Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Strona główna
Blog
Najważniejsze posty
Archiwum newslettera
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
Rozwój osobisty i kariera

Nie mów nieprawdy mówiąc „nie”

Kilka dni temu, kiedy siedziałem sobie na tarasie na wyspie, zadzwonił do mnie jeden z klientów pytając „Alex, czy możemy się spotkać w najbliższy poniedziałek?”
Większość ludzi na moim miejscu odpowiedziałaby „Nie”, albo „To niemożliwe, nie ma mnie w Warszawie”.
Ja odpowiedziałem „Jeśli odwiedzisz mnie na Gran Canarii to bardzo chętnie”
Dlaczego akurat tak?
Z kilku powodów:
  • Po pierwsze ja nie lubię odmawiać innym ludziom.
  • Po drugie słowo „nie” zamyka zarówno nam jak i partnerowi możliwość wspólnego szukania innych opcji
  • Po trzecie używanie przez nas słowa „nie” buduje u partnera obraz naszej osoby jako „hamulcowego”
  • Po czwarte w tym konkretnym przypadku słowo „nie” byłoby niezgodne z prawdą, bo przecież po spełnieniu pewnego warunku to spotkanie jest możliwe. Podobnie jest zresztą w większości przypadków tego typu!!!
Warto się nad tym zastanowić, jak często mówimy innym „nie”, albo „niemożliwe” podczas kiedy należałoby powiedzieć „trudne”, „nieekonomiczne”, „nakład przekraczałby korzyści”. Budujemy wtedy albo wspomniany już wyżej wizerunek „hamulcowego”, albo co gorsza „impotenta”, który nic nie może.
Pół biedy, jeśli mamy do czynienia z człowiekiem, który w podobnych sytuacjach równie machinalnie odpowiada „nie da się”, tutaj straty nie są duże. Gorsze są następujące możliwe przypadki:
  • Mamy do czynienia z człowiekiem czynu, dla którego „nie da się” nie istnieje, przynajmniej dopóki nie zostały wyczerpane wszelkie możliwości realizacji czegoś. Dla niego osoba pochopnie mówiąca „nie” błyskawicznie zaliczana jest do szerokiej „szarej masy” niemocy i dyskwalifikowana z  grupy ciekawych „macherów” :-) To może w przyszłości oznaczać utratę atrakcyjnych szans życiowych!
  • Może być tak, że jesteśmy jedną z alternatyw dla klienta i jeśli na dzień dobry powiemy mu „nie”, to odłoży nas na bok i zwróci się do drugiej opcji. Jeśli ta, zamiast „nie” powie „tak, pod warunek że X” i klient akurat będzie mógł „X” spełnić to właśnie straciliśmy potencjalnie cenne zlecenie i do tego priorytet u klienta (bo przecież najpierw zadzwonił do nas). To nie jest dobrze, szczególnie w dzisiejszej sytuacji gospodarczej.
  • To czego chce klient byłoby dla niego nieopłacalne, lub wręcz szkodliwe, a my zamiast wyjaśnić sytuację mówimy mu że cos nie da się zrobić, co sugeruje mu kiepskie przygotowanie lub organizację z naszej strony. To jest sytuacja często zdarzająca się w branżach związanych z usługami i powodują zgrzyty i utratę reputacji
Przekonałem Was do przemyślenia Waszych odpowiedzi i rozważenia, czy te wszystkie „nie” są konieczne?
Czy w ogóle odpowiadają prawdziwemu stanowi rzeczy, czy tez są tylko szkodliwym skrótem myślowym?
Zapraszam do dyskusji w komentarzach
Komentarze (36) →
Alex W. Barszczewski, 2013-11-30
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

My i szanse życiowe

Ten post chodził mi po głowie już od kilku miesięcy, jako rezultat wielu różnorakich interakcji z ludźmi.

Tak na szybko, jeśli mówimy o podejściu do szans życiowych to mogę wyróżnić następujące grupy:

  1. Ci najbardziej proaktywni, którzy przychodzą do mnie, składnie opisują swoją sytuację i pytają „Alex, gdzie w moim położeniu są szanse, których nie widzę?”. Po dyskusji sami wybierają się na poszukiwanie tychże szans. Osobą pytaną oczywiście nie muszę być ja :-)
  2. Ludzie, którym wystarczy pokazać pewne drzwi, których nie widzieli, a oni powiedzą „dziękuję za wskazówkę” i zabiorą się za ich otwieranie
  3. Ludzie, którym pewne drzwi trzeba otworzyć, a oni potem sami przez nie przejdą i pójdą dalej, korzystając ewentualnie z dorywczych rad/pomocy
  4. Ludzie, których przez takie już otwarte drzwi trzeba przeprowadzać za rączkę, a potem ciągle „motywować” do dalszego działania
  5. Ludzie, których teoretycznie należałoby przepchać przez takie drzwi, bo nie mają energii, aby przez nie przejść. Piszę „teoretycznie”, bo takim przepychanie się nie zajmuję
  6. Ludzie, którzy powiedzą „może tam są takie drzwi, ale na pewno nie dla mnie bo..” + 100 powodów dlaczego nie
  7. Ludzie, którym jak pokazujesz oczywiste i otwarte drzwi, to polemizują z Tobą twierdząc, że wcale ich tam nie ma, bo życie jest całkiem inne

Chyba Wam nie muszę teraz pisać, jak takie postawy wpływają długoterminowo na jakość naszego życia!

Droga Czytelniczko, drogi Czytelniku, zrób sobie prywatną, za to brutalnie szczerą ewaluację Twojej postawy w tym względzie. Jeśli jesteś gdziekolwiek indziej, niż w grupie pierwszej, to w swoim własnym dobrze pojętym interesie zastanów się, jak najszybciej możesz przenieść się wyżej na liście, którą napisałem! To może być jednym z mądrzejszych pociągnięć w Twoim życiu. W moim było!!!

Życzę dobrych przemyśleń i zapraszam do dyskusji w komentarzach.

Komentarze (23) →
Alex W. Barszczewski, 2013-07-09
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Jesteś na rozmowie rekrutacyjnej? cz.2

Dziś czas na drugą, bardzo osobistą część z serii „Jesteś na rozmowie rekrutacyjnej…”

Będzie ona osobista ze względu na przykłady z moich własnych doświadczeń, choć warto podkreślić, że znam takie historie też z życia innych ludzi, u których w podobny sposób dyskwalifikowali się nawet dość obiecujący kandydaci.

Zacznijmy od wyznania, że w bardzo wielu dziedzinach, w tym też w sprawach nazwijmy to ekonomicznych, uwielbiam działać w sposób, który przypomina grę w zespole jazzu tradycyjnego.

Jeśli ktoś z Was nie był jeszcze na takim dobrym występie na żywo, to czas najwyższy doświadczyć tego osobiście.

Zobaczycie wtedy że:

  • Zespół obchodzi się bez jakiegokolwiek dyrygenta
  • Każdy muzyk jest dość dobry w grze na swoim instrumencie
  • Wspólna gra „nakręca” zarówno każdego z nich jak i wszystkich razem
  • Każdy wspomaga grę innych, ale też ma czas na własną solówkę
  • W trakcie występu muzycy zajmują się graniem

 

Obecnie mam w życiu taką sytuację, że rozpoczynając kolejny rok patrzę na stan mojego konta, potem staram się o to, aby mieć 12 miesięcy pełne ciekawych i rozwijających przeżyć, zrobić coś dobrego dla innych i popracować, zarabiając przy tym przynajmniej tyle, aby na koniec tegoż roku stan konta był nie niższy niż na początku :-)

Trochę mało ambitne, przyznaję, niemniej odpowiadające mojemu nieco hedonistycznemu nastawieniu do życia.

Z tym nastawieniem wiąże się gotowość wystartowania/wzięcia udziału w całym szeregu inicjatyw, których głównym celem dla mnie nie jest zarobienie maksymalnej ilości pieniędzy, lecz przyjemność robienia czegoś nowego, pożytecznego, uzyskania nowych doświadczeń, współpracy w takim „zespole jazzowym”

Nie oznacza to, że „przy okazji”  nie można  zarobić na tym pieniędzy, które dla większości osób byłyby nawet znaczące. Takie projekty mogłyby dla współuczestników, poza możliwością zarobienia tychże pieniędzy stać się bardzo cennym źródłem umiejętności, kontaktów i doświadczenia, oraz przyczynić się do wyrwania z często trochę zablokowanej sytuacji zawodowej.

Do takich przedsięwzięć potrzeba pewnego „systemu rekrutacji” i musze przyznać, że o ile mam na tyle dobrą rękę w kontekstach czysto biznesowych (czasem jestem proszony o przyjrzenie się kandydatom na wyższe stanowiska), to w wypadku wspomnianych powyżej własnych „zespołów jazzowych” spory procent „zrekrutowanych” ludzi „wykłada się” potem na dość prostych sprawach.

Zacznijmy może od tego, jak odbywa się taka rekrutacja.

Pierwszy etap jest identyczny z tym, co napisałem w poprzednim poście i kto nie przejdzie przez tamte kryteria nie ma szans na ciąg dalszy.

W dalszym postepowaniu stosuję kryteria, które mniej więcej można oddać iloczynem:

Moja chęć „współgrania” = kompetencje w zakresie planowanej współpracy * ludzka przyzwoitość * priorytet, jaki moje zadania mają u tego człowieka i jego stabilność

Jak to teraz wygląda w praktyce?

  • Nie mam problemu ze znalezieniem osób o właściwych kompetencjach, lub przynajmniej zdolnych do bardzo szybkiego uzupełnienia tychże.
  • Nie mam problemu ze znalezieniem ludzi przyzwoitych i uczciwych
  • Mam spory problem z uzyskaniem umówionego priorytetu moich prac, względnie stabilności tegoż priorytetu  i na tym wykładają się bardzo obiecujący kandydaci. To zjawisko normalnie znamy z opowiadań o polskich budowlańcach, malarzach, hydraulikach itp. okazuje się jednak, że podobna choroba trawi też ludzi, u których nigdy bym tego nie przypuszczał.

Co robię, aby zbadać jak to wygląda u konkretnej osoby?

Po pierwsze patrzę, jak wygląda jej niezawodność w kontekście takich „zadań”, jak punktualne przybycie na miejsce spotkania. To jest trochę podobne do drugiego punktu w poprzednim poście, idzie jednak dalej, o czym za chwilę. Otwarcie przyznaję, że tutaj, w sumie na drobiazgach, dość łatwo się zdyskwalifikować do poważniejszych rzeczy. Pamiętam taki przypadek, kiedy „zadanie” brzmiało: „Zrób przez internet rezerwację dla całej grupy osób na dość popularny film na który wszyscy pójdziemy”. Osoba nie tylko spóźniła się, ale pojawiła się bez rezerwacji, co spowodowało nie tylko konieczność alternatywnego spędzenia czasu dla całej grupy, ale wyeliminowało ją z jakichkolwiek poważniejszych rozważań biznesowych na przyszłość.

To samo dotyczy ludzi, którym zdarza się zaspać na spotkanie ze mną, zapomnieć istotnych dokumentów itp.

Co to ma wspólnego z priorytetem mojej osoby? Wiele, bo prawdopodobnie gdyby było to spotkanie z osobą uznaną przez druga stronę za naprawdę ważną, to takie incydenty nie miałyby miejsca. Dlaczego ja miałbym akceptować gorsze traktowanie? To może się wydawać przesadzone, ale ja traktuję ludzi, z którymi konkretnie się umawiam jako najważniejszych na świecie.

Kolejnym etapem „rekrutacji” jest powierzenie danej osobie jakiś zadań, najchętniej za przyzwoite  pieniądze, najlepiej zapłacone z góry. Lubię w takich sytuacjach być idealnym klientem :-)

Potem patrzę, co się dzieje. Często niestety dzieje się tak, że dana osoba wykonuje jedno zadanie zgodnie z umową, bo trzeba pokazać się z dobrej strony, a potem następuje zdumiewający „zjazd” ważności moich spraw. Ponieważ nie jestem osobą podnoszącą głos, grożącą, a czasem wręcz mam pełne zrozumienie, że ktoś w danym momencie rzeczywiście ma inne konieczności, to często jest to odbierane jako zachęta do „olewania” moich spraw i lokowania ich na samym końcu skali ważności. A to, niezależnie od tego, jak wysoko znajdują się u człowieka pozostałe czynniki powoduje wyeliminowanie go z dalszej współpracy. Jest też zresztą bardzo przykre dla mnie, bo kto lubi być lekceważonym :-(

Jeśli komuś takie podejście wyda się to zbyt surowe, to trudno. Nie mówię tutaj przecież o sytuacji firmy, która musi obsadzić pewne stanowiska, ale o moich działaniach poza głównym „core” biznesu, robionych przeze mnie dla przyjemności lub z ciekawości.  Po co mam sobie przy tym „kupować” dodatkowe problemy? To powiedziawszy, przyznaje, że czasem jestem zbyt tolerancyjny w tym względzie i macham ręką na drobniejsze potknięcia. Być może dlatego druga osoba, mimo moich uprzejmych próśb, aby tego nie robić często dochodzi do wniosku, że tak będzie zawsze. No cóż, potem ma taki „Black Swan Event”.

Bardzo źle się dzieje, jeśli ktoś mimo konkretnego i jasnego umówienia się mnie zawodzi, a na delikatne zwrócenie uwagi, że tak być nie powinno próbuje zwalić winę na mnie, „bo nie powiedziałem, że to jest dla mnie ważne”. Biorąc pod uwagę fakt, że stosunkowo rzadko proszę kogokolwiek o przysługę, więc jak ktoś mnie zawiedzie nawet raz, to robi to w bardzo dużym odsetku możliwości „wykazania się” solidnością. Osoba taka, niezależnie od uprzedniej historii znajomości ląduje u mnie w dość nieciekawej kategorii, o której tutaj nie będę się rozpisywać. Wierzcie mi, mając uprzednio dostęp do moich zasobów, wsparcia i rekomendacji jest to bardzo duża strata.

Niesłychane jest to, że czasem zdarza się potem nawet akt werbalnej agresji w stosunku do mnie i to w sytuacji, kiedy proste „spieprzyłem, przepraszam” załatwiłoby sprawę przynajmniej na poziomie relacji czysto ludzkiej (bo minus w biznesowej byłby nieuchronny).

To co opisałem powyżej jest jednym z głównych powodów mojej rezygnacji z czyjejś współpracy.

Innym, całkiem niepotrzebnym i dyskwalifikującym ludzi, którzy znaleźli się już w bardzo bliskim kręgu jest naruszenie mojej prywatności.

Dzieje się to zazwyczaj na dwa sposoby:

  • Czasem wpuszczam kogoś w kawałek mojego życia, aby zobaczył jak działają pewne mechanizmy, jak funkcjonują pewni ludzie.  Nie wszystko da się opisać słowami i takie spojrzenie może być bezcenne dla dalszej edukacji. Oczywistym warunkiem jest dotrzymanie tego, o czym pisałem w poście „Non Disclosure Agreement” i zasady „ucz się, korzystaj, nie przekazuj dalej bez mojej zgody”. Czasem okazuje się to być dla kogoś zbyt dużym wymaganiem i wtedy są kłopoty.
  • Generalnie chętnie udostępniam osobom bliżej znanym różne zasoby, pod warunkiem korzystania z nich w umówionym zakresie. Jeśli np. pozwalam komuś skorzystać z mojego komputera (nawet jako „Gość”), aby ta osoba mogła sprawdzić maile, to dokonanie przez nią analizy, kto i kiedy jeszcze z tego komputera korzystał jest bardzo nie w porządku. Mnie jest wszystko jedno jakie ktoś ma doświadczenia z domu rodzinnego, ja korzystając z uprzejmości innych nie obrócę nawet papierka na stole, a jak ktoś przy mnie wklepuje hasło, to odwracam głowę w bok. To jest standard w moim świecie, kto tego nie rozumie ląduje poza nim.

 

Myślę, że wystarczy tego na razie :-) Moim celem nie jest narzekanie, lecz uświadomienie Czytelnikom, że przeważnie nie są to rzeczy wielkie, o które potykamy się w kontaktach z ludźmi którzy mogliby (i często chcą) pomóc nam w dalszym rozwoju. Często są to w sumie głupoty, błędy, których można by bardzo łatwo uniknąć. W dzisiejszym świecie, poprzez negatywny efekt motyla  może zrobić to bardzo dużą różnicę na naszą niekorzyść. A szkoda.

Zapraszam wszystkich do dyskusji w komentarzach.

Komentarze (40) →
Alex W. Barszczewski, 2013-06-17
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Porsche bez świec zapłonowych

Poniższy tekst w wersji „ogólnej” zamieściłem ostatnio w naTemat.pl

Tutaj pozwolę sobie na jego „nieco” rozszerzoną modyfikację, jako że po pierwsze są tu „sami swoi” :-) a po drugie chcę, aby wynikło z tego coś konkretnego dla każdego z Was. Temu służy też spora porcja zadań praktycznych dla indywidualnego Czytelnika/Czytelniczki.

Ostatnio coraz częściej możemy przeczytać narzekania i biadolenia na dzisiejszą młodzież. Mam wrażenie, że często są wypowiadane przez osoby, które mają dość ograniczony kontakt z pokoleniem dzisiejszych dwudziestolatków, albo wręcz powtarzają rzeczy zasłyszane w mass mediach. Mówi się o braku inicjatywy, bierności, niezaradności, nieprzystosowaniu, nielojalności itp. Czytając to można by rzeczywiście załamać ręce i rozpłakać się nad losem tych ludzi, gdyby nie fakt, że prawda wygląda nieco inaczej, zwłaszcza jeśli spojrzymy na sprawy w szerszym kontekście. Na tyle inaczej, że mając do wyboru sytuację sporej grupy znanych mi dwudziestoparolatków, (aktualnie bez dużych szans na atrakcyjny etat, czy mieszkanie na własność i z wszystkimi innymi ich słabościami), czy też sytuację bardzo wielu zapakowanych po uszy w kredyty i rodzinę trzydziestoparolatków, bez większego wahania wybrałbym tę pierwszą! Nie wspominam już o tym starszym pokoleniu narzekaczy, którzy w wielu wypadkach po prostu mieli szczęście „załapać się” na okres prosperity w latach dziewięćdziesiątych, a obecnie zdradzają objawy nienadążania za zmieniającą się rzeczywistością i rozpaczając nad młodzieżą próbują się trochę dowartościować

Moje przekonanie nie bierze się z powietrza, bo jak wiecie oprócz mojej działalności biznesowej (coaching i consulting dla top managementu dużych firm), nie tylko czasem hobbystycznie pracuję nad obiecującymi zespołami młodych pracowników, ale przede wszystkim od ponad 6 lat mam tutaj bardzo wiele prawdziwych interakcji zarówno dyskutując z Wami na blogu, jak i podczas spotkań w tzw. „realu”. Zdaję sobie sprawę, że mimo dużej rozpiętości Waszego wieku i tego co robicie w życiu nie jest to próbka reprezentatywna w statystycznym zrozumieniu tego określenia, niemniej pozwala ona pozwala na kilka ciekawych obserwacji i wniosków, które mogą się przydać wielu z Was
Zacznijmy od ewidentnych słabości, które widzę u dwudziestolatków:

  • Kiepska umiejętność skutecznego i precyzyjnego użycia języka polskiego. Wynika ona z kilku powodów takich jak bardzo częsty brak dobrych wzorców w szkole (też tej tzw. „wyższej”), obowiązek czytania wielu archaicznych lektur, których język ma ograniczone zastosowanie w sytuacjach współczesnego życia i bardzo niedobre wzorce w mediach masowych, gdzie np. programy pewnego pana od ukraińskich sprzątaczek pokazują sposoby komunikacji dokładnie odwrotne od tych, które w normalnym życiu prowadzą do sukcesu.
    Całe szczęście nie brak w naszym kraju ciekawych, umiejących operować językiem ludzi i młody człowiek, kiedy raz uświadomi sobie ten problem, to często jest w stanie znaleźć sobie takich na własną rękę i uczyć się od nich, więc ta sprawa jest do rozwiązania.
  • Niezbyt rozwinięte poczucie własnej wartości i zaufania do własnych możliwości. Z jednej strony wynika ono z dość represyjnego systemu w szkole a potem przyzwyczajenia się do bycia lekceważonym przez kadrę podczas studiów. Z drugiej strony młody człowiek z różnych powodów nie miał jeszcze okazji dokonać wielu rzeczy, które normalnie wzmacniają nasze przekonanie, że potrafimy sobie poradzić. Aby temu zaradzić młodzi ludzie pracują często za małe pieniądze, nawet za darmo, albo startują różne inicjatywy społeczne. Media mówią o „psuciu rynku” takim podejściem, tymczasem młodzież „zbiera sobie punkty” do poczucia własnej wartości, co jest bardzo pozytywne.
  • Częsty brak zręczności i wyczucia w kontaktach poza grupą rówieśników wynikający z braku praktyki w tym zakresie. No cóż, jeśli nauczyciele i kadra na studiach kontakty z podopiecznymi ograniczała do tego, co jest w grafiku lekcji, a reszta starszych w otoczeniu zatopiona jest we własnych problemach, to jak mieli oni zdobyć doświadczenie w tej kwestii? I tutaj, dwudziestolatkowie, jeśli uświadomią sobie ten problem potrafią znaleźć odpowiednie osoby do „potrenowania”, podobnie jak w punkcie pierwszym.
  • Częsty brak umiejętności dostrzegania poważnych szans i sposobności wykraczających poza oklepane wyobrażenia. To jest brak doświadczenia, który znacznie się zmniejsza po kilku intensywnych przeżyciach „aha!”, wszystko jedno czy pozytywnych, czy też negatywnych.

Gdzie są cienie, tam i świeci Słońce więc dwudziestoparolatkowie mają kilka cech dających im potencjalną przewagę nad starszymi Polakami:

  • Nieprawdopodobna wręcz zdolność przyjmowania nawet najbardziej bezpośredniej i twardej informacji zwrotnej, pod warunkiem, że ufają w kompetencje i dobre intencje nadawcy. Ta jedna cecha tak znacznie przyśpiesza procesy uczenia się praktycznych rzeczy, że prawie wystarczyłaby jako przeciwwaga poprzednich minusów. Dla rodziców, nauczycieli i managerów podkreślam – musicie najpierw przekonać, że wiecie o czym mówicie i chcecie dobrze dla rozmówcy, potem dopiero będziecie z uwagą wysłuchani. Większość inteligentnych młodych ludzi ma też wbudowany „detektor ściemy” i lekceważenie pseudoautorytetów, co jest dużym plusem !
  • Prawdopodobnie pochodzące od grania w gry komputerowe w dzieciństwie, wewnętrzne nastawienie, że ma się wiele „żyć” i zawsze można nacisnąć „START AGAIN”. Ta postawa jest bardzo niebezpieczna w ruchu drogowym, w rozwoju osobowym i zawodowym, za to daje dużą przewagę bo zmniejsza zahamowania przed eksperymentowaniem. A żyjemy w świecie tak pełnym przemian, że trzymanie się kurczowo tego, co robiliśmy dotychczas raczej nie przyczynia się do naszego sukcesu. Tutaj nasi dwudziestoparolatkowie (płci obojga) też mają przewagę, bo po pewnym oderwaniu się od zachowawczego zazwyczaj wpływu rodziców próbują chętnie czegoś nowego, a jak im nie wyjdzie to otrzepują się i próbują znowu coś innego. To, przy zachowaniu pewnych zasad bezpieczeństwa, jest bardzo dobrą strategią rozszerzenia horyzontów, kontaktów i umiejętności.
  • Brak zdolności kredytowej. Kropka. Ta pozorna słabość jest bezpiecznikiem chroniącym młodych, często bardzo uczuciowych i potrzebujących bliskości ludzi (a takich jest na szczęście wielu) przed wpakowaniem się w kilkudziesięcioletnie zobowiązania kredytowe, często z niewłaściwym partnerem, a nawet w niewłaściwym miejscu na Ziemi. Będąc wolnym od tego osoby te mogą/muszą inwestować swoje skromne zasoby w rozwój własny (nie tylko zawodowy), a to w wieku dwudziestu lat jest na pewno lepszą strategią, zwłaszcza teraz. Wielu młodych ludzi z konieczności dzieli się mieszkaniami, co przyczynia się do praktycznego rozwoju umiejętności socjalnych, tolerancji i zrozumienia dla innych. Tego często brakuje starszym pokoleniom Rodaków.
  • Dzięki oglądaniu „piraconych” filmów w wersji oryginalnej z napisami (zamiast bezsensownego lektora w polskiej telewizji) wielu z nich jest co najmniej nieźle osłuchanych w angielskim, co przy odrobinie zachęty łatwo prowadzi do osiągnięcia przez nich (o ile jeszcze nie mają) użytecznej znajomości tego języka i możliwości korzystania ze źródeł innych niż po polsku. A to, wobec realiów, które mamy może dać sporą przewagę. Widziałem ten proces dociągania języka wiele razy i byłem zaskoczony jak szybko to idzie.
  • Pokolenie to ma generalnie stosunkowo luźne i bezproblemowe podejście do seksu. To, przy odrobinie rozsądnego podejścia do kwestii bezpieczeństwa, zmniejsza ryzyko różnych nerwic i niezadowolenia, które rabują energię i radość życia wielu ludzi wokół nas. Lekko hedonistyczne tendencje tej grupy zmniejszą co prawda ilość osób, które pracując 16 godzin na dobę postawią na nogi wielkie przedsięwzięcia, ale przecież to nie jest konieczne do prowadzenia ciekawego i spełnionego życia. A ludzie zadowoleni z życia łatwiej nawiązują tak cenne dziś kontakty, nie mówiąc już o tym, że sympatycznie żyje się w społeczeństwie uśmiechniętym.

Opisane powyżej punkty stanowi oczywiście tylko wycinek rzeczywistości i obejmują pewną część młodego pokolenia. Jest ona jednak na tyle duża, że warto sobie je uzmysłowić zanim będziemy niepotrzebnie biadolić nad nimi.

Tych ludzi można porównać do zaparkowanego pod domem nowiutkiego Porsche, w którym ktoś zapomniał wkręcić świece zapłonowe i dlatego nie da się nim jeździć. Osoba nieświadoma może powiedzieć, że samochód w którym nie zapala silnik jest bezużyteczny, ale my wiemy, że tam jest wbudowana pierwszorzędna technika i tak naprawdę brakuje drobiazgów, aby był to pojazd,którym da się szybko i bardzo daleko zajechać.

A wszystkim dwudziestolatkom polecam: znajdźcie te świece, wkręćcie je i zacznijcie dawać gazu. Ciekawy, pełen możliwości świat czeka.

Oczywiście nie zostawię Was całkiem samych z tym zadaniem i na początek proponuje intensywne zastanowienie się nad samym sobą. To, co napisałem wyżej, to są pewne „wartości średnie”, które znacznie mogą odbiegać od Twojej konkretnej sytuacji. Dlatego przydatnym jest (a właściwie koniecznym :-)) aby każdy z Was zobaczył jak to dokładnie jest u niego i co z tym robi w praktyce.

Pierwszy krok, to spojrzenie na własne pięty achillesowe :-) i dlatego przyjrzyjcie się sobie w następujących aspektach:

  • Precyzja i skuteczność w komunikacji – nie oszukuj się :-) Znam tylko kilka osób w wieku 20-29 lat, które potrafią to naprawdę dobrze. Zastanów się, jak możesz znaleźć dobre wzorce i sparringpartnerów do trenowania? Gra jest warta świeczki i nie może to być niewykonalne!! Ostatnio piątka Czytelników znalazła bardzo oryginalny i skuteczny sposób, o czym napiszemy w następnym poście
  • Poczucie własnej wartości i zaufanie do samego siebie – zobacz, gdzie Ty jesteś w tym względzie i pomyśl jak mógłbyś to poprawić. Jakie przedsięwzięcia, niekoniecznie od razu dużego kalibru mógłbyś wystartować, aby potem powiedzieć sobie „zrobiłem to!!”?
  • Jakie masz doświadczenie i umiejętności w kontaktach z ludźmi całkiem różnymi od Ciebie? Koniecznie przeczytaj post http://alexba.eu/2006-03-25/rozwoj-kariera-praca/twoje-kontakty-oaza-monokultura-czy-zroznicowanie/
    jeśli niechcący tkwisz tylko w wygodnej oazie, albo w monokulturze miejsca pracy, to co zamierzasz zrobić, aby to w miarę szybko zmienić?
  • Czy Ty osobiście potrafisz dostrzegać szanse, które los stawia na Twojej drodze? To jest dość trudne do oceny samemu, więc porozmawiaj z innymi ludźmi, najlepiej różniącymi się od Ciebie. Zastanów się też, czy w różnych obiecujących sytuacjach zadajesz sobie pytanie „co mógłbym z tej sytuacji wyciągnąć w optymalnym przypadku, tak aby druga strona nie poczuła się wykorzystana?” jeśli tak, to czy starasz się to potem urzeczywistnić?

Tyle minusów, to, co mówiłem o niewątpliwych plusach Waszego pokolenia, to też było pewne uogólnienie i Twoja sytuacja może być całkiem inna. Dlatego przeanalizuj i te zagadnienia:

  • Czy Ty sam też masz taką zdolność przyjmowania nawet niewygodnej lub nieprzyjemnej informacji zwrotnej, jak opisywałem w poście powyżej? Oczywiście od ludzi, do których masz podwójne zaufanie! Jeśli nie, to czy zamierzasz coś z tym zrobić? Metaforycznym „mimozom” trudniej będzie zrobić znaczące postępy w dzisiejszym świecie. Jeżeli jesteś „twardzielem” w odbiorze feedbacku, to czy komunikujesz to otwarcie potencjalnym nadawcom, aby mogli bez zahamowań i w pełnym zakresie Ci go udzielać?
  • Czy masz poczucie, że zawsze jest jakaś nowa szansa, a droga za horyzontem prowadzi dalej, nawet jak to w danym momencie wcale nie jest takie oczywiste? Im więcej grałeś we wczesnej młodości w gry komputerowe, tym prawdopodobieństwo tego jest wyższe :-) jeśli tak jest, to czy Twoje działania, a szczególnie eksperymentowanie z nowymi rzeczami odzwierciedlają to przekonanie? Jeśli nie, to czy wiesz jakie ograniczenia przynosi to w Twoim życiu? Co chcesz z tym zrobić?
  • Jeśli nie masz zdolności kredytowej, to czy spędza Ci to sen z oczu, a może czujesz się z tego powodu mniej wartościowym??? Twoim głównym celem stało się jej uzyskanie, otrzymanie kredytu na 30 lat i przymusowa stabilizacja w lokalu, który przez znakomita większość tego okresu nie będzie nawet należał do Ciebie??? Jeśli nie, a zamiast tego koncentrujesz się na rozwoju osobistym, wzroście wartości rynkowej i cieszeniu się życiem, to gratuluję :-) Możesz spokojnie przejść do następnego punktu :-)
  • Jak wygląda Twoja praktyczna znajomość angielskiego? Umiesz oglądać i rozumieć filmy w wersji oryginalnej, w których są w miarę porządne dialogi w przyzwoitym angielskim (a nie języku jakiś dołów społecznych)? Umiesz porozmawiać z obcokrajowcami na różne tematy wykraczające poza banalne sprawy życia codziennego? Czytać w miarę swobodnie książki po angielsku? Jeśli tak, to czy wykorzystujesz to odpowiednio do poszerzenia Twoich kontaktów i horyzontów myślowych? Naprawdę?? ;-)
    Jeśli nie, to co zamierzasz z tym zrobić, bo jest to poważne upośledzenie, na które nawiasem mówiąc cierpi większość mojej generacji :-( Naprawdę chcesz mentalnie pozostać w ograniczonym i ograniczającym świecie polskich polityków, mediów masowych i tego, co tłumacze zrozumieli z tłumaczonych książek??
  • No i na koniec przyjemny temat seksu, jako nieodłącznego elementu bycia człowiekiem :-) Nie zamierzam tutaj nikomu narzucać jakichkolwiek zasad moralności czy „niemoralności”, choć wiele rzeczy uznawanych oficjalnie w naszym społeczeństwie za niemoralne jest w praktyce bardzo przyjemnych, a jeśli biorą w tym dobrowolny udział świadome dorosłe osoby, to nikomu nie dzieje się krzywda :-) Przyjrzyj się przynajmniej Twojemu podejściu do własnej cielesności i wszelkich potrzeb z tym związanych. Znasz je? Starasz się znaleźć kogoś, z kim na zasadzie obopólnej zgody i wzajemności możesz je zaspokajać? Akceptujesz, ze druga strona może mieć własne potrzeby? Potrafisz o tym rozmawiać?

Chyba wystarczy tych zadań, nieprawdaż? :-)

Czytelników dwudziestolatków zachęcam do dokładnego „przerobienia” tych pytań i wyciągnięcia wniosków.

Pozostałych Czytelników tez zachęcam do zrobienia tego samego, nawet jeśli pozornie nie mają opisanych powyżej słabości i mocnych stron :-)

Wszystkich zapraszam do dyskusji w komentarzach, zarówno o zasadności tego, co napisałem, jak tez własnych doświadczeniach i rezultatach „remanentu”, który zaproponowałem powyżej.

DOPISANE 3.03: Bardzo dobre uzupełnienie mojej listy wstawiła Weronika Ł. w komentarzu tutaj

Komentarze (55) →
Alex W. Barszczewski, 2013-03-02
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Love it, change it, leave it…… albo…..

Kochaj/polub, zmień albo porzuć :-)

Większość z Was w tej czy innej formie słyszała o tej zasadzie i na pewno wielu z Was stosuje ją w codziennej praktyce (prawda??? :-))

Całe podejście „Love it, change it or leave it” ma oczywiście znaczenie w wypadku czegoś, co nam przeszkadza. W oczywisty sposób, jeśli coś jest po naszej myśli, przynosi nam subiektywnie odczuwalne korzyści tu i teraz, a wręcz dostarcza przyjemności, to „kochamy to” :-)

Problem zaczyna się wtedy, jeśli coś nam nie odpowiada. Mam nadzieję, że wśród Czytelników tego blogu niewiele jest osób, które w takiej sytuacji myślą „takie jest życie” i cytując H.D.Thoreau „prowadzi życie w cichej desperacji” znajdując się w bardzo nieprzyjemnym stanie zawieszenia i bezsilności! Reszta zapewne proaktywnie próbuje zmienić istniejące okoliczności, albo podejmując działania w celu zmiany niepożądanego czynnika, albo po prostu porzucenia istniejącego stanu rzeczy i poszukania innej opcji. To jest znacznie skuteczniejsze od wspomnianego zrezygnowanego poddawania się, niemniej jest tu możliwe pewne ulepszenie, które na przestrzeni lat ogromnie przyczyniło się do poprawy jakości mojego życia w każdym jego aspekcie :-)

Moja wersja (i kolejność działań) brzmi:

  1. Ignore it !!!
  2. love it,
  3. leave it (ulubiona opcja, jak coś mi bardzo nie pasuje :-))
  4. change it,

Ten pierwszy punkt oszczędził mi w przeszłości mnóstwo energii, czasu i innych zasobów!

Stosowanie go w praktyce nie jest jednak sprawą całkiem trywialną, dlatego pozwólcie, że wyjaśnię to nieco szerzej.

Prawdopodobnie każdy z Was też ma taki filtr, kiedy uznajemy sprawy nawet niezbyt nam pasujące za niewarte naszego zachodu a nawet uwagi i przestajemy się nimi przejmować. Problem polega na tym, że u wielu ludzi ten filtr jest:

  • albo źle ustawiony i w rezultacie przejmujemy się (i zajmujemy) czymś wyłącznie dlatego, bo tak jesteśmy przyzwyczajeni i/lub tak wytresowałonas społeczeństwo i różne jego instytucje.
  • albo został  ustawiony w czasach, kiedy mieliśmy inne potrzeby oraz obraz świata i pozostawiony w takim stanie do dziś

W rezultacie, zamiast skoncentrować się na tym, co posuwa nas do przodu, dostarcza radości i energii wiele osób marnotrawi czas i środki, które można by lepiej wykorzystać gdzieś indziej na przejmowanie się i próby zmiany czegoś, co właściwie można by zlekceważyć i pominąć. To szczególnie dotyczy większości młodszych Czytelników, bo ta grupa wiekowa ma najsilniejsze skłonności do nieuświadomionego poddawania się programom i oczekiwaniom otoczenia. W tym temacie warto też zajrzeć do postu http://alexba.eu/2011-02-09/rozwoj-kariera-praca/nasza-osobista-wolnosc-2/

Oczywiście decyzja co z rzeczy, które nam nie pasują możemy (a nawet powinniśmy) ignorować jest trudna i każdy z Was musi podejmować ją osobiście, to przecież chodzi o Wasze indywidualne samopoczucie. Tutaj nie liczcie na to, że ktoś przyjdzie i powie Wam dokładnie gdzie postawić granice.

Jedyne, co mogę zrobić, to kilka rad jak sobie ten wspomniany wcześniej filtr eksperymentalnie ustawiać tak, aby pasował do osób, którymi dziś jesteście. Jeśli mówimy o eksperymentowaniu (a innej dobrej drogi nie ma) to zajrzyjcie wcześniej do postu http://alexba.eu/2012-12-03/rozwoj-kariera-praca/3-zasady-eksperymentowania-dla-pokolenia-y-i-nie-tylko/ aby niechcący nie zrobić sobie krzywdy.

Eksperyment polega na tym, aby w różnych sytuacjach życiowych spróbować zignorować elementy, które nam przeszkadzają (najlepiej jeden naraz, choć czasem można to zrobić hurtem :-)) koncentrując się jednocześnie na pozytywnych aspektach tego, co aktualnie przeżywamy lub robimy. Obserwujcie jak się przy tym czujecie, może okaże się, że rezultat końcowy jest tylko minimalnie gorszy od sytuacji idealnej. Jeśli rzeczywiście jakiś czynnik bardzo nam przeszkadza, to trudno, teraz już wiemy na pewno i czas na kolejne doświadczenie. Warto przy tym zauważyć, że zgodnie z zasadą Paracelsusa, która mówi:  „wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną – to tylko kwestia dawki” dobrze jest poeksperymentować też z różnymi „dawkami” czynnika przeszkadzającego. W rezultacie możemy dokładnie ustawić sobie filtr tak, aby kompletnie ignorować „porcje” z którymi możemy żyć, a wszystko inne potraktować w myśl zasady zacytowanej w tytule. Jaka oszczędność czasu i dobre wykorzystanie potencjalnych sposobności!! :-)

Mam dla Was do tego  kilka, częściowo zabawnych przykładów, które, aby nie przedłużać tego tekstu przytoczę w następnym poście jeśli będzie Was to interesować.

Na razie zapraszam do dyskusji w komentarzach uprzedzając, że temat wcale nie jest taki łatwy i oczywisty, na jaki wygląda. Ja zajmuję się takim eksperymentowaniem ponad 20 lat i bardzo podobają mi się rezultaty, więc z czystym sumieniem mogę napisać że warto.

Komentarze (32) →
Alex W. Barszczewski, 2013-02-16
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Gościnne posty, Rozwój osobisty i kariera

Bądź kim naprawdę jesteś – post gościnny (in memoriam)

Dzisiaj zapraszam Was do lektury i dyskusji postu gościnnego, który powstał w bardzo nietypowy sposób. Po pierwsze, prawie cała zawartość merytoryczna została mi przekazana w rozmowach przez osobę, która wiekowo zdecydowanie odbiegała od naszego „targetu”, a po drugie to ja spisałem ją, nieco tylko dopasowując i doprecyzowując słownictwo (choć było to potrzebne tylko w niewielkim stopniu). Oczywiście zachowałem przy tym zarówno zawartość jak i przesłanie oryginału.

__________________________________________

Zacznijmy od pewnej opowieści:

Na łożu śmierci leży bardzo sfrustrowany starszy mężczyzna.

Na pytanie znajomego, dlaczego tak jest odpowiada on:

„Widzisz ja od zawsze byłem gejem. W mojej młodości nie mogłem się do tego nawet przyznać, bo takie były czasy i byłem samotny. Potem zacząłem się zastanawiać, kto na łożu śmierci poda mi tę ostatnia szklankę wody, więc na wszelki wypadek zacisnąłem zęby i ożeniłem się.

Jak już byłem żonatym, to uświadomiłem sobie, że przecież żona może umrzeć przede mną i kto wtedy poda mi tę szklankę wody. Na wszelki wypadek spłodziłem więc i wychowałem dwóch synów tak aby na pewno miał mi kto ją podać.”

Znajomy pyta „To dlaczego jesteś teraz taki sfrustrowany?”

Mężczyzna odpowiada: „przez cały czas żyłem nie swoim życiem, robiąc nie to co chciałem z nie tymi ludźmi, którymi chciałem tylko po to, aby na łożu śmierci miał mi kto podać ostatnia szklankę wody. A teraz umieram i w ogóle nie chce mi się pić!!!”

Z tego można wyciągnąć kilka morałów:

  • generalnie jako osoba prywatna nie warto robić zbyt konkretnych planów obliczonych na wiele lat czy wręcz dziesięcioleci, bo bardzo trudno przewidzieć jak wtedy będzie wyglądać ogólna sytuacja i nasze potrzeby
  • nie powinniśmy poświęcać tego, kim naprawdę jesteśmy, jakie naprawdę mamy pragnienia i potrzeby w imię jakiegoś mitycznego „bezpieczeństwa” w dość odległej przyszłości. W szczególności zaprzeczanie naszej prawdziwej naturze rzadko długofalowo prowadzi do życia pełnego zadowolenia i radości a z powodów opisanych w poprzednim punkcie przeważnie i tak nie warto

Ważnym jest też spostrzeżenie, że jeśli zauważyliśmy popełnienie któregoś z powyższych błędów, to dopóki żyjemy to możemy zmienić kurs i choć często nie jest to całkiem proste, to przynajmniej w sporej części zacząć żyć życiem, które jest dla nas ważne. Wynik, nawet jak nie będzie stuprocentowy, to nagroda warta zawalczenia o nią.

__________________________________________

†Irena Barszczewska – moja Mama, do piątku najstarsza znana mi osoba czynnie praktykująca „Gypsy Time”. Mimo niełatwego, w sumie 81 letniego życia (gdzie wychowanie mnie nie było akurat najprostszym zadaniem) dzielnie dawała sobie z nim radę, a 8 lat temu, po śmierci Ojca w zdumiewający sposób znalazła drogę do spełnionego, radosnego a jednocześnie wzbogacającego innych życia. Wyglądała na 20 lat mniej, luzu i podejścia mogłoby się od niej nauczyć sporo całkiem młodych ludzi. Wielu osobom będzie jej brakowało……..

PS: W rozmowach z Autorką wspomniałem, ze chcę się tym podzielić liczną rzeszą Czytelników tego blogu i uzyskałem na to zgodę. Zgodnie z podejściem Autorki proszę o merytoryczne komentarze, bo temat jest ważny

Komentarze (49) →
Alex W. Barszczewski, 2013-02-06
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

3 zasady eksperymentowania dla Pokolenia Y i nie tylko

Ostatnio przeczytałem polecony mi przez Marcina (dziękuję :-)) artykuł w „Przekroju” o młodych ludziach z tzw. Pokolenia Y

A tam jest napisane: „Dwudziestolatkowie nie żyją po to, żeby się napracować, zarobić, napłodzić dzieci, najeść się, zachorować, przeżegnać i umrzeć ..”

Pomyślałem : Hej, ja jestem w wieku rodziców tych ludzi a „od zawsze” mam podobne podejście :-)

Dalej można przeczytać: „młodzi 20-letni żyją dziś zupełnie inaczej niż ich rodzice. Widzą, co się dzieje ze starszym pokoleniem, i to utwierdza ich w przekonaniu, że żyć należy inaczej. Oni już wiedzą, że nie można spędzać całego dnia w nudnej pracy, bo to właśnie kończy się wypaleniem zawodowym, kłopotami i ciągłymi wizytami u lekarzy. Patrzą na nich i nie mogą uwierzyć, że oni sami, z własnej woli zamknęli się w domu i w pracy jak w twierdzy. Nie obejrzeli świata, smaków nie poznali… „

Tutaj mam też identyczne nastawienie, co zresztą od początku można było wyczytać na tym blogu :-)

I jeszcze: „Dwudziestolatki zamiast biegać po szpitalach, wolą żyć przyjemnie. To pokolenie hedonistów – zgadzają się robić tylko to, co daje im zadowolenie. „

oraz

„Dla młodych kariera to nie tylko możliwość dorobienia się. Nie chodzi o sprzęt kuchenny, dom i samochód. Oni żyją w zupełnie innym wymiarze. Dla nich kariera to możliwość rozwijania się, rozwijania własnych umiejętności, czerpania radości z tego, co się robi i za co dostaje się pieniądze. Jeśli trafią do miejsca, w którym pozwala się im rozwinąć skrzydła, to dadzą z siebie wszystko. „

Ha, ha :-) czyż to nie jest też mój sposób na życie !!

Cały artykuł jest wart przeczytania i zastanowienia się nad różnymi poruszanymi tam aspektami.

Moje przemyślenia po lekturze tamtego tekstu pozwoliły mi nieco zrozumieć fenomen tego, że nie będąc celebrytą, lecz normalnym facetem w zaawansowanym wieku ;-) z przerzedzonymi siwym włosami i nadwagą mam szybki i bezproblemowy kontakt z myślącymi osobami z Pokolenia Y, a jak robię spotkanie, to największym problemem jest zbyt duża spodziewana frekwencja :-)

Może dla wielu młodych Czytelników jestem przykładem gościa, który żyjąc ponad dwa razy dłużej od nich myśli i postępuje inaczej od większości ich rodziców, ba często wbrew radom udzielanym im przez tych ostatnich. Do tego żyje całkiem nieźle, generalnie na dość sporym luzie i z dużym „fun factor”. Może jestem chodzącym dowodem na to, że można żyć według wartości opisanych w cytowanym artykule i mimo tego, a może nawet właśnie dlatego, osiągnąć sukces w życiu w ich zrozumieniu tego słowa?

Jak jest chciałbym chętnie usłyszeć od młodszych z Czytelników :-)

Dla nich mam jeszcze jedną rzecz, o której nie pisałem na blogu, a którą dość nieświadomie od wielu lat stosuję i która oprócz mojego podejścia do innych ludzi i relacji z nimi jest jednym ze źródeł mojego zadowolenia z życia.

Ładnie sformułowaną przeczytałem ją w lecie w książce, którą niestety straciłem razem z czytnikiem, dlatego pozwólcie, że na razie sparafrazuję z pamięci:

3 Zasady eksperymentowania:

  1. ponieważ w dzisiejszym, bardzo złożonym świecie wielu rzeczy w danym momencie po prostu nie wiemy, a zdobycie wiarygodnych i kompletnych danych (o ile byłoby w ogóle możliwe) trwałoby za długo, to musimy dużo eksperymentować i po prostu patrzeć co z tego wyniknie :-)
  2. jeśli planujemy jakiś eksperyment, to przeprowadźmy go tak, aby ewentualne niepowodzenie (wszystko jedno jak mało prawdopodobne) nie zabiło nas fizycznie, ekonomicznie, czy społecznie. To jest szalenie ważny postulat, który lekceważy bardzo wielu ludzi, zwłaszcza w aspekcie „śmierci” ekonomicznej. To jest albo lekkomyślność, albo wręcz głupota, która potem prowadzi do poważnych problemów i stwierdzenia że „życie jest ciężkie”
  3. zaczynając jakiś eksperyment ustalmy po czym poznamy, że nie wyszedł nam on. To jest bardzo ważne kryterium, potrzebne aby taką chybioną próbę zakończyć, wydatki spisać na straty, wyciągnąć wnioski i być gotowym na…… następne doświadczenie :-) Tego też nie stosuje bardzo wiele osób, zarówno przy eksperymentach biznesowych, zawodowych jak i w życiu prywatnym. Skutkiem jest dołująca relacja, którą ktoś bez końca próbuje „uzdrowić”, firma pochłaniająca ostatnie oszczędności rodziny, którą dawno należało zamknąć, pracownik, którego należało już dawno zwolnić i wiele tym podobnych

Zastanówcie się dobrze nad tymi zasadami i tym, jak moglibyście zaimplementować je w praktyce Waszego życia. To może Wam się przydać, podobnie jak przydało się mi.

Aha, jeszcze jedna uwaga :-) Ponieważ w dzisiejszych czasach stosunkowo niewiele wiemy „na pewno”, zwłaszcza w dłuższym zakresie czasu, to większość nawet poważniejszych przedsięwzięć życiowych powinniśmy traktować jak eksperyment i dla własnego dobra stosować się do powyższych reguł. Brzmi to dość radykalnie, ale lepiej pomyśleć zawczasu niż potem niepotrzebnie cierpieć.

Zapraszam do dyskusji w komentarzach

Komentarze (39) →
Alex W. Barszczewski, 2012-12-03
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

„Lifestyle coacha” – czy trzeba być coachem?

W jednym z komentarzy pod poprzednią dyskusją Czytelnik Jot napisał:

„A mnie od dłuższego czasu zastanawia nie jak zostać coachem ale jak nie będąc coachem mieć taki sam “lifestyle”. Dla mnie sprowadzałoby się do – interesującej pracy, dobrej stawki godzinowej pozwalającej na pisanie bloga z wysp kanaryjskich, gipsy time itp. „

Muszę przyznać, że uśmiechnąłem się czytając ten komentarz :-) Myślę, że wielu, szczególnie młodszych Czytelników rozważa karierę coacha właśnie z podobnych powodów, więc może przyjrzyjmy się tym czynnikom po kolei.

  • interesująca praca – to jest praca która interesuje Ciebie!! Nie to co robi Alex, co otoczenie uważa za cool, rodzina za spełniające jej ambicje a mass media za przyszłościowe. Tobie musi się podobać, a jesteś unikalną osobą we Wszechświecie!! Tutaj musisz się wysilić i sam poeksperymentować, najlepiej nie „uwalając sie” w jakikolwiek sposób. Do tego pamiętaj, że z interesująca pracą jest podobnie jak z interesującą partnerką/partnerem. Jeżeli będziesz dłużej robił bardzo podobne rzeczy, to wszystko Ci się z czasem znudzi. To jest naturalny proces i nie ma co utrudniać go poprzez niepotrzebne zobowiązania.
    Praca coacha jest tutaj korzystna, bo każdy przypadek jest inny, ale tak jest w bardzo wielu dziedzinach od pewnych zadań w IT począwszy, a np. stomatologii skończywszy (ostatnio miałem ciekawą rozmowę na ten temat)
  • dobra stawka godzinowa – rzeczywiście ułatwia wiele rzeczy. Przede wszystkim, mając dobrą stawkę godzinową nie musisz pracować dużo, co zapobiega częściowo temu wspomnianemu wyżej znudzeniu a poza tym daje czas na inne poszukiwania i delektowanie się życiem. Zastanówmy się tylko, co to jest „dobra stawka godzinowa”?
    Niekoniecznie jest to określona w złotówkach bezwzględna kwota pieniędzy, lecz taka kwota, która w zamian za pracę w jakimś rozsądnym wymiarze czasowym pozwala nam na zaspokajanie naszych istotnych potrzeb. Świadomie podkreśliłem słowo „naszych”, bo większość ludzi zaspokaja potrzeby sztucznie wygenerowane im przez wpływ i manipulację innych, a zaniedbuje tak kluczowe dla szczęścia, jak np. potrzeba bycia kreatywnym, dobrej rozmowy czy dobrego seksu. I tutaj jest przysłowiowy pies pogrzebany, wielu z Was, którzy nie zdążyli jeszcze wpakować się w kredyty, mieszkania i dzieci mogłoby bardzo szybko zacząć „coachingowy” lifestyle, przynajmniej jeśli chodzi o podobny do mojego :-) Bo moje życie jest w gruncie rzeczy proste (w sensie rezygnacji z niepotrzebnej kompleksowości) i kosztuje tylko niewielki ułamek tego, co zarabiam. Czy wiecie, że są miesiące, kiedy wydaję więcej pieniędzy na różne działania pro bono niż na siebie? Nie odczuwając przy tym w ogóle jakiegokolwiek niedostatku!
  • „pisanie bloga z Wysp Kanaryjskich” – składa się z dwóch składników. Po pierwsze trzeba pisać blog, a więc robić coś za darmo dla innych, często nieznanych sobie osób. Większość ludzi tego nie robi, a być może jest to ważny czynnik (postawa) umożliwiający ten drugi człon „..z Wysp Kanaryjskich” :-)
    Jeśli chodzi o Kanary, to większość ludzi ma całkiem fałszywe wyobrażenia ile to kosztuje, zwłaszcza w zimie, kiedy ja tam bywam. Nawet nie oszczędzając specjalnie, a używając tylko zdrowego rozsądku i może odrobinę obcego języka mam tam koszty życia porównywalne do tych w Warszawie, hotelik za bardzo specjalna cenę (obiecałem nie przyznawać jaką), tylko normalne liniowe loty trochę podrożały (z WAW ok. 1300 zł w obie strony). Można znacznie taniej i wcale nie gorzej, czego dowodem jest post gościnny młodych Kolegów . Jak widać do tego wcale nie trzeba być coachem,
  • Gypsy Time – tak nazywam okres, kiedy biegając w szortach, koszulce i sandałkach/butach żeglarskich zadowolony z zycia żyję na bardzo dużym luzie. Do tego też nie trzeba być coachem, ani posiadać dużych pieniędzy, bo wyposażenie (kilka koszulek, szortów i sandały) jest tanie, podstawowa żywność w Polsce ciągle jest niedroga, a to co najważniejsze (postawa myślowa) nie kosztuje żadnych pieniędzy. Ja na przykład mam teraz tak śmieszne koszty życia, że aż wstyd się przyznać :-) Aha, Gypsy Time można w lecie praktykować w dowolnym miejscu w Polsce, bo to sprawa podejścia, a nie geografii.
  • Itp. – tutaj muszę zgadywać, co Kolega „Jot” miał na myśli:-) Jeśli miał na myśli ciekawe towarzystwo i sporo dobrego seksu, to rzeczywiście zawód coacha nieco to ułatwia, bo masz ogromne doświadczenie w kontaktach i komunikacji z bardzo wieloma różnymi ludźmi. W ten sposób łatwiej i szybciej selekcjonujesz odpowiednie osoby. Nie jest to jednak warunek konieczny, bo praktycznie każdy człowiek może być (zacząć być) osobą otwartą na innych, a po zdobyciu minimum doświadczenia i wykorzystaniu internetu poznasz więcej interesujących Cie osób, niż będziesz miał czasu nimi się zająć. Jak się za to zabrać możecie przeczytać na blogu, zacząłem też pisanie książki na ten temat.

Tyle odpowiedzi dla Jot.

Na zakończenie jeszcze jedna uwaga dla młodych Czytelników:

Bądźcie wdzięczni Waszym Rodzicom za to, że dali Wam życie i wychowali najlepiej jak mogli. To na pewno kosztowało większość z nich sporo wyrzeczeń i trzeba to docenić. Bądźcie jednak ostrożni w powielaniu ich zasad i podejścia do życia, bo w międzyczasie mamy już zupełnie inne czasy, czego chyba nikomu z Was nie muszę tłumaczyć. Tak samo bądźcie ostrożni w powielaniu osób nawet tylko o 10 lat starszych od Was, bo tak samo startowali oni w innych czasach niż Wy.

No chyba, że ktoś chce przyjąć drogę życiową jak np. opisana tutaj albo tutaj czego zdecydowanie nie polecam. Źle wpływa na poczucie własnej wartości – potem trzeba kupować drogie domy, biżuterię, samochody itp. aby sobie to (dość bezskutecznie) podreperować.

Zapraszam do dyskusji w komentarzach.

Komentarze (22) →
Alex W. Barszczewski, 2012-07-26
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Szukaj podwójnego wynagrodzenia za pracę

Tytuł tego postu brzmi jak  reklama podejrzanych interesów, albo żądania nie posiadającego umiaru związkowca, dlatego śpieszę z wyjaśnieniem o co mi chodzi.
Generalnie, jeżeli już gdzieś pracujemy poświęcając na to czas i energie naszego życia, to możemy (powinniśmy ?) otrzymywać gratyfikację w dwóch postaciach:
  1. materialna zapłata za wyniki naszej pracy, najczęściej są to pieniądze lub takie rzeczy jak służbowy samochód, telefon itp. Tymi pieniędzmi płacimy na nasze mieszkanie, wyżywienie i wszelkie inne rzeczy, które potrzebujemy, a które można kupić
  2. wynagrodzenie emocjonalne w postaci możliwości poznania i pracy z ciekawymi ludźmi, w pozytywnej atmosferze wypełnionej energią, kreatywnością i wzajemnym szacunkiem. Ta emocjonalna część wynagrodzenia to też możliwość rozwoju, rozszerzenia własnych horyzontów wiedzy i doznań, praktycznego podniesienia poczucia własnej wartości w zdrowy, nie robiący nikomu krzywdy sposób.
Teraz, jak się zapewne domyślacie, zapraszam każdą Czytelniczkę i każdego Czytelnika, do zrobienia uczciwej analizy, jak tak kwestia wygląda u nich w praktyce. O ile większość ludzi zastanawia się nad tą materialną częścią zapłaty (i przeważnie jest z niej niezadowolona), o tyle moim zdaniem zbyt mało osób patrzy uważnie, jak wygląda ta “płaca” emocjonalna. A to przecież ta druga, o ile nasze najbardziej elementarne potrzeby fizyczne zostały zaspokojone, ma ogromny wpływ zarówno na jakość naszego życia w chwili obecnej, jak też jego perspektywy w przyszłości.
Obserwując innych ludzi często niestety widzę jeden z dwóch przypadków:
  1. zapłata materialna jest kiepska i wynagrodzenia emocjonalnego albo nie wa wcale, albo co gorsza jest ujemne (poniżanie, frustracja itp.). To przypomina mi galerę, gdzie biedni galernicy batem nadzorcy zmuszani są do wiosłowania w kierunku i rytmie, na który nie maja żadnego wpływu, a do jedzenia i picia dostają akurat tyle, aby nie umrzeć z głodu.
  2. zapłata materialna jest dobra a nawet bardzo dobra, pracuje się w eleganckich biurowcach itp. Za to wynagrodzenie emocjonalne, podobnie jak w wypadku powyżej, jest zerowe lub ujemne (konieczność robienia rzeczy wbrew sobie, znoszenia zlej atmosfery w pracy, podchodów, polityki i zwykłego draństwa). To, jak się zastanowimy, przypomina z kolei dom publiczny lepszej klasy, nieprawdaż?
“Pracujesz” na galerze? Prostytuujesz się w “domu publicznym”?
Nawet jeśli bardzo wielu ludzi wokoło robi to samo, to zastanów się, jaki to ma wpływ na dalszą część Twojego życia, o dzisiejszym dyskomforcie już nie wspominając. Jeśli ta perspektywa niezbyt Ci się podoba, to zabieraj się DZISIAJ do roboty, aby  to zmienić. To być może nie da się zmienić od razu, ale przynajmniej w średnioterminowej perspektywie jest na pewno możliwe, choć niewykluczone, że będziesz musiał przy tym się nieco wysilić, a i nie wszystkim z Twojego obecnego otoczenia się to spodoba. To jest Twój wybór, ale jeśli chcesz zmiany, a nie tylko jałowej dyskusji, to zabierz się za to jeszcze dziś!
Na zakończenie, aby ubiec zarzuty, że w Polsce nie ma takich prac, które dają nam zarówno wysokie wynagrodzenie materialna, jak i emocjonalne, śpieszę z informacja, że np. ja takową wykonuję. Jednym z powodów, dla których przeważnie widzicie mnie uśmiechniętego i pełnego energii jest to, że jak już pracuję, to dostaje za to nie tylko spore pieniądze, ale przede wszystkim mam do czynienia z inteligentnymi, ciekawymi ludźmi, kontakt z którymi bardzo mnie wzbogaca, nawet (a może właśnie dlatego), jeśli w wielu sprawach bardzo się różnimy. To jest chyba dobry moment, aby im wszystkim za to podziękować!
Zapraszam do dyskusji w komentarzach
Komentarze (51) →
Alex W. Barszczewski, 2012-06-09
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Audycja ze mną w radiu Planeta FM

Trochę ponad 2 tygodnie temu Edyta Walecka z Radia Planeta FM napisała do mnie mail z propozycją nagrania audycji na temat podobny do tego, o którym mówiłem na spotkaniu ze studentami w Łodzi, czyli „Co robić na studiach, aby potem żyć lepiej niż dobrze”. Ponieważ nigdy czegoś takiego nie robiłem, a zachęcając Czytelników do eksperymentowania w życiu powinienem sam świecić przykładem :-) więc powiedziałem „oczywiście” :-) Szybko ustaliliśmy o czym chcemy rozmawiać i tydzień później rano po dłuższej obcojęzycznej telekonferencji wstałem od stołu, wsiadłem do taksówki i pojechałem do studia. Jazda taksówką to był cały dostępny czas na przemyślenie co będę mówił :-) niemniej Edyta była bardzo sympatyczną rozmówczynią i całość chyba wyszła nam nieźle.

Uważni słuchacze z pewnością zauważą, że chwilami najwyraźniej z rozpędu myślałem w innym języku niż mówiłem :-) co widać w paru konstrukcjach słownych, a nawet użyciu nie tych przypadków rzeczownika co trzeba :-)

Mimo tego korzystam z uprzejmości Edyty i zamieszczam pliki z audycji na blogu, może ktoś chętnie posłucha.

Gdybyście mieli jakieś pytania i komentarze, to zapraszam do wypowiedzi na blogu.

Część 1 (mp3, niecałe 14 MB)

Część 2 (mp3, niecałe 10 MB)

PS: Pliki są gościnnie na innym serwerze, wiec się nie dziwcie.

Komentarze (24) →
Alex W. Barszczewski, 2012-05-29
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Page 2 of 24«12345»1020...Last »
Alex W. Barszczewski: Avatar
Alex W. Barszczewski
Konsultant, Autor, Miłośnik dobrego życia
O mnie

E-mail


Archiwum newslettera

Książka
Alex W. Barszczewski: Ksiazka
Sukces w Relacjach Międzyludzkich

Subskrybuj blog

  • Subskrybuj posty
  • Subskrybuj komentarze

Ostatnie Posty

  • Czym warto się zająć jeśli chcesz poradzić sobie z lękowym stylem przywiązania
  • Pieniądze w związku – jak podchodzić do różnicy zarobków
  • Jak zbudować firmę na trudnym rynku i prawie bez kasy ?
  • Twoja wartość na rynku pracy – jak ją podnieść aby zarabiać więcej i pracować mniej
  • Zazdrość – jak poradzić sobie z zazdrością w relacji

Najnowsze komentarze

  • List od Czytelnika  (19)
    • Elżbieta: Witam, Osobiście polecam...
    • Ewa W: Krysia S, tak, widziałam...
    • KrysiaS: Ewa W, napisałaś...
    • Stella: Witajcie Uważam Autorze...
    • Ewa W: Krysia S, być może tak jest...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.4  (45)
    • kleks: Hej Alex, Po przemyśleniach...
    • Alex W. Barszczewski: Kleks Ja...
    • kleks: Hej Alex. To mam na myśli:...
    • Alex W. Barszczewski: Kleks Wczoraj...
    • kleks: Ewo, piszesz: „Żeby mieć...
  • Upierdliwy klient wewnętrzny działu IT cz.2  (26)
    • Agnieszka M.: Odpowiadam z...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.6  (87)
    • ms: Chodzi mi o to, ze moze dobrze...
    • Ewa W: Robert, Czy wszystko, czym...
    • Alex W. Barszczewski: Robert Tak jak...
    • Kleks: Alex napisałeś: „Metka...
    • Robert: @Alex „albo niewiele z...
  • List od Czytelniczki Mxx  (20)
    • Tomek P: To może być trochę strzał na...
    • Witek Zbijewski: Dużo zostało...
    • adamo: Witaj Mxx, chociaż już jestem...
    • moi: @Tomku, Rozwojem, mniej lub...
  • Do czego przydaje się ten blog  (35)
    • Witek Zbijewski: lektura bloga i...
    • Agap: Mój drugi kontakt z blogiem...
    • KrysiaS: Alex, dziękuję za to,ze...
    • Alex W. Barszczewski: Dziekuję Wam...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.5  (83)
    • Alex W. Barszczewski: Agnieszka L...
    • Ev: Witek Zbijewski Tak, tak,...
    • Małgosia S.: Małgorzata- Bardzo...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.3  (26)
    • Alex W. Barszczewski: Agnieszka L...
    • Agnieszka L: „Czy mi się...
  • Reakcja na pretensje klienta  (12)
    • Kamil Szympruch: Wiem, że mój...

Kategorie

  • Artykuły (2)
  • Dla przyjaciół z HR (13)
  • Dostatnie życie na luzie (10)
  • Dyskusja Czytelników (1)
  • Firmy i minifirmy (15)
  • Gościnne posty (26)
  • Internet, media i marketing (23)
  • Jak to robi Alex (34)
  • Jak zmieniać ludzi wokół nas (11)
  • Książka "Sukces w relacjach…" (19)
  • Linki do postów innych autorów (1)
  • Listy Czytelników (3)
  • Motywacja i zarządzanie (17)
  • Pro publico bono (2)
  • Przed ukazaniem się.. (8)
  • Relacje z innymi ludźmi (44)
  • Rozważania o szkoleniach (11)
  • Rozwój osobisty i kariera (236)
  • Sukces Czytelników (1)
  • Tematy różne (394)
  • Video (1)
  • Wasz człowiek w Berlinie (7)
  • Wykorzystaj potencjał (11)
  • Zapraszam do wersji audio (16)
  • Zdrowe życie (7)

Archiwa

Szukaj na blogu

Polityka prywatności
Regulamin newslettera
Copyright - Alex W. Barszczewski - 2025