Dzisiaj zapraszam do przeczytania postu gościnnego autorstwa Jana Zboruckiego. Jan brał ostatnio aktywny udział w naszych dyskusjach i z przyjemnością publikuję jego tekst. Intencją autora jest danie dodatkowego materiału do przemyśleń przyszłym coachom. Miłej lektury.
____________________________________________________________________
Co łączy grę w tenisa z rozwojem kompetencji menedżerskich? Niewiele. To „niewiele” znajdziemy w schyłkowych latach 70., a osobą odpowiedzialną za tę dziwaczną zbieżność jest niejaki Timothy Gallway. Ten miły pan zajmował się bowiem treningiem tenisistów i to właśnie na jego praktyce trenerskiej zbudowane zostały podwaliny tego co dzisiaj nazywamy „coachingiem”. Zanim o genezie, początkach i tenisie, parę słów o samym fenomenie tego zjawiska, o modzie na coaching i rozwój. Jakiś czas temu, miałem wysokiej klasy przyjemność obcowania z „coachingiem” w najbardziej medialnym i błyszczącym wydaniu. W którymś z kolorowych periodyków znalazłem zdjęcie Madonny z jej osobistym „spiritual coach’em”. Madonna jak wielu innych amerykańskich celebrytów przeżywa dogłębną odnowę duchową – w jej przypadku wynika ona z obcowania z pop-kabałą. A ponieważ prawdziwy rozwój duchowy wymaga wysiłku i nakładów gwiazda podnajęła sobie kabalistycznego coach’a, który w gustownym dresiku i sportowej jarmułce prowadzi z uduchowioną piosenkarką radosne sesje coachingowe w trakcie porannego joggingu. Jogging spiritual coaching – piękny temat na szkolenie. Jeśli zaczniemy myśleć o dziecku Gallweya i innych przez pryzmat tego typu doniesień dojdziemy do smutnych wniosków. Czy coaching to modny trend wspierania pseudorozwoju efekciarskimi sztuczkami? Czasami tak. But let’s get back to 70’s. Tim Gallway uczy młodych tenisistów jak odbijać żółta piłeczkę. Widzi, że jego kumple po fachu stosują tradycyjny instruktaż spod znaku „Pan źle rakietę trzyma – trzeba ją trzymać tak i tak”. On z kolei ma nieco inny pomysł. „Jak najwygodniej jest Ci trzymać rakietę? Co przeszkadza Ci trzymać, ją tak jak chcesz?”. Pytanie, uważne słuchanie, informacja zwrotna, tam gdzie jest to potrzebne – oto podstawowy rynsztunek coacha. Dresowa jarmułka jest zbędna. Gallway z trenera sportowego przeistacza się w pisarza. Popełnia parę pozycji obrazujących jego podejście do treningu sportowego, by spłodzić „Inner game of work”, pierwszą próbę zaszczepiania podejścia coachingowego na grunt biznesowy. Kolejna ważna pozycja to „Coaching for performance” Johna Whitwortha, rajdowca i trenera, który współpracował z Gallway’em. Tyle księgarskiej historii, a co z esencją? Esencją jest ukierunkowanie na cel, otwarta, pytająca, wręcz ciekawska postawa względem klienta, wiara w to, że klient bardziej świadomy swojego działania, jest w stanie działać skuteczniej i bardziej odpowiedzialnie. Mogę powiedzieć Ci jak trzymać rakietę, ale wolę, żebyś doszedł do tego sam. Przy czym Twoja „wygodna rakieta” nie musi być „moją wygodną rakietą”.
Coś dziwacznego podziało się jednak z naszą „wygodną rakietą”. Żyjemy w czasach, w których bycie coach’em staje się w pełni profesjonalnym i modnym zawodem. Roi się od ekspertów, którzy z uśmiechem na ustach powiedzą nam, co jest, a co nie jest coachingiem. Dostarczą nam niezbędnej wiedzy – czym coaching różni się od terapii, mentoringu, treningu i czemu musimy im zapłacić tyle a tyle za godzinę. Gdzieś w polu widzenia pojawia się magiczna, dresowa jarmułka. Jednocześnie terapeuci z obawą w oczach (o pieniądze i klientów, niekoniecznie w tej kolejności) surowo zaznaczą, że granica między coachingiem a terapią jest płynna. Cóż więcej mogą zrobić, w oczekiwaniu na ustawę określającą to, czym jest, a czym nie jest psychoterapia. A więc czym do diabła, jest ten coaching? Gdzie się zaczyna, a gdzie kończy? W poszukiwaniu odpowiedzi możemy wreszcie udać się do któregoś z międzynarodowych stowarzyszeń profesjonalnych – np. do ICF. Tam z całą pewnością dowiemy się czym jest coaching ICF. Dowiemy się jak zostać coach’em ICF, jak doskonalić się w zawodzie coach’a ICF, kto jest dobry, a kto zły. Całkiem pożyteczna wiedza. Oczywiście dowiemy się ile kosztuje zasmakowanie tej pewności, choć może nie jest to znowu tak wiele. Kupujemy sobie przecież własną, wygodną strefę komfortu, a w dzisiejszych czasach, za nic nie płaci się tyle ile za bezpieczeństwo. Jest oczywiście druga strona medalu – ta z podobizna Lorda Vader’a. Każde z „profesjonalnych” podejść do coachingu ma charakter kompetencyjnego pudełka. Wchodzisz, dostajesz narzędzia i wskazówki – a potem jedziesz z wyrobnictwem. W jednym pudełku znajdziecie NLP-powskie techniki nazwane inaczej, żeby nabrały nieco świeżości, w innym listę genialnych, „zawsze-skutecznych” pytań. Co pudełko, to nowe odkrycia i niespodzianki. Nie chciałbym, żebyście źle zrozumieli moje intencje – uważam, że szkolenie profesjonalne w obrębie, któregoś z „zakonów” jest pożyteczne i rozwojowe. Tak długo, jak nie damy zamknąć się w pudełku i zdefiniować otoczenia zawodowego za nas. Nie twierdzę, że pracując narzędziami wypracowanymi w obrębie któregoś z podejść do coachingu (np. NLP-owskiego coachingu John’a O’connora) nie jesteśmy w stanie wykształcić swojego własnego stylu oraz interesującego spojrzenia na to czym jest dobry coaching. Uważam jednak, że wiernopoddańczy stosunek do jakiejkolwiek „business-ideology” jest na dłuższą metę antyrozwojowy. Każdy z nas uległ zapewne fascynacji podglądami bliskiego nam profesjonalisty, bądź wyznawanej przez niego filozofii pracy trenerskiej/doradczej/menedżerskiej. I niezależnie od tego czy było to lekko groteskowe NLP, modne appreciative inquiry, czy też co-active coaching, taka fascynacja, może być niesamowicie inspirująca i motywująca. Sam doświadczyłem takiego wchłonięcia wielokrotnie i czy było to GTD Allen’a, czy Integral Psychology Wilber’a (ah, te grzeszki młodości) wychodziłem z kontaktu z modelem, koncepcją, guru bogatszy. W buddyzmie tybetańskim, kontakt z nauczycielem jest podstawą rozwoju – to w relacji z nim, dzięki totalnemu zaufaniu opartemu na głębokiej identyfikacji wzrastamy i przejmujemy jego właściwości. To dość odległe i niedoskonałe porównanie wskazuje na to, jak potężna może być moc związku z mistrzem. Bodajże w „Odysei Kosmicznej 2001” Clarke’a promy kosmiczne wykorzystywały siłę grawitacji planet w dość pokrętny sposób. Zbliżając się do tych potężnych ciał niebieskich pojazdy te ustalały trajektorię swojego lotu tak, by prześlizgnąć się po powierzchni atmosfery danej planety. Pozwalało to na wykorzystanie jej pola grawitacyjnego niczym procy. Nie wspominając o ciekawych widokach. Jeśli pomyślimy o tym sposobie na podróże gwiezdne jako o metaforze, to wskazówki praktyczne nasuwają się same. Ślizgajmy się po powierzchni „zakonów” – mentorów, stowarzyszeń profesjonalnych, wyznawców takiej czy innej ideologii – uczmy się od nich jak najwięcej, jeśli uznamy to za stosowne przeistoczmy się w tymczasowego satelitę, a następnie dzięki grawitacyjnej procy zmykajmy ku nowym wyzwaniom. Zdaję sobie sprawę, z tego, że prezentowane przeze mnie podejście jest jednym z wielu możliwych. Żeby było śmieszniej łatwo przychodzi mi wskazanie licznych kosztów z nim związanych – pozycja pariasa, brak osadzenia w profesjonalnej kaście, konieczność budowania swojego wizerunku i pozycji własną pracą bez pomocy kolorowego logo i darmowych korporacyjnych fajerwerków. Plus stado wron kraczących o tym, że „to co robimy nie jest tym bądź owym”. Na szczęście za decyzję, o tym czy wolisz być wiedźminem, czy członkiem zakonu, odpowiedzialność weźmiesz sam. Bez towarzystwa kabalisty w dresie.
I co z tego?
1. Jesteś w jakimś zakonie? Może w kilku? Może pijesz herbatkę u guru? A może u kilku?
2. Co sądzisz o tym, żeby pożegnać zakon, i poszukać innego, w którym możesz terminować?
3. Budowa własnego opactwa – co Ty na to? Może to już czas?
4. W co wierzysz tak bardzo, że nie wiesz, gdzie kończy się rzeczywistość, a zaczyna reguła zakonna?
Pozdrowienia dla wszystkich zakonników, wyznawców, wiedźminów i samego Jowisza.
JZ
_______________________________________________________________________________
Jan Zborucki
Trener, czasem coach. Z mniejszymi, bądź większymi sukcesami prowadzący własną firmę szkoleniową. Aktualnie w Krakowie, jutro pewnie też.
Zainteresowania zawodowe: od różnorakich form wspierania rozwoju kompetencyjnego, przez przywództwo, po psychologię osobowości.
Zainteresowania pozazawodowe: wysoce zmienne (aktualnie mieszane sztuki walki i wymysły Zygmunta Baumana, w przyszłości diabli wiedzą co).
Witam
Dzięki wielkie za napisanie tego tekstu.
Myślę, że korzystanie z narzędzi różnych coachów jest dobrym pomysłem dla pojedyńczych osób. Kolejny przykład korzystania z różnorodności.
Co jednak zrobić w przypadku gdy kieruje się firmą i przeznaczyło się pieniądze na wdrożenie coachingu?? Mamy wtedy ograniczone środki, więc raczej trudno „ślizgać się po atmosferze kilku firm coachingowych/szkoleniowych”.
Dla mnie to esencja całego postu, coachingu… i wszystkiego co związane z samorozwojem. Ot mądrego to i warto posłuchać. Dziękuję.
Pozdrawiam,
Orest
Bardzo dobry post. Szczególnie ważna jest idea „wykorzystywania pola grawitacyjnego” coachów do własnego rozwoju. Bezkrytyczne pozostawanie na orbicie wokół jednej koncepcji (jednego coacha) zatrzymuje rozwój, zaś prześlizgiwanie się od planety do planety rozszerza horyzonty.
Doskonały post! Bardzo podoba mi się metafora pola grawitacyjnego – pełna trafność. Ostatnio mój znajomy uświadomił mi kto był pierwszym znanym nam coachem :) – tak, to Sokrates ! :)
Pozdrawiam
Witam serdecznie!
Cieszą mnie posty stricte coachingowe (choć nie tylko one) :) Dzięki, Alex!
Jan, dla Ciebie również wielkie Dzięki za bardzo ciekawego posta! :)
(Jeszcze) nie bardzo orientuję się, jak wygląda coaching w Polsce, rozmawiałam z kilkunastoma coachami we Francji (dość specyficzna, ale i zróżnicowana grupa) i to, co odkryłam.. to bardzo śliskie granice (coaching, consulting, terapia). Ani jedna osoba nie była „czystym coachem”, większość proponowała także szkolenia, konsultacje, ekspertyzy… Coaching to na razie (to tylko moje subiektywne odczucia) „dżungla”. Fascynująca, ale i niebezpieczna. We Francji (i pewnie i u nas) powstają coraz lepsze szkoły coachingu (uczące różnych metod, a nie tylko jednej konkretnej), jest parę sporych organizacji profesjonalnych… ale odpowiedź na pytanie: „kto ma prawo uważać się za coacha?” jest trudna i wciąż subiektywna (każdy ma swoje kryteria). Każdy ma swoją definicję coachingu. A „czystego podręcznikowego coachingu” ja w swoich wywiadach nie dostrzegłam. I to chyba dobrze, bo przecież chodzi o to, żeby komuś pomóc, a nie trzymać się sztywnych schematów. Ale… śliskie granice, z jednej strony dają większą swobodę działania, pobudzają kreatywność, z drugiej, są niebezpieczne – szczególnie, jeśli coach eksperymentuje z silnym narzędziem terapeutycznym, nie mając do tego odpowiedniego przygotowania (zwłaszcza psychologicznego). Debata nad tym, czym coaching jest trwa, wśród samych coachów i pewnie za każdym razem jak coach idzie rozmawiać z klientem :)
Zgoda co do zalety czerpania z różnych źródeł :)
I zgoda, co do tego, żeby mieć własny styl coachingu :)
Nie ma co sobie zaprzątać głowy klasyfikacjami i definicjami (to domena socjologów, co to nieporadnie analizują coś, co dopiero kiełkuje i niektórych początkujących coachów, ci bywają dla siebie surowi i chronią się schematami: „ojej, nie wolno mi doradzać klientowi, bo wychodzę z pola coachingu! A przecież chcę być coachem, a nie konsultantem.”). Ale jakieś ramy, moim zdaniem, być powinny, jakieś minimum, jakieś granice. Bo tam, gdzie jest trochę za dużo płynności, jest też spore pole do nadużyć…
Trochę chaotycznie wyszło, ale sam coaching na razie też jest mało uporządkowany ;)
Pozdrawiam,
Paulina
Witaj Alex, witam wszystkich,
Jan, bardzo podoba mi się Twój post.
Dla mnie cenne jest podkreślenie w nim elastyczności w kontaktach nie tylko z klientem ale z ludżmi wogóle.
Jesli możemy się od nich czegokolwiek nauczyć co poprawi nasze życie, uważam, że należy to zrobić. Oni również mogą od nas wziąć to co uważają dla siebie za cenne. Myśle, że nikt nie ma wiedzy absolutnej – co dla kogo jest dobre ? To my sami wybieramy na własną odpowiedzialność. Z porażek również można robić sukcesy – ucząc się na nich.
Czasem nie odpowiada mi czyjś np. gust odnośnie spędzania wolnego czasu, jednak ta osoba ma bardzo mi odpowiadające i ciekawe dla mnie spojrzenie np. na inwestowanie na rynkach finansowych – albo odwrotnie ;).
Niedawno byłam w Azji w kraju buddyjskim – nie związanym z mistycyzmem tybetańskim, tylko z kręgu buddyzmu cejlońskiego, tajlandzkiego. Rozmawiałam sporo z różnymi ludżmi. Nie odpowiada mi ich „twórczy nieład ” np. w przewodach elektrycznych :), ale spokój tych ludzi, ich otwartość, uśmiech i życzliwość jest godna pozazdroszczenia i nauczenia ( oczywiście dla mnie ).
Jakiś czas temu na innym blogu od pewnego sympatycznego i wrażliwego chłopaka, nauczyłam się pamiętać ludzi z przeszłości tylko z dobrej strony :) ( jesli taką dali mi równiez poznać ). Nie zmienimy przecież przeszłości, a na złych wspomnieniach można ciagle budować złą przyszłość. Lepiej strząsnąć starą negatywną optykę i spojrzeć od nowa.
Szymon P. Sokratesa podziwiam z równym zapałem co Ty :).
Pozdrawiam serdecznie
Dzięki za pozytywny odzew na posta – jeśli macie jakiekolwiek uwagi dotyczące stylu to podeślijcie mi je na prywatnego maila (joriki.monkey@gmail.com) – będę wdzięczny za feedback.
Artur:
Zasada „pola grawitacyjnego” ma moim zdaniem łatwe przełożenie na myślenie o rozwoju osobistym – również rozwoju w pełnieniu roli coach’a. Jeśli by ją nagiąć do myślenia o rozwoju kompetencyjnym wewnątrz organizacji to pomyślałbym o niej w taki sposób: wypróbuj różne firmy szkoleniowe, nie uzależniaj się od jednej, jak dobra by Ci się nie wydawała. Na szczęście rynek to nie Układ Słoneczny i w miarę szybko możesz wrócić na orbitę swojej ulubionej planety.
Paulina:
Absolutnie się zgadzam, że jakiś ogólny schemat tego „czym coś jest”, jest potrzebny. Jestem też zupełnie spokojny w kwestii rozsądku większości osób związanych ze stowarzyszeniami profesjonalnymi. Nikt nikogo siła nie będzie nawracał – przynajmniej tak długo, jak coś nie jest normowane ustawowo, a biorąc pod uwagę chociażby bałagan z „zawodem psychologa” długo nie będzie.
Monika:
„Nie zmienimy przecież przeszłości, a na złych wspomnieniach można ciagle budować złą przyszłość.”
Dzięki – fajna myśl.
Witam Wszystkich :)
„Esencją jest ukierunkowanie na cel, otwarta, pytająca, wręcz ciekawska postawa”
Któż nie powinien tak postępować? Ja też pomyślałem od razu o czymś uniwersalnym, podobnie do Moniki: „Dla mnie cenne jest podkreślenie w nim elastyczności w kontaktach nie tylko z klientem ale z ludżmi wogóle.”
Słusznie wspominacie w tym kontekście o Sokratesie. Sam niedawno uświadomiłem sobie, że nie potrzeba współczesnej cywilizacji i wydumanych technik, żeby skutecznie komunikować się z ludźmi. Odnoszę nawet wrażenie, że w niektórych aspektach życia zamiast iść do przodu, to cofamy się w stosunku do starożytnych Greków. Sokrates nie uznawał żadnych autorytetów oprócz samego Rozumu.
Dlaczego ludzie rzadko podążają tą drogą? Według mnie głównym powodem jest strach przed zmianami i nowym. Tendencją jest dążenie do stabilizacji a nie ciągłego rewidowania swoich myśli. I tak lądujemy w tradycji i schematach. Bazując na swoich doświadczeniach zachęcam do akywności, zmian i używania własnego rozumu. Naprawdę warto! Sokrates za swoje postępowanie stracił życie. Na szczęście, konsekwencje dla nas będą łagodniejsze :)
„wiara w to, że klient bardziej świadomy swojego działania, jest w stanie działać skuteczniej i bardziej odpowiedzialnie.”
Tego bym nie przeceniał w zajęciach profesjonalnych. Pokazanie pewnych rzeczy przez kogoś doświadczonego i uświadomienie realnych warunków brzegowych może być bardzo pomocne.
Jan, co do feedbacku, to z metaforami jest trochę niebezpiecznie. Mimo najlapszych starań może być trudno uniknąć niebezpiecznych swobód interpretacji. Tutaj podoba mi się metafora z grawitacją. Co do „wygodnej rakiety” mam juz wątpliwości. Ogólnie prawda, ale możemy pominąć istotne ograniczenia dodatkowe. Bo może się np. okazać, że to co jest dla mnie wygodne nie bardzo nadaje się do skutecznego grania.
Pozdrawiam serdecznie
'wiedźmin’ Tomek ;)
Tomasz
Napisałeś: „że nie potrzeba współczesnej cywilizacji i wydumanych technik, żeby skutecznie komunikować się z ludźmi. ”
Masz całkowitą rację, wiele z metod, które stosuję pochodzą w prostej linii od Sokratesa i Aristotelesa :-)
Czasem, jak pokazuję jakiś skuteczny sposób przekonania kogoś, to ludzie nie wierzą jak głęboko sięgają korzenie danej metody :-)
Celna jest też Twoja uwaga : „Tendencją jest dążenie do stabilizacji a nie ciągłego rewidowania swoich myśli. I tak lądujemy w tradycji i schematach.”
Pisałem o tym już dawno w postach o stabilizacji, które można znaleźć tutaj (trzy od dołu):
http://alexba.eu/?s=stabilizacja&paged=2
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witaj Alex, witam wszystkich :)
Tomasz Ciamulski
Tomku piszesz „że nie potrzeba współczesnej cywilizacji i wydumanych technik, żeby skutecznie komunikować się z ludźmi. Odnoszę nawet wrażenie, że w niektórych aspektach życia zamiast iść do przodu, to cofamy się w stosunku do starożytnych Greków.”
Zgadzam się z tym. Spotkałam się z ludźmi, którym jeśli dasz test psychologiczny i podasz ilość rozwiązań – to rozwiążą Ci na wszystkie sposoby :). Nieschematyczni, intuicyjni obserwatorzy – dają się poznać naprawdę tylko tym którym zaufają i których wybiorą. To jak badanie szpiega na wariografie ;).
Pozdrawiam serdecznie
nie rozumiem Was w tym momencie (Monika i Tomek; chyba właśnie ta efektywna komunikacja szwankuje :P). Co to znaczy skutecznie się komunikować bez współczesnych dokonań i z drugiej strony – co to znaczy skutecznie się komunikować za pomocą tych dokonań??
Jan
Właśnie chodzi mi o to jak sobie poradzić kiedy nie ma możliwości wypróbować kilku firm – mamy ograniczone środki pieniężne i czas. Czy inne firmy chętnie dzielą się kontaktami do dobrych firm np. zajmujących się coachingiem (w sumie jest to kichanie, o którym już wcześniej rozmawialiśmy, jednak wtedy było to chyba w innym kontekście)?? Jeżeli nawet dzielą się tymi kontaktami to skąd pewność, że firma ta faktycznie jest dobra? Jak wynika z rozmowy w poście o firmach szkoleniowych na rynku często działają firmy, które świadczą wątpliwej jakości usługi.
Artur Stępniak pisze: „Właśnie chodzi mi o to jak sobie poradzić kiedy nie ma możliwości wypróbować kilku firm – mamy ograniczone środki pieniężne i czas.”
Ale mamy swoją własną sieć znajomości i kontaktów. Wykorzystujmy tę naszą sieć do pozyskiwania i rozpowszechniania informacji o osobach i firmach godnych polecenia. System nieformalnych rekomendacji w naszej sieci powinien działać tak, jak algorytmy wyszukiwania stron internetowych Google:
1) Im więcej osób poleca danego dostawcę, tym większe prawdopodobieństwo, że jest on godny zaufania.
2) Im więcej godnych zaufania dostawców poleca dana osoba, tym bardziej można polegać na jej rekomendacjach.
Witaj Alex, witam wszystkich :)
Artur Stępniak, pytasz: „Co to znaczy skutecznie się komunikować bez współczesnych dokonań i z drugiej strony – co to znaczy skutecznie się komunikować za pomocą tych dokonań??”
Mogę tylko odpowiedzieć co dla mnie znaczy.
Niektórzy ludzie rozumieją nas w lot ( „skutecznie się komunikować bez współczesnych dokonań”) , niektórzy nie ( „skutecznie się komunikować za pomocą tych dokonań „). I nie ma to nic wspólnego z lepszym lub gorszym – po prostu tak jest. Ja zakładam, że jeśli ktos czegoś nie rozumie to zapyta i jak ja czegoś nie rozumiem to pytam. Czasem to założenie zawodzi ( nie ma dialogu ) i wtedy w komunikację trzeba włożyć więcej wysiłku ( oczywiście jak jest to potrzebne ).
Jednym wystarczy gdy powiesz – Nie mam zaufania do tego banku – i to tyle.
Drugim – przedstawiasz dane, świadczace o tym, że np. bank nie realizuje na czas Twoich przelewów i ma to wpływ na kontakty z kontrahentem.
Jednym wystarczy gdy powiesz – Kupuj mi kwiaty – i to tyle.
Drugim – przedstawiasz dane, świadczace o tym, że np. w tej chwili mieczyki są sezonowe i najtańsze a ich widok ładnie się komponuje z waszą tapicerką w jadalni.
Pozdrawiam serdecznie
Co moim zdaniem łączy?
Trzecie: Nie mam zaufania do tego banku, ponieważ nie realizuje na czas ( czas określony w umowie ) moich przelewów i ma to wpływ na kontakty z kontrahentem ( który, nie lubi gdy płatności się spóźniają ) Może powinniśmy porozmawiać z bankiem lub zastanowić się nad jego zmianą? A chwilowo puszczać przelewy dwa dni wcześniej lub porozmawiać z kontrahentem na temat chwilowych opóźnień w płatnościach, do wyjaśnienia sprawy?
Trzecie: Bardzo lubię kwiaty. Czy mógłbyś mi je dawać?
I poczekać na odpowiedź :)
Artur
„chyba właśnie ta efektywna komunikacja szwankuje” – chyba właśnie jest OK, skoro pytasz jeśli czegoś nie rozumiesz :)
„Co to znaczy skutecznie się komunikować bez współczesnych dokonań i z drugiej strony – co to znaczy skutecznie się komunikować za pomocą tych dokonań??”
Gdy zacząłem poszukiwać „materiałów”, które pomogą mi w rozwoju, natknąłem się na szereg mądrze brzmiących nazw np. NLP, czy technik rozmów/negocjacji. Wszystkie przedstawiane są jako rewelacyjne odkrycia ostatnich lat (ewentualnie dziesiątek lat). Po bliższym przyjrzeniu widzę w nich wręcz podejście szkodliwe np. negocjacje, w których zwraca się uwagę na ruchy oczu i zachowanie, wysnuwając z tego domysły, które mamy użyć na własną korzyść.
Z czasem zacząłem dostrzegać, że sensowny trzon dobrej komunikacji sprowadza się do tego, w jaki sposób nauczali i rozmawiali z ludźmi Sokrates (czy Arystoteles, co dopowiedział wyżej Alex), ok. 2500 lat temu! Proste, skuteczne i nawet, „o dziwo”, uczciwe. Przyjrzyjmy się ich dialogom, zastosujmy w naszym życiu i już będzie bardzo dobrze. Sam muszę się jeszcze dużo nauczyć jeśli chodzi o praktykę, ale już wiem na czym się skupić. Cieszy mnie, że Alex potwierdza to ze swojej praktyki.
Pozdrawiam serdecznie
Tomek
Wiedźmin, Grawitacja ;) – Jan dzięki za ten pouczający post.
Nasunęło mi się pewne skojarzenie przy okazji „ślizgania się” po orbitach z wykorzystaniem pola grawitacyjnego „masywnych” centrów. Można chyba przełożyć ten obraz w prost na filozofię (?) freelancingu i semi-retirement’u. Czy zgodzicie się z taką interpretacją? …Alex? ;)
Pozdrawiam
Wojciech
Ja do opisania freelancingu i semi retirementu wolę metaforę żeglowania, o której kiedyś pisałem na blogu:
http://alexba.eu/2007-12-10/rozwoj-kariera-praca/droga-zyciowa/
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witaj Alex, witam wszystkich.
Dopiero wczoraj natknąłem się na tego bloga i zabrałem się za czytanie poprzednich postów. Przede wszystkim chciałbym podziękować za cenne wskazówki i uwagi.
Jestem osobistym trenerem (tym od joggingu) i dzięki Tobie Alex będę mógł wykonwać znacznie lepiej moją pracę oraz mam nadzieję, że mój kontakt z klientami będzie znacznie lepszy.
Jak narazie jest to moje jedyne źródło informacji związane z coachingiem, ale będę szukał następnych i napewno kształcił się w tym kierunku.
Pozdrawiam
Filip Szołowski
@Filip Szołowski: Korzystałem z pomocy różnych trenerów i instruktorów (narciarstwo, windsurfing, pływanie, tenis) i zauważyłem, że wielu z nich zaniedbuje aspekt tworzenia wypełnionej zaufaniem i akceptacją relacji międzyludzkiej z podopiecznymi. Bo cała sprawa nie polega na wytykaniu błędów technicznych i braku zaangażowania, ale na wspólnym wypracowaniu strategii pokonywania tych trudności. Mam nadzieję, że w Twoim przypadku tak właśnie jest.
Większość trenerów i instruktorów prowadzi zajęcia hurtowo, ma po kilka osób w grupie i nie zależy im na dobrym kontakcie z uczestnikami zajęć. Odbębnią to za co im płacą i koniec. Ja nastawiam się tylko i wyłącznie na indywidualne spotkania czy to u klienta w domu czy też w plenerze. Staram się nawiązać jak najlepszy kontakt z moim klientem, dyskutować z nim na różne tematy (trening zawodowców, dieta, odnowa biologiczna itp.). Chcę ciągle się uczyć i polepszać zdolności komunikowania się dlatego właśnie szukałem takiego bloga jak ten.
Pozdrawiam
Filip Szołowski
Filip
Witaj na naszym blogu :-)
W jakim mieście działasz? Mi też przydałoby się nieco coachingu w Twoim zakresie, a Twoje podejście podoba mi się bardzo :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Ogólnie działam w dwóch miejscowościach: Kielce, Warszawa. W Kielcach mieszkam na co dzień, a w Warszawie bardzo często przebywam. Jeżeli jest taka potrzeba, to w Trójmieście mam bardzo zaufanego człowieka, który naprawdę zna się na rzeczy i z pełną odpowiedzialnością mógłbym go polecić.
Pozdrawiam
Filip Szołowski