Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Strona główna
Blog
Najważniejsze posty
Archiwum newslettera
  • Strona główna
  • Blog
  • Najważniejsze posty
  • Archiwum newslettera
Blog Alexa – "Żyj dobrze, dostatnio i na luzie" - Blog o tym, jak żyć dobrze, dostatnio i na luzie
Tematy różne

ALEXBA.EU – nowy adres naszego blogu

Od dziś nasz blog jest permanentnie dostępny pod nowym adresem alexba.eu

Dzięki temu powinna znacznie wzrosnąć niezawodność dostępu a w razie komplikacji mamy szeroką gamę możliwych sposobów postępowania.

Ludwik C. Siadlak zaprojektował i przeprowadził przeprowadzkę w taki sposób, że nie powinniśmy stracić naszej pozycji w Google a wszelkie linki do postów będą automatycznie przekierowywane w odpowiednie miejsca alexba.eu

Mimo tego zalecam Wam podmienienie alexba.com na alexba.eu w Waszych linkach, zakładkach i RSS readerach. Zapewni to Wam ciągły dostęp do blogu niezależnie od perturbacji ze starą domeną.

Ludwikowi bardzo serdecznie dziękuję za przeprowadzenie tej całej akcji!!

Komentarze (11) →
Alex W. Barszczewski, 2007-06-08
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Przeprowadzamy się !!!

Tak jak zapowiadałem, dziś wieczorem przenosimy blog na nowy serwer i domenę alexba.eu

W związku z tym proszę o chwilowe powstrzymanie się od pisania komentarzy, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem to około północy jesteśmy „up and running” na nowym miejscu :-)

W międzyczasie proszę o zrozumienie w razie ewentualnych ograniczeń w funkcjonalności tego serwisu

Komentarze (0) →
Alex W. Barszczewski, 2007-06-07
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Parę spraw bieżących

Myślę że po wielu interesujących „życiowych” dyskusjach możemy sobie pozwolić na jeden post zajmujący sie bieżącymi sprawami tego blogu.

Zacznijmy od kolejnego rekordu w ilości odwiedzin. W maju po raz pierwszy przekroczyliśmy liczbę 52.000 i to mimo, iż akurat wtedy, kiedy byliśmy na pierwszej stronie wykopu (19-20.05) strona była niedostępna. Firma hostingowa „zapomniała” odnowić domenę za co wcześniej zapłaciłem. I to mim o tego, że tydzień wcześniej napisałem do nich z zapytaniem czy wszystko jest do tej odnowy przygotowane!!! Nie korzystajcie z usług Vizaweb !!! W rezultacie, aby uniknąć takich sytuacji w przyszłości wkrótce przenosimy się na inny serwer i adres alexba.eu, o czym napiszę poniżej.

Na powyższej tabeli widać też wyraźnie, że blog jest nie tylko odwiedzany, lecz też odwiedzający czytają średnio po kilka stron. Średni czas odwiedzin wyniósł w maju 420 s (dla porównania – na razie w czerwcu 476 s). Z innych ciekawych danych 42% czytających używa Firefoxa, 31% MS IE, 11% Operę. Na liście systemów operacyjnych pojawił się ktoś używający CP/M (chyba tylko weterani branży IT pamiętają ten system!!)
Sam fakt wzrastającej (choć jak na moją niecierpliwą naturę dość powoli :-)) popularności tego blogu jest dla mnie oczywiście silnym motywatorem do tego, aby dalej pisać tutaj rzeczy, które uważam za przydatne dla Was. Wszystkim komentującym dziękuję przy okazji za Wasze wypowiedzi, bez nich byłoby to znacznie mniej ciekawe miejsce!

Innym ciekawym wydarzeniem jest „zauważenie” tego blogu przez prasę drukowaną. Dużo się w internecie pisze jak to dziennikarze „zrzynają” z blogów nie racząc nawet wspomnieć o źródle z którego zaczerpnęli. W moim wypadku odbyło się to całkowicie profesjonalnie i bez zarzutu. Dziennikarz z „Dziennika” p. Bartosz Zaborski skontaktował się ze mną w sprawie wykorzystania informacji, o których napisałem na blogu w artykule pisanym do dodatku „Praca – Rozwój – Kariera”. Naturalnie jestem za upowszechnianiem takiej wiedzy więc zgodziłem się (robie tak zazwyczaj, jeśli ktoś kulturalnie pyta) i po kilku dodatkowych rozmowach telefonicznych powstał całkiem sympatyczny tekst, który zajął prawie całą pierwszą stronę wczorajszego dodatku, a gdzie trzykrotnie byłem cytowany z imienia i nazwiska :-) Dla zainteresowanych jak wyglądało to, co zmieściło mi sie do skanera patrz poniżej (mam nadzieję, że w ten sposób nie naruszam niczyich praw :-)

Myślę, że to jest dobry przykład jak zarówno blogosfera jak i tradycyjne media mogą wzajemnie stanowić dla siebie źródło wiedzy i inspiracji a przez to przyczyniać się do rozpowszechniania informacji, które są cenne dla czytelników. Mówiąc o tych ostatnich mam na myśli zarówno internautów, jak i konsumentów słowa drukowanego.

Ostatnio porozmawiałem z kilkoma Czytelnikami i między innymi zapytałem ich co może być przyczyną tego, że miewamy tutaj bardzo interesujące dyskusje, z wieloma ciekawymi komentarzami, a jednocześnie bardzo rzadko ktoś „wykopuje” takie pozycje. Ku mojemu zdziwieniu część z nich odpowiedziała „a co to jest Wykop?” :-) Pozwólcie więc, że krótko napiszę o tym.

Wykop, podobnie jak i nieco mniej popularny Gwar, jest tzw. serwisem społecznościowym, gdzie użytkownicy (potrzebna jest prosta i bezproblemowa rejestracja) mogą zgłaszać interesujące informacje z internetu, a potem inni mogą na nie głosować naciskając odpowiedni przycisk. Po przekroczeniu odpowiedniej ilości głosów taka wiadomość ląduje na stronie głównej serwisu. W ten sposób o istnieniu nie tylko danego postu, ale też całego serwisu dowiaduje się dużo osób, które normalnie nia miałyby okazji na niego trafić. Jeśli czytając ten blog stwierdzicie, że dany post jest interesujący to sprawdźcie, czy może ktoś już umieścił go na tzw. Wykopalisku i jeśli tak, to możecie tam zagłosować. Jeśli nie to możecie być tymi, którzy zgłoszą taki wpis :-) Warto podkreślić, że całej tej sprawie mnie osobiście nie chodzi o „sławę”, mój biznes to też inna grupa docelowa, bardziej chodzi o to, aby jak najwięcej ludzi pobudzić do myślenia o różnych sprawach życiowych (przy czym wcale nie muszą być tego samego zdania co ja :-)).

Ostatnią sprawą, o której chcę wspomnieć to zbliżająca się przeprowadzka na stronę alexba.eu
Nie oznacza to, że Wasze linki na alexba.eu stracą ważność – co najmniej przez rok będziemy utrzymywać serwer alexba.eu z odpowiednimi przekierowaniami, niemniej kiedy ogłosimy że jesteśmy w nowym miejscu to proszę pozmieniajcie zakładki. Mamy znacznie lepszą kontrolę nad nowym serwerem i adresem, to zapobiegnie zdarzającym się czasem sytuacjom, kiedy blog nie był dostępny a firma hostingowa akurat „miała wolne”

Komentarze (19) →
Alex W. Barszczewski, 2007-06-05
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Motywacja i zarządzanie, Rozważania o szkoleniach

Jeszcze jeden przykład zastosowania Zasady Pareto

Pamiętacie, jak pisałem o stosowaniu Zasady Pareto w moim życiu. Ostatnio miałem taki dość typowy przypadek kiedy jej wykorzystanie było konieczne do osiągnięcia założonych rezultatów.

Podjąłem się zadania „przestawienia” całej ekipy sprzedażowej pewnego klienta na tzw. Consultative Selling. Normalnie przy średnio zaawansowanych sprzedawcach B2B (business-to-business) potrzeba na to w sumie 6 dni (nie wspominam tutaj o takim szkoleniu „top gun”, które trwało 8 dni, a którym tak zachwycał się Kuba :-)). Szkopuł w tym zadaniu polegał na tym, że klient pilnie potrzebował konkretnych rezultatów, chociaż z powodu niemożliwych do zmienienia okoliczności każdy uczestnik mógł otrzymać tylko 2 dni treningu! Dodajmy do tego fakt, że część tych ludzi była przez dwa lata szkolona przez jakąś, podobno renomowaną firmę, która uczyła ich sprzedawania „przez wyskamlanie” (w sprzedaży B2B!!!!!) a otrzymamy obraz trenerskiej „mission impossible” :-)

Ze względu na to, że chodziło o firmę, z którą od dawna współpracuję, a bezpośredni zleceniodawca, którego lubię i szanuję stanął na stanowisku „jeśli ktokolwiek może to osiągnąć, to ty” odrzucenie zadania raczej nie wchodziło w rachubę. Z drugiej strony przyjmując je położyłem na szalę moją nieskazitelną reputację jako „dostarczyciel rezultatów”, więc niepowodzenie całej akcji też nie było akceptowalną opcją :-)

Przy tak znacznym skróceniu czasu stojącego do dyspozycji nie pomoże żaden Time Management, GTD i tym podobne metody zarządzania koniecznościami. Tutaj posłużyłem się Zasadą Pareto. Zaakceptowałem fakt, że w dwa dni nie wyszkolimy perfekcyjnych sprzedawców i zamiast tego skoncentrowałem się na tych umiejętnościach, które opanowane przez uczestników dadzą możliwie największy wzrost ich wyników sprzedaży. Sprawa nie była trywialna, bo ze względu na szczupłość czasu to kluczowe „coś” musiało nie tylko ograniczyć się do stosunkowo niewielkiej części całości ale w dodatku zmieniało się w zależności od konkretnej grupy, czy nawet pojedynczego uczestnika.

W praktyce najpierw zastanowiłem się jakie zmiany w postawach i przekonaniach tych sprzedawców będą konieczne dla ich sukcesu. Na kształtowanie tych postaw (np. suwerenność w rozmowie z wysoko postawionym klientem) należało zadbać podczas całego szkolenia, niezależnie od aktualnie trenowanych zagadnień, co samo w sobie jest dość sporym wyzwaniem, bo często w takich przypadkach trzeba zmieniać utrwalone przez lata, mniej skuteczne wzorce.
Co do doboru samych zagadnień, to zadałem sobie pytanie: „jeśli mógłbym ich nauczyć tylko jednej rzeczy, to jaka praktyczna umiejętność (np. rozmowa z klientem korzystającym z usług konkurencji itp.) przyniosłaby największy efekt?”
Potem wypracowaliśmy i przetrenowali tę dziedzinę. Potem następne pytanie „jaka następna umiejętność przyniesie maksymalny przyrost skuteczności tych ludzi?” i oczywiście opanowanie jej. I tak dalej aż do ostatniej godziny szkolenia.

W rezultacie osiągnęliśmy maksimum tego, co można było zrobić i jestem pewien, że dla wszystkich zainteresowanych był to owocnie spędzony, choć intensywny czas, na którego wyniki nie trzeba będzie długo czekać.
Opisałem ten przypadek, bo w życiu biznesowym coraz częściej mamy do czynienia z tzw. problemem zbyt krótkiej kołdry. Jak byśmy nie kombinowali, to do wykonania pewnych zadań brakuje nam odpowiednich środków, ludzi lub czasu. Wielu, szczególnie początkujących managerów stresuje się niepotrzebnie taką sytuacją usiłując za wszelką cenę zrobić „wszystkiego po trochu”, co prowadzi do rozproszenia zasobów i mimo wysiłków często nie przynosi pożądanych wyników. W wielu wypadkach lepszym podejściem jest właśnie staranne ustalenie, co jest naprawdę najważniejsze a potem „uderzenie” z całym impetem, aby to osiągnąć. To możecie oczywiście zrobić tylko wtedy, jeśli Wasi przełożeni są bardziej zorientowani na rezultaty niż na procedury, ale takich szefów zawsze warto poszukać.

PS: Jeśli niektórzy z Was dziwili się, że od dwóch tygodni ograniczałem się tylko do odpowiadania na komentarze, to już teraz wiecie przy jakim projekcie byłem tak bardzo zaabsorbowany :-) Całe szczęście, że takie „akcje” robię tylko kilka razy w roku.

Komentarze (33) →
Alex W. Barszczewski, 2007-06-02
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Formalne studia – kiedy i dlaczego warto?

Zarówno na tym blogu, jak i w wielu innych miejscach pojawią się często kwestia sensu spędzania kilku lat na wyższej uczelni. Ostatnio byłem też o to pytany w różnych rozmowach, więc w tym poście pozwolę sobie opisać mój osobisty pogląd na tę sprawę.
Szczególnie młodszym Czytelnikom zwracam przy tym uwagę, że poniżej znajdą odzwierciedlenie wyłącznie moich własnych przemyśleń, które w żadnym razie nie pretendują do miana jedynej słusznej prawdy i zawsze powinniście spojrzeć na to przez pryzmat własnych marzeń, predyspozycji oraz skali wartości.

Czy warto studiować?

Na początek musimy sobie odpowiedzieć na pytanie po co chcemy studiować?
Tutaj widzę 3 możliwości:

  1. chcemy studiować dla przyjemności
  2. chcemy studiować dla rozwoju osobistego
  3. chcemy studiować w celu uzyskania kwalifikacji potrzebnych do zapewnienia sobie i osobom bliskim odpowiednich środków na dobre życie w bliższej i dalszej przyszłości

W tym pierwszym przypadku, jak wiadomo różni ludzie mają różne potrzeby, więc każdy musi sam zadecydować, czy formalne studia wyższe dają mu tę przyjemność czy też nie. Za moich (bardzo) dawnych czasów studia były praktycznie jedynym dobrym miejscem na luźne i ciekawe życie, stąd może tak wielu ludzi studiowało bardzo długo :-) . Dziś mamy w tym aspekcie dużo innych atrakcyjnych alternatyw, zarówno jeśli chodzi o sposób zarabiania (wtedy praca w spółdzielni studenckiej to oznaczała sporą „kasę”) jak i samego spędzania czasu.

Jeśli chodzi o rozwój osobisty, to też jest to kwestią indywidualnych wyobrażeń i dążeń. Każdy rozumie pod tym określeniem coś trochę innego i należałoby najpierw koniecznie podyskutować o jego kryteriach. Dopiero potem możemy powiedzieć czy dla samorozwoju w znaczeniu danego człowieka warto iść na studia, czy nie.
Niezależnie od tego warto zauważyć, że na wielu polskich uczelniach studenci są lekceważeni i traktowani z góry przez tzw. kadrę nauczającą. Taki kilkuletni „trening” powoduje niestety przyzwyczajanie się do tego rodzaju traktowania, co oczywiście źle wpływa na poczucie własnej wartości i asertywność młodego człowieka. Drugą niedobrą rzeczą, którą wynoszą studenci z takich studiów to podświadome wzorce postępowania wobec innych – często tak, jak byli traktowani w szkole i na uczelni, tak traktują potem bliskich i podwładnych w pracy. No ale to znowu szeroki temat, który możemy podjąć w osobnym wątku.

Trzeci motyw pójścia na studia jest bardzo istotny (pamiętacie kartkę na biurku Clintona „economy first stupid”?)
Tutaj mamy znowu następujące główne przypadki:

  1. Twoje powołanie i zamiłowania skłaniają Cię do wykonywania zawodu reglamentowanego przez państwo lub powołane prze nie instytucje (lekarz, adwokat, farmaceuta, notariusz, psychoterapeuta itp.). Tutaj nie ma dyskusji, musisz przejść przez studia, najlepiej na naprawdę dobrej uczelni. Przygotuj sie na trudną i długą drogę, której uwieńczenie może znacznie odbiegać od Twoich młodzieńczych wyobrażeń.
  2. Twoje powołanie i zamiłowania skłaniają Cię do zostania naukowcem bądź księdzem. Tutaj, o ile jestem dobrze zorientowany, też nie masz innej alternatywy jak formalne studia (znów możliwie jak najlepsze).
  3. Twoje powołanie i zamiłowania skłaniają Cię do wybrania kariery w branży Hi-Tech (hardware, software, zaawansowane technologie, konstrukcja itp:). Tutaj naprawdę dobre studia na wysokim poziomie mogą być bardzo pomocne a w wielu wypadkach wręcz konieczne. Problem jest ze znalezieniem takich w Polsce, choć słyszałem o 2 uczelniach, gdzie podobno jest odpowiednio wysoki poziom. Cały temat w wypadku programistów był dość intensywnie dyskutowany w wątku „Na ile programiście przydają się studia” i „Rekrutacja w dużej firmie IT w Polsce„
  4. Jeśli marzysz o karierze, w którejś z wielkich międzynarodowych firm konsultingowych, to według mojego stanu wiedzy nie masz innego wyjścia jak skończyć odpowiednie studia na wysokim poziomie
  5. Jeśli marzysz o karierze w administracji unijnej, albo wyższych szczeblach krajowej, to posiadanie dyplomu będzie zapewne warunkiem, aby się zakwalifikować (abstrahujemy od chwilowej sytuacji w kraju)
  6. Jeśli Twoje powołanie i zamiłowania skłaniają Cię do wykonywania zawodu poza tymi powyższymi grupami to znowu musimy rozważyć dwa przypadki:

Przypadek 1: Jeśli Twoim zamiarem jest zostanie trybikiem w maszynerii mniejszej, czy większej korporacji i pracowanie tam przez 52 tygodnie w roku (minus miesiąc urlopu, weekendy i święta) za mniejsze lub większe pieniądze (częściej raczej mniejsze), to zrób jak najszybciej jakiekolwiek studia, bo inaczej Cię do takiej firmy nie przyjmą. Zaakceptuj to, że dużo czasu na studiach spędzisz ucząc się faktów o wątpliwej przydatności praktycznej i niekoniecznie najbardziej aktualnych metod postępowania w rożnych przypadkach (a czasem wręcz szkodliwych – to moja obserwacja z niektórych szkoleń). Większość studiów jest ukierunkowana na zapamiętywanie faktów i linearne myślenie, więc jeśli masz kreatywny umysł, który lubi pracować równolegle i asocjacyjnie, to będziesz chwilami bardzo cierpiał (to piszę też z własnego doświadczenia).

Zaakceptuj to, że studia dadzą Ci niewiele przydatnych w praktyce zawodowej umiejętności interpersonalnych (przywództwo, skuteczna komunikacja), chyba że przy okazji będziesz się udzielał w różnych organizacjach studenckich. To ostatnie daje czasem zadziwiająco dobre rezultaty, co mogłem kilkakrotnie obserwować u uczestników moich szkoleń). Generalnie (ale są oczywiście wyjątki – kilka takich osób znam osobiście) środowisko akademickie w Polsce jest bardzo oderwane od realiów „prawdziwej” gospodarki, więc nawet jeśli skończysz uczelnię z przekonaniem że coś umiesz, to w dobrej firmie bardzo boleśnie doświadczysz, ile jeszcze musisz się nauczyć.
Gwoli ścisłości, należy powiedzieć, że znam sporo wybitnych jednostek, które obrały „drogę pracy w dużej korporacji” i mimo słabości systemu szkolnictwa odniosły tam pełen sukces, więc niekoniecznie jest to ślepa uliczka.
Tak czy inaczej postaraj się dostać do bardzo dobrej firmy. Taki pracodawca zainwestuje w Ciebie zatrudniając ludzi, którzy przy odrobinie szczęścia nauczą Cię jak skutecznie komunikować, być prawdziwym przywódcą (co jest ważne nawet w rodzinie), przekonywać, radzić sobie z konfliktami i wiele innych pożytecznych rzeczy, o których duża część kadry akademickiej nie ma zielonego pojęcia (przynajmniej od strony praktycznej)

Przypadek 2:
Mamy z nim do czynienia, jeśli możesz uczciwie i z pełnym przekonaniem powiedzieć o sobie że:

  • gdzieś głęboko w Twoim sercu tli się pragnienie życia w zupełnie inny sposób niż większość społeczeństwa
  • ciągle jeszcze masz duże marzenia o tym co mógłbyś robić i przeżywać (nie tylko posiadać) w życiu
  • jesteś niepokorną dusza, która ceni sobie wolność i niezależność
  • zdajesz sobie przy tym sprawę, że powyższe ma swoją cenę i jesteś gotów ją zapłacić
  • chcesz mieć więcej wolnego czasu niż 1 miesiąc urlopu, 52 weekendy i parę świąt (aby robić rożne rzeczy, które uważasz za ciekawe i pożyteczne)
  • jeśli słysząc Twojego znajomego chwalącego się wysokością swoich zarobków, w naturalny sposób chcesz zastanawiać się, czy rozmówca ma na myśli stawkę miesięczną, tygodniową, czy też dzienną :-)
  • to wszystko powyżej chcesz osiągać w uczciwy sposób, wnosząc konkretną wartość dodaną w życie innych ludzi (pojedynczych, albo korporacji)
  • jesteś przygotowany na to, że droga może być bardzo wyboista (ale na pewno będzie ciekawa)
  • jesteś gotów uczyć się całe życie i znajdywać w tym przyjemność
  • w życiu ważne są dla Ciebie rezultaty, a nie usprawiedliwienia

Jeśli WSZYSTKIE te punkty pasują do Ciebie, to możesz rozważyć inną opcję, do której niekoniecznie musisz ukończyć jakiekolwiek formalne studia.
Aby z tej opcji skorzystać zastanów się naprawdę intensywnie co z całego serca chciałbyś robić w życiu, a potem zostań ekspertem w tej dziedzinie. Masz do tego 3 sposoby działania, które w miarę możliwości powinieneś zastosować jednocześnie:

  • znajdź sobie mentora – kogoś, kto w tym co chcesz robić jest bardzo dobry i zostań jego uczniem (tak uczono się kiedyś, zanim kształcenie stało się masowe). Nie jest to aż takie trudne jak się wydaje, jeśli spełniasz warunki o których wspomniałem powyżej. Temat mentora już poruszaliśmy, jeśli będzie to Was interesować, to możemy go pociągnąć w następnych postach.
  • równolegle studiuj z całych sił samemu. Naucz się choćby angielskiego i korzystaj z dostępnej w tym języku przebogatej literatury na wszelkie możliwe tematy. Język obcy może się też przydać, jeśli okaże się że Polska jest za małym, bądź nieodpowiednim rynkiem na to, w czym jesteś ekspertem. Staraj się jak najszybciej wykorzystywać i weryfikować zdobywaną wiedzę na praktycznych zastosowaniach
  • cokolwiek byś nie studiował zainwestuj wiele czasu w rozwój Twoich umiejętności interpersonalnych – w dzisiejszych czasach i przy obraniu tej drogi życia są one wręcz konieczne.

Tyle moich rozważań na temat studiów wyższych.

Podkreślam że podział na powyższe grupy nie jest w żadnym wypadku forma wartościowania którejkolwiek z nich!!! W każdej z tych grup znam wspaniałych i bardzo ciekawych ludzi, z którymi znajomość wzbogaca moje życie i jestem im za to bardzo wdzięczny.

Oczywiście nawet bardzo pokręcona droga edukacji nie wyklucza osiągnięcia sukcesów w życiu. Przykład mojej historii opiszę troszkę później w komentarzu (bo post i tak jest już rekordowo długi)

Komentarze (163) →
Alex W. Barszczewski, 2007-05-16
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Pobudka!!!

Natrafiłem ostatnio na ciekawą prezentację

Jest ona zrobiona nieco z amerykańskiej perspektywy, niemniej gorąco polecam jej uważne obejrzenie, głębokie zastanowienie się i wyciągnięcie wniosków.

Szczególnie polecam:

Slajdy 8-10 bo mamy w Europie podobną ilość ludzi do Ameryki Północnej

Slajdy 17-25 aby zastanowić się nad naszą edukacją i jej spodziewanym „czasem połowicznego rozpadu”

Slajdy 49-52 aby przemyśleć jaką wartość ma „wiedza” przekazywana nam na wielu „uczelniach”

Jeśli się nad tym zastanowimy to stanie się jasne, że czeka nas następna wielka zmiana. Każde większe przeobrażenie w otoczeniu jest jak fala, albo jesteśmy w stanie na niej surfować i przez to poruszać się szybciej, albo po prostu utrzymujemy się na powierzchni, albo jesteśmy przez nią zalani. Jako człowiek, który przesurfował już kilka zapewniam Was – tak jest lepiej :-)

Parę pytań, które należałoby sobie zadać to:

  • co robie, aby moje umiejętności (przydatne w zarabianiu pieniędzy, bo teraz mówimy o ekonomicznej stronie zagadnienia) poddane były procesowi ciągłego uzupełniania i rozwoju?
  • czy wiem co zrobię, jeśli moja obecna wiedza i praca okażą się (prawie) bezwartościowe)?
  • gdzie są moje „czujniki” do wykrywania nowych tendencji na rynku (pracy też), tak abym mógł skorzystać z najnowszych zmian?
  • czy wiedząc o przyjściu tej fali siedzę w dzielnej, wyposażonej w niezawodny silnik łodzi i mam wokoło wystarczająco dużo przestrzeni do manewrowania?
  • czy też może siedzę w łódce przybetonowanej do nabrzeża (np. 30-letnim kredytem spłacanym z dwutysięcznej pensji) i ma zero możliwości aby się ustawiać odpowiednio do nadchodzących fal
  • porównując osoby z którymi żyjemy do załogi jachtu: czy jest to sprawna ekipa, która wspierając się gotowa jest pożeglować w nieznane, czy też skłóceni ludzie, którzy siedzą w kabinie (M3) spierając się o sprawy bez znaczenia a to co się dzieje na horyzoncie w ogóle ich nie obchodzi?
  • czy jestem gotów przejąć ciężar wspierania starzejących się rodziców po załamaniu się systemu emerytalnego?
  • czy mam koncepcję na źródła utrzymania kiedy sam będę miał ponad 65 lat?
  • czy jeśli któraś z odpowiedzi na powyższe pytania wypadła bardzo niekorzystnie, znajdę w sobie siłę i determinację aby zmienić istniejący stan rzeczy dopóki mam jeszcze na to czas?

Chyba zafundowałem Wam niezły materiał do przemyśleń. Oczywiście zawsze można schować głowę w piasek i powiedzieć „Alex przesadza”, ale wtedy życzę wiele fartu za 5-10 lat. Będzie bardzo potrzebny…

PS: Jeśli ktokolwiek podnieca się tym, czym zajmują się obecnie polskie media to niech pomyśli, jakie znaczenie będzie miało to wszystko za kilka, kilkanaście lat. Może lepiej popracować nad językami?

Komentarze (60) →
Alex W. Barszczewski, 2007-05-10
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Jak zmieniać ludzi wokół nas, Motywacja i zarządzanie

W życiu liczą się nie chęci, lecz rezultaty

Powyższe zdanie powinno być właściwie oczywiste dla każdego dorosłego człowieka. Tym bardziej zaskakuje mnie ilość osób, które zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym hołdują nieszczęsnemu przekonaniu, które mówi:

BRAK REZULTATU + DOBRE USPRAWIEDLIWIENIE = REZULTAT

Mimo jego rozpowszechnienia jest to niezwykle kontraproduktywne nastawienie i jestem bardzo zdziwiony, że tylu ludzi marnuje sobie szanse życiowe koncentrując się na znalezieniu tego drugiego składnika powyższej „sumy”.

Nawet, jeśli sami nie stosujemy go to takie podejście często odbija się na nas, gdyż:

  • niektórzy podwładni zawodzą nas, często w niespodziewany sposób, co powoduje komplikacje i straty, za które potem my, jako managerowie jesteśmy odpowiedzialni
  • nasi bliscy zawodzą nas, co powoduje straty sięgające od drobnych nieprzyjemności, po zaprzepaszczenie życiowych szans wszelkiego rodzaju

Dla wyjaśnienia podkreślam, że pisząc „zawodzą nas” mam teraz na myśli wyłącznie niedostarczanie umówionego wcześniej rezultatu i ewentualne zastępowanie go mniej, czy bardziej przekonującymi usprawiedliwieniami.

Tolerowanie takiego stanu rzeczy jest dla nas też niezwykle niekorzystne, gdyż abstrahując od samych konsekwencji wspomnianych wyżej, „tresujemy” takie osoby nagradzając niepożądane zachowanie, a co za tym idzie zwiększając prawdopodobieństwo jego wystąpienia w przyszłości.

Co więc zrobić w sytuacji, kiedy druga osoba mówi nam:

Nie dostarczyłem (umówiony wcześniej rezultat) ponieważ („przeszkoda obiektywna”)

Na pierwszy rzut oka wygląda to na dobre usprawiedliwienie, ale pominąwszy parę ekstremalnych przypadków losowych, nigdy przenigdy nie akceptuj takiej wypowiedzi bezkrytycznie. Zbyt często będzie ona oznaczała, iż ktoś próbuje wykorzystać „przeszkodę obiektywną” jako pretekst do ukrycia własnego bezwładu, niewiedzy, czy też zwykłego lenistwa!!!

Tego tak nie można zostawić! Zamiast pogłaskać daną osobę po głowie i powiedzieć:

„No tak, rozumiem, nic się nie dało zrobić”

zapytajmy wprost (w zależności od charakteru tych „okoliczności obiektywnych”:

Jakie KONKRETNE działania podjąłeś, aby osiągnąć (umówiony wcześniej rezultat) mimo istnienia („przeszkoda obiektywna”)?

albo

Jakie KONKRETNE działania podjąłeś, aby usunąć („przeszkoda obiektywna”), lub zminimalizować jej wpływ na osiągnięcie (umówiony wcześnie rezultat)?

Jeśli teraz wykażemy choć odrobinę asertywności i będziemy obstawać przy uzyskaniu konkretnej odpowiedzi, to dowiemy się czy dana osoba rzeczywiście zrobiła wszystko, co możliwe, aby umówiony rezultat dostarczyć, czy też pomyślała „mam dobre usprawiedliwienie, po co się wysilać”. Będziecie zdziwieni, kiedy zobaczycie jak często mamy do czynienia z tym drugim przypadkiem i co gorsza, dotąd tolerowaliśmy to.

Na zakończenie parę istotnych uwag:

  • Nawet jeśli zadajemy takie pytanie przyjaznym tonem głosu, to jest to bardzo brutalne wydobycie na wierzch prawdy. Niektóre osoby będą miały spory kłopot z taką konfrontacją, bo dotąd żyły we własnym wirtualnym świecie, gdzie ich dotychczasowa postawa była OK. Tak więc pytaj przyjaźnie :-)
  • Trzeba trochę uważać z osobami bliskimi. Najlepiej byłoby przetestować ich nastawienie („wynikowiec” czy „usprawiedliwiacz”) zanim staną się naszymi bliskimi, ale to nie zawsze jest możliwe. Jak już mamy, co mamy to przynajmniej dobrze jest wiedzieć na ile można drugą osobę potraktować jako prawdziwego, dorosłego partnera, a na ile musimy (?) zaakceptować fakt, że pod pewnymi względami jesteśmy w związku z dużym dzieckiem. Wnioski musicie już sobie wyciągnąć sami.

Opisane w poście postępowanie w przypadku wymówek jest „procedurą standardową” doświadczonych managerów i wielu z Was będzie ono zapewne znane. Napisałem o tym, bo szkoląc ostatnio początkujących widziałem, że mieli kłopoty z właściwą reakcją, więc pewnie przyda się i kilku Czytelnikom.

Komentarze (42) →
Alex W. Barszczewski, 2007-05-07
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Tematy różne

Telekonferencja dziś wieczorem?

Dziś mam wolny wieczór i po ostatnich 2 tygodniach postanowiłem spędzić go na spokojnie w mieszkaniu :-)

W związku z tym może wypróbujemy opcję telekonferencji Skype?

Według tego, co widzę w sofcie można rozmawiać w pięć osób. W związku z tym proszę o informacje (w komentarzach), kto, w jakich godzinach i na jaki temat chciałby dziś wieczorem porozmawiać. Zdaję sobie sprawę, że większość z Was zaczyna długi weekend, ale może ktoś będzie w domu i miał ochotę.

Komentarze (8) →
Alex W. Barszczewski, 2007-04-27
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

Wszystko, co jest dla mnie dobre przychodzi mi bez trudu

To nieco zaskakujące i mało „ambitne” zdanie w tytule jest jednym z moich przekonań, którymi od lat kieruję się przy podejmowaniu decyzji. Mogę sobie łatwo wyobrazić głosy niektórych z Was wołające: „jak to?? takie pójście na łatwiznę!!” więc pozwólcie mi, że nieco szerzej rozwinę ten temat.
W naszym kraju rozpowszechnione jest bardzo dziwne przekonanie, że tylko to, co osiągamy po wielkich wysiłkach jest cokolwiek warte. Myślę, że wpajanie tego kontraproduktywnego nastawienia zaczyna się już w szkole i jest często kontynuowane w kiepsko zarządzanych firmach. Rodzina ma oczywiście też swój udział w pielęgnowaniu takich poglądów, dlatego w sumie warto zastanowić się jak to wygląda u mnie, a jako rodzic dodatkowo jakie nastawienie przekazuję swoim dzieciom
Patrząc wokół siebie ciągle widzę ludzi, którzy wiedzeni tym podejściem (często podświadomie) sami niepotrzebnie komplikują sobie życie na wszelkie możliwe sposoby, zamiast po prostu poszukać dobrych, prostych rozwiązań. Te ostatnie często są pogardliwie określane jako „pójście na łatwiznę”, co powoduje ich odrzucanie bez bliższego przyjrzenia się ile naprawdę są warte. W rezultacie wiele osób żyje znacznie gorszym życiem, niż naprawdę mogliby.
Abyście nie myśleli, że te słowa pisze ktoś „mądry od zawsze” to podzielę się z Wami osobistym przykładami bycia taką ofiarą, tylko proszę nie śmiejcie się ze mnie :-)

Od najmłodszych lat byłem zaprogramowany na „bohaterskie i heroiczne” podejście do różnych spraw życiowych. Banalnym przykładem był mój pierwszy wybór studiów. Zamiast studiować interesującą mnie wtedy Organizację Produkcji (stosunkowo łatwy kierunek na miejscu w Katowicach ) zacząłem „ambitnie” na Wydziale Elektrycznym w Gliwicach, dokąd ze względu na brak możliwości zamieszkania na miejscu codziennie dojeżdżałem (w sumie ok. 3 godzin). Łatwo możecie sobie wyobrazić, jak wyglądało moje życie i na całe szczęście poszedłem po rozum do głowy i dzięki temu spotykacie się dziś na tym blogu z zadowolonym z życia człowiekiem, a nie frustratem „dumnym” z przeforsowania nieracjonalnego wyboru życiowego.
Innym, jeszcze bardziej ekstremalnym przykładem było moje podejście w młodym wieku do kontaktów damsko-męskich. Zgodnie z zasadą „unikania łatwizny” robiłem rzeczy następujące:
Jeśli jakaś kobieta dawała mi do zrozumienia, że chętnie miałaby coś ze mną, to odrzucałem ją, jako że byłoby to łatwe, a przez to „nic nie warte”. Zamiast tego koncentrowałem się na dziewczynach, które w ogóle nie chciały mieć ze mną do czynienia i które kolosalnym wysiłkiem należało „zdobywać”. Warto dodać, że wśród tych „niezdobytych twierdz” było sporo pań mających po prostu problemy ze sobą, własną kobiecością, czy w ogóle otwarciem się na innych ludzi. W rezultacie, nawet jeśli udawało się w końcu z nimi coś osiągnąć, to rezultat końcowy był raczej mierny. I to wszystko kosztem utraty dużej ilości czasu (który mógłbym zużyć w znacznie lepszy sposób), energii i frustracji. Mało produktywne, nieprawdaż? Mimo tego widzę wokół siebie wystarczająco wiele przykładów takiego, albo bardzo podobnego podejścia.

Dziś postępuję dokładnie odwrotnie. Z niezliczonych możliwości, które daje nam życie błyskawicznie odsiewam te, których realizacja związana byłaby ze zbyt wielką ilością kłopotów, wyrzeczeń, lub zbytniego uzależnienie się od kogokolwiek innego. To co pozostaje, to ciągle jeszcze ogromna gama możliwości, w jaki sposób mogę zaspokajać wszystkie moje potrzeby. I to zaspokajać w sposób zgodny z moimi normami etycznymi i ogólną zasadą czynienia rzeczy dobrych na tym świecie. Kluczem jest określenie „moje prawdziwe potrzeby”, a nie to co „powinienem” potrzebować, bo tak uważają inni. No ale to ostatnie zdanie znów warte jest całej serii postów i kiedyś do niego wrócimy.
W tym wszystkim warto zwrócić uwagę, że „przychodzenie łatwo” nie wyklucza sytuacji, kiedy czasem trzeba się wysilić. Dla przykładu w ostatnich 2 tygodniach też bardzo intensywnie pracowałem, trenując zdolnych i wymagających młodych ludzi. Był to jednak wysiłek podobny do tego, który dokonuje alpinista wspinając się na szczyt swoich marzeń, a nie pokonywanie tępego oporu materii :-) Wszyscy uczestnicy chcieli wziąć w tym udział, klient też chciał tego przedsięwzięcia, w tym kontekście przyszło to łatwo.
Przybliżone kryterium, które w takich wypadkach stosuję brzmi:
Jeśli musisz się wysilić przy działaniach, które sprawiają Ci taką frajdę, że chętnie byłbyś gotów wykonywać je nawet za darmo, to jest to w porządku. W innych przypadkach poszukaj sobie łatwiejszej drogi.

Jak zwykle w życiu, nie jest to sprawa czarno-biała a to co napisałem odzwierciedla moje osobiste poglądy i doświadczenia. Dlatego zachęcam do przeanalizowania całego zagadnienia z uwzględnieniem Waszego punktu widzenia i wyciągnięcia własnych wniosków.
Podzielcie się proszę nimi w komentarzach.

Komentarze (100) →
Alex W. Barszczewski, 2007-04-27
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Rozwój osobisty i kariera

„Negatywne” wydarzenia w życiu

Dziś chcę podzielić się z Wami interesującym spostrzeżeniem, które poczyniłem już dość dawno temu, a którego słuszność ciągle potwierdza mi się w życiu. Brzmi ono:

Dopóki postępujesz w miarę zgodnie z samym sobą i w miarę przyzwoicie, to wszystko, co Ci się przydarza dzieje się na Twoją korzyść. I to nawet wtedy, kiedy na pierwszy rzut oka wcale to na korzyść nie wygląda
Te obydwa „w miarę” zamieszczone w powyższym zdaniu uwzględniają fakt, że prawdopodobnie żaden z nas (a już na pewno autor tego postu :-)) nie jest aniołem, lecz zwykłym człowiekiem ze swoimi słabościami różnego rodzaju.

To, co napisałem powyżej to wyłącznie osobista i empiryczna obserwacja, którą potwierdza wiele rozmów, przeprowadzanych na ten temat z wieloma innymi ludźmi.

W moim przypadku, jeśli spojrzę wstecz, to widzę wyraźnie, że różne „nieszczęścia” (byłem zdradzany, porzucany, oszukiwany, okradany itp.) wydarzały się zawsze wtedy, kiedy albo zagalopywałem się w niewłaściwym kierunku, albo chciałem „utrwalić” i ustabilizować sytuację, która z późniejszej perspektywy byłaby dla mnie bardzo niekorzystna.

Najwyraźniej (choć nie tylko) widać to kiedy patrzę na historię moich relacji damsko-męskich. Zaczynając jako biedny jak przysłowiowa mysz kościelna, zakompleksiony chłopak przeszedłem do mojej dzisiejszej sytuacji baaaardzo długą drogę i przewędrowałem przy okazji dość sporo różnych warstw społecznych. Na każdym z tych etapów miałem oczywiście różne związki, które oprócz wielu przyjemności i lekcji życiowych (bo związek powinien wzbogacać nasze życie, nieprawdaż?) wnosiły ze sobą różne problemy i ostatecznie rozpadały się, czasem w bardzo nieprzyjemny i bolesny dla mnie sposób. Nie muszę opisywać, jak często zadawałem sobie bolesne pytanie „dlaczego akurat mnie musiało się coś takiego wydarzyć”, albo rozpaczałem, że pozornie idealna relacja rozpadała się z powodu „jednej, jedynej” sprawy, której najwyraźniej mimo wielu wysiłków z mojej strony nie dawało się zmienić.

Jak widzę to dzisiaj?
Ładnych kilka lat temu zrobiłem sobie specjalnie taką małą wycieczkę w przeszłość i pojechałem w różne miejsca, w których mieszkałem. Tam wielokrotnie udało mi się nawiązać ponownie kontakt z różnymi „księżniczkami”, dla których wcześniej z różnych powodów nie byłem wystarczająco obiecującym partnerem. Abstrahując od dosłownie kilku ostatnich relacji (które miałem będąc już pewnym i stabilnie stojącym w życiu mężczyzną), cała reszta była szokującym doświadczeniem. Nie będę może na forum publicznym wchodził w szczegóły, wystarczy że powiem, iż gdybym wtedy odniósł „sukces”, to bez wyjątku byłby to poważny błąd życiowy praktycznie uniemożliwiający mi dalszy rozwój i dojście do tego, kim jestem dzisiaj. To brzmi może nieco drastycznie, niemniej jestem przekonany, iż prawie każdy, dla kogo w życiu rozwój osobisty był ważny i kto ma wystarczającą perspektywę czasową do takiego spojrzenia wstecz dojdzie do podobnych wniosków. W tym kontekście wszelkie takie „katastrofy” były szczęśliwym zrządzeniem losu, dającym mi szansę na osiągnięcie czegoś więcej w życiu (w tym też znacznie lepszych związków).

Jeśli chcecie inny dość wyraźny przykład to proszę bardzo. Jako młody człowiek marzyłem o skromnym, ale beztroskim życiu na małym jachcie żaglowym i będąc w Austrii poświęciłem prawie dwa lata mojego życia na budowanie takiej łódki. Mając bardzo niewielkie możliwości zarabiania w którymś momencie splajtowałem kompletnie i straciłem wybudowany kosztem ogromnych wyrzeczeń kadłub. To było wtedy bardzo bolesną katastrofą, ale w rezultacie zabrałem się potem za swój rozwój, co zaowocowało ogromnym wzrostem nie tylko moich możliwości zarabiania pieniędzy, lecz przede wszystkim umiejętności radzenia sobie w życiu i cieszenia się wieloma jego aspektami.

Jaki z tego (i wielu innych przykładów) wniosek? Dla mnie jest to jasna wskazówka, że jeśli spotyka mnie jakieś nieprzyjemne zdarzenie, to jest to zapewne wyraźny sygnał, iż poruszam się w kierunku, który perspektywicznie patrząc nie jest dla mnie korzystny. Następnym krokiem jest zastanowienie się, jaką właśnie głupotę chciałem popełnić (będąc zazwyczaj zaślepiony co do jej długoterminowych konsekwencji) i co mogę w przyszłości zrobić lepiej.

Jakie są Wasze doświadczenia w tym względzie? Czy moje spostrzeżenia dotyczą tylko ludzi, którzy rozwijają się całe życie?

Komentarze (50) →
Alex W. Barszczewski, 2007-04-22
FacebookTwitterPinterestGoogle +Stumbleupon
Page 48 of 67« First...102030«4647484950»60...Last »
Alex W. Barszczewski: Avatar
Alex W. Barszczewski
Konsultant, Autor, Miłośnik dobrego życia
O mnie

E-mail


Archiwum newslettera

Książka
Alex W. Barszczewski: Ksiazka
Sukces w Relacjach Międzyludzkich

Subskrybuj blog

  • Subskrybuj posty
  • Subskrybuj komentarze

Ostatnie Posty

  • Czym warto się zająć jeśli chcesz poradzić sobie z lękowym stylem przywiązania
  • Pieniądze w związku – jak podchodzić do różnicy zarobków
  • Jak zbudować firmę na trudnym rynku i prawie bez kasy ?
  • Twoja wartość na rynku pracy – jak ją podnieść aby zarabiać więcej i pracować mniej
  • Zazdrość – jak poradzić sobie z zazdrością w relacji

Najnowsze komentarze

  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.6  (87)
    • Roma: Wyobraźcie sobie odwrotną...
    • Kamil Szympruch: Witam wszystkich....
    • Maciek: Witam serdecznie, Osobiście...
    • Ewa W: Małgorzata, dzięki za dobre...
    • Paweł Kuriata: @Alex Dopuszczam jak...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.5  (83)
    • Małgosia S.: Małgorzata- Bardzo...
    • Agnieszka L: Alex, miałam na myśli...
    • Małgorzata: Małgosia S. Oczywiście,...
    • sniezka: Witek, właśnie chodzi mi o...
    • Witek Zbijewski: snieżka nie mam...
  • List od Czytelniczki Mxx  (20)
    • Mags: ad napisał: „Zapomnia...
    • Tomasz: Mxx: a ja taką jeszcze mała...
    • gonia: Tak to dobra rada, żeby nie...
    • Ewa W: Mxx, piszesz: „Chciała...
    • KrzysiekP: Witam. Może nie będę się...
  • Do czego przydaje się ten blog  (35)
    • Emilia Ornat: Ten blog dodaje mi...
    • KatarzynaAnna: Dzień dobry wszystkim,...
    • Elżbieta: Witam, Czytam bloga (i...
    • Monika Góralska: Witam, Kilka postów...
    • Grzesiek: Tego bloga czytam ponieważ...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.4  (45)
    • Alex W. Barszczewski: Katarzyna...
    • Katarzyna Skawran: Podoba mi się twój...
    • Arek S.: Alex, Odpowiedziałeś Maćkowi...
    • Aleksandra Mroczkowska: Rzeczywiście...
  • Listy Czytelników – nowa kategoria na blogu  (1)
    • Tomek: Świetny pomysł Alex! Już...
  • Co zrobić, kiedy się nie wie co chce się robić w życiu?  (673)
    • Paulina: Witam. Mamy rok 2012,dopiero...
  • Optymalna strategia postępowania z innymi ludźmi  (60)
    • Piotr Cieślak: Alex :))) Jest rok...
  • Rzucaj promień słońca w życie innych ludzi  (73)
    • Stella: Prosta sprawa, a taka piękna...
  • Stabilizacja w Twoim życiu – szczęście, czy pułapka  (14)
    • Witek Zbijewski: noveeck:...
  • Nie masz prawa (prawie) do niczego cz.3  (26)
    • Aleksandra Mroczkowska: Alex, u mnie...

Kategorie

  • Artykuły (2)
  • Dla przyjaciół z HR (13)
  • Dostatnie życie na luzie (10)
  • Dyskusja Czytelników (1)
  • Firmy i minifirmy (15)
  • Gościnne posty (26)
  • Internet, media i marketing (23)
  • Jak to robi Alex (34)
  • Jak zmieniać ludzi wokół nas (11)
  • Książka "Sukces w relacjach…" (19)
  • Linki do postów innych autorów (1)
  • Listy Czytelników (3)
  • Motywacja i zarządzanie (17)
  • Pro publico bono (2)
  • Przed ukazaniem się.. (8)
  • Relacje z innymi ludźmi (44)
  • Rozważania o szkoleniach (11)
  • Rozwój osobisty i kariera (236)
  • Sukces Czytelników (1)
  • Tematy różne (394)
  • Video (1)
  • Wasz człowiek w Berlinie (7)
  • Wykorzystaj potencjał (11)
  • Zapraszam do wersji audio (16)
  • Zdrowe życie (7)

Archiwa

Szukaj na blogu

Polityka prywatności
Regulamin newslettera
Copyright - Alex W. Barszczewski - 2025