Kilka lat dużego bezrobocia w Polsce i całe rzesze młodych ludzi z wyżu demograficznego na rynku pracy spowodowały, iż wiele firm (oraz ich management) uległo iluzji, że najważniejsze wyzwanie leży w zakresie sprzedaży ich produktów, czy usług. Pracownik, w tym obrazie świata był czymś łatwo zastępowalnym, łatwo manipulowalną i poddającą się naciskom istotą, z którą nie bardzo trzeba było się liczyć. Jak to wpływało na atmosferę pracy nie trzeby chyba mówić.
Całe szczęście, że powoli do coraz większej ilości managerów dociera oczywista prawda, że muszą sprostać konkurencji nie tylko na jednym, ale na dwóch frontach i ten drugi może okazać się równie ważny i trudny jak front walki o klienta. Co to za front? To walka o przyciągnięcie i utrzymanie w Twoim zespole najlepszych ludzi, jakich możesz znaleźć.
I jeśli jesteś w branży, gdzie rzeczywiste umiejętności pracownika robią różnicę (a gdzie nie robią?) to warto zastanowić się co robisz jako przełożony, aby członkowie twego teamu cieszyli się z faktu, że mogą dla Ciebie pracować.
Oczywiście zaraz pojawi się kwestia pieniędzy, stwierdzenie, że gdzieś indziej mogą po prostu więcej płacić i w związku z tym niewiele da się zrobić.
Ten argument ma tylko ograniczoną ważność i to z co najmniej dwóch powodów:
- inne firmy, niezależnie od wielkości mają też budżety, których nie mogą przekroczyć
- dla wielu pracowników zarobki nie są jedynym, a czasem nawet nie najważniejszym kryterium oceny miejsca pracy.
Zdaję sobie sprawę, że to drugie spostrzeżenie nie dotyczy sporej grupy ludzi, którzy zapakowani po uszy w kredytach i innych zobowiązaniach desperacko starają się zarobić jak najwięcej pieniędzy. W mojej praktyce spotykam jednak wielu, nawet stosunkowo młodych pracowników, którzy w strategiczny sposób planują zarówno swoje życie, jak i karierę zawodową. Te osoby świadome są co to znaczy wartość rynkowa i wiele decyzji o zmianie pracy podejmują opierając się na takich czynnikach jak:
- czego nowego się nauczą
- kogo w tej nowej pracy poznają
- kto dowie się o ich istnieniu
- czy przełożony będzie je mentorował i promował (mam na myśli promocję też w sensie marketingowym, nie tylko awansu)
- czy ich praca będzie, mówiąc przenośnie, przypominać wiosłowanie na olimpiadzie w ósemce ze sprawnym sternikiem, czy też rutynowe machanie wiosłami na nieruchawej galerze z wywijającym batem poganiaczem.
I tutaj możemy, jako managerowie zrobić znacznie więcej, niż nam się wydaje. Zapraszam wszystkich, których może to dotyczyć do krytycznego przyjrzenia się jak robimy to na własnym podwórku i odpowiedzenia sobie, co mogę zrobić dla współpracowników w każdej z powyższych dziedzin. Jeśli przypadkiem odpowiedź brzmi „nic” to musimy stwierdzić „Houston, we have a problem!” i zastanowić się nad jego rozwiązaniem.
W niektórych branżach mamy już teraz niedobór dobrych pracowników i walkę o nich. Polecam przeczytanie ciekawego postu Marka Rafałowicza na temat wynikających z tego ograniczeń w rozwoju firm IT. To, co tam napisał pokrywa się z moimi obserwacjami i to jest dopiero początek. Sam rozpoczynam wkrótce w pewnej sporej (ponad 700 inżynierów) i bardzo dobrej firmie z tej branży szeroko zakrojony cykl szkoleń dla managerów, który nie tylko podniesie ich sprawność zarządzania i wartość rynkową, ale też nauczy jak tworzyć i prowadzić zespoły, w których warto pracować z podanych wyżej powodów. To powinno średnioterminowo pokierować ssanie z rynku pracy we właściwym (dla klienta) kierunku.
Tak więc drodzy managerowie, popracujcie nad tą sprawą! Jeśli bedzie zainteresowanie możemy też ten temat troche dokładniej przedyskutować.
Hej,
Oj koniecznie trzeba przedyskutować i mówię to z punktu widzenia pracownika, który miał okazję zaobserwować zmianę na stanowisku bezpośredniego przełożonego.
Pozorne zmiany, ale jakże zauważalne i podświadomie rejestrowane to:
Znacznie wydłużony czas odpowiedzi na mejle i zatwierdzanie dokumentów typu rozliczenie delegacji
Nie odbieranie telefonów od pracowników, traktując ich tematy jako drugorzędne i mogące spokojnie poczekać. Później zapominanie o oddzwonieniu.
Zbyt mały nacisk na taki rozdział pracy, aby kończyć ją po 8h, moim zdaniem niezbędne jest właściwe zachowanie proporcji między praca wypoczynkiem (jest to również w interesie pracodawcy)
Te właśnie pozorne błahe tematy, sprawiły iż poważnie rozważam teraz propozycje, która spadła na mnie zupełnie nieoczekiwanie. Polega ona na przejściu z dużej powszechnie znanej międzynarodowej organizacji do jej polskiego relatywnie mniejszego ale pozytywnie prezentującego się konkurenta.
Życzę podobnych dylematów, taka analiza bardzo rozwija i pozwala przemyśleć wiele ciekawych kwestii
Artur
Artur
Dziękuję za ciekawy komentarz. Ciekawe, czy odezwą się jacyś managerowie?
Do zobaczenia po południu!!
Alex
Heh… Managerom z mojej firmy na pewno przydałoby się takie szkolenie. Pracuję już prawie rok w międzynarodowej korporacji. Przez ponad połowę mojego czasu pracy w tej firmie brałem udział we wdrażaniu ważnego dla firmy systemu. Z „kraju matki” tejże firmy przyjechali specjaliści, którzy mieli nas nauczyć systemu oraz, w miarę możliwości, dostosować go do naszych potrzeb. Jako że projekt jest bardzo ważny dla firmy, to cały polski zespuł musiał zostawać 2 godziny dłużej w pracy, od poniedziałku do czwartku. OK, na początku nie było problemu, bo faktycznie coś się działo i trzeba było zostać. Jednak tak było tylko przez pierwszy miesiąc, półtora. Później przez większość dnia nic nie robiliśmy, więc tym bardziej nie było sensu siedzieć po godzinach, prawda? Nie dla naszych zagranicznych managerów (bo w mojej firmie nie ma polskich managerów, tylko ci „oryginalni”). I tak oto przez 5 miesięcy marnowaliśmy czas, który moglibyśmy poświęcić na wiele innych rzeczy. Kiedy w długi majowy weekend chciałem urlop na 3 dni (za 35, które mam na ten rok), nasłuchałem się, że jak ja w ogóle mogę myśleć o odopoczynku, że to przecież taki ważny projekt, itp. Jak powiedziałem, że mam pierwszą rocznicę ślubu, to usłyszałem, że rodzina powinna pozostać teraz w tle, że firma jest najważniejsza… Teksty w stylu: „Co jest dla ciebie ważniejsze: praca czy rodzina?” czy „Powinieneś się cieszyć, że pracujesz w firmie >” są na porządku dziennym :/
Mógłbym przytoczyć jeszcze masę przykładów, które by pokazały, że umiejętności managerskie naszych przełożonych są mierne. To wszystko, co napisał Artur o nieumiejętnym rozdzialaniu pracy, o braku proporcji między pracą a wypoczynkiem, o ignorowaniu pracowników – jest u mnie w firmie.
Ktoś mógłby spytać, czemu tu wciąż pracuję. No cóż, można tu mówić o podnoszeniu swojej wartości rynkowej. Firma jest duża, znana na całym świecie. Doświadczenie, jakie tu zdobędę, będzie procentowało w przyszłości. 95% pracowników biurowych myśli tak samo. Nikt nie chce zostać tu dłużej niż od roku do 2-3 lat.
Innym powodem jest to, że nie jestem sam. Mam żonę, która również zdobywa cenne doświadczenie w swoim zawodzie. A że firma mieści się w małym mieście, gdzie ludzie dzielą się na tych, którzy albo pracowali w tej firmie, albo pracują, albo będą pracować, to nie mam nawet możliwości zmiany pracy bez zmiany miejsca zamieszkania.
Uff… Ale się rozpisałem… :)
PS. Alex, może zaproponujesz moim pracodawcom swoje usługi?
To interesujące, że jak na razie wypowiadają się wyłącznie podwładni :-)
To co pisze Artur i Marcin, to dość typowe objawy wynikające często nie ze złej woli managerów, lecz z, przykro mi to stwierdzić, pewnego ich niedokształcenia wynikającego z:
– nierealistycznej analizy swoich umiejętności i niezdolności do otwartego spojrzenia na własne słabości
– w większośćci przypadków minimalnej ilości praktycznych umiejętności z zarządzania ludźmi wyniesionej z uczelni (ładuje się tam do głowy kupę górnolotnej teorii, a wiekszość absolwentów nawet nie potrafi poprowadzić rozmowy przy pomocy pytań otwartych).
– równie niewielkiej wartości praktycznej wielu szkoleń z zarządzania ludźmi (przyczyny patrz powyżej)
– smutnego faktu, iż większość managerów czyta na ten temat bardzo mało, albo i wcale, zwłaszcza w języku angielskim
– skoncentrowaniu się na problemach typu „jaką szafę kupić do nowego mieszkania”
W rezultacie mamy często w firmach takie zarządzanie, jak piszecie. Całe szczęście natura nie znosi próżni i w tym wszystkim pojawiają się szanse.
Po pierwsze, jak mówi znane przysłowie „wśród ślepych jednooki jest królem”, co oznacza w praktyce, iż jeśli ktoś nauczy się choć troche potrzebnych umiejętności, to ma na dzień dobry przewagę nad resztą
Po drugie, sytuacja na rynku dobrych pracowników wymusi na firmach zwrócenie większej uwagi umiejętności interpersonalne managerów. Nie będzie już tylko chodziło o zrobienie wyniku, bo to może spowodować, że w kolejnym roku nie będzie z kim go osiągać.
Tak więc, jak wszędzie, kiedy jest zamieszanie i napięcia pojawiają się nowe możliwości i dobrze będzie jeśli rozważycie, gdzie takowe możecie znaleźć dla Was.
PS:
Marcin, piszesz abym zaproponował Twoim pracodawcom moje sługi. To nie bardzo będzie funkcjonować bo:
– ja nie zajmuję się akwizycją, to klienci mnie znajdują
– do kwietnia 2007 jestem bardzo zabukowany (3 kraje, 2 kontynenty) i już rozmawiam o dalszych projektach, a sprawa u Was wygląda na pilną :-)
PPS;
Kilka godzin temu ustalałem przez telefon parę szczególów tej akcji szkoleniowej, o której wspomniałem w głównym poście. Moj partner ze strony klienta (jeden z top managerów) na zakończenie powiedział „wiesz, szukamy programistów, którzy znają się na protokołach telekomunikacyjnych i potrafią programować w C”. Na moje pytanie ilu ich trzeba odpowiedział „tak ze czterdziestu”. To jest tylko mały przykład wielkości ssania, które na rynku pracy generuje duża i naprawdę dobra firma. Te mniejsze, jeśli natychmiast nie zmienią podejścia do sprawy zarządzania ludźmi, obudzą się naprawdę z ręką w nocniku. I to nie tylko w branży IT
PPPS:
Jeśli ktoś z Was jest zainteresowany powyższym i nie pracuje akurat u jednego z moich innych klientów, to chętnie służę kontaktem
, to chętnie służę kontaktem
Najważniejsze, że masz plan i pomysł na przyszłość. Dla mnie nie ma prawa narzekać ten co nic nie robi aby tę sytuację zmienić.
Trzymam kciuki i działaj, ja jutro swojej szefowej powiem w uprzejmy sposób co mi się niepodoba w jej sposobie pracy. Poprosiłem o spotkanie, chętnie się zgodziła. Myślę, że to dobry znak i jeszcze wyjdzie na ludzi ;)
Artur
Artur
Pamiętaj tylko o zasadzie Alexa nr 2b: „nie udzielaj konsultacji bez zlecenia!!”
Za darmo możesz, ale nigdy bez zlecenia. Zazwyczaj ludzie nie będą Ci za takie poradnictwo wdzięczni, często wrącz przeciwnie!!
Oj tak, tak.
Do not say anything, unless you have to.
Już dawno mnie przekonałeś, że każdy samodzielnie musi dojrzeć do zmiany. A do tego czasu trzeba uważać, a najlepiej omijać ich z daleka.
Dzięki za przypomnienie, będę pamietał.
Artur
„Do not say anything, unless you have to.” dotyczy bardziej negocjacji, nie konsultacji. W wypadku konsultacji stosuje się zasadę Alexa nr 2b :-)
Kurcze, człowiek pojedzie na zapisy i już omijają go niezłe posty :D Ja tam uważam, że inną sprawą która wynikła z bezrobocia jest to, że człowiek bezrobotny nie ma szans na dynamiczny rozwój (owszem, może sam coś robić, uczyć się, ale i tak „experience not found” :D) – to prowadzi do ciekawego paradoksu :)
Otóż ktoś zatrudnia młodych ludzi, płaci mało i mówi, że „to dlatego, bo nic nie umiesz”, po czym przez np. ponad rok NIC nie robi, żeby ten stan zmienić :) pewnie mu się opłaca oszczędzać na pracownikach :)
Taką sytuację, nieco prozaiczną, ostatnio znalazłem u fryzjerki, która mnie strzygła. Mówiła, że szkolenie kosztuje 2000 zł i jej z wypłaty nie stać. Na domiar złego szefowa nie chce jej refundować, bo przecież potem będzie musiała więcej jej płacić jako wykwalifikowanemu pracownikowi :) Błędne koło, prawda? :)
Paweł
Poruszasz całkiem inny aspekt sprawy, tym razem ze strony bezrobotnego bez doświadczenia. na ten temat możemy podyskutować w przyszłości, jeśli to kogoś interesuje (byłem też i w takiej sytuacji)
Alexie.
But…….
Are we negotiating? – A L W A Y S !!, przytaczając cytat z „Adwokata diabła”, który umieściłeś w jednym ze swoich postów ;)))
Jak brzmi zasada 2a ?
Artur
Artur
Jak napisałem zasada 2a brzmi: „nie udzielaj konsultacji bez zlecenia
Jeśli chodzi o Twoją uwagę to doprecyzowuję: „Are we negotiating? – ALWAYS but sometimes we are more coaching then negotiating :-) W tym przypadku najpierw zasasda 2a :-)
Alex
Witam,
Postanowilem umiescic mojego oto dziewiczego posta na tym blogu, jako ze temat zwiazany jest z sytuacja, w ktorej sie ostatnio znalazlem.
Duża miedzynarodowa firma, chce abym z nimi wspolpracowal i gotowa jest czekac blisko poltora roku zanim będę mógł u nich rozpocząć pracę (wciaz studiuje).
Z jednej strony sytuacja o jakiej marzy wielu, z drugiej strony moze sie okazac. ze umowa bedzie swoistym cyrografem.
Pozdrawiam,
Greg
Greg
Witaj na tym blogu! :-)
Jeśli chodzi o Twoją sprawę, to nie znając szczegółów trudno się wypowiadać. Co to znaczy, że firma będzie czekać 1,5 roku? Związuje Cię od razu jakąś umową?
Co rozumiesz przez podpisywanie cyrografu? Wiesz teoretycznie tą firmą może być np. CIA i wtedy sprawa wyglądać będzie całkiem inaczej, niż w przypadku np. koncernu IT :-)
Pozdrawiam
Alex
Hej,
CIA? Co to, to nie. W grę może wchodzić najwyżej wywiad gospodarczy :)
Zasadniczo oferta pracy była od teraz, ale mając na uwadze kształtowanie swojej wartości rynkowej (a może też kierując się przysłowiem „jak kocha to poczeka”) stwierdziłem, że nie zrezygnuję z atrakcyjnego stypendium zagranicznego.
I niby na początku z rozmowy z HaeRem wynikało, że takie postawienie sprawy z mojej strony oznacza popełnienie rytualnego samobojstwa z wpisem do akt, ale pozniej jednak sie okazalo, ze jednak sa mozliwosci :)
Tyle ze teraz z niecierpliwościa czekam jakie to kajdanki znajda się w umowie…
Pozdrawiam,
Greg
Alex, na koncu mojego Post Scriptum z pytaniem o oferowanie uslug zapomnialem dodac ” ;) „. Przepraszam :)
W mojej firmie jest podobna sytuacja do tej o jakiej pisal Paweł. Bardzo chętnie są zatrudniani młodzi ludzie po studiach, bo dzięki temu nie trzeba im dużo płacić. Firma w nich za bardzo nie inwestuje i jak przychodzi do tego, że potrzebny jest nowy kierownik, to wolą zatrudnić kogoś nowego niż awansować kogoś z obecnych pracowników…
Witam,
świetny temat!!! Jako studentka MBA, i tutaj masz racje Alex, zostaję karmiona rożniastymi górnolotnymi teoryjkami. Musze aczkolwiek przyznać, że na jednej z tzw. capstone courses, mój Amerykanski profesor od zarządzania strategicznego przyjął model harwardzki :) i wszystkie zajęcia były prowadzone w oparciu o „case studies”, czyli rozkładanie na czynniki pierwsze strategii poszczegółnych firm. Fantastyczna sprawa, ale nie o tym chciałam pisac. Otoz na jednych zajeciach poruszyliśmy sprawe menedżerskiego „dbania” o czynnik ludzki :) I tutaj ku mojemu zdziwieniu, bo corporate America moze byc bardzo drapieżna :) odkryłam firmę, która absolutnie wyrożnia sie w tlumie i warto ją naśladowac. Strategiczne motto firmy to pomagać pracownikom jak najlepiej pracować poprzez intelektualne ich zaangażowanie i usunięcie wszelkich dystrakcji :). Są oczywiscie jeszcze inne zasady, ale ta odnosi sie stricte do „zarzadzania’ pracownikami. 28 lat zyskownych lat z rzędu – osiagniecie mówi samo za siebie :)
tutaj link do artukułu na ten temat:
pozdrawiam,
Rita
Greg
Jak dostaniesz umowę to ją dokładnie przeczytaj :-) Jak czegoś nie zrozumiesz to skonsultuj ze specjalistą.
Marcin
Jeśli jest tak jak piszesz, to dla tych młodych ludzi jest to okazja do nauczenia się czegoś, przy czym za naukę (i wszelkie błędy) płaci pracodawca :-) Tę logikę pracodawcy nie za bardzo rozumiem, ale jest ona dość rozpowszechniona. Nie ma się czym podniecać, trzeba ten czas wykorzystać, aby zdobyć maksymalnie dużo doświadczenia i kontaktów, a potem rozejrzeć się za lepszymi opcjami.
Rita
Dziekuję za link do tego artykułu. Znam kilka firm, które zorientowały się, że dbając o pracowników (w szerokim tego słowa znaczeniu) osiągną długofalowo wiąkszy sukces. Problem leży jeszcze często w umiejętnościach międzyludzkich przełożonych, o czym już wspominałem. Interesujące jest to, że w tym wątku zabierają jak dotąd głos studenci i pracownicy, a nie managerowie, dla których właściwie ten blog jest przeznaczony :-)
Pozdrawiam wszystkich
Alex
Alex & Marcin – taka sytuacja prowadzi do tego, że młody człowiek albo 1) zamyka się w sobie i jest jak ślimak (znam niejednego) albo 2) dochodzi do wniosku, że chromoli taki układ i zaczyna pracę na własną rękę ;)
W sumie freelancing jest całkiem fajny :) Tylko nie ma na kogo zwalić w przypadku obsuwy ;)
Paweł
Bycie freenancerem to dobra rzecz, ale wiele trzeba się wcześniej nauczyć. Można to zrobić jak ja – płacąc samemu za popełniane błędy, albo ucząc się w jakiejś dobrej firmie – wtedy za błedy płacą na ogół udziałowcy :-)
Umiejętnosci międzyludzkie…, dokładnie – czyli to, z czym prawdziwi managerowie powinni sie rodzić, mieć to we krwi, i co odróżnia ich od innych. Czy można sie tej niezwyklej zdolności wyuczyc? Pytanie zadaję Tobie :)
Rita
Nie tylko można się tego nauczyć, nawet trzeba!!!
Wielu z nas otrzymuje w dzieciństwie programy, które potem nie są zbyt przydatne aby prowadzić życie jako szczęśliwa i niezależna jednostka. Wiele z nich dotyczy nie tylko komunikacji z innymi ludzmi, ale i naszej postawy w stosunku do nich, co razem ma ogromny wpływ na nasze życie.
Całe szczęście te rzeczy można zmienić (najlepiej zmieniając siebie :-)) i jest to bez większych problemów osiągalne jeżeli się tego chce i wie jak zacząć.
Ja sam do ok 28 roku życia byłem chodzącą kolekcją wszelkiego rodzaju kompleksów i zahamowań, do tego introwertykiem itp.
Dziś, jeśli ktoś widzi mnie w akcji, albo wie jak od ładnych paru lat żyję, to trudno mu uwierzyć że tak było, ale to jest prawda. Więc da się!!
To też jest niezły temat, o którym możemy kiedyś podyskutować
Alex wrote:
„Znam kilka firm, które zorientowały się, że dbając o pracowników (w szerokim tego słowa znaczeniu) osiągną długofalowo wiąkszy sukces.”
Wymień kilka nazw, żeby dobrzy pracownicy wiedzieli do kogo się zgłosic.
Artur
Nie wierzę Alex, że mogłeś być introwertykiem :D W sumie to ma sens, bo „tylko świnia się nie zmienia” ;) Grunt, to nie tyle się zmieniać, co ewoluować, prawda? :)
Alex,
W swoim poście piszesz, że zaczynasz szkolić menadżerów w dużej firmie, ale wielu z nas – a wśród nich ja – pracuje w małych firmach, które nie mają takich możliwości szkoleniowych. A też chcemy być lepsi! I to niekoniecznie dużym kosztem naszego pracodawcy :)
Jak wobec tego nauczyć się być naprawdę dobrym menadżerem? Czytając książki? Artykuły? Blogi? Rozmawiając z ludźmi? Spoko, ale to jest trochę jak nauka tenisa przez czytanie książek lub oglądanie zawodów.
Jak Ty się nauczyłeś praktycznej strony zarządzania? Co radziłbyś nam, mającym pewną wiedzę, pasję, chęć, ale brak dostępu do „kortów” gdzie można z dobrym trenerem ćwiczyć „mięśnie” zarządzania?
Pozdr.
Marek
Witajcie
Dziś miałem bardzo intensywny i do tego gorący (35C) dzień więc pozwólcie że odpowiem Wam jutro
Pozdrawiam
Alex
Uff, wreszcie mamy w Berlinie trochę deszczu i 21 C, to sprzyja myśleniu :-)
Artur
Chętnie, pozwól tylko, że wcześniej poproszę o OK aby pisać o nich tutaj. Generalnie w moim zawodzie dostaję amnezji po wyjściu od klienta i nawet w przypadku takich pozytywnych informacji wypada go zapytać, czy mogę sobie coś przypomnieć.
Nawiasem mówiąc umiejętność trzymania języka za zębami to ważna rzecz w życiu. Nie bierzcie tutaj przykładu z Tuska po ostatnim spotkaniu z Marcinkiewiczem, albo on tej umiejętności nie posiada (spory minus), albo świadomie nadużył zaufania rozmówcy (jeszcze większy minus). W biznesie, z którym ja mam do czynnienia, jak zrobisz coś takiego, to średnioterminowo lądujesz na bocznym torze, bo reputacja to podstawa, a świat wyższego managementu nie jest znowu aż taki wielki i informacje rozchodzą się….
Paweł
Rzeczywiście byłem i to nie tylko zamkniętym w sobie i książkach introwertykiem, ale też ogólnie ………. (tu było słowo, które nie pasuje do poziomu tego serwisu :-))
Ważna rzecz: jeśli chodzi o moją zmianę to w paru sprawach nie była to ewolucja, tylko prawdziwa (i dość szybka) zmiana paradygmatów. Ewolucja ma swoje zalety, niemniej często zajmuje stanowczo za dużo czasu. Jeśli znalazłeś u siebie jakiś kluczowy problem to trzeba działać szybko i zdecydowanie, kiedy będziesz już na nowych torach, wtedy możesz sobie powoli ewoluować :-)
Marku
W tej sytuacji, którą poruszasz (w bardzo podobnej byłem sam), bardzo dobrym początkiem jest znalezienie sobie dobrego mentora. Kliknij na tag „mentor” w chmurze na głównej stronie, tam jest kilka ciekawych postów na ten temat.
W dzisiejszych czasach (internet itp.) spotkanie takiego mentora jest znacznie prostrze niż dawniej. Ja zaczynałem od własnych eksperymentów na żywym organizmie, ucząc się na własnych firmach metodą prób i błędów. To była niezwykle cenna, choć kosztowna nauka, „czesne” które bezpośrednio zapłaciłem idzie w setki tysięcy dolarów, o znacznie wyższych Lost Opportunity Costs wolę nawet nie myśleć :-) Dobry mentor może uchronić Cię od tych najbardziej idiotycznych błędów, reszta to koszt zdobycia doświadczenia.
To czytanie, o którym piszesz jest bardzo ważne (ostatnio podliczyłem, że moja biblioteka fachowa urosła do ok. 1000 książek, z których prawie wszystkie przeczytałem), niemniej kluczowe jest stosowanie tego w praktyce. Szczególnie jeśli chodzi o interakcje z innymi ludźmi to nie wystarczy przeczytać parę bestsellerów i „napompować się” pozytywnym myśleniem, tutaj trzeba konkretnej praktyki. Próbować różnych rzeczy możesz też i w małej firmie, albo nawet w życiu prywatnym.
Nikt też nie broni Ci, abyś poszukał sobie dojścia do „kortów”. Parę wskazówek mamy tutaj.
Na pocieszenie dodam, że wielu naprawdę dobrych ludzi (a nie napompowanych bufonów) jest mimo zapakowanego kalendarza dość otwartych i można się z nimi spotkać.
Rita
Te blokujące nas programy, o których wspomniałaś w mailu to bardzo istotny temat zasługujący na cały cykl postów, który chętnie napiszę. Jedyne wyzwanie polega na właściwym doborze stopnia otwartości mówienia o tym, bo to może być dla wielu bardzo bolesne.
Pozdrawiam wszystkich Czytelników
Alex
Alex&Pawel i kwestia zmian – zgodze sie zdecydowanie ze ewolucja trwa potwornie dlugo, a poza tym wydaje mi sie, ze z biegiem czasu zaczynaja sie rozmywac te elementy, ktore chcielismy zmienic – no albo po prostu to tylko ja mam za malo determinacji :) W kazdym razie te pare wazniejszych pozytywnych zmian w mojej osobie, bylo zwiazanych ze zmiana otoczenia.
Mysle, ze np zmiana miejsca zamieszkania, ludzi z ktorymi sie spotykach, chocby na jakis czas, pozwala na duzo latwiejsze zlamanie schematow, z ktorymi dotychczas bezskutecznie sie borykalismy. Nowe srodowisko to w jakis sposob, nowe pozywienie dla naszego mozgu, ktore mozemy sobie w jakis inny sposob niz dotychczas poukladac, no albo przynajmniej sprobowac poukladac :)
Pozdrawiam,
Greg
PS musze przyznac ze blog Alexa sprzyja rozwojowi osobistemu – moze nie powinienem sie przyznawac, ale musialem sprawdzic slowo paradygmat w slowniku , bo jakos do konca pewny nie bylem … ;)
Greg
Masz całkowitą rację z tą zmianą otoczenia, jako czynnikiem wspomagającym nasze zmiany wewnętrzne. Ja do dziś spędzam czas w różnych miejscach tej planety, jestem skonfrontowany z bardzo różnymi ludźmi, firmami, itp. To bardzo ważny element i dlatego tak dziwiłem się jak wielu młodych ludzi na samym początku ich kariery próbuje „ustabilizować” daleką od ideału sytuację życiową. No ale to już inny temat.
Pozdrawiam
Alex
PS: Nadal nie mamy tutaj głosów managerów, do których właściwie skierowany był ten post :-) Muszę chyba przemyśleć grupę docelową tego blogu :-)
PPS: Postaram się na przyszłość używać takiego słownictwa, aby nie trzeby było sprawdzać w słowniku :-)
UPDATE: ooops!! Marek jest managerem, wybacz, nie chciałem Cie zdegradować :-)
Alex,
Co do braku managerow to ja chcialbym zaprotestowac, albowiem w tytule mojego aktualnego stanowiska znajduje sie slowo Manager :) co prawda wielkie budzety i duze projekty to jeszcze nie teraz, ale mysle ze to tylko kwestia czasu :)
Poza tym czytajac posty innych czytelnikow wnioskuje ze grupa jak najbardziej z aspiracjami, wiec mozna powiedziec, ze jezeli obecni managerowie nie wlaczyli sie jeszcze do dyskusji, to przynajmniej szerzysz dobre praktyki u przyszlych.
Pozdrawiam
Greg
Zasugerowałem się tym, iż wcześniej napisałeś że studiujesz :-)
Ja nie wątpę, że nasi czytelnicy to ludzie z aspiracjami, inaczej czytaliby inne blogi :-)
Pozdrawiam
Alex
Witam, jestem menedźerem moich dwóch pracowników od około miesiąca. Niigdy bym nie przypuszczał, że będę się tyle zastanawiał nad tym co powiedzieć, czego nie mówić… Naprawde bardziej skomplikowanan sprawa iżby miało sie wydawać. Potrzebuje jakieś inspiracji!
Kamil
Jeśli tak jest, to może warto napisać mały cykl postów „Początkujący manager – jak zacząć” ?
Jeśli będą inni zainteresowani to chętnie coś takiego napiszę (jest to łatwiejszy i mniej bolesny dla czytelników temat, niż ten zaproponowany przez Ritę :-)).
Na razie zacznij od dokładnego przeczytania postów o tresurze. Nie po to, aby kimkolwiek manipulować, ale po to, aby uświadomić sobie jakie zachowania Twoich podwładnych wzmacniasz różnymi reakcjami. To pozwoli Ci uniknąć typowych błędów wielu początkujących przełożonych.
Cały czas pamiętaj: nie próbuj manipulować Twoimi pracownikami, to są myślący ludzie. Podejdź do tego tak, jakbyś robił z nimi interes, który trzeba dogadać.
Jak już powiedziałem, więcej napiszemy, jeśli będzie zainteresowanie. Na teraz, jeśli cokolwiek w tamtych postach będzie niejasne, to zapytaj w komentarzach
Pozdrawiam
Alex
Dzięki Alex za odpowiedź.
Jasne że jestem zainteresowany cyklem postów o początkujących managerach, myślę też, że nie ja jedyny. Poty o tresurze już czytałem, ale przejżę jeszcze raz. Na sam początek gnębi mnie przeczucie, że moi pracownicy, będą ze sobą mocno konkurować. Większy pozytek bym miał w sytuacji gdyby bardziej zechcieli ze sobą współpracować. W małej firmie wszyscy jedziemy na tym samym wózku. Muszę im dać do zrozumienia, że jak będziemy dobrze działać jako drużyna osiągniemy znacznie więcej.
Kamil
W miarę wolnego czasu wystartujemy taką małą serię postów dla początkujących.
jeśli chodzi o kwestię konkurencja vs. współpraca to też napiszę wkrśtce na ten temat. Dzisiejszy dzień był bardzi długi, więc pozwól, że zrobię to jutro.
Pozdrawiam
Alex
„masz całkowitą rację z tą zmianą otoczenia, jako czynnikiem wspomagającym nasze zmiany wewnętrzne” – jeden warunek: trzeba choc troche chciec. codziennie spotykam ludzi, ktorzy dobrowolnie skazuja sie na zycie w 'gettcie’ (’nie mam czasu’, a nawet (sic!) 'nie chce sie uczyc jezyka’, 'wole spotykac sie ze 'swoimi”, itd.).
„spędzam czas w różnych miejscach tej planety, jestem skonfrontowany z bardzo różnymi ludźmi, firmami” – mysle, ze to swietny temat do opisania. jak inspirujaca jest roznorodnosc, jak poszerzenie horyzontow wplywa na kreatywnosc. polecam to szacownej pamieci prowadzacego :)
„nadal nie mamy tutaj głosów managerów, do których właściwie skierowany był ten post :-) Muszę chyba przemyśleć grupę docelową tego blogu” – albo poczekaj chwilke :) jesli rzeczy beda szlym tym torem za kilka lat okaze sie, ze Twoi czytelnicy szczelnie wypelniaja Top100 listy najlepszych menedzerow :)
„postaram się na przyszłość używać takiego słownictwa, aby nie trzeby było sprawdzać w słowniku :-)” – aaach! mam nadzieje, ze to zart? :) nie ujmujac Gregowi (ja tez nie mam slownika jezyka polskiego/wyrazow obcych w glowie…), wychodzi na to, ze chcesz rownac w dol. prosze, NIE! :)
Rm
Jeśli ktoś skazuje się dobrowolnie na życie w gettcie, to jest jego decyzja i ma to tą dobrą stronę, że zmniejsza potencjałną konkurencję w wielu dziedzinach :-)
„mysle, ze to swietny temat do opisania. jak inspirujaca jest roznorodnosc, jak poszerzenie horyzontow wplywa na kreatywnosc.” – zachowam to w pamięci. Nowa kategoria „Wasz człowiek w Berlinie” jest już takim małym krokiem w tym kierunku.
To mile co piszesz o tej liście Top100 :-) , niemniej niekoniecznie tak będzie bo:
1) bycie dobrym managerem w jakiejś firmie to tylko jedna z możliwych dróg
2) czytanie nie wystarczy, trzeba jeszcze działać a tutaj mam ograniczone możliwości kopania Czytelników w ……. :-)
Jeżli mimo powyższego, choć kilku odbiorców wpadnie dla siebie samych na jakieś wartościowe przemyślenia, to już warto to robić.
Z tym słownictwem to nie jest żart!! Jeśli ktoś rzeczywiście rozumie jakieś zagadnienie, to musi być w stanie wyjaśnić je używając bardzo prostego i powszechnien zrozumiałego słownictwa. To jest jedna z zasad, które przyczyniły się w dużej mierze do wielu moich sukcesów. To nie ma nic wspólnego z równaniem w dół, wręcz przeciwnie.
„niemniej niekoniecznie tak będzie” – ale jesli to bedzie powod do usmiechu :)
„Z tym słownictwem to nie jest żart!” – aaach, to jasne! jednak gdzie jest granica? :) celem nauki slownictwa czyta sie ksiazki przepisane przy pomocy pieciuset slow. do nauki – swietna sprawa. ale zabawa z tego zadna. dobrze, juz dobrze, koncze, chcialem jedynie konstruktywnie odeprzec sugestie*, ze matolki z nas (hmm… pozwalam sobie mowic za innych?..) i ze slownik to dla nas co najwyzej przycisk do papieru :)
*tak, drocze sie z Toba ;)
RM
Używanie prostego słownictwa nie znaczy iż uważa sie audytorium za matołki :-)
I nie chodzi tutaj o 500 słow, ale o klarowność przekazu. Tego nauczyłem się w Ameryce, jak czytam w Europie pseudonaukowe rozprawy, w których nie do końca kompetentni autorzy starają się to przykryć „wyrafinowanym” słownictwem (to samo dotyczy też managerów!!) to muszę się uśmiechnąć :-)
Witam,
Ja widze co najmniej jeszcze jeden sposob na zdobycie najlepszych ludzi do zespolu (firmy) – wyszkolic ich sobie samemu. Z wlasnych, nie za dlugich doswiadczen w firmie, za ktorej dzialalnosc w duzej mierze odpowiadam, moge powiedziec, ze jest to mozliwe przy zalozeniu, ze uda sie dobrac ludzi z odpowiednim nastawieniem do pracy. U mnie dotyczy to ludzi mlodych, konczacych studia, ktorzy nie maja ambicji sami byc od razu kierownikami, potrafia sluchac i wykonywac polecenia, sa samodzielni i, co jest bardzo wazne, nie wymagaja ciaglego nadzoru, rozliczania z wykonanych obowiazkow.
Nie jestem pewien czy ta ostatnia cecha moze byc zaszczepiona czy tez wynika z charakteru danego czlowieka. Pewnie czesciowo oba elementy wplywaja. Oczywiscie, nie w przypadku kazdego stanowiska mozna sobie na to pozwolic, i nie w kazdej branzy.
Witam
Bardzo ciekawa dyskusja się wywiązała, pouczająca lektura.
Alex
Jako że bloga czyta sporo młodych osób zainteresowanych własnym rozwojem to pozwolę sobie przypomnieć Ci o obietnicy wskazania firm będących dobrym miejscem do tegoż rozwoju. Nie musisz się ograniczać do Warszawy:)
Pozdrawiam
Od kilku lat pracuje w polskim oddziale miedzynarodowej korporacji na stanowisku podlegajacym bezposrednio dyrektorowi zaladu. Na rownorzednych stanowiskach pracuje kilka innych osob. W polowie ubieglego roku przelozony zapowiedzial ze niedalekiej przyszlosci zostanie zastapiony przez nowego dyrektora i wówczas najprawdopodobniej zajdzie koniecznosc ustanowienia stanowska kierowniczego posredniczacego miedzy dyrektorem a pozycja ktora obecnie zajmuje. Powiedzial ze moj dotychczasowy wysilek i wklad w rozwoj firma jest mi winna rozwoj i to ja powinienem zajac to stanowisko. Przeprowadzilem analize sytuacji i uznalem ze rzeczywiscie w przypadku powstania takiego stanowiska wiekszosc atutow jest po mojej stronie. Niestety po kilku tygodniach urzedowania nowy dyrektor wybral kogo innego. Jak powinienem sie zachowac? Odejsc z firmy? Polozyc uszy po sobie i pracowac dalej?
Paweł
To jest oczywiście nieprzyjemna sytuacja. Teraz pierwsza decyzja, jaką musisz podjąć to ta, czy chcesz odejść z firmy „za karę”, czy też na chłodno podejść do tego biznesowo. W tym drugim przypadku musiałbyś zrobić kolejną analizę, czy lepiej jest mimo wszystko pozostać w starej firmie (niekoniecznie oznacza to położenie uszu po sobie, możesz tą kwestię przedyskutować z nowym dyrektorem), czy też lepiej poszukać innych sposobności gdzieś indziej. Bez takiej analizy i znajomości faktów trudno w odpowiedzialny sposób doradzać Ci konkretne działania.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Pawel Says: „Jak powinienem sie zachowac? Odejsc z firmy? Polozyc uszy po sobie i pracowac dalej?”
Odrzuć – na ile potrafisz – emocje. Jeśli nie możesz ich odrzucić, to będziesz musiał odejść. Jeśli uda Ci się zabić je chłodną analizą zysków i strat – tak, jak radzi Alex – to ją przeprowadź i wyznacz nowy kurs działania. Odpowiedz sobie też na pytanie, czy kariera w tej firmie jest punktem docelowym, czy też trampoliną do dalszych etapów życia.
Może wiecie jak i gdzie można rozwjać (lub nabwać) umiejętności związane z kierowaniem zespołem?
Paweł
Zadałeś bardzo ogólne pytanie bez podania jakichkolwiek szczegółów dotyczących np. Twojego doświadczenia czy zamierzeń. Na takim poziomie ogólności równie dobre odpowiedzi otrzymasz z Google
Pozdrawiam
Alex
Witam,
„Podczytuje” blog i musze pogratulowac autorowi ciekawych i trafnych tematow. Mam pytanie a moze i temat na nastepny wpis – „Skad biora sie dobrzy managerowie”. Pytanie to nasunelo mi sie po lekturze „Konkurencja na dwa fronty” oraz wlasnych obserwacji. Pracuje w firmie z „wieloma szczeblami zarzadzania” i czasami mam wrazenie, ze kierownicy to zupelnie przypadkowi ludzie. Poniewaz pracuje w IT (oprogramowanie i sprzet do sieci telekomunikacyjnych), zauwazylem rowniez, ze kierownikami chca zostac rowniez ludzie ktorym z roznych powodow nie wychodzi dzialalnosc inzynierska. Brak wiedzy (i brak checi jej uzupelnienia), brak zainteresowania tematem, wrazenie, ze kierownik ma latwiejsza prace (codziennie mijam panow szwendajacych sie po korytarzach z rekami w kieszeni – moze wtedy TEZ pracuja (?), lub biegajacych na 'fajke’ co 0.5h – zwykle z nudow i checi porozmawiania z kolejnym znajomym etc.
PS1. Uprzedzajac pytanie – co to znaczy „dobry manager” – mysle, ze autor wie najlepiej jakie to sa cechy.
PS2. Uprzedzajac podejrzenia, ze jestem niedowartosciowanym malkontentem – otoz nie, spotkalem wielu 'managerow’ ktorzy byli odpowiednimi ludzmi na odpowiednich stanowiskach i wspolnie zrobilismy kilka trudnych i skomplikowanych projektow. Niestety spotkalem tez takich przy ktorych czuje sie jak na Titanicu.
Marcin
Marcin:
Niech na rozwianie Twoich wątpliwości posłuży filmik:
Jak awansować? – Miłosz Brzeziński tak od 2:33 :)
PS: Jest to pogląd Miłosza Brzezińskiego, z którym ja się utożsamiam. Nie oznacza to, że jest on słuszny.
Pozdrawiam,
Orest
@Marcin: W przypadku Titanica, na Twoim miejscu nie czekałbym na zderzenie z górą lodową – szczególnie, jeśli podróżowałbym na jednym z dolnych pokładów. :-)
Marcin
Dziękuję za gratulacje :-)
Jeśli chodzi o Twoje pytanie, to dobrzy managerowie to zazwyczaj ludzie, którzy chcą kierować innymi ludźmi i sobie taką możliwość albo stwarzają, albo po prostu biorą. W wielu firmach takie możliwości leżą po prostu „na podłodze”, wystarczy się po nie schylić.
Piszesz: „ze kierownikami chca zostac rowniez ludzie ktorym z roznych powodow nie wychodzi dzialalnosc inzynierska.”
To samo w sobie nie musi być niekorzystne zjawisko, jeśli ci ludzie mają określone umiejętności przywódcze i organizacyjne. Wtedy po prostu koncentrują się ona na swoich mocnych stronach i w rezultacie zyskują wszyscy.
Jeśli pracujesz w firmie gdzie: „codziennie mijam panow szwendajacych sie po korytarzach z rekami w kieszeni – moze wtedy TEZ pracuja (?), lub biegajacych na ‘fajke’ co 0.5h – zwykle z nudow i checi porozmawiania z kolejnym znajomym etc” to jest to bardzo zły znak i długofalowo powinieneś pomyśleć o lepszym miejscu pracy.
Mam nadzieję, że dobrze zrozumiałem Twoje pytania i odpowiedziałem na nie
Orest
Podlinkowany filmik to kolejny przykład „jak sobie mały Kazio wyobraża ….”
Moim zdaniem poniżej poziomu tego blogu i oczekiwań Czytelników
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex:
Jesteśmy duzi, umiemy pisać i nie potrzebujemy już elementarza. Bezcelowe jest jednak odmawianie elementarza dzieciom w zerówce, dlatego, że uważamy go za mało merytoryczną lekturę.
Przyznam – wygłupiłem się proponując elementarz w High School. Przepraszam.
Utwierdza mnie w przekonaniu, że przyjmę bardziej pasywną rolę na tym blogu :)
Pozdrawiam,
Orest
Orest
Chciałeś dobrze, ja napisałem moje zdanie na temat tego filmu, nie masz za co przepraszać.
Pozdrawiam
Alex
Alex,
Wspominałeś w ty wątku o tym, że napisał byś serię postów pod tytułem „Początkujący manager”. Nie znalazłam nic takiego na blogu, a była bym zainteresowana.
Awansowano mnie kilka dni temu na koordynatora zespołu analityków biznesowych w IT. Coż mam 3 osoby- samych facetów, wszyscy starsi ode mnie (nie rok, czy dwa), 2ch jest w innym mieście i zaczynało prace tej firmie, jak ja jeszcze chodziłam do przedszkola:) Nie ma lekko;)
A tak naprawdę i informacje o tytułach polecanych książek (na początek od podstaw!) też bardzo się przydadzą.
Pozdrawiam lekko przerażona,
Olga
Olga
„Winning” Jacka Welcha jest pewnego rodzaju kompendium podstaw managerowania – dzięki niej możesz np. nauczyć się, że „manager powinien być najmniej poinformowaną osobą w pokoju” (cytat wyrwany z kontekstu! :-) )
Myślę, że ta książka może pokazać Ci kilka istotnych aspektów, które z pozoru zdają się nie mieć większego znaczenia.
Pozdrawiam serdecznie
Ludwik
Olga!
Kiedyś czytałam fragment książki „Play Like a Man, Win Like a Woman” by Gail Evans:-). Myślę, że warto ją przeczytać, ale obawiam się , że nie ma jej w Biblioteczce. Sama chętnie bym ją przeczytała od deski do deski:-).
Moja bliska koleżanka jest w podobnej sytuacji w pracy. Ma za sobą wiele perypetii…:-) Wierzę, że sobie poradzisz, skoro potrafisz szukać wiedzy i pytać.
Mnóstwo serdeczności,
Justyna
Ludwik, Justyna,
Dziękuję za wsparcie i namiary. Spróbuję poszukac tych książek, nie wiem czy sa łatwe w zdobyciu.
Aczkolwiek również bardzo licze na posty Alexa:)
Olga