Latem Mariusz Kapusta podesłał mi poniższy tekst, który ze względu na Gypsy Time poleżał trochę razem z moimi. Czas już go opublikować i zapraszam wszystkich do lektury!
__________________________________________________________
Tytuł na post gościnny na Blogu Alexa ryzykowny, ale lepiej trudno byłoby ująć w jaki sposób oddziałuję z ideami Alexa. Na blog nie było trudno trafić, jeżeli ktoś interesuje się rozwojem osobistym i od czasu do czasu przeskanuje sieć, to oczywiste. Mniej oczywiste jest to jakie reakcje wywołują w nas różne wpisy i w jaki sposób kształtuje się nasze postrzeganie.
Gdy trafiłem tu pierwszy raz byłem pod wrażeniem. Człowiek ze sporym doświadczeniem, z ciekawym podejściem do świata dzieli się swoimi doświadczeniami z ludźmi. Dokładnie to, co ja zacząłem robić u siebie. Różnica – jakieś 20 lat życiowego doświadczenia więcej po stronie „konkurencji” ;). Dwa wpisy, które bardzo mocno zapadły mi w pamięć i do których wracam dosyć często to o lejku (http://alexba.eu/2006-09-22/rozwoj-kariera-praca/swoboda-wyboru-w-trakcie-twojego-zycia/) i metafora drogi zawodowej. Szczególnie obraz właściciela galery utkwił mi plastycznie z tylu głowy (http://alexba.eu/2007-12-10/rozwoj-kariera-praca/droga-zyciowa/).
Jak pewnie zauważyliście napisałem o Alexie jako „konkurencji”. I bardzo duża nauczka dla mnie na przyszłość i na zawsze – jeżeli traktujesz kogoś, kto robi coś podobnego do Ciebie jako konkurenta z marszu to jest to oznaka braku pewności siebie, wycofanie się na pozycje obronne. Trudno, żeby pierwsza reakcja była inna, zaczynałem przygodę z coachingiem, a tutaj trafiam na mocną „przeszkodę”. To pierwsza rzecz, za którą nie lubię Alexa! Uświadomił mi, chociaż w bierny sposób, że problem leżał po mojej stronie. Robimy podobne rzeczy, działamy w podobnym obszarze. Zamiast traktować kogoś bardziej doświadczonego jako przeciwnika, traktuj go jako mentora i benchmark, nawet kiedy…
Nie zgadzasz się z jego systemem wartości! To druga sprawa, za którą nie lubię Alexa! Zmusił mnie do myślenia o moim systemie wartości, o moich wyborach i jeździe na autopilocie. Szczególnie w kontrowersyjnym temacie posiadania lub nieposiadania dzieci. Zdanie Alexa znacie, mojego może nie, ale łatwo się domyślić. W tym miejscu napotkałem po raz pierwszy tak naprawdę tak zdecydowane zdanie „nie musisz mieć dzieci, czy to wynika z twoich przekonań, czy z zaprogramowanych wartośći?”. Pierwsza reakcja „co ten człowiek gada, całkiem mądry facet, ale czasem mu odbija szajba”. Później trochę myślenia rozciągniętego w czasie. Ćwiczenie intelektualne, w czasie którego zacząłem sobie zadawać pytania kwestionujące moje najgłębsze przekonania dotyczące rodziny, sposobu na życie, stylu bycia. Wnioski z tego ćwiczenia? Warto mieć dzieci! :-) Nic się nie zmieniło, poza tym, że: moja decyzja o posiadania dzieci była częściowo na autopilocie, bo zawsze chciałem je „mieć” (trzeba znaleźć lepsze określenie na „mieć dzieci”, bo bzdurne jest). Po przemyśleniach tylko utwierdziłem się w przekonaniu, że to dobra dla mnie decyzja. Dla mnie. Nie znaczy, że dla każdego i dla wszystkich. I co z tego wynika? Nasz system wartości nie do końca musi być identyczny, żeby mimo wszystko móc się dogadać.
Nie lubię Alexa też za to, że pokazuje swój styl życia, który w ogóle nie pasuje do standardów i powinien zostać zakazany, albo obłożony dodatkowym podatkiem! Ile osób jest niezależnych w tak „podeszłym wieku” (wybacz Alex, ale odnosząc się do standardów powinieneś zamieszczać na blogu zdjęcia z wnukami ;) ), w taki sposób komunikuje się z młodymi ludźmi i pozwala sobie na „gypsy time”. To wkurzające jest, jeżeli ja tak nie mogę! Tutaj potwierdziłem sobie jeszcze jedno ciekawe życiowe doświadczenie – jak coś Cię wkurza, albo zachwyca, albo budzi jakiekolwiek emocje to znaczy, że coś tam w Tobie rezonuje i warto temu się przyjrzeć. I zastanowić. Jaki styl życia chcę prowadzić teraz? Za 5, 10, 15 lat? Tutaj mam pewien model pokazany przez Alexa, może są inne? Który mi bardziej odpowiada? W który naprawdę wierzę? „Gypsy time” nie dla mnie bo mam pracę, dzieci i nie mogę zniknąć? A może to nie chodzi o formę, tylko to co ten czas daje? Refelksję nad soba, nad życiem, nad celami i pragnieniami? Nie trzeba znikać na miesiące i zamykać się na odludziu na długo, żeby to zrobić. Ale może to fajny pomysł i tylko dlatego, że przez swoje decyzje „lejek” wspomiany wcześniej zrobił się za wąski żeby to zrobić i właśnie dlatego Cię to wkurza, że inni mogą?
Trochę tak wyglądał mój tok myślenia nad stylem życia. I doszedłem do wniosku, że jestem bardziej stadnym stworzeniem i potrzebuję w długim terminie pewnej struktury, która pomimo ograniczeń daje też pewne dodatkowe możliwości. Chociaż do „Gypsy time” będę konsekwentnie dążył :-).
Co wynika z tych rozważań, co dałoby się zastosować dla każdego? Jeżeli ktoś lub coś Cię wkurza to zadaj sobie kilka pytań:
- Czy nie czuję się zagrożony? Czemu „zagraża” ta osoba lub sytuacja? Co zrobić, żeby razem zrobić coś fajnego? – nie zawsze się uda, ale wiedząc co jest ważne po twojej stronie i wzmacniając poczucie własnej wartości i tak wygrywasz :-)
- Jakie wartości są dla mnie najważniejsze? Jakie dla drugiej strony? Gdzie się nie zgadzamy? Na ile te różnice uniemożliwiają tak naprawdę naszą współpracę? – oprócz ekstremalnych sytuacji rzadko zdarzają się sytuacje bez wyjścia. Zawsze, gdy coś Cię naprawdę mocno wyprowadza z równowagi to dyskomfort i poczucie zagrożenia tego, co dla Ciebie ważne. I to świetna okazja, żeby sobie uświadomić co to jest :-)
- Czego mogę się nauczyć z doświadczeń innych? Co w sposobie bycia drugiej strony jest fajne, co chcę przenieść do siebie? W jakiej formie to mogę zrobić? – zamykanie się na wiedzę płynącą z lat doświadczenia życiowego, tylko dlatego, że akurat teraz coś mi nie pasuje to marnotrawstwo. Jak często masz możliwość przyjrzeć się plusom i minusom wyborów życiowych innych ludzi? Gdy już masz to korzystaj na maxa, a później zdecyduj co z tym zrobisz.
Czy teraz już lubię Alex’a? A bo ja wiem? Wydaje mi się, że im więcej razy da mi powód do „nielubienia” tym bardziej na tym skorzystam ;). Lubię „nie lubić” jest chyba najlepszym określeniem.
Teraz wypada jakoś mądrze to zamknąć. Najmądrzejsze co mi przychodzi do głowy to: jeżeli pojawiła się u Ciebie silna emocja (pozytywna czy negatywna) to znaczy, że masz sporą szansę na rozwój i poznanie siebie lepiej. Nie marnuj jej! No i przy negatywnych emocjach możesz być pewien, że rozwiązanie problemu leży po twojej, a nie po drugiej stronie!
_________________________________________________________
O mnie: Mam spore doświadczenie managerskie (8 lat), od 2 lat kontynuuję karierę poza oficjalnymi strukturami firmy ;), czyli stałem się przedsiębiorcą rozwijającym własne projekty, działalność gospodarczą, a teraz firmę. Od zawsze interesowała mnie filozofia, która później przekształciła się w bardziej praktyczne podejście do psychologii biznesu i jej praktycznym zastosowaniu, szczególnie jeżeli chodzi o zarządzanie projektami. A ponieważ życie do biznesu jest bardzo podobne prowadzę od ponad trzech lat blog www.Proaktywnie.pl, gdzie przekazuję to co wiem, tym, którzy mogą potrzebować odrobiny praktycznej inspiracji.
Prywatnie jestem ojcem dwójki dzieci (Mateusza – 2 i Wiktorii – 5 lat), mężem Kariny (+7 lat) i ciągle się uczę jak być dobrym w tych rolach. Nadal dużo większe doświadczenie mam jako manager ;).
„styl życia, który w ogóle nie pasuje do standardów i powinien zostać zakazany, albo obłożony dodatkowym podatkiem! (…) To wkurzające jest, jeżeli ja tak nie mogę!”
Świetne spostrzeżenie! I generalnie dobry tekst :).
To że kogoś nie lubimy, to nie znaczy że nie możemy wykorzystać tego.
Od „wroga” możemy się czegoś również nauczyć.
Choćby tego jak nie postępować.
Dobry tekst, pokazuje, imo, że Alex motywuje do zadawania sobie pytań. Trudnych…
Przynajmniej, to u mnie tak jest.
pozdrawiam
Piotr
ps. Domyśliłem się treści po tytule :)
“styl życia, który w ogóle nie pasuje do standardów i powinien zostać zakazany, albo obłożony dodatkowym podatkiem! (…) To wkurzające jest, jeżeli ja tak nie mogę!”
Wkurzające? Wręcz przeciwnie. To mi uświadamia, że ja też jestem w stanie to osiągnąć. I cieszy mnie, że nie jest to tylko jakimś odległym marzeniem, ale rzeczą jak najbardziej namacalną i do osiągnięcia.
Pytania określane jako trudne nie są nimi z natury, tylko ludzie żyjący zgodnie ze standardami nie potrafili wcześniej ich sobie zadać.
Witajcie :)
Hehehe super tekst. Mariusz gratuluje :)
Też od dość sporego czasu uważam, że negatywne emocje, te pozytywne również, są nam potrzebne. Nie po to aby nas niszczyć, ale po to aby dać nam znać o czymś co jest dla nas ważne. Kiedy czuję, że coś mnie wkurza, irytuje, nie daje spokoju to może właśnie życie mnie pyta: „dlaczego nic z tym nie robisz” ; „dlaczego tego nie naprawiasz” – i żeby była ścisłość. Nie chodzi mi o syndrom naprawiania świata jak u Don Kichota. Po prostu chęć dania od siebie światu czegoś pozytywnego, co daje nam szansę na to aby był troszkę lepszy – czyli tak go możemy ulepszyć, troszkę „naprawić”.
Poza tym zawsze kiedy czytam wpisy Alexa cały czas brzęczy mi w głowie „rada” Alexa – „Use your own judgement”. Dlatego nie mam problemu z tym co Alex pisze. Poza tym pojawia mi się coś o czym mówił Jim Rohn – „Be a student, not the follower”. Podchodzę do wpisów na chłodno – wiedząc, że może dziś jeszcze pewnych rzeczy nie rozumiem, może zrozumiem je później, a może wcale – kto wie, ale daje sobie do tego prawo.
Poza tym to co pisałeś Mariusz o „konkurencji”. Kiedyś byłem zawistnym człowiekiem. Pozwalałem aby zazdrość (a to jest normalna pożądana emocja – mówi nam coś czego nam brak, co byśmy chcieli- inne pytanie czy faktycznie to coś jest tym czymś czego potrzebujemy naprawdę) zatruwała moje życie. Teraz już tak nie robię. Jeśli widzę, że ktoś posiada pewne cechy, rzeczy itd. których temu człowiekowi zazdroszczę, zadaję sobie pytanie. Co mogę zrobić aby być bliżej tego stanu, aby być zdolnym do posiadania tych cech, umiejętności, zdolności i rzeczy. I planuję co muszę zrobić aby się takim człowiekiem stać. To wtedy ogranicza ryzyko, że moja zdrowa zazdrość przerodzi się w chorą zawiść.
Pozdrawiam
MG
Jest takie powiedzenie: „kto się lubi ten się czubi”. To była pierwsza myśl, jaka mnie naszła po przeczytaniu powyższego. Druga: do dziś pamiętam te nauczycielki, które często pokazywały mi drogi, które na tamten moment były dla mnie „trudne”.
Mariusz, brawa za samoświadomość i refleksyjność.
Pozdrawiam ciepło :)
AM
@Arkadiusz: dzięki
@Piotr: popracuje nad tajemniczością tytułów ;)
@RomeoAD: tak jak Marcin opisał to trochę dalej – ja tam odczuwam wkurzenie i się nie wstydzę ;).
Dzisiaj taką właśnie dyskusję przeprowadziliśmy na szkoleniu. Jak bardzo wychowanie powoduje, że „wstydzimy” się negatywnych emocji, a one są częścią życia. Coś nam mówią, tylko zamiast je tłumić tak jak radzi potoczna mądrość warto im się przyjrzeć.
Podobnie jak Marcinowi, zmieniło mi się z czasem, mniej zadroszczę, a bardziej myślę „co zrobić, żeby to mieć”. Dużo skuteczniejsze to jest.
Pozdrawiam.