Na życzenie kilku Czytelników podyskutujemy sobie o odpowiedzialności. Zacznę od przedstawienia mojego osobistego punktu widzenia, który oczywiście nie pretenduje do bycia prawdą absolutną.
Na samym początku warto ustalić dokładnie o czym będziemy mówić, więc zajrzyjmy do Słownika Języka Polskiego PWN:
2. «przyjęcie na siebie obowiązku zadbania o kogoś lub o coś”
Jak zatem widać, mówiąc o odpowiedzialności mamy do czynienia z dwoma dość różnymi pojęciami.
Zacznijmy może od tego pierwszego znaczenia, pozostawiając przy tym na boku kwestię oczywistej odpowiedzialności prawnej.
Tutaj znowu mamy dwa warianty, które pozwolę sobie omówić oddzielnie:
- Obowiązek moralny odpowiadania za swoje czyny – jestem całkowicie „za” i polecam każdemu przyjęcie takiej postawy w życiu. Zaryzykuję stwierdzenie, że przejęcie odpowiedzialności za nasze działania lub ich brak jest podstawą osiągnięcia trwałego sukcesu. Jego jakość jest przecież w dużym stopniu zależna od tego co robimy!! Mamy co prawda wokół siebie wielu ludzi, którzy zwalają tę odpowiedzialność na partnera, rodzinę, sytuację gospodarczą, rząd, mentalność, brak wykształcenia i wiele innych czynników, z mojego punktu widzenia jest absolutna bzdura wypowiadana przez jednostki cierpiące na syndrom wyuczonej bezradności. Prawdą jest, że trudno byłoby wykazać, iż mamy kontrolę nad wszystkim co nam się przydarza (choć i tu można by przeprowadzić ciekawą dyskusję – ja np. roboczo wychodzę z założenia, że wszystkie wydarzenia w moim życiu są rezultatem mojego postępowania), niemniej bez wątpienia mamy, przynajmniej potencjalnie, kontrolę nad naszymi reakcjami na takie zdarzenia. To jest bardzo ważna sprawa, bo uświadomienie sobie tego natychmiast pozbawia nas wielu wymówek :-)
- Obowiązek moralny odpowiadania za czyjeś czyny – bardzo niechętnie przejmuję odpowiedzialność za czyny innych ludzi, mając przecież tylko bardzo ograniczony wpływ na to, co i w jaki sposób oni robią. Traktując innych jak osoby dorosłe wolę przekazać im zarówno „narzędzia”, jak i odpowiedzialność za to, w jaki sposób i do czego ich używają. Widać to np. na treningach lub na tym blogu, gdzie ciągle podkreślam „nie wierzcie mi na słowo, użyjcie własnego umysłu”. Tak samo jestem bardzo ostrożny w moich rekomendacjach, bo oznacza to też przejęcie pewnej odpowiedzialności za jakość pracy kogoś innego. To powiedziawszy, od czasu do czasu przejmuję odpowiedzialność za czyjeś działania, pod warunkiem, że są to osoby bardzo starannie dobrane.
Teraz możemy przejść do tego drugiego znaczenia słowa odpowiedzialność a mianowicie przejęcie na siebie obowiązku zadbania o kogoś, lub coś.
Tutaj sprawa jest dość prosta, choć znowu występują dwa warianty :-)
- Z dobrego serca przejmujemy obowiązek zadbania o kogoś, kto sam nie jest zdolny zrobić tego w odpowiedni sposób, dla przykładu starsi rodzice czy inni ludzie, którym chcemy pomóc. Ważne jest, abyśmy nie pomagali więcej niż jest to konieczne, inaczej możemy wyrządzić więcej szkody niż pożytku.
- Zawieramy z kimś mniej czy bardziej formalny kontrakt, w myśl którego każda ze stron gotowa jest z czegoś zrezygnować dostarczając drugiej „przedmiot umowy”, w tym my zobowiązujemy się do zadbania o kogoś, lub coś. Dobre porozumienie powinno być win-win, kiedy obie strony wychodzą na nim bardziej „do przodu”, niż gdyby były bez niego. Drugim ważnym elementem takiej umowy jest procedura, którą będzie się stosowało w wypadku, gdyby jedna ze stron chciała się z niej wycofać. Czy nam się to podoba czy nie, żyjemy w czasach szczególnie szybkich zmian i coś, co było doskonałym pomysłem wczoraj, może się okazać ciężką kulą u nogi jutro. Osobiście ani w życiu prywatnym, ani w biznesie nie chcę, aby ktokolwiek robił coś dla mnie wbrew swojemu przekonaniu tylko dlatego, że mamy taką umowę. Trzymanie kogokolwiek na siłę kłóciłoby się z moim poczuciem godności.
W praktyce w tym punkcie powyżej występuje czasem parę problemów, o których należy wspomnieć:
- Często w momencie zawierania porozumienia ludzie boją się, bądź krępują porozmawiać z drugą stroną na temat postępowania w wypadku, gdyby jedna z nich zmieniła zdanie. W takich wypadkach trzeba koniecznie negocjować, tak aby wypracować rozwiązanie, które będzie w miarę fair dla obydwu zainteresowanych.
- Biorąc pod uwagę fakt, że zarówno my, jak i świat wokół nas będzie się zmieniać, bądźcie niezwykle ostrożni i powściągliwi przy przejmowaniu takiego obowiązku zadbania o kogoś, który ewentualnie bardzo trudno będzie potem renegocjować, nawet jeśli bardzo zmienią się okoliczności.
- Czasem inni ludzie nadużywają słowa „odpowiedzialność”, aby manipulować naszymi decyzjami, bądź zachowaniami. W takich wypadkach warto przeanalizować, z którym znaczeniem słowa „odpowiedzialność” mamy do czynienia i zbadać, czy w konkretnej sytuacji ma ono zastosowanie.
- Niechęć do przejęcia obowiązku zadbania o kogoś nie ma nic wspólnego z brakiem odpowiedzialności o ile wcześniej nie zrobiliśmy temu człowiekowi czegoś, co podpadałoby pod pierwszą definicję (obowiązek moralny odpowiadania za swoje czyny). Zarzucanie nam tego jest często stosowanym chwytem manipulacyjnym. Warto zawsze wiedzieć, jaką dokładnie odpowiedzialność przejmujemy, tę informacje klarownie komunikować innym i nie dać sobie wmówić cokolwiek innego. Ta klarowna i uczciwa komunikacja jest ważna, bo jeśli sprawialibyśmy wrażenie, że przejmujemy większą odpowiedzialność, niż to faktycznie ma miejsce to byłoby to bardzo nie w porządku.
Tyle mojego subiektywnego spojrzenia na zagadnienie odpowiedzialności. Z pewnością istnieje wiele subtelności związanych z tym tematem i zawsze możemy podyskutować na ten temat w komentarzach. Zapraszam!
Bardzo ciekawy wpis. Szczególnie zainteresował mnie fragment o „syndromie wyuczonej bezradności”. Znam kilka osób, które narzekają na wiele spraw, ale zmieniać nic nie chcą. Może u nich występuje właśnie taki syndrom?. A i ja sam będę musiał się zastanowić czy w niektórych sprawach nieświadomie nie stosuję tej zasady. Jednak wiedząc o niej, już jestem o krok bliżej od wyleczenia…:-)
Witam,
Dodalbym do tych definicji z PWN pewna kombinacje, ktora wg mnie wystepuje w naturze:
„przyjęcie na siebie obowiązku odpowiadania za czyjeś czyny” / ew. „…za czyny kogos, kto ma obowiazek o cos zadbac”
Jest to jakby wariant pierwszy, ale bez tej moralno-prawnej otoczki.
Chodzi mi o sytuacje zawodowe, gdzie jako przelozony jestem (bez?)posrednio odpowiedzialny za dzialania moich podwladnych – przynajmniej oczekuje sie ode mnie przyjecia tejze odpowiedzialnosci ze wszystkimi konsekwencjami.
W zasadzie nie mialem do tej pory nic przeciwko przyjmowaniu takiej odpowiedzialnosci, a wrecz jestem dumny z tego, ze moi pracownicy moga zazwyczaj miec we mnie oparcie oraz swiadomosc, ze:
a\ nic zlego sie im nie stanie, bo w razie 'wtopy’ nie pokaze ich palcem jako 'winnych’
b\ dbam o to, zeby 'wtopy’ nie bylo (…bo czuje sie odpowiedzialny)
c\ robie jeszcze kilka innych rzeczy w ramach odpowiedzialnosci i nie tylko, ktore jednak teraz nie pasuja do pytania, ktore chce zadac (to na wypadek, gdyby ktos pomyslal, ze pkt. a i b stanowia kompletna liste… :)
Alex pisze, ze pojecie „odpowiedzialnosci” bywa naduzywane w celu manipulowania naszymi decyzjami. Nie wiem, czy tak mozna zinterpretowac powyzszy case.
Jak jest Waszym zdaniem w takim przypadku?
Czy traktowac to jako element „umowy”, ze swiadomoscia negocjowania warunkow?
Czy w ogole przelozony powinien czuc sie „odpowiedzialny”, w rozumieniu ktorejs z definicji PWN, czy tez jest to jakis inny stan ducha niz „odpowiedzialnosc”?
Gdzie sa granice ew. manipulacji?
Pozdr,
Kuba
PS> Jesli moja logika ma jakies powazne dziury, to prosze o wyrozumialosc, bo wczorajszy dzien mi sie przedluzyl o 12h… :)
PS 2> Przyszla mi do glowy regula, ktora wywodzi sie zapewne ze szkolen Alexa i ktora bardzo uzdrowila moje samopoczucie w pracy: „Nie czuj sie odpowiedzialny za rzeczy, na ktore nie masz wplywu” >> to jest chyba dobre uzupelnienie Wariantu A w pkt. 1 wyjasnien Alexa, ze tak sobie pozwole „uzupelnic” :)
Paweł
Poczytałeś ten artykuł w Wikipedii, do którego linkuję? Zwłaszcza tę część o eksperymentach? Naprawdę warto!
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Według mnie z odpowiedzialnością bardzo mocno powiązana jest (powinna być) wolność. Wraz z tym, jak obciążani jesteśmy (godząc się na to) coraz większą odpowiedzialnością powinniśmy dostawać coraz więcej wolności w podejmowaniu decyzji. Pierwsze skojarzenie, to awans. Jeżeli będziemy odpowiedzialni za np. ludzi pracujących w projekcie, a nie będziemy mieli wpływu na wybór tych ludzi, jest to moim zdaniem w pewnym stopniu manipulacja wspomniana we wpisie. Gdy otrzymamy taką wolność odpowiedzialność za wybór jednocześnie motywuję nas do poszukania „best of the best”.
Kuba, potraktuj to jako moją odpowiedź na twoje pytanie.
Miłego dnia życzę
Kuba
Odpowiedzialność przełożonego, o której piszesz to chyba podobna sprawa do przejmowania odpowiedzialności za rekomendowanie kogoś, tyle że w realiach pracy na etacie. Z drugiej strony rzeczywiście między Tobą, a podwładnymi istnieje pewna umowa, która powinna być dotrzymywana, albo renegocjowana. mamy więc przypadek łączący te dwa znaczenia.
Pozdrawiam
Alex
Tak przeczytałem. I choć szkoda mi się zrobiło tych zwierzątek, to rzeczywiście wyniki eksperymentu ciekawe. Cały artykuł jest niezwykle interesujący. Odnośnie postu Kuby o odpowiedzialności wobec pracodawcy, ja również mam takie podejście. I nie wynika ono u mnie w związku z umową. Ja po prostu staram się brać odpowiedzialność za to co i jak czynię.
witam :)
Alexie, ciekawe zagadnienie poruszyłeś – zagadnienie, które od wielu lat jest dla Mnie istotne:). Naszła Mnie osobista refleksja w tym temacie: zauważyłam w Moim najbliższym otoczeniu pewną tendencję, którą próbowano Mnie „nauczyć”, mianowicie powyżej przytoczony „syndrom wyuczonej bezradności” (plus krytyka za Mój „brak odpowiedzialności za Siebie”, gdzie rozsądnym wytłumaczeniem dla nich było zwalanie odpowiedzialności na innych ludzi bądź sytuacje) z jednoczesną próbą nauczenia odpowiedzialności za inne osoby. Działając w taki sposób na płaszczyźnie moralnej, emocjach, wielu ludzi ulega takim „społecznym treningom” o czego efektach można by wiele mówić (nawet książki napisać:) ).
Osobiście jestem „za” odpowiedzialnością za Siebie i własne czyny(lub ich braku), natomiast przejęcie odpowiedzialności za drugą osobę biorę tylko i wyłącznie własnej woli i dobrego serca.
Alex:”Zaryzykuję stwierdzenie, że przejęcie odpowiedzialności za nasze działania lub ich brak jest podstawą osiągnięcia trwałego sukcesu.” całkowicie się z tym zgadzam z tym stwierdzeniem :). Od jakiegoś czasu praktykuję taką postawę i przyznaję, że Moje życie nabrało lepszej jakości :) przy czym nie jest łatwo biorąc pod uwagę stare powracające nawyki, niemniej jest łatwiej po każdym razie, gdy staję w sytuacji wyboru: przejąc odpowiedzialność za Siebie / zrzucić ją na …(drugą osobę, sytuację, pogodę, itd.). Przejęcie odpowiedzialności za Siebie i Swoje postępowanie uwolniło Mnie w dużym stopniu od negatywnych czynników zewnętrznych. Przyjęcie takiej odpowiedzialności dodało Mi odwagi w działaniu, mam wpływ decyzyjny tam gdzie wcześniej nie miałam, jestem bardziej konsekwentna i niezależna od innych (czynników, sytuacji, ludzi).
To na tyle Moich osobistych spostrzeżeń i z niecierpliwością czekam na kolejne Twe posty, Alex :).
pozdrawiam
Odpowiedzialnosc za czyny swoje oraz to co sie ze mna dzieje jest wg mnie synonimem wolnosci. Wiem ze dla niektorych to moze byc dziwne polaczenie ale w moim przypadku dokladnie tak jest, im wiecej wolnosci dzialan i wyborow tym wieksza odpowiedzialnosc za te dzialania (lub ich brak). Mnie taka sytuacja bardzo odpowiada.
Z drugiej strony patrzac na polaczenie odpowiedzialnosci z kierowaniem zespolem, hmm… Tutaj wg mnie konczy sie przyrost wolnosci (bo jakie w zasadzie mamy mozliwosci kierowania dzialaniami calego zespolu ktory opracowuje duzy projekt ?) w stosunku do odpowiedzialnosci za niepowodzenie calego projektu ktorego jestesmy np kierownikiem. Wole juz taka sytuacje gdy wykonuje czynnosci i dopowiadam za ich rezultaty osobiscie.
Kuba, czy w razie „wtopy” ktora bedzie wynikiem niewykonania Twoich polecen lub zaniechania pewnych logicznych dzialan, nadal bedziesz kryl podwladnego?
Pozdrawiam wszystkich
Marcin
„Responsibility is a unique concept… You may share it with others, but your portion is not diminished. You may delegate it, but it is still with you… If responsibility is rightfully yours, no evasion, or ignorance or passing the blame can shift the burden to someone else. Unless you can point your finger at the man who is responsible when something goes wrong, then you have never had anyone really responsible.”
– adm. Hyman G. Rickover, USN ret.
I dwie krótkie ode mnie:
1. Alex – a czy trzymanie „na siłę” Twojego banku aby przestrzegał zobowiązań niekorzystnych dla tegoż banku, a korzystnych dla Ciebie, rówież kłóciłoby się z Twoim poczuciem godności ? ;)
2. Może darujmy sobie stawianie wszędzie Polski jako przykładu negatywnego…?
Piotr
Tak na szybko: Napisałem „Trzymanie kogokolwiek na siłę kłóciłoby się z moim poczuciem godności.” Oznacza to, że jeśli ktoś nie chce dalej ze mną robić „interesu” (wszystko jedno jakiego rodzaju) to mówię „wolna droga”. Nie ma to nic wspólnego w wyegzekwowaniem zobowiązań wynikających z wcześniejszych ustaleń. Czy teraz jest wystarczająco precyzyjnie napisane? :-)
Teraz 2 pytania do Ciebie:
Piszesz:”Może darujmy sobie stawianie wszędzie Polski jako przykładu negatywnego…?”
1) co to ma wspólnego z tym, co napisałem w poście??
2) co chcesz powiedzieć przez „wszędzie”?
Pozdrawiam
Alex
Marcin Szczerbaczuk Says:
„Kuba, czy w razie “wtopy” ktora bedzie wynikiem niewykonania Twoich polecen lub zaniechania pewnych logicznych dzialan, nadal bedziesz kryl podwladnego?”
Jak by sie powaznie nad tym zastanowic, to sprawa „co zrobic” nie jest taka oczywista – przydalby sie dosc rozbudowany kontekst takiej sytuacji, by 'profesjonalnie’ odpowiedziec na to pytanie. Kazdy efekt ma jakas przyczyne, wiec czestym przypadkiem, np. w kontekscie „zaniechania logicznych dzialan”, moze byc chocby ziszczenie sie zasady „shit in – shit out”, czyli kiepski brief od szefa = rownie doskonaly efekt… :)
Jesli ten case potraktujemy wasko jako przyklad zwyklej niesubordynacji i/lub jawnego, nieuzasadnionego partactwa, to zwyklem kierowac sie nastepujacymi zasadami:
– „Chwal publicznie, reprypendy dawaj w cztery oczy” – ergo nie bede (od razu) rozwiazywal tego problemu przed swoim szefem;
– jako manager odpowiadam za efekty pracy swojego zespolu przed moim Szefem, a jego czlonkowie za efekty swojej pracy przede mna – jak moj zespol nawala, to powinienem to zmienic, a nie tlumaczyc sie „slabym ogniwem”, bo za jego istnienie tez de facto odpowiadam;
– nalezy zidentyfikowac co nie zadzialalo i dlaczego oraz usunac przyczyne, m.in. przy pomocy nastepujacej metody z postu Alexa:
http://alexba.eu/2007-05-07/zmiana-ludzie-zachowania/rezultaty-nie-usprawiedliwienia/
:)
Jakie rozwiazanie Ty bys zastosowal?
Pozdrawiam,
Kuba
Cześć,
Jak odnieślibyście się do kwestii odpowiedzialności w przykładowej sytuacji: deweloper sprzedaje mieszkanie kupującemu i poleca temuż kupującemu ekipę, która zajmie się położeniem terakoty w tym mieszkaniu, używając przy tym słów „ręczę za ich solidność”. Czy gdy polecona ekipa wykona swoją prace kompletnie niesolidnie – i nie chodzi tutaj tylko o subiektywne odczucie, ale fakt stwierdzony przez rzeczoznawce – to czy ten deweloper powinine czuć się za to odpowiedzialny?
Oczywiście pytanie nie dotyczy zupełnie kwestii prawnych.
Kuba
Napisałeś: „“Nie czuj sie odpowiedzialny za rzeczy, na ktore nie masz wplywu””
To jest prawdą, pod warunkiem że sam wcześniej takowej odpowiedzialności nie przejąłeś :-) Ten przypadek wcale nie jest tak rzadki, wiele osób przejmuje różnego rodzaju odpowiedzialności „w ciemno”. W takich wypadkach niestety nie należy (przynajmniej moim zdaniem) odwracać się plecami i udawać że nic się nie dzieje. Dlatego przejmując odpowiedzialność wszelkiego rodzaju warto wcześniej dokładnie poinformować się o wszelkich ważnych okolicznościach!
Inez
To pewnie zależy od charakteru człowieka i jego dbałości o własną wiarygodność. Je, jeśli ręczę za kogoś, to jestem gotów do rekompensaty, jeśli okaże się, że obiecywałem zbyt wiele. Właśnie to jest powodem, że bardzo oszczędnie takich rekomendacji udzielam, co ma też tę zaletę, że jak już to robię to wszyscy wiedzą, że ma to przysłowiowe ręce i nogi.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
„Odpowiedzialność to owa przestrzeń w twoim wnętrzu pomiędzy bodźcem a reakcją, w której to przestrzeni zapadają wybory i decyzje.” – F. Covey
Jesteś w pełni odpowiedzialny za uczucia, jakie żywisz
wobec drugiej osoby.
W pełni to znaczy w stu procentach.
Nie w 80-ciu, nie w 99,9%, ale w stu procentach.
Targujesz się.
Mówisz sobie, że druga osoba jest odpowiedzialna za co najmniej połowę twoich uczuć wobec niej.
Nie chcesz brać wszystkiego na siebie.
Żeby bardziej rozmyć odpowiedzialność, twierdzisz, że druga osoba WZBUDZA w tobie uczucia, a ty, biedna sierotka, tylko je odczuwasz.
Faktem pozostaje jednak, że to ty żywisz swe uczucia.
Pewien gwałciciel twierdził, że to kobiety były odpowiedzialne za to, że je napadał, ponieważ miały w sobie coś, co go prowokowało…
Wszystko to unik od odpowiedzialności,
próba wywinięcia się od niej,
walka o prawo do obwiniania innych za własne postępowanie
i doskonała wymówka, by pozostawać w roli ofiary…
To nic, że kardynał Wyszyński powiedział:
„Jesteś odpowiedzialny za uczucia, które wzbudzasz w innych.”
W domyśle uważasz, że słowa te odnoszą się do twego adwersarza.
Czy sądzisz, że zwalnia cię to z twojej odpowiedzialności za siebie?
A ja ci powiadam, że jesteś w pełni odpowiedzialny, jeżeli pozwoliłeś się drugiemu oswoić.
Tak, ty.
On jest odpowiedzialny za coś innego, lecz z pewnością nie za to, że pozwoliłeś…
że stworzyłeś sobie nadzieje i oczekiwania…
Wiem, że nie brzmi to przyjemnie,ale
to ty jesteś odpowiedzialny za to wszystko.
To nic, że Lis z „Małego Księcia” powiedział, że „odpowiedzialny za ciebie jest ten, który cię oswoił”…
Chciałbyś wykorzystać tę „lisią” wypowiedź jako alibi dla poczynań,
za które nie masz ochoty odpowiadać?
„Za każdym razem, gdy przyłapuję się na wytykaniu komuś jego odpowiedzialności, spuszczam głowę i robi mi się głupio. Uświadamiam sobie bowiem, że to sztuczka mojego strachu, który chce się wymigać od odpowiedzialności.”
– autor nieznany
pozdrawiam
Ciekawy artykuł – zaciekawiła mnie najbardziej definicja wrodzonej bezradności z Wikipedii. Czy mógłbyś ten temat trochę rozwinąć w następnych artykułach?
PS: Czy masz chwilę na kontakt przy pomocy Skype, Alex? Wysłałem wiadomość do Ciebie i jak na razie nie odebrałem najmniejszych oznak życia po drugiej stonie. (może jesteś taki zajęty)
Ja w swoim życiu tłumaczę sobie odpowiedzialność, jako „zdolność do odpowiedzi”, bo bardzo podobało mi się, co na ten temat pisał Stephen Covey w „7 nawykach…”.
Dla tych co nie znają tej interpretacji słowa odpowiedzialność. Angielskie „responsibility” pochodzi od „respons ability”, czyli na nasze „zdolność do odpowiedzi”. I tym jest dla odpowiedzialność.
Potrafię odpowiadać na rzeczy, które przydarzają mi się w życiu, chociażby swoją postawą, emocjami, jeśli nie słowami lub czynami.
Bellois
Napisałeś:”Potrafię odpowiadać na rzeczy, które przydarzają mi się w życiu, chociażby swoją postawą, emocjami, jeśli nie słowami lub czynami.”
To jest bardzo dobrze, tylko jak u Ciebie wygląda w praktyce odpowiadanie za swoje czyny?
Pozdrawiam
Alex
Seba
Cytowałeś z Małego Księcia: „“odpowiedzialny za ciebie jest ten, który cię oswoił”…”
Co powiesz na to, aby w takim razie nikogo nie oswajać, lecz pozwolić mu pozostać takim, jakim jest i chce być?
Alex
Witajcie,
Bardzo ciekawa dyskusja – szczególnie dla mnie pouczający jest dialog Kuby i Marcina Szczerbaczuka.
Uważam, że odpowiedzialność to gotowość poniesienia konsekwencji wynikłych z własnych poczynań. „Konsekwencje” to wg. mnie odpowiednio mniej lub bardziej optymalne warunki na wejściu do nowego „procesu/ów”.
Mam tu na myśli również drobne sprawy.
Tak więc jeśli staram się wymóc na kimś „coś” po znajomości,
lub też po prostu zaparkować samochód w zabronionym miejscu dając „napiwek” „parkingowemu”, to powinienem przyjąć „z pokorą”, że kiedyś ktoś zaparkuje na moim imiennym miejscu lub „wygryzie” mnie używając np. rodzinnych koligacji.
Wtedy nie powinienem złorzeczyć tylko przyjąć ten feedback na który quazi-zapracowałem ;)
To oczywiście tylko abstrakcyjne przykłady i nie należy ich ze mną łączyć ;)
Pozdrawiam
Wojtek Szywalski
p.s nigdy się nad tym nie zastanawiałem ale właśnie do mnie „dotarło”, że słowo ‘konsekwencje’ ma chyba zbyt negatywny wydźwięk w naszym języku.
Bo widzisz Alex, jeżeli zdefiniujesz odpowiedzialność jako obowiązek, ciężar albo coś narzuconego przez otoczenie – z pewnością nie doda Ci skrzydeł.
Kiedyś tego nie dostrzegałem, ale dziś wiem, że bardzo wiele zależy od tego jak definiujemy różne rzeczy, co przez nie rozumiemy, jak interpretujemy.
Może to głupie – wszak słowa nie są tym, co oznaczają – a jednak słowa, jakimi definiujesz odpowiedzialność mają moc… Możesz ujrzeć w niej błogosławieństwo lub przekleństwo.
Bardzo podoba mi się podejście NLP do odpowiedzialności. To, co otrzymujesz, jest informacją zwrotną na temat tego, co robisz i co komunikujesz. Zacznij robić co innego, a zbierzesz inne rezultaty. To wypowiedziane innymi słowami prawo zasiewu i zbioru.
Moim zdaniem przyjmowanie konsekwencji, to swego rodzaju peryferie odpowiedzialności. Najważniejszy jej aspekt to moment podejmowania wyboru – świadomość jakie nasienie wrzucasz w glebę i co z danego nasienia wyrośnie. To jest odpowiedzialność. W tym momencie ważą się Twoje losy, tu decyduje się jakie owoce będziesz zbierał. Przyjmowanie konsekwencji, to już bułka po obiedzie – nie robimy łaski, że je przyjmiemy.
Chciałem, żebyś nawiązał do mentalności ofiary, która ni mniej, ni więcej polega na przypisywaniu odpowiedzialności za własne życie innym ludziom, Bogu, szatanowi, pechowi, zbiegom okoliczności, brzydkiej pogodzie i bóg wie jeszcze czemu.
Chciałem z Ciebie wydobyć, że alternatywa jest jedna: albo podejmujemy odpowiedzialność za swe życie, albo odgrywamy rolę ofiary.
Warto też napomknąć o myleniu poczucia odpowiedzialności z poczuciem winy, bo dla wielu ludzi jest to jedno i to samo.
Nie chcę się już rozpisywać na ten temat, może Ciebie naciągnę na kilka zdań o tym.
Na koniec chciałem jeszcze podać jedną z moich prywatnych definicji odpowiedzialności.
Odpowiedzialność to takie cóś, za pomocą czego mogę kierować moim życiem oraz tworzyć konsekwencje, które mnie zaniosą dokąd ja chcę.
Odpowiedzialność to nic innego, jak zdolność podejmowania mądrych wyborów.
Pozdrawiam Cię Alex i Twoich przyjaciół.
Gdybyś mógł się odnieść do moich słów, byłbym rad.
Seba
Seba
Napisałeś:” jeżeli zdefiniujesz odpowiedzialność jako obowiązek, ciężar albo coś narzuconego przez otoczenie ”
W jednym zdaniu powiedziałeś kilka całkiem różnych rzeczy :-)
Uporządkujmy to:
1) zgodziłem się z koncepcją moralnego odpowiadania za swoje działania
2) zaakceptowałem odpowiedzialność jako przejęcie na siebie obowiązku zadbania o coś, lub kogoś w ramach dwustronnej umowy, albo dobrowolnych działań dla dobra innych
3) nigdzie nie akceptowałem odpowiedzialności, jako czegoś narzuconego przez otoczenie
Biorąc powyższe pod uwagę niestety nie zgadzam się z Tobą, że tak rozumiana odpowiedzialność nie dodaje mi skrzydeł. Dlaczego tak miałoby być? Przejmuję to przecież dobrowolnie i mam siłę, aby to przeprowadzić. To jest budujące odczucie, przynajmniej dla mnie.
W NLP dokładnie jest „your communication is the response you get”, co oznacza, że rzeczywiście odpowiedzialność za rezultaty szeroko rozumianej komunikacji z innymi. Można to rozszerzyć na rezultaty wszelkich działań, które podejmujemy, tak samo jak i w wypadku zaniechań. Pisałem o tym gdzieś powyżej.
Piszesz dalej: „Moim zdaniem przyjmowanie konsekwencji, to swego rodzaju peryferie odpowiedzialności. Najważniejszy jej aspekt to moment podejmowania wyboru ”
Już w momencie wyboru powinieneś być świadom możliwych konsekwencji i gotów je ponieść, też w przypadku tzw. „worst case”. To nie jest bułka po obiedzie, to składnik pierwszego dania!!
O mentalności ofiary wspominałem linkując do Wikipedii. Podane tam eksperymenty powinny większości Czytelników dać bardzo wiele do myślenia.
Wspominasz:”alternatywa jest jedna: albo podejmujemy odpowiedzialność za swe życie, albo odgrywamy rolę ofiary”
Tutaj zgadzam się z Tobą w 100%
Co do mylenia przez ludzi odpowiedzialności z poczuciem winy, to właśnie dlatego podałem na początku dokładną definicję tej pierwszej. To chyba powinno wystarczyć większości Czytelników.
Nie całkiem mogę się podpisać pod Twoją definicją odpowiedzialności i to już w pierwszym zdaniu. Piszesz. „Odpowiedzialność to takie coś, za pomocą czego mogę kierować moim życiem …”
Czy to nie jest tak, że naszym życiem efektywnie kierujemy poprzez podejmowanie konkretnego działania? Wszystko wcześniej, to tylko teoretyczne dywagacje.
Tak samo odpowiedzialność dla mnie to też odpowiadanie za wybory, które nie były wcale takie mądre (a komu się takowe nie zdarzają?)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex, piszesz:
„To jest bardzo dobrze, tylko jak u Ciebie wygląda w praktyce odpowiadanie za swoje czyny?”
Dla mnie odpowiadanie za swoje czyny to udzielanie dobrej odpowiedzi na zdarzenia wynikłe z moich czynów.
Bellois
Moje pytania wynikają z chęci lepszego zrozumienia.
Jakie jest u Ciebie kryterium tej „dobroci” odpowiedzi? Po czym rozpoznam że odpowiedź jest dobra? (tutaj wychodzi ze mnie NLP-owski metamodel języka :-))
Pozdrawiam serdecznie
Alex
„Zacznę od przedstawienia mojego osobistego punktu widzenia, który oczywiście nie pretenduje do bycia prawdą absolutną.” – Alex się tłumaczy – no nie :)
Przeczytałem wszystkie posty i mam pewien niedosyt co do kierunku w którym poszły rozważania. Wydaje mi się, że wszyscy za wyjątkiem Seby poszli ku biznesowym aspektom odpowiedzialności, omijając sferę prywatną.
Proponując Alexowi temat, podświadomie spodziewałem się, że wzbudzi on większe emocje związane ze zdarzeniami z prywatnego życia, które stawiały nas w sytuacji być albo nie być i w których odpowiedzialność odgrywała dużą rolę. Nie wszystko czego doświadczamy w realnym życiu jest sterylnym kejsem :) i jakoś nie przekonują mnie oświadczenia z powyższych postów, że ja to w takiej a takiej sytuacji kieruję się tym i tym itd. Myślę. że często są to nasze pobożne życzenia a w rzeczywistości w życiu prywatnym działamy tak jak na to pozwolą nam nasze własne emocje. Oczywiście powiększanie sfery samoświadomości sprzyja bardziej logicznym reakcjom ale niewiele osób jest tak świadomych by być w stanie przeprowadzić tak szybką analizę dziejącego się właśnie zdarzenia, by być w stanie określić jego daleko idące skutki oraz to czy możemy wziąć odpowiedzilnośc za to co właśnie robimy (pomijam oczywiście sytuacje na które w jakiś sposób się przygotowujemy i mamy czas na wcześniejsze przemyślenia).
cdn.
pozdrawiam – Marcin
Dobra – adekwatna do sytuacji i zaistniałych okoliczności :-D
Bellois
Ale mi uciekasz :-)
„adekwatna” jest znowu wyrażeniem, pod którym każdy będzie rozumiał coś innego :-)
gdybym chciał być jak Bellois to po czym rozpoznałbym, że dana odpowiedź jest adekwatna do sytuacji?
Czy „Adekwatna” w rozumieniu Belloi to nie synonim „Dobra”? – Czyli fizycznie rzecz ujmując energetycznie najbardziej korzystna dla niego samego – i/lub jego otoczenia? Można oczywiście przyczepić się do definicji słowa ” korzystna „ ;)
Poprawcie mnie jeśli moje rozumowanie jest błędne.
Pozdrawiam
„Zacznę od przedstawienia mojego osobistego punktu widzenia, który oczywiście nie pretenduje do bycia prawdą absolutną.” – Alex się tłumaczy – no nie :)
Przeczytałem wszystkie posty i mam pewien niedosyt co do kierunku w którym poszły rozważania. Wydaje mi się, że wszyscy za wyjątkiem Seby poszli ku biznesowym aspektom odpowiedzialności, omijając sferę prywatną.
Proponując Alexowi temat, podświadomie spodziewałem się, że wzbudzi on większe emocje związane ze zdarzeniami z prywatnego życia, które stawiały nas w sytuacji być albo nie być i w których odpowiedzialność odgrywała dużą rolę. Nie wszystko czego doświadczamy w realnym życiu jest sterylnym kejsem :) i jakoś nie przekonują mnie oświadczenia z powyższych postów, że ja to w takiej a takiej sytuacji kieruję się tym i tym itd. Myślę. że często są to nasze pobożne życzenia a w rzeczywistości w życiu prywatnym działamy tak jak na to pozwolą nam nasze własne emocje. Oczywiście powiększanie sfery samoświadomości sprzyja bardziej logicznym reakcjom ale niewiele osób jest tak świadomych by być w stanie przeprowadzić tak szybką analizę dziejącego się właśnie zdarzenia, by być w stanie określić jego daleko idące skutki oraz to czy możemy wziąć odpowiedzilnośc za to co właśnie robimy (pomijam oczywiście sytuacje na które w jakiś sposób się przygotowujemy i mamy czas na wcześniejsze przemyślenia).
cdn. niebawem
pozdrawiam – Marcin
MarcinS
Ciekawe jakimi drogami doszedłeś do interpretacji, że moje otwierające zdanie jest tłumaczeniem się :-)
Muszę też zaprotestować, jeśli twierdzisz że wszyscy za wyjątkiem Seby poszli w kierunku aspektów biznesowych. Czytałeś dokładnie mój post i komentarze?
Zgadzam się z Tobą, że „nie wszystko w życiu jest sterylnym kejsem” (Shrew słusznie poprawiłaby to ostatnie słowo na „przypadkiem” :-)), tylko, wracając do angielskiego pytam: „what is your point?”
Zgadza się też, że większość ludzi większość czasu spędza na autopilocie, stąd też na całym blogu możesz spotkać zalecenia „zastanów się nad tym co robisz”
Z zainteresowaniem przeczytam po południu Twój cdn. teraz idę na miasto :-)
Pozdrawiam
Alex
Alex, adekwatna odpowiedź to dla każdego co innego w różnych sytuacjach życiowych. A Ty mnie tu o dokładne definicje pytasz :)
Witajcie,
W temacie odpowiedzialności również i ja wrzucę kilka zdań, głównie dlatego, że temat ogólnie jest przerabiany przeze mnie od x czasu i bynajmniej nie chodzi mi o samo podejście do odpowiedzialności, które już dawno mam wykształcone, lecz o sytuacje, w których odpowiednio należałoby zareagować.
Wewnętrzne poczucie kontroli łączy się z omawianą tu odpowiedzialnością, bo czyż nie jest tak, że decydując się na pewną opcję z naszego drzewka decyzyjnego, to my decydujemy o wyniku i godzimy się (mamy świadomość) jednocześnie na ten najmniej satysfakcjonujący wariant w przypadku plamy? No może nie wszyscy się ze mną zgodzą, ponieważ np. wciąż panuje nieświadomość i syndrom patrzenia przez różowe okulary;), jednakże chciałam zauważyć, że przyjmowanie na siebie odpowiedzialności pozwala nam nie być takimi owieczkami, które ślepo podążają za swoim pastuchem i jak w Alchemiku (chyba, ?) do ostatniej chwili (nawet krwawej rzezi) ufać swemu przewodnikowi (czyt. przeznaczeniu, innym ludziom, innym zewnętrznym okolicznościom. etc). Tylko czemu to nie jest takie łatwe? Z pewnością ze względu na to, że czasem trzeba stanąć w oko w oko z samym sobą i przyznać się do upadku, słabości, partactwa, a to o wiele trudniejsze, niż jakaś słaba, wskakująca na sferę emocjonalną wymówka udzielona przełożonemu.
Szczerze mówiąc Alexie ja dość często zastanawiam się na ile ja osobiście odpowiadam za wszystko, co mi się przydarza. Zawsze sobie tłumaczyłam, że w każdym aspekcie to ode mnie zależy gdzie, jak, kiedy pójdę, co osiągnę, jednakże często też zastanawiam się czy oby na pewno tak jest ze wszystkim? W przypadku zrzucania odpowiedzialności wyuczamy w sobie postawę, że cokolwiek zrobimy, to i tak będzie tak, jak miało być – los, inni ludzie, etc. A czy w postawie – wszystko ja, ja, ja nie będzie odwrotnie? Dla przykładu podam tutaj pracę w grupie, gdzie różne osoby odpowiadają za pewne działania, które składają się na całość. Poruszam to iście prywatnie, ponieważ już od najmłodszych lat miałam problem z dzieleniem odpowiedzialności na wielu i jednocześnie przez dłuższy czas walczyłam z postawą „ja chcę sama”, ponieważ w taki sposób byłam w stanie kontrolować i doprowadzać do efektu, na jakim mi zależało.
Nadal pozostaję z myślą, że ode mnie wiele zależy, jednak nie wszystko;) Popatrzmy np. na partnera życiowego (to tak troszku po wpisie MarcinaS) – czy jeśli nam nie wyszło w życiu we dwoje, to tylko ja ponoszę odpowiedzialność za to? Bo mało poświęcałam czasu, bo miałam problem z mówieniem o swoich oczekiwaniach, bo jestem ekstrawertykiem, bo mam blond włosy, bo jestem asertywna, bo nie potrafiłam… To chyba nie do końca tak działa, w takich sytuacjach odpowiedzialność jest po obu stronach – ja coś…., a tamta osoba coś… i dlatego to, co było pomiędzy nami na dłuższa metę się nie sprawdziło. Wiem, że przedstawiona powyżej odpowiedź na pytanie: dlaczego wielu parom nie wychodzi, jest potraktowana dość górnolotnie, jednak po moich teraźniejszych doświadczeniach w stolicy (to wcale nie jest atak na Warszawiaków/ Warszawianki;)) odnoszę wrażenie, że wiele osób może zrzucać odpowiedzialność za niepowodzenia w związku na drugą stronę – „bo ona/ on coś”, nie zastanawiając się, że może „to moje” nie jest dobrą konfiguracją z „tym jej”. Jest niekompatybilne, czy właśnie jeszcze niekoniecznie dobrze skonfigurowane. „Te moje i te jej” nie pasuje i razem niekoniecznie chcemy dochodzić do wspólnego (najlep. win-win), które byśmy zaakceptowali, więc to nie jest dobry system, nie jest przyszłościowy. I w tym wypadku to my we dwoje ponosimy odpowiedzialność za ten wybór, ponieważ nam się nie chce, bo wierzymy, ze znajdziemy lepsze „to jej/jego”, lub jeszcze z wielu innych powodów.
Równie istotnym w tym temacie jest poruszona przez Alexa manipulacja i próby zrzucenia swojej odpowiedzialności na innych. Tutaj posłużę się doświadczeniem ze swojego podwórka:) To nie jest wcale takie łatwe, by czasem nie ulec, ponieważ sama jestem tego przykładem, prawie przykładem:), a już przed tym doświadczeniem doskonale wiedziałam jakie jest moje podejście w tym aspekcie. Sprawa była istotna, dotyczyła pewnych zobowiązań, w które kiedyś i ja byłam zaangażowana, lecz już jakiś dłuższy czas nie miałam z tym nic wspólnego – wszystko oddane, zdane, etc. Jako, że posiadałam jeszcze bardzo emocjonalny stosunek do tego, co się wydarzyło, podejrzewam, że łatwo było mnie wprowadzić na wody emocjonalnego odbioru sprawy, manipulacji i poczucia odpowiedzialności, pomimo, że odpowiedzialność teraz nie była po mojej stronie. Przez dłuższą chwilę trwałam sobie właśnie na takich wodach, że to ja muszę załatwić, bo wiem o tym dużo i kiedyś to prowadziłam, dopóki moja przyjaciółka nie zwróciła mi uwagi, w jakie emocjonalne bagno weszłam i tak pomału zaczęłam zmieniać kierunek i swoją perspektywę. Na pewno podejrzewacie, że osoba wprowadzająca mnie w takie zobowiązania długo walczyła, by jej się udało, jednak ja zrzuciłam całą odpowiedzialność za decyzję i rozwiązanie sprawy na nią, a może nie zrzuciłam, lecz pokazałam, że tak naprawdę nie widzę powodów, bym przyjmowała odpowiedzialność w tym temacie na siebie.
Pozdrawiam ciepło,
Aleksandra Mroczkowska
nota bene – Alex mi również stronka zrobiła psikusa i skasowała połączenie, ale może to zasługa wstawienia nowego postu w tym samym czasie?
Aleksandra Mroczkowska poinformowała mnie o znikaniu wpisywanych komentarzy i poprosiła o wstawienie poniższego tekstu. Aleksandra, bardzo przepraszam za ten problem techniczny, pracujemy nad tym.
________________________________________________________________
Witajcie,
W temacie odpowiedzialności również i ja wrzucę kilka zdań, głównie dlatego, że temat ogólnie jest przerabiany przeze mnie od x czasu i bynajmniej nie chodzi mi o samo podejście do odpowiedzialności, które już dawno mam wykształcone, lecz o sytuacje, w których odpowiednio należałoby zareagować.
Wewnętrzne poczucie kontroli łączy się z omawianą tu odpowiedzialnością, bo czyż nie jest tak, że decydując się na pewną opcję z naszego drzewka decyzyjnego, to my decydujemy o wyniku i godzimy się (mamy świadomość) jednocześnie na ten najmniej satysfakcjonujący wariant w przypadku plamy? No może nie wszyscy się ze mną zgodzą, ponieważ np. wciąż panuje nieświadomość i syndrom patrzenia przez różowe okulary;), jednakże chciałam zauważyć, że przyjmowanie na siebie odpowiedzialności pozwala nam nie być takimi owieczkami, które ślepo podążają za swoim pastuchem i jak w Alchemiku (chyba, ?) do ostatniej chwili (nawet krwawej rzezi) ufać swemu przewodnikowi (czyt. przeznaczeniu, innym ludziom, innym zewnętrznym okolicznościom. etc). Tylko czemu to nie jest takie łatwe? Z pewnością ze względu na to, że czasem trzeba stanąć w oko w oko z samym sobą i przyznać się do upadku, słabości, partactwa, a to o wiele trudniejsze, niż jakaś słaba, wskakująca na sferę emocjonalną wymówka udzielona przełożonemu.
Szczerze mówiąc Alexie ja dość często zastanawiam się na ile ja osobiście odpowiadam za wszystko, co mi się przydarza. Zawsze sobie tłumaczyłam, że w każdym aspekcie to ode mnie zależy gdzie, jak, kiedy pójdę, co osiągnę, jednakże często też zastanawiam się czy oby na pewno tak jest ze wszystkim? W przypadku zrzucania odpowiedzialności wyuczamy w sobie postawę, że cokolwiek zrobimy, to i tak będzie tak, jak miało być – los, inni ludzie, etc. A czy w postawie – wszystko ja, ja, ja nie będzie odwrotnie? Dla przykładu podam tutaj pracę w grupie, gdzie różne osoby odpowiadają za pewne działania, które składają się na całość. Poruszam to iście prywatnie, ponieważ już od najmłodszych lat miałam problem z dzieleniem odpowiedzialności na wielu i jednocześnie przez dłuższy czas walczyłam z postawą „ja chcę sama”, ponieważ w taki sposób byłam w stanie kontrolować i doprowadzać do efektu, na jakim mi zależało.
Nadal pozostaję z myślą, że ode mnie wiele zależy, jednak nie wszystko;) Popatrzmy np. na partnera życiowego (to tak troszku po wpisie MarcinaS) – czy jeśli nam nie wyszło w życiu we dwoje, to tylko ja ponoszę odpowiedzialność za to? Bo mało poświęcałam czasu, bo miałam problem z mówieniem o swoich oczekiwaniach, bo jestem ekstrawertykiem, bo mam blond włosy, bo jestem asertywna, bo nie potrafiłam… To chyba nie do końca tak działa, w takich sytuacjach odpowiedzialność jest po obu stronach – ja coś…., a tamta osoba coś… i dlatego to, co było pomiędzy nami na dłuższa metę się nie sprawdziło. Wiem, że przedstawiona powyżej odpowiedź na pytanie: dlaczego wielu parom nie wychodzi, jest potraktowana dość górnolotnie, jednak po moich teraźniejszych doświadczeniach w stolicy (to wcale nie jest atak na Warszawiaków/ Warszawianki;)) odnoszę wrażenie, że wiele osób może zrzucać odpowiedzialność za niepowodzenia w związku na drugą stronę – „bo ona/ on coś”, nie zastanawiając się, że może „to moje” nie jest dobrą konfiguracją z „tym jej”. Jest niekompatybilne, czy właśnie jeszcze niekoniecznie dobrze skonfigurowane. „Te moje i te jej” nie pasuje i razem niekoniecznie chcemy dochodzić do wspólnego (najlep. win-win), które byśmy zaakceptowali, więc to nie jest dobry system, nie jest przyszłościowy. I w tym wypadku to my we dwoje ponosimy odpowiedzialność za ten wybór, ponieważ nam się nie chce, bo wierzymy, ze znajdziemy lepsze „to jej/jego”, lub jeszcze z wielu innych powodów.
Równie istotnym w tym temacie jest poruszona przez Alexa manipulacja i próby zrzucenia swojej odpowiedzialności na innych. Tutaj posłużę się doświadczeniem ze swojego podwórka:) To nie jest wcale takie łatwe, by czasem nie ulec, ponieważ sama jestem tego przykładem, prawie przykładem:), a już przed tym doświadczeniem doskonale wiedziałam jakie jest moje podejście w tym aspekcie. Sprawa była istotna, dotyczyła pewnych zobowiązań, w które kiedyś i ja byłam zaangażowana, lecz już jakiś dłuższy czas nie miałam z tym nic wspólnego – wszystko oddane, zdane, etc. Jako, że posiadałam jeszcze bardzo emocjonalny stosunek do tego, co się wydarzyło, podejrzewam, że łatwo było mnie wprowadzić na wody emocjonalnego odbioru sprawy, manipulacji i poczucia odpowiedzialności, pomimo, że odpowiedzialność teraz nie była po mojej stronie. Przez dłuższą chwilę trwałam sobie właśnie na takich wodach, że to ja muszę załatwić, bo wiem o tym dużo i kiedyś to prowadziłam, dopóki moja przyjaciółka nie zwróciła mi uwagi, w jakie emocjonalne bagno weszłam i tak pomału zaczęłam zmieniać kierunek i swoją perspektywę. Na pewno podejrzewacie, że osoba wprowadzająca mnie w takie zobowiązania długo walczyła, by jej się udało, jednak ja zrzuciłam całą odpowiedzialność za decyzję i rozwiązanie sprawy na nią, a może nie zrzuciłam, lecz pokazałam, że tak naprawdę nie widzę powodów, bym przyjmowała odpowiedzialność w tym temacie na siebie.
Pozdrawiam ciepło,
Aleksandra Mroczkowska
„
[b]@Alex[/b]
„Wszędzie” = ostatnie może 10 wpisów… a także komentarzy do tych i innych.
Z ich lektury można wyciągnąć wniosek, że w Polsce (i tylko tu) jest wszystko co najgorsze. Co – jak pisałem w wątku o edukacji – jest oczywistą nieprawdą. No, ale po prostu modnie jest twierdzić że „realia złe”, że „kastraci”, że „oszustwo”, że „wyuczona bezradność”. Ja rozumiem, że moda i w ogóle… n
[b]@Kuba[/b]
” “Chwal publicznie, reprypendy dawaj w cztery oczy” ”
– to wyjątkowo kontproduktywne podejście. Sankcjonuje przewinienia i nie daje innym punktu odniesienia co do pewnych działań. Uczciwa, zasłużona, konkretna reprymenda to ważny składnik sprzężenia zwrotnego. Jej upublicznienie znacząco zwiększa jej kategorią wagową – dlatego też powinno być stosowane po zastanowieniu i z umiarem. Ale nie wykluczane z definicji !
Piotr
proszę o konkretne cytaty, na podstawie których napisałeś wcześniej:
„2. Może darujmy sobie stawianie wszędzie Polski jako przykładu negatywnego…?”
Pozdrawiam
Alex
[b]@Alex[/b]
Służę uprzejmie. Z pamięci (bo czas w Kafe goni :/ ) – będzie później dokładniej (Sam bez problemu będziesz mógł w międzyczasie odnaleźć więcej.):
Z Twoich:
Wpis o podległości : „duszne polskie obyczaje”
Określnie polskiego systemu edukacji (szczególnie zaocznej) „oszustwem” (kilka miesięcy temu).
Z komentarzy innych (nie pisałem tylko o Twoich wypowiedziach, przypominam):
Z wątku o odczłowieczaniu : porównanie Policji do hitlerowców. Dziwnym trafem, nie zmoderowane…
Piotr
Musisz przyznać, że jak na Twoje stwierdzenie „wszędzie” to trochę cienko z tymi popierającymi je przykładami. Weź do tego jeszcze pod uwagę fakt, że piszemy tutaj jako Polacy dla Polaków, więc np. moje krytyczne uwagi do systemu szkolnictwa w Niemczech, czy wyhodowanej socjalem pasywności sporej części tutejszego społeczeństwa nie miałyby dla Czytelników większego znaczenia praktycznego.
Napisałeś też: „Z wątku o odczłowieczaniu : porównanie Policji do hitlerowców. Dziwnym trafem, nie zmoderowane…”
Podaj proszę konkretny link do komentarza. na całej stronie nie znalazłem nawet stringu „hit” nie mówiąc już o „hitlerowiec”
Pozdrawiam
Alex
@Alex.
Były 2, wg. zamówienia. Oczywiście mogę wskazać więcej, ale to ostatecznie subiektywny osąd, w dodatku będącego w wyraźnej mniejszości.
Owszem, przyznaję (bez bicia!). Kiedy trafiłem na ten blog, pisywało się tu inaczej.
Przeszukałem stronę po „roz*” – faktycznie, nie ma. Gotów jestem odszczekać pod stołem, ale jestem pewien, że było – stąd, że jestem przeczulony na takie analogie. Podobnie jak (choć w nieporównanie mniejszym stopniu) na objawy „dyskryminacji za mundur”.
Pozdrawiam, Piotr
Piotrze
Jest całkowicie OK jeśli coś na tym blogu nie odpowiada Ci. Wtedy proszę o konkretne przykłady, na temat których będzie można podyskutować.
To z hitlerowcami przeczytałeś zapewne gdzieś indziej, nie na tym blogu. Ja w komentarzach Czytelników niczego nie zmieniam, średnio raz na 3 miesiące jestem zmuszony zatrzymać jakiś w całości, ale na pewno ich nie edytuje, chyba że zostanę poproszony przez autora. Jedynym wyjątkiem jest jeśli ktoś napisze komentarz podając jako nick nazwę strony lub produktu z linkiem do niej. Wtedy zazwyczaj wywalam link (zdarzyło się chyba ze 2 razy od początku istnienia blogu)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Aleksie mam nadzieję że napiszesz jakiś artykuł na temat „wyuczonej bezradności”, jak sobie z nią radzić, oraz o budowaniu poczucia własnej wartości. Podobno sam to przeszedłeś, więc na pewno sporo wiesz na ten temat (a na pewno to pomoże innym).
Pozdrawiam
Tomek
Z tym blogiem tak jest, że gdy wydaje mi się, że przeczytałam tu już wszystko, trafiam na post, którego nie znałam, a i który w danym momencie jest dla mnie „odpowiedzią”, inspiracją i jest spójny z tym, co mnie aktualnie wewnętrznie zajmuje.
Alex, dziękuję za ten post, jeszcze nie wiem, o co chodzi, ale tekst mnie wewnętrznie poruszył – podobnie jak odświeżenie w pamięci informacji o wyuczonej bezradności (szczególnie o eksperymentach).
Idę sobie o tym wszystkim spokojnie pomyśleć :-)
Dziękuję Autorowi, polecam innym Czytelnikom, pozdrawiam,
Ewa
Ewa W
Dziękuje za „wyłowienie” tego starego, aczkolwiek ciągle aktualnego postu.
Miło wiedzieć, że są ludzie, którzy faktycznie studiują to, co napisałem na blogu.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Drogi Alexie,
To mój pierwszy wpis na blogu, z pewnością nie ostatni. Stosunkowo niedawno tu trafiłam. Z jednej strony żałuję, że dopiero teraz, a z drugiej cieszę się, że nie później.
Zaczęłam od czytania bieżących wpisów, jednak szybko się zorientowałam, że jeśli chce wyciągnąć „jak najwięcej” z wiedzy, którą dzielisz się z czytelnikami (jak również z, często bardzo interesujących, komentarzy pod postami) muszę zacząć moją lekturę od samego początku.
Mimo, iż minęło kilka lat od kiedy rozpocząłeś prowadzenie tego bloga, wpisy nie tracą na aktualności – co więcej, wciąż są inspiracją dla młodych ludzi takich jak ja ( 24 lata), za co bardzo serdecznie Ci dziękuję.
Wpis dotyczący odpowiedzialności, jest jednym z tych, które zapadną mi głęboko w pamięć, zwłaszcza część dotycząca założenia a priori, że jestem odpowiedzialna za wszystko co mnie spotyka. Od najmłodszych lat rodzice wyrabiali we mnie poczucie odpowiedzialności – miałam wpływ na bardzo wiele aspektów mojego życia, przez co nauczyłam się, że każda akcja wywołuje reakcję i muszę z góry przewidywać konsekwencje decyzji, które podejmuję. Jestem bardzo wdzięczna za te wszystkie lekcje rodzicom, bo z pewnością niektóre nie były dla nich łatwe. Dzięki nim jestem osobą pewną siebie, która nie boi się podejmować decyzji i brać za nie odpowiedzialności, która czuje się kowalem własnego losu. Pomimo tego, czytając Twój wpis uświadomiłam sobie, że w niektórych aspektach szukałam dotychczas usprawiedliwień tam, gdzie powinnam się wykazać większą pracą własną, czy determinacją. Zawsze dużo od siebie wymagałam, Twój post dał mi do myślenia, że może niewystarczająco. Nawet jeżeli nie do końca jest tak, że na wszystko co mnie spotyka mam realny wpływ, to jednak nie powinnam się poddawać i wciąż próbować zmieniać kwestie, które do tej pory odpuszczałam.
Wiem, że piszę dość enigmatycznie – po prostu muszę przemyśleć jeszcze kilka spraw.
Pozdrawiam serdecznie,
Alicja
PS Kiedy zaczęłam pisać, poczułam, że jest jeszcze mnóstwo wątków, które chciałabym poruszyć. Ze względu na porządek i fakt dużej liczby wpisów do przeczytania przede mną, pozwolę sobie zostawić je na kolejne komentarze.