Niedawno zaobserwowałem kilka przykładów „sprzedaży” swojej osoby poniżej własnej wartości i z pewnością warto zastanowić się, czy przypadkiem nie robimy tego nieświadomie w życiu.
Przypadek pierwszy:
Tak się złożyło, że w ostatnich dniach otrzymałem kilka maili od czytelników, którym podoba się to co w tym blogu piszę. W tych wypowiedziach były ciekawe relacje jak to wykorzystują w praktyce, wszystkie napisane dobrym językiem, niektóre dość obszerne. To, co mnie bardzo zdziwiło był fakt, iż w każdym z tych maili było prawie tak samo brzmiące zdanie a mianowice: „Nie piszę w komentarzach, bo niewiele mam do powiedzenia”. Zaraz, a to, co napisaliście w mailach??? :-)
Przypomina mi to przypadek drugi:
Moja znajoma, którą przedstawiłem niemieckim kolegom zaczęła rozmowę od wyznania (po niemiecku) „nie mówię po niemiecku”, po czym wrzucona na głęboką wodę (czyli pozostawiona bez wsparcia językowego z mojej strony) przez dobry kwadrans gawędziła z rozmówcami w języku Goethego :-)
Jaki z tego wniosek? Część ludzi bardzo przesadza opowiadając o swoich niedoskonałościach. Zapewne bierze się to albo z tresury w dzieciństwie (nadmierna skromność, obawa przed ośmieszeniem się, przekonania, że gdzieś są ci wspaniali mistrzowie???), albo ze złudnego przeświadczenia, iż jak powiemy „nie potrafię” to albo dostaniemy taryfę ulgową, albo zostawi się nas w spokoju. To ostatnie jest dość prawdopodobne, ale w dzisiejszych czasach bardzo niekorzystne!
Oczywiście zdarza się też dużo przegięć w drugą strone i nadymanie się prawie do pęknięcia ośmiesza nadymającego się. Tego zachowania, dość często widzianego nawet w mediach, też nie polecam :-) niemniej nie widzę powodu, abyśmy od razu tak całkowicie wycofywali się i rezygnowali, tylko dlatego że jesteśmy w czymś nienajlepsi.
Zamiast tego możemy realistycznie ocenić nasze możliwości i zrobić z tego to, co się da.
Jak miałem 20 lat to zapisałem się do szkoły tańca towarzyskiego. Tam zdarzyło mi się, że raz jako partnerka przypadła mi ówczesna wicemistrzyni Polski w tańcach towarzyskich, która się w tej szkole trochę udzielała. Ze zrozumiałych względów byłem potężnie onieśmielony i oczywiście powiedziałem jej o tym. Jej odpowiedź zapamiętałem do dziś: „W tańcu chodzi głównie o to, aby się dobrze bawić. Czy się przy tym zna te parę figur więcej, czy mniej, to ma przecież drugorzędne znaczenie”
Tak więc, wszędzie tam gdzie nie chodzi o sprawy życia i śmierci bierzcie udział i bawcie się na ile tylko jest to możliwe!!
Dobrej zabawy!!
PS: Ze względu na sporą przeprowadzkę mogę być od jutra na parę dni odcięty od netu. Proszę o zrozumienie.
Z tą sprzedażą poniżej wartości to czasem tak jest, że lepiej jest powiedzieć „nie wiem jak to zrobić” i potem zaskoczyć (powiedzmy) pracodawcę :) Jednak jak już wcześniej u Pana przeczytałem – istnieje efektywny sposób na wyleczenie ludzi z tego zaniżania wartości :) („A jakbyś wiedział jak to zrobić, to jakbyś to zrobił?”)
Może po prostu boimy się tego, że się możemy pomylić w sprawie własnej „wartości”? Kilka razy zdarzyło mi się tak (mniej lub bardziej z mojej winy) wpaść po uszy, ponieważ będąc pewny umiejętności wykonania czegoś, musiałem potem ostro kombinować jak wyjść z twarzą :) Powiem szczerze, że to nic fajnego ^^
Pozdrawiam i życzę szybkiego zakończenia przeprowadzki :)
Paweł
Zacznijmy od tego, że darujemy sobie tego „Pana” :-) Zwracajmy się do siebie po imieniu, to raczej u mnie norma.
Ten sposób o którym pisałem, to nie bardzo leczy z zaniżania wartości, raczej jest metodą dorażnego przełamania chwilowej blokady u rozmówcy. Nad poczuciem własnej wartości trzeba zazwyczaj trochę popracować.
To co napisze poniżej nie dotyczy sytuacji, kiedy ktoś mógłby stracić życie bądź zdrowie, powstać poważna strata materialna lub duży uszczerbek dla naszej reputacji!!
W sytuacjach innych niż te powyżej lekkie przeszacowanie własnych możliwości dobrze wpływa na ich rozwój, pod warunkiem, że jak napisałeś, będziemy „kombinować” co z tym zrobić. Tylko wtedy naprawdę rośniemy!!
Pozdrawiam
Alex
I niech nikt nie myśli, że to typowo Polska przypadłośc. Akturat w zakresie znajmości języka jeszcze „lepsi” od nas są Finowie – jeśli na pytanie o znajomośc angielskiego taki Fin odpowie „a little” oznacza, że będzie się można z nim bez problemów dogadac w większości codziennych sytuacji. A zdarzyło mi się widziec rodaków deklarujących znajomośc szekspirowego języka, a niepotrafiących odpowiedziec na pytanie „która godzina”.
Alex,
U mnie to jest tzw 'skromnośc’. W naszej kulturze (nie tylko Polskiej, a chyba Słowiańskiej w ogóle) uczą być skromnymi i miłymi (przynajmniej dziewczynki). A dołóż do tego religię, gdzie jednym z grzechów jest pycha.
Ja przyznaję otwarcie, że nie umiem się sprzedać. Na rozmowach kwalifikacyjnych miałam nie lada problem. Najbardziej kiedyś wkurzyło mnie pytanie 'Na ile oceniam swoje umiejętności w dziedzinie hurtowni danych i Oracle w skali od 0 do 10′? I co miałam odpowiedzieć? W porównaniu do większości osób spotkanych w tym temacie – byłam nie gorsza, a często nawte lepsza od nich. Ale też współpracowałam i uczyłam się od osoby, w porównaniu do której to chyba i 2 na 10 nie będę miała. A może to moja przypadłość do porównywania się do najlepszych osób, które znam? W tańcu też tak mam.
Dopiero pewności swoich zdolności dawały mi duże(ale naprawdę duże) sukcesy. W szkole – wygrywanie olimpiad- co pozwoliło mi na swobodne myślenie (ale nie mówienie!!!), że jestem zdolna. A w pracy ostatnio – sukces projektu, który parę osób z większym doświadczeniem zawaliły i to totalnie, przez oc miałam trudniej, bo zaczynałam nie od zera, a z głębokiego dołka-minusa.
Dopiero takie naprawdę dużej wagi pozytywne zdarzenia zarzucały do mojej głowy myśl, że jednak jestem dobra w czymś i mogła bym się tym chwalić.
Olga
Witajcie :)
Rzeczywiście kwestia zaniżania wartości swoich umiejętności to jest problem. Łatwiej mi u kogoś widzieć pozytywny ruch (działanie w dobrą stronę, zdobywanie umiejętności, mądre korzystanie z nich itd) niż u kogoś. Ciężko jest odkręcić takie wychowanie, ale pracuję nad tym :)
Pozdrawiam i życzę powodzenia wszystkim, podobnie się zmagającym :)
Umniejszanie własnej wartości może mieć dwa źródła: jedno, o którym pisze Paweł, drugie o którym wspomniała Olga. Oba te etapy w jakimś stopniu łącza się w moim zachowaniu i postępowaniu. Z jednej strony nie chcę pozować się na osobę wisząca wszystko, co często jest po prostu nadinterpretacją wypowiadanych przeze mnie słów. Z drugiej, nie raz i nie dwa spotkałem już osoby, które w danej dziedzinie wiedzą i potrafią ode mnie więcej.
Na oba te problemy powoli staram się wypracować rozwiązanie: Kiedy czegoś nie wiem, to o tym mówię z zaznaczeniem, że jestem gotów by się dowiedzieć. Po drugie, wraz z doświadczeniem, mogę coraz lepiej szacować i określać wymagany nakład pracy do zrealizowania danego zadania. Mogę tego jednak dokonać tylko wtedy, gdy wcześniej zgodziłem się eksperymentować i próbować.
Z mojego doświadczenia coraz częściej wynika, że świat wcale nie jest taki zły, jak rodzice mówili, i że mogę próbować się zmienić… cały czas pamiętając o ewentualnych konsekwencjach mojego zachowania.
W tym miejscu jest to w kontekście delikatnego, alt te stałego podnoszenia poprzeczki i podejmowania się wyzwań, bez umniejszania właśnie osoby.