Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Strona główna
Blog
Najważniejsze posty
Archiwum newslettera
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
Rozwój osobisty i kariera

Kiedy nie pasuje nam temat rozmowy….

Ostatnio dyskutowaliśmy o dość banalnej sytuacji, kiedy zadajemy komuś pytanie, a ta osoba niepotrzebnie nadinterpretuje to co chcieliśmy wyrazić. Sam post, jak i cała dyskusja pokazały, jak bardzo ta powszechna ułomność komplikuje życie zarówno nam, jak i naszym rozmówcom. Teraz, to aż strach pójść dalej i napisać coś o bezpośrednich komunikatach, które jeszcze bardziej nie będą się podobać większości ludzi wokół nas :-). No cóż, ten blog nigdy nie uciekał od tematów trudnych jeśli tylko były one przydatne Czytelnikom, więc pozwólcie, że podejmę tę kwestię.

Chodzi mi konkretnie o dwa rodzaje zachowań, z którym osobiście bardzo niechętnie się konfrontuję i w miarę możliwości staram się ich unikać

  • Męczące dla mnie jest przebywanie w towarzystwie, które przez dłuższy czas zajmuje się wzajemnym odgrzewaniem minionych historii i zdarzeń, co zdaje się być ulubionym zajęciem ludzi, nie mających interesujących przeżyć i przemyśleń mających miejsce w teraźniejszym życiu. Nie chcę się powtarzać i dlatego polecam przed dalszym czytaniem tego postu zapoznanie się z tekstem „Nie róbmy tego jak krowy” abyście dokładnie wiedzieli o co mi chodzi.
  • Bardzo niekorzystnie wpływa na mnie dłuższe słuchanie opowiadań o czyichś nieszczęściach i problemach w sytuacji, kiedy absolutnie nie mogę zrobić nic, aby danej osobie realnie pomóc. Tutaj chcę podkreślić, że jestem człowiekiem ponadprzeciętnie skłonnym do udzielania pomocy i wsparcia innym ludziom, naturalnie też takim, których tak blisko nie znam i to wszystko bez jakiejś własnej agendy. Zdaję sobie też sprawę, że czasem zwykłe wysłuchanie czyichś narzekań może przynieść danej osobie ulgę, jednak ze względu na to, iż takie słuchanie w poczuciu własnej bezsilności ewidentnie pozbawia mnie energii, bardzo ograniczam czas, kiedy jestem gotów odgrywać rolę takiego emocjonalnego „śmietnika”. Najgorzej działa na mnie to wtedy, kiedy osoba A opowiada o nieszczęściach osoby B, której w ogóle nie znam, a takie przypadki też się zdarzają.

I teraz przejdźmy do sedna problemu.
Jeżeli mamy do czynienia z którąś z powyższych sytuacji i delikatne działania, aby zmienić temat rozmowy nie dały pożądanego skutku, to mamy dwie możliwości:

  • Robić dobrą minę do złej gry i w imię  dbania o dobra relację z daną osobą, lub tzw. wymogów  dobrego wychowania cierpliwie brać udział w czymś, co kompletnie nam nie odpowiada.
  • Niezwykle kulturalnie, a jednocześnie całkiem jasno i klarownie dać drugiej osobie (lub osobom) do zrozumienia, że dalsza konwersacja na dany temat całkowicie nam nie odpowiada i nie chcemy jej kontynuować.

Z moich obserwacji wynika, że większość ludzi cierpi w milczeniu wybierając ten wariant pierwszy, co może być efektem słabego poczucia własnej wartości, wychowania i wzorców z otoczenia.
Osobiście jestem praktykującym zwolennikiem tego drugiego podejścia i chętnie wytłumaczę dlaczego.

  • Pierwszy powód jest czysto egoistyczny – zdaję sobie sprawę, że mój pobyt na tej planecie jest ograniczony i dlatego staram się minimalizować zajmowanie się sprawami, które z mojego punktu widzenia nie są ani przyjemne, ani produktywne. Abyśmy się dobrze zrozumieli, skuteczne pomaganie komuś uznaję za czynność produktywną i do tego sprawiająca mi sporą przyjemność.
    Czy ktoś ma wątpliwości co do takiej postawy?
  • Drugi powód, to szacunek dla drugiego człowieka – zamiast udawać coś przed nim i mamić go pozorami serwuję mu (kulturalnie i z całym poszanowaniem) po prostu prawdę. Ta prawda pozwala mu albo przemyśleć własne postępowanie i coś zmienić, albo znaleźć lepiej pasującego partnera do takiej rozmowy, jaką akurat chce prowadzić. Dla mnie obydwa te rozwiązania są całkowicie w porządku i każde z nich akceptuję.

Problemem jest fakt, że znakomita większość osób nie odbiera takiego postępowania z mojej strony, jako przejawu bardzo poważnego potraktowania ich, lecz „z automatu” reaguje na to jak na lekceważenie lub osobista obrazę. Kiedyś, aby takich ludzi nie „stracić” szedłem w takich sytuacjach na różne kompromisy, dziś uważam, że znacznie lepiej jest pozostać wiernym sobie i dość otwarcie komunikować swoje stanowisko światu. Naturalnie powodowało to i powoduje, iż spora część otoczenia nie pochwala takiego podejścia i wręcz odrzuca moją osobę, ale przecież i tak nie dogodzimy wszystkim. Zamiast próbować robić to ostatnie, wole znaleźć ludzi, dla których otwarty styl porozumiewania się jest czymś, czego poszukują i doceniają. W rezultacie buduję sobie otoczenie w którym z jednej strony mogę być po prostu sobą, a z drugiej nawzajem dajemy sobie to, co każdy potrzebuje (tutaj akurat w aspekcie wzajemnej komunikacji).

Wielu ludzi, których spotykam w realu pyta mnie skąd biorę w życiu tyle energii i pogody, a to jest właśnie jeden z powodów :-)

Jak to wygląda u Was?

Komentarze (59) →
Alex W. Barszczewski, 2009-09-19
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Z jaką rozdzielczością odbierasz przekaz werbalny

Aby wyjaśnić o co mi chodzi przyjrzyjmy się obydwu wersjom tego samego zdjęcia:
500x333

Tak wygląda krajobraz kiedy potrafimy odbierać go w stosunkowo dużej rozdzielczości, która pozwala rozróżnić dużo niuansów światła i koloru
20_13

A tak, jak w małej, kiedy nasze możliwości rozróżnienia są niewielkie.

Zadajecie sobie zapewne pytanie, co to ma wspólnego z naszą komunikacją werbalną?

Niestety bardzo wiele, bo moje obserwacje wykazują, że mnóstwo ludzi, zwłaszcza jeśli chodzi o przekazy poza ich specjalnością zawodową lub jakimś hobby, wykazuje w swoich reakcjach „subtelność” rozróżniania i reakcji (szczególnie emocjonalnych) zbliżoną niestety do tego dolnego obrazka.

Nie mam przy tym na myśli nieznajomości języka polskiego i niezrozumienia znaczenia poszczególnych użytych wyrazów, choć czasem zabawne jest patrzenie jak wielu polskich „dziennikarzy” nazywa np. każdy silniejszy wiatr huraganem :-)

Bardziej chodzi mi o częste sytuacje, kiedy zupełnie różne wyrażenia naszego rozmówcy powodują tę samą, nieadekwatną do zawartości przekazu, reakcję. Zdarza się to zarówno w miejscu pracy, jak i w życiu prywatnym.

W tym pierwszym bardzo często zdania „to wymaga dopracowania”, albo „powinieneś popracować nad umiejętnością X” powodują identyczną reakcję jak stwierdzenia „jesteś do niczego”, albo „należałoby cie zwolnić”. Przeważnie jest to kompletnie nieuzasadnione, a ludzie sami sobie robią „kuku” nadinterpretując taki przekaz.

To jest jeszcze „małym piwem” w porównaniu do tego, co często dzieje się w relacjach prywatnych.

Jak często stwierdzenie „nie mam teraz czasu dla ciebie” albo „potrzebuję teraz skupić się na czymś innym”  jest odbierane dokładnie tak samo jak powiedzenie „jesteś mi obojętna” lub wręcz „mam cię gdzieś”?

Weźmy dla przykładu taki przypadek, kiedy jedna osoba chce porozmawiać na jakiś temat, a drugiej chwilowo bardzo taka rozmowa nie odpowiada (bo np. ma coś innego do zrobienia, co wymaga sporego skupienia).

Rozsądnym zachowaniem  w takiej sytuacji jest pytanie do partnera „czy musimy akurat teraz porozmawiać na ten temat?”, co ma na celu ustalenie, czy istnieje konieczność natychmiastowego zajęcia się tematem, czy też może to trochę poczekać. Niby prosta sprawa, a jak reaguje wiele osób??
Zdarzyło mi się rozmawiać w bardzo inteligentnymi młodymi ludźmi, dla których zarówno powyższe pytanie jak i stwierdzenie „opowiadasz pierdoły” były równoważne i spowodowałyby taką samą reakcję!!! Jakie szkody w relacjach z innymi ludźmi, zwłaszcza bliskimi nam może spowodować taki brak subtelności rozróżniania przekazów??

U jakich ciekawych ludzi możemy się w ten sposób zdyskwalifikować jako potencjalni partnerzy??
W starszym pokoleniu, szczególnie wśród kobiet takie „uproszczone” reakcje były dość rozpowszechnione, ale najwyraźniej przeskoczyło to jakoś na ich dzieci i w podobny sposób przyczynia się do wielu ich problemów.

Dlatego gorąco zalecam przyjrzenie się własnym zachowaniom i w razie potrzeby popracowanie nad nimi. Jeżeli zauważycie coś takiego u partnera, to macie dość poważny problem, bo tacy ludzie niechętnie pod tym względem się zmieniają. Niektórzy moi rozmówcy, kiedy zwróciłem im uwagę to zjawisko usiłowali argumentować, że tak jest dobrze, bo zwiększa to „tajemniczość” i „spontaniczność” w relacji :-)

Komentarze (65) →
Alex W. Barszczewski, 2009-09-13
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Kwestie materialne w poszukiwaniu partnera

Mój ostatni post, mimo iż napisany był nieco „na kolanie” wzbudził spore zainteresowanie i intensywną dyskusję. Dlatego, jak już jesteśmy rozgrzani w tym temacie,  postanowiłem teraz „dołożyć” nieco dalszych rozważań na temat aspektu materialnego w relacjach damsko-męskich. Przy okazji powinno to wyjaśnić, dlaczego mieszanie spraw finansowych do romantycznego związku uważam za nienajlepszy pomysł.
Poniższy tekst nie powinien być rozumiany, jako gotowa, uniwersalna recepta, bardziej jako inspiracja do dyskusji i własnego, świeżego spojrzenia na kilka specyficznych zagadnień głębszej relacji z drugim człowiekiem.
Aby nie być zmuszonym do pisania całej książki pozwolę sobie poczynić tutaj kilka uproszczeń, nie zniekształcających jednak mojego głównego przesłania. Z powodów praktycznych napiszę ten tekst z pozycji heteroseksualnego mężczyzny, jestem przekonany, że sprawa wygląda bardzo podobnie z punktu widzenia innej płci lub/i preferencji seksualnej. Po tym wstępie możemy przejść do rzeczy :-)

Jeśli spojrzymy na całe spektrum możliwych interakcji z bliskim człowiekiem, z którym mamy romantyczną relację, to możemy podzielić je na dwie dość odmienne od siebie płaszczyzny:

  • Płaszczyzna uczuciowo-emocjonalna : miłość, bliskość, ciepło, zrozumienie, dobra komunikacja, intymność, pieszczoty, dobry seks itp.
  • Płaszczyzna materialno-finansowa: kwestie utrzymania się, zakupów, mieszkania, kredytów, wspólnoty gospodarczej wszelakiego rodzaju  itp.

Jeżeli teraz spojrzymy na związki dwojga ludzi, to będą one znacznie różniły się między sobą głębokością relacji na każdej z tych płaszczyzn. Mam teraz na myśli nie to, co deklarują obie strony pozostające ze sobą, lecz obserwowalny stan faktyczny. A ten stan, pominąwszy pierwsza fazę zakochania się, jest przeważnie mieszanka tych obu wspomnianych wyżej dziedzin.
Tutaj moje podejście bardzo różni się od wielu innych osób i polega na tym, że o ile w związku z bliską kobietą płaszczyzna uczuciowo- emocjonalna jest dla mnie szalenie ważna, o tyle ta materialno-finansowa jest bez większego znaczenia i pełni rolę całkowicie drugorzędną (patrz moje jedyne kryterium z poprzedniego postu). To oznacza, że staram się pogłębiać skalę i zakres naszych wzajemnych odczuć ze sobą, a szeroko rozumianą kwestię „kasy” trzymam w dużej mierze poza ramami relacji.
Dlaczego tak robię?
No cóż, od pewnego czasu moim głównym priorytetem jest przeżywanie niezwykle intensywnych i gorących odczuć w relacji z bliską mi kobietą.  Trzymanie spraw materialnych poza relacją znacznie ułatwia znalezienie odpowiedniej kobiety i delektowanie się wszystkim, co możemy od niej dostać lub razem z nią nawyprawiać :-)
Spójrzmy dlaczego tak uważam:

Jest rzeczą oczywista, że aby relacja była bardzo udana, to ludzie w tych zakresach, które w niej wchodzą w grę muszą być bardzo kompatybilni. Jak słusznie zauważyła wcześniej jedna z Czytelniczek, dotyczy to też sprawy finansów, które wymagają zbliżonego podejścia jeżeli mają stać się elementem udanego związku.

Jeżeli teraz w moich poszukiwaniach skoncentruję się na tej płaszczyźnie, która jest dla mnie naprawdę ważna, to znacznie szybciej znajdę kogoś pasującego i nie będę musiał iść na różne niepotrzebne kompromisy (kompromis – rozwiązanie z którym żadna ze stron nie jest naprawdę szczęśliwa).
Zilustrujmy to przykładem, przy czym uprzedzam, iż użyte tu dane liczbowe biorę „z powietrza”, nie chodzi mi o naukowy wywód, tylko o zilustrowanie zagadnienia.
Załóżmy czysto roboczo, że przy moich cechach i potrzebach emocjonalnych jedna na sto kobiet może okazać się pasującą partnerką. Załóżmy (bardzo optymistycznie), że przy moich cechach i podejściu do kwestii materialnych jedna na sto kobiet może okazać się pasującą partnerką w tychże kwestiach.

To znaczy, że prawdopodobieństwo znalezienia kobiety, z którą mogę mieć głęboką relację emocjonalną i „odjazdowe” uniesienia i przeżycia wynosi 0,01
Tak samo prawdopodobieństwo znalezienia kobiety, z którą mógłbym stworzyć udaną relację na płaszczyźnie finansowo-materialnej wynosi 0,01

Moje dość długie i urozmaicone doświadczenie życiowe wykazuje, że jeśli chodzi o występowanie tych dwóch rodzajów cech w jednej osobie, to nie ma miedzy nimi jakiejś znaczącej korelacji. Raczej możemy założyć, że posiadanie jednej z nich nie ma większego wpływu na istnienie drugiej. Mówiąc językiem rachunku prawdopodobieństwa możemy przyjąć, że mamy do czynienia z tzw. zdarzeniami niezależnymi, a wtedy prawdopodobieństwo ich jednoczesnego wystąpienia jest iloczynem  prawdopodobieństw każdego ze zdarzeń składowych.

Czyli, jeżeli ktoś chce mieć  udany związek rozciągający się zarówno na sferę emocjonalną jak i materialną to szanse znalezienia odpowiedniego partnera wyglądają przy naszych założeniach następująco:

Szansa że ktoś pasuje nam (i jemu) w obydwu zakresach wynosi 0,01*0,01 = 0,0001 !!!
To oznacza, że o ile w moim przypadku, aby znaleźć osobę, z którą będę miał bardzo udaną relację emocjonalną, statystycznie rzecz biorąc musiałbym poznać 100 kobiet, o tyle ktoś, kto jak większość ludzi chce z partnerem mieć zarówno gorący związek miłosny, jak i udaną wspólnotę gospodarczą, musi poznać 10 000 kobiet aby trafić na tę właściwą !!!

To oznacza dłuuuuugie poszukiwania, podczas kiedy ja i moja partnerka  delektujemy się już pełnią fantastycznych wrażeń i odczuć wzbogacając nawzajem nasze życie.
W praktyce oczywiście większość  osób nie bawi się w takie długie szukanie partnera, idąc zamiast tego na niepotrzebne kompromisy, co na dłuższą metę nie prowadzi do oszałamiających wyników. W rezultacie tych rezygnacji z niektórych własnych potrzeb, w wielu związkach po latach nie ma albo miłości, albo strona materialna kuleje, albo co gorsza i to i to.

Naturalnie możemy znaleźć wyjątki, ale  obserwacja większości długoterminowych relacji opartych na takich kompromisach raczej nastraja pesymistycznie. Rozumiem, że jest rzeczą normalną, iż we wspólnym życiu z realnym człowiekiem trzeba od czasu do czasu zaakceptować różne wzajemne niedoskonałości, ale po co iść na więcej kompromisów, niż jest to absolutnie konieczne? Każdy z nich zmniejsza przecież szanse na długofalowy satysfakcjonujący związek, bo jak mówi stare stwierdzenie „natura nie znosi próżni” i ludzką cechą jest poszukiwanie innych sposobów skompensowania sobie odczuwalnych niedoborów.
Właśnie dlatego, po przetestowaniu w życiu chyba wszelkich możliwych wariantów koncentruję się na tym, co jest dla mnie naprawdę ważne (kompatybilność w sferze uczuciowej) i tam szukam bardzo dokładnie. W zamian zostawiam cały ten kram materialno-finansowy poza nawiasem relacji. To daje dużą skuteczność w zaspokajaniu potrzeb zarówno własnych jak i partnerki.
Zdaję sobie sprawę, że takie podejście jest nieco odmienne od ogólnie przyjętego w społeczeństwie, do tego zapewne pojawiają się typowe pytania co ze wspieraniem partnera, co ze wzajemnym dorabianiem się itp.Nie chcę rozciągać nadmiernie tego postu, więc pozwólcie, że o tych kwestiach napisze następnym razem.

Teraz zapraszam do dyskusji, proszę tylko o uważne przeczytanie powyższego tekstu, zanim będziecie wypowiadać się na jego temat.  Jeżeli macie pytania dotyczące powyższych przemyśleń to oczywiście też chętnie na nie odpowiem.

Komentarze (101) →
Alex W. Barszczewski, 2009-09-06
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Związek a zarobki partnerów?

W dyskusji pod jednym z poprzednich postów nasza Czytelniczka opisała następujący problem:
„……zarabiam przyzwoicie od samego początku. ……. mi absolutnie nigdy nie przyszło do głowy porównywać się z żadnym moich facetów finansowo. Ale to IM przeszkadzało, że zarabiam więcej. I to ONI z czasem co raz gorzej się z tym czuli, …….. Te kilka związków właśnie z tego powodu się rozpadło”

Czytając tę historię i przypominając sobie całe mnóstwo problemów związanych z zarobkami i związkami o których słyszałem zadałem sobie następujące pytanie:

Po co mojemu partnerowi/partnerce informacja ile ja zarabiam??

Wielu z Was zapewne w tym momencie pomyśli „jak to, jak można taka informacje ukrywać przed najbliższą osobą, którą do tego może jeszcze kochamy?”

Zapytam w takim razie:
Czy Wasz związek będzie mniej romantyczny lub pozbawiony głębokich uczuć jeżeli taką informację zachowasz dla siebie???

Jeżeli by tak było, to o czym to świadczy?

Oczywiście kwestii finansów nie można całkowicie pominąć, dlatego podzielę się z Wami moim osobistym podejściem do tego tematu. Nie traktujcie tego jako prawdy objawionej lub czegoś, co każę Wam zaimplementować w Waszym życiu, spójrzcie na to jedynie jako na materiał do własnych przemyśleń.

Dla mnie kwestia finansów jest jednym z bardzo ważnych kryteriów wstępnego doboru partnerki, ale tylko w jednym aspekcie, a mianowicie czy dana osoba (w moim przypadku kobieta :-)) potrafi sama się utrzymać. Jest to bardziej pytanie dotyczące charakteru niż pieniędzy dlatego poziom tego utrzymania się jest mi dość obojętny. Nie przeszkadza np. jeśli ktoś miesięcznie zarabia tyle ile ja w kilka godzin, bo to nie o kwoty chodzi.

Jeżeli ktoś nie jest w stanie sam się utrzymać, to jest to kryterium dyskwalifikujące!!!

Można oczywiście rozważać, że ktoś „miał pecha w życiu” itp. doświadczenie wykazuje jednak, że niestety bardzo często dana sytuacja jest rezultatem podejścia i wyborów danej osoby, która w ten sposób jest za swoją sytuację odpowiedzialna. Jak coś takiego widzicie przed sobą, to uciekajcie gdzie pieprz rośnie!!

Nie oznacza to, że zalecam obojętność w stosunku do takich ludzi, sam pomagam innym w potrzebie, ale nigdy przenigdy nie mieszajcie działań dobroczynnych z relacją damsko męską.To na początku może nas dowartościowywać jako rycerzy/księżniczki na białym koniu, ale przeważnie kończy się źle. Kiedyś napiszę Wam na ten temat wzięty z życia ciąg dalszy bajki o Kopciuszku :-)

Jeżeli już zarabiamy stosunkowo dużo, to dobrą rzeczą do pokazania partnerowi jest  to, że robimy to w sposób w miarę uczciwy i nie związany np. ze światem przestępczym, no ale to już jest due dilligence :-)

Tyle na ten temat. Ile ja zarabiam, ile mam na koncie to całkowicie moja sprawa, tak samo nie wypytuję tego partnerki.

Jeżeli w tym aspekcie jest miedzy nami duża dysproporcja, która uniemożliwia lub poważnie utrudnia partycypację drugiej osoby np. w kosztach wspólnych wyjazdów, to po prostu taktownie uświadamiam partnerkę, że mamy wystarczające zasoby, aby to przeprowadzić i nasze przedsięwzięcie należy właśnie potraktować jako wspólne wykorzystanie tychże zasobów. Życia nie możemy przecież sprowadzić do tak banalnej kwestii jak pieniądze i równych „składek” !!

Nie zmienia to faktu, że nadal to ile zarabiam lub mam na koncie pozostaje sprawą moją i mojego aktualnego Urzędu Skarbowego. Tak jest lepiej.

W następnym poście napiszę o innym problemie, który może zablokować Wam w przyszłości drogę do bardzo ciekawego związku, a którego istnienie nie jest taki oczywiste dla większości ludzi.

Na razie zapraszam do dyskusji w komentarzach.

Komentarze (180) →
Alex W. Barszczewski, 2009-08-25
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Jak mocna jest Twoja pozycja w firmie?

Pamiętacie posty o wartości rynkowej i byciu jedynym na liście? Dzisiaj mam dla Was test przy pomocy którego możecie sprawdzić na ile w rzeczywistości macie silną pozycję w firmie.

Pomyślcie sobie (albo najlepiej zróbcie to faktycznie :-)), że idziecie do Waszego bezpośredniego przełożonego i pytacie:

” Wyobraź sobie, że przychodzę do Ciebie i komunikuję, że w najbliższym czasie zamierzam podjąć podobną do obecnej pracę i to w firmie o podobnym profilu. Czy i co zrobiłbyś aby mnie zatrzymać tutaj?”

Mamy następujące możliwości:

  1. boisz się w ogóle zadać przełożonemu takie pytanie – Twoja pozycja w firmie jest słabiutka, tak słaba, że na pewne tematy nawet nie możesz porozmawiać
  2. przełożony mówi „nic nie mogę zrobić” – pozycja całego działu (i przełożonego) jest słaba, co oczywiście przekłada się na Twoją słabość. Przy najbliższej restrukturyzacji możesz łatwo pójść pod topór
  3. przełożony mówi „a idź sobie”, „życzę szczęścia”  lub coś podobnego – Twoja osobista pozycja jest słaba, ryzyko patrz powyżej
  4. przełożony nie chce na ten temat rozmawiać obawiając się, że dałby Ci zbyt wiele argumentów na podwyżkę – być może jest on świadom że dostajesz wynagrodzenie poniżej tego, co powinieneś :-)
  5. przełożony pokazuje, że bardzo mu zależy na tym abyś pozostał w obecnej firmie – masz silną pozycje, do której długoterminowo powinien dążyć każdy pracownik/zleceniobiorca
  6. przełożony zaczyna wypytywać się o szczegóły – pewnie był na moim szkoleniu i wie, że zanim cokolwiek powie to powinien zdobyć jak największą ilość informacji :-) Powiedz mu wtedy dokładnie o co Ci chodzi (zbadanie Twojego znaczenia w firmie) po czym obstawaj przy uzyskaniu odpowiedzi. Tę odpowiedź ewaluuj jak w punktach 1-5

Możecie się śmiać, ale są firmy, które w procesie ciągłego udoskonalania jakości „czynnika ludzkiego” każą takie ćwiczenia robić managerom!
Jeżeli nasz osobisty rezultat leży gdzieś w zakresie przypadków 1-4 to należy traktować to jako poważny sygnał ostrzegawczy.  W takiej sytuacji dobrze jest podjąć jakiekolwiek działania naprawcze, a na pewno wstrzymać sie od podejmowania długoterminowych zobowiązań typu kredyty, dzieci itp. W dzisiejszej niepewnej sytuacji ekonomicznej ryzyko obudzenia się z ręką w przysłowiowym nocniku jest zbyt duże. Fakt, że większość pracującej populacji ma słabą pozycje w miejscu pracy nie powinien być żadną pociechą. Jak spadnie topór zwolnień nic Wam to nie pomoże, a jak wiem też z osobistych doświadczeń, walka o ekonomiczne przetrwanie to nic zabawnego.
Ciekaw jestem, do jakich wniosków dojdziecie :-)

PS: Post o bajkach cz.2 powstaje w powoli, bo wymaga on dużego wyczucia a na razie mam wenę do kreatywnego rozwiązywania zagadnień biznesowych

Komentarze (41) →
Alex W. Barszczewski, 2009-08-11
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Czego możemy nauczyć się z bajek cz. 1

W najbliższych postach przyjrzyjmy się dwóm bajkom i praktycznym wnioskom, jakie możemy z nich wyciągnąć.

Pamiętacie bajkę o śpiącej królewnie?

Zaczarowana przez złą wróżkę  królewna spała głębokim snem i tylko pocałunek księcia mógł ją z tego snu obudzić. Zwróćcie uwagę, że obudzić księżniczkę mógł nie pocałunek jakiegokolwiek chłopa z ludu, posiadacza męskich organów płciowych, lecz musiał to być prawdziwy książę.

Co to ma wspólnego z rzeczywistością?

Bardzo wiele, gdyż znakomita większość heteroseksualnych kobiet potrzebuje takiego „pocałunku” tego specjalnego faceta, aby w pełni obudzić swoja kobiecość. Mam przy tym na myśli nie tylko czysto seksualną jej stronę (co też jest niezmiernie ważne, zwłaszcza w obliczu potencjału tkwiącego w Paniach), ale też w szerszym sensie emocjonalnym.

Jak tak rozglądam się wokoło, to widzę wiele kobiecych twarzy pozbawionych tej iskry. Ich właścicielki, często z nieświadomości tego, co w ogóle jest możliwe, pozwoliły zredukować swoją kobiecość do roli mrówki-robotnicy, pomocy domowej, maszyny rozpłodowej, wieszaka na ładne ciuchy i biżuterię, czy też prowiantu seksualnego. A wszystko to poprzez wynikające z presji środowiska lub słabego poczucia własnej wartości, pogodzenie się na „chłopa z ludu”, zamiast wytrwałych poszukiwań tej właściwej osoby.
Nie szkoda Wam życia na coś takiego?

Abyśmy się dobrze zrozumieli, nie chodzi o to, aby bezczynnie czekać na tego jedynego, bo to uczyni Was mniej atrakcyjnymi i zgorzkniałymi, a poza tym gdzie macie zdobywać doświadczenia w obchodzeniu się z mężczyznami. Dlatego właśnie wiele kobiet wchodzi w bardzo różne, często dość pokręcone relacje, które w jakiś sposób zaspokajają ich różnorakie potrzeby, o czym napiszę w jednym z następnych postów zatytułowanym „Od fuck buddies do związku 24/7„.Jak kto to robi, to jest jego osobisty wybór. Ważne jest tylko, aby nie cementować tych prowizorycznych relacji w jakikolwiek sposób, no i oczywiście stosowanie zasady „wsio wzmożno, tolko ostorożno”
W tym wszystkim, robiąc przegląd własnej sytuacji należy uczciwie odpowiedzieć sobie samej, czy takiego specjalnego mężczyznę już spotkałyście na swojej drodze życia i miałyście z nim naprawdę bliską relację przy czym jest wszystko jedno, czy ona trwa nadal, czy też się skończyła. Jeżeli nie, to na Waszym miejscu wyruszyłbym na intensywne poszukiwania, bo duży skok Waszej jakości życia jest jeszcze przed Wami.
Ten książę niekoniecznie będzie chłopakiem jak z żurnala, czy też multimilionerem. Tutaj potrzebne są zupełnie inne cechy, kombinacja inteligencji emocjonalnej, samczej męskości (tak, tak!!), popartej doświadczeniem prawdziwej sympatii do kobiet, empatii i bardzo dużego wyczucia. Ze smutkiem stwierdzam, że większość biegających wokoło Panów nie ma takiego zestawu cech, dlatego sprawa znalezienia tego właściwego nie jest trywialna. Niemniej warto jest aktywnie szukać i próbować, jak traficie, to najlepiej poznacie po rezultatach :-)

Zdaje sobie sprawę, że będziecie z tym miały sporo zachodu, a sama rada dla wielu Czytelniczek i Czytelników będzie kontrowersyjna, ale stawką jest Wasze spełnione życie jako kobiety, a o to z pewnością warto się postarać.

W następnym poście dla równowagi napiszę coś do Panów opierając się na bajce o księciu zamienionym w żabę i obiecuję że nie będę specjalnie oszczędzał moich współtowarzyszy płci:-)

Na razie zapraszam do dyskusji w komentarzach.

Komentarze (142) →
Alex W. Barszczewski, 2009-07-17
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Wolisz 100% przeciętności, czy 10% czegoś super?

Wielu ludzi zadaje sobie powyższe pytanie w kontekście biznesowym rozważając, czy lepiej jest być jedynym właścicielem firmy, która „jakoś” trwa na rynku, czy też może po prostu udziałowcem w prężnym i odnoszącym sukcesy przedsięwzięciu. Obydwa podejścia mają wady i zalety, ale  jako że większość z nas nie stoi akurat przed taką decyzją zajmijmy się dziś podobnym pytaniem w odniesieniu do naszych relacji z innymi ludźmi. Tutaj mianowicie często w naszych wyobrażeniach pojawiają się sprzeczności, które w praktyce utrudniają nam osiągnięcie tego, na czym nam naprawdę zależy i z pewnością warto o tym podyskutować.

Jeżeli pominiemy  w naszych rozważaniach dość liczną grupę tych, którzy szukają osób słabszych,  często aby dowartościowywać się ich kosztem (nie róbcie tego!!) to słusznym będzie stwierdzenie, że wielu z nas pragnie mieć partnerów mocnych, pełnych energii, silnie stojących na nogach  i radzących sobie w życiu. W naszych wyobrażeniach mają to być ludzie o pewnej pozycji i osiągnięciach w życiu, niekoniecznie zresztą natury biznesowej.

Problem pojawia się wtedy, jeżeli tym wyobrażeniom towarzyszy życzenie, abyśmy dla tych partnerów byli głównym, a najlepiej jedynym punktem zainteresowania. Takie pragnienie często występuje podświadomie, co dodatkowo pogarsza sprawę, bo „coś nam przeszkadza”, ale nie zdajemy sobie dokładnie sprawy z tego co to jest.
Szkopuł w tym, że ci naprawdę bardzo ciekawi ludzie, zanim nas spotkali mieli już zapewne dość interesujące i wypełnione różnymi aktywnościami życie. To życie zresztą ukształtowało ich w taki właśnie sposób, że stali się dla nas atrakcyjni. Jak teraz możemy rozsądnie od nich oczekiwać, że  „wyamputują sobie” ze swojej rzeczywistości elementy naprawdę dla nich ważne tylko po to, aby wspólnie z nami jak najwięcej celebrować aktualny związek?
Przyznaję, takie akty „samookaleczenia” zdarzają się, sam wielokrotnie w stanie ciężkiego zakochania gotów byłem zrezygnować z wielu rzeczy (i co gorsza rezygnowałem!!!), ale długoterminowo nie jest to dobry pomysł. Normalnie taka osoba, zwłaszcza mając już pewne doświadczenie,  jest w pełni świadoma, że jej życie w nowym związku powinno pozostać co najmniej tak barwnym i różnorodnym jak dotychczas, a nowa relacja ma sens, jeśli będzie jego wzbogaceniem, a nie szeroko rozumianą kastracją. Mając do tego dość silną osobowość taki człowiek nie pozwoli sobie tak łatwo na ograniczanie swobody tego, czym się zajmuje i w jaki sposób spędza swój czas. Oczywiście jest on gotów spędzać jego cześć z nami, poświęcając nam wtedy 100% swojej uwagi (inaczej taka relacja nie miałaby dużego sensu), ale prawie na pewno nie będzie to 100% jego czasu w ogóle, czasem dostaniemy tylko kilka procent. To ostatnie naturalnie nie dotyczy różnych sytuacji awaryjnych, mówimy teraz o normalnym dniu codziennym.
W takiej sytuacji wiele osób mówi ” ja czegoś takiego nie chcę, poszukam sobie kogoś, dla kogo będę głównym elementem jego życia„. Mają do tego oczywiście pełne prawo, tylko warto zastanowić się nad konsekwencjami takiego podejścia. Jeżeli dla kogoś staję się sensem jego życia (ulubiony motyw wielu piosenek, filmów i książek), to chyba tego sensownego życia przede mną nie było tam za wiele. Czy na pewno chcemy bliskiej relacji z takim człowiekiem? Wbrew powszechnemu mniemaniu w wypadku ludzi dwie niekompletne połówki nie tworzą jednej całości, lecz w najlepszym przypadku Frankensteina :-) Lepiej pracować nad tym, aby samemu być mniej, czy bardziej harmonijną całością i potem poszukać takiegoż partnera, tylko że wtedy znowu musimy liczyć się z tym, że w żadnym wypadku nie będziemy go mieli „na własność”.
Jak widać z powyższego, mamy realistycznie rzecz biorąc trzy opcje:

  • gonić za karmioną przez media iluzją, że gdzieś znajdziemy bogatego (w szerokim tego słowa znaczeniu) człowieka, który od momentu ( poznania się, powiedzenia sobie „kocham”, ślubu – niepotrzebne skreślić) będzie „tylko dla nas”
  • postawić kryterium „tylko dla mnie” na wysokim miejscu, eliminując w ten sposób potencjalnie  najciekawszych kandydatów
  • zaakceptować fakt, że najatrakcyjniejszych ludzi będziemy w jakiś sposób zawsze dzielić z resztą świata i korzystać z wyjątkowych chwil i doświadczeń, które możemy z nimi przeżyć

Jak zwykle w życiu, każde z Was musi sam zdecydować, dobrze jest tylko zastanowić się nad opcjami, które mamy i konsekwencjami ich wyboru. Temat nie jest czarno-biały i dlatego serdecznie zapraszam do dyskusji w komentarzach.

PS: Jeżeli chodzi o moje osobiste nastawienie do tematu, to dobrze oddaje je nieco zmodyfikowany (bo w tłumaczeniu był czasownik „używać”) cytat z książki Stendahl’a „O miłości”, którą przeczytałem wiele lat temu:

„Posiadać jest niczym, delektować się jest wszystkim„

Komentarze (237) →
Alex W. Barszczewski, 2009-07-11
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Jak NIE prowadzić rozmowy

Kilka dni temu natknąłem się w internecie na informacje, że młody ekspert Rafał Trzaskowski mimo startu z beznadziejnej, czwartej pozycji na liście jednej z partii dostał się do Parlamentu Europejskiego. To, w porównaniu z pewnym politykiem z Krakowa, który dopiero uczy się podstaw angielskiego (Trzaskowski zna 4 języki i jest specjalista od europeistyki) było dla mnie pozytywnym znakiem zmian w Polsce i zacząłem trochę szukać w sieci więcej informacji na jego temat. Między innymi natknąłem się na zapis programu „Dzień dobry TVN” w którym dwóch prowadzących w miarę swoich umiejętności starało się poprowadzić z nim rozmowę na temat jego sukcesu. Nie oglądam zbyt wiele polskiej telewizji (powody znajdziecie na końcu postu), ale prowadzący to chyba osoby dość długo w niej obecne, więc pozwolę sobie nazwać je „profesjonalistka” i „profesjonalista”. Dlaczego w cudzysłowie? Zaraz zobaczycie :-)

Najpierw otwórzcie ten link: http://www.onet.tv/robie-to-tylko-dla-rafala,5130203,1,klip.html#

najlepiej równolegle z oknem, w którym macie ten blog i pooglądajmy co się tam dzieje.
Pani prowadząca program rozpoczyna bardzo dobrym pytaniem otwartym „Jak się wygrywa kampanię do Europarlamentu?”. Brawo!! Niestety to już chyba ostatnie tego typu pytanie w tym programie.

1:51 pierwsze pytanie męskiego „profesjonalisty”, oczywiście zamknięte („czy”), ten pan zamiast się czegoś dowiedzieć próbuje potwierdzić jedna ze swoich dwóch hipotez
Mimo tego gość programu próbuje coś powiedzieć ale….
1:58 pani „profesjonalistka” przerywa mu wprowadzając temat Obamy, trochę jak małe dziecko chcące się pochwalić, że o czymś takim słyszało. Zobaczcie sami
2:22 „profesjonalista” znów próbuje potwierdzić jakąś swoja hipotezę zadając pytanie zamknięte :-)
Pamiętajcie, zadając takie pytania zazwyczaj możesz tylko sprawdzić coś, co już wiesz lub przypuszczasz. Aby dowiedzieć się czegoś całkiem nowego, czegoś, co Tobie nawet nie przyszłoby do głowy znacznie lepiej zadawać pytania otwarte o czym napiszę poniżej. To są elementarne rzeczy, których uczy się początkujących sprzedawców i managerów !!
OK, ale jedźmy dalej…
Gość programu odpowiada na pytanie, ale niezbyt długo jest mu to dane :-)

W 2:38 „profesjonalistka” przerywa mu w pół zdania aby popisać się (kiepską) znajomością wieku w jakim idzie się do szkoły :-)
Pamiętajcie, nigdy, przenigdy tego nie róbcie!!! Takie przerwanie to powiedzenie rozmówcy „mam gdzieś, co teraz mówisz, teraz ja muszę zabłysnąć!!!” Bardzo psuje to dobry klimat rozmowy, a zrobione z ludźmi mojego pokroju natychmiast prowadzi do problemów, bo my na takie traktowanie nas nie pozwalamy :-)
Młody eurodeputowany pozwala na to i zaczyna odpowiadać ale po 2 sekundach ponownie przerywa mu „profesjonalista”
Potem pokazują kolejny klip, więc nie ma okazji do popełniania błędów :-)
Po klipie kolejne pytanie jest znowu zamknięte („czy”), tym razem do drugiego gościa programu. Jako wprawka wymyślcie w ciągu 5 sekund znacznie lepsze pytanie otwarte. Proste, nieprawdaż?
Zapytana pani jest ekspertem od komunikacji, tutaj pozwolę sobie powstrzymać się od komentarzy na temat jej wypowiedzi, może miała tremę przed kamerą i to potrafię zrozumieć.
Plus dla niej, że nie pozwoliła „profesjonaliście” przerwać sobie kolejnym pytaniem… zamkniętym (ok 4:38) i kontynuowała wypowiedź do kolejnej próby „profesjonalisty” (ok 4:52). Tam znowu padło pytanie zamknięte, na które ta pani tym razem odpowiedziała. Oczywiście nie do końca, bo tym razem „profesjonalistka” musiała zaakcentować swoje istnienie ok. 5:10
Dalej już nie będę się pastwił nad czyimś niedouczeniem, obejrzyjcie sobie sami i zwróćcie uwagę jak często przerywa się rozmówcy w pół zdania, jak często wyraźnie chodzi o pokazanie siebie przez któregoś z prowadzących i jak ubogi jest repertuar pytań otwartych przez nich używanych..
To pomoże  Wam rozwinąć postrzeganie takich rzeczy i odpowiednia pracę nad własnymi umiejętnościami.
Zabierzcie na dalszą drogę życia następujące wnioski:

  1. w kulturalnej rozmowie nie będącej słowotokiem jednej osoby nigdy przenigdy nie przerywaj rozmówcy w pół zdania. Wszystko jedno ile masz lat, jakie stanowisko czy wykształcenie – takie zachowanie zdradza „buraka” bez elementarnej ogłady. I powszechność takich zachowań nie jest żadnym usprawiedliwieniem, bo w pewnych kręgach będziesz bezlitośnie „odstrzelony”
  2. jeżeli naprawdę chcesz się czegoś dowiedzieć, a nie tylko potwierdzić jakąś własną hipotezę, to zamiast zadawać pytania zamknięte („czy” + Twoja hipoteza) używaj pytań otwartych np „co sądzisz o….”, „w jaki sposób…”, „jak….”, „skąd…..” itp. Zadaj takie pytanie a potem słuchaj uważnie, często będziesz zdumiony jakich rzeczy sie dowiesz.
  3. oglądanie wielu programów polskiej telewizji jest szkodliwe, bo niechcący możecie przejąć niewłaściwe nawyki prowadzenia rozmowy. Pisze to całkiem serio, widzę potem takie rzeczy na szkoleniach i coachingach!!

Zwróćcie uwagę, że zazwyczaj piszę „use your judgement”, ale tym razem powyższe punkty nie są opcjonalne!!

Nie wyklucza to oczywiście dyskusji, na którą zapraszam :-)

Komentarze (90) →
Alex W. Barszczewski, 2009-06-14
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Double check

Dziś porozmawiajmy o ważnym narzędziu, które przez większość ludzi jest o wiele za rzadko stosowane i to z poważną szkodą dla rezultatów osiąganych przez nich w życiu.

Narzędzie to nazywa się Double check i polega na tym, że po sprawdzeniu czegoś sprawdzasz to ponownie, najlepiej przez kogoś innego, a jeśli to niemożliwe lub niepraktyczne to robisz to sam, ale  w taki sposób, jakby nie było wcale tej pierwszej kontroli.
Takie podejście do ważniejszych spraw jest zupełnie normalne w  wielu dziedzinach, nawet niekoniecznie tak egzotycznych jak astronautyka czy lotnictwo.
Dla przykładu jak będziecie kiedyś wykupywać receptę w aptece, to zobaczcie dokładnie jak robi to farmaceutka. Najpierw zgodnie z receptą wyszukuje ona odpowiednie leki i kładzie na swojej ladzie. Potem bierze zazwyczaj receptę do ręki i wydaje Ci poszczególne pozycje ponownie czytając nazwę każdego leku zarówno na pudełku jak i na recepcie. To jest właśnie double check minimalizujący ryzyko omyłkowego wydania Ci zamiast właściwego leku czegoś, co może Ci poważnie zaszkodzić. Podobnie robi się przy przyrządzaniu leków czytając nazwę składnika zarówno przy pobieraniu go z półki, jak i przy odstawianiu z powrotem.
Ja nauczyłem się stosowania double check podczas moich lat spędzonych na jachcie żaglowym. Tam  pominięcie lub niewłaściwe zrobienie czegoś w trakcie np. prac konserwacyjnych lub nawigacji mogło mieć bardzo poważne konsekwencje aż do utraty życia włącznie, więc żartów nie było.
Stosowanie double check weszło mi wtedy w krew i potem uchroniło od wielu niepotrzebnych komplikacji.
Tym bardziej jestem zdziwiony, kiedy widzę, że wielu ludzi nie tylko nie stosuje tego podwójnego sprawdzenia, ale często nawet „odpuszcza sobie” to pojedyncze polegając na optymistycznych założeniach!! Dla przykładu, kiedyś pewien bardzo sympatyczny człowiek regularnie psuł sobie u mnie opinie dostarczając mi proste rozwiązania IT, które nie były przetestowane, co na pewien czas ograniczyło mój zapał do rekomendowania go komukolwiek.
Abyście nie myśleli, że to tylko w tej branży służę przykładem z ostatniej rekrutacji do Top Gun 2009.
Jedno ze zgłoszeń zawierało krótki tekst w mailu i dwa pliki w załączniku. Problem polegał na tym, że w tych plikach nic nie było!!! Jak wpłynęło to na szanse tej, poza tym bardzo dobrze wykwalifikowanej osoby? Chcecie kiedykolwiek znaleźć się w podobnej sytuacji?
Czy wiecie, że kiedy ja wysyłam maila z załącznikami, to praktycznie zawsze, tuż przed naciśnięciem  przycisku „Wyślij”  jeszcze raz otwieram wszystkie załączniki (bezpośrednio z tego maila) aby zrobić double check co faktycznie otrzyma mój odbiorca? Nasza reputacja jest bezcenna i te kilkanaście sekund jest bardzo dobrą inwestycją. Inaczej może nam się zdarzyć, że zrobimy pewne rzeczy, które nie maja prawa mieć miejsca jak np. wysłanie omyłkowo przez HR do jednego pracownika listy płac całego działu albo wysłanie klientowi zamiast cennika listy własnych cen zakupu!!! Takich „kwiatków” zdarzało się już wiele i za każdym razem oznaczało to, delikatnie mówiąc, poważne zaburzenie kariery danego pracownika. Po co macie kiedykolwiek stać się ofiara podobnej pomyłki?

Takich przykładów sensownego stosowania double check w normalnym życiu można znaleźć wiele, ale tu pozwolę Wam już uruchomić własną inwencję i zapraszam do dyskusji w komentarzach a ja zrobię zaraz sprawdzę podwójnie, czy w tym tekście nie ma rażących błędów :-)

Komentarze (60) →
Alex W. Barszczewski, 2009-06-02
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Nie bądź jak mały Kazio

Dzisiejszy post może być dla Was inspiracją do daleko idących zmian w Waszym życiu, choć wymagać będzie dużej szczerości i otwartości w stosunku do samego siebie. Proces ten jest niebezpieczny i proszę kontynuujcie  na własną odpowiedzialność.
Zacznijmy od małej metafory :-)

Był sobie mały Kazio, który przyszedł na świat w społeczności, gdzie ludzie odżywiali się wyłącznie chlebem. Jak tylko został odstawiony od piersi matki zaczął być karmiony takim samym pieczywem, jak wszyscy wokół niego. Nie znając innego pożywiania nasz Kazio, mimo że ta monotonna dieta „wychodziła mu uszami”, cierpliwie przeżuwał kawałki chleba , przy każdym posiłku każdego dnia mówiąc sobie „Takie jest życie i to trzeba jeść. W końcu wszyscy tak żyją”. Pewnego dnia spotkał on kobietę, która zrobiła mu kromkę chleba z czymś całkowicie nowym: masłem. Nasz Kazio był przeszczęśliwy, odebrał to jako wielki skok w jakości życia i czuł się prawie jakby złapał Pana Boga za nogi. I tak w tej swojej dumie nasz Kazio do dziś pałaszuje kromki chleba z masłem (i nic poza tym) odczuwając przy tym satysfakcję z przewagi nad resztą społeczności, która zadowala się samym pieczywem.

W tym swoim zadowoleniu nie ma on zielonego pojęcia o tym, że na świecie istnieje mnóstwo najprzeróżniejszych potraw, o różnych smakach, konsystencji i wartościach odżywczych. Kazio nie ma pojęcia o istnieniu różnych narodowych kuchni, w których praktycznie każdy może znaleźć sobie smaczne, urozmaicone i zdrowe pożywienie.

Tyle metafory. Warto teraz zastanowić się czy i w jakich obszarach jesteśmy tak ograniczeni i nieświadomi jak ten mały Kazio?

Proponuję, aby każdy na spokojnie zrobił sobie uczciwą analizę następujących dziedzin swojego życia:

  • praca zawodowa i generalnie sposób zdobywania środków na utrzymanie
  • doznania kulturalne i estetyczne
  • szeroko rozumiane relacje z innymi ludźmi
  • seks (bardzo ważna dziedzina, dlatego osobno wyszczególniona !!!)
  • generalny sposób spędzania czasu swojego życia
  • szanse i możliwości własnego rozwoju

W których z powyższych zakresów gdzieś głęboko odczuwamy, że to co przeżywamy dalekie jest od tego, co pragnęlibyśmy, nawet jeśli otoczenie poklepuje nas po barkach za osiągnięcie „kromki z masłem”?

Jeżeli zrobicie taką analizę z otwartymi oczami i bez uprzedzeń, to prawie na pewno znajdziecie rzeczy, które nie będą Wam się podobały i najgorszym, co możecie potem zrobić, to „pójść przed samym sobą w zaparte” zamykając oczy i mówiąc tak jak ten Kazio :”Wszyscy tak żyją, tak przecież musi być”, albo stwierdzając „żyję o chlebie i wodzie i jestem z tego dumny!”. Dla pocieszenia śpieszę donieść, że przy takich eksperymentach sam też dochodziłem wielokrotnie do wniosku, że z moim dotychczasowym postępowaniem musiałem chyba upaść na głowę a różne doradzające mi „autorytety” same nie miały wiele pojęcia :-) I to dotyczyło każdego z powyższych punktów!!

Tak więc zauważenie u siebie „syndromu małego Kazia”  samo w sobie nie jest niczym hańbiącym, błądzić jest przecież rzeczą ludzką i nie ma się czego wstydzić.
Trafna diagnoza może być początkiem ewentualnych działań naprawczych i lepiej zacząć z nimi jak najwcześniej. Po co z czystej nieświadomości i bezwładności żyć życiem, które w głębi ducha nas nie satysfakcjonuje? Wasze prawdziwe „ja” i tak prędzej, czy później upomni się o swoje, czekanie z tym do pięćdziesiątki, jak np. pewna znana postać polskiej polityki nie jest najlepszym rozwiązaniem. Z braku doświadczenia łatwo wtedy wziąć odrobinę masła na chlebie za nie wiadomo jak wspaniała potrawę, a to przygotowuje grunt pod następne rozczarowania  :-) Po co?
Zapraszam do bliższego przyjrzenia się tematowi i dyskusji w komentarzach

Komentarze (130) →
Alex W. Barszczewski, 2009-05-05
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Page 7 of 24« First...«56789»1020...Last »
Alex W. Barszczewski: Avatar
Alex W. Barszczewski
Konsultant, Autor, Miłośnik dobrego życia
O mnie

E-mail


Archiwum newslettera

Książka
Alex W. Barszczewski: Ksiazka
Sukces w Relacjach Międzyludzkich

Subskrybuj blog

  • Subskrybuj posty
  • Subskrybuj komentarze

Ostatnie Posty

  • Czym warto się zająć jeśli chcesz poradzić sobie z lękowym stylem przywiązania
  • Pieniądze w związku – jak podchodzić do różnicy zarobków
  • Jak zbudować firmę na trudnym rynku i prawie bez kasy ?
  • Twoja wartość na rynku pracy – jak ją podnieść aby zarabiać więcej i pracować mniej
  • Zazdrość – jak poradzić sobie z zazdrością w relacji

Najnowsze komentarze

  • List od Czytelnika  (19)
    • Elżbieta: Witam, Osobiście polecam...
    • Ewa W: Krysia S, tak, widziałam...
    • KrysiaS: Ewa W, napisałaś...
    • Stella: Witajcie Uważam Autorze...
    • Ewa W: Krysia S, być może tak jest...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.4  (45)
    • kleks: Hej Alex, Po przemyśleniach...
    • Alex W. Barszczewski: Kleks Ja...
    • kleks: Hej Alex. To mam na myśli:...
    • Alex W. Barszczewski: Kleks Wczoraj...
    • kleks: Ewo, piszesz: „Żeby mieć...
  • Upierdliwy klient wewnętrzny działu IT cz.2  (26)
    • Agnieszka M.: Odpowiadam z...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.6  (87)
    • ms: Chodzi mi o to, ze moze dobrze...
    • Ewa W: Robert, Czy wszystko, czym...
    • Alex W. Barszczewski: Robert Tak jak...
    • Kleks: Alex napisałeś: „Metka...
    • Robert: @Alex „albo niewiele z...
  • List od Czytelniczki Mxx  (20)
    • Tomek P: To może być trochę strzał na...
    • Witek Zbijewski: Dużo zostało...
    • adamo: Witaj Mxx, chociaż już jestem...
    • moi: @Tomku, Rozwojem, mniej lub...
  • Do czego przydaje się ten blog  (35)
    • Witek Zbijewski: lektura bloga i...
    • Agap: Mój drugi kontakt z blogiem...
    • KrysiaS: Alex, dziękuję za to,ze...
    • Alex W. Barszczewski: Dziekuję Wam...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.5  (83)
    • Alex W. Barszczewski: Agnieszka L...
    • Ev: Witek Zbijewski Tak, tak,...
    • Małgosia S.: Małgorzata- Bardzo...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.3  (26)
    • Alex W. Barszczewski: Agnieszka L...
    • Agnieszka L: „Czy mi się...
  • Reakcja na pretensje klienta  (12)
    • Kamil Szympruch: Wiem, że mój...

Kategorie

  • Artykuły (2)
  • Dla przyjaciół z HR (13)
  • Dostatnie życie na luzie (10)
  • Dyskusja Czytelników (1)
  • Firmy i minifirmy (15)
  • Gościnne posty (26)
  • Internet, media i marketing (23)
  • Jak to robi Alex (34)
  • Jak zmieniać ludzi wokół nas (11)
  • Książka "Sukces w relacjach…" (19)
  • Linki do postów innych autorów (1)
  • Listy Czytelników (3)
  • Motywacja i zarządzanie (17)
  • Pro publico bono (2)
  • Przed ukazaniem się.. (8)
  • Relacje z innymi ludźmi (44)
  • Rozważania o szkoleniach (11)
  • Rozwój osobisty i kariera (236)
  • Sukces Czytelników (1)
  • Tematy różne (394)
  • Video (1)
  • Wasz człowiek w Berlinie (7)
  • Wykorzystaj potencjał (11)
  • Zapraszam do wersji audio (16)
  • Zdrowe życie (7)

Archiwa

Szukaj na blogu

Polityka prywatności
Regulamin newslettera
Copyright - Alex W. Barszczewski - 2025