Dziś porozmawiajmy o bardzo istotnej kwestii charakteru człowieka, a mianowicie o stabilności emocjonalnej. Bardzo często mam wrażenie, że dobierając sobie partnerów do mniej lub bardziej trwałych relacji zwracamy zbyt mała uwagę na ten czynnik, co potem bardzo negatywnie odbija się na naszej jakości życia.
Dla zilustrowania o co mi chodzi posłużę się bardzo prostym przykładem kulki spoczywającej na różnych powierzchniach.
W tym układzie kulkę można stosunkowo łatwo wychylić z położenia równowagi, ale puszczona wolno sama do niego wróci.
W przełożeniu na człowieka opisuje to osobę, która jest dość wrażliwa (łatwe wychylenie z położenia neutralnego) a jednocześnie posiada wewnętrzną stabilność własnych emocji i w miarę szybko wraca do stanu normalnego bez udziału siły (osoby) z zewnątrz. Z mojego punktu widzenia jest to normalny, zdrowy pod tym względem człowiek z którym można przedsięwziąć wiele różnych rzeczy.
Oczywiście im bardziej wklęsłą jest ta powierzchnia tym trudniej wychylić tę kulkę, w skrajnym przypadku będzie ona zablokowana pomiędzy ściankami jak na następnym rysunku.
Takie podejście jest bardzo dobre dla pilota samolotu, którym będę w sobotę leciał do Polski, ale w życiu prywatnym kompletny brak emocji u partnera może być bardzo zubażający.
Przeciwieństwem ostatniego podejścia jest następujący i niestety dość często występujący układ:
Tutaj wystarczy już najdrobniejszy impuls, aby kulka coraz szybciej zaczęła się staczać w dół i potrzeba jest zewnętrznej siły (czasem nawet znacznej) aby ten proces powstrzymać i ewentualnie wrócić z nią do pierwotnego położenia. Takie zachowanie często widzę u ludzi w Polsce, drobna przyczyna powoduje samorzutne „nakręcanie się” danej osoby i sytuacja szybko eskaluje i eskaluje. Jeżeli jesteście na etapie poznawania drugiej osoby, to zalecam pilne wypatrywanie znaków ostrzegawczych, świadczących o takim problemie potencjalnego partnera/partnerki. Ludzie o takim wzorcu reakcji mogą być na co dzień przemiłymi osobami, o wielkim sercu i pełnymi innych zalet. Nie zmienia to niestety faktu, że dla człowieka, który zamierza mieć wysoka jakość życia i współżycia z innymi taki potencjalny partner to proszenie się o problemy i frustracje.
Dodatkowo, takie zachowanie może być symptomem leżących głębiej, znacznie poważniejszych problemów, z którymi na pewno nie chcielibyście być skonfrontowani (chyba że ktoś jest psychoterapeutą). Po co Wam to? Stanowczo odradzam (a rzadko tak zdecydowanie wypowiadam się na tych łamach)
Łagodniejszym przypadkiem powyższej przypadłości jest osoba, którą można porównać do kulki spoczywającej na płaskiej powierzchni. W tym przypadku jakikolwiek impuls zakłócający też spowoduje ruch kulki ograniczony tylko tarciem i oporem powietrza, ale przynajmniej nie mamy tutaj efektu samowzmacniania :-)
O ile możemy ewentualnie akceptować takie osoby jako luźnych znajomych, to też odradzam wiązanie się z nimi na dłużej. Chyba że ktoś lubi „pracę nad związkiem” zamiast delektowania się nim, masochistów przecież nie brakuje.
Każdemu z Czytelników zalecam też zrobienie „rachunku sumienia” jak to wygląda u każdego z nas. Bycie niestabilnym emocjonalnie skazuje nas na utratę wielu atrakcyjnych możliwości w życiu i mam teraz na myśli nie tylko relacje z innymi ludźmi. Tutaj bardzo przydatną może okazać się szczera informacja zwrotna od kogoś bliskiego, choć oczywiście wymaga ona zawsze zweryfikowania.
Na ile sprawdzacie ten czynnik u potencjalnych partnerów/partnerek i jakie są Wasze doświadczenia w tym względzie?
Dodałbym tylko od siebie, że w Polsce masa ludzi (a mężczyźni chyba szczególnie) ma bardzo słaby wgląd we własne emocje. Nie potrafimy ich rozpoznawać ani nazywać (proste ćwiczenie: czym się różni gniew od złości?). Jeśli chcemy nad tym pracować z psychoterapeutą to na wejściu polecam pytać o poczucie koherencji. Osoby wierzące w testy psychologiczne (w które przesadna wiara nie jest wskazana z wielu przyczyn – co nie znaczy, że one są złe!) mogą zostać przebadane jakimś kwestionariuszem.
I jeszcze:
„Dodatkowo, takie zachowanie może być symptomem leżących głębiej, znacznie poważniejszych problemów, z którymi na pewno nie chcielibyście być skonfrontowani (chyba że ktoś jest psychoterapeutą).”
Wtedy – czyli będąc psychoterapeutą – też nie polecam (jeśli mowa o relacji z bliską osobą a nie pacjentem) :-)
„w skrajnym przypadku będzie ona zablokowana pomiędzy ściankami jak na następnym rysunku”
brr nie polecam ani bycia z ani bycia taką kulką ;) (z autopsji) brak złości, gniewu, żalu, ale też brak radości, euforii, wdzięczności ;)
Bardzo fajna analogia, gratuluje pomyslu!
Temu postowi brakuje Alexie najwazniejszego, czyli JAK poznać że ktoś jest niestabilny emocjonalnie. To ze jestesmy rozni to jasne i raczej malo odkrywcze. Pytanie JAK to ocenić. Zwłaszcza szybko :)
Tego Twojemu postowi brakuje, a IMHO to powinno stanowic 50% wypracowania :-) Moze tak kontynuacja podczas lotu ze stabilnym pilotem?
Witam,
Dzięki za tego posta. Nie jestem pewien czy dobrze zrozumiałem, że przez wewnętrzną stabilność emocjonalną rozumiesz część charakteru, na którą się składają łatwość wyprowadzenia z równowagi x czas do powrotu do stanu równowagi x intensywność rych emocji. Jeśli nie, to wyprowadź mnie proszę z błędu.
Zastanawia mnie jak ma się do tak rozumianej stabilności świadoma kontrola tego jak emocje oddziałują na nas – czy np. pisząc o pilocie masz na myśli tylko człowieka stabilnego emocjonalnie „z natury”, czy obok niego stabilnym by był np. taki pilot, który nie poddaje się emocjom nawet kiedy je intensywnie odczuwa bo ma świadomą kontrolę nad tym jak wpływają na jego działanie?
pozdrawiam
Michał
Skąd pewność że reakcje emocjonalne odbywając się wedle wzorca? Czy jest to jakoś głębiej zbadane? Kiedyś o ile sobie przypominam czytałem coś o wzorcach zachowań, być może jest to powiązane. Z moich obserwacji życia wydawać by się mogło że stabilność emocjonalna może zmieniać się w czasie (dostatecznie długim) i okolicznościach. Dodatkowo można by dorysować wiele innych wzorów powierzchni pod kuleczkę. Także jeśli za wpisem stoją jakieś podwaliny teoretyczne to proszę o linki.
Pozdrawiam
W.D.
Witam wszystkich,
kilka przemyśleń po przeczytaniu tego postu.
Ghoran napisał, że wiele osób ma problemy z nazywaniem swoich emocji. Tego akurat nie wiem. Zauważyłem za to, że bardzo mało osób mówi innym co czuje. A to może pomóc w rozwiązaniu wielu konfliktów. Na swoim przykładzie widzę, że gdy powiem drugiej osobie jakie emocje wywołuje jej zachowanie, to zmienia ona swoje postępowanie. Jednocześnie jest to sposób na radzenie sobie z ludźmi niestabilnymi emocjonalnie, bo dociera do nich jasny komunikat.
Druga myśl – umiejętność kontrolowania emocji. Z tego co zrozumiałem modele przedstawione przez Alexa dotyczą przypadków, kiedy z równowagi wytrącają nas negatywne emocje. W takim wypadku faktycznie warto wiedzieć co spowodowało te emocje, jakie skutki może mieć poddanie się im i co zrobić, żeby wrócić do stabilnego stanu. Ale wg mnie bardzo ważne jest też wiedzieć co powoduje u nas pozytywne emocje!! Odważę się postawić tezę, że każdy dostarczając sobie regularnie pozytywne emocje efektywniej wykonuje zadania wydające się mało interesującymi. I oczywiście ma dodatkową energię do wykonania zadań interesujących. Przynajmniej takie jest moje doświadczenie – kilka razy w tygodniu muszę spotkać się ze znajomymi, zagrać w kosza, czasami iść na imprezę i dzięki temu mam energię, żeby wykonywać i te mniej przyjemne (nauka niektórych przedmiotów) i bardzo przyjemnych zadań (rozwój firmy, programowanie itp.).
Mój wniosek jest taki: wiedzmy jak kontrolować swoje emocje – jak poskromić te negatywne i jak wywoływać te pozytywne.
Pozdrawiam,
Artur Stępniak
Witajcie,
Artur napisał: „wiedzmy jak kontrolować swoje emocje – jak poskromić te negatywne i jak wywoływać te pozytywne”. Zdecydowanie warto się uczyć rozpoznawania swoich emocji i panowania nad swoimi emocjami (nie mylić z tłumieniem emocji).
„Podwaliny teoretyczne” tego postu, o które pyta Wojtek jakoś mnie mało interesują, bo mam przekonanie, ze i tym razem (jak w całym blogu Autor sięga do własnych doświadczeń i obserwacji, a nie tworzy materiału naukowego.
Dla mnie ten post to przekaz, że:
1. Jeśli dbasz o to, by Twoje życie było coraz lepsze, to zwracaj uwagę na to, by bliskie relacje budować z osobami stabilnymi emocjonalnie, tzn. takimi, które wybite jakimś zdarzeniem czy przeżyciem ze stanu „zwyczajnego” potrafią tzw. spokój emocjonalny osiągać na powrót same, swoimi wewnętrznymi siłami, które też nie odreagowują na nas złych stanów emocjonalnych, nie usiłują nas wciągnąć w swój negatywny stan emocjonalny.
2. Unikaj bliskich relacji z osobami, które wybite ze stanu równowagi emocjonalnej, mogą do niej powrócić tylko przy wsparciu innych osób lub środków. Czyli abyś w relacjach nie stawał(a) się takim stabilizatorem emocji, a był(a) partnerem w przeżywaniu pozytywnych doświadczeń i towarzyszem w tych mniej pozytywnych emocjonalnie sytuacjach.
3. Przeżywanie różnych emocji jest naturalne i normalne, ważne żebyśmy mieli świadomość, jak sami przeżywamy swoje emocje i czy potrafimy wracać do stanu równowagi sami. A jeśli nie potrafimy sami, to ważne jest rozpoznanie, co lub kto jest naszym „stabilizatorem”. Od takiego rozpoznania bliżej już do zmiany.
To, na co ja zwracam uwagę (a o czym tu nie przeczytałam:
Dla mnie ważna jest u ludzi amplituda i czas w przeżywaniu emocji.
Co przez to rozumiem?
Unikam osób, które żyją na skrajnych emocjach – euforii/radości i „depresji” (cudzysłów oznacza, że nie mówię o depresji w znaczeniu klinicznym) – przeżywanych po sobie, w małym odstępie czasu (lub skrajnie – bezpośrednio po sobie).
Takie przeskoki emocjonalne są bardzo uciążliwe dla otoczenia (pewnie dla osoby przezywającej je także), dla mnie są sygnałem ostrzegawczym, żebym zachowała dystans i nie wsiadała razem na tę „huśtawkę” emocjonalną, bo jest to wyniszczające.
Ważne jest też dla mnie, które z emocji dominują u ludzi, którymi się otaczam. Czy jest to osoba emocjonalnie „In plus” czy „In minus” (w uproszczeniu – częściej smutna czy częściej pogodna i radosna). To pewnie wiąże się z optymistycznym lub pesymistycznym stosunkiem do życia.
Sama radość jest ok., smutek jest ok., złość jest ok. Emocje i pozytywne, i negatywne są ok. Ważne jest by pomiędzy nimi był czas wyciszenia – „zwyczajność In plus”.
Generalnie bardzo cenię u ludzi wrażliwość i zdolność do przeżywania i wyrażania emocji (nawet tych negatywnych).
Sama – jako osoba dość emocjonalna i wrażliwa – staram się uważać, by z bliskich osób nie robić przypadkiem emocjonalnego „worka do bicia” i nie odreagowywać na nich i nie przerzucać na nich swoich negatywnych emocji, choć ideałem tu nie jestem i przyznaje się, że mi się zdarza, zwłaszcza gdy na negatywne emocje nakłada się duży poziom zmęczenia.
Z biegiem jednak lat (i proporcjonalnie do wykonanej pracy nad sobą) coraz lepiej umiem wychwycić takie momenty i zatrzymać (przerwać)niepożądanie działanie.
Pozdrawiam, Ewa
Witaj Ewo,
Pytam o teorię gdyż nie znajduję tak silnie zarysowanych wzorców zachowań w praktyce. Może jestem po prostu kiepskim obserwatorem.
Dla przykładu Piszesz w punkcie 2
„Unikaj bliskich relacji z osobami, które wybite ze stanu równowagi emocjonalnej, mogą do niej powrócić tylko przy wsparciu innych osób lub środków…”. Jestem przekonany że reakcja na wyprowadzenie ze stanu równowagi emocjonalnej jest zależna od siły bodźca i nie jest jednoznaczna. Już mi się przypomniało co miałem na myśli pisząc o wzorcach zachowań, czyli metaprogramy o których można przeczytać np. tutaj – http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,4588 .
Pozdrawiam, Wojtek
Wojtku,
piszesz: „Jestem przekonany że reakcja na wyprowadzenie ze stanu równowagi emocjonalnej jest zależna od siły bodźca” – zauważ, ze na taki sam bodziec wielu ludzi zareaguje zupełnie inaczej emocjonalnie – jednych to nie wzruszy, innych poruszy, a jeszcze innych całkowicie wybije z równowagi.
” i nie jest jednoznaczna.” – nie rozumiem.
Pozdrawiam, Ewa
Jest to jeden z tych postów na blogu Alexa, który chciałabym pokazać ważnym dla mnie młodym ludziom przed podjęciem ich ważnych decyzji życiowych. Bardzo istotne jest wiedzieć Kto ma nam w tym życiu towarzyszyć. Te przykłady podane przez Alexa odzwierciedlają oczywiście przykładowe wzorce osobowości. Tych powierzchni pod kulkami może być naprawdę wiele, mogą się one zmieniać nieznacznie na przestrzeni lat. Znacznie zmienić się mogą tylko pod wpływem świadomej pracy nad sobą. W każdmy razie Alex pokazał że „dźwigać” i „popychać” można drugą osobę nie tylko w sensie materialnym, ale też w sensie emocjonalnym. I że jest to niemniej wyczerpujące. Każdy kto przerobił związek z osobą choćby neurotyczną/depresyjną wie o czym Alex mówi. W okresach „dołków” zmierzyć sie trzeba z ogromnym pokładem negatywnej energii i negatywnych emocji (strachu, lęku, poczucia niepewności w jakiej formie jest TA osoba). Mnie podwaliny teoretyczne też nie interesują, bo przerobiłam to na własnej skórze, a także świadkiem jestem takich sytuacji w najbliższym otoczeniu.
Pozdrawiam
Ania Polek
Myślę, że tutaj kluczowym elementem jest panowanie nad swoimi emocjami, a w związku po prostu puszczaniem ich świadomie.
Ważne jest uświadomienie sobie własnej niezależności, braniem odpowiedzialności za siebie i swoje życie i pozostawienie wolności wyborów dla partnera. Akceptowanie go takim jakim jest, a nie takim jaki chcielibyśmy, żeby był. Wówczas opadają liczne oczekiwania i miłość przestaje być warunkowa (będę Cię kochać jeśli: [lista oczekiwań]).
Dobrą drogą do wodzy nad swoimi emocjami jest odcięcie się od spraw innych, spraw Boga (deszcz, zimno, upał) i spraw bliskich osób (nie przychodzi na spotkanie, nie kocha mnie, bo jakby kochała to […]).
Ważne jest także uświadomienie sobie własnej niezależności i samowystarczalności na tym świecie – czyli proste „jak nie ta to inna”. To pomaga, aczkolwiek nie da się od razu przejść z rysunku trzeciego do pierwszego. Wymagana cierpliwa praca nad własnymi emocjami i zwracanie na to uwagi!
Aha i jeszcze jedno: nasze emocje zawsze wywoływane są przez nas, a nie przez coś, dlatego zawsze mogą być kontrolowane przez nas, a nie przez kogoś. Wkońcu powstają one w nas, nie nigdzie indziej.
Pozdrawiam,
Paweł.
Jak zwykle popełniłem powyżej błąd nie czytając przed wysłaniem własnej wiadomości. Przepraszam, za to powtórzenie, ale chyba dzisiaj nie jestem w dobrej formie. :-)
Pozdrawiam.
Napiszę z perspektywy osoby niestabilnej emocjonalnie. :) Pewne trudne wydarzenia, ciężki okres w moim życiu spowodował, że moja emocjonalność się rozregulowała. Nie wchodząc w szczegóły, ważne było, bym nie okazywała emocji negatywnych i dizelnie się trzymała. NIestety, moim błędem było potraktowanie siebie, jak maszynę, która może wszystko i ze wszystkim sobie poradzi. Sktkiem czego, gdy ogromne napięcie spadło i nie było już tak konieczne bym zachowywała opanowanie, zaczęłam intensywnie przeżywać negatywne emocje. Jestem trochę jak ładunek wybuchowy, który nie wie sam, kiedy wybuchnie. SKoro nie wie, oczywiście, poinformowałam oraz poinstruowałam osoby, które spędzają ze mną sporo czasu. Z tej perspektywy, chciałam zwrócić uwagę czytelników na pewne sprawy.
1 To już pojawiło sie w komentarzach, dbać o swoje pozytywne emocje
2 Praca nad emocjami, to nie niwelowanie negatywnych a nauka wyrażania ich.
3 Z ogólnym stanem emocjonalnym związany jest odpoczynek. Każdy powinien wiedzieć, ile odpoczynku potrzebuje, czy tego mniej czy bardziej aktywnego. To też zależy od budowy ciała oraz ogólnej odporności organizmu.
4 Radzenie sobie ze stresem. Tego nie skomentuję, bo tyle jest metod, że każdy znajdzie coś la siebie. Pamiętajcie, że napięcie organizmu często może mieć formę utajoną, tzn bardzo wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, że chodzi ponapinana, wiem to z doświadczenia, jestem masażystką.
to chyba tyle, bardzo lubię czytać ten blog, przyznam, że szcególnie komentarze, pytania czytelników i odpowiedzi, których udziela Alex.
Pozdrawiam wszystkich, Sandra
Ghoran
Napisałeś: „..masa ludzi (a mężczyźni chyba szczególnie) ma bardzo słaby wgląd we własne emocje. „
Niestety zgadza sie :-( Jeśli chodzi o mężczyzn to będzie to temat drugiej części postu „ O czym uczą nas bajki”
Dalej: „Jeśli chcemy nad tym pracować z psychoterapeutą ..”
Nie chcemy!!! O ile ktoś nie ma za sobą jakiś traumatycznych przeżyć to odradzam. Lepiej zrobić to z człowiekiem, który studiował życie w… życiu a nie na uniwersytecie. Tego nie nadrobią żadne dyplomy i certyfikaty.
Zgadzam się co do ostatniego zdania Twojego komentarza :-)
M.D.
Widzę że pewne moje doświadczenia nie są odosobnione :-)
RS
Piszesz: „Temu postowi brakuje Alexie najwazniejszego, czyli JAK poznać że ktoś jest niestabilny emocjonalnie. „
Jakie ja mam prawo, aby arbitralnie stwierdzać, że coś, co jeszcze nie jest choroba maniakalno-depresyjną (http://pl.wikipedia.org/wiki/Zaburzenie_afektywne_dwubiegunowe ) jest brakiem stabilności emocjonalnej?? To byłby mój subiektywny punkt widzenia, którego nie mam prawa narzucać Czytelnikom. Takie kryteria powinien wyrobić sobie każdy indywidualnie, bo indywidualna jest też tolerancja na zmiany nastrojów drugiej strony. U mnie próg zauważania niestabilności jest bardzo nisko (co nie znaczy, że czasem go lekceważyłem :-)) , każdy niech sobie wyrobi swój. Chętnie przedyskutuje konkretne przypadki.
Michał Hubicki
Twoje równanie nie całkiem oddaje moje intencje :-) Przez stabilność rozumiem głównie zdolność do w miarę szybkiego i samoczynnego wracania do równowagi emocjonalnej po ustąpieniu czynnika zakłócającego.
Wrzucanie do równania łatwości wyprowadzenia ze „stanu normalnego” jest mieczem obosiecznym. Ta łatwość w wypadku konfliktu będzie wadą, w seksie może być dużą zaletą, nieprawdaż? :-) W tym wypadku warto poszukać „selektywnie niestabilnych” partnerów/partnerek, no ale to jest już temat na inny post :-)
Wojtek
Co dokładnie masz na myśli pytając „Skąd pewność że reakcje emocjonalne odbywając się wedle wzorca?”
Co rozumiesz przez „głębsze zbadanie”?
Dalej: „Także jeśli za wpisem stoją jakieś podwaliny teoretyczne to proszę o linki. „
To nie jest blog akademicki, lecz wieloletniego praktyka przedmiotu zwanego życiem :-) Dlatego linków „njet”
Artur
Nic przeciwko dzieleniu się uczuciami z odpowiednia osobą. Jeżeli jednak napisałeś: „ednocześnie jest to sposób na radzenie sobie z ludźmi niestabilnymi emocjonalnie, bo dociera do nich jasny komunikat. „ to jest to bardzo optymistyczne i w wielu wypadkach Ci nie pomoże. Najlepsza metoda radzenia sobie z ludźmi niestabilnymi emocjonalnie to unika nie takich kontaktów.
Pomysł z dawaniem sobie pozytywnych emocji jest dobry, tylko nie pomoże nam trwale w kontakcie z osoba problematyczną.
Może zamiast kontrolować emocje nauczyć się mieć te pozytywne?
Ewa W
Bardzo ładnie podsumowałaś mój post, dziękuję :-)
Cenne jest te3z zwrócenie uwagi na częstotliwość i amplitudę przeskoków emocjonalnych, to jest to, co każdy powinien sobie sam zdefiniować gdzie leży jego tolerancja/strefa komfortu na takie zachowania u innych.
Wojtek
Piszesz: „Pytam o teorię gdyż nie znajduję tak silnie zarysowanych wzorców zachowań w praktyce. Może jestem po prostu kiepskim obserwatorem. „
Może tak, a może miałeś dotąd wyjątkowe szczęście w życiu :-)
Metaprogramy raczej nie maja nic wspólnego z tym o czym pisałem.
AniaP
Dziękuję za Twój wartościowy komentarz.
Do wszystkich
Jeszcze raz chce podkreślić, że osoby niestabilne emocjonalnie to niekoniecznie „źli ludzie” w potocznym tego słowa znaczeniu. Często są to osoby utalentowane, o wielkim sercu, dużych osiągnięciach itp. To nie oznacza jednak, że powinniśmy zadawać się z nimi w zakresie wykraczającym poza powierzchowną, luźna znajomość, bo długoterminowo narobimy sobie kłopotów i frustracji. To jest szczególnie ostrzeżenie dla idealistycznych młodych (i mniej młodych :-)) ludzi.
Mnie tez wielokrotnie w życiu „krajało się serce” kiedy byłem zmuszony odciąć się od takiej, w innych zakresach wspaniałej osoby, ale cena niezrobienia tego zawsze była wysoka. W takich sytuacjach pomocne jest uświadomienie sobie, że na świecie żyje parę miliardów ludzi i jak dobrze poszukamy, to znajdziemy kogoś o podobnych zaletach a bez tej katastrofalnej wady.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex, napisałeś „Najlepsza metoda radzenia sobie z ludźmi niestabilnymi emocjonalnie to unika nie takich kontaktów”
Zgadzam się. Czasami jednak koszt przebywania z taką osobą jest mniejszy niż np. praca na stanowisku i w firmie, która daje dużą satysfakcję. I wtedy warto wiedzieć jak sobie radzić z takimi osobami. Napisałem co zadziałało w moim przypadku.
Nie widzę za bardzo jak to co napisałeś: „Pomysł z dawaniem sobie pozytywnych emocji jest dobry, tylko nie pomoże nam trwale w kontakcie z osoba problematyczną.
Może zamiast kontrolować emocje nauczyć się mieć te pozytywne?” wiąże się z moim komentarzem. Bo nie pisałem o dostarczaniu sobie pozytywnych emocji w kontekście radzenia sobie z rozregulowanymi emocjonalnie osobami. Pisałem za to właśnie o zapewnieniu sobie pozytywnych emocji. Dlatego proszę, żebyś odniósł się w innych słowach do tej części mojego komentarza. Wtedy wszyscy będą mieli dobre zrozumienie i Twojej i mojej wypowiedzi.
Pozdrawiam,
Artur Stępniak
Alex:
„Nie chcemy!!! O ile ktoś nie ma za sobą jakiś traumatycznych przeżyć to odradzam. Lepiej zrobić to z człowiekiem, który studiował życie w… życiu a nie na uniwersytecie. Tego nie nadrobią żadne dyplomy i certyfikaty.”
Psychoterapeuci – jak i wszyscy – dzielą się na dobrych i na złych. Zakładanie z góry, że jak ma formalne wykształcenie to nie ma „doświadczenia życiowego” a tylko sam dyplom, jest moim zdaniem błędne. Są i tacy oczywiście, ale jeśli iść do terapeuty to do dobrego.
Sam studiuję psychologię (choć bardziej hobbystycznie niż wiążąc przyszłość z wykonywaniem tego zawodu) i z racji tego spotkałem dość wielu psychologów (niekoniecznie terapeutów). Byli wśród nich tacy, którzy pacjenta na oczy nie widzieli, ale uczą jak leczyć i całkiem niemało takich, którzy te swoje doktoraty zrobili niejako przy okazji bo to co robią to po prostu ich pasja.
Ale to już troszkę poza tematem. Przepraszam za offtopic.
A co z osobami z różnymi zaburzeniami psychicznymi? Są one czasem niestabilne emocjonalnie, choć nie zależy to do końca od nich. Jednak dzięki odpowiedniemu leczeniu nie są „uciążliwe” dla otoczenia :-). Czy warto rezygnować z bliżej znajomości gdy koszt to pewna, niezależna od nich, huśtawka raz na jakiś czas (np. na kilka lat)? Tu występuje problem, że można stać się holownikiem (i pewnie tak od czasu do czasu jest, gdyż taka osoba nie jest w stanie bez pomocy wyjść z zaburzenia). Może mam mylne wrażenie, ale proponujesz dość hedonistyczne podejście do życia (co w kontekście stałego ulepszania jakości życia jest, jak mi się wydaje, naturalnym procesem) :-). Czy dobrze odczytałem, że zalecasz i eliminujesz takie osoby ze swojego bliższego otoczenia? A może zależy to od progu wrażliwości na takie sprawy? Jakie masz rady dla takich cierpiących na zaburzenia osób, które chciałyby stworzyć bliższy związek z osobą o wysokiej jakości życia, aktywną, pozytywnie nastawioną? Czy jest to w ogóle możliwe?
Piszę te pytania dlatego, że sam zmagam się z tym problemem (tj. z zaburzeniem) :(
Pozdrawiam
Witam,
Niestabilność emocjonalna to już chyba problem globalny:) Neurotycy w partnerze szukają opiekuna, są niedojrzali i strasznie męczą swoimi huśtawkami. Przy tym są bardzo wrażliwi na odtrącenie. Niełatwo zakończyć związek z kimś o takiej osobowości, bo ta osoba dobrowolnie nie odejdzie, za bardzo cię potrzebuje (nie mylić z miłością), bo nie potrafi podołać odpowiedzialności za swe życie.
Niektórzy neurotycy są fajni, mam na myśli artystów, np. Woodego Allena;)
Pod warunkiem że nie trzeba z nimi żyć!
Ghoran:
Pewien psycholog wyraził pogląd (podobnie jak Alex), że więcej pożytku niż psychoterapia może czasem przynieść jedna rozmowa z mądrą życiowo osobą, która odpowiedniego dyplomu nie posiada, ale stara się ciebie naprawdę zrozumieć. Reakcja – momentalnie wykluczono go z jakiegoś tam towarzystwa psychologów;))
Pozdrawiam,
Dorota
Alex
[usun prosze powyzszy niekompletny komentarz – znak mniejszosci ktorego uzylem nie podoba sie silnikowi bloga]
Dzięki za dobry post. Stabilność emocjonalna to coś, nad czym sam pracuję od dawna, i czego wartość jest nie do przecenienia, jeśli ktoś chce być samodzielny.
Jestem jednak zdziwiony Twoimi odpowiedziami w tym wątku. To, co napiszę poniżej, to moje wrażenia i spotrzeżenia po przeczytaniu tych odpowiedzi…
Najpierw piszesz do Ghorana:
’ Dalej: „Jeśli chcemy nad tym pracować z psychoterapeutą ..”
Nie chcemy!!! O ile ktoś nie ma za sobą jakiś traumatycznych przeżyć to odradzam. Lepiej zrobić to z człowiekiem, który studiował życie w… życiu a nie na uniwersytecie. Tego nie nadrobią żadne dyplomy i certyfikaty. ’
Z czego wnioskujesz, że psychoterapeuci mogą pomóc tylko osobom po traumatycznych przeżyciach?
Skąd pomysł, że psychoterapeuci “studiują życie” jedynie na uniwersytecie, poprzez działania zmierzające do uzyskania dyplomów i certyfikatów?
Potem dodajesz:
’ RS
Piszesz: „Temu postowi brakuje Alexie najwazniejszego, czyli JAK poznać że ktoś jest niestabilny emocjonalnie. „
Jakie ja mam prawo, aby arbitralnie stwierdzać, że coś, co jeszcze nie jest choroba maniakalno-depresyjną (http://pl.wikipedia.org/wiki/Zaburzenie_afektywne_dwubiegunowe ) jest brakiem stabilności emocjonalnej?? To byłby mój subiektywny punkt widzenia, którego nie mam prawa narzucać Czytelnikom. ’
RS nie wspominał o żadnej chorobie, w szczególności maniakalno-depresyjnej. Ty we wpisie również nie pisałeś o żadnej chorobie.
Dlaczego piszesz RS na temat tej choroby?
Twoja ogólna sugestia “najlepiej wyrobić sobie własną opinię co jest, a co nie jest niestabilnością emocjnalną” dla mnie ma sens, ale nie rozumiem ataku na sugestię RS. RS mówi Ci, że opisujesz zjawisko (teoria), ale nie mówisz, jak je rozpoznać – a w zamian zostaje zaatakowany linkiem do artykułu nie mającego nic wspólnego z jego pytaniem…
Co dziwi mnie jeszcze bardziej to Twoja natychmiastowa reakcja: “jakie ja mam prawo do narzucania mojego zdania Czytelnikom?” [złożone z dwóch zdań w Twojej wypowiedzi], podczas gdy kilka linijek wyżej z całą kategorycznością wypowiadasz się na temat sugerowanego podejścia do psychoterapeutów: “Nie chcemy!!!”, “Odradzam”. Zaskakująco dużo emocji w tym “Nie chcemy” i wykrzyknikach jak na kogoś, kto nie chce nikomu nic narzucać
Zadziwia mnie podejście do psychologów i psychoterapeutów, jakie widzę u niektórych osób tutaj, włącznie z Aleksem. Zacznijmy od tego, że psycholog, czyli osoba, która ukończyła psychologię, wcale nie musi chcieć być terapeutą – często idą w kierunku reklamy, psychologii marketingu i innych podobnych rzeczy; na podstawie rozmów z osobami, które znam, które studiują psychologię, stwierdzam, że stosunkowo niewielką część z nich interesuje pójście w kierunku terapii. Druga rzecz – wielu psychoterapeutów (z naciskiem na „terapeutów”) to osoby, które same skutecznie przeszły psychoterapię w takim czy innym momencie życia (a wcale niekoniecznie ukończyły studia psychologiczne) i w związku z tym mają naprawdę dobre pojęcie o tym, czym jest neurotyzm – z własnego doświadczenia. Ja, ze swojego z kolei doświadczenia, wiem, że takie osoby potrafią być bardzo, bardzo pomocne, gdy przychodzi do nich ktoś z problemami emocjonalnymi, bo potrafią się naprawdę dobrze odnieść do wielu kwestii na podstawie swojej wiedzy „życiowej” (sami uporali się ze sobą), podpartej dobrymi szkoleniami typowo psychologicznymi. Zaskakuje mnie, że na blogu pełnym ludzi, którzy naprawdę sporo wiedzą o życiu, podejście do psychologii i terapii jest takie… stereotypowe. Zaskakuje mnie to zwłaszcza u autora bloga.
Kilka objawów braku stabilności emocjonalnej z moich doświadczeń:
– ktoś ma trudności w jakiejś sferze życia, rozmawia z Tobą na ten temat wiele razy, oznajmia, że rozwiązał problem i wygląda na uradowanego / uspokojonego, po czym kilka tygodni później okazuje się, że problem wrócił ze zdwojoną siłą
– częste zmienianie zdania na temat nadchodzących wydarzeń (np. ktoś zapala się do czegoś, potem rezygnuje, potem znów decyduje się to zrobić i tak w kółko). Zwłaszcza silne gdy połączone jest z wycofywaniem się z sytuacji postrzeganych przez daną osobę jako stresujące / zagrażające.
– wybuchowość lub impulsywność przejawiana regularnie w sprawach różnego kalibru i z różnych obszarów życia
Zauważyłem, że osoby żyjące z osobami opisanymi na 3 obrazu po czasie automatycznie zakotwiczają w sobie taką huśtawkę.
Pasuje tu cytat: „Jesteś średnią 5 osób, z która najczęściej spędzasz czas” Jim Rohn
# RS napisał:
Temu postowi brakuje Alexie najwazniejszego, czyli JAK poznać że ktoś jest niestabilny emocjonalnie. To ze jestesmy rozni to jasne i raczej malo odkrywcze. Pytanie JAK to ocenić. Zwłaszcza szybko :)
Spróbuje odpowiedzieć na to pytanie najlepiej sprawdzić taką osobą podczas jakiego problemu , komplikacji, przeciwności losu, której musi sprostać i obserwować jak się zachowuje.
Jeszcze jednym fajny sposobem jest jazda samochodem z taką osobą np. jazda po mieście. Od razu widać czy inny uczestnik ruchu jest w stanie wyprowadzić naszego znajomego czyli kierowcę z równowagi.
Zainspirowała mnie ta kulka swobodnie poruszająca się w granicach wklęsłej powierzchni. Jeśli ruchy kulki są naszymi emocjami to takie ramy pozwalają na odczuwanie pełnej gamy emocji – od najlżejszych do tych najbardziej głębokich. A stabilność emocjonalna moim zdaniem wiąże się ze zdolnością do pełnego przeżycia danej emocji (nieważne czy będzie to zachwyt czy rozpacz) i powrócenia do normalnego życia. W tym sensie nie uważam, żeby intensywnosć przeżywania świata charakterystyczna dla artystów była jednoznaczna z niestabilnością emocjonalną – co sugeruje Dorota. Problem tkwi raczej w tym, że osoba niestabilna emocjonalnie ma problem z przeżyciem jakiejkolwiek emocji – bo każde poruszenie może spowodować, że kulka spadnie i potoczy się w niewiadomym kierunku.
Odwołując się do innego przykładu: jeśli oglądam film i płaczę nad zdradzaną bohaterką, to wszystko jest w porządku pod warunkiem, że po wyjściu z kina z przyjemnością jem z mężem kolację. Gorzej kiedy zaczynam podejrzewać go o niewierność…
EQUUS
Piszesz o psychologach „bo potrafią się naprawdę dobrze odnieść do wielu kwestii na podstawie swojej wiedzy “życiowej” (sami uporali się ze sobą), podpartej dobrymi szkoleniami typowo psychologicznymi.” Wiesz ta nieprzychylna psychologom opinia jest wynikiem tego, ze na studia te decydują się bardzo często osoby muszące właśnie „uporać się ze sobą”.
Pozdrawiam
AniaP
@Elzbieta
Bardzo dobry przyklad, zgadzam sie z nim i z reszta Twojego wpisu. Dodam tylko ze dla mnie niestabilnosc niekoniecznie oznacza problem z „problem z przeżyciem jakiejkolwiek emocji” ale bardziej na niekontrolowanym stoczeniu sie kulki, niewidzeniu ze kulka spada, ew. zbyt poznym zobaczeniu tego i niemoznosci powrotu o „wlasnych silach” na miejsce.
@AniaP
„Wiesz ta nieprzychylna psychologom opinia jest wynikiem tego, ze na studia te decydują się bardzo często osoby muszące właśnie “uporać się ze sobą”.”
Dość obiegowa opinia, ale… niczym niepoparta. Czyli nie ma (a przynajmniej nie znam) żadnych badań wskazujących na taki stan rzeczy. Z własnych obserwacji (studiuję psychologię więc grupę „badawczą” mam pod ręką) mogę powiedzieć, że na pierwszy rzut oka odsetek osób zaburzonych wśród studentów psychologii nie odbiega od odsetka takich osób w społeczeństwie. No chyba, że podejdziemy do tego zgodnie z powiedzeniem „Nie ma osób nie zaburzonych, są tylko niezdiagnozowani.” :-)
A co do psychoterapeutów to różna opinia o nich wynika też z tego, że mianem tym może się określać w zasadzie każdy. Od wróżki poczynając. Nie zmienia to oczywiście faktu, że wśród tej grupy zawodowej są też osoby, które totalnie się nie odnajdują w tym co robią. Ale takie zjawisko dotyczy każdej grupy zawodowej. Złą prasę zapewniają też często psychologowie szkolni bo tam (choć to oczywiście generalizacja!) trafiają najsłabsze ogniwa.
Ghoran, piszesz:
„z własnych obserwacji (studiuję psychologię więc grupę “badawczą” mam pod ręką)” – mówisz o terapeutach czy raczej przyszłych być może psychologach (jeśli skończą studia)? To istotna różnica.
Dalej:
„mogę powiedzieć, że na pierwszy rzut oka odsetek osób zaburzonych wśród studentów psychologii nie odbiega od odsetka takich osób w społeczeństwie.” – różnica polega na tym, ze ta „reszta” nie ma zwykle aspiracji do terapeutyzowania innych. :-)
Nie potrzeba mi badań na to, żeby wiedzieć, ze jak w każdym zawodzie są mistrzowie i partacze. Terapeuci nie są tu wyjątkiem, psychologowie także.
Wrzucanie do jednego worka wróżki, psychologa szkolnego i psychoterapeuty do nadużycie. Tzw. „zła prasę” a raczej złą opinię o terapeutach zapewniają… źli terapeuci i ich źle poprowadzeni pacjenci, a nie psychologowie szkolni.
Pozdrawiam, Ewa
@Ewa W
„mówisz o terapeutach czy raczej przyszłych być może psychologach”
O studentach psychologii co napisałem :)
„różnica polega na tym, ze ta “reszta” nie ma zwykle aspiracji do terapeutyzowania innych”
A to już różnie bywa (mowa ciągle o moich obserwacjach studentów z różnych specjalizacji).
„Wrzucanie do jednego worka wróżki, psychologa szkolnego i psychoterapeuty do nadużycie.”
Otóż…nie! W naszym kraju, zgodnie z obowiązującym prawem miano psychologa przysługuje osobie, która ukończyła studia psychologiczne. Natomiast psychoterapeutą może być każdy. Dosłownie każdy. I bardzo często się zdarza, że wróżki się tak określają. I później osoba, która poszła na terapię a spotkała na niej kadzidełko i zwracano się do niej per „Żabciu” (!!!) raczej dobrego zdania o psychoterapeutach nie przekaże dalej :)
Co do psychologów szkolnych to zła opinia o nich bierze się stąd, że ich kariera jest najczęściej karierą nauczycielską. I bardzo często powtarzalność zadań w poradni szkolnej powoduje, że taki psycholog się nie rozwija tylko ogranicza się do trzech testów i dwóch wzorów opinii.
„Tzw. “zła prasę” a raczej złą opinię o terapeutach zapewniają… źli terapeuci i ich źle poprowadzeni pacjenci, a nie psychologowie szkolni.”
Jest to prawda, ale szczegóły wyjaśniłem wyżej. Czyli psycholog – to magister psychologii. Psychoterapeuta – ktokolwiek. A potocznie jednak używa się tego często zamiennie co powoduje pewien bałagan.
PS. To kadzidełko i „Żabcia” jest autentyczne.
Ghoran,
Mam wśród swoich znajomych zarówno bardzo dobrych psychologów z wieloletnim stażem, jak i kilku świetnych terapeutów (z wykształceniem psychologicznym i szkolących się nieustannie mimo wieloletniej praktyki terapeutycznej), a także pedagogów szkolnych. Zarówno ja, jak i wielu moich znajomych doskonale rozróżniamy kto jest kto. I wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę, ze w tym zawodzie jest wielu dobrych ale i wielu złych praktyków. Obserwacje studentów nie są tu żadnym wyznacznikiem. Obserwacja praktyków i ich efektów terapeutycznych już bardziej pozwala na wyciąganie wniosków.
Dalej – jeśli chcesz powiedzieć, że źli terapeuci to ci w kategorii wróżek, a jak ktoś jest psychologiem i do tego terapeutą, to gwarantuje jakość i skuteczność oraz etyczność – to jeszcze się możesz bardzo zdziwić lub rozczarować, czego oczywiście Ci nie życzę.
Terapeuci z przygotowaniem psychologicznym nawet praktykujący wiele lat także dzielą się na tych, którzy są świetni i na partaczy.
Dodatkowo nie rozumiem, czemu ma służyć odwoływanie się do obserwacji studentów, gdy mówimy o terapeutach i psychologach już wykonujących swój zawód.
Rozumiem obronę środowiska, ale odrobina krytycyzmu też jest przydatna.
Equus,
napisałeś: „Zaskakuje mnie, że na blogu pełnym ludzi, którzy naprawdę sporo wiedzą o życiu, podejście do psychologii i terapii jest takie… stereotypowe. Zaskakuje mnie to zwłaszcza u autora bloga.”.
Mnie natomiast zadziwia, jak łatwo wyciągasz wnioski dotyczące podejścia autora tego bloga do psychologii i terapii na podstawie bardzo krótkiej wypowiedzi („Jeśli chcemy nad tym pracować z psychoterapeutą ..”
Nie chcemy!!! O ile ktoś nie ma za sobą jakiś traumatycznych przeżyć to odradzam. Lepiej zrobić to z człowiekiem, który studiował życie w… życiu a nie na uniwersytecie. Tego nie nadrobią żadne dyplomy i certyfikaty.) i bez zadawania dodatkowych pytań.
Do Wszystkich,
zastanawiam się, cz rozważania o psychoterapeutach (odbiegające od istoty postu) są pewnego rodzaju unikiem, przed pogłębioną refleksją na temat własnych emocji i stabilności emocjonalnej ludzi, z którymi budujemy rożnej intensywności relacje. :-) Ale tylko się zastanawiam – nie wnioskuję.
Pozdrawiam, Ewa
Bardzo ciekawa dyskusja :-)
Dołączę się do niej jutro około południa, już z Polski
Pozdrawiam pakując się
Alex
Witajcie raz jeszcze.
Zadałam sobie trud przeanalizowania jeszcze raz wszystkich komentarzy od początku, bo odniosłam wrażenie pewnego „braku spójności „ komentarzy.
Oto co zauważam:
1. Ghoran w pierwszym komentarzu mówi o pracy nad rozpoznawaniem i nazywaniem własnych emocji (a nie w ogóle o korzystaniu z pomocy terapeuty w różnych sytuacjach zaburzeń czy niestabilności emocjonalnych) i w odniesieniu do tego pisze o pracy z terapeutą:
Cyt: „słaby wgląd we własne emocje. Nie potrafimy ich rozpoznawać ani nazywać (proste ćwiczenie: czym się różni gniew od złości?). Jeśli chcemy nad tym pracować z psychoterapeutą”
2. Alex na to odpowiada, że „Nie chcemy!!!” [„nad rozpoznawaniem i nazywaniem własnych emocji” pracować nad tym z terapeutą, bo] „O ile ktoś nie ma za sobą jakiś traumatycznych przeżyć to odradzam. Lepiej zrobić to z człowiekiem, który studiował życie w… życiu”
Wypowiedź Alexa nie odnosi się do każdej pracy nad problemami stabilności emocjonalnej, a już w żadnym wypadku nie mówi ona o tym, kiedy terapeuta może pomóc a kiedy nie. Raczej wskazuje obszary nad którymi warto pracować nie z terapeutą, a z człowiekiem, który wielu rzeczy doświadczył.
3. Tymczasem Jakub Petrykowski pisze: „Z czego wnioskujesz, że psychoterapeuci mogą pomóc tylko osobom po traumatycznych przeżyciach?” – tego według mnie Alex nawet nie sugeruje. Odradza jedynie korzystanie z pomocy terapeuty w sytuacji, gdy ktoś chce popracować „nad rozpoznawaniem i nazywaniem własnych emocji”.
4. Equus rozszerza to i pisze potem: „Zadziwia mnie podejście do psychologów i psychoterapeutów, jakie widzę u niektórych osób tutaj, włącznie z Aleksem.”
Oto przykład, jak niezrozumienie, nieważność słuchania czy brak dopytania prowadzi „na manowce” :-)
Pozdrawiam, Ewa
Ewa W
W przeciwieństwie do Ciebie nie próbuję powyżej zgadywać, co Alex miał na myśli pisząc:
'[Ghoran] „Jeśli chcemy nad tym pracować z psychoterapeutą ..”
[Alex] Nie chcemy!!! O ile ktoś nie ma za sobą jakiś traumatycznych przeżyć to odradzam’
Wniosek, jaki na pewno można wyciągnąć z tego zdania jest taki, że Alex odradza kontakt z psychoterapeutą wówczas, gdy ktoś nie przeżył traumy. Jakiekolwiek dodatkowe obostrzenia jedynie zawężają obszar ważności tego stwierdzenia, np. „jeśli ktoś nie przeżył traumy i ma problem z X”, ale nie czynią go bardziej ogólnym. Dlatego pytam, na jakiej podstawie Alex uważa, że terapeuci są pomocni tylko dla osób po traumie.
Pytam też po to, aby *uniknąć* zgadywania i pozwolić Aleksowi wyjaśnić ewentualne nieporozumienie (wynikające z różnicy między jego intencją a moją interpretacją) – przy okazji oczywiście „sprawdzam” Aleksa, bo jak pisałem byłem zdziwiony kontrastem między dwoma jego wypowiedziami w jednym wątku.
Tymczasem Ty zarzucasz mi i Equusowi, który niezależnie ode mnie daje Aleksowi po prostu swój feedback, „niezrozumienie”, „nieważność słuchania” (?) oraz brak dopytania.
Dlaczego nazywasz moje dwa PYTANIA „brakiem dopytania”?
Zazwyczaj bardzo cenię Twoje komentarze i jestem pod wrażeniem dojrzałości, które prezentują (ewidentnie wykraczającej poza moją własną). Jednak tutaj trochę przesadziłaś.
Co więcej, być może lepiej na Twoim miejscu byłoby wstrzymać się z komentarzem na temat domysłów do momentu, gdy upewnisz się, co Alex miał na myśli. Jeśli bowiem nie zapytałaś go w tym czasie co dokładnie miał na myśli, to akurat Ty swoim kategorycznym stwierdzeniem ryzykujesz, że brak dopytania sprowadził Cię na manowce… ;)
Cześć. Dla mnie osobiście to bardzo ważny życiowy temat. Dziekuje Autorowi za jego poruszenie. Troszkę się pogubiłem w tych komentarzach o psychologach :-) wiec wrócę do sedna. dwa pytania:
1.Jak pracować nad własną stablinością emocjonalną? Jak ją rozwijać?
2.Jeśli już jestesmy w związku z taką osobą z rysunku 4? męczarnia całe życie lub rozstanie. Czy istnieje inna opcja?
Bartosz,
podzielam Twoją ciekawosc wyrażona w pierwszym pytaniu.
Alex, czy masz sprawdzone metody takiej pracy własnej?
Jakub,
nasza rozmowa oddala się od postu, mam jednak nadzieje, że Autor tego bloga nam to wybaczy. :-)
1. Napisałeś: „W przeciwieństwie do Ciebie nie próbuję powyżej zgadywać, co Alex miał na myśli”.
Hmm… A ja próbuję?
Piszę o swoich obserwacjach i swoim wnioskowaniu – „Tego według mnie Alex nawet nie sugeruje” – według mnie, a nie według Alexa :-)
2. Wypowiedź Alexa rozumiem tak: Jeśli ktoś chce pracować „nad rozpoznawaniem i nazywaniem własnych emocji”, a „nie ma za sobą jakiś traumatycznych przeżyć”, to Alex odradza korzystanie z terapeuty.
Ty piszesz: „Wniosek, jaki na pewno można wyciągnąć z tego zdania jest taki, że Alex odradza kontakt z psychoterapeutą wówczas, gdy ktoś nie przeżył traumy.”.
Ok. I według mnie pytanie stosowne i rozwijające byłoby: „Dlaczego odradza”. Albo: „Czy dobrze rozumiem, że terapeuta może pomóc tylko w sytuacji przeżytej traumy?”
Tymczasem Ty zakładasz, że tak jest i we wcześniejszym komentarzu zadałeś pytanie:
„Z czego wnioskujesz, że psychoterapeuci mogą pomóc tylko osobom po traumatycznych przeżyciach?”
A Alex tego nigdzie nie napisał i nie sugerował, na co zwróciłam Ci uwagę. Dlatego mimo, że zadałeś pytania, ja piszę, że nie dopytałeś. :-)
Według mnie można z tego wnioskować, że terapeuta może pomóc zarówno gdy nie masz traumatycznych przeżyć, jak i gdy masz takie traumy za sobą. Ale w tym pierwszym przypadku według Alexa nie jest dobre sięganie po pomoc terapeuty a dobre korzystanie z pomocy „zwykłego” człowieka z doświadczeniem życiowym. To różnica. Dlaczego Alex tak uważa? To pytanie do Alexa. Ja nie jestem wróżką ;-)
3. Dalej piszesz „Tymczasem Ty zarzucasz mi i Equusowi, który niezależnie ode mnie daje Aleksowi po prostu swój feedback […]” …
Pisanie Equuisa o podejściu Alexa do psychologów czy psychoterapeutów to według mnie nie jest feedback na temat podejścia do psychologów, bo Alex się na ten temat tak naprawdę nie wypowiadał… odniósł się do jednej konkretnej sytuacji. A to różnica.
4. Napisałeś do mnie także: „lepiej na Twoim miejscu byłoby wstrzymać się z komentarzem na temat domysłów” – ja nie komentowałam domysłów tylko post i komentarze. :-) Nie wiem, dlaczego lepiej byłoby milczeć – nauczyłam się wypowiadać swoje zdanie i uważam, ze to jest lepsze niż milczenie, nawet gdybym miała powiedzieć coś błędnego lub niepopularnego:-) Z ewentualnymi skutkami błędu w tym wypadku z pewnością będę mogła żyć dalej. :-)
Serdeczności, Ewa
Witam,
Dla mnie najgorszym możliwym schematem jest sytuacja, gdy emocjonalna kulka jest tak mocno u partnera usytuowana między ściankami, że gdy chcemy ją rozruszać musimy włożyć w to mnóstwo wysiłku. Na dłuższą metę, jeśli chcemy przetrwać w takim związku musimy się naprawdę mocno napracować i poświęcić na to dużo zasobów energetycznych, inaczej taki związek siłą rzeczy będzie stopniowo obumierał. Chyba, że emocjonalne zaangażowanie czerpiemy poza związkiem, a partner ma nam tylko „nie przeszkadzać”, ale czy jest wtedy w ogóle sens bycia w takim związku?
Aleks jak rozumiem preferuje i zaleca w związku przede wszystkim emocjonalną stabilizację, równowagę i bezpieczeństwo. Moim zdaniem jest to słuszne, jeżeli ktoś nie chce z partnerem nieustannie walczyć i nie chce brać na siebie zbyt dużej odpowiedzialności za emocje partnera – podobną filozofię doboru partnerów Aleks przedstawił pisząc kiedyś o niezależności finansowej partnera (pewnie obie sprawy się ze sobą często wiążą). Z drugiej strony trzeba jednak pamiętać, że w stałym związku zawsze dochodzi do różnych napięć emocjonalnych etc. (żadnych konfliktów nie ma tylko między ludźmi zupełnie obcymi, gdzie nic się ze sobą nie krzyżuje) i tylko od naszej dojrzałości i umiejętności zależy w jaki sposób te napięcia rozładowujemy.
Akurat ja jestem w związku, gdzie partnerka jest osobą bardzo emocjonalną. Ponieważ, sam jestem osobą raczej emocjonalnie poukładaną (typu kulka mocno osadowiona między ściankami), dochodzi do sytuacji, gdzie żona często przeżywa emocje jakby za mnie. Dla mnie jest to jednak sytuacja dobra, gdyż rozładowywanie tych emocji lub umiejętne ich przeorientowywanie jest dla mnie dużym smakiem mojego związku (ważna uwaga Aleksa, że emocjonalny nie oznacza zły – to dwie zupełnie różne rzeczy, a często zdarza się to mylić). Najważniejsza jest umiejętność niebrania emocji drugiej osoby osobiście – co nie zawsze jest wobec działania neuronów lustrzanych takie proste.
Nie chcę jednak tego typu związku polecać każdemu, bo wymaga on jednak pewnej wiedzy na temat działania emocji swoich oraz innych i czasem jest to naprawdę jazdą bez trzymanki. Wymaga też dobrego dopasowania emocjonalnego (dwóch choleryków dla związku to katastrofa). Ale ja tam się spełniam w takim dynamicznym związku lepiej niż w innych typach (porównując do poprzednich moich relacji). Na pewno nie jest nudno ;). Nie uważam też w żaden sposób, że to w jakikolwiek sposób pogarszało jakość mojego życia – przeciwnie nadaje mu dodatkowego smaku.
Chcę w tym poście napisać, że nie ma jednej uniwersalnej reguły, ale każdy musi sobie sam dopasować temperament swojego partnera do swoich osobistych potrzeb.
Pozdrawiam
Maciek
Ewa W.
Zgadujesz tutaj:
„Wypowiedź Alexa nie odnosi się do każdej pracy nad problemami stabilności emocjonalnej, a już w żadnym wypadku nie mówi ona o tym, kiedy terapeuta może pomóc a kiedy nie. Raczej wskazuje obszary nad którymi warto pracować nie z terapeutą, a z człowiekiem, który wielu rzeczy doświadczył.”
Przyznaję, że ja również dokonałem przeskoku, który może nie mieć nic wspólnego z intencją Autora, mianowicie przeskoku odwrotnego do Twojego:
„odradza pracę z X” -> „nie wierzy że X może pomóc” Powodody odradzania istotnie mogą być inne! Na przykład może polecać Y (jak to zrobił), bo uważa, że Y jest jeszcze lepszy niż X, itp. Przepraszam za ten przeskok. Ale zwróć uwagę na formę tego, co Alex napisał.
Dla mnie forma komunikatu Aleksa jest jednak właśnie sugestią, że nie wierzy w pomoc psychologa – inaczej skąd ta kategoryczność i niezrozumiałe dla mnie wspominanie o traumie oraz chorobie depresyjno-maniakalnej? Stąd takie, a nie inne pytania z mojej strony!
Equus pisze o tym, że dziwi go podejście do psychoterapeutów/psychologów prezentowane w tym wątku… Dla Ciebie to nie jest feedback? Jak więc inaczej nazwiesz sytuację, gdy ktoś mówi wprost do Ciebie: „zadziwia mnie Twoje podejście do tematu X?” Dla mnie to jest fantastyczny feedback: wygląda na szczery, dodatkowo jego autor pisze dużo, dużo więcej na temat tego, dlaczego go to zadziwia. Jeśli okaże się, że inne osoby podobnie odebrały Twój komunikat / zachowanie (tutaj: ja i Equus komunikat Aleksa) to może warto zastanowić się nad tym, czy nasza komunikacja była efektywna?
Jak to „nie komentowałam domysłów”? Nazwałaś moje i Equusa komentarze brakiem zrozumienia, brakiem dopytania i nieważnością słuchania! Czego jeszcze trzeba, żeby coś nazwać domysłem? Użyć słowa „domysł”? :)
W każdym razie, dzięki za szczegółowy feedback, Ewa.
Alex
Przeformułuję pytanie:
Dlaczego odradzasz pracę z psychologiem w sytuacji, gdy ktoś nie przeżył traumy?
Czy odradzasz to tylko w kontekście nazywania / świadomości własnych emocji, jak pisał Ghoran, czy w ogóle?
Witam ponownie. W wypowiedzi Aleksa zaskoczyły mnie trzy rzeczy:
a) zdecydowanie (wykrzykniki forma „my”)
b) założenie, że osoba, która posiada „certyfikaty i dyplomy” nie posiada „doświadczenia życiowego”
c) założenie, że psychoterapeuta ukończył uniwersytet
To tak dla uściślenia. :)
Pozdrawiam wszystkich :)
Chyba trochę rozpędziliście się w interpretacji swoich wypowiedzi:) To, że Alex napisał, że w tym konretnym przypadku nie poleca psychoterapii nie musi świadczyć o przekreślaniu całej rzeszy wykonawców tego zawodu. Ja osobiście podzielam to zdanie. Na przykład jestem zwolenniczką pójścia do psychiatry jako ostateczność, no chyba że do tego, którego sama polecę. Ktoś może mi zarzucić uprzedzenie, niedocenienie wiedzy lekarskiej. A ja zwyczajnie wiem, że często taka wizyta u specjalisty kończy się gorzej (np. podaniem dużej dawki silnych leków) niż zaczęła. Nie przekreślam psychiatrów. W pewbnych sytuacjach uważam, że można zacząć od szukania pomocy innego rodzaju. Tutaj Alex też pisze o konkretnej sytuacji kiedy odradza. Gdzie wspomniał, że psychologowie/psychoterapeuci nie potrafią nikomu pomóc?
Ciekawe pytania zadał BArtosz. Ja mam niestety takie osobiste spostrzeżenie, że nie ma trzeciego wyjścia. No chyba, że lubisz masochizm, masz syndrom rycerza na białym koniu/kobiety męczennicy itp.- To wtedy możesz zacząć „pracę” nad poprawą stanu emocjonalnego kogoś, komu na tym w ogóle nie zależy, bo wygodnie mu jest tak jak jest. Ciekawa jestem zdania Alexa w tej kwestii.
Pozdrawiam
AniaP
Dla lubiących uczyć się przez lekturę: wspaniała książka bardzo blisko związana z tematami stabilności emocjonalnej, rozpoznawania, nazywania i właściwego używania własnych emocji: „Emotional Intelligence” Daniela Golemana.
To najlepsza książka jaką dotąd czytałem omawiająca emocje, ich rolę w różnych aspektach życia, sposoby ich wykorzystania oraz wagę poprawnego odczytywania emocji innych ludzi.
Oryginał:
http://www.amazon.com/Emotional-Intelligence-Matter-More-Than/dp/055338371X/ref=tmm_pap_title_0
Polskie tłumaczenie (niestety nie znam jego jakości, dlatego jak zawsze polecam oryginał!):
http://shop.mediarodzina.com.pl/catalogue/book/id/317/inteligencja-emocjonalna-wydanie-jubileuszowe
AniaP:
Nie do końca rozumiem, czemu mieszasz do tego wszystkiego jeszcze psychiatrów – ich metody pracy mają z reguły (nie zawsze) bardzo mało wspólnego z metodą pracy psychologa czy psychoterapeuty. Czasem pomoc psychiatry jest bardzo potrzebna, nie przeczę, ale kompletnie nie rozumiem, czemu z dyskusji o pomocy terapeutycznej nagle przechodzisz do pomagania ludziom lekami. To jest jeszcze osobna kwestia, która wymaga w ogóle osobnego omówienia.
Piszesz:
Nie przekreślam psychiatrów. W pewbnych sytuacjach uważam, że można zacząć od szukania pomocy innego rodzaju. Tutaj Alex też pisze o konkretnej sytuacji kiedy odradza. Gdzie wspomniał, że psychologowie/psychoterapeuci nie potrafią nikomu pomóc?
Czy to oznacza, że dla Ciebie psychiatra, psycholog i psychoterapeuta to generalnie jeden worek z osobami o podobnym sposobie działania?
Equus
„Czy to oznacza, że dla Ciebie psychiatra, psycholog i psychoterapeuta to generalnie jeden worek z osobami o podobnym sposobie działania?”
Nie to nie oznacza dla mnie tego. Ani nie mam zamiaru o tym dyskutować co ich łączy a co nie. Posłużyłam sie tym przykładem, gdyż praca ludzi tych zawodów ma charakter pomocowy.
„czemu z dyskusji o pomocy terapeutycznej nagle przechodzisz do pomagania ludziom lekami.” a czemu w dyskusji o stabilności emocjonalnej nagle zacząłeś roztrząsać temat podejścia do psychologów i psychoterapeutów?
Pozdrawiam
AniaP
Jakub,
Equus pisze o tym, że dziwi go podejście do psychoterapeutów/psychologów prezentowane w tym wątku… Dla Ciebie to nie jest feedback? Jak więc inaczej nazwiesz sytuację, gdy ktoś mówi wprost do Ciebie: “zadziwia mnie Twoje podejście do tematu X?”
odpowiedź jest w moim wcześniejszym komentarzu:
„bo Alex się na ten temat tak naprawdę nie wypowiadał… odniósł się do jednej konkretnej sytuacji. A to różnica.”
Jeśli np. powiem, że oglądanie wiadomości w tv jest szkodliwe, a ktoś na to, że zadziwia go moje podejście do tv, to nie jest to feedback, a rozszerzenie mojej wypowiedzi na coś, o czym się nie wypowiadam. :-)
Dalej piszesz
„Zgadujesz tutaj:
“Wypowiedź Alexa nie odnosi się[…]” – nie zgaduję. Odnoszę się do tego, co napisane i pokazuje swoje rozumienie tekstu, nie będące nawet jego interpretacją.:-)
Pozdrawiam, Ewa
Witam,
Z moich doświadczeń – osoba niestabilna emocjonalnie napotykająca problem raczej poszuka winnych i ponarzeka zamiast zabrać się za twórcze rozwiązywanie. Po tym poznać. Pierwszy problem w związku i widać jak na dłoni.
Ghoran, Equus:
W niektórych krajach (np UK) studiując psychologię czy counselling programowo siada się w trakcie studiów na kozetce, aby popracować nad ewentualnym bagażem z przeszłości. Wiem od przyjaciół. Ale to raczej prewencja, bo wg przysłowia- “szewc bez butów chodzi”. Zgadzam się że dobrze jest mieć takie doświadczenia kiedy chce się diagnozować innych.
Ja osobiście nie mam uprzedzeń do psychologów (szczególnie klinicznych), psychoterapeutów wkładających serce w swą pracę (bez względu na ich dyplomy, bo oni są praktykami) czy też psychiatrów (znam ludzi którzy do psychologa w życiu nie pójdą, a do psychiatry i owszem, bo preferują leki). Nie tylko nie mam uprzedzeń, ale psychologia bardzo mnie interesuje. Niemniej w życiu oprócz paru mądrych książek cenne były dla mnie słowa osoby, wg mej oceny- mądrej życiowo (bezdyplomowiec), która to o swoich prostych radach typu “nigdy się nie poddawaj” albo “po burzy zawsze świeci słońce” zaświadczała SWOIM ŻYCIEM i tym jak ona sobie poradziła. W tym kontekście to nie były puste słowa czy truizmy, a budujące spotkania.
O ile mi wiadomo niestabilność emocjonalna nie jest chorobą, tylko zaburzeniem osobowości, tak więc nie sądzę że można to leczyć:)) (Stany lękowe, bezsenność itp. owszem – tu także psychiatrzy!). To tak jakby ktoś urodził się z temperamentem energicznego choleryka i chciał się z tego wyleczyć i zostać flegmatykiem;)
Bartek:
Okrutne jest eliminowanie takich osób z własnego otoczenia, ale może alternatywą jest tu edukowanie, czyli mówienie takim osobom wprost co jest w nich tak męczące. Czasem dotrze, a czasem odbiorą to jako bezpodstawny atak. To raczej wygląda tak jak napisała AniaP. Związek taki to doświadczenie destrukcyjne.
Myślę, że osoby zaburzone i mające tego świadomość mogą pracować nad mniejszą uciążliwością dla otoczenia co im też przyniesie wymierną korzyść w stosunkach międzyludzkich. Na przykład mogą mniej narzekać, starać się mieś trochę dystansu do siebie.
Ja chyba mam wysoki próg tolerancji:) Jednak w związkach, cóż, postaram się siebie chronić.
Aniu P.
Zgadzam się z Tobą z tym masochizmem:) I w przeciwieństwie do Equusa rozumiem, że ludzie czasem używają skrótów myślowych, po to by nie pisać elaboratów. Stąd jak myślę to nieporozumienie. Z tymi psychiatrami to jak mniemam chodziło o to, że niestabilność emocjonalna wiąże się często z silnymi stanami lękowymi, czasami antydepresanty lub inne leki przeciwlękowe idą “na pierwszy ogień”.
Pozdrawiam ciepło,
Dorota
Strasznie zboczyliśmy z tematu tak prawdę mówiąc i mam lekkie poczucie winy, że to przeze mnie.
@Ewa W
„I wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę, ze w tym zawodzie jest wielu dobrych ale i wielu złych praktyków.”
I ja nic innego nie twierdzę. W pierwszym komentarzu napisałem:
„Psychoterapeuci – jak i wszyscy – dzielą się na dobrych i na złych. Zakładanie z góry, że jak ma formalne wykształcenie to nie ma “doświadczenia życiowego” a tylko sam dyplom, jest moim zdaniem błędne. Są i tacy oczywiście, ale jeśli iść do terapeuty to do dobrego.”
„Obserwacje studentów nie są tu żadnym wyznacznikiem.”
I dlatego też to samo, choć innymi słowami, napisałem AniP :)
„Dalej – jeśli chcesz powiedzieć, że źli terapeuci to ci w kategorii wróżek, a jak ktoś jest psychologiem i do tego terapeutą, to gwarantuje jakość i skuteczność oraz etyczność – to jeszcze się możesz bardzo zdziwić lub rozczarować, czego oczywiście Ci nie życzę.”
Tego też nigdzie nie napisałem. Moje twierdzenie jest takie, że zła opinia o psychoterapeutach jako takich może się brać MIĘDZY INNYMI z tego, że psychoterapeutą może być każdy. Nie znaczy to przecież, że jeśli ktoś ma formalne wykształcenie i parę certyfikatów to automatycznie jest dobry w tym co robi.
„Dodatkowo nie rozumiem, czemu ma służyć odwoływanie się do obserwacji studentów, gdy mówimy o terapeutach i psychologach już wykonujących swój zawód.”
Ja też nie do końca, ale pisała o tym AniaP a ja Jej odpowiadałem.
„Rozumiem obronę środowiska, ale odrobina krytycyzmu też jest przydatna.”
Nie bronię środowiska bo w nim nie jestem. I – co też pisałem – póki co nie wiążę swojej przyszłości z zawodem psychoterapeuty.
@Dorota
„W niektórych krajach (np UK) studiując psychologię czy counselling programowo siada się w trakcie studiów na kozetce, aby popracować nad ewentualnym bagażem z przeszłości.”
W Polsce zależy to już od szkoły terapeutycznej. W trakcie studiów nie ma żadnych obowiązkowych sesji dla studentów. Dopiero później robiąc certyfikat można spotkać taki wymóg.
Dodam jeszcze, że wizyta u psychoterapeuty nie oznacza od razu osławionej „kozetki” czyli głębokiej psychoanalizy. Jest wiele szkół terapeutycznych i można wybrać taką, która nie sięga tak głęboko jak spuścizna Freuda. Np. poznawczo-behawioralna, która jest nastawiona na konkretne problemy. Tak samo jak wizyta u psychoterapeuty nie musi być wtedy kiedy „już nie daję rady”. Może, i nawet powinna, być wtedy kiedy chcemy coś w sobie zmienić (nawet coś drobnego), albo lepiej zrozumieć siebie a sami umiemy tego osiągnąć. W masie emocji (tak wracając troszkę do tematu) ciężko się odnaleźć samemu. Ciężko je samemu nazwać, zidentyfikować, zrozumieć. Psychoterapeuta – dobry! – może w tym pomóc.
pozdrawiam
Paweł Leśkiewicz
Hej Alex,
O drugim podejściu piszesz: „Takie podejście jest bardzo dobre dla pilota samolotu, którym będę w sobotę leciał do Polski, ale w życiu prywatnym kompletny brak emocji u partnera może być bardzo zubażający.”
Tak skrajne, pozbawione emocji osobniki występują w realnym świecie? Jeżeli tak to jak mogą wejść w relacje ?
Moim zdaniem nawet bardzo doświadczony pilot działa według pierwszego modelu, jednakże z umiejętnością utrzymania piłki w pozycji dolnej.
Pozdrawiam, Artur
AniaP, Dorota:
Faktycznie nie załapałem faktu, że Ania użyła pewnego skrótu myślowego, który odczytałem jako niezrozumienie pewnych kwestii. Moja reakcja wynika z tego, że wokół siebie widzę bardzo dużo niezrozumienia tego, czym jest psychoterapia, po co się idzie do psychiatry a po co nie, kiedy terapia ma sens, a kiedy jest tak naprawdę konieczna, itd. Czasem z automatu przypisuję niezrozumienie tych kwestii również osobom, które jednak to zrozumienie posiadają.
Mimo to, Aniu, jedna rzecz – odpowiadanie pytaniem na pytanie jest bardzo średnio grzeczne. W dyskusję taką wszedłem, bo jest to aspekt omawianego problemu, który mnie bardzo interesuje. Nikt nie powiedział, że w komentarzach blogowych powinno się rozmawiać tylko o treści notki – wielokrotnie uczestniczyłem w takich miejscach w bardzo ciekawych i wiele wnoszących dyskusjach jedynie pośrednio związanych bezpośrednio z tematem notki opublikowanej na blogu. Jeśli Alex poprosi, abyśmy tę dyskusję przerwali, ustosunkuję się do tego.
Pozdrawiam
Wyszedł mi mały bełkot z tym „pośrednio związanych bezpośrednio” – oczywiście miało być bez „bezpośrednio”. ;)
Witajcie z piekarnika nazywającego się IC „Małopolska” (nie polecam w gorące dni)
Podczas mojego przemieszczania się zamieściliście interesujące komentarze, do których koniecznie trzeba się odnieść.
Na początku poradźmy sobie z tą nieszczęsną „offtopicową” dyskusją o psychoterapeutach.
Zaczęło się od tego, że Ghoran napisał:
„Dalej: „Jeśli chcemy nad tym pracować z psychoterapeutą ..” a to „to” dotyczyło „masa ludzi (a mężczyźni chyba szczególnie) ma bardzo słaby wgląd we własne emocje „
a ja w komentarzu odpowiedziałem:
„Nie chcemy!!! O ile ktoś nie ma za sobą jakiś traumatycznych przeżyć to odradzam. Lepiej zrobić to z człowiekiem, który studiował życie w… życiu a nie na uniwersytecie. Tego nie nadrobią żadne dyplomy i certyfikaty. „
Czytelnikom (bo to niestety Panowie się nie popisali), którzy wyciągnęli z tego jakiekolwiek wnioski idące dalej niż fakt, że w pewnej określonej wyraźnie przez Ghorana sytuacji odradzam udanie się do psychoterapeuty zalecając coś innego, z całym szacunkiem polecam pilnie przestudiowanie postu :
http://alexba.eu/2009-09-13/rozwoj-kariera-praca/przekaz-odbior/
Można oczywiście argumentować, że to nadawca (czyli ja) jest odpowiedzialny za ewentualne przekłamania u odbiorcy, ale pewne minimum czytania ze zrozumieniem muszę założyć inaczej bardzo spadlibyśmy z poziomem tego blogu.
To co napisałem powyżej odbierzcie proszę jako przejaw z sympatii do Was, a nie chęć „przywalenia” komukolwiek. Tego typu rzeczy na blogu edukacyjnym nie są problemem, ale podobnego rodzaju błędy w sytuacjach życiowych mogą być bardzo kosztowne, dlatego zwracam na to uwagę.
O psychoterapeutach w ogólności możemy sobie podyskutować w osobnym poście, inaczej rozwodnimy tutaj bardzo ważne przesłanie dotyczące zupełnie czegoś innego.
A teraz wracamy do meritum
Artur
Pozwól, że odpowiem Ci później, jak będę w znośniejszej temperaturze a rzucanie wagonu na boki nie będzie utrudniać dokładnego przeczytania naszych wypowiedzi
Anonim
Piszesz: „A co z osobami z różnymi zaburzeniami psychicznymi? Są one czasem niestabilne emocjonalnie, choć nie zależy to do końca od nich. „
Takie osoby powinny zacząć pracować nad sobą. Ja nie czuje się powołany, aby zajmować się ich terapią.
Dalej: „proponujesz dość hedonistyczne podejście do życia (co w kontekście stałego ulepszania jakości życia jest, jak mi się wydaje, naturalnym procesem) „
Dokładnie tak jest, co nawiasem mówiąc nie wyklucza robienie w życiu wiele dobrego dla innych, patrz moje działania pro bono.
Dalej pytasz: „Czy dobrze odczytałem, że zalecasz i eliminujesz takie osoby ze swojego bliższego otoczenia? „
O ile to możliwe, to rzeczywiście staram się eliminować (w sensie zaprzestania kontaktów) takie osoby z mojego świata.
Dalej:”A może zależy to od progu wrażliwości na takie sprawy? „
Oczywiście, dlatego nikomu nie każę co ma robić
Dalej: „Jakie masz rady dla takich cierpiących na zaburzenia osób, które chciałyby stworzyć bliższy związek z osobą o wysokiej jakości życia, aktywną, pozytywnie nastawioną? Czy jest to w ogóle możliwe? „
Jeżeli nie są to bardzo poważne rzeczy to jest możliwe, inaczej nie miałbym w życiu tylu ciekawych relacji z innymi ludźmi, bo jak miałem kilkanaście, dwadzieścia kilka lat to tez ze mną było dość kiepsko. Jeśli interesuje to więcej Czytelników to mogę o tym kiedyś napisać, jeśli nie to podeślij mi formularzem kontaktowym twoją komórkę to porozmawiamy na ten temat.
Dorota
Zgadzam się z Tobą, dlatego postuluję wytworzenie w sobie mechanizmów „wczesnego ostrzegania” :-)
Jakub Petrykowski
Miałeś zastrzeżenia do mojej wypowiedzi: „Jakie ja mam prawo, aby arbitralnie stwierdzać, że coś, co jeszcze nie jest choroba maniakalno-depresyjną (http://pl.wikipedia.org/wiki/Zaburzenie_afektywne_dwubiegunowe ) jest brakiem stabilności emocjonalnej?? To byłby mój subiektywny punkt widzenia, którego nie mam prawa narzucać Czytelnikom. ‘ „
Wziąłem przypadek choroby maniakalno-depresyjnej, bo myślę, że tę potrafię rozpoznać mając dłużej do czynienia z danym człowiekiem. Na wszelki wypadek podałem link do źródła, co przez tę chorobę rozumiem. Dziwi mnie, że to odebrałeś jako atak :-)
Co uznamy za niestabilność emocjonalną (w sensie czegoś szkodliwego) jest często bardzo subiektywne (popatrz np. na komentarz Maćka
http://alexba.eu/2010-06-10/tematy-rozne/stabilnosc-emocjonalna/#comment-93517 ) dlatego nie chciałem podawać konkretnych, „ogólnie” ważnych symptomów.
Piszesz: „askakująco dużo emocji w tym “Nie chcemy” i wykrzyknikach jak na kogoś, kto nie chce nikomu nic narzucać „
Zawsze, jak ktoś się zdecydowanie wyraża o swoich poglądach, to odbierasz to jako próbę narzucenia ich innym? :-)
Nawiązując do podanych przez Ciebie przykładów niestabilności
Piszesz: „ktoś ma trudności w jakiejś sferze życia, rozmawia z Tobą na ten temat wiele razy, oznajmia, że rozwiązał problem i wygląda na uradowanego / uspokojonego, po czym kilka tygodni później okazuje się, że problem wrócił ze zdwojoną siłą „
To może świadczyć o zastosowaniu przez tamtą osobę jakiejś nieskutecznej strategii, niekoniecznie musi to mieć coś do czynienia z emocjami w ogóle.
Z pozostałymi przykładami bardziej byłbym skłonny sie zgodzić :-)
Mateusz Bień
Podałeś bardzo dobry cytat z śp. Jima Rohna:
“Jesteś średnią 5 osób, z która najczęściej spędzasz czas”
Dlatego między innymi warto unikać tych niestabilnych :-)
Elżbieta
Piszesz: „W tym sensie nie uważam, żeby intensywnosć przeżywania świata charakterystyczna dla artystów była jednoznaczna z niestabilnością emocjonalną „
Zgadza sie, z dwoma ograniczeniami.
Po pierwsze ta „intensywność przeżywania” często jest na pokaz i służy zamaskowaniu poważnych deficytów osobowości, lub rzuceniu „prostego ludu” na kolana
Po drugie niestety wielu wybitnych ludzi jest niestabilnych emocjonalnie
Piszesz: „..jeśli oglądam film i płaczę nad zdradzaną bohaterką, ..”
Czasem zdarza mi się uronić łzę na filmie, ale nigdy z powodu tego, że ktoś jest zdradzany :-)
Bartosz
Pytasz: „1.Jak pracować nad własną stablinością emocjonalną? Jak ją rozwijać? „
To, jak już wspomniałem jest temat na cały post. Ja zacząłem od uświadomienia sobie problemu, oraz przebywania z dobrymi wzorcami.
„Jeśli już jestesmy w związku z taką osobą z rysunku 4? męczarnia całe życie lub rozstanie. Czy istnieje inna opcja? „
Mój osobisty pogląd jest taki, że nasze życie jest zbyt cenne, aby (pomijając działania humanitarne) marnować je na dobrowolne starcia z takimi osobami. Tutaj w pełni podpisuje się pod niemieckim, powiedzeniem „Lepszy bolesny koniec niż ból bez końca”
Ewa W
Przede wszystkim dziękuję Ci (podobnie jak AnnieP) za próby uświadomienia paru rzeczy Kolegom (niezależnie od ich skuteczności :-))
W takim razie trzeba będzie napisać post na ten temat, tylko na razie inne czekają w kolejce. Temat zanotowałem i w czasie letniego Gypsy Time wrócę do niego.
Pozwólcie, ze teraz dotarłszy do domu trochę się ochłodzę io zorganizuję.
Cdn
Alex
Equus
„Czasem z automatu przypisuję niezrozumienie tych kwestii również osobom, które jednak to zrozumienie posiadają.” no właśnie. Chyba stąd to moje niezbyt grzeczne pytanie. Przepraszam! I od razu zaznaczę, że sama lubię te trochę zbaczające z tematu dyskusje:) Niemniej zauważam u Ciebie trochę nadmiernego wyczulenia na aspekt psychoterapii poruszony przez Alexa, oraz tego jak ten temat poruszają inni. Zwróć uwagę, że chyba nikt z tu dyskutujących nic jakiegoś skrajnego nie powiedział. Również moja wypowiedź została mocno dointerpretowana. POdałam przykład z mojej własnej praktyki zawodowej. Nie dlatego wymieniłam psychiatrę, bo nie wiem że różni się od czymś od psychoterapeuty (o co mnie osądziłeś). Mogłam też wymienić psychologa. Ostatnio miałam okazję poznać dziecko żyjące w tak zaburzonej rodzinie, że pomóc mogłam tylko odsyłając ich wszytskich na terapię (podejście systemowe). Ale równie dobrze w innych przypadkach nie decyduję się na to. Tu znowu z własnej praktyki: czasem ciąganie dziecka po różnej maści specjalistach jest bardziej szkodliwe (bo rodzi w nim pytanie:co jest ze mną nietak?) niż taka na serio rozmowa z rodzicem/dzieckiem, zawiązanie jakiejś wzajemnej umowy i próba z całych sił jej dotrzymania. I nie trzeba mieć dyplomu, żeby taką rozmowę przeprowadzić. JA tak odczytałam zdanie Alexa. Chętnie przeczytam jego wersję.
Ghoran
„Tak samo jak wizyta u psychoterapeuty nie musi być wtedy kiedy “już nie daję rady”. (…) Psychoterapeuta – dobry! – może w tym pomóc.” Myślę, że masz rację. I tu znowu z własnego doświadczenia zaznaczyć muszę: dobry psychoterapeuta nie musi być równie dobry/skuteczny dla wszystkich. To pojęcie „dobry” jest więc baaardzo względne.
Pospieszę się też wyjaśnić mój komentarz dotyczące obiegowej opinii o studentach psychologii. Sama go nie podzielam. Dodam, że o pedagogach słyszałam gorsze kwiatki:)
Pozdrawiam
AniaP
Alex:
Chyba niezbyt dokładnie wczytałem się w to, co zostało napisane. ;) Jeśli chodzi o pracę nad nazywaniem/rozpoznawaniem własnych emocji, to faktycznie terapeuta do tego potrzebny nie jest – chociaż pomocny bywa. :)
Na przyszłość postaram się czytać dokładniej. ;)
AniaP:
Cieszę się, że doszliśmy do porozumienia. :) Faktycznie mogę być nieco przeczulony w tych kwestiach, przepraszam, że nieco przekręciłem intencje tego, co napisałaś. :)
Pozdrawiam
Equus (znany też niekiedy światu jako Robert)
Alex
„Zawsze, jak ktoś się zdecydowanie wyraża o swoich poglądach, to odbierasz to jako próbę narzucenia ich innym?”
Zdecydowane wyrażanie swoich poglądów to jedno – używanie pierwszej osoby liczby mnogiej i wykrzykników to co innego. Taka forma przekazu czasami brzmi lepiej, czasami gorzej.
Gdy mówisz „my” to brzmi tak, jakbyś mówił za obecnych – tutaj: czytelników bloga. Jeśli ktoś mówi „my, ludzie, często robimy błąd X”, to odbieram to jako jego obserwację ludzkiego zachowania i nadstawiam ucha. Gdy ten sam ktoś stwierdza z całą stanowczością „my, ludzie, nie chcemy X!”, od razu wyczulam swoją uwagę. Dlaczego ten ktoś mówi za mnie, czego ja chcę?
Właściwie nie ma wielkiej różnicy między tymi stwierdzeniami – oba opisują „nas” – ale pierwszej nie odbieram jako coś niedopuszczalnego, podczas gdy drugą potencjalnie tak. Nie mam pojęcia czemu.
Wiem, jak wyglądałby komunikat przekazujący mniej więcej to samo, ale nie wywołujący takiej reakcji z mojej strony. Można napisać na przykład [uzasadnienie z sufitu]: „Odradzam zwracanie się z tym problemem do psychoterapeuty. W takiej sytuacji krytyczne jest doświadczenie życiowe, a nie wiedza akademicka, więc lepiej znaleźć kogoś z odpowiednim bagażem doświadczeń. To, czy ktoś jest terapeutą, ma drugorzędne znaczenie.”
Spokojniejszy ton, uzasadnienie rady. To nie wzbudziłoby u mnie żadnych emocji.
Wygląda na to, że mój odbiór zależy od stylu wypowiedzi. Formę odebrałem jako agresywną (być może dlatego, że zdążyłem w głowie podważyć kilka implikacji Twojej wypowiedzi) i być może stąd poczucie, że coś komuś narzucasz.
Zwrócę uwagę na przyszłość, jak styl czyjejś wypowiedzi zmienia jej znaczenie w moim odbiorze. Jakiś czas temu zauważyłem, że przemówienia niektórych szczególnie charyzmatycznych, pewnych siebie i agresywnych w stylu mówców odebrałem jako agresywne w treści – podczas gdy ta była całkiem niewinna!
Witajcie,
Troszkę widzę tutaj ideologicznego, światopoglądowego ping-ponga. No ale mniejsza z tym. To też czegoś uczy :).
Teraz, do tematu. Będzie troszkę o psychiatrii, gdyż przyszedł mi do głowy tekst z jednej książki, psychiatry Joseph`a Dunn`a „Jak sobie radzić z uciążliwymi ludźmi” w której opisuje różne typy osobowości. Między innymi Skałoczepa. Jak taki skałoczep wygląda według autora?. A mianowicie (mam nadzieję, że nie będzie to Alex zbyt długie – tekst zaczerpnięty z blogu limbicznego):
„Skałoczep charakteryzuje się
następującymi cechami:
– jest nadmiernie zależny od innych;
stara się znaleźć kogoś, kto się nim
zaopiekuje
– jest gotowy zrobić wszystko, by
zatrzymać partnera, nawet
zrezygnować z własnych praw,
przywilejów i godności,
– panicznie boi się odrzucenia
i opuszczenia.”
„Wszyscy lubimy i chcemy na kimś polegać, od kogoś zależeć. Skałoczepem nazwiemy tylko takiego człowieka, który jest autentycznie, bez reszty, głupio i destrukcyjnie zależny od innych. Co sprawia, że człowiek zamienia się w skałoczep?”
„Większość rodziców, podobnie jak większość ludzi, zwyczajnie zmaga się z życiem. Wszyscy staramy się być dobrymi ludźmi, dobrymi rodzicami, dobrymi współmałżonkami.
W końcu nikt nie jest doskonały. Prawda?
Jednakże rodzice czasami źle wypełniają swoje obowiązki. Wychowując dzieci często popełniamy trzy błędy:
– Przesadnie opiekujemy się dziećmi. Niezależnie od tego, czy w to uwierzysz, czy nie, przesadna troska ze strony rodziców może przeszkodzić dziecku w ukształtowaniu własnej, niepowtarzalnej osobowości oraz w znalezieniu własnych sposobów rozwiązywania konfliktów.
– Zaniedbujemy dzieci. Żadnemu dziecku, nie udało się wyjść bez uszczerbku z takiej opresji. W skrajnym przypadku zostają psychopatami.
– Opiekujemy się nimi, lecz nie jesteśmy godnymi zaufania. Okazujemy im troskę,
a później o nich zapominamy. Jesteśmy obecni w ich życiu i odchodzimy. Kochamy
i jesteśmy okrutni. Twoje dzieci zastanawiają się nad tym, kiedy znowu je przytulisz.
Niestałość, to wspaniały sposób, by wyhodować skałoczep”
„Jak wytrzymać ze skałoczepem? Skałoczep musi się nauczyć samodzielności.
Ponieważ w dotychczasowym życiu doświadczył wiele niestałej miłości, nie wie, czy ktoś zwiąże się z nim na zawsze i obawia się, że zostanie porzucony. Skałoczep musi sam nad sobą pracować. Samodzielne życie powinno stać się jego celem. Nie chodzi o całkowitą niezależność (nikt nie jest całkowicie niezależny), powinien jednak radzić sobie w życiu, nawet gdy jest sam. Wówczas, gdy pojawi się okazja, zdecyduje się na nawiązanie bliższego kontaktu z drugą osobą z własnej woli, a nie pod przymusem.”
„Jeśli twoją partnerką jest skałoczep, czeka cię kilka wyzwań:
– Po pierwsze musisz zdobyć jej zaufanie. Nie rób tego jednak, jeśli nie planujesz trwałego związku. Nie ma nic gorszego, jeśli ci zaufa, a ty ją zostawisz. Musisz dać jej odczuć, że związek z tobą jest bezpieczny. Przynajmniej wystarczająco bezpieczny.
Żaden związek nie będzie trwał wiecznie, nawet jeśli skończy się pogrzebem jednego
z was. Spróbuj ją przekonać, że nie chcesz jej zostawić.
– Teraz zachęć ją do pracy nad sobą. Powinna mieć rzeczy, które należą tylko do niej, sprawy za które jest odpowiedzialna, takie jak jej praca zawodowa i jej zainteresowania.
Może nawet powinna mieć swojego psychoterapeutę. Chodzi tutaj o ustalenie indywidualnych granic i ustalenie własnej tożsamości.”
Jest jeszcze jedna rzecz, pewien tekst który przyszedł mi do głowy Aleksie. Taki troszkę w kontraście do tego aby takowych ludzi unikać:
„The ones who are hardest to love are usually the ones who need it the most.”
Prawda leży pewnie gdzieś po środku…jak zawsze :).
Pozdrawiam
Marcin
@Maciek, piszesz:
„Ponieważ, sam jestem osobą raczej emocjonalnie poukładaną (typu kulka mocno osadowiona między ściankami),”
Wydaje mi sie ze A;ez mial cos innego na mysli. Kulka miedzy sciankami oznacza wg mojej interpretacji osobe niezdolna to przezywania emocji, zablokowana. Swiadczy o tym cytat spod rysunku „ale w życiu prywatnym kompletny brak emocji u partnera może być bardzo zubażający.”. Osoba „poukladana” to raczej rysunke pierwszy, gdzie emocje sa rozne, ale czlowiek sam (jak kulka) wraca do polozenia rownowagi.
@Artur Jaworski, piszesz:
„Moim zdaniem nawet bardzo doświadczony pilot działa według pierwszego modelu, jednakże z umiejętnością utrzymania piłki w pozycji dolnej.”
Alez nie napisal ze tak dziala (kazdy) pilot :) Napisal ze taki model jest DOBRY dla pilota. A to cos innego.
Powiem Wam, ze z czasem o wiele wiecej wynosze z komentarzy pod postami (czytanie ze zrozumieniem, nie nadinterpretowanie itp) niz z samych postow :)
VaNTa
„Alez nie napisal ze tak dziala (kazdy) pilot :) Napisal ze taki model jest DOBRY dla pilota. A to cos innego.”
A gdzie ja piszę, że tak działa każdy pilot?
Może poczekajmy aż autor napisze co miał namyśli, ok ?
pozdrawiam, Artur
Artur,
pytasz VaNTe:
„A gdzie ja piszę, że tak działa każdy pilot?”
Tutaj to napisałeś:
“Moim zdaniem nawet bardzo doświadczony pilot działa według pierwszego modelu”
– skoro „nawet bardzo doświadczony”, to i mniej doświadczony, i niedoświadczony. Słowo „nawet” załatwiło sprawę. ;-)
Gdybyś napisał np. „Nawet wśród bardzo doświadczonych pilotów są tacy, którzy działają według modelu pierwszego” to nie mówiłbyś o „każdym” pilocie (czyli o wszystkich pilotach).
Pozdrawiam, Ewa
@Artur Jaworski, piszesz:
„A gdzie ja piszę, że tak działa każdy pilot?”
Po 1. „kazdy” byl w nawiasie, czyli chodzilo po prostu o pilotow :)
Po 2. napisales: „Moim zdaniem nawet bardzo doświadczony pilot działa według pierwszego modelu” czyli niejako polemizujesz (moim zdaniem) z pogladem Alexa ze piloci dzialaja zgodnie z modelem drugim. Co (znowu moim zdaniem) wcale nie wynika z tego co Alex napisal.
Artur Jaworski, VaNTa
teraz zauważyłam, że zrobiłam błąd w poprzednim komentarzu i on niepotrzebnie może zamieszać.
Sens wypowiedzi Artura jest taki, że każdy pilot działa według modelu pierwszego.
Alex wskazał na model 2, z mocno osadzoną pomiędzy ściankami kulką, jako dobry dla pilota.
W pierwszym momencie odczytałam sprzeczność pomiędzy tymi dwoma podejściami (Twoje i Alexa), teraz widzę, że go nie ma, bo fakt że każdy działa według pierwszego modelu nie przeczy temu, że drugi może być dla nich dobry. .
Przepraszam za niepotrzebne zamieszanie.
Pozdrawiam, Ewa
Krótko tylko sprecyzuję
@EwaW
„” i nie jest jednoznaczna.” – nie rozumiem.”
Miałem na myśli że wzorzec reakcji może być różny, prościej – że za wzorzec reakcji można przybrać dowolny z „obrazków” zaprezentowanych przez Alexa w zależności od bodźca, w tym sensie jest niejednoznaczyny czyli nie jest permanentnie przypisany do danej osoby.
@Alex
„Metaprogramy raczej nie maja nic wspólnego z tym o czym pisałem.”
Nie miałem na myśli że mają coś wspólnego z twoim postem. Chodziło mi jedynie o to czy sposób reakcji na bodźce emocjonalne jest „niejednoznaczny” (tak jak wyjaśniłem powyżej) czy też „jednoznacznym” (zawsze występującą tą samą reakcją) tak jak np. metaprogramy czy też temperament (jako przykład „jednoznacznych” reakcji). Stąd też byłem ciekaw czy ktoś to szerzej badał. Jestem ciekaw czy taki wzorzec reakcji można trenować i jeśli tak to w jakim stopniu.
Pozdrawiam, Wojtek
Witam,
Podoba mi sie podejscie Alexa do rozwiazywania problemow ktore zauwazam juz nie w pierwszym poscie. :) Te rozwiazywanie problemow w kilku slowach mozno okreslic jako :”Wyeliminuj problem i ludzi ktozi go stwarzaja.”. Zadnego tam bawienia sie w nieskuteczne poprawiania swiata lub jak w tym poscie zadnych zabaw w psychoterapeute. Po prostu oberwanie kontaktow z taka osoba i po okresie przejsciowym dalsze cieszenie sie swoim zyciem w ktorym pozostaja tylko nam odpowiadajacy ludzie. Sam probuje walczyc z checia naprawiania wszystkiego i wszystkich wiec takie podejscie mnie zachwyca:)
Antek
Antek,
piszesz: „Sam probuje walczyc z checia naprawiania wszystkiego i wszystkich”.
Też jestem niepoprawnym naprawiaczem świata. Z uwagą czytam komentarze, bo takie podejście, jakie Alex prezentuje, jest dla mnie nowe i nieco kontrowersyjne, bo wywraca do góry nogami moje widzenie własnej roli w świecie. :) Pozdrawiam Cię serdecznie. Anet.
Alexie
Piszesz: „Mój osobisty pogląd jest taki, że nasze życie jest zbyt cenne, aby (pomijając działania humanitarne) marnować je na dobrowolne starcia z takimi osobami.(…)”
Zgadzam się. Nasze życie jest wyjątkowe i nie wolno go marnować. I rozumiem przeslanie tego postu aby sie nie angazowac w takie zwiazki.
Wyobraź sobie okolicznosci, w których rozstanie z taką osobą (z rys.4)wiąże się z olbrzymim kosztem. Kosztem którego nie jesteś w stanie zaakceptować. Jaka powinna byc metoda postepowania aby skutecznie i szybko poprawić sytuacje bez zerwania relacji?
Pytanie jest trudne i nie ma idealnej odpowiedzi ale właśnie dlatego zadaje je tu i Tobie.
Pozdrawiam
Bartek
Czytając tego typu posty od razu przychodzi mi na myśl pytanie – ile w naszym społeczeństwie jest tak naprawdę ludzi zdrowych emocjonalnie, którzy mogliby wejść w satysfakcjonujący związek i napawać się związanymi z daną relacją przyjemnościami (tak na dłuższa metę). Ilość rozwodów mówi sama za siebie…Ludzie niedojrzali, często nawet nie świadomi tego, co tkwi w nich od lat i przeszkadza w budowaniu zdrowej relacji. Tak się składa, że upajanie się szczęściem we dwoje trwa zazwyczaj niezbyt długo. Potem ilość endorfin (towarzyszących etapowi zakochania i fascynacji) się zmniejsza i ludzie wkraczają w kolejny etap Miłości, który jest prawdziwą próbą, powiedziałabym, ich dojrzałości. Śmiem twierdzić, że związek, jeśli ma być trwały, zawsze wiąże się z pewną pracą. Bliska relacja uświadamia nam prawdę o nas samych. Nie zawsze tą miłą…i poniekąd zmusza do stawienia czoła „ciemnym” stronom naszego „ja”. Obserwując rodziny (nie trzeba sięgać daleko) widzę, jak wiele problemów przechodzi z pokolenia na pokolenie, i nie są to odosobnione przypadki. Uważam też, że młodzi ludzie nie są dostatecznie przygotowani do pełnienia ról żon, mężów, ojców, matek, a kiedy wszystko zaczyna się psuć – najłatwiej złożyć pozew o rozwód. Odciąć się od „problemu”-tej drugiej (niegdyś bliskiej nam) osoby.
Tak więc, szczerze zazdroszczę tym, którzy zdrowi na ciele, psychice i duszy mogą z radością na twarzy wejść w szczęśliwy związek i bez większych wysiłków żyć sobie długo i szczęśliwie.
Minera,
Piszesz: „kiedy wszystko zaczyna się psuć – najłatwiej złożyć pozew o rozwód. „ – nie dla wszystkich jest to łatwe, skąd takie Twoje przekonanie? Czasem łatwiejsze jest tkwienie w niesatysfakcjonującym związku, niż rozwód.
„Odciąć się od “problemu” – tej drugiej (niegdyś bliskiej nam) osoby.” – Jeśli ta druga osoba jest już tylko „niegdyś bliska”, to trudno się dziwić, ze się ludzie rozchodzą.
Natomiast rozwód to według mnie nie jest odcinanie się od problemu tej drugiej osoby, ale rezygnacja z życia, które nie daje satysfakcji (np. dlatego, ze druga strona nie jest już bliska), a jeśli jest problem, to dotyczy on zwykle dwóch stron, a nie jednej – związek to zawsze przynajmniej 2 strony, a nie jedna. I to zwykle związek ma problem, a nie jedna osoba w związku.
„Tak więc, szczerze zazdroszczę tym, którzy zdrowi na ciele, psychice i duszy mogą z radością na twarzy wejść w szczęśliwy związek i bez większych wysiłków żyć sobie długo i szczęśliwie.”
Ja nie zazdroszczę, ale cieszę się, że tacy zdrowi i radośni ludzie są. Ważne, żeby ta radość była nie tylko na twarzy, ale i w sercu. :)
Istotą szczęśliwego związku rzeczywiście jest to, że jest w nim dobrze i „szczęśliwie”. Jednak prawda jest taka, że ludzie się w przeciągu lat zmieniają w różnym tempie i różnych kierunkach, jedni się rozwijają, inni regresją, jeszcze inni „stoją w miejscu”.
Zatem zakładanie, że szczęśliwy, zdrowy związek, to taki, w którym ludzie żyją razem „bez większych wysiłków (…) długo i szczęśliwie” jest raczej bajkowe… :-)
A nie wystarczy, że są ze sobą szczęśliwi jakiś czas, a potem są szczęśliwi sami lub z kimś innym? Słowa „szczęśliwie” i „długo” traktowałabym tu jednak rozłącznie.
Pozdrawiam, Ewa
Witam!
Chciałem zwrócić uwagę na punkt odniesienia i twierdzę, że tylko osoby stabilne emocjonalnie (rys.1) dobrze go wyczuwają. Rys.4 pokazuje jasno zmiany odniesienia, ale sytuacje z rys. 2 i 3 prawdopodobnie też nie mają dobrego punktu odniesienia i osadzają się co pewien czas w różnych otworach lub na różnych szczytach.
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
Hmmm,
Wpadłem po bardzo długim czasie sprawdzić co na salonach:)
Jeśli chodzi o kulki, to nie wiem czy dobrze zrozumiałem – ale to raczej tzw. truizmy. O emocjach, ukrywaniu tychże i radzeniu sobie z nimi u innych, a także rozpoznawaniu tych toksycznych napisano tomiska, tutaj mamy do czynienia nie tylko z wielkim uproszczeniem ale i praktycznym brakiem meritum. Począwszy od samego stwierdzenia że emocje „to kwestia ludzkiego charakteru” po unikanie powietrzni wypukłych:) Najważniejsza – jak ktoś już tutaj wspomniał – zdaje się być kwestia rozpoznawania, to że z osobami niestabilnymi emocjonalnie lepiej się nie zadawać to truizm.
Pozdrawiam Serdecznie
JJ
Witajcie,
„Uwielbiam” takie wypowiedzi jak ta w komentarzu wyżej:
„nie wiem czy dobrze zrozumiałem – ale to raczej tzw. truizmy.” :-)
Heh,nie mieć pewności, czy się zrozumiało a wygłaszać opinie…
Pozdrawiam, Ewa
Ewo, jeśli jest tak jak piszesz, to w naszym społeczeństwie jest chyba coś nie tak. Zdecydowana większość zdeklarowanych katolików w pewnym momencie swojego życia mknie przed ołtarz, by wypowiedzieć znane słowa „aż nas śmierć nie rozłączy” oraz „na dobre i na złe”! Nie wiemy co nas czeka. Pewnie dobre i złe. I jeśli zakładać, że w momencie kiedy szczęście gdzieś uleci, rozstajemy się by stworzyć nowy szczęśliwy związek, to pozostaje to w wyraźnej sprzeczności z (podkreślam – dobrowolnie) zawieranym ślubem.
Często bywa też tak, że ktoś nie może odnaleźć się w kolejnych relacjach, szukając tej właściwej osoby, a tak naprawdę powodem nieudanych relacji nie są okoliczności zewnętrzne, „niekompatybilność” osób, a coś co tkwi w tej poszukującej osobie. Może to być wada, albo nieuświadomione mechanizmy, które działają na niekorzyść człowieka. Jeśli dwie osoby są chętne, to mogą sobie wzajemnie pomóc rozwiązać osobiste problemy, bo któż tak naprawdę jest od nich wolny…Wtedy relacja może zyskać nową jakość.Generalnie wydaje mi się, że największe szanse na powodzenie w związku mają osoby, które do samych siebie i do życia podchodzą świadomie i nie jest im obojętny rozwój osobisty, dojrzewanie do głębszego poznania własnego „ja” i do Miłości! (która nie jest tylko uczuciem!).
Również pozdrawiam
Anonim_jj, napisałeś:
„Najważniejsza – jak ktoś już tutaj wspomniał – zdaje się być kwestia rozpoznawania, to że z osobami niestabilnymi emocjonalnie lepiej się nie zadawać to truizm.” Wyjaśnij proszę co miałeś tym zdaniem na myśli, bo mam pewne spostrzeżenia, jednak nie chciałabym opierać ich na błędnym rozumowaniu. Co chcesz przez to powiedzieć?
Pozdrawiam
Abstrahując nieco od tematu… W kilku wcześniejszych wpisach przestrzegasz „wybierając partnera życiowego strzeż się x,y,z”. Tutaj kolejny wpis tego typu. Owszem, generalnie masz rację. Ciekaw jestem jak tylko dokonujesz tej magicznej klasyfikacji na ludzi, którzy są warci Twojej uwagi i na tych, których defekty sprawiają, że ich unikasz. Nie ma ludzi idealnych, a każdy z nas skrywa trupa w szafie. Często w postaci takich czy innych przywar. Unikając ludzi można skończyć jako zgorzkniały samotnik. Oglądałeś najnowszy film Allena? :]
kissdesign, gwoli przykładu, opowiem Ci mój punkt widzenia w związku z pytaniem skierowanym do Alexa :)
Zakładając, że nikt się nie zmienia by dopasować do danego otoczenia – wszyscy jakoś tak specyficznie się do siebie dopasowujemy pod kątem zainteresowań, spójnych charakterów, czy optymizmu, że jest to sprawa w gruncie rzeczy bardzo prosta.
Tak samo jest ze stabilnością emocjonalną. Trzeba być świadomym swoich cech.
Jeśli zastanawiasz się co z tymi, którzy być może ukrywają jakieś cechy gorsze.. A powiedz mi, po co się nad tym zastanawiać? Czy nie szkoda nam życia na rozgryzanie tych czy innych, tylko po to by sprawdzić czy zasługują na naszą uwagę? Oczywiście są wyjątki i nie mylić osób tajemniczych z osobami, które pod maską są zupełnie inne – fałszywe.
Od pewnego czasu zaczęłam mocno selekcjonować znajomych pod kątem pewnych prostych zasad i wierz mi – jest mi z tym o wiele lepiej. Od tamtej pory żyje mi się wręcz wspaniale. Wystarczy na początek, że założysz sobie, iż na świecie jest tyle ludzi, iż nie warto otaczać się osobami, które negatywnie na nas wpływają (dziękuję Ludwik C. Siadlak za „hint” w rozmowie).
P.s.: nie kończysz jako zgorzkniały samotnik, tylko poznajesz sporo wspaniałych ludzi. Masz nawet większy „wybór” :)
Wybacz Alex za odbieganie od tematu.
Pozdrawiam słonecznie, Agnieszka.
Witam,
kissdesign:
“wybierając partnera życiowego strzeż się x,y,z…. Ciekaw jestem jak tylko dokonujesz tej magicznej klasyfikacji na ludzi, którzy są warci Twojej uwagi i na tych, których defekty sprawiają, że ich unikasz. Nie ma ludzi idealnych, a każdy z nas skrywa trupa w szafie. ”
A ja dopiero uczę się tej sztuki uników;))
Coś mi się nasunęło, może niezupełnie na temat. Rzecz o “wampirach energetycznych”. Ale one często są stabilne emocjonalnie i działają z premedytacją, dlatego właśnie nie na temat. Panuje powszechnie taki mit, że osoby te cierpią na deficyt energii i wysysają ją z “dawców”, czyli osób przeważnie wrażliwych i skłonnych do pomocy. I powszechna opinia o tym, że jeżeli zidentyfikujemy takiego wampira w swoim otoczeniu to musimy się natychmiast odciąć, w przeciwnym razie bardziej angażujemy się w problemy tej osoby niż w swoje życie. Jest to przepływ energii jednostronny, ze szkodą dla “dawcy”. Oczywiście należy dać każdemu szansę, pomóc jeśli ktoś potrzebuje tej pomocy i wiemy jak pomóc, ale gdy tylko zauważymy “ssanie” nie możemy pozostać w roli biernej ofiary.
I jeszcze o perfekcjonistach. Też nie na temat, ale chcę podać przykład konkretnej osoby której unikam. Niedawno pracowałam z kimś takim i zastanawiam się jak wytrzymałam tak długo. Perfekcjonizm to też rodzaj zaburzenia – nerwica. Akurat z tą przypadłością da się skutecznie walczyć, pod warunkiem, że ktoś nie traktuje jej jak zalety i CHCE z tym walczyć:) Perfekcjoniści wszystko i wszystkich krytykują i nieustannie się ze wszystkimi porównują, złoszczą ich cudze sukcesy, podważają cudze kompetencje, robiąc to głównie za plecami. W tym konkretnym przypadku, znając długo tę osobę, mogę powiedzieć z czego to wynika. Dziewczyna ta zawsze musiała sobie czymś zasłużyć na miłość matki, nie była to miłość bezwarunkowa. I bardzo jej współczuję z tego powodu.
Do czego zmierzam, osoba ta bywa czarująca, jest wrażliwa, inteligentna, bywa przemiła, bardzo ją lubię dla jej bogatej osobowości i wielu zalet, chciałabym się z nią nadal przyjaźnić, ale ta jedna cecha sprawia, że trzymam się od niej z daleka, mamy kontakt tylko telefoniczny choć mieszkamy w miarę blisko. Nie jestem w stanie słuchać kogoś kto jest aż tak krytyczny i oceniający, działa to na mnie toksycznie.
I jak tu nie unikać niektórych osób, nawet jeśli sami nie jesteśmy bez wad:) A może nas się również unika… i tu rachunek sumienia;))
(PS. Alex już kiedyś wspomniał o perfekcjonistach, kiedy pisał, że jeżeli będziemy bezustannie poprawiali produkt naszej pracy to nigdy nie będzie gotowy, wystarczy że będzie “good enough”. To było o tym, że solidność jest lepsza niż perfekcjonizm, ale nie pamiętam w którym poście o tym czytałam.)
Do wszystkich którzy sadzą, że istnieje recepta na uzdrowienie związku z osobą niestabilną emocjonalne (neurotyczną) – szczerze w to wątpię. Osoba taka musiałaby chcieć włożyć bardzo dużo pracy i przyjąć pomoc, chcieć być samodzielna i autonomiczna, a to wszystko jest dla niej zbyt niewygodne. Poczytajcie sobie o tzw. miłości neurotycznej. Dla osoby niestabilnej emocjonalnie jest to miłość ostateczna i na zawsze, nie ma w niej miejsca na wolność, osoba taka może się uciec do brania na litość, szantażu emocjonalnego, wpędzanie w poczucie winy, może grozić samobójstwem, wszystko po to by zatrzymać kogoś na kim jest emocjonalnie zawieszona. No, ale życie z taką osobą na pewno jest pełne wrażeń, więc jest to sport ekstremalny dla… wielbicieli sportów ekstremalnych:)
Pozdrawiam,
Dorota
@Agnieszka Ryczko
Miałem na myśli to, że:
a/trudno jest na pierwszy rzut oka określić, czy ktoś jest „stabilny emocjonalnie”.
b/ z drugiej strony tutaj pozostaje to zjawisko raczej niezdefiniowane.
No bo co to znaczy, że osoba X jest „niestabilna”? Neurotyczna? Depresyjna? Są pewne przesłanki, ku stwierdzeniu, że „Najstabilniejsi” są ludzie najbardziej „dostosowani”, czyli inaczej mówiąc konformiści. Z trzeciej znowu strony, z reguły jest to stabilność bardzo pozorna. I tak dalej i dalej.
Po któreś tam, owa 'stabilność’ – jeśli założymy jakąś zubożoną definicję potoczną – będzie zjawiskiem, które można stopniować.
W mojej ocenie struktura społeczno-ekonomiczna w jakiej żyjemy, bardzo sprzyja niestabilności, która jednak bardzo często jest ukryta pod maską konformizmu. W takim układzie jest bardzo trudno rozpoznawalna przez „niewprawne” oko.
A co co truizmu…. Napisanie „wiązanie się z osobą niestabilną emocjonalnie nie jest dobrą rzeczą” – bo do tego to się sprowadza ten tekst – jest truizmem. No bo, czy słyszałaś kogoś kto głosi tezę przeciwną? „Zwiąż się z osobą niestabilną emocjonalnie, a Twoje życie to będzie sielanką”?:))
Rysunki z kulkami wolę pominąć:) Kilku słynnych psychologów pewnie przewróciło by się w grobach, paru żyjących spadło z krzesła:)
i jeszcze krótka uwaga, której zapomniałem dodać. Tzw. 'true colors’ wychodzą w sytuacjach ekstremalnych, które mają miejsce rzadko, jednak definiują to kim naprawdę jesteśmy. Jeśli miałbym cokolwiek poradzić od serca, to byłoby to:
Nie wiążcie się z osobami, które nie sprawdziły się w sytuacjach podbramkowych. Natomiast jeśli ktoś takowych sytuacji nie miewa, oznacza to, że tak naprawdę „nie żyje”, więc osoba z którą się zwiąże ma znaczenie wtórne
kissdesign,
To, co jedni postrzegają jako wadę, inni mogą postrzegać jako zaletę. Zależy, „z czym nam po drodze” i czego szukamy.
Piszesz:
„Nie ma ludzi idealnych” – zgoda, ale tu nikt nie mówi o poszukiwaniu ideału, tylko o pewnej kompatybilnosci.
„każdy z nas skrywa trupa w szafie. Często w postaci takich czy innych przywar.” – to, że każdy ma przywary, wady etc – zgoda, ale nie każdy to skrywa. A trupo zawsze po jakimś czasie siedzenia w szafie zaczyna śmierdzieć. ;-)
„Unikając ludzi można skończyć jako zgorzkniały samotnik.” – tylko znowu nie mówimy tu o unikaniu ludzi, a o dobieraniu właściwych, nam pasujacych.
Pozdrawiam, Ewa
Anonim_jj
Napisałeś:
„Nie wiążcie się z osobami, które nie sprawdziły się w sytuacjach podbramkowych. Natomiast jeśli ktoś takowych sytuacji nie miewa, oznacza to, że tak naprawdę “nie żyje”, więc osoba z którą się zwiąże ma znaczenie wtórne”.
Wyłania się z tego specyficzne pojmowanie przez Ciebie życia – ten bardziej żyje, kto częściej staje w podbramkowych sytuacjach?
Naprawdę tak myślisz?
Ewa
@Ewa W
Racja – nie przeniosłem myśli na klawiaturę zbyt wiernie. Chodziło mi o to, że jeśli dobrze rozumiem to co mam przed sobą (zawsze może być tak, że autor miał co innego na myśli i trzeba czytać pomiędzy wierszami:)) to jest to truizm. Jeśli sprawa ma 2-gie i 3-dno – to przepraszam. Taki miałem zamysł a wyszło idiotycznie
Osobiście uważam że jest to jedna z najwazniejszych rzeczy jakie powinno sie sprawdzać, a raczej zwracac na nią uwagę bo trudno podejśc do nowopoznanej osoby z odpowiednim testem psychologicznym :)
Tylko doświadczenie pokazuje że Ci którzy są stabilni emocjonalnie niestety przyciągają tych niestabilnych którzy niejako żerują na tych silniejszych. A my jako Ci stabilni chcemy im pomóc, nauczyć i tak koło się kręci. Dlatego zgadzam się: generalizując- nawet lepiej nie podejmować dalszego kontaktu z taką osobą bo zawsze w finale bywa on druzgoczący, a po co?
Także jak najbardzieje popieram- powinna to być jedna z głównych rzeczy na jaką zwracamy uwagę dobierając sobie znajomych że o partnerze nie wspomnę :)
Bradzo trafne spostrzeżenia, poza jednym dotyczącym pilotow samolotów… W pracy owszem siła spokoju, ale życie z nimi jest emocjonujące w pozytywnym tego słowa zaczeniu ;-) Tak więc proszę nie upraszczaj! ;-)
Alex:
„Widzę że pewne moje doświadczenia nie są odosobnione” ;) myślę, że jest nas więcej, tylko niektórzy ukryli to pod hasłem „taki/a zawsze byłam czy taki po prostu jestem itd itd ” i po prostu nie wiedzą o swoich doświadczeniach :P
Czy mi się wydaje czy poziom postów spada ;)?
Pomysł ciekawy ale metafora jest zupełnie nie adekwatna. Ot tak ad hoc:
1. Stabilność emocjonalną znacznie lepiej definiowałaby masa kuli a nie nachylenie ścianek.
2. Metafora zakłada jakąś emocjonalną niezmienność, a to przecież oczywista pomyłka.
3. Metafora zakłada, że każde wychwianie od stanu normy jest zawsze negatywne a przecież czasem właśnie to jest celem (uczucie zakochania, podniecenia, itd…)
Pozdrawiam
uczeń
Witam serdecznie.
Emocje pomaga kontrolować znane powiedzenie: „nie rób z igły widły”. Ja staram się(gdy COŚ mnie zdenerwuje) zadać sobie w myślach pytanie: czy to COŚ, to „igły”, czy „widły”? Zazwyczaj pomaga.
Odbiegnę nieco od dyskusji – choć napiszę w temacie wpisu Alexa.
Alex przedstawił stabilność emocjonalną przy pomocy kulki i łuków, ja natomiast bardziej przyrównuję ją do sinusoidy – gdzie na górze są emocje pozytywne, na dole emocje negatywne. Sinusoida natomiast u różnych ludzi może się różnić przede wszystkim głębokością/spłaszczeniem. Jeśli emocje pozytywne są głębokie, to emocje negatywne są równie głębokie. Jeśli emocje pozytywne są płaskie to i negatywne nie wyrządzają szkód.
Taka teoria była prezentowana m.in. przez Schopenhauera (później podobną teorię przedstawiał De Mello). Mamy tutaj do czynienia z prostym równaniem. Suma emocji pozytywnych i negatywnych jest równa zero (gdzie emocje pozytywne to liczby dodatnie, a negatywne to liczby ujemne).
Zauważyłam, że część osób uważa, że można wyeliminować emocje negatywne zwiększając ilość tych pozytywnych. W krótkim terminie tak, w długim niestety się to wyrównuje.
Emocje pozytywne są tym silniejsze im bardziej pragnęliśmy tego co je wywołuje. To niekoniecznie musi być rzecz, to może być zainteresowanie innego człowieka, to może być nobilitująca posada, pogawędka z sympatyczną osobą itp.
Im bardziej czegoś pragniemy/oczekujemy tym większa jest radość/szczęście wynikające z zaspokojenia pragnienia. Szczęście wynikające ze spełnienia niestety trwa krótko, w jego miejsce pojawia się kolejne pragnienie (spełnienie to przyjemność, żeby ją poczuć, potrzebne są nowe cele, nowe bodźce).
Jednocześnie jednak samo pragnienie jest emocją negatywną, a nie pozytywną. Pragnienie to niezaspokojenie. Dół sinusoidy. Ale jednocześnie utrata tego co już zdobyliśmy (a czego mocno pragnęliśmy) wiąże się z równie silną emocją negatywną.
Wyjście z sytuacji? Dystans zarówno do emocji pozytywnych (fajnie, że coś się zdarzyło, ale nie identyfikuję się z tym zdarzeniem/osobą/przedmiotem, tylko obserwuję je – siebie i to coś – z ukosa) jak i do tych negatywnych.
Dystans do samego siebie i otaczającej rzeczywistości jest moim zdaniem kwestią kluczową dla zapewnienia stabilności psychicznej.
Uczeń,
Każdy ma prawo do swoich metafor:-) Dla Eli to sinusoida (standardowa ilustracja), dla Ciebie masa kuli, dla Alexa to, co przedstawił :-) Czy to dowodzi „spadku jakości postów” (z naciskiem na liczbę mnogą)? Hmm..
napisałeś:
„2. Metafora zakłada jakąś emocjonalną niezmienność, a to przecież oczywista pomyłka.”
– metafora niczego takiego według mnie nie „zakłada”, a post (wraz z metaforą) mówi o stabilności, a nie całkowitej niezmienności – przeczytaj np ten fragment pod rys. 1: „opisuje to osobę, która jest dość wrażliwa (łatwe wychylenie z położenia neutralnego) a jednocześnie posiada wewnętrzną stabilność własnych emocji i w miarę szybko wraca do stanu normalnego bez udziału siły (osoby) z zewnątrz”
„3. Metafora zakłada, że każde wychwianie od stanu normy jest zawsze negatywne a przecież czasem właśnie to jest celem (uczucie zakochania, podniecenia, itd…)”
– jak wyzej – przeczytaj uważnie – takie „wychwianie” z którego nie wracasz włąsnymi zasobami i siłami.
Pozdrawiam, Ewa
@Uczen:
A moze poziom komentarzy spada?:)
A powazniej to Ewa odpisala Ci juz, ja doloze 3 grosze. Piszesz:
„1. Stabilność emocjonalną znacznie lepiej definiowałaby masa kuli a nie nachylenie ścianek.”
Alexowi nie chodzilo o to jak trudno kogos wyprowadzic z rownowagi (tutaj analogia bylaby masa kuli, ktora przeklada sie na sile jaka trzeba przylozyc by ruszyc ja z miejsca) ale o to jak latwo (bez dodatkowej „sily”) kula to wychyleniu jej z polozenia rownowagi wroci na swoje miejsce. Czyli nie
„2. Metafora zakłada jakąś emocjonalną niezmienność, a to przecież oczywista pomyłka.”
Twoje zalozenie to oczywista pomylka, nic takiego w poscie nie bylo :)
„3. Metafora zakłada, że każde wychwianie od stanu normy jest zawsze negatywne a przecież czasem właśnie to jest celem (uczucie zakochania, podniecenia, itd…)”
Nie, zaklada ze negatywnie jest wtedy gdy kulka sama nie potrafi wrocic do punktu stabilnego.
Zgadzam się z Elą, bycie „obserwatorem” własnych myśli, stanów emocjonalnych to wg. mnie najlepsza droga do zachowania równowagi w życiu. Wymaga to trochę wysiłku ale jest tego warte:))
@Uczen
Sam Alex stwierdził, że osoba bezemocjonalna jak pilot samolotu w związku może okazać się irytująca…
Więc każde zachwianie ze stanu normy nie jest negatywne, jeśli jest ono świadome i kontrolowane, w innym przypadku zazwyczaj jest negatywne.
Nie rozumiem, czemu czepiacie się rysunkowego sposobu prezentacji tego zagadnienia przez Alexa? Ktoś tu chce sinusiodę, ktoś inny wprowadza mase kulki. Komuś innemu jeszcze pewnie brakuje przyspieszenia i dynamicznego oporu toczenia.
Dla mnie osobiście rysunki te są bardzo przejrzyste i czytelne. Wystarczy jeden rzut oka, aby zrozumieć, o co autorowi chodziło.
Zwłaszcza podoba mi się rysunek nr 3. Pokazuje on jak łatwo wtrącić osobę niestabilną emocjonalnie w otchłań histerii :-)
Osobiście, kilka lat temu zdarzyło mi się być świadkiem jak błache i neutralne w sumie zdarzenie spowodowało nieprawdopodobnie silną reakcję emocjonalną ze spazmami włącznie u dorosłej w sumie osoby. Nie muszę chyba dodawać, że dalsze kontakty z tą osobą sprowadziłem do najniezbędniejszego minimum. W końcu, kto lubi przebywać z wariatami :-)
Witam Ponownie
@ Ewa
Ewo dziękuje za Ciekawy komentarz. Ukrywa się w nim jednak założenie że naprawdę istnieje coś co Alex określa mianem „stan naturalny”. Otóż właśnie z tym mam największy problem. Nie ma stanu naturalnego. Wszystko płynie.
@ VaNTa
Strasznie zabawne jest to, że to dokładnie Ty wiesz o co chodziło Alexowi i z taką pewnością wypowiadasz się w jego imieniu ;). Punkty 2 i 3 – nie bo nie to nie argument. Punkt 1 patrz odpowiedź dla Ewy.
@ Pawel Kuriata
Masz rację. Gubi mnie tu słowo negatywne. Jest zbyt nieprecyzyjne. Użyłem go w znaczeniu – negatywne=podlegające korekcie. W tym sensie przejaw radości u osby bezemocjonalnej jest również czymś negatywnym. W gruncie rzeczy chyba wszystko rozbija się o pojęcie „stanu naturalnego”, który po prostu do mnie nie przemawia, a leży u samych podstaw metafory Alexa.
@ Alex
Duży plus za publikowanie również niezbyt przychylnych komentarzy. Dlaczego napisalem o poziomie? Zaglądam tu od dość dawna i treść zwykle wpisywała się w opis bloga: ROZWÓJ OSOBISTY, KARIERA, ZARZĄDZANIE I MARKETING DLA MŁODYCH MENEDŻERÓW tymczasem ostatnie parę postów np. Skuteczne alternatywy do przemocy, O tym jak klaps klapsowi równy, Przemoc fizyczna wobec dzieci elementem polskiej kultury? Kraków I am coming again :-). Hm – tochę jakby poradnik dla młodego rodzica :D
Pozdrawiam ciepło
Uczeń
@Uczen, piszesz:
„Strasznie zabawne jest to, że to dokładnie Ty wiesz o co chodziło Alexowi i z taką pewnością wypowiadasz się w jego imieniu .”
Nie wiem czy dokladnie wiem, mowie jakie jest moje zdanie i jak to rozumiem. Zapytaj autora i zobaczymy.
Poparlem to tez argumentem ze nic w poscie nie bylo na temat tego ze „zaklada jakas emocjonalna niezmiennosc”, bo ja nic takiego tam nie znajduje. Ty widzisz cos takiego?
„Punkty 2 i 3 – nie bo nie to nie argument.”
Gdzie napisalem „nie bo nie”? Uzylem tego samego argumentu „to przeciez oczywista pomylka”, ktorego Ty uzyles wczesniej, by pokazac Ci wlasnie ze to nie argument i mozna nim wszystko podeprzec.
W pkt. 3 tez nie ma „nie bo nie”, po prostu nie zgadzam sie z Twoja interpretacja metafory. I mowie jak ja ja rozumiem. Nie wiem dlaczego tego nie widzisz i uwazasz ze mowie „nie bo nie”.
’Wyłania się z tego specyficzne pojmowanie przez Ciebie życia – ten bardziej żyje, kto częściej staje w podbramkowych sytuacjach?’.
:)))
Poniekad tak jest. Znowu – zalezy jak zdefiniujemy sytuacje podbramkowa. Dla mnie bedzie to cos gdzie trzeba wykazac sie odwaga, pokazac swoja lojalnosc – inaczej: sprawdzic. W takim sensie – TAK. Kazdy kto 'naprawde zyje’ albo 'zyje intensywnie’ podejmuje wyzwania i ma do czynienia z ryzykiem, znajdzie sie w sytuacjach 'podbramkowych’ dosyc czesto. Czyli znajduje sie w sytuacjach podbramkowych. Wiekszosc ludzi w dzisiejszym spoleczenstwie zajmuje sie zawodowo 'unikaniem zycia’. Tak to rozumiem – zreszta z tego co sie orientuje kazdy 'guru’ od rozwoju osobistego i psychologii sukcesu, od Ziga Ziglara, przez Stephena Coveya po Briana Tracy mowi mniej wiecej to samo. Natomiast wkladanie mi w usta slow, ze podejmowanie ryzyka jest jedynym elementem definiujacym zycie wydaje mi sie zwyklym zabiegiem erystycznym.
Ja uważam Alexie, że się mylisz. Każdy z nas jest inny i możemy się przypisać do którejkolwiek z kulek. Problem polega na tym by partnerzy, przyjaciele bądź znajomi byli podobną kulką i znali „siły”, które prowadzą do kulania się mojej kulki. Nie tylko po to by uważać by kulka się nie ruszała, ale również po to by wspólnie kulać się w tym samym takcie – świadomie. Tyle o moim kulaniu :).
Coś cicho ostatnio na blogu.
Jeszcze nie tak dawno straciłem prace. Zastanawiałem się bardzo długo czemu dlaczego tak to się wszystko potoczyło. Nie załamałem się z tego powodu, ale na pewno mój system wartości został poddany próbie. Długo zastanawiałem się dlaczego takie wartości jak choćby : zaufanie, dobroć, uczciwość powodują, że możemy wpadać w pułapki ze strony innych. No bo jak wytłumaczyć, że jeśli jesteśmy uczciwi, nawet do samego końca i postępujemy spójnie ze sobą i nagle coś rypło nie z naszej winy. Długo myślałem, ale cóż tak widocznie musi już być. Tak wtedy myślałem. Byłem jednak do końca uczciwy w tym co robiłem i wierzyłem, że w końcu to przyniesie oczekiwany rezultat. Jakiś czas później miałem problemy z kobietą z którą byłem od 2 lat. Coś zaczęło się psuć, mówiła, że się jej znudziłem, ale dostrzegałem w tym inny wymiar. Wiedziałem że ma duże problemy w swoim życiu, ale nie wiedziałem konkretnie jakie więc nie umiałem jej pomóc. Próbowałem robić wszystko by jej pomóc, na drugi koniec Polski pojechałem dla niej po pieska cóż : podobno to najlepszy przyjaciel człowieka. Niby było lepiej, niby coś się naprawiło, ale nie do końca. Powiedziała mi, że mnie zdradziła tym bardziej że było to z moim bliskim znajomym. Wybaczyłem, nawet nie wiem, dlaczego. To i tak nie pomogło, rozmawiałem twierdziła, że już nie chce, że tylko rani ludzi, a ona sobie nie potrafi wybaczyć. Nie chodziło też o zdradę chodziło o duży uraz z dzieciństwa. To była mocna huśtawka emocjonalna, którą wtedy przeżyłem. Zostałem w jednej chwili sam, bez pracy z psem na tylnim siedzeniu, którego mi oddała. Zadzwonił telefon, to był szef, dla którego pracowałem wcześniej. Odruchowo odebrałem telefon. Chciał żebym wrócił, zarabiać będę dwa razy więcej dostane służbowy samochód i. telefon. Pomyślałem od razu, że nie chce wracać i to wszystko to tylko bajery, które nie mają większego znaczenia., ale z drugiej tez strony pomyślałem wtedy o czymś co kiedyś Alex tu napisał : Zauważaj okazje, próbuj, ryzykuj. Jeśli jesteś pozytywny, znajdziesz okazję nawet w niesprzyjających okolicznościach.
Pomyślałem, wtedy że to wszystko to nie przypadek. Zgodziłem się na spotkanie.
Przytłoczony tym wszystkim jechałem samochodem i myślałem. Obok mnie siedział pies. Co mam z nim zrobić? Pomyślałem co ma się stać niech się stanie. Wyszedłem z samochodu, żeby udać się do domu kiedy przed moim samochodem przystął mały chłopiec. Znałem go. Był uchodźcą ze wschodu, jego rodzina uciekła przed wojną. Pomyślałem sobie niech ten piesek jemu szczęście przyniesie. Powiedziałem żeby spytał się mamy (tate stracił na wojnie) zgodziła, się – zabrał pieska na spacer.
Historia prawdziwa.
A ja zajrzałam tu sobie…bo nurtuje mnie problem …i wiecie ciasno mi sie zrobiło w duszy, bo:
absolutnie nie zgadzam się na bycie kulką
-. to strasznie kwadratowe )Cóż mi daje artykuł zakwalifikuje mnie lub kogoś do tego podziału. kula nr 3 to kłopoty…z kulką nr 1. A kulka 2 tym sie nieprzejmuje…bo jest pilotem )
(ma szerszą perspektywę?)Za to Alex bardzo mnie interesuje… sam temat. Chciałaby wiedzieć dlaczego dokonuje takich a nie innych wyborów…zakładam że one sa w dużej mierze nieświadomie zaprogramowane -jakie stawiać pytania…by rozpoznać potrzeby, i programy które tworzą relacje i środowiko.
Widzę, że podczas mojej nieobecności dyskusja tutaj nieco sie zamotała :-)
Wrócę do niej, ale juz nie dzisiaj, zrobiło sie późno
Pozdrawiam
Alex
Witam, tym razem przyszła kolej na mnie google pytanie co robić… więc jestem.
Chciałam nieśmiało zauważyć, pół żartem pół serio, że istnieje jeszcze jeden model. A mianowicie model arkanoid :) czyli kulka, która wiadomo o co się odbije, ale nie wiadomo co z tego wyniknie emocjonalnie, czasem odbija się o czerwoną cegiełkę i w bonusie dostajemy „speeda” a czasem z tej samej czerwonej „zmniejszenie paletki do gry”… no i to tyle o moim aktualnym przejściowym stanie emocjonalnym ;) Witam serdecznie i zostaję tu na dłużej :)
Chciałam podzielić się swoja refleksją, ponieważ naszła mnie silnie i spontanicznie.
Aleksie, doradzasz, żeby eliminować takie osoby ze swojego życia, co sam z pewnym przekonaniem o swojej słuszności czynisz. Na temat tego jak się zmienić, gdy ma się tego typu problemy ze sobą podajesz, zgodnie ze sowim doświadczeniem, że trzeba otoczyć się ludźmi stabilnymi.
Czyli wyciągam wniosek, że kiedyś miałeś problemy ze swoimi emocjami i pomogli ci min. inni ludzie, którzy „pozwolili” ci przebywać w ich towarzystwie. Teraz ty jesteś na ich miejscu i co robisz? Skutecznie eliminujesz wszystkich niestabilnych ze swojego otoczenia. Dla mnie to iście „cwaniackie” podejście. Czy człowiek, który dostał do innych coś dobrego nie czuje potrzeby oddania tego dalej? I nie mówię tu o sprytnym uwiciu sobie na tym biznesu i branie za to pieniędzy ale o naturalnej potrzebie zachowania równowagi w kosmosie. Dostaje coś i podaje to dalej.
Przepraszam ze te emocje ale jestem trochę oburzona, bo w końcu pretendujesz do nauczania innych. Może ja tez za dużo wymagam. Niemniej czułam potrzebę zwrócenia uwagi na ten „kąt widzenia”.
@Marta
Moim zdaniem obierasz to zbyt jednostronnie i zbyt czarno-biało. Przeczytaj proszę sobie post „Szybka selekcja ludzi – dlaczego warto?” (link znajdziesz na końcu tej strony). Relacja z drugim człowiekiem jest zawsze złożona, zmienna w czasie i wielowymiarowa, a wiele reguł i zaleceń Alexa nie jest aptekarskimi czy matematycznymi zaleceniami do mechanicznego stosowania. Raczej są to wskazówki na co zwracać uwagę ale nie zawsze i nie wszędzie trzeba je stosować! To zawsze jest nasz wolny wybór i wola, czasami w imię innych korzyści warto odpuścić. Szczególnie, że biorąc literalnie wiele wskazówek się wyklucza :-)
Pozdrawiam
Tomek
„W przełożeniu na człowieka opisuje to osobę, która jest dość wrażliwa (łatwe wychylenie z położenia neutralnego) a jednocześnie posiada wewnętrzną stabilność własnych emocji i w miarę szybko wraca do stanu normalnego bez udziału siły (osoby) z zewnątrz. Z mojego punktu widzenia jest to normalny, zdrowy pod tym względem człowiek z którym można przedsięwziąć wiele różnych rzeczy.”
A co dla przykładu z człowiekiem, który łatwo wpada w gniew i wyładowuje go na otoczeniu. Sam bardzo szybko wraca do równowagi, otoczenie niekoniecznie… Ba…, po tym swoistym katharsis taki człowiek może osiągnąć nawet przyjemniejszy stan wewnętrzny niż był wyjściowy, natomiast otoczenie może nawet pozostać z traumą. Czy to naprawdę zdrowy człowiek? Czy może lepszy byłby w tej sytuacji wzorzec emocjonalny przedstawiony na drugim rysunku, czyli brak reakcji?
Co do trzeciego czy czwartego schematu to też same w sobie nie są one ani dobre ani złe. Czasem fajnie zapomnieć się i dać się ponieść fali w relacji z wartą tego osobą, prawda?
Cały sekret tkwi w umiętności kontrolowanego wyzwalania tych różnych stanów wewnętrznych w zależności od sytuacji.
A jaki jest istotny czynnik, który wpływa na rodzaj wyzwalanych u danej osoby reakcji emocjonalnych?