Nie jestem specjalnie religijnym człowiekiem, ale w Biblii jest parę rzeczy wartościowych dla każdego z nas.
Dziś pomyślmy o praktycznym znaczeniu słów:
„Nie będziesz miał cudzych bogów przede mną” (2 Mojżesz 20:3)
Mimo że znakomita większość Polaków deklaruje się jako chrześcijanie, to na co dzień widzę jak wiele osób przypisuje niektórym istotom ludzkim cechy boskie. Toż to bałwochwalstwo w najczystszej formie!! :-)
W jakich formach przejawia to „bałwochwalstwo”:
1) Wiara, że pewien określony człowiek ma cechy boskie, które pozwolą mu „naprawić” zły świat wokół nas. Jak się tak rozejrzymy, to zobaczymy nawet na polskiej scenie politycznej takich „specjalnych” ludzi i co gorsza wielu wyborców, którzy w takie coś wierzą. Jak naprawa okazała się nieskuteczna albo jeszcze gorsza od choroby to po prostu „zło” zwyciężyło i trzeba dalej walczyć. To jest duży temat, którym zdecydowanie nie chce zajmować się w tym poście (uwaga Komentujący!)
2) Ślepe przekonanie, iż pewne osoby z tytułami mają rację właśnie z powody tychże posiadanych świadectw, certyfikatów itp. Jak często abdykujemy nasz zdrowy rozsądek i zdolność myślenia tylko dlatego, że ktoś ma papiery robiące z niego eksperta? Traktujemy prawie jak Boga???
Nie oznacza to oczywiście, że taka „ucertyfikowana” osoba jest nie mającym pojęcia o rzeczywistości nieukiem, raczej trzeba zwrócić uwagę na to że:
- posiadanie wielu dyplomów i certyfikatów mówi przede wszystkim, że dana osoba była dobra w ich uzyskiwaniu, niekoniecznie w aplikacji posiadanej wiedzy w sytuacjach rzeczywistych. To szczególnie dotyczy dziedzin „miękkich”, takich jak terapia, mentorowanie, mediacja, marketing, project management, coaching i tym podobne, ale oczywiście nie ogranicza się do nich.
- w Polsce w niektórych dziedzinach takich jak np. prawo czy medycyna często niestety dochodzi do wynaturzeń polegających na tym, że dostęp do możliwości dalszej certyfikacji otrzymują w pierwszym rzędzie krewni i znajomi królika. Niekoniecznie jest to dobre dla rezultatu końcowego, bo potrzebne umiejętności nie są niestety przekazywane genetycznie.
- W końcu zdarzają się też ludzie z dużymi umiejętnościami i potencjałem, którzy niestety traktują przynajmniej niektórych klientów jak prostytutka patrz post http://alexba.eu/2009-04-20/rozwoj-kariera-praca/twoj-dostawca/
W praktyce widzimy potem różne spektakularne wpadki takich ekspertów.
Nie będę tutaj teraz przytaczał słynnych ludzi, którym na początku kariery ktoś utytułowany powiedział, że się do niej nie nadają, to można znaleźć w internecie.
Zamiast tego przytoczę dwa osobiste przykłady, na pewno możecie dorzucić też własne:
- kiedyś w latach osiemdziesiątych zdesperowany starałem się o pracę jako początkujący programista w pewnej austriackiej firmie, która wysłała mnie na specjalne testy do IBM. Testów było sporo, wykazały one moją mierną przydatność do takiego zawodu :-)
Rok później pracowałem już jako programista-freelancer (nauczyłem się sam), dwa lata później miałem własną firemkę software, gdzie na początku wszystko tworzyłem i programowałem sam. Jeden z tych programów (dziś powiedzielibyśmy o nim bardzo zindywidualizowany system ERP) umożliwił klientowi zarobienie milionów i został zastąpiony nowocześniejszym dopiero 20 lat później!! Tyle a propos „mojej „miernej przydatności”. Co by było, gdybym wtedy przejął się tą opinią? - mój ojciec z powodu palenia „dorobił się” poważnych problemów z krążeniem w nogach. Doszło do tego, że jakiś autorytet w klinice chciał mu je amputować! Ojciec, jako rogata natura powiedział „nie”, ograniczył palenie, porobił jeszcze jakieś hokus-pokus, w rezultacie kiedy kilkanaście lat potem umarł z zupełnie innego powodu, to ciągle jeszcze używał własnych nóg to zarówno do wchodzenia na 2 piętro swojego mieszkania jak i 3 mojej letniej bazy nad morzem! Jak wyglądałaby jego jakość życia gdyby posłuchał tego eksperta??
Mój wniosek na przyszłość: Bądź bardzo ostrożny w akceptowaniu wypowiedzi różnych ekspertów, zwłaszcza w dziedzinach „miękkich”. Jeżeli sam nie masz pojęcia to wysłuchaj jakiejś drugiej, a najlepiej i trzeciej opinii. Pamiętaj, że ludzie którzy naprawdę znają się na rzeczy potrafią wytłumaczyć swoje racje w możliwie zrozumiały sposób. Nie daj się onieśmielić superfachowym żargonem, często kryje się za nim niekompetencja.
Potem pomyśl co z tego ma sens dla Ciebie używając Twojego intelektu i krytycznego myślenia. I pamiętaj, że żadna z tych osób nie jest Bogiem, lecz tylko omylnym człowiekiem.
3) Trzecią i najbardziej podstępna formą takiego błędnego zachowania jest automatyczne i często prawie podświadome przejmowanie różnych opinii ludzi z otoczenia jako niemal wyroku boskiego. Niezwykle często widzę, jak ktoś wygłasza jakieś stwierdzenia i oceny nie ponieważ doszedł do nich drogą własnych eksperymentów przemyśleń i obserwacji, lecz gdyż większość ludzi z jego aktualnego środowiska tak myśli i mówi. Do tego jedynym doświadczeniem ludzi z tego środowiska jest ich własne, często produkujące takie rezultaty, że właściwie nie ma ani czego zazdrościć, ani czego naśladować. Mimo tego byliśmy często wychowywani na tak „posłusznych”, iż niepotrzebnie pozwalamy się hamować w rozwoju, albo wręcz ranić wypowiedziami ludzi, którzy często nie mają pojęcia o tym, o czym się wypowiadają. Chcecie przykładów, proszę bardzo:
- Moi młodzi znajomi wielokrotnie opowiadali mi, jak to starsi znajomi lub rodzina masowo krytykowali ich decyzje zawodowe deprecjonując je lub wręcz udzielając innych „lepszych” rad. W kilku przypadkach które znam, działo się to w sytuacji, kiedy osoba której „radzono” miała ciekawe zajęcia i zarabiała lepiej, niż całe „konsylium” radzących razem wzięte!! Gdzie byłyby te osoby, gdyby posłuchały takich „konsultacji”?
Jak często otoczenie i rodzina krytykują decyzje życiowe kogoś, kto prowadzi lub przynajmniej jest na drodze do o wiele ciekawszego życia niż prowadzą „radzący”? Jaką stratę w tej materii spowodowałoby dostosowanie się do tych „doradców” i przejęcie ich podejścia i postępowania? - Wreszcie jeden przykład z mojego osobistego doświadczenia, który niestety zdarza się w tej czy innej formie częściej niż myślimy. Miałem kiedyś relację z namiętną kobietą, z którą kochanie się było tak gorące i satysfakcjonujące, że mimo mojego nienajmłodszego już wtedy wieku i pracy zawodowej obojga z nas spędzaliśmy po kilka godzin dziennie na tym najpiękniejszym zajęciu pod słońcem. I to nie od święta, lecz codziennie. Jakie było moje zdumienie, kiedy w którymś momencie ta pani wyznała mi, że w jej dwóch poważnych i długoterminowych relacjach obaj partnerzy (niezależnie od siebie rzecz jasna!!) zarzucali jej oziębłość seksualną i wysyłali do seksuologa!!! I ona co gorsza uwierzyła że coś z nią jest nie tak i pod tym względem zamknęła się na długo!!! Takie historie też zdarzają się zwłaszcza mniej doświadczonym ludziom częściej niż się powszechnie wydaje, można by napisać na ten temat cały post.
I zapewne znowu Wy moglibyście dostarczyć wielu przykładów, do czego zresztą zapraszam w komentarzach.
Konkluzja jest taka, że w zależności od naszych przekonań religijnych powinniśmy uznawać maksymalnie jednego Boga tam na górze, a wszystkich ludzi, niezależnie od ich pozycji społecznej, tytułów i „prawa” do radzenia nam jak zwykłych śmiertelników, którzy w konkretnym przypadku mogą nie miec pojęcia, nie mieć racji, manipulować nas lub z innych powodów udzielać nam rad, któe nie są dla nas dobre.
Stąd podkreślam jeszcze raz to, co juz wielokrotnie mówiłem na tym blogu:
USE YOUR JUDGEMENT!
To dotyczy oczywiście tez wszystkiego, co czytacie tutaj :-)
W tym temacie warto jeszcze poczytać :
Tutaj możesz pobrać wersję dźwiękową (kliknij na link prawym klawiszem myszy, a potem na “Zapisz element docelowy jako…”)
Alex, piszesz:
„posiadanie wielu dyplomów i certyfikatów mówi przede wszystkim, że dana osoba była dobra w ich uzyskiwaniu, niekoniecznie w aplikacji posiadanej wiedzy w sytuacjach rzeczywistych.”
Ostatnio trafiło do mnie, że w środowiskach szkolnych i akademickich takie 'pozyskiwanie’ może trwać nawet kilkanaście lat i polegać w dużym stopniu na powtarzaniu prawd głoszonych przez poprzednie autorytety w dziedzinie. Potem przekłada się to często na fakt, że tacy utytułowani bardzo ciężko znoszą odmienne propozycje rozwiązań od tych doktrynalnie przyjętych, zgodnie z tym, co kiedyś pisałeś o łatwym sposobie na wkurzenie człowieka (powiedzenie czegoś co nie pasuje do jego obrazu rzeczywistości pojawienie się u niego myśli że może być w tym choć trochę prawdy). W połączeniu z możliwością stosowania sankcji przez takie autorytety powoduje to powstanie dość nieprzyjemnego mechanizmu kształcącego na przemysłową skalę to, o czym piszesz w punkcie drugim.
Oczywiście na szczęście są i tacy, którzy nie są tak zacietrzewieni i odrzucają dogmatyczny sposób myślenia i to Ci ludzie właśnie sprawiają że człowiek chce się kształcić w danej dziedzinie i nie tylko :)
Pewnego razu mój nauczyciel fizyki w połowie lekcji kazał otworzyć wszystkim zeszyty i powiedział, że teraz podyktuje nam najprawdopodobniej najważniejsze prawo jakiego się nauczymy na jego lekcjach:
„Trzeba uświadomić sobie, że żadne z nas nie jest pępkiem wszechświata. Co więcej – zgodnie ze stanem wiedzy współczesnej nauki – wszystko wskazuje na to, że wszechświat nie ma pępka.”
Nie pamiętam olbrzymiej części materiału z lat lekcji fizyki ale powyższe prawo zapamiętałem :)
Ostatnio też rozmawiałem na temat autorytetów.
Mogę dodać do postu, że zdanie osoby „boskiej” liczy się nawet w momencie, gdy wypowiada się na tematy nie związane z jej profesją.
Tak jakby osoba, która odniosła sukces w jakiejś dziedzinie, znała się na wszystkim.
Alexie,
słuszne uwagi.
Natomiast zastanawia mnie dlaczego podałeś 'adres’ cytatu biblijnego jako „2 Mojżesz 20:3”, podczas gdy bardziej rozpowszechnioną nazwą jest księga Wyjścia (osobiście dotąd spotykałem się chyba wyłącznie z nią)?
pozdrawiam,
Jan Warchoł
PS ja z lekcji fizyki najlepiej zapamiętałem wiersz „za wstęp. ogólniki” Norwida. Wciąż umiem go na pamięć, a Inwokacji bym już nie powtórzył :)
Witam,
Zgadzam się z postem w całości a dodatkowo jestem zdumiony, że są osoby, którym potrzeba zwracać uwagę na takie rzeczy. W końcu, tacy eksperci, często decydują o naszym życiu a oddawanie im władzy to kompletny brak instynktu samozachowawczego.
Aby komentarz nie był tylko przytaknięciem to dorzucę dwie historie:
1. Mój brat mając niewiele ponad 20 lat doznał kontuzji nadgarstka. Pewien ekspert z tytułami naukowymi przed nazwiskiem dłuższymi niż jego godność uznał, że trudno i należy operacyjnie usztywnić rękę. Nawet nie muszę mówić co oznaczałoby to dla młodej osoby. Na potwierdzenie treści posta dodam tylko jako formalność, że zespół innych ekspertów sprawił bez większego trudu, że mój brat nadal ma doskonale funkcjonującą dłoń.
2. Na pierwszym roku studiów (matematyka), podczas jednych z pierwszych ćwiczeń profesor popełnił błąd na tablicy. Był wielce oburzony, kiedy po kilku minutach odkrył ową pomyłkę.
Oburzony był na nas ponieważ nikt nie zwrócił mu uwagi. Oznajmił nam wtedy, że nie ma czegoś takiego jak autorytet i zawsze trzeba ufać swojemu osądowi. Nawet jeśli tylko po to by dowiedzieć się, że nie miało się racji.
Do problemów podanych przez Ciebie Alex dodaję czwarty, który moim zdaniem jest równie powszechny i potencjalnie równie groźny, jak te wymienione przez Ciebie.
„Ślepe przekonanie, iż pewne osoby z dużymi sukcesami mają rację właśnie z powodu tychże odniesionych dużych sukcesów, niezwykłych dokonań itp.”
Wbrew pozorom często (ja wierzę, że bardzo rzadko) nie wiadomo, dlaczego tak naprawdę ktoś odniósł sukces. Niestety my ludzie mamy fenomenalną umiejętność racjonalizowania i dorabiania historyjek do każdego ciągu zdarzeń, które nasze zmysły spostrzegą. Ta umiejętność jest bardzo przydatna, ale jej efektem ubocznym jest iluzja, że wiemy dlaczego stało się to, co się stało.
Ta cecha bardzo gładkiego wyjaśniania i racjonalizowania absolutne wszystkich zjawisk dotyczy niestety także większości ludzi z sukcesami (czy też prawdziwych „ekspertów”), co można wspaniale obserwować czytając wywiady z nimi lub ich (auto)biografie.
To, że ktoś odniósł sukces w biznesie, sporcie czy innej dziedzinie niekoniecznie oznacza, że wie, jakie czynniki doprowadziły do tego sukcesu, a już tym bardziej nie oznacza, że potrafi to wyrazić innym osobom w sposób, który będzie dla nich zrozumiały i przydatny.
Wyobraźcie sobie znakomitego atletę, mistrza świata w jakimś sporcie – takiego na przykład Federera (jednego z topowych tenisistów w historii :). Co takiego on konkretnie robi, że odniósł sukces?
Mógłby ściemniać, że bardzo ciężko trenuje – ale wszyscy tenisiści z pierwszej setki trenują bardzo ciężko i mniej więcej w ten sam sposób. Być może wielu trenuje ciężej/więcej od Federera (lub mniej/lżej), ale to on osiągnął niesamowite wyniki. (Dotyczy to większości popularnych sportów – jak ktoś trenuje inaczej i ma lepsze rezultaty, to inni to szybko podłapują. Pamiętacie „bułka i banan” Małysza i wiarę innych skoczków, że to jego sekret do sukcesu?)
Federd na pytanie „dlaczego Pan jest mistrzem?” odpowiada coś w stylu „You know, I am simply a very talented player”. Albo on wie, ale nie chce powiedzieć — albo po prostu nie wie i zdaje sobie sprawę, że inni trenują tak jak on, ale z jakiegoś powodu (na przykład coś tak trywialnego jak genetyka) jest lepszy.
Zastanówcie się — czy na przykład założyciele każdego wielkiego biznesu IT (Microsoft, Apple, Google, Facebook itd.) na pewno wiedzą, dlaczego to oni a nie jakiś konkurent odniósł sukces i czy ta wiedza jest przenaszalna na innych przesiębiorców? Czy też może rzeczywistość jest tak złożona i wielowymiarowa, a dostęp do rzetelnych informacji o niej tak ograniczony, że pomimo na przykład talentu w prowadzeniu biznesu te osoby nie mają przy okazji talentu w „wyjaśnianiu sukcesu” i po prostu nie wiedzą, dlaczego odniosły sukces? :)
Dorabianie historyjek w praktyce manifestuje się takimi na przykład myślami i słowami:
„Byłem pierwszy na rynku, więc miałem przewagę wynikającą z początkowej bazy klientów.”
„Byłem drugi na rynku, więc udało mi się uniknąć błędów tych, którzy na tym rynku byli pierwsi.”
„Nie słuchali swoich klientów, więc nie udało im się zaspokoić ich potrzeb.”
„Nie słuchali swoich klientów, którzy wyrażali głównie banalne i nieistotne potrzeby wzorując się na znanych sobie rozwiązaniach, dzięki czemu skupili się na nowatorskim podejściu i trafili w niewyrażone wcześniej potrzeby – i je zaspokoili.”
„Zawsze byłem skupiony na swojej robocie. Nie chciałem ranić ich uczuć. Po prostu robiłem swoje i przynosiłem rezultaty – ludzie mi to wybaczali.”
„Zawsze byłem skupiony na swojej robocie. Trochę raniłem tym innych, bo moją niedostępność odbierali jako wykorzystywanie mojej silnej pozycji, więc pomimo że robiłem swoje i przynosiłem rezultaty, zawiodłem.”
Możecie powiedzieć „to od kogo się uczyć, jak nie od tych, którzy odnieśli sukces?”.
Generalnie nie widzę powodu, aby NIE słuchać ludzi, którzy odnieśli sukces, ale przy okazji warto:
– akceptować ryzyko (moim zdaniem wysokie), że do sukcesu przyczyniają się bardzo często różne nieznane im czynniki, nieraz tak banalne jak: ktoś jest ładniejszy, wytrzymalszy, bardziej odporny na stres; ktoś od wielu lat nieświadomie nabywa pewne umiejętności w różnych podobnych sytuacjach; ktoś ma farta, lepszy głos, lepiej kontroluje gniew, itp.
– pytać o poradę także ludzi, którzy nie odnieśli sukcesu, pomimo że działali w jakiejś branży bardzo długo robiąc mniej więcej to samo, co najlepsi. Ten pomysł „sprzedał mi” ten sam znajomy, choć jeszcze go nie przetestowałem — być może te osoby bardzo dobrze wiedzą, gdzie leżą prawdziwe trudności (i może też jak sobie z nimi radzić), których najlepsi – szczególnie ci „utalentowani” – w ogóle nigdy nie widzą, bo po prostu zawsze byli najlepsi i wszystko im wychodziło. A nie oszukujmy się — większość ludzi chcących zajmować się jakąś działką nie będzie „najlepsza”, tylko przeciętna – więc będzie miało typowe trudności i taka nauka może być dla nich bardzo cenna.
– mieć świadomość, że nasz umysł płata nam mnóstwo figli, z których jedne z groźniejszych jest przekonanie, że „sensownie brzmiące wyjaśnienie” (których generujemy na pęczki każdego dnia) ma cokolwiek wspólnego z rzeczywistością
– przeczytać książki „The Black Swan” lub „Fooled by Randomness” Nassima Taleba, „Stumbling on Happiness” Daniela Gilberta oraz „How we know what isn’t so” Thomasa Gilovicha, które to książki *między innymi* traktują o wszechobecnej błędnej wierze w zjawiska, które nie mają miejsca
Ja sam w przeszłości bardzo żyłem wyjaśnieniami „dlaczego”, ale trochę się z tego wyleczyłem na korzyść empiryki — robię i patrzę, co się dzieje, a gdy ktoś mi „udowadnia”, dlaczego jakieś zdarzenie miało miejsce albo dlaczego jakieś zachowanie „działa”, to jestem sceptyczny i traktuję to co najwyżej jak opinię – nic więcej.
Jak zwykle bardzo celny post.
Cóż – staram się właśnie przekonywać wszystkich do okoła, że mogą robić to co chcą i niech nie dają sobie wmówić inaczej. Opornie to idzie, jak mam być szczery.
W przedostatnim poście rozpisywałem się troszkę szerzej na temat wpływu rodziny na nasze przekonania. W tamtym wątku chodziło o naszą emocjonalność.
Podobnie jest tutaj.
I tak gdybym, pozostał z mamą jestem przekonany, że raczej nigdy nie myślał bym o własnym biznesie.
Po przeprowadzce do ojca patrząc jak sam prowadzi biznes oraz jak własne firmy prowadzili bracia mój punkt radykalnie się zmienił. Na szczęście nie zmienił się w sferze emocjonalnej i nastawienia do życia oraz w kilku innych istotnych sprawach. Po raz kolejny pokazuje to jednak, jak duży wpływ ma na nas środowisko w którym przebywamy i „autorytety” w jego okolicach.
Bardzo często staram się korzystać z wiedzy i nauki ludzi mądrzejszych ode mnie (głównie książki), jednak najbardziej cenną wiedzą dla nas samych jest jednak nasze doświadczenie, lepiej popełnić błąd lub nawet kilka i na ich przykładzie się czegoś nauczyć, pomimo że może to być dla nas bolesne, np. mój brat zombie zawsze mi powtarzał, że pierwsze bankructwo firmy bardzo wiele go nauczyło. Czego skutkiem było niepopełnianie tych samych błędów co w konsekwencji doprowadziło do tego, że w obecnej chwili posiada sieć kilku sklepów branżowych w całej Polsce i prowadzi pod względem finansowym bardzo godziwe życie, szkoda jednak, że nie przenosi się to również na inne istotne obszary jego życia gdzie najważniejszą wartością nie są pieniądze!
Uważam, że nasze życie musimy brać we własne ręce i szukać tego co dla nas samych jest najlepsze. A jeśli na swojej drodze trafimy na odpowiedniego człowieka (mentora) to pozwoli nam to tylko szybciej unikać popełnianych przez nas błędów i szybciej zrealizować zamierzone cele. Mam nadzieję, że kogoś takiego w przyszłości odnajdę :)
Książki to jednak trochę za mało…
Jeszcze słówko o religijności, nie podoba mi się to, że już od małego dziecka jesteśmy indoktrynowani (katolicyzm). Gdzie z góry jest coś na nas narzucane bez możliwości świadomego wyboru czy to chcemy przyjąć czy nie (Później niestety bardzo często jest już za późno). Obecnie się to stopniowo zmienia poprzez możliwość wyboru etyki zamiast religii (o ile się nie mylę). Nadal jest jednak pewien rodzaj dyskryminacji religijnej, gdzie jeśli np. nie ochrzcimy dziecka, to ma to swoje skutki społeczne. Brak możliwości przystąpienia do komunii, skutkuje tym, że dziecko bardzo często czuje się inne (wyalienowane) na tle rówieśników.
Wartości w kościele katolickim, są bardzo często pustym frazesem czego byłem kilkakrotnie świadkiem (brat nie mógł być świadkiem ze względu na konkubinat) gdy zapłacił kilkaset złotych problem znikał. Podobnie było w przypadku kolejnego z braci. Gdzie tu są wartości? Dla mnie to bardziej forma biznesu (korupcji).
Michał Hubicki
Dziękuję za interesujący przykład ze środowiska akademickiego i genezie jego powstawania. Dlatego warto rozważyć czy w zależności od planów życiowych można to całe towarzystwo ominąć, patrz:
http://alexba.eu/2007-05-16/rozwoj-kariera-praca/formalne-studia-kiedy-i-dlaczego-warto/
Gszesiek
Piszesz: „ że zdanie osoby “boskiej” liczy się nawet w momencie, gdy wypowiada się na tematy nie związane z jej profesją. „
O tak, zdarza się to nagminnie a jeszcze częściej jest wykorzystywane w reklamie.
Jan Warchoł
Pytasz: „dlaczego podałeś ‘adres’ cytatu biblijnego jako “2 Mojżesz 20:3″, podczas gdy bardziej rozpowszechnioną nazwą jest księga Wyjścia (osobiście dotąd spotykałem się chyba wyłącznie z nią)? „
Może dlatego, że generalnie czytałem takie rzeczy po angielsku lub niemiecku (polskie przekłady są moim zdaniem w wielu miejscach nieprecyzyjne) a tam jest to typowy sposób oznaczania „adresu”
Michał Mech
Dziękuję za oba interesujące przykłady
Jakub Petrykowski
Podajesz jeszcze jeden problem: “Ślepe przekonanie, iż pewne osoby z dużymi sukcesami mają rację właśnie z powodu tychże odniesionych dużych sukcesów, niezwykłych dokonań itp.”
OK, powiedzmy że ślepe przekonanie zazwyczaj bywa niebezpieczne :-)
Z drugiej strony, jeśli chcę się czegoś dowiedzieć to właśnie od osób które odniosły sukces w danej dziedzinie. Jasne że wiele rzeczy nie jest kopiowalne, ale przynajmniej jest szansa, że słuchając i podpatrując jak działa taka osoba, mamy możliwość zdobyć istotne informacje.
Prawdą jest, że o sukcesie decyduje wiele czynników, czasem wręcz ten przysłowiowy efekt motyla, niemniej jeśli już mam się czegoś dowiedzieć, to od praktyków, którzy z powodzeniem coś zrobili.
Przytaczasz pary pojedynczych, sprzecznych ze sobą wypowiedzi. Tak często bywa, ale jeżeli zapoznasz się z szerszym kontekstem sukcesu danej osoby, to może pojawić się w tym pewien porządek, który jest całkiem jasny i logiczny.
Twoje „czynniki ryzyka” są bardzo ciekawe i z pewnością warte przemyślenia i wzięcia pod uwagę
Krzysztof
Piszesz: „staram się właśnie przekonywać wszystkich do okoła, że mogą robić to co chcą i niech nie dają sobie wmówić inaczej. Opornie to idzie, jak mam być szczery. „
Zastosuj Pierwsza Zasadę Alexa: Nie udzielaj konsultacji bez zlecenia :-)
Michał
Jasne, że lepiej uczyć się na własnym doświadczeniu, tylko że ono bywa czasem bardzo kosztowne :-)
Czasem taki błąd blokuje człowieka na lata (kredyty itp.) więc lepiej poradzić się kogoś, kto rzeczywiście wie lepiej.
Książki, mimo że naprawdę trzeba sporo czytać to rzeczywiście za mało w większości przedsięwzięć.
Temat kościoła katolickiego w Polsce na razie sobie daruje, bo to zupełnie inna sprawa, a tu zależy mi na dyskusji na temat poruszony w poście, bo sprawa dla wielu ludzi wcale nie jest taka oczywista.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Zgadzam się w 100%! Jednak błędy popełnione na własnym przykładzie uczą nas najlepiej, choć najczęściej również przy tym bardzo boleśnie nas doświadczają, czego można uniknąć przy udziale odpowiednich ludzi.
Sam jestem już z kredytem w walucie (niestety) i to branym przed kryzysem w sierpniu 2008 roku (kwota kredytu obecnie wzrosła już o ponad 50 %). Więc odczuwam każdego miesiąca konsekwencje tego błędu :(
Jednak w moim przypadku nie miałem do końca wyboru, poza rodzajem waluty (niejako zostałem do niego przymuszony, aby odzyskać pożyczone pieniądze). Ale to już zawiła sprawa…
Świetny i prawdziwy post :)
Mogę wymieniać po kolei:
1. W szkole mówiono mi, że mam się tylko skupić na nauce. Skupiłem się na komputerach, na samym początku na grach, później to rzuciłem i zająłem się projektowaniem serwisów internetowych.
2. W wieku 17 lat z dwoma znajomym założyliśmy swoją firmę, która pozwoliła nam nauczyć się zarządzania klientami, obsługą, promocją etc. Wyróżnialiśmy się na wiele sposobów, zdobywając przy tym masę doświadczenia.
Wtedy moje otoczenie mówiło mi, żebym przykładał się do matury, bo jej nie zdam i nie dostanę się na studia.
3. Do matury przygotowałem się korzystając z pareto. Skupiłem się tylko na matematyce, która była kluczowa. Dostałem się na te studia co chciałem – wydział informatyczny na Politechnice.
4. Mówiono mi, że studiując złapałem Boga za pięty. Po trzech tygodniach dostałem pracę, w której zarabiałem całkiem nie małe pieniądze, jak na 19 latka po liceum. Studia rzuciłem.
5. Po rzuceniu studiów i skończeniu pracy (która byłą jedynie na okres 6-7miesięcy), mówiono mi, ze lepiej odnajdę się w rodzinnym małym mieście, z którego pochodzę. Wyjechałem do Anglii. Dostałem tam po tyłku i wróciłem do Krakowa.
6. Założyłem swoją firmę – agencję interaktywną – i wszyscy wychodzili z założenia, że to kolejna zabawa. W ciągu roku działalności, wyprzedziłem grubo ponad połowę krakowskich konkurentów pod względem jakości i terminowości.
Reasumując, w moim życiu cały czas byli ludzie, którzy wiedzieli lepiej ode mnie. Byli „życiowymi ekspertami”, którzy pozjadali wszelkie rozumy i którzy wiedzieli co mam robić.
W 99,5% przypadków działałem wg własnych przekonań. Może nie zawsze wychodziło mi to na dobre, ale popełniając błędy wiele się nauczyłem. Byłem świadomy tego, że podjąłem tę decyzję sam, na własną odpowiedzialność, a nie za namową „życiowych specjalistów” którzy ciągle powtarzali, że w tym kraju niczego nie da się osiągnąć.
Dzięki Alexie za przypomnienie o tak ważnej rzeczy :) Muszę o niej częściej sobie przypominać w przypadku podejmowania kluczowych strategicznych decyzji.
Swoją drogą, ostatnio czytałem w Coachingu, że sam Richard Branson ciągle powtarza, że jego sukces zawdzięcza stawianiu na swoim i kierowaniu się intuicją.
:)
Pozdrawiam serdecznie,
Piotr
Świetny post! Zgadzam się z Panem w pełni (z racji na logikę argumentu a nie Pana utytułowania ;) )
ten post powinien pójść do gazety.
Witam,
Bardzo dobry post. Sadze jednak, ze nie nalezy negowac wiedzy akademickiej. Uczelnie maja ogromny wplyw na rozwoj swiadomosci ludzi. Roztropny student potrafi z tego skorzystac.
Warto dodac, ze studia sa bezwartosciowe jezeli im nie towarzyszy dlugoletni proces samodzielnego myslenia. Wlasnie ten wysilek jest najwazniejszy.
Pozdrawiam
Michał
Któż z nas nie popełnia błędów!!
Ja też kiedyś miałem kredyt który myślałem, że nie spłacę, tyle że przeinwestowałem w firmę.
Powodzenia w wychodzeniu z dołka :-)
Piotr J. Synowiec
Dziękuję za przykłady :-)
Robert
Piszesz: „ten post powinien pójść do gazety. „
Hmmm… jeśli uważasz że jest taki dobry to może wstaw go na Wykop :-)
Mnie nie wypada :-)
Krzysztof
Piszesz: „Sadze jednak, ze nie nalezy negowac wiedzy akademickiej. „
Tego nie czynię, jedynie podchodzę sceptycznie do wszelkiego autoramentu utytułowanych ekspertów, zwłaszcza bez sprawdzonych referencji kogoś, komu ufam.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Chyba muszę zacząć stosować inny nick bo pojawił się drugi Krzysztof ;).
Ja akurat mam sceptyczne podejście do wiedzy akademickiej – chyba dlatego, że sam ze studiów za dużo nie wyniosłem.Po prostu nudziłem się tam – to wszystko szło tam dla mnie za wolno i mało interesująco.
Co do pierwszej zasady Alexa – oczywiście staram się ją stosować, ale często osoby b. mi bliskie (rodzina, bliscy przyjaciele) dają się wpędzić w taki dołek. Moja rada ogranicza się wtedy do jednego zdania „Nie daj sobie wmówić, że czegoś nie potrafisz”. Swoją drogą ciekawe, że często to osoby bliskie (np. rodzice) podcinają nam skrzydła. Przykład, który podaje to polska reprezentacja piłki nożnej. Rodzice zawsze mi powtarzali, że z tego nie da się wyżyć, ale jak patrze na piłkarzy to wcale nie mają tak źle. A myślę, że jakbym od młodego wieku trenował to miałbym szansę być teraz lepszy od nich. Nie żebym żałował, pewnie zaniedbałbym inne rzeczy, ale czasem to dziwne, że chcemy dobrze, ale wychodzi jednak inaczej.
O.. widze ze jak dotad wypowiedzieli sie sami panowie i w dziedzinach „twardych” tj. zwiazanych z praca, studiami, zdrowiem.
W takim razie ja zapodam inny przyklad (chociaz z tych w/w dziedzin tez mam, a jakze), zdarzajacy sie jakze czesto kobietom i znaaaaacznie trudniejszy.
Mianowicie: rady „bardziej doswiadczonych” – np. rodzicow czy starszego kuzynostwa odnosnie partnera zyciowego, malzenstwa, rozwodu.
Sliska dziedzina, bo z jednej strony przeciez oni faktycznie sa od nas starsi, faktycznie niejedno juz przezyli a tutaj prosze obracamy sie w sferze gdzie wazne sa doswiadczenia z jednej strony, a z drugiej emocje. Skoro zas emocje, to bardzo trudno samemu jest dokonac autoanalizy – wszak jestesmy podmiotem.
Nie nalezy sie jednak przejmowac. W tej dzialce, jak w malo ktorej, nasz wybor zawazy bardzo powaznie na jakosci zycia. Znacznie bardziej, niz w wypadku pracy.
Co robic? Oczywiscie wysluchac rad – ale uwaga – TYLKO RAZ. Jesli ktos z rodziny nahalnie bedzie powtarzal w kolko jedno i to samo – poprosic taktownie zeby przestal bo juz jego rade slyszelismy.
Potem – coz – jak napisal Alex – use your judgment.
Byc moze to zabrzmi smiesznie, ale warto zrobic rzecz nastepujaca:
1. ktoregos spokojnego dnia usiasc i sporzadzic liste rzeczy, na ktorych nam w zyciu najbardziej zalezy. Dorzucic liste swoich marzen
2. z tydzien pozniej usiasc i sporzadzic liste tego, co w danej osobie lubimy a czego nie lubimy oraz dolaczyc do tego rzeczy, ktorych oczekujemy.
3. Porownac obie listy i podjac decyzje SAMEMU.
Nigdy, ale to przenigdy, nie podejmowac tak wazne decyzji pod wplywem tylko li wylacznie emocjonalnego impulsu!!
Alex napisal: „podchodzę sceptycznie do wszelkiego autoramentu utytułowanych ekspertów, zwłaszcza bez sprawdzonych referencji kogoś, komu ufam.”
Akademiccy eksperci sa slabi, poniewaz glownie przetwarzaja, kopiuja wiedze, natomiast nie zastanawiaja sie nad nia. Zastanawianie sie to upraszczanie. Oni na to maja malo czasu. Nie maja takiego nawyku. Gdyby sie zastanawiali, to sadze, ze polskie stocznie by nie zbankrutowaly – wszak jestesmy narodem spawaczy.
Krzysztof (pozdrawiam) napisal:
„mam sceptyczne podejście do wiedzy akademickiej – chyba dlatego, że sam ze studiów za dużo nie wyniosłem.”
Bo ze studiami jak z dentystami, sa dobrzy i fatalni. Sa jednak bardzo dobre uczelnie i studiowanie na takiej to przezycie z najwyzszej polki.
Pozdrawiam
Długo nie pisałem na twoim blog Alex. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko kilku uwagom nie koniecznie związanym z aktualnym tekstem. Wydaje mi się lepszym rozwiązaniem jest zamieszczenie więcej tekstów o zmiany w myśleniu ludzi. Wydaje mi się, że dopiero po przeszło kilku latach, kierowania się na samodzielne myślenie widzę poważne efekty. W dużej mierze dzięki wyjazdowi zagranicznemu na którym mogłem nie tylko poznać naprawdę ciekawe i optymistyczne osoby, ale i się odciąć od kilku złych wzorców z kraju. Niestety, nie dokonało się to tylko czytając twój blog. Podejrzewam, że miałeś jednak w tym swój spory udział.
Moją uwagą jest abyś dalej skupiał się właśnie na początku drogi, chęci do zmiany, budowaniu własnej samooceny, pewności siebie. Dopiero teraz jak mogę porównać poprzednie wzorce zachować i nowe jakie spotkałem, jak podbudowałem generalnie siebie jestem w stanie faktycznie wykorzystać wiele twoich poprzednich rad, których jest naprawdę, naprawdę dużo do przeczytania jeszcze raz.
Powodzenia! Życzę Ci jeszcze więcej energii do pracy nad blogiem i w życiu.
jest dosc agresywny :) nie dales juz rady alex w nim pracowac? czy wolisz z ludzmi sobie pogadac?
to mnie interesuje.
Witam,
Sadze ze poddajemy sie wplywom innych osob, oraz znacznie chetniej wierzymy ze ktos jest „nieomylnym ekspertem” wtedy gdy sami nie mamy konkretnego zdania na dany temat. Gdy brak informacji o czyms i nie mozemy tej informacji zdobyc, nie mamy odpowiedniego doswiadczenia lub sami nie do konca wiemy czego chcemy to prosimy o porady. W takiej sytuacji trudno jest zrozumiec czy ktos jest naprawde ekspertem czy nie. Gdy sami nie mozemy przyjac decyzji to znacznie chetniej ulegamy wplywom. Jezeli sie nie myle to w psychologii ma cos wspolnego z dysonansem kognitywnym. Choc przeciez jak mowi Alex nikt oprocz Boga nie jest nieomylny.
Wydaje mi się że nie doceniasz branży nformatycznej jeżeli chodzi chodzi o nadmierne przecenianie certyfikacji. Faktem jest że IT nie jest koncesjonowane (jak niektóre inne zawody), ale liczba różnego typu certyfikatów zarówno stricte w obzarze tworzenie oprogramowania jak i dziedzin „wspierających” (np. project management) stale rośnie.
Co więcej pracodawcy często wymagają/opierają się na certyfikatach zamiast sprawdzać rzeczywistą wiedzę kandydatów. Choć w sumie to w dużej części ich (pracodawców) problem.
Dla mnie certyfikat jest niezależną i obiektywną miarą (wszyscy są konfrontowani z tym samymi kryteriami) jednak w ogromnej mierze bezużyteczną jeśli chodzi o określenie rzetelnych kompetencji kandydata (
http://blog.brodzinski.com/2010/11/value-of-certification.html).
Wydaje mi się, że spora część populacji naszego kraju ma problemy z krytycznym myśleniem, nie tylko w odniesieniu do „autorytetów i ekspertów”, ale w ogóle. Pamiętam, gdy przeniosłem się z rodziną do Stanów na jednej z lekcji tzw. Social Studies (czyli coś w rodzaju WOS Historia), poświęciliśmy 40 minut na ćwiczenie podczas którego, zapoznano nas z kilkoma technikami wykorzystywanymi przez polityków celem podniesienia wartości swojej osoby i zbudowania wokół niej autorytetu na potrzeby np. kampanii wyborczej. Ćwiczenie nie było bardzo wyszukanym sposobem na nabycie umiejętności krytycznego myślenia, ale zaszczepiło ziarnko sceptycyzmu w moim umyśle i wtedy uzmysłowiłem sobie, że nie zawsze (a może rzadko) rzeczywistość wygląda dokładnie tak, jak prezentują to media.
Żałuję, że w polskim systemie edukacyjnym nie ma miejsca na podobne zajęcia – myślę, że gdyby każdy z nas patrzył sceptycznie na wszystko, co próbuje się nam przekazać (obietnice polityków, „okazje” w sklepach, próby zaszczepiania jakiś kompleksów, jedyną słuszną drogę w życiu osobistym i zawodowym,…), to z pewnością świat byłby lepszym miejscem do życia. :)
Krzysztof
Piszesz: „Co do pierwszej zasady Alexa – oczywiście staram się ją stosować, ale często osoby b. mi bliskie (rodzina, bliscy przyjaciele) dają się wpędzić w taki dołek. Moja rada ogranicza się wtedy do jednego zdania “Nie daj sobie wmówić, że czegoś nie potrafisz”. „
Jeżeli to jest jedno zdanie… :-)
Rodzice generalnie chcą dla nas dobrze, problem polega na ich niekompetencji w wielu sprawach współczesnego świata. Jak sami będziecie rodzicami to pamiętajcie aby nie wpędzić się w taki boczny zaułek.
Futrzak
Pomysł aby tylko raz wysłuchać rady rodzica jest niezły :-) Ponad to zaczyna się już nacisk na nas, co oznacza brak szacunku dla naszej decyzji.
Jak sobie z tym radzić pisałem w serii postów zaczynających się tutaj:
http://alexba.eu/2010-01-12/rozwoj-kariera-praca/dyktatura1/
Twój postulat: „Nigdy, ale to przenigdy, nie podejmowac tak wazne decyzji pod wplywem tylko li wylacznie emocjonalnego impulsu!! „
jest bardzo słuszny!!
Krzysztof
Piszesz: „Akademiccy eksperci sa slabi, poniewaz glownie przetwarzaja, kopiuja wiedze, natomiast nie zastanawiaja sie nad nia „
Feynman coś na ten temat ładnie napisał, ale nie mam cytatu pod ręką :-)
Jak znajdę to wstawię
Marcin
Dziękuję za feedback, choć rzeczywiście nie jet to własciwy wątek :-)
Ten właściwy to http://alexba.eu/2010-10-20/tematy-rozne/o-czym-tu-pisac/
Ja ciągle uważnie go studiuję, pewne rezultaty widać już (mam nadzieję :-)) na blogu
Kriskris
Do you speak Polish?
Proszę przeformułuj Twoje pytania tak, aby byłe zrozumiałym o co CI chodzi, wtedy chętnie na nie odpowiem
Antek
Piszesz: „Sadze ze poddajemy sie wplywom innych osob, oraz znacznie chetniej wierzymy ze ktos jest “nieomylnym ekspertem” wtedy gdy sami nie mamy konkretnego zdania na dany temat. „
Masz rację i to jest najbardziej niebezpieczny moment. Wtedy pokusa aby wyłączyć własne krytyczne myślenie jest największa i trzeba najbardziej uważać
Paweł Brodziński
Piszesz: „Co więcej pracodawcy często wymagają/opierają się na certyfikatach zamiast sprawdzać rzeczywistą wiedzę kandydatów. „
Potem dostają to, na co patrzyli – ludzi z certyfikatami :-)
Jak patrze na niektóre serwisy internetowe polskich firm (Intercity itp) to tam musi być mnóstwo takich ludzi :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
A co w kontekście mentorów? Z tego co czytałem wcześniej twierdzisz, że mentor to osoba, która ma nas prowadzić w jakiejś dziedzinie – czyli przy każdej wiedzy dostarczonej przez niego mamy ją weryfikować i podchodzić do niej krytycznie? Czy nad każdym przekazanym zagadnieniem mamy szukać innych źródeł, by sprawdzić czy to co nam przekazuje nie doprowadzi nas na manowce?
Jak ma się uznanie kogoś za jego osiągnięcia i ufanie jakości przekazywanej wiedzy, a „use your youdgement”? Być może w kwestiach życiowych, o jakich się rozmawia w tym blogu jest to proste do zastosowania, a co jeśli chodzi o specjalistyczną wiedzę? Skąd mam wiedzieć, czy jest ona dobrej jakości, jeśli nie mam o niej pojęcia i dopiero zaczynam naukę?
Na to również trzeba zwrócić uwagę i jeśli chodzi o naukę specjalistyczną od specjalistów czasem należy wyłączyć wyżej przedstawione podejście i, upraszczając oczywiście, przyjąć nieomylny charakter wypowiedzi mentora. Zgadzacie się z tym?
Jasiek
Piszesz: „spora część populacji naszego kraju ma problemy z krytycznym myśleniem, nie tylko w odniesieniu do “autorytetów i ekspertów”, ale w ogóle. „
Oczywiście że tak jest!!! To jest dużą szansą dla tych, którzy wiedza „co jest grane”, a wielką szkoda dla społeczeństwa jako całości.
Dalej: „Żałuję, że w polskim systemie edukacyjnym nie ma miejsca na podobne zajęcia …”
Trochę staram się zapełnić tę lukę tym blogiem.
Paweł Kuriata
Poruszasz ciekawą kwestię, więc zastanówmy się nad nią.
Piszesz o mentorach: „..czyli przy każdej wiedzy dostarczonej przez niego mamy ją weryfikować i podchodzić do niej krytycznie? „
Między tym, co napisałeś a moją oryginalną wypowiedzią „Bądź bardzo ostrożny w akceptowaniu wypowiedzi różnych ekspertów, zwłaszcza w dziedzinach „miękkich”. Jeżeli sam nie masz pojęcia to wysłuchaj jakiejś drugiej, a najlepiej i trzeciej opinii. „ jest bardzo duża różnica, nieprawdaż?
A może masz na myśli moje późniejsze „Potem pomyśl co z tego ma sens dla Ciebie używając Twojego intelektu i krytycznego myślenia. „ ?
Każdy przyzwoity mentor będzie tego od Ciebie wymagał, jako warunek dalszego mentoringu. W przeciwnym wypadku jest duże podobieństwo, że mamy do czynienia nie z mentoringiem lecz religią a to byłby bardzo niedobry symptom.
Pytasz: „Jak ma się uznanie kogoś za jego osiągnięcia i ufanie jakości przekazywanej wiedzy, a “use your youdgement”? „
Normalnie :-) Używasz Twojego umysłu i jeśli coś Ci nie pasuje to pytasz o szczegóły :-)
Ja wiem że to jest coś innego od tresury, której byliśmy poddawani w szkole, ale jak chcesz prowadzić naprawdę dobre życie to warto ją odłożyć.
Pytasz: „jeśli chodzi o specjalistyczną wiedzę? Skąd mam wiedzieć, czy jest ona dobrej jakości, jeśli nie mam o niej pojęcia i dopiero zaczynam naukę? „
Wspomniałem już o tym wcześniej: „ Jeżeli sam nie masz pojęcia to wysłuchaj jakiejś drugiej, a najlepiej i trzeciej opinii” :-)
Zadajesz pytanie: „jeśli chodzi o naukę specjalistyczną od specjalistów czasem należy wyłączyć wyżej przedstawione podejście i, upraszczając oczywiście, przyjąć nieomylny charakter wypowiedzi mentora. Zgadzacie się z tym? „
Mogę Ci powiedzieć co ja robię:
-jeśli chodzi o teoretyczne rozważania nie mające bezpośredniego wpływu na moje życie jak np. grawitacja jako rezultat zakrzywienia czasoprzestrzeni, to wierzę na słowo :-)
– jeśli coś ma znaczący wpływ na moje życie to biorę to pod lupę
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Jak przeczytałem ten wpis, to wróciłem do czasów młodzieńczej fascynacji sztukami walki.
„Kontroluj siebie i pozwól innym czynić to co chcą. Nie oznacza to, że jesteś słaby. Kontroluj swoją duszę i przestrzegaj zasad życia. Nie oznacza to, że inni są silniejsi.”
Motto stylu Smoka kung-fu
Witam,
wydaje mi się, że bezkrytyczne przyjmowanie zdania „eksperta” może czasem wynikać z błachości problemu, z którym do eksperta się zwracamy – przyjęcie takiej opinii bez sprawdzenia oszczędza sporo zachodu :-). Ja robię tak czasem, ale nawet wtedy zwracam uwagę na nietypowe elementy, które budzą moją czujność i powodują, że sprawdzam opinię u innego źródła. Na przykład – idąc do lekarza z przeziębieniem bezkrytycznie przyjmuję zalecenia co do metod leczenia, chyba że pojawi się jakiś niepokojący element w diagnozie. Oczywiście im większy wpływ na moje życie może mieć taka opinia tym bardziej wymaga ona przemyślenia :-). W tym kontekście duże znaczenie ma właściwa ocena potencjalnego eksperta – czy jego kwalifikacje naprawdę dotyczą dziedziny, której dotyczy mój problem?
A przy okazji – uważnie przeczytałam posta, o radzeniu sobie z dyktaturą :-), którego przypominasz powyżej – nie mogę jednak znaleźć obiecanej części drugiej, która miała dotyczyć radzenia sobie z naciskami ze strony najbliższej rodziny (np. rodziców). Przyznam, że bardzo chętnie poznałabym Twoje zdanie w tej kwestii :-)
Już jest wersja audio, jak zwykle na dole postu. Ze względu na różne przeszkody i odwiedziny musiałem ja nagrywać 6 razy :-)
Zainteresowanych zapraszam
Alex
Cały poruszony przez was temat jest relatywnie złożony. Po pierwsze problem ciekawość:
Jadąc komunikacją miejską widzę 2 modele mama z dzieckiem na kolanach które w kółko pyta:
„mamo a dlaczego tramwaj ma takie kable na górze?”
I tu mamy dwie odpowiedzi pozytywną i negatywną:
„ponieważ tramwaj jest na prąd i jest zasilany przez te wystające łapki” czyli wyjaśnienie o co chodzi na miarę zróżnicowanych możliwości rodzica
„bo tak/nie zrozumiesz tego/etc” odpowiedź negatywna zamykająca demotywująca.
Mi do dziś zostało że idąc ulicą wpatruję się w słup i zastanawiam się dlaczego stoi on tu a nie gdzie indziej czy dałoby się to poprawić etc.
Ogólnie ludzi dzielę na 2 kategorie:
takich którzy się czymś interesują (czymkolwiek o czym mógłbym z nimi porozmawiać i się czegoś nauczyć) przy czym z przerażeniem stwierdzam że częstsze to jest wśród męszczyzn
ludzi z którymi nie mam o czym porozmawiać ponieważ zainteresowań nie mają. Nie czytają książek nie grają w nic nawet muzykę słuchają tylko biernie etc. Zawsze się zastanawiałem jak takie osoby spędzają czas :D. Macie jakieś pomysły? Zawsze lubię pytać kogoś ” kiedy ostatnio się nudziłeś?”
Wracając do tematu. Pierwszą zasadą rozsądnego człowieka powinna być próba negacji rozbicia jakiegoś twierdzenia i już mamy wiedzę z kim mamy do czynienia. Większość ekspertów powtarza prawdy zasłyszane przeczytane ale to chyba dubluje już Aleksa który chyba pisze 3ci post na ten sam temat :(
Ja mam czasami problem będąc po drugiej stronie czyli eksperta. Trudno wytłumaczyć klientowi, że chociaż orientuję się w swojej dziedzinie to:
– mogę się mylić.
– nie dysponuję kryształową kulą i w danym przypadku trzeba by zrobić badania czy dłuższą analizę, a intuicja już wielu zwiodła.
– moje odpowiedzi na pytania wychodzące poza zakres tego czym się zajmuję mogą być wyłącznie opiniami.
– ostateczną decyzję to klient musi podjąć, ja mu mogę tylko dostarczyć informacji do tego. To jest jego biznes, a nie mój.
No ale niestety ile bym się nie zastrzegał, to będę słyszał pytania, „no tak, ale powiedz czy dobrze jest zrobić to a to”.
Wydaje mi się, że takie podejście do ekspertów jest efektem zwykłego lenistwa. Ekpsert ma zastąpić w myśleniu, nawet w przypadkach, gdy … powinniśmy poszukać innego eksperta.
Zgoda Alex z tym co piszesz, mam jednak małą wątpliwość. Podałeś przykład grawitacji jako coś co nie ma wpływu na Twoje życie, ale z drugiej strony jest skomplikowane i sprawdzenie prawdziwości byłoby zapewne trudne (podkreślam, że to domysł).
Jednakże weź pod uwagę to: na spotkaniu z mentorem uczącym, dla przykładu zarządzania swoimi pieniędzmi, albo ściślej inwestowania na giełdzie takie „sprawdzanie” każdej informacji podanej przez mentora może okazać się dość trudne w zastosowaniu.
Napisałeś:
„Jeżeli sam nie masz pojęcia to wysłuchaj jakiejś drugiej, a najlepiej i trzeciej opinii”
Moje kolejne pytanie brzmi – po co nam mentor, skoro mamy weryfikować wszystko w innych źródłach?
Witam,
Do niedawna myślałem, że studia to jedyna trafna droga, która doprowadzi mnie do „ogólnego pojętego dobrobytu”. Myślalem, że jak ślepo będę ufał nauczycielom to daleko zajdę.
Ostattnio doszłem jednak do wniosku, że uczenie się ( czyt. wkuwanie niezrozumiałych definicji bez myślenia tak naprawdę co one znaczą) to wielkie marnotractwo czasu. Jestem wdzięczny, że nauczyłem się w dość dobrym stopniu matematyki i paru innych przydatnych rzeczy w szkole. Myślę jednak, że mógłbym to osiągnąć inną drogą, w znacznie szybszym czasie.
Ostatnio myślę sobie o odejściu ze studiów. Chcę zapisać się na angielski by opanować go w końcu na poziomie swobodnej komunikacji i kształceniu się z książek w kierunku który mnie naprawdę interesuje( programowanie).
Chcę sam doświadczać różnych rzzeczy, chcę sam myśleć i dochodzić do wnioskow. Niestety wychowany od małego w przeświadczeniu „słuchaj się starszych/nauczyieli w szkole, bądź grzeczny, rób to co Ci mówią w szkole” zabija kreatywne, otwarte myślenie, czasami pod prąd, inaczej niż reszta.
Dzięi Alex, za Twoje przykłady!
Vroo,
napisaleś: „Wydaje mi się, że takie podejście do ekspertów jest efektem zwykłego lenistwa. Ekpsert ma zastąpić w myśleniu”.
A co powiesz na inne wytłumaczenie? Że jest to działanie mające na celu przenieść na eksperta wszelką odpowiedzialność (klient jest spokojny, bo odpowiedzialność przejmujesz Ty jako decydujący). W moim odczuciu to często świadome działanie, ale także w wielu przypadkach nieświadome powielanie zachowań innych.
Pozdrawiam, Ewa
Witam.
Rady rodziców są cenne,ale co ja miałam robić kiedy moi rodzice mieli odmienne wymagania co do mojej edukacji.Do dzisiaj mam w sobie tę walkę.Mama ,do dzisiaj nie wiem czego chciała.Zawsze kiedy tata coś proponował, ona się nie zgadzała.Tata widział we mnie sportowca,bo warunki były.Ale mama stwierdziła,że nie bo się w nauce opuszczę.Więc uwielbiałam siedzieć na ławce rezerowych,a w nauce i tak się opuściłam,bo w tej całej walce rodziców o przyszłość dziecka ,rodzice zapomnieli o dziecku.Kiedy tata zaproponował technikum ,mama powiedziała,że nie dam rady.Ale na szczęście spotkałam pewną grupę młodych ,zbuntowanych ludzi i wiele się nauczyłam.Nauczyłam się buntować i mówić czego ja chcę.Moją edukację nadrobiłam tak okrężną drogą,że bardziej nie idzie.Ile przykładów się nasłuchałam,jacy wspaniali byli synowie sąsiadki,jakie mieli piękne pismo,świadectwa z czerwonym paskiem(po czasie okazało się,że mama odrabiała za nich lekcje).Cieszę się,że studia skończyłam bo chciałam i za własne pieniądze i to całkiem nieźle.
Alex,nie jest czasami tak,że dla wielu miarą mądrości jest grubość portfela?
Witajcie,
Jestem stałym ale raczej biernym czytelnikiem blogu Alexa. Od paru dni nie dawał mi spokoju ostatni wpis o G…ekspertach. Chciałem podzielić się moją historią.
Pracuję jako wykładowca i często po zajęciach (zwłaszcza całodziennych weekendowych) miałem problemy z głosem: chrypka, kaszel itp. Parę lat temu pracodawca zafundował nam badanie strun głosowych realizowane przez specjalistów z Akademii Medycznej. Badanie wykazało u mnie asymetrię strun głosowych w związku z czym otrzymałem opinię, z której wynikało, że absolutnie nie powinienem pracować z głosem. Problemem było dla mnie to że lubię swoją pracę i nie chciałem z niej ot tak rezygnować.
Zupełnie niedawno postanowiłem coś z tym zrobić. Odświeżyłem dawne kontakty, znalazłem osobę zajmującą się zawodowo kształceniem głosu i poszedłem do niej z prośbą o jakieś ćwiczenia, które pozwolą mi po prostu lepiej mówić. Tego co od niej usłyszałem nie mogłem przetrawić i przyjąć do siebie chyba przez miesiąc. Otóż usłyszałem ni mniej ni więcej tylko że mam wspaniały głos i powinienem go wykorzystać choćby śpiewając w chórze. Mimo że opinie była dla mnie trudna do przyjęcia, postanowiłem pójść na kolejne zajęcia (głownie ze względu na moją pracę). Na kolejnych zajęciach usłyszałem że dyrygent chóru już wie o mnie i gdy tylko zechcę mogę zacząć uczestniczyć w próbach.
Wiele razy czytałem historię o żebraku który żebrał siedząc na skrzynce i dopiero po wielu latach jakiś przechodzień kazał mu ją otworzyć. Zawsze wydawało mi się, że jest to jedna z ładnych bajeczek motywacyjnych. Nigdy jednak nie myślałem że takie coś przydarzy się właśnie mi. Do dziś ja, który od bliższych i dalszych znajomych, na imprezach, ogniskach słyszał przez wiele lat: „ty to już może lepiej nie śpiewaj”, nie mogę uwierzyć że mam (i zawsze miałem) taki skarb.
Nie wiem jak dalej potoczy się ta historia. Czy zdecyduję się na rozwijanie tej umiejętności czy nie. Ale czasami nowe możliwości i propozycje przychodzą z najbardziej nieoczekiwanej strony.
Więc jak pisze Alex: „Use your judgement” i do przodu.
P.S. Zdaje się że wiekiem jestem bliższy Alexowi niż średniej czytelników ale wygląda na to, i w tym wieku można jeszcze coś ze sobą zrobić.
Wojtek_TM czym jest ta asymetria strun głosowych? Czy nie powinieneś uważać jeśli rzeczywiście jest to coś niebezpiecznego? Pewnie posiadasz komplet informacji :-).
Ciekawe czy wiąże się to z pięknem właśnie twojego głosu. Podzielisz się z nami proszę tymi informacjami :-)
RobertP
Niezłe motto, dziękuję.
Oczywiście jeśli „pozwól innym czynić to co chcą „ nie oznacza pozwolenie im na czynienie tego z nami :-)
Elżbieta
Piszesz: „wydaje mi się, że bezkrytyczne przyjmowanie zdania “eksperta” może czasem wynikać z błachości problemu, z którym do eksperta się zwracamy – przyjęcie takiej opinii bez sprawdzenia oszczędza sporo zachodu „
Oczywiście, w błahych sprawach jest to racjonalne zachowanie. To o czy ja pisze to poważniejsze sprawy i decyzje, z którymi jesteśmy skonfrontowani w życiu.
Post o rodzicach powstanie, muszę mieć do niego odpowiedni nastrój :-)
Sebastian Bigos
Piszesz: „ Pierwszą zasadą rozsądnego człowieka powinna być próba negacji rozbicia jakiegoś twierdzenia i już mamy wiedzę z kim mamy do czynienia. „
Ja tak dalece nie poszedłem, bo grozi to zepsuciem sobie relacji z różnymi ludźmi, którzy są wobec nas w porządku.
Zalecałem bardzo ostrożne podejście do różnych twierdzeń i nietraktowanie ekspertów jak bogów. A to jest różnica, nieprawdaż?
Vroo
To, co opisujesz to normalne zjawisko w życiu eksperta, który jest w czymś dobry, tak normalne jak deszcz w Polsce.
Trzeba nauczyć się jak wytłumaczyć to klientowi, aby z jednej strony zrozumiał, a z drugiej aby nie był urażony.
Ja często jestem pytany o różne rzeczy niezwiązane z tym, na czym naprawdę się znam, ale po wytłumaczeniu, że mogę co najwyżej pospekulować klienci twierdzą „to pospekuluj, umiesz dobrze myśleć”. No i wtedy spekuluję :-)
Paweł Kuriata
Piszesz: „na spotkaniu z mentorem uczącym, dla przykładu zarządzania swoimi pieniędzmi, albo ściślej inwestowania na giełdzie takie “sprawdzanie” każdej informacji podanej przez mentora może okazać się dość trudne w zastosowaniu. „
Ciesz się, że nie jestem Twoim mentorem. U mnie musiałbyś prawie wszystko robić sam, tylko bym Cie ukierunkowywał, ewentualnie wkraczał do akcji kiedy „shit hit the fan” abo, kiedy byłoby takie zagrożenie.
Dalej: „po co nam mentor, skoro mamy weryfikować wszystko w innych źródłach? „
Po pierwsze nie pisałem o weryfikowaniu WSZYSTKIEGO, bo to oznaczałoby tez weryfikację wiadomości o numerze buta mentora :-)
Po drugie jak chcesz wszystko na tacy to po co Ci mentor???
Marcin
Pilnie polecam Ci przeczytanie postu
http://alexba.eu/2007-05-16/rozwoj-kariera-praca/formalne-studia-kiedy-i-dlaczego-warto/
Zwróć tez uwagę na Twoje słowa: „Chcę zapisać się na angielski by opanować go w końcu na poziomie swobodnej komunikacji i kształceniu się z książek w kierunku który mnie naprawdę interesuje( programowanie). „
Znowu chcesz ZAPISAC się gdzieś, widzisz to? Jaka jest różnica w stosunku do „zapisania się” na studia? :-)
Przemyśl to proszę, może dojdziesz do ciekawych wniosków.
Ewa W
Piszesz: „..jest to działanie mające na celu przenieść na eksperta wszelką odpowiedzialność „
Tez tak może być i nawet czasami bywa. Z drugiej strony obserwuje dramatyczny brak na rynku kompetentnych ludzi o właściwym podejściu do klienta. Wtedy klient jak już takiego ma , to stara się wykorzystać go do maksymalnej ilości zagadnień.
Joanna
To co piszesz to bardzo rozpowszechnione (niestety) zjawisko. Wynika to z jednej strony z troski rodziców o ich dzieci, a z drugiej z ich niewiedzy o współczesnym świecie.
Jak sobie z tym radzić pisałem w postach
http://alexba.eu/2010-01-12/rozwoj-kariera-praca/dyktatura1/
http://alexba.eu/2010-01-26/rozwoj-kariera-praca/dyktatura2/
ten trzeci, po monicie Elżbiety napisze wkrótce. :-)
Wojtek_TM
Witaj jako aktywny Czytelnik blogu :-)
Dziękuję za bardzo ciekawy przykład.
Piszesz: „Zdaje się że wiekiem jestem bliższy Alexowi niż średniej czytelników ale wygląda na to, i w tym wieku można jeszcze coś ze sobą zrobić. „
Jak to dobrze zrobisz to szczególnie w tym wieku jest to możliwe, głównie ze względu na podejście :-)
Ja pisze ten blog, aby wielu czytelników nie musiało czekać tak długo :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Hmmm na pewno wdawanie się w podważającą wszystko dyskusję z kimś od razu może zepsuć nasze stosunki. Ale przecież można rozważyć po cichu i przeprowadzić sobie taką dyskusję wewnętrznie. Dam może przykład:
Alex twierdzi że wyjątkowo dobry programista może wykonać 400 razy więcej pracy (licząc pewnie po faktycznym wyniku?) niż programista przeciętny i jako jednostka wybitna zasługuje na specjalne traktowanie.
Pytanie które na pewno przychodzi do głowy to:
czy znam takie osoby?
czy Alex zna takie osoby :-)?
po co w ogóle zatrudniam kogokolwiek innego :D.
W jaki sposób taka osoba osiąga aż takie wyniki i jak nauczyć tego innych żeby nie była aż tak niezastąpiona?
No i zadawszy sobie takie pytania dostaję wynik:
Ja nie znam. Alex pewnie zna. Zatrudnianie innych jest zbędne i należy ich zwolnić :D.
Chyba że da ich się w realnym czasie zbliżyć wynikami do tego najlepszego.
Dalej przychodzi mi do głowy:
Alex przecież zawsze mówił o zasadzie Parreto. Jestem w stanie sobie wyobrazić zespół w którym 20% pracowników daje 80% wyniku (przypuszczam że jeszcze łatwiej jeśli chodzi o handlowców etc). Ale zespół gdzie praca 10 ludzi i 1 osoby daje różnicę rzędu 1:40? Dla mnie brzmi niewiarygodnie.
I przeprowadziwszy sobie takie przemyślenie mogę mieć wątpliwości i spytać Aleksa o te podstawowe kwestie które mi wyszły podczas rozważań i które uznam za wnoszące coś interesującego do rozmowy :-).
Co sądzicie na temat takiej metody? Jak można by ją ulepszyć?
Sebastian Bigos
Nie odpowiem Ci na twoje pytanie bo nie jestem ekspertem ;-) od głosu. Wiem tylko że po godzinie męczenia głosu różnymi ćwiczeniami nic nie czuję, a po godzinie pracy z grupą studentów czasami jestem tak zmęczony jakbym węgiel przerzucał. Myślę, że asymetria strun głosowych wymaga ode mnie po prostu więcej uwagi, staranności i przykładania się do pracy. Na pewno nie ma wpływu na jakieś szczególne efekty dźwiękowe.
Czy wiesz że bardzo wielu pływaków ma astmę? Zdobywają medale na olimpiadach, bo kiedyś lekarz skierował ich na basen, żeby „trochę” poćwiczyli płuca (mówiąc w dużym skrócie). Czy można z tego wyciągnąć wniosek że astma daje szczególne możliwości pływackie?
Sebastian Bigos
Mnie możesz zawsze pytać o szczegóły :-)
Alex
Witam,
Mój kamyczek do postu. Fakt. Niestety.
W jednej z dużych i wiodących organizacji, pracownik przedstawił się jako osoba z wyższym wykształceniem zdobytym w USA. Tak bardzo ta informacja oczarowała przełożonych wysoko postawionych, że pracownik ten zaczął szybko awansować na kluczowe w organizacji stanowiska związane na przykład z restrukturyzacją firmy ….
Po dłuższym czasie, z uwagi na „dziwne” decyzje w tym obszarze i równie dziwne zachowania tej osoby, zweryfikowano kompetencje tej osoby.
Okazało się, że dokument złożony w dokumentacji pracowniczej (!) to potwierdzenie odbycia 2- miesiecy w USA na stażu podczas studiów ….i to cała dokumentacja wykształcenia tej osoby.
Sami skomentujcie…
Jeszcze jeden przykład „eksperta”, tym razem od „klasycznej męskiej elegancji”:
http://m.natemat.pl/7c820b4b1520b517e4f745b9e8779672,641,0,0,0.jpg
Bardzo elegancko zawiązany krawat :-):-) o innych drobiazgach nie mówiąc :-)
Źródło
http://natemat.pl/50917,polak-ubrany-gorzej-niz-wloski-taksowkarz-misja-podniesc-kulture-ubioru-polskich-mezczyzn-wywiad
Niemcy mówią „nie rzucaj kamieniami jak sam siedzisz w szklarni” ”
Wybaczcie, ale po sposobie wypowiadania się autora tamtego postu nie mogłem się powstrzymać :-))
Kolejny przykład zdemaskowania innych „ekspertów”
http://wyborcza.pl/1,75478,13562965,Falszowanie_danych_technicznych__szkolne_bledy_i_klamstwa.html
Jak takim ludziom nie wstyd???