Czy angażowanie osoby, która na co dzień zajmuje się coachowaniem prezesów, zarządów, i ewentualnie organizowaniem bardzo zaawansowanych warsztatów dla topowych pracowników, aby zrobić szkolenie firmowego Call Center, Księgowości i tym podobnych komórek to nie jest gruba przesada?
Dokładnie to pomyślałem, kiedy pewien czas temu pani Prezes jednego z moich klientów (firma Hi-Tech B2B) poprosiła mnie, abym zaprojektował i przeprowadził takie warsztaty. Ostatnio robiłem coś takiego chyba z 15 lat temu i szczerze przyznaje, że początkowo nie byłem takim pomysłem zachwycony. W końcu w międzyczasie stałem się ekspertem od spraw o znacznie większej wadze i stopniu skomplikowania :-) Na moja delikatną uwagę, że tego typu szkolenie można na rynku mieć już za ułamek tego co kosztuję moja rozmówczyni stwierdziła „wiem o tym, ale chcę po pierwsze zrobić coś naprawdę dobrego dla moich ludzi, którzy wykonują trudna i ważną dla nas pracę, a po drugie poprawić jakość obsługi post sales”.
Takiej prośbie jednego z ulubionych klientów nie odmawia się, więc postawiłem tylko warunek, że najpierw przyjrzę się osobom, które miałbym szkolić, a potem zdecyduję czy i w jakim zakresie będę z nimi pracował. Nawiasem mówiąc, takie spotkanie „zapoznawcze” jest standardowym elementem mojej pracy z grupami których nie znam, dopiero na nim zarówno ja jak i uczestnicy szkolenia podejmujemy decyzję, czy jesteśmy przekonani, że nasze wspólne warsztaty przyniosą dobre rezultaty.
W tym konkretnym przypadku zostałem mile zaskoczony. Na godzinnym meetingu pojawiła się grupa inteligentnych, pełnych energii kobiet, które z jednej strony zasypały mnie opisami wyzwań, z którymi miały do czynienia, z drugiej wykazały chęć poddania się nawet dość ostremu treningowi, aby sobie z nimi lepiej radzić.
Pozostała tylko kwestia, czy zrobić im intensywne, jednodniowe warsztaty, czy też porządne dwudniowe szkolenie, które oprócz konkretnych umiejętności da uczestnikom większą pewność siebie, sprawność językową i znacznie bardziej asertywną postawę w życiu. Po mojej rekomendacji (warsztaty w małych grupach, dwa dni dla każdej) decydenci mając zaufanie, że wiem co mówię powiedzieli „tak”, co oznaczało dla firmy dość konkretny wydatek. Dla oszczędności postanowiliśmy przeprowadzić całe przedsięwzięcie w salce konferencyjnej, a catering zlecić Pizza Hut (chwilowo przez kilka miesięcy nie zapraszajcie mnie na pizzę :-))
Same warsztaty poprowadziłem na takim samym poziomie, tempie i stopniu bezpośredniości jak gdybym szkolił Zarząd firmy (co, nawiasem mówiąc, kiedyś robiłem). Zabawę i satysfakcję mieliśmy ogromną, bo jak jest duża różnica pomiędzy potencjałem uczestników, a tym co aktualnie umieją, to jest miejsce na bardzo wiele „opadających szczęk” i pełnych zachwytu „aha!!”. Każdy się cieszy, kiedy nagle okazuje się, że ma o wiele większe możliwości :-)
Dla mnie było to też niesamowite wrażenie, kiedy osoby, które dotąd tak na siebie nie patrzyły dosłownie w oczach zamieniały się w spełniające ważną rolę ekspertki, które suwerennie potrafiły przejąć przywództwo w rozmowie i poradzić sobie nawet z trudnym klientem i jego problemami. No cóż, jak dasz inteligentnym ludziom do ręki „prezesowskie” narzędzia komunikacji, to zrobią z tego właściwy użytek :-) Energia i atmosfera była super, dla mnie były to jedne z najbardziej satysfakcjonujących warsztatów, które prowadziłem w ostatnim czasie. Udział w treningu bezpośrednich managerów i staranne robienie notatek z wypracowanych rozwiązań pozwoli firmie na wypracowanie własnego podręcznika dla nowych pracowników i robienie w przyszłości wewnętrznych warsztatów bez konieczności angażowania mnie (zgodnie z podejściem opisanym tutaj). Firma wzmocniła tę bardzo ważną drugą linię sprzedaży, a uczestnicy zyskali nie tylko skuteczne techniki prowadzenia rozmów, ale i postawy, które bardzo ułatwią im wiele rzeczy, też i w życiu prywatnym.
Jakie wnioski należy wyciągnąć z tego doświadczenia? Jest ich kilka, choć niekoniecznie muszą one dotyczyć molochów takich jak wielcy operatorzy telekomunikacyjni itp.:
- w firmie, gdzie w miarę dobrze prowadzona jest rekrutacja w działach typu Call Center, Help Desk, Windykacja, Reklamacje itp. możemy dziś znaleźć prawdziwe perły, ludzi inteligentnych, pełnych energii i zaangażowania. Patrzenie na nich przez pryzmat stereotypów krążących na temat takich komórek jest nie tylko w wielu przypadkach krzywdzące, lecz powoduje też przeoczenie istotnych zasobów ludzkich wewnątrz przedsiębiorstwa
- wyżej wspomniane działy też mają kontakt z klientem, czasem znacznie dłuższy niż sprzedawcy. Wrażenie, jakie zrobią na nim, zwłaszcza w sytuacjach trudnych może mieć ogromny wpływ na jego decyzje zakupowe w przyszłości. To dotyczy zresztą nie tylko branży Hi-Tech, patrz mój post o rybie, która kosztowała 500 000 Euro
Inwestycja w takich ludzi jest ważnym wzmocnieniem naszego image u klienta i pomocą w kolejnym biznesie - jak wykazują obserwacje i doświadczenia, które pewnie i sami kiedyś tam zrobiliście wiele osób w takich działach było w przeszłości przeszkolonych przez kompletnych dyletantów, jeśli chodzi o skuteczne sposoby nawiązania kontaktu z klientem, przejęcia przywództwa w rozmowie i skuteczne pokierowanie jej w kierunku możliwego rozwiązania. Tresowanie inteligentnych ludzi na bezmyślne zombie i zalecanie im stosowania technik jak np. „zdarta płyta” lub okazywania bezwarunkowej poddańczości wobec klienta powinno być czynem karalnym, ale niestety ciągle jeszcze się zdarza.
- jeżeli chcesz szkolić takie działy w Twojej firmie, to zaangażuj co najmniej trenera, który sprawdził się w szkoleniach Twoich sprzedawców. Przez sprawdzenie się rozumiem pozytywne opinie tych ostatnich plus widoczne rezultaty w sprzedaży. W dzisiejszej gospodarce, szczególnie w sprzedaży i usługach B2B dobrze przeszkolone Call Center może rzeczywiście stać się Twoją druga linią sprzedaży, co da Ci przewagę nad konkurencją
- jak już robisz takie porządne szkolenie na autentycznych przypadkach Twoich ludzi (podkreślam, koniecznie na Waszych przypadkach – dobry trener powinien umieć rozwiązywać je na poczekaniu), to zadbaj o uczestnictwo w nich odpowiednich managerów, tak aby mieli oni pojęcie co jest możliwe oraz sami potrafili zarówno używać takich technik, jak też szkolić z nich nowych pracowników
- zadbaj, aby w trakcie warsztatów ktoś prowadził notatki z wygenerowanych i działających rozwiązań. To pozwoli Ci na stworzenie dopasowanego do Twojej firmy „manuala”, który będzie pomocny później. Notatki powinny być dokładne, bo często użycie określonego słowa lub frazy jest kluczowe
- jeżeli jesteś osobą, która zamierza pracować w Call Center, to lepiej wybierz firmę nie za dużą i w miarę możliwości B2B. Tam Twój możliwy wpływ na jej rezultaty będzie większy, a co za tym idzie większa będzie szansa, że wyślą Cię na jakieś porządne szkolenie, z którego wyniesiesz coś pożytecznego. Tak czy inaczej nie daj się ograniczyć do roli ludzkiego zderzaka ze słuchawką telefoniczną w ręku, kozła ofiarnego dla klienta, lub tym podobnych. To bardzo źle wpłynie na Twoje poczucie własnej wartości i odczuwaną jakość życia, a są znacznie lepsze sposoby radzenia sobie z wyzwaniami takiej pracy. Uświadom o tym managerów, albo poszukaj sobie lepszej firmy
Tyle moich wrażeń „na gorąco”. Uważni Czytelnicy wiedzą, że ze względu na wymogi poufności zazwyczaj nie opowiadam na blogu o mojej pracy. W tym przypadku sprawa nie jest taka supertajna, więc bezproblemowo uzyskałem zgodę na napisanie tego tekstu. Teoretycznie mógłbym nawet wymienić nazwę firmy, ale nie wiedząc czy życzą sobie tego bezpośredni uczestnicy pozostawię ją dla siebie. Wszystkim uczestnikom dziękuję za ekscytujące i bardzo pouczające dla mnie cztery dni.
Witam :)
Podoba mi się ten post z tego względu, że pokazujesz Aleks, że „nie zapomniał Wół jak cielęciem był” ;). Chodzi mi o to, że mogłeś się nie zgodzić bo takie „małe” sprawy to dla Ciebie obraza majestatu :), a Ty poprowadziłeś to w jak najbardziej profesjonalny sposób. Poza tym zdanie:
„w firmie, gdzie w miarę dobrze prowadzona jest rekrutacja w działach typu Call Center, Help Desk, Windykacja, Reklamacje itp. możemy dziś znaleźć prawdziwe perły, ludzi inteligentnych, pełnych energii i zaangażowania.”
świadczy o tym, że bez względu na to kto jakie zajmuje stanowisko widać, że wierzysz w ludzi, bez względu na którym szczeblu hierarchii się znajdują. Co uważam, za Twój duży plus.
Sam pracuje w zespole ludzi, którzy mają bardzo różny background jeśli chodzi o wykształcenie…filozofia, filologia obca (anglistyka, slawistyka), informatycy i inne. I zespół ten bardzo się stara aby cały czas dokonywać małych improvements, które wierze, że w pewnym okresie czasu (krótszym, a może dłuższym) wypracuje realne oszczędności dla firmy dla której pracuje. Tego sobie i innym życzę :).
Wierzę w to, że jesteśmy właśnie takim zespołem, w pełni zaangażowanym i chcącym coś wnieść coś nowego i pożytecznego. Miłe jest również to, że nie traktuje się nas jak to powiedziałeś ładnie zderzak, a jako bardzo ważny komponent całości…to w końcu my jesteśmy na „pierwszej linii” i mamy kontakt z klientem. I bardzo to wszystko mi się podoba…co nie ukrywam powoduje również to, że do pracy chodzę z przyjemnością :). Tego również sobie i innym życzę :).
Pozdrawiam serdecznie
Marcin
Marcin
Napisałeś: „..że bez względu na to kto jakie zajmuje stanowisko widać, że wierzysz w ludzi, bez względu na którym szczeblu hierarchii się znajdują.”
W tym konkretnym przypadku nie była to kwestia wiary, lecz obserwacji
Pozdrawiam
Alex
Alex, czy możesz uchylić rąbka tajemnicy i napisać czym róźnią się „prezesowskie” narzędzia komunikacji od tych „zwykłych”? :)
Witajcie,
przeczytałam post z wielką uwagą i podzielę sie swoimi refleksjami.
Przede wszystkim chcę wyrazic pełne uznanie dla Pani Prezes.
Zdecydowała zainwestować w zespół niższego szczebla, traktujac go jako ważne ogniwo w firmie.
W wielu organizacjach naturalne jest inwestowanie w dobre i drogie (a czasem tylko drogie niestety) szkolenia dla szczebla kierowniczego i zarządu, a pracownicy szeregowi skazani są na miernych czy przecietnych szkoleniowców, bo szkoda wydawać wiecej niz to konieczne, bo ludzie sie często zmieniają, więc „sie nie opłaca”.
Jest to według mnie wyjątkowe, by zatrudniac drogiego, profesjonalnego, sprawdzonego trenera dla Call Center W tym przypadku inwestycja nie tylko przełoży sie na efektywnosc zespołu, na wizerunek firmy, ale takze pozwoli na opracowanie manuala i programu wewnętrznych szkoleń.
Bywa, ze firmy zamawiaja takie manuale pomijajac szkolenia, u osób nie znajacych zespołu, nie majac mozliwosci przecwiczenia z nim określonych zachowań, pracy na rzeczywistych przypadkach. I płacą za to duze pieniadze, a ludzi szkolą u miernot lub tylko daja manual do wkucia na pamieć…
Dodatkową wartoscią jest według mnie to, ze takie szkolenie daje tym ludziom poczucie, ze stanowią wartosc dla firmy, ze sie rozwijają, a więc jest to element motywacyjny.
I przy okazji można w firmie odnaleźć ludzi o szczególnym potencjale, których z czasem mozna awansować i wykorzystac w inny sposób dla potrzeb firmy.
Jestem pod wrażeniem, chciałabym móc częściej słyszeć o takich przyadkach:)
Pozdrawiam, Ewa W
Moiz
To trochę trudno przekazać na piśmie.
Są dość skuteczne techniki, które np.
a) wymagają bardzo dużej precyzji w użyciu – większość ludzi językowo ma z tym problem
albo
b) ich uczenie się jest, delikatnie mówiąc, „intensywnym” procesem i nie z każdym człowiekiem możesz to bezproblemowo zrobić
c) do tego sa sposoby, których zastosowanie wymaga dość silnej postawy wewnętrznej – większość ludzi jest wewnętrznie zbyt bojaźliwa
Takie rzeczy możesz bezproblemowo ćwiczyć podczas coachingu jeden na jeden, aby zrobić to z grupą potrzebujesz naprawdę dobrych ludzi, bo inaczej będzie z tego więcej szkody niż pożytku.
Ewa W
Napisałaś: „W wielu organizacjach naturalne jest inwestowanie w dobre i drogie (a czasem tylko drogie niestety) szkolenia dla szczebla kierowniczego i zarządu, a pracownicy szeregowi skazani są na miernych czy przecietnych szkoleniowców, bo szkoda wydawać wiecej niz to konieczne, bo ludzie sie często zmieniają, więc “sie nie opłaca”.”
Niestety taka jest prawda, choć często odpowiedzialność za to ponosi dział HR, który organizując szkolenia kieruje sie wskaźnikami (np. koszt na jedną osobę), a nie rezultatami.
Oczywiście nie jest to cała prawda, bo w niektórych firmach to właśnie zaangażowany HR staje na głowie, aby wbrew przełożonym zrobić coś naprawdę dobrego.
Zdarzają się też firmy, gdzie to pracownicy nie odczuwają potrzeby :-)
Tak czy inaczej, opisana w moim poście kombinacja trenera i grupy zdarza się dość rzadko.
Dalej: „Bywa, ze firmy zamawiaja takie manuale pomijajac szkolenia, u osób nie znajacych zespołu, nie majac mozliwosci przecwiczenia z nim określonych zachowań, pracy na rzeczywistych przypadkach.”
Takie manuale powstają z pominięciem najcenniejszego źródła informacji o aktualnych case’ach firmy – ludzi faktycznie mających codzienny kontakt z klientem. Bez tego siłą rzeczy powstają standardowe zalecenia, które w danym przypadku mogą okazać się wręcz szkodliwe, jak np. rozpowszechnione zaczynanie rozmowy przez „w czym mogę pomóc”, co jest nieudolną kalką amerykańskiego „how may I help you” (miedzy may i can jest istotna różnica :-))
Tak samo czytałem ostatnio, że w Empiku nakazano pracownikom zwracać się do klientów po imieniu, co oburza sporą część tych ostatnich. Ktoś skasował sporą kasę za koncepcję, która w lokalnych warunkach polskich nie powinna być w ten sposób implementowana. Patrz http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80708,6626185,Empik___Dziekuje_panie_Krzysztofie_za_zakupy_.html
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Z „w czym moge pomoc” przyklad dosyc nietrafiony, bo rownie powszechna jest forma 'how *can* I help you’.
Ms
Piszesz: „rownie powszechna jest forma ‘how *can* I help you’. ”
Jesteś pewien, że tak jest w kontaktach biznesowych B2B?
Pozdrawiam
Alex
Nie jestem. Jestem pewien, ze jest tak w miejscach typu Empik i innych sklepach. Ciezko mi uwierzyc, ze akurat w B2B postanowiono oficjalnie slowo 'can’ wyklac.
Ms
To nie chodzi o wyklęcie :-)
Użycie sformułowania „w czym mogę pomóc?” w znaczeniu „can”, czyli „jestem w stanie” sugeruje, że adresat takiego pytania jest istotą potrzebująca pomocy. To u osób przyzwyczajonych do dbania o swój image powoduje natychmiastową i do tego negatywną reakcję. A ludzie, którzy osiągnęli sukcesy w biznesie zazwyczaj mają tę dbałość, więc po co ryzykować :-)
Pozdrawiam
Alex
Witam
Nie ma to jak udane szkolenie. Ostatnimi czasy w Empiku przeszkolono ochroniarzy aby witali wszystkich wchodzący i żegnali wychodzących. Osobiście oceniam to jako rewelacyjny pomysł – aż miło się wchodzi gdy wita cie ochroniarz, którego kojarzymy raczej jako kogoś kto patrzy nam na ręce czy nie kradniemy. To zmieniło moje podejście do ochrony – przynajmniej w Warszawskich Empikach.
Pozdrawiam.
@Szczepan
Rzeczywiście, też to zauważyłam. I jest to bardzo miłe :) Witający Pan na wejściu bardziej się kojarzy z portierem w hotelu niż ze strażnikiem.
A i ochroniarzom jest chyba milej, gdy klienci mijają ich z „dzień dobry” czy „do widzenia” na ustach, niż gdy czują się „niewidzialni” dla klientów, niemal jak cześć wystroju sklepu…
Natomiast mówienie do klienta po imieniu było nietrafione. Czułam się niekomfortowo w takiej sytuacji.
pozdrawiam
Żaneta
Witam!
Również chciałem wyrazić uznanie dla Pani Prezes.
Alex, podałeś dobry przykład kompleksowego podejścia do wykonania zadania z p. widzenia rezultatu końcowego. Takie elementy jak zadbanie o uczestnictwo „odpowiednich managerów” czy robienie odpowiednich notatek mogą być zaniedbane, jeśli zleceniobiorca skupia się zbytnio na tym, co dosłownie zamawia klient.
Na co w ogólności stawiasz nacisk podczas spotkania zapoznawczego w takich przypadkach?
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
Witaj,
Od dawna holuduje zasadzie, ze w najlepszych firmach wszyscy sa na najwyzszym poziomie – od sprzataczki do ceo. Tu sie sprawdza zasada 'jaki pan taki kram’. W firmach kurierskich – pracowalem w paru – w ostatecznym rozliczeniu 'wygrywala’ ta, ktora miala sprawny, dobrze zmotywowany team – od dolu do gory. Na pierwszej linii kontaktu z klientem czesto byl sam kierowca (albo przynajmniej z tym kto decydowal o wyborze firmy) – tak wiec firma ktora miala najbardziej rozgarnietych kurierow. W firmie, z ktora teraz wspolpracuje czesto pierwszy kontakt odbywa sie przez telefon – nawet nie trzeba wspominac jak potezna jest roznica pomiedzy klepiacym formulki telefonista (z wlasnego doswiadczenia wiem, ze wielu tego typu pracownikow praktycznie nie slucha tego co klient do niego mowi, tak jakby nie mogli powstrzymac slowotoku), a 'zywa’ osoba, ktora naprawde slucha co sie do niej mowi…
Tak wiec Pani prezes slusznie czyni:) Dobrze tej firmie wroze.
Pozdrawiam
JJ
(przepraszam za brak polskich znakow – problem techniczny)
Szczepan, Żaneta
Oczywiście że ochroniarz mówiący „Dzień Dobry” jest lepszy od ochroniarza ponuro patrzącego na klientów.
Najlepiej, gdyby go w ogóle nie było jak w niemieckich Hugendubel, czy amerykańskich Barnes&Noble jeżeli już mówimy o sieciach z branży. Dla mnie powszechna obecność widocznego ochroniarza w sklepach z książkami lub jedzeniem jest przykrym sygnałem, że coś nie gra z lokalnym społeczeństwem
Tomasz
Pytasz: „Na co w ogólności stawiasz nacisk podczas spotkania zapoznawczego w takich przypadkach? ”
W pierwszym rzędzie bardzo krótko mówię kim jestem i co możemy razem osiągnąć, a potem słucham ich punktu widzenia na temat pożądanych przez nich rezultatów. Przy okazji widzę, czy grupa ma energię i wolę do zmienienia czegoś na lepsze, czy też jest bezwładną masą odbębniającą pracę „bo muszą”, albo zgromadzeniem „wszystkowiedzących”. Ze względu na mój dobór klientów, te dwa ostatnie przypadki już bardzo dawno mi się nie zdarzyły, ale sprawdzić trzeba.
Do tego oczywiście bardzo uważnie słucham ich potrzeb i problemów, bo nimi koniecznie trzeba zająć się w trakcie późniejszych warsztatów.
Opowiadam jak możemy podejść do proponowanych przez nich zagadnień i uprzedzam o dużej intensywności treningu zazwyczaj ostrzegając, że jestem przyzwyczajony do pracy z prezesami i że na szkoleniu z nimi zamierzam trzymać ten wysoki poziom :-)
Na koniec informuję, że to spotkanie jest dla firmy niezobowiązujące i bezpłatne, więc swobodnie mogą zdecydować, czy chcą ze mną współpracować, czy też nie. Oczekuję ich decyzji i naturalnie sam też komunikuje im moją. Czasem zdarza się, że z rozpędu zaczynamy szkolenie :-) :-)
Odpowiedziałem wystarczająco dokładnie?
JJ
Zgadzam się z Tobą, zwłaszcza co do znaczenia pierwszej linii kontaktu z klientem.
Firmie o której mówimy też dobrze wróżę :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Dziękuję Alex, jesli chodzi o poprzednie pytanie to tak, wystarczy.
Piszesz często o precyzji komunikatów i doborze słów. Z pytań konkretniejszych mam prośbę o podanie sposobu w jaki zakomunikowałbyś „niezaangażowanej” grupie, iż nie widzisz sensu uruchamiania szkolenia (lub innej inicjatywy).
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
Tomek
Dawno mi się to już nie zdarzyło, ale pewnie powiedziałbym wprost, o co mi chodzi.
W zeszłym roku jedna grupa sprzedawców B2B o mało by się na taką opcję „załapała”, na szczęście jeden z uczestników zapytał mnie w porę o moje wrażenia ze spotykania. Na to zgodnie z prawdą uprzejmie powiedziałem, że z mojego punktu widzenia są najbardziej niekooperatywną grupą, z jaką w ostatnich latach się spotkałem (ludzie zgrywali się jacy to są dobrzy) i że jestem o włos od decyzji, że nie będę ich szkolić. To wywołało mały szok i dalsza rozmowa przebiegła w zupełnie innej atmosferze. Wypracowaliśmy wspólnie założenia szkolenia, które tez zostało potem z powodzeniem przeprowadzone.
Pozdrawiam
Alex
W moim województwie (lubelskie) raczej trudno o pracę. Jest tutaj dużo uczelni wyższych, a więc i bardzo, bardzo wielu studentów (którzy chcą dorobić) oraz absolwentów (którzy chcą się jakoś ustawić w życiu). Konkurencja w wyścigu o posadę więc spora! Ale to nie o tym miałam pisać, ale o wszelkiego rodzaju call center. Jest ich w Lublinie trochę, w tym największe, czyli call center jednego z operatorów sieci komórkowej. Poszukiwanie pracy przez młodych ludzi wygląda mniej więcej tak: „tu mnie nie chcą, tam mnie nie chcą, (mija kilka tygodni lub miesięcy), no dobra…..to idę na słuchawkę…” a więc tzw. „słuchawka” jest pewną ostatecznością, wyrazem rezygnacji. Kto by z własnej woli chciał pracować za 1000 zł i użerać się z ludźmi? Liczba moich znajomych, którzy przewinęli się przez owe „słuchawki” to nie kilkanaście, ale kilkadziesiąt już osób. I wszyscy właściwie traktują je jako „PRZECZEKALNIE”, „POCZEKALNIE”…..uciekają po kilku miesiącach lub nawet tygodniach.
A firmy……nic sobie z tego nie robią. Rotacja jest nieustanna. I to mnie zastanawia. Czy nie lepiej byłoby zainwestować w swoich pracowników (tak jak opisana przez ciebie Alex firma)? Wyszkolić porządnie? I tak przecież szkolą coraz to nowe osoby, rekrutacja jest nieustanna.
Większość moich znajomych odchodziło i odchodzi z takiej pracy nie ze względów marnej pensji (bo zakładają, że lepsza taka niż żadna), ale z powodu stresu. Po prostu nie wytrzymują psychicznie.
@Alex
Czy gdyby ten człowiek nie zapytał o Twoje wrażenia, odmówiłbyś szkolenia bez próby wyjaśnienia sytuacji?
Agata G.
Jak sądzisz, ten stres, o który piszesz wynika z wyśrubowanych wymagań, czy wyłącznie z braku wsparcia od strony szefostwa, firmy?
Meg,
z tego co zwierzali mi się znajomi wydedukowałam, ze najbardziej bolał ich brak odpowiedniego przygotowania na trudne sytuacje. Wiele razy kiedy byłam umówiona z kimś, kto właśnie skończył pracę, słyszałam: „Ależ jestem roztrzęsiona, jedna baba mnie dziś tak wkurzyła…” (czyli klientka, która zadzwoniła do biura obsługi z pretensjami i obelgami). Tacy pracownicy powinni być na to odporni, czyli nie powinni brać do siebie ludzkich frustracji. Ale tego ich nikt nie nauczył…
Inny minus to niewystarczająca gratyfikacja za taką pracę. I nie chodziło tylko o to, że za mało pieniędzy, ale właśnie: za mało perspektyw rozwoju, za mało motywacji, za mało doceniania…
Trochę fabryka zombich…
A jedna koleżanka tak już była „zakręcona”, że kiedy spotykała kogoś na ulicy, to zamiast „cześć”, mówiła „słucham?”. Wtedy zdecydowała się rzucić pracę „na słuchawce”.
Agata G.
Zawsze na rynku istnieją firmy „galery” i dość istotne jest, aby zrobić wiele, aby nie trzeba było w nich pracować. Ponieważ istnieją, to jest jakieś ekonomiczne uzasadnienie ich funkcjonowania, nie oznacza to jednak, że spędzanie tam znaczniejszego czasu naszego życia jest rozsądne.
Meg
Pytasz: „Czy gdyby ten człowiek nie zapytał o Twoje wrażenia, odmówiłbyś szkolenia bez próby wyjaśnienia sytuacji ”
Skąd takie przypuszczenie??? Czy po tym blogu nie widać, że jestem zwolennikiem otwartej komunikacji??
Gdyby koledzy jeszcze przez 5 minut tak się zgrywali, to zgodnie z prawdą powiedziałbym im, że przy takiej ich postawie nie podejmuję się ich szkolić, bo szkoda na to pieniędzy firmy i mojego czasu. Prosto, klarownie i zgodnie z prawdą
Pozdrawiam
Alex
[wyszło może trochę przydługo i trochę popłynęłam z tematem…]
Co do tzw. „galer” i pewnego mechanizmu, który przyczynia się do ich powstawania…ech…chcę tutaj opisać moje doświadczenia z ostatnich kilku miesięcy. Otóż od maja szukałam pracy – swojej pierwszej pracy w Polsce (to istotne stwierdzenie, bo jak się okazało, dla wielu pracodawców zagraniczne doświadczenia są nieważne z powodu braku kwitu pt. „świadectwo pracy”…nieważna jest też często bardzo bogata działalność wolontariacka w różnych NGO-sach itp., ech)
Jak już wcześniej wspomniałam, jestem z Lublina (no, spod Lublina raczej) – miasta wielu uniwersytetów, wielu studentów i niewielu perspektyw (nie – to nie ja tak twierdzę, ale taki jest częsty stereotyp wśród mieszkańców)
No więc zaczęłam szukać pracy. Miałam raczej sprecyzowane co chcę robić, z jakimi ludźmi, jak i za minimum jakie pieniądze (to minimum bardzo niewygórowane, bo to początek, ale jednak sobie ustaliłam). No i zakładka czasowa – ile sobie czasu daję na stosowanie tej strategii. To było potrzebne, aby przypadkiem się nie zniechęcić. Także wszystko na spokojnie i z dużą dozą wiary w siebie. Wiedziałam że mi się uda, bo mam kompetencje i kwalifikacje. No i nie pomyliłam się. Znalazłam coś ciekawego w sam raz dla siebie (na razie pół etatu, więc mam jeszcze sporo wolnego czasu, który chciałabym gdzieś dobrze i sensownie ulokować – przy okazji: może jakaś rada? )
…ALE NA CO JA SIĘ NAPATRZYŁAM, CZEGO SIĘ NASŁUCHAŁAM WCZEŚNIEJ!
Młodzi ludzie masowo i desperacko szukają pracy. W głupim urzędzie na nieatrakcyjną posadę za 1400 brutto po 100 osób chętnych. Nowe ogłoszenie w internecie = setki nadesłanych cv. Jak się chodzi na różnego rodzaju rekrutacje, testy, konkursy, rozmowy, to zaczyna się już kojarzyć ludzi – przewijają się te same osoby. Zaczyna się ze sobą rozmawiać i wymieniać doświadczenia. I tutaj już dopiero przechodzę do meritum. Otóż zdumiało mnie, jak nisko ceni siebie większość osób szukających (zazwyczaj swojej pierwszej) pracy! Tak bardzo pragną pracować, że zgodzą się na wszystko: na kiepskie warunki, na nadmiar obowiązków, na 1000 zł pensji. Przeważnie pada sakramentalne pytanie: „Ile by pani chciała zarabiać?” Pamiętam, że ja kiedyś powiedziałam 2 tysiące, na co inni kandydaci puknęli się w czoło: „Zwariowałaś, my powiedzieliśmy 1000 zł”……To jest kopanie dołków pod samym sobą. Pracodawcy się „rozbestwiają”. I tak powstają różne uchybienia: darmowe nadgodziny, brak możliwości zwolnienia lekarskiego (wiem, że to niezgodne z prawem, ale znam taką firmę, pracowała tam moja koleżanka – ale to inna historia)…no i pieniądze…słyszeliście określenie „pokolenie 1200 brutto”?
No więc zetknęłam się z taką postawą – dobrowolni rekruci na galery. Uważam, że to bardzo szkodliwe! Wyobraźcie sobie, że zostałam przez nich posądzona o zadzieranie nosa…a to kiwanie głową z politowaniem „jeszcze dostaniesz w kość, jeszcze zobaczysz, że nie ma tak łatwo”, ze jest trudno, bo MUSI być trudno, jak się nie ma „pleców” itp.
Jak ja się cieszę, że nie wkomponowałam się w tą szarą masę potencjalnych „galerników”. Ale to nie w moim stylu. Lecz takie zachowanie tego typu osób szkodzi mi pośrednio. Zresztą szkodzi chyba nam wszystkim (społeczeństwu polskiemu), prawda?
Chyba trochę zboczyłam z tematu…ale zależało mi, aby te doświadczenia gdzieś opisać.
Agata
A może rozbudujesz te doświadczenia do postu gościnnego?
Myślę że taki tekst byłby interesujący dla sporej grupy Czytelników.
Pozdrawiam
Alex
Alex
Pytasz skąd przypuszczenie?
cyt.” W zeszłym roku jedna grupa sprzedawców B2B o mało by się na taką opcję “załapała”, na szczęście jeden z uczestników zapytał mnie w porę o moje wrażenia ze spotykania.”
Dokładnie z drugiej części tego zdania.
Zapytałam, bo byłam ciekawa, czy „widząc więcej” gotów jesteś podejmować próby nawet w beznadziejnych na oko przypadkach.
Agata G.
Obserwuję młodych ludzi podejmujących pracę i mam wrażenie, że niektórych „wkurza” prawie wszystko. Być może są sfrustrowani, przemęczeni, a może tylko chcą za szybko żyć. Brakuje im cierpliwości, zbyt wiele chcieliby dostać na tacy, a przecież można samemu szukać rozwiązań.
Za to jest pięknym jak osoby, które zastanowią się nad sobą, swoimi celami, mają plan, krok po kroku idą do przodu.
Jest oczywiście niezaprzeczalnym faktem, że wielu pracodawców wykorzystuje pracowników. Jednak tylko trudności rozwijają i pobudzają do działania.
O, świetnie!
Chętnie napiszę o swoich perypetiach oraz w doświadczeniach w szukaniu „pierwszej” (cudzysłów – bo tak naprawdę niezupełnie pierwszej) pracy w warunkach dużej konkurencji,kryzysu, w tak zwanej „Polsce B”. A także o poczynionych obserwacjach i wyciągniętych wnioskach.
Nie będzie to historia ani chwalebna (bo gdybym wiedziała w przeszłości to, co wiem teraz, to pewnie nie musiałabym pracy szukać – to ona znalazłaby mnie), ani też dramatyczna (bo nie byłam zdesperowana, nic ekstremalnego mnie nie spotkało).
Ot, zwyczajna raczej historia młodej dziewczyny,która na szczęście w porę się obudziła i dziwi się, że tak wiele osób młodych i zdolnych nadal śpi…
Czy coś takiego Cię interesuje, Alex?
Jeśli tak, to proszę o czas na przygotowanie (opublikować coś na TAKIM blogu, to nie lada wyzwanie!). OK?
Meg,
zatkało mnie, gdy przeczytałam Twoje słowa, iż „Jednak tylko trudności rozwijają i pobudzają do działania. ” (wyboldowanie moje)
Naprawdę tak uważasz?
Na jakiej podstawie?
Pozdrawiam, Ewa
Meg, wyboldowane miało byc słowo „tylko”
Ewa
Użyłam słowa „trudności” mając na myśli, że coś się dzieje, że pojawiają się problemy, zadania do wykonania. Gdy rozmyślam nad tym zdaniem teraz, wolałabym go w brzmieniu: ” Trudności rozwijają i pobudzają do działania.”
(I byłoby dobrze, gdyby tak działały na wszystkich).
Meg,
nie chodzi o słowo „trudności”. To jest czytelne.
Czy widzisz różnicę mięszy następującymi stwierdzeniami:
1. “Jednak tylko trudności rozwijają i pobudzają do działania. ” (Twoje pierwsze stwierdzenie)
2. ” Trudności rozwijają i pobudzają do działania.” (Twoje drugie stwierdzenie po korekcie)
3. Są tacy ludzie, których trudności rozwijają lub pobudzają do działania. (Moje, uwzględnia fakt, że nie działa to w odniesieniu do wszystkich) ?
W moim przekonaniu i z moich obserwacji oraz wlasnych doswiadczeń wynika, ze czasem trudności pobudzają do działania, ale czasem wręcz odwrotnie. Zależy to zarówno od człowieka, jego indywidualnej kondycji psychicznej, momentu, natężenia trudności i wielu innych zmiennych. Czasem też drobna trudnosć jest w stanie czlowieka niemal pokonać.
Gdyby tak bylo, że trudnosci zawsze / tylko pobudzają do działania, to na co by się zdaly wszelkie systemy motywujące do rozwoju? Wystarczyłoby kłaść ludziom kłody pod nogi i mielibyśmy gigantów pod względem rozwoju i działania. A pracodawcy wykorzystujący pracowników, firmy w których panuje zła atmosfera itp byłyby wręcz pożądane jako kuźnia tego, co najlepsze. A jednak tak nie jest.
Bywa i tak, że jak przychodzi coś łatwo( a może nawet: bardzo łatwo, czy za łatwo), to niekoniecznie powoduje to rozwój.
Najczęściej jednak nabyte doświadczenia (te z pokonywania trudności przede wszystkim) możemy docenić tylko z perspektywy czasu.
Meg,
to co piszesz jest zgrabnym unikiem w odniesieniu do tego, o czym ja piszę i na co zwróciłam uwagę, jest unikiem w odniesieniu do mojego pytania.
To Ty napisałaś przecież w odpowiedzi do Agaty G: „Jest oczywiście niezaprzeczalnym faktem, że wielu pracodawców wykorzystuje pracowników. Jednak tylko trudności rozwijają i pobudzają do działania. ”
I nawet gdyby drugie zdanie zamienic na to, które zaproponowałaś później po przemyśleniu to wypowiedź by brzmiała: „Jest oczywiście niezaprzeczalnym faktem, że wielu pracodawców wykorzystuje pracowników. Jednak trudności rozwijają i pobudzają do działania”. I tak czy inaczej – nawet w kontekscie Twojej ostatniej wypowiedzi – wniosek się nasuwa taki: Jeśli pracodawca wykorzystuje pracowników, to z perspektywy czasu oni to w najczęściej docenią, bo to pomaga (pomogło) im sie rozwijać i pobudziło do działania.
Czy naprawdę tak uważasz? Jesteś pewna, ze jeśli ktos kogoś krzywdzi (wykorzystywanie wyrządza krzywdę), to działa na jego korzysć i – z perspektywy czasu robi mu tym przysługę?
Meg,
dopowiem jeszcze:
Miedzy stwierdzeniem: Doswiadczenia zdobyte w procesie pokonywania trudności mogą przyczyniać się do naszego rozwoju, a Twoim stwierdzeniem „trudności rozwijają i pobudzają do działania” jest wielka różnica. Pomijasz bowiem istnienie np. przypadków, kiedy trudnosci nie są pokonywane i nie zachodzi pozytywne doswiadczenie.
Ewa
Meg
Stwierdziłaś: „Bywa i tak, że jak przychodzi coś łatwo( a może nawet: bardzo łatwo, czy za łatwo), to niekoniecznie powoduje to rozwój.”
Przeczytaj proszę mój post http://alexba.eu/2007-04-27/rozwoj-kariera-praca/dobre-rzeczy-bez-trudu/
Oczywiście, że nie wszystko co nas spotyka przyczynie się do naszego rozwoju, niemniej niekoniecznie decydującym o tym kryterium jest „łatwość” lub „trudność”
Pozdrawiam
Alex
Wyznaje zasadę, że wszystko, co mi się przytrafia ma znaczenie. Jednak szczegółowe oceny i bilanse zazwyczaj są możliwe tylko z perspektywy czasu.
Pewnie są osoby, które chciałyby by wszystko łatwo im przyszło. A ja nie chciałabym wieść takiego życia. Byłoby raczej nudne.
Alex, by odnieść się do postu, który wskazałeś napiszę, że trzeba mieć trochę „świadomości siebie”, by nie uznać z założenia, że każde działanie wymaga nawet małych, ale wyrzeczeń, działań…bo stąd tylko krok do przeciwnych zachowań.
Meg,
Czy Twój obecny komentarz „Pewnie są osoby, które chciałyby by wszystko łatwo im przyszło. A ja nie chciałabym wieść takiego życia. Byłoby raczej nudne. ” jest odpowiedzią na moje pytania?
To co piszesz jest cały czas tylko wokół moich pytań i tematu, na który zwróciłam uwagę, a nie jest odpowiedzią na moje pytania, ani ustosunkowaniem się do tego o czym pisałam – przypomnę fragment: „I tak czy inaczej – nawet w kontekscie Twojej ostatniej wypowiedzi – wniosek się nasuwa taki: Jeśli pracodawca wykorzystuje pracowników, to z perspektywy czasu oni to w najczęściej docenią, bo to pomaga (pomogło) im sie rozwijać i pobudziło do działania.
Czy naprawdę tak uważasz? Jesteś pewna, ze jeśli ktos kogoś krzywdzi (wykorzystywanie wyrządza krzywdę), to działa na jego korzysć i – z perspektywy czasu robi mu tym przysługę? .”
Nadal więc czekam…
A w odniesieniu do ostatniej wypowiedzi: Skąd takie Twoje przekonanie, ze mierzenie się z trudnosciami to jedyny sposób na to, zeby życie nie było nudne?
Ewa
Meg
Jeśli chodzi o tę część komentarza, którą skierowałaś do mnie, to możesz tak całkiem prosto wyjaśnić mi o co chciałaś powiedzieć?
Pozdrawiam
Alex
Alex
Czy wystarczy dla wyjaśnienia, gdy napiszę, że zanim uprości się swoje życie na swój sposób- (w sumie tak odczytuję post, który mi wskazałeś), to należy zmienić swój poziom świadomości. Po prostu nie można nic zmienić stojąc stale w tym samym punkcie. Oczywiście dla różnych osób, będzie różny powód tej zmiany. Ot tyle miałam na myśli.
Ewo
Wiem, ze swojego doświadczenia, a są na to i inne dowody, że więcej satysfakcji uzyskujemy zdobywając górę, niż z faktu jej zdobycia. Stąd wiem, że warto się z trudnościami mierzyć. Pisząc: trudności mam na myśli kłody, które wyzwalają takie działania doprowadzające do pokonania ich.
Nie rozumiem dlaczego łączysz moje słowa o pojawiających się trudnościach (np. w pracy) z wykorzystywaniem przez pracodawcę? Taka manipulacja może być przemocą, a nie o tym ta dyskusja. Za to w takiej sytuacji-oprócz stosownych działań prawnych, należy zadać sobie podstawowe pytanie: dlaczego mnie to spotyka. A by prawidłowo odpowiedzieć czasem potrzebne jest profesjonalne wsparcie.
Obserwuję młodych ludzi w pracy i to po prostu widać, kto szybko pójdzie do przodu, a kto musi zmienić kąt widzenia , bo inaczej nie ruszy z miejsca.
Meg,
napisałaś:
„Nie rozumiem dlaczego łączysz moje słowa o pojawiających się trudnościach (np. w pracy) z wykorzystywaniem przez pracodawcę?”.
Przypomnę więc dla porządku, ze to nie ja je łączę, tylko Ty Meg połączyłaś je bardzo wyraźnie w odpowiedzi Agacie i dlatego ja się do tego odnoszę.
Ty napisałaś przecież w odpowiedzi do Agaty G: “Jest oczywiście niezaprzeczalnym faktem, że wielu pracodawców wykorzystuje pracowników. Jednak tylko trudności rozwijają i pobudzają do działania. ”
W swoich kolejnych komentarzach właśnie ten fragment twojej wypowiedzi cytowałam. Przejrzyj moze zatem z większą uwagą zarówno swoje wypowiedzi, jak i odnoszące się do nich moje komentarze z pytaniami, na które mi tak naprawdę kolejny raz nie odpowiadasz.
Ewa
Wracamy do początku dyskusji. Po tym jak zwróciłaś mi uwagę, zauważyłam, że użycie słowa „jednak” łączy cytowane zdania. A nie to było moim założeniem, gdyż można odczuć, że popieram wyzysk pracownika. A tak nie jest. Zdecydowanie chciałam pisać o „trudnościach” (ale nie takich, które są manipulacją pracodawcy polegającą na łamaniu praw pracowniczych), ale o tych, które dostają takie miano w oczach i słowach pracowników, często na wyrost.
Wszystko opieram na osobistych obserwacjach. Mam kontakt z młodymi ludźmi i widzę ich podejście do pracy. Nie uzurpuję sobie prawa uogólniania tych obserwacji na cały kraj, czy pokolenie. Moja obserwacja przez ok. rok czasu w środowisku średnio 50 osób w wieku od 20 lat (rotacja pracowników ok 10-15 % w skali tego roku).
Ale nadal twierdzę, że ocena, na ile pojawiające się owe „trudności”(już nie wnikam, jaka jest ich skala) dają możliwość rozwoju-w szerokim tego słowa znaczeniu, przychodzi znacznie później.
Po jakim czasie-to już indywidualna sprawa, zależna od wielu czynników.
A być może ów czas to wyznacznik szybkości rozwoju osobistej kariery?
Jeśli chodzi o „trudności” to nie zawsze są one rozwijające. Jeśli zbyt intensywnie pojawiają się na początku przedsięwzięcia (jakiegokolwiek), to mogą skutecznie zniechęcić. Niekoniecznie ze względu na zaniżoną samoocenę („ja się do tego nie nadaję, nie dam rady”), ale także dlatego, że mogą wypaczyć ideę tego, co mieliśmy zamiar robić („nie będę się szarpał, szkoda czasu, zajmę się tym, co się bardziej opłaci”)…Zbyt wiele trudności na początku – moim zdaniem – nie jest sytuacją korzystną i rozwijającą. (podkreślam: „zbyt wiele”; nie chodzi mi o to, że lubię mieć coś podane na tacy…)
Natomiast później, gdy się już w coś wdrożymy, trudności są wskazane! Żeby się nie zasiedzieć, nie popaść w rutynę! Aby rozumować na zasadzie PROBLEM=SYTUACJA DO ROZWIĄZANIA.
Alex—-> zaproponowałeś mi napisanie posta gościnnego na temat szukania pracy przez młodych ludzi. Ja nad tym cały czas myślę, jednak nie dałeś mi odpowiedzi, czy taka formuła, jaką zaproponowałam kilka komentarzy wcześniej Ciebie interesuje?
Czy mam się za to zabierać?