Po dwóch tygodniach bardzo intensywnych zajęć wracam powoli do normalnego rytmu i czas napisać coś na naszym blogu :-)
Ostatnio zachęcony przez Paulinę obejrzałem film “The Bucket List” (”Choć goni nas czas”), rzeczywiście warto.
Jest tam taka scena, kiedy obaj bohaterowie siedzą na piramidzie a postać grana przez Freemana opowiada o tym, że starożytni Egipcjanie wierzyli, że dusza po śmierci spotyka u wrót nieba Boga, który zada jej tylko dwa pytania. Od odpowiedzi na nie zależy, czy zostanie ona wpuszczona, czy też nie. Niezależnie od prawdziwości historycznej takiego stwierdzenia (czego nie mogę teraz sprawdzić), taka koncepcja bardzo do mnie przemawia.
Te pytania to:
- „Have you found joy in your life?”
- „Has your life brought joy to others?”
W pierwszej chwili pomyślałem, że to całkiem niezłe wejściówki do nieba, przy których na pewno bym się zakwalifikował, bo moje życie mimo wielu różnych wyzwań i komplikacji pełne było radości. Mimo moich wad przyniosłem też sporo radości dużej grupie innych ludzi, więc i w tej kategorii byłbym OK :-)
Potem pomyślałem, że życie jest przecież tak skonstruowane, że nie musimy czekać aż do śmierci aby doświadczyć czegoś, co możemy określić jako „niebo”.Być może stoimy u jego bram znacznie częściej niż myślimy i nie zostajemy wpuszczeni, bo nie mamy dobrych odpowiedzi na te dwa kluczowe pytania?
Stąd jesteśmy o krok od myśli, że warto częściej się nad nimi uczciwie i otwarcie zastanowić a jeśli któraś z odpowiedzi brzmi „nie”, to traktować to jako sygnał, że coś jest nie w porządku z naszym życiem. Idealnie byłoby pewnie zadawać sobie je każdego wieczoru, niemniej zdaję sobie sprawę, że żyjemy w realnym życiu i nie każdy dzień przebiega gładko (coś mogę o tym powiedzieć :-)). Dlatego na początek wystarczy, aby w każdy weekend popatrzeć przez chwilę na miniony tydzień i udzielić sobie odpowiedzi na pytania:
- Czy w ostatnim tygodniu doświadczyłem prawdziwej, niekłamanej radości?
- Czy w ostatnim tygodniu przyniosłem prawdziwą, niekłamaną radość innym ludziom?
Taki „reality check” zajmie tylko kilka minut i mogę traktować go jako narzędzie sprawdzające, czy jestem na właściwym kursie. Chodzi o wczesne rozpoznawanie niekorzystnych odchyleń i odpowiednie ich korygowanie.
Jak Wam się taka koncepcja podoba?
PS: W tym doświadczaniu i przynoszeniu radości nie chodzi naturalnie o to, aby robić to bezustannie, niemniej jej tygodniowe „dawki”, które dajemy sobie i innym powinny być spore :-)
To może być prosta, szczera i radosna filozofia życia. Podoba mi się – oglądając „The Bucket List” też zwróciłem na ten fragment uwagę. Warto odpowiedzieć sobie na te pytania i albo pogratulować sobie, albo postarać się coś zmienic, tak aby można było odpowiedzieć: Yes. Yes. :-)
Witajcie,
Piekny post i fajne pytania. We Srode poznym wieczorem, a wlasciwie noca wrocilem z Australii. Bylem tam dokladnie tye czasu ile trwala podroz w obie strony – 6 dni.
Bylo warto z wielu wzgledow. A odpowiadajac na te pytania, wiele poukladalem sobie z tego wyjazdu.
Odpowiadajac na pierwsze to Gora Kosciuszki zdobyta. W koncu widzialem opere w Sydney, ktora pamietam z widokowek, z czasow kiedy kiedys widzialem. Poznalem fajnych ludzi i to tak na serio bo kontakt sie utrzymuje w wyczuwalny naturalny sposob. Moja wyobraznia zostala wystawiona na probe mozliwosci, bo widok z okna apartamentu przyjaciol Kuby u ktorych sie zatrzymalismy byl oszalamiajacy.
Troszke zdjec jest u mnie na blogu. Kliknijcie w moje imie i nazwisko.
Odpowiadajac sobie na drugie pytanie. Mysle, ze tutaj tez bylo dobrze. Wojtek Ostrowski, moj nadworny fotograf, operator kamery i rezyser polecial z nami w ostatniech chwili. Stoimy na balkonie i Wojtek mowi. No prosze Pana no to jestem na siodmym kontynencie – fajnie. Cieszyl sie chyba jak dziecko. :) A ciag dalszy tej wypowiedzi dal mi duza dawke obszaru do pracy i motywacje. Wiesz co jest najfajniejsze? Ja ani razu zlotowki nie wydalem. :)
Oby tak dalej z jak najwieksza doza wciagania w te klimaty innych ludzi. :)
Pozdrawiam,
Pawel Urbanski
Z pewnością warto zadawać sobie pod koniec dnia czy też w weekend konstruktywne pytania. Praca na sobą w ten sposób przynosi w krótkim czasie bardzo lukratywne korzyści związane ze wszystkimi sferami życia.
Lubię pod wieczór usiąść z czystą kartką A4 i zadać się zamyślić:
Konrad o co powinieneś dzisiaj się siebie samego zapytać?
Zwykle wiem od razu co to jest :)
Może być tak, że akurat w moim życiu jest pełno radości i dużo wnoszę jej w życie innych, ale czuję dużo bardziej niedosyt czegoś innego.
Warto siebie pytać o to coś. O to, co jest dla Ciebie najważniejsze.
Kilka moich ulubionych pytań:
Dokąd zmierzam? Kim chcę się stać?
Z kim chcę tam dojść? Z kim chcę spędzać więcej czasu?
Czego się nauczyłem dzisiaj? Jakie błędy popełniłem? Jakie płyną z tego wnioski?
Co mogę jutro zrobić lepiej niż dziś?
Pozdrawiam zdrowo i życzę Tobie Alex i Czytelnikom maksymalnego fun factor każdego dnia!
Konrad Kokurewicz
Koncepcja jest dobra, pod warunkiem dopasowania częstotliwości do naszej jakości życia. Na moim przykładzie:
W lipcu zeszłego roku wywiesiłem sobie nad łóżkiem słowa z przemówienia Steve’a Jobsa:
„If today were the last day of my life, would I want to do what I am about to do today?” And whenever the answer has been „No” for too many days in a row, I know I need to change something.”
… i po kilku tygodniach z automatu odpowiadałem:
„Nie dziś… jeszcze nie teraz…”
Po tym doświadczeniu taki prowizoryczny przegląd robię co kilka tygodni, choć i tak nie mogę z całą stanowczością powiedzieć „Tak, Tak”.
Z pewnością jest to sposób, aby krok po kroku zwiększyć zadowolenie z życia.
Powodzenia dla tych, którzy się zdecydują :)
Orest
Koncepcja dobra, tylko moim zdaniem podchodzi trochę pod utopię. Raz, że odwołujesz się tak jakby (tak ja to odebrałem) do „przynajmniej raz” – a przecież cały tydzień nie da się sprowadzić do jednej wyjątkowo dobrej sytuacji. Druga rzecz – stopniowanie – nie zawsze jest idealnie, ale zawsze jeden punkt, który oddziela stan między „OK” a „super”. Każdy ma to gdzieś indziej, każdy może zakwalifikować to inaczej.
Sam pomysł jest dobry i ogólnie rzecz biorąc prawdziwy – jeśli chodzi o ważne rzeczy w życiu. Może nie trzeba robić rachunku sumienia tym co było, a starać się robić wszystko tak, aby jak najczęściej komuś pomagać i jak najczęściej samemu się cieszyć? Patrzenie w przeszłość bywa czasami bolesne…
pozdrawiam
WW
Konrad
Podziwiam Twoje „poukładanie” :-) Ja jestem znacznie bardziej chaotyczny, dlatego te dwa pytania raz w tygodniu to maksimum tego, co mogę dotrzymać :-)
Orest
Właśnie dlatego zaproponowałem raz na tydzień. To da się bezproblemowo zrobić, jeóli nie, to jest to już sygnał, że mamy problem
Witold
Bez chwili spojrzenia w poprzedni tydzień jak chcesz dać sobie feedback, czy Twoje życie idzie we właściwym kierunku?
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Dlatego u siebie, Alexie, wolę robić taki przegląd po dłuższym okresie. Pamięć jest zawodna i zaciera nieprzyjemne rzeczy, a zostawia te lepsze :)
Swoją drogą te dłuższe okresy pozwalają podomykać otwarte sprawy. Mam taką definicję sukcesu, że „na łożu śmierci będę mógł powiedzieć: W każdym okresie swojego życia byłem zadowolony”. Jeśli podjąłem idiotyczną decyzję lub popełniłem błąd to mam wystarczająco dużo czasu, aby ją/go naprawić i zamknąć pewien okres z zadowoleniem.
Naciągana definicja pode mnie, co nie oznacza, że to dobra strategia.
Pozdrawiam,
Orest
Witam,
mam pytanie. Czy my powinniśmy się o to siebie pytać? A jeśli nasz obraz jest zakłamany, a nie zdajemy sobie z tego sprawy? U mnie w życiu tak było, że myślałem, że dostarczyłem sobie radości, a z perspektywy widzę to jako dostarczenie sobie zła. Tak nie musi być zawsze, ale jest to pewne zagrożenie.
Może dlatego warto sobie odpowiedzieć na te dwa, mądre pytania, ale z kimś? Nawet jeśli bardzo dobrze się z nim znamy, to jego wizja może być bliższa obiektywizmu. Zresztą, ja tam słyszałem, że do nieba to się nie idzie samemu, tylko razem :), więc pewnie i gdyby tak wyglądała przepustka do raju, to ktoś mógłby z nami odpowiedzieć.
Reasumując: czy wystarczy, żeby sobie samemu odpowiedzieć? Nie lepiej to oprzeć na opinii innych?
Pozdrawiam,
Łukasz Kasza
Alex,
Yup, You got me ;) Tylko widzisz, gdy słyszę o odwoływaniu się w przeszłość to mam od razu wyczulone zmysły – znam ludzi, którzy tym rozpamiętywaniem się zajmują sobie kupę czasu. Dlatego też nie jestem tego zwolennikiem – co mi da rozpamiętywanie tego? Warunki zewnętrzne kilka razy się zmieniły, to co było dobre kiedyś nie musi być dobre teraz. Może być krótkie zastanowienie – jako ten właśnie feedback, ale jednak nie można tego wpisywać jako czynności kluczowej do naszego funkcjonowania. Same w sobie przemyślenia takie krótkie jak sugerujesz są dobre, jednak jedynie właśnie jako wskaźnik „dobrej drogi”. Tylko jest cienka granica kiedy tylko jest to wskaźnik, a dłuższe rozpamiętywanie…
Jak wpłynie na nas to, że powiedzmy kilka tygodni mogliśmy odpowiedzieć tylko „nie”? Czy myśli typu „będzie tylko gorzej” nie zaczną się spiętrzać? Zwróć uwagę choćby na psychologię tłumu na giełdach – gdy rośnie to wszyscy popadają w histerię zakupów. Gdy spada – wszyscy zgodnie jak jeden mąż krzyczą o tym, że będzie tylko spadać. Coś podobnego może się dziać z nami, jeśli non stop odpowiadalibyśmy „nie”… Zaczęlibyśmy się skupiać na tym co było złe, nie widząc ratunku (i sprzężenie zwrotne…) – a takowy jest – po prostu zacząć działać inaczej. Tylko trzeba odrzucić co było, jako przeszłość.
Dlatego ja wolę skupiać się na tym co jest i co będzie :) Póki co się sprawdza. Wierz mi Alex, że dawno, dawno temu, byłem kimś kto rozpamiętywał przeszłość i się nią zamartwiał (bo rozpamiętywał). Widzę u wielu ludzi podobną cechę. I zawsze z nią walczę, bo moje życie naprawdę odmieniło się na lepsze gdy zacząłem patrzeć w przód, a nie w tył. Może też stąd mam do twojego pomysłu swoisty „bias” (po polsku nie ma chyba konkretnego tłumaczenia – ukierunkowanie? nastawienie?).
pozdrawiam serdecznie
WW
witam
Bardzo podobają mi się te pytania. Myślę, że są wręcz idealne dla osoby, która ni lubi wszystkiego przekształcać na mierzalne cele.
W nawiązaniu do tego, co napisał Łukasz Kasza: „Może dlatego warto sobie odpowiedzieć na te dwa, mądre pytania, ale z kimś?”, myślę, że to bardzo dobry pomysł. Unikniemy wtedy naszego subiektywizmu, a osoba, która dobrze nas zna pewnie jest chętna do szczerej odpowiedzi na te pytania, może nam pomóc, jeżeli kilka razy pod rząd będzie musiała odpowiedzieć „nie”, no i sama zacznie prawdopodobnie zastanawiać się czy jej życie jest radosne.
Witold, myślę, że poprzez takie pytania można pomyśleć co poprawić w następnym tygodniu. Rozumiem, że nie warto rozczulać się nad przeszłością, ale trzeba umieć wyciągnąć z niej odpowiednie wnioski, a te pytania w tym pomagają.
pozdrawiam
Witaj Alex, witam wszystkich
Jeszcze kilka lat temu starałam sie ukrywac moja radośc i entuzjazm. Spotykałam się z komentarzami ” Z czego ty się cieszysz?” A argumenty padały różne ” Mnie boli ząb. A ty znów roześmiana”. No có z nie ciesze się z tego, że boli Cię ząb cieszę się bo mi radosnie a tego że boli Cię ząb wspólczuje i może mogę Ci jakoś pomóc. Padał również argument, że ludzie na świecie głoduja a ja jestem usmiechnięta. Róniez wspólczuję sa organizacje gdzie moża wpłacac miesięcznie pewna kwotę i pomagać głodującym na świecie.
Od pewnego czasu przestałam mieć wyrzuty sumienia. Ciesze się, usmiecham i jestem radosna bo jestem szczęśliwa i nie będę za to nikogo przepraszać ( mnie też czasem boli ząb i idę do dentysty ).
Przecież można się cieszyć razem ze mną :-)
Pozdrawiam serdecznie
Monika
Warto zadawac pytania, warto wyciagac wnioski ale najwazniejsze to wprowadzac je w zycie. Bo jesli nie to po co nam one? Te pytania i te odpowiedzi. Dopiero realne dzialanie sie liczy. Ja wiele pytan w zyciu zadalem (sobie i innym), wiele dostalem odpowiedzi i z wieloma jeszcze nic nie zrobilem… (stary jeszcze nie jestem, mam kolo trzydziestki :-)
…ale z niektorymi zrobilem sporo (a teraz mam jak z gorki) i tym chcialbym sie z wami nimi podzielic w tym pierwszym moim komentarzu na tym blogu, moze u was tez „zadziala”, a jak nie to niech was to zainspiruje do wlasnych narzedzi, bedzie jeszcze lepiej, wlasne narzedzia sa najlepsze!
A wiec do rzeczy:
Po pierwsze tak jak moj przedkomentujacy jestem teraz w Australii :-)) (kilka mcy), a poniewaz to dla mnie wazna podroz to chcialem jak najwiecej z niej wyciagnac.
Po drugie od kilkunastu miesiecy jestem zajawiony pewnymi technikami organizacji/zarzadzania czasem, ktore na prawde umilaja moj czas na ziemii.
Po trzecie zawsze widzialem to czego nie zrobilem zamiast tego co zrobilem – „trzeba to obrocic” zeby miec wlasnie ta radosc w zyciu i „nie byc tak zmeczonym tym wszystkim (w wieku prawie 30-lat)” No ale jak?
No i tu pojawia sie nawiazanie do tego postu…
…no bo skad to wiedziec czy mi sie udalo czy nie?
Ano z notatnika! Ale notatnika faktow dokonanych, a nie niedokonanych :-)
Jako osoba coraz bardziej swiadoma :-), skupiajaca sie na sprawach dla mnie strategicznych, patrzaca w moja dal, a mniej skupiajaca sie na sprawiach pilnych posiadam taki odpowiedni „specjalistyczny” notatnik/kalendarz.
Przed wyjazdem zostaly tam wprowadzone 2 listy:
A. co chce robic podczas tego wyjazdu (po co tam jade)
B. co chce zeby ten wyjazd mi dal (co dalej po powrocie, kim bede)
Tak wiec aby NIE OSZUKIWAC zaczalem kazdego wieczoru w lozku pisac podsumowanie dnia (jesli moja osoba tego dokonala to kazda dokona!). Krotkie, skupiajace sie na tym co mi sie udalo, a nie to co mi sie nie udalo. Dzieki temu mialem udokumentowane jak sprawy posuwaja sie na przod, jesli cos nie idzie to widze ile czasu temu poswiecilem (zazwyczaj wcale) i pomysly na program naprawczo-uskuteczniajacy. Tak wiec pierwszy wniosek: jesli cos nie osiagam to nie poswiecam temu fizycznego czasu, a zmeczony jestem od myslenia o tym i od „musze”! Bingo!
Drugi wniosek i najbardziej znaczacy: gdy sie robi takie podsumowanie nasuwaja sie mysli. Mysli nowe. Mysli tworcze. Pomysly, ktore sa na prawde olsniewajace. Pieknie tez zalatwia sie te nieudane sprawy bo kreatywne pytania i odpowiedzi co dalej z tym zrobic, czemu to sie nie sprawdza, co tu zmienic sa jak na dloni. Najcenniejsze tyczy sie czynnosci, ktore chcemy wykonywac, a tego nie robimy bo pojawiaja nam sie przyczyny czemu sie nie udaje.
Jednak najnajcenniejsze to nadchodzi. bo nastepnego dnia musimy to wykonac. W koncu mamy instrukcje na papierze wiec idzie latwo. Bez dzialania pomysly nie maja sensu.
Podczas pobytu w Australii, pojawily sie nowe mozliwosci, ktorych nie bylem w stanie przewidziec z Polski. Majac w swiadomosci moj pobyt tutaj bylem w stanie polaczac moje cele z pobytem tutaj nie rezygnujac z niczego.
Najwazniejsze podsumowanie zrobila kilka dni temu moja siostra. Powiedziala, ze nalezy zmieniac nawyki i wprowadzac nowe. Nawet jesli mamy nowy plan i z niego nie korzystamy to zaden plan. Jesli robimy cos codziennie to stare nawyki swiadomie zastepujemy nowymi.
Czy jest trudno?
Nie bo mamy mniej czasu na pierdoly, a pierwsze odniesione sukcesy i dokonanie czegos, co wczesniej sie nie udawalo wymazuja z glowy mysli „mi sie tego nie chce, ja tego nie bede robil”
Czy zycie staje sie nudne, poukladane, ponotowane?
Nie, przestaje byc tylko chaotyczne i jest wiecej czasu na spontaniczosc i luz. Zwlaszcza ten w glowie.
Czego nie nalezy pisac?
Nie nalezy pisac pamietnika. Suchych faktow nie odnoszacych sie do naszych pytan i celow. Inaczej bedzie to nudne i nieznaczace, niepotrzebne wiec przerwiemy. Piszemy tylko o przebiegu realizacji, o skutkach dzialan i o pomyslach. O tym co jest na + i na -.
Ps. Ktos mi kiedys polecal ksiazke „Ty spolka bez ograniczen”. Nie czytalem jej wiec nie wiem o czym jest ale podoba mi sie tytul. Wyobrazam sobie, ze chodzi o to zeby siebie traktowac jako firme z zasobami i potencjalem i trzeba tymi wartosciami zarzadzac, a pracujemy nad nimi od 8 do 16 codziennie :-).
z pozdrowieniami australijskimi
Michal
Świetne podejście.
Filmu jeszcze nie oglądałem, ale zostałem baaaardzo zachęcony :-)
Odpowiedzi na te dwa pytania pozwolą nam czasami wyszukać w pamięci niewielkie wydarzenia, które niosły radość nam i innym, a o których w wirze codziennych zajęć zapominamy. Według mnie wspomnienie tych chwil potrafi niezmiernie poprawić samopoczucie.
Pozdrawiam serdecznie
Kazik
Jakże odmienne są te pytania od dręczących wiele osób pytań:
1) Kto mi zrobił największą przykrość w mijającym tygodniu?
2) Komu w mijającym tygodniu nie zdążyłem odpłacić pięknym za nadobne?
Dobry pomysł aby czasami samego siebie podsumować. Dać sobie dłuższą chwilę na zastanowienie się czy jesteśmy zadowoleni z tego co robimy, co nam sprawia radość i czy my swoim postępowaniem sprawiamy innym radość :). Dobre. Mam wolny tydzień na przemyślenia i długie wieczory.
Witold
Chyba nie chodzi o rozpamiętywanie tylko o zdanie sobie sprawy z tego co źle robimy, zrobiliśmy i abyśmy sobie to uświadomili i w przysżłości o tym pamiętali. Myślę, że rozpamiętywanie i umartwianie się nic nie daje tylko ciężko z tego wyjść bo się wpada w błędne koło i sami się nakręcamy negatywnie.
Bardzo dobre pytania Alexie i ciekawa koncepcja z tym, żeby robić sobie taki teścik. Rzadko się zdarza, żebym nie czepiał się prostych, poradnikowych rozwiązań, gdyż większość tych, z którymi się zetknąłem, zionęła tandetą ukazując tak uproszczony obraz rzeczywistości, że postrzegałem to jako czyste kpiny z umysłu większości w miarę inteligentnych czytelników. Ty Alexie masz jednak pewien dar. Potrafisz z jednej strony prosto, ale z drugiej co bardzo ważne nie trywialnie ukazać istotne kwestie.
Tak trzymaj Aleksie ;)
Pozdrawiam serdecznie Ciebie i wszystkich ludzi z tego bloga :)
Miłego dnia :)
Post przypomniał mi o 3 ważnych dla mnie pytaniach, których jakiś czas sobie nie zadawałam (kilka miesiecy), a mianowicie:
1. Co jest źródłem radości w moim życiu?
2. Co jest źródłem satysfakcji w moim życiu zawodowym i tzw. osobistym (z reguły nie dziele swojego zycia na dwa, ale to szczególny przypadek)
3. Co jest źródłem siły w moim życiu?
To ćwiczenie powtarzam co jakiś czas i za każdym razem odpowiedź nie przychodzi mi „spod duzego palca”. Swoje odpowiedzi zwykle zapisuję. Kiedy moje odpowiedzi na przestrzeni roku, dwóch się różnią, to mam poczucie, ze używam szczególnego „papierka lakmusowego” do sprawdzenia, jak się rozwijam, jak się zmieniam.
Ewa
Moje 2 grosze:
Film wg mnie w koncepcji pomyslowy, choc wydaje mi sie, ze zwiastun go przereklamowal. Nie zostawil u mnie po sobie tak silnych emocji jak niektore inne dziela o „madrosci zyciowej” (co po prostu oznacza: „widzialem lepsze filmy” ;-))))
Te dwa pytania to nie „wejsciowka do nieba” ale raczej pytania o swoj wlasny charakter i podejscie do codziennosci. W identycznej sytuacji dwie rozne osoby (a raczej dwie osobowosci) moga dac zupelnie odmienna odpowiedziec. Przypomina mi sie tutaj ten stary dowcip, jakie odpowiedzi daje „Amerykanin” i „Polak” na pytanie „Jak leci?”. Wlasciwie wystarczy sobie samemu zadac tylko to jedno pytanie i posluchac samego siebie. Uwaznie posluchac.
Bardzo mi sie tu podoba wypowiedz Moniki i mam wrazenie, ze znam jej odpowiedz na to „zyciowe pytanie” :-)
A jaka jest twoja?
Alex,
Na razie na oba pytania musiałbym chyba odpowiedzieć przecząco. Z drugiej strony na pytania:
Czy jesteś smutny / nieszczęśliwy w życiu?
Czy w tym tygodniu przyniosłeś smutek / cierpienie innym?
Także musiałbym odpowiedzieć przecząco. Więc nie jest ze mną tak jeszcze najgorzej, choć oczywiście moim celem jest bym mógł bez specjalnego naginania prawdy na te dwa pytania postawione w poście odpowiedzieć twierdząco.
Pozdrawiam serdecznie. :)
Grzegorz Kudybiński.
Przyznaje, ze te dwa pytania, a wlasciwie odpowiedzi na nie sa doskonalym, prostym :) miernikiem, komfortu i sensu naszego zycia. Odnosnie pytania pierwszego sami mozemy udzielic sobie odpowiedzi, ale z nastepnym pytaniem bez odpowiedzi osoby postronnej mozemy snuc domysly, mniej lub bardziej trafione. Czy w takim razie najlepiej jak dostaniemy feedback od osob trzecich i to najlepiej nie zawsze tych samych?
Pozdrawiam
Witam!
Jako, że muszę się się odciągnąć od roboty na chwilę, pozwólcie, że trochę rozwinę temat.
Starożytni
Musimy sobie uświadomić jak powstawały dawne wierzenia.
W dużym uproszczeniu było to dość losowe. Jednak w większości przetrwały te plemiona, których zasady wspierały społeczeństwo i nie były zbyt skomplikowane dla ówczesnych ludzi.
Nie małe znaczenie mieli też 'szamani’, którzy pomimo jawnego ściemniania i ustalania sobie wygodnych zasad, potrafili utrzymać na wodzy większość bydła.
Mechanizm pytań po śmierci jest jednym z najprostszych. Dla przykładu plemię Indian o którym słyszałem miało pytanie ”Czy nie byłeś skąpy?”.
W sumie to można im pogratulować. Jednak gdy współczesny człowiek mówi o zaczerpnięciu takowych zasad i asymilacji do postaci ”filozofia życia” to prawdę mówiąc słabo mi się robi.
Rozumiem taki minimalizm i uproszczenia w przypadku gdy wojna jest co kilka lat, bądź trzeba codziennie chronić swoje 4 litery przed krokodylami/tygrysami, trzeba uważać na sąsiednie plemię.
W końcu nikt nie zastanawia się jak wybudować dom jeśli widzi przed sobą stado wrogo nastawionych ludzi z włóczniami.
Ale kto dziś mieszka na drzewie?
“Has your life brought joy to others?”
To zdanie zawiera kilka niejawnych aspektów.
Co to „joy”?
Mało precyzyjne i można podciągnąć pod to prawie wszystko.
Co znaczy ”others”?
Jak zapewne wszyscy wiemy jeszcze się taki nie narodził co by wszystkim dogodził. I tu z góry jesteśmy skazani na „wieczne potępienie”.
Jeśli natomiast odnosi się to do wybranej grupy, to łatwo domyśleć się, że zawsze znajdzie się ktoś komu odpowiadają nasze działania (nawet jeśli są pożałowania godne).
Żeby nie było nieporozumień podkreślam, że rozważane pytania są ważne, jednak bardzo płytkie.
”Potem pomyślałem, że życie jest przecież tak skonstruowane, że nie musimy czekać aż do śmierci aby doświadczyć czegoś, co możemy określić jako “niebo”.”
I to określam mianem strzału w dziesiątkę.
Nie jestem ekspertem od zaświatów, chcę tylko zwrócić waszą uwagę na pewien fakt który dość często umyka.
Często niebo postrzegane jest jak ”firma” do której wchodzimy poprzez udaną rozmowę wstępną. Stąd pojawiają się głosy krytyki (bądź co bądź nie bezpodstawne), że może nam się tam nie spodobać.
Teraz pomyślmy na niebo jak na taki inny blog Alexa.
Pomimo tego, że odczyt nie jest limitowany w jakikolwiek sposób nie wszyscy go czytają, z dość prozaicznego powodu: Nie odpowiada im.
Działa to tak samo w obie strony (bardziej dorośli czytelnicy nie chodzą po forach i bluzgają kogo popadnie).
Tak więc istnieją ”miejsca” gdzie się po prostu istnieje bez żadnej kwalifikacji z czyjejkolwiek strony, poza naszą oczywiście.
Zasady mają pomagać w życiu(, nie stanowić życia).
Stawianie zasad nad człowiekiem wraz z brakiem umiejętności zrozumienia ich podstaw prowadzi często do bardzo poważnych wynaturzeń.
Prosił bym o niezapominanie, że powyższa wypowiedz zawiera znaczną część uproszczeń. ;)
Pozdrawiam.
Witajcie
Bardzo się cieszą, że ten skromny w sumie post wywołał taki odzew.
Zkition
Widzę to podobnie jak Ty
Paweł
Gratuluję Australii :-)
Łukasz
Normalnie jestem zwolennikiem korzystania z mentorów itp. (patrz moje posty na ten temat). Akurat w tym przypadku jestem jednak zwolennikiem tzw. wewnętrznego punktu odniesieni. Czy Twój obraz jest zakłamany czy nie to jest Twoja subiektywnie odczuwana radość, która liczy się w pierwszym przypadku. Znasz sytuacje, kiedy ktoś jest smutny a Ty mu mówisz „ciesz się z tego co masz”? Czy ten człowiek naprawdę zaczyna się cieszyć?
Napisałeś też „…myślałem, że dostarczyłem sobie radości, a z perspektywy widzę to jako dostarczenie sobie zła „ Co dokładnie masz na myśli? Mi zdarzało się dostarczać sobie (i komuś innemu też) radości, której koszty okazywały się potem dość wysokie, ale radość jako taka była :-)
Piszesz też „do nieba to się nie idzie samemu, tylko razem „ Z mojego punktu widzenia w niektórych interpretacjach do „nieba” we dwójkę idzie się przyjemniej :-) Nie jest to jednak warunek konieczny.
Pytasz: „ie lepiej to oprzeć na opinii innych? „
Moim zdaniem nie. Jeśli chodzi o Twoją radość to napisałem już powyżej, jeśli chodzi o radość innych, to musi ona być wyraźna i niewątpliwa, wtedy się liczy. Jak świeci słońce, to też nie potrzebujesz potwierdzenia, aby wiedzieć że jest dzień
Witold
Jak już wspomniałem nie każę nikomu rozpamiętywać przeszłości (wręcz przeciwnie), lecz tylko rzucić okiem na miniony tydzień. Jeśli masz informację zwrotną o tym, czy jesteś na kursie to możesz zrobić z nią co zechcesz, ważne jest abyś ją dość regularnie miał. Inaczej meandrujesz jak pijany :-)
Artur
O korzystaniu z opinii innego człowieka napisałem już Łukaszowi. Subiektywizm to jest wszystko co mamy!!
Pytania zaproponowane w poście niekoniecznie są dobre tylko dla kogoś, kto lub i przekształcać wszystko w mierzalne cele. Ja np. w większości wypadków tego nie robię polegając na odczuciach, a mimo tego są one dobrą pomocą nawigacyjną
Moniko
Gratuluję pozbycia się tego rodzaju wyrzutów sumienia :-) Ja wolałem pozbywać się z mojego takich ludzi, o których wspominasz. Kuracja dość radykalna ale bardzo skuteczna :-)
Majkizbajki
Witaj z dalekiej Australii :-) Jak się pisze na blogu siedząc „do góry nogami” (względnie wiedząc, że większość Czytelników siedzi „do góry nogami”)? :-)
Tak jak wcześniej u Konrada podziwiam Twoją systematyczność. Ciekawe jak daleko bym zaszedł, gdybym też ją posiadał?
Tak czy inaczej dziękuję za ciekawy opis Twojego podejścia.
Nie spotkałem takiej książki „Ty spółka bez ograniczeń”, ale często mówię ludziom, aby brali przykład u korporacji i spojrzeli na pewne sposoby postępowania i podejmowania decyzji. Czyba nawet kiedyś wspomniałem coś takiego na blogu.
Pozdrowiania z Europy
Kazik
Poprawa samopoczucia to jedna sprawa, drugą jest właśnie mała kontrola, czy w naszym życiu obecne są te dwa ważne składniki: przeżywanie radości (przyjemności, rozkoszy) i dawanie tego samego innym
TesTeq
Niestety masz rację. Warto popracować, aby takich ludzi było coraz mniej, w najgorszym przypadku doborem naturalnym :-)
Jacenty
Dziękuję za miłe słowa. Napisałeś „Potrafisz z jednej strony prosto, ale z drugiej co bardzo ważne nie trywialnie ukazać istotne kwestie. „
Wiesz, ja to wszystko co piszę tutaj wypróbowałem/wypróbowuję najpierw na sobie. A ponieważ jestem leniwym i nieposkładanym osobnikiem to wszystko musi być proste i prowadzić możliwie prostą drogą do sedna :-)
Ewa W
Twoje pytania są bardzo ważne jako element doboru kryteriów oceny. Moje, jak na żeglarza przystało są pomocą nawigacyjną :-)
Ryszard
Nie twierdziłem, że film jest najlepszy z najlepszych, tylko że był dla mnie inspiracją do kilku przemyśleń. To wystarczy, bo to trochę jak ze spotkaniem z innym człowiekiem. Nie zawsze jest on ideałem, ale często wychodzimy z takiej interakcji wzbogaceni, nieprawdaż?
Nie bardzo mogłem w wypowiedzi Moniki doszukać się „życiowego pytania” wiec nie mogę też na nie odpowiedzieć. Co dokładnie miałeś na myśli?
Grzegorz
Dziękuję za szczerą odpowiedź. Jeżeli jest tak jak piszesz, to zalecam abyś szybko coś zmienił. Moje obserwacje wykazują, że natura „patrzy” czy nasza osobista egzystencja ma znaczenie w szerszym kontekście i podejmuje odpowiednie „działania”
Jarek
Pisząc: „le z nastepnym pytaniem bez odpowiedzi osoby postronnej mozemy snuc domysly, mniej lub bardziej trafione. „
Teoretycznie masz rację i sam piszę „zapytaj zamiast się domyślać”. W tym konkretnym przypadku jednak moje wyzwanie dla Was (i siebie samego też) brzmi: daj innym tyle radości, żeby to było oczywiste, patrz przykład z dniem parę linijek wyżej.
Lasu
Jeśli chodzi o pierwsze 3 akapity Twojego komentarza, to nie widzę zbyt wiele wspólnego z przesłanie postu, więc przejdę od razu dalej.
Pytasz” co to „joy?”
Pewnie nie ma uniwersalnej definicji takiej samej dla każdego. Jak już wspomniałem wyżej chodzi o bardzo subiektywne odczucie i dlatego powinniśmy korzystać z własnych wyobrażeń/ doświadczeń. Twoja „joy” niekoniecznie będzie „joy” dla mnie, ale jeśli Ty będziesz z tym szczęśliwy to tylko ten punkt widzenia się liczy. Podobnie może być w drugą stronę.
Dalej: pytasz „Co znaczy ”others”? „i stwierdzasz: „jeszcze się taki nie narodził co by wszystkim dogodził. I tu z góry jesteśmy skazani na „wieczne potępienie”. „
Zwróć uwagę, że „others” nie oznacza „everybody”. Dobranie sobie tej grupy to nic złego i jeśli przynosisz im radość (nie szkodząc specjalnie innym) to już jest to OK.
Napisałeś bardzo ważne zdanie, pozwolę sobie je wytłuścić:
„zawsze znajdzie się ktoś komu odpowiadają nasze działania (nawet jeśli są pożałowania godne). „
To jest klucz na pozbycie się większości kompleksów, po prostu trzeba znaleźć osoby, którym nasze działania będą odpowiadały zamiast zamartwiać się, że są one pożałowania godne :-) Mówię to serio, to jest niezły punkt wyjściowy.
Co do reszty Twojej wypowiedzi, to mam podobne zdanie z małym wyjątkiem. Nawet na tym blogu trzeba się zakwalifikować jako aktywny Czytelnik. Wie o tym parę osób, które ostatnio wykorzystując popularność tego serwisu próbowały trochę pospamować swoimi produktami i usługami. Wylądowały na „kill list” , gdzie cokolwiek by nie napisały ginie w „czarnej dziurze” nie zahaczając nawet o moderację :-) No ale to tak na marginesie
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex:
Napisałeś coś, co pozwolę sobie wytłuścić:
„Moje obserwacje wykazują, że natura «patrzy» czy nasza osobista egzystencja ma znaczenie w szerszym kontekście i podejmuje odpowiednie «działania» „.
Choćby z tego powodu warto dostarczać radości (i nie tylko) innym. Tak jak dobre inwestycje przyciągają pieniądze, jak dającym będzie dane… bez żadnej zbytecznej filozofii. Urzekło mnie to stwierdzenie. Dzięki!
Pozdrawiam,
Orest
Alex pisze: „Moje obserwacje wykazują, że natura 'patrzy’ czy nasza osobista egzystencja ma znaczenie w szerszym kontekście i podejmuje odpowiednie 'działania'”
Moje obserwacje nie doprowadziły mnie do wniosku, że „natura na mnie patrzy”. To mi brzmi bardzo w duchu książki „Secret”, której nie cenię (mówiąc oględnie).
Ująłbym to inaczej: swoim zachowaniem wysyłam do otoczenia sygnały i to otoczenie odpowiada mi w podobny sposób.
TesTeq
Po obejrzeniu (i skrytykowaniu na blogu) filmowego zwiastuna wspomnianej przez Ciebie książki nawet do niej nie zajrzałem (co biorąc pod uwagę szeroki wachlarz rzeczy, które czytam coś mówi). Dlatego nie będę się ustosunkowywał do Twojego porównania. Zwracam Ci tylko uwagę, że w mojej wypowiedzi zarówno słowo „patrzy” jak i „działania” opatrzyłem cudzysłowami, co w pisanym języku polskim jest silną sugestią aby nie traktować ich dosłownie.
Nie było też moim zamysłem wypowiadanie tego, co Ty sformułowałeś (choć Twoje sformułowanie uważam za prawdziwe, dlatego z nim nie polemizuję)
Niemniej Twoja wypowiedź jest sygnałem, że mogłem zostać niewłaściwie zrozumiany przez wielu Czytelników, dlatego śpieszę z doprecyzowaniem:
Moje własne doświadczenia i długoletnie obserwacje życia innych ludzi skłaniają mnie do poglądu, że gdzieś istnieje jakiś nadrzędny program „ewolucyjny”, który działa w oparciu o dwa kryteria:
1) na ile jesteśmy przydatni dla całego gatunku w sensie dawania innym ludziom pozytywnej energii, inspiracji i radości
2) na ile jesteśmy w stanie wykonywać to pierwsze zadanie ładując się samemu pozytywną energią, inspiracją i radością z życia
Następne dwa zdania proszę traktować czysto metaforycznie:
W zależności od tego, jak wypadamy według tych kryteriów życie przydziela nam „zasoby” w postaci zdrowia, energii, „szczęśliwych zbiegów okoliczności” itp. Osobniki, które kiepsko wypadają w klasyfikacji, podobnie jak mniej istotne dla przeżycia działy w firmie, otrzymują tych „zasobów” znacznie mniej.
To co napisałem powyżej nie jest prawdą naukową, którą w jakikolwiek sposób mogę udowodnić, lecz jedynie bardzo osobistą i zapewne subiektywną obserwacją, którą dzielę się z Wami.
Innymi słowy nie jest to opis rzeczywistości, lecz tylko jakiś jej model. To dobrze bo model nie musi być „prawdziwym”, aby był użyteczny. Wystarczy że rezultaty osiągane przy jego pomocy są dobre, a w moim przypadku zdecydowanie tak jest
Pozdrawiam serdecznie
Alex
TesTeq:
W pierwszej chwili miałem prawie podobne odczucie. Jednak drugie utwierdziło mnie, że to Alexa zdanie wbudowało się w świetną dla mnie koncepcję:
„Nie wiem jak to działa, ale wiem że działa. Mogę szukać dowodów, że nie działa lub skorzystać z tego i cieszyć się efektami. Jeśli u mnie działa to u innych też może.”
I widzę Alex, że potwierdziłeś moje odczucia słowami:
„Innymi słowy nie jest to opis rzeczywistości, lecz tylko jakiś jej model. To dobrze bo model nie musi być “prawdziwym”, aby był użyteczny. Wystarczy że rezultaty osiągane przy jego pomocy są dobre, a w moim przypadku zdecydowanie tak jest”
PS: Swoją drogą Twoje słowa nie dały mi w nocy zasnąć, skłaniając do wielu bardzo pozytywnych przemyśleń. Utrafiłeś w dziurę w moim firewallu.
Pozdrawiam i uciekam pokorzystać ze słońca :)
Orest
Witajcie,
nie czytałem waszych komentarzy, tylko post i przypomniało mi się zdanie Marka Twaina:
„The best way to cheer yourself up is to try to cheer somebody else up.”
Jestem chyba stosunkowo nowym czytelnikiem tego bloga i po raz pierwszy podjąłem się próby wypowiedzi. Nie przeczytałem tym razem wszystkich komentarzy, bo akurat trafiłem na moment kiedy czas ostro mnie goni (mimo że prawdopodobnie jestem dużo młodszy od większości dyskutujących tutaj osób – licealista ze mnie :) ).
Chciałem Ci w tym miejscu Alex podziękować za to, że mimo braku jakiejkolwiek bezpośredniej znajomości między nami, dzięki Twojemu spojrzeniu na świat, którym postanowiłeś się dzielić tu (na blogu) z innymi już zmieniło kilka aspektów mojego życia. Wszystko można by chyba podsumować po prostu zdrowszym i przede wszystkim bardziej radosnym podejściem do życia, w czym od pewnego czasu pomagają mi… stawiane sobie bardzo podobne pytania jak te 'filmowe’. Taka forma samokontroli/samooceny jest swego rodzaju 'kopem’, mobilizującym do jeszcze sprawniejszego działania.
Cytat zaprezentowany przez Jakuba chyba jednak najlepiej obrazuje moje aktualne podejście do życia, czyli także albo przede wszystkim do ludzi.
PS, na Twój blog trafiłem z Dwu Groszy, przy okazji Twojego komentarza, pod artykułem, którego tytułu w tej chwili już niestety nie pamiętam.
Lasu
zastanawiałem się czy to pisać bo zabrzmi to nieco zgryźliwie, ale taki już ze mnie typ, że czasem nie przechodzę milcząc obok ignorancji. Wybacz i mam nadzieję, że się nie obrazisz, ale Twoja znajomość problematyki antropologicznej i kształtowania kultur poraża mnie :) Uproszczenia co do szamanów i tego w jaki sposób kształtowały się wierzenia, które ukazałeś to coś przy czym dogmatyczny, obsesyjny redukcjonizm zdaje się być wszechprzenikającym, kosmicznym mistycyzmem. Słyszałeś może o takim człowieku (nie żyjącym już), który nazywał się Miracle Eliade? Może wartałoby zaglądnąć?
Witam,
jako osoba co nieco chaotyczna nigdy nie zadawałam sobie pytań jaką drogą chcę zmierzać i gdzie chcę dojść. Jednak ostatnio zaczynam zauważać jak ważne jest ciągłe pytanie siebie dlaczego robię to co robię i czy dalej mnie to satysfakcjonuje.
Wracając do tematu, te dwa pytania, własnie przez to jak proste są, i jak subiektywnie mogą zostać odczytane, są niezwykle uniwersalne. Każdy odczuwa radość na jakiś swój własny sposób, jest więc jedyną osobą która może stwierdzić co tą radość generuje. W końcu osoba ” szczęśliwa” to osoba z chęcią do działania, gotowa na następne wyzwania.
Nawiązując do wypowiedzi Moniki, dla mnie bardzo ważne jest przebywanie z ludźmi, którzy samą swoją obecnością, rozmową dają mi takiego „pozytywnego kopa” do działania. Depresyjne pierwiastki trzeba eliminować lub przynajmniej minimalizować ich obecność (chodź potrafi być to mocno ciężkie). Oczywiście chyba, że jest to osoba chwilowo depresyjna, która właśnie od Ciebie potrzebuje „pozytywnego kopa” do dalszego działania. :)
Pzdr wszystkich
Cześć,
Podoba mi się takie podejście do sprawy. Sam rozliczam się ze swojego życia, podejścia do niego i rezultatów okresowo ale na tzw. „luzie” :)
Wychodzę, z założenia, że każda uczciwa dyskusja i odpowiedź na pytania postawione (w szczególności) samemu sobie przynoszą ogromne korzyści.
Przy okazji…
Zaobserwowałem, że dosyć często „cieszyć się z życia” jest odczytywane jako „prowadzić hulacki tryb życia”, czy również spotkaliście się z taką nadinterpretacją?
Pozdrawiam
Wojtek
@Jacenty
Pozwól że ci odpowiem.
Moim zadaniem nie było napisanie książki o powstawaniu wierzeń i przekonań. Chciałem się po prostu trzymać z grubsza tematu i podkreślić czemu 'takie’ szczytne zasady nie mogą załatwić wszystkiego. Dlatego też nie użyłem zwrotów które by jednoznacznie wskazywały na czas bądź miejsce.
Teraz coś ode mnie.
Osobiście już jakiś czas temu zauważyłem, że zbytnie wchodzenie w szczegóły nie ma znaczenia. Bardziej się liczy to czy jeśli będzie potrzeba zmienić swoje 'subiektywne’ patrzenie, to czy stanę na poziomie zadania, czy może będę udawał ślepego, bądź babrał się w nie istotnych szczegółach (w danej chwili). Światu się nie śpieszy i albo poczeka, aż oporny zejdzie z tego świata (może mu w tym pomóc) albo ze zmienionym pójdzie do przodu.
Coś o tobie.
Jeśli chcesz mnie zmusić do doszkolenia się musisz pokazać, że pokazana przeze mnie abstrakcja (uogólnienie/model) posiada poważne błędy (w kontekście wypowiedzi). Inaczej muszę tymczasowo podziękować, ze względu na dużą ilość ważniejszych zajęć.
Pamiętaj.
Z ludźmi można się spierać z życiem nie.
Pozdrawiam wszystkie subiektywne poglądy. ;)
Lasu
zmuszenie cię do doszkolenia to ostatnia rzecz o jakiej myślę. To Twoja prywatna sprawa. Czy wchodzenie w szczegóły ma znaczenie? No cóż, można oczywiście traktować życie w kategoriach zadania do wykonania a dorobek niektórych kultur jako spisek złośliwych szamanów zarządzających bandą głupców. Wszystko zdaje się być możliwe :) Intrygujący tunel rzeczywistości :)
Jacenty pisze do Lasu: „zmuszenie cię do doszkolenia to ostatnia rzecz o jakiej myślę. To Twoja prywatna sprawa.”
To o co w takim razie Ci chodzi? Na początku myślałem, że w geście dobrej woli chcesz skorygować błędne – Twoim zdaniem – wypowiedzi Lasu. Tymczasem dementujesz moje domysły. :?:
Alex
Często wspominasz o kompasie życiowy, ale termin ten jest bardzo abstrakcyjny. Postem tym ładnie pokazujesz jaki konkretnie element może się na niego składać. Podoba mi się odwołanie do dawania i doznawania radości – proste, ale ma dużą moc.
Jeszcze większe znaczenie może mieć dzielenie się takimi spostrzeżeniami jak model rzeczywistości opisany w ostatnim Twoim komentarzu. Szkoda żeby pozostał 'zagrzebany’ tak głęboko. Wiele razy spotkałem się z opinią, że nie warto starać się dawać światu, tylko drapieżnie wyrywać od niego co się da. Doświadczenia człowieka sukcesu pokazujące, że jest inaczej są warte wyraźniejszego podkreślania. Wtedy łatwiej jest też zrozumieć moc tego postu.
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
Alex,
Interesująca jest Twoja obserwacja.
”
1) na ile jesteśmy przydatni dla całego gatunku w sensie dawania innym ludziom pozytywnej energii, inspiracji i radości
”
Myslę, że ta obserwacja, którą poczyniłeś, jest bardzo ważna i daleko idąca w skutkach. Osobiście uważam, że to jest największy sekret, który jednocześnie nie jest sekretem, bo przecież to jest na wierzchu i to powinno być jasne dla ludzi, ale ludzie jakoś tego nie dostrzegają. No cóż – żeby to zrozumieć, to wydaje się, że obserwację taką trzeba wpierw poczynić samemu.
Nie wiem czy zauważyłeś jeszcze jedną ciekawą rzecz: jeśli wstawić w to równanie „dawania” innym ludzim coś innego zamiast „pozytywnej energii, inspiracji i radości”, to cokolwiek by tam nie wstawił – to to „wróci” do „świata” osoby dającej…
Pozdrawiam serdecznie
J.
Witam wszystkich nowych Komentujących :-)
Tomasz
Ten element modelu rzeczywistości jest dla mnie tak oczywisty, że nie pomyślałem aby go gdzieś osobno opisywać :-)
Podkreślam jeszcze raz, że jest to tylko model (dla mnie działający), rzeczywistość może być zupełnie inna. Nie zmienia to faktu, że ludzie stosujący ten wspomniany przez Ciebie model „wyszarpywania” na dłuższą metę nie są w ten sposób szczęśliwi, jak ja chciałbym być. No ale to znowu dość subiektywna kwestia. Cały ten blog i kilka innych aktywności jest praktycznym przykładem stosowanie przeze mnie modelu opisanego kilka komentarzy wyżej
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Tomasz Ciamulski
Znając życie, jeśli ktoś „drapieżnie wyrywałby” ze świata, to predzej, czy później takiej osobie świat również „coś” wyrwie drapieżnie :-) A później jest taki płacz i rozpacz: dlaczego akurat mnie to spotkało… ?!
Co się sieje, to zbiera, ale już nie koniecznie jest się w tym samym ubranku, w którym się było, kiedy się siało..
Pozdrawiam serdecznie
J.
Jarek
Jak użyjesz słowa „sekret” to znowu podpadniemy TesTeq :-)
A tak serio, to jestem ostrożny, bo to co działa w mojej rzeczywistości niekoniecznie musi działać w rzeczywistości innego człowieka.
To byłoby łatwiej wytłumaczyć w języku niemieckim, który ma dwa słowa na rzeczywistość:
Realität – ta mniej czy bardziej „obiektywna” rzeczywistość (piszę mniej, czy bardziej, bo różne koncepcje filozoficzne inaczej to widzą)
Wirklichkeit – czyli to, co na daną jednostkę „wirkt”, czyli oddziałuje. Na każdego człowieka może „oddziaływać” coś innego, stąd w tym znaczeniu możemy mieć (i zazwyczaj mamy) bardzo różne, subiektywne rzeczywistości. Model funkcjonujący w mojej „Wirklichkeit” niekoniecznie musi przynosić podobne rezultaty w innej
Czy nie za bardzo wchodzę w takie rozważania jak na ten blog?
Pozdrawiam serdecznie
Alex
A w czym problem żeby zmienić rzeczywistość?
Nie mowie, że będzie łatwo, ale dać się da.
Czy nie za bardzo wchodzę w takie rozważania jak na ten blog?
Miła odmiana. ;)
Pozdrawiam!
Witam wszystkich , witaj Alex
Czytajc komentarze, zatrzymałam sie na jednym stwierdzeniu, a mianowicie „Z ludźmi można się spierać z życiem nie”.Ciekawa jestem co miała na myśli osoba prezentująca to stanowisko. Bowiem ja osobiście mam na to nieco inne spojrzenie. Jestem przekonana ze jeżeli pozwolimy życiu brac je takim jakie jest, no to trudno, ale przecież mamy wpływ na to kim będziemy w przyszłości, jaką profesje wybierzemy, nie musimy brac życia jakie jest ,my sami te rzeczywistośc tworzymy i owszem możemy sie z życiem spierac i sami wybierc co jest dla nas w danym momencie priorytetowe. Miejmy wpływ na nasze świadome wybory życiowe. Nie możemy przecież pozwolić aby życie samo za nas wybierało. Zawsze możemy obrać np. inną ścieżkę rozwoju.
Pozdrawiam:)
Kamila
Masz rację Marku, to chyba nie na ten blog możemy pociągnąć ten temat przy okazji, może ten temat innym sie spodoba:) i rozgorzeje gorąca dyskusja
Pozdrawiam:))
Alex
Piszesz:” Czy nie za bardzo wchodzę w takie rozważania jak na ten blog?”
A czy zrozumienie tego, że aby mieć, to wpierw trzeba coś dać od siebie – nie przekłada się bezpośrednio na osiągnięcie sukcesu? A jeśli tak, no to przecież tego dotyczy ten blog :-)
Też mi się wydaje, że sprawa oddziaływań jest bardziej skomplikowana do opisania, niż może się to wydawać na pierwszy rzut oka, jednak jeśli spróbujemy wysilić się przez chwilę po to, żeby spojrzeć nieco obiektywnie na istotę tego problemu, to będzię można zaobserwować jedną zasadniczą rzecz:
W przypadku każdych działań u wszystkich ludzi bez wyjątku z jakiegoś powodu „natura”/życie/nadrzędny program ewolucyjny dąży do równowagi i np. tam gdzie początkowo jest dużo porażek w dążeniu do sukcesu – kiedyś pojawi się dużo sukcesów, albo kto dużo daje od siebie(oczywiście dawać nie znaczy tracić), ten dużo otrzymuje od życia, albo, kto chce mieć dla siebie, ten traci – a kto chce dać od siebie ten ma coraz więcej, itd. itp. – można by tak pół nocy o tym pisać. Dla mnie to jest bardzo logiczne i łatwe do zrozumienia, ale już nie koniecznie do wyjaśnienia.
Pozdrawiam serdecznie
J.
Alex
„Ten element modelu rzeczywistości jest dla mnie tak oczywisty, że nie pomyślałem aby go gdzieś osobno opisywać” – ach te oczywistości :) Może właśnie tego głównie brakuje zagubionym. Dla jednych coś jest oczywiste, więc o tym nie mówią, a inni są całkowicie nieświadomi.
„Czy nie za bardzo wchodzę w takie rozważania jak na ten blog?” – a może za mało? :)
Pozdrawiam zimowo (w Bergen rzadko jest śnieg)
Tomek
TesTeq
odniosłem się krytycznie do wypowiedzi Lasu, gdyż moim zdaniem kompletnie spłaszczył problemy, do których się odniósł (w obszarze szamanizmu i kultur). Lasu ma na ten temat inne spojrzenie niż moje (i niż wielu badaczy tych zagadnień) i twardo zdaje się przy nim obstawać. Nie zgadzam się z nim zupełnie co mu zakomunikowałem, niemniej jednak ma on prawo wyrażać swoje poglądy, bez względu na to, czy mnie się to podoba, czy nie. Tak samo jak ja mam prawo odnieść się krytycznie do poglądów Lasu (nie do samego Lasu, gdyż nie znam go kompletnie i nic o nim nie wiem). Lasu zaproponował, żebym mu udowodnił, że jego podejście jest błędne. Tu nie chodzi o błędy a raczej o inny stosunek do tego co ma zasadnicze znaczenie w podejściu do życia i wiedzy. Jeśli chodzi o dowód na poziomie naukowym to mogę powiedzieć, że przedstawiane przez niego poglądy nie znajdują potwierdzenia wśród badań w tym temacie. Jeśli nawet główna przedstawiona przez Lasu myśl znajduje jakieś potwierdzenie wśród pewnej grupy ludzi, to reprezentują oni skrajnie redukcjonistyczne poglądy, do których ja mam bardzo krytyczny stosunek jako koncepcji filozoficznej ;)
Alex,
Na początek – jako, że to mój pierwszy komentarz na Twoim blogu, chciałam się przywitać – a więc „Witaj!” :)
Pomijając wszelkie dysputy w komentarzach chciałam odnieść się do samego filmu i kwestii pytania, które ma dać nam obraz tego, w jakiej mierze nasze starania, by dawać coś od siebie przynoszą efekty, a gdzie jeszcze popełniamy błędy. Myślę, że my sami nie jesteśmy w stanie w 100% odpowiedzieć na to pytanie. Wiadomo, iż uśmiech na Twarzy bliskiej nam osoby mówi wiele i w ten sposób możemy określić na „skali” ilość szczęścia i radości, jaką przynosimy. Lecz nasze starania nie zawsze będą przynosiły tak oczywisty wynik. Przecież „Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu.” :) A wtedy, efekty nie będą już tak wyraźnie, a samo określenie wyników naszego działania będzie mocno subiektywne, czasem nawet mijające się z prawdą. Tak, czy inaczej – pomimo tego, iż nasze wyobrażenia mogą odbiegać od prawdy, myślę, że warto zrobić sobie raz na jakiś czas „rachunek”, który proponujesz – by być na bieżąco z tym „co jest”, a „co być powinno” ;)
W filmie została poruszona jeszcze jedna, bardzo ważna wg mnie kwestia – ilości szczęścia jaką dajemy innym vs ilość szczęścia, jaką sami czerpiemy ( scena w szpitalu, gdy Freeman rozmawia ze swoją filmową żoną na temat wyjazdu ). Wyraźnie pokazuje ona, że przy naszych działaniach dla dobra innych można łatwo zapominać o własnej osobie ( wiem, trochę to egoistyczne ;) ), Powinniśmy pamiętać, by nasze dążenia i starania ( by innym było lepiej ) nie przyćmiły tego, czego sami pragniemy i o czym marzymy.
Pozdrawiam,
Justyna
Justyna
Witaj na naszym blogu :-)
Masz rację, że musimy uważać na proporcje robienie czegoś dla innych – robienie czegoś wyłącznie dla siebie, choć w wielu wypadkach można sprowadzić to do identycznych działań :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Dziękuję bardzo (Alex i Paulina) za polecenie świetnego filmu – kino jakie uwielbiam. Jest o czym myśleć ;)
Michał
To zasługa Pauliny, ja tylko poszedłem tym tropem :-)
Pozdrawiam
Alex
@TesTeq, piszesz:
„Moje obserwacje nie doprowadziły mnie do wniosku, że “natura na mnie patrzy”. To mi brzmi bardzo w duchu książki “Secret”, której nie cenię (mówiąc oględnie)”
Oczywiście szanuje Twoje odmienne zdanie, jednak pozwolę sobie wziąć w obronę „Secret”. Nie samą książkę, bo wydaje mi się że jest to po prostu próba skorzystania z sukcesu filmu. Film natomiast uznaje za całkiem udany. Uważam, że jest to taka kompilacja Hilla „Think and grow rich” z „How to win friends.. ” Carnegiego i kilku filmów z Discovery (o cudach medycznych) stąd też nie zmienił mnie jakoś dramatycznie, uważam jednak że obraz bardziej oddziałuje i warto go obejrzeć.
Podobne odczucia (różnice pomiędzy książką, a filmem) mam przy „Last Lecture”, dostępny na youtube wykład profesora informatyki Randego Pauscha. Po „sukcesie” tego filmu/wykładu postanowiono wydać książkę(bestseller wg. NYT), która moim zdaniem nie wnosi zbyt wiele.
pozdrawiam, Krzyś
Alex napisal:
„Nie bardzo mogłem w wypowiedzi Moniki doszukać się „życiowego pytania” wiec nie mogę też na nie odpowiedzieć. Co dokładnie miałeś na myśli?”
Chodzilo i o moje „zyciowe pytanie”: Jak leci? Wyczuwam duzo optymizmu u Moniki (przynajmniej w jej wypowiedzi).
Jeszcze lepszym testem, bo trudniej jest samemu siebie oszukac, jest popatrzenie na swoje zdjecie zrobione w „neutralnym” emocjonalnym stanie (np. z stanie zamyslenia, przechadzki, „bezmyslnosci”). Ale chodzi o to, zeby nie pozowac ani nie grac, tylko zobaczyc siebie takim jakim sie jest „z natury”. Z obrazu twarzy – zupelnie nie wiem na czym to polega – wychodzi osobowosc. Czy to oczy, uklad zapamietanych przez tkanki emocji, czy konstelacja napiecia miesni, nie wiem. Ale nawet „brzydka” twarz „dobrego” (szcesliwego) czlowieka jest po prostu ladna.
Dlatego zycze wszystkim, zebyscie byli piekni. ;-)))
Zachecona postem obejrzalam film, poziom aktorstwa i przeslanie na najwyzszym poziomie. Mysle jednak, ze wiekszosci z nas, o ile nie stoimy nad grobem, ciezko jest rzucic rodzine, prace czy znajomych zeby robic niesamowite rzeczy, typu podroze po swiecie. Choc moze chodzi o to, zeby sie nie zagubic w codziennosci i nie zapominac o swoich marzeniach. Tego Wszystkim zycze! Pozdrawiam
Ania
Anna
Piszesz: „…ciezko jest rzucic rodzine, prace czy znajomych zeby robic niesamowite rzeczy…”
Może właśnie dlatego warto od razu tak ustawić sobie koncepcję życiowa, aby rzucanie kogokolwiek i czegokolwiek nie było potrzebne? :-)
Na przykład poprzez:
– unikanie rozbudowywania własnej rodziny (wtedy nie ma co rzucać)
– takie dobranie pracy, aby długofalowo móc ją wykonywać kiedy chcesz, a nawet móc przerwać jej wykonywanie w ogóle
– takie dobranie znajomych, aby byli oni wsparciem w :robieniu niesamowitych rzeczy” a nie przeszkodą
Mogę sobie wyobrazić, że dla paru osób powyższe zalecenia mogą zdawać się kontrowersyjne, niemniej nie są one pozbawione logicznego sensu, a ich skuteczność praktykuję na własnej osobie :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex:
To co zaproponowałeś jest bardzo kuszące i do mnie przemówiło już dawno. I o ile łatwo jest o te wytyczne budować swoją koncepcję, o tyle mając jakąś (gdzie rodzina jest jak we włoskich filmach, a znajomych liczymy w setkach) trudniej jest przebudować.
Lecz przychylę się, że warto wcielić je do rozważań, nawet gdyby tylko w jakimś promilu miałyby zostać zastosowane.
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Witam serdecznie,
Oj nazbierało się zaległości na blogu, ale ile przyjemności czytania przede mną. ;-)
Alex, Michał Fikus
Bardzo się cieszę, że film się Wam podobał i że stał się przyczynkiem do ciekawej dyskusji. Ja go obejrzałam, bo gdzieś w internetowych przestrzeniach polecił go jakiś życzliwy człowiek, niestety już nie wiem, komu konkretnie należy podziękować. Następnym razem się poprawię! :) Ja z kolei obejrzałam „Pay it forward” i bardzo dziękuję, Alex, za sugestię! Bardzo, bardzo, bardzo piękny film, pod wieloma względami! ;) „Hitch” już czeka w kolejce!
Alex, również zwróciłam uwagę na wskazany przez Ciebie fragment filmu. Pamiętam, że oglądałam go ze szczególną uwagą i nawet przewinęłam, by upewnić się, że dobrze zrozumiałam. ;) Trudno się nie zgodzić z tą koncepcją, w końcu życie ma być przygodą, ciekawym, pouczającym i radosnym doświadczeniem a nie drogą przez mękę.
Ostatnio odkryłam blog Robina S. Sharmy i przeczytałam jego książkę „The Monk Who Sold His Ferrari”, jeden fragment pasuje do dyskusji:
„Yogi Raman said that when we are born, we are crying while the world rejoices. He suggested that we should live our lives in such a way that when we die, the world cries while we are rejoicing.”
(wybaczcie proszę, że nie podaję strony, może poszukacie sami?) ;-)
Jeszcze a propos filmu, mi najbardziej spodobała się koncepcja tytułowej „bucket list”. Chodzi o zrobienie listy rzeczy do zrobienia przed tym, jak kopnie się w kalendarz. ;)
Jak ją stworzyć? Każdy, o ile ma ochotę, zrobi po swojemu, przyda się pewnie nieco szaleństwa, szczypta fantazji, odrobina myślenia uwzględniającego dłuższą perspektywę (i to, co dla nas ważne na przestrzeni całego życia). Tytułowe dwa pytania też pewnie nie zaszkodzą.
Lista, moim zdaniem, może i powinna ewoluować, bo:
-niektóre zadania/cele można z radością odhaczyć (wykonano!)
-inne się dezaktualizują (nie, to chyba nie ja wymyśliłem, tylko ktoś mi złośliwe dopisał?!)
-pojawiają się nowe cele, pola do eksperymentowania…
Moja lista powstała (no dobra, przyznam się!) bardzo spontanicznie, zawiera:
-Cele w różnych sferach życia – kariera, rodzina, etc. (w tym czysto egoistyczne, jak i te, które uwzględniają innych ludzi i ich szczęście)
-Cele długodystansowe, wielkie, ważne i mądre… (tak mi się przynajmniej dziś wydaje) ;-)
-Cele „od czapy”, małe fanaberie, lekko szalone (jak w filmie!)
To tyle, dość wyznań na dziś, słodkich snów,
Paulina
Witam,
Przed chwilą natknąłem się na kawałek informacji, który myślę jest powiązany z tematem w takim sensie, że prowokuje do zadań sobie podobnych pytań:
http://wiadomosci.onet.pl/1927104,16,item.html
Jest w nim sporo nieścisłości, ale jeżeli został zauważony w zeszłą sobotę i biorąc pod uwagę fakt,że średnica Ziemi to 12k kilometrów to można powiedzieć że było gorąco. Gdyby uderzył gdzieś w Europie w czasie podanym w artykule, możliwe że usmażyłbym się wkuwając artykuły ustawy finansów publicznych (co nie do końca zgadza się z moją prywatną wizją końca:),ale równie możliwe że śmiejąc się wśród znajomych (co, z dwojga złego brzmi jednak lepiej:)
pozdrawiam ;-]
Michał
Michał:
Tu jest nawet filmik:
http://www.universetoday.com/2009/03/02/asteroid-2009-dd45-just-buzzed-by-earth/
(po prawej stronie, w połowie szerokości ekranu… taka kropeczka sobie leci)
Jakby uderzyła to bym się nie zmartwił… bo już by mnie nie było :D
Swoją drogą to kolejny przykład by cieszyć się dniem dzisiejszym a nie czekać na sprzyjającą konstelację gwiazd ;)
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Dlatego ważne jest, aby zdawać sobie sprawę, że chwila obecna jest jedyną, którą mamy na pewno
Pozdrawiam
Alex
Carpe diem Alex :-)
I spróbujmy sprawić, żeby każda z nich była jak najpiękniejsza.
Witam,
ja natomiast często inwestuję w ten sposób, że przez jakiś czas żyję życiem celowo, z wyboru, o niższej przyjemności niż mógłbym, aby to sobie odbić za sprawą rzeczy, które dane mi będzie osiągnąć przez ten cięższy sposób życia. Coś jak trening boksera. Sprawdziłem i polecam – oczywiście nie cały czas, ale dobrze jest od czasu do czasu tak się w czymś na maksa sprawdzić. Od ponad pół roku jeżdze autem, stąd porównanie, że dobrze od czasu do czasu dać gaz do dechy ;).
Pozdrawiam,
Łukasz Kasza
Witam ponownie,
dziekuje Alexie za Twoja odpowiedz i za calego bloga! Wiem wiem, powoli dzieki Tobie i paru innym osobom staram sie zmieniac koncepcje wlasnego zycia i poszerzac lejek tam, gdzie niechcacy zaczelam go niebezpiecznie zwezac;) Zmieniam sposob myslenia, postrzegania wielu spraw i naprawde zaczynam widziec przed soba wiele niesamowitych mozliwosci:)
Wiem, ze nie bedzie latwo, ucze sie jak nie przejmowac sie innymi i rozwijac sie, bedac jednoczesnie szczesliwa. Jeszcze raz dziekuje za wszelkie rady na blogu, z wielu komentarzy i zaprzyjaznionych blogow rowniez udalo mi wyciagnac fantastyczne wnioski:) Dziekuje i pozdrawiam!
Ania
Witam!
Staram się czytać codziennie blog i dzisiaj padło na carpe diem, które wspomniał Alex i Monika, co mnie szczególnie ucieszyło, ponieważ to takie ważne słowa. Esencja tego, co w życiu najważniejsze. Horacy swoją pieśń zaczął od słów „Nie pytaj, po cóż wiedzieć, jaki mnie, jaki tobie kres jest pisany…” Czasami tak bardzo zastanawiamy się nad tym, co będzie, że zupełnie zaniedbujemy to, co jest. Owo magiczne słowo „jutro” jest jak kusząca obietnica, nadzieja, możliwość. Wszystko, co najlepsze ma się dopiero przydarzyć.:-) Zupełnie nie rozumiem, skąd w wielu z nas bierze się takie podejście do życia…
” Nawet teraz, gdy mówimy, umyka czas nienawistny. Jutra nie czekaj. Chwytaj dzień”.
Mnóstwo serdeczności,
Justyna
P.S.
Horacy zaleca jeszcze bycie mądrym, powściąganie nadziei i picie wina! :-)
Wywiad z Nikiem Halik – człowiekiem, który w wieku 8 lat spisał swoją „Bucket List” i ją realizuje.
Szczególnie podobał mi się fragment 3:45 – 4:37 – o dzieciach. Polecam obejrzeć całość.
http://www.youtube.com/user/ThrillionairesTV#p/c/C0FB06FFD382692A/1/8hfXuRP4OuA
Pozdrawiam serdecznie,
Alek
Witajcie,
Dla wszystkich rozumiejących po niemiecku, dziś na SAT.1 o 20.15 będzie „The Bucket List” („Das beste kommt zum Schluss”, „Choć goni nas czas”-> oba tłumaczenia zupełnie odchodzące od oryginału).
Miłego oglądania :)
Pozdrawiam