Dziś chcę zwrócić Wam uwagę na to, jak naszym zachowaniem na FB możemy całkiem nieświadomie u sporej grupy ludzi stworzyć obraz naszej osoby, który niekoniecznie będzie się nam podobał (i innym też!).
Ostatnio widać pewną tendencję selekcjonowania znajomych na fejsie, co jest oczywistym i niezbywalnym prawem każdego posiadacza konta na tym serwisie. Przysłowiowy pies jest pogrzebany zarówno w motywacji, jak i sposobie jej przeprowadzenia.
Można znaleźć pozytywne przypadki zrobienia tego zarówno ze zrozumiałych, „higienicznych” powodów, jak i z klasą i w kulturalny sposób. Dobrym przykładem takiego wpisu może być np.
https://www.facebook.com/artsikorski/posts/763904123681908:0
Tutaj jasna jest zarówno motywacja prowadzenia kulturalnego, pozytywnego FB dla ludzi myślących, jak i klarowny sposób przekazania tego wszystkim zarejestrowanym. Naprawdę warto przeczytać choćby w celu edukacyjnym.
Niestety zdarzają się też przypadki, kiedy deklarowana motywacja, sposób jej przekazania, albo moment „czystki” (np. po osiągnięciu pewnej popularności) wzbudzają niepotrzebne negatywne emocje u osób nią dotkniętych, oraz psują wizerunek u pozostałych obserwatorów.
Zacznijmy od przykładu na motywacje plus sposób przekazania. Ponieważ miałem okazję poznać autora poniższego wpisu osobiście i zapamiętałem go jako bardzo sympatycznego człowieka, to pozwolę sobie na niepodawanie linku do oryginału i anonimizację nazwy firmy. Chodzi mi tutaj tylko o przykład pewnego działania, przed którym chcę Was ostrzec, a nie o pokazywanie kogoś palcem.
Oto wpis na FB:
„Koledzy i Koleżanki czyli moi znajomi z Facebooka,
Facebook jest jak wiemy od tego aby się chwalić tym co mamy.
Jest też do tego aby podtrzymywać relacje jakie wytworzyły się pomiędzy nami, wynikłe z tego, że poznaliśmy się gdzieś w realu. Czasami prosimy się nawzajem o różne przysługi, na tym polega właśnie podtrzymywanie relacji.
Wczoraj zaprosiłem Was Wszystkich do polubienia fanpage’a (NAZWA FIRMY), czyli mojej ukochanej firmy.
Niestety niektórzy z Was nie zareagowali na to i nadal część z Was nie kliknęła Lubię to.
Mogliście to oczywiście przeoczyć wśród wielu różnych newsów, mogliście nie być dawno online, możecie macie w tym momencie urlop… rozumiem to..
.. zaczekam kilka dni i ponownie Was zaproszę do polubienia fp (NAZWA FIRMY).
Jeśli i tym razem nie uzyskam Waszej przychylności będę musiał zweryfikować naszą relację .. chyba to rozumiecie.”
Autor miał oczywiście pełne prawo napisać, co tylko zechciał, to nie podlega dyskusji.
Z drugiej strony, czytając to pomyślałem:
1) Ktoś ma ciekawe wyobrażenie na czym polega podtrzymywanie relacji („prosimy się nawzajem o różne przysługi, na tym polega właśnie podtrzymywanie relacji”), nawiasem mówiąc jest to wyobrażenie dokładnie odwrotne do mojego.
2) Ktoś ma do mnie wyraźną pretensję, że nie „zalajkowałem” jego firmy, podając jednocześnie trzy przypadki, kiedy moje niezrobienie tego byłoby „usprawiedliwione”. U osób z silnym poczuciem własnej wartości budzi to co najmniej mieszane uczucia.
3) Ktoś daje mi „szansę” „poprawienia się”, grożąc „zweryfikowaniem relacji” :-) :-):-) Wrażenia u odbiorcy – patrz punkt 2.
4) Zastanowiłem się, dlaczego właściwie te lajki dla tej firmy są tak ważne, że warto posuwać się do takich działań?
Chcielibyście generować takie myśli w umysłach Waszych czytelników/znajomych? Ja nie.
Na inny przykład niezręczności natknąłem się dziś czytając post:
http://www.charmsy-biznesu.pl/blog/item/83-case-study-magda-b%C4%99benek-i-lekcja-dla-nas.html
Tam mamy przypadek, kiedy młoda prelegentka i autorka, po uzyskaniu pewnej popularności postanowiła „zrobić porządki” na swoim koncie na FB polegające na wyrzucaniu wszystkich osób, które nie są rodziną, przyjaciółmi czy bliskimi znajomymi. Mimo, iż rok temu, mając znacznie mniejszą popularność zaakceptowała „wyrzuconych” bez zastrzeżeń.
Znowu mamy sytuację, kiedy ktoś robiąc coś, do czego ma pełne prawo tworzy paskudne wrażenie, że sporo osób było przydatne, dopóki w znaczący sposób podnosiły one „lajkowalność” i popularność właścicielki konta, a teraz „murzyn zrobił swoje – murzyn może odejść”. I to wrażenie powstaje niezależnie od intencji „osoby porządkującej”. Na pewno chcecie budować taki image? Nie mówiąc już o słuszności niemieckiego powiedzenia, że ludzie spotykają się (co najmniej) dwa razy w życiu.
Zdaję sobie sprawę, że każdy z nas, mnie w to wliczając, popełnia od czasu do czasu różne niezręczności, niemniej tak elementarnych, jak te powyżej łatwo jest unikać, jeśli tylko trochę wczujemy się w sytuację innych ludzi. Co serdecznie Wam polecam.
Jak zwykle to, co napisałem jest moim subiektywnym zdaniem i zapraszam do dyskusji w komentarzach.
PS: Jeśli kogoś interesuje, jaka jest moja polityka na FB to proszę bardzo:
1) Tak, jak napisałem kiedyś na blogu http://alexba.eu/2009-12-20/szacunek-i-zaufanie-u-innych/nda/ bardzo chronię prywatność osób, które się ze mną zadają. To miedzy innymi oznacza, ze jeśli na FB pojawia się wzmianka o tej osobie lub nawet zdjęcie z nią, to oznacza, że mam pełną jej zgodę na opublikowanie i taka informacja staje się informacją publiczną. Nie mam nic przeciwko temu, aby takie informacje były dostępne dla każdego.
2) Generalnie akceptuję większość zaproszeń do grona znajomych na FB, jeśli tylko na profilu zapraszającego nie widzę nic, co wskazywałoby na spam lub treści sprzeczne z moim podejściem do życia i komunikacji z innymi.
3) Jak już ktoś jest moim znajomym i zachowuje się w miarę przyzwoicie, to na pewno nie wyproszę go, choćby nie wiadomo jak zmieniała się moja koncepcja życiowa czy marketingowa. Wyjątkami są: spam, niekulturalny sposób wyrażania się, głoszenie postaw, które w moim odczuciu są nieetyczne, brak umiejętności czytania ze zrozumieniem, agresywność, naruszanie prywatności mojej lub innych itp. Takich przypadków w całej historii mojego konta na FB było może z cztery.
4) Każdy lajk od znajomego traktuję jako prezent. Za prezenty jestem wdzięczny, ale nigdy o nie nie żebram, czy też nie staram się ich wymuszać. To byłby brak szacunku zarówno dla mnie jak i tej drugiej osoby!
Wiesz, że zgadzamy się w kwestii porządkowania:). Dodam, że bardzo mnie cieszy, że przypomniałeś, że budowanie relacji NIE polega na wyświadczaniu sobie przysług. W materii budowania relacji panuje wielka niewiedza, którą te przypadki obnażają. Dlatego jestem przekonana, że wszelka edukacja i rozmowa są bardzo potrzebne. Pomijając brak wiedzy i nieznajomość podstawowych zasad obowiązujących w relacjach międzyludzkich, niezmiernie mnie dziwi to, że wiele osób nie zastanawia się nad konsekwencją swoich działań. Nawiązuje tu do II rzymskiej zasady PR, ale i jednej z podstawowych zasad w biznesie: quidquid agis, prudenter agas et respice finem! (cokolwiek robisz,czyń rozwaznie i zawsze patrzaj końca tych działań).
Powyższy post/przemyślenia esencja inteligencji emocjonalnej. Sam też tak wiele kwestii odbieram. Patrze w życiu na to co komunikują inni i to jak wpływa na moje emocje (tak jak Ty to zrobiłeś powyżej), oraz w drugą stronę – jak moje słowa wpłyną na odczucia innych.
Powyżsi bohaterowie na to nie patrzą. Patrzą przez swoje JA i tyle. Reszta się nie liczy.
Do tego upraszczają, nie wiedzą jak działają pewne mechanizmy. Np. czemu ludzie klikają lubie to pod jednym a pod innym nie. Powyższy przedsiębiorca nie rozumie po prostu tego, że dana usługa, produkt nie jest potrzebny dla jego grupy znajomych.
Mi swego czasu kumpel wysłał zaproszenie do polubienia strony: Hurtownia części do samochodów – nie polubiłem bo po co? Jak nie mam auta… Sprzedawali by części do rowerów – klikam od razu. Nowo poznana znajoma zaprosiła mnie do polubienia jej strony hurtowni budowlanej – polubiłem bo mnie to po prostu interesuje. A do tego, że ona jest miłą i fajną osobą to już kolejny plus np. żeby kupić u niej a nie np. w markecie…
Na wykop.pl jest taki termin: „Janusze Biznesu” myślę, że powyższy tytuł pasuje dla bohatera postu :)
Można w różny sposób podchodzić do budowania relacji. Można mieć setki wirtualnych przyjaciół, setki wpisów na wallu, dziesiątki osób których już się nawet nie pamięta bo widziało się je tylko raz… ja właśnie zacząłem tak mieć. Dodawałem każdego, bo miałem podobny kodeks jak Ty Alex, wystarczyło aby ktoś coś napisał i już – jest moim znajomym… pochłaniało mi to mnóstwo czasu aby skojarzyć kto jest kim, kiedy go poznałem i jaką mam z nim relację. Męczyło mnie to i nie dawało żadnej frajdy. Jeśli podchodzi się do Facebooka jako do masy ludzi, którzy mają słuchać naszych poglądów i je komentować to jest to OK i w tym kontekście to faktycznie strzeliłem sobie w kolano (tak to ja jestem autorem tego wpisu o którym pisze Alex w poście). Lecz teraz wiem już, że mnie to nie interesuje. Facebook służy tylko do tego aby się chwalić sobą, swoimi osiągnięciami, swoimi dziećmi itd.. Jeśli mam się czymś chwalić to chciałbym aby było to doceniane, komentowane. Chcę widzieć zaangażowanie i sam chcę je okazać moim znajomym. Nie uważam się za pępek świata, ale od siebie wymagam dużo, więc także od swoich znajomych wymagam dużo.
Moim zdaniem na tym także polega budowanie dobrych relacji. Nie prosiłem o polubienie czegoś tam byle jakiego (przysłowiowego warsztatu gdzie zmieniam opony) ale stronę mojej ukochanej firmy. Jest to pewna istotna róźnica. Chcę mieć dobre relacje i wiedzieć z kim mam doczynienia. Nie interesuje mnie ilość ale jakość. Stąd bardziej hardcorowe zasady. Po opublikowaniu tego wpisu faktycznie zadziało się kilka ciekawych rzeczy, o których tutaj nie będę się rozpisywał. Cześć z nich widać pod moim wpisem, część zadziała sie offline – znajomi pisali mi sporo na priv a nawet dzwonili..
Uzyskałem generalnie to o co mi chodziło.. zwróciłem uwagę na problem Cloud Judgement, czyli ilości informacji jakie nas zalewają powodując wielkie spłycenie relacji .. Ilość informacji jaka nas zalewa powoduje, że znamy dużo osób ale nie mamy z nimi nic wspólnego.
Dziękuję za ten wpis Alex bo pozwolił mi jeszcz lepiej zebrać myśli i na pewno spowoduje napisanie podobnej do Twojej polityki Facebookowej – tylko oczywiście bardziej hardcorowej :-)
Justyna Niebieszczańska
Zgadzam się z Toba, co do potrzeby edukacji, najlepiej przez kulturalną i otwartą dyskusję. Tak też staram się prowadzić ten blog.
MacDom
„Esencja inteligencji emocjonalnej” to chyba trochę na wyrost, niemniej zastanawianie się jak mogą nas odebrać inni ludzie jest pomocne w wielu wypadkach. Post nie jest atakiem na konkretne osoby, raczej zwróceniem uwagi na pewne niekorzystne „efekty uboczne”, jeśli popełniamy pewne niezręczności. Taniej uczyć się na czyichś potknięciach – to piszę jako ten, który wystarczająco często uczył się na własnych :-)
Michał Ruta
Dziękuję za obszerny i szczery komentarz. Bardzo doceniam Twoja otwartość i za wskazanie Twojego autorstwa omawianego wpisu chylę przed Tobą przysłowiowy kapelusz z głowy :-) Ja nigdy nie ujawniłbym Twojej tożsamości, bo jak wspomniałem po pierwsze uważam Cię za sympatyczną osobę, której w żadnym wypadku nie chciałbym zaszkodzić, a po drugie chodziło mi o samo zjawisko.
Rozumiem Twoje intencje w Twoim wpisie na FB i w pełni uznaje Twoje prawo do nich. Zwróć uwagę tylko na następujące fakty:
Po pierwsze naprawdę uważam Cię za jednego z najsympatyczniejszych ludzi, których poznałem w roku 2014 (a poznałem ich wielu).
Po drugie, te cztery przemyślenia, które zacytowałem w poście przeszły mi przez głowę MIMO kapitału sympatii, który u mnie masz.
Po trzecie, aby wykluczyć, że to po prostu ja miałem dni złego humoru, pokazałem ten zanonimizowany tekst kilku osobom z gatunku takich, których zapewne chciałbyś mieć w gronie klientów lub co najmniej rekomendujących sympatyków. Żaden komentarz nie był lepszy od mojego, kilka było bardzo niepochlebnych.
To skłoniło mnie do napisania tego postu, aby sympatyczni Michałowie tego świata uświadomili sobie negatywne skutki uboczne ZANIM napiszą coś takiego swoim sympatykom.
Dzisiejszy post Justyny o tym drugim przypadku dodatkowo zmobilizował mnie do tego :-)
Oczywiście nie upieram się, że mam rację, zawsze można moje pisanie zignorować :-)
Pozdrawiam i życzę powodzenia w Twoich przedsięwzięciach
Alex
@Michał
„Facebook służy tylko do tego aby się chwalić sobą, swoimi osiągnięciami, swoimi dziećmi itd.. Jeśli mam się czymś chwalić to chciałbym aby było to doceniane, komentowane.”
Nie dla każdego tak działa fb. Dla mnie fb to puszczanie ciekawych treści dalej i tyle. Robię to, aby się z ludźmi podzielić informacją i tyle.
Lecz widzę fakt, że jakiś bardziej ciekawszy (według mnie) wpis np. ma zero lajków, a np. jak wstawię zdjęcie swojego psa etc to mam pełno komentarzy, lajków itp. Takie rzeczy ludzie lubią tzn fun itp.
Inne, bardziej wymagające kwestie, nie koniecznie…
Inna sprawa to, że ludzie wiele wpisów widzą ale nie klikają lubie to. Po prostu.
Jeśli promowałeś tą firmę IT którą masz w linku to wiedz że jednak niszowa usługa dla większości z nas. Szczególnie że komunikujesz to bardziej jako usługa biznesowa (strona, jak i ceny).
Wiex jeśli Twoi znajomi w 90% to pracownicy etatowi, studenci, kilku bez pracy, iluś zagranicą a np. tylko 10 ma swoje firmy, kolejnych 10 w firmach pracuje np. w sekretariacie i może polecić … To nagle się okazuje, że z całej grupy znajomych Twój produkt jest dla kilkunastu.
Z drugiej strony nie wiadomo, czy np. koleżanka z powyższej grupy chce na fb dostawać kontent związany z IT?
To tak jak napisałbyś grę, działającą tylko na iPhona i tylko po polsku… To nie jest coś masowego jak np. usługa fryzjerska, czy sklep spożywczy.
Prawda jest taka, że docelowo w takiej Wawie kilka tysięcy fanów/klientów pasujących pod profil powinno wystarczyć.
ps antyweb na fb ma 34 tys fanów… spiderweb 24 tys. Jak na net to nie są duże liczby. Pokazuje to jak to bardzo jest niszowe. A powyższe blogi piszą o IT, telefonach, Singapurze itp tematach.
pps znajdzcie z 10-20 stron IT, tech na fb które są popularne – zobaczcie którzy Wasi znajomi je polubili. I tu macie odp. kto daną dziedziną się interesuje.
ppps pisałeś o chwaleniu się… ja myślę że moje koleżanki które wstawią np. zdjęcia dzieci po prostu chcą się dzielić swoją radością, może są dumne z nich etc. Nie nazywałbym tego chwaleniem się…
Dzień dobry!
Przepraszam, że nie przeczytałam wczesniejszych komentarzy, mnie mam wystarczająco czasu na to, mam nadzieję, że nie wetnę się ze swoim komentarzem w niczyją dyskusję.
Chcę się podzielić moim sposobem na porządkowanie swojej tablicy z treści – lekko mówiąc – nieprzydatnych, wręcz szkodliwych.
Nie usuwam ze znajomych osób, z którymi dane mi było kiedyś zawrzeć mniej choćby tylko tę facebookową znajomość, korzystam natomiast z opcji ukrywania na mojej ścianie wiadomości od ludzi, których nie chcę czytać. Nie są to treści obraźliwe, po prostu pozostają poza zakresem moich zainteresowań, niepotrzebnie zabierając mój czas i zaśmiecając „mój facebook”.
Pozdrawiam serdecznie!
Alex
dziękuję za ciekawy i wartościowy post.
Piszesz:
„Zdaję sobie sprawę, że każdy z nas, mnie w to wliczając, popełnia od czasu do czasu różne niezręczności, niemniej tak elementarnych, jak te powyżej łatwo jest unikać, jeśli tylko trochę wczujemy się w sytuację innych ludzi. Co serdecznie Wam polecam.”
w wielu przypadkach wczucie się w sytuację drugiej strony wiele by pomogło w kwestii relacji. Pisałeś o tym „wczuciu się” w swojej książce.
Razi mnie żebranie o lajki.
Świetnie, że o tym wspomniałeś.
MacDom
cześć :)
„Lecz widzę fakt, że jakiś bardziej ciekawszy (według mnie) wpis np. ma zero lajków, a np. jak wstawię zdjęcie swojego psa etc to mam pełno komentarzy, lajków itp. Takie rzeczy ludzie lubią tzn fun itp.
Inne, bardziej wymagające kwestie, nie koniecznie…
Inna sprawa to, że ludzie wiele wpisów widzą ale nie klikają lubie to. Po prostu. ”
ostatnio czytałem o tej „funowej” funkcji Facebooka. Sam staram się wrzucać wartościowe linki i dawno zauważyłem, że np. fotka z biegu (biegam) zbiera więcej lajków niż np. ostatni wpis o jakości mediów w Polsce.
Co do klikania lubię to, to dawno temu jeden z moich znajomych, zresztą czytelnik tego bloga, powiedział mi, że lajki, shary to po prostu forma podziękowania i docenienia dla autora&udostępniającego. Tak jak w normalnym (offline) życiu dziękujesz za daną przysługę. To samo robię w sieci. Znajomemu dziękuję za tą poradę :)
Katarzyna
cześć :)
też tak robię :) Odznaczam po prostu „obserwowanie” takiej osoby i nie mam wpisów od niej. Choć o wiele częściej z tego korzystam przy fanpegach. A na interesujące mnie osoby mam ustawione listy, które przeglądam regularnie.
pozdrawiam serdecznie :) Piotr
Ja np miałem do czynienia z tzw. „zbieraczami znajomych”. Czyli ktoś zamienił ze mną kiedyś gdzieś dwa słowa a potem postanowił dodać mnie na facebooku do znajomych. Akceptowałem bo czemu nie ?
Przy czym po jakimś czasie taka osoba mijając mnie na ulicy nie przejawiała chęci prostego pozdrowienia „hej/cześć” tak jak by mnie nie znała.
W takim przypadku stosowałem usuwanie z kontaktów bez tłumaczenia. Zdarzyło mi się to kilkukrotnie.
Ja co prawda nie używam już Facebooka, dlaczego to oddzielny temat (nie używam żadnych społecznościówek) ale jedna rzecz mnie uderza.
Mianowicie fakt dodania do znajomych implikuje o wiele mocniejszą „znajomość” niż ta znajomość ma miejsce w realnym życiu. Bo najczęściej jest tak, że w realnym życiu zamienimy parę słów raz na jakiś czas, albo znamy się wyłącznie zawodowo, a na Facebook „wiemy” o tej osobie wszystko (większość nie selekcjonuje odbiorców swoich komunikatów jak i nie ma specjalnych oporów przed publikacją większości szczegółów ze swojego życia) i vice versa. Może to powodować moim zdaniem większą „zażyłość” z jednej strony i większą wrażliwość na zmiany w relacjach niż miałoby to miejsce w realnym życiu.
A przeładowanie i „cukierkowatość” Facebooka to inna sprawa, były badania, że wręcz powoduje gorsze samopoczucie użytkowników, gdy widzą te „wspaniałe życie” innych znajomych. To jeden z powodów (innym jest, że po prostu szkoda mi czasu na to) dla którego nie używam go.
Moim zdaniem o wiele lepiej realizować takie internetowe relacje przez grupy tematyczne, jak np. ten blog :-) czy fora (a kto pamięta jeszcze grupy dyskusyjne tzw. USENET). Uważam to za zdrowszą formę niż „przyjaciel/znajomy” na Facebooku. Trochę żałuję, że świat skręcił w tę stronę ale to inna historia.
Przy okazji, czeka u mnie w kolejce do przeczytania „Alone together” Sherry Turkle (był TED talk na ten temat). Polecam posłuchać tego wykładu i poczytać recenzje. Może kogoś ta pozycja zainteresuje.
Przed chwilą znajomy podesłał mi link do tego artykułu oraz do artykułu Justyny i Joasi i cóż, poczułam potrzebę wypowiedzenia się i zadania kilku pytać.
W miniony weekend napisałam do bardzo wielu z moich „znajomych” (prawie 1500 tysiąca osób), że przed kolejną podróżą czuję potrzebę uporządkowania życia osobistego, a w tym również profilu osobistego na FB. Oznacza to, że sprawy zawodowe przenoszę definitywnie na fanpage, a profil osobisty planuję wykorzystywać jedynie do kontaktów z przyjaciółmi i najbliższymi. Nie stawiałam ultimatum, nie chodziło mi o napędzenie ilości lajków, tylko poinformowanie, że doszłam do pewnych wniosków oraz – jeśli ktoś nadal jest zainteresowany „śledzeniem” moich poczynań – wskazaniem, gdzie będę publikować wszelkie przyszłe materiały projektowe.
Byłam świadoma tego, że „odetnę” sobie potencjalnych klientów/sympatyków projektów/pozbędę się kanału marketingu. Jednak w tym momencie dużo ważniejsze było dla mnie moje samopoczucie psychiczne, niż marketing, sprzedaż, rozwój biznesu.
Zaskoczyło mnie to, jak wiele osób, do których się zwróciłam odpisało mi, że doskonale rozumie moje posunięcie. Ba, samo zastanawia się nad podobnymi krokami. Oczywiście, nie wszyscy tak do tego podeszli – zresztą nie tego oczekiwałam.
Zanim zaczęłam projekt Polka potrafi, do „znajomych” na koncie osobistym nie dodawałam nikogo, kto tym znajomym nie był: osób, których nigdy w życiu nie spotkałam, osób, które znałam przelotnie itp. Jednak gdy zaczęłam promować „Polki” mój osobisty profil stał się niejako również profilem promującym projekt, a ja straciłam nad wieloma rzeczami kontrolę.
„Podpatrywałyśmy z Joanną jak się rozwija. Jak jest tu i tam. Wszędzie. Inspiruje. Mobilizuje. Supermenka. Zbierająca nagrody i pochwały. Porywająca swoje słuchaczki.” pisze autorka artykułu na blogu Charmsów Biznesu.
Dokładnie, dla mnie „podpatrywanie” to nie to samo co znajomość, o którą się dba i którą się buduje na gruncie towarzyskim. Ci, którzy byli bliżej mnie (i to bynajmniej nie chodzi o dystans fizyczny) dobrze wiedzą, że cały miniony rok był dla mnie – z wielu powodów – jednym z najcięższych w życiu. Że nie jestem supermenką, nie jestem alfą i omegą, nie jestem wprawnym przedsiębiorcą czy profesjonalnym networkerem. Miałam dni i tygodnie, gdy czułam tak dużą samotność, że nie miałam siły podnieść się z łóżka. Bywało we mnie dużo: bólu, niezrozumienia, stres i poczucie wypalenie. A dookoła kilka osób, które widziały co się dzieje w te „gorsze” dni i które pomagały mi się z tym wszystkim ogarnąć.
Po tym roku doszłam do bardzo wielu różnych wniosków, tak na gruncie biznesowym, jak i osobistym. M.in. do tego, że poczucie, że znam setki osób bardzo często wcale mi nie pomagało, a wręcz przeciwnie – wiem, że mi nie służyło. Również do tego, że nie chcę „kolekcjonować” znajomych i odzywać się do nich jedynie, gdy robię jakiś projekt/potrzebuję pomocy. A dochodziło do sytuacji, gdzie dokładnie w ten sposób spłycałam relacje z ludźmi bliskimi mi od lat. Z drugiej strony, jeśli ktoś będzie chciał ze mną współpracować na gruncie zawodowym, zawsze możemy się komunikować mailowo, telefonicznie, na Skype lub poprzez fanpage. Przecież nikt z nas nie sprowadza relacji i kontaktu międzyludzkiego do tego, czy ma się z drugą osobą na FB, prawda?
Zrozumiałam również, że minimalizm, który w coraz większym stopniu wprowadzam w życie, nie odnosi się jedynie do ilości rzeczy materialnych, które posiadam, ale również do relacji, na których chcę się skupić. Doszłam więc do wniosku: koniec, nie mogę czuć się więźniem tego, że znam wiele osób i że wiele osób mnie zna. Chcę, żeby mój osobisty FB nie był już żadną platformą promocji czy komunikacji z czytelnikami/organizatorami eventów, na jakie jestem zapraszana, a żeby był jedynie platformą do komunikacji z najbliższymi, których nie będę widzieć przez długie miesiące. Czas oddzielić życie zawodowe i projektowe od życia osobistego.
I cóż, nie znając mnie w życiu osobistym i nie mając ze mną relacji, można natychmiast dojść do podobnych wniosków, do jakich Ty tutaj doszedłeś, Alex:
„Znowu mamy sytuację, kiedy ktoś robiąc coś, do czego ma pełne prawo tworzy paskudne wrażenie, że sporo osób było przydatne, dopóki w znaczący sposób podnosiły one „lajkowalność” i popularność właścicielki konta, a teraz „murzyn zrobił swoje – murzyn może odejść”. I to wrażenie powstaje niezależnie od intencji „osoby porządkującej”. Na pewno chcecie budować taki image? Nie mówiąc już o słuszności niemieckiego powiedzenia, że ludzie spotykają się (co najmniej) dwa razy w życiu.”
Tylko to tym bardziej rodzi moje pytanie: po co chcieć utrzymywać „znajomość” z kimś, kogo nie chcę się poznać, czyich motywacji nie chce się zrozumieć?
Zawsze wierzyłam, że budowane relacji opiera się na rozmowie i komunikacji – coś Ci we mnie/moim zachowaniu nie pasuje, powiedz mi o tym. Daj mi znać, jak się czujesz. Pozwól mi wyjaśnić, jak sytuacja wygląda od mojej strony i dlaczego podejmuję dane działania.
Skoro „Nie mówiąc już o słuszności niemieckiego powiedzenia, że ludzie spotykają się (co najmniej) dwa razy w życiu.” – dlaczego jednostronnie opisywać bieg wydarzeń na swoim blogu i straszyć kimś innych, zamiast porozmawiać z daną osobą i zobaczyć, o co tak naprawdę chodzi?
Piszesz o swojej polityce FB; o tym, że niezależnie od tego, jak zmieniłaby się Twoja koncepcja w życiu osobistym lub zawodowym, nikogo nie wyprosisz z grona znajomych na FB. I ok – nikt tego od Ciebie nie wymaga, podobnie jak od nikogo innego.
Skoro jednak twierdzimy, że mamy przyzwolenie na to, żeby inni nie myśleli i nie działali tak jak my, żeby ustawiali własne priorytety, to dlaczego zachowania inne od naszych od razu piętnujemy jako coś złego? Czy każde posunięcie i każde działanie osoby jakkolwiek publicznej/działającej w świecie biznesu musi być oceniane przez pryzmat marketingu i musimy dopisywać do niego kolejne dna?
Jako autorka artykułu na blogu Charmsy Biznesu stwierdzam, że tłumaczenie Magdy jest ludzkie, ale to nie zmienia faktu, że na jej przykładzie uczmy sie na błędach albo przynajmniej bądźmy bardziej uważni. Stając się osobą publiczną, więcej się od nas wymaga. Ba! My sami więcej winniśmy od siebie wymagać. Po poście Magdy jeszcze lepiej rozumiem jej posunięcie ( i argumenty), ale nie wpływa to na moją opinię o błędzie w sztuce komunikacji, który moim zdaniem popełniła ( podkreślam: jest to moja subiektywna opinia nt. działania, a nie na temat osoby). Dlaczego nie założono kolejnego naprawdę osobnego profilu tylko dla przyjaciół i rodziny? Dlaczego ten profil osobisty był dostępny dla 'wszystkich’ kiedy promowała książki, a teraz kiedy 'promocja się dokonała’, to mój status się zmienił? Dlaczego wspomina w swoim poście o marketingu i czy to jest ten marketing za 0 złotych, o którym mówiła? Dla mnie to klasyczna sytuacja kryzysowa związana z komunikacją na FB.Moje priorytety są dla mnie ważne, ale nie realizuję ich za wszelką cenę. Nie byłabym w stanie napisać 1500 takich wiadomości. Nie wiem, czy jedną byłabym w stanie napisać… Jednak każdy ma swoje standardy postępowania, a case studies opisane w poście Alexa wykorzystajmy jako lekcje, aby komunikować się lepiej. To tylko ( i aż!) case studies i nie ma to nic wspólnego z oceną osoby.
@Justyna
1. Dlaczego nie założono kolejnego naprawdę osobnego profilu tylko dla przyjaciół i rodziny?
Minimalizm, o którym wspomniałam, zakłada robienie/tworzenie/bywanie w sieci mniej, nie więcej. Dodatkowo nie widzę powodu, dla którego to ktoś inny („znajomi na FB”, którzy są częściej po prostu osobami, które poznałam, niż które „znam”) miałby mi dyktować to, co robię z moim osobistym (podkreślę) profilem na którejkolwiek z sieci społecznościowych.
2. Dlaczego ten profil osobisty był dostępny dla ‘wszystkich’ kiedy promowała książki, a teraz kiedy ‘promocja się dokonała’, to mój status się zmienił?
Ponieważ 14 miesięcy temu nie miałam tych doświadczeń i przemyśleń, które mam teraz. Pierwszy rok podobnej działalności bardzo wiele uczy i pozwala podejmować decyzje, które są dla nas korzystniejsze (i świadomie piszę dla nas, a nie dla naszych biznesów – najpierw jestem ja i moje życie, potem mój biznes).
3. Dlaczego wspomina w swoim poście o marketingu i czy to jest ten marketing za 0 złotych, o którym mówiła?
O marketingu za 0 złotych napisałaś Ty w swoim poście, ja o tym nic nie wspomniałam.
„To tylko ( i aż!) case studies i nie ma to nic wspólnego z oceną osoby.”
Jak najbardziej popieram asertywność polegającą na stawianiu granic i wyrażaniu tego, za czym stoimy, a za czym nie.
Nie chodzi mi o usprawiedliwianie siebie czy moich działań, ani z drugiej strony o atakowanie Waszego wyciągania lekcji z zachowania innych osób.
Jednak, przynajmniej dla mnie, czym innym jest podanie konkretnego przypadku zachowania, z którym można się spotkać, a które nam nie odpowiada (tak jak to zrobił np. Alex w tym wpisie odnosząc się do zachowania Michała, a nie jego osoby), a czym inne zrobienie z kogoś case study, bez jakiejkolwiek rozmowy z rzeczoną osobą.
Piszesz, że wyrażasz swoją subiektywną opinię nt. działania, a nie na temat osoby, a jednak artykuł tytułujesz moim nazwiskiem, wrzucasz moje zdjęcie i sytuację opisujesz tak, jakbym „polowała” na niektórych ludzi tylko po to, żeby lajkowali treści zamieszczane na moim osobistym koncie i robili promocję moich książek.
Z tego co pamiętam, to Wy dziewczyny na mnie trafiłyście. Nie pamiętam jednak, żebym namawiała Was do lajkowania moich zdjęć, linków czy jakichkolwiek innych treści, które u siebie udostępniałam. Zawsze wydawało mi się, że robimy to w sytuacji, w której coś nam się podoba/w coś wierzymy/coś wspieramy i że robimy to szczerze z naszej potrzeby, a nie drugiego człowieka.
Z jednej strony jest mi przykro, że w ten sposób zrozumiana przez Was została ta sytuacja, a z drugiej strony dzięki temu jeszcze więcej dowiaduję się o sobie i innych.
Nie chcę wywoływać personalnej dyskusji w komentarzach na blogu – od tego zawsze mamy mail lub telefon, chciałam tylko do końca przedstawić mój punkt widzenia w świetle Twojej ostatniej wypowiedzi.
Pozdrawiam wszystkich i życzę owocnych wniosków, w którąkolwiek stronę by nie poszły.
Ja mam inną wizję fb. Zapraszam znajomych i odpowiadam na ich zaproszenia. Nie irytuje mnie kto co komentuję. Dla mnie fb to skarbnica wiedzy o ludziach: ich poglądach, zainteresowaniach, zapatrywaniach. Gdzie można za darmo tyle się nauczyć. Jak ludzie siebie postrzegają i innych. Czy im zazdroszczą czy też wesprą w potrzebie. Jak oceniają ze swego punktu widzenia. Po co wklejać swoje zdjęcia , wynurzać się na forum publicznym i wkurzać komentarzami znajomych lub nieznajomych. To kompletna bzdura według mnie. Dla mnie interesujące jest kto przyjął moje zaproszenie czy je odrzucił. Czym ten człowiek kieruje się w swoim życiu. Jak będę chciała porozmawiać o swoich problemach lub pochwalić się tym co osiągnęłam w życiu to wiem z kim mam o tym rozmawiać. I są sposoby np.: telefon , mail itd.. Natomiast reklama na fb to inna sprawa. Też można czynić cuda. Jak umiejętnie się z niej skorzysta.
To są takie moje wynurzenia proszę o poprawkę według własnego uznania.
Dziękuję Wam za Wasze wypowiedzi. Miałem dziś dwie spore imprezy na w sumie kilkaset osób, a do tego robię jeszcze coś dla klienta. Odezwę się obszerniej jutro
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Nie mam nic do dodania w temacie, ale powiem Ci Alex, że bardzo się cieszę, że znów zacząłeś byś aktywny na blogu. Kiedyś ten blog był dla mnie bardzo ważnym miejscem nie tylko w internetach, ale i ogólnie w życiu.
Mam nadzieję, że teraz znowu do tego wrócę. :)
Pozdrawiam,
PK.
Bardzo ciekawy case. Przedstawię swój pkt widzenia:
Magda
Alex napisał tak;
„Znowu mamy sytuację, kiedy ktoś robiąc coś, do czego ma pełne prawo tworzy paskudne wrażenie, że sporo osób było przydatne, dopóki w znaczący sposób podnosiły one „lajkowalność” i popularność właścicielki konta, a teraz „murzyn zrobił swoje – murzyn może odejść”. I to wrażenie powstaje niezależnie od intencji „osoby porządkującej” :
kluczem tu są słowa „wrażenie” oraz zwrot „niezależnie od intencji”.
Nie mając pełnego oglądu sytuacji, bo mamy to dopiero po Twoim komentarzu, jest spora szansa a Twoje ryzyko, że powstanie wrażenie jw.
Tu powstało, a na dodatek jesteś osobą publiczną, szczególnie obecną w sieci, i zostało to zauważone.
Ten case pokazuje jak trzeba być uważnym w tym co się robi, zwłaszcza w aspekcie komunikacji i relacji.
I jak Justyna napisała, chodzi o:
„ale nie wpływa to na moją opinię o błędzie w sztuce komunikacji, który moim zdaniem popełniła ( podkreślam: jest to moja subiektywna opinia nt. działania, a nie na temat osoby). ” oraz „To tylko ( i aż!) case studies i nie ma to nic wspólnego z oceną osoby.”
Tu chodzi o ocenę działania, nie osąd osoby. Przeczytaj post Alexa http://alexba.eu/2010-02-14/rozwoj-kariera-praca/nie-osadzaj/
i rozróżnienie http://alexba.eu/2010-02-14/rozwoj-kariera-praca/nie-osadzaj/#comment-82064 na początku.
Jeśli w inny sposób rozwiązałabyś tą sprawę, to nie byłoby tego casu.
Prawdopodobnie pomogłoby wczucie się w to jak mogą odebrać to inne osoby. A tak powstało wrażenie niezależnie od Twoich intencji.
Anna Czyz
„Natomiast reklama na fb to inna sprawa. Też można czynić cuda. Jak umiejętnie się z niej skorzysta”
możesz to bliżej wyjaśnić?
pozdrawiam serdecznie, Piotr
A mi się wydaje, że elementem budowania relacji jest jak najbardziej robienie sobie nawzajem przysług, z zastrzeżeniem, że ma to charakter dobrowolny i zasadą give/give/take
@Filip
Czyli nie da się zbudować relacji bez elementu wzajemnych przysług, skoro jest to „element budowy”?
A co powiesz na to, że ja mam dość dojrzałe relacje w których jakoś nigdy nie zdarzyło się zrobić drugiej osobie przysługi i vice versa?
Wychodzę z założenia, że te przysługi są pochodna troski i zainteresowania drugą osobą z nastawieniem na jej priorytety i największe bolączki. To nie matematyka nie ma ścisłych reguł, można i bez tego ale traktuje to jako wspólny kapital. A co jest spoiwem u ciebie Paweł?