Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Strona główna
Blog
Najważniejsze posty
Archiwum newslettera
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
Tematy różne

Spotkanie ze studentami – nowe doświadczenie

Wczoraj wieczorem miałem przyjemność spędzić 4,5 godziny na spotkaniu z członkami Koła Naukowego jednej z naszych uczelni. Nie pisze tutaj jakiego i z jakiej uczelni, bo nie wiem czy sobie tego życzą a poufność to podstawa :-) Moi mili rozmówcy – jeśli chcecie to możecie ujawnić się w komentarzach.

UPDATE: Uzyskałem zgodę na opublikowanie jaka grupa to była. Spotkałem się z członkami Koła Naukowego PROLEPSIS z Uniwersytetu Szczecińskiego

Dotychczas raczej spotykałem się z ludźmi nieco starszymi, mającymi już doświadczenie w pracy zawodowej i praktyczne rozeznanie w realiach biznesu, więc byłem ciekaw jak będzie przebiegała rozmowa z osobami znajdującymi się dopiero w przedsionku takiego życia, tym bardziej, że dotąd nie byłe to moja „grupa docelowa”.

Muszę przyznać, że byłem bardzo pozytywnie zaskoczony. Dziś zastanawiając się nad tym, co wczoraj mówiłem uświadomiłem sobie, że bardzo szybko zapomniałem iż rozmawiam z bardzo młodymi ludźmi i cały czas mogłem dyskutować jakbym miał do czynienia co najmniej z uczestnikami naszych Power Walk, albo nawet z klientami. A poruszaliśmy bardzo szeroki zakres tematów! Nawet jak pokazywałem im pewne dość trudne ćwiczenie, to dzielnie sobie radzili, wcale nie gorzej od ich starszych koleżanek i kolegów. Duże brawa!!!

To oznacza, że na studiach dojrzewa nam kolejna generacja, która może dać sporego pozytywnego „kopa” zarówno gospodarce jak i społeczeństwu.  Z tego „na szybko” wynika kilka wniosków:

  • Nawet jeżeli moi wczorajsi Gospodarze są tylko częścią bardzo zróżnicowanej grupy studentów, to oznacza to iż mamy stojący w dołkach startowych „kapitał ludzki”, aby zrealizować „Złotą Dekadę” o której dyskutowaliśmy wcześniej.  Musimy tylko jako społeczeństwo zacząć wreszcie patrzeć do przodu (a nie żyć przeżuwaniem przeszłości) i wykorzystywać nasz bezsporny atut jakim są młodzi, inteligentni i żądni sukcesu ludzie.
  • Ci z nas, którzy w ostatnich kilkunastu latach o własnych siłach osiągnęli jakiś znaczący sukces ekonomiczny powinni się zastanowić się, czy nie czas na wsparcie tego następnego pokolenia.  I nie mam tutaj na myśli tylko własnych genetycznie spokrewnionych dzieci (ograniczenie się tylko do nich jest, z całym szacunkiem,  typowe dla mentanlości chłopskiej), ale szersze rzesze dobrych, zdolnych i chętnych do rozwoju młodych Polaków, którym z różnych powodów Państwo nie daje istotnych elementów sukcesu takich jak odpowiednie wzorce postaw, czy krytyczne umiejętności. My posiadamy i to i to, inaczej nie bylibyśmy dzisiaj tam gdzie jesteśmy. Dzielmy się tym z chętnymi, młodszymi Rodakami, bo jak my im tego nie przekażemy, to z braku odpowiednich umiejętności nikt inny tego nie zrobi. Na uczelniach ciągle jeszcze zbyt wielu jest  teoretyków, którzy zamulają ludziom umysły wiedzą nieadekwatną do XXI wieku, a za mało praktyków, którzy z własnego doświadczenia wiedzą co jest istotne i potrafią to przekazać. Wypełnijmy te lukę. Zdaję sobie sprawę, że przy naszych stawkach dziennych chyba żadna szkoła wyższa w Polsce nie mogłaby sobie na nas pozwolić, a procedury dofinansowywania z Unii powodują u nas odruch wymiotny, dlatego trzeba do sprawy podejść „po naszemu”:  Jeżeli w miarę rozsądnie podchodzimy do finansów, to przecież  mamy i zarabiamy dość pieniędzy, aby całkiem wygodnie i przyjemnie żyć. Jeżeli część naszego czasu (tak, czasu!!) poświęcimy nie na dalsze ich pomnażanie, lecz sprezentujemy go wartej tego młodzieży ucząc za darmo, to spowoduje to co prawda pewną różnicę w zapisie komputerowym w jakimś banku, ale ta różnica nie będzie miała odczuwalnego wpływu na jakość naszego życia! Z drugiej strony możemy zainicjować kolosalna pozytywna zmianę w życiu innych.  Czyż to nie jest warte spróbowania??! Ja tak robię i zapewniam Was, że warto, a korzyści dla samego siebie nie dadzą się przeliczyć na żadne pieniądze (priceless – jak w pewnej reklamie :-)).
  • Rada dla młodych Koleżanek i Kolegów: wychylajcie się ! Zróbcie robocze założenie, że ukończone studia nie dają Wam żadnej przewagi w stosunku do tysięcy innych osób, które też skończyły takie lub podobne studia a nadal macie decydującą słabość w stosunku do ludzi, którzy pracując już zdążyli nabrać pewnego doświadczenia i umiejętności praktycznych. To trzeba koniecznie czymś skompensować, na przykład robiąc coś konkretnego jeszcze w trakcie nauki, albo zdobywając rzadkie umiejętności niedostępne dla szerokiej rzeszy studiujących. Tego nikt Wam na tacy nie poda, musicie sami przejąć inicjatywę i zrobić coś wykraczające poza szablon. I nie jest to takie trudne, zobaczcie ile inicjatyw powstało choćby na tym blogu tylko dlatego, że ktoś zaprosił mnie na herbatę, czy tez napisał miłego i rzeczowego maila. Jeśli chcecie to wkrótce napisze Wam jak się za to zabrać, aby zwiększyć szanse powodzenia.

Tyle na razie, zapraszam do dyskusji w komentarzach.

PS: Do grupy, z którą się spotkałem – na początku lata będę w Waszych okolicach, to zrobimy sobie ostre warsztaty negocjacyjne :-)

Komentarze (37) →
Alex W. Barszczewski, 2010-04-18
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Twój dostawca – prostytutka czy partner, któremu zależy?

Dziś, mimo dość nietypowego tytułu, wracamy do dyskutowania tematów nieco bardziej związanych z biznesem.

Jeżeli uważnie przyjrzymy się naszym dostawcom wszelkiego rodzaju, to przy odpowiednio dużej próbce z łatwością będziemy mogli podzielić ich na dwie grupy:

  • Prostytutki – robiące to wyłącznie dla pieniędzy i z chęci zysku. Jest to tak rozpowszechnione nastawienie, że zapewne większość z Was stwierdzi, że przecież o to chodzi w biznesie. Niby prawda, ale jak przekonamy się poniżej, niekoniecznie musi tak być. Zacznijmy jednak od opisu prostytutki:
    Dostawca-prostytutka będzie starał się zawrzeć z Tobą umowę, która da mu maksimum profitu przy minimalizacji nakładów z jego strony. Własny profit jest przecież jego podstawowym motywem działania! W ramach dostawy otrzymasz w najlepszym przypadku dokładnie to, co zostało zawarte w umowie, wszystko jedno, czy w trakcie „konsumowania” okaże się to dla Ciebie przydatne, czy też tak naprawdę potrzebowałbyś czegoś innego. W tym drugim przypadku licz się z koniecznością wykupienia nowej usługi, najwyżej z jakimś rabatem. Od prostytutki nie spodziewaj się autentycznego zaangażowania, w najlepszym przypadku poudaje trochę, abyś nieco lepiej się poczuł, lub porobi „profesjonalne” wrażenie. :-)
  • Zaangażowanych partnerów  – którzy oczywiście chcą tez mieć swoja „przyjemność” (cokolwiek by to w konkretnym przypadku miało znaczyć), ale bardzo ważnym dla nich jest Twoje zadowolenie i zaspokojenie Twoich potrzeb. To są też partnerzy, którzy chętnie i z zamiłowania robią to co robią, widać to na każdym kroku. Dzięki temu są w tym nie tylko bardzo dobrzy, ale też gotowi elastycznie dopasować „dostawę” do pojawiających się potrzeb odbiorcy. Tacy dostawcy będą znajdowali swoją szeroko rozumianą przyjemność w maksymalizacji pozytywnych efektów dla Ciebie, szukając z własnej inicjatywy dodatkowych dróg zrobienia Tobie jak największej pozytywnej różnicy. Jak obserwujesz ich przy pracy, to ich zapał i zaangażowanie są oczywiste i bezdyskusyjne.

Teraz mam dla Ciebie Czytelniku pozornie retoryczne pytanie:

Czy wolisz mieć do czynienia z prostytutką robiąca wszystko dla pieniędzy, czy też z odpowiednio wykwalifikowaną osobą robiącą to z zamiłowania i z pełnym zaangażowaniem, a do tego pragnącą Twojego sukcesu?

I następne pytanie:

Co robisz, aby jak najwięcej Twoich dostawców to byli zaangażowani partnerzy?

Uważasz może, że takowych nie ma i jesteś skazany na prostytutki?? Naprawdę??? Bardzo wiele osób tak uważa i w międzyczasie zdążyło się już poddać akceptując, delikatnie mówiąc, byle jakie ich traktowanie.
Mam tutaj dla Was dobrą wiadomość, podobnie jak w życiu prywatnym zaangażowani partnerzy istnieją i w innych jego dziedzinach. Nawet jeśli  znalezienie ich nie jest całkiem proste, to na pewno warto się rozejrzeć i nie przestawać testować, testować, testować. I nie zniechęcać się mimo iż większość firm, zakładów usługowych, czy specjalistów traktują nas z podejściem odwalających masówkę pracownic agencji towarzyskich. Jeżeli już musimy korzystać z ich usług, to trudno, ale nie traktujmy tego jako stan permanentny „bo tak musi być”.

Na marginesie jeszcze jedna uwaga. Wbrew powszechnemu mniemaniu zaangażowany partner wcale nie musi być droższy od prostytutki, dotyczy to np. takich ludzi jak lekarz, notariusz, adwokat, doradca podatkowy, budowniczy basenu, taksówkarz, krawcowa, architekt, czy wreszcie z mojej działki trener i coach :-) Trochę bardziej pesymistyczny jestem w wypadku szkoły do której wysyłacie Wasze dzieci, albo uczelni, na którą uczęszczacie, ale może mam tutaj zbyt mało wiedzy o aktualnych realiach.
Posiadanie  własnej listy zaangażowanych partnerów z różnych dziedzin może mieć ogromny wpływ na jakość Waszego życia (a w wypadku doktorów też na jego długość !!!). Podstawą przy jej budowaniu jest z jednej strony konsekwentna selekcja i niezadowalanie się byle czym, a z drugiej, odpowiednie traktowanie dostawców. Jeżeli spotykając zaangażowanych dostawców traktujesz ich jak prostytutki, to nie dziw się jeżeli w najlepszym wypadku dostajesz adekwatną usługę, a w najgorszym, zostajesz „odstrzelony” jako klient. Dostawcy-partnerzy są tak poszukiwani, że zawsze maja co robić i nie maja specjalnych zahamowań, aby dać Ci kopa w cztery litery jeśli będziesz nieodpowiednio ich traktował. I to wszystko jedno, czy reprezentujesz samego siebie, czy też wielki międzynarodowy koncern! Dlatego korzystając z ich usług zadawaj sobie pytania „czy traktuję tego człowieka fair?”, „Czy buduję z nim długoterminową relację, czy tez próbuję wyciągnąć numerek na szybko?”

A teraz zapraszam wszystkich, do uczciwej analizy firm, osób i instytucji, z których usług korzystamy. Nie zdziwcie się, jeśli wyniki będą dla nich bardzo kiepskie, wyciągnijcie z tego odpowiednie wnioski.
O tym jak wykorzystać to zjawisko do uzyskania dużej przewagi konkurencyjnej napisze następnym razem.

PS: Jeśli chodzi o dostawców działających wyłącznie z chęci zysku, to nie jest moim zamiarem osądzanie ich. Każdy działa jak chce i na wielkim rynku na wszystko jest popyt, ja osobiście po prostu wolę współpracować z zaangażowanymi partnerami. A Wy?

Komentarze (37) →
Alex W. Barszczewski, 2009-04-20
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Gościnne posty

Dusza inżyniera

Dziś zapraszam do przeczytania kolejnego postu gościnnego. Jego autorem jest Tomasz Ciamulski, znany Czytelnikom tego blogu z wielu interesujących komentarzy. Tym razem na prośbę kilku z Was Tomek napisał poniższy tekst, do którego przeczytania serdecznie zapraszam

________________________________________________________________

Wpis ten zainicjowany został w poście Czy jesteś Purpurową Krową, czy zwykłą Krasulą? jako rozwinięcie odpowiedzi na jeden z komentarzy Piotra [PMD], zawierający stwierdzenie: „wykształcenie techniczne uważam za dobrą inwestycję, natomiast pracę “w zawodzie” za taki-sobie wybór.” i analizę niedogodności, jakie napotyka w swoim życiu inżynier. Ja, jeśli mam jakieś dylematy, to są one innej natury. Dzielę się więc swoimi doświadczeniami i spostrzeżeniami jako osoba, która wewnętrznie identyfikuje się dość mocno z techniką. Między wierszami podsumuję znane mi i dostępne publicznie informacje na temat rozwoju high-tech w Polsce (ze względu na specyfikę branży część istotnych osiągnięć objęta jest tajemnicą).

Narodziny inżyniera :)

W swoim życiu znajduję potwierdzenie, że to kim jestem wynika silnie z wpływu otoczenia. Mój ojciec to rzemieślnik, a w zasadzie „złota rączka”, i od dzieciństwa obracałem się w różnego rodzaju środowisku „technicznym” (majsterkowałem, budowałem modele itd). Kolejne zdarzenia sprawiły, że ukierunkowałem się na elektronikę. Za czasów szkoły średniej (technikum) naprawiałem wszelkie sprzęty elektroniczne znajomym, a nawet budowałem od podstaw np. wzmiacniacze akustyczne. Miałem przy tym ogromną frajdę i raczej nie myślałem wtedy o dokładnej wizji przyszłej pracy, wykształcenia i kariery. Dalej było podobnie, w miarę możliwości dobierałem zajęcia, ludzi i miejsca, które najbardziej sprzyjały rozwojowi i utrzymaniu jak największej satysfakcji z tego co robię (fun factor). Na ile to się udało?

Studia

Wspominam je miło (PW-EiTI), dużo wniosły do mojego rozwoju i obecnych kontaktów np. kilkunastu interesujących kolegów, którzy rozproszyli się po kraju i świecie robiąc ciekawe rzeczy. Jako elektronik mogłem uzyskać dostęp do sprzętu, który jest trudno dostępny amatorom (kosztowny). Owszem, można narzekać na poziom wyposażenia laboratorium czy sensowność programu nauczania, ale jak się chce to można znaleźć dużo. Nie czekałem na szansę, tylko sam jej sobie poszukałem. Główny kierunek wybierałem nie tylko w moim mniemaniu ciekawy ale także przyszłościowy. Może być to ważny moment decyzyjny dla studenta, porównywalny ze strategicznymi działaniami firmy. W tym punkcie nie rozumiem tych, którzy decydują losowo lub po najmniejszej linii oporu, a nie jest to zjawisko rzadkie. Ja postawiłem na analizę elektromagnetyczną (EM) i elektronikę wysokoczęstotliwościową (microwaves). Ponadto, ważne było od kogo będę się uczył. Przyjrzałem się aktywności naukowej i pozauczelnianej potencjalnych promotorów i wybrałem profesora o najszerszych osiągnięciach międzynarodowych oraz kontaktach z przemysłem. W międzyczasie założył on firmę (QWED) i sądząc po jego uprzedniej aktywności nie zdziwiło mnie to. Ja też na tym skorzystałem i podtrzymujemy wspaniałą współpracę, na różnych płaszczyznach, do dzisiaj. Nie wiem kiedy trzeba zacząć, żeby być inżynierem, ale warto zastanowić się, czy edukacja techniczna jest konsekwencją rozwijania naszych pasji, czy ma służyć za sposób na zarabianie pieniędzy lub etap przejściowy w karierze. Nie wiem jaka jest wartość 'treningu’ na studiach technicznych jako okresu przejściowego. Miałem wrażenie, że wielu kolegów bez pasji technicznych męczyło się na laboratoriach. Wykonywali logiczne czynności i wnioskowanie ale chyba nie czuli tego. Warto zastanowić się, czy nie jest to strata czasu. Może to działa nieco inaczej w przypadku zajęć czysto programistycznych, bez zaangażowania w typową inżynierię ze sprzętem i technologiami. Dla mnie samo programowanie jest interesujące ale służy tylko za środek pomocniczy (dygresja-tutaj zaczyna robić się miszmasz pojęciowy, co uważamy za inżynierię i technologie)

Praca w Polsce

Jako student wykonywałem prace zlecone dla QWED na luźnych zasadach, co doskonale wzbogacało moją naukę (rozwój symulatora FDTD jak też prace projektowe w mikrofalach). Rozmyślając o pozostaniu tylko w tej branży po studiach stwierdziłem, że jest ona przyszłościowa, ale jeszcze za mało rozwinięta, nie tylko w Polsce, ale także Europie. Można było znaleźć pojedyncze, ciekawe oferty tylko w niektórych krajach. Jednak nie oznacza to jej nieużyteczności, gdyż w USA jedna agencja może podać ponad 1000 ofert! W nowych technologiach jesteśmy niestety w tyle za USA, ale zmiany postępują szybko. Ciągnęło mnie do przemysłu i znalazłem ciekawą, małą firmę R&D: TechLab 2000. Z perspektywy czasu widzę (ponad 6 lat jako projektant), że mała firma (20-30 osób), która skupia ambitnych ludzi i zajmuje się zaawansowanymi technologiami, zapewnia merytoryczny 'fun factor’ na wysokim poziomie. Korporacje stać np. na szkolenia, ale są one mało przydatne w R&D. Można nauczyć się obsługi istniejących urządzeń i systemów, ale nie tworzenia nowych. W mniejszej firmie codzienne zajęcia obejmują wiele dziedzin, od planowania i projektowania, poprzez programowanie, po pomiary sprzętowe. Dla mnie super. Specyfika działalności TechLab 2000 to raczej skuteczne dążenie do realizacji wyznaczonych celów i nie widzę tu jakiś barier merytorycznych. Jako biuro projektowe firma otwarta jest na realizację dość dowolnych pomysłów klientów zewnętrznych oraz własnych. Pomimo dużej różnorodności i innowacyjności projektów wszystkie udaje się realizować. Specjalizacją firmy są urządzenia kryptograficzne (ochrona informacji), w tym zestaw interopercyjnych telefonów szyfrujących (analogowe, cyfrowe, komórka). Niektóre, specyficzne sprzętowe moduły kryptograficzne opracowane były jako jedne z pierwszych na świecie. Działa na rynku krajowym jak i za granicą. QWED jest przykładem biznesu zbudowanego na konkretnej, rzetelnej wiedzy. Grupa naukowców równolegle opracowuje nowe rozwiązania na światowym poziomie oraz steruje implementacją w produkcie komercyjnym (huge fun factor), zatrudniając pracowników w siedzibie pozauczelnianej. Żal było mi rozstawać się z nimi po studiach, więc po ok. rocznym przystosowaniu do pracy w przemyśle (dużo nowej nauki praktycznej) rozpocząłem 'hobbistyczną’ pracę nad doktoratem. Oznaczało to wypracowanie sobie redukcji dydaktycznych obowiązków doktoranta na uczelni (m.in. rezygnacja z głodowego stypendium). W 80% doktorat opracowałem w drodze do/z pracy – jakże miło mijał mi czas godzinnych dojazdów pociągiem z podwarszawskiej miejscowości :) Nie było to nic wielkiego, ale zawsze trochę nowej działalności w EM oraz przedłużenie/poszerzenie kontaktów z interesującymi ludzmi. Co ciekawe, w Polsce osiągnięcia QWEDu doceniono po nagrodzie europejskiej. Jeśli zrobimy coś o konkretnej wartości, ale innowacyjnego, to szybciej zostanie zauważone i docenione za granicą i nie jest to odosobniony przypadek. Prawie cała sprzedaż to eksport. Produkty QWEDu używane są także w USA, nawet w instytucjach rządowych.

Praca za granicą

Z czasem QWED zaczął dodatkowo uczestniczyć w europejskich projektach R&D i tuż po doktoracie pojawiło się ciekawe zajęcie związane z dziedziną mikrofalową. Projekty takie mają tą cenną dla mnie cechę, że stanowią mieszankę zajęć naukowych (uczelnie) i praktycznych, przy współpracy z partnerami przemysłowymi. Paradoksalnie, w dalszej pracy nad elektromagnetyzmem przydały mi się zaawansowane doświadczenia programistyczne z TechLabu. Prawdopodobnie bez tej pracy byłoby znacznie trudniej, a tak przez 1 rok mogłem osiągnąć niezły poziom w rozwijaniu symulatora EM do wersji równoległej, działającej na różnych komputerach wieloprocesorowych. Drugi etap to wykorzystanie rozwiniętego narzędzia do rozwiązywania złożonych problemów w mikrofalach. Spodobała mi się ta forma działalności, ale w kolejnym projekcie chciałem zajrzeć także do większej firmy. W mojej branży używa się bardzo drogiego oprogramowania i sprzętu. Duża firma może pozwolić sobie na więcej. Mając głębsze doświadczenie jako researcher w jednej z metod analizy EM mogę łatwiej poznawać słabe i mocne strony innych tego typu narzędzi. Większości takiej wiedzy nie da się znaleźć w manualu ani supporcie danego narzędzia. Obecnie nadal łączę 'applied research’ dla firmy z poszerzoną działalnością na lokalny uniwersytet, wydział fizyki – dwa miejsca pracy z luźnym podziałem czasowym, w zależności od bieżących potrzeb. Początkowo nie planowałem wyjazdu za granicę, ale nie żałuję tego ruchu. Kraje bardziej rozwinięte mają większą świadomość inwestycji w R&D i mogą stwarzać dogodniejsze warunki. Doświadczenia takie przydają się także do przekonania, że z naszymi kompetencjami nie jest tak źle jak nam się czasami może wydawać. Cenię też sobie pobyty na uniwersytetach, gdzie obrony rozpraw doktorskich odbywają się z wyszczególnionym oponentem, najczęściej z dobrej uczelni z innego kraju. Przysłuchując się bardzo merytorycznej dyskusji z oponentem można w 1h dowiedzieć się sporo o nowych aspektach nauki i techniki.

Co dalej?

Jak dotąd moimi działaniami kieruje głównie pasja i rozwój bez gubienia 'fun factor’. Nie wiem jak długo tak się da, oby jak najdłużej. Z drugiej strony, cała sytuacja wygląda na coraz bardziej skomplikowaną. Sprzyja to rozwojowi, ale działalność jest rozproszona, nie pozwala na skupienie się nad konkretnym produktem lub technologią. Stoję w rozkroku między R&D w przemyśle a uczelniami, do tego zaliczam próby działalności na własną rękę. Duża swoboda wyboru dalszej drogi, ale mam wrażenie, że nadszedł czas na jakieś rozwiązanie docelowe. Może uproszczę tę pajęczynę i skupię się na jednym. Może skomplikuję bardziej – wszak mam jeszcze drugą rękę :) Drugi dylemat – rozwodzenie się nad pracochłonnymi szczegółami ogranicza efektywność postępu. Żeby zrobić coś większego nie wykluczam, że będę przechodził do swego rodzaju „zarządzania” R&D. Dużo potrzebnej mi na ten temat wiedzy mogę znaleźć na blogu Alexa, stąd moja obecność tutaj. Jak to zrobić, żeby nie poświęcać przyjemności tworzenia? Ale nawet jeśli będę przechodził na wyższe poziomy abstrakcji, to czysta technika nie będzie dla mnie mniej istotnym ogniwem. Nadal od czasu do czasu chętnie 'powącham’ sprzęt od środka lub naprawię sobie urządzenie domowe i najlepiej jeśli da się to zrobić metodą „MacGyver’a” (śrubokręt+drucik) :) W kontekście tym podkreślę jeszcze znaczenie posiadania umiejętności fundamentalnych dla inżyniera. Okazuje się, że trójwymiarowe modelowanie dostępne w nowoczesnych symulatorach EM można wykorzystać nie tylko w elektronice, ale także w innych przemysłach, gdzie fale/energię elektromagnetyczną można użyć np. do grzania, suszenia, wspomagania procesów chemicznych czy obrazowania. Jeśli chodzi o programowanie, gdybym zatrzymał się powiedzmy na Java, to trudno byłoby mi zaimplementować efektywne przetwarzanie równoległe, wymagające znajomości architektury i zarządzania pamięcią maszyn, od których odcina nas wirtualna maszyna Java. Więcej o „duszy inżyniera” można poczytać tutaj: „My real concern here is not with the economics of skilled manual work, but rather with its intrinsic satisfactions.” Na marginesie, tekst ten rzuca także światło na kreowanie potrzeb i kredyty, które zabiły dawniej powszechniejszy styl życia, powracający obecnie pod hasłem semi-retirement. Chętnie odpowiem na dodatkowe pytania. Zapraszam serdecznie do dyskusji.

____________________________________________________________

Prywatnie Tomek ma dwójkę dzieci. Od prawie 3 lat przeżywa wraz z rodziną miłą przygodę skandynawską, najpierw Szwecja, obecnie Norwegia. Obecne, główne zajęcie to praktyczne wdrażanie efektów badań naukowych do rozwiązywania złożonych problemów w przemyśle elektronicznym, w szczególności miniaturyzacja i problemy kompatybilności elektromagnetycznej (EMC) w technologii MMIC.

Komentarze (26) →
Alex W. Barszczewski, 2008-07-03
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Gościnne posty

Masz pomysł? Co zrobić aby go realizować?

Dzisiejszy post gościnny napisał Bartek Popiel, student Uniwersytetu Śląskiego.

Historia jego powstania to typowa ilustracja zasady „wychyl się” :-) Wczoraj wieczorem, po powrocie z bardzo intensywnego, dość nowatorskiego treningu i kolacji biznesowej (czytaj umęczony jak ten przysłowiowy pies) otrzymałem mail, w którym Bartek dziękował mi za inspiracje i krótko opisał co zrobił. Ten krótki opis bardzo mi się spodobał, bo pokazywał, że aby zacząć robić coś sensownego nie są konieczne ani superstudia, ani superkontakty, ani nawet specjalne zasoby gotówki. Moja pierwsza odpowiedź była jasna: „Bartek, to jest bardzo dobry przykład dla Twoich rówieśników, może rozwiniesz to trochę i opublikujemy taki tekst na blogu?” Rozmówca natychmiast się zgodził i dziś po powrocie do domu znalazłem gotowy tekst. Czyta nas też wielu młodych ludzi, często studentów, a nawet licealistów i jestem przekonany, że będzie to inspiracją przynajmniej dla niektórych z nich. Dla tych starszych spośród nas niech to będzie przykładem, że i wśród najmłodszego pokolenia są ludzie, którzy wiele rzeczy mogą pociągnąć dalej. Do takich osób trzeba wyciągnąć rękę.
Życzę Wam ciekawej lektury

——————————————————————

Najprostsza i zarazem najbardziej trafna odpowiedź na pytanie zawarte w temacie brzmi: jedyne co nas ogranicza to my sami. Dostałem możliwość zamieszczenia gościnnego postu za co na początek chciałem serdecznie podziękować Alexowi. Ten blog był jednym z czynników, który zmotywował mnie do działania. Po każdym przeczytanym poście zadawałem sobie pytanie: „jak takie bogate doświadczenia mogę wykorzystać stojąc na początku kariery zawodowej?” Odpowiedź pojawi się dalszej części tego tekstu.

Studiuję socjologię reklamy i komunikację społeczną na Uniwersytecie Śląskim. Po trzech latach muszę przyznać, że o samej reklamie i komunikacji dowiedziałem się więcej ucząc się na własną rękę ( książki, publikacje, prenumerata branżowej prasy, konferencje, śledzenie portali i blogów o tej tematyce). Studia okazały się mieszanką socjologii, filozofii, ekonomii i psychologii z czego wszystko potraktowane bardzo powierzchownie ( z podkreśleniem na bardzo ). Nie ma jednak tego złego, dzięki studiom poznałem wiele ciekawych osób i przeczytałem książki, po które być może nigdy bym nie sięgnął.

Idźmy jednak dalej. Na pewnym etapie studiów zacząłem się zastanawiać jaką inną drogę mogę obrać. Zazwyczaj absolwenci mojego kierunku idą pracować do agencji reklamy lub firm zajmujących się Public Relations a ja chciałem stworzyć coś zupełnie innego i nowego ( na tamtą chwilę oczywiście nie wiedziałem co to może być ). Tu pora wrócić do pytania postawionego w pierwszym akapicie – „jak mogę wykorzystać bogate doświadczenia Alexa we własnym życiu?”. Odpowiedź na to pytanie przyszła w mało oczekiwanym momencie. Mianowicie robiłem zakupy w pobliskim hipermarkecie i obserwowałem jak mały chłopczyk wywiera nacisk na swojej mamie. Zaczął od marudzenia a skończył na głośnym płaczu a wręcz histerii. Wtedy matka dla świętego spokoju włożyła do koszyka to co chciał ( tym samym wzmocniła jego metodę – dzieciak będzie jechał na tym patencie do oporu ). I pomyślałem, że gdyby tacy rodzice mieli wiedzę jak robić zakupy z dziećmi oraz znali podstawowe zasady tego, jak reklamy manipulują ich milusińskimi może wszystko wyglądało by inaczej. Postanowiłem zgłębić swoją wiedzę na ten temat. Po kilku miesiącach studiowania tego zagadnienia udałem się do pobliskiego przedszkola i przedstawiłem Pani dyrektor, że chciałbym poprowadzić kurs dla rodziców składający się z trzech modułów: jak reklama wpływa na dzieci, jak robić zakupy z dziećmi aby obyło się bez awantury oraz internet- kiedy jest pożytecznym narzędziem a kiedy może stanowić zagrożenie ( dzieci często są o wiele bardziej wyedukowane w tym temacie niż ich rodzice ).Spotkałem się z bardzo przychylną reakcją Pani dyrektor i we wrześniu ruszam z pierwszym kursem :). Do tego czasu chcę podszkolić się z zakresu autoprezentacji oraz emisji głosu.

Co mogę powiedzieć do ludzi, którzy są w podobnej sytuacji – nie bójcie się wyzwań! Jeżeli macie jakieś pomysły to zróbcie cokolwiek aby je zrealizować. Jak nie wyjdzie – trudno. Przynajmniej podjęliście rękawice. Przedstawię moją receptę na to, aby dążyć do realizacji własnych pomysłów:

  • Po pierwsze: o swoim pomyśle informuj najbliższych ( dziewczynę, rodziców, rodzeństwo, przyjaciół ). Po takiej deklaracji ciężej będzie się wycofać. Można dużo stracić w ich oczach rezygnując z pomysłu lub bardzo zyskać jeśli plan zostanie wykonany.
  • Po drugie: Podziel kartkę na pół i po jednej stronie wypisz co możesz zyskać jeśli uda Ci się zrealizować plan ( tu może być wszystko: samodzielność, szacunek, pieniądze, elastyczny czas, urlop na życzenie i co komu przyjdzie do głowy ) a po drugiej co możesz stracić jeśli tego nie zrobisz ( może się okazać, że ktoś inny wpadnie wkrótce na to samo i pomysł zakończy się sukcesem )
  • Po trzecie: zacząć coś robić od zaraz! W moim przypadku zaraz po powrocie do domu zacząłem szukać stron, książek i publikacji w tym temacie i dodałem je do „ulubionych”. Prawda, że proste? To może być książka, poszukanie kogoś kompetentnego, wykonanie telefonu. Uwierz – ten pierwszy krok jest bardzo ważny.
  • Po czwarte: Patrz co możesz zrobić więcej dla ludzi, z którymi pracujesz, dla klientów itd. To może być dostarczenie towaru do domu, analiza oferty tak, żeby była najlepiej dopasowana do klienta, ale także tak banalne sprawy jak życzenia świąteczne :)
  • Po piąte: Wszystko co robisz musisz robić z pasją. Kopiowanie pomysłu na zasadzie: ja też otworzę naszą-klasę i zarobie kupę kasiory z góry skazane jest na porażkę. Pomyśl czym się interesujesz, jak Twoje umiejętności i wiedza mogą podnieść jakość życia innych ludzi.
  • Po szóste: Powodzenia !

Jak wy drodzy czytelnicy podchodzicie do realizacji własnych marzeń i pomysłów?

Pozdrawiam serdecznie
Bartek Popiel

_______________________________________________________________

Bartek Popiel jest studentem Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.

Komentarze (71) →
Alex W. Barszczewski, 2008-04-18
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Dla przyjaciół z HR, Rozważania o szkoleniach, Rozwój osobisty i kariera

Porozmawiajmy o szkoleniach

Dziś wystartujemy serię dyskusji zajmujących się dość istotnym tematem jakości szkoleń, które są Wam oferowane zarówno przez Wasze firmy, jak i na otwartym rynku.
Zacznijmy od paru przykładów:

  • Pamiętacie, jak pisałem o dziale sprzedaży pewnej firmy, gdzie zdolni młodzi ludzie byli przez ponad 2 lata kondycjonowani przez „ekspertów firmy szkoleniowej” na sprzedaż „przez wyskamlanie”? Z jaką ulgą przyjęli wiadomość, że dobra sprzedaż B2B to nie jest poniżanie się przed klientem? Mimo tego sporo czasu i energii zajęło „oduczenie” ich tych szkodliwych postaw i ten czas można by wykorzystać w lepszy sposób. Frustrujących, spędzonych na płaszczeniu się przed klientem dwóch lat życia tak czy inaczej nikt już tym młodym ludziom nie zwróci.
  • Kiedyś też wspomniałem o innej firmie „ekspertów”, którzy doświadczonych sprzedawców lidera na rynku (mających 8-10 lat doświadczenia w swojej, bardzo wymagającej branży) usiłowali nauczyć negocjacji dzieląc klientów na zwierzątka ( liski, niedźwiadki itp.!!!!!) i ucząc odpowiednich „strategii” :-)
  • Kilka miesięcy temu, na drugi moduł moich szkoleń managerskich dla Project Managerów (zajmujący się negocjacjami dla PM) trafił Kolega, który poprzedniego dnia ukończył szkolenie PM w renomowanej firmie zajmującej się tym tematem, gdzie ostatnim zagadnieniem były… negocjacje prowadzone przez jakiegoś utytułowanego zachodniego eksperta. Ku jego i mojemu zdumieniu podczas ćwiczeń typowych sytuacji negocjacyjnych Project Managera nie dało mu to absolutnie żadnej przewagi nad „zielonymi” kolegami, którzy dotąd nie mieli żadnego treningu z tej dziedziny!!!
    Po co było tamto szkolenie???

    Co lepszego można było zrobić z wydanymi na nie dużymi pieniędzmi?
  • Na szkoleniu dla doświadczonych managerów usług serwisowych w przemyśle (nawiasem mówiąc tam trzeba używać specyficznego języka i mam nawet nagraną próbkę z pozwoleniem na jej opublikowanie :-)) słyszałem ostatnio, że byli na szkoleniu „SPIN Selling” prowadzonym przez dwóch niedoświadczonych dwudziestoparolatków. Wiedza „trenerów” najwyraźniej pochodziła z książki pod tym samym tytułem (Neil Rackham, „SPIN Selling”), która wydana po raz pierwszy w 1988 roku leży u mnie zakurzona na półce od połowy lat dziewięćdziesiątych! Komentarz chyba zbyteczny!!
  • Jedna z moich znajomych, która piastuje ważne stanowisko w pewnym międzynarodowym koncernie i jest tam odpowiedzialna za milionowe kontrakty na skalę międzynarodową napisała mi ostatnio w mailu o rozmowie z polskim dyrektorem sprzedaży (cytuję za jej zgodą i dziękuję za inspirację do napisania tego tekstu :-)) :
    „Pośmialiśmy się trochę z rożnych trików których próbowali go uczyć różni trenerzy, też spotkał się z wersją aby np. do negocjacji wybrać duszne pomieszczenie, nie podawać wody, niewygodne krzesła itp. aż nie chce mi się wierzyć że ludzie płacą za takie dyrdymały. Nie wyobrażam sobie takiej rozmowy z poważnym klientem w relacji B2B w rozmowie o wielomilionowym kontrakcie. Wynika to pewnie z tego że prowadzący nigdy nie byli odpowiedzialni za zarządzanie większym projektem niz własny budżet domowy….. a negocjować uczą się z książek i od salesów którym próbują wcisnąć te śmieszne teorie„

Ten mail, to była kropla, która u mnie przepełniła czarę!! Trzeba ten drażliwy temat w końcu poruszyć.

Trzeba sobie wreszcie otwarcie powiedzieć, że większość przeprowadzanych w Polsce treningów z tzw. umiejętności miękkich (komunikacja, negocjacje, prezentacje, argumentacja, motywacja, techniki sprzedaży B2B) jest zwykłym marnotrawstwem czasu uczestników i środków finansujących je firm, bądź instytucji.

Klienci za swoje naprawdę duże pieniądze (bo mamy w Polsce stawki europejskie) otrzymują bardzo często „produkt szkoleniopodobny„, skonstruowany wyłącznie w celu uzasadnienia dla wystawienia słonej faktury albo uzyskania dotacji z Unii.

Teoretycznie powinno mnie to cieszyć, bo ten stan rzeczy powoduje, że klienci, którzy naprawdę potrzebują rezultatów (spora część firm działa w Polsce jednak w warunkach konkurencji rynkowej) sami trafiają do mnie i raczej nikt nie negocjuje moich honorariów, ale ta sytuacja jest przecież chora. Jej podstawowe wady są następujące:

  • jak już wspomniałem powyżej marnowana jest ogromna (w skali gospodarki) ilość czasu ludzi, którzy mogliby zużyć go bardziej produktywnie
  • ci sami ludzie zniechęcają się do dalszego kształcenia się, choć w biznesie jest im ono koniecznie potrzebne (szkoły i uczelnie nie uczą wielu potrzebnych umiejętności interpersonalnych)
  • firmy nie widzą wystarczającego ROI (return of investment) środków wydanych na szkolenia. W tej sytuacji ludzie chcący zorganizować jakieś rzeczywiście dobre treningi mają duże trudności w uzyskaniu od swoich przełożonych odpowiednich budżetów na te cele. Rezultat: znowu niedobór umiejętności u pracowników
  • ludziom płacącym za szkolenia z własnej kieszeni wyciągane są spore dla nich pieniądze i często nie otrzymują on w zamian żadnej realnej wartości, tylko pozory i dość bezwartościowy kwitek

Ten stan należy koniecznie zmienić i dlatego czas na głośne powiedzenie „król jest nagi!!”. Trzeba się zastanowienie, co możecie zrobić, aby jako rynek wymusić lepszą jakość dostarczanego Wam „towaru”. Bo niestety jesteście współwinni za istniejący stan rzeczy akceptując bezkrytycznie różne pozorne autorytety i znosząc robienie was „w konia” w milczeniu.

Jeśli ten temat Was interesuje to w następnych odcinkach zamierzam napisać mały „training survival guide” dla uczestników, managerów i odpowiedzialnych pracowników HR.

Na razie zapraszam Was do podzielenia się Waszymi doświadczeniami ze szkoleń, co Wam się przydarzyło i jakich oryginalnych trenerów spotkaliście :-)

PS: Jak widać na przykładach wspomnianych w poniższych linkach problematyka dotyczy nie tylko szkoleń miękkich

Link 1 Link 2

Komentarze (85) →
Alex W. Barszczewski, 2007-08-28
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Formalne studia – kiedy i dlaczego warto?

Zarówno na tym blogu, jak i w wielu innych miejscach pojawią się często kwestia sensu spędzania kilku lat na wyższej uczelni. Ostatnio byłem też o to pytany w różnych rozmowach, więc w tym poście pozwolę sobie opisać mój osobisty pogląd na tę sprawę.
Szczególnie młodszym Czytelnikom zwracam przy tym uwagę, że poniżej znajdą odzwierciedlenie wyłącznie moich własnych przemyśleń, które w żadnym razie nie pretendują do miana jedynej słusznej prawdy i zawsze powinniście spojrzeć na to przez pryzmat własnych marzeń, predyspozycji oraz skali wartości.

Czy warto studiować?

Na początek musimy sobie odpowiedzieć na pytanie po co chcemy studiować?
Tutaj widzę 3 możliwości:

  1. chcemy studiować dla przyjemności
  2. chcemy studiować dla rozwoju osobistego
  3. chcemy studiować w celu uzyskania kwalifikacji potrzebnych do zapewnienia sobie i osobom bliskim odpowiednich środków na dobre życie w bliższej i dalszej przyszłości

W tym pierwszym przypadku, jak wiadomo różni ludzie mają różne potrzeby, więc każdy musi sam zadecydować, czy formalne studia wyższe dają mu tę przyjemność czy też nie. Za moich (bardzo) dawnych czasów studia były praktycznie jedynym dobrym miejscem na luźne i ciekawe życie, stąd może tak wielu ludzi studiowało bardzo długo :-) . Dziś mamy w tym aspekcie dużo innych atrakcyjnych alternatyw, zarówno jeśli chodzi o sposób zarabiania (wtedy praca w spółdzielni studenckiej to oznaczała sporą „kasę”) jak i samego spędzania czasu.

Jeśli chodzi o rozwój osobisty, to też jest to kwestią indywidualnych wyobrażeń i dążeń. Każdy rozumie pod tym określeniem coś trochę innego i należałoby najpierw koniecznie podyskutować o jego kryteriach. Dopiero potem możemy powiedzieć czy dla samorozwoju w znaczeniu danego człowieka warto iść na studia, czy nie.
Niezależnie od tego warto zauważyć, że na wielu polskich uczelniach studenci są lekceważeni i traktowani z góry przez tzw. kadrę nauczającą. Taki kilkuletni „trening” powoduje niestety przyzwyczajanie się do tego rodzaju traktowania, co oczywiście źle wpływa na poczucie własnej wartości i asertywność młodego człowieka. Drugą niedobrą rzeczą, którą wynoszą studenci z takich studiów to podświadome wzorce postępowania wobec innych – często tak, jak byli traktowani w szkole i na uczelni, tak traktują potem bliskich i podwładnych w pracy. No ale to znowu szeroki temat, który możemy podjąć w osobnym wątku.

Trzeci motyw pójścia na studia jest bardzo istotny (pamiętacie kartkę na biurku Clintona „economy first stupid”?)
Tutaj mamy znowu następujące główne przypadki:

  1. Twoje powołanie i zamiłowania skłaniają Cię do wykonywania zawodu reglamentowanego przez państwo lub powołane prze nie instytucje (lekarz, adwokat, farmaceuta, notariusz, psychoterapeuta itp.). Tutaj nie ma dyskusji, musisz przejść przez studia, najlepiej na naprawdę dobrej uczelni. Przygotuj sie na trudną i długą drogę, której uwieńczenie może znacznie odbiegać od Twoich młodzieńczych wyobrażeń.
  2. Twoje powołanie i zamiłowania skłaniają Cię do zostania naukowcem bądź księdzem. Tutaj, o ile jestem dobrze zorientowany, też nie masz innej alternatywy jak formalne studia (znów możliwie jak najlepsze).
  3. Twoje powołanie i zamiłowania skłaniają Cię do wybrania kariery w branży Hi-Tech (hardware, software, zaawansowane technologie, konstrukcja itp:). Tutaj naprawdę dobre studia na wysokim poziomie mogą być bardzo pomocne a w wielu wypadkach wręcz konieczne. Problem jest ze znalezieniem takich w Polsce, choć słyszałem o 2 uczelniach, gdzie podobno jest odpowiednio wysoki poziom. Cały temat w wypadku programistów był dość intensywnie dyskutowany w wątku „Na ile programiście przydają się studia” i „Rekrutacja w dużej firmie IT w Polsce„
  4. Jeśli marzysz o karierze, w którejś z wielkich międzynarodowych firm konsultingowych, to według mojego stanu wiedzy nie masz innego wyjścia jak skończyć odpowiednie studia na wysokim poziomie
  5. Jeśli marzysz o karierze w administracji unijnej, albo wyższych szczeblach krajowej, to posiadanie dyplomu będzie zapewne warunkiem, aby się zakwalifikować (abstrahujemy od chwilowej sytuacji w kraju)
  6. Jeśli Twoje powołanie i zamiłowania skłaniają Cię do wykonywania zawodu poza tymi powyższymi grupami to znowu musimy rozważyć dwa przypadki:

Przypadek 1: Jeśli Twoim zamiarem jest zostanie trybikiem w maszynerii mniejszej, czy większej korporacji i pracowanie tam przez 52 tygodnie w roku (minus miesiąc urlopu, weekendy i święta) za mniejsze lub większe pieniądze (częściej raczej mniejsze), to zrób jak najszybciej jakiekolwiek studia, bo inaczej Cię do takiej firmy nie przyjmą. Zaakceptuj to, że dużo czasu na studiach spędzisz ucząc się faktów o wątpliwej przydatności praktycznej i niekoniecznie najbardziej aktualnych metod postępowania w rożnych przypadkach (a czasem wręcz szkodliwych – to moja obserwacja z niektórych szkoleń). Większość studiów jest ukierunkowana na zapamiętywanie faktów i linearne myślenie, więc jeśli masz kreatywny umysł, który lubi pracować równolegle i asocjacyjnie, to będziesz chwilami bardzo cierpiał (to piszę też z własnego doświadczenia).

Zaakceptuj to, że studia dadzą Ci niewiele przydatnych w praktyce zawodowej umiejętności interpersonalnych (przywództwo, skuteczna komunikacja), chyba że przy okazji będziesz się udzielał w różnych organizacjach studenckich. To ostatnie daje czasem zadziwiająco dobre rezultaty, co mogłem kilkakrotnie obserwować u uczestników moich szkoleń). Generalnie (ale są oczywiście wyjątki – kilka takich osób znam osobiście) środowisko akademickie w Polsce jest bardzo oderwane od realiów „prawdziwej” gospodarki, więc nawet jeśli skończysz uczelnię z przekonaniem że coś umiesz, to w dobrej firmie bardzo boleśnie doświadczysz, ile jeszcze musisz się nauczyć.
Gwoli ścisłości, należy powiedzieć, że znam sporo wybitnych jednostek, które obrały „drogę pracy w dużej korporacji” i mimo słabości systemu szkolnictwa odniosły tam pełen sukces, więc niekoniecznie jest to ślepa uliczka.
Tak czy inaczej postaraj się dostać do bardzo dobrej firmy. Taki pracodawca zainwestuje w Ciebie zatrudniając ludzi, którzy przy odrobinie szczęścia nauczą Cię jak skutecznie komunikować, być prawdziwym przywódcą (co jest ważne nawet w rodzinie), przekonywać, radzić sobie z konfliktami i wiele innych pożytecznych rzeczy, o których duża część kadry akademickiej nie ma zielonego pojęcia (przynajmniej od strony praktycznej)

Przypadek 2:
Mamy z nim do czynienia, jeśli możesz uczciwie i z pełnym przekonaniem powiedzieć o sobie że:

  • gdzieś głęboko w Twoim sercu tli się pragnienie życia w zupełnie inny sposób niż większość społeczeństwa
  • ciągle jeszcze masz duże marzenia o tym co mógłbyś robić i przeżywać (nie tylko posiadać) w życiu
  • jesteś niepokorną dusza, która ceni sobie wolność i niezależność
  • zdajesz sobie przy tym sprawę, że powyższe ma swoją cenę i jesteś gotów ją zapłacić
  • chcesz mieć więcej wolnego czasu niż 1 miesiąc urlopu, 52 weekendy i parę świąt (aby robić rożne rzeczy, które uważasz za ciekawe i pożyteczne)
  • jeśli słysząc Twojego znajomego chwalącego się wysokością swoich zarobków, w naturalny sposób chcesz zastanawiać się, czy rozmówca ma na myśli stawkę miesięczną, tygodniową, czy też dzienną :-)
  • to wszystko powyżej chcesz osiągać w uczciwy sposób, wnosząc konkretną wartość dodaną w życie innych ludzi (pojedynczych, albo korporacji)
  • jesteś przygotowany na to, że droga może być bardzo wyboista (ale na pewno będzie ciekawa)
  • jesteś gotów uczyć się całe życie i znajdywać w tym przyjemność
  • w życiu ważne są dla Ciebie rezultaty, a nie usprawiedliwienia

Jeśli WSZYSTKIE te punkty pasują do Ciebie, to możesz rozważyć inną opcję, do której niekoniecznie musisz ukończyć jakiekolwiek formalne studia.
Aby z tej opcji skorzystać zastanów się naprawdę intensywnie co z całego serca chciałbyś robić w życiu, a potem zostań ekspertem w tej dziedzinie. Masz do tego 3 sposoby działania, które w miarę możliwości powinieneś zastosować jednocześnie:

  • znajdź sobie mentora – kogoś, kto w tym co chcesz robić jest bardzo dobry i zostań jego uczniem (tak uczono się kiedyś, zanim kształcenie stało się masowe). Nie jest to aż takie trudne jak się wydaje, jeśli spełniasz warunki o których wspomniałem powyżej. Temat mentora już poruszaliśmy, jeśli będzie to Was interesować, to możemy go pociągnąć w następnych postach.
  • równolegle studiuj z całych sił samemu. Naucz się choćby angielskiego i korzystaj z dostępnej w tym języku przebogatej literatury na wszelkie możliwe tematy. Język obcy może się też przydać, jeśli okaże się że Polska jest za małym, bądź nieodpowiednim rynkiem na to, w czym jesteś ekspertem. Staraj się jak najszybciej wykorzystywać i weryfikować zdobywaną wiedzę na praktycznych zastosowaniach
  • cokolwiek byś nie studiował zainwestuj wiele czasu w rozwój Twoich umiejętności interpersonalnych – w dzisiejszych czasach i przy obraniu tej drogi życia są one wręcz konieczne.

Tyle moich rozważań na temat studiów wyższych.

Podkreślam że podział na powyższe grupy nie jest w żadnym wypadku forma wartościowania którejkolwiek z nich!!! W każdej z tych grup znam wspaniałych i bardzo ciekawych ludzi, z którymi znajomość wzbogaca moje życie i jestem im za to bardzo wdzięczny.

Oczywiście nawet bardzo pokręcona droga edukacji nie wyklucza osiągnięcia sukcesów w życiu. Przykład mojej historii opiszę troszkę później w komentarzu (bo post i tak jest już rekordowo długi)

Komentarze (163) →
Alex W. Barszczewski, 2007-05-16
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Alex W. Barszczewski: Avatar
Alex W. Barszczewski
Konsultant, Autor, Miłośnik dobrego życia
O mnie

E-mail


Archiwum newslettera

Książka
Alex W. Barszczewski: Ksiazka
Sukces w Relacjach Międzyludzkich

Subskrybuj blog

  • Subskrybuj posty
  • Subskrybuj komentarze

Ostatnie Posty

  • Czym warto się zająć jeśli chcesz poradzić sobie z lękowym stylem przywiązania
  • Pieniądze w związku – jak podchodzić do różnicy zarobków
  • Jak zbudować firmę na trudnym rynku i prawie bez kasy ?
  • Twoja wartość na rynku pracy – jak ją podnieść aby zarabiać więcej i pracować mniej
  • Zazdrość – jak poradzić sobie z zazdrością w relacji

Najnowsze komentarze

  • List od Czytelnika  (19)
    • Elżbieta: Witam, Osobiście polecam...
    • Ewa W: Krysia S, tak, widziałam...
    • KrysiaS: Ewa W, napisałaś...
    • Stella: Witajcie Uważam Autorze...
    • Ewa W: Krysia S, być może tak jest...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.4  (45)
    • kleks: Hej Alex, Po przemyśleniach...
    • Alex W. Barszczewski: Kleks Ja...
    • kleks: Hej Alex. To mam na myśli:...
    • Alex W. Barszczewski: Kleks Wczoraj...
    • kleks: Ewo, piszesz: „Żeby mieć...
  • Upierdliwy klient wewnętrzny działu IT cz.2  (26)
    • Agnieszka M.: Odpowiadam z...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.6  (87)
    • ms: Chodzi mi o to, ze moze dobrze...
    • Ewa W: Robert, Czy wszystko, czym...
    • Alex W. Barszczewski: Robert Tak jak...
    • Kleks: Alex napisałeś: „Metka...
    • Robert: @Alex „albo niewiele z...
  • List od Czytelniczki Mxx  (20)
    • Tomek P: To może być trochę strzał na...
    • Witek Zbijewski: Dużo zostało...
    • adamo: Witaj Mxx, chociaż już jestem...
    • moi: @Tomku, Rozwojem, mniej lub...
  • Do czego przydaje się ten blog  (35)
    • Witek Zbijewski: lektura bloga i...
    • Agap: Mój drugi kontakt z blogiem...
    • KrysiaS: Alex, dziękuję za to,ze...
    • Alex W. Barszczewski: Dziekuję Wam...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.5  (83)
    • Alex W. Barszczewski: Agnieszka L...
    • Ev: Witek Zbijewski Tak, tak,...
    • Małgosia S.: Małgorzata- Bardzo...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.3  (26)
    • Alex W. Barszczewski: Agnieszka L...
    • Agnieszka L: „Czy mi się...
  • Reakcja na pretensje klienta  (12)
    • Kamil Szympruch: Wiem, że mój...

Kategorie

  • Artykuły (2)
  • Dla przyjaciół z HR (13)
  • Dostatnie życie na luzie (10)
  • Dyskusja Czytelników (1)
  • Firmy i minifirmy (15)
  • Gościnne posty (26)
  • Internet, media i marketing (23)
  • Jak to robi Alex (34)
  • Jak zmieniać ludzi wokół nas (11)
  • Książka "Sukces w relacjach…" (19)
  • Linki do postów innych autorów (1)
  • Listy Czytelników (3)
  • Motywacja i zarządzanie (17)
  • Pro publico bono (2)
  • Przed ukazaniem się.. (8)
  • Relacje z innymi ludźmi (44)
  • Rozważania o szkoleniach (11)
  • Rozwój osobisty i kariera (236)
  • Sukces Czytelników (1)
  • Tematy różne (394)
  • Video (1)
  • Wasz człowiek w Berlinie (7)
  • Wykorzystaj potencjał (11)
  • Zapraszam do wersji audio (16)
  • Zdrowe życie (7)

Archiwa

Szukaj na blogu

Polityka prywatności
Regulamin newslettera
Copyright - Alex W. Barszczewski - 2025