Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Strona główna
Blog
Najważniejsze posty
Archiwum newslettera
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
Relacje z innymi ludźmi

Non Disclosure Agreement

Niektórzy z Was, zwłaszcza Ci, robiący coś dla firm Hi-Tech znają z własnej praktyki NDA, Non Disclosure Agreement czyli mówiąc po polsku porozumienie dotrzymania poufności. Podpisanie takiego NDA zobowiązuje nas (lub obie strony w zależności od charakteru współpracy) do bezwarunkowego zatrzymania dla siebie wszystkiego, co dowiemy się o tajemnicach biznesowych partnera. Jest rzeczą oczywistą (przynajmniej dla mnie :-)), że dotrzymanie takiego zobowiązania jest sprawą bezdyskusyjną.To, o czym chcę dziś z Wami podyskutować to jest fakt, iż NDA z mojej strony jest standardową opcją we wszelkich kontaktach z innymi ludźmi. Oznacza to, że wszelką komunikację, wszystko jedno czy zawodową czy prywatną traktuję z założenia jako poufną, chyba rozmówca zażyczy sobie inaczej, lub uzyskam od niego zgodę na określone użycie uzyskanej wiedzy.Pod tym względem zachowuję się wręcz paranoicznie :-) trzymając język za zębami nawet w sytuacjach, kiedy zdecydowanie nie jest to konieczne. No ale cóż, reputację mamy jedną a ja pod tym względem wolę mieć tę skutecznego sejfu, z którego nic niepożądanego nie wycieknie.Jak to się przejawia? Oto kilka przykładów:

  • w życiu prywatnym nie przekazuję informacji dalej bez jednoznacznej zgody jej nadawcy a i wtedy tylko w zakresie, na który ta osoba się zgodziła
  • znając różnych ludzi „z górnej półki” nie rzucam ich nazwiskami, a nawet bliższymi danymi pozwalającymi ich zidentyfikować, nie mówiąc już o chwaleniu się spotkaniami, czy znajomością z konkretnym Iksińskim (a byłoby czym :-)) Podobnie właściwie postępuję w stosunku do wszystkich ludzi :-)
  • na warsztatach to, co tam się dzieje jest sprawą moją i grupy (tego nastawienia nie lubiło kilka HR-ów :-)). Nawet jeżeli w trakcie treningu wyniknie sprawa, w której mogę im pomóc w firmie (np. poprzez rozmowę z top managerem), to najpierw muszę na to uzyskać zgodę zainteresowanych
  • generalnie nie udzielam informacji o poszczególnych uczestnikach szkoleń, uprzedzając o tym zleceniodawcę jeszcze przed podjęciem decyzji o ich przeprowadzeniu
  • oczywiście wszelkie informacje o tajemnicach klienta w jakiś cudowny sposób ulatniają mi się z głowy :-) kiedy wychodzę od niego
  • Uzupełnienie: Nie udostępniam żadnych numerów telefonów czy adresów mailowych bez zgody ich właścicieli!! To jest dla mnie tak oczywiste, że pisząc post nie wspomniałem tego

Takie proste podejście przynosi lub przynosiło mi bardzo konkretne korzyści jak np.

  • w życiu prywatnym wchodziłem w bardzo wzbogacające mnie (duchowo i emocjonalnie) różnorodne relacje, które bez pewności zachowania absolutnej dyskrecji z mojej strony nigdy nie doszłyby do skutku
  • w życiu zawodowym zazwyczaj wiem bardzo wiele o moich klientach, co w decydujący sposób przyczynia się do skuteczności tego, co u nich robię. Często bez tej wiedzy nie da się niczego sensownego zrobić, o czy dość boleśnie przekonują się nadęci „eksperci” pojawiający się u klienta ze stosem dyplomów i certyfikatów, lecz niezdolni do zbudowania takiego zaufania
  • ze względu na tę część mojej reputacji dotyczącą poufności otrzymuję zlecenia też w bardzo delikatnych sprawach, dzięki temu często jestem „jedynym na liście„

To prowadzi do życia pełnego interesujących przeżyć, oraz bardzo atrakcyjnych (intelektualnie i finansowo) sposobności biznesowych. Wystarczy aby Was zachęcić do ewaluacji własnego podejścia i ewentualnego podjęcia działań naprawczych?Teoretycznie ten post jest równie oczywisty, jak ten o załatwianiu spraw, niemniej ciągle widzę wokół siebie przykłady naruszania tych prostych zasad, a po co na wstępie eliminować się z różnych ciekawych rozgrywek życia?

Komentarze (42) →
Alex W. Barszczewski, 2009-12-20
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Kwestie materialne w poszukiwaniu partnera

Mój ostatni post, mimo iż napisany był nieco „na kolanie” wzbudził spore zainteresowanie i intensywną dyskusję. Dlatego, jak już jesteśmy rozgrzani w tym temacie,  postanowiłem teraz „dołożyć” nieco dalszych rozważań na temat aspektu materialnego w relacjach damsko-męskich. Przy okazji powinno to wyjaśnić, dlaczego mieszanie spraw finansowych do romantycznego związku uważam za nienajlepszy pomysł.
Poniższy tekst nie powinien być rozumiany, jako gotowa, uniwersalna recepta, bardziej jako inspiracja do dyskusji i własnego, świeżego spojrzenia na kilka specyficznych zagadnień głębszej relacji z drugim człowiekiem.
Aby nie być zmuszonym do pisania całej książki pozwolę sobie poczynić tutaj kilka uproszczeń, nie zniekształcających jednak mojego głównego przesłania. Z powodów praktycznych napiszę ten tekst z pozycji heteroseksualnego mężczyzny, jestem przekonany, że sprawa wygląda bardzo podobnie z punktu widzenia innej płci lub/i preferencji seksualnej. Po tym wstępie możemy przejść do rzeczy :-)

Jeśli spojrzymy na całe spektrum możliwych interakcji z bliskim człowiekiem, z którym mamy romantyczną relację, to możemy podzielić je na dwie dość odmienne od siebie płaszczyzny:

  • Płaszczyzna uczuciowo-emocjonalna : miłość, bliskość, ciepło, zrozumienie, dobra komunikacja, intymność, pieszczoty, dobry seks itp.
  • Płaszczyzna materialno-finansowa: kwestie utrzymania się, zakupów, mieszkania, kredytów, wspólnoty gospodarczej wszelakiego rodzaju  itp.

Jeżeli teraz spojrzymy na związki dwojga ludzi, to będą one znacznie różniły się między sobą głębokością relacji na każdej z tych płaszczyzn. Mam teraz na myśli nie to, co deklarują obie strony pozostające ze sobą, lecz obserwowalny stan faktyczny. A ten stan, pominąwszy pierwsza fazę zakochania się, jest przeważnie mieszanka tych obu wspomnianych wyżej dziedzin.
Tutaj moje podejście bardzo różni się od wielu innych osób i polega na tym, że o ile w związku z bliską kobietą płaszczyzna uczuciowo- emocjonalna jest dla mnie szalenie ważna, o tyle ta materialno-finansowa jest bez większego znaczenia i pełni rolę całkowicie drugorzędną (patrz moje jedyne kryterium z poprzedniego postu). To oznacza, że staram się pogłębiać skalę i zakres naszych wzajemnych odczuć ze sobą, a szeroko rozumianą kwestię „kasy” trzymam w dużej mierze poza ramami relacji.
Dlaczego tak robię?
No cóż, od pewnego czasu moim głównym priorytetem jest przeżywanie niezwykle intensywnych i gorących odczuć w relacji z bliską mi kobietą.  Trzymanie spraw materialnych poza relacją znacznie ułatwia znalezienie odpowiedniej kobiety i delektowanie się wszystkim, co możemy od niej dostać lub razem z nią nawyprawiać :-)
Spójrzmy dlaczego tak uważam:

Jest rzeczą oczywista, że aby relacja była bardzo udana, to ludzie w tych zakresach, które w niej wchodzą w grę muszą być bardzo kompatybilni. Jak słusznie zauważyła wcześniej jedna z Czytelniczek, dotyczy to też sprawy finansów, które wymagają zbliżonego podejścia jeżeli mają stać się elementem udanego związku.

Jeżeli teraz w moich poszukiwaniach skoncentruję się na tej płaszczyźnie, która jest dla mnie naprawdę ważna, to znacznie szybciej znajdę kogoś pasującego i nie będę musiał iść na różne niepotrzebne kompromisy (kompromis – rozwiązanie z którym żadna ze stron nie jest naprawdę szczęśliwa).
Zilustrujmy to przykładem, przy czym uprzedzam, iż użyte tu dane liczbowe biorę „z powietrza”, nie chodzi mi o naukowy wywód, tylko o zilustrowanie zagadnienia.
Załóżmy czysto roboczo, że przy moich cechach i potrzebach emocjonalnych jedna na sto kobiet może okazać się pasującą partnerką. Załóżmy (bardzo optymistycznie), że przy moich cechach i podejściu do kwestii materialnych jedna na sto kobiet może okazać się pasującą partnerką w tychże kwestiach.

To znaczy, że prawdopodobieństwo znalezienia kobiety, z którą mogę mieć głęboką relację emocjonalną i „odjazdowe” uniesienia i przeżycia wynosi 0,01
Tak samo prawdopodobieństwo znalezienia kobiety, z którą mógłbym stworzyć udaną relację na płaszczyźnie finansowo-materialnej wynosi 0,01

Moje dość długie i urozmaicone doświadczenie życiowe wykazuje, że jeśli chodzi o występowanie tych dwóch rodzajów cech w jednej osobie, to nie ma miedzy nimi jakiejś znaczącej korelacji. Raczej możemy założyć, że posiadanie jednej z nich nie ma większego wpływu na istnienie drugiej. Mówiąc językiem rachunku prawdopodobieństwa możemy przyjąć, że mamy do czynienia z tzw. zdarzeniami niezależnymi, a wtedy prawdopodobieństwo ich jednoczesnego wystąpienia jest iloczynem  prawdopodobieństw każdego ze zdarzeń składowych.

Czyli, jeżeli ktoś chce mieć  udany związek rozciągający się zarówno na sferę emocjonalną jak i materialną to szanse znalezienia odpowiedniego partnera wyglądają przy naszych założeniach następująco:

Szansa że ktoś pasuje nam (i jemu) w obydwu zakresach wynosi 0,01*0,01 = 0,0001 !!!
To oznacza, że o ile w moim przypadku, aby znaleźć osobę, z którą będę miał bardzo udaną relację emocjonalną, statystycznie rzecz biorąc musiałbym poznać 100 kobiet, o tyle ktoś, kto jak większość ludzi chce z partnerem mieć zarówno gorący związek miłosny, jak i udaną wspólnotę gospodarczą, musi poznać 10 000 kobiet aby trafić na tę właściwą !!!

To oznacza dłuuuuugie poszukiwania, podczas kiedy ja i moja partnerka  delektujemy się już pełnią fantastycznych wrażeń i odczuć wzbogacając nawzajem nasze życie.
W praktyce oczywiście większość  osób nie bawi się w takie długie szukanie partnera, idąc zamiast tego na niepotrzebne kompromisy, co na dłuższą metę nie prowadzi do oszałamiających wyników. W rezultacie tych rezygnacji z niektórych własnych potrzeb, w wielu związkach po latach nie ma albo miłości, albo strona materialna kuleje, albo co gorsza i to i to.

Naturalnie możemy znaleźć wyjątki, ale  obserwacja większości długoterminowych relacji opartych na takich kompromisach raczej nastraja pesymistycznie. Rozumiem, że jest rzeczą normalną, iż we wspólnym życiu z realnym człowiekiem trzeba od czasu do czasu zaakceptować różne wzajemne niedoskonałości, ale po co iść na więcej kompromisów, niż jest to absolutnie konieczne? Każdy z nich zmniejsza przecież szanse na długofalowy satysfakcjonujący związek, bo jak mówi stare stwierdzenie „natura nie znosi próżni” i ludzką cechą jest poszukiwanie innych sposobów skompensowania sobie odczuwalnych niedoborów.
Właśnie dlatego, po przetestowaniu w życiu chyba wszelkich możliwych wariantów koncentruję się na tym, co jest dla mnie naprawdę ważne (kompatybilność w sferze uczuciowej) i tam szukam bardzo dokładnie. W zamian zostawiam cały ten kram materialno-finansowy poza nawiasem relacji. To daje dużą skuteczność w zaspokajaniu potrzeb zarówno własnych jak i partnerki.
Zdaję sobie sprawę, że takie podejście jest nieco odmienne od ogólnie przyjętego w społeczeństwie, do tego zapewne pojawiają się typowe pytania co ze wspieraniem partnera, co ze wzajemnym dorabianiem się itp.Nie chcę rozciągać nadmiernie tego postu, więc pozwólcie, że o tych kwestiach napisze następnym razem.

Teraz zapraszam do dyskusji, proszę tylko o uważne przeczytanie powyższego tekstu, zanim będziecie wypowiadać się na jego temat.  Jeżeli macie pytania dotyczące powyższych przemyśleń to oczywiście też chętnie na nie odpowiem.

Komentarze (101) →
Alex W. Barszczewski, 2009-09-06
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Związek a zarobki partnerów?

W dyskusji pod jednym z poprzednich postów nasza Czytelniczka opisała następujący problem:
„……zarabiam przyzwoicie od samego początku. ……. mi absolutnie nigdy nie przyszło do głowy porównywać się z żadnym moich facetów finansowo. Ale to IM przeszkadzało, że zarabiam więcej. I to ONI z czasem co raz gorzej się z tym czuli, …….. Te kilka związków właśnie z tego powodu się rozpadło”

Czytając tę historię i przypominając sobie całe mnóstwo problemów związanych z zarobkami i związkami o których słyszałem zadałem sobie następujące pytanie:

Po co mojemu partnerowi/partnerce informacja ile ja zarabiam??

Wielu z Was zapewne w tym momencie pomyśli „jak to, jak można taka informacje ukrywać przed najbliższą osobą, którą do tego może jeszcze kochamy?”

Zapytam w takim razie:
Czy Wasz związek będzie mniej romantyczny lub pozbawiony głębokich uczuć jeżeli taką informację zachowasz dla siebie???

Jeżeli by tak było, to o czym to świadczy?

Oczywiście kwestii finansów nie można całkowicie pominąć, dlatego podzielę się z Wami moim osobistym podejściem do tego tematu. Nie traktujcie tego jako prawdy objawionej lub czegoś, co każę Wam zaimplementować w Waszym życiu, spójrzcie na to jedynie jako na materiał do własnych przemyśleń.

Dla mnie kwestia finansów jest jednym z bardzo ważnych kryteriów wstępnego doboru partnerki, ale tylko w jednym aspekcie, a mianowicie czy dana osoba (w moim przypadku kobieta :-)) potrafi sama się utrzymać. Jest to bardziej pytanie dotyczące charakteru niż pieniędzy dlatego poziom tego utrzymania się jest mi dość obojętny. Nie przeszkadza np. jeśli ktoś miesięcznie zarabia tyle ile ja w kilka godzin, bo to nie o kwoty chodzi.

Jeżeli ktoś nie jest w stanie sam się utrzymać, to jest to kryterium dyskwalifikujące!!!

Można oczywiście rozważać, że ktoś „miał pecha w życiu” itp. doświadczenie wykazuje jednak, że niestety bardzo często dana sytuacja jest rezultatem podejścia i wyborów danej osoby, która w ten sposób jest za swoją sytuację odpowiedzialna. Jak coś takiego widzicie przed sobą, to uciekajcie gdzie pieprz rośnie!!

Nie oznacza to, że zalecam obojętność w stosunku do takich ludzi, sam pomagam innym w potrzebie, ale nigdy przenigdy nie mieszajcie działań dobroczynnych z relacją damsko męską.To na początku może nas dowartościowywać jako rycerzy/księżniczki na białym koniu, ale przeważnie kończy się źle. Kiedyś napiszę Wam na ten temat wzięty z życia ciąg dalszy bajki o Kopciuszku :-)

Jeżeli już zarabiamy stosunkowo dużo, to dobrą rzeczą do pokazania partnerowi jest  to, że robimy to w sposób w miarę uczciwy i nie związany np. ze światem przestępczym, no ale to już jest due dilligence :-)

Tyle na ten temat. Ile ja zarabiam, ile mam na koncie to całkowicie moja sprawa, tak samo nie wypytuję tego partnerki.

Jeżeli w tym aspekcie jest miedzy nami duża dysproporcja, która uniemożliwia lub poważnie utrudnia partycypację drugiej osoby np. w kosztach wspólnych wyjazdów, to po prostu taktownie uświadamiam partnerkę, że mamy wystarczające zasoby, aby to przeprowadzić i nasze przedsięwzięcie należy właśnie potraktować jako wspólne wykorzystanie tychże zasobów. Życia nie możemy przecież sprowadzić do tak banalnej kwestii jak pieniądze i równych „składek” !!

Nie zmienia to faktu, że nadal to ile zarabiam lub mam na koncie pozostaje sprawą moją i mojego aktualnego Urzędu Skarbowego. Tak jest lepiej.

W następnym poście napiszę o innym problemie, który może zablokować Wam w przyszłości drogę do bardzo ciekawego związku, a którego istnienie nie jest taki oczywiste dla większości ludzi.

Na razie zapraszam do dyskusji w komentarzach.

Komentarze (180) →
Alex W. Barszczewski, 2009-08-25
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Nieproszony komentarz

W ramach porannej prasówki przeczytałem właśnie w Wyborczej wypowiedź stosunkowo młodej (28 i 36 lat) pary z dzieckiem na temat kryzysu. Zawarte tam wypowiedzi są z jednej strony dość powszechne a z drugiej bardzo szkodliwe, dlatego też bez zaproszenia pozwolę sobie skomentować je tutaj, bo ktoś czytając tamten artykuł mógłby pomyśleć, że to co mówią ci ludzie jest OK.
Zacznijmy od otwarcia:

” Oszczędności? – Darek się śmieje. – Nie mamy, wydajemy wszystko, co zarabiamy.”

To jest pierwszy krok do prywatnej katastrofy finansowej, wszystko jedno ile zarabiamy. Zycie jest dość długoterminową zabawą i nigdy nie możemy wykluczyć tego, że stracimy zdolność zarobkowania, lub będziemy mieli niespodziewane (dla większości ludzi) wydatki.

Kolejny cytat:

„może i lepiej by było, gdyby wszystkie banki kompletnie zbankrutowały. Wtedy może nie musielibyśmy spłacać kredytu!”

Błąd w rozumowaniu! Nawet gdyby bank zbankrutował, to niespłacone kredyty wchodzą do masy upadłościowej i syndyk zadba o to, aby te pieniądze odzyskać. Choćby poprzez sprzedaż takich wierzytelności firmom, które są bardzo skuteczne w ich ściąganiu

dalej:

„Zero zabezpieczenia. Samochód tylko służbowy, żadnych oszczędności, ziemi, nieruchomości, papierów wartościowych. I tak ledwo dostałem 160 tys., chociaż przed kryzysem rozdawali kredyty prawie wszystkim.”

Bardzo „odpowiedzialne” postępowanie 36-letniego ojca rodziny!! Jeszcze tylko stracić pracę i spełniamy wszystkie kryteria tego, co Krzysztof Rybiński nazwał DuPA (bez dochodów, pracy i aktywów). I to wszystko za 30-metrowe mieszkanie w bloku!!!

„A my już całe życie tą klitkę będziemy spłacać.”

Niezła perspektywa!! Czy drodzy Czytelnicy też taką chcielibyście mieć? To się nazywa jakość życia?

dalej padają argumenty:

„W wynajętym mieszkaniu nie moglibyśmy sobie pozwolić na taką tapetę (w stylu art deco, w czerwone wzory), w ogóle nic nie moglibyśmy remontować”

Pierwszy argument powala mnie, przy drugim się dziwię. Przez wszystkie te lata wynajmowania mieszkań nigdy nie musiałem nic remontować (poza standardowym odmalowaniem ich przed oddaniem właścicielowi). Po prostu w nich spałem, pracowałem, jadłem, czytałem, kochałem się i na wszystkie inne sposoby delektowałem życiem :-) Kto tak wielu Polaków zaraził obsesją remontową? Jaki to ma wpływ na jakość życia?

„Państwo chce pomagać bankom!
– Największym złodziejom! – Gośka dalej rozplątuje korale.
– Ja od półtora roku płacę pół mojej wypłaty, 1,2 tys. raty, a mój kredyt zmalał tylko o 2 tys.
”

Ha, ktoś tutaj nie wie, jak na całym prawie świecie spłacane są kredyty hipoteczne (w pierwszych latach głównie odsetki). Tak jest, jeśli w szkole uczą religii i dziewiętnastowiecznych lektur, a kompletnie zaniedbują ABC ekonomii codziennego życia. Potem tak wykształceni ludzie wołają „złodzieje!!”

Dalej:

„– No i ślubu nie bierzemy, bo nas nie stać ….     ……… A ja nie chcę przyjęcia, tylko prawdziwego wesela na 120 osób, tak jak miały moje siostry. No cóż, na to musielibyśmy wziąć drugi kredyt.”

Jeśli ktoś z Was młodzi Czytelnicy ma partnera/partnerkę który w podobnej sytuacji do tej pary ma taki sposób myślenia to uciekajcie gdzie pieprz rośnie :-)

i na koniec:

„I jeszcze jedno, bez czego nie wyobrażam sobie przyszłości: mieć swój własny interes. Byłoby idealnie. Tylko że na to potrzeba pieniędzy, a więc i na to musiałbym wziąć drugi kredyt.”

Hmmmm, przy takim podejściu i zrozumieniu ekonomii zalecam autorowi trzymanie się pozycji zatrudnionego na pensji tak długo, jak tylko się da. Próba otwarcia biznesu mogłaby się dla niego bardzo źle skończyć.

Napisałem te słowa na gorąco, bo chcę, abyście spojrzeli na własne podejście i sprawdzili, czy przypadkiem nie ma tam takich szkodliwych elementów.  Do samych autorów wywiadu nie mam nic, to jest ich życie, ale czuję się zobowiązany w stosunku do osób odwiedzających ten blog.

Jako odskocznię na zakończenie polecam bardzo ciekawy wywiad, który Krzysztof Rybiński udzielił Dziennikowi. Tam jest kilka wypowiedzi (nie tylko dotyczących kryzysu), które warto przemyśleć

Komentarze (142) →
Alex W. Barszczewski, 2008-11-16
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Ile pieniędzy potrzebujesz aby być szczęśliwym?

Pytanie w tytule zadaję często ludziom, z którymi rozmawiam o zadowoleniu z życia i przeżywaniu w nim szczęśliwych momentów (a są to dwie różne sprawy, o czym napiszę trochę później)
Ku mojemu zdumieniu większość ludzi, po tym jak opowiedziała swoją mniej czy bardziej konkretną wizję przyszłego życia na powyższe pytanie odpowiada na dwa sposoby:

  • „nie wiem”
  • „bardzo dużo”

W tym pierwszym przypadku oznacza to, że dana osoba nawet nie zadała sobie trudu, aby zdobyć jakiekolwiek informacje o kosztach swojego preferowanego stylu życia. Jak już ktoś nie zadał sobie choć tyle trudu, to źle to rokuje jeśli chodzi o szanse faktycznego osiągnięcia tego celu.

W tym drugim źródłem takich wyobrażeń jest zapewne kolorowa prasa pisząca o życiu „sławnych i bogatych” oraz filmy, w których często bohaterowie nawet w domu (niezwykle eleganckim zresztą) chodzą ubrani w garnitury i krawaty (!!!).

To jest tak samo autentyczne, jak występujące tam kobiety, które budzą się po namiętnej nocy z kochankiem z nienagannym makijażem i fryzurą :-)
Dopóki patrzymy na to jako hollywoodzkie lub rodzime bajeczki, to jest OK, problem zaczyna się wtedy, kiedy nieświadomi ludzie zaczynają to traktować jako wzorce, lub konieczne elementy szczęśliwego życia.
W rezultacie wielu ludzi zaczyna przygodę z życiem od uwicia sobie na kredyt gniazdka i gromadzenia tam (też często na kredyt) najprzeróżniejszych przedmiotów, które już wkrótce po zakupie nie przyczyniają się w znaczący sposób do naszego uczucia szczęścia (bo szybko nam spowszedniały). To ma swoją cenę i dlatego tak dużo osób, cytując za Thoreau, „prowadzi życie w cichej desperacji” i „idzie przez życie wlokąc za sobą swoje meble”.
Często widzę zarówno w Polsce, jak i w Niemczech, że ktoś, kto za godzinę pracy zarabia 3-4% tego co ja mieszka w mieszkaniu o wiele bardziej reprezentacyjnym i drożej urządzonym niż moje. To mnie nieco dziwi, bo co prawda mógłbym po prostu pójść do sklepu i kupić sobie dowolne meble i elektronikę, tylko po co? Tego ostatniego pytania większość osób sobie nie zadaje i tak mamy mnóstwo eleganckich mieszkań, czy domów, które przez większość czasu stoją puste bo ich właściciele zajęci są zarabianiem na spłatę kredytów. To jest droga do szczęścia?? Dla niektórych może tak, ale zastanów się drogi Czytelniku, czy na pewno do nich należysz.
Zdaję sobie sprawę, że często niepotrzebnie podnosimy w ten sposób swoje koszty stałe poddając się presji otoczenia, które zdaje się narzucać nam jak „wypada” mieszkać i próbuje ośmieszyć tych, którzy do tych „standardów” nie chcą się dopasować. W Polsce, kraju gdzie poziom wpływu, a wręcz mieszania się bliższej i dalszej rodziny w życie młodego człowieka jest wyjątkowo duży może stanowić to spore wyzwanie i pewnie dlatego widzę tylu młodych rodaków na prostej ścieżce do stania się za kilkanaście lat sfrustrowanymi i przechodzącymi „kryzys wieku średniego” czterdziestolatkami. Wszystkich, których może to dotyczyć zachęcam do przemyślenia tej kwestii i wyciągnięcia wniosków. Mogą być one odmienne od moich, ale wyświadczcie sobie tę przysługą i pomyślcie.
Wróćmy jednak do pytania z tytułu tego postu. Niektórzy z Was pewnie oczekują teraz konkretnej liczby z mojej dzisiejszej praktyki. Tutaj muszę Was rozczarować, bo dawno już nie prowadziłem takich wyliczeń :-) Proste odjęcie przyrostu mojej wartości netto od rocznych dochodów nie wystarczy, bo obecnie wspieram kilka osób i projektów, a nie bardzo mam czas i ochotę na robienie takich rachunków ile w skali rocznej na co idzie.
To, co mogę wam powiedzieć to:

  • w drugiej połowie lat 90-tych żyłem z pewną kobietą i jej nastoletnią córką. Mieszkaliśmy w przyzwoitych warunkach, dużo podróżowaliśmy spędzając wtedy 2-4 miesięcy w roku w ciepłych krajach (Tunezja, Floryda). Niczego nam nie brakowało, a taki styl życia kosztował (bo wtedy policzyłem) max. 60.000 DM, czyli ok 30.000 euro rocznie.
  • ostatnio czytałem amerykańskie opracowanie badań (jak znajdę link to podepnę) z których wynika, że wzrost poziomu zadowolenia z życia rósł razem z poziomem rocznych dochodów respondentów, ale tylko do mniej więcej 40.000 USD rocznie. Powyżej tego poziomu dalszy wzrost dochodów nie przekładał się na znaczący wzrost subiektywne odczuwanego zadowolenia.

Dla uzupełnienia parę liczb, które akurat mam w głowie

  • ostatni miesięczny pobyt na Kanarach kosztował (lot i hotel) ok. 930 euro na osobę, przy nieznacznie wyższych kosztach jedzenia w stosunku do kontynentalnej Europy. Każdy dodatkowy tydzień w hotelu kosztowałby ok. 100 euro (!!). Mówię teraz o normalnym hotelu apartamentowym, gdzie jako bardzo lubiany gość dostaję zawsze jeden z najlepszych pokoi, co znacznie podnosi jakość mieszkania
  • moja najbliższa ucieczka przed ponurą pogodą na Florydę kosztuje mnie 530 Euro za przelot tylko dlatego, że bilet kupiłem późno i to do miejsca gdzie lata niewiele linii. Jedzenie tam jest tańsze niż w Europie a mieszkać mogę za darmo albo u przyjaciół, których uratowałem kiedyś od utraty oszczędności całego życia, albo na łódce między wyspami, co przy średnich temperaturach ok 25 C i budzących człowieka rano delfinach ma swój urok :-)

Jak widać z powyższych informacji aby dobrze żyć nie potrzeba znowu aż tak wielkich pieniędzy. Całkiem niezły styl życia można mieć za ok. 30.000 euro rocznie, a prawdopodobnie nawet za znacznie mniej. To może zdawać się dużą kwotą jeśli ktoś pracuje w Polsce na typowym etacie, ale kto każe Wam tak robić przez całe życie??? Przekładając na dochody miesięczne 2500 euro/8500 zł powinno wystarczyć do prowadzenia ciekawego życia pełnego atrakcji, podróży i dobrego seksu :-) , oczywiście jeśli podejdziemy do tego mądrze i nie będziemy wszystkiego kupować w najdroższy możliwy sposób. A taką sumę można przecież zarobić w Europie (a nawet w Polsce) jeśli tylko będziemy robić wystarczająco dużą różnicę w życiu innych i umiejętnie to sprzedawać, o czym piszę wielokrotnie na tym blogu. Przestańcie tylko robić to co wszyscy i tak jak wszyscy!!! Pamiętajcie też, że w życiu, podobnie jak przy pieczeniu ciastek istotna jest też właściwa kolejność działań. Nie wkładajcie worka z mąką i surowych jajek do gorącego piekarnika!!! :-)

PS: Często w takich kwestiach słyszę, że „apetyt rośnie w miarę jedzenia”, w domyśle rośnie nieskończenie, a za tym też i potrzeby finansowe. Moje doświadczenia są nieco inne:

  • w miarę „jedzenia” rozpoznajesz co jest dla Ciebie naprawdę dobre i przestajesz tracić czas i środki na zdobywanie tego, co Ci nie służy i czego tak naprawdę nie potrzebujesz
  • w miarę „jedzenia” uczysz się jak otrzymać to, czego potrzebujesz możliwie najmniejszym nakładem czasu i środków. Trzeba tylko umiejętnie używać tego wspaniałego organu mieszczącego się w naszej głowie!!
Komentarze (173) →
Alex W. Barszczewski, 2008-02-22
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Alex W. Barszczewski: Avatar
Alex W. Barszczewski
Konsultant, Autor, Miłośnik dobrego życia
O mnie

E-mail


Archiwum newslettera

Książka
Alex W. Barszczewski: Ksiazka
Sukces w Relacjach Międzyludzkich

Subskrybuj blog

  • Subskrybuj posty
  • Subskrybuj komentarze

Ostatnie Posty

  • Czym warto się zająć jeśli chcesz poradzić sobie z lękowym stylem przywiązania
  • Pieniądze w związku – jak podchodzić do różnicy zarobków
  • Jak zbudować firmę na trudnym rynku i prawie bez kasy ?
  • Twoja wartość na rynku pracy – jak ją podnieść aby zarabiać więcej i pracować mniej
  • Zazdrość – jak poradzić sobie z zazdrością w relacji

Najnowsze komentarze

  • Ile razy trzeba Ci powtarzać  (58)
    • Ewa W: Magdalena, piszesz:...
    • Magdalena: Ewo, Dziękuję za...
    • Ewa W: Magdalena, do Twojego...
    • Alex W. Barszczewski: Karol Ja mam...
    • Karol: Drodzy, Alexie, Przepraszam...
  • List od Czytelniczki Mxx  (20)
    • Diana Cz.: Chyba nikt jeszcze o tym...
  • Formalne studia – kiedy i dlaczego warto?  (163)
    • Aleksander Piechota: Znalazłem...
  • Co zrobić, kiedy się nie wie co chce się robić w życiu?  (673)
    • anja: Witam, Gratuluje wspaniałego...
    • Sokole Oko: Golden, Myślę, że...
    • golden: Witam Alexa i wszystkich...
  • Parę informacji o Biblioteczce  (74)
    • Kazik: Witaj Alexie, witajcie...
  • Przestań wiosłować (na chwilę)!  (61)
    • Magdalena: W teorii wszystko wydaje...
    • Ewa W: Artur, dzięki, Masz rację...
    • Witek Zbijewski: Magdaleno Oczywiście...
    • Magdalena: Ewo W., Dziękuję za pomoc...
    • Artur: Hej Ewo, Piszesz: „zgodnie z...
  • Król jest nagi, czyli co robią firmy szkoleniowe aby ich nie wybrać cz. 1  (29)
    • Katarzyna: Sokole Oko Dziękuje za...
    • Sokole Oko: Katarzyna Latek-Olaszek,...
    • Katarzyna: KrysiaS „Przeta...
    • KrysiaS: Sokole Oko, ankiety o...
    • Sokole Oko: KrysiaS, Bardzo dziękuję...
  • Upierdliwy klient wewnętrzny działu IT cz.2  (26)
    • Ewa W: aw3k To wprawdzie kompletnie...
    • aw3k: Mógłbyś napisać krótką...
    • Witek Zbijewski: Łukasz – a...
  • Do czego przydaje się ten blog  (35)
    • Beata: Witaj Alex, Twój blog był dla...
  • List od Czytelnika  (19)
    • Witek Zbijewski: myślę, że KrysiaS...
    • Mateusz B,: Naszła mnie jedna myśl,...
  • Naucz się być zuchwałym!  (147)
    • Stella: Z uwagą przeczytałam wszystko...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.6  (87)
    • Piotr Stanek: Witajcie Podzielę się z...
  • Dla Pań (i nie tylko)  (6)
    • Ewa W: Darek, dzięki za link....

Kategorie

  • Artykuły (2)
  • Dla przyjaciół z HR (13)
  • Dostatnie życie na luzie (10)
  • Dyskusja Czytelników (1)
  • Firmy i minifirmy (15)
  • Gościnne posty (26)
  • Internet, media i marketing (23)
  • Jak to robi Alex (34)
  • Jak zmieniać ludzi wokół nas (11)
  • Książka "Sukces w relacjach…" (19)
  • Linki do postów innych autorów (1)
  • Listy Czytelników (3)
  • Motywacja i zarządzanie (17)
  • Pro publico bono (2)
  • Przed ukazaniem się.. (8)
  • Relacje z innymi ludźmi (44)
  • Rozważania o szkoleniach (11)
  • Rozwój osobisty i kariera (236)
  • Sukces Czytelników (1)
  • Tematy różne (394)
  • Video (1)
  • Wasz człowiek w Berlinie (7)
  • Wykorzystaj potencjał (11)
  • Zapraszam do wersji audio (16)
  • Zdrowe życie (7)

Archiwa

Szukaj na blogu

Polityka prywatności
Regulamin newslettera
Copyright - Alex W. Barszczewski - 2025