Witajcie po dość długiej nieobecności.
Trochę po macoszemu traktowałem ostatnio ten blog a niektórzy z Was w mailach do mnie zastanawiali się co się ze mną działo, więc wypada zacząć od kilku słów wyjaśnienia.
Jak pamiętacie gdzieś w lutym pisałem, że mam już zapełniony kalendarz i zaprzestaję poszukiwania nowych zleceń do końca roku. No cóż, nowe zlecenie nie zaprzestały poszukiwać mnie, a na domiar „złego” były to rzeczy bardzo ciekawe i w wielu wypadkach nie bardzo było wiadomo, kto inny mógłby to klientom równie dobrze zrobić (to są wady bycia „jedynym na liście” :-)) Piszę „złego”, bo o ile trudno byłoby mnie zmotywować do ich podjęcia dodatkowymi pieniędzmi, o tyle mam słabość do projektów nowatorskich i prototypowych, czyli takich, gdzie nie ma gotowych rozwiązań, czy też literatury na ten temat.
W rezultacie, jak śpiewał Sinatra „I bite off more then I could chew”, przy czym w przeciwieństwie do tekstu piosenki „to spit it out” z oczywistych powodów nie było akceptowalną opcją :-)
No więc przeżuwałem wszystko co odgryzłem, w końcówce, z konieczności odkładając na bok wiele innych zajęć, w tym też pisanie na tym blogu. Wszystkie działania zakończyły się sukcesem, choć w ostatnim okresie byłem już całkiem nieźle wypalony.
24.07 siedziałem wreszcie na lotnisku w Warszawie czekając na mój lot do Berlina i pomyślałem, że można mnie porównać do bombowca z II wojny światowej wracającego do bazy z trudnej akcji bojowej. Znacie ten widok z filmów: jeden silnik dymi, z drugiego lecą iskry, a całość z trudem utrzymuje się w powietrzu :-) Oczywiście to ostatnie porównanie było z dwóch powodów nieprecyzyjne bo:
- nie dokonałem żadnych zniszczeń, lecz stworzyłem nowe rzeczy i możliwości
- w przeciwieństwie do bombowca moja masa przy lądowaniu w Berlinie była znacząco wyższa od masy startowej w lutym!! :-)
niemniej jak odtworzycie taki obraz, to będzie on dość dobrze odpowiadał mojemu stanowi.
Tak, czy inaczej ostatni tydzień spędziłem na intensywnych pracach „remontowych”, w co wliczony był także „detox” z adrenaliny, na której „jechałem” w ostatnich miesiącach. Kiedy robi się ambitne zadania, przy których porażka nie jest dopuszczalną możliwością produkuje się jej sporo, a kiedy jej zabraknie wpada się w głęboką „czarną dziurę” z której trzeba się najpierw wydostać.
No ale jak widać, to już za mną i mogę zacząć zajmować się innymi przyjemnymi stronami życia, do czego oczywiście należy też kontakt z Wami na tym blogu :-)
Powyższą historię napisałem, abyście nie mieli fałszywego obrazu, że autor tego blogu zawsze utrafia wszystko we właściwych proporcjach, a swoje zadania wykonuje „luzacko” z jedną ręką w kieszeni. O nie, jak widać zdarza mi się czasem przesadzać w jedną, czy drugą stronę, a czasem stoję przed zadaniem, kiedy nie do końca wiem jak je szczęśliwie doprowadzić do końca (ale jak na razie mam 100% success rate :-)).
Na blogu,mimo wakacji zacznie się wkrótce dziać nieco więcej. Mam kilka tematów, które czekają na dokończenie, do tego mamy drugą część postu Pauliny o „twierdzach”, oraz bardzo ciekawy post gościnny przeznaczony dla czytających nas pracowników Działów Personalnych. Dla tych ostatnich uruchomię wkrótce specjalną kategorię, bo stwierdziłem, w ostatnich miesiącach, że pracuje tam dużo zaangażowanych młodych ludzi, którzy często w trudnych warunkach muszą wykazywać swoją przydatność. Pisałem o tym kiedyś wspominając o „śmierci HR” (outsourcing, marginalizacja w firmach), teraz postaramy się dołożyć cegiełkę, aby w wypadku tych dobrych ludzi dostarczać im pożytecznych doświadczeń i przemyśleń.
PS: Od jutra zaczynam też nadrabiać zaległości w prywatnej korespondencji od Was. Dziękuję wszystkim, za zrozumienie, że ostatnio brakowało mi na to zasobów.
Super, że wróciłeś „do żywych” :)
EM
Nad tym „żywym” jeszcze pracuję :-)
Dziś, aby fizycznie się rozruszać zaliczyłem power walk 18 km, co chyba było lekką przesadą :-)
Pozdrawiam wszystkich
Alex
Z przyjemnością powitam dział HR
Szczerze zazdroszczę motywacji i umiejętności osiągania sukcesu. Od miesiąca robię praktyki w urzędzie i trafia mnie szlag jasny, bo przewalam tam papiery. Ani to twórcze, ani rozwijające. No i bezpłatne. Dobrze, że mi nie każą gazet sortować, bo znam takie przypadki.
Z drugiej strony ciągnie mi się duperelnie proste zlecenie na www, ale zrealizować je nie mam ani ochoty, ani siły. GTD nie pomaga, tylko niemiły zapach zostawia… Może jak odpocznę z tydzień, to ochota do pracy wróci.
powitać aktywnego:)))
Ja przy „Alex is back” zafundowałam sobie mały detoks. Moja dzisiejsza jazda samochodem dostarczyła mi szklanice adrenaliny.
Już jest przyjemniej… Chłód płynący zza okna, zielona herbata, wyciszenie, więc można zabrać się za „odrobienie zadań domowych”.
Czekam ze zniecierpliwieniem na wątki dotyczące HR. Ostatnio w związku ze współpracą z wieloma Działami Personalnymi pojawiło się kilka refleksji.
Pozdrawiam wieczornie:)
Witamy aktywnego :)
Piszesz o wypaleniu i nałożeniu na siebie sporo wyzwań :)
Ja myślę, że raz na jakiś czas właśnie takie postępowanie jest potrzebne. To ono pozwala nam czasem osiągnąć w ciagu paru tygodni to co zazwyczaj zajmuje rok :)
Mi się niestety/stety ten okres dość przeciąga, ale jak to się mowi:
„Wielkie idee, wielkie wyzwania, wielkie sukcesy”
Co do „jak na razie mam 100% success rate” mam takie dobre motto:
„Wygrywanie to nawyk. Niestety tak samo jest z przegrywaniem” (Vince Lombardi)
pozdrawiam
@Alex: Wracanie do aktywności fizycznej należy realizować stopniowo – lepszy skutek przy mniejszym bólu. Dobrze, że wróciłeś ze świata równoległego.
Alex,
cieszy mnie to, że na blogu częściej będą się pojawiały posty niż ostatnio. Miło widzieć, że z sukcesami zakończyłeś wymagający etap pracy.
Mt30
Piszesz: „Szczerze zazdroszczę motywacji i umiejętności osiągania sukcesu.”
Jak widać motywacja czasem może prowadzić do przedawkowania :-)
Jeśli chodzi o osiąganie przez mnie sukcesu, to według mojej definicji jest to stosunkowo łatwe, jeśli w miarę konsekwentnie będziesz robił właściwe rzeczy. Tę definicję możesz przeczytać tutaj:
http://alexba.eu/2006-03-22/rozwoj-kariera-praca/jaka-jest-twoja-definicja-sukcesu/
Jako programista masz przymusowe praktyki w urzędzie? Co to za układ? :-)
Aleksandra
u mnie nie była to szklanica, lecz regularne „popijanie” adrenaliny przez kilka miesięcy :-)
Jeśli masz interesujące uwagi dla HR-ów, to możesz napisać post gościnny :-)
Andrzej
Piszesz: „Ja myślę, że raz na jakiś czas właśnie takie postępowanie jest potrzebne.”
Zgadza się, od czasu do czasu dobrze jest dać „pełny gaz” i to w każdej dziedzinie życia :-) W ten sposób bronimy się przed skapcanieniem i ciągle pamiętamy jak mogą smakować różne rzeczy.
TesTeq
Masz rację pisząc o stopniowaniu aktywności fizycznej :-) Nie zmienia to faktu, że potrzebowałem solidnego kopa, dziś też przemaszerowałem 12 km (bo zrobiło się za gorąco)
Pozdrawiam wszystkich
Alex
@Alex
A propos chodzenia, próbowałeś może nordic walking’u (http://pl.wikipedia.org/wiki/Nordic_walking)? Ja mam zamiar spróbować :-)
Na razie jest za gorąco, a mam w mieście w którym mieszkam 15 km drogę rowerową wokół jeziora.
Znajomy mówił mi, że gdy przy normalnym chodzeniu angażujemy 60% mięśni ciała, to przy nordic walking’u 95% i nadaje się nawet przy lekkich urazach stawów (choć tu jak zawsze trzeba podpytać odpowiedniego lekarza)
Pozdrawiam
Tomek
Tomcio44
Nordic Walking ma podstawową wadę a mianowicie wymaga kijków. To dodatkowy sprzęt, który trzeba by było ciągnąć ze sobą. Pamiętaj o moim podróżniczym trybie życia. Wystarczy już, że mam w trzech lokalizacjach „podstawowy zestaw ubioru i wyposażenia” :-)
Pozdrawiam
Alex
@Alex
Fakt, zapomniałem :-)
Ja, jako programista i administrator, siedzę raczej na miejscu, bo w ciągu sekundy mogę się zalogować i pracować zdalnie na całym świecie, jeśli mam tylko taką potrzebę (już nie pamiętam kiedy ostatnio byłem w serwerowni :-)
Pozdrawiam
Tomek
Praktyki mam przymusowe, jak chyba każdy student. Z tej okazji siedzę w urzędzie, w dziale kadr. W sumie sam tam chciałem iść, trochę nie uczciwe jest skarżenie się teraz. Mogłem załatwiać po znajomych albo na lewo, ale chciałem uczciwie i porządnie.
Jako programista stron www robie dodatkowo, by mieć na swoje wydatki.
Nie ukrywam, że praca od 8 do 16, a potem od 18 do padnięcia spać (między 23 i 3) to trochę dużo, jak na mnie.
Witaj Alex, witam wszystkich,
Miło, że Alex is Back :).
” Jestes jedyny na liscie „, bardzo mnie to cieszy, daleko mi do ocen, jednak Twoja koncepcja jest mi najbliższa.
Czasem w codziennym życiu, z niektórymi ludźmi mam wrażenie ” rozmawiania monologowego ” ( tzn. oni mówia ja słucham, wtracając czasem pytania ).
Jednak jesli takie wrażenie odnosi się podczas coachingu – to jest to chyba pomyłka.
Niedawno osoba dość wysoko postawiona w hierarchii ( stanowisko nie związane z działem personalnym ) światowej, dużej i zamożnej firmy opowiadałam mi o coachingu prowadzonym przez ” światową, dużą i zamożną firmę”
Pytania ankiety były na miejscu i czasie, wszyscy pięknie i anonimowo odpowiadali, odważniejśi przygotowali profesjonalne prezentacje…. i tyle.
Jaki to miało sens ??? Pytanie tej osoby do mnie : Dlaczego coaching wyglada jak ….set monologów? Dlaczego profesjonalisci nie robią z tego dialogu ? Po co jest ten coaching ?
Przepraszam, ale:
1. Pieniadze wydane zgodnie z celem – TAK
2. Ankiety coachingowe w papierach – TAK
3. Raport do centarli światowej o wdrażaniu ” nowoczesnych rozwiązań rozwoju personalnego i współpracy ” wysłany – TAK
4. Firma coachingowa duże pieniądze zaksięgowała po stronie ma – TAK
Czyli sukces w 100 %.
Tylko dlaczego kilka zdezorientowanych osób ma wrażenie teatru cieni ?
Dlaczego po kilku dniach firma prosperuje na znanych starych zasadach ?
Dlaczego średni czas zatrudnienia w tej firmie w Polsce wynosi 2 lata?
Dlaczego motywacją do pracy w niej jest ” ładny kawałek w CV ” ?
Rano usłyszałam w esce kuchnie Alberta, wydaje mi się adekwatna więc przytoczę :
” Po wybuchu jądrowym, na skrawku ocalałej ziemi, na jednym drzewie siedzą dwa szympansy. Szympans mówi do szympansicy:
– masz cos do jedzenia? – Ta daje mu jabłko.
Szympans na to:
– daj spokój nie będziemy znowu powtarzać tej nudnej historii ” :)
Alex, życzę Ci jak najwięcej klientów i uczniów.
Pozdrawiam serdecznie.
Monika
Trochę odchodzimy od tematu (mam zresztą w przygotowaniu pasujący post gościnny)
Sukces w coachingu, czy szkoleniach to nie są wypełnione papierki, lecz trwałe i widoczne zmiany na lepsze. Będę o tym pisał w nowym dziale „Dla przyjaciół z HR”
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Tomek
Twoja praca ma sporo zalet, tylko jak rozwiązujesz kwestię dywersyfikacji Twoich kontaktów międzyludzkich?
Tak jak napisałem:
http://alexba.eu/2006-03-25/rozwoj-kariera-praca/twoje-kontakty-oaza-monokultura-czy-zroznicowanie/
Mt30
Uczciwie i porządnie to jest dobre nastawienie, trzeby jeszcze tylko przypilnować aby zajmować sią rzeczami, które posuwają nas do przodu
Pozdrawiam
Alex
mt3o pisze: „Praktyki mam przymusowe, jak chyba każdy student. Z tej okazji siedzę w urzędzie, w dziale kadr. W sumie sam tam chciałem iść, trochę nie uczciwe jest skarżenie się teraz. Mogłem załatwiać po znajomych albo na lewo, ale chciałem uczciwie i porządnie.”
Uczciwie i porządnie – to mi się podoba. Dzieki temu Twoje życie będzie pozbawione spędzającego sen z oczu kłamstwa i obłudy. To naprawdę jest możliwe i przyjemne.
W ramach praktyk studenckich robiłem przez miesiąc stemple na żarówkach (POLAM 60W 220V) naciskając codziennie przez 8 godzin kolanem przycisk maszyny stemplującej. Innym razem lutowałem kabelki w magnetofonach na linii produkcyjnej (minuta na magnetofon – musisz zdążyć). I nie uważam tego czasu za zmarnowany, ponieważ dzięki temu wiem znacznie więcej o świecie i ludziach, niż gdybym przesiedział ten czas za biurkiem lub przed telewizorem.
Napisałeś wcześniej: „Z drugiej strony ciągnie mi się duperelnie proste zlecenie na www, ale zrealizować je nie mam ani ochoty, ani siły. GTD nie pomaga, tylko niemiły zapach zostawia”
Elementem GTD jest uczciwa renegocjacja zobowiązań – ze sobą i z otaczającym światem. Może czas na szczerość i otwartość? Albo skończ to i miej za sobą.
Powodzenia.
@Alex
To chyba do mnie :-) Używaj, proszę, mojego nicka, będzie nam łatwiej (jest tu trochę Tomków :-) )
Kontakty to ważna sprawa, po lekturze Twoich postów wiem jak wielkie są moje braki (i jednocześnie jaki potencjał wzrostu :-) ). Zgadzam się z tym co napisałeś, to ważna rzecz i przeze mnie zaniedbywana.
W kwestii czysto zawodowej (monokultury), to zamierzam bardziej zaangażować się w ruch Open Source, którego jestem zwolennikiem. Wybrałem projekty (własne + istniejące), w które zamierzam się zaangażować. Bo gdyby Linus Torvalds nie napisał pewnego posta (swoją drogą ten post ma wartość muzealną, a jednocześnie każdy może mieć swoją własną, „oryginalną kopię” – zastanawiające nieprawdaż :-) ), to przy całym szacunku dla innych, nie byłby takim znanym powszechnie programistą, moim zdaniem. Poza tym jest to doskonały poligon doświadczalny i praktyczny ,uczestniczenie i bycie kimś ważnym w projekcie, takim jak chociażby Mozilla Firefox. To doskonały wpis do CV, śmiem nawet twierdzić że lepszy niż niejedne studia.
Co do technikaliów, to używam sieci społecznych w postaci LinkedIn i GoldenLine. LinkedIn z uwagi na fantastycznie rozwiązany problem sieci i wyszukiwania kontaktów, przy jednoczesnym zachowaniu prywatności (twórcy serwisu to byli pracownicy Googla, czytałem nawet badania socjologiczne na temat przepływu kadry w spółkach high-tech właśnie na podstawie serwisu LinkedIn). GoldenLine z uwagi na tematyczne grupy i polskojęzyczność (choć w mniejszym zakresie). Ostatnio się zdziwiłem, że dzięki tylko temu, iż znam jedną osobę i pracowałem przy jednym malutkim projekcie, jestem w „sieci” członków zarządu jednego z banków polskich (a z tego co wiem niektórzy poprzenosili do LinkedIn całą swoją książkę adresową :-) ), a z finansami i bankami mam kontakt w sumie jako prywatny klient. Kwestią dyskusyjną jest to, jak takie działanie i „sieć” przekłada się na realne kontakty, ale w mojej branży, mocno „zwirtualizowanej” i „internetowej”, nie ma raczej z tym problemów (poza tym istnieją techniczne środki jak podpis elektroniczny i szyfrowanie, aby przesłać nawet wrażliwe dane nieznanej osobie, kwestia zaufania do poszczególnych oczek sieci). Tak działają wszystkie większe projekty Open Source rozwijane przez wielu ludzi na całym świecie.
Oczywiście nic nie zastąpi kontaktów osobistych, są one niezastąpione (internet to w sumie proteza), ale jeśli jesteśmy połączeni „wirtualnie”, to moim zdaniem start jest lepszy i mamy większy kredyt zaufania na początek. Choć tu trzeba uważać, czasami ludzie nieźle koloryzują w kontaktach internetowych, ja z czystego pragmatyzmu (i lenistwa :-) ) tego nie robię.
Co do zróżnicowania, to staram się również to rozwijać (choć dawniej różnie to bywało) i nawet przy moich mizernych zdolnościach interpersonalnych i małej sieci, mam czasami problem z byciem „jednym na liście” (oczywiście w mojej skali :-) ).
Kiedyś nawet się zdziwiłem, że wykorzystując w sumie tylko dwa stopnie sieci – ja znam kogoś, on zna kogoś, i ta osoba zna??? Jana Pawła II :-). I to były dość intensywne kontakty na każdym oczku, więc „połączenie” było dość mocne. Bardzo mnie to zaskoczyło ale i uzmysłowiło, jak ważne są kontakty.
Zróżnicowanie stety i niestety wymaga czasu, wysiłku i pewnych zasobów gotówkowych (choć jest baaaardzo przyjemne i warte tego trudu), monokulturę zawodową uprawiamy niejako przy okazji.
To tyle moich przemyśleń
Pozdrawiam
Tomek
tomcio44 pisze: „Co do zróżnicowania, to staram się również to rozwijać (choć dawniej różnie to bywało) i nawet przy moich mizernych zdolnościach interpersonalnych i małej sieci, mam czasami problem z byciem 'jednym na liście’ (oczywiście w mojej skali ).”
Z moich doświadczeń wynika, że nie jest to aż tak trudne, ponieważ świat roi się od dyletantów i blagierów, którzy oprócz paru haseł nie mają zielonego pojęcia o dziedzinie, w której chcą uchodzić za specjalistów.
Dla programistów udział w projektach Open Source jest rewelacyjnym sposobem budowania własnej wartości rynkowej.
Ostatnim, spektakularnym, Open Source’owym przykładem dyletanctwa było „zepsucie” kodu generującego klucze SSL w dystrybucji Debian Linux przez programistę, który „tylko sprząta”, ale nie rozumie, co robi porządkowany przez niego kod.
Powodzenia!
@TesTeq
Jak już offtopic’ujemy (mam nadzieje, że Alex Nam wybaczy :-) ) to zastanawia mnie gdzie byli inni developerzy Debiana (i pochodnych), i co się stało, że dziura w tak ważnym pakiecie była niezałatana przez dwa lata!! Strach pomyśleć, jeśli ktoś wykrył dziurę wcześniej i tą wiadomość wykorzystał w złym celu. Ten przypadek (tak naprawdę nie pierwszy w Debianie, mieli kiedyś długo niepołatane openssh) pokazuje, że tak naprawdę „kontrola społeczna” to często mit, a Debian nie jest taki „stable and secure”.
Jeśli chcesz kontynuować, zapraszam na priv :-)
Pozdrawiam
Tomek
Dla zainteresowanych:
Dopiero jakieś 3 dni temu pozbyłem się ostatecznie wszelkich niepożądanych efektów ubocznych intensywnej pracy, którą zajmowałem się w ostatnich miesiącach. Te efekty można porównać do poważniejszego jet- lag skrzyżowanego ze skutkami nadużycia alkoholu (o ile dobrze pamiętam to drugie odczucie z lat studenckich :-))
Tak więc „adrenalinowy detox” trwał trochę ponad 2 tygodnie, to wyraźny objaw, że zdecydowanie przesadziłem :-) W drugiej połowie roku będę mądrzejszy i mimo bardzo ciekawych zadań zadbam o trochę „luźniejsze” ich zaplanowanie w czasie
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex pisze: „W drugiej połowie roku będę mądrzejszy i mimo bardzo ciekawych zadań zadbam o trochę 'luźniejsze’ ich zaplanowanie w czasie”
Życzę wytrwania w tym postanowieniu. Świat jest pełen pokus. :-)