Czytając wiele moich postów takich jak np. „Stabilność emocjonalna, lub „No hassle in my castle” można by odnieść wrażenie, że jestem zimno kalkulującym człowiekiem, który dla czystej wygody „eliminuje” ze swojego otoczenia ludzi, którzy mu nie pasują. Pisałem wtedy o wpływie takich decyzji na moją jakość życia itp. a pominąłem jeszcze jeden ważny aspekt, który był dla mnie tak oczywisty, że go nie zauważyłem :-)
Pamiętacie, jak w poście „Czego możemy nauczyć się z bajek cz.2″ twierdziłem, że chyba wszyscy przychodzimy na świat jako wrażliwe istoty, którym potem ta wrażliwość zostaje wyamputowana?
Jak pisałem o tej księżniczce, dzięki której nauczyłem się na nowo używać serca i mieć szeroka gamę subtelnych emocji?
Przy tym wszystkim odkryłem też, że jestem bardzo wrażliwym człowiekiem i że ta wrażliwość umożliwia mi bardzo wiele rzeczy zarówno prywatnie jak i zawodowo (tak, tak, bez niej nie byłbym dzisiaj tak daleko jak jestem!!)
Z drugiej strony wszyscy żyjemy w realnym życiu, gdzie pojawiają się różni ludzie, nie zawsze w stosunku do nas mili czy dobrze nastawieni.
W takiej sytuacji bardzo wrażliwa osoba ma następujące możliwe rozwiązania:
- na nowo wyhodować sobie gruba skórę – czyli księżniczka męczyła się nadaremnie
- zabarykadować się przed „złym światem” w gronie najbliższej rodziny i przyjaciół – to prowadzi do „monokultury” http://alexba.eu/2006-03-25/rozwoj-kariera-praca/twoje-kontakty-oaza-monokultura-czy-zroznicowanie/ co znacznie ogranicza nasze możliwości wszechstronnego rozwoju
- wytworzyć sobie zdejmowalny pancerz, który zakładamy wychodząc na zewnątrz, a zdejmujemy w domu – jest to niewygodne i łatwo prowadzi do de facto rozszczepienia osobowości.
- robić to tak jak ja – łatwo dopuszczać do siebie bliżej bardzo różnych ludzi, ale szybko i bez ceregieli eliminować za swojego życia tych, którzy po bliższym poznaniu nam nie pasują. Podkreślenia wymaga „szybko i bez ceregieli”, bo w naszej polskiej kulturze mamy tendencję do zbyt dużej pobłażliwości i cierpliwości w stosunku do niemiłych lub nieodpowiednich dla nas zachowań innych.
Jakie główne zalety dla mnie ma takie podejście:
- nie muszę się ciągle przestawiać, mogę być cały czas tym samym człowiekiem z „sercem na dłoni”
- mogę swobodnie dalej rozwijać we mnie subtelności odczuwania i postrzegania, co jest niezwykle przydatne w bardzo szerokim zakresie zagadnień od seksu począwszy a na trudnych negocjacjach biznesowych skończywszy
- mam do czynienia z samymi miłymi ludźmi i to zarówno prywatnie, jak i w biznesie. To ostatnie uważam za duże osiągnięcie, bo ile osób może uczciwie coś takiego stwierdzić.
- wchodzę w bliskie kontakty z bardzo szeroką gamą różnych ludzi, od których wciąż uczę się czegoś nowego. Robiąc to mam coraz więcej doświadczenia i wprawy w nawiązywaniu takich kontaktów a to zmniejsza potencjalne uzależnienie o jakiejś konkretnej osoby
Jakie potencjalnie negatywne skutki uboczne mogą się pojawić i jak sobie z tym radzę:
- jak już wspomniałem powyżej jest to w naszej kulturze dość nietypowe podejście i przez niektórych ludzi będę uznany za dziwoląga lub po prostu zdyskwalifikowany. Nie mam z tym problemu, bo to otwiera drogę do tych, dla których jest to w porządku
- mogę przedwcześnie zdyskwalifikować jakiś nieoszlifowany diament. To ryzyko akceptuję, zwłaszcza jeśli wciąż znajduję diamenty, które błyszczą bez konieczności szlifowania (metaforycznie)
- wobec wspomnianej łatwości nawiązywania kontaktów bardzo trudno jest mieć mnie na wyłączność, zwłaszcza bez mojej woli w tym kierunku. To zawsze odstraszało sporą część ludzi, zwłaszcza płci przeciwnej :-) Na szczęście nie wszystkich, więc problemu nie ma :-)
- jeśli jeszcze coś pominąłem, to na pewno Czytelnicy przypomną mi o tym w komentarzach :-)
To, co napisałem powyżej jest jak zwykle moim osobistym podejściem, co nie oznacza że jedynym lub najlepszym. Dla mnie funkcjonuje super i napisałem ten post w odpowiedzi na wasze sugestie abym pisał o tym jak robię różne rzeczy.
Serdecznie zapraszam dyskusji.
____________
Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)
Wybacz Alexie jeżeli jestem za bardzo zuchwały i pytanie jest zbyt osobite, ale jak podchodzisz do miłości? Jeżeli starasz się nie uzależniać od nikogo jak taka kwestia wygląda w Twoim przypadku?
Czy nie wierzysz w taki stan emocjonalny czy też Twoje relacje z innymi ludźmi (płci przeciwnej) dają Ci o wiele więcej?
Pytam z czystej ciekawości. ;]
Grzegorz Bednarczyk
Nie ma nic do wybaczania :-), za to najpierw musielibyśmy zdefiniować sobie co to jest miłość.
Niezależnie od tej definicji trudno mi sobie wyobrazić miłość w kategoriach uzależnienia, o ile nie mamy do czynienia z jakimś patologicznym przypadkiem
Pozdrawiam
Alex
Bardzo dziekuje za post.
Osobiscie staram sie postepowac tak samo, mam jednak problemy (chyba) z odpowiednim przekazem i bylabym wdzieczna za pare przykladow jak to zrobic skutecznie a zarazem z klasa.
Pol biedy, jesli mamy do czynienia z osoba w sytuacji biznesowej, np. w pracy. Wtedy zwykle ograniczenie kontaktow do absolutnie niezbednego sluzbowego minimum zazwyczaj wystarcza. W wypadku bardziej prywatnych zaproszen zwykle „wykrecam sie” jakims pretekstem typu mam cos innego juz zaplanowane.
Gorzej, jesli chodzi o kogos z prywatnego grona znajomych i to ludzi, ktorzy obracaja sie w tym samym kregu co i ja. Z jednej strony nie chce rezygnowac z widywania sie z tymi, ktorych lubie i ktorzy sa moimi przyjaciolmi (takie sytuacje maja miejsce jesli jestem zaproszona np. na urodziny czy inne party na ktore rowniez zaproszona jest niemila osoba); z drugiej strony powiedzenie wprost czegos w stylu „nie lubie cie bo jestes toksyczna osoba i nie zycze sobie kontaktow z toba” skutkuje zazwyczaj rozna gama odpowiedzi, z ktorych zadna nie jest „mila”.
Np. najczestrza reakcja jest udawanie glupiego i zrzucanie winy na mnie (no jak mozesz tak mowic??? co z toba jest nie tak??? myslalam, ze jestesmy przyjaciolmi etc.), nastepnie idzie obsmarowanie mnie za plecami, opowiadanie klamstw i inne takie rozrywki.
Bylabym wdzieczna za pare przykladow. W tej chwili mam jedna kolezanke, ktora co prawda jest mila osoba, ale niestety nie bardzo zrownowazona emocjonalnie a ja nie mam sily towarzyszyc jej w wiecznych hustawkach od stanu euforii do depresji i placzu (co dzieje sie w ciagu doslownie paru minut). Probowalam juz unikow, ale wziela to do siebie personalnie. Wykluczyc jej calkowicie z mojego zycia nie moge, po prostu nasze sciezki (przynajmniej narazie dopoki mieszkam gdzie mieszkam) sie krzyzuja od czasu do czasu.
Problem z eliminowaniem ludzi ze swojego życia miałam od zawsze. Powstrzymuje mnie najczęściej wyobrażenie sobie/przypomnienie, co ja czułabym/m na miejscu tej właśnie osoby. Zazwyczaj spotykam ludzi, którzy takie decyzje traktują niezwykle osobiście. Nie ma większego problemu z rozstaniem się w momencie, gdy obydwie osoby tego chcą, problem pojawia się, gdy tylko jedna z osób jest w stanie zakończyć znajomość, druga natomiast chce ją kontynuować. Czasami ciężko jest przekonać tę drugą o słuszności takiego rozwiązania. Sama mam problem z „odpuszczaniem”, najczęściej chcę wszystko naprawiać i zmieniać tak, by dana relacja mogła trwać. Nie wiem z czego to wynika, wiem jednak, że każde zaprzestanie prób naprawienia traktuję jako osobistą porażkę. Zadziwia mnie również często, że inni tak szybko „dają sobie spokój” i potrafią z łatwością odejść i ruszyć dalej.
Widzę jednak, że brak eliminowania z mojego życia ludzi nieodpowiadających mi, ma masę negatywnych konsekwencji dla mnie, dla mojego rozwoju. Często nie potrafię/nie wiem jak/nie chcę zakończyć danego związku, jednocześnie nie potrafiąc zaakceptować zachowań, które mi przeszkadzają. Chodzę wtedy zdenerwowana i sfrustrowana, niezadowolona. Staję się czepliwa, przez co powstaje mnóstwo nieporozumień. Oczekuję, że druga osoba będzie wystarczająco zainteresowana kontynuowaniem znajomości ze mną, że wyeliminuje te nie do zniesienia dla mnie cechy. Oczywiście tak się nie dzieje, a znajomości często trwają dalej, stając się po prostu męczące.
Co ciekawe, mnie jest się bardzo łatwo pozbyć. Gdy ktoś nie życzy sobie utrzymywania kontaktów ze mną, nie ma z tym problemu. Oczywiście odbieram to osobiście, czuję się odrzucona, ale akceptuję takie rozwiązanie. Jest ciężko, gdy to ja muszę podjąć decyzję o końcu. Zawsze wydaje mi się, że jeszcze coś da się zrobić, że nie można tak przekreślać ludzi, że kogoś skrzywdzę etc.
Dlatego właśnie wszystkie te posty, mówiące o odpowiednim dobieraniu współtowarzyszy życia, są dla mnie bardzo istotne. Chyba co nieco zaczynam rozumieć :) Dziękuję.
I poruszyłeś w jednym podpunkcie bardzo ważną dla mnie kwestię, a mianowicie zakładania pancerzy (masek). Wciąż nie mogę się zdecydować, jak rozegrać tę sprawę. Czasami mam dni, gdy czuję się tak rozczarowana wszystkim, że chciałabym być nietykalna. Wtedy postanawiam zmienić się w oschłą osobę, która swą wrażliwość odkryje jedynie przed nielicznymi ;) Bo choć mam potrzebę bycia całkowicie obojętną, to istnieje gdzieś obok dużo silniejsza potrzeba bycia prawdziwą i szczerą we wszystkim, co robię. Szkoda, że wciąż decyzji podjąć nie potrafię i miotam się non-stop. Gdybyś chciał kiedyś rozwinąć ten temat, napisać jak radzisz sobie z rozczarowaniem i „ciosami”, które często zadają inni, z wielką przyjemnością poczytam.
Futrzak
Piszesz: „ z drugiej strony powiedzenie wprost czegos w stylu “nie lubie cie bo jestes toksyczna osoba i nie zycze sobie kontaktow z toba” skutkuje zazwyczaj rozna gama odpowiedzi, z ktorych zadna nie jest “mila”. „
Pamiętasz moją zasadę „nie udzielaj konsultacji bez zlecenia”?
Po pierwsze ja nie metkuję nikogo mianem osoby toksycznej (bo jakie mam do tego prawo?), tylko stwierdzam (dla samego siebie), że jej postępowanie dla mnie ma negatywne rezultaty. Czyli jest to moje subiektywne odczucie, które wystarcza do zdyskwalifikowania człowieka dla mnie, ale nie jest podstawą do jakiegokolwiek ogólnie ważnego osądu tej osoby i udzielania mu osobistej konsultacji.
Ludziom, z którymi nie chcę mieć do czynienia nie udzielam szczegółowych wyjaśnień, bo co to da? Te rezerwuję dla skomplikowanych sytuacji z osobami, które lubię i szanuję bo wtedy nawet bolesne wyjaśnienie sprawy ma sens, chcemy przecież problem usunąć.
Jesli chodzi o tę niezrównoważoną koleżankę, to co to znaczy że nie możesz jej wykluczyć z Twojego życia? Tam gdzie mieszkasz spotykasz codziennie sporo ludzi, którzy są Ci całkowicie obojętni, więc to nie jest kwestia geografii.
Może obawiasz sie niepopularnych posunięć?
Ja w wypadku ludzi niestabilnych wyznaje niemiecka zasadę „lepiej bolesny koniec, niż ból bez końca”
Pozdrawiam
Alex
Witam serdecznie.
Alexie mnie za to nurtuje inny aspekt tego podejścia. Moje pytanie brzmi:
Jak wyjść ze strefy dość wąskiej grupy znajomych w miarę szybko i bezboleśnie poznając wciąż nowych ludzi i powoli wprowadzać ich do swojej idealnej strefy znajomych, którymi się otaczam? Nie pytam tu o rady typu „bądź miłym człowiekiem” (proszę by nikt nie odebrał tego jako umniejszanie jakości tej rady). Chciałbym dowiedzieć się o mniej więcej konkretne działania, które należałoby podjąć aby tego dokonać.
Pozdrawiam,
Paweł Kuriata.
P.S.
Choć jestem już dość długo czytelnikiem nie przeczytałem jeszcze znaczącej ilości artykułów i jeśli ten problam został już wcześniej opisany to prosiłbym o przekierowanie do niego.
Chciałem kiedyś podobnie, jednak dużo lepiej w polskich warunkach sprawdza się chyba (z dotychczasowych obserwacji pancerz, który dopiero zdejmujesz gdy natrafisz na osoby, na których CI zależy oraz gdy wyłowisz perły i nieszlifowane diamenty).
Pełna otwartość do najbliższych serdeczność do pozostałych.
Nie jestem pewien czy dobrze zrozumiałem to jak pojmujesz pancerz Alex.
Jak zwykle kij ma dwa końce – ty eliminujesz i sam jesteś eliminowany. Aby mieć kogoś z kim można porozmawiać trzeba – tak jak piszesz- mieć duży „przerób” znajomości. Co zresztą robisz choćby na tym forum. Jak dla mnie OK. Można i tak żyć. Przecież nie ma tego jedynego poprawnego wzorca życia. Pytanie – a co robisz w stosunku do osób toksycznych na których Ci z jakiegoś powodu zależy?
Alexie,
jestem wiernym czytelnikiem bloga już od dłuższego czasu. Do tej pory nie angażowałem się w dyskusję, ale bardzo sobie cenię Twoje spojrzenie na pewne kwestie i możliwość skonfrontowania go z moim dotychczasowym podejściem (lub obnażającym moją ignorancję zupełnym brakiem przemyśleń na dany temat). Tyle tytułem feedbacku.
Jestem ciekawy jakie jest Twoje podejście do osób przyjaźnie nastawionych, ale z drugiej strony w pewien sposób irytujących (np.odrobinę natrętnych – myślę, że to często występująca w przyrodzie mieszanka:)). Niewątpliwie jest to jakiś „hassle”, ale przyznam, że z dużym trudem przychodzi mi odstawienie znajomości z kimś takim na zupełnie boczny tor. Wybór między pewnym ograniczeniem komfortu życia wynikającym z takiej znajomości, a potencjalnym skrzywdzeniem uczuć życzliwego mi człowieka to dla mnie spory dylemat.
Pozdrawiam,
Bartek
Alex mówisz, że w biznesie masz dobrych partnerów, wiec rozumiem że Ci wszyscy ludzie których ze słusznych powodów eliminujesz pojawią się w „świecie poza biznesowych relacji”? Wiele razy pisałeś o ludziach którzy czegoś w Tobie nie akceptowali, chcieli coś zmienić itp – pomijać rodzinę, skąd ta reszta się brała w Twoim życiu?! Plus po co chcieli wpływać na Ciebie, po tracili swoją i Twoją energie na to? [jaki mieli powód]?
/// Nie ukrywam, że chciałbym pójść w Twoje ślady i żyć/rozwijać tak jak Ty (ale nie tak samo np. na Kanary wolałbym latać przez Londyn aby wpaść na moment do kraju który mi się bardzo podoba:))(zrodziła mi się nawet myśl bycia za parę lat szkoleniowcem z obsługi klienta, sprzedaży, coachingu – tylko z innymi targetem niż Twój, sam bym chciał postawić na młodych (i nie tylko) ludzi pracujących w różnej maści sklepach, butikach i usługach w moim mieście [po przeczytaniu jeszcze raz tekstu w „moim mieście” – wykreślam nie ma co się ograniczać – pracować trzeba tam gdzie jest klient a nie garaż z rowerem i kosiarką:)) Lecz zastanawia mnie (w sensie analizuje go sobie) Twój wybór ścieżki relacji z kobietami. Poznałem parę dni temu fajną kobietę. Podoba mi się, miałem wręcz błysk w oku mówiący „to jest ta”. (btw po czytaniu Twojego bloga czuje się bardziej pewniejszy siebie – nawet w tak niepewnych i trudnych czasach (dla mnie) – co jest bardzo pomocne w relacjach z płcią przeciwną). Chciałbym tworzyć związek dwóch ciekawych świata ludzi, którzy mają swoje zainteresowania, którzy w wielu sprawach się nawzajem „coach/ują” i wspierają. Gdy ją lepiej poznam i zaiskrzy mocno miedzy nami pewnie dojdę do wniosku że chciałbym z nią przez całe życie przejść. Z drugiej strony chce wiele Twoich elementów w sobie zaszczepić. Resumując: CZY MOŻNA BYĆ JAK ALEX – ALE MIEĆ JEDNĄ PARTNERKĘ ŻYCIOWĄ (PO PODPISANIU PARU PAPIERÓW – FORMALNIE -ŻONĘ) NA CAŁE ŻYCIE ? (będąc z ciekawą kobieta nie zakładam z góry ze będę z nią x jednostek czasu – tylko raczej na całe życie…) Pzdr Maciej
Chyba zaraz sobie sam odpowiem na własne pytanie :)) Myślę że właściwa odpowiedz brzmi nie można. Można jedynie wdrożyć sporo aspektów życia Alexa do swojego życia, ale z racji wzięcia na siebie świadomych „ograniczeń” w pełni Alexem sie nie zostanie :)) Czyli można zostać couchem pracującym z top menadżerami ale z racji posiadania „ograniczeń” np. nie bedzie można wyruszyć na gypsy time Tylko w tym czasie przebywać i żyć w kraju z założoną świadomie rodziną. Co wpłynie de facto na naszą pracą. Więc (myśle o sobie) zamiast zostać np. couchem (który aby skutecznie działać robi to co Ty) np. zostać marketingowcem produktów „dla rodziny” „dla kobiet” itp I przez relacje z zoną i dziećmi czerpać inspiracje w tej materii. (dla formalności mam świadomość ze rozważanie bycia couchem przez (moją) osobe która jest tak mało doświadczona (życiowo? = po prostu młoda) i z małą ilości wiedzy (w tej materii) i przeżyć – jest niepoważne:))
@Alex:
„Jesli chodzi o tę niezrównoważoną koleżankę, to co to znaczy że nie możesz jej wykluczyć z Twojego życia? Tam gdzie mieszkasz spotykasz codziennie sporo ludzi, którzy są Ci całkowicie obojętni, więc to nie jest kwestia geografii.
Może obawiasz sie niepopularnych posunięć?”
To jest kwestia tego, ze ona chodzi w te same miejsca co ja, ma tez moj numer telefonu i mimo wielokrotnych unikow z mojej strony nadal wydzwania, wypisuje SMSy, wysyla emaile usilnie zapraszajac mnie to tam czy tu i proponujac wspolne spedzanie czasu. Po moim milczeniu zwykle dostaję potem znowu wiadomosci/emaile z wyrzutami (klasyczna proba wzbudzenia poczucia winy) i wszystko byloby ok, az wreszcie zdarza sie sytuacja ze spotykamy sie w tym samym barze czy na tym samym party i jazda zaczyna sie od nowa.
W wypadku mezczyzn (oczywiscie pisze o swojej sytuacji) na ogol skutkuje krotkie powiedzenie „nie jestem zainteresowana” i dalej juz nie wnikaja i mozna zachowywac sie wobec siebie w sposob ignorujaco/obojetny.
W wypadku kobiet niestety nie jest to prosta sprawa. Prosty i niczego nie wyjasniajacy komunikat jak wlasnie „nie jestem zainteresowana” nie dociera. Z drugiej strony nie chce sie uciekac do srodkow typu powiedzenie czegos niemilego prosto w twarz albo zaprzestanie bywania w miejscach, w ktorych bywac lubie.
Alexie – zgadzam się z Tobą, nie zgadzam się tylko z tak zwanymi „skutkami ubocznymi”.
Piszesz:
„jak już wspomniałem powyżej jest to w naszej kulturze dość nietypowe podejście i przez niektórych ludzi będę uznany za dziwoląga lub po prostu zdyskwalifikowany. Nie mam z tym problemu, bo to otwiera drogę do tych, dla których jest to w porządku”
oraz
„wobec wspomnianej łatwości nawiązywania kontaktów bardzo trudno jest mieć mnie na wyłączność, zwłaszcza bez mojej woli w tym kierunku. To zawsze odstraszało sporą część ludzi, zwłaszcza płci przeciwnej Na szczęście nie wszystkich, więc problemu nie ma ”
Jak to mówią – trudno. Sam mam dość twarde kryteria odnośnie tego z kim się zadaję, a z kim nie. Jeżeli ktoś uważa mnie za „dziwoląga”, ponieważ kulturalnie acz stanowczo potrafię komuś powiedzieć „Nie podoba mi się Twoje zachowanie” albo „Nie mam ochoty na spotkanie z Tobą” to jego sprawa. Jeżeli kobieta nie może znieść, że mam swoje zdanie, swoje prywatne cele, marzenia i zainteresowanie – cóż tym gorzej dla Niej ;).
Piszesz jeszcze:
„mogę przedwcześnie zdyskwalifikować jakiś nieoszlifowany diament. To ryzyko akceptuję, zwłaszcza jeśli wciąż znajduję diamenty, które błyszczą bez konieczności szlifowania (metaforycznie)”
To też nie do końca tak. Ta wrażliwość o której piszesz pozwala zauważyć, że ktoś jest arogancki lub nie miły, ponieważ ma zły dzień czy cokolwiek innego. Może się jednak zdarzyć, że oprzytomnieje i będzie można z nim porozmawiać – dopóki tego nie zrobi nie mam jednak zamiaru psuć sobie przez taką osobę humoru.
Zresztą każdemu się czasem zdarza mieć zły dzień z powodu stresu, zmęczenia czy czegokolwiek innego. Trzeba pracować nad tym aby odpowiednio ukierunkować te emocje na inne, bardziej użyteczne.
Ja osobiście, kiedy widzę, że emocje biorą górę staram się:
1. jeżeli emocje są spowodowane stresem – uspokoić i wszystko przemyśleć,
2. jeżeli emocje są powodowane zmęczeniem – zrelaksować – praca i tak nie ma wtedy sensu
3. zawsze zdawać sobie sprawę z tego, dlaczego mam takie emocje jakie mam lub dlaczego zachowuje się tak nie inaczej
4. Jeżeli nie uda mi się zapanować nad emocjami (niestety czasem jeszcze mi się zdarza – jest nad czym pracować :> ) – to zwyczajnie po ludzku przeprosić za swoje zachowanie. Wytłumaczenie, że ma się „zły dzień” nie jest usprawiedliwieniem, ale zazwyczaj ludzie zrozumieją.
Natomiast pojawiają mi się dwa inne pytania:
1. Jakie są metody panowania nad emocjami. Wspominałeś coś o NLP, ale ja zawsze żyłem w przekonaniu, że to jakaś „ściema i manipulacja”. Być może to przez wanna-be-„trenerów”, na których się natchnąłem – a może mam za małą wiedzę na ten temat. Od czego zacząć bo w obecnej chwili kieruję się własną siłą woli i intuicją w tej sprawie.
2. Mnie czasem ludzie uważają za frustrata, ponieważ głośno mówię co mi się nie podoba. Chodzi tutaj o rzeczy które „mają znaczenie” i mnie dotyczą, a więc praca, sposób jej organizacji, sposób prowadzenia projektów, sposób traktowania pracowników. Czasem jednak warto zamilknąć, ugryźć się w język. Czy są jakieś sposoby na „gryzienie się w język”? I co ogólnie myślisz o takim podejściu? Warto się ugryźć czasem, czy jest to nie ważne?
Alexie,
Bardzo pouczający i dający do myślenia post, przynajmniej w moim przypadku. Ja długo z rzekomej „grzeczności” byłem w stanie dopasowywać się do takich osób, ew. szukać winy w sobie, teraz natomiast bardzo chciałbym przyjąć Twoją postawę i poznać w końcu więcej osób naprawdę miłych i życzliwych. W związku z tym w mojej głowie rysuje się podobne pytanie do tego wyżej, mojego imiennika, Pawła Kuriaty . :)
Ciekawi mnie też niesamowicie ewentualna odpowiedź na pytanie Bartka K, bo mi też nierzadko zdarzała się taka sytuacja i nie wiem jak obchodzić się z takimi ludźmi.
Ze swojej strony chciałbym dopytać dokładniej, w jaki sposób zrywasz relacje z takimi nie miłymi/nie pasującymi Ci osobami? Napisałeś w jednej z odpowiedzi, że nie tłumaczysz im tego dogłębnie, ale w takim razie jaką technikę przyjmujesz? Mówisz im coś w ogóle, czy po prostu ignorujesz? Czy może coś jeszcze innego?
Jak napisałem wyżej mam problemy ze zbyt szerokim pojęciem grzeczności, więc takie zrywanie znajomości wydaje mi się wyjątkowo trudne.
Pozdrawiam
Paweł
Krzysiek S: „Wspominałeś coś o NLP, ale ja zawsze żyłem w przekonaniu, że to jakaś “ściema i manipulacja”” Alex (jeśli dobrze pamiętam) ma podobne zdanie na temat NLP, z nastawieniem szczególnie na drugie słowo: >>manipulacja<<, której to Alex nie popiera.
Maćku, piszesz „CZY MOŻNA BYĆ JAK ALEX…”
Bądź Maćkiem a nie Alexem… Nie staraj się wchodzić w czyjąś skórę. Żyj swoim życiem i ciesz się nim tak długo jak się da. :)
To tyle od 50
pozdr
T
Kasia J.
Sama widzisz, że jeśli masz wokół siebie niepasujących ludzi, to negatywnie wpływa to na Twoje samopoczucie i interakcje z innymi. W ten sposób nikomu nie wyświadczasz przysługi, a już najmniej sobie.
Piszesz: „..każde zaprzestanie prób naprawienia traktuję jako osobistą porażkę. „
To jest niebezpieczne, bo może spowodować kontynuowanie znajomości, które będą dla Ciebie bardzo szkodliwe. Co by było, gdybyś w Twojej głowie słowo „porażka” zastapiła słowem „pomyłka”? Byłoby Ci łatwiej akceptować fakty?
Paweł Kuriata
Zacznijmy może od dobrej strefy znajomych korzystając z zasady Pareto :-)
Pytasz:”Jak wyjść ze strefy dość wąskiej grupy znajomych ..”
Po prostu bądź otwartym człowiekiem, który nawiązuje kontakty z wszelkimi ludźmi wokół siebie niezależnie od ich płci, wieku i pozycji społecznej. Zastanowię się nad konkretniejszymi wskazówkami, ale bez bycia miłym człowiekiem będzie Ci cięzko to urzeczywistnić
Piotr S.
Piszesz: „dużo lepiej w polskich warunkach sprawdza się chyba (z dotychczasowych obserwacji pancerz, który dopiero zdejmujesz gdy natrafisz na osoby, na których CI zależy oraz gdy wyłowisz perły i nieszlifowane diamenty) „
Pozwolę sobie mieć inne zdanie, tez działając w polskich warunkach. Przy moim podejściu cały trik leży w szybkim rozpoznawaniu niewłaściwych osób.
Tadeo
Piszesz: „Jak zwykle kij ma dwa końce – ty eliminujesz i sam jesteś eliminowany. „
Ależ oczywiście!! Ja w pełni akceptuję takie reguły gry i uważam je za w porządku tez jeśli ktoś mnie „ odstrzeliwuje” z kręgu pożądanych znajomych.
Pytasz: „Pytanie – a co robisz w stosunku do osób toksycznych na których Ci z jakiegoś powodu zależy? ?
Jakoś nie mogę sobie wyobrazić sytuacji, że zależy mi na kimś, kto ma na mnie „toksyczne” oddziaływanie. Jak to jest możliwe?
Bartek K.
Witaj na naszym blogu :-)
Pytasz: „jakie jest Twoje podejście do osób przyjaźnie nastawionych, ale z drugiej strony w pewien sposób irytujących „
Jesli mi coś nie odpowiada, to staram się łagodnie to danej osobie przekazać. Jesli to nie pomaga, to juz wiesz co robię :-)
Nie bardzo rozumiem co masz na myśli pisząc: „Wybór między pewnym ograniczeniem komfortu życia wynikającym z takiej znajomości, a potencjalnym skrzywdzeniem uczuć życzliwego mi człowieka „
Możesz dać mi praktyczny przykład?
Maciej
Pytasz: „pisałeś o ludziach którzy czegoś w Tobie nie akceptowali, chcieli coś zmienić itp – pomijać rodzinę, skąd ta reszta się brała w Twoim życiu?! „
Widzisz ja jestem bardzo otwartym człowiekiem i szybko wchodze w relacje z bardzo różnymi osobami. Jesli potem część z nich okazuje sie nie bardzo pasującymi do mnie to jest naturalne, bo ludzie są bardzo różni. Trzeba tylko potem podjąć właściwe działania, aby się niepotrzebnie nawzajem nie męczyć.
O Twoich planach biznesowych nie chcę się tutaj wypowiadać, bo to nie ta dyskusja.
Piszesz: „Poznałem parę dni temu fajną kobietę. Podoba mi się, miałem wręcz błysk w oku mówiący “to jest ta”. „
Spróbuj sobie wyobrazić, co by było gdybyś parę dni temu poznał nie jedną fajną kobietę, lecz np. pięć i każda byłaby inna.
Czy dalsza część Twoich rozważań byłaby taka sama jak napisałeś w komentarzu? Czy nie lepiej przetestować taki wariant teraz, kiedy jesteś (jak zakładam) młodym mężczyzną, który jeszcze wiele może sie o płci przeciwnej nauczyć?
Pytasz: „CZY MOŻNA BYĆ JAK ALEX – ALE MIEĆ JEDNĄ PARTNERKĘ ŻYCIOWĄ (PO PODPISANIU PARU PAPIERÓW – FORMALNIE -ŻONĘ) NA CAŁE ŻYCIE ? „
Nie wiem. Moje doświadczenie życiowe pokazuje że na „całe życie” czyli co najmniej kilkadziesiąt lat nie jest to możliwe jeśli utrzymanie związku za wszelką cenę nie jest celem samym w sobie. No ale to jest moje osobiste zdanie.
PS: Ja będąc z ciekawa kobieta też nie zakładam, że będę z nią x jednostek czasu :-) co nie przeszkadza mi dość realistycznie patrzeć na bardzo długoterminowe perspektywy. To nawiasem mówiąc nie przeszkadza w delektowaniu się tym co przeżywamy.
Futrzak
Jeżeli proste metody nie skutkują, to może użyć coś z postów o tresurze? Przy czym trudno bedzie wtedy uniknąć budzenia frustracji w tej drugiej osobie, ale trudno.
Ciekawe że piszesz: „W wypadku mezczyzn (oczywiscie pisze o swojej sytuacji) na ogol skutkuje krotkie powiedzenie “nie jestem zainteresowana” i dalej juz nie wnikaja i mozna zachowywac sie wobec siebie w sposob ignorujaco/obojetny. „
To chyba dlatego, że jesteś w USA, w Polsce sprawa bywa bardziej problematyczna. Ostatnio razem z pewną bardzo atrakcyjną znajomą układaliśmy całe strategie jak pozbyć sie takich namolnych facetów bez pojęcia :-)
Krzysiek S.
W kilku pierwszych punktach nie widzę, gdzie się ze mną nie zgadzasz :-)
Nawiązując do Twoich pytań to:
ad 1) w NLP jest trochę użytecznych technik, ale robienie z tego panaceum na wszystko lub wręcz religii jest przegięciem.
Ja nie pisałem o PANOWANIU nad emocjami, lecz o posiadaniu INNYCH EMOCJI w odpowiedzi na określone bodźce, a to wielka różnica. Niestety nie potrafię tego nauczyć na blogu, robię takie rzeczy na treningach
ad 2) dla mnie ważny jest ostateczny rezultat i jak sie przy jego osiąganiu czuje. Do tego dostosowuje moje postepowanie, z zachowaniem zasady „nie udzielaj konsultacji bez zlecenia”
Pawełł
Pytasz: „w jaki sposób zrywasz relacje z takimi nie miłymi/nie pasującymi Ci osobami? „
Wyobraź sobie, że mam taki „system wczesnego ostrzegania” i w wiekszości wypadków nie ma potrzeby czegokolwiek zrywać :-) Może napisze ekstra post na ten temat.
Maciej
Piszesz: „Alex (jeśli dobrze pamiętam) ma podobne zdanie na temat NLP, z nastawieniem szczególnie na drugie słowo: >>manipulacja<<, „ Pamiętaj że Alex ma zrobionego w USA Practitionera, więc nie uważa że to „ściema” :-) Część ludzi robi z tego ściemę i panaceum na wszystko, a to co innego. Tadeo Masz rację, nie powinno sie nikogo w 100% kopiować, najwyżej próbowac pewnych podejśc i technik Pozdrawiam serdecznie Alex
Ok przyjmuję na wiarę…
A tego T-Bone to sam tak pałaszowałeś?
Nie wyobrażam sobie pobytu na tej pięknej wyspie w pojedynkę, tak samemu bez ciepła duszy drugiej osoby…. A co dopiero samotne jedzenie. … Ależ to smutne :(
Alex, Ty chyba zbyt dużo eliminujesz….
T.
Tadeo
Robisz za szybko pochopne założenia :-)
Bardzo sobie cenię moje prywatne życie, nie wszystko pisze na blogu, jeśli nie jest to konieczne do wytłumaczenia czegoś
Pozdrawiam
Alex
Alex – tak Cię odbieram. I sadzę, że nie jestem w tym osamotniony…
Alex – „poznał 5…” ajj ciężko nie przyznać racji. Mądrze w tej materii prawisz, trzeba będzie MYŚLEĆ na bieżąco co i jak ma się potoczyć…
Tadeo – kliknij na blipa i sobie po przeglądaj posty. Alex nie zawsze jest tam sam:)) Poza tym stawiam skrzynkę trunku że na Karaibach żyją tubylcy :)) I drugą skrzynkę że jest sporo ludzi z poza Karaibów:)) Nie ma co się łudzić, że tylko jeden Alex na świecie robi sobie gypsy time w tym miejscu :)))
Pzdr
Tadeo
To przyjmij jako feedback, że bardzo się mylisz. W moim przypadku jest to bez znaczenia, ale jeśli podobny błąd robisz w ważnych sprawach życiowych, to lepiej uważaj.
Maciej
Wszystko prawda tylko ja jestem aktualnie na Kanarach a nie na Karaibach :-)
Pozdrawiam
Alex
Alexie –
co do pierwszych punktów to może i racja, że się zgadzamy. Odebrałem określenie „skutki uboczne” jako coś niechcianego i niepożądanego, natomiast w mojej opinii są to punkty obojętne lub nawet pożądane.
Co do moich pytań to pewnie warto chociaż poczytać o NLP dla samej wiedzy i wybrania tego co użyteczne. Osobiście też nie lubię manipulacji i robienia ludziom wody z mózgu, ale takie „visual swish” może być pożyteczne – a może od razu skupić się na psychologii?
Masz rację. Właśnie uświadomiłeś mi coś co sam napisałem. Ja skupiam się na PANOWANIU nad emocjami, zrozumieniu dlaczego czuję to co czuję i „rozegraniu wszystkiego na zimno”. Generalnie prowadzi to trochę do tego samego – czyli zamianie jednej emocji na ciekawość, dlaczego tą emocję odczuwam… ale zamiana postępuje powoli i jest ten moment odczuwania pierwotnej emocji, co grozi wybuchem, jeżeli ona jest zbyt silna. Cóż – do głębszego zastanowienia się dla mnie – nie będę was męczył w postach ;).
Tak – chyba nad „nie udzielaj konsultacji bez zlecenia” muszę jeszcze popracować :-).
Alex – Kanary & Karaiby – dobrze że kiedyś napisałeś pozytywny post o dysleksji… Można rzec dyslektyk nie boi się komentować/komunikować, ale popełnia takie słowne błędy. Umysł myśli i „widzi” Kanary a piszę Karaiby…
Pzdr
Alex,
Był bym bardzo wdzięczny gdybyś napisał artykuł na temat tego „systemu wczesnego ostrzegania”, brzmi bardzo ciekawie. :)
Problem z dystansowaniem się od ludzi wydaje mi się szczególnie trudny, gdy to my kogoś początkowo szukamy (np. do stworzenia zespołu) a oni, choć ich zdolności natury czysto merytorycznej są w porządku (umiejętności), to nie pasują nam jednak charakterem. Wtedy może być trudno, ponieważ, po pierwsze, to my zainicjowaliśmy relacje, a po drugie, nie można wysunąć merytorycznego argumentu (na temat ich nie nadawania się ze względu na zdolności). O ile dystansowanie się od ludzi, gdy poznaliśmy ich przypadkowo jest łatwiejsze, to tutaj moim zdaniem ujawnia się problem.
Alex – mylić się jest czymś normalnym, nie ma ludzi nieomylnych. Lecz nie próbować jest jeszcze większym „grzechem”. Zdaję sobie sprawę, że pokazujesz tylko to co chcesz pokazać. A ja daję Ci gratis feedback jak to widać z tej strony kompa. No i bawimy się dobrze :)
@Tadeo:
w sumie to ciekawe.
Czytam blog Alexa od jakiegos czasu i ani razu nie przyszlo mi do glowy, ze spędza on wieczory i urlopy samotnie :)
Wrecz przeciwnie.
Mysle, ze taki wniosek jaki Ty wyciagnales z tegoz wpisu mozna wyciagnac tylko wtedy, jesli sie go czyta przez wlasne, subiektywne okulary w okreslonym kolorze :)
Witam Wszystkich,
zacznę od tego, że metodę szybkiej selekcji poznałem na spotkaniu z Alexem we Wrocławiu.
Nazwał to wtedy szybkim killowaniem projektów (w każdej postaci). I tak można tu mówić o kończeniu wszystkiego co się nie sprawdza, czyli znajomości, pracy, hobby, dążeń, celów. Jeśli którakolwiek z tych rzeczy (czy innych niewymienionych) nie działa, nie dodaje pozytywnych rzeczy w życiu. Jeśli w jakikolwiek sposób nam nie 'siada’ to po prostu należy to skillować.
W formie lżejszej: zmiana postępowania, nastawienia, a jeśli to nie działa, to zamknięcie tego czegoś.
Oczywiście dobrze jest sobie zrobić feedback w stylu: kończę to ponieważ jest takie, a takie, i nie spowoduje polepszenia mnie i mojego życia. Co jest formą szczepionki na wyrzuty sumienia.
W ten sposób osiągnąłem spokój życiowy, pozamykałem w głowie wiele nietrafionych spraw i znajomości i z dużo lżejszym nastawieniem patrzę w przyszłość, za co Ci Alexie serdecznie dziękuję :).
pozdrawiam
Jarek W.
Pawell,
Według moich obserwacji i zdobytych doświadczeń spora cześć projektów „ma kłopoty” nie z racji braku wiedzy czy konkretnych nazwijmy to przedmiotowych umiejętności ludzi, a właśnie dlatego, że ludzie do siebie nie pasują, mają problemy z komunikacją, nie tworzą zwartego zespołu etc. Im szybciej zadziała się w takiej sytuacji wymieniając niepasujące ogniwo, tym lepiej i dla pozostałych osób w zespole, i dla powodzenia projektu.
Napisałeś m.in.: „to my zainicjowaliśmy relacje, a po drugie, nie można wysunąć merytorycznego argumentu (na temat ich nie nadawania się ze względu na zdolności)”. Według mnie wszystko zależy, co „obiecaliśmy” na wstępie. Jeśli na wstępie mówisz człowiekowi, że współpracę uzależniasz od elementów merytorycznych a pomijasz to współgranie, dopasowanie do zespołu, to rzeczywiście jest potem trudniej, bo nie masz się do czego odwołać. Jeśli natomiast na wstępie jasno określasz, ze ważne jest zarówno to, co merytoryczne, jak i dopasowanie do zespołu, komunikacja, współgranie etc to masz konkretny argument i jasną sytuację. Z danym człowiekiem możesz pozostać w dobrej relacji, a jedynie wyłączyć go z zespołu projektowego, nie negując posiadanych przez niego umiejętności i fachowości. Ten sam człowiek może się świetnie nadawać do innego zespołu i innego projektu.
W przytoczonym przykładzie im szybciej takie rozstanie nastąpi – tym lepiej dla wszystkich, i dla projektu także.
Pozdrawiam, Ewa
Witajcie,
podzielam opinię Alexa co do zalet wynikających z szybkiej selekcji ludzi wokół mnie, a także stanowisko Jarka W. o osiągnięciu w wyniku selekcji spokoju życiowego.
Z mojego doświadczenia wiem, że w życiu osobistym im częściej dokonuję selekcji tym grono miłych znajomych się powiększa.
W środę wykreśliłam znajomość trwającą 25 lat . Hura!!! nie szukam odpowiedzi dlaczego tak długo byłam cierpliwa. Było trochę lenistwa z mojej strony w podjęciu decyzji.
Niestety w przypadku mojej pracy jest trudniej. „Otrzymuję” grupę ludzi różniących się np.płcią, wiekiem, wykształceniem, doświadczeniem zawodowym,miejscem zamieszkania (wieś/miasto) oczywiście charakterem i nastawieniem do życia. Muszę z nimi i nad nimi pracować. Każdego z nich traktuję miło, jestem pomocna i serdeczna. Jeżeli jednak zaobserwuję negatywne nastawienie do innych członków grupy ( np. złośliwość, wyśmiewanie się lub tzw.wycieczki osobiste)pozostaję miła i pomocna, ale już nie serdeczna.Nie naprawiam, nie zmieniam, nie oceniam tej osoby. Jest jaka jest , ot takie czerwone światło, albo żółte – nie wzbudza we mnie żadnych emocji.
Ciekawostką jest to, ze później ta grupa ocenia anonimowo mnie i moją pracę.
Osoby „pominięte” z grupy oceniają mnie bardzo dobrze. Oznacza to dla mnie, że zastanowiły się nad sobą i z tego jestem zadowolona.
Podsumowując w przypadku szybkiej selekcji ja jestem szczęśliwa bo jestem sobą , mam wokół miłych ludzi, a inni ( pominięci)mają szansę jeżeli chcą poprawić jakość swojego życia. Zdarzają się też niereformowalne jednostki, ale cóż to przecież ich sprawa. Ważne byle daleko ode mnie :-).
Pozdrawiam
Krysia
Alex
„bo w naszej polskiej kulturze mamy tendencję do zbyt dużej pobłażliwości i cierpliwości w stosunku do niemiłych lub nieodpowiednich dla nas zachowań innych.”
Jest jeszcze coś, w rodzaju towarzyskiego „zobowiązania”. Teściowe uważali, że posadzenie ich przy jednym stoliku w sanatorium z innymi ludźmi, obliguje ich do zawarcia znajomości z tymi ludźmi i dalszych kontaktów.
Ja (i Żona) mamy odwrotne tendencje (niestety, za daleko posunięte). Nawet nie za bardzo znamy sąsiadów z piętra.
Ewa W,
Dziękuje za Twoje rady, rzeczywiście może zbyt dużą uwagę zwracam na kwestie „techniczne” a zbyt małą na właściwe dopasowanie się, nie sygnalizując tego odpowiednio wyraźnie. Zastanowię się jak to zmienić i wprowadzę to w życie, jeszcze raz dzięki. :)
Pozdrawiam
Paweł
Ewa W i Pawełł,
Dziękuje bardzo za pytanie i odpowiedź na nie. Zaraz po tym jak przeczytałem pytanie, uświadomiłem sobie że odpowiedzi nie znam, a potrzebuje. Jestem przekonany że stosowanie metody poleconej przez Ewe pozwoli na ewentualne rozstania w przyjemnej atmosferze.
Pozdrawiam,
Marcin
Moim zdaniem jeśli się osiągnie pewien poziom umiejętności zachowania asertywnego, taka selekcja wychodzi zazwyczaj zupełnie naturalnie i często wręcz niezauważalnie. Do tego tanga trzeba dwojga. Osoby z zapędami do manipulowania za obiekty swoich manipulacji wybierają sobie ludzi, którzy dają sobą manipulować. Jeśli ktoś od początku odmawia grania w ich gierki taka znajomość staje się dla nich bezsensowna i zazwyczaj umiera śmiercią naturalną. Jeśli z takich czy innych względów kontakty są utrzymywane, w stosunku do osób nie dających sobą manipulować mogą zachowywać się zupełnie inaczej niż wobec swoich „ofiar”.
I ja staram się postępować podobnie, nie zawsze mi się to jednak udaje. Dlaczego? Ponieważ pozwoliłem, aby pewne sprawy zawładnęły moim życiem. A jak sprawy, to i ludzie, więc ciężko mi uwolnić się z takiej sytuacji w sposób „bez strat”. Oczywiście – to zawsze kwestia decyzji, natomiast nie wiem, czy mam na razie na tyle siły, by ją podjąć. Jestem dosyć zapobiegliwy i może dlatego boję się ryzyka.