Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Strona główna
Blog
Najważniejsze posty
Archiwum newslettera
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
Rozwój osobisty i kariera

Nasza osobista wolność – trzecie spojrzenie

Pamiętacie mój post o dwóch rodzajach wolności? Kiedy go pisałem, nie przyszło mi do głowy, że jest jeszcze jeden, bardzo oczywisty aspekt osobistej wolności i właśnie teraz się nim zajmiemy.
W czym rzecz?
Bardziej świadomych z Was nie muszę przekonywać, że naszym działaniem w bardzo dużym stopniu kierują różne programy, nakazy, zakazy i wszelkiego rodzaju tabu, które rodzina i społeczeństwo „wdrukowały” nam w dzieciństwie, a częściowo ciągle jest to robione przez media i presję znajomych.
W rezultacie większość ludzi:
  • traci czas i zasoby na robienie lub posiadanie rzeczy, które w gruncie rzeczy są im do szczęścia niepotrzebne, ale jakieś „normy społeczne” lub chęć pokazania się nakazują, aby je mieć lub robić
  • traci wiele sposobności do przeżycia czegoś naprawdę interesującego bo albo „nie wypada”, albo jakieś „normy społeczne” wymagają uprzedniego przejścia pewnej „procedury” i spełnienia warunków, które z samym przeżyciem mają niewiele wspólnego.
Gdybyśmy byli w stanie uwolnić się przynajmniej od sporej części tych ograniczeń, to odzyskalibyśmy wiele z naszej wolności, poprawili subiektywnie odczuwaną jakość życia, a to wszystko całkowicie niezależnie od np. poziomu naszych zarobków, czy stanu posiadania.
Ponieważ te programy i „konieczności” zakopane są dość głęboko w naszym umyśle, to uwolnienie się od nich może zdawać się dość trudne i jako młody człowiek można dość do wniosku, że tylko nielicznym się to udaje. Na szczęście wcale tak nie jest. Spora grupa ludzi w pewnym momencie zaczyna uświadamiać sobie bezsens wielu założeń i ograniczeń, po czym przełącza na duży luz, który przejawia się między innymi w:
  • ignorowaniu oczekiwań społeczeństwa jak ma wyglądać ich własne życie, mieszkanie, samochód itp.
  • gotowości do ignorowania w prywatnych kontaktach z innymi dorosłymi ludźmi większości zasad poza:
    a) przestrzeganiem obowiązującego prawa
    b) nienarzucaniem komuś czegokolwiek
    c) biblijnym nieczynieniem innym tego, co nie chcemy aby nam uczyniono
Wystarczy użyć odrobiny fantazji, aby wyobrazić sobie jakie rzeczy stają się nagle możliwe, jeśli odrzucimy zbędny balast!!
Przyjrzyjmy się teraz pewnej mojej osobistej obserwacji, która pomimo wad takich jak jej  „nienaukowość”, czy bardzo duża generalizacja, ciągle może być przydatna dla wielu własnych przemyśleń i działań w kierunku powiększenia tego rodzaju wolności własnej. Poniższy wykres pokazuje, jak w miarę upływu lat życia rozkłada się krzywa tej wolności:
Jak widać  zazwyczaj jako dzieci mamy ten luz, który w wieku szkolnym zostaje nam dość skutecznie odebrany i powoduje, że większość ludzi w wieku 20-35 lat jest niewolnikami (bez obrazy) norm i oczekiwań społecznych. Nie jest to zjawisko typowo polskie, bo podobne rzeczy widziałem w Austrii i Niemczech.
Około 40 roku życia zaczyna dziać się coś bardzo ciekawego, a mianowicie ta dość jednorodna grupa „niewolników” rozszczepia się na dwie podgrupy. Pierwsza z nich kontynuuje podróż po czerwonej, przerywanej linii dbając aby wszelkie wyznawane normy nie tylko dalej kontrolowały ich życie, lecz czyniąc spore wysiłki aby były przekazane na następne pokolenie.
Druga grupa zaczyna eksperymentować z odrzucaniem dotychczasowych ograniczeń i po pierwszych obiecujących rezultatach zaczyna coraz bardziej używać nowo odzyskanej wolności, często ku zgorszeniu lub co najmniej dezaprobacie pozostałego społeczeństwa. Ta dezaprobata często wyrażana jest przez pogardliwe określenia takie jak:
  • „kryzys wieku średniego”,
  • „ syndrom zamykających się drzwi” :-)
Te określenia są typowymi przykładami manipulacji słownych, bo w rzeczywistości należałoby mówić o:
  • szansie wieku średniego – bo człowiek wreszcie wie co mu jest do szczęścia potrzebne i jak bezsensowne z jego punktu widzenia było działanie według cudzych programów i oczekiwań
  • syndromie otwierających się drzwi – bo pozbycie się sporej części balastu umożliwia korzystanie z uroków życia i robienie rzeczy, które w dotychczasowym gorsecie ograniczeń i oczekiwań innych były niewyobrażalne.
Jest jeszcze trzecia grupa ludzi, to osoby, u których wykryto, lub przynajmniej poważnie podejrzewano poważną, zagrażającą życiu chorobę. Wiele takich osób „wskakuje” na tę zielona linię niezależnie od wieku i to często w stopniu, który zdumiewa nawet mnie.
Teraz proponuję Wam drodzy Czytelnicy, abyście uczciwie dla samych siebie zastanowili się, w którym miejscu na tym wykresie jesteście.
Jeżeli macie do 40 lat i jesteście w okolicach tej czerwonej linii (jak większość Waszych rówieśników) to rozważcie:
  • czy na pewno chcecie jeszcze czekać kilkadziesiąt lat z odzyskaniem tego rodzaju wolności, która mają ci na zielonej linii?
  • nawet jeżeli jesteście święcie przekonani, że świat jest taki jak Wam się w tej chwili wydaje, to czy ustawiacie Wasze sprawy życiowe w ten sposób, że gdybyście za kilkanaście lat zmienili zdanie, to przejście na zielona linie będzie możliwe bez dużych strat materialnych  i robienia krzywdy innym ludziom?
Jeżeli macie ponad 40 lat (i takich Czytelników/Czytelniczki mamy) to sprawdźcie na której linii jesteście. Jeśli na zielonej, to gratuluję i witam w klubie :-)
Jeżeli na czerwonej, to możecie pomyśleć, czy naprawdę życie daje Wam to, czego w głębi ducha naprawdę potrzebujecie i pragniecie.
  • Jeśli tak jest, to gratuluję i nie mam nic do dodania.
  • Jeżeli nie, to kiedy zamierzacie coś zmienić? Jak pokazuje dość ekstremalny przykład babci Elfriede nigdy nie jest za późno, ale po co czekać?
Życzę owocnych przemyśleń i zapraszam do dyskusji w komentarzach. Jak zwykle apeluje „use your judgement” :-)
PS: Nie mam ze sobą dyktafonu, wersja audio ukaże się w piątek.
Komentarze (88) →
Alex W. Barszczewski, 2011-02-09
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Jak to robi Alex, Relacje z innymi ludźmi, Rozwój osobisty i kariera, Zapraszam do wersji audio

Jakie masz prawo tego ode mnie wymagać?

Pytanie zawarte w tytule jest standardową reakcją, która przebiega w moim umyśle, kiedy ktoś czegoś się ode mnie domaga lub dopomina.
Mam wrażenie, że wobec  mentalnego zniewolenia sporej części społeczeństwa jest to dość rzadka pierwsza reakcja, ja sam nauczyłem się jej mieszkając poza Polską i obserwując ludzi, którzy według moich kryteriów daleko zaszli w życiu.
W czym rzecz?
Jako człowiek miłujący wolność staram się między innymi dbać o niezawężanie jej w następujący sposób:
Unikam podejmowania zobowiązań, które nie uważam za konieczne. Nie oznacza to niepodejmowania zobowiązań w ogóle, lecz bardzo staranna analizę, zanim powiem „tak”. W ten sposób łatwiej jest mi je potem respektować bez jakiegokolwiek żalu. Dla zasady staram się minimalizować zarówno ilość jak i zakres moich zobowiązań. Jednocześnie, w miarę możliwości,  dbam przy tym o powstanie sytuacji win-win.  Zdarzało mi się „negocjować”  zobowiązania aby było lepiej dla drugiej strony. Ciekawe, że wiele osób ma z tym całym moim podejściem spory problem, o czym napisze w osobnym poście.
Nie pozwalam innym na skuteczne domaganie się ode mnie rzeczy i zachowań, za wyjątkiem tych :
  • które wynikają z moich jednoznacznych zobowiązań wobec danej osoby lub osób
  • które wynikają z prawa obowiązującego w miejscu, gdzie zdecydowałem się żyć lub aktualnie przebywam
  • których zastosowanie mogłyby bezpośrednio uchronić kogoś przed utratą życia lub poważnym uszczerbkiem na zdrowiu
  • których zignorowanie groziłoby mi utratą życia lub poważnym uszczerbkiem na zdrowiu
  • których niezastosowanie doprowadziłoby do poważniejszych skutków naruszających zasadę „nie rób drugiemu, co tobie niemiłe”
  • kiedy jestem dobrowolnym członkiem załogi jakiegoś pojazdy lądowego, wodnego, lub powietrznego
W każdym innym przypadku, jeżeli ktoś domaga się czegoś ode mnie, to „spuszczam go na drzewo” i osoba ta pozostaje tam aż zrezygnuje lub zmieni styl komunikacji ze mną.
Bo oczywiście po dobroci prawie wszystko można ze mną załatwić, jako że jestem przyjaźnie zastawionym do świata i w szerokim tego słowa znaczeniu szczodrym człowiekiem.
Możecie sobie nietrudno wyliczyć ile innych typowych źródeł nakazów i zakazów po prostu ignoruję :-) To, oprócz utrzymywania szerokiego zakresu wolności jest jednym ze źródeł mojej energii życiowej i pogodnego nastawienia do świata!
Poza tym ile zasobów zasobów wszelkiego rodzaju można zaoszczędzić i zużyć na przyjemniejsze cele  :-)
Teraz część z Was może pomyśleć, że takiemu Alexowi łatwo powiedzieć, bo może sobie na to pozwolić. Ja myślę, że związek przyczynowo-skutkowy jest dokładnie odwrotny: Dziś mogę sobie na wiele pozwolić, bo kiedyś podjąłem decyzję o przyjęciu postawy, którą powyżej opisałem. Naturalnie ponosząc wszelkie tego konsekwencje, ale tak to już jest w życiu :-)
Gdyby per saldo rezultat nie był tak dobry, to nie pisałbym o tym postu, ale to trzeba wypróbować w praktyce :-)
Jeżeli macie pytania lub myśli, którymi chcecie się podzielić to zapraszam do komentarzy
PS: Do tematu warto poczytać też: http://alexba.eu/2008-05-03/rozwoj-kariera-praca/musisz-umrzec/

____________
Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)

Komentarze (36) →
Alex W. Barszczewski, 2011-01-18
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Jak to robi Alex, Zapraszam do wersji audio

Szybka selekcja – jak to robi Alex cz.1

W dyskusji pod postem o szybkiej selekcji ludzi, z którymi mamy do czynienia pojawiło się kilka głosów, świadczących, że część z Was zrozumiała mnie nieco inaczej niż zamierzałem.
Wielu Czytelników zastanawiało się na przykład, jak odciąć się od niepasujących osób, które  znają bliżej od dłuższego czasu.
U mnie ten problem raczej nie występuje, bo selekcja, o której pisałem dokonywana jest na samym początku znajomości a nie po miesiącach, czy latach. Dlatego nazwałem to „szybką selekcją”.
Po namyśle zdecydowałem, że może najlepiej w cyklu postów opiszę jak ja to konkretnie robię, wtedy każdy będzie mógł sobie wziąć i dopasować to, co mu odpowiada.
Zanim przejdziemy do szczegółów mam kilka bardzo ważnych uwag. Proszę o ich dokładne przeczytanie, bo zrozumienie ich będzie konieczne w dalszej dyskusji.
Pierwszą rzeczą jest fakt, że nie biegam po świecie z jakąś „checklistą” na której odhaczam punkty dodatnie lub ujemne i po przekroczeniu pewnej ilości tych ostatnich naciskam klawisz „game over”. Raczej czynię to dość intuicyjnie i aby napisać ten post musiałem intensywnie zastanowić się jak ja to właściwie robię. Tak więc tekst poniżej jest rezultatem swojego rodzaju „reverse engeneering”, kiedy na podstawie moich zachowań starałem się odtworzyć i opisać mechanizmy nimi rządzące. To jest istotne, bo inaczej mógłby powstać fałszywy obraz Alexa – komputera, który bezdusznie odrzuca ludzi.
Drugą rzeczą jest to, iż odrzucenie przeze mnie kogokolwiek nie oznacza zazwyczaj oceny tej osoby jako człowieka. Jedynym kryterium jest kompatybilność do mnie, co w którymś momencie dokładniej wyjaśnię. Jest na świecie prawdopodobnie mnóstwo wartościowych i interesujących ludzi, z którymi pozytywna komunikacja będzie dla mnie niemożliwa, lub co najmniej znacznie utrudniona. I lepiej będzie jak ją sobie darujemy.
To nic nie mówi o tym, czy ktoś jest „lepszy” lub „gorszy”, tak jak niepasowanie pewnego klucza do określonego zamka nic nie mówi o jakości każdego z nich.
Trzecie, wspomniana kompatybilność nie oznacza takich samych poglądów!!! Mam wielu bliskich znajomych, zarówno prywatnie jak i biznesowo, którzy w wielu sprawach mają kompletnie inne poglądy niż ja, to nam nie przeszkadza dopóki szanujemy naszą odmienność i komunikujemy jak cywilizowani ludzie.
Po tym istotnym wstępie przejdźmy do konkretów.
Generalną zasadą, którą się kieruję, jest wyeliminowanie z mojego bliskiego otoczenia osób niepasujących już na samym początku znajomości.
To wiąże się z najmniejszymi problemami natury emocjonalnej, nie pojawiają się też inwestycje jakiegokolwiek rodzaju, które powodowałyby, że będzie nam szkoda podjąć niezbędne decyzje „bo już tyle w tę relację włożyliśmy”.
Pierwszą rzeczą, którą robię to ……. pozwalam innym na zdyskwalifikowanie mnie jako bliskiego znajomego :-)
To ma tę zaletę, że nie wymaga żadnych specjalnych działań z mojej strony i oszczędza mi sporo czasu i środków na zadawanie się z ludźmi, z którymi nie jest mi „po drodze”.
Jak to robię? Bardzo prosto :-) po prostu jestem sobą i raczej nie udaję nikogo innego. Pisze „raczej” bo czasem wciągam brzuch i wypinam klatę, ale któż nie ma chwil słabości :-)
Ponieważ niektóre moje podejścia do życia są, delikatnie mówiąc, dość nietypowe, to wielu ludzi uznaje mnie za dziwaka, dziwoląga, albo wręcz stukniętego faceta, z którym lepiej się nie zadawać. W ten sposób niepasujące osoby same usuwają się z mojego życia i nawet nie muszę ich „selekcjonować” :-) Wygodne i ekonomiczne, nieprawdaż?
Dodatkowym „narzędziem”, które do tego wykorzystuje jest ten blog. Jako że wypowiadam się na nim otwarcie  o bardzo wielu różnych sprawach jest to kopalnia informacji o tym, jakim jestem człowiekiem i jakie mam poglądy na wiele spraw życiowych. Tak wiec, jak poznaje kogoś nowego, to gdzieś tam dość szybko przemycam informację, że taki blog prowadzę i ktoś zainteresowany może mnie tam „podejrzeć”. Potem patrzę jaki jest efekt tej lektury :-)
Z punktu widzenia selekcji istotne są następujące przypadki:
  • ktoś po poczytaniu moich wypowiedzi nie kontynuuje znajomości ze mną. To jest ciąg dalszy tej autoselekcji o której wspomniałem wyżej
  • ktoś po przeczytaniu wyraża się z pogardą lub brakiem szacunku o mnie, tym blogu lub jego Czytelnikach. Wtedy ja, jak w myśliwcu odrzutowym naciskam przycisk „eject” katapultujący daną osobę (z mojego życia oczywiście)
  • ktoś wykazuje kompletny brak zrozumienia dla idei tego blogu. Eject!!! Ten brak zrozumienia może przejawiać się  np. w pytaniu „Nie szkoda Ci czasu na takie bzdury?”, albo „Jak możesz się tak publicznie obnażać?” :-) :-) Z tym „obnażaniem” się to jest ciekawa sprawa, bo uważni Czytelnicy zauważą, że jestem bardzo powściągliwy jeśli chodzi o fakty z mojego życia prywatnego, a jeśli ktoś otwartą dyskusję o poglądach nazywa w ten sposób, to nie bardzo jest z mojej bajki :-)
Poza blogiem rzeczą dyskwalifikującą jest też, jeśli widzę, że ktoś nie szanuje ludzi o tzw. „niższym statusie społecznym” i np. z wyższością odnosi się do kelnerów, pokojówek, konduktorów, kasjerów, sprzedawców i…… osób młodszych wiekiem. Eject!!!
Jeżeli ktoś jest chamski, gburowaty, nieuprzejmy, ponury, arogancki, nie chce komunikować to też pociąga to za sobą natychmiastowe użycie katapulty :-)
Osobiście jestem bardzo otwartym człowiekiem i powyższe kryteria chyba wyczerpują listę tych, przy wystąpieniu których „kasuję ludzi na dzień dobry” (względnie pozwalam się kasować :-))
Oczywiście potem selekcja idzie dalej, bo chodzi o zakwalifikowanie się do jednej z 2 grup:
  • bliższa znajomość
  • niezobowiązujące kontakty społeczne
No ale o tym napiszę w następnym odcinku/odcinkach.
Jeżeli macie jakiekolwiek pytania lub uwagi to zapraszam do dyskusji w komentarzach.
PS: Dalsze odcinki będą, jeśli temat okaże się dla Was interesującym.

____________
Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)

Komentarze (148) →
Alex W. Barszczewski, 2011-01-14
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Jak to robi Alex, Zapraszam do wersji audio

Szybka selekcja ludzi – dlaczego warto?

Czytając wiele moich postów takich jak np. „Stabilność emocjonalna, lub „No hassle in my castle” można by odnieść wrażenie, że jestem zimno kalkulującym człowiekiem, który dla czystej wygody „eliminuje” ze swojego otoczenia ludzi, którzy mu nie pasują. Pisałem wtedy o wpływie takich decyzji na moją jakość życia itp. a pominąłem jeszcze jeden ważny aspekt, który był dla mnie  tak oczywisty, że go nie zauważyłem :-)
Pamiętacie, jak w poście „Czego możemy nauczyć się z bajek cz.2″ twierdziłem, że chyba wszyscy przychodzimy na świat jako wrażliwe istoty, którym potem ta wrażliwość zostaje wyamputowana?
Jak pisałem o tej księżniczce, dzięki której nauczyłem się na nowo używać serca i mieć szeroka gamę subtelnych emocji?
Przy tym wszystkim odkryłem też, że jestem bardzo wrażliwym człowiekiem i że ta wrażliwość umożliwia mi bardzo wiele rzeczy zarówno prywatnie jak i zawodowo (tak, tak, bez niej nie byłbym dzisiaj tak daleko jak jestem!!)
Z drugiej strony wszyscy żyjemy w realnym życiu, gdzie pojawiają się różni ludzie, nie zawsze w stosunku do nas mili czy dobrze nastawieni.
W takiej sytuacji bardzo wrażliwa osoba ma następujące możliwe rozwiązania:
  • na nowo wyhodować sobie gruba skórę – czyli księżniczka męczyła się nadaremnie
  • zabarykadować się przed „złym światem” w gronie najbliższej rodziny i przyjaciół – to prowadzi do „monokultury” http://alexba.eu/2006-03-25/rozwoj-kariera-praca/twoje-kontakty-oaza-monokultura-czy-zroznicowanie/ co znacznie ogranicza nasze możliwości wszechstronnego rozwoju
  • wytworzyć sobie zdejmowalny pancerz, który zakładamy wychodząc na zewnątrz, a  zdejmujemy w domu – jest to niewygodne i łatwo prowadzi do de facto rozszczepienia osobowości.
  • robić to tak jak ja – łatwo dopuszczać do siebie bliżej bardzo różnych ludzi, ale szybko i bez ceregieli eliminować za swojego życia tych, którzy po bliższym poznaniu nam nie pasują. Podkreślenia wymaga „szybko i bez ceregieli”, bo w naszej polskiej kulturze mamy tendencję do zbyt dużej pobłażliwości i cierpliwości w stosunku do niemiłych lub nieodpowiednich dla nas zachowań innych.
Jakie główne zalety dla mnie ma takie podejście:
  • nie muszę się ciągle przestawiać, mogę być cały czas tym samym człowiekiem z „sercem na dłoni”
  • mogę swobodnie dalej rozwijać we mnie subtelności odczuwania i postrzegania, co jest niezwykle przydatne w bardzo szerokim zakresie zagadnień od seksu począwszy a na trudnych negocjacjach biznesowych skończywszy
  • mam do czynienia z samymi miłymi ludźmi i to zarówno prywatnie, jak i w biznesie. To ostatnie uważam za duże osiągnięcie, bo ile osób może uczciwie coś takiego  stwierdzić.
  • wchodzę w bliskie kontakty z bardzo szeroką gamą różnych ludzi, od których wciąż uczę się czegoś nowego. Robiąc to mam coraz więcej doświadczenia i wprawy w nawiązywaniu takich kontaktów a to zmniejsza potencjalne uzależnienie o jakiejś konkretnej osoby

Jakie potencjalnie negatywne skutki uboczne mogą się pojawić i jak sobie  z tym radzę:

  • jak już wspomniałem powyżej jest to w naszej kulturze dość nietypowe podejście i przez niektórych ludzi będę uznany za dziwoląga lub po prostu zdyskwalifikowany. Nie mam z tym problemu, bo to otwiera drogę do tych, dla których jest to w porządku
  • mogę przedwcześnie zdyskwalifikować jakiś nieoszlifowany diament. To ryzyko akceptuję, zwłaszcza jeśli wciąż znajduję diamenty, które błyszczą bez konieczności szlifowania (metaforycznie)
  • wobec wspomnianej łatwości nawiązywania kontaktów bardzo trudno jest mieć mnie na wyłączność, zwłaszcza bez mojej woli w tym kierunku. To zawsze odstraszało sporą część ludzi, zwłaszcza płci przeciwnej :-) Na szczęście nie wszystkich, więc problemu nie ma :-)
  • jeśli jeszcze coś pominąłem, to na pewno Czytelnicy przypomną mi o tym w komentarzach  :-)
To, co napisałem powyżej jest jak zwykle moim osobistym podejściem, co nie oznacza że jedynym lub najlepszym.  Dla mnie funkcjonuje super i napisałem ten post w odpowiedzi na wasze sugestie abym pisał o tym jak robię różne rzeczy.
Serdecznie zapraszam dyskusji.
____________
Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)

Komentarze (39) →
Alex W. Barszczewski, 2011-01-04
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Jak to robi Alex, Relacje z innymi ludźmi, Zapraszam do wersji audio

Dyktatura rodziców- odpowiedź na kilka pytań

W jednym z ostatnich postów dyskutowaliśmy kwestie kto jest nam naprawdę bliski, a kogo nazywamy bliskim bo tak nakazuje nam konwencja społeczna lub tradycja.
W ciekawej dyskusji pod postem pojawiła się seria pytań, na które obiecałem odpowiedzieć w osobnej dyskusji, co niniejszym czynię.
Na początek mam dla Was ważną uwagę. To co opisuję, mniej więcej (ze względu na ograniczenia tekstu pisanego) odpowiada temu jak ja postępuję w danych sytuacjach. Podaje to Wam wyłącznie jako materiał do własnych przemyśleń i ewentualnej dyskusji w komentarzach. Nie oznacza to, że powinniście w taki sposób postępować, lub że inny sposób postępowania jest zły. Po prostu to  dla mnie działa bardzo dobrze, przynosi dobre rezultaty i dobrze się z tym czuję.
To, co napisałem poniżej zakłada też, że prowadzimy samodzielne życie nie będąc u rodziców na przysłowiowym garnuszku.
A teraz przejdźmy do pytań:
„Czy szukać prawdziwej bliskości (w rozumieniu Alexa) w rodzinie czy odciąć się od krewnych, a skupić na przyjaciołach?”
Rodzina jest naturalnym „rezerwuarem” osób, które mogą stać się nam bliskie. Z drugiej strony niestety jest to tak, jak napisał Richard Bach w książce „Illusions” że rzadko ludzie naprawdę sobie bliscy wyrastają pod jednym dachem. Co ja robię – staram się osiągnąć maksymalną bliskość ale z zachowaniem „ekonomii działań”, kiedy widzę, że mimo rozsądnych starań dalszy postęp jest trudny lub niemożliwy, to szukam gdzieś indziej. To jest szczególny przypadek mojej postawy opisanej tutaj http://alexba.eu/2007-04-27/rozwoj-kariera-praca/dobre-rzeczy-bez-trudu/
„Jak zachowywać się w stosunku do mamy/ojca, którzy wprawdzie dobrze nam życzą, ale mają zupełnie inne poglądy na to jak dobre życie powinno wyglądać, a o naszym dorosłym życiu nie wiedzą zbyt wiele?”
Tutaj jestem Wam winien cały post, kolejną część cyklu „Jak bronić się przed dyktatura pociotków i znajomych”:
http://alexba.eu/2010-01-12/rozwoj-kariera-praca/dyktatura1/
http://alexba.eu/2010-01-26/rozwoj-kariera-praca/dyktatura2/
Może dziś opowiem to w pewnym skrócie:
  1. Po pierwsze, niezależnie od naszego wrażenia przyjmujemy robocze założenie, że rodzice chcą dla nas dobrze. Powiedzmy im o tym, że jesteśmy świadomi ich dobrych intencji.
  2. Po drugie zapytajmy, czy chcą na ten temat porozmawiać po partnersku jak dorośli ludzie i czy obiecują treść tej rozmowy zachować dla siebie.
  3. Jeśli nie, to kończymyć wszelkie dyskusje na ten temat, jeśli mimo wyraźnego wyrażenia woli będą one Wam dalej narzucane to ograniczamy wszelkie kontakty do absolutnego minimum (np. działania humanitarne, o których poniżej). „Dieta” kontaktowa czyni czasem cuda :-)
  4. Jeśli tak, to rozmawiamy z nimi jak z dorosłymi przekazując swoje racje i słuchając ich. Może każda ze stron nauczy się czegoś wartościowego.
  5. Jeżeli mimo ustnych deklaracji rodziców dalsza rozmowa nie ma charakteru partnerskiej wymiany zdań, to stawiamy uprzejme, aczkolwiek wyraźne ultimatum. Albo dalsza rozmowa będzie odbywać się po partnersku, albo zostanie zakończona. Przy braku pozytywnej reakcji idziemy do punktu 3
  6. Tak czy inaczej jest to Wasze życie i o ile nie planujecie nałożenia na rodziców dodatkowych obciążeń typu kredyty lub opieka nad Waszymi dziećmi to jest to Wasza sprawa co zrobicie ze swoim własnym życiem
„Jak wyłączyć z tematów poruszanych z rodzicami ten najbardziej drażliwy? (np. nie chcę mieć dzieci)”
Możecie przeprowadzić rozmowę podobnie jak w poprzednim przypadku, aby obie strony zrozumiały lepiej swoje motywacje i racje. Ostateczne decyzja o takich sprawach jak np. posiadanie dzieci należy wyłącznie do Was.
„Jak pogodzić brak bliskości w rozumieniu Alexa z pewnymi obowiązkami, które mogą na nas spaść w związku z posiadaniem bliskich krewnych? (np. mam w najbliższej rodzinie osobę niepełnosprawną, z którą nigdy nie osiągnę bliskości ale czuję się za nią w pewnym stopniu odpowiedzialna).”
Tutaj podejmujemy działania, które ja nazywam „humanitarnymi”. Większość z nas prędzej czy później spotka taki problem, bo nasi rodzice się starzeją i często w tym zaawansowanym wieku potrzebują wsparcia zarówno finansowego i organizacyjnego, jak i też emocjonalnego. Niezależnie od naszych aktualnych relacji z nimi powinniśmy docenić, że  w przypadku większości z nas nasi rodzice kosztem wielu wyrzeczeń i wysiłków co najmniej nas żywili, odziewali i dawali dach nad głową i to wtedy, kiedy nie byliśmy w stanie zrobić to sami. Elementarna przyzwoitość wymaga, abyśmy my nie zostawili ich w potrzebie.
Z drugiej strony często zdarza się, że tacy bliźni próbują nas terroryzować lub szantażować emocjonalnie. Do tego nie wolno dopuścić i pierwszym krokiem powinno być przeprowadzenie takiej partnerskiej rozmowy jaką proponowałem na początku tego postu. Jeżeli nie  da ona rezultatów, to ograniczamy pomoc humanitarną do absolutnego minimum jakie możemy znieść bez znaczącego ograniczania własnego życia i tego co jest w nim dla nas ważne. Można też stosować metody opisane pod tagiem „tresura”

Tyle odpowiedzi na Wasze zadane mi pytania. Jeżeli macie dodatkowe, lub cokolwiek wymaga bliższych wyjaśnien to zapraszam do zabrania glosu w komentarzach.

Jeszcze raz podkreślam, że ten post oddaje moje osobiste podejście do tego rodzaju zagadnień (sprawdzone w praktyce na trudnych przypadkach :-)) i tylko jako taki powinien być traktowany.

______________
Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)

Komentarze (25) →
Alex W. Barszczewski, 2010-12-15
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

O rodzajach relacji damsko-męskich

Po wielu wojażach i doświadczeniach czas znów na pisanie na blogu i interesujące dyskusje z Wami. Zastanawiałem się, czy zacząć od tematów biznesowych, czy też bardziej dotyczących naszego życia prywatnego i postanowiłem dokończyć istotny temat, o którym już wielokrotnie myślałem, a mianowicie jak właściwie różni ludzie budują swoje relacje z płcią przeciwną. Napisałem „różni ludzie” a właściwie powinienem napisać „my”, bo obserwacje wykazują, że bardzo wiele osób mnie w to wliczając, na jakimś etapie życia stosowało, bądź stosuje każde z wymienionych poniżej podejść.

Co to za podejścia?

Oby wyjaśnić co mam na myśli będę posługiwał się bardzo uproszczonym modelem, w którym czerwony lub niebieski okrąg symbolizują zakres cech charakteru i zainteresowań życiowych każdego z partnerów.  Dla uproszczenia założyłem też, że te zakresy są równe, choć w życiu mamy zazwyczaj do czynienia z bardziej skomplikowanymi konstelacjami.

Zacznijmy od najbardziej chyba romantycznej wizji dwóch połówek, które w oceanie życia szukają się długo, aby wreszcie wzajemnie się „dopełnić” i stworzyć jakąś „całość”, do tego może jeszcze niepodzielną.

dwie połówki

W tej koncepcji nie podobają mi się dwie rzeczy:

  • Określenie „połówka” symbolizuje coś, co z natury rzeczy nie jest kompletne. Jeżeli uważam się za niekompletnego człowieka co jest absurdalną koncepcją – przeważnie jesteśmy dalecy od doskonałości, ale jeżeli żyjemy i funkcjonujemy w społeczeństwie, to każdy z nas jest „całością”.  Odmienne postrzeganie prowadzi łatwo do wniosków „bez ciebie jestem nikim” i tym podobnych konkluzji niekorzystnych dla poczucia własnej wartości.
  • W wypadku ludzi efekt złączenia połówek bardziej kojarzy mi się z Frankensteinem niż z harmonijną jednostką :-)

Taka relacja znacznie lepiej wygląda w ckliwych romantycznych filmach niż później w życiu. Oczywiście zdarzają się też ludzie, którzy tę frazę o „dwóch połówkach” gdzieś zasłyszeli i potem bezrefleksyjnie „klepią” dalej, ale i to nie jest dobrym sygnałem.

Drugi rodzaj relacji jest bardzo rozpowszechniony.

Polega on na tym, że dwoje ludzie stwierdza, że pod wieloma względami pasują do siebie (obszar  zakreślony na żółto) i decydują się wejść w relację która mniej czy bardziej zakłada „uwspólnienie” wszystkich zakresów, też tych, w których nie ma naturalnego dopasowania „na dzień dobry”.  Następuje próba połączenia światów obydwu partnerów i zrobienia z tego jednej, wspólnej całości (zakreślonej kolorem zielonym).  To nie jest rzeczą prosta i często jest źródłem konfliktów lub prowadzi do wielu, czasem daleko idących kompromisów. A ten tak wychwalany w Polsce kompromis ma tę cechę, że żadna ze stron nie jest z nim naprawdę szczęśliwa. Jak nie wierzycie to rozejrzyjcie się dokładniej na ulicy lub wśród znajomych :-) Ile widzicie par, które uśmiechnięte i z tym charakterystycznym błyskiem w oku, trzymając się za rękę idą przez życie?

Dodatkowa trudność, to naturalna konieczność postawienia bardzo wysokiej poprzeczki w sprawie zbieżności charakterów, zainteresowań itp. u obydwu stron. To powoduje, że wiele osób stosujących to podejście w swoim życiu więcej czasu spędza na poszukiwanie tego teoretycznie „idealnego” partnera, niż na praktykowaniu ciekawych relacji damsko-męskich :-) A to czasem prowadzi do problemu małego Kazia, co w konsekwencji odcina nas od wielu przyjemności (w szerokim tego słowa znaczeniu, nie tylko chodzi tutaj o seks!), lub prowadzi do podejmowania decyzji, które wyglądałyby inaczej, gdybyśmy mieli lepsze rozeznanie „rynku” :-)

Trzeci rodzaj relacji, który po latach nie zawsze dobrowolnych eksperymentów :-) uważam za najlepszy dla mnie (co niekoniecznie oznacza najlepszy dla Ciebie Czytelniku!) ma postać następującą:

Dwoje „kompletnych” i świadomych siebie oraz swoich potrzeb (zarówno tych dotyczących brania jak i dawania) partnerów stwierdza, że istnieje pewien wspólny obszar charakterów, zainteresowań i potrzeb zaznaczony na rysunku kolorem żółtym. Ten obszar, w którym sprawy toczą się względnie bezproblemowo i wzbogacająco dla obydwu stron staje się całą relacją. Pozostałe obszary pozostają w gestii odpowiednio A i B, choć oczywiście drugi partner, jeśli chciałby i jest w stanie je poeksplorować, to jest mile widzianym gościem. Taka, pozornie „ograniczona” relacja ma istotne zalety takie jak np.:

  • Ponieważ zawartością relacji są elementy, które stosunkowo bezproblemowo działają, to odpada konieczność intensywniejszej „pracy nad związkiem”, a uwolniony czas i energię można zużytkować przyjemniej i produktywniej.  Kiedyś wspominałem już o tym w metaforze o motocyklu i samochodzie :-)
  • Z powodu opisanego powyżej, tym co jest naszą relacją możemy delektować się „na maxa”
  • Sam proces dobierania się jest znacznie uproszczony, bo jeżeli będziemy unikali przypadków patologicznych o których pisałem w postach „Stabilność emocjonalna” i „No hassle in my castle” to właściwie jakiekolwiek pokrywanie się obszarów A i B wystarczy do wystartowania z danym człowiekiem relacji opartej na tych wspólnych elementach. *) Uwaga, patrz uzupełnienie pod postem
    Dzięki temu możemy wchodzić w związki z osobami np. bardzo różnymi od nas, a to niesie ze sobą potencjał znacznego rozszerzenia naszych horyzontów.  To ostatnie zdanie piszę z własnego doświadczenia, które uważam za niezwykle cenne dla mnie, nawet jeśli po drodze zdarzały się różne komplikacje wynikające zresztą głownie z pomieszania opisywanego aktualnie podejścia z poprzednim.
  • Ta forma relacji jest często jedyną, jaką możemy mieć z całkiem sporą grupa ciekawych ludzi. Pisałem o tym w poście „Wolisz 100% przecietności, czy 10% czegoś super?„
  • W razie, gdyby relacja z jakichkolwiek powodów się skończyła, to znacznie prościej jest uporządkować wszystkie sprawy w takim układzie, niż w tym poprzednim, nie mówiąc już o „dwóch połówkach”. A obserwacje wskazują, że z czasem większość związków ulega co najmniej daleko idącej „metamorfozie” i ich zakończenie jest jedynym rozsądnym rozwiązaniem.  Nawet jeśli miało by się to odbyć według niemieckiego powiedzenie „lepszy bolesny koniec, niż ból bez końca”

Zdaje sobie sprawę, że takie postawienie sprawy może wywołać sprzeciw u wielu z Was, niemniej możemy sobie przecież podyskutować tez i na taki temat.

Zapraszam do wypowiedzi w komentarzach.

*) Uzupełnienie 28.09 – trochę za bardzo uprościłem te kryteria.  W praktyce sprawdzam jeszcze, czy dana osoba nie robi czegoś, co  mogłaby być dla mnie niebezpieczne np. działalność przestępcza, narkotyki itp.

Komentarze (80) →
Alex W. Barszczewski, 2010-09-27
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Wyjatkowy Gypsy Time :-)

Witajcie drogie Czytelniczki i drodzy Czytelnicy!!

Tym razem zostawiłem Was przez wyjątkowo długi okres czasu, tak długi że różnymi kanałami zacząłem otrzymywać zapytania, czy wszystko u mnie w porządku.

Dziękuję Wam wszystkim za tę troskę, to bardzo miło wiedzieć, że tak dużej grupie ludzi nie jest obojętne co się ze mną stanie :-)

Obiecuje, że może za wyjątkiem jednej wyprawy w lutym 2011 nie pozostawię Was tak długo w niepewności.

Jeśli ktoś, kto jest przy życiu tak długo się nie odzywa, to zasadniczo są dwie możliwości:

  • powodzi mu się bardzo źle i nie chce tym obciążać innych
  • powodzi mu się tak dobrze, że nie ma czasu i/lub energii aby dzielić się tym ze światem :-)

Całe szczęście, że w moim przypadku zdecydowanie chodziło o tę drugą ewentualność (tak naprawdę to powinienem pisać w czasie teraźniejszym bo ten stan trwa nadal :-))

Oczywiście w międzyczasie miałem też kilka ambitnych i wymagających projektów w nowymi klientami, w tym jednym zagranicznym. To co potem wygląda jak przysłowiowa bułka z masłem, wymagało dużej koncentracji na tym, co się robi zarówno w fazie przygotowań, jak i samego przeprowadzenia. Tym bardziej, że chodziło przy tym tez o sprawy, na rozwiązywanie których nie ma instrukcji :-) Tak mi zleciało kilka tygodni, ale najciekawsze jest to, co robiłem w międzyczasie i potem.

W którymś momencie powiedziałem sobie: „Rozwiązujesz czasem bardzo skomplikowane zagadnienia u swoich klientów korzystając ze swojego rozumu i dostępnych, często ograniczonych zasobów. Co by było, gdybyś konsekwentnie zastosował ten sposób myślenia i działania dla dalszego polepszenia jakości Twojego życia?”

Od słowa do czynu :-) Zacząłem od analizy zasobów, która miedzy innymi wykazała następujące:

  • generalnie, według mojego stanu wiedzy, jestem w dość dobrym zdrowiu :-)
  • nie mam żadnych długów do spłacenia
  • poza kilkoma bezproblemowymi dla mnie gentleman’s agreement nie mam znaczących zobowiązań jakiegokolwiek rodzaju
  • mogę skorzystać z dwóch „baz”, jednej w Berlinie a drugiej nad polskim morzem
  • nie muszę się troszczyć o zamówienia na drugą połowę roku, niektórzy klienci nawet zapłacili z góry aby mnie „zaklepać”
  • nie mam potrzeby lansowania sie lub błyszczenia posiadaniem rzeczy materialnych, co utrzymuje moje koszty na niskim poziomie
  • generalnie, jak już chcę, to potrafię dość dobrze używać mojego umysłu :-)
  • potrafię łatwo nawiązywać kontakty z bardzo różnymi ludźmi

Przegląd wykorzystania powyższych wykazał spore marnotrawstwo niektórych i niewystarczające użycie tych dwóch ostatnich :-) O tym pierwszym problemie napiszę wkrótce.

Dalej sprawa była już względnie prosta :-) Ci z Was, którzy pracują jako managerowie znają ten proces: mamy sytuacje obecną, określone zasoby, sytuacje pożądaną i tzw. „gap” (lukę miedzy tym co jest a tym co chcemy aby było) który chcemy domknąć.

Dobra strategia może być dość ogólna w kwestii celów, ale powinna bardzo klarownie definiować priorytety, które w moim przypadku brzmiały bardzo prosto:

  • interesujące i zróżnicowane przeżycia zarówno fizyczne jak i intelektualne
  • dobre zdrowie i kondycja fizyczna aby móc maksymalnie delektować się punktem pierwszym :-)
  • dobry i pozytywny stan ducha
  • unikanie „efektu tunelowego„

Te prościutkie założeniu umożliwiały łatwą ewaluacje każdej mozliwości, bo kto chciałby przy 30C bawić się w długie analizy? :-)

Jaki jest tymczasowy (bo Gypsy Time jest dopiero na półmetku) rezultat tych działań? Tutaj szczegółowa relacja kłóciłaby się z moją zasadą nieupubliczniania życia prywatnego, a w dodatku spowodowałaby konieczność uprzedniego sprawdzania pełnoletniości czytających :-)

Dlatego opiszmy to może porównując mnie do sytuacji  dziecka, które na wakacje zamieszkało w Disneylandzie z wolnym wstępem na wszystkie atrakcje :-)

Istotną różnicą w stosunku do tegoż dziecka jest fakt, że nie chodzi przy tym wyłącznie o tzw.” płytkie przyjemności”  które stosunkowo szybko mogą się znudzić, lecz też o takie, które dotykają nas głęboko w każdym aspekcie bycia człowiekiem, powodując w nas przy tym pozytywne zmiany .

Uważni Czytelnicy zauważą pewnie, że nie wykluczam tych  „płytkich”, bo przecież i z nich składa się nasze życie! A przecież chcemy żyć pełnia życia, nieprawdaż?

Ciekawym efektem ubocznym jest redukcja mojej w miarę stałej od kilku lat (nad)wagi o ponad 10 kg i to bez żadnych diet! Wystarczyło trochę rozsądku przy jedzeniu i urozmaicona (oraz zazwyczaj bardzo przyjemna)  aktywność fizyczna :-)

Jakie wady wykazało opisane powyżej podejście?

  • czasowo zaniedbałem ten blog i pisanie innych tekstów
  • sterta książek do przeczytania nie zaczęła maleć

Z tego wynikają następujące korekty na drugą połowę lata:

  • pewne wyrównanie proporcji między hedonistycznym a intelektualnym podejściem w wyborze aktywności danego dnia, bo chyba przesadziłem z tym pierwszym :-)
  • odrobina dyscypliny przejawiającej się w wyznaczeniu sobie codziennego pensum czasu przeznaczonego na czytanie i pisanie. Zobaczymy jak mi z tym pójdzie

Dziś właśnie jest pierwszy dzień tego skorygowanego podejścia, stąd mój tekst na blogu.

Nie było jego zamiarem „pochwalenie się” jak dobrze mi się teraz żyje. Bardziej zależy mi na tym, aby wielu z Was czytając ten post uświadomiło sobie że napisał go człowiek, który:

  • z Waszego punktu widzenia jest w dość zaawansowanym wieku, a więc pod wieloma względami możecie pobić go na głowę sprawnością i energią (to piszę serio!!)
  • żyje w Polsce
  • pracuje głównie w Polsce nie korzystając z żadnych „układów”, po prostu zarabia dostarczając klientom realna i znaczącą wartość dodaną
  • płaci w Polsce normalne podatki i ZUS bez nielegalnego kombinowania i przekrętów

Wniosek z tego taki, że jeżeli taki gość jak ja potrafi to zrobić, to Wy, najdalej w perspektywie kilku lat tym bardziej!! Trzeba tylko uświadomić sobie gdzie jesteśmy i co naprawdę jest dla nas ważne, a potem samodzielnie używać swojego mózgu ! I unikać niepotrzebnego rozpraszania zasobów!

Jeżeli ktoś ma podobne priorytety do moich, to wiele wskazówek znajdzie na blogu, zarówno we wpisach, które zamieściłem, jak i w tych, które planuję.

Wszystkim życzę realizacji waszego wymarzonego życia i zapraszam do wypowiedzi w komentarzach

Komentarze (37) →
Alex W. Barszczewski, 2010-07-27
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Lina asekuracyjna czy holownicza

Wzajemne wsparcie w relacjach wszelkiego rodzaju (nie tylko damsko-męskich, a nawet nie tylko prywatnych) jest sprawa bardzo istotną. Będąc życzliwym człowiekiem trudno mi sobie wyobrazić w miarę trwałe interakcje z innymi ludźmi pozbawione tego elementu i zapewne u większości z Was jest podobnie.

Ostatnio zastanawiałem się nad tym i jeśli takie wsparcie możemy porównać do liny łączącej dwie osoby, to wyraźnie można tutaj wyróżnić dwie kategorie:

  • lina asekuracyjna – każdy partner relacji pokonuje przeszkody życia samodzielnie. Lina służy wyłącznie jako zabezpieczenie na wypadek nieprzewidzianego obsunięcia się lub podobnego niezawinionego wypadku. Po w miarę szybkim i aktywnym znalezieniu gruntu pod nogami lina znowu jest luźna.
  • lina holownicza – jeden z partnerów „wisi” na tym drugim wykorzystując jego energie do pozostania w miejscu, lub poruszania się dalej. Taki stan jest mniej czy bardziej permanentny.

Jestem wielkim zwolennikiem łączenia się bardzo różnych ludzi „linami asekuracyjnymi” i sam „podpięty” jestem do takiej ogromnej sieci. Niestety wokół nas jest wiele osób, które te pożyteczną koncepcje nadużywają wykorzystując ją właśnie jako linę holowniczą.

Szczególnie często zdarza się to w związkach damsko-męskich, gdzie jeden partner ma wrażenie iż posiada „prawo” do zawiśnięcia na drugim.  Często nie dzieję się tak od razu, ale z biegiem czasu jedna strona dochodzi do wniosku, że ma takie „uprawnienia” i jeżeli druga nie uważa, to szybko może się to skończyć sytuacją, kiedy metaforycznie mówiąc, z dwóch silników samolotu jeden pracuje na pełnym gazie, a drugi w najlepszym wypadku obraca się „na luzie”. Piszę w najlepszym, bo czasem zdarza się, że taka „wisząca” osoba działa jak silnik pracujący wstecz!!

Dlatego zalecam Wam wszystkim przeanalizowanie tego zagadnienia pod kątem własnej sytuacji życiowej i podjęcie zdecydowanych i konsekwentnych działań, jeśli stwierdzicie że z kimś macie relację „holowniczą”.

To jest istotne z następujących powodów:

  • dla osoby będącej „holownikiem”  – takie holowanie kosztuje Cię oczywiście energię, którą mógłbyś spożytkować na własny rozwój i pójście do przodu. W naszym bardzo konkurencyjnym i dość twardym świecie nie jest to sprawa bez znaczenia, bo długoterminowo może w dużym stopniu zaważyć na dostępnych dla Ciebie opcjach życiowych. Przy tym długoterminowo nie wyświadczasz osobie holowanej przysługi, co będzie jasne po przeczytaniu następnego punktu
  • dla osoby „holowanej” – jest co najmniej kilka powodów, aby tę pozornie wygodną sytuację zmienić. Po pierwsze długoterminowo będzie na tym cierpieć Twoje poczucie własnej wartości, a to jest bardzo poważna strata. Po drugie przyzwyczajając się do bycia holowanym stracisz umiejętność samodzielnego radzenia sobie w życiu, a to poważna słabość, bo nic nie jest nam dane na zawsze. Dalej, pozostając w tej roli w końcu stracisz poważanie partnera, a może nawet jego samego, tego zapewne nie chcesz.  Wielu interesujących ludzi ma w międzyczasie dość dobrze rozwinięty „detektor szukających holu” i u takich osób nie będziesz miał/miała żadnej szansy na bliższą relację.  Ostatni powód jest taki, że jest to  postępowanie  nieetyczne

Oczywiście od powyższego jest kilka wyjątków takich jak np. sytuacja w której bliski partner w wyniku ciężkiej choroby lub wypadku jest trwale niezdolnym do stanięcia na nogi, albo kiedy trzeba zaopiekować się starzejącymi się rodzicami, zwłaszcza jeśli nie zadbali oni sami o odpowiednie zabezpieczenie na jesień życia, nie o nich teraz rozmawiamy. Wszystkie pozostałe sytuacje warte jest bliższego przyjrzenia się i… działania.

Zapraszam do dyskusji w komentarzach.

Komentarze (156) →
Alex W. Barszczewski, 2010-05-06
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Miejsce na szczęśliwy przypadek

Wielu z nas było wychowywanych w kulcie planowania i porządkowania wszystkiego co możliwe.
W rezultacie bardzo często spotykam ludzi, których życie na wiele lat do przodu jest zaplanowane i poukładane „na maxa”. Niektórzy z nich zdają się być nawet bardzo dumni z faktu, że to co robią jest jak pozazębiane ze sobą tryby skomplikowanej i precyzyjnej maszyny.Kupno mieszkania, spłacanie kredytu, płodzenie dzieci, kariera zawodowa są obiektem tak precyzyjnego i dalekosiężnego przewidywania i synchronizacji działań, jak wystrzelenie stacji badawczej na Marsa.
Dziś pominę kwestię częstej zawodności takiego podejścia, spójrzmy za to na inny, łatwy do przeoczenia aspekt, który może mieć ogromne wpływ na naszą jakość życia.
Jest nim wspomniane w tytule pozostawienie (lub zrobienie) w życiu miejsca na szczęśliwy zbieg okoliczności.

Dobrze poukładane życie ma wiele zalet i nic dziwnego, że społeczeństwo oraz rodzina starają się wpłynąć na nas w tym kierunku. Jestem daleki od wyperswadowania tego komukolwiek, warto jednak zwrócić uwagę na cenę takiego porządku.

Weźmy kilka przykładów:

  • praca na dobrym etacie nie pozostawia nam zbyt wiele czasu i mentalnych „mocy przerobowych” na próbowanie innych zajęć i sposobności. Te sposobności często wiążą się z robieniem czegoś naprawdę interesującego lub/i zarabianiem znacząco większej sumy pieniędzy
  • bardzo intensywny związek z drugim człowiekiem (typu papużki nierozłączki) nie daje nam wolnych przestrzeni emocjonalnych i czasowych na bliższe poznawanie innych ludzi. To poznawanie innych ludzi i intensywne relacje z nimi (różnego charakteru) są kluczowe dla szeroko pojętego poznania samego siebie i rozwoju, zwłaszcza jeżeli potrafimy zaakceptować fakt, że inni ludzie są zwierciadłem trzymanym nam przed nosem
  • pięknie uwite gniazdko w bloku zwanym w Polsce apartamentowcem może na wiele sposobów ograniczać naszą mobilność, nie tylko ze względu na kredyt do spłacenia, ale i „przywiązanie się” do miejsca.

Czy podane powyżej przykłady mają oznaczać, że nie powinniśmy mieć porządnej pracy, bliskiego związku, czy też mieszkania?

Oczywiście że nie!! :-) Trzeba sobie tylko zdać sprawę z ceny jaką przychodzi nam za to zapłacić, a często widzimy to dopiero z dłuższej perspektywy czasu.

Chcecie parę moich przykładów, proszę bardzo:

  • co prawda nie pracowałem nigdy na etacie (ani jednego dnia w życiu!!), ale w już latach 90 byłem wziętym trenerem, który zazwyczaj był „booked solid” to znaczy do maksimum moich możliwości czasowych i fizycznych. Przynosiło to między innymi sporo pieniędzy i teoretycznie mógłbym z tego być dumny. Bliższa analiza pokazuje jednak, że z powodu przemęczenia tą (bardzo intratną) pracą nie byłem wtedy w stanie dokonać, sfinalizować względnie dopilnować kilku inwestycji, które dziś oznaczałyby przyrost wartości rzędu milionów złotych (wstyd Alex, jak mogłeś??).
  • kilka długich lat prawdziwych relacji 24/7 (ktoś z Was tego naprawdę próbował?) nie pozostawiło miejsca na poznanie innych ludzi, też takich, których miałem na myśli pisząc post „Wolisz 100% przeciętności, czy 10% czegoś super”. Potem trzeba pisać post pod tytułem „Tunelowe życie” , kiedy w życiu prywatnym coraz mniej rzeczy robisz coraz lepiej z coraz mniejszą ilością osób :-)
  • nie bardzo mogę dać osobisty przykład z mieszkaniem, ale weźmy to, że posiadając sympatyczną łódkę na Florydzie chyba 10 lat z rzędu spędzałem tam część zimy. To było piękne i w żadnym wypadku nie żałuję tego, niemniej gdybym połowę tego czasu wykorzystał w inny sposób, to w wielu aspektach życia byłbym znacznie dalej niż jestem przy równie wysokim poziomie odczuwanych wtedy przyjemności.

Widzicie że jak zwykle pokazując pewne błędy pokazuję też na siebie :-)
Dziś coraz bardziej skłaniam się do tego, aby w wielu kwestiach pozostawiać sobie otwarte możliwości, co jest dość nietypowe gdyż z wiekiem większość ludzi stara się mieć jak najwięcej „pewności” i „stabilności” we wszystkim.
Poniżej macie parę przypadków jak to wygląda w praktyce:

  • świadomie, nawet jeśli mam takie możliwości, nie podejmuję się wszelkich możliwych zleceń, zwłaszcza tych mniej czy więcej „standardowych”. W ten sposób mam czas i ochotę rozglądać się za interesującymi zagadnieniami, lub też szybko reagować na sposobności
  • nawet mając z jakąś kobietą  oszałamiające przeżycia wszelkiego rodzaju, nie zamknę się więcej w relacji 24/7 a nawet trudno mi sobie wyobrazić permanentne mieszkanie razem. To pozostawia miejsce na bardzo wiele kontaktów z innymi ludźmi bez konieczności zastanawiania się np. nad kompatybilnością tych ostatnich i własnej partnerki. Abyśmy uniknęli nieporozumień, tu nie chodzi o to aby sypiać z wieloma kobietami :-)
  • ci z Was, którzy znają mnie osobiście wiedzą, że każda z moich lokalizacji gdzie mieszkam jest dość prosto wyposażona i szybka do zwinięcia. Żadna nie jest dla mnie balastem, do żadnej też nie jestem specjalnie przywiązany. Dom jest dla mnie bardziej kwestią odczuć i przeżyć niż geografii.

Naturalnie fakt, że taka postawa pięknie sprawdza się w moim życiu (co bardzo denerwuje pewnych znajomych wyznających inne zasady :-)) nie oznacza, że jest ona dobra dla Was, dlatego przestrzegam przed jej bezrefleksyjnym kopiowaniem. Znacznie ważniejsze jest to, abyście w miarę bez uprzedzeń sami przemyśleli jak wyważyć proporcje pomiędzy poukładaniem sobie życia, a pozostawieniem miejsca na sposobności. Wasze wnioski mogą też być całkiem różne od moich, to jest w porządku. Każde rozwiązanie ma swoje wady i zalety, ważne jest aby wyłączyć autopilota i samemu się temu przyjrzeć.Życzę owocnych przemyśleń

Komentarze (51) →
Alex W. Barszczewski, 2009-09-29
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Kiedy nie pasuje nam temat rozmowy….

Ostatnio dyskutowaliśmy o dość banalnej sytuacji, kiedy zadajemy komuś pytanie, a ta osoba niepotrzebnie nadinterpretuje to co chcieliśmy wyrazić. Sam post, jak i cała dyskusja pokazały, jak bardzo ta powszechna ułomność komplikuje życie zarówno nam, jak i naszym rozmówcom. Teraz, to aż strach pójść dalej i napisać coś o bezpośrednich komunikatach, które jeszcze bardziej nie będą się podobać większości ludzi wokół nas :-). No cóż, ten blog nigdy nie uciekał od tematów trudnych jeśli tylko były one przydatne Czytelnikom, więc pozwólcie, że podejmę tę kwestię.

Chodzi mi konkretnie o dwa rodzaje zachowań, z którym osobiście bardzo niechętnie się konfrontuję i w miarę możliwości staram się ich unikać

  • Męczące dla mnie jest przebywanie w towarzystwie, które przez dłuższy czas zajmuje się wzajemnym odgrzewaniem minionych historii i zdarzeń, co zdaje się być ulubionym zajęciem ludzi, nie mających interesujących przeżyć i przemyśleń mających miejsce w teraźniejszym życiu. Nie chcę się powtarzać i dlatego polecam przed dalszym czytaniem tego postu zapoznanie się z tekstem „Nie róbmy tego jak krowy” abyście dokładnie wiedzieli o co mi chodzi.
  • Bardzo niekorzystnie wpływa na mnie dłuższe słuchanie opowiadań o czyichś nieszczęściach i problemach w sytuacji, kiedy absolutnie nie mogę zrobić nic, aby danej osobie realnie pomóc. Tutaj chcę podkreślić, że jestem człowiekiem ponadprzeciętnie skłonnym do udzielania pomocy i wsparcia innym ludziom, naturalnie też takim, których tak blisko nie znam i to wszystko bez jakiejś własnej agendy. Zdaję sobie też sprawę, że czasem zwykłe wysłuchanie czyichś narzekań może przynieść danej osobie ulgę, jednak ze względu na to, iż takie słuchanie w poczuciu własnej bezsilności ewidentnie pozbawia mnie energii, bardzo ograniczam czas, kiedy jestem gotów odgrywać rolę takiego emocjonalnego „śmietnika”. Najgorzej działa na mnie to wtedy, kiedy osoba A opowiada o nieszczęściach osoby B, której w ogóle nie znam, a takie przypadki też się zdarzają.

I teraz przejdźmy do sedna problemu.
Jeżeli mamy do czynienia z którąś z powyższych sytuacji i delikatne działania, aby zmienić temat rozmowy nie dały pożądanego skutku, to mamy dwie możliwości:

  • Robić dobrą minę do złej gry i w imię  dbania o dobra relację z daną osobą, lub tzw. wymogów  dobrego wychowania cierpliwie brać udział w czymś, co kompletnie nam nie odpowiada.
  • Niezwykle kulturalnie, a jednocześnie całkiem jasno i klarownie dać drugiej osobie (lub osobom) do zrozumienia, że dalsza konwersacja na dany temat całkowicie nam nie odpowiada i nie chcemy jej kontynuować.

Z moich obserwacji wynika, że większość ludzi cierpi w milczeniu wybierając ten wariant pierwszy, co może być efektem słabego poczucia własnej wartości, wychowania i wzorców z otoczenia.
Osobiście jestem praktykującym zwolennikiem tego drugiego podejścia i chętnie wytłumaczę dlaczego.

  • Pierwszy powód jest czysto egoistyczny – zdaję sobie sprawę, że mój pobyt na tej planecie jest ograniczony i dlatego staram się minimalizować zajmowanie się sprawami, które z mojego punktu widzenia nie są ani przyjemne, ani produktywne. Abyśmy się dobrze zrozumieli, skuteczne pomaganie komuś uznaję za czynność produktywną i do tego sprawiająca mi sporą przyjemność.
    Czy ktoś ma wątpliwości co do takiej postawy?
  • Drugi powód, to szacunek dla drugiego człowieka – zamiast udawać coś przed nim i mamić go pozorami serwuję mu (kulturalnie i z całym poszanowaniem) po prostu prawdę. Ta prawda pozwala mu albo przemyśleć własne postępowanie i coś zmienić, albo znaleźć lepiej pasującego partnera do takiej rozmowy, jaką akurat chce prowadzić. Dla mnie obydwa te rozwiązania są całkowicie w porządku i każde z nich akceptuję.

Problemem jest fakt, że znakomita większość osób nie odbiera takiego postępowania z mojej strony, jako przejawu bardzo poważnego potraktowania ich, lecz „z automatu” reaguje na to jak na lekceważenie lub osobista obrazę. Kiedyś, aby takich ludzi nie „stracić” szedłem w takich sytuacjach na różne kompromisy, dziś uważam, że znacznie lepiej jest pozostać wiernym sobie i dość otwarcie komunikować swoje stanowisko światu. Naturalnie powodowało to i powoduje, iż spora część otoczenia nie pochwala takiego podejścia i wręcz odrzuca moją osobę, ale przecież i tak nie dogodzimy wszystkim. Zamiast próbować robić to ostatnie, wole znaleźć ludzi, dla których otwarty styl porozumiewania się jest czymś, czego poszukują i doceniają. W rezultacie buduję sobie otoczenie w którym z jednej strony mogę być po prostu sobą, a z drugiej nawzajem dajemy sobie to, co każdy potrzebuje (tutaj akurat w aspekcie wzajemnej komunikacji).

Wielu ludzi, których spotykam w realu pyta mnie skąd biorę w życiu tyle energii i pogody, a to jest właśnie jeden z powodów :-)

Jak to wygląda u Was?

Komentarze (59) →
Alex W. Barszczewski, 2009-09-19
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Page 1 of 512345»
Alex W. Barszczewski: Avatar
Alex W. Barszczewski
Konsultant, Autor, Miłośnik dobrego życia
O mnie

E-mail


Archiwum newslettera

Książka
Alex W. Barszczewski: Ksiazka
Sukces w Relacjach Międzyludzkich

Subskrybuj blog

  • Subskrybuj posty
  • Subskrybuj komentarze

Ostatnie Posty

  • Czym warto się zająć jeśli chcesz poradzić sobie z lękowym stylem przywiązania
  • Pieniądze w związku – jak podchodzić do różnicy zarobków
  • Jak zbudować firmę na trudnym rynku i prawie bez kasy ?
  • Twoja wartość na rynku pracy – jak ją podnieść aby zarabiać więcej i pracować mniej
  • Zazdrość – jak poradzić sobie z zazdrością w relacji

Najnowsze komentarze

  • List od Czytelnika  (19)
    • Elżbieta: Witam, Osobiście polecam...
    • Ewa W: Krysia S, tak, widziałam...
    • KrysiaS: Ewa W, napisałaś...
    • Stella: Witajcie Uważam Autorze...
    • Ewa W: Krysia S, być może tak jest...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.4  (45)
    • kleks: Hej Alex, Po przemyśleniach...
    • Alex W. Barszczewski: Kleks Ja...
    • kleks: Hej Alex. To mam na myśli:...
    • Alex W. Barszczewski: Kleks Wczoraj...
    • kleks: Ewo, piszesz: „Żeby mieć...
  • Upierdliwy klient wewnętrzny działu IT cz.2  (26)
    • Agnieszka M.: Odpowiadam z...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.6  (87)
    • ms: Chodzi mi o to, ze moze dobrze...
    • Ewa W: Robert, Czy wszystko, czym...
    • Alex W. Barszczewski: Robert Tak jak...
    • Kleks: Alex napisałeś: „Metka...
    • Robert: @Alex „albo niewiele z...
  • List od Czytelniczki Mxx  (20)
    • Tomek P: To może być trochę strzał na...
    • Witek Zbijewski: Dużo zostało...
    • adamo: Witaj Mxx, chociaż już jestem...
    • moi: @Tomku, Rozwojem, mniej lub...
  • Do czego przydaje się ten blog  (35)
    • Witek Zbijewski: lektura bloga i...
    • Agap: Mój drugi kontakt z blogiem...
    • KrysiaS: Alex, dziękuję za to,ze...
    • Alex W. Barszczewski: Dziekuję Wam...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.5  (83)
    • Alex W. Barszczewski: Agnieszka L...
    • Ev: Witek Zbijewski Tak, tak,...
    • Małgosia S.: Małgorzata- Bardzo...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.3  (26)
    • Alex W. Barszczewski: Agnieszka L...
    • Agnieszka L: „Czy mi się...
  • Reakcja na pretensje klienta  (12)
    • Kamil Szympruch: Wiem, że mój...

Kategorie

  • Artykuły (2)
  • Dla przyjaciół z HR (13)
  • Dostatnie życie na luzie (10)
  • Dyskusja Czytelników (1)
  • Firmy i minifirmy (15)
  • Gościnne posty (26)
  • Internet, media i marketing (23)
  • Jak to robi Alex (34)
  • Jak zmieniać ludzi wokół nas (11)
  • Książka "Sukces w relacjach…" (19)
  • Linki do postów innych autorów (1)
  • Listy Czytelników (3)
  • Motywacja i zarządzanie (17)
  • Pro publico bono (2)
  • Przed ukazaniem się.. (8)
  • Relacje z innymi ludźmi (44)
  • Rozważania o szkoleniach (11)
  • Rozwój osobisty i kariera (236)
  • Sukces Czytelników (1)
  • Tematy różne (394)
  • Video (1)
  • Wasz człowiek w Berlinie (7)
  • Wykorzystaj potencjał (11)
  • Zapraszam do wersji audio (16)
  • Zdrowe życie (7)

Archiwa

Szukaj na blogu

Polityka prywatności
Regulamin newslettera
Copyright - Alex W. Barszczewski - 2025