród samych niewiadomych. Pewnie, zawsze te założenia trzeba później zmieniać, ale zawsze inne i od czegoś trzeba zacząć.
Niektóre fragmenty Twoich postów odbieram za nie miłe, próbę dyskredytacji, lub wręcz wydają mi się obraźliwe. Np.:
„tes teq – być moze Tobie pozwala to zwiększyć poczucie Twojej wartosci.”
„Moze czytasz za dużo kolorowych tzw. kobiecych czasopism?”
„Zastanawiam się, co jest nie tak w Twoich relacjach z kobietami”
Normalnie bym nawet tego nie zauważył lub uznał za niezamierzony efekt. Jednak wykazałaś, że potrafisz bardzo ściśle analizować cudze wypowiedzi, więc pozwolę sobie więcej od Ciebie wymagać.
Również nie bardzo rozumiem cel komentarza: „Otóż mężczyzna z którym jestem (ale nie “facet” więc może tu jest różnica:) woli, gdy jestem rozebrana a nie ubrana, przyjemności sprawia mu wiele rzeczy, niekoniecznie tych związanych z moim ubiorem, a moją kobiecość dostrzega niezależnie od tego co mam na sobie lub czego na sobie nie mam”
Z całą pewnością tak jest, ale czy myślą komentowaną nie było, że mężczyzna lubi gdy kobieta się wystroi, postara? Nie zgodzę się z oryginalną myślą, że kobieta codziennie powinna się stroić. Cieszy mnie, że masz udane życie intymne. Jednak faktem jest, że każdy z nas (ludzi) lubi, gdy druga strona w relacji się stara. I tak, statystycznie u mężczyzn większość bodźców odbierana jest wzrokiem… Czy Twój mężczyzna lubi gdy specjalnie się przygotujesz na jakąś okazję? Ubierzesz inaczej niż zwykle?
ps. Mówienie zawsze prawdy uniemożliwia „taktowne zachowanie” (co mi akurat nie przeszkadza) ale przede wszystkim wcześniej czy później rani naszych bliskich. Przed komentowaniem proszę o zastanowienie się nad tym.
Z wyrazami szacunku,
Krzyś
Alexie,
Niebezpieczne pytania:
Przyznaję, należę do grupy facetów z przypadłością o której pisałeś.
SecondLife:
Widzę, że nic nie wiesz o SecondLife. Opisywani przez ciebie ludzie to patologia, która tak dobrze sprzedaje się mediach. A jak doskonale wiesz występuje ona w każdej społeczności i w świecie realnym jest jej przynajmniej tyle samo. Okazuje się, że jeżeli w świecie realnym jest ktoś zakompleksiony i zamknięty w sobie, to podobnie w świecie wirtualnym nie będzie umiał nawiązywać znajomości. Jest tam cały przekrój społeczeństwa.
Argument ze statystykami:
Doskonale zdajesz sobie sprawę, że w statystykach kluczowym jest sposób sformułowania pytania.
Jestem ciekaw jakie byłyby odpowiedzi na takie pytanie:
Gdybyś żył w świecie w którym przed narodzeniem twojego dziecka MUSIAŁBYŚ dokładnie określić jak ma wyglądać każda część jego ciała. Czy zdecydowałbyś się „podarować” swojemu dziecku, powiedzmy chłopcu: niski wzrost lub lekką nadwagę lub krzywe zęby lub małego penisa lub małe mściwe oczka lub włosy na plecach lub szerokie biodra lub pyrkowaty nos. :)
Wszak to rzecz gustu…
Oczywiście, że wygląd zewnętrzny jest co najmniej trzeciorzędną wartością na tle kontaktu duchowego. Jest to bezdyskusyjna prawda. Ja mówię o czymś innym. Mówię o ludzkiej hipokryzji, o tym, że oficjalnie głosimy poglądy o gustach i guścikach, a gdybyśmy naprawdę mogli zdecydować o swoim wyglądzie to wybralibyśmy, duże oczy, wydatne usta, nieskazitelną figurę itp…
Greg, Krzyś
Nie brałem udziału w wymianie poglądów Ewa W – TesTeq więc pozwolę sobie tylko na kilka ogólnych uwag.
Generalnie jesteśmy na blogu edukacyjnym, podsuwającym Czytelnikom nie tylko różne koncepcje ( z którymi mogą się zgodzić albo i nie), lecz też dającym im sposobność poćwiczenia umiejętności formułowania myśli, argumentacji, bronienia swojego stanowiska itp. Elementem tej możliwości są czujne oczy innych Czytelników, które wyłapują różne uogólnienia, nieścisłości i podobne potknięcia w różnych stwierdzeniach. W rezultacie część Czytelników uczy się ważnej zasady, że zanim wypuścisz jakieś jakieś stwierdzenie w świat to lepiej je dobrze przemyśleć i sformułować. Praktyczna nauka na blogu nie kosztuje nic, skutki takich błędów w prawdziwym życiu bywają bardzo poważne. Dlatego ja nie mam problemu, jeżeli Czytelnicy nawzajem rozbierają sobie merytorycznie rzucane przez nich stwierdzenia. Zwróć uwagę, że zupełnie inna historia jest kiedy ktoś zadaje PYTANIE. Na tym blogu nie ma głupich pytań i każdy może je zadać ze sporą szansą na jakąś odpowiedź.
Tak więc ogólna zasada brzmi:
” – zadajesz pytanie, to zazwyczaj otrzymasz życzliwą odpowiedż, względnie pytanie doprecyzowujące.
– stwierdzasz coś, bąź gotowy na dyskusję
– mówisz 'zawsze”, wszyscy” „nikt, przygotuj sie na problem :-) ”
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Maciej
Rzeczywiście nie znam Second Life, nie wypowiadałem się też na temat tej gry. Podałem tylko w wątpliwość wzięcie osób spędzających w ten sposób czas jako próbki reprezentacyjnej do Twoich rozważań. Podtrzymuje tę wątpliwość w całej rozciągłości.
Stwierdzasz: „Jest tam cały przekrój społeczeństwa. ”
Ośmielam się zaryzykować, że nie ma tam osób pokroju mnie (i jeszcze innych znanych mi, które osiągnęły w zyciu znacznie więcej ode mnie), tacy ludzie mają o wiele bardziej interesujące opcje w tzw. świecie realnym.
Jeżeli chodzi o Twoje pytanie, to do czego zmierzasz? Równie dobrze mógłbyś postawić pytania typu: „czy chciałbyś aby Twoje dziecko było inteligentne, sprawne socjalnie, dusza towarzystwa, czy tez głupie, tępe, wyizolowane itp.” Co to ma dowieść?
Teraz wytaczasz ciężka artylerię stwierdzając:
„Mówię o ludzkiej hipokryzji, o tym, że oficjalnie głosimy poglądy o gustach i guścikach, a gdybyśmy naprawdę mogli zdecydować o swoim wyglądzie to wybralibyśmy, duże oczy, wydatne usta, nieskazitelną figurę itp… ”
Po pierwsze…. naprawdę sa gusta i guściki :-)
Po drugie w Twoich rozważaniach zapominasz o cenie wyboru, z którą w realnym życiu prawie zawsze mamy do czynienia. A to zmienia bardzo wiele jesli chodzi o potencjalne odpowiedzi. Dlatego proponuje Ci zejście z tych bardzo teoretycznych poziomów, zgoda?
Nawiasem mówiąc znam osoby, które byłoby bez większego problemu stać na całą serię upiększających zabiegów chirurgicznych a mimo tego nawet nie farbują sobie swoich siwych włosów :-) Po prostu to nie jest im potrzebne ani do poczucia własnej wartości, ani do sukcesów zawodowych, czy prywatnych.
Myślę że to tyle, niech każdy wyrobi sobie własne zdanie
Pozdrawiam
Alex
PS: Naprawdę zalecam wielu mężczyznom uważne przeczytanie głównego postu :-)
Anna Smirkin,
jak miło Cię widzieć w komentarzach:)
Agnieszka M. Ryczko,
„Nie zawsze jest tak jak wspomniałaś. Czasem nie mamy ochoty na żadne relacje, nie ukazujemy “chęci”, a mimo to chłopcy i mężczyźni zwracają na nas uwagę”
Dlatego Agnieszko też zwróciłam uwagę na to, jakie jest to zainteresowanie – czy chwilowe spojrzenie, czy coś więcej. Ja osobiście nie przypominam sobie momentu, kiedy to ktoś nachalnie próbował akcentować swoje zainteresowanie moją osobą, a wszelkie nieudane próby zbliżenia (mam tu na myśli próby umówienia się, etc., co uważam za normalne) szybko weryfikowałam poprzez krótką rozmowę. Naturalnie też nie brałam pod uwagę patologii i wszelkiego rodzaju zboczeń, które miałam nieprzyjemność doświadczyć na swojej skórze.
Pozdrawiam:)
AM
i tak dla równowagi tej dyskusji:)
dziś toczyłam „zażarte” dyskusje z moim kochanie i doszliśmy do wniosku, że tak samo podobam się mu w typowo kobiecym stylu, czego wymaga moja praca, jak również kiedy to paraduję w dresie i trampach:)
Mężczyznom życzę wielu mądrych kobiet, które uświadomią im, że wcale nie są prostą maszyną posiadającą jeden program o nazwie: uroda.
Pozdrawiam:)
Aleksandra Mroczkowska,
staram sie brac udzial w interesujacych dyskusjach;))
Czytajac komentarze przyszla mi do glowy mysl, ze moze to jest rodzaj wymowki? „Faceci sa prosci w obsludze”, „faceci sa wzrokowcami” etc. Mozna zawsze powiedziec, jestem prosty, taka nature ma kazdy facet, wiec nie musze sie starac, zastanawiac sie czego naprawde pragnie kobieta, ale rzucic utartym haslem i starczy- „bo taki jest kazdy facet”. Tak jak dzielic kobiety, na te ” zmyslowe i kobiece” i „waskouste intelektualistki” jest niezbyt pozytywnym uproszczeniem tego, w jaki sposob mezczyzni postrzegaja kobiety.
Pozdrawiam serdecznie
Ania
Alex pisze o Second Life: „Ośmielam się zaryzykować, że nie ma tam osób pokroju mnie (i jeszcze innych znanych mi, które osiągnęły w zyciu znacznie więcej ode mnie), tacy ludzie mają o wiele bardziej interesujące opcje w tzw. świecie realnym.”
Kiedyś gdzieś usłyszałem albo może nawet sam wygłosiłem opinię, że Second Life wciąga tych, którzy nie mają First Life. Jak każde uogólnienie, stwierdzenie to może wydać się niektórym osobom krzywdzące, jednak moim zdaniem w wielu przypadkach ucieczka w świat wirtualny jest właśnie ucieczką przed wyzwaniami i możliwościami, jakie oferuje świat realny.
Aleksandra Mroczkowska pisze: „Mężczyznom życzę wielu mądrych kobiet, które uświadomią im, że wcale nie są prostą maszyną posiadającą jeden program o nazwie: uroda.”
Dla równowagi dołączyłbym do tych życzeń, życzenia dla kobiet, aby spotkały mądrych mężczyzn, którzy uświadomią im, że faceci też dysponują więcej niż jednym programem. :-)
@Krzys: piszesz że dbanie o ciało podnosi poczucie własnej wartości argumentując to poziomem endorfin podczas wysiłku fizycznego.
Rzeczywiście poziom endorfin i poczucie zadowolenia jest jakby wyższe od kiedy zaczęłam codziennie pływać. Czy to wpłynęło na moje poczucie wartości? Nie, a przynajmniej nie zauważyłam by to miało miejsce.
Zresztą czy to co jest przyjemne musi od razu podnosić poczucie wartości? Takie narkotyki np. są przyjemne, czujemy się po nich „happy”, ale raczej niewielu osobom ich „przyjmowanie” do organizmu zwiększa poczucie wartości (mówię o dorosłych ludziach).
A jeśli „dbanie o siebie” to nie tylko wysiłek fizyczny i chemiczne zmiany w mózgu z nim związane, to czy kupno sukienki lub nowych butów ma mi podnosić poczucie wartości? też raczej nie może. Czy solarium i opalona skóra ma powodować że będę się czuła bardziej wartościowa? Dla mnie to śmieszne (i pewnie dlatego jestem taka blada).
Rozumiem, że dla niektórych samo poczucie szczęścia (wywołane naturalnie lub sztucznie) będzie elementem poczucia wartości. Ładna sylwetka i fajne ciuchy również. Ale uogólnianie tego na wszystkich to zdecydowanie przegięcie.
tym razem i ja niestety „czepiłam” się niepotrzebnie. Krzys nie uogólniał, zaznaczył tylko że zadbane ciało może być źródłem poczucia wartości. Przepraszam.
Dla mnie moje ciało nie jest źródłem kompleksów ale i nie jest źródłem poczucia wartości.
Dbanie o sylwetkę mogłoby poprawić moje poczucie wartości gdybym uznała że to codzienne pływanie to jakieś osiągnięcie. ;-). Osiągnięciem dla mnie to nie jest żadnym. Natomiast to, że udało mi się postawić firmę na nogi – jak najbardziej :-).
stopaprocentowa,
Akceptuje Twój pogląd, będę się trzymał przy swoim :)
stopaprocentowa pisze: „Dbanie o sylwetkę mogłoby poprawić moje poczucie wartości gdybym uznała że to codzienne pływanie to jakieś osiągnięcie. Osiągnięciem dla mnie to nie jest żadnym. Natomiast to, że udało mi się postawić firmę na nogi – jak najbardziej.”
Osiągnięciem jest to, że pływasz codziennie. Sam akt dbania o siebie jest tu istotny, a nie rezultat tego dbania, który stanowi niejako efekt uboczny. Z moich basenowych obserwacji wynika, że stosunkowo niewielki odsetek ludzi jest w stanie robić coś regularnie, w zdyscyplinowany sposób i Ty się do nich zaliczasz. A postawienie firmy na nogi jest moim zdaniem kolejnym wynikiem tego Twojego zdyscyplinowanego podejścia.
nie pływałabym codziennie, gdyby mi to nie dodawało energii i tego nieco narkotycznego poczucia „szczęścia” :-). Systematyczność jest tu tylko efektem ubocznym robienia czegoś co mi sprawia przyjemność. To tak jak systematyczność w piciu kawy – jeśli Ci smakuje to jej picia nie traktujesz jak swojej zasługi ;-)
stopaprocentowa pisze: „Systematyczność jest tu tylko efektem ubocznym robienia czegoś co mi sprawia przyjemność.”
Bardzo fajnie, że tak do tego podchodzisz. Natomiast ja wykombinowałem sobie filozofię „wielokierunkowego czerpania satysfakcji” (niniejszym zastrzegam to sformułowanie jako swoje). Systematycznie chodzę na basen, więc:
1) Cieszę się, że stać mnie na dyscyplinę porannego wstawania w sobotę i niedzielę.
2) Cieszę się, że idę pieszo na basen, wdychając świeże powietrze.
3) Cieszę się, że doskonalę swoje umiejętności pływackie i kondycję fizyczną (choć ostatnio lekarz zalecił mi ograniczenie pływania stylem klasycznym, więc „katuję się” kraulem).
4) Cieszę się, jeżeli uda mi się zmobilizować do pójścia ze mną na basen kogoś z mojej rodziny lub z kręgu moich znajomych.
Dzięki temu mam co najmniej 4 powody do radości w tym samym czasie :!:
Greg, Krzyś
dopiero teraz mogłam przeczytać kolejne komentarze na tym blogu. Właściwie tak na gorąco nie bardzo wiem, jak się do tego ustosunkować i czy w ogóle jest to potrzebne. Nie chciałabym jednak, abyście mieli poczucie, ze zignorowałam te ważne Wasze komentarze dotyczące sposobów komentowania.
Tak naprawdę mam poczucie, że ta chwilowa burza w szklance wody może być cennym doświadczeniem wynikającym z tego bloga. Ja jestem otwarta na dyskusje, także i o tym, w jaki sposób czasem komentuję, co niektórych drażni i ma prawo drażnić. Ale to z pewnością nie w tym miejscu powinna się taka dyskusja znaleźć. Może Alex kiedyś napisze post o sposobach komunikowania – także w odniesieniu do komentowania, wtedy wszyscy – i ja i inni blogowicze będą mogli przyjrzeć się swojemu stylowi komentowania i zarazem komunikowania na tym blogu. I zrobić kolejny krok w kierunku lepszej komunikacji.
Greg,
a teraz konkretnie do Twojego komentarza:
napisałeś: Ty napisałaś cały komentarz piętnujący (nie wiem czy to dobre słowo) uzycie w tym zdaniu słowa “nam”. Oczywiście że to jest pewne generalizowanie, ale czy aż tak drastyczne żeby to wytłuścić? Czy mogłabyś wyjaśnić mi czemu tak bardzo Ci to przeszkadzało?
Przejrzałam jednak komentarze w górę sprowokowana tą wypowiedzią . Piętnowanie? Co masz na myśli? Czy piętnowaniem jest wyrażanie sprzeciwu? Gdzie zrobiłam wytłuszczenia w tym zakresie, ze się na nie powołujesz? Nie znalazłam, widziałam, ze Tes Teq wytłuścił swoją wypowiedź, ja nie znalazłam wytłuszczeń w swoich komentarzach w takim kontekście jaki przywołujesz.
Co do pytania – rozumiem, że pytasz o to, czemu tak bardzo mi przeszkadza, gdy ktoś zamiast pisać „ja” „znajomi mi ludzie” pisze „my wszyscy?” , „nam facetom”, „wam kobietom”… Jeśli o to pytasz (a nie jest to dla mnie jasne), to odpowiadam pytaniem, które już tu gdzieś padało: Co uprawnia jednego człowieka do wypowiadania się w imieniu wszystkich?
Nawiasem mówiąc to kiedyś było domeną przywódców, że wiedzieli czego naród chce, a czego nie chce, nie pytając narodu, ale te czasy przynajmniej u nas w kraju mamy mniej więcej za sobą. Takie same rzeczy dzieją się w zespołach pracowniczych, gdy jedna osoba wypowiada się za wszystkich, a potem okazuje się, ze nie konsultowała tego z zespołem. Jest wiele takich nadużyć wynikających z przyznawania sobie prawa do wypowiadania się w imieniu szerokiej grupy na podstawie tylko własnego doświadczenia czy wąskich obserwacji.
Wielokrotnie w swojej codziennej pracy z zespołem doświadczam czy doświadczałam utrudnień czy problemów wynikających z braku precyzji w komunikacji. Czasem skutkowało to marnacją czasu, niekiedy większymi stratami czy nieporozumieniami. Podobnie rzecz się ma z uogólnieniami, wnioskowaniem o ogóle na podstawie szczegółu czy brakiem (niestety w biznesie także) odpowiedzialności za słowa.
Skoro uczymy się wielu nowych rzeczy w odniesieniu do biznesu, to moim zdaniem nie ma powodu być mniej precyzyjnym w tematach pozabiznesowych.
Pozdrawiam
Witam,
Po przeczytaniu głównego tekstu oraz Waszych wypowiedzi mam następujące
refleksje:
1. I czuję i uważam się za atrakcyjna kobietę, z którą dodatkowo można na różne tematy porozmawiać. Czasami chodzę w szpilkach, obcisłych spodniach i umalowana, co nie przeszkadza mi pójść na kilku-kilometrowy spacer. Czasami też wkładam sportowy strój i buty mając do tego pomalowane paznokcie i delikatny makijaż. I nie przeszkadza mi to zwiedzać nocą zamku, bo nikt w ciemnościach nie zobaczy mojego makijażu
Lubię dbać o siebie i o swoje ciało i sprawa mi to dużą przyjemność. Nie znaczy to jednak, że przed przysłowiowym „wyjściem” spędzam przed lustrem kilka godzin.
2. Dobrze się czuje, gdy mężczyźni zwracają na mnie uwagę, ale ani nie mam wpływu na to, co się, jakiemu Panu spodoba (szpilki czy dresy ) ani nie ubieram się pod kogokolwiek.
I tak, przy zawiązywaniu jakikolwiek znajomości przecież decydują o tym obie strony a nie chęć „namolnego Pana”.
3.Atrakcyjność i inteligencja są interesujące jak mówią niektórzy Panowie. Inni zwyczajnie boją się takich kobiet. I dobrze, im większa szczerość tym lepiej, szybciej wiemy czy relacja z daną osobą jest dla nas, czy nie.
Serdecznie pozdrawiam
Katarzyna Latek
Katarzyno
Atrakcyjność i inteligencja u partnera/partnerki są jak dobry sportowy samochód: można szybko i daleko zajechać, trzeba tylko umieć się z tym obchodzić :-)
Niektórzy za rzadko siadają za kierownicą i dlatego się boją.
Pozdrawiam
Alex
Witam serdecznie
Do wszystkich
Nie będę opisywał wszystkich komentarzy jakie przeczytałem, gdyż zajęłoby to bardzo dużo czasu. Chciałbym jednak nawiązać do tej kwestii z wyglądem zewnętrznym – ale nie tylko o wygląd zewnętrzny i uprawianie jakiegoś sportu mi chodzi. Myślę, że jest to o wiele szerszy aspekt, jednakże na tym aspekcie się znam, więc pozwolę sobie dodać słówko.
Wielu z nas nie dostrzega pewnej bardzo prostej zasady (sam jej przez wiele lat nie dostrzegałem), która mówi: „The journey’s what brings us happiness, not the destination”. Oczywiście potrzebujemy zwycięstw i efektów bo one nam mówią czy robimy postępy. Tymi zwycięstwami, medalami itd itp karmimy nasze ego – nie ma nic w tym złego. Z drugiej strony jeśli za bardzo się na to „ego” nastawimy kiedy przyjdzie moment, że zaczniemy doznawać porażek (nikt nie jest doskonały i nie zawsze wygrywa i odnosi sukcesy) to nagle się okaże, że wcale nie jesteśmy tacy silni jak nam się wydawało. Wydaje mi się, że stoimy okrakiem pomiędzy „mieć” a „być” i każdy z nas powinien sam wybrać w jakich proporcjach co wybrać. Niestety kultura nazwę ją konsumpcyjną każe nam gonić za mieć…mieć ładny „kaloryfer na brzuchu” ; „świetny samochód” (najlepiej lepszy od sąsiada) itd – nakręcanie wyścigu szczurów we wszystkich aspektach życia.
Więc chodzimy na siłownie, baseny, uprawiamy różnego rodzaju sporty – katujemy swoje ciała, żeby gonić i mieć coś lepszego i ładniejszego.
Jeśli mogę mówić za siebie to najlepiej jeśli dotknę tematu sportu.
od ponad 10 lat ćwiczę różnego rodzaju wschodnie sztuki walk – to jedno z moich pasji. Od około 7 zacząłem ćwiczyć Judo i Aikido. Z jednej strony nie różnią się zbytnio gdyż pochodzą z tej samej rodziny (Jujitsu) z drugiej strony w jednej występuje dość silnie element rywalizacji (Judo – zawody) w drugim go brak (Aikido).
Zauważyłem w sobie pewną różnicę. Mianowicie kiedy goniłem w Judo za medalami, dyplomami, wynikami odczuwałem dość dużą frustrację kiedy zostałem pokonany i nie osiągnąłem tego co chciałem osiągnąć – do pewnego stopnia było to nawet mobilizujące do większego wysiłku. Pod warunkiem, że tych porażek nie zebrało się tyle, że zaczynałem wątpić w swoje umiejętności.
A ćwiczyłem bardzo dużo i sumiennie (nawet mając rękę w gipsie) i fakt, że wysiłek fizyczny dostarcza endorfin wcale mojego nastawienia i poczucia spełnienia nie poprawiał.
Z drugiej strony było Aikido – bez zawodów, bez rywalizacji. Czysta ruchowa ekspresja tego co wewnątrz. Za niczym nie goniłem, nie miałem rywali itd.
To mi uświadomiło jak wiele, w tym wewnętrzne poczucie naszego szczęścia, zależy od naszego wewnętrznego nastawienia.
Tutaj przytoczę co napisał TesTeq:
„Witam serdecznie
Do wszystkich
Nie będę opisywał wszystkich komentarzy jakie przeczytałem, gdyż zajęłoby to bardzo dużo czasu. Chciałbym jednak nawiązać do tej kwestii z wyglądem zewnętrznym – ale nie tylko o wygląd zewnętrzny i uprawianie jakiegoś sportu mi chodzi. Myślę, że jest to o wiele szerszy aspekt, jednakże na tym aspekcie się znam, więc pozwolę sobie dodać słówko.
Wielu z nas nie dostrzega pewnej bardzo prostej zasady (sam jej przez wiele lat nie dostrzegałem), która mówi: „The journey’s what brings us happiness, not the destination”. Oczywiście potrzebujemy zwycięstw i efektów bo one nam mówią czy robimy postępy. Tymi zwycięstwami, medalami itd itp karmimy nasze ego – nie ma nic w tym złego. Z drugiej strony jeśli za bardzo się na to „ego” nastawimy kiedy przyjdzie moment, że zaczniemy doznawać porażek (nikt nie jest doskonały i nie zawsze wygrywa i odnosi sukcesy) to nagle się okaże, że wcale nie jesteśmy tacy silni jak nam się wydawało. Wydaje mi się, że stoimy okrakiem pomiędzy „mieć” a „być” i każdy z nas powinien sam wybrać w jakich proporcjach co wybrać. Niestety kultura nazwę ją konsumpcyjną każe nam gonić za mieć…mieć ładny „kaloryfer na brzuchu” ; „świetny samochód” (najlepiej lepszy od sąsiada) itd – nakręcanie wyścigu szczurów we wszystkich aspektach życia.
Więc chodzimy na siłownie, baseny, uprawiamy różnego rodzaju sporty – katujemy swoje ciała, żeby gonić i mieć coś lepszego i ładniejszego.
Jeśli mogę mówić za siebie to najlepiej jeśli dotknę tematu sportu.
od ponad 10 lat ćwiczę różnego rodzaju wschodnie sztuki walk – to jedno z moich pasji. Od około 7 zacząłem ćwiczyć Judo i Aikido. Z jednej strony nie różnią się zbytnio gdyż pochodzą z tej samej rodziny (Jujitsu) z drugiej strony w jednej występuje dość silnie element rywalizacji (Judo – zawody) w drugim go brak (Aikido).
Zauważyłem w sobie pewną różnicę. Mianowicie kiedy goniłem w Judo za medalami, dyplomami, wynikami odczuwałem dość dużą frustrację kiedy zostałem pokonany i nie osiągnąłem tego co chciałem osiągnąć – do pewnego stopnia było to nawet mobilizujące do większego wysiłku. Pod warunkiem, że tych porażek nie zebrało się tyle, że zaczynałem wątpić w swoje umiejętności.
A ćwiczyłem bardzo dużo i sumiennie (nawet mając rękę w gipsie) i fakt, że wysiłek fizyczny dostarcza endorfin wcale mojego nastawienia i poczucia spełnienia nie poprawiał.
Z drugiej strony było Aikido – bez zawodów, bez rywalizacji. Czysta ruchowa ekspresja tego co wewnątrz. Za niczym nie goniłem, nie miałem rywali itd.
To mi uświadomiło jak wiele, w tym wewnętrzne poczucie naszego szczęścia, zależy od naszego wewnętrznego nastawienia.
Tutaj przytoczę co napisał TesTeq:
„1) Cieszę się, że stać mnie na dyscyplinę porannego wstawania w sobotę i niedzielę.
2) Cieszę się, że idę pieszo na basen, wdychając świeże powietrze.
3) Cieszę się, że doskonalę swoje umiejętności pływackie i kondycję fizyczną (choć ostatnio lekarz zalecił mi ograniczenie pływania stylem klasycznym, więc “katuję się” kraulem).
4) Cieszę się, jeżeli uda mi się zmobilizować do pójścia ze mną na basen kogoś z mojej rodziny lub z kręgu moich znajomych.
Dzięki temu mam co najmniej 4 powody do radości w tym samym czasie :!: ”
To jest właśnie ta „Journey”, którą odbywasz idąc na basen…a efekt pływania….to już jest produkt uboczny :)
Stopaprocentowa:
„Systematyczność jest tu tylko efektem ubocznym robienia czegoś co mi sprawia przyjemność. ”
Ważniejsze jest nie to co masz (ładne wysportowane ciało), ale to kim się stajesz (systematyczność)….robiąc to i owo. Myślę, że ta Twoja systematyczność sprawia, że stajesz się szczęśliwsza, a piękne ciało to tak naprawdę efekt uboczny pływania. To jest moje subiektywne rozumienie tej sprawy – w taki sposób tłumaczę sobie fakt, że mam ładne smukłe ciało. Jest to efekt uboczny treningów, które uwielbiam, a fakt że je uwielbiam wyrabia we mnie systematyczność. Pozytywnie zamknięte koło :)
Z poczuciem własnej wartości jest podobnie, to znaczy, jakie ono będzie w głównej mierze zależy od nas samych – od sposobu jak siebie widzimy.
Mam nadzieje, że nie odbiegłem od tematu za bardzo.
Pozdrawiam serdecznie
Marcin
Coś się mi pokopało, chyba wkleiłem niechcący początek tekstu dwukrotnie.
Pozdrawiam :P :)
A propos atrakcyjności, opakowania, itp.
Ostatnimi dość długimi czasy nie wykonuję pracy zawodowej, skutkiem czego nie mam przymusu zakładania jakiegoś szczególnie dbałego biznesowego stroju.
Z moim kochaniem rzadko gdzieś wychodzimy, więc ten aspekt staranniejszego ubrania się też odpada.
Jeśli wychodzimy to na rower, spacer lub jogging, w takich rodzajach aktywności szpilki i spódniczka odpadają (jak również makijaż).
Kiedyś był w moim życiu taki czas, że bez makijażu nie wyszłabym do kiosku po gazetę, cieszę się,
że mam już ten etap za sobą;)
No i jeśli raz na tzw. ruski rok przydarza się na jakaś uroczysta kolacja czy też prywatka u znajomych, ja starannie się maluje i ubieram. Pytam Go wtedy czy ładnie wyglądam, słyszę nieodmiennie,
że zawsze ładnie wyglądam.
I nie jest to bynajmniej wyuczony chwyt (no, może troszeczkę).
Ale, że nie do końca świadczą momenty, kiedy mówi mi po prostu sam z siebie, że wyglądam danego dnia wyjątkowo atrakcyjnie. I nie są to dni owego starannego przygotowania.
Nie mam makijażu, jestem w dresie, wydawałoby się, jak zawsze. Zastanowiwszy się głębiej, dochodzę do wniosku, że są to dni, kiedy się uśmiecham, mam doskonały nastrój, wszystko mi się udaje i generalnie jestem z siebie zadowolona. Zadowolenie może być wynikiem bardzo różnych dokonań, czy to zrobienia starannego peelingu i maseczki (wówczas wpływ na urodę może i jakiś jest, chociaż po jednorazowym zrywie – nie jestem pewna tak do końca), czy to udanej wycieczki rowerowej, czy to nawet umycia okien, które już bardzo tego umycia wymagały (wówczas wpływ na urodę żaden jest, by nie rzec ujemny).
On zauważa po prostu mój dobry nastrój i uśmiech i to Mu wystarczy by uznać, że jestem atrakcyjna.
Miałam kiedyś koleżankę, która zwykła mawiać: „Kaśka, ja jestem zachwycona rutyną, tym, że siedzimy sobie z moim facetem wieczorem, ja jestem w dresie, coś oglądam w TV, on jest w dresie, coś sobie czyta i mimo, że nie rozmawiamy nawet, ja cały czas mam poczucie, że jestem dla niego tą jedną jedyną… Utwierdzają mnie w tym przeświadczeniu co jakiś czas rzucane ukradkowe pełne czułości spojrzenia. ”
Pozdrawiam serdecznie
Kasia
Marcin
Piszesz: „“The journey’s what brings us happiness, not the destination”.
Nie do końca podzielam ten pogląd, który uważam za zbyt uproszczony. Są dziedziny, w których „podróż” przynosi nam szczęście, śą takie, kiedy wolimy ją skrócić na korzyść rezultatu końcowego.
Przynajmniej ja tak działam
Kasiu
Podzielam Twój punkt widzenia. Pozwolę sobie tylko skomentować wypowiedź Twojej koleżanki:
„ja jestem zachwycona rutyną, tym, że siedzimy sobie z moim facetem wieczorem, ja jestem w dresie, coś oglądam w TV, on jest w dresie, coś sobie czyta i mimo, że nie rozmawiamy nawet, ja cały czas mam poczucie, że jestem dla niego tą jedną jedyną… Utwierdzają mnie w tym przeświadczeniu co jakiś czas rzucane ukradkowe pełne czułości spojrzenia.”
To mi wygląda na relację, w której niezbyt wiele się dzieje a komunikacja ograniczona jest do ukradkowych spojrzeń. Czy ci ludzie mają po 80 lat?? Zdaję sobie sprawę, że niektórzy marzą o takim czymś, dla mnie byłby to horror. Tak ma wyglądać spędzanie życia we dwoje???
Jeśli ktoś w takiej sytuacji prosiłby mnie o radę, to byłaby ona prosta: „Wyłącz ten telewizor i zdejmij oba dresy… „ :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witajcie :)
Alex:
Przemyślałem to co napisałeś. W tym co piszesz jest sporo racji. Zastanawia mnie jednak czy w tym przypadku uzyskiwanie szybkiego rezultatu końcowego nie jest wynikiem tego, że ktoś nie wykorzystał optymalnie danego mu czasu. I w tym momencie potrzebuje Ciebie abyś pilnie ugasił jakiś powstały pożar i uzyskał szybko końcowy rezultat. Ciekawi mnie również czy możliwe jest uzyskanie jakiejś ważnej zmiany poprzez szybkie zdecydowane działanie (terapię szokową) czy też raczej jest to wolniejszy proces?. Na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że był to w 90% proces, czasami krótszy, czasami dłuższy, ale zawsze proces przechodzenia z jednego punktu do drugiego. Jak to wygląda Alex z Twojej strony?.
Myślę, że oboje mamy rację, tylko, że życie jest bardzo różne i kolorowe i każda sytuacja jest inna i wymaga innych środków do jej rozwiązania. Trzeba się zastanowić jaki środek w jakich okolicznościach użyć.
Znalazłem ciekawy artykuł poniekąd traktujący o tych naszych dywagacjach:
http://www.charaktery.eu/artykuly/Po-co-zyje/483/I-badz-tu-madry/
Pozdrawiam serdecznie
Marcin
Marcin
Możesz być tak miły i wesprzeć mnie w znalezieniu punktu odniesienia do zdań 2-6 Twojego komentarza?
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam :)
Alex hmm…chyba sam za bardzo chciałem coś sobie utrudnić w głowie. Nie ma znaczenia przecież czy do pewnych konkluzji, wniosków dochodzimy „na szybko” i od razu wprowadzamy efekty przemyśleń w życie, czy też zajmuje nam to trochę czasu, zanim ujrzymy rozwiązanie.
Mea Culpa :). Na drugi raz zanim coś napiszę to przemyślę dwa razy to co ktoś napisał.
Rozumiem już wszystko, nie ma sensu nic już komplikować :).
Wiam serdecznie :)
Alex chyba coś za bardzo chciałem sobie utrudnić życie. Mało precyzyjnie się wypowiedziałem…Mea Culpa.
Pytanie jest przeze mnie bezsensownie postawione. Nie ma znaczenia czy dochodzimy poprzez dłuższą refleksję do pewnych rozwiązań czy też na szybko. Ważne, że to rozwiązanie znajdujemy. Kiedy mamy czas na rozmyślania to fajnie, jeśli czas nas goni to trzeba działać szybko i stanowczo.
Pozdrawiam serdecznie
Marcin
Witajcie,
podzielę się z Wami krótką historią, ponieważ ciekawa jestem Waszej opinii (głównie męskiej części czytelników, choć kobiecy punkt widzenia również chętnie przeanalizuję).
Otóż mam bardzo dobry kontakt z pewnym znajomym od jakiegoś czasu (widujemy się regularnie w większym gronie) i po paru rozmowach stwierdził:
„Pierwszy raz zdarza mi się, że podziwiam dziewczynę za wielki intelekt, a jest dla mnie kompletnie aseksualna”.
Oczywiście dopytałam na wszelki wypadek czy uważa mnie za mało atrakcyjną ;)
Potwierdził moją atrakcyjność, więc mu podziękowałam za szczerość oraz zapowiedziałam początek ciekawej znajomości na stopie koleżeńskiej.
Następnego dnia podczas tłumnego rozgrzewania głosu (przed próbą), które trwało około pół godziny, cały czas mnie obserwował. Znajoma stwierdziła na podstawie własnych obserwacji, że wpadłam mu mocno w oko.
Co to może znaczyć? Interesuje mnie to głównie z psychologicznego punktu widzenia. Mam wielką nadzieję, że nie potwierdzicie tezy, iż znajomy udawał z aseksualnością. Jeśli tak, to zwątpię już całkiem w możliwość zaprzyjaźnienia się z osobą płci przeciwnej :)
P.s.: wybaczcie zbaczanie z głównego tematu. Jest to jednak temat, który mnie co raz częściej nurtuje i nieco przeszkadza w codziennych działaniach. Mam nadzieję pozbyć się tejże myśli jak najszybciej, po jej uprzednim dokładnym przeanalizowaniu.
Pozdrawiam ciepło z chłodnej stolicy, Agnieszka.
Agnieszka,
Moim zdaniem: albo, albo….
albo gość ściemnia i taki tekst jest elementem „podchodów”, zdobycia cię przez demonstrację, że dla niego ważniejsze to kim jesteś niż jak wyglądasz (co wcale nie świadczy, że w rzeczywistości nie jest odwrotnie, a jedynie o tym, że stara się dopasować do twoich potrzeb),
albo facet jest faktycznie zainteresowany twoją osobowością z „naukowego” punktu widzenia t.j. faktycznie interesują go ludzie, ich zachowania, poglądy. W takim wypadku mało prawdopodobne byś była jedynym obiektem zainteresowania.
Trudno na podstawie twojego subiektywnego i wyrywkowego opisu jednoznacznie ocenić gościa. Zaryzykuje stwierdzenie, że w istocie nieważne co inni o tej sytuacji myślą i dlaczego facet tak się zachowuje – ważne jak ty się z tym czujesz :-)
Powodzenia!
Kuba Mendys, dziękuję za komentarz.
„Trudno na podstawie twojego subiektywnego i wyrywkowego opisu jednoznacznie ocenić gościa.”
Trudno, żeby to były „obiektywne” opisy. W rzeczywistości każdy opis jest subiektywny;)
„Zaryzykuje stwierdzenie, że w istocie nieważne co inni o tej sytuacji myślą i dlaczego facet tak się zachowuje – ważne jak ty się z tym czujesz.”
Kuba, właśnie sęk w tym, że staram się coś co mnie interesuje zgłębić najbardziej jak to jest tylko możliwe. Stąd przytoczona historia. Intrygują mnie ludzie z zagadką. Zagadki się rozwiązuje, nieprawdaż? :)
A czuje się poirytowana. Stawiam na szczerość (zakładam zawsze na początku znajomości, że osoba z którą mam do czynienia jest prawdomówna), stąd moje zdziwienie spowodowane zachowaniem osoby przez mnie opisanej. Elementy nie tworzą logicznej całości. Zawsze istnieje przyczyna danego działania.
Po drugie, staram się od wielu lat zgłębić przynajmniej część psychiki ludzkiej, zwłaszcza męskiej, by lepiej zrozumieć otaczające nas środowisko.
Pozdrawiam, Agnieszka.
Agnieszka,
Jeśli dobrze pamiętam kiedyś, dawno, dawno temu Alex pisał o sposobach uwodzenia kobiet. Niestety nie udało mi się znaleźć tego postu – może Alex podeśle stosowny link (jeśli dobrze pamiętam jego wypowiedź była na forum modelarskim).
Najbardziej skuteczna z metod tam wymienionych polega na wsparciu kobiety „w rozwijaniu skrzydeł”, budowaniu jej wewnętrznego poczucia wartości itp. Część zachowań kolegi wskazuje na wybór tej właśnie metody.
Powodzenia w zgłębianiu tajników męskiej psychiki.
Pozdrawiam,
Kuba
Agnieszko
Jeżeli facet mówi Ci:
„Pierwszy raz zdarza mi się, że podziwiam dziewczynę za wielki intelekt, a jest dla mnie kompletnie aseksualna”
to może oznaczać kilka rzeczy:
1) właśnie zanika mu popęd seksualny (zdarza się, nie Twój problem :-))
2) może jest zafiksowany seksualnie na jakiś bardzo nietypowy rodzaj kobiet (np. 150kg, 2 m wzrostu)
3) może jest gejem
4) może się bać Twojej seksualności i na wszelki wypadek, aby nie być z nią praktycznie skonfrontowany mówi takie rzeczy (zdarza się częściej niż przypuszczasz)
5) może chciał, abyś poczuła się mniej wartościowa niż jesteś, aby potem „zrobić Ci łaskę”, że Cie będzie chciał. To jest bardzo idiotyczna metoda stosowana przez różnych cieniasów. Panie, nie dajcie się na to nabrać!!!! Jeżeli odkryjecie coś takiego to kopa w cztery litery!!!
Inna sprawa, to poruszona przez Ciebie kwestia zaprzyjaźnienia się z osobą płci przeciwnej, przy jednocześnie pełnej świadomości zarówno seksualności własnej, jak i tej drugiej osoby. Dlaczego te dwie rzeczy miałyby się wykluczać? Chętnie wystartuję osobny post na ten temat, jeśli będzie zainteresowanie :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Kuba
Nie pisałem o uwodzeniu (czego jestem przeciwnikiem), lecz o podrywaniu (czego jestem gorącym zwolennikiem :-))
Post jest tutaj: http://alexba.eu/2007-03-18/rozwoj-kariera-praca/typowe-strategie-podrywania/
Jeżeli ten kolega w ten sposób buduje poczucie własnej wartości kobiety (mówiąc, że jest kompletnie aseksualna), to ja jestem wiesz kto :-)
Pozdrawiam
Alex
Kuba Mendys, z reguły nie jestem za budowaniem poczucia wartości w ten sposób, jeśli jednak część mężczyzn to stosuje i jakaś część (strzelam w ciemno, że większość) kobiet to pochwala, to nie zamierzam temu zapobiegać, ale trzymam się z dala od tego typu zachowań.
Alex, najpierw odniosę się do paru punktów, póki jeszcze mogę*:
„zanika popęd, lubi nietypowe kobiety, jest gejem”
Być może, nie „wnikam”…
„może się bać Twojej seksualności i na wszelki wypadek, aby nie być z nią praktycznie skonfrontowany mówi takie rzeczy”
Nie zamierzam mu upraszczać sprawy. Mimo, że mi się nie podoba zamierzam trochę „podrażnić się” nim/z nim (poczułam się jednak nieco urażona). Ciekawe co z tego wyjdzie? :)
„może chciał, abyś poczuła się mniej wartościowa niż jesteś, aby potem “zrobić Ci łaskę”, że Cie będzie chciał.”
To samo co wyżej. + Na szczęście nie ma wpływu na moje poczucie wartości. (zresztą jak większość świata, z drobnymi wyjątkami).
A jak pisałeś: „Panie, nie dajcie się na to nabrać!”. Prawdopodobnie jest to główne wytłumaczenie jego zachowania.
*Mięśnie brzucha bolą. A na koniec: dziękuję bardzo za ogromną dawkę śmiechu. Czytając kolejno punkty: 1), 2), 3) i 4) popłakałam się prawie ze śmiechu, bardzo lubię nazywanie rzeczy po imieniu, tzw. „prosto z mostu” :) :)
To było bardzo dobre uczucie. Życzę Wam wszystkim również tak miłych przerywników w ciągu dnia, które poprawiają humor na wiele godzin. Już dawno tak się nie uśmiałam, a równocześnie uzyskałam parę rozwiązań. Na pewno jedno z nich jest tym odpowiednim.
Pozdrawiam, Agnieszka.
P.s.: „Inna sprawa, to poruszona przez Ciebie kwestia zaprzyjaźnienia się z osobą płci przeciwnej, przy jednocześnie pełnej świadomości zarówno seksualności własnej, jak i tej drugiej osoby. Dlaczego te dwie rzeczy miałyby się wykluczać? Chętnie wystartuję osobny post na ten temat, jeśli będzie zainteresowanie :-)”
Mówię za siebie: z mojej strony jest zainteresowanie.
Go on! :)
Pozdrawiam, Agnieszka.
Agnieszka:
Zamiast dopatrywać się ukrytych (lub też złych) intencji warto czerpać z tej znajomości póki służy ona obu stronom. Jeśli którejś przestaje to albo fix it albo leave it. W przeciwnym wypadku zrobi się z tego telenowela, która się będzie dłuuużyć i dostarczać jakiś dziwnych emocji… a po co, skoro relacje międzyludzkie są z natury oparte o bardzo prostą zasadę – mają służyć obu stronom :)
PS: Ja też czasem przypatruję się różnym znanym mi i nieznanym ludziom niezależnie od płci – nie ma to nic wspólnego z tym czy ktoś mi „wpadł w oko” czy nie. Po prostu lubię obserwować :)
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Agnieszka Ryczko pisze: „Nie zamierzam mu upraszczać sprawy. Mimo, że mi się nie podoba zamierzam trochę 'podrażnić się’ nim/z nim (poczułam się jednak nieco urażona). Ciekawe co z tego wyjdzie?”
Po co? Bawi Cię instrumentalne traktowanie ludzi? Warto na to tracić czas?
Pytasz, co z tego wyjdzie? Jeśli Twoim celem jest eksperyment, to nie spodziewam się niczego smacznego.
Moim zdaniem warto sobie zadawać pytanie „po co?” i szukać na nie szczerej odpowiedzi.
Agnieszko,
Daj sobie spokój z tym facetem. Szkoda na niego i czasu i tych wpisów.
Wartościowi faceci potrafią wyartykułować o co im chodzi i nie potrzeba tu
żadnych zagadek. Ale jeśli lubisz tak spędzać czas, że „rozwiązujesz słowne
zagadki” czyli to , co mówią niektórzy to oczywiście masz do tego pełne prawo.
Niektórzy faceci tylko tak potrafią funkcjonować, na niepowiedzeniach, na niejasnych
zadaniach i słowach, jednym słowem na DOMYSŁACH.
To oczywiście moja refleksja w oparciu o te kilka zdań, które napisałaś.
pozdrawiam ciepło
Katarzyna Latek
Orest Tabaka, TesTeq i Katarzyno Latek:
Rzeczywiście warto przynajmniej zastanowić się „po co” tracić czas. Bynajmniej minęłam się z przeznaczeniem, lubię zgłębiać mechanizm działania ludzkiej psychiki i prawdopodobnie mogłabym studiować psychologię ;)
Katarzyno Latek, przypominam, że opisywałam relacje koleżeńskie i zaintrygowało mnie to zróżnicowane zachowanie. Nie jestem zwolenniczką gier, wolę gdy są jasne sytuacje, stąd moja dociekliwość.
Pozdrawiam, Agnieszka.
Jestem kolejną osobą zainteresowaną nowym postem i zdaniem innych czytelników. Może wymiana naszych doświadczeń pozwoli nam lepiej zrozumieć drugą stronę. Może są jakieś częste zachowania, którymi próbujemy coś przekazać albo coś pod nimi ukryć? Co nam się wydaje oczywiste a wcale takie nie jest dla drugiej osoby?
Pozdrawiam
Witam Wszystkich serdecznie,
Chciałabym się podzielić z Wami moimi spostrzeżeniami:
1.Przyjaźń przy pełnej świadomości seksualności (własnej i osoby, z którą się przyjaźnimy). Z moich doświadczeń wynika, że taka przyjaźń jest bardzo trudna. Niestety nie udało mi się jak do tej pory zbudować z mężczyzną relacji opartych tylko i wyłącznie na wzajemnej fascynacji intelektualnej, wymianie doświadczeń i spostrzeżeń, czy zwyczajnego cieszenia się własnym towarzystwem. W pewnym momencie okazywało się bowiem, że staję się dla tej drugiej osoby atrakcyjna również i fizycznie. Na tyle mocno, że odczuwała ona potrzebę skierowania naszej znajomości na tory bardziej intymne. Lub też znacznie gorzej – stawałam się obiektem głębszych uczuć z czym bardzo trudno było mi sobie poradzić. Nie było więc mowy o tworzeniu choćby podwalin przyjaźni w takim sensie, jakim ja to pojęcie rozumiem.
2.Ubiór. Nie traktuję dbania o siebie, czy ubioru jako celu samego w sobie. Nie są to rzeczy najważniejsze w moim życiu, jednak mają znaczny wpływ na postrzeganie osób, z którymi przebywam. W odniesieniu do innych – najważniejsza dla mnie jest schludność i czystość. Ciekawie skomponowany ubiór może świadczyć o czyjejś fantazji. Może, ale nie musi. Osobiście (tu będę być może przesadnie szczera) znacznie lepiej czuję się założywszy piękną bieliznę, czy pończochy, mimo że nie widzi tego nikt za wyjątkiem mojego męża. Lubię chodzić w szpilkach, spódnicach, garsonkach. Dresy noszę damskie, nie męskie. Nawet kiedy zakładam dżinsy i podkoszulek, to staram się wyglądać w tym kobieco. To po prostu dla mnie jest miłe. Lubię się czuć atrakcyjna dla samej siebie. Czy jest to wynikiem niskiej samooceny? Sądzę, że nie. W końcu nie wynika to z potrzeby podobania się komukolwiek, tylko z własnej przyjemności. Narcyzm? Być może … jednak z pełną świadomością własnych „niedociągnięć”. I pełną ich akceptacją. Nie zamierzam bowiem walczyć z naturą. A przy tej całej dbałości o siebie (bo lubię) marzę, żeby utaplać się w błocie i zmęczyć niemiłosiernie podczas rajdu samochodów terenowych … :) Każdy ma to co lubi :)
3.Atrakcyjność według definicji Alexa. Zgadzam się i już :) Według mnie jeśli kobieta jest w pewien sposób zakompleksiona, ma problemy w otwartym komunikowaniu własnych potrzeb seksualnych lub wręcz nie wie czego potrzebuje, a nawet czasem nie wie, jak dowiedzieć się czego potrzebuje – to w piękny sposób zakomunikuje to całemu światu własnymi reakcjami. Czasem tak niewinnymi, jak usztywnianie się na dotyk innych ludzi (przytulenie, poklepanie, uścisk dłoni). Czy choćby przyjmowanie komplementów. Nie chcę generalizować, ponieważ dwa powyższe przykłady mogą równie dobrze wynikać z czegoś kompletnie innego. Wracając do tematu, trudno w takiej sytuacji być dla kogoś atrakcyjną :)
4.Homoseksualizm. Nie jestem za jego propagowaniem, tak jak nie jestem za propagowaniem seksu jako takiego. Niesmaczna jest dla mnie parada homoseksualistów w skąpych wdziankach szumnie przetaczająca się przez ulice miasta. Równie niesmaczna byłaby dla mnie parada heteroseksualistów w tym samym wydaniu. Mnie po prostu nie interesuje co robią inni ludzie w łóżku. To są ich osobiste sprawy, nie przez przypadek nazwane intymnymi. Nic mi do tego kto z kim i gdzie. W żaden sposób orientacja seksualna nie wpływa na dokonywany przeze mnie dobór znajomych. A jeśli chodzi o wypowiedź Szymona – idąc tym tropem powinniśmy odrzucić seks oralny, analny, nie mówiąc już o krępowaniu, czy zadawaniu sobie bólu itp., jako niezgodne z naturą i jako takie naganne. A ja się pytam – kto dał mi prawo do decydowania z czego ludzie powinni czerpać radość i rozkosz? Kto mi dał prawo do oceniania ich?
Pozdrawiam serdecznie, dziękując jednocześnie za cierpliwość przy czytaniu tego przydługiego wpisu :)
KasiaM pisze: „Z moich doświadczeń wynika, że taka przyjaźń jest bardzo trudna. Niestety nie udało mi się jak do tej pory zbudować z mężczyzną relacji opartych tylko i wyłącznie na wzajemnej fascynacji intelektualnej, wymianie doświadczeń i spostrzeżeń, czy zwyczajnego cieszenia się własnym towarzystwem.”
Zgadzam się z Tobą. Emocje to zjawisko dynamiczne i bardzo trudno jest zsynchronizować ich natężenie w czasie pomiędzy dwojgiem ludzi.
Kasia M
Witaj na naszym blogu :-)
Czytając punkt 1 Twojej wypowiedzi stwierdziłem, że chyba rzeczywiście muszę napisać post na ten temat :-)
Z całą reszta zgadzam się, szczególnie podobała mi się odpowiedź w punkcie 4 :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam wszystkich, tym bardziej że jest to mój pierwszy tutaj komentarz :) Czytuję Alexie Twojego bloga w ramach nieregularnych sesji (np. niedzielne poranki od siódmej ;)) i zwykle w całości komentarze pod poszczególnymi wpisami.
Chcę na szybko (rowery czekają) zwrócić uwagę na jedną rzecz związaną z Twoim wpisem. Nie należy również popaść w skrajność i owych sugestii kanonów urody płynących „kolorowych obrazków” stosować jako „antyfiltra”. Pomiędzy Jest tyle fantastycznych, “zwyczajnie” wyglądających Pań a „jest tyle fantastycznych i fantastycznie wyglądających Pań” jest czasem tylko cienka linia własnej percepcji ;) Myślę, że warto to podkreślić. Postaram się później przelać na klawiaturę kilka własnych spostrzeżeń i doświadczeń w tej materii.
Jeszcze odniosę się do kilkakrotnie używanego w komentarzach stwierdzenia „faceci są prości w obsłudze”. Tak, pełna zgoda! Tak samo kobiety! I fortepian też! Przecież wystarczy tylko naciskać odpowiednie klawisze w odpowiednim momencie. Pamiętajmy, że zanim zaczniemy komponować, musi nam się najpierw komfortowo grać. Nie da się tego zrobić na każdym instrumencie ;) Nie da się tego również zrobić, nie wykazując silnej woli i ciężkiej pracy w przygotowania samego siebie.
Pozdrawiam
Ernest
Ernest
Witaj na naszym blogu :-)
Stosowanie urody zarówno jako filtra, jak i antyfiltra jest moim zdaniem błędem, bo jak juz wspomniałem jest niewielka korelacja pomiędzy tym czynnikiem, a innymi dla nas ważnymi.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Są jeszcze inne punkty patrzenia na sprawę :-)
http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/artykuly/1501563,1,kogo-pragna-polki.read
O matko!
„W przypadku respondentek OBOP prawdziwy mężczyzna nie czyta wcale, nie chodzi do kina, teatru, na wystawy ani na koncerty. ”
I takich perełek tam więcej! Ja mam taką cichą nadzieję, że to jednak jakiś żart albo prowokacja, a nie podsumowane wyniki badań.
A może i dobrze, bo wtedy nie będzie konkurencji u tych niewielu rozsądnych, inteligentnych..
Olga
Olga, w artykule trochę niejasno to napisali, ale w przypadku OBOP częściej używane jest sformułowanie „prawdziwy mężczyzna”, czyli nie koniecznie taki, z którym kobiety chciałyby mieć bliższe relacje.
[..] u tych niewielu rozsądnych, inteligentnych.. – na prawdę tak mało tych inteligentnych??
I żeby dobrze działała (firma), on (idealny mężczyzna) musi okłamywać i pracowników, i klientów. Coraz bardziej prawdopodobne, że zostanę singlem :/
Witam w nowym roku wszystkich!
Artykuł mnie przeraził. Może to jakaś satyra noworoczna? Próbowałem sobie te wyniki tłumaczyć tymi ciągle rzucanymi w nas bzdurnymi informacjami w radio, TV i gazetach, ale przecież nie może być tak źle… może?
Mam nadzieję, że badania wyszły tak karykaturalnie, bo ludzie o sensownym spojrzeniu na Świat nie mieli czasu „bawić się” w ankiety ;)
Pozdrawiam,
Maks
Witam,
Artykuł już czytałem wcześniej, nawet miałem dać linka na blogu ale jakoś wyleciało mi to z głowy.
Olga, artur, Maksymilian.
Mi wcale nie jest tak trudno wyobrazić sobie wyniki tych badań. W 2008 r. czytanie książek zadeklarowało zaledwie 38 proc. badanych Polaków. ( http://ksiazki.wp.pl/wiadomosci/id,38065,wiadomosc.html ) Wcale bym się nie zdziwił jakby podobnie rzecz się miała z chodzeniem do galerii, kina, teatru czy muzeum. W Polsce chyba nadal dość popularne jest przeświadczenie, że pierwszy milion to trzeba ukraść i w ogóle bez kombinowania, manipulowania, wygryzania innych i tak zwanego podkładania świni kariery się nie zrobi. W tym świetle odpowiedzi nie są takie dziwne. Trzeba też pamiętać, jak zauważył artur, że pytano o ideał mężczyzny i o prawdziwego mężczyznę a to nie zawsze musi się pokrywać. Niemniej jednak artykuł rzeczywiście szokuje. Też zastanawiam się czy w takim wypadku nie jestem skazany na zostanie singlem ;)
Pozdrawiam serdecznie,
Grzegorz Kudybiński.
Fajnie bo nie jestem w tych ramach zamknięta. Wcale nie utożsamiam się z tymi badaniami :). Pewnie jak większość czytelniczek tego bloga :).
Witam!
Mam 24 lata, jeszcze studiuję, pracuję dorywczo to tu to tam. Uwielbiam ciągniki i mam jeszcze strasznie „dziecięcy bigos” w głowie. Postanowiłam się „zaprezentować”, że tak powiem z przytupem ;) to właśnie ja.
Wszystko co poukładane, że tak powiem jest mi obce.
Czytając ten blog, przez moją zakręconą głowę przechodzi mnóstwo myśli. Zdaję sobie coraz bardziej sprawę jak dużo ciągle jeszcze muszę zrobić, ile jeszcze muszę od siebie „wymusić” by żyć tak jak chcę.
Otwieracie oczy mi, nie tylko autor, który bez dwóch zdań, pisze naprawdę ciekawe notki, które COŚ wnoszą dla mnie, ale każdy czytelnik komentator.
Bardzo dobrze znaleźć takie ciekawe miejsce w internecie.
I za to chciałam podziękować.
Aneto
Witaj na naszym blogu :-)
Życzę Ci wielu myśli abyś w rezultacie zaczęła żyć tak jak chcesz :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Cześć Alex,
Czy według Ciebie są jakieś sygnały, które, jeszcze przed poznaniem danej osoby, mogą wskazywać, lub zdradzać jej/ jego temperament seksualny?
Dlaczego ciągnie nas do jednych, bardziej niż do innych?
Wbrew pozorom, nie jest to wcale związane z wyglądem. Chodzi bardziej o aurę, którą, nawet z daleka, dana osoba roztacza wokół siebie.