Kilka dni temu usłyszałem w TVN wypowiedź Henryki Bochniarz, która w dyskusji o „obijaniu” się w pracy oprócz kilku bardzo rozsądnych stwierdzeń powiedziała mniej więcej :
„ Jeżeli twoja praca nie sprawia ci satysfakcji to czasem trzeba tej satysfakcji poszukać gdzieś indziej”
Pozornie jest to sensowne zalecenie, choć rozumując w ten sposób można by powiedzieć „Jeżeli nie znajdujesz satysfakcji w aktualnym związku, to poszukaj sobie czegoś na boku” :-)
To jest typowy sposób myślenia wielu ludzi pokolenia Waszych rodziców i jak widać trzyma się on bardzo mocno.
Mimo iż osobiście tez jestem (wstyd czasem przyznać) z tego samego pokolenia, to bardziej odpowiada mi podejście, które może nieco nieparlamentarnym językiem wyraża w swoim wystąpieniu Gary Vaynerchuk :
„There is way to many people in this room right now that are doing stuff they hate. Please stop doing that!! There is no reason in 2008 to do shit you hate!!!„
Bardzo cennym dla Was będzie uczciwe zrobienie analizy własnego podejścia do kwestii zarabiania pieniędzy. Czy jest to bardziej podejście pokolenia rodziców „praca jest po to aby zarabiać pieniądze, a radości i satysfakcji szukaj sobie w rodzinie, hobbies lub kieliszku„?
Czy może: ” Bądź bardzo dobry w tym co uwielbiasz robić, a potem znajdź sposób na zarabianie przy pomocy tych umiejętności (oczywiście pamiętając o wszystkich 3 czynnikach)”
Ja od lat jestem praktykującym wyznawcą tego drugiego i czerpię z tego nie tylko wiele satysfakcji, rozwoju własnego i dobrej zabawy, lecz też całkiem przyzwoite dochody. Nie zawsze tak było, ale kluczowym momentem zmiany mojej drogi życiowej była właśnie świadoma analiza własnego podejścia, solidne wkurzenie się i zrobienie tego, co mogłem, aby istniejący stan zmienić.
Kto z Was jest chętny, aby pójść drogą podobną do mojej? Kto to już robi (na spotkaniu poznałem takich ludzi)? Jakie wyzwania mają ci z Was, którzy są gdzieś w połowie drogi?
Update: Ahajduk zamieścił w komentarzu poniżej bardzo dobry link, nad którym warto się zastanowić.
Na obecna chwilę nie wyobrażam sobie pracy/zarabiania w sposób który nie dawałby mi satysfakcji. Zapewne byłbym zbytnio sfrustrowany ;) robiąc coś co nie jest moją pasją, a to odbijało by się na efektach mojej pracy, i zapewne na życiu prywatnym.
Ale programiści tacy są (przynajmniej w większości). Także wychodzi na to że nie pracujemy, tylko robimy to co lubimy :)
Należę do tej grupy ludzi, których to co robią interesuje, bawi i uczy każdego dnia. To mnie czyni szczęśliwym i na nic innego bym tego nie zamienił. Znam jednakże ludzi, których przysłowiowe „robota 8-16, do domu, kapcie i piwo” czyni tak samo szczęśliwymi jak mnie (zgaduję, że czytelnicy bloga Alexa nie należą do tej grupy;)
Kiedyś przyznam, że nie rozumiałem tej postawy i próbowałem ich „nawracać”. Teraz wydaje mi się, że nie ma jednej drogi i każdy z nas musi sam siebie odnaleźć.
Oczywiście, zgadzam się w 100% z panią Bochniarz i Garym V. – jeżeli rano nie budzisz się zadowolonym z życia – czas coś z tym zrobić i to zmienić!!
Dla tych, którzy są w połowie drogi proponuję przemyśleć sobie ten diagram http://dl.dropbox.com/u/86836/entrepreneur_advice.png
Bardzo lubię słuchać Garego Vaynerchuka, podpisuję się pod tym, co mówi: pasja, pasja, pasja. poza tym uśmiecham się szeroko, jak słyszę, że odpisuje a każdego maila, którego dostaje, a jak sam mówi dostaje ich sporo…
Ja idę drugą drogą i nie wyobrażam sobie inaczej! Na początku wyglądało to troszkę tak, jakbym wyruszyła na bitwę przeciwko wielkiemu smokowi, który raz po raz ział ogniem – czasem ciężko było się przebić przez komentarze z bliskiego otoczenia: „a da się na tym zarobić”, „zostaw to i pracuj, by p prostu zarabiać”, „najpierw zbierz pieniądze i potem rób, to co lubisz”.
Niestety jest jeszcze sporo ludzi, którzy mają podejście do pracy, jako do miejsca, które dostarcza zarobek i nic więcej. Z pewnością i Wam znane są przypadki, gdzie pracownicy (ciekawa obserwacja w jednej korporacji) czekają ze zniecierpliwieniem na godzinę wyjścia z pracy, by w końcu zabrać się za coś, co sprawia im radość. Po przyjściu do domu ten entuzjazm rozbija się o zmęczenie, czy inne oczekiwania partnera/ małżonka, etc. Jak dla mnie szkoda życia, by przez 8h robić coś tylko dla pieniędzy, sama jednak doświadczyłam takiego podejścia, jednak jestem bogatsza o to, jakie czynności na pewno nie sprawiają mi przyjemności.
Co do mojej drogi – pracuję nad swoją pozycją rynkową i przyzwoitymi dochodami :)
Z jakimi wyzwaniami się zmagałam/zmagam?
– czasami rzeczywistość na koncie nie raduje mnie tak bardzo, jak samo wykonywanie tego, co robię (działania non profit, praca dla idei, więc 100% zaangażowania i wiele zainwestowanego czasu),
– zapominanie o bożym świecie, odczuwam tzw. flow, ale czasem stanowczo za bardzo odpływam…
– pretensje partnera, że często siedzę po nocach :D
– brak wzorców – ludzi, od których mogłabym się uczyć, ciągle rozwijać swój warsztat, weryfikować pomysły. Niby w mojej dziedzinie jest takich ludzi sporo, jednak najwięcej czerpię z książek, swoich przemyśleń/doświadczeń, video, doświadczeń ludzi sukcesu, etc. Marzy mi się realna osoba, która byłaby połączeniem mentora i coacha, albo coacha w stylu dyrektywnym.
– brak psychologów („do zjedzenia” :) ), którzy zajmują się psychologią pozytywną,
Pozdrawiam ciepło:)
Aleksandra Mroczkowska
piekna bajka tylko znow nietrafiona
w pl jest ogrom ludzi ktorzy rozwijaja sie tam gdzie chca ale nie moga „znalezc sposobu na zarobienie” oczywiscie mozna ich tu odrazu oskarzyc o nieumiejetna sprzedaz siebie, proste ale prawa rynku sa takie ze wiekszosc ludzi interesuje i pasjonuje sie czyms czego potem nie da sie sprzedac zwlaszcza w polsce
przyklad … przy dzisiejszych cenach sprzetu gimnazjalista moze zostac bardzo dobrym fotografem … ale ich jest i bedzie za duzo wiec szanse na to ze utrzyma sie na rynku sa nikle
Witam wszystkich,
@ziutek: cóż… w miesiącu mamy 4 soboty. Zakładając najprostszy wariant – jesteś fotografem na weselach (raczej nie trzeba niesamowitych umiejętności aby to wymyślić). Niech praca zajmie Ci 3 dni na jedno wesele. Pracując 12 dni w miesiącu możesz zarobić *dużo* więcej niż średnia krajowa – o zarobkach dobrych fotografów dowiedziałem się gdy szukałem jakiegoś na wesele ;-)
Chwilę się zastanawiałem i zawsze gdy przychodzi mi do głowy pomysł na zajęcie, z którego nie da się utrzymać, to chwilę potem pojawiają się przykłady osób, które właśnie tak robią pieniądze. Na razie została mi jedna „konkurencja”, w której nie mogę wymyślić sposobu na zarobienie. Załóżmy, że uwielbiam marnować czas (swój) – jak na tym zarobić? ;-)
W moim przypadku z robieniem tego co kocham robić, nie ma problemu. Ale za to pojawia się problem w punkcie kiedy przestaje robić to co lubię. Tzn. dla mnie smutną rzeczywistością jest zaliczanie egzaminów na studiach i tracenie na to czasu, gdy pomyślę, że mógłbym w tym czasie szukać kolejnych klientów i robić to co większość nie robi – iść własną ścieżką życia ;) No ale cóż, chyba jednak skończę studia, i mam nadzieję że włożony wysiłek w studiowanie, otworzy mi jakąś, jeszcze mi nieznaną możliwość? :)
Chociaż z drugiej strony raz się żyje (jak mówi Gary Vaynerchuk) i głupio jest tracić cenny czas na coś co nie sprawia satysfakcji…
Wszystko jasne i piękne.
Problem pojawia się wtedy, gdy po paru latach życia już sam nie wiesz co w zasadzie uwielbiasz robić. Dotychczasowe pasje blakną, nie dają już satysfakcji lub zdajesz sobie sprawę, że robiąc coś innego zostałeś tak daleko z tyłu, że trudno już myśleć o rozwijaniu w ulubionym kierunku.
Potwierdzam. Wstawanie rano z poczuciem beznadzieji, niechęci do swojej pracy jest paskudne. Odbiera energie, chęci do życia, ogranicza kreatywność, wpływa negatywnie na stosunki z ludźmi. Może dojść do tego, że trudno już się z tej sytuacji wydostać samodzielnie, bo nie jesteśmy już zdolni do przeprowadzenia zmian. Brak entuzjazmu ,wiary, beznadzieja, bezsens każdego kolejnego dnia.
Wybierając pracę znajdź taką, która jest przynajmniej obojętna dla twojego samopoczucia. (wtedy oczywiście satysfakcję musisz czerpać z pozostałych aktywności). Robić to co się lubi przez większość życia i czerpać z tego dochody to piękna sprawa. Warto postarać się aby tak właśnie było.
Moje starania o robienie tego co lubię wyprowadziły mnie w pole. Okazały się iluzją. Za bardzo chciałem, parę błędnych decyzji, rozczarowania, otrzeźwienie. Wierzę, że za kilka lat uda mi się wszystko uporządkować i odnaleźć siebie na nowo.
Optymizm nie opiera się w końcu na faktach. Optymizm żywi się wizjami przyszłości.
Pozdrawiam wszystkich wchodzących w dorosłe życie. Jeżeli wiecie co naprawdę lubicie robić, to róbcie właśnie to, bez względu na okoliczności. Po czasie trudno jest już wrócić. Można się nieźle pogubić.
JB
Z calym szacunkiem dla pana Vaynerchuka, to Ameryki tutaj nie odkrywa. Ten przekaz mozna wlasciwie skondensowac w jednym zdaniu, jak zrobil to Laska w „Chlopaki nie placza” – http://www.youtube.com/watch?v=DQps6jh1maM . Problemem nie jest tutaj 'odkrycie’, ze praca powinna sprawiac przyjemnosc, problemem moze byc wdrozenie tego. Osobiscie jestem w na tyle szczesliwej sytuacji, ze jeszcze przed magisterka dostalem prace w branzy, o ktorej zawsze marzylem i od tej pory dzialam na zasadzie 'idioci placa mi za cos, co robilbym za darmo’. Faktem jest jednak, ze po 8 latach, b. intensywnej niekiedy, pracy nie jest to juz to do konca to samo i momentami mam watpliwosci. Nadal b. lubie to, co robie i nie wyobrazam sobie innej drogi, ale praca nie jest juz dla mnie tak istotna.
Łukasz,
Zarobek na fotografii weselnej to jedno, kiedyś zajmowałem się fotografią (obecnie też, ale mniej) i wierz mi, fotografowanie na weselach potrafi być gorsze od pracy 8-16 :) To też był jeden z powodów dla których nie rozwijałem tej pasji, kilka wesel „obskoczyłem”, trochę pieniędzy zarobiłem, ale totalnie straciłem ochotę do fotografii i rozwijania tego hobby. Trochę szkoda, podobno mam dobrą rękę i oko do fotografii. Jest też parę innych sposobów na zarobek na fotografii, ale jest ten sam problem – dość szybko wypala się ochota. Grono fotografii, powiedzmy to „artystycznej” jest dość wąskie, zanim człowiek w obecnym świecie wyrobiłby sobie renomę minęłoby parę dekad. Hobbistycznie, gdy jest wena – to co innego. Ale tego raczej nie sprzedasz za jakieś szczególne pieniądze. Podobnie jest z poetami – jak wielu miało uznanie i pieniądze za życia – z pisania utworów, tylko i wyłącznie? I wraca się do punktu wyjścia.
Fajnie jest rozwinąć własne hobby i na nim zarabiać, ale nie jest to tak, że da się każde hobby tak przerobić. Przykład fotografii jak najbardziej trafiony… Z ciekawości, zna ktoś fotografa weselnego, który jest bardzo zadowolony ze swojej pracy, daje mu ona fotograficzną satysfakcję i autentycznie ją lubi? Że niektórzy biorą za to dobre pieniądze to jedno, ale czy uważają to za spełnienie swoich artystycznych marzeń? Czy też pracują dla pieniędzy, jak pracownicy 7-15, aby móc w wolnym czasie realizować swoje inne pasje, na które w innym wypadku nie mieliby pieniędzy?
Alex,
Jak zwykle dość trafny post. Tyle tylko, że nie zawsze jest tak, że ma się hobby, które da się przerodzić w sposób na życie. Często wiele osób nie ma jakichś szczególnych zainteresowań, lub też ich zainteresowania mogą być daleko od możliwości realizacji (pieniądze, zdrowie, i in.). Wtedy pozostaje praca „dla pieniędzy” – czasami nie da się przeskoczyć status quo.
pozdrawiam serdecznie
WW
Kluczem jest jedno słówko w cytacie „bądź _bardzo_ dobry w tym co uwielbiasz robić”. Bardzo często, żeby zarobić na tym co lubię robić muszę być w tym naprawdę ekspertem. Ale co wtedy kiedy fizycznie nie mogę? Co z tego że uwielbiam grać na puzonie, jak mam drewniane ucho i do filharmonii nikt mnie nie weźmie? Próba brnięcia na siłę w tę stronę będzie męką. Często to, że uwielbiam coś robić nie ma nic wspólnego z jakością tej pracy. Uwielbiam pieć ciasta, ale nikt nie chce ich jeść poza mną. Ok, piekę je sobie w weekendy, ale w tygodniu pracuję w stolarni bo TEŻ lubię wbijać gwoździe :)
Jestem zwolennikiem rozgraniczenia między pracą, a hobby. Pracę trzeba lubić, ale gdy hobby staje się pracą to IMHO przestaje być hobby! To że lubię żeglować nie ma wiele wspólnego z możliwością zarobienia na tym :) Żeglowanie nieśpieszne, gdzie mi się podoba, nie może stać się zawodem samym w sobie. To zupełnie inna para kaloszy niż bycie najemnym skiperem na każdy rozkaz pracodawcy. Dlatego nie potępiałbym zupełnie podejścia „rodziców”. Owszem, pracę trzeba lubić, ale hobby, to co się naprawdę kocha robić, wolę aby pozostało hobby.
Pozdrawiam.
Piotrek
Witam,
To ja przytoczę historię w na temat dość niezwykłych zainteresowań i sposobów na ich spieniężenie. Na moim tegorocznym gypsy time spotkałem osobę, która zmieniła trochę moje podejście w kwestii tego, co jest możliwe, a co niemożliwe jeśli robi się to, co lubi i połączy tą pasję z uporem.
Mianowicie – moją ostatnią dobę w Palmie couchsurfowałem w mieszkaniu zamieszkiwanym przez hiszpana, 2 francuzów i brazylijczyka.Skromne powitanie bardzo spontanicznie przekształciło się w międzynarodową imprezę – ktoś kogoś zaprosił, ten ktoś zaprosił kogoś jeszcze i z naszej początkowej piątki zrobiło się ponad 20 osób, siedzących w kręgu pod gwiazdami(jako że nie brakowało nam nawet reprezentacji Kuwejtu i można było słyszeć wokół mnóstwo języków kolega zażartował, że podobnie musiało być przy budowie Wieży Babel :)
Wśród uczestników była pewna Szwedka która, kiedy spytałem ją o powód przyjazdu na Majorkę powiedziała, że właśnie kupiła nowego konia do swojej stadniny i może wracać do domu. Zastanowiło mnie, czym właściwie różnią się majorkańskie konie od koni szwedzkich i czy ta różnica jest warta pokonania 2500 kilometrów i to nie tylko fizycznie, ale też finansowo i logistycznie z koniem pod pachą :) Otóż dowiedziałem się, że czworonogi z Balearów najwidoczniej są świetnymi…komunikatorami.
Owa Szwedka od kilkunastu lat prowadzi biznes oparty na, jak sama mówiła, „komunikacji człowieka z koniem”. Z tego, co zrozumiałem, z końmi można prowadzić dialog i ma to właściwości terapeutyczne. Mało tego, od konia można dowiedzieć się wiele o sobie, z czego chętnie korzystają szwedzkie firmy sponsorując swoim pracownikom kilkudniowe relaksacyjne wypady do ośrodka.
Kiedy spytałem co sprawiło, że wybrała taką, a nie inną branżę, powiedziała, że po prostu kocha to co robi i nie widziałaby się w innym zawodzie. Mówiła, że często było bardzo ciężko i że wszyscy, łącznie z rodziną zniechęcali ją do brania się za końsko-ludzki dialog jako kiepską dziedzinę na robienie pieniędzy. Jej recepta na sukces była krótka – znajdź i rób to, co lubisz i nie poddawaj się. Może brzmi jak oczywistość ale ja coraz częściej przekonuję się że banalność niektórych prawd to ich olbrzymia zaleta, a nie wada :)
No i ostatecznie – jeśli można zarabiać na mówiących koniach i mieć z tego satysfakcję, to na czym nie można? :)
pozdrawiam
Michał
Witam,
Podobnie jak część komentujących uważam, że bardzo ciężko jest połączyć hobby z pracą. Potrzeba do tego mnóstwo wysiłku, talentu i dużo szczęścia. O ile nad tym pierwszym da się zapanować, to już to drugi i trzecie często jest poza naszym zasięgiem.
Ja uwielbiam słuchać muzyki. Uwielbiam jeździć na rolkach. Jak na tym zarobić?
Nie wiem.
Pozdrawiam
Tomasz
Alex
Nie słyszałem kontekstu wypowiedzi pani minister, ale mam wrażenie, że można to zdanie rozwinąć we „właściwym” (z naszego punktu widzenia) kierunku:
“Jeżeli twoja praca nie sprawia ci satysfakcji to czasem trzeba tej satysfakcji poszukać gdzieś indziej i tam zacząć pracować”
Wtedy chyba wszystko się zgadza :-)
ziutek
Piotrek Berliński zwrócił uwagę na istotną rzecz:
Jeśli chcesz być „przeciętnym” fotografem, to faktycznie może lepiej poszukać czegoś innego.
ms
Nie zawsze trzeba odkrywać Amerykę, żeby dotrzeć do grupy ludzi, dla których Twoje słowa będą nadal zupełną nowością i przyczynią się do poprawy jakości życia.
Piotrek Berliński
Michał Hubicki napisał:
Niedawno słyszałem o chórze, który powstał bodajże w Szwecji. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że jest to chór…. głuchych :-) Także nawet z „drewnianym uchem” możesz się znaleźć/stworzyć niszę, która doceni Twoje upodobanie do gry na puzonie :-)
JB
Z Twojego opisu wynika, że „pasja” jest czymś stałym, co się nie zmienia. Jeśli to czym się zajmowałeś do tej pory przestało Cię satysfakcjonować to dlaczego nie odnajdziesz czegoś, co być może zakiełkowało w Tobie od tego czasu?
O tym jak dużą pozytywną różnicę może zrobić świadomość tego, że wszystko się zmienia (z nami włącznie!!), przekonałem się pracując z moją ostatnią klientką, która po ukończeniu malarstwa została wziętym managerem, ale po 20 latach pracy poczuła to „wypalenie zawodowe” i… wystartowała firmę, dzięki której jako topowy konsultant zarabia teraz dużo więcej niż w poprzedniej pracy, a do tego znów odnalazła swoją „pasję”. (Nie mogę tutaj powiedzieć czym się zajmuje)
Pozdrawiam serdecznie
Ludwik
Witam.
Jestem świeżym czytelnikiem Pańskiego bloga, ale już zainspirowanym. Z ciekawością przeczytałam Pański tekst, który idealnie odnosi się do mnie i do mojej sytuacji. Z pewnością niejednokrotnie spotkał się Pan z osobami, które stopniowo wypalają się zawodowo. Ja właśnie na dzisiejszy poranek takową osobą byłam, jednakże stwierdzenie „Bądź bardzo dobry w tym co uwielbiasz robić, a potem znajdź sposób na zarabianie przy pomocy tych umiejętności” pozwoliło mi spojrzeć na siebie z innej perspektywy. Pogoń za stabilizacją, za zminimalizowaniem swoich słabych stron pozbawiło mnie pasji tworzenia siebie i maksymalizacji umiejętności, które są niszowe. Ale dziś zaczynam od nowa:)
Dziękuję bardzo za słowa które przemawiają i które tworzą pasję na nowo
Pozdrawiam
Tom: wymyśliłeś taki przykład chyba tylko by temat i ideę zdyskredytować. W rzeczywistości pewnie masz jeszcze inne zainteresowania… ale ok, zostańmy przy tych.
MP3 player na uszy, rolki na nogi i np. rozwożenie pizzy, czy bycie kurierem/listonoszem.
Ok, podejrzewam, że nie będzie kokosów i zaraz to wyśmiejesz… nie mniej jeśli to jest rzeczywiście czymś co tyle radości Ci sprawia, to proszę.
Inna opcja – jeśli kręci Cię muzyka, zacznij pisywać recenzje do portali muzycznych, śledź nowości… może zostaniesz dziennikarzem muzycznym, jeśli tylko będzie widać w Twojej pracy pasję?
Z komentarzy plynie wniosek, ze wielu probowalo, ale im sie nie udalo. Zaczynajac realizowac swoje pasje, trzeba byc przygotowanym na porazke. Wtedy uderza ona w nas ona duzo slabiej. Chodzi o to, zeby moc potem wstac, otrzepac sie i zaczac znowu, inaczej! Nie mozna do siebie i swojej pasji podchodzic zbyt serio. Raczej z dystansem.
Poza tym widze tu myslenie „nie stac mnie na to” (co krytykowal Kiyosaki). Nie wolno tak myslec, bo to od razu zwalnia z dalszego kombinowania, wymyslania, planowania. Wylacza kreatywnosc. Nalezy raczej zastanowic sie „co moge zrobic, aby realizowac swoja pasje”. Sprawdzilem, ze to naprawde dziala.
Przyklad z końmi w Szwecji doskonały!
Społeczna tresura niestety zrobiła swoje i wciąż dla wielu idea łączenia pasji i pracy jest dziwna i nieakceptowalna.
Uważam, że problemem jest nie tylko skostniałe myślenie rodem z poprzedniej epoki, ale często także brak poszukiwania pasji i próbowania nowych rzeczy.
A to, że w dniu dzisiejszym nie potrafi się zrobić to nie znaczy, że nie warto podjąć intensywnych starań, aby było to realne w ciągu powiedzmy roku-dwóch.
Hmm, wygląda na to, że wiele osób nie widzi dużo możliwości zarobku w różnych życiowych pasjach… może zrobimy małą burzę mózgów na ten teamt na spotkaniu Czytelników w grudniu? Myślę, że w większej grupie może się z tego zrobić całkiem ciekawa dyskusja – różne punkty widzenia, dużo potencjalnie niestandardowych pomysłów. Dobrze byłoby usłyszeć kilka historyjek o młodych ludziach, którzy niestandardowo zarabiają na życie. Ja ze swej strony mogę opowiedzieć o zawodowych pokerzystach :)
Dodatkowo, „jak zarabiać na tym, co się kocha” wygląda na dość kontrowersyjny i ciekawy temat. Być może warto byłoby podzielić się konkretnymi pomysłami na zarabianie w niestandardowy sposób, w konkretnych polskich warunkach – tak aby Alex i inni mogli odpowiedzieć sceptykom? :) To może być ciekawe ćwiczenie z jednej strony, i naprawdę orzeźwiająca dyskusja.
Paweł
Piszesz: „Zapewne byłbym zbytnio sfrustrowany robiąc coś co nie jest moją pasją, ”
Teraz wiesz dlaczego mamy tylu nieprzyjaznych, mrukliwych ludzi wokoło, szczególnie wśród starszego pokolenia :-)
Ahajduk
Dziękuję za ten link, bardzo jest on przydatny do postu
Aleksandra
Komentarze tzw. bliskich to jest odmiana polskiego piekiełka: Ty chcesz wyjść z kotła, a oni zamiast dodawać Ci otuchy próbują werbalnie podciąć Ci skrzydła.
Ziutek
Używasz określenia „oskarżać”, skąd akurat takie przyszło Ci do głowy?
Jak przychodzisz do lekarza z gorączką, a on Ci mówi, że się przeziębiłeś, to jest to z jego strony oskarżenie???
Z innej beczki, proszę zacznij używać dużych liter, szczególnie przy takich słowach jak Polska, inaczej skończy się twoja kariera na tym blogu.
Łukasz
Ja mam jeszcze lepszy i bardziej kreatywny sposób na zarabianie jako fotograf, niestety obiecałem człowiekowi, który mi o nim opowiedział, że zachowam to dla siebie :-)
W każdym razie da się!!!
Kamil
Piszesz: „…mam nadzieję że włożony wysiłek w studiowanie, otworzy mi jakąś, jeszcze mi nieznaną możliwość? ”
Wiesz, że nadzieja jest często substytutem planowania i działania. Jak ich brakuje, to ludziom pozostaje tylko nadzieja.
JB
Piszesz: „Problem pojawia się wtedy, gdy po paru latach życia już sam nie wiesz co w zasadzie uwielbiasz robić. ”
Jak masz takie wrażenie, to czas poszukać sobie czegoś nowego. Myślę, że takie „przesycenie” jest dość normalnym zjawiskiem, jeżeli człowiek się rozwija i ma oczy otwarte. U mnie mógłbym zrobić całą listę takich pasji, do których mam obecnie taki stosunek, jak do niektórych moich dziewczyn sprzed 15 lat :-)
Ms
Jeżeli podajesz na tym blogu link do youtube, to przynajmniej napisz tę kluczową Twoim zdaniem wypowiedź. Ktoś może wisieć na bardzo drogim łączu internetowym i dlaczego mamy mu utrudniać.
Mniej podoba mi się Twoje stwierdzenie:
„idioci placa mi za cos, co robilbym za darmo „,
bo jest w nim kompletny brak szacunku dla klientów. Bezmyślne powtarzanie takich zdań jest bardzo szkodliwe i może nawet „zabić” Twój biznes. Nie lepiej powiedzieć
„mądrzy klienci płacą mi za coś, co chętnie robiłbym za darmo, bo i tak im się to bardzo opłaca”?
Witold
Piszesz: „Tyle tylko, że nie zawsze jest tak, że ma się hobby, które da się przerodzić w sposób na życie. ”
Ja nie pisałem o tym, że masz wziąć Twoje hobby i przerobić na sposób na życie!!!
Ja napisałem: „” Bądź bardzo dobry w tym co uwielbiasz robić, a potem znajdź sposób na zarabianie przy pomocy tych umiejętności ”
Widzisz różnicę?
Piotrek
Pytasz: „Co z tego że uwielbiam grać na puzonie, jak mam drewniane ucho i do filharmonii nikt mnie nie weźmie? ”
Taka kombinacja wyklucza osiągnięcie pierwszej części mojego stwierdzenia, czyli „Bądź bardzo dobry ..”
Twoje stwierdzenie: „Pracę trzeba lubić, ale gdy hobby staje się pracą to IMHO przestaje być hobby! ” zdaje się być niepotrzebną zabawą definicjami.
Weźmy taki przykład:
Masz dziewczynę z którą często uprawiasz bardzo zadowalający seks.
Lubisz to i starasz się robić to w miarę często.
Czy nazwiesz to pracą – nie
czy nazwiesz to hobby – prawdopodobnie też nie
Niemniej jest to czynność, która sprawia CI przyjemność, dodaje energii i inspiruje
Teraz wyobraź sobie że masz jakieś inne zajęcie, które też chciałbyś często wykonywać, a za które jakiś rynek gotów jest Ci płacić, więc robisz to w chwilach wolnych od zajęcia numer 1
Jakie znaczenie ma zastanawianie się czy to hobby, czy nie? Robisz, delektujesz się, kasujesz pieniądze i już.
Na reszte komentarzy odpowiem później, plaża wzywa :-)
Pozdrawiam
Alex
Ten temat (satysfakcja na wszystkich frotach z wykonywanej pracy) zawsze przypomina mi film „Office space”. Nie wiem, czy byl on puszczany w Polsce (pewnie tak, bo jest to stary kawalek) ale warto obejrzec. W przerysowany sposob (i komiczny miejscami) przedstawia tematyke „I hate my job”. W ramach „madrosci zyciowej” nic on takiego nowego nie wnosi ale warto sie posmiac.
Znamienne jest to, ze po jego obejrzeniu czlowiek juz nigdy nie bedzie patrzyl na swoje biuro jak przedtem. Cos jak z ta strzalka w logo FedEx’a – jak raz sie ja zobaczy, to juz nigdy sie nie spojrzy na te logo nie patrzac na strzalke. A wnioski – kazdy sobie sam wyciagnie bo film nie odpowiada na pytanie „jak zrobic, zeby kochac swoja prace”, choc moze ostatnia scena w przewrotny sposob sugeruje, ze kolko sie zamyka.
Ja swojej strony plecam ustawiam sie, dokladnie jak Alex opisal – zarabic robiac co lubie. A poniewaz szybko sie nudze monotonia, wiec ciagle robie cos innego. Nie znaczy, ze zmieniam prace, ale w pracy ustawiam sie tak, abym robil to co w danym momencie lubie. Kiedys na samym poczatku (lat temu ze dwadziescia z hakiem) powiedzialem wprost do szefa, ktory dal mi sterte nudnej papierkowej roboty: „Mozesz mnie wylac, ale tegorobic nie bede – to strata nie tylko mojego czasu, ale takze strata dla firmy bo nie wykorzystuje moich umiejetnoscii”. Wtedy to niechcacy sam sobie uswiadomilem, ze lepiej robic to co sie chce niz „wyrabiac godziny trzymmajac posade”. I tak juz zostalo – przez te ostatnich dwadziescia lat (z hakiem) robie to co lubie nawet (a zwlaszcza) jesli rzeczy ktore lubie sie zmieniaja.
Jedyna rzecz, ktora mnie martwi, to ze jest tyle rzeczy, ktore ostatnio odkrylem, ze lubie, a juz chyba robic zawodowo nie bede, wiec pewnie pozostanie to w „dziale” hobby. A moze nie… kto wie.
Michał
Dziękuję za bardzo ciekawy przykład. Czasem kreatywność jest bardzo ważna
Tom
Gdybyś w tych rzeczach, o których piszesz był jednym z najlepszych w Polsce to jak by to wyglądało?
Ludwik
H. Bochniarz nie jest ministrem, lecz przedsiębiorcą, tak w kwestii formalnej.
Reszta Twojej sugestii brzmi interesująco :-)
Magdo
Witaj na naszym blogu :-)
Proszę darujmy sobie to „panowanie”, chyba że jesteś wyraźnie starsza oce mnie i obstajesz przy takiej formie :-)
Piszesz: „Pogoń za stabilizacją, za zminimalizowaniem swoich słabych stron pozbawiło mnie pasji tworzenia siebie i maksymalizacji umiejętności, które są niszowe. ”
To się dość często zdarza, ważne aby taki stan rozpoznać i zacząć działać. Stąd też mój post.
Życzę Ci powodzenia i wytrwałości na nowej drodze życia (nie zawsze będzie łatwo)
Wicher
Podoba mi się to, co piszesz o dystansie do siebie. To rzeczywiście bardzo pomocne w znoszeniu wielu „rezultatów odmiennych o pożądanych” :-)
Myślę, że przez program „co ludzie powiedzą” zbyt wiele osób niepotrzebnie podchodzi bardzo emocjonalnie (aby nie powiedzieć histerycznie) do niepowodzeń wszelkiego rodzaju.
Elsindel
Pomysł jest ciekawy, tylko powiedz jak zrobić to efektywnie w grupie 50 osób?
Ryszard
Witaj po długiej przerwie :-)
Ten fragment: „Kiedys na samym poczatku (lat temu ze dwadziescia z hakiem) powiedzialem wprost do szefa, ktory dal mi sterte nudnej papierkowej roboty: “Mozesz mnie wylac, ale tegorobic nie bede – to strata nie tylko mojego czasu, ale takze strata dla firmy bo nie wykorzystuje moich umiejetnoscii”. Wtedy to niechcacy sam sobie uswiadomilem, ze lepiej robic to co sie chce niz “wyrabiac godziny trzymmajac posade”. I tak juz zostalo – przez te ostatnich dwadziescia lat (z hakiem) robie to co lubie nawet (a zwlaszcza) jesli rzeczy ktore lubie sie zmieniaja. ” trzeba wydrukować tłustym drukiem, bo zbyt wielu ludzi nie ma „jaj” aby coś takiego zrobić, albo wmanewrowali się w rozpaczliwą sytuację finansową i nie mogą sobie na to pozwolić. Trzeba dawać dobry przykład!
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex
„Ja mam jeszcze lepszy i bardziej kreatywny sposób na zarabianie jako fotograf, niestety obiecałem człowiekowi, który mi o nim opowiedział, że zachowam to dla siebie :-)
W każdym razie da się!!!”
Myślę, że każdy może wymyślić przynajmniej kilka sposobów zarobienia jako fotograf – moim zdaniem jest zdecydowanie za mało bardzo dobrych fotografów. Świadczą o tym ceny proponowane przez tych ludzi.
ziutek:
„przy dzisiejszych cenach sprzetu gimnazjalista moze zostac bardzo dobrym fotografem …”
Parafrazując „jeżeli boisz się cen proponowanych przez gimnazjalistów, to znaczy, że Twoje zdjęcia nie są nawet tyle warte”.
Chyba mamy inne pojęcie „bardzo dobry”. Moim zdaniem jest tak, że jeżeli mamy 1000 fotografów i wszyscy znają świetnie sprzęt, potrafią robić takie same, genialne zdjęcia, a następnie obrabiać je i tworzyć cudne pamiątki to wszyscy są średni, a nie bardzo dobrzy.
Co do tematu – takie podejście może trochę drażnić innych. Np. mnie zawsze lekko denerwuje gdy ktoś na propozycję współpracy odpowiada „ja mam swoją pasję i swoje zabawki” – pod tym względem wolę ludzi bez „pasji”. Ok, jego sprawa. Trzeba iść dalej, ale moim zdaniem takie zamykanie się z powodu jednego czy dwóch zainteresowań jest szkodliwe.
Alex: jak to zrobić efektywnie? Może tak…
1) Każdy uczestnik poproszony jest o podanie jakiejś swojej pasji, której chciałby się poświęcić, ale nie ma pojęcia, jak z tego zrobić pieniądze. (10 minut na 50 osób? nie wszyscy zgłoszą pomysł)
2) dzielimy się szybko na ~8 grup po ~6 osób (2 minuty?)
3) przydzielamy wszystkie pomysły do grup (będą może ~4 pomysły na grupę) ~3 minuty? Kazda grupa dostaje numerek for future reference.
4) kazda grupa robi brainstorm na temat „jak zarobić na pasji X?” (~20 minut) — tutaj trzeba by skontrolować czas. Myślę, że 10 minut na pasję powinno starczyć, każda grupa ma prawo wybrać dwie najciekawsze pasje z zaproponowanych – np. największe wyzwania. Grupa spisuje pomysły (nie oceniamy za bardzo, chodzi raczej o wyobraźnię, poszerzenie horyzontów?)
5) reprezentant każdej grupy robi krótkie (2 minuty) podsumowanie: „taka pasja – takie mamy top 3 pomysły jak na tym zarobić w Polsce / w konkretnych warunkach” – total ok. 20 minut.
6) Reprezentant wspomina swój numerek i każdy pamięta w której byl grupie, dzieki czemu osoba z dana pasja moze potem zaczepic dana grupe i wypytac w szczegolach jesli nie zrozumie na czym polega pomysl albo jesli jakis reprezentant bedzie chcial po prostu pogadac na temat ktorejs z pasji :)
O ile moje szacunki są realistyczne, zmieścilibyśmy się w ok. 1h.
Nie uwzględniłem tutaj Twojej roli. Dla mnie jakiś feedback na temat pomysłów dla konkretnych pasji z Twojej strony byłby interesujący – wyobrażam sobie ze widziales w zyciu ludzi zyjacych na „niesamowite” sposoby :)
Podczas prac w grupach możesz przyjrzeć się kilku grupom, dac feedback na temat zachowania w grupie – co widziales w tym jak robimy burze mozgow?
—
BTW mam jeszcze jeden pomysł na to, co mozna by zrobic w grupie 50 osob przez ok. 2h, ale opisze go jutro.
Alex
Piszesz „H. Bochniarz nie jest ministrem, lecz przedsiębiorcą, tak w kwestii formalnej.”
Nie postawiłbym na to zbyt dużych pieniędzy, ale o ile pamiętam protokół dyplomatyczny mówi o tym, że również ministrowie (tak jak premierzy i prezydenci) zachowują swój tytuł po zakończeniu urzędowania.
Ot, czysta kurtuazja – jeśli się mylę, proszę popraw mnie :-)
Pozdrawiam serdecznie
Ludwik
Elsindel
Dziękuję za interesującą propozycję. Może nastepne wstawimy pod postem o spotkaniu?
Ludwik
Ok, w takim kontekście masz rację, choć ja jestem zwolennikiem nazywania stanu faktycznego tu i teraz :-)
Pozdrawiam
Alex
@Łukasz Milewski
Chyba mamy inne pojęcie “bardzo dobry”. Moim zdaniem jest tak, że jeżeli mamy 1000 fotografów i wszyscy znają świetnie sprzęt, potrafią robić takie same, genialne zdjęcia, a następnie obrabiać je i tworzyć cudne pamiątki to wszyscy są średni, a nie bardzo dobrzy.
Proponuje używać pojęcia „ponadprzeciętni” jeśli chcesz korzystać z niego razem ze „średni”. Twoja definicja „bardzo dobry” jest dla mnie nie do przyjęcia ze względu na to jak się jej powszechnie używa, oraz – co ważniejsze – jest nie logiczna. „Bardzo dobry” to ocena jakości dla danych kryteriów i nie jest uzależniana od „statystyki”. Jak 100 000 osób w zdjęciach nie robi błędów, potrafi oddać to co chcą lub to czego od nich się wymaga to są bardzo dobrzy. Dalej jest pare milionów przeciętniaków, który nigdy nie osiągną takiego poziomu i jakieś 5 miliardów ludzi, którzy w ogóle się na tym nie znają. Może są średnim profesjonalnym fotografem, ale i tak są bardzo dobrzy. Jeśli 100 z tych osób potrafi stworzyć dzieła niepowtarzalne, inne od tych które tworzy całą reszte etc. to są najlepsi (przypada jeden fotograf na parę krajów ;)). A jeśli kilku z nich sprawia, że pozostałe 100 000 zmienia swój styl lub technikę to są „jedyni na liście”.
Pracując 12 dni w miesiącu możesz zarobić *dużo* więcej niż średnia krajowa – o zarobkach dobrych fotografów dowiedziałem się gdy szukałem jakiegoś na wesele
Pytałeś się fotografa o zarobki, czy wnioskujesz tak z ceny jaką podał? Pomijając koszta, to wesela mają dziwną tendencje do odbywania się w ciepłe miesiące z literą „r” w nazwie, ale o fotografii jeszcze napiszę za chwilę. Na pewno da się zarabiać, ale takie rady to straszne uproszczenia.
Pozdrawiam,
Krzysiek
W kwestii fotografii to dodam, że takie twierdzenia o bardzo wysokich zarobkach są łatwo weryfikowalne, jeśli przyjrzeć się kosztom, jakie ponoszą fotografowie. Przecież muszą mieć wysokiej jakości sprzęt (a często nawet dwa aparaty), obiektywy i kupę dodatkowego wyposażenia (np. do właściwego oświetlenia). Dodatkowo dochodzi częsta wymiana sprzętu oraz zakup oprogramowania do obróbki. Koszt czasowy także jest wysoki – wybór i obróbka zdjęć są pracochłonne nawet przy amatorskiej fotografii :-) Warto też pomyśleć o tym ile lat uczy się fotograf, zanim zacznie robić profesjonalne zdjęcia.
Tak więc zanim ocenimy czyjeś świetne zarobki pomyślmy o kosztach, jakie ta osoba ponosi.
świetny temat! bardzo na czasie – dla mnie.
Miałam kiedyś pracę, której nienawidziłam…wytrzymałam 2 miesiące. Następnie miałam pracę, której specyfiką było to, że na początku wszyscy robili wielkie WOW! i byli zafascynowani. Niektórzy odnajdywali w tym pasję, lecz inni po kilku miesiącach zaczynali machinalnie wykonywać czynności „z zamkniętymi oczami” jak zombie. Ja byłam w tej drugiej grupie, zdecydowałam się odejść. Natomiast dwie moje przyjaciółki – o podobnych odczuciach – tkwią tam nadal. Już trzeci rok mija. I mówią: „to jest PRACA, czas jakoś leci”…Gdy się kontaktujemy, one zawsze mówią „u nas po staremu, jak to szybko zleciało”…Młode, inteligentne i śliczne dziewczyny pozwalają sobie aby czas im „zlatywał” w nużącej pracy, w obcym kraju, w którym nie czują się dobrze.
Ponieważ (to dokładny cytat): „To jest praca, w każdej pracy będzie przecież tak samo, tutaj przynajmniej dobrze zarabiamy…”.
Także, Alex, takie myślenie to nie jest domena starszego pokolenia – u młodych równie często jest spotykane.
Obecnie mam pracę, którą bardzo lubię.Lecz nie mam tam zbyt wielu obowiązków, na razie mam tylko pół etatu. Czasem żalę się znajomym, że mam mało zadań, a oni na to: „Yyy…to chyba dobrze?”. A właśnie niedobrze! Bo chciałabym robić więcej, by nauczyć się więcej (niekoniecznie – by więcej zarabiać). Ta postawa nie zawsze spotyka się ze zrozumieniem, „bo praca to praca, trzeba ścierpieć to co konieczne, a potem – do domu”
Już Marks pisał o alienacji istoty gatunkowej człowieka: praca nie jest prawdziwym życiem, prawdziwe życie człowieka, to kim jest, zaczyna się dopiero po fajrancie. Problem więc nie jest nowy. Z tym, że u Marksa przyczyną był wyzysk i niesprawiedliwość, nierówności klasowe…a dzisiaj?? Dzisiaj ludzie (zazwyczaj) fundują sobie piekiełko na własne życzenie.
A teraz o pasjach. Mam ich kilka…w tym dwie główne, z obydwu dałoby się żyć. Na razie tego nie robię…ale jakoś tak podświadomie, drobnymi kroczkami, moje życie chyba zmierza w tym kierunku! poza tym, intuicyjnie czuję, że jestem na tropie CZEGOŚ, co da mi i satysfakcję i pieniądze. Jeszcze dokładnie nie wiem co to będzie…ale pracuję nad tym, aby to odkryć.
@Ludwik C. Siadlak
Co jest głównym źródłem utrzymania osób w tym chórze?
ps. jak zrobić takie fajne cytaty?
Pozdrawiam,
Krzysiek
Aktualnie jestem już blisko etapu robienia tego co lubię i tak jak lubię dlatego pozwolę sobie napisać jedno zdanie: cokolwiek robisz myśl o *progresie* a nie o pracy. I nie mam tu na myśli postępów np czyjegoś projektu itp, ale postępach własnych.
To rada dla wszystkich, którzy myślą, że coś tam jest niemożliwe. Owszem skok od razu do upragnionego stanu może taki być, ale przynajmniej rób małe postępy w obranym kierunku.
Od razu uprzedzę zarzuty o pisaniu frazesów: mam za sobą kilka posad, za każdym razem przyczyną zmiany był progres.
W pełni się zgodzę, że można i warto zarabiać robiąc coś co się lubi, ale zarabianie na pasji nie koniecznie musi być najlepszym rozwiązaniem. Fotografia to ciekawy przykład, więc wykorzystam go po drodze.
Precyzując :
„Lubię to” – sprawia mi przyjemność, pozwala się rozwijać, ale nie jest mi potrzebne do życia i mógłbym robić coś innego.
„Pasja” – lubię to, dodatkowo mam swoistą potrzebę by to robić, wręcz muszę to robić i mogę robić to za darmo.
Załóżmy , że moją pasją jest fotografia. Hm, może portrety są moją największą pasją, uwielbiam robić zdjęcia, tylko kurcze klienci dziwnych rzeczy ode mnie chcą, oni chyba w ogóle gustu nie mają… Jest całkiem sporo osób, którzy zarabiają/dorabiają np. robiąc zdjęcia ślubne, lub zdjęcia do legitymacji i paszportu. Jednak sami uważają to za „kotlety”. A może wolę fotografować chrząszcze? Hm, nie cierpię ślubów, właściwie w ogóle nie czuję portretów ani pejzaży. Po powrocie z pracy zabierają aparat i robią inne zdjęcia. Tylko czy rzeczywiście w pracy robię to co lubię?
Oczywiście są też osoby, które uwielbiają fotografować śluby – np. http://www.joebuissink.com/ – na pewno ułatwia to bycie najlepszym. Akurat potrzeba na fotografów ślubnych jest ogromna, więc jak ktoś to lubi to ma spore szczęście które prosi się by je wykorzystać. Tylko nie zawsze pasja tak dobrze współgra z rynkiem.
Minusem pasji, jest to, że przeważnie lubimy coś konkretnego, ale nie specjalnie interesuje nas reszta z tematem powiązana. Pasja jest wybredna.
Na dodatek gdy musimy coś robić częściej, to może nas to zmęczyć, znudzić się, stracić swój urok. To że lubię raz na 2 miesiące wyjść z modelką na sesję, ze swoim pomysłem, który w spokoju sobie dojrzewał, nie oznacza, że będzie mi się to podobać, gdy będę to robił codziennie, w biegu, na dodatek będę musiał podlegać też cudzej wizji. Pasja w dużej skali może stracić swój urok. Poza tym wrócę do domu po dniu pracy i chce zrobić coś innego dla odmiany… Hm, i czy złapie za aparat? Pasja często lubi odmianę i zmienność.
Znam trochę osób pracujących w „artystycznych” zawodach i wybitnie często, czują się jak „prostytutki”. Jestem prostytutką, gdy robię śluby choć preferuje ptaki. Ok, to powiedzmy, że jestem doświadczonym fotografem, wypracowałem swój styl i markę, która się świetnie sprzedaje. Niestety stałem się ponownie prostytutką, robię to co lubię, ale mój styl jest tym co się już sprzedaje i eksperymenty, próbowanie czegoś nowego jest nie mile widziane.
„Prostytutka” (polecam satyryczny podział „fotografów” http://www.kenrockwell.com/tech/7.htm ) idzie na kompromis między tym co robi a co chce robić.
Przy okazji cytat:
Would you like to photograph anything you want, anywhere you want, anytime you want, any way you want, with a great professional camera system? Would you love to travel to luxury destinations and photograph whatever, whenever you want?
The only way to do this is to keep your real job and do photography on your own time.
[ciach]
You can become a super star photographer, but it’s all in your self-promotion and luck. If you want it hard enough you can do it. In America you can do anything you can imagine, however if you want to make money and have fun making photos there are easier ways to live.
http://www.kenrockwell.com/tech/go-pro.htm
Gdy nie musimy zarabiać na pasji mamy większą wolność. Gdy mam pieniądze z innego źródła (lub nawet jestem rentierem) to mogę robić co chcę. Dodatkowo w dowolnym momencie mogę pasję zmienić. Co jeśli fotografia mnie znudzi? Co innego wtedy będę mógł robić by zarabiać?
Dodatkowo chęć wzbogacenia się na pasji może utrudnić nam skorzystanie ze złotej dekady. Może to ograniczać nasze opcje. Bo złota dekada może będzie na IT ale nie na fotografię? (prawdę mówiąc to uważam, że zapotrzebowanie na fotografie wzrośnie w przyszłości będzie przedmiotem szkolnym w niektórych szkołach jak plastyka i muzyka).
Podsumowując, myślę, że wystarcza, że lubi się to co się rob i do tego zachęcam. Nie musi to być pasja. Trzeba znaleźć własne optimum dla zarabianych pieniędzy, satysfakcji z pracy i swobody.
Można też zarabiać w jednej pracy a w między czasie pracować nad swoim warsztatem. Jeden znajomy zarobił jako informatyk na sprzęt, a potem zajął się fotografią reporterską.
Pozdrawiam,
Krzysztof Kowalczyk
PS.
@ziutek
cenach sprzetu gimnazjalista moze zostac bardzo dobrym fotografem … ale ich jest i bedzie za duzo wiec szanse na to ze utrzyma sie na rynku sa nikle
To prawda, że gimnazjalista / licealista może być bardzo dobrym fotografem.
Polecam dla przykładu, dwie młode dziewczyny, które na pewno będą pracować robiąc to co lubią. Widziałem młodszych fotografów, ale nie mogę teraz znaleźć linka:
http://www.maxmodels.pl/joannarasta,0.html lat 17 (zauważ rubrykę „agencja”)
http://sadmadman.wordpress.com/ lat 18
Tylko na jakiej podstawie twierdzisz, że dobrych fotografów jest dużo? Co to znaczy „dużo”?
Przy okazji jeszcze jeden cytat z http://www.kenrockwell.com/tech/go-pro.htm:
I knew of one guy who had great people and sales skills, borrowed a Polaroid camera, went to a tourist area here in San Diego one night, and made hundreds of dollars selling couples photos of themselves on vacation. He wouldn’t take no for an answer!
Photography isn’t nuclear weapons design. This guy had never held a camera in his life.
Success comes to those who can sell and promote.
PS2. @Bartłomiej Dymecki
Każdy w fotografii zwykł mówić, że to fotograf robi zdjęcia, a nie aparat. I to jest prawda. Można zrobić genialne portrety sprzętem za 1300 zł i świetne zdjęcia głupawką. Niemniej zgadzam się, że drogi sprzęt może być potrzebny. Każdym sprawnym aparatem da się zrobić dobre zdjęcia, ale do uzyskania doskonałych zdjęć i konkretnych efektów przy trudnych warunkach potrzeba drogiego sprzętu. Ceny obiektywów, które stosuje się na imprezach sportowych, przy fotografowaniu ptaków, dzikich zwierząt itp., są duże i chyba nie mają górnej granicy cenowej np. 50 000 zł za obiektyw i 25 000 zł za aparat to nie jest coś niezwykłego, do tego potrzeba dodatków… Jedna znana pani fotograf podobno wozi swój sprzęt ciężarówką. Pewnie dlatego trzeba być elastycznym i nie upierać się na konkretne zdjęcia, przynajmniej na początku ;)
Ps3. Alex, być może za bardzo odbiegłem od tematu, gdyby tak było to proszę o zwrócenie uwagi.
Pozdrawiam,
Krzysztof Kowalczyk
Jak się dobrze rozejrzeć, to jest wsród nas trochę ludzi pracujących a nawet prowadzących całe życie w bardzo oryginalny sposób. Są raczej mało „widoczni”, czyli sami nie narzucają się w celu propagacji swojego stylu.
Jako przykład podam grajka samouka, który całe dorosłe życie spędził robiąc to co uwielbia – grając wśród ludzi na ulicy (one-man-orkestra), na sprzęcie wątpliwej jakości. Nie ma wykształecenia muzycznego ani szczególnego głosu, ale potrafi wytworzyć tym co robi atmosferę przyciagającą ludzi i ich pieniądze :) Zwiedził w ten sposób prawie cały świat. Z datków „co łaska”, grając ok. 6 mieś/rok utrzymuje obecnie rodzinę i 2 domy (Europa i Ameryka Poł). „Biznes” stał się rodzinnym – z czasem dołączyła córka. W XXIw zaczeli dodatkowo korzystać z dobrodziejstw internetu:
Kettelbeat
Jak się okazuje takich jak on jest wielu na świecie i spotykają się na festiwalach grajków ulicznych, wszyscy radośni i szczęśliwi :)
Ludwik
Miałem niemal identyczne skojarzenie z rozszerzeniem cytatu ;)
Życzę ciekawych inspiracji
Tomek
Bardzo mi się podoba ten post. Bardzo. Timing jak dla mnie perfekcyjny.
Uwielbiam to co robię: zaczęłam zupełnym przypadkiem, zgłaszając się na wybrane stanowisko z innym planem w głowie ponad dwa lata temu i od razu „zaskoczyło”. Zupełnie nowy świat, w którym mogłam rozwijać to co już umiem i łączyć to z czymś, czego do tej pory nigdzie nie robiłam i dopiero tam poznałam.
Problemem od niedawna nie jest 'co’ nie sprawia mi satysfakcji, tylko miejsce pracy, w którym nie mogę jej osiągnąć. Myślę, że ten wpis można doskonale dopasować i do takiej sytuacji :)
Dziękuję.
Alex – mały oftop. Napisałeś:
„U mnie mógłbym zrobić całą listę takich pasji, do których mam obecnie taki stosunek, jak do niektórych moich dziewczyn sprzed 15 lat :-)”
i przypomniało mi się co ostatnio napisałeś o subtelnej różnicy w naszym podejściu. I tak mi się skojarzyło bo ja to w sumie wszystkie moje byłe kocham do tej pory tak jak kochałem je wtedy gdy z nimi byłem :D
A teraz merytorycznie, ciągnąc jednak poniekąd ten wątek o którym wspomniałem.
Nie wiem czy to mój błąd czy zaleta – jeszcze do tego nie doszedłem: z moimi pasjami jest tak że często je zmieniam. Albo inaczej moje fascynacje przestają być fascynacjami kiedy znam sposób ich realizacji. Inaczej mówiąc nudzę się szybko i patrząc z boku mam słomiany zapał. I tu nie chodzi o tą potrzebę nowych wyzwań a właśnie o to że gdy znam rozwiązanie szeregu podobnych sobie problemów to już mnie one nie ciekawią. Tak jak z dodawaniem – można ćwiczyć sobie paręnaście sposobów dodawania, osiągać mistrzostwo, dodawać coraz większe liczby ale co z tego skoro wiem na czym to polega, a przecież jest i mnożenie które też warto poznać. I w ten oto sposób choć wiem co nieco o fizyce, łamaniu symetrii i kwantowych teoriach grawitacji, o matematyce, przestrzeniach banacha i mapach topologicznych, poezji, perełkach baczyńskiego, wierszach nieznanych powstańców, filozofii, muzyce, filmie, sztuce, samochodach, rowerach, żeglarstwie etc.etc. to nigdy ale przenigdy nie mam zamiaru zgłębiać czegokolwiek do takiego stopnia abym był w czymś najlepszy. Jakieś dziwne mam wewnętrzne przekonanie że tracę w ten sposób czas który mógłbym poświęcić na poznawanie kolejnych rzeczy, na odkrywanie tego czego nigdy bym nie odkrył osiągając w czymś doskonałość. Wystarczy mi że znam sposób na dotarcie do celu i od razu odchodzi mi ochota na to aby pracować nad tym osiągnięciem celu.
I jak napisałem może to i błąd bo w ten sposób idąc tropem tego co piszesz sukcesu nie osiągnę. Tyle że kurczę, o to chodzi że ja wcale tego sukcesu chyba nie oczekuję.
Żeby nie było – w sumie ostatnio to że tu zaglądam częściej świadczy jednak chyba że znów czegoś szukam i być może coś w tym wszystkim powyższym uwiera. Tyle że jeszcze nie za bardzo wiem co :D
Dobry wieczór wszystkim.
Na wtępie króciutko, słówko do właściciela.
Alex. Czytam Twojego bloga z przerwami lecz od dłuższej już chwili i za każdym razem, niezmiennie, z dużą przyjemnością. Gratuluję pomysłów, gratuluję spojrzenia na świat, gratuluję miłych dla duszy spokoju oraz sposobu bycia, z jakimi je przezentujesz. Do włączenia się do rozmowy zachęcił mnie wpis Witolda na temat fotografowania wesel i ślubów. Witold napisał między innymi: „fotografowanie na weselach potrafi być gorsze od pracy 8-16 . To też był jeden z powodów dla których nie rozwijałem tej pasji…” oraz “Trochę szkoda, podobno mam dobrą rękę i oko do fotografii”.
Witold. Nie chcę się wdawać w dywagacje czy jest tak jak mówisz, czy nie. Chciałbym jedynie w miarę zwięźle przedstawić tu jedną z wielu możliwych opcji.
Dla ułatwienia wychodzę z założenia, że znalazłeś w międzyczasie inne źródło utrzymania, ale wciąż jeszcze nawiedzają Cię myśli o zarabianiu fotografią.
Jak wszyscy wiemy, uczestnicy ślubów to spora część potencjalnych klientów fotografa, warto jest więc z niej skorzystać. Skorzystać jednak w taki sposób, aby nie zmuszać się do tworzenia sztampy lub naginania się do zbyt przyziemnych – dla prawdziwego artysty ‘in spe’- życzeń zleceniodawców. Jak to zrobić? Wymyślając na przykład rodzaj reportażu z uroczystości, który w całokształcie swym odpowiadałby Twojej wizji artystycznej. Pomysł ten wprowadzić można w życie znajdując w otoczeniu, wśród rodziny lub znajomych, młodą parę, która zgodziłaby się na to, abyś mógł ich ślub uwiecznić w taki sposób, jaki sam byś chciał. Oni nie musieliby Ci zapłacić (na wszelki wypadek mogliby nawet zamówić prawdziwego “profesjonalistę” :), Ty ze swojej strony miałbyś w ręku materiał taki, jaki lubisz i chcesz . Mając więc w ręku przykład swojej wizji estetycznej, możesz zacząć się promowować jako ktoś, kto owszem, chętnie zrobi wam zdjęcia, czy też film, ale tylko jeśli będzie miał całkowicie wolną rękę co do scenariusza i wykończenia produktu końcowego. Ponieważ, jak założyłem, nie musisz z tego żyć, możesz spokojnie odczekać aż tacy ryzykanci zjawią się u Ciebie z zamówieniem. W międzyczasie, wykorzystując wszystkie swoje możliwości, zacząłbyś promować na lewo i na prawo swoje – powiedzmy sobie “awangardowe” – usługi jako np: “Mieliście stracha przed ślubem?? Poczekajcie na zdjęcia!!” lub coś innego jeszcze w tym stylu. Jeśli dodasz do tego – omawiane już tu wcześniej – cierpliwość, wytrwałość i dążenie ku doskonałości, to kto wie? Być może wkrótce nie opędzisz się od chętnych. A ci, którzy ‘Grozę Tego Dnia’ mieli już za sobą, zaczną masowo rozchodzić się, aby móc ponownie wstąpić w związki małżeńskie – byle tylko uwiecznić to mogła Twoja firma :) Jak myślisz?
mysz
Krzysztof Kowalczyk
Nie mam w tej chwili dostępu do tego artykułu.
Do zrobienia „takich fajnych cytatów” możesz użyć np. znacznika <blockquote> cytowany tekst </blockquote>
Tomasz Ciamulski
Cieszę się, że mamy podobne skojarzenia :-)
Pozdrawiam serdecznie
Ludwik
Agata G.
Piszesz: „Młode, inteligentne i śliczne dziewczyny pozwalają sobie aby czas im “zlatywał” w nużącej pracy, w obcym kraju, w którym nie czują się dobrze. ”
To jest często efekt nieświadomości tego dobrego co jest mozliwe, przy jednoczesnej przesadnej świadomości tego negatywnego, co może się wydarzyć :-)
To dotyczy nie tylko pracy, lecz także np. relacji z innymi ludźmi.
Sławek S.
Dobrze napisałeś: „Owszem skok od razu do upragnionego stanu może taki być, ale przynajmniej rób małe postępy w obranym kierunku. ”
Kaizen praktykuje podobną filozofię. http://alexba.eu/2008-12-19/firmy-i-minifirmy/wprowadzanie-innowacji/
Krzysztof Kowalczyk
Osobiście widzę pewne ograniczenia w Twoim rozumowaniu.
Użyjmy do tego Twoich argumentów „fotograficznych” przełożywszy je na kwestie prowadzenia treningów, bo znam ten temat znacznie lepiej.
Piszesz: „może portrety są moją największą pasją, uwielbiam robić zdjęcia, tylko kurcze klienci dziwnych rzeczy ode mnie chcą, oni chyba w ogóle gustu nie mają… ”
W treningach jest tak samo, wielu klientów wymaga od trenerów przeprowadzenia konkretnych treningów w konkretny sposób.
Remedium: Trzeba być tak dobrym aby:
1) Klienci wiedzieli, że w kwestii zawartości i sposobu przeprowadzenia treningu Ty masz lepszą wiedzę
2) a Ty możesz sobie pozwolić na branie tylko takich klientów, którzy to wiedzą :-)
Dalej „Minusem pasji, jest to, że przeważnie lubimy coś konkretnego, ale nie specjalnie interesuje nas reszta z tematem powiązana. Pasja jest wybredna. ”
Zgadza się!!! Ja np. uwielbiam przeprowadzać treningi i coachingi, nienawidzę pracy papierkowej (propozycje, pisemne sprawozdania itp). Dlatego pracuję z klientami, którym wystarczają rezultaty, które im przynoszę, plus kilka spotkań na ich omówienie, a jedyna „robota papierkowa” to wystawienie faktury
Jak ja to robię? Patrz punkt „Remedium”
Dalej stwierdzasz: „Na dodatek gdy musimy coś robić częściej, to może nas to zmęczyć, znudzić się, stracić swój urok.”
Znowu zgoda!!! Receptą na to jest bycie tak dobrym, aby móc kasować za swoją pracę duże pieniądze. Wtedy nie musisz pracować wiele :-)
To jest strategia, którą od dawna praktykuję.
Co do reszty Twojej wypowiedzi, to zacznijmy od cytatu „….there are easier ways to live.
Odpowiem w tym samym języku „it is true, however having a choice between easier and more joyfull I definitely choose the second one”
Piszesz: „Gdy mam pieniądze z innego źródła (lub nawet jestem rentierem) to mogę robić co chcę. ”
Te pieniądze trzeba najpierw jakoś zarobić. Chcesz dla tego zmarnować kilka, kilkanaście lat robiąc to, czego nie lubisz?
Coś jest w Twoim stwierdzeniu „Dodatkowo chęć wzbogacenia się na pasji może utrudnić nam skorzystanie ze złotej dekady. Może to ograniczać nasze opcje. ”
Ale to jest trochę, jak decyzja życia z jednym partnerem/partnerką. Też ogranicza opcje, ale jak trafiłeś na właściwą osobę, to i tak masz radość życia.
W pełni podpisuję się pod Twoją konkluzją „Trzeba znaleźć własne optimum dla zarabianych pieniędzy, satysfakcji z pracy i swobody. ” tylko jak widać powyżej nie całkiem zgadzam się z Twoim tokiem rozumowania
Pozdrawiam
Alex
Tomasz
Ciekawa historia, choć dla mnie osobiście taka kariera niesłaby za duże ryzyko wobec braku rozsądnego backupu finansowego. Może to jest tylko moje mylne wyobrażenie
JoasiaW
Powodzenia w szukaniu lepszego miejsca!
Quatryk
Piszesz: „a to w sumie wszystkie moje byłe kocham do tej pory tak jak kochałem je wtedy gdy z nimi byłem ”
Mam dwie refleksje:
1) tych byłych chyba nie mogło być zbyt wiele :-)
2) jeżeli tak samo kochasz kogoś, z kim masz aktywną relację, jak kogoś z kim ta relacja się zakończyła to wiele to mówi o charakterze takiej miłości.
Tyle na temat tego offtopic :-)
Podoba mi się to wyliczenie, o czym masz pojęcie. W sumie to ze mną było podobnie, dopóki nie znalazłem sobie „motywu przewodniego” w ramach którego robię ostatnio wiele rzeczy. Cały ten bagaż wszechstronnej wiedzy jest ze mną i czasem przydaje się w najbardziej nieoczekiwanych sytuacjach.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
@Ludwik
Dzięki.
@Alex,
Absolutnie nie. Raczej pokazuje, że robiąc to co i tak się lubi można szybciej zająć się swoją pasją, bez chodzenia na kompromisy.
Możliwe, że mamy mniejsze różnice w rozumowaniu niż na to wygląda, ale nie precyzyjnie się wyrażam. Z Twoją wizją końca się zgadzam, tylko tam trzeba się dostać.
Czy w pewnym momencie zostałeś trenerem, wyłącznie się z tego utrzymywałeś i dodatkowo miałeś pełny wybór w tym co robisz?
Ile czasu zajęło Tobie dojście do stanu w którym mogłeś wybierać tylko klientów i szkolenia, które Cię interesowały?
Chciałem przekazać, by uważać i nie stać się „prostytutką” w pogoni za tym co kochamy robić i warto próbować różnych dróg, być może łatwiejszych i w ostatecznym rozrachunku przyjemniejszych. Mam wrażenie, że ludzie często mają mylne pojęcie co im się spodoba, a co nie zanim nie wypróbują naprawdę wielu możliwości.
Pozdrawiam,
Krzysiek
„Mam dwie refleksje:
1) tych byłych chyba nie mogło być zbyt wiele”
No fakt w dziesiątki raczej nie idę. To pewnie temat na inną dyskusję – bo pewnie po wielokroć marnuję okazje. Ale może dlatego też i wszystkie byłe bardzo miło wspominam.
„2) jeżeli tak samo kochasz kogoś, z kim masz aktywną relację, jak kogoś z kim ta relacja się zakończyła to wiele to mówi o charakterze takiej miłości.
Tyle na temat tego offtopic”
No oki, może to nie jest takie samo uczucie; ale jakby to porównać bardziej przeradza się w taką miłość jak do siostry.
W każdym razie, pomijając mój offtopic, jak dla mnie lekcja z tego wpisu i komentarzy to grunt to szukać. Bo albo ma się cel i trzeba znaleźć najlepszą drogę, albo gdy celu się nie ma to i tak jakąś drogę trzeba obrać i zdecydowanie lepiej poznać takich dróg kilka niż stać w miejscu.
Krzysiek
Może tak być, że dochodzimy do zbliżonych wniosków, tylko jak widzę luki w Twoim rozumowaniu, to ponieważ jest to blog edukacyjny, to pozwalam sonie na ich wytknięcie :-)
Jeżeli pozwolisz to poproszę Cię tez o przeformułowanie pytania „Czy w pewnym momencie zostałeś trenerem, wyłącznie się z tego utrzymywałeś i dodatkowo miałeś pełny wybór w tym co robisz? : tak abym mógł na nie odpowiedzieć, zwłaszcza zagadkowy jest dla mnie jego pierwszy człon.
Pytasz: „Ile czasu zajęło Tobie dojście do stanu w którym mogłeś wybierać tylko klientów i szkolenia, które Cię interesowały? ”
Kilka lat, głównie dlatego, że nie maiłem kogo zapytać jak zrobić to lepiej a internet dopiero wtedy raczkował.
Zgadzam się w pełni z Twoim stwierdzeniem: „Mam wrażenie, że ludzie często mają mylne pojęcie co im się spodoba, a co nie zanim nie wypróbują naprawdę wielu możliwości. ”
Tym zagadnieniem zajmowałem się też gdzieś na blogu
Quatryk
Kochanie kobiety jak siostrę to zupełnie inna para kaloszy :-)
Wracając do tematu: Jeśli chodzi o szukanie, to już kiedyś napisałem, że mimo wieku i „pozycji” ciągle pewną część mojego czasu i zasobów zużywam na rozglądanie się :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
@Alex
Jak wyglądało w Twoim przypadku zajęcie się treningami i coachingiem z perspektywy swobody finansowej i swobody doboru czym się zajmowałeś?
Pozdrawiam,
Krzysiek
Witam,
myślę, że warto jest dojść do źródeł tego, co sprawia nam radość. Wyobraźmy sobie koszykarza. Wg mnie lubi, czy uwielbia on np. rywalizację, albo współpracę zespołową, a nie samo granie w koszykówkę. Poznając źródła tego, co sprawia nam satysfakcję dostajemy dużo więcej opcji, a przez to więcej sposobów na zarabianie na tym pieniędzy.
Wg mnie eksploatowany tutaj fotograf lubi nie tyle samo fotografowanie, a coś głębiej ukrytego. Może przeświadczenie, że jego zdjęcia pozwolą powrócić jego klientom do pozytywnych emocji, które wiążą się z fotografiami.
Pozdrawiam,
Artur Stępniak
Artur
Jesteś pewien, że elementy jakie wymieniłeś nie stanowią jedynie dodatku do meritum sprawy?
Jeśli byłoby tak jak piszesz, wtedy dla koszykarza nie miałoby większego znaczenia czy gra w koszykówkę czy piłkę nożną, hokeja na trawie czy rugby. A jednak trzyma się swojej dyscypliny – tej jedynej, która go pasjonuje.
Pozdrawiam serdecznie
Ludwik
@Ludwki, Artur
Tu częściowo popieram stwierdzenie Artura – zwykle pasja jest sposobem wyrazu pewnej potrzeby. Tylko jest sposób zaspokajania potrzeby a nie sedno (nie wchodząc w filozofię Platona – idea – cień idei). I tak, wiele fotografów przyrody nie iteresuje się fotografią ale przyrodą, tylko fotografia jest najlepszą formą realizacji tej pasji. Podobnie mam znajomego, co jest artystą, spróbował fotografii i na początku było ok, ale malarstwo ważniejsze. Jednak z czasem, w miarę powiększania swoich umiejętności stwierdził, że właściwie to jedno i to samo, taka sama pasja, tak samo wciąga.
Po części jednak poprę jednak Ludwika, rzeczywiście w przypadku długotrwałych i zadbanych pasjii, wiele ludzi będzie się trzymać jednej dyscypliny (reprezentacji), bo świetnie się w niej sprawdzają, bo potrafią się w niej już wyrażać, bo tak na prawdę są już w niej dobrzy! A ludzie lubią być dobrzy w czymś.
Pozdrawiam,
Krzysiek
Krzysztof
Pytasz: „Jak wyglądało w Twoim przypadku zajęcie się treningami i coachingiem z perspektywy swobody finansowej i swobody doboru czym się zajmowałeś?”
Troche zawiłę to pytanie :-) Mam nadzieję, że dobrze domyśliłem się jego intencji, na przyszłość proszę nie dawaj ludziom takich zagadek.
O ile dobrze pamiętam, to dzięki narzuceniu sobie dość surowego reżimu wydatków (doświadczenia z poprzedniego biznesu), dość szybko uzyskałem względną swobodę finansową (względną w porównaniu do dzisiejszej). Pracowałem wtedy dość długo dla jednego klienta, ale bardzo szybko uzyskałem sporą swobodę w doborze metod działania. Klientowi wystarczały bardzo dobre rezultaty. Potem już poszło gładko w tym kierunku
Pozdrawiam
Alex
Alex
Piszesz: „dla mnie osobiście taka kariera niesłaby za duże ryzyko wobec braku rozsądnego backupu finansowego”
Ryzyko jest spore. Ten człowiek za każdym razem nie wie ile zarobi – z nikim nie zawiera umów. Z drugiej strony jest w stanie przyciągnąć do siebie ludzi w dowolnym momencie i zakątku świata, nawet jeśli nie ma tam rozwiniętej cywilizacji i nie mówią tym samym językiem.
Takie przykłady pokazują, że nawet jeśli okoliczności są niesprzyjające i można mieć setki wymówek oraz racjonalnych argumentów przeciw, to i tak da się dużo zdziałać w życiu operając się na pasji. Nawet dziwnej.
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
Tomasz
Abyśmy się dobrze zrozumieli, ja też nie wiem ile zarobię np. w następnym roku. Kilka miesięcy temu miałam na ten temat interesującą rozmowę z rówieśnikiem, który nie mógł pojąć jak z takim brakiem „pewności” można żyć. Cały trik, to rezerwy i spora wartość rynkowa. Wtedy siedzisz sobie na słoneczku, a tu telefonicznie i mailowo skapują zlecenia, które w zasadzie załatwiają już kwestie roku 2010.
Czy tamten człowiek ma taką sytuację? Nie wiem, a to jest różnica, która robi kolosalną różnicę.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex
„Czy tamten człowiek ma taką sytuację? Nie wiem, a to jest różnica, która robi kolosalną różnicę.”
Nie, nawet więcej, nigdy nie wie ile zarobi danego dnia! Ja też nie czułbym się z tym dobrze. Jak typowym ludziom trudno jest zrozumieć Twoje podejście, to przy tym grajku chyba natychmiast opadłyby im ręce. Mimo wszysztko on wychodzi na swoje i nie zamartwia się tym co by nam przeszkadzało. To zupełnie inne podejście, które działa dla niego od 30 lat.
W takich przypadkach można nauczyć się czegoś nowego o ludziach i życiu. On tworzy w kilka minut połączenie emocjonalne z przypadkowych słuchaczem. Sprzedawane płyt, które można lepiej zaplanować, już tego nie oddaje. Model biznesowy to dobre emocje + kapelusz :)
I nawet z tak wielkim brakiem „pewności” można żyć szczęśliwie i spełniać się.
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
Witam serdecznie!
Podziękowania Alex za poruszenie bardzo istotnego tematu. Dla mnie pierwszym i chyba najważniejszym krokiem w kwestii podejścia do wykonywanej pracy i zarobków było uświadomienie sobie, że można inaczej. Ujrzałem wtedy, jak wielu wokoło jest przeświadczonych o tym, że praca to obowiązek, który należy wykonać, by móc później zając się przyjemnymi sprawami.Trudno się dziwić takiemu stanowi rzeczy, skoro już od dzieciaka rodzice wpajają większości takie podejście. Posprzątasz zabawki to pójdziemy na lody, odrobisz lekcje to będziesz mógł/mogła wyjść na podwórko do przyjaciół. Kończy się na tym, że spora część ludzi idzie do pracy na min. 8 godzin dziennie by zrobić to o co zostaną poproszeni, tylko po to by otrzymać za to zapłatę, bez której nie mogli by egzystować i spełniać swoim zachcianek itp.
Ja nie mam zamiaru tak żyć, chociaż wiem, że może nie być łatwe to zmienić.
I jeszcze mały off-top @ Tomasz Ciamulski: dzięki za linka do Kettelbeat, siedzę sobie teraz przed kompem i czas umila mi przyjemna muzyczka :)
GrzegoSz,
masz słuszność:) Z doświadczenia wiem, że wiele dzieciaków na tym etapie ma przekonania, że przyjemność jest poza nauką/ po jej zakończeniu.
Niektórym już tak zostaje na dorosłość z pracą, ale co się dziwić, jak okres liceum i studiów to jest wzmacnianie archaicznego podejścia – zdobądź określoną wiedzę, papier, to znajdziesz pracę zarobkową. Kiyosaki również pisał o tym w swojej książce.
P.S. w końcu się nauczyłam oddelegowywać rzeczy, które komuś sprawiają przyjemność, a mi wręcz odwrotnie.
Pozdrawiam ciepło:)
Aleksandra Mroczkowska
Ludwik, Krzysztof
Uważam, że lubimy trzymać się jednej pasji czy dyscypliny dlatego, że jesteśmy w tym dobrzy. Jednak jestem też przekonany, że generalnie nie ma czegoś takiego jak talent (pomijając specyficzne dziedziny np. artystyczne) i można osiągnąć wysoki poziom w prawie, że dowolnej dziedzinie (http://alexba.eu/2007-12-15/rozwoj-kariera-praca/talent-przeceniany-element/).
Tomasz, Alex
Ciekawy przykład. Czasami jest mi na prawdę ciężko zrozumieć priorytety innych, ale trzeba je jednak akceptować (chodzi mi o brak pewności).
Grzegorz
Wielkie dzięki za zwrócenie uwagi na wychowywanie dzieci. Nie mam teraz jakichś większych przemyśleń na ten temat, ale uważam, że jest to na tyle ważne, że muszę do tego wrócić.
Pozdrawiam,
Artur Stępniak
Alex,
Jak widać, przydało by mi się dobre szkolenie ;)
Pozdrawiam,
Krzysiek
Śmieszne te natchnione teksty, wielce rozwijających się coachów i life-mentorów i innych dudków.Ale prawda jest taka, że w jakiejś Szewcji, Ameryce czy innym kraju, może przy większym szczęściu da się przekuć pasję (choćby nie wiem jak dziwną – głuchy chór, mówiące konie) w zarabianie.Ale w Polsce to tylko wielkim fartem… w kraju wciąż socjalistyczno-etatystycznym, z postprlowskimi służbami i okupacyjnym rządem… wszelka przedsiębiorczość jest duszona, na rzecz zagraniczna korporacji, a jeśli już dopuszczona do działania, to okupiona wielkimi łapówkami i haraczami (bo”przecież wszyscy tak robią”).Po tych komentarzach widać, że większość typów enneagramu tutaj to 7w6 (najbardziej zakłamany, optymistyczny i żyjący do końca w iluzji aż do totalnego upadku), do końca żyją fikcją, czasem im się udaje i jakiś czas (nawet kilkanaście lat) jadą na jakichś emocjach/pasjach/przyjemnościach… ale w końcu i tak się wypalają, nie znając głębszego i tego jedynego celu życia.Stają się klientelą psychoterapeutów, psychiatrów i psychiatryków… ludzie, życie to coś więcej niż własny tyłek, jego pasje i jego hobby, życie to także i przede wszystkim – inni ludzie!
Pięknie, że każdy sobie stara jak najlepiej ułożyć życie, ale i tak na każdego przyjdzie kiedyś Krzyż, z którym żaden kołcz ani inny trener sukcesu, ani inny „nauczyciel szczęścliwego życia” nie będzie w stanie sobie poradzić.Wtedy zostanie Wam tylko Wasz Pan Jezus Chrystus, może wtedy odrzucicie Wasze bożki sukcesu i spełnienia i zaczniecie trochę głębiej myśleć na sensem życia.
Nie odbierzcie mnie źle, nie jestem rozgoryczony, po prostu śmieszy mnie to Wasze całe ściemnianie, dowartościowywanie się na pisaniu komentarzy jak to „człowiek wszystko może, dosłownie tylko pierdnąć i gotowe”… kiedyś staniecie w prawdzie… oby jak najszybciej ;)
Puściłem powyższy komentarz, abyście wszyscy zobaczyli, że i takie osoby mamy w naszym Narodzie.
Takie osoby często wypowiadają się na temat tego, co każdy z nas robi i warto uzmysłowić sobie, jakie długoterminowe konsekwencje może mieć słuchanie takich głosów.
Trzeba sobie także uzmysłowić, że są to pełnoprawni wyborcy i jeśli nie pójdziemy do wyborów, to zostawimy ważne decyzje w takich rękach jak autora powyższego tekstu.
W jednej sprawie trzeba się (z całkowicie anonimowym zresztą) autore powyższego komentarza zgodzić: Wszyscy umrzemy.
Tylko dla mnie nie jest obojętne co wydarzy się wcześniej.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
PS: Abyście nie myśleli, że to jest odosobniony głos, to np. usłyszałem już od osoby (z mojej generacji), której nie zrobiłem nic złego, że jestem pop… chamem, który prowadzi p…. blog, na którym mącę w głowach młodych ludzi :-)
Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że „Ściemniacze z was” próbuje subtelnie nas nawrócić… Na szczęście mało tu takich osób!
Pozdrawiam wieczornie :)
Aleksandra Mroczkowska
W pracy spędzamy najczęściej minimum 8 godzin dziennie. Jeżeli odejmiemy jeszcze od doby czas potrzebny na sen, posiłki, higienę osobistą, sprawy codzienne (sklep, urząd, lekarz) czy po prostu przemieszczanie się to zostanie nam naprawdę niewiele czasu każdego dnia na to co lubimy robić naprawdę. Dlatego jeżeli teraz marnujesz 8 godzin dziennie to pozostały czas (chocby był to kwadrans dziennie) po prostu musisz spędzić szukajac sposobu na realizację zasady – „robic to co lubie i znaleźć ludzi ktorzy za to zaplaca”. W przeciwnym wypadku bedziemy musili na starosc sami siebie przekonywac ze zycie uplynelo nam sensownie. :) A ja tak nie chce.
a nie mącisz Alexie? ;)
Kacper
Piszesz: „musisz spędzić szukajac sposobu na realizację zasady – “robic to co lubie i znaleźć ludzi ktorzy za to zaplaca”. W przeciwnym wypadku bedziemy musili na starosc sami siebie przekonywac ze zycie uplynelo nam sensownie. :) A ja tak nie chce.”
Dokładnie tak samo pomyślałem prawie 20 lat temu. Potem odpowiednio zadziałałem i ani przez moment tego nie żałowałem (choć nie wszystko szło gładko)
Hajder
Pytasz: „a nie mącisz Alexie? ;)”
Tego nie wiem, dlatego tak często mówię „use your judgement”
Pozdrawiam
Alex
Odnoszę wrażenie, że jeżeli ktoś wyznaje filozfię typu „kto biedny się urodził, biedny już pozostać musi” (jak moja była nauczycielka ekonomiki), nie bardzo jest możliwość „wytłumaczenia” mu istoty rozwoju osobistego i tego jak osiągnąć sukces. Osoby te są niejako zamknięte i wszelkie próby dotarcia do nich uznają właśnie za oszustwo. Argumntów – brak… Zamiast tego bezpośredni atak: bo Ty jesteś taki i owaki, słuchasz głupot, weź się za poważną robotę, itp.
Skąd to się wzięło?
Wydaje się, że to pozostałość w mentalności ludzi po systemie sprzed ’89. Polacy muszą się dopiero nauczyć tego, że pieniądze same mogą zarabiać i że wcale nie trzeba pracować 25h dziennie, żeby zarobić kilka groszy…
Aleksandra Mroczkowska
Piszesz: „Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że “Ściemniacze z was” próbuje subtelnie nas nawrócić… ”
Nie wszystkich trzeba! Przynajmniej ja znam jeden taki przypadek wśród czytelników tego bloga ;).
Alex
Dzięki za tego bloga! Trafiłem tutaj po raz pierwszy chyba ze dwa lata temu. Od tamtego czasu wracam sobie co jakiś czas, a ostatnio czytam nawet regularnie. Bodajże zacząłem od posta „Co zrobić, gdy się nie wie co w życiu zrobić?” :). I muszę przyznać, że już wiem co raz bardziej, do czego też z pewnością się przyczyniłeś!
Pamiętam, że wtedy jednak nie czytało mi się tak lekko Twoich wypowiedzi. Czułem, że masz racje, ale Twoje podejście na pierwszy rzut oka wydaje się być szalone :).
Gdyby nie to, że sam to sprawdziłeś w swoim życiu, to sam bym Cię wyśmiał. Zdaje się jednak, że nie piszesz tutaj niczego, czego sam nie sprawdziłeś i to mi się podoba.
Dlaczego to co piszesz może się wydawać bajką dla dużej liczby ludzi? Zrobiłem mały test. Okazało się, że na tym blogu słowo kryzys pojawia się tylko w kontekście kryzysu gospodarczego…. Słowo depresja pojawia się we wspominanym już przeze mnie poście i jeszcze w dwóch innych, ale pojawia się tam pobocznie. Jak to jest więc możliwe, że life mentor nie porusza takich kwestii? Nie jest taki koleś podejrzanym typem? :)
Dla mnie już nie. Depresje i kryzysy i inne tym podobne zjawiska są przeważnie skutkami jakichś zaniedbań, czy wypaczeń, których da się uniknąć. A Ty zdaje się chcesz pomóc ludziom tych zaniedbań i wypaczeń uniknąć… Rozumiem, że to jest tylko skutek uboczny samodzielnego myślenia i ciągłego rozwoju, ale przyznasz, że jest to dosyć istotny bonus! :).
Ściemniacze z was
Myślę, że jak zrobisz dla innych ludzi choć procent tego co robi właściciel tego bloga, to Twój krzyż będzie dużo lżejszy!
Jeszcze jedna krótka uwaga. Ostatnio mój kolega z Czech zdradził mi, że Czesi jak nabroją zagranicą, to mówią że są Polakami… Moim zdaniem post „Ściemniacza z was” jest tak głupi, że aż mocno podejrzany…
Pozdrawiam
Bartek
Bartłomiej Bodziechowski:
Ostatnio mam mało czasu na komentowanie, ale staram sie w miarę mozliwosci regularnie czytac wszystkie komentarze.
Do Twojego muszę sie jednak odnieść.
Rozumiem wydaje mi sie Twój przekaz, niemniej zwracam uwagę też na szczegóły, bo to w moim odczuciu też jest ważne.
Napisałeś:”Słowo depresja pojawia się we wspominanym już przeze mnie poście i jeszcze w dwóch innych, ale pojawia się tam pobocznie. Jak to jest więc możliwe, że life mentor nie porusza takich kwestii? ”
Tu moja uwaga: life mentor nie jest psychiatrą, a depresja jest chorobą psychiczną.
Skąd u Ciebie takie przekonanie / wiedza, ze – jak napisałeś – ” Depresje i kryzysy i inne tym podobne zjawiska są przeważnie skutkami jakichś zaniedbań, czy wypaczeń, których da się uniknąć.”
Co uprawnia Cie do pisania takich rzeczy? Depresja to nie „zjawisko” ani „wypaczenie”. To konkretna jednostka chorobowa. Wrzucanie tego do jednego worka z kryzysem „i innymi tym podobnymi zjawiskami” jest jakimś nieporozumieniem.
Nawet najsprawniejszy mentor nie ma mozliwosci zapobieżenia depresji , zwłaszcza endogennej. To tak, jakbyś oczekiwal, ze life mentor będzie zapobiegał np.schizofrenii.
Chwilowe złe samopoczucie, znizka formy psychicznej, niezadowolenie z jakosci życia czy kryzys to zupełnie cos innego niz depresja. Nie sądzę, by jakikolwiek odpowiedzialny life mentor chciał wchodzic w kompetencje lakarza. To świadczyłoby o jego braku nie tylko znajomosci problemu, ale i o braku odpowiedzialnosci.
Więc trudno sie dziwic, ze tego typu wątków dotyczących depresji na tym blogu nie ma.
Ewa
Ewa, troche pochopnie atakujesz wypowiedz Bartosza, stosujac twoją argumentacje, co upoważnia ciebie do takich wypowiedzi? Ludzie często mowia ze maja np. depresje (co mozna zastapić inna niedyspozycja lub potocznym „dołem”) i nie oznacza to wcale że wlasnie wrocili od lekarza i uslyszeli taka diagnoze. Moze zamiast wataczać działa lepiej zapytać Bartka co dokładnie miał na myśli pisząc depresja- w moim odczuciu nie odnosił sie do funkcjonujacych terminów medycznych a raczej znaczenia potocznego. A w takim przypadku radzenie sobie z gorszymi momentami w zyciu (i nikt tu nie wspomina o stanach chorobowych) lezy w mojej ocenie jak najbardziej w kompetencjach life mentora i jezeli Bartek uwazniej przeczyta posty Alexa to znajdzie informacje jak on sobie radził gdy miał gorsze chwile.
Ewa W.
Nie jestem specjalistą w dziedzinie depresji. Całe szczęście ta choroba nigdy mnie nie dotyczyła, ani nikogo z moich znajomych. Można powiedzieć, że użyłem tego słowa w znaczeniu bardziej potocznym jak sugeruje Jurek.
Piszesz: „Co uprawnia Cie do pisania takich rzeczy?”. Hmm… Myślę, że do tego nie trzeba mieć specjalnego prawa :). Co innego jakbym chciał kogoś leczyć, albo nawet doradzać jak sobie radzić z depresją… Na razie nie mam takich aspiracji i się nie zanosi, żebym miał. Więc nawet jak coś napiszę, co nie jest prawdą, zawsze jest szansa, że na tym skorzystam, bo mi ktoś nieprawdę wytknie.
„Depresja to nie „zjawisko”, ani „wypaczenie””. Dlaczego nie „zjawisko”? Mnie się wydaje, że to słowo ma podobne znaczenie, ze słowem „pojawienie się”. Czyli czegoś nie było, a teraz jest. Taką definicję depresja spełnia. Jeżeli już zależy nam na szczegółach, to ja nie napisałem, że depresja to „wypaczenie”, tylko, że może być skutkiem „wypaczeń”. A czy choroby afektywne o podłożu endogennym nie są pewnym rodzajem wypaczenia? W moim rozumieniu tak. Generalnie w moim przekonaniu choroba to jest jakieś wypaczenie. W takim wypadku nazwał bym również samą depresję wypaczeniem.
Ponieważ uważasz się za autorytet w dziedzinie depresji, więc mówię „SPRAWDZAM” :). Przeczytałem, że depresja oprócz czynników biochemicznych, na które nie mamy wpływu może być powodowana również, przez czynniki psychologiczne i społeczne. Do najważniejszych psychologicznych należy utrata poczucia własnej wartości. Czy nie trąbi się o poczuciu własnej wartości na tym blogu? Do społecznych oprócz takich jak: śmierć bliskiej osoby, ciężkie choroby trwające dłuższy czas, nieustający ból itp., zalicza się także: samotność i izolację, kłopoty finansowe, bezrobocie, negatywne wspomnienia, problemy w pracy…
W tym kontekście nie mogę się zgodzić z tym co piszesz: „Nawet najsprawniejszy mentor nie ma mozliwosci zapobieżenia depresji , zwłaszcza endogennej. To tak, jakbyś oczekiwal, ze life mentor będzie zapobiegał np.schizofrenii.”
Ograniczyłaś przyczyny depresji tylko do tych, na które nie mamy wpływu.
Chyba jednak nie do końca zrozumiałaś mój przekaz. Ja nie oczekuję od life mentorów, żeby zaczęli się zajmować depresją jak sugerujesz pisząc:
„Nie sądzę, by jakikolwiek odpowiedzialny life mentor chciał wchodzic w kompetencje lakarza. To świadczyłoby o jego braku nie tylko znajomosci problemu, ale i o braku odpowiedzialnosci.
Więc trudno sie dziwic, ze tego typu wątków dotyczących depresji na tym blogu nie ma.”
Z pewnością jednak współpraca z dobrym life mentorem pomoże nam wyeliminować choć część przyczyn depresji, na które możemy mieć wpływ.
Jarosław
Jak bardzo powszechne jest to, co piszesz: „Zamiast tego bezpośredni atak: bo Ty jesteś taki i owaki, słuchasz głupot, weź się za poważną robotę, itp. ”
Bardzo ważnym jest to, aby odseparować się od takich zatruwających umysł ludzi i wypowiedzi. Oni oczywiście na podstawie własnych doświadczeń uważają że mają rację, ale te ich doświadczenia sa tylko ilustracją biblijnego „stanie się według wiary twojej”
Bartłomiej
Piszesz: „…na pierwszy rzut oka wydaje się być szalone :-) . ”
To jest jedno z łagodniejszych określeń, które czasem słyszę, szczególnie od ludzi mojej generacji (czyli tej Waszych Rodziców). Ale nie zamieniłbym się z nimi na życie i to jest dla mnie wystarczający argument.
„Nie jest taki koleś podejrzanym typem? ”
Oczywiście, że jestem!!!! Kto to widział pracować tyle co ja i żyć tak jak ja. Wzywa o pomstę do nieba!! :-)
A tak zupełnie serio, zawsze kiedy robimy coś niezwykłego, to znajdą się ludzie, którzy będą pokazywać nas palcami, całe szczęście, że nie żyjemy w średniowieczu!!!
Dziękuję też za miły feedback, dla autora takiego serwisu to bardzo ważna informacja zwrotna.
Ewa W
Mam wrażenie, że Bartłomiej powiedział to jako wypowiedź/sposób myślenia tych innych osób. Szkoda że w polskiej gramatyce nie mamy odpowiednika hiszpańskiego subjuntivo, wtedy byłoby to jednoznaczne.
Jurek
Piszesz: „Ludzie często mowia ze maja np. depresje (co mozna zastapić inna niedyspozycja lub potocznym “dołem”) i nie oznacza to wcale że wlasnie wrocili od lekarza i uslyszeli taka diagnoze. ”
To jest jeszcze jeden przykład, na słabą znajomość języka polskiego u takich osób. Wielu ludzi używa mądrze brzmiących słów nie zdając sobei sprawy z tego, co one znaczą :-) Innym typowym przykładem jest użycie słowa „paranoja” na opisanie zjawiska, które dana osoba nie może pojąć.
Mam nadzieję, że Czytelnicy tego blogu robią to lepiej :-) Ja sam regularnie sięgam do Słownika Języka Polskiego PWN
Bartłomiej, Ewa W
Rozstrzygnijcie tę dyskusję między Wami :-)
Pozdrawiam serdecznie wszystkich
Alex
Bartłomiej Bodziechowski
Bartku, zacznijmy od tego, ze – jak łatwo zauważysz – nigdzie nie napisałam że jestem specjalistą w zakresie depresji, nie uważam się za takiego i nie ma żadnych przesłanek, by mnie za takiego uważać. Twoje odniesienie się do mnie „Ponieważ uważasz się za autorytet w dziedzinie depresji” nie ma uzasadnienia.
Być może dotknęła Cię forma mojej wypowiedzi (coś w tym musi być, skoro już Jurek napisał mi „pochopnie atakujesz wypowiedz Bartosza” – to dla mnie ważna wskazówka). Mnie poruszyły – co wyraziłam w swoim komentarzu – takie a nie inne sformułowania. I na nie zwróciłam uwagę.
Napisałeś w odpowiedzi na mój komentarz „Jeżeli już zależy nam na szczegółach, to ja nie napisałem, że depresja to “wypaczenie”, tylko, że może być skutkiem “wypaczeń”. „
Rzeczywiście, masz rację. Nie napisałeś, ze depresja to wypaczenie, tylko że „są przeważnie skutkami jakichś zaniedbań, czy wypaczeń”. Wyczytałam więcej niż napisałeś. Ale czy tak bardzo się pomyliłam, skoro w odpowiedzi na mój komentarz potwierdziłeś mój odbiór pisząc: „A czy choroby afektywne o podłożu endogennym nie są pewnym rodzajem wypaczenia? W moim rozumieniu tak. Generalnie w moim przekonaniu choroba to jest jakieś wypaczenie. W takim wypadku nazwał bym również samą depresję wypaczeniem.”?
Nie sądzę, żebym miała jakikolwiek wpływ na to, byś postrzegał chorobę inaczej. W moim odczuciu takie postrzeganie chorób nie jest właściwe, odbiera wartości osobom chorym. Ale to moja opinia, z którą nie musisz się zgadzać.
Ja nie używam słowa depresja w potocznym znaczeniu i buntuję się przeciwko temu z różnych powodów. W odróżnieniu od Ciebie znam dość dobrze kilka osób cierpiących (mających za sobą) na np. depresję – pracowałam jakiś czas temu na rzecz osób doświadczających chorób psychicznych które nawet po zupełnym wyleczeniu były jakby „naznaczone” – „wypaczeniem”, „gorszością” i wieloma innymi podobnymi. Miałam okazje rozmawiać z lekarzami, z psychologami i samymi chorymi. Sporo wtedy przeczytałam na ten temat. Widziałam też, jak – poprzez m.in. różne obiegowe i potoczne rozumienia i stereotypy dotyczące ich choroby trudno im było wrócić do pracy, do środowiska, etc.
Napisałeś w swojej odpowiedzi na mój komentarz: „Chyba jednak nie do końca zrozumiałaś mój przekaz.”
Pewnie masz rację. Niemniej fakt niewłaściwego zrozumienia przekazu przez odbiorcę wynika z tego, iż nadawca nie do końca jasno wyraził swoje myśli czy intencje. Moja odpowiedź też pewnie nie była precyzyjna, może zbyt emocjonalna, skoro spowodowała takie a nie inne Twoje reakcje i odniesienia.
Błąd w komunikacji. Po obu stronach. A skoro teraz wiemy, ze ja mówię o depresji klinicznej, a Ty o depresji w potocznym znaczeniu, to nie ma chyba specjalnie o czym dyskutować.
Ewa
Ewa W.
Piszesz: „Nie sądzę, żebym miała jakikolwiek wpływ na to, byś postrzegał chorobę inaczej. W moim odczuciu takie postrzeganie chorób nie jest właściwe, odbiera wartości osobom chorym. Ale to moja opinia, z którą nie musisz się zgadzać.”
Masz wpływ pod warunkiem, że zaczynasz przedstawiać argumenty, które mogą mnie przekonać, tak jak zrobiłaś to w ostatniej odpowiedzi. Teraz wreszcie rozumiem o co Ci chodzi…
Wydaje mi się, że do osoby dotkniętej tą chorobą nie powiedziałbym, że to „zjawisko” albo „wypaczenie”. Gdy mówi się o chorobie w kontekście konkretnej osoby, wtedy rzeczywiście trzeba uważać. Szczególnie jeśli chodzi o choroby psychiczne, o których jak piszesz panują różne szkodliwe stereotypy.
Teraz mogę Ci nawet podziękować za uwagę :).
Pozdrawiam
Bartek
Bartłomiej Bodziechowski,
Napisałeś: „Wydaje mi się, że do osoby dotkniętej tą chorobą nie powiedziałbym, że to “zjawisko” albo “wypaczenie”. „.
To cieszy:) Warto jednak pamiętać, że nie wszystkie choroby widać. Jak kogś dopada grypa, to oczywiście objawy są widoczne. W przypadku wielu poważnych chorób nie widać nic, wiec bardzo trudno sie orientować, czy mówi sie do osób zdrowych, czy do osób chorych.
Stereotypy dotyczące chorych „siedzą” w głowach zdrowych, a nie chorych. Ważne jest zatem takze to, jakie komunikaty wypuszczamy do zdrowych:)
Według mnie ważne jest to, co mówimy niezależnie od tego, kto aktualnie słucha, bo o mnie to co mówimy i jak mówimy świadczy nie o słuchajacych. To ja a nie słuchajacy będę zapamietana z takiej a nie innej wypowiedzi.
Cieszę się, że rozumiesz, o co mi chodziło.
Pozdrawiam,
Ewa W
Wydaje mi się, że w zdaniu nt. „szukania sobie satysfakcji gdzie indziej” jest jednak inne znaczenie. Być może chodzi o to, że jeśli nie interesuje Cię jakiś rodzaj pracy, to powinieneś zająć się inną pracą. Ale tak w ogóle, to chciałem napisać, że osobiście kieruje się w życiu zasadami przyciągania pieniędzy (po przeczytaniu książki Sekret, zresztą wybieram się na seminarium z autorem – Joe Vitale – bo będzie w Wawie), uważam że można „przyciągnąć” do siebie pracę, która przyniesie nie tylko satysfakcję, ale też dostarczy odpowiedniego wynagrodzenia. Zresztą, sądzę że akurat tą zasadą powinno się kierować więcej osób – jest ona naprawdę bardzo przydatna w życiu.
Witam wszystkich,
Bardzo łatwo jest zsumować post Alexa, stwierdzeniem, że „ja sobie nie wyobrażam robić czego co mnie nie interesuje i nie przynosi satysfakcji” i uważać swój komentarz za dobry.. trudniej, postawić się w trochę odmiennej sytuacji.. uczysz się, dokształcasz, inwestujesz w siebie poświęcając wiele, jesteś młodym prawnikiem i tak trudno znaleźć ci pracę, która będzie cię satysfakcjonować, że popadasz w lekką frustrację pracując gdzie ci jest dane, bo musisz za coś żyć.. zastanawiasz się, czy to się zmieni w przyszłości, np. kiedy zdobędziesz już uprawnienia radcy prawnego itp. zastanawiasz się jak możesz zmienić coś już teraz.. niezwykle ciężko jest dokonać zmian, równocześnie mając świadomość, że są one przemyślane i wyjdą na dobre.. czasem nie wiesz od czego rozpocząć i nie bierzesz życia w swoje ręce tylko życie bierze w ręce ciebie.. co w tej sytuacji??
nadmieniam, że możliwe, iż temat taki już został poruszony.. to jest mój pierwszy komentarz i nie zapoznałam się ze wszystkimi tematami blogu alexa.. jeszcze :)
pozdrawiam
Jeśli praca nie daje satysfakcji ani pieniędzy, to wówczas na pewno trzeba szukać czegoś innego, bo to oznacza, że jesteśmy w niewłaściwym miejscu i robimy niewłaściwe rzeczy, a także niewłaściwie myślimy, marnując swój potencjał, jednym słowem weszliśmy na drogę samodestrukcji.
Jeśli praca nie sprawia satysfakcji, ale daje zadowalające dochody, to trzeba się zastanowić co konkretnie w tej pracy nie daje satysfakcji, ale najczęściej jest to czynnik ludzki, czyli atmosfera między ludźmi lub relacje z przełożonym. W takim wypadku najpierw należy szukać winy w swoim zachowaniu, nastawieniu do innych, przekonaniach, podejściu do pracy. Jeśli jednak faktycznie są inne toksyczne osoby wokół nas, to trzeba stawić im czoła uświadamiając ich o tym.
Dopiero jeśli to nie przyniesie skutku można szukać podobnej pracy w innej firmie. Uważam, że jeśli płaca jest zadowalająca i atmosfera przyjazna w firmie, to głupotą jest nie doceniać tego i uciekać w realizowanie się poprzez swoje „pasje”, bo te pasje często są tylko wymówką do ucieczki od odpowiedzialności za życie, mało kiedy pasje dają ogromne dochody, jest tak jeśli faktycznie znamy się dobrze na czymś i umiemy to sprzedać lub mamy bezpieczeństwo finansowe (np.: bogaty partner), aby eksperymentować.
W innym przypadku pasja może być powodem frustracji i brakiem poczucia bezpieczeństwa finansowego. Rzeczywistość szybko zweryfikuje wartość rynkową naszej pasji.
Dlatego zalecam odnaleźć pasję w obecnej pracy, zamiast zostawiać pracę i szukać pasji.
„Jeśli praca nie daje satysfakcji ani pieniędzy, to wówczas na pewno trzeba szukać czegoś innego, bo to oznacza, że jesteśmy w niewłaściwym miejscu i robimy niewłaściwe rzeczy, a także niewłaściwie myślimy, marnując swój potencjał, jednym słowem weszliśmy na drogę samodestrukcji.”
Chyba niekoniecznie.
Weźmy Alexa. Sprzedawał gazety. Marne pieniądze. Marna satysfakcja. Wszystko marne. A jednak ta praca była ważna. Pierwsza praca, gdy jeszcze za bardzo nic nie umiemy zazwyczaj jest nieprzyjemna i mało zarobkowa. Jeżeli to tylko okres przejściowy i droga do tych lepszych stanowisk to można to zaakceptować. Oby nie przeciągało się zbyt długo.