Jak widać z mojej aktywności na blogu robię sobie teraz wakacje. Oznacza to, że oprócz nadrabiania niedoborów aktywności fizycznej zacząłem wreszcie czytać tę sporą kupkę książek, które od pewnego czasu czekały na stole jak wyrzut mojego intelektualnego sumienia. Jedną z nich właśnie przeczytałem przedwczoraj, a dziś znalazłem w „Dzienniku” „recenzję” na jej temat, która spowodowała, że piszę ten post.
Chodzi o niedawno wydaną książkę Malcolma Gladwell’a „Outliers”. Pozycję tę bardzo przyjemnie się czyta, zdecydowanie polecam, a poza tym jest tam trochę ciekawych spostrzeżeń, które chcę wkrótce podjąć na blogu.
Tym bardziej byłem bardzo zaskoczony, kiedy rano natknąłem się w internetowym wydaniu „Dziennika” w dziale „Opinie” na tekst, którego Autorka wyraża zupełnie opinie, które delikatnie mówiąc budzą moje zdziwienie. Po chwili zdumionego przecierania oczami i pytania się, czy Autorka rzeczywiście przeczytała tę książkę (bo jest napisana tak prostym angielskim, że nie sądzę, aby ktoś po prostu mógł jej nie zrozumieć) postanowiłem napisać post o tym, jak rozpoznać wątpliwe źródło informacji. Tysiące ludzi czytają przecież gazety, jeśli nie papierowe, to przynajmniej w internecie i ryzyko poddania się fałszywym wpływom jest bardzo duże.
A więc do rzeczy :-)
Artykuł zaczyna się od zdania:”Gladwell: Filozof sosu do spaghetti”
To trochę tak, jak gdyby ktoś powiedział: „Alex: filozof lejka„, jest to merytorycznie bezwartościowe stwierdzenie nastawione na wywołanie określonych uprzedzeń czytelnika
Dalej jest początek właściwego tekstu „W internecie krąży 18-minutowy filmik, na którym pewien mężczyzna o fryzurze na Einsteina i rysach Mulata opowiada w stanie natchnienia o idealnym spaghetti.”
Tu są dwie rzeczy, na które warto zwrócić uwagę.
- jeśli ktoś chce się wypowiadać merytorycznie o jakiejś idei i zaczyna od opisu wyglądu, rasy, koloru skóry lub pochodzenia osoby, która ją przedstawia to powinno to włączyć u Was wszystkie możliwe lampki alarmowe. Prawdopodobnie jego argumenty merytoryczne są kiepskie i osoba ta próbuje nadrobić ich słabość „ostemplowaniem” tego drugiego człowieka. Ta „technika” jest ciągle jeszcze dość popularna w Polsce u ludzi ze wspomnianymi powyżej lukami w rzeczowej argumentacji, nie dajcie się na to nabrać i nigdy sami tego nie stosujcie.
- „opowiadanie w stanie natchnienia o idealnym spaghetti” w tym konkretnym wypadku dotyczy wystąpienia Gladwell’a na konferencji TED. Obejrzyjcie sami i przy minimalnej znajomości języka stwierdzicie, że wystąpienie poświęcone jest Howardowi Moskowitz’owi założycielowi i prezesowi firmy Moskowitz Jacobs Inc. który kiedyś zrewolucjonizował podejście amerykańskiego przemysłu spożywczego. Ten nieszczęsny sos do spaghetti był użyty jako jeden z przykładów pracy którą on wykonał i dokładnego sposobu myślenia przy poszukiwaniu rozwiązania. Wszystko lekko i przystępnie podane, typowy Gladwell. Wystąpienie trwa ok 15 minut, zobaczcie, wyciągnijcie własne wnioski
Taki wstęp powinien już wystarczyć do podważenia wiarygodności autorki, ale spójrzmy dalej.
Pierwsza uwaga o „Outliers” to „W najnowszym dziele przedstawia natomiast tezę, którą streścić można słowami: sam talent nie zapewnia sukcesu – ciężka praca i szczęście również mają ogromne znaczenie. ” jest słuszna, tyle że mało użyteczna, bo praktycznie każdą książkę non-fiction, która jest w miarę składnie napisana można do takiej objętości „streścić” i w ten sposób „udowodnić” jej banalność, ale co z tego wynika??
Dalej mamy : „dostrzeżenie miałkości i efekciarstwa w rewelacjach„
Popatrzmy na użyte słownictwo. Zacznijmy od końca, Gladwell w żadnym momencie nie pisze o swoich spostrzeżeniach jako o rewelacjach (przynajmniej ja czytając tę książkę nie doszukałem się takiego określenia), raczej dzieli się swoimi danymi i interpretacjami. Użycie słowa „rewelacje” to manipulacja, aby bardziej (poprzez kontrast) podkreślić jego „miałkość i efekciarstwo” cokolwiek by to miało znaczyć.
Dalej mamy powołanie się na zewnętrzny autorytet Michiko Kakutani (krytyka literackiego) która mówi: „Gladwell ma do powiedzenia niewiele więcej, niż wynika ze zdrowego rozsądku”
Abstrahując od faktu, że dla mnie istotniejsza jest rekomendacja jednego z praktyków biznesu (po przeczytaniu której zamówiłem tę książkę), to wynikanie pewnych myśli ze zdrowego rozsądku wcale nie musi być słabością. Cały ten blog można skwitować stwierdzeniem, że nie ma tutaj tajemnych rzeczy, tylko kilka zdroworozsądkowych rozważań :-) Czy to przekreśla jego użyteczność? Książka non-fiction czy blog nie są po to, aby dawać „rewelacyjne” rozwiązania, ale by dostarczać danych i inspiracji do szukania własnych przemyśleń.
Potem mamy znowu to nieszczęsne spaghetti: „W swoim popisowym numerze Gladwell opowiada o wnioskach płynących z obserwacji natury ludzkiej, jak ludzie wybierają swój ulubiony sos do spaghetti……„
Jestem ciekaw na jakiej podstawie autorka twierdzi, że te 15 minut na TED to popisowy numer Gladwell’a? Ile jego innych wystąpień widziała na żywo, bądź w internecie? Jakie jest kryterium oceny „popisowości”? Jak ktoś używa takiego określenia, to trzeba koniecznie zadać takie pytania sprawdzające :-)
Z kolejnym stwierdzeniem zgadzam się w 80%: „Nie sądzę, żeby w polskich mediach znalazł się ktokolwiek, kto umiałby z taką lekkością, a zarazem w sposób tak zaskakujący i przemyślany udowodnić dowolnie postawioną tezę„. Te 20% to pytanie, skąd autorka wie (bo pisze o tym z przekonaniem), że ten człowiek potrafi udowodnić dowolnie postawioną tezę? Taką tezą może przecież być stwierdzenie, że człowiek rozmnaża się przez pączkowanie :-)
Nie jest dla mnie jasne, do czego odnosi się śródtytuł „Jak zarobić 200 milionów?” Książka nie jest odpowiedzią na takie pytanie i nie pretenduje do tego.
Następnie: „Także w najnowszej książce, dowodząc prawdy oczywistej, że geniusz jest zależny od okoliczności….”
Hmmmm…. takiego dowodu tam nie znalazłem :-) Znalazłem dane i przemyślenia wskazujące, że spektakularny sukces w życiu nie zależy wyłącznie od inteligencji i nakładu pracy, lecz też od okoliczności, ale to chyba różnica. Może czytaliśmy różne książki?
Potem autorka ewidentnie się wykłada pisząc: „W rezultacie nawet banalna teza, zaczerpnięta chyba z piosenki Leonarda Cohena: „Bogaci się bogacą, a biedni biednieją” …………….. brzmi jak objawienie. ”
W moim egzemplarzu (ISBN 978-0-141-03624-3) na stronie 30 Gladwell powołuje się na tzw. „Efekt Mateusza” cytując z Ewangelii św. Mateusza wiersz 29 brzmiący: „Każdemu bowiem, kto ma, będzie (więcej) dodane i będzie miał w nadmiarze. A temu, kto nie ma, i to, co ma, będzie zabrane.”
Ktoś, kto rzeczywiście przeczytał tę książkę powinien o tym wiedzieć, a nie spekulować z Cohenem :-)
To właściwie powinno wystarczyć, pozwólcie mi na parę dodatkowych uwag.
Interesujące jest stwierdzenie: „Stany Zjednoczone to kraj, w którym dzieci już od podstawówki uczone są publicznego przemawiania. W szkole średniej nie klecą rozprawek o „problemie domu w życiu bohatera”, ale perswazyjne eseje. „
To bardzo cenna uwaga. Gdyby tak było w Polsce, to miałbym znacznie ułatwione zadanie na wielu szkoleniach. Serio!!
„Na studiach zaś piszą po dwa teksty tygodniowo, a nie jedną, za to gęsto opatrzoną przypisami pracę na koniec roku. „
Ja mój blog też tak piszę :-) Mam nadzieję, że Wam to odpowiada :-)
Jest jeszcze parę stereotypów typu każdy dom na przedmieściach w USA ma sztuczny kominek i bibliotekę pełną książek różnych guru od rozwoju i sukcesu, albo rzeczą najdroższą rzeczą każdego Amerykanina jest kariera i pieniądze, albo, cytuję „jest krainą nie miłości do sukcesu, ale dzikiej, bałwochwalczej, związanej z nim namiętności „ :-)
To przypomina mi nieco literaturę Karola Maya („Winnetou” itp.), który pisał powieści o Dzikim Zachodzie nie postawiwszy tam uprzednio własnej nogi.
Osobom budującym sobie obraz świata na podstawie takich „źródeł” serdecznie współczuję.
O porównaniach do Coelho nie będę się wypowiadał z racji słabej znajomości twórczości tego ostatniego
Przeszkadzają mi zwroty typu „Także dlatego, że będąc tanim efekciarzem…” To są wycieczki osobiste, zazwyczaj wynikające z braku merytorycznych argumentów, a może nawet z braku znajomości książki, o której się pisze :-)
Jeszcze raz podkreślam, dyskwalifikujcie takich dyskutantów a sami nigdy tego nie róbcie.
Uff… zrobił się trochę długi post :-) Najlepiej sami przyjrzyjcie się wszystkim linkowanym źródłom, jeszcze lepiej przeczytajcie „Outliers” w oryginale i wyróbcie sobie własne zdanie, niezależnie od tego co napisałem. To bardzo pouczające ćwiczenie, które sam sobie ciągle jeszcze aplikuję.
Na zakończenie mam pytanie do Was. To jest na tym blogu dość nietypowy post, zarówno jeśli chodzi o tematykę, jak i obszerność. Napisałem go, bo pomyślałem, że abstrahując od samej książki, której dotyczy może to być niezły materiał do przestudiowania w następujących celach:
- jak rozpoznać tanie metody manipulacji i nierzetelnego/źle przygotowanego dyskutanta
- jak przygotować argumentację lub tezy tak, aby jakiś Alexopodobny (albo przez niego wyszkolony) nie miał do czego strzelać :-)
Czy chcecie od czasu do czasu kilka takich rzeczy?
PS: Pozwoliłem sobie umieścić pod artykułem w Dzienniku uprzejmą uwagę o tendencyjności opublikowanej tam opinii wraz z linkiem do wypowiedzi podanej tutaj. Ciekawe, czy przejdzie to przez moderację :-)
Pozdrawiam
Alex
Tak, chcemy. ;)
Już dawno nauczyłem się, że gazety, czasopisma, telewizja, spora część portali informacyjnych i radosna twórczość dziennikarska jest kiepskim źródłem opiniotwórczym dla ludzi rozsądnych. Artykuł w kategorii „radosna twórczość dziennikarska” oceniłbym wysoko, lecz jako źródło wiedzy czy opinii już nie.
Mam wrażenie Alex, że zbyt „czepiłeś się” autorki artykułu. To jakbyśmy od samochodu sportowego, tuningowanego wymagali aby świetnie spisywał się w terenia i na leśnych duktach – nie ta kategoria.
Jednak cieszę się, że zwróciłeś uwagę na „jakość takiego źródła”, a posty o metodach manipulacji i taniej argumentacji z pewnością bardzo nam, Czytelnikom, pomogą w życiu.
Pozdrawiam,
Orest
Typowy przerost formy nad treścią ;] Zabawne jest to, że autorka oskarża Coelho o „podrzędną lekturę”, a Gladwella o „tanie efekciarstwo”, sama pisząc „tani efekciarsko” artykuł. Efekciarski bo używa przejaskrawionego słownictwa, tani bo glównym celem jest nie przekazanie jakiejś treści czy wartości tylko zwrócenie uwagi przez jak największą ilości czytelników. No, ale „oczywiście, dostrzeżenie miałkości i efekciarstwa w rewelacjach publicysty nie jest żadnym odkryciem.” :-]
Witam,
Chetnie bym sie dowiedzial jakie ksiazki czekaja u Ciebie na stole. Uwzglednilbym to przy wyborze nastepnej ksiazki do przeczytania. Nie wiem jak inni, ale ja czesto mam problem z wyborem jakosciowej literatury „biznesowej”. Jest tego duzo, trzeba przebrnac przez wiele recenzji,z ktorych czesc jest wlasnie taka jak ta ktora przeczytales. To jest meczace (choc warto jednak poswiecic ten czas i czytac to co warte czytania).Dlatego popieram autora postu w jego negatywnej ocenie tego typu „recenzjach”.
Przyłączam się do prośby Antka. Jestem otwarty również na rekomendacje literatury, która nie jest bardzo ściśle powiązana z biznesem.
Co do komentowanego tekstu, smutne jest to, że autorka napawa się miałkością Gladwella, sama jednocześnie tworząc tekst, na który naprawdę szkoda celulozy, nawet z recyklingu. Publikuje, a więc uważa, że ma coś do powiedzenia, w tej publikacji krytykuje wypowiedzi innych, a okazuje się, że to jej wypowiedź jest bezwartościowa (ok, nie do końca – przydaje się na ty blogu;). Nie dość, że niesłusznie krytykuje, sama popełnia ten bład, który próbuje piętnować.
Alex,
Oczywiście, że takie posty są potrzebne. Na każdym kroku człowiek styka się z opiniami… „Opinions are like assholes – everybody has one”.
To mi przypomina złorzeczenie mojej rodziny, gdy kupowałem swoje auto. Że francuskie, to się psuje (klocki hamulcowe mi się właśnie psują, kupiłem nowe, doprawdy w innym aucie by się to nie stało…), że części drogie (kompletne sprzęgło za 270zł firmy robiącej na pierwszy montaż tego modelu!), itp banialuki kogoś, kto NIGDY nie jeździł, ale opinię posiada…
Moim zdaniem zrobiłem bardzo dobry interes, bo dzięki temu, że Citroeny mają tak poszarganą opinię w Polsce – można kupić naprawdę świetne auto za niewielki pieniądz. Co więcej teraz kupiłem drugie. Teraz mogę sobie dać naklejkę na zderzak „wal śmiało”, bo nie zostanę pozbawiony możliwości normalnego funkcjonowania przez agresywnych użytkowników dróg – tak jak w czerwcu (ponownie – zmniejszenie ryzyka – inny wątek ;) ).
Oczywiście gdybym posłuchał eksperta takiego jak autorka tego artykułu to bym pewno kupił za wiele większą kwotę jakieś barachło, najlepiej na kredyt – bo cytując eksperta w RMF.FM kilka dni temu – „optymiści biorą kredyty, a pesymiści nie, bo nie wierzą w siebie”. Trudno, ekspert z RMF.FM stwierdził, że jestem pesymistą, cóż, jakoś będę musiał ten fakt przeboleć ;)
Należy zauważyć, że jeśli ktoś powołuje się na opinie innych to znaczy, że sam nie ma opinii. Autorka jej nie ma – widocznie dostała zlecenie, że ma opisać tyle, a tyle książek. Możliwe, że jej się nie chciało czytać – to wrzuciła zapytanie w google, spisała to i owo i napisała co znalazła. Nie wiem, być może ten artykuł faktycznie reprezentował jej opinię. Może faktycznie ma tak zakłamany obraz rzeczywistości… Kto wie?
Czasami jak się człowiek samemu nie przekona – to się nie dowie.
Witajcie
Mój grzeczny komentarz nadal nie pojawia się na stronie Dziennika :-) Wnioski niech każdy wyciągnie sam.
A teraz po kolei odpowiem na Wasze wypowiedzi
Orest
Na czym polegało to moje „zbytnie czepienie się autorki?
Jeśli ktoś publikuje w ogólnopolskim dzienniku, to mogę wymagać choć minimum odpowiedzialności za to, co pisze.
Michał
Widzę to podobnie, choć ograniczyłem się do rzeczowych argumentów i pytań :-)
Antek, Piotr
Nie jestem pewien, czy lista tego, co akurat leży na moim stole przyda Wam się do czegokolwiek. Przede wszystkim to są książki, które na ogół jeszcze nie są przeczytane, więc trudno mi je rekomendować :-)
Poza tym niekoniecznie związane są one z biznesem.
Na szybko ostatnio przeczytałem „Tribes”, „Fooled by Randomness”, „Outliers” – wszystkie uważam za godne polecenia, choć oczywiście potrzeby każdego z Was mogą być różne od moich. Aktualnie przegryzam się przez „The Elegant Universe” (fizyka, teoria superstrun – bardzo interesująca książka) oraz niemiecką „Liebe dich selbst und es ist egal wen du heiratest” („Kochaj siebie samego, a będzie wszstko jedno kogo poślubisz” – praktyczne rozważania o różnych aspektach życia w relacjach damsko-męskich, jeszcze nie mam zdania na temat tej pozycji).
W kolejce czeka „Personal Development for Smart People” Pavliny i „Reality Check” Kawasakiego. Nie byłem zachwycony po przekartkowaniu tych pozycji i dlatego odłożyłem je na trochę później.
Piotr
Piszesz: „Nie dość, że niesłusznie krytykuje, sama popełnia ten bład, który próbuje piętnować.”
To się dość często zdarza w Polsce :-) Ostatnio miałem taki znacznie bardziej drastyczny przypadek :-)
Polecam wszystkim takim ludziom powiedzenie „nie rzucaj kamieniami, jak sam siedzisz w szklarni”
Witold
Cytujesz: „cytując eksperta w RMF.FM kilka dni temu – “optymiści biorą kredyty, a pesymiści nie, bo nie wierzą w siebie”.”
To jest kolejny przykład manipulacji. Inne warianty to stwierdzenia typu „prawdziwy mężczyzna powinien….” albo „prawdziwa kobieta powinna….”
Nie do końca zgadzam się z Twoim stwierdzeniem: „Należy zauważyć, że jeśli ktoś powołuje się na opinie innych to znaczy, że sam nie ma opinii.”
Tak niekoniecznie musi być. Czasami przytaczamy opinie innych jako dodatkowe referencje i to jest OK
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex:
„Na czym polegało to moje “zbytnie czepienie się autorki?”
Na tym, że powybierałeś zdania czy fragmenty zdań i z nimi zacząłeś polemizować. To się nazywa „detalizm”, choć przyznam, że czasem wskazany (zależy od okoliczności i przeznaczenia) lecz w dłuższej perspektywie bardzo męczy. Osobiście wolę się skupić na całościowym przekazie :)
Naturalnie, że możesz wymagać odpowiedzialności za opinie, za wygłoszone słowa… od każdego, nie tylko od osób publikujących.
Pytanie czy tanie wino służy do delektowania się czy do upicia się? Pytanie z kategorii retorycznych.
Popieram sam zamysł postu i to co chcesz przekazać. Myślę tylko, że zrobiłeś to w sposób niezbyt odpowiedni. Lecz nie musisz wierzyć 22-letniemu chłopakowi.
Pozdrawiam,
Orest
Orest
Jak wyobrażasz sobie polemikę bez odnoszenia się do konkretnych tez i wypowiedzi?
To właśnie zrobiła autorka opinii unikając merytorycznych odniesień i zamiast tego posługując się stereotypami i zwrotami typu „…będąc tanim efekciarzem…” itp.
Możesz być odmiennego zdania, ale pozwól mi trzymać moje standardy dyskusji.
Nawiasem mówiąc, wcale się nad autorką nie pastwiłem, zwróciłem uwagę tylko na najgorsze „kwiatki” i nielogiczności. Przy odrobinie myślenia większość Czytelników znalazłaby zapewne około jeszcze raz tyle. Może zrobimy mały konkurs uważnego czytania, kto znajdzie najwięcej? :-)
Na dobry początek, jeśli prawdą jest stwierdzenie tej pani, że „żaden prawdziwy Amerykanin nie poskąpi 20 dolarów na książkę, która wyjaśni mu, jak ma zarobić 200 milionów” to zakładając pesymistycznie, że „prawdziwi Amerykanie” to tylko mieszkańcy USA (czym narażam się moim latynoskim znajomym), czyli ok 300 milionów ludzi, zakładając dalej (pesymistycznie) że 1/3 z nich nie potrafi czytać (analfabeci i małe dzieci), to pozostaje nam ciągle 200 milionów ludzi, z których każdy czeka z banknotem 20 dolarowym w ręku. Prosta arytmetyka daje spodziewane przychody z wydania tej książki w wysokości około czterech miliardów dolarów!! :-) Myślicie że tak będzie? :-) :-)
Pisałem już kiedyś na blogu, że niebezpiecznym jest używanie w dyskusji określeń „zawsze”, „nigdy”, „każdy”, „żaden”, tutaj macie typowy przypadek takiego podłożenia się. Piszę to bez złośliwości, jedynie w celu edukacyjnym.
I na koniec piszesz Orest: „Pytanie czy tanie wino służy do delektowania się czy do upicia się?”
Odpowiem korzystając z tej samej metafory: Jeśli kupuję elegancko opakowaną butelkę wina w równie eleganckim sklepie, to protestuję jeśli znajduje się w niej zaoctowany sikacz.
Gdyby komentowana opinia ukazała się na forum onetu, to machnąłbym na to ręką.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex,
Dziękuję za odpowiedź co do książek. Pozwolę sobie na kilka zdań wyjaśnienia, skąd ta prośba.
Kilka lat temu zaobserwowałem, że kierunek mojego rozwoju intelektualnego jest bardzo mocno związany z moimi lekturami (co wydaje się oczywiste, ale miałem wtedy jakieś 19 lat;). Oczywiście mają na niego wpływ również inne czynniki, ale ten jest jednym z decydujących. Zacząłem się wtedy zastanawiać nad pewną przypadkowością, jaką rządzi się dobór kolejnych książek, które czytam. Kilka tygodni temu pomyślałem sobie, że mogę tę przypadkowość ograniczać, a wybór w pewien sposób ukierunkowywać. Wystarczy pytać się osób, których poglądy wydają mi się interesujące, co czytają. Oczywiście nie pytam o to każdego, raczej osoby, które są ekspertami w swoich dziedzinach i które jednocześnie potrafią spojrzeć na świat z szerszej perspektywy. Przypuszczam, że takie osoby, mają swój system selekcji lektur, więc może warto skorzystać z ich doświadczenia zamiast eksperymentować, strzelając w ciemno (chodzi mi tu przede wszystkim o możliwe korzyści w postaci poszerzenia horyzontów i zmniejszenia ilości czasu poświęcanego na poszukiwania).
Ponadto wydaje mi się, że polski rynek wydawniczy jest stosunkowo niewielki, są na nim ciekawe książki, ale nie ma porównania z literaturą anglojęzyczną. Z drugiej strony, cieżko zorientować się, jakie ciekawe książki wydawane są w Stanach. Nie chciałbym spędzać zbyt dużo czasu nad recenzjami. W związku z tym zadawanie tych pytań może mi również posłużyć w ustanowieniu pewnych punktów odniesienia – znalezieniu autorów, poprzez których sam już znajdę następnych autorów, i następnych, itd.
Nie wiem, jak długo będę stosował tę taktykę, jednak wydaje mi się, że w chwili obecnej będzie się ona sprawdzać (prawdopodobnie do chwili, kiedy „utonę” w jakimś temacie na dłuższy czas). Dotychczasowe rekomendacje, jakie otrzymałem, wydają się to potwierdzać. Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam,
PG
Dzięki za ciekawą analizę. Niestety wiele tworów medialnych celuje w niską jakość treści i odbiorcę, który się w tym nie zorientuje. Niestety, często się to udaje.
Jeśli chodzi o książki. Dla mnie rekomendacje innych są bardzo ważne przy wyborze lektury. Pamiętam, że kiedyś już ten temat wynikł i Aleksie nie chciałeś polecać konkretnych lektur. Czy jesteś skłonny ponownie przemyśleć tą decyzję w obliczu zainteresowania czytelników wykazanego w tej dyskusji? :)
Witam
Przyznam, ze tematyka tego postu bardzo mnie zaciekawila :), wiec z wieksza ochota zaczelem czytac komentarze. Z wlasnego doswiadczenia wiem, ze latwiej jest mi rozpoznac klamstwo, niedouczenie itp. gdy mam bezposredni kontakt z rozmowca, bo wtedy widze jego zachowanie,moge zadac pytanie. Niestety w sytuacji gdy mam doczynienia z autorytetem z reguly moja czujnosc jest uspiona i najczesciej staje sie biernym sluchaczem, a dopiero w sytuacji gdy taka osoba zaczyna mowic kompletne bzdury, przeczace logice, prawom fizyki pojawia sie u mnie poczucie zwatpienia, a czasami chec opuszczenia w mojej opini bezwartosciowego wykladu itp.
P.S Alex, w poscie z godziny 19:49 napisales,ze jezeli kazdy z 200 mln ludzi wyda po 20 dolarow to przychod wyniesie okolo 2 mld dolarow, ale jezeli dobrze rozumiem podstawowe pojecia ekonomiczne to przychod powinien byc okolo 4 mld dolarow:) .
Jarek
Oczywiście masz rację, znowu napisałem za szybko :-) Festina lente Alex!!!
Dziękuję za zwrócenie uwagi na tę literówkę (cyfrówkę :-))
O autorytetach napiszę chyba osobny post, miałem ostatnio ciekawą dyskusję na ten temat
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Jarek
Przeczytaj dokładnie co zostao napisane… „Prosta arytmetyka daje spodziewane przychody z wydania tej książki w wysokości około czterech miliardów dolarów!! „
Pink
Ja to poprawiłem po tym jak Jarek zwrócił mi uwagę. Zrobiłem za to literówkę w jego imieniu (ach to paskudne przeziębienie :-))
Pozdrawiam
Alex
Alex :)
Jarku Jacku :)
chyba nie doczytałam i znowu coś pomyliłam :/
Alex:
Masz rację, trochę „po bandzie pojechałem” :) A więc “Należy zauważyć, że jeśli ktoś powołuje (TYLKO I WYŁĄCZNIE) się na opinie innych to znaczy, że sam nie ma opinii.” – chodzi o to, że ktoś uznaje zasłyszaną opinię i podaje ją dalej jako pewnik. Ty piszesz, że jeśli ktoś podpiera swoją opinię opinią innych ludzi – OK. Ale jeśli bazuje tylko na tym co usłyszał, sam nic nie wie, ale broni tej racji bez wiedzy żadnej w temacie o którym mówi to po prostu nie ma opinii – i tworzy ją sam od siebie, to doprawdy świadczy o klasie człowieka. Przykład tej recenzentki jest najlepszym przykładem, ewidentnie dostała listę rzeczy do zrecenzowania, nie chciało jej się – to wzięła parę opinii z internetu, skleiła w całość i tak pozostało… A może się mylę, tylko szybko czytała i nie za bardzo mogła coś więcej powiedzieć na ten temat…
Orest:
Pytanie czy tanie wino służy do delektowania się czy do upicia się? Pytanie z kategorii retorycznych. – z kategorii 'czepialstwo’ – możesz się zdziwić, kiedyś zdarzyło mi się wypić trochę takiego taniego wina, „Tur Mocny”, 3.50zł z czego 0.7zł to była kaucja. Na etykiecie (wątpliwej jakości) napis „napój alkoholowy owocowy winopodobny aromatyzowany półwytrawny”. I powiem Ci, że smak miał on całkiem fajny. I patrz, nie upiłem się nim…. :) Za słodkie to dla mnie było, to inna sprawa :) Może mógłby robić za jakiś aperitif nawet, czemu by nie? Grunt to eksperyment… :)
Nie zawsze coś o gorszej marce musi być gorsze faktycznie. Cena to rzecz drugoplanowa. Fakt, większość tanich win służy to upicia się, ale ogólnie rzecz ujmując każdy alkohol do tego służy – jeśli wypije się go jakąś nadmierną ilość. Nie wiem więc co tutaj jest dziwnego… Dobrym i drogim, markowym winem też da się upić… Odnosi się to nie tylko o wina, ale też do butów, telefonów komórkowych, itp, itd.
Alex, Pink
Przeinaczania mojego imienia to rzecz codzienna dla mnie, wiec nie ma sprawy :)
Serdecznie Pozdrawiam
Alex:
Jak wyobrażasz sobie polemikę bez odnoszenia się do konkretnych tez i wypowiedzi?
Jestem ciekaw, czy ktoś Cię do niej zapraszał? Z tego co wywnioskowałem z tego blogu to nie polemizujesz z osobami, które tego nie chcą. Gdybyś zrobił to w komentarzu pod recenzją to inna sprawa. Swoją drogą można wyciągnąć też inne wnioski z tego, że nie zamieścili tam Twojego komentarza… tak więc nie zostałeś zaproszony do polemiki – to moja interpretacja.
„Przy odrobinie myślenia większość Czytelników znalazłaby zapewne około jeszcze raz tyle. Może zrobimy mały konkurs uważnego czytania, kto znajdzie najwięcej? :) „
Wygląda mi to na tanią rozrywkę. Wolałbym tego tutaj nie widzieć. Rzeczowo wypunktować najpoważniejsze „przewinienia” owszem. Doszukiwanie się kropek i przecinków odbiera człowiekowi klasę (chyba, że ktoś pracuje jako korektor).
Przykład z 200 milionami mieszkańców USA z 20-to dolarówką w ręce jest dobrą ilustracją, że nie warto używać słów „zawsze”, „wszyscy”… Jest to jednak przewinienie jakie popełnia wiele ludzi, stąd można to pokazać w celach edukacyjnych.
„Piszę to bez złośliwości, jedynie w celu edukacyjnym.” – ja wyczułem złośliwość. Lecz to tylko moje odczucie.
„Gdyby komentowana opinia ukazała się na forum onetu, to machnąłbym na to ręką.”
Mam wrażenie, że cały onet wpakowałeś do jednego worka? Co by było, gdybym wpakował cały Twój blog do worka „Wszystko jest prawdą” i pod każdym postem przytakiwał?
PS: Tak… wypunktowałem Cię – a bardzo nie lubię tego robić – lecz zaprosiłeś mnie do takiej polemiki.
PPS: Pamiętaj, że cały czas uważam post za potrzebny dla naszego (Czytelników) rozwoju. Zwróciłem Tobie tylko uwagę na sposób w jaki postanowiłeś nas czegoś nauczyć.
PPPS: „Możesz być odmiennego zdania, ale pozwól mi trzymać moje standardy dyskusji.” Nie śmiałbym zabronić.
Witold:
Masz racje – każde uogólnienie jest złe (nawet to). Tanie wino nie musi służyć do upicia się a drogie do delektowania. I przyznam, że metafora z alkoholami w moich ustach jest niewypałem, bo się na nich nie znam. Chodziło mi raczej o zasadnicze przeznaczenie – dzięki za czujność.
Pozdrawiam,
Orest
Orest
Dziękuję za obszerną wypowiedź. Omówmy ją po kolei:
Piszesz: „Jestem ciekaw, czy ktoś Cię do niej zapraszał? Z tego co wywnioskowałem z tego blogu to nie polemizujesz z osobami, które tego nie chcą.”
Zwróć uwagę, że moja polemika nie ma osobistego charakteru, polemizuję z opiniami i ideami wyrażonymi publicznie w poczytnej gazecie. W takim wypadku nie potrzebuję zaproszenia, czy naprawdę jesteś odmiennego zdania? Poinformowałem też autorkę o tej polemice w komentarzu pod oryginalnym artykułełem, niestety nie został „puszczony” przez moderację, co mnie bardzo dziwi.
Dalej: „Doszukiwanie się kropek i przecinków odbiera człowiekowi klasę (chyba, że ktoś pracuje jako korektor).”
Orest, Orest!!! To jest tania manipulacja (dość powszechnie w Polsce stosowana) i lepiej się z czymś takim nie wychylaj. Gdzie ja napisałem że Czytelnicy mają szukać brakujących kropek i przecinków??? Specjalnie podałem przykład kolejnego błędu, aby każdy uważny Czytelnik wiedział dokładnie o co mi chodzi. To, co zaproponowałem, to jest nawiasem mówiąc bardzo dobry trening wyczulenia się na tego rodzaju błędy co z jednej strony pomaga samemu ich unikać, a z drugiej skutecznie argumentować, jeśli oponent nie odrobił dobrze „pracy domowej”.
Zrobienie podczas poważniejszej dyskusji biznesowej któregokolwiek z błędów, które wykazałem w tym artykule spowoduje, że oponenci rozniosą Cię na strzępy!! Jak już ktoś zadaje sobie trudu, aby śledzić ten blog to nie chcę aby coś takiego mu się przytrafiło.
Dalej: „ja wyczułem złośliwość”
Nic na to nie poradzę, to są Twoje odczucia, a jestem świadom, że każda jasna i klarowna wypowiedź będzie polaryzować ludzi. Jeśli chodzi o moje intencje-patrz powyżej. Swiat się z nami nie pieści, jeśli wychodzimy na zewnątrz i cokolwiek robimy i lepiej na to być przygotowanym
Jeśli chodzi o onet, to masz rację, miałem na myśli głównie wypowiedzi pod informacjami, powinienem był to doprecyzować.
„wypunktowałem Cię – a bardzo nie lubię tego robić – lecz zaprosiłeś mnie do takiej polemiki. ”
Po to jest blog, aby dyskutować, prawda :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex pisze: „Poinformowałem też autorkę o tej polemice w komentarzu pod oryginalnym artykułełem, niestety nie został 'puszczony’ przez moderację, co mnie bardzo dziwi.”
Naprawdę Cię to dziwi? Biorąc pod uwagę poziom artykułu, dziwiłbym się, gdyby Autorka zamierzała podjąć dyskusję na ten temat.
Alex pisze: „To, co zaproponowałem, to jest nawiasem mówiąc bardzo dobry trening wyczulenia się na tego rodzaju błędy co z jednej strony pomaga samemu ich unikać, a z drugiej skutecznie argumentować, jeśli oponent nie odrobił dobrze 'pracy domowej’.”
Dajesz swoim czytelnikom silny oręż, który mogą skierować także przeciwko Tobie, jeśli kiedyś zabraknie Ci skupienia podczas tworzenia wpisu lub komentarza. Gratuluję odwagi. Jako autor, gdy zdarzy Ci się jakaś wpadka, masz dwa wyjścia: przyznać się do błędu lub zastosować moderację. :-)
Witam Wszystkich,
„Drapieżna publicystka Dziennika, prowokatorka prasowych i internetowych polemik, bezlitosna recenzentka książek. Magdalena Miecznicka rzuca kolejne wyzwanie, jako autorka książki o pokoleniu swoich rówieśników, którym na progu dorosłości historia zrobiła prezent i otwarła drogę na Zachód.”
To fragment recenzji do książki, którą spłodziła nasza ulubiona :) dziennikarka(znaleziona na jednym z pierwszych odnośników po wpisaniu imienia i nazwiska autorki do Googla). Bardzo wymowna :)
Niestety w Polsce, krytyka jest ulubioną dziedziną jej mieszkańców. Nie ma to jak pojechać po kimś, udowadniając czyjąś słabość,bylejakość etc. a w kontraście i podtekście naszą spostrzegawczość i wnikliwość. Drażnią mnie tego typu artykuły więc nie dziwię się emocjonalnej reakcji Alexa i napisaniu tego postu. Gdy mamy głębszą wiedzę w porusznym temacie, bardziej oczywiste i widoczne stają się nadużycia dziennikarzy. Autorka jest zawodowym krytykiem literackim i dziennikarką, co mimo jej młodego wieku może już rodzić pewne skrzywienie zawodowe. Wszak krytyk żyje z krytykowania :). Forma nieważna – byle poruszła odbiorcę.
Jakość polskiego dziennikarstwa pozostawia niestety wiele do życzenia. Komentatrzem może być tekst z „Doliny nicości” Wildsteina – szef największej gazety w kraju każe podwładnemu napisać konkretny tekst – ten odpowiada, że się na tym nie zna – na co redaktor naczelny – „a kto ci powiedział, że dziennikarz musi się na czymś znać ?”.
Wracając do pytania nr1 postawionego przez Alexa. Na manipulację podatne są osoby które mają powierzchowną wiedzę wporusznym temacie. O ile mamy czas i interesuje nas omawiany temat możemy dotrzeć do różnych, często sprzecznych teorii i opracowań, które mimo to warto przeczytać.
Różnorodność daje możliwość wyboru!!!
Tak więc na 1 miejscu WIEDZA.
Pozostaje tylko kwestia jak do tej wiedzy dotrzeć (pomijam sprawę nauki na poziomie szkoły podstawowej, średniej i wyższej – gdyż są to podwaliny pod dalszy rozwój człowieka i trudno jest tu zagłębiać się w kwestie metodologii).
Przykład można znaleźć choćby w komentarzach do tego postu. Widać, że Antek i Piotr starają się otrzymać informacje o zawartości półki Alexa. Kierunek dobry, lecz zapytanie wydaje mi się niewłaściwe. To co obecnie może znajdować się na Alexowej półce wcale nie musi być przydatne Antkowi i Piotrowi. Człowiek (podświadomie lub nieświadomie) rozwija swoje umiejętności zgodnie ze swoimi wewnętrznymi preferencjami bazując na już zdobytej wiedzy. Być może dla 99% czytelników tego bloga „teoria strun” nigdy nie będzie miała żadnego znaczenia.
Fajnie jest prosić osoby , które są dla nas autorytetami o konkretne rekomendacje – np. interesuję się …. , czy możesz mi polecić literaturę na ten temat?
Na miejscu 2: SPOSTRZEGAWCZOŚĆ + PODSTAWY PSYCHOLOGII I SOCJOLOGII
Jeżeli zpoznamy się z elementarną wiedzą z tego zakresu będziemy znali metody(schematy) manipulacji i będziemy mogli je szybko wychwycić u naszego dyskutanta. Przywarą nierzetelnego/manipulującego dyskutanta jest używanie „kwiatków” – posługują się np.kwantyfikatorami mówiąc nam, że wszyscy, że zawsze, że nigdy, itp. Temat jest bardzo rozległy :)
Jest coś jeszcze czego nie chcę stawiać na żadnym miejscu. To nasz percepcja.
Moim zdaniem chodzi o to by dzięki niej wychwycić osoby które chcą z nami dzielić się swoją wiedzą i spostrzeżeniami, jednocześnie nie narzucając ich jako prawdy absolutnej. Co ważne nie są zasłuchane w melodię swoich słow a potrafią na nowo zastanowić się nad naszym z pozoru infantylnym pytaniem :)
Drugiego pytania Alexa nie zrozumiałem. Proszę o rozwinięcie tematu.
Pozdrawiam :)
P.S. niebezpieczni są wszystkowiedzący. We mnie zaufanie wzbudza ktoś kto potrafi powiedzieć – nie odpowiem na pytanie ponieważ się nie znam :)
TesTeq
Dziwi mnie to nieco, bo to nie ona zapewne zablokowała mój komentarz, lecz jakaś osoba zajmująca się moderacją forum.
Widzisz, Dziennik nie znajduje się w najlepszej kondycji, czytelnictwo spada i wzmocnienie pozycji w internecie będzie prawdopodobnie jedyną sensowną szansą na przyszłość. A w internecie musisz szanować Twoich gości, zwłaszcza tych, którzy zadają sobie trudu aby komentując wzbogacać Twój content. Ja jestem dla Dziennika stracony.
Piszesz: „Dajesz swoim czytelnikom silny oręż, który mogą skierować także przeciwko Tobie……”
Oczywiście że tak! :-) To jest przecież blog edukacyjny i ja chę aby Czytelnicy (podobnie jak moi uczestnicy szkoleń) radzili sobie w życiu ponad przeciętną!!
O siebie się nie martwię, bo jeśli ktoś będzie maił rację, to powiem „dziękuję” i poprawię mój błąd (ostatnio zdarzyło się wczoraj), a gdyby komuś przyszło do głowy zaatakować mnie metodami nie fair, to też sobie poradzę :-)
I w tym ostatnim przypadku nie mam na myśli moderacji (to jest dla cieniasów!) tylko „kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie!” :-) :-)
A propos moderacji, to jestem zaskoczony jak rzadko trzeba cokolwiek robić. Srednio raz na dwa miesiące pojawia się komentarz, który albo zawiera ataki ad personam na któregoś z Czytelników, albo napisany jest wulgarnym językiem (w tym roku zdarzyło się to tylko 2 razy), lub wrzuca coś (np. film) kompletnie nie na temat. W takich przypadkach piszę maila do autora i uprzejmie proszę o przeredagowanie treści, bądź o rezygnację z publikacji. Jeśli ktoś podał prawdziwy adres to zawsze znajdziemy jakieś rozwiązanie.
Aha, czasem Wasze komentarze automatycznie lądują w moderacji (np. kiedy zawierają linki), to nie ja tylko system antyspamowy :-)
MarcinS
Napisałeś bardzo interesujący komentarz, na który chcę porządnie odpowiedzieć. Pozwól że zrobię to nieco później
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witajcie
Napiszę krótko- ten post Alexa to zaledwie mini próbka naukowego podejścia
które zakłada:
– odpowiedzialność za słowa a już szczególnie gdy się do czegoś/kogoś odnosimy
– rzetelność, czyli m.in. gruntowna wiedza na temat o jakim piszemy
– jednoznaczność
Chcę zwrócić Wam uwagę, że te trzy założenia w danej krytycznej wypowiedzi nie
zostały spełnione. Pełno w niej banałów, założeń niczym niepopartych, błędnych
językowo zdań. Pozostaje przy tym pytanie:
jaki kontekst był wypowiedzi autorki ???
I tutaj możemy długo rozważać.
Podsumowując (piszę jedną ręką bo mam problem z kręgosłupem), warto
przegryzać się przez założenia, o jakich napisałam żeby mieć świadomość, że
sporo z tego, co czytamy niestety nie jest ani wartościowe ani rzetelne.
Uwrażliwianie na takie rzeczy to cenna umiejętność.
Katarzyna Latek
p.s. moim zdaniem bardziej ocenny był post Alexa dot. wypowiedzi młodego
małżeństwa jednak to jego post i ma prawo do swoich opinii, które jak często
podkreśla mają służyć jako wyjście do własnych rozważań
Alex:
Odniosę się tylko do dwóch rzeczy, bo punktowanie nie służy niczemu.
„Zrobienie podczas poważniejszej dyskusji biznesowej któregokolwiek z błędów, które wykazałem w tym artykule spowoduje, że oponenci rozniosą Cię na strzępy!!”
Z uśmiechem na twarzy i z „Miłego dnia” na ustach pożegnałbym takiego oponenta, który miałby mnie „roznieść na strzępy” za słowo np. „zawsze”, „wszyscy” itd., nawet jakby mi oferował świetny biznes. Dla mnie liczy się całościowy przekaz a nie „pół-zdania”.
Dla większej jasności:
„Gdyby komentowana opinia ukazała się na forum onetu, to machnąłbym na to ręką.”
„Jeśli chodzi o onet, to masz rację, miałem na myśli głównie wypowiedzi pod informacjami, powinienem był to doprecyzować.”
Wciąż widzę jeden worek „Wszystkie wypowiedzi pod informacjami onetu”. Od początku jednak domyślam się, że chciałeś wskazać na znakomitą większość wypowiedzi i ich jakość merytoryczną. „Czepiłem się” Ciebie, aby pokazać Tobie, że to nie jest nic fajnego „wygarniać” sobie takie błachostki.
TesTeq już Tobie napisał, że uzbroiłeś w silny oręż Czytelników i może obrócić się to przeciwko Tobie.
Alex! Nie życzę Tobie tego – za bardzo Cię lubię i szanuję.
Pozdrawiam,
Orest
Katarzyna, MarcinS, Orest
Zgodnie z obietnicą odpowiem Wam nieco później.
Na razie na szybko pozwolę sobie podlinkować jeszcze jedną poważną „wpadkę” dziennikarzy (??)
Zobaczcie tutaj:
http://www.dziennik.pl/polityka/article277564/Urzednicy_nie_dostana_gigantycznych_nagrod.html
a bardzo dobry, choć dosadny komentarz do tego zamieścił Bogdan Miś:
http://bogdan.wordpress.com/2008/12/07/pod-publiczke/
Zacytuję tylko grzeczny początek :-) :
„Cały dzień media elektroniczne dziś trabią o horrorze: urzędasy dostały 200 mln zł nagród od rządu! Autostrad, pani Malinowska, nie budują, a nagrody, darmozjady, biorą! Na różnych forach się zagotowało, komentatorzy oburzeni po same uszy…
A wszystko zaczęło się od “Newsweeka”, który tę wiadomość podał. W artykule “Rząd nagrodzonych” pismo doniosło, że najwięcej miały wydać Ministerstwo Rozwoju Regionalnego (70 mln zł) i Ministerstwo Infrastruktury (53 mln zł). Okazało się jednak, że… te liczby są całkowicie wyssane z brudnego palucha: podano nie kwoty nagród, ale cały roczny fundusz płac.”
Reszta jest bardzo barwnie napisana, zobaczcie sami. Niestety Autor ma rację
Pozdrawiam
Alex
Przypomnial mi sie dowcip:
„Do radio Erewań zadzwonił słuchacz i zapytal: Czy to prawda, że w Moskwie na Placu Czerwonym rozdają samochody? – Redaktor prowadzacy program odpowiedzial: Oczywiście, prawda. Tylko nie w Moskwie, a w Leningradzie, nie na Placu Czerwonym tylko na ulicy Rewolucji, nie samochody tylko rowery i nie rozdają tylko kradną.”
M
Alex,
Kolejny dobry tekst. Dobrze, że zwróciłeś uwagę na tą tematykę. Często jest tak, że brak jest krytycznego spojrzenia na opinie innych. Zwłaszcza gdy na jakiś temat mamy małą wiedzę a ktoś wypowiada się z pozycji eksperta wtedy łatwo jest przyjąć bezkrytycznie jakiś pogląd nie zastanawiając się nawet czy jest on słuszny.
Co się zaś tyczy Twojego nieopublikowanego komentarza na forum Dziennika najbardziej prawdopodobnym dla mnie powodem takiego postępowania może być moderowanie w ten sposób wszystkich komentarzy które zawierają linki do innych stron. Są to jednak tylko moje spekulacje (ostatecznie pierwszy komentarz nie jest zbyt pochlebny)
Jeśli zaś chodzi o Twoje rekomendacje książkowe to chętnie przeczytałbym Twoją opinię na temat publikacji Pavliny. Swego czasu dość regularnie czytałem jego bloga i nawet zastanawiałem się nad zakupem tej pozycji.
Przy okazji znajomy wydał mi się tytuł: “Liebe dich selbst und es ist egal wen du heiratest” (”Kochaj siebie samego, a będzie wszstko jedno kogo poślubisz”) i przez chwilę zastanawiałem się skąd ja to znam. Dopiero po pewnym czasie uświadomiłem sobie, że wczoraj będąc w Empiku mignęła mi przed oczami pozycja „Kochaj siebie, a nieważne, z kim się zwiążesz” więc skoro pozycja jest dostępna na polskim rynku może podzielisz się również opinią i na jej temat.
Pozdrawiam.
Grzegorz Kudybiński.
W artykule Pana Bogdana Misia jest taki akapit o sianiu nienawiści i zawiści – mam wrażenie, że Pan Bogdan zrobił to samo.
Swoją drogą jaki to skandal? Czasem myślę, że jakiś zacofany jestem, skoro nie śledzę prasy ani nie oglądam serwisów informacyjnych… człowiek przynajmniej nie wie co go omija :)
Pozdrawiam,
Orest
Marcin
Parę osób wybiło się w Polsce poprzez bycie „drapieżnym, bezlitosnym” itp. To takie proste przy pomocy paru prostych trików przyłożyć komuś, gawiedź bije brawo i nowa gwiazda pojawia się na firmamencie :-)
Piszesz „Autorka jest zawodowym krytykiem literackim …”
Jakie jest kryterium „zawodowości”? To że ktoś w jakiejś gazecie dostaje wierszówkę niestety nic nie mówi o jego profesjonaliźmie. Bardziej ogólnie o tym zjawisku napiszę wkrótce specjalny post.
Na marginesie, to moja reakcja była nie tyle emocjonalna, lecz chłodno-rzeczowa, więcej nie trzeba.
Wiedza, o której wspominasz jest rzeczywiście ważnym elementem zabezpieczenia przed manipulacją, drugim jest korzystanie z godnych zaufania źródeł. Stąd moje ciągłe zalecenia dla Czytelników, aby dbali o swoją reputację, gdyż to w dzisiejszych czasach będzie coraz ważniejsze.
Pytania Antka i Piotra były OK, z tym , że musiałbym im dołączyć listę ponad 1000 książek, które stoją u mnie na półkach i których znakomitą większość przeczytałem.
Teoria superstrun, to temat, którym choć powierzchownie powinien zająć się każdy, aby uświadomić sobie, jak bardzo ograniczone są nasze umiejętności wyobrażenia sobie różnych rzeczy i jak niewielkie pojęcie mamy co tak naprawdę w tym świecie się dzieje. Ja czytając tę książkę wielokrotnie „ze zgrzytem” ocierałem się o moje granice wyobraźni, to było ciekawe ćwiczenie.
Napisałeś też: „Moim zdaniem chodzi o to by dzięki niej wychwycić osoby które chcą z nami dzielić się swoją wiedzą i spostrzeżeniami, jednocześnie nie narzucając ich jako prawdy absolutnej”
Powiem więcej, jeśli ktoś wypowiada się jako posiadacz takiej prawdy absolutnej, to powinno to natychmiast być podejrzane dla każdego słuchacza.
W moim drugim pytaniu głównego postu chodzi o to, że przynajmniej część Czytelników chce z ekonomicznego punktu widzenia osiągnąć w życiu znacząco więcej niż przeciętna. To jest możliwe też i w Polsce, tylko trzeba liczyć się z dużą konkurencją i oponentami, którzy w dyskusjach wykorzystają wszelkie luki i niedoskonałości w ich argumentacji. Posty takie jak ten mają dać im materiał do przemyśleń na co mają zwracać uwagę, tąd postawienie im zadania w formie pytania
Pozdrawiam serdecznie
Alex
PS: Na pozostałe komentarze odpowiem nieco później
Katarzyno
Oczywiście typowo naukowe podejście do precyzji wypowiedzi byłoby rozwiązaniem idealnym i te trzy podane przez Ciebie punkty warto mieć przed oczami, kiedy formułujemy wypowiedzi.
W opisanym przypadku niestety nie miało to miejsca :-)
Przynajmniej mieliśmy użyteczny przykład do wyostrzenia percepcji naszych Czytelników.
Orest
Piszesz: „Z uśmiechem na twarzy i z “Miłego dnia” na ustach pożegnałbym takiego oponenta, który miałby mnie “roznieść na strzępy” za słowo np. “zawsze”, “wszyscy” itd., nawet jakby mi oferował świetny biznes. „
Nie gniewaj się, ale mam wrażenie że masz dość wyidealizowany obraz jak wygląda rzeczywistość biznesowa, przynajmniej w sprawach, gdzie chodzi o znaczące pieniądze.
Wyobraź sobie dwa scenariusze:
1)jako freelancer rozmawiasz po raz pierwszy z doświadczonym dyrektorem odpowiedzialnym za spory kawałek biznesu. Jeśli w takiej rozmowie zaczniesz używać określeń typu „zawsze”, wszyscy”, posługiwać się stereotypami, robić wycieczki personalne i inne błędy, które wytknąłem w poście głównym, spowoduje to domniemanie (przeważnie w takich wypadkach słuszne), że albo jesteś mało doświadczony, albo co gorsza „ściemniasz”. Możesz sobie myśleć i robić co chcesz, ja mówię Ci tylko o konsekwencjach
2)załóżmy, że na ważnym spotkaniu managementu prezentujesz Twoją koncepcję jakiegoś rozwiązania, a inny jego uczestnik swoją. Jeśli będziesz popełniał błędy o których mówię, to każdy w miarę wyszkolony oponent natychmiast wykorzysta to do podważenia Twojej wiarygodności i obalenia tego, co mówisz. To są realia, wolę aby Czytelnicy tego blogu nie podkładali się w ten sposób
Jeśli chodzi o Twoją wypowiedź: „Wciąż widzę jeden worek “Wszystkie wypowiedzi pod informacjami onetu”. …” i dalej, to proszę przeczytaj dokładnie i ze zrozumieniem moją oryginalną wypowiedź:
“Gdyby komentowana opinia ukazała się na forum onetu, to machnąłbym na to ręką.”
i uzupełnienie, że chodziło mi o komentarze pod informacjami.
„Łopatologicznie” wytłumaczone oznacza to dokładnie to, co napisałem, czyli że gdybym taką „recenzję” zobaczył w komentarzach pod informacjami Onetu to bym na nią w ogóle nie zareagował i machnął na to ręką.
Co Ci się w tej wypowiedzi nie podoba?? Wolno mi pewne miejsca w internecie uważać za niewarte zabierania tam głosu, czy nie? Czego chcesz się „czepiać”? :-)
I na zakończenie: „TesTeq już Tobie napisał, że uzbroiłeś w silny oręż Czytelników i może obrócić się to przeciwko Tobie. Alex! Nie życzę Tobie tego „
Ja nie mam z tym problemu. Moje doświadczenie z zespołami, które szkolę pokazuje, że im sprawniejsi językowo są ich członkowie, tym lepszy jest poziom dyskusji i argumentacji. Dla blogu też byłoby to super.
Grzegorz
Jeśli chodzi o książkę Pavliny, to po przekartkowaniu pierwszej połowy nie jestem nią zachwycony, ale jest to oczywiście moje czysto subiektywne wrażenie. Naturalnie to co on pisze, to są użyteczne rzeczy, niemniej sposób ich podania nie przemawia do mnie i nie zachęca do czytania. Sporo jest rzeczy, znanych z innych pozycji i internetu, niektóre podane dość ogólnie i schematycznie . Dla przykładu autor podaje „66 habits that can help boost your personal effectiveness” i tam dla przykładu (cytuję dokładnie):
„11 Intuition Go with your instinct. It’s probably right”
albo
„13 Pareto The Pareto principle is the 80-20 rule, which states that 80 percent of the value of a task comes from 20 percent of the effort. Focus your energy on that critical 20 procent, and don’t overengineer the noncritical 80 percent”
Dam jej jeszcze jutro szansę w tej części, gdzie autor obiecuje bardzo praktyczne metody stosowalne w różnych sytuacjach życiowych. Podkreślam jeszcze raz że mówię o moim osobistym, subiektywnym wrażeniu po dość powierzchownym (bo nie wciągnęła mnie specjalnie) prześliźnięciu się przez pierwsze 150 stron
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Bardzo dobry post – mam podobne odczucia jeśli chodzi o takie teksty w gazetach/Internecie.
„Teoria superstrun, to temat, którym choć powierzchownie powinien zająć się każdy”
Miłe spostrzeżenie, Alex :) (jednym z moich hobby jest fizyka)
Z pomocą przychodzi TED (moim zdaniem świetna prezentacja na początek):
http://www.ted.com/index.php/talks/brian_greene_on_string_theory.html
Pozdrawiam,
Szymon B
Szymon
Dziękuję za link, właśnie czytam jego książkę na ten temat
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Jestem właśnie w trakcie czytania Gladwella. Kupiłem wszystkie jego książki:
The Tipping Point – dzięki niej stał się sławny
blink – jestem w połowie
The Outliers – to zostawiam na koniec, więc nie mogę się wypowiadać jeszcze na jej temat.
Podsumowując wnioski płynące z jego literatury: nie przyznałbym racji ani pani z „Dziennika”, ani Tobie, Alex. Umieściłbym tę rację gdzieś po środku, aczkolwiek zdecydowanie bliżej Twojej wersji, niż tej z gazety.
Dlaczego?
Większość rzeczy, które opisuje Gladwell, rzeczywiście nie jest odkrywcza. Jednak nie w odkrywaniu jakichś niezgłębionych tajemnic chodzi w jego książkach. Chodzi o pokazanie pewnych mechanizmów i to, skąd one się biorą i czym to jest spowodowane: na płaszczyźnie psychologicznej, kulturalnej, fizycznej i wielu innych, w zależności od zagadnienia. Skumulowanie tak wielu różnych czynników i wyciągnięcie z tego wspólnego pierwiasta jest mocną stroną jego książek.
Słabszą stroną jest jednak od czasu do czasu słabszy przykład. Słabszy czasem przez to, że nie do końca pasujący do teorii i na siłe do niej przystosowany. Czasem też przez to, że jest tłumaczony niejako sam przez siebie (jest tak, bo tak jest) – z dużym uproszczeniem oczywiście, ale niektóre przykłady rzeczywiście takie są.
Podsumowując jednak – polecam wszystkie jego książki. Na pewno są warte przeczytania, żeby poznać różnorodność kątów, pod jakimi można patrzeć na sprawy oraz pod względem syntetyzowania ich w jedną logiczną całość. Niektóre nietrafione lub naciągnięte przykłady są zdecydowanie wybaczalne, bo nie wypaczają całości i nie zdarzają się zbyt często.
Radku
Dziękuję za Twój bardzo interesujący komentarz, pod którym bezproblemowo mogę się podpisać. Proszę pokaż mi tylko gdzie dokładnie leżą różnice między Twoim stanowiskiem w sprawie Gladwella a moim :-)
Mój post był właściwie o recenzji tej pani i stosowanych przez nią manipulacjach i uproszczeniach, „Outliers” generalnie poleciłem do przeczytania tak jak Ty.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
OK, może rzeczywiście przełożyłem wytykanie błędów w rozumowaniu dziennikarki na bezwarunkowe zgadzanie się z Gladwellem.
Polecę więc jeszcze raz książki, bo są dobre. Na polski chyba tylko pierwsza była przetłumaczona (The Tipping Point). Drugiej nigdzie po polsku nie widziałem, a trzecia dopiero wyszła, więc jak ma być przetłumaczona, to pewnie nie wcześniej, niż za co najmniej pół roku. Są jednak rzeczywiście pisane w dość przystępny sposób, więc nie powinny sprawiać żadnej trudności. To nie „Lolita” Nabokova ;)
Radek
To są te uroki nadinterpretacji :-) Nie przejmuj się, to dość typowy i często spotykany błąd, z którym walczę np. na treningach z negocjacji.
Gladwella, podobnie jak i inne amerykańskie książki non-fiction najlepiej czytać w oryginale. W innym przypadku dociera do nas to, co z idei autora zrozumiał tłumacz, a z tym bywa różnie. Poza tym oryginał możemy ściągnąć z USA albo nawet z Niemiec jak tylko się ukaże.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Tak, oczywiście, że najlepiej w oryginale. Jeśli coś zostało napisane w języku, który znam, to staram się czytać w oryginale. Teraz sobie np. przerabiam Mistrza i Małgorzatę i muszę po raz setny przyznać, że w tłumaczeniu się traci połowę uroku i 1/3 sensu – z powodów braków tłumaczeniowych, braku niektórych słów czy wyrażeń w innym języku czy też niemożność oddania slangu czy gwary. Dobry tłumacz może najwyżej zminimalizować straty w tłumaczeniu.
Ja wszystkie książki Gladwella mam po angielsku, a informacje o tłumaczeniu podawałem tym, którzy mogą woleć czytać po polsku – z różnych powodów.
Orest Tabaka pisze: „TesTeq już Tobie napisał, że uzbroiłeś w silny oręż Czytelników i może obrócić się to przeciwko Tobie. Alex! Nie życzę Tobie tego – za bardzo Cię lubię i szanuję.”
A ja nie namawiam do takiego starcia żadnego z Czytelników, bowiem Alex włada tym orężem od wielu lat i bez wahania obetnie Wam wszystkie argumenty, których nie wykujecie z najprzedniejszej stali.
Alex,
W komentarzu do Marcina piszesz:
„Teoria superstrun, to temat, którym choć powierzchownie powinien zająć się każdy…”
Jak można zająć się tym tematem ?
pozdrawiam, Artur
Alex:
Zgadzam się – mam wyidealizowany obraz rzeczywistości biznesowej, lecz mam pełne prawo wymyślić sobie jaki chce standard mojej pracy i się jego trzymać. Mam nadzieję, że zrobi on za jakiś czas trochę zamieszania na rynku.
Co do tych scenariuszy – rozpocząłeś od „Zrobienie podczas poważniejszej dyskusji biznesowej któregokolwiek z błędów… spowoduje…”, na co moja wypowiedź „…który miałby mnie “roznieść na strzępy” za słowo…” (jeden błąd, jedno przewinienie) a w Twoich scenariuszach są „…zaczniesz używać określeń…” czy „… będziesz popełniał błędy…” czyli scenariusz oparty na wielu błędach. Zgodzę się z Tobą więc, że w przypadku wielu przewinien to wywre wrażenie „ściemniacza” czy też oponent się ze mną rozprawi – sam zresztą takiego klienta pożegnałbym. W przypadku jednego przewinienia zostaję przy swoim – uśmiech na twarzy i „Miłego dnia”.
Pozwól, że jeśli mamy przerzucać się słówkami to na dalszą część dyskusji „usiądę z boku” i będę się tylko przysłuchiwał. To co mi zafundowałeś to pewnie cenna umiejętność, lecz wcale nie czuję, abym przez ten weekend choć trochę wypoczął – strasznie mnie męczy taka dyskusja.
Sprawa z Onetem – nie chodzi mi o Twoje prawa tylko o to, że wytykasz innym generalizowanie a sam posłużyłeś się „workiem”. I nie dlatego, że Tobie błędów nie wolno popełniać (bo wolno), tylko dlatego, że taki popełniłeś (w moim odczuciu dwókrotnie).
Alex! Wiem, że poradziłbyś sobie z niemal każdym przy takich potyczkach słownych. Tylko czy takie potyczki będą służyć omówieniu tematu postu? Fakt, że ten post akurat o tym traktuje, to możemy się tym zająć, poćwiczyć. Lecz pod innymi postami strasznie zaśmieca to dyskusję (mówię o przesadnym czepianiu się).
TesTeq:
Stwierdziłem tylko fakt o wyposażeniu nas w silny oręż oraz że „może” się to obrócić przeciw Alexowi. Wyraziłem też nadzieję, że tak się nie stanie. Do takiej polemiki nie namawiałem, bo trudno się ją później czyta (czy też przysłuchuje) a jeszcze trudniej bierze w takiej aktywny udział.
Pozdrawiam,
Orest
TesTeq
Piszesz: „…bez wahania obetnie Wam wszystkie argumenty ….”
Będę się wahał, bo to jest blog na którym chcemy nauczyć a nie zniechęcić
W przypadku biznesowym to byłaby inna sprawa :-)
Artur
Polecam książkę, którą czytam Brian Greene „The Elegant Universe”, koniecznie w oryginale.
Orest
Oczywiście że masz prawo wymyślać sobie dowolny standard pracy i w kwestii, którą dyskutujemy pozostawiam rzeczywistości dalszą edukację Twojej osoby :-)
Podałem moim zdaniem klarowne przykłady dlaczego używając pewnych określeń, stereotypów i trików sprzedajemy się poniżej własnej wartości i narażamy na ataki oponentów, niech każdy zrobi z tym co zechce.
Zastanów się nad tym co powiedziałeś:
„miałby mnie “roznieść na strzępy” za słowo…” (jeden błąd, jedno przewinienie) a w Twoich scenariuszach są “…zaczniesz używać określeń…””
Jeśli użyłeś jednego z tych szkodliwych słów, to właśnie zacząłeś je używać, zgadza się?
Powiedziałeś też:”że jeśli mamy przerzucać się słówkami to na dalszą część dyskusji “usiądę z boku” ”
Chcesz poznać mój punkt widzenia?
Siedzę sobie na Kanarach, słońce świeci, temperatura 25 C. Mimo tego, widząc że jeden zaangażowany Czytelnik robi błąd, który według mojego doświadczenia bardzo zaszkodzi mu w biznesie, siadam od czasu do czasu do komputera i naprawdę staram się wyjaśnić w czym rzecz. Jeśli Ty interpretujesz to jako przerzucanie się słowami, to dajmy sobie spokój :-)
Jak mawiają Amerykanie „take it or leave it.”
Gwoli wyjaśnienia „sprawy onetu” :-) :
Gdybym napisał „onet jest zły”, byłaby to generalizacja, z którą można by polemizować zadając na przykład pytania „czy na pewno cały jest zły, bez wyjątku?”
Ja zaś napisałem napisałem w poprzedniej odpowiedzi:”“Gdyby komentowana opinia ukazała się na forum onetu, to machnąłbym na to ręką.” co potem dość prosto wytłumaczyłem, że oznacza to, że gdybym taką „recenzję” zobaczył w komentarzach pod informacjami Onetu to bym na nią w ogóle nie zareagował i machnął na to ręką.”
To jest tylko opis mojej reakcji na pewne hipotetyczne zdarzenie, potrafisz to rozróżnić?
Jeśli nie to trudno, pozostawmy to tak jak jest.
Przy okazji pytanie do pozostałych Czytelników:
Wolicie mieć w komentarzach luźną dyskusję, czy też chcecie nauczyć się konkretnych i przydatnych umiejętności językowych?
To drugie będzie, jak widać, trudniejsze dla obydwu stron, więc warto się zastanowić. Dla mnie obydwa warianty są OK
Pozdrawiam serdecznie wszystkich
Alex
Alex,
Z uwagi na dużą liczbę komentarzy ja stosuję poniższą strategię:
Komentarze subskrybuję w czytniku RSS, następni czytam wszystkie Twoje, Jeżeli wskazują one na ciekawą dyskusję lub opinię innego czytelnika, wyszukuję go i czytam uważnie.
Dla mnie również oba warianty są OK., jednakże ku delikatnemu zwrotowi ku uczeniu przydatnych umiejętności językowych.
W wielu komentarzach były prawdziwe perełki, czyli treści o wartości konkretnego Postu. Jak dla mnie bardzo wartościowe jest polemika z czytelnikami, którzy upoważnili Cię do szczerego odpowiedz w komentarzach. Jest to z pożytkiem dla nich jak i pozostałych Czytelników.
W stosunku do moich wypowiedzi również poproszę o bezpośredni i szczery feedback.
Pozdrawiam, Artur
Trzy uwagi. Po pierwsze, dziękuję za odwiedziny u mnie. Po drugie, co do wzmiankowanej recenzentki: książki przez nią ocenianej nie znam, ale jeśli sądzić po próbkach stylu owej damy, to może właśnie warto przeczytać? Namnożyło się nam takich „wybitnych krytyków” – powiedzmy, muzycznych – którzy wyrośli na lansowaniu się w klubach i na dyskotekach, oraz dwa-trzy razy wystąpili w jakiejś telewizji i pobzdurzyli o jakichś hiphopach, natomiast mieliby poważne trudności z odróżnieniem Koncertów Brandenburskich od IX Symfonii. Przywołuję specjalnie męski przykład, bowiem nie chce nijak bezpośrednio odnieść się merytorycznie do osoby, której dzieł nie znam. Choć, powtarzam, próbki stylu są zniechęcające. Po trzecie:co do samej książki i w ogóle literatury „biznesowej”, specjalnie amerykańskiej. Rzeczywiście, na ogół jest ona okropna: napuszone banały i niewiele więcej. Ale, ale… Toć to-to nie jest pisane dla smakosza Prousta, ale dla szeregowego (specjalnie amerykańskiego) „biznesa”, który jest na ogół zwykłym przypadkiem wzbogaconym kretynem. Klasa średnia: średnio czyta, średnio pisze. Jeśli tym debilom wbije się do prostackich łbów pewne zasady, wydające się oczywistością dla średniointeligentnej małpy, to – panie i panowie – alleluja! Jeśli przeczytają łatwiutką książeczkę z banałami – to już przecież sukces; może sięgną po trudniejszą, może w ogóle po jakimś czasie zaczną czytać?
A – z drugiej strony – czytałem kilka książek z tej dziedziny, które mi się podobały, nawet bardzo: polecam de Marco „Luz”. wydany przez WNT.
Pzdr.
Witaj Alex, witam wszystkich
Do krytyków staram się podchodzić krytycznie ;-)
Zresztą jakie ma znaczenie ocena krytyka, jesli potrafiłam się z danej książki czegokolwiek pozytywnego nauczyć i została w mojej pamięci ?
Ponieważ książki w księgarni i bibliotece wybieram intuicyjnie, nie czytam opisów, w celu – Czy warto to przeczytać.
„tanie metody manipulacji” – rozpoznaje mój żołądek.
„nierzetelnego/źle przygotowanego dyskutanta” – wali po etykietkach, znajomościach, emocjach, stawia prawdy nie podlegające dyskusji i nie daje ze sobą dyskutować, w chwilach krytycznych, komentuje wygląd i zachowanie kontrrozmówcy – wychodzę po 5 minutach, szkoda mi czasu.
„jak przygotować argumentację lub tezy tak, aby jakiś Alexopodobny (albo przez niego wyszkolony) nie miał do czego strzelać” – być elastycznym, jednak aby mieć argumentację na bieżąco trzeba posiadać sporą wiedzę o świecie.
pozdrawiam serdecznie
Monika
Bogdan Miś
Witamy na naszym blogu :-)
Co do uwag:
ad 1
proszę bardzo, w ramach moich badań językowych zaglądam w wiele bardzo różnych miejsc, Pana mam w RSS
ad 2
co do poziomu wielu „krytyków” niestety zgadzam się z Panem. Brak znajomości krytykowanego tematu i wypowiadanie się na podstawie powierzchownych stereotypów to jeden z niezwykle rozpowszechnionych „grzechów” takich ludzi, który znacznie ogranicza wiarygodność ich wypowiedzi.
ad 3
tutaj niestety reprezentujemy bardzo odmienne punkty widzenia.
Pisze Pan o amerykańskiej literaturze biznesowej: „na ogół jest ona okropna: napuszone banały i niewiele więcej.”
Biorąc pod uwagę fakt, że w USA corocznie publikowane jest ok. 6000 tytułów w kategorii „Biznes” pojawia się pytanie, jaki procent z nich Pan przeczytał, aby się tak generalnie wypowiadać.
Podobne pytanie budzi Pańskie stwierdzenie: „to-to nie jest pisane dla smakosza Prousta, ale dla szeregowego (specjalnie amerykańskiego) “biznesa”, który jest na ogół zwykłym przypadkiem wzbogaconym kretynem”
Patrząc przy tym na siebie (biedny sprzedawca gazet w 1982, dość dobrze ustawiona finansowo osoba w 2008) zastanawiam się, czy to „zwykłym przypadkiem wzbogaconym kretynem” dotyczy też mnie, bo przecież w dużej mierze „wychowałem się” na literaturze amerykańskiej i do tego nie czytałem Prousta ?
Od określania innych ludzi epitetami typu „debile o prostackich łbach” też dystansuję się zdecydowanie. To nie jest sposób w którym eleganccy ludzie z klasą wyrażają się o innych, rzeczowa argumentacja (jeżeli się ją ma) jest znacznie lepsza.
Przykro mi, że w tym trzecim punkcie muszę pisać takie rzeczy Gościowi, który pojawia się tu po raz pierwszy, ale z drugiej strony jest Pan profesjonalistą i w takim przypadku kulturalna, ale bardzo otwarta komunikacja jest z mojej strony wyrazem szacunku
Pozdrawiam
Alex
PS: Do pozostałych Czytelników – Jeśli dziwicie się, że w stosunku do p. Misia używam formy „Pan” zamiast zwyczajowej tutaj „Ty”, to śpieszę z wyjaśnieniem, że z racji wieku p. Miś mógłby być moim ojcem. W takich przypadkach kultura wymaga używania takiej formy, chyba że zainteresowany zażyczy sobie inaczej. A my jesteśmy przecież kulturalnym towarzystwem, nieprawdaż?
Alex,
Dziękuję Ci za opinię na temat książki Pavliny. Być może początek jest napisany dla osób całkiem nieobeznanych z tą tematyką i dla kogoś kto nieraz czytał już o zasadzie Pareto nie jest tak bardzo interesujący. Może rzeczywiście druga część książki będzie miała znacznie większą wartość.
Co się zaś tyczy Twojego pytania. Zdecydowanie wolę nauczyć się konkretnych i przydatnych umiejętności językowych tym bardziej iż uważam, że to nie zabije całkiem luźnej dyskusji która także będzie się toczyć na tym blogu. Zresztą lepiej mieć próbkę możliwości tutaj w przyjaznym środowisku niźli przekonać się o tym boleśnie w jakiejś innej, krytycznej sytuacji.
Pozdrawiam serdecznie.
Grzegorz Kudybiński.
W tej dyskusji jednak usiądę z boku. Dziękuję Tobie za duże zaangażowanie pomimo Twoich wakacji. W ostatnim tygodniu zafundowałeś mi sporą dawkę „treningu”… potrzebuję trochę odsapnąć.
Pozdrawiam,
Orest
Alex pisze: „Wolicie mieć w komentarzach luźną dyskusję, czy też chcecie nauczyć się konkretnych i przydatnych umiejętności językowych?”
Nauka konkretnych i w dodatku przydatnych umiejętności językowych byłaby wspaniała, ale uważam, że może to być trudne przy wykorzystaniu medium w postaci komentarzy do blogu. Po pierwsze występuje niekontrolowane opóźnienie w odpowiedziach, a po drugie obawiam się, że skończyłoby się na łapaniu za słówka.
Alex pisze: „Siedzę sobie na Kanarach, słońce świeci, temperatura 25 C.”
Współczuję Ci. W Polsce mamy komfortowe zero lub coś koło tego. :-)
Bogdan Miś pisze: „Po trzecie:co do samej książki i w ogóle literatury “biznesowej”, specjalnie amerykańskiej. Rzeczywiście, na ogół jest ona okropna: napuszone banały i niewiele więcej. Ale, ale… Toć to-to nie jest pisane dla smakosza Prousta, ale dla szeregowego (specjalnie amerykańskiego) “biznesa”, który jest na ogół zwykłym przypadkiem wzbogaconym kretynem.”
Zaskoczył i zasmucił mnie Pan tą opinią, która w dość niemiły sposób charakteryzuje amerykańskiego odbiorcę. Może to dobrze, że amerykańskie książki są pisane prostym, ocierającym się o banał, językiem. Może dobrze jest ludziom podsunąć nieskomplikowane przepisy na codzienne życie.
Przy wejściu do amerykańskich stołówek wojskowych w Iraku stoi żołnierz, który pilnuje, żęby wszyscy wchodzący umyli ręce (w pobliżu są umywalki). Nie zauważyłem tego w polskiej armii mimo jej wielowiekowych tradycji. Zawsze możemy powiedzieć, że jest to podejście dla kretynów, ale za to ci kretyni mniej cierpią z powodu zatruć pokarmowych.
Grzegorz Kudybiński pisze: „Dziękuję Ci za opinię na temat książki Pavliny.”
Przekartkowałem tę książkę i nie mogę się za nią zabrać. Szczególnie, że w pewnym momencie straciłem zainteresowanie blogiem Pavliny, a książka jest próbą rozwinięcia tej twórczości. Ale być może się mylę i znajdę w niej jakieś diamenty. Na razie czytam „Tribes” Setha Godina.
Panowie i panie: należy rozróżniać oceny statystyczne (dotyczące większości czy znaczącej części jakiejś populacji) od indwyidualnych. Autor niniejszego – świetnego zresztą i wielce ciekawego – blogu z pewnością bije erudycją, sztuką władania językiem i wieloma innymi cechami nie tylko przeciętnego amerykańskiego „biznesa”, ale i europejskiego (a w mojej ocenie – znów naturalnie statystycznie – różnica poziomów jest tu kolosalna). Proszę Go zatem, by w najmniejszej mierze nie pakował siebie dobrowolnie do tego towarzystwa; bez względu na sukcesy finansowe, jest i pozostanie rasowym inteligentem, choćby się zapierał nogami. Ja doskonale wiem, że wśród amerykańskich biznesmenów są takie postacie, jak Buffet czy twórca IBM, Watson – wśród polskich zaś dr Kulczyk. Ale przeciętność jest dość rozpaczliwa. Tu u nas zresztą też; i jestem za tym, by rzeczy nazywać po imieniu z całą ostrością. Nawet brutalnie. Bo za chwilę może się okazać, że jedyną miarą wartości człowieka jest grubość jego portfela; a to byłby jednak koniec pewnej cywlizacji.
Czy należy ludziom tłumaczyć rzeczy proste i niekiedy oczywiste? Ależ tak, jak najbardziej. To cudowna misja. Podobną refleksją napełnił mnie przed laty pierwszy pobyt w tamtejszym kościele ewangelickim, w którym tuż przy wejściu był czyściutki sraczyk, oddzielny dla panów i dla pań. Pierwszą rzeczą, jaką należy wpajać młodym ludziom jest na przykład nawyk mycia (nie tylko i może nawet nie przede wszystkim rąk…) i kilka innych, w tym może także czytania (jesli nie wymagam zbyt wiele).
Tylko – z drugiej strony – umówmy się, że brak tych nawyków nie tylko nie jest usprawiedliwialną normą, ale stanowi po prostu kryterium dyskwalifikacji. Towarzyskiej i społecznej.
PS. Chrzańcie mój wiek. Rzeczywiście, miewałem dużo milsze liczby lat. Ale w Sieci jesteśmy równi; bardzo mi ta konwencja odpowiada. Więc: proszę per „Ty”.
Grzegorz
Zabrałem się dziś dalej za tę książkę, ale jakoś nie mam do niej serca. Odkładam ją więc na bok, jeśli jesteś z Warszawy albo Wrocławia to mogę pożyczyć Ci ją, oszczędzisz sobie 25 USD przy wyrabianiu sobie własnego zdania na jej temat.
Piszesz: „Zresztą lepiej mieć próbkę możliwości tutaj w przyjaznym środowisku niźli przekonać się o tym boleśnie w jakiejś innej, krytycznej sytuacji. „
Dokładne o to chodzi, tutaj nikomu nic specjalnego nie może się stać, to taka bezpieczna piaskownica :-)
Orest
Wypoczywaj :-)
TesTeq
Piszesz:” … ale uważam, że może to być trudne przy wykorzystaniu medium w postaci komentarzy do blogu…”
Mamy lepszy sposób dla Czytelników, którzy nigdy nie wylądują na moim szkoleniu?
Myślę, że dla uważnej osoby np. ten wątek może być kopalnią przykładów jak wyszukiwać słabe punkty oponenta, jakie pytania zadawać i co najważniejsze, jak przygotowywać się, jeśli sami chcemy przedstawić swoją opinię.
Potem „…obawiam się, że skończyłoby się na łapaniu za słówka…. „
to skończyłoby się tym, że każdy zanim by coś powiedział zastanowił się jak to zrobi i jakich słów najlepiej użyć. W życiu biznesowym takie umiejętności są bezcenne (choć niewystarczające)
Bogdan
Dziękuję za miłe słowa. :-)
Podejście „statystyczne”, które pokazujesz w komentarzu jest, przynajmniej w dzisiejszej praktyce biznesowej, dość ryzykowne, bo nawet jeśli te średnie, o których piszesz odpowiadają stanowi faktycznemu, to na co dzień mamy przecież do czynienia z bardzo małą „próbką”, najczęściej pojedynczym człowiekiem. A tutaj coraz większe w dzisiejszych czasach odchylenie standardowe może nam sprawić niezłego psikusa :-) Dlatego ja zamiast posługiwania się przeciętnymi wolę uważnie patrzeć na danego człowieka bez uprzedzeń, za to w miarę szybko rozpoznawać co rozsądnego można z nim razem zrobić. Zwróć uwagę, że świadomie napisałem nie „jaki on jest”, tylko „co można z nim zrobić”. To jest trochę amerykańskie podejście, które ułatwia tworzenie zespołów bardzo różnych ludzi (jeśli tylko mają wspólne pewne minimum celów i systemów wartości), którzy z powodzeniem współpracują nad jakimś zagadnieniem.
Piszesz:”jestem za tym, by rzeczy nazywać po imieniu z całą ostrością”. To jest jedna możliwość, którą stosuję np. na moich treningach, gdzie mam zazwyczaj do czynienia z profesjonalistami, którzy są zmotywowani i gotowi do działań typu „top gun”. Oczywiście jeśli krytykuję muszę być gotowy do pokazania, jak zrobić coś lepiej.
W pozostałych sytuacjach zazwyczaj wolę po prostu pokazywać, że można inaczej. To w wielu przypadkach wystarczy, bo ludzie są inteligentni i wyciągają własne wnioski, jeśli pokaże im się jakie są możliwości. No ale teraz odbiegam już od głównego wątku :-)
Pozdrawiam wszystkich serdecznie
Alex
Alex:
Wystarczyło niecałe 20 godzin i już siły wróciły. Pierwszy raz od tygodnia wstałem przed budzikiem :) Od czwartku możemy wrócić do „polemiki”, bo dziś i jutro wolę skupić się na czymś innym. Już wczoraj, jak mi się to trochę uporządkowało w głowie, zauważyłem kolosalną zmianę w moim podejściu do dobierania słów.
W przypadku tekstów pisanych łatwiej jest wyłapywać rzeczy, bo można wiele razy przeczytać i cytować dosłownie. W rozmowie jest inaczej, bo trudniej zapamiętać dosłownie zdanie czy jakąś kwestię, choć w dialogu te kwestie są krótsze (niż np. nasze komentarze tutaj) i wtedy na bieżąco można się odnieść. Chciałbym jednak w słownej rozmowie przejść taki trening… choć teraz jeszcze bym się bał :)
PS: Oszczędź mnie dziś i jutro. Właśnie sobie przypomniałem, że miałem wysłać bardzo ważne maile przed weekendem. Ta dyskusja mnie pochłonęła całkowicie :)
PPS: My w kurtkach zapocilibyśmy się na Kanarach. Współczucia. Moje zbliżające się wakacje nie będą tak ciepłe, choć zdaje się, że ucieknę przed mrozami :)
Pozdrawiam,
Orest
Bogdan Miś pisze: „Autor niniejszego – świetnego zresztą i wielce ciekawego – blogu z pewnością bije erudycją, sztuką władania językiem i wieloma innymi cechami nie tylko przeciętnego amerykańskiego 'biznesa’, ale i europejskiego
(…)
Ale przeciętność jest dość rozpaczliwa.”
Czyż to nie jest dowód na to, że literatura biznesowa powinna być pisana w prosty i oczywisty sposób po to, żeby edukować u podstaw tych „przeciętnych”? Po co komu poradniki dla elity? Elita już swoje wie (albo jej się tak wydaje).
Moim zdaniem narzekanie na plebejskość przekazu, tak popularne w środowiskach polskich intelektualistów, jest przyczyną oderwania tych intelektualistów od reszty społeczeństwa i przegrywania przez reprezentujące ich partie kolejnych wyborów. „Przeciętni” nie chcą głosować na „mądrali”, którzy mówią do nich niezrozumiałym językiem.
Witam,
Bogdan, piszesz „Czy należy ludziom tłumaczyć rzeczy proste i niekiedy oczywiste? Ależ tak, jak najbardziej. To cudowna misja.” – to prawda. Wczoraj na kolacji, prowadziłam niezwykle zajmującą rozmowę z Panem na temat budowy mostów i wiaduktów :-) Mimo mojego tytułu inżyniera, moja wiedza na ten temat jest żadna. A raczej była żadna. Dzieki temu, że Pan wykonał ukłon w moją stronę i mówił zrozumiałym dla ” przeciętnego” językiem, jest w tej chwili nikła ;-) ale jest. Z przyjemnością podzieliłam się z nim moją wiedzą na temat sprzętu medycznego, równie zrozumiałym językiem.
TesTeq Piszesz „przyczyną oderwania tych intelektualistów od reszty społeczeństwa”. Ostatnio pewna znajoma polonistka, robiła korektę pracy habilitacyjnej mojego kolegi. Praca jest na temat bankowości. Stwierdziła,że ” ortografię poprawi bez problemu, interpunkcję według zasad, reszta interpunkcji pozostanie jak jest bo aby to zrobic poprawnie należy czytać tekst ze zrozumieniem a to zadanie ją przerasta, niestety nic z tej pracy nie rozumie”. Prawdę mówiąc, lubiąc kolegę niezwykle, ograniczę się do przeczytania 11 stronnicowego streszczenia 600 stronnicowej pracy :-)
Czy macie podobne doświadczenia?
Pozdrawiam serdecznie
Monika
Witam!
Zainteresował mnie wątek 'intelektualny’ poruszony w kilku powyższych komentarzach. Bodgan pisze, że Alex „jest i pozostanie rasowym inteligentem”. Zgadzam się z tym, bo jego przekaz jest wartościowy merytorycznie, kulturalny, a przede wszystkim przejrzysty i prosty. Prostota sprzyja lepszej komunikacji a nie zmniejszeniu wartości zagadnienia. Ale według mnie zachowanie Alexa jest nietypowe.
Wielu 'intelektualistów’ zamiast wyjaśniać zaciemnia. Wprowadza dużo szumu informacyjnego tylko po to, żeby wokół prostej myśli napisać grubą pracę. Wolę, gdy wyznacznikiem inteligencji jest zrozumiałość a nie stopień skomplikowania przekazu. To jest wielka sila tego blogu.
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
Pomału dochodzimy tedy do nieantagonistycznego dyskursu; niczego innego się nie spodziewałem po ludziach inteligentnych. Ale dość duserów.
Jest dość często – z grubsza – tak: bycie prymitywem zupełnie nie przeszkadza we wpadnięciu na jakiś nośny finansowo pomysł i zrobieniu biznesu. I to jest OK, pod warunkiem, że delikwent rozumie swoje ograniczenia i wynajmie sobie trenera (tak się to dziś nazywa, bo jakoś głupio, żeby stary chłop czy przerośnięta baba mieli… guwernera); pomalutku się wszystkiego nauczy, od podstaw. Dobrze, że to rozumie. Zawód coacha jest więc straszliwie ważny.
Oczywiście: prosta literatura poradnikowa jest w takim procesie wręcz niezbędna; może też być świetna i doskonale napisana, przykład to wspomniany przeze mnie DeMarco. Ale może być też kiepściutka i banalna… Podkreślam: może. I bywa. A my się boimy to powiedzieć głośno.
Rzecz w tym, że myśmy trochę przywykli do traktowania wydanej książki jako swoistego dyplomu na „bycie intelektualistą”. Może i coś w tym jest w dobie, gdy posiadacz dyplomu licencjata z prywatnej uczelni reprezentuje zazwyczaj poziom wiedzy… niepełnej małej matury sprzed wojny, zaś poziomem kultury bycia konkuruje z dawnymi fornalami… Ale, prawdę mówiąc, książkę też dziś łatwo za całkiem nieduże pieniądze wydać – bez względu na jakość tekstu.
Tragedia jest wtedy, gdy taki odnoszący sukces w biznesie osobnik zaczyna wierzyć w swoją nieomylność i przynależność do „klasy wyższej” dlatego tylko, że ma luzem kilka baniek w portfelu. W takiej sytuacji uświadomienie mu, że jest zwykłym baranem – nawet tym właśnie tekstem – jest naszym obowiązkiem.
A co do uwag Moniki… Same racje są w twoim tekście. Zgadzamy się we wszystkich punktach, dziecinko. Tylko, widzisz (ja to wiem doskonale, coś tam w życiu napisałem czy zarejestrowałem na taśmach…), robienie dobrej popularyzacji – matematyki, techniki czy psychologii biznesu – jest cholernie trudne. I nieopłacalne. I nie przynosi żadnych profitów. Właśnie dlatego czasami biorą się za tom zwykli wydrwigrosze, a często – grafomani.
Wszystkich pzdr, Monice staroświeckie ucałowania rączek.
Bogdan Miś pisze: „Oczywiście: prosta literatura poradnikowa jest w takim procesie wręcz niezbędna; może też być świetna i doskonale napisana, przykład to wspomniany przeze mnie DeMarco. Ale może być też kiepściutka i banalna”
Z przykrością stwierdzam, że książki Toma DeMarco do mnie nie trafiły, wręcz wydały mi się infantylne – szczególnie „The Deadline: A Novel About Project Management”. Może jest to zatem kwestia gustu?
Bogdan Miś pisze: „Zgadzamy się we wszystkich punktach, dziecinko.”
Szkoda, że to nie było do mnie. :-) Czasami człowiek potrzebuje ciepłego słowa, które rozgrzeje tę zimną cyberprzestrzeń.
Bogdan, dziekuję za feedback. Dziecinko od lat, nie powiem ilu, nikt mnie nie nazywał. To miłe, zwłaszcza, że jest się czego i od kogo uczyć.
Serdeczne pozdrowienia również dla Ciebie
Monika
TesTeq,
Ja od blogu Pavliny zaczynałem moje zainteresowanie tematyką rozwoju osobistego. Z tego też powodu mam do niego pewien sentyment choć podobnie jak Ty już tak często do niego nie zaglądam. Właśnie dlatego, że od Pavliny zaczynałem i w tym czasie sporo jego tekstów mnie zainteresowało gdy dowiedziałem się o jego książce pomyślałem sobie że może warto byłoby się z nią zapoznać, a gdy Alex wymienił ją pośród lektur którymi się teraz zajmuje naturalnym dla mnie odruchem było zapytanie o opinię. Dziękuję za wypowiedź :)
Alex,
Dziękuję za propozycję. Chętnie z niej skorzystam :) Jestem z Warszawy więc ze spotkaniem chyba nie powinno być problemów. Z resztą szczegółów napiszę na priva.
Pozdrawiam serdecznie.
Grzegorz Kudybiński.
Orest
Pomyśl co przeżywają uczestnicy szkoleń typu „top-gun” np. z negocjacji :-)
Przez 2 pełne dni negocjujesz i za każdym razem, jak się nieostrożnie wychylisz, albo zrobisz błędne założenie, którego nie sprawdziłeś to dostajesz natychmiast „strzał” od przeciwnika (czyli na ogół mnie :-)) Za to potem wychodzą z tego, jak powiedział jeden z dyrektorów, „komandosi” :-)
TesTeq
Problem wielu ludzi uważających się za intelektualistów to nieumiejętność jasnego i klarownego wyrażania się w języku ojczystym (o obcych już nie wspominając). Wynika to z ciągle pokutującego przekonania, że im bardziej skomplikowanie przedstawimy jakąś sprawę, tym bardziej naukowo i uduchowiono będzie to brzmiało. To jest kultywowane na wielu polskich uczelniach i powoduje potem spore komplikacje w zetknięciu z rzeczywistością. Ten problem w Polsce już rozwiązuje się na drodze ewolucyjnej – osoby nie potrafiące klarownie komunikować w coraz większej ilości przypadków przegrywają w tymi, którzy tę sztukę opanowali. Ten temat można rozwinąć w całym poście trzeba by tylko sprawdzić, czy już o tym nie pisałem :-)
Tomasz
Jestem podobnego zdania, o czym wspomniałem już powyżej.
Piszesz: „To jest wielka sila tego blogu. „
Blog to małe piwo, ale dzięki takiej umiejętności zarabiam bardzo przyzwoite sumy w działalności gospodarczej! Tego każdemu życzę :-)
Bogdan
Zgadzam się z Tobą, że ludzie jeszcze czasem zbyt nabożnie podchodzą do tego, „co wydrukowano” :-) Pocieszające jest to, że osoby z młodszych generacji coraz częściej są niepokorne (brawo!!) i albo stawiają takie wypowiedzi pod znakiem zapytania, albo po prostu je ignorują.
Piszesz: „W takiej sytuacji uświadomienie mu, że jest zwykłym baranem – nawet tym właśnie tekstem – jest naszym obowiązkiem.”
Tutaj mam nieco odmienne zdanie :-) Czytelnicy tego blogu znają jedną z moich zasad, która brzmi:
„Za wyjątkiem spraw zagrożenia życia i zdrowia, nie udzielam konsultacji bez zlecenia” :-)
Kolejną sprawę jest Twoja wypowiedź do Moniki: „zgadzamy się we wszystkich punktach, dziecinko„. To „dziecinko” było bardzo ryzykowne i miałeś szczęście, że trafiłeś na Monikę :-)
W kręgach, w których się obracam, a myślę że i też u większości Czytelników tego blogu takie określenie zostałoby odebrane jako protekcjonalne i niewątpliwie spowodowało kłopoty., a w najlepszym razie ignorowanie Twoich kolejnych wypowiedzi. To jest (pozytywna moim zdaniem) zmiana w ostatnich czasach: aby uzyskać i utrzymać uwagę inteligentnego audytorium musimy szanować zarówno ich czas jak ich samych. A to oznacza między innymi unikanie takich wypowiedzi, które mogłyby być zinterpretowane jako brak tego ostatniego. I to niezależnie od naszych (nawet dobrych) intencji.
Na Twoim blogu, o ile mnie pamięć nie myli, też kiedyś zwróciłeś uwagę spoufalającemu się komentatorowi.
TesTeq
„The Deadline..” wpisuje się w modny w pewnym czasie gatunek tzw. business novel. To interesująca próba skrzyżowania beletrystyki z książką fachową i niektórzy (np. moim zdaniem E. Goldratt ) potrafią to bardzo zręcznie, niektórzy zaś, jak DeMarco mają z tym kłopoty :-)
Nie zmienia to faktu, że same koncepcje przedstawione w „The Deadline” uważam za wartościowe, podobnie jak kilku znanych mi managerów IT.
Grzegorz
Wpadnę do Warszawy gdzieś pomiędzy Swiętami a Sylwestrem, to wezmę tę książkę dla Ciebie. Będziesz sobie mógł sam wyrobić opinię
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex:
Ci „komandosi” to mają taryfę ulgową, jeśli tylko 2 dni ;)
Ja od tygodnia kładłem się spać z myślą „co Tobie odpisać” a wstawałem z „gdzie mi się noga powinęła” – żyłem tą rozmową 24/24h. W czwartek możemy wrócić do „strzelania” :)
Pozdrawiam,
Orest
Orest
Ci „komandosi” też na ogół nienajlepiej sypiają, ja zresztą też :-) Jak jesteś tak rozkręcony cały dzień to nie da się tego ot tak wyłączyć
Pozdrawiam
Alex
@Alex: Podejrzewam, że część mojej niechęci w stosunku do „The Deadline…” DeMarco wzięła się stąd, że:
1) Autor umiejscowił akcję książki w jednym z postkomunistycznych krajów, miejscu mi w pewnym sensie bliskim a dla niego będącym krainą z bajki.
2) Wolę oddzielnie gatunek „business” i oddzielnnie „novel”. „Business novel” jest dla mnie połączeniem na siłę, które trawię z trudnością (but YMMV).
Przedstawionym w tej książce koncepcjom biznesowym nie mogę nic zarzucić.
PS. Czy warto być „komandosem”, skoro ma się problemy ze snem?
TesTeq
Pisząc o kłopotach ze snem miałem na myśli sam okres szkolenia, a nie jakiś stan permanentny :-)
Pozdrawiam
Alex
TesTeq:
Zostawmy łapanie za słówka na czwartek… ja chcę się na jutro wyspać. Od czwartku możemy ruszyć III rundę – po pierwszych dwóch „przegrywam na punkty” z Alexem ;)
Choć, jak wiadomo, najlepiej uczyć się od mistrza, nawet gdy dostaje się łomot :)
Spokojnej nocy,
Orest
Orest, a nie zastanawiałeś się może czy zbyt emocjonalnie do tego nie podchodzisz? :) Po tych kilku postach wygląda to trochę jak wypalenie, a chyba nie o to chodzi… Tak mi się to tylko w oczy rzuciło… Może nie skupiaj się tak bardzo na punktach i tym kto więcej razy ustrzelił kogo na błędzie? A skup się na wynoszeniu czegoś z tych błędów :) Dwa dni przerwy przez parę postów? Poważnie, jak dla mnie… dziwne… Chyba, że masz dużo zajęć poza komentarzami na blogu (jak ostatnio ja), ale zwracasz uwagę, że musisz odpocząć bo za dużo o komentarzach myślisz… Taka moja dygresja i uciekam dalej tańczyć jak pingwin na szkle ;)
Witold:
„Dziwne”… tak, to słowo jak najbardziej do mnie pasuje :) Przyznam, że podchodzę do tego emocjonalnie, bo się bardzo angażuję. Możliwość tak „zażartej” polemiki z Alexem pochłania mnie całkowicie, bo wiem, że wiele z niej skorzystam.
Chciałem podtrzymać mój permanentny stan zaangażowania, aby nie doszło do sytuacji, że rano polemizuję poważnie, w południe już na luzie, po południu z nastawieniem, że przecież tak naprawdę nie było żadnej nieścisłości, a wieczorem znów broniąc swojej racji. Akurat w mijającym tygodniu nie miałem wielu aktywności, więc mogłem sobie na to pozwolić. Do końca roku jestem półemerytem z grudniowo-styczniowymi wakacjami w planach.
Siły wróciły już w poniedziałek wieczorem. Z racji wczorajszych i dzisiejszych aktywności w realnym świecie wynika ten dłuższy odpoczynek.
Jeśli chodzi o rundy to jest to sparing grudniowy. Gdybym wliczył zażarte dyskusje z maja, czerwca, w sierpniu też była to można powiedzieć, że wtedy to zostałem rozniesiony na strzępy w mgnieniu oka – nokaut po wejściu na deski. Dziś utrzymuję się coraz dłużej w jednym kawałku i (w moim odczuciu) polemizuję na wyższym poziomie. Traktuję to więc jako element mojego rozwoju :)
Miłego dnia,
Orest
Orest Tabaka pisze: „Choć, jak wiadomo, najlepiej uczyć się od mistrza, nawet gdy dostaje się łomot”
Przypadek Andrzeja Gołoty (najszybciej przegrywającego polskiego pięściarza) chyba tego nie potwierdza. :-)
TesTeq:
Jak pamiętam to Gołota był mistrzem… nie jest się nim wiecznie :)
(proszę nie odczytywać tego jako aluzji do Alexa)
Pozdrawiam,
Orest
Koledzy
Nie rozumiem tych kilku ostatnich komentarzy.
Ja ani przez moment nie traktowałem dyskusji jako „walki”. To była taka sytuacja, kiedy młodszy Kolega chce się czegoś nauczyć, więc mu się pokazuje co robi nie tak.
W żadnym wypadku nie chodziło też o „punkty”.
Pozdrawiam
Alex
@Alex: Też uważam, że traktowanie dyskusji wokółblogowej jako pojedynku na punkty jest przesadą. Gdzie sekundanci? Gdzie komisja sędziowska? :-) Myślę, że tego typu ćwiczenia powinny odbywać się podczas warsztatów prowadzonych przez Aleksa.
TesTeq
Piszesz: „Myślę, że tego typu ćwiczenia powinny odbywać się podczas warsztatów prowadzonych przez Aleksa. ”
To by oznaczało odcięcie bardzo wielu ludzi od możliwości nauczenia się czegoś nowego, bo generalnie nie prowadzę tzw. szkoleń otwartych, tylko takie zamówione przez konkretne firmy.
Mnie tylko chodzi o sposób patrzenia na takie ćwiczenia online
Pozdrawiam
Alex
Zapędziłem się z tą „walką” – mój błąd.
Od jutra proszę bez taryfy ulgowej i bez możliwości odwołania.
Pozdrawiam słonecznie,
Orest
Orest, piszesz, że: „Możliwość tak “zażartej” polemiki z Alexem pochłania mnie całkowicie, bo wiem, że wiele z niej skorzystam.” ale jednocześnie Cię to dość mocno wymęczyło. Nie mówię, aby się poddawać, nie o to mi chodziło :D Tylko chodzi mi o to, że gdy podchodzisz emocjonalnie (a odniosłem wrażenie w pewnym momencie, że bardzo), to możesz zapomnieć, że chodzi o naukę, a skupisz się na punktowaniu „przeciwnika”. Ewentualnie nie zaczniesz odbierać tego jako formy rozwijania się, tylko jako formę ataku na Ciebie. To zaburzy funkcje poznawcze. Forma ataku – bo Twoim celem stanie się nie robienie błędów. A jak pisałeś – chcesz skorzystać. To tylko taka moja myśl, o tej porze może źle myślę, więc jak coś to wal mnie łopatą po plecach :D
Być może ja tutaj widzę inny cel takiego treningu – ukazanie słabych stron i danie do zrozumienia czego można się nauczyć… A nie tylko po prostu unikać i nie robić błędów. Może podkładam się ;) tym samym komentarzem, ale ja wychodzę z założenia, że moja niewiedza jest tak szeroka jeszcze, że gdybym miał ograniczyć to czego nie jestem pewny, a chcę wyartykułować – to by była jedna wielka cisza z mojej strony… ;) Jak widać mam czasami za spory apetyt na ryzyko :))
pozdrawiam niewojowniczo :P
WW
Alex,
Piszesz: „Wpadnę do Warszawy gdzieś pomiędzy Swiętami a Sylwestrem, to wezmę tę książkę dla Ciebie. Będziesz sobie mógł sam wyrobić opinię”
W takim razie najbardziej by mi pasował 28 grudnia – mam wtedy urodziny ;)
Pozdrawiam serdecznie.
Grzegorz Kudybiński.
Niebede podazac za nurtem wszystkich innych komentatorow chcialbym tylko napisac ze jak najbardziej polecam ksiazke Outliers i rowniez jego poprzednia ksiazke Blink. Obie ksiazki przyczytalem a.k.a. przesluchalem tydzien temu (uwielbiam czytac ale odkrylem wlasnie przez sluchanie ksiazki Blink ze podoba mi sie bardziej sluchanie ksiazek non-fiction niz ich czytanie). Jezeli ktos chce mam obie ksiazki w wersji audio (WMA) czytane przez autora.
Adam Rachwal pisze: „Jezeli ktos chce mam obie ksiazki w wersji audio (WMA) czytane przez autora.”
Gdzie kupiłeś? Kto jest polskim dystrybutorem? Audible niestety nie działa w Polsce. :-(
TesTeq – pisze z Kanady
TesTeq
Może spróbuj w niemieckiej fili audible.de ?
Pozdrawiam
Alex
audible.com – obie dostępne – Blink – przyzwoicie przeczytana, Outliers jeszcze nie sluchalem. Audible.com to znakomite zrodlo wielu ksiazek, w cenach zwykle nizszych niz wersje papierowe i natychmiastowej dostepnosci (download). Nie wspominam o latwosci 'czytania’, gdyz nie do kazdego to przemawia. Trzeba sie przekonac.
Grzegorz
Zabrałem Ci tę książkę Pavliny do Warszawy. Jestem tutaj do 1.01 rano, proszę o numer telefonu przez formularz kontaktowy, jeśli nadal chcezs ją wypożyczyć
Alex
Już zupełnie na marginesie głównego postu:
Znalazłem interesujące przemyślenia dotyczące zasady 10.000 godzin u Setha Godina
http://sethgodin.typepad.com/seths_blog/2008/12/10000-hours.html
Alex
@Alex: Warte przeczytania. Szczególnie ważne jest spostrzeżenie, że w dobrze skrojonej niszy lub nowym obszarze rynku wcale nie trzeba 10 tysięcy godzin, żeby się wyróżnić.
Książkę Gadwella kupiłem aby wyrobić sobie własną opinię.
Orest
Jak widać manipulacja jest tylko narzędziem i przybiera coraz nowe formy wraz z uodparnianiem się ludzi na stare metody:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,6333155,Falszywe_rekomendacje_zalewaja_siec.html
Marek
Sprawa fałszywych rekomendacji nie jest całkiem czysta nawet z punktu obowiązującego w Polsce prawa o nieuczciwej konkurencji.
Zobacz:
http://olgierd.bblog.pl/wpis,marketing;szemrany,21533.html
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Przeczytałem tą książkę i szczerze przyznaje, że bardzo mi się podobała i nigdy bym nie napisał takiej opinii jak opisana pani redaktor.