Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Strona główna
Blog
Najważniejsze posty
Archiwum newslettera
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
Rozwój osobisty i kariera

Posiadanie, czy też nieposiadanie dzieci – inne spojrzenie

Jako małą przeciwwagę dla arcyciekawego postu Marka „Dzieci, wolność i bogactwo” polecam zapoznanie się z tekstem, który na swoim blogu zamieścił Ben Casnocha. Jest on co prawda po angielsku, ale napisany bardzo klarownym i prostym językiem, który nikomu nie powinien sprawić trudności.

Szczególnie polecam przemyślenie bardzo trafnej tezy, że większość młodych ludzi nie bardzo potrafi sobie wyobrazić, jak wygląda dorosłe życie bez dzieci, bo w młodym wieku otoczeni są prawie wyłącznie przez dorosłych, którzy mają dzieci. Ben przekonywująco pokazuje, skąd bierze się taka luka w wyobraźni.

Przeczytajcie koniecznie całą resztę jego postu, z którego treścią zgadzam się w 100% (bo mniej więcej to chciałem sam napisać :-)) i podyskutujmy w komentarzach.

Komentarze (49) →
Alex W. Barszczewski, 2008-03-12
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Feedback – jeszcze o udzielaniu informacji zwrotnej

Kiedyś już pisałem o udzielaniu informacji zwrotnej, dzisiaj poruszymy jeszcze jeden ważny aspekt takiego działania.

Pamiętacie jeszcze z tamtego tekstu Zasadę Alexa: „jeśli nie ma zagrożenia dla zdrowia i życia, to nie udzielaj konsultacji bez zlecenia” :-)

Ta zasada bardzo pomaga nam w utrzymaniu harmonijnych relacji z innymi ludźmi, jest jednak pewnym uproszczeniem zagadnienia i jako takie nie zawsze wystarczającą wskazówką.

Nie ma problemu jeśli mamy to „zlecenie” (jesteśmy albo poproszeni o feedback, albo nasze stanowisko pracy „z definicji” wymaga od nas udzielania informacji zwrotnej). W pozostałych sytuacjach termin „konsultacje” może nie być wystarczająco jasny i dlatego dziś omówimy całe zjawisko znacznie szerzej.

Generalnie udzielając informacji zwrotnej możemy wyróżnić następujące przypadki:
Feedback - tabela

W wielu przypadkach możemy jeszcze wyróżnić feedback ogólny lub szczegółowy, oraz feedback w trakcie wykonywania jakiejś czynności, względnie po jej zakończeniu. Do tych przypadków nawiążę poniżej.

Zanim przejdziemy do ich omawiania, małe wyjaśnienie co rozumiem przez pozytywny, a co przez negatywny feedback.

Pozytywny feedback oznacza potwierdzenie, że robisz coś dobrze, bądź wskazówkę jak możesz coś zrobić lepiej

Negatywny feedback oznacza wytknięcie drugiej osobie, że robi coś źle, bądź wskazówkę czego ma zaprzestać

Feedback z własnej inicjatywy oznacza, że niepytani udzielamy go drugiej stronie

Feedback na zapytanie oznacza, że udzielamy go tylko na życzeniu partnera

Wcale oznacza, że nie udzielamy go w żadnym z powyższych przypadków

Zobaczmy jak te kombinacje działają w życiu zawodowym (patrz tabelka powyżej):

Feedback pozytywny z własnej inicjatywy lub na zapytanie:

  • ogólny: „podoba mi się jak rozmawiasz z tymi trudnymi klientami”
  • szczegółowy: „doskonale, że przekonałeś klienta do alternatywnego produktu w sytuacji, kiedy mie may tego, co chciał”

Feedback negatywny z własnej inicjatywy lub na zapytanie:

  • ogólny: ” źle traktujesz klientów”
  • szczegółowy: „zwracasz uwagę pracownikom tylko wtedy, kiedy coś sp….. a nigdy wtedy, kiedy zrobię coś wyjątkowo dobrze”

Brak feedbacku:

  • dosłownie nie zabierasz głosu
  • mówisz rozmówcy „to Ty powinieneś sam wiedzieć”

Powyższe przykłady są z natury rzeczy bardzo ogólne i niewystarczająco wyraźnie pokazuję zalety i wady każdego z podejść. W życiu zawodowym wykonujemy bardzo różne czynności, mamy różne sytuacje i ze względu na brak wspólnych doświadczeń trudno jest znaleźć takie, które będą przemawiały do wszystkich. Dlatego zastanowiłem się nad przykładem, który dotyczyłby prawie wszystkich Czytelników i ….. znalazłem :-) :-)

Jest nim seks i to dla utrudnienia z partnerem/partnerką których upodobań nie zdążyliście jeszcze bardzo dobrze dobrze poznać. Wyobraźmy sobie, że wylądowaliśmy z taką osobą w łóżku z zamiarem sprawienia sobie nawzajem naprawdę dużej przyjemności (bo przecież nie jesteśmy egoistami :-)) i otrzymujemy od drugiej strony następujące rodzaje feedbacku:

Feedback pozytywny, z własnej inicjatywy partnera i na bieżąco:

  • ogólny: „o tak!!! taaaak”
  • szczegółowy: „pięknie używasz twojego języka!”, albo „doskonale, rób to tylko odrobinę wolniej”

Feedback pozytywny, z własnej inicjatywy partnera po fakcie:

  • ogólny: „było super”
  • szczegółowy „miałem/miałam totalny odjazd kiedy robiłaś/robiłeś XY”

Feedback pozytywny, na Twoje zapytanie i na bieżąco:

  • ogólny: „nie pytaj tylko rób tak dalej” :-)
  • szczegółowy: „bardzo dobrze robisz XY”

Feedback pozytywny, na Twoje zapytanie i po fakcie:

  • tak samo jak feedback pozytywny, z własnej inicjatywy po fakcie

Feedback negatywny, z własnej inicjatywy partnera i na bieżąco:

  • ogólny: „nie tak!!!”, „co ty robisz!!!”
  • szczegółowy: „robisz to za delikatnie”

Feedback negatywny, z własnej inicjatywy partnera po fakcie:

  • ogólny: „nie masz pojęcia jak zaspokoić kobietę/mężczyznę”
  • szczegółowy: „zbyt mocno/delikatnie pieściłeś mnie ….”

Feedback negatywny na Twoje zapytanie w trakcie i po fakcie:

  • podobnie do analogicznych sytuacji z własnej inicjatywy partnera

Brak feedbacku w trakcie:

  • Ze względu na brak wyraźnych wskazówek werbalnych, bądź niewerbalnych musisz cały czas domyślać się na podstawie różnych drobnych obserwacji, czy jesteś na dobrej drodze, czy też nie.

Brak feedbacku po fakcie:

  • Słyszysz wypowiedź typu: „prawdziwy mężczyzna/kobieta powinni sami z siebie wiedzieć jak zaspokoić partnera!”

OK, teraz wyobraź sobie, że trakcie miłych (z założenia) chwil spędzonych razem otrzymujesz od partnera/partnerki każdy z tych rodzajów feedbacku. Który z nich najbardziej przyczyni się do maksymalizacji dobrego nastroju i pozytywnych przeżyć po obydwu stronach? Pomyśl potem, że inni ludzie prawdopodobnie w zbliżony sposób będą reagować na sposób przekazywania przez Ciebie informacji zwrotnej. Mamy z tego jakieś wnioski na całe życie?
Seks jest dziedziną, gdzie takie różnice widać najwyraźniej i dlatego z niej wziąłem przykłady, niemniej podobnie funkcjonuje to we wszystkich rodzajach interakcji między ludźmi. Dlaczego mamy sobie je niepotrzebnie psuć tylko dlatego, że kiedyś nauczono nas nieefektywnych metod dawania informacji zwrotnej??

PS: Gdyby ktoś chciał całkiem wyraźnie wiedzieć, jaki feedback staram się generalnie udzielać (choć są oczywiście wyjątki) to jest to pozytywny feedback z własnej inicjatywy zarówno w trakcie, jak i po fakcie (naturalnie w różnych dziedzinach życia :-))

Komentarze (45) →
Alex W. Barszczewski, 2008-02-11
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Róbmy to inaczej niż krowy !

Ten post będzie nieco kontrowersyjny i osobom, które łatwo się obrażają zalecam nieczytanie go. To, co tutaj napiszę może i będzie kolidować z tym, co codziennie praktykuje większość ludzi. Nie zmienia to faktu, że prezentowane tutaj zalecenia sprawdziły się wielokrotnie w życiu i warte są co najmniej wypróbowania.

Krowy są, jak wiadomo ze szkoły, tzw. przeżuwaczami. Oznacza to, że najpierw na pastwisku najedzą się do syta, potem, przeważnie wieczorem cierpliwie ponownie przeżuwają połkniętą wcześniej trawę.
Co to ma wspólnego z nami?
Posłuchajcie uważnie w jaki sposób i o czym rozmawia większość ludzi, którzy spotykają się towarzysko. Łatwo zauważycie, że bardzo wiele, jeśli nie większość z ich wypowiedzi to powtarzane i przeżuwane w nieskończoność relacje z przeszłych przeżyć mówiącego. W ten sposób cała rozmowa staje się odgrzewaniem konserw z czasów minionych (wszystko jedno jak dawno), a konserwy jak wiadomo nigdy nie będą tak pożywne jak świeże produkty. Często bywa tak, że całe towarzystwo po kolei robi taki recykling przeżyć każdego z uczestników, który staje się główną zawartością spotkania. To zdaje się być jeszcze jednym przejawem zamiłowania do życia w przeszłości, o czym pisałem już kiedyś
Oczywiście każdy może spędzać swój czas wolny tak, jak chce, niemniej takie przeżuwanie minionej rzeczywistości nie posunie nas dalej. Przyjrzyjmy się dwóm negatywnym przykładom, zaczynając od biznesowego:

  • Kiedyś u jednego z moim klientów nastąpiła zmiana na stanowisku szefa d/s szkoleń. Nowy manager umówił się ze mną na godzinne spotkanie na mieście. Normalnie takie spotkanie z kimś, kto przez dwa lata intensywnie trenował kluczowych ludzi danej firmy może być dla managera, który przyszedł z zewnątrz bardzo cennym źródłem rad i informacji, których naturalnie chętnie bym mu udzielił. Z tego niestety nic nie wyszło, bo „młody pistolet” przez 50 minut opowiadał mi historie ze swojej przeszłości w uprzedniej firmie i jaki on tam był dobry. No cóż, jestem cierpliwym słuchaczem :-) Nawiasem mówiąc po pewnym czasie na jego stanowisku był już ktoś inny, nic dziwnego przy takim podejściu.
  • Przypadek drugi miał miejsce w ostatnie Walentynki. Siedząc w lokalu dyskutowałem ciekawe tematy z jednym z klientów, a przy stoliku obok atrakcyjny dwudziestoparoletni mężczyzna spędzał walentynkowy wieczór z równie atrakcyjną towarzyszką. W biznesie rozmawia się przy stoliku ściszonym głosem (czego nawiasem mówiąc wielu managerów nie wie), więc mimo woli słyszałem sporą część „rozmowy” obok. Piszę w cudzysłowie, bo głównie ograniczała się ona do tego, że ów mężczyzna opowiadał dość głośno historie ze swojego życia, mające pokazać jakim jest on super facetem. Po pewnym czasie jego towarzyszka była tak znudzona (czego nawet nie spostrzegł), że zaczęła oczami flirtować ze mną :-)

Spróbujcie w najbliższym czasie poczynić własne obserwacje w tym kierunku. Zwróćcie uwagę, kiedy inni odgrzewają przy Was swoje dawne przeżycia i jak się przy tym czujecie. Wypróbujcie, co się stanie, jeśli Wy sami przestaniecie opowiadać innym o swojej przeszłości, a zamiast tego zaczniecie dzielić się z nimi waszymi wrażeniami tu i teraz, ewentualnie kreując wizje przyszłości. Zróbcie to w czasie romantycznej kolacji, zobaczcie jak wpłynie to na atmosferę spotkania.
Ostrzegam, że wielu ludzi nie potrafi tego robić, zwłaszcza my mężczyźni mamy czasem problem z byciem tu i teraz oraz komunikowaniem tego co aktualnie czujemy i myślimy. Nie jest to rzecz nie do naprawienia, a nauczenie się tego może nie tylko w ogromnym stopniu zmienić jakość Waszych istniejących relacji, lecz też otworzyć dla Was całkiem nowe, niedostępne wcześniej możliwości. Polecam!!

Pozostawmy przeżuwanie przeżu(y)tego krowom :-)

PS: Po ostatnim spotkaniu w Warszawie uczestnicy w komentarzach napisali, że było bardzo ciekawe a 5 godzin przeminęło jak z bicza strzelił. Chcecie poznać małą tajemnicę? Na początku wieczoru umówiliśmy się, że poza przytaczaniem konkretnych przykładów niezbędnych do zilustrowania jakiejś tezy nie będziemy używali czasu przeszłego :-)

Komentarze (59) →
Alex W. Barszczewski, 2007-12-07
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Pytaj bez strachu

W wartym obejrzenia filmie „The legend of Bagger Vance” jest taka scena, kiedy młody chłopak Hardy, który marzył o byciu forecaddie jednego z bohaterów boi się podejść do Bagger i zapytać o to. Przywołany i zapytany czy chce przejąć tę rolę dwukrotnie odpowiada „Nie„, aby za trzecim razem wyznać „może tak, ale nie miałem odwagi zapytać„. Na to Bagger: „nie mam czasu aby czekać, aż się zdecydujesz, więc umówmy się – w tym samym momencie, kiedy zdobędziesz się na odwagę, w tym samym momencie ja postanowię że odpowiem ci TAK”

Ta rozmowa przypomniała mi jak często widuję podobne zachowania w życiu i to w wykonaniu dorosłych, pełnych potencjału ludzi.

To zaczyna się od tego, że czasami sami przed sobą nie zdobywamy się na wystarczającą odwagę, aby powiedzieć sobie, czego tak naprawdę chcemy, nie mówiąc już o zakomunikowaniu tego innym osobom. Tak, jak gdybyśmy „nie zasługiwali” na dobre życie, albo pewnych pragnień „nie wypadało” mieć. Bzdura, przynajmniej dopóki nie chcemy w tych pragnieniach robić krzywdy drugiemu człowiekowi, albo ograniczać jego wolności wyboru!!

Prawdziwe „schody” zaczynają się wtedy, kiedy to co chcemy zależy od zgody drugiego człowieka. Zaczynamy wtedy często puszczać sobie przed oczami film, w którym ta druga osoba odmawia nam, jesteśmy przez nią ośmieszani, odrzucani itp. W rezultacie wiele osób obawia się zapytać, albo poprosić o różne rzeczy, szczególnie ludzi, których nie zna tak dobrze.

Częściowo może to wynikać z dość rozpowszechnionego w Polsce postfeudalnego przekonania, że gdzieś tam są ludzie „lepsi”, „bardziej godni” od nas. Zgadzam się, że istnieją osoby o różnych dokonaniach, ale każda z nich jest tylko człowiekiem, w gruncie rzeczy podobnie funkcjonującym do nas wszystkich. Kimkolwiek by oni nie byli, nie ma powodów robienia z nich bogów, co zresztą dobrze oddają nawet księgi takie jak Biblia – „nie będziesz miał innych bogów przede mną„, czy znacznie radykalniej Koran – „jest tylko jeden Bóg„. Więc w czym problem?

Oczywiście pytając innego człowieka zawsze musimy liczyć się z tym, że otrzymamy odpowiedź odmowną. No i cóż z tego? Czy w większości przypadków po odpowiedzi odmownej jesteśmy w gorszej sytuacji niż przedtem? Nie mieliśmy tego o co pytaliśmy i nadal nie mamy :-)
Najwyżej pozbawiliśmy się pewnych iluzji, co może krótkoterminowo zaboleć, ale długoterminowo ułatwi nam skuteczne nawigowanie w życiu. Przynajmniej wiemy na czym stoimy. Nie ma więc się czego obawiać!

Zdradzę Wam tajemnicę, że dawno, dawno temu byłem kiedyś człowiekiem, który w nieskończoność rozważał, czy warto, albo wypada zapytać w różnych sytuacjach zarówno zawodowych, jak i prywatnych (tutaj miałem kolosalne problemy z płcią przeciwną :-)) Pewien „samobójczy” (jak mi się wtedy zdawało) eksperyment polegający na wypróbowaniu przez pewien czas strategii o 180 stopni odmiennej od dotychczasowej (pytaj otwarcie i prosto z mostu) przyniósł tak zdumiewające rezultaty, że odmieniło to moje całe życie.

Oczywiście, że wielu ówczesnych znajomych zaczęło mieć z „nowym Alexem” spory problem, na szczęście na ich miejsce znalazły się tabuny nowych, bardziej „kompatybilnych”. Z tym zawsze się trzeba liczyć, per saldo tak jest lepiej, bo potem otaczają Cię ludzie, którzy do Ciebie pasują.

Tak więc moje zalecenie dla każdego z Was:

Przez najbliższe 3 miesiące, przynajmniej raz na tydzień pytaj lub proś ludzi o rzeczy, o które krępowałeś się prosić dotychczas. Rób to w kulturalny i nienatarczywy sposób, ale pytaj.

Może (i będzie) zdarzać się, że otrzymasz odpowiedź odmowną, nawet czasem nieprzyjemną. Potraktuj to jako informację zwrotną, że albo zapytałeś niewłaściwą osobę, albo uczyniłeś to w niewłaściwy sposób. Te dwa czynniki możesz i powinieneś zmieniać w kolejnych podejściach. Internet daje Ci przecież możliwość poznania i kontaktu ze znacznie większą ilością najprzeróżniejszych ludzi, nie jesteś ograniczony do grona podobnych do siebie znajomych z pracy lub uczelni. Korzystaj z tego!!

Jeśli przez pewien czas popróbujesz tego, to nabierzesz dużego wyczucia kogo, kiedy i jak zapytać. To wyczucie też ułatwi Ci praktyczne doświadczenie mojej obserwacji życiowej o względnie bezproblemowym przychodzeniu do mnie różnych dobrych rzeczy. Czego każdemu życzę!

PS: Pamiętajcie, że może nie pojedyncze osoby, ale całe życie jako takie mówi nam: ” jeśli tylko odważysz się zapytać, to ja w tym samym momencie postanowię, że odpowiem ci TAK”

PPS: Kontynuacja tego zagadnienia znajduje się tutaj

Komentarze (49) →
Alex W. Barszczewski, 2007-10-28
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Seryjna monogamia

W jednej z naszych dyskusji o konieczności (lub też i nie) przetestowania naszych marzeń pojawiła się wzbudzająca sporo emocji kwestia tzw. seryjnej monogamii, którą obiecałem poruszyć w odrębnym poście. Jak wiecie, ten blog nie boi się kontrowersyjnych tematów, więc proszę bardzo :-)

Zacznijmy może od definicji seryjnej monogamii, abyśmy mieli pewność, że mówimy o tym samym zjawisku.

Seryjna monogamia to: „rozciągnięta na przestrzeni życia seria kolejnych długoterminowych związków, cechujących się seksualną wyłącznością”.
Czyli, mówiąc całkiem prosto, zjawisko polegające na tym, że na przestrzeni życia jako człowiek dorosły (biorąc statystyczną długość życia trzeba wkalkulować co najmniej te 50 lat) masz X związków, w każdym z nich jesteś zaangażowany emocjonalnie i oczywiście nie mają one miejsca w tym samym czasie. Żadnego z nich nie zaczynasz z założeniem, że jest to coś tymczasowego i w rozsądnych granicach starasz się, aby funkcjonował on dobrze i stanowił wzbogacenie życia każdego z partnerów. Jeśli związek nie funkcjonuje i nie widać możliwości zrobienia z niego relacji wzbogacającej życie obojga (a nie tylko trwania jako celu samego w sobie), to z mniejszym, lub większym bólem (ból jest przynajmniej po jednej stronie, bo przecież byliśmy zaangażowani emocjonalnie) trzeba się rozstać i po „wylizaniu ran” szukać dalej.

Jakie mamy przyczyny seryjnej monogamii?

Tutaj nie będę się ubierał w szaty eksperta, pozwolę sobie jedynie na podzielenie się obserwacjami życiowego praktyka, z którego to punktu widzenia mamy następujące powody:

  • nieświadomość własnych potrzeb i to zarówno po naszej stronie, jak i partnera
    Współżycie międzyludzkie ma to do siebie, że nie we wszystkim możemy sobie ot tak wydedukowań poprzez intelektualne rozważania jakie rzeczy są dla nas osobiście ważne. Do ich określenia potrzebne są empiryczne doświadczenia i wypróbowanie, co tak naprawdę jest dla nas istotne. Przekazywane nam tradycje, przekonania i wartości społeczeństwa, w którym dorastaliśmy mogą być pewną podporą, jeśli jednak chcemy żyć naprawdę naszym własnym życiem, to tego „zadania domowego” nic nie może nam zastąpić.
    Ta nieświadomość własnych potrzeb i preferencji po którejkolwiek ze stron prowadzi często do pochopnego wchodzenia w niepasujące związki, nad którymi prawie od początku „trzeba pracować„. Czasem tej pracy okazuje się być za dużo i wspólne życie kończy się rozstaniem.
  • rozwój każdego z partnerów
    Jeśli jesteśmy ludźmi, którzy chcą trochę więcej od życia niż tylko kontynuację naszej dotychczasowej codziennej egzystencji, to będziemy się rozwijać, a co za tym idzie dość znacznie zmieniać (ja dzisiaj bardzo się różnię od Alexa w 1997 nie mówiąc już o roku 1987!!). Teraz wieloletnia synchronizacja zarówno kierunku, jak i tempa tego rozwoju u dwóch partnerów wcale nie jest sprawą trywialną, zwłaszcza jeśli założymy, że każda strona ma prawo do rozwoju według swoich wyobrażeń – przecież chcemy kogoś kochać a nie posiadać na własność. Łatwo może się okazać, że ktoś z kim byliśmy perfekcyjnie dopasowani na początku relacji tak bardzo oddalił się od nas, że lepiej będzie, jeśli po prostu zostaniemy przyjaciółmi, inaczej napięcia spowodowane różnicami staną się destrukcyjne.
  • rzadkim, choć możliwym powodem może też być przedwczesna śmierć jednego z partnerów

Jak widać z powyższego, seryjna monogamia zdaje się być (przynajmniej dla mnie) całkiem normalną koleją rzeczy w kwestii relacji międzyludzkich i osobiście nie widzę w niej nic złego.

Jakie mamy alternatywy:

  • pustelnictwo – dla większości z nas nie do zastosowania, bo jesteśmy stworzeni jako istoty społeczne
  • „znalezienie” niekoniecznie pasującego partnera i pozostanie z nim za wszelką cenę w imię „związku”, małżeństwa itp. To była kiedyś rozpowszechniona konwencja i jej bardzo niekorzystne rezultaty często obserwuję u wielu czterdziestoparo- i pięćdziesięciolatków obojga płci.
  • wieloletnie wyczekiwanie na tego „jedynego, idealnego” partnera – ma tę wadę, że po pierwsze brakuje nam praktycznego pojęcia kogo naprawdę potrzebujemy, a po drugie jak już się taki trafi to kompletnie nie mamy doświadczenia w życiu z drugim człowiekiem
  • znalezienie „od razu” partnera na całe życie, z którym można harmonijnie rozwijać się i delektować aż do śmierci – takie rzeczy się zdarzają, choć znacznie rzadziej, niż większość zwłaszcza młodych ludzi, uważa. Jeśli ktoś miał takie szczęście, to szczerze gratuluję i oczywiście cały ten tekst go nie dotyczy.
  • poligamia – niekoniecznie w sensie wielożeństwa, bardziej jako posiadanie wielu partnerów (też seksualnych) w tym samym czasie. W całkiem młodym wieku może ona przyspieszyć zdobywanie doświadczeń i co w ogóle w temacie kontaktów między płciami jest możliwe, potem trochę utrudnia głębokie zaangażowanie się z jedną osobą. W późniejszym wieku jest często po kryjomu stosowana jako uzupełnienie przez osoby tkwiące w nie całkiem satysfakcjonującym związku (patrz punkt drugi tego wyliczenia)

Patrząc na te wszystkie możliwości i podobnie jak większość z Was nie mając szczęścia do tego, aby moja pierwsza partnerka była już tą na całe życie, postrzegam seryjną monogamię jako tę formę, która najbardziej mi odpowiada. Przyczyniła się ona znacznie do mojego rozwoju (przetestowawszy też większość z pozostałych alternatyw :-)). Jest to naturalnie osobisty pogląd i każdy powinien wyrobić sobie własny, który może być całkiem odmienny od mojego. Ważne jest, aby po prostu zastanowić się nad tym.

Pozostaje mi jeszcze, zgodnie z obietnicą ustosunkowanie się do kilku komentarzy na ten temat, które pojawiły się w wątku o testowaniu marzeń.

„ja po prostu bym tak nie mógł – nie sprawia mi to przyjemności ani nie daje satysfakcji ” – z treści nie wynika jednoznacznie, czy jest to wypowiedź z doświadczenia, czy też założenie a priori. W obydwu przypadkach pojawia się pytanie, co zrobisz, gdyby Twój istniejący związek się zakończył (niekoniecznie z powodu czynników, na które masz wpływ)? Będziesz do końca życia samotnikiem, czy też wejdziesz w kolejny monogamiczny związek?

„Co do seryjnej monogamii to opisałeś to Alexie jak na mój gust w trochę zbyt różowych kolorach :)
“kilka bardzo intensywnych, pełnych miłości związków w życiu zamiast jednego, często utrzymywanego na siłę”
” – Co jest w tym „zbyt różowego”? Właśnie dlatego, że te związki nie były podtrzymywane za wszelką cenę mam w większości przypadków bardzo pozytywne wspomnienia.
„W każdym takim związku w serii może z wyjątkiem ostatniego :) jest powód jego zakończenia czyli brak miłości. Inne powody jak wiemy miłość potrafi pokonać” – Są bardzo różne powody, dla których ludzie się rozstają. Jeśli chodzi o ich pokonanie to pojawia się pytanie „za jaką cenę?”

” Niejednokrotnie może być nawet tak, że podczas kiedy jedna osoba przestała kochać to druga kocha dalej i przestawać nie zamierza. I przerywając taki związek rani się tą drugą osobę.” – Tak jest bardzo często. Masz wtedy niełatwy wybór, czy „zranić” tę drugą osobę dając jej jednocześnie szansę spotkania kogoś bardziej pasującego, czy też pozbawić ją tego oszukując ją i siebie samego. Wyboru musi każdy dokonać sam. Muszę tylko dodać, że jak byłem dużo młodszy to zdarzało mi się też być zostawianym przez kobiety. Wtedy bardzo cierpiałem, dziś jestem im za to wdzięczny, bo gdyby one wtedy zacisnęły zęby i tolerowały mnie takim, jakim byłem, to nigdy nie doszedłbym do tego kim jestem dzisiaj.

„Jeżeli znasz Alexie jakiś w miarę bezbolesny sposób win-win kończenia bliższych związków do napisz.” – Nie mam takowego. Ale jak mówią Niemcy „lepszy bolesny koniec, niż ból bez końca” (parafraza moja :-))

„Monogamia seryjna, o której piszesz, moim zdaniem nieco idealistycznie, jest rezultatem opisywanego przez współczesnych psychologów KRYZYSU BLISKOŚCI w zachodnim świecie.” – Ci psychologowie musieli chyba czerpać swoją „wiedzę” z czytania książek, a nie empirycznego doświadczenia. Seryjna monogamia daje możliwość odczuwania wielkiej i autentycznej bliskości, bo nic nie jest „na siłę”.

„Francuski socjolog i antropolog Serge Chaumier w „Razem lecz osobno” pisze o współczesnych relacjach w zachodnim świecie które charakterystyczne są dla tzw. osobowości borderline z silnym odchyleniem narcystycznym. Osoby takie nie potrafią troszczyć się o bezpośrednie relacje, są niestałe, ulegają zachciankom. Najprostszym rozwiązaniem dla takich osób w chwili kryzysu jest rozstanie, ponieważ wyobrażenie o związku okazuje się tylko wyobrażeniem. Podstawą tego zachowania jest właśnie iluzja, że istnieje związek idealny.” – Słowa tego antropologa (pierwsze cytowane zdanie) to typowa wypowiedź uczonego, który niedopuszczalnie generalizując koniecznie chciał napisać coś, co będzie przynajmniej mądrze brzmiało :-) Cała reszta jego wypowiedzi nie ma chyba wiele wspólnego z tym, co napisałem powyżej, nieprawdaż?

OK, tyle na razie. Szanując Was napisałem otwarcie jak osobiście widzą to zagadnienie zdając sobie jednocześnie sprawę, że nie wszystkim się to musi podobać. No cóż, w najgorszym przypadku będziemy się pięknie różnić :-)
Zapraszam do wypowiedzi w komentarzach.

Komentarze (57) →
Alex W. Barszczewski, 2007-08-16
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Odpowiedzialność – parę rozważań

Na życzenie kilku Czytelników podyskutujemy sobie o odpowiedzialności. Zacznę od przedstawienia mojego osobistego punktu widzenia, który oczywiście nie pretenduje do bycia prawdą absolutną.
Na samym początku warto ustalić dokładnie o czym będziemy mówić, więc zajrzyjmy do Słownika Języka Polskiego PWN:

„odpowiedzialność

1. «obowiązek moralny lub prawny odpowiadania za swoje lub czyjeś czyny»

2. «przyjęcie na siebie obowiązku zadbania o kogoś lub o coś”

Jak zatem widać, mówiąc o odpowiedzialności mamy do czynienia z dwoma dość różnymi pojęciami.

Zacznijmy może od tego pierwszego znaczenia, pozostawiając przy tym na boku kwestię oczywistej odpowiedzialności prawnej.

Tutaj znowu mamy dwa warianty, które pozwolę sobie omówić oddzielnie:

  • Obowiązek moralny odpowiadania za swoje czyny – jestem całkowicie „za” i polecam każdemu przyjęcie takiej postawy w życiu. Zaryzykuję stwierdzenie, że przejęcie odpowiedzialności za nasze działania lub ich brak jest podstawą osiągnięcia trwałego sukcesu. Jego jakość jest przecież w dużym stopniu zależna od tego co robimy!! Mamy co prawda wokół siebie wielu ludzi, którzy zwalają tę odpowiedzialność na partnera, rodzinę, sytuację gospodarczą, rząd, mentalność, brak wykształcenia i wiele innych czynników, z mojego punktu widzenia jest absolutna bzdura wypowiadana przez jednostki cierpiące na syndrom wyuczonej bezradności. Prawdą jest, że trudno byłoby wykazać, iż mamy kontrolę nad wszystkim co nam się przydarza (choć i tu można by przeprowadzić ciekawą dyskusję – ja np. roboczo wychodzę z założenia, że wszystkie wydarzenia w moim życiu są rezultatem mojego postępowania), niemniej bez wątpienia mamy, przynajmniej potencjalnie, kontrolę nad naszymi reakcjami na takie zdarzenia. To jest bardzo ważna sprawa, bo uświadomienie sobie tego natychmiast pozbawia nas wielu wymówek :-)
  • Obowiązek moralny odpowiadania za czyjeś czyny – bardzo niechętnie przejmuję odpowiedzialność za czyny innych ludzi, mając przecież tylko bardzo ograniczony wpływ na to, co i w jaki sposób oni robią. Traktując innych jak osoby dorosłe wolę przekazać im zarówno „narzędzia”, jak i odpowiedzialność za to, w jaki sposób i do czego ich używają. Widać to np. na treningach lub na tym blogu, gdzie ciągle podkreślam „nie wierzcie mi na słowo, użyjcie własnego umysłu”. Tak samo jestem bardzo ostrożny w moich rekomendacjach, bo oznacza to też przejęcie pewnej odpowiedzialności za jakość pracy kogoś innego. To powiedziawszy, od czasu do czasu przejmuję odpowiedzialność za czyjeś działania, pod warunkiem, że są to osoby bardzo starannie dobrane.

Teraz możemy przejść do tego drugiego znaczenia słowa odpowiedzialność a mianowicie przejęcie na siebie obowiązku zadbania o kogoś, lub coś.

Tutaj sprawa jest dość prosta, choć znowu występują dwa warianty :-)

  • Z dobrego serca przejmujemy obowiązek zadbania o kogoś, kto sam nie jest zdolny zrobić tego w odpowiedni sposób, dla przykładu starsi rodzice czy inni ludzie, którym chcemy pomóc. Ważne jest, abyśmy nie pomagali więcej niż jest to konieczne, inaczej możemy wyrządzić więcej szkody niż pożytku.
  • Zawieramy z kimś mniej czy bardziej formalny kontrakt, w myśl którego każda ze stron gotowa jest z czegoś zrezygnować dostarczając drugiej „przedmiot umowy”, w tym my zobowiązujemy się do zadbania o kogoś, lub coś. Dobre porozumienie powinno być win-win, kiedy obie strony wychodzą na nim bardziej „do przodu”, niż gdyby były bez niego. Drugim ważnym elementem takiej umowy jest procedura, którą będzie się stosowało w wypadku, gdyby jedna ze stron chciała się z niej wycofać. Czy nam się to podoba czy nie, żyjemy w czasach szczególnie szybkich zmian i coś, co było doskonałym pomysłem wczoraj, może się okazać ciężką kulą u nogi jutro. Osobiście ani w życiu prywatnym, ani w biznesie nie chcę, aby ktokolwiek robił coś dla mnie wbrew swojemu przekonaniu tylko dlatego, że mamy taką umowę. Trzymanie kogokolwiek na siłę kłóciłoby się z moim poczuciem godności.

W praktyce w tym punkcie powyżej występuje czasem parę problemów, o których należy wspomnieć:

  • Często w momencie zawierania porozumienia ludzie boją się, bądź krępują porozmawiać z drugą stroną na temat postępowania w wypadku, gdyby jedna z nich zmieniła zdanie. W takich wypadkach trzeba koniecznie negocjować, tak aby wypracować rozwiązanie, które będzie w miarę fair dla obydwu zainteresowanych.
  • Biorąc pod uwagę fakt, że zarówno my, jak i świat wokół nas będzie się zmieniać, bądźcie niezwykle ostrożni i powściągliwi przy przejmowaniu takiego obowiązku zadbania o kogoś, który ewentualnie bardzo trudno będzie potem renegocjować, nawet jeśli bardzo zmienią się okoliczności.
  • Czasem inni ludzie nadużywają słowa „odpowiedzialność”, aby manipulować naszymi decyzjami, bądź zachowaniami. W takich wypadkach warto przeanalizować, z którym znaczeniem słowa „odpowiedzialność” mamy do czynienia i zbadać, czy w konkretnej sytuacji ma ono zastosowanie.
  • Niechęć do przejęcia obowiązku zadbania o kogoś nie ma nic wspólnego z brakiem odpowiedzialności o ile wcześniej nie zrobiliśmy temu człowiekowi czegoś, co podpadałoby pod pierwszą definicję (obowiązek moralny odpowiadania za swoje czyny). Zarzucanie nam tego jest często stosowanym chwytem manipulacyjnym. Warto zawsze wiedzieć, jaką dokładnie odpowiedzialność przejmujemy, tę informacje klarownie komunikować innym i nie dać sobie wmówić cokolwiek innego. Ta klarowna i uczciwa komunikacja jest ważna, bo jeśli sprawialibyśmy wrażenie, że przejmujemy większą odpowiedzialność, niż to faktycznie ma miejsce to byłoby to bardzo nie w porządku.

Tyle mojego subiektywnego spojrzenia na zagadnienie odpowiedzialności. Z pewnością istnieje wiele subtelności związanych z tym tematem i zawsze możemy podyskutować na ten temat w komentarzach. Zapraszam!

Komentarze (42) →
Alex W. Barszczewski, 2007-07-23
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Jak zmieniać ludzi wokół nas, Motywacja i zarządzanie

W życiu liczą się nie chęci, lecz rezultaty

Powyższe zdanie powinno być właściwie oczywiste dla każdego dorosłego człowieka. Tym bardziej zaskakuje mnie ilość osób, które zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym hołdują nieszczęsnemu przekonaniu, które mówi:

BRAK REZULTATU + DOBRE USPRAWIEDLIWIENIE = REZULTAT

Mimo jego rozpowszechnienia jest to niezwykle kontraproduktywne nastawienie i jestem bardzo zdziwiony, że tylu ludzi marnuje sobie szanse życiowe koncentrując się na znalezieniu tego drugiego składnika powyższej „sumy”.

Nawet, jeśli sami nie stosujemy go to takie podejście często odbija się na nas, gdyż:

  • niektórzy podwładni zawodzą nas, często w niespodziewany sposób, co powoduje komplikacje i straty, za które potem my, jako managerowie jesteśmy odpowiedzialni
  • nasi bliscy zawodzą nas, co powoduje straty sięgające od drobnych nieprzyjemności, po zaprzepaszczenie życiowych szans wszelkiego rodzaju

Dla wyjaśnienia podkreślam, że pisząc „zawodzą nas” mam teraz na myśli wyłącznie niedostarczanie umówionego wcześniej rezultatu i ewentualne zastępowanie go mniej, czy bardziej przekonującymi usprawiedliwieniami.

Tolerowanie takiego stanu rzeczy jest dla nas też niezwykle niekorzystne, gdyż abstrahując od samych konsekwencji wspomnianych wyżej, „tresujemy” takie osoby nagradzając niepożądane zachowanie, a co za tym idzie zwiększając prawdopodobieństwo jego wystąpienia w przyszłości.

Co więc zrobić w sytuacji, kiedy druga osoba mówi nam:

Nie dostarczyłem (umówiony wcześniej rezultat) ponieważ („przeszkoda obiektywna”)

Na pierwszy rzut oka wygląda to na dobre usprawiedliwienie, ale pominąwszy parę ekstremalnych przypadków losowych, nigdy przenigdy nie akceptuj takiej wypowiedzi bezkrytycznie. Zbyt często będzie ona oznaczała, iż ktoś próbuje wykorzystać „przeszkodę obiektywną” jako pretekst do ukrycia własnego bezwładu, niewiedzy, czy też zwykłego lenistwa!!!

Tego tak nie można zostawić! Zamiast pogłaskać daną osobę po głowie i powiedzieć:

„No tak, rozumiem, nic się nie dało zrobić”

zapytajmy wprost (w zależności od charakteru tych „okoliczności obiektywnych”:

Jakie KONKRETNE działania podjąłeś, aby osiągnąć (umówiony wcześniej rezultat) mimo istnienia („przeszkoda obiektywna”)?

albo

Jakie KONKRETNE działania podjąłeś, aby usunąć („przeszkoda obiektywna”), lub zminimalizować jej wpływ na osiągnięcie (umówiony wcześnie rezultat)?

Jeśli teraz wykażemy choć odrobinę asertywności i będziemy obstawać przy uzyskaniu konkretnej odpowiedzi, to dowiemy się czy dana osoba rzeczywiście zrobiła wszystko, co możliwe, aby umówiony rezultat dostarczyć, czy też pomyślała „mam dobre usprawiedliwienie, po co się wysilać”. Będziecie zdziwieni, kiedy zobaczycie jak często mamy do czynienia z tym drugim przypadkiem i co gorsza, dotąd tolerowaliśmy to.

Na zakończenie parę istotnych uwag:

  • Nawet jeśli zadajemy takie pytanie przyjaznym tonem głosu, to jest to bardzo brutalne wydobycie na wierzch prawdy. Niektóre osoby będą miały spory kłopot z taką konfrontacją, bo dotąd żyły we własnym wirtualnym świecie, gdzie ich dotychczasowa postawa była OK. Tak więc pytaj przyjaźnie :-)
  • Trzeba trochę uważać z osobami bliskimi. Najlepiej byłoby przetestować ich nastawienie („wynikowiec” czy „usprawiedliwiacz”) zanim staną się naszymi bliskimi, ale to nie zawsze jest możliwe. Jak już mamy, co mamy to przynajmniej dobrze jest wiedzieć na ile można drugą osobę potraktować jako prawdziwego, dorosłego partnera, a na ile musimy (?) zaakceptować fakt, że pod pewnymi względami jesteśmy w związku z dużym dzieckiem. Wnioski musicie już sobie wyciągnąć sami.

Opisane w poście postępowanie w przypadku wymówek jest „procedurą standardową” doświadczonych managerów i wielu z Was będzie ono zapewne znane. Napisałem o tym, bo szkoląc ostatnio początkujących widziałem, że mieli kłopoty z właściwą reakcją, więc pewnie przyda się i kilku Czytelnikom.

Komentarze (42) →
Alex W. Barszczewski, 2007-05-07
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

„Negatywne” wydarzenia w życiu

Dziś chcę podzielić się z Wami interesującym spostrzeżeniem, które poczyniłem już dość dawno temu, a którego słuszność ciągle potwierdza mi się w życiu. Brzmi ono:

Dopóki postępujesz w miarę zgodnie z samym sobą i w miarę przyzwoicie, to wszystko, co Ci się przydarza dzieje się na Twoją korzyść. I to nawet wtedy, kiedy na pierwszy rzut oka wcale to na korzyść nie wygląda
Te obydwa „w miarę” zamieszczone w powyższym zdaniu uwzględniają fakt, że prawdopodobnie żaden z nas (a już na pewno autor tego postu :-)) nie jest aniołem, lecz zwykłym człowiekiem ze swoimi słabościami różnego rodzaju.

To, co napisałem powyżej to wyłącznie osobista i empiryczna obserwacja, którą potwierdza wiele rozmów, przeprowadzanych na ten temat z wieloma innymi ludźmi.

W moim przypadku, jeśli spojrzę wstecz, to widzę wyraźnie, że różne „nieszczęścia” (byłem zdradzany, porzucany, oszukiwany, okradany itp.) wydarzały się zawsze wtedy, kiedy albo zagalopywałem się w niewłaściwym kierunku, albo chciałem „utrwalić” i ustabilizować sytuację, która z późniejszej perspektywy byłaby dla mnie bardzo niekorzystna.

Najwyraźniej (choć nie tylko) widać to kiedy patrzę na historię moich relacji damsko-męskich. Zaczynając jako biedny jak przysłowiowa mysz kościelna, zakompleksiony chłopak przeszedłem do mojej dzisiejszej sytuacji baaaardzo długą drogę i przewędrowałem przy okazji dość sporo różnych warstw społecznych. Na każdym z tych etapów miałem oczywiście różne związki, które oprócz wielu przyjemności i lekcji życiowych (bo związek powinien wzbogacać nasze życie, nieprawdaż?) wnosiły ze sobą różne problemy i ostatecznie rozpadały się, czasem w bardzo nieprzyjemny i bolesny dla mnie sposób. Nie muszę opisywać, jak często zadawałem sobie bolesne pytanie „dlaczego akurat mnie musiało się coś takiego wydarzyć”, albo rozpaczałem, że pozornie idealna relacja rozpadała się z powodu „jednej, jedynej” sprawy, której najwyraźniej mimo wielu wysiłków z mojej strony nie dawało się zmienić.

Jak widzę to dzisiaj?
Ładnych kilka lat temu zrobiłem sobie specjalnie taką małą wycieczkę w przeszłość i pojechałem w różne miejsca, w których mieszkałem. Tam wielokrotnie udało mi się nawiązać ponownie kontakt z różnymi „księżniczkami”, dla których wcześniej z różnych powodów nie byłem wystarczająco obiecującym partnerem. Abstrahując od dosłownie kilku ostatnich relacji (które miałem będąc już pewnym i stabilnie stojącym w życiu mężczyzną), cała reszta była szokującym doświadczeniem. Nie będę może na forum publicznym wchodził w szczegóły, wystarczy że powiem, iż gdybym wtedy odniósł „sukces”, to bez wyjątku byłby to poważny błąd życiowy praktycznie uniemożliwiający mi dalszy rozwój i dojście do tego, kim jestem dzisiaj. To brzmi może nieco drastycznie, niemniej jestem przekonany, iż prawie każdy, dla kogo w życiu rozwój osobisty był ważny i kto ma wystarczającą perspektywę czasową do takiego spojrzenia wstecz dojdzie do podobnych wniosków. W tym kontekście wszelkie takie „katastrofy” były szczęśliwym zrządzeniem losu, dającym mi szansę na osiągnięcie czegoś więcej w życiu (w tym też znacznie lepszych związków).

Jeśli chcecie inny dość wyraźny przykład to proszę bardzo. Jako młody człowiek marzyłem o skromnym, ale beztroskim życiu na małym jachcie żaglowym i będąc w Austrii poświęciłem prawie dwa lata mojego życia na budowanie takiej łódki. Mając bardzo niewielkie możliwości zarabiania w którymś momencie splajtowałem kompletnie i straciłem wybudowany kosztem ogromnych wyrzeczeń kadłub. To było wtedy bardzo bolesną katastrofą, ale w rezultacie zabrałem się potem za swój rozwój, co zaowocowało ogromnym wzrostem nie tylko moich możliwości zarabiania pieniędzy, lecz przede wszystkim umiejętności radzenia sobie w życiu i cieszenia się wieloma jego aspektami.

Jaki z tego (i wielu innych przykładów) wniosek? Dla mnie jest to jasna wskazówka, że jeśli spotyka mnie jakieś nieprzyjemne zdarzenie, to jest to zapewne wyraźny sygnał, iż poruszam się w kierunku, który perspektywicznie patrząc nie jest dla mnie korzystny. Następnym krokiem jest zastanowienie się, jaką właśnie głupotę chciałem popełnić (będąc zazwyczaj zaślepiony co do jej długoterminowych konsekwencji) i co mogę w przyszłości zrobić lepiej.

Jakie są Wasze doświadczenia w tym względzie? Czy moje spostrzeżenia dotyczą tylko ludzi, którzy rozwijają się całe życie?

Komentarze (50) →
Alex W. Barszczewski, 2007-04-22
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Jak maksymalizować wspólny rezultat

W komentarzach do postu „Optymalna strategia postępowania z innymi ludźmi” pojawiła się dyskusja świadcząca, iż najwyraźniej niewystarczająco opisałem co mam na myśli poprzez maksymalizację wspólnego rezultatu. Tak więc porozmawiajmy chwilę o tym.

Poprzez maksymalizację wspólnego rezultatu rozumiem takie działania, które prowadzą do tego, że suma mojego wyniku i wyniku partnera jest największa z możliwych (a przynajmniej do tego zbliżona).

Przyjrzyjmy się teraz, z jakiego rodzaju transakcjami (grami) mamy do czynienia w życiu.

  • gra o sumie zerowej – mówimy o niej wtedy, kiedy każdy zysk jednej strony okupiony jest stratą z drugiej. W przytaczanym przez jednego z Czytelników prostym przykładzie z jabłkami, które ktoś sprzedaje a druga osoba kupuje mamy właśnie taką sytuację: jeśli podwyższę cenę, aby zarobić więcej druga strona będzie musiała o tyle samo wydać więcej. Tego typu gry często dotyczą różnych spraw życia codziennego i wielu ludzi próbuje, z pożałowania godnym wynikiem, stosować je wszędzie nie zdając sobie sprawy że istnieją inne możliwości.
    Zrozumiałe, że w wypadku gry o sumie zerowej trudno jest mówić o maksymalizacji wspólnego rezultatu, bo ta suma jest z definicji niezmienna, czyli mój rezultat+twój rezultat=stała wielkość.
    Mając do czynienia z grą o sumie zerowej staram się w miarę możliwości być po prostu fair wobec partnera i zwłaszcza przy transakcjach powtarzających się z tą samą osobą staram się płacić cenę przyzwoitą, niekoniecznie najniższą z możliwych. Ten drugi też musi z czegoś żyć! Kiedy np, ekipa z Polski, która wzorowo przeprowadziła mnie w Berlinie podała mi cenę, to negocjowaliśmy tak długo, aż zgodzili się przyjąć sumę dwukrotnie wyższą od tej, którą początkowo chcieli. Innym przykładem są ciągłe dyskusje z przesympatycznym taksówkarzem, który wozi mnie po Warszawie. Często zamawiam go na jakąś godzinę, po czym okazuje się, że moje rozmowy się przeciągają a on czeka nie włączając o umówionej porze licznika. Takiego czegoś nie mogę akceptować i mamy zawsze dyskusje na ten temat :-) Generalną moją zasadą w takich przypadkach jest:”pilnuj swojego interesu i jednocześnie bądź hojnym człowiekiem”
  • gra o sumie niezerowej – to taka sytuacja, kiedy dodatkowa korzyść jednego z partnerów nie jest związana ze stratą drugiego. Wbrew powszechnemu mniemaniu jest to dość częsty przypadek zarówno w życiu prywatnym, jak i w biznesie. Tutaj mamy bardzo szerokie pole do popisu, aby kreatywnie zwiększać zarówno „zysk” własny, jak i tej drugiej osoby. Właśnie wtedy możemy też stanąć przed wyborem, czy będziemy maksymalizować tylko swoją korzyść, czy też sumę korzyści obydwu stron. Odpowiedź nie jest trywialna, bo jeśli mogę powiększać moją „korzyść” nie robiąc tego na koszt drugiej strony, to dlaczego mam w ogóle myśleć o korzyści partnera? No cóż, tutaj rozchodzą się drogi prymitywnego egoizmu i nazwijmy to egoizmu „oświeconego”. Ten drugi rozpoznaje, że długoterminowo jest nam najlepiej, jeśli i naszemu otoczeniu dobrze się powodzi. Stąd też stosowana przeze mnie strategia prowadzi zazwyczaj do wyboru tej drugiej alternatywy, co długofalowo przynosi mi bardzo dobre wyniki. Tak traktowana druga strona chętnie robi ze mną ponowny „interes”, co z kolei oszczędza mi szeroko rozumianych kosztów akwizycji, oraz często „zaraża się” moją postawą, co ponownie podnosi wspólny rezultat. Do tego tacy zadowoleni partnerzy chętnie polecają cię dalej. W ten sposób funkcjonuję już od 1992 roku w bardzo konkurencyjnej branży nie wydając praktycznie pieniędzy na marketing, a zamiast tego używając je do poprawy jakości mojego życia :-)
    Dokładnie tak samo działa to w relacjach życia prywatnego, co w razie potrzeby chętnie omówię w dalszej dyskusji.

Teraz małe zadanie domowe dla Czytelników: przeanalizujcie, jaki procent waszych „transakcji życiowych” to gry o sumie niezerowej i co możecie zrobić, aby było ich w Waszym życiu więcej.

Komentarze (10) →
Alex W. Barszczewski, 2007-04-06
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Relacje z innymi ludźmi, Rozwój osobisty i kariera

Optymalna strategia postępowania z innymi ludźmi

W jednej z poprzednich dyskusji padło zdanie o traktowaniu osób niepełnosprawnych na specjalnych warunkach. Ja napisałem tam “A co by było, gdybyśmy wszystkich współbliźnich traktowali “na specjalnych warunkach”, przynajmniej do momentu, kiedy udowodniliby nam, że nie warto? Bycie miłym, uczynnym człowiekiem jest w sumie dość proste ”

Piotr na to stwierdził: „Tak by było wspaniale, ale do tego potrzeba szczęśliwych ludzi (szczęśliwego społeczeństwa), bez kompleksów, otwartych na innych.”

Pozwoliłem sobie się z tym nie zgodzić i obiecałem rozwinąć temat, co niniejszym czynię.

Otóż ja, pominąwszy bardzo rzadkie przypadki otwartej wrogości wobec mnie od samego początku znajomości, generalnie traktuję wszystkich „na specjalnych warunkach”, będąc w stosunku do nich miłym i uczynnym. I wcale nie potrzeba do tego szczęśliwego społeczeństwa, funkcjonuje to nawet w Polsce :-) Stosuję to podejście od bardzo dawna zarówno w życiu prywatnym, jak i w biznesie, w obydwu przypadkach z bardzo dobrymi rezultatami
Oczywiście ludzie są różni i niektórzy z nich w odpowiedzi na moje przyjazne i kooperacyjne zachowanie czasami próbują wykorzystać taką sytuację i grać niekooperacyjnie, bądź wręcz szkodliwie dla mnie. W takim przypadku najłatwiejsze byłoby „odstrzelenie” takich osobników poprzez zerwanie z nimi wszelkich kontaktów. Problem polega na tym, że zwłaszcza na początku kariery nie zawsze możemy sobie na to pozwolić i często się zdarza, że musimy wielokrotnie robić „interesy” z osobami, których zachowań nie możemy dokładnie przewidzieć.

Tutaj przydaje się teoria gier, a zwłaszcza tzw. dylemat więźnia. Wpis na ten temat w polskiej wikipedii jest dość słaby, więc do bliższych studiów zdecydowanie polecam angielską. Tam odsyłam zainteresowanych (chyba że będziecie mieli jakieś pytania, to zapraszam do komentarzy), a sam opowiem co ja z tego stosuję w życiu.

W praktyce mamy do czynienia z tzw. iterowanym dylematem więźnia, czyli „rozgrywamy” coś wielokrotnie z tym samym człowiekiem, nie będąc za każdym razem pewnym, czy zachowa się on przyjaźnie i kooperacyjnie. Zdajemy sobie przy tym sprawę, że wynik poprzednich rund (a więc postępowanie każdego z partnerów) może mieć wpływ na ich zachowanie w rundzie obecnej. Taką sytuację możemy znaleźć w szerokiej gamie kontaktów międzyludzkich, od wspólnego chodzenia na podryw począwszy, poprzez współdziałanie z kolegą w pracy, na długoletnich relacjach pomiędzy sprzedawcą firmy X a kupcem firmy Y skończywszy.

Jaką strategię przyjąć, aby mimo tej niepewności długofalowo zapewnić sobie maksymalnie dobry rezultat całkowity takiej interakcji ?

W latach osiemdziesiątych ogłoszono światowy konkurs na najlepszą strategię w tego rodzaju zagadnieniu i spośród wielu nadesłanych rozwiązań zdecydowanie wygrała propozycja A.Rapoporta zwana Tit-for-Tat. Kiedy o niej przeczytałem przeformułowałem ja i zaadoptowałem nieco do normalnych warunków życiowych (poczytajcie jak mało użyteczny jest opis oryginalnej). Jej praktyczne zastosowanie, aczkolwiek nie gwarantowało w każdym przypadku maksymalnego sukcesu, okazało się dla mnie niezwykle korzystne, zwłaszcza w początkach mojej kariery, kiedy podobnie jak Wy musiałem mieć do czynienia z bardzo różnymi ludźmi.

Oto ona:

  • Bądź przyjazny – każdą relacją z innym człowiekiem rozpoczynaj od bycia uczynnym i kooperatywnym
  • Broń się natychmiast – jeśli druga strona w dowolnym momencie gra niekooperatywnie, to natychmiast, nie zwlekając, również przełączasz się na niekooperatywne zachowanie. To „natychmiast” jest bardzo istotne , bo zarówno we wzmiankowanym konkursie, jak i w realnym życiu strony tolerujące dłużej niekooperatywność partnera przegrywały
  • Bądź wielkoduszny – jeśli partner, który poprzednio grał niekooperacyjnie nagle zaczyna grać kooperacyjnie to natychmiast zaczynasz też grać kooperacyjnie. Chodzi o to, aby po takiej pozytywnej zmianie zachowania partnera nie „mścić” się na nim za poprzednie rundy. Taka pamiętliwość przyczyniała się do pogorszenia wyniku końcowego w konkursie i potwierdzam to moimi obserwacjami życiowymi.
  • Maksymalizuj wspólny rezultat – dąż do takich rozwiązań, w których wspólny rezultat obydwu partnerów jest największy, a nie takich, kiedy tylko Twój. W mojej osobistej praktyce oznaczało to i oznacza konsekwentne stosowanie zasady win-win or no deal.
  • Bądź przewidywalny – w tym konkretnym przypadku oznacza, aby Twoi partnerzy nie mieli żadnych wątpliwości jak się zachowasz w następstwie ich działań. To znaczy muszą być z jednej strony pewni, że dopóki zachowują się kooperatywnie, to Ty też tak będziesz się zachowywał, z drugiej tak samo pewni Twojego kontrataku, jeśli zagrają niekooperatywnie.

Te pięć prostych zasad bardzo pomogło mi pokonać drogą od klepiącego biedę nieudacznika do dzisiejszej, dość komfortowej sytuacji życiowej i jestem przekonany, że wielu z Was może skorzystać na jej przemyśleniu i implementacji.

Jak zwykle jest to Wasze życie i każdy z Was powinien sam wyciągnąć własne wnioski.

Zapraszam do dyskusji i zadawania pytań w komentarzach

PS:Kontynuacja tematu znajduje się w następującym poście

Komentarze (60) →
Alex W. Barszczewski, 2007-03-30
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Page 4 of 5«12345»
Alex W. Barszczewski: Avatar
Alex W. Barszczewski
Konsultant, Autor, Miłośnik dobrego życia
O mnie

E-mail


Archiwum newslettera

Książka
Alex W. Barszczewski: Ksiazka
Sukces w Relacjach Międzyludzkich

Subskrybuj blog

  • Subskrybuj posty
  • Subskrybuj komentarze

Ostatnie Posty

  • Czym warto się zająć jeśli chcesz poradzić sobie z lękowym stylem przywiązania
  • Pieniądze w związku – jak podchodzić do różnicy zarobków
  • Jak zbudować firmę na trudnym rynku i prawie bez kasy ?
  • Twoja wartość na rynku pracy – jak ją podnieść aby zarabiać więcej i pracować mniej
  • Zazdrość – jak poradzić sobie z zazdrością w relacji

Najnowsze komentarze

  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.2  (47)
    • Magda: @Magda Już nie będziemy się...
    • Magda: @Magda Będziemy się myliły...
    • Alex W. Barszczewski: Adam Dziękuję...
    • Adam: @Alex – najwyrażniej nie...
    • Alex W. Barszczewski: Agata S. Ładne...
  • Król jest nagi, czyli co robią firmy szkoleniowe aby ich nie wybrać cz. 1  (29)
    • Anet.: Alex, Napisałeś: „jedna...
    • KrysiaS: Sokole Oko, z powodu...
    • Sokole Oko: Katarzyna Latek-Olaszek,...
    • Katarzyna Latek-Olaszek: Monika...
    • Sokole Oko: Monika, Umówmy się, że...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego!!  (33)
    • Weronika: Dziękuję Wam za ciekawe...
    • Elżbieta: Alex Ja zazwyczaj staram...
    • Alex W. Barszczewski: Elżbieta...
    • Anet.: Pamiętam, że pod jakimś postem...
    • Elżbieta: Ewa W. Miło mi :-) Zgadzam...
  • Wyrzuć śmieci  (63)
    • Sokole Oko: Łukasz Gryguć, Ależ nie...
    • Witek Zbijewski: Bartek No to jeszcze...
    • Bartosz: Witek :-) Z calym szacunkiem...
  • Co zrobić, kiedy się nie wie co chce się robić w życiu?  (673)
    • Sokole Oko: Cheese, Przede wszystkim...
    • Emilia Ornat: @ Cheese – nie...
    • Cheese: A ja mam taki problem. Chcę...
  • Osoba bliska czy blisko spokrewniona?  (47)
    • mila: nigdy nie chcialam budowac...
    • Alex W. Barszczewski: Miła Napisałaś:...
    • Mila: musze patrzec na ludzi...
  • Zdobywanie umiejętności praktycznych  (40)
    • Bartosz Walczak: Gracjan, Ewa przy...
  • Jak nas oceniają  (30)
    • Witek Zbijewski: by dać się zauważyć...
    • Łukasz Gryguć: Alex, Ok, dziękuję za...
    • Alex W. Barszczewski: Łukasz Gryguć...
    • Łukasz Gryguć: Ok, nie chciałbym źle...
    • Alex W. Barszczewski: Witajcie Byłem...

Kategorie

  • Artykuły (2)
  • Dla przyjaciół z HR (13)
  • Dostatnie życie na luzie (10)
  • Dyskusja Czytelników (1)
  • Firmy i minifirmy (15)
  • Gościnne posty (26)
  • Internet, media i marketing (23)
  • Jak to robi Alex (34)
  • Jak zmieniać ludzi wokół nas (11)
  • Książka "Sukces w relacjach…" (19)
  • Linki do postów innych autorów (1)
  • Listy Czytelników (3)
  • Motywacja i zarządzanie (17)
  • Pro publico bono (2)
  • Przed ukazaniem się.. (8)
  • Relacje z innymi ludźmi (44)
  • Rozważania o szkoleniach (11)
  • Rozwój osobisty i kariera (236)
  • Sukces Czytelników (1)
  • Tematy różne (394)
  • Video (1)
  • Wasz człowiek w Berlinie (7)
  • Wykorzystaj potencjał (11)
  • Zapraszam do wersji audio (16)
  • Zdrowe życie (7)

Archiwa

Szukaj na blogu

Polityka prywatności
Regulamin newslettera
Copyright - Alex W. Barszczewski - 2025