Zastanawialiście się kiedyś, jak właściwie dobieramy sobie kandydatów na partnera do poważniejszego związku?
Część osób „idzie na żywioł” zdając się na przypadek i biorąc co popadnie. Inni, zwłaszcza wielu młodych mężczyzn kieruje się różnymi „wskaźnikami anatomicznymi” :-). Kobiety też nie zawsze są lepsze, słyszałem o przypadku czterdziestokilkulatki ciągle jeszcze czekającej na tego „gitarzystę z długimi włosami” !!! Niektóre osoby mają zdumiewająco precyzyjne kryteria aż po kolor włosów, dokładny wzrost w centymetrach i tym podobne „opcje”.
Takie podejście nie jest specjalnym problemem jeśli chodzi o przelotną (dwuznaczność zamierzona :-)) znajomość, która z założenia będzie trwała od kilku godzin do kilku tygodni. Stosowanie ich w przypadku, kiedy chcemy budować intensywny, monogamiczny związek z jedną osoba, w którym oboje partnerów będzie razem wzrastać jest zazwyczaj bardzo kontraproduktywne. Oczywiście może przydarzyć się nam szczęśliwy traf, niemniej nie polegałbym na tym. Zycie jest zbyt krótkie i samo w sobie wystarczająco skomplikowane, aby je sobie niepotrzebnie utrudniać inwestując mnóstwo czasu i emocji w ludzi, którzy po prostu nie pasują do nas, bądź uganiając się za wyimaginowanym „księciem z bajki”
Te wspomniane wyżej utrudnienia i komplikacje nie tylko obserwowałem i obserwuje u innych ludzi, ale sam tego w przeszłości doświadczałem w myśl wspomnianej już kiedyś zasady „wszystkie błędy, które opisuje na tym blogu sam kiedyś popełniałem” :-)
Właśnie kilkanaście lat temu, kiedy sfrustrowany niezrozumiałym dla mnie nieprzyjemnym końcem kolejnej historii damsko-męskiej jechałem pociągiem i zastanawiałem się „że przecież mogło być tak wspaniale…” postanowiłem zmienić nieco moje podejście. Uświadomiłem sobie dziś dla mnie oczywista prawdę, że generalnie te ważniejsze i ukształtowane przez całe lata są cechy drugiego człowieka są znacznie mniej podatne na trwałe zmiany pod wpływem związku z nami niż się nam to wydaje. I to niezależnie od tego, jak bardzo kogoś kochamy lub jak dobrze jest nam z tą osobą w łóżku!!
Postanowiłem wtedy, że nie będę już wchodził w relacje typu „projekt nad którym trzeba pracować” i zamiast tego zacznę szukać partnerki, z którą „na dzień dobry” będzie mi dobrze i to w wielu różnych dziedzinach. Zacząłem od szczerego odpowiedzenia sobie samemu na pytanie jakie cechy kobiety są dla mnie konieczne, aby mieć z nią harmonijny i długoletni związek, który będzie zaspokajał bardzo szerokie spektrum moich potrzeb. Świadomie użyłem słowa „konieczne”, bo starałem się przy tym odrzucić to, co nie było moja autentyczna potrzebą, lecz wynikało z oczekiwań otoczenia, wpływu mediów itp. Wywalenie wszystkich tych cech niekoniecznych dało mi dużą elastyczność w doborze, co zaowocowało później bardzo interesującymi i nieszablonowymi znajomościami
Rezultat moich przemyśleń zawarłem w formie listu do tej idealnej kobiety, akurat taki sposób spisania tego przyszedł mi wtedy do głowy. Ostatnio znalazłem go w moim starym archiwum i po namyśle postanowiłem podzielić się z Wami zarówno jego zawartością, jak też informacją jakie były długoterminowe (kilkunastoletnie) rezultaty jego stosowania. Jest to dość intymna sprawa i normalnie tutaj jak wiecie nie „odkrywam” aż tak bardzo mojego życia prywatnego, robię to teraz tylko z przekonania, że taki konkretny przykład przyda się tym, którzy będą chcieli zastanowić się nad własnymi kryteriami doboru.
Na początek kilka ważnych uwag:
- tekst poniżej to są oryginalne wyobrażenia Alexa kilkanaście lat temu, czyli wtedy, kiedy byłem w wieku bardziej zbliżonym do większości z Was
- celem było stworzenie związku, w którym dwoje ludzi razem mieszka, wiele ze sobą przebywa i wspólnie zdobywa pewną pozycję zawodową i społeczną
- poniższe przemyślenia nigdy nie były kryterium oceny innych ludzi na „lepszych” czy „gorszych”, jedynie na lepiej pasujących do długoterminowego związku ze mną, lub też mniej.
_______________________________________
Jaka jesteś moja idealna kobieto?
Poniżej znajdziesz parę cech, które, po szczerym zastanowieniu się, uznałem za ważne, abyśmy razem mogli wyruszyć na spotkanie szczęściu. Wszystkie inne, o których nie wspominam (na przykład wiek itp.), są dla mnie sprawą drugorzędną i nie powinny przeszkodzić nam w harmonijnym związku. Jest rzeczą oczywistą, że w każdym z tych poniższych punktów możesz oczekiwać ode mnie co najmniej tego samego co ja od Ciebie.
W idealnym przypadku jesteś osobą wolną zarówno z prawnego punktu widzenia jak też emocjonalnie. Jeśli ktoś z Twojej przeszłości, z którym masz poważne niezałatwione sprawy nadal zajmuje Twoją energię i uwagę, to rozwiąż to najpierw bo inaczej będzie to obciążeniem dla nas obojga.
Jesteś osobą ciekawą świata i możliwości, które nam on stawia do dyspozycji. Potrafisz zidentyfikować się z poglądem, że nasze życie na tym świecie jest nagrodą a nie karą i że powinniśmy o tym każdego dnia pamiętać i tą nagrodą aktywnie się delektować. Potrafisz doszukiwać się jego pozytywnych aspektów i nie tracisz czasu na rozpamiętywanie doznanych krzywd i niesprawiedliwości. Zamiast tego myślisz w jaki sposób mogłabyś zwiększyć jakość życia Twoją i osób Ci bliskich.
Jesteś osobą stabilną emocjonalnie, nie wpadasz w złość z byle powodu, a drobne przeciwności życia codziennego nie powodują u Ciebie złego humoru lub depresji.
Jesteś kobietą z krwi i kości. Co najmniej lubisz, a najlepiej kochasz Twoje ciało i uważasz się za osobę atrakcyjną, co przecież nie ma nic wspólnego z odpowiadaniem jakimś żurnalowym kanonom piękności. Jest w porządku jeśli każdy z nas widzi w sobie różne elementy warte „poprawy”, ale te elementy, cokolwiek by to nie było, nie są dla Ciebie źródłem złego humoru, lub zażenowania i kompleksów. Delektujesz się Twoją kobiecością i rozumiesz, że Twoje ciało jest cudownym instrumentem do dostarczania rozkoszy i przyjemności zarówno Tobie jak i Twemu partnerowi. Uwielbiasz otrzymywać i dawać wiele czułości, objęć, dotyków i pocałunków. Uważasz seks za prawdziwy dar niebios i pragniesz z tego daru jak najczęściej korzystać. Zdajesz sobie sprawę z tego, że używanie seksu jako narzędzia nacisku albo manipulacji nie jest dobrym pomysłem, zwłaszcza jeśli chodzi o dłuższy i głęboki związek. Potrafisz otwarcie mówić o swoich potrzebach w tym zakresie i rozumiesz, że dobra komunikacja znacznie zwiększa szansę przeżywania czegoś naprawdę wspaniałego.
Nie uważasz „zaliczenia” wielu partnerów seksualnych jako sposobu na poprawę poczucia własnej wartości i po znalezieniu tego naprawdę odpowiadającego Ci mężczyzny chcesz pracować nad pogłębianiem i intensyfikacją wzajemnych przeżyć w monogamicznym związku.
Uważasz się za osobę posiadającą otwarty i elastyczny umysł, chętnie uczysz się nowych rzeczy i to niezależnie od ich praktycznej przydatności, oraz zachowałaś albo odzyskałaś na nowo tę dziecięcą ciekawość świata, który nas otacza. Często zadajesz sobie albo i innym tzw. „głupie” pytania i próbujesz dociec jakie mechanizmy rządzą różnymi sprawami z którymi mamy do czynienia.
Lubisz i chcesz poszerzać Twoją wiedzę. Potrafisz się porozumieć w paru językach, a przynajmniej jesteś gotowa nauczyć się ich w elementarnym stopniu (co jest prostsze niż większość ludzi uważa), aby móc porozumiewać się w różnych kręgach językowych i kulturowych, gdzie wielu wspaniałych ludzi czeka aby zostać naszymi przyjaciółmi.
Chcesz dalej rozwijać się jako człowiek i rozumiesz że dla mnie rozwój osobisty też jest sprawą ważną.
Posiadasz pewne minimum zdolności organizacyjnych oraz rzutkości i przedsiębiorczości.
Bardzo lubisz totalną bliskość i brak jakichkolwiek zahamowań względem partnera. Wiesz że oboje jesteśmy ludźmi i „nic co ludzkie nie powinno nam być obce”. Rozumiesz jednakże że każdy z nas potrzebuje od czasu do czasu swojego „prywatnego czasu” i że nie jest to oznaką braku miłości lub generalnej potrzeby przebywania razem.
Znajdujesz przyjemność w otwartych rozmowach ze swoim partnerem na różne możliwe tematy a otwarta i spontaniczna wymiana myśli jest dla Ciebie sprawą bardzo ważną. Potrafisz jednakże zrozumieć, że moja praca jako konsultant dużych firm i ich managementu często wymaga ode mnie zachowania dyskrecji i moje milczenie na te tematy nie jest przejawem braku zaufania do Ciebie, lub jeszcze gorszych rzeczy, takich jak inne kobiety czy jakaś działalność sprzeczna z prawem.
Potrafisz delektować się dobrobytem materialnym, ale nie uważasz go za jedyny cel w życiu. W szczególności przedkładasz jakość Twoich doznań i przeżyć ponad ilość posiadanych przedmiotów wszelkiego rodzaju. Nie uważasz że Twoja zdolność przeżywania szczęścia zależy od posiadania jakiejś konkretnej rzeczy . Nie uważasz za rzecz wstydliwą korzystanie z istniejących środków finansowych partnera i rozumiesz że zawsze jesteś warta wszelkich prezentów, które otrzymujesz a ich przyjmowanie nie zobowiązuje Cię do niczego, z drugiej strony nie próbujesz z dawania tych prezentów zrobić jego obowiązku. Masz wyważone podejście do pieniądza, nie uważasz go za bóstwo, które za wszelką cenę trzeba oszczędzać i gromadzić kosztem wielkich wyrzeczeń,a z drugiej strony rozumiesz że do jego zarobienia potrzebny jest czas i energia, które być może można użyć w inny, bardziej przyjemny sposób. Jesteś zdania, że każdy może swobodnie i według swego uznania decydować o sposobie wydawania pieniędzy, które sam zarobił.
Czujesz się równie dobrze prowadząc bardzo wykwintny styl życia, bywając w eleganckich hotelach i lokalach, jak też żyjąc bardzo prosto, w bliskim kontakcie z piękną naturą. Potrafisz np. wyobrazić sobie mieszkanie przez pewien czas na jachcie żaglowym pływającym pomiędzy tropikalnymi wyspami.
Lubisz podróże, może niekoniecznie nieustanne przemieszczanie się w szybkim tempie (typu 5 stolic w 5 dni), lecz spędzanie dłuższych okresów czasu w różnych atrakcyjnych miejscach i próbowanie różnych stylów życia.
Potrafisz otwarcie ocenić gdzie Ci jest dobrze nie kierując się czynnikami takimi jak patriotyzm lub sentymenty rodzinne. Uważasz emocjonalne wsparcie rodziny za rzecz dobrą, ale nie jesteś od tego uzależniona w jakikolwiek sposób.
Przedkładasz samorozwój i używanie życia z partnerem nad programowaną przez społeczeństwo, kościół i rodzinę potrzebą jak najwcześniejszego posiadania i wychowywania dzieci. Zdajesz sobie sprawę, że świadome lub podświadome traktowanie dzieci jako zabezpieczenia na starość jest w stosunku do nich nie fair (nikt je najpierw o zgodę nie pyta), a nasze potrzeby kontaktu z młodymi ludźmi możemy zaspokoić bez konieczności zajmowania się nimi 24 godziny na dobę przez ok. 18 lat.
Jesteś wolna od poważniejszych uzależnień, a oszałamiająca erotyka to jedyny sposób w jaki się odurzasz (nie oznacza to kompletnej abstynencji w innych używkach, po prostu umiar). Rozumiesz że zawsze możemy w trwały sposób zmienić naszą rzeczywistość na bardziej atrakcyjną nie uciekając się do narkotyków.
Jeśli do tego wszystkiego potrafisz spędzać czas sama ze sobą, ale uważasz że we dwójkę jest przyjemniej to być może jesteśmy dla siebie stworzeni….. przekonajmy się o tym.
Alex
____________________________
Jakie były rezultaty stosowania powyższych kryteriów:
- miałem kilka niezwykle interesujących i bardzo intensywnych relacji trwających od jednego do sześciu lat, które bardzo wzbogaciły mnie nie tylko w kwestii bezpośrednich przeżyć, ale też nauczenia się wielu rzeczy, które w decydujący sposób wpływają na moją jakość życia aż po dzień dzisiejszy
- przeżyłem niezliczone godziny namiętności, dobrych rozmów, bliskości, przytulania się, wspólnie przeżywanych przygód i oczywiście bardzo dobrego seksu
- jak zwykle we współżyciu miedzy ludźmi zdarzały się nieporozumienia i problemy, ale z paroma wyjątkami brak było ewidentnych błędów w doborze partnera. Te nieliczne wyjątki to rezultaty nietrzymania się mojej „specyfikacji”, no cóż, człowiek jest czasem słaby i racjonalizuje błędne decyzje sprowokowane hormonami :-))
- w moich kryteriach nie było nic o urodzie, mimo tego były to atrakcyjne kobiety, pewnie dlatego, że harmonia wewnętrzna przekłada się zazwyczaj na taką w wyglądzie
„Ceną” powyższego było to, że tak intensywnie delektując się moimi związkami nie miałem ani czasu ani motywacji aby np. postawić na nogi jakiś większy biznes. Zawsze jednak potrafiłem zarobić naprawdę przyzwoite sumy, więc nie odczuwam tego jako wadę, bo co przeżyłem to moje i nie da się tego kupić za żadne pieniądze :-)
Na zakończenie kilka rzeczy wartych podkreślenia:
- powyższy list odzwierciedla moje kryteria w czasie, kiedy go pisałem. Każdy powinien zastanowić się nad swoimi własnymi, bo to Wy macie być szczęśliwi
- moje kryteria są w sumie dość proste, wyzwaniem było znalezienie kogoś, kto łączy je wszystkie w jednej osobie. W Polsce głównymi problemami były kwestie stabilności emocjonalnej i autentycznej ciekawości świata. No ale kto szuka, ten znajduje :-)
- nie ma żadnych gwarancji na to, że stosując taką metodę znajdziecie to, czego poszukujecie, choć jestem głęboko przekonany, iż uświadomienie sobie o co nam naprawdę chodzi w tym drugim człowieku znacznie te szanse poprawia. Moja dość bogata praktyka życiowa potwierdza to przekonanie
- daleki jestem od jakiegokolwiek oceniania ludzi, którzy dobierają sobie partnera w zupełnie inny sposób. To ich osobista sprawa i szanuje to w pełni. Jesteśmy różni i każdy ma prawo szukać szczęścia według swoich wyobrażeń
- moja wizja związku też uległa ewolucji, dziś niekoniecznie uważam, że należy mieszkać razem, czy tez wspólnie budować pozycję zawodową. To rozluźnia kilka kryteriów (np. językowe), no ale to już jest temat na zupełnie inny post :-)
- kwestia dzieci też się rozwiązała, bo teraz sporo kobiet w pasującym do mnie wieku ma dzieci odchowane i są znowu wolne
Jak wygląda to u Was?
witam
na początku króciótka historia z mojego życia.
Pewnego razu, gdy odwiedziłem moją babcię przeprowadziliśmy (w przybliżeniu) oto taki dialog:
– Arturek, a ty masz jakąś dziewczynę?
– Nie.
– Znajdź sobie jakąś. Wiesz, z tymi dziewczynami to trzeba tak „z kwiatka, na kwiatek”
Byłem bardzo zdziwiony tym, co moja babcia (~70 letnia osoba) powiedziała. Ale po zastanowieniu się przyznałem jej rację.
Po co przytoczyłem ten dialog? Pierwsze co pomyślałem po przeczytaniu tego wpisu było: „to nie jest >>próbowanie
Nie spisałem swojej specyfikacji, aczkolwiek ułożyłem plan działania. I w odpowiednim momencie, zgodnie z tym harmonogramem spotkałem dziewczynę, która o poranku wyglądała najsympatyczniej ze wszystkich znanych mi osób. Miałem szczęście – okazało się, że ten sympatyczny wygląd jest emanację jej wewnętrznej pogody ducha. I tak sobie razem żyjemy – na dobre i na złe – od wielu, wielu lat.
Witam serdecznie
Długo siedziałem i myślałem co by tutaj napisać. Jak do tej pory nie udało mi się spotkać tej jak to się mówi tej jedynej. A może i spotkałem tylko, że nie wystarczy być w odpowiednim miejscu i czasie, ale przede wszystkim trzeba być odpowiednią osobą – a tego ostatniego we mnie brakowało. Myślę sobie, że moje kryteria wyboru były błędne, poza tym aby wiedzieć czego się oczekuje od partnera, warto przede wszystkim wiedzieć czego oczekujemy od siebie samego, zgodnie z zasadą „W zgodzie z sobą, w zgodzie z innymi” – tak na marginesie bardzo ciekawa książka pod tym właśnie tytułem. A ostatnimi czasy doszedłem do wniosku, że sam dokładnie nie wiem dokąd zmierzam, mocno się pogubiłem, bardzo osiadłem na mieliźnie. Kiedy nie wiesz do którego portu płyniesz, żaden wiatr nie jest dobry. Muszę jednak przyznać, że wszystkie moje związki, pomimo faktu, że nie przetrwały próby czasu nauczyły mnie bardzo wiele na temat mojej własnej osoby. Były to czasami bolesne lekcje, które uczą pokory i dystansu do swojej własnej osoby, a co za tym idzie do otaczającego nas świata. Poza tym nauczyło mnie to wiele o mojej strefie komfortu, z której widzę, że mam problem się oddalić. Tak sobie myślę, czy w wypadku odnajdywania partnera życiowego również się sprawdza zasada „When the student is ready the teacher will appear” – jak myślicie ?!.
Marcin
“When the student is ready the teacher will appear”
Jeżeli jesteś gotowy, to wiesz czego chcesz i zauważysz odpowiednią dziewczynę, kiedy nie wiesz czego chcesz, to zawsze coś ci nie pasuje. Myślę, że dużo lepszym rozwiązaniem jest jednak samemu szukać :) .
Alex, podziwiam Twoje upublicznienie życia prywatnego. Szok, musze przyznać, ze ja chyba nie miałbym tyle odwagi. Nie wiem czy już to pisałem, ale gratuluje bardzo ciekawego bloga.
Swoją drogą, czytałem gdzieś ostatnio o przypadku pewnego chłopaka, który miał kilka związków, które zawsze kończyły się klapą. Postanowił napisać właśnie podobny do Twojego list. Kiedy go ukończył nagle dostał olśnienia. Okazało się, że samotna sąsiadka, która widywał prawie każdego dnia na klatce schodowej, posiadała większość cech, opisanych w owym liście. Zagadnął ją w końcu i od tamtego momentu tworzą wspaniały związek i mają dwójkę dzieci.
Czasami miłość jest obok nas, wystarczy się dobrze rozejrzeć dookoła.
Pozdrawiam.
Artur Rak
Alex,
Dlaczego nie masz żony? ;-) Wcześniej czy później Twoje związki kończyły się. Też mam tak, że dobrze znam swoje upodobania itp, mimo to nie mogę trafić na tą jedną jedyną. ;-)
:)
Świetny post Alex, zastanowię się nad listem przez noc, miłego tygodnia życzę
Znajomy przypisywał tę sentencję czasem swemu dziadkowi, a czasem różnym pisarzom – co nie odbiera jej wartości:
„Unikaj kobiet, które mają więcej problemów od ciebie”.
Jak sam się nauczyłem – to bardzo cenna zasada :)
Witaj Alex,
Dawno dawno temu za lasami za górmi …..;-) była sobie dziewczyna bardzo młoda, która kochała konie i nie mała czasu na nic więcej i był sobie chłopak, który wiernie jej w tej pasji towarzyszył, był przyjacielem, opiekunem, kompanem. Pewnym swojej wartości młodym mężczyzną, który potrafił jak trzeba postawić na swoim. I nawet nie zauwazyli kiedy przyjaźń połączyła się z miłościa i tak im zostało przez 27 lat a nawet nie zauwazyli, ze minęło 5 minut od kiedy sa razem i że tyle razem już przezyli :-)
Moja miłóść zycia sama mnie znalazła.
pozdrawiam serdecznie
Monika
Monika Góralska pisze: „była sobie dziewczyna bardzo młoda, która kochała konie”
Konie nigdy mnie nie interesowały i myślę, że przez to nie zbliżyłem się do wielu fajnych dziewczyn, które wiem, że zajmowały się jeździectwem. I prawdę powiedziawszy w dalszym ciągu nie wiem, co takiego fajnego jest w tym hobby.
Alex,
Bardzo fajny list napisałeś. Dziękuje, że się nim podzieliłeś na blogu.
U mnie to wygląda tak:
Może najpierw parę słów odnośnie urody…
Myślę, że nawet jakby się chciało, to nie da się łatwo pisać o jednoznacznych kanonach urody fizycznej z prostego powodu: każdy może mieć inne poczucie piękna.
Dla przykładu: mi podobają się szczupłe dziewczyny, ale mam dwóch kolegów. Jednemu z nich podobają się kobiety o że tak powiem „Rubensowych kształtach”(ale bez przesady), a drugiemu podobają się dziewczyny ani szczupłe, ani te drugie, a tylko normalne.
Dlatego uważam, że tu jest istotne tylko to, żeby kobieta była atrakcyjna fizycznie dla swojego faceta i to wystarczy. „Piękno jest w oku patrzącego”.
Co do aspektów wewnętrznych..
Kiedyś zastanawiałem się długo na tym, co takiego podoba mi się w kobietach.. Po dłuższym czasie ostatecznie doszedłem do wniosku, że to „coś” to dla mnie przede wszystkim pewne „wyważenie charakteru”, np.:
…
Inteligentna, ale nie obnosząca się z tym nieustannie
Potrafiąca zadbać o siebie i swoją urodę, ale nie poświęcająca na to nadmiernej ilości czasu
Lubiąca sex, ale nie erotomanka
Umiejąca łatwo komunikować swoje potrzeby, ale bez narzucania czegokolwiek
Potrafiąca zaufać, ale nie łatwowierna,
Dobra i przyjazna, ale nie uległa
Na co dzień pogodna, ale potrafiąca złościć się kiedy trzeba i jak trzeba
Itd.
…
Można by tak próbować dłużej wyliczać, ale chodzi o to, że doszedłem do wniosku, że właśnie takie „wyważenie charakteru” uważam za bardzo atrakcyjne i na to zwracam uwagę.
Myślę też, że aby z taką kobietą stworzyć dobry związek, to wpierw samemu trzeba by się takim człowiekiem stać (a więc w moim przypadku muszę popracować nad sobą: gdzie – niegdzie utemperować swój charakter, a w innych miejscach pewne rzeczy uwypuklić).
Co do reszty, czyli podobne zainteresowania, preferencje spędzania wolnego czasu, itp. to dla mnie może być miły, ale już nie tak istotny dodatek.
No i w sumie to już wszystko.
Pozdrawiam serdecznie
J.
TesTeq: to jedna z tych rzeczy, ktorych nie mozna ot, tak, wytlumaczyc slowami. Trzeba sprobowac, zeby zrozumiec.
ms: Myślę, że konie mnie po prostu przerastają – zarówno w rzeczywistości, jak i w przenośni. To są duże zwierzęta.
Witajcie
Właśnie wróciłem ze szkolenia i widzę, że jeden z moich najdłuższych postów ma przeważnie krótkie komentarze :-)
Artur
Nie do końca zrozumiałem przesłanie Twojego pierwszego komentarza, możesz mi je wyjaśnić?
TesTeq
Czyli chcesz powiedzieć, że po prostu zaplanowałeś sobie kiedy spotkasz kobietę Twojego życia i nie zastanawiając się jaka ona ma być po prostu ja spotkałeś i na podstawie sympatycznego wyglądu „zakwalifikowałeś” do dalszego życia z Tobą?
Gratuluję łutu szczęścia.
Marcin
Myślę, że każdemu z nas zdarzały się błędne kryteria wyboru (nie będę pisał o moich niektórych wcześniejszych, bo pękniecie ze śmiechu :-))
Ważne jest, abyśmy uczyli się na błędach a same pomyłki tego rodzaju popełniali w sytuacjach, z których stosunkowo łatwo jest się wycofać (brak dzieci, zobowiązań małżeńskich itp.)
To że związki uczą nas wiele o innych ludziach i samych sobie, to fakt, dlatego warto w życiu mieć ich dość sporo :-)Szczególnie my faceci możemy profitować emocjonalnie odkrywając w nas strony zasypane podczas tzw. procesu wychowywania
SetbyStep (Artur)
Gdzie widzisz upublicznianie mojego życia prywatnego?? Upubliczniam moje myśli i metody postępowania, ale nie kiedy, z kim i w jaki sposób :-)
Zrobiłem to zresztą dlatego, bo nie miałem lepszego przypadku z życia, gdzie z całą pewnością mógłbym opisać zarówno samo podejście jak i jego długoletnie jego rezultaty.
Opisana przez Ciebie historyjka o chłopaku wygląda mi trochę na romantyczna legendę lub metaforę wymyśloną przez kogoś, ale może to tylko być moje wrażenie.
Moiz
Pytasz:” Dlaczego nie masz żony? „
A do czego potrzebna mi jest żona?? Jeśli nie chcesz akurat budować wspólnoty gospodarczej i/lub płodzić gromadki dzieci, to wszystko inne możesz mieć równie dobrze, a nawet lepiej bez „papierka”. Ludzie są wtedy ze sobą bo chcą, a nie dlatego, że wiąże ich jakaś umowa oparta na prawie cywilnym lub kanonicznym.
Piszesz: „ ..nie mogę trafić na tą jedną jedyną”
Prawdopodobnie nie trafisz i wcale nie jest to coś złego. Jeżeli jesteś aktywnym, rozwijającym się człowiekiem, to prawie niemożliwe jest znalezienie jednego człowieka, który w danej chwili będzie zaspokajał wszystkie Twoje potrzeby, nie mówiąc już o tym co będzie za 10, 20, 30 lat. Oczywiście możesz mi pokazać ludzi którzy są ze sobą tak długo, ale pytanie czy oni „tak sobie żyją”, czy tez jest to relacja pełna życia, namiętności i dobrych wibracji. I nie daj sobie wmówić, że po 40 czy 50 „takie sobie życie” jest biologiczna lub fizyczna koniecznością :-)
Piotr
To nie musi być list, wystarczy że napiszesz sobie o co Ci dokładnie chodzi ….. a potem będziesz stosował to w praktyce.
Shaft
Zasada Twojego dziadka jest niezła, to samo oczywiście odnosi się do mężczyzn. Mówimy tutaj oczywiście o kandydatach na partnerów, a nie ludziach, którym po prostu chcemy pomóc.
Monika
Kolejny przykład szczęśliwego trafu. Gratuluje i niech tak pozostanie.
Jarek
Uroda fizyczna ma wielkie znaczenie jeśli po prostu chcesz siedzieć i na partnera/partnerkę po prostu patrzyć :-) Albo potrzebujesz „trofeum” aby pochwalić się przed kolegami/koleżankami. Do wszystkich innych rzecz ważniejsze są inne kryteria.
Co do innych twoich kryteriów to mam następujące pytania:
„Lubiąca sex, ale nie erotomanka „ – gdzie według Ciebie zaczyna się erotomania u kobiety? :-)
„…potrafiąca złościć się kiedy trzeba i jak trzeba „ – kiedy według Ciebie potrzeba złościć się w związku?
pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex pisze: „Czyli chcesz powiedzieć, że po prostu zaplanowałeś sobie kiedy spotkasz kobietę Twojego życia i nie zastanawiając się jaka ona ma być po prostu ja spotkałeś i na podstawie sympatycznego wyglądu „zakwalifikowałeś” do dalszego życia z Tobą? Gratuluję łutu szczęścia.”
Właśnie tak było. I z perspektywy czasu też uważam, że to był łut szczęścia, aczkolwiek w mojej okolicy kręciły się wówczas i inne „łuty”, które – najprawdopodobniej – byłyby również niezłym wyborem. Ważnym wnioskiem, jaki z tego wydarzenia wyciągnąłem, było spostrzeżenie, iż sztywne trzymanie się planów może mieć nieobliczalne skutki. Planować trzeba, ale nie można zamykać oczu na rzeczywistość, która dość często do naszego planu nie chce się dostosować.
TesTeq
jeszcze raz gratuluje szczęścia
Ja tez uważam sztywne trzymanie się planów za ograniczające i prowadzące do pominięcia wielu interesujących sposobności.
W moim poście były tylko kryteria doboru, nie plany.
Ktoś w prywatnej wiadomości zwrócił mi uwagę, że w moim poście nie ma słowa miłość. To dość często nadużywane słowo, dlatego pominąłem je w moim tekście. Według tzw. normalnych kryteriów oczywiście zarówno kochałem jak i byłem zakochany :-)
Do wszystkich
Właściwie jestem zaskoczony stosunkowo małą dyskusja na ten uniwersalny i bardzo ważny temat. Spodziewałem się gorącej wymiany zdań o podejściach i stosowanych kryteriach, tez z punktu widzenia kobiet, a tu jest jak jest :-)
Czym jest to spowodowane?
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex pisze: „W moim poście były tylko kryteria doboru, nie plany.”
Uważam, że Twoje podejście było rozsądniejsze od mojego. Ja wyznaczyłem sobie dość dokładny harmonogram życia. Nie wyszedłem na tym źle – prawdopodobnie dlatego, że nawet w ramach tego harmonogramu wykazałem dostateczną elastyczność. Rozsądek zwyciężył i niech tak pozostanie. :-)
Alex pisze wcześniej: „na podstawie sympatycznego wyglądu 'zakwalifikowałeś’ do dalszego życia z Tobą?”
To wrażenie sympatycznego wyglądu nie zrodziło się z biernej obserwacji, lecz z rozmów i bycia w pobliżu. Nie miałem listy pożądanych cech partnerki, ale podejrzewam, że posiadam wbudowany podświadomy filtr, który ogranicza moje zainteresowanie niektórymi osobami. Bardzo szybko wykrywam brak wspólnych zainteresowań i tematów do rozmowy, co mnie zniechęca do zacieśniania znajomości.
Alex
Niewielka ilosc komentarzy wynika moze z niesamowitego bogactwa treci, trafnych spostrzezen :) ,ja osobiscie dwa razy przeczytalem caly post i dalej jestem pod wrazeniem.
Zastanawia mnie tylko to, ze juz kilkanascie lat temu byles zdolny do napisania takiego listu , a z dotychczasowego opisu twojej dalekiej przeszlosci wynikalo co innego.
Do pozostalych czytelnikow :)
Czy tez podlegacie zasadzie, ze przeciwienstwa sie przyciagaja, ze szukamy u drugiej osoby tego co sami w dostatecznej ilosci nie mamy?
Pozdrawiam
Witam Wszystkich,
od niedawna czytam ten blog i to z TAAAAAKIMI oczami :) Dziękuję Wam za to, że dzielicie się wiedzą i doświadczeniami. Ale do rzeczy:
@Jarek:
„Dla przykładu: mi podobają się szczupłe dziewczyny, ale mam dwóch kolegów. Jednemu z nich podobają się kobiety o że tak powiem „Rubensowych kształtach”(ale bez przesady), a drugiemu podobają się dziewczyny ani szczupłe, ani te drugie, a tylko normalne.”
Stanowczo protestuję przeciwko tak sformułowanym stwierdzeniom!
– „że tak powiem „Rubensowych kształtach””, coś jest nie tak w Rubensowskich kształtach, że trzeba wypowiedź poprzedzić kaszlnięciem?
– „… ani te drugie”, czyli które?
– „… a tylko normalne”, wg normy Unii Europejskiej, czy WHO?
Pewnie to tylko niefortunny dobór slów, ale wyszło bardzo przedmiotowo.
@Wszyscy:
Jeżeli chodzi o mnie i o moje związki to nie ma tematu, tabula rasa. Nie miałam farta, a i Mikołaj nie czyta moich listów. Dlatego też nie mam nic do powiedzenia w tej sprawie, poza czepianiem się Jarka ;) Ale podzielę się z Wami odczuciem, które mnie nie opuszcza odkąd zaczęłam czytać tego bloga: nie nadążasz, to baj baj. “Unikaj kobiet, które mają więcej problemów od ciebie” to tylko jedna z wypowiedzi. No poprostu pięknie. Bo w moim liście do św. Mikołaja jest „tylko” facet z poczuciem własnej wartości, od którego mogłabym się nauczyć czegoś o związkach, partnerstwie. Negocjacji nauczę się na szkoleniu, wzór na cenę godziny pracy znajdę na blogu. Ale partnerstwa się bez drugiej osoby nie nauczę. Niestety potencjalni nauczyciele mają dziadków ze złotymi myślami…
Pozdrawiam i miłej nocy!
Witam serdecznie
Alex pisze: „Do wszystkich
Właściwie jestem zaskoczony stosunkowo małą dyskusja na ten uniwersalny i bardzo ważny temat. Spodziewałem się gorącej wymiany zdań o podejściach i stosowanych kryteriach, tez z punktu widzenia kobiet, a tu jest jak jest :-)
Czym jest to spowodowane?”
Wydaje mi się Alex, że wszystkie poprzednie tematy mniej, a raczej bardziej krążyły wokół relacji międzyludzkich, które dosyć mocno były zakorzenione w sferze biznesowej. I bardzo słusznie bo jak pokazuje Twoje doświadczenie (własne i cudze którego jesteś świadkiem) to jakimi jesteśmy ludźmi przekłada się na to w jaki sposób przebiega nasza kariera jak rozwija się biznes itd. Nagle napisałeś post, który hmm…jakby to ująć „nie pasuje” w odbiorze społecznym do kanonu pod tytułem biznes, kariera. Poza tym wyczuwałem, że przy poruszaniu tego typu tematów bronisz swojej sfery prywatności dość mocno i skutecznie. Możliwe, że stąd taka cicha reakcja – może jak ludzie przetrawią to co napisałeś i napiszą coś więcej :).
Sam siebie również pytałem czy mógłbym dodać coś więcej w tym temacie. Nie wiem. Wiem jedno na pewno. Ostatni związek uzmysłowił mi coś jeśli chodzi o moją osobę. Mianowicie, że wchodzenie w intymny związek, relację z drugim człowiekiem to jednocześnie wychodzenie poza strefę swojego komfortu. Z czym mam problem. Jak napisałeś powyżej, ważne żebyśmy potrafili z kolejnych nawet tych nieudanych związków wyciągać wnioski i pracować nad sobą.
Z tym wiele z nas ma problem ( w tym względzie akurat to mnie nie dotyczy, gdyż bardzo często zadawałem sobie pytanie „Co zrobiłem ze swojej strony nie tak jak należy). Zauważyłem, że w obronie własnego JA wielu z nas zrzuca całą winę na partnera za niepowodzenie w związku. Niestety nie prowadzi to do niczego dobrego, bo często aby doszło w nas do zmiany zachowania trzeba prawdy „The truth will set you free”. I trzeba sobie powiedzieć jednocześnie…”I have messed up”. Tylko wtedy dajemy SOBIE szansę na poprawę.
Kiedyś stworzyłem tego typu listę (z cechami charakteru partnerki) i chyba już wiem dlaczego do tej pory mi nic z niej nie wyszło. Tworzenie takiej listy jest jak najbardziej w porządku, tu się zgodzę. Chyba za mało jednak uwagi poświęciłem własnej osobie. Jak to ładnie napisał Jarek:
„Myślę też, że aby z taką kobietą stworzyć dobry związek, to wpierw samemu trzeba by się takim człowiekiem stać „. Inaczej pozostanie to lista pobożnych życzeń, które nie będą miały żadnej styczności z rzeczywistością. Jeszcze wiele wiele 'pracy nad sobą’ przede mną i nie tylko w sferze wybierania życiowej partnerki.
Pozdrawiam serdecznie
Marcin
Witam ponownie
Jarek Bednarz napisał:
„Czy tez podlegacie zasadzie, ze przeciwienstwa sie przyciagaja, ze szukamy u drugiej osoby tego co sami w dostatecznej ilosci nie mamy?”
Ja osobiście uważam, że przyciągają się podobieństwa. Mówię tutaj o takich rzeczach jak ponadczasowe wartości: wierność, uczciwość itd. To czy ja lubię morze, a Ona góry…to jest już mniej ważne, jest to rzecz drugorzędna. Bo zawsze można się umówić, że w tym roku jedziemy w góry, a w następnym nad morze.
Nie wiem w ogóle kto wymyślił taką zasadę, że przeciwieństwa się przyciągają….chyba ktoś kto szukał dobrej wymówki na to, że znalazł niewłaściwą osobę ;) :P
Czesc Marcinie Grabkowski
Ja mysle, ze prawda lezy gdzies posrodku bo wartosci ktore opisales sa fundamentalne dla jakiegokolwiek zwiazku, ale 'przeciwienstwa’ ubarwiaja nasze zycie, dodaja radosci :) , checi do dzialania, czyli sa pewnego rodzaju uzupelnieniem wartosci fundamentalnych. To tak jak dom o zdrowych fundamentach do pelni blasku potrzebuje wlasciwie dobranych kolorow bysmy mogli poczuc sie w nim w pelni szczesliwi :) .
P.S Sorry za brak polskiej czcionki.
TesTeq
Piszesz:”Bardzo szybko wykrywam brak wspólnych zainteresowań i tematów do rozmowy, co mnie zniechęca do zacieśniania znajomości.”
Jest to zawsze pewien filtr :-)
Jarek
Dziękuję za pocieszające wyjaśnienie.
Jeśli chodzi o Twoje pytanie to kilkanaście lat temu miałem już sporo ponad 30 lat :-) Od 28 roku życia, kiedy to pokonałem moja nieśmiałość i kompleksy nazbierało się nieco doświadczeń, nie zawsze najlepszych :-) Stąd mój ówczesny pomysł.
Ewelina
Witaj na naszym blogu :-)
Widzę, że oboje dobieramy się do wypowiedzi Jarka :-)
Co dokładnie masz na myśli pisząc:”Ale podzielę się z Wami odczuciem, które mnie nie opuszcza odkąd zaczęłam czytać tego bloga: nie nadążasz, to baj baj. „ ?
Takie wrażenie na Czytelnikach nie jest moim zamiarem.
Interesujące jest stwierdzenie: „Niestety potencjalni nauczyciele mają dziadków ze złotymi myślami… „ :-)
Myślę, że nie jest tak źle. Jest wiele kobiet i mężczyzn (mnie w to wliczając), którzy skłonni są pomóc drugiej osobie, jeśli tylko ta wykazuje chęć samorozwoju. Trzeba tylko trochę ciepła i otwartości, a także minimum szacunku dla partnera wyciągającego do nas rękę ( a nie na zasadzie „ja cię zdołuję, to będziemy na tym samym poziomie”)
Ja sam jestem produktem kilku kobiet o wielkim sercu, które maszynkę do myślenia i działania (czyli mnie) wzbogaciły o umiejętności doznawania i odczuwania.
Marcin
Dziękuję za wyjaśnienie Zdaję sobie sprawę, że ten post wychodzi nieco poza dotychczasową tematykę tego blogu i jest tez pewnym wyjątkiem w zasadzie utrzymywania mojego życia prywatnego w cieniu. Powstał on z inspiracji tego, co dociera do mnie w „drugim obiegu” tego blogu :-) Ostatnio zacząłem dostawać na priv coraz więcej maili od osób mających problemy z partnerami, lub wręcz z ich znalezieniem. Razem z moimi obserwacjami z życia był to dla mnie sygnał, że prawdopodobnie problematyka jest bardzo rozpowszechniona, tylko mało kto mówi o tym publicznie. No to od czego jest ten blog :-)
Jednym z dwóch najczęściej spotykanych przyczyn takich problemów jest niewłaściwy dobór partnera, gdzie ludzie popełniają mnóstwo błędów, które potem mozolnie próbują skorygować „ulepszając” drugą osobę, lub „pracując nad związkiem” bo ktoś im powiedział, że tak trzeba. Dlatego, zamiast pisać wiele maili napisałem jeden post przytaczając przykład, który najlepiej znam :-)
Piszesz:” wchodzenie w intymny związek, relację z drugim człowiekiem to jednocześnie wychodzenie poza strefę swojego komfortu.”
Masz całkowita rację! To jest dla wielu osób spory problem, który czasem powoduje trzymanie się kurczowo dotychczasowego partnera. Ćwicz wychodzenie poza taka strefę, aż stanie się to normalnym i naturalnym elementem życia. To pomoże Ci nie tylko w związkach, ale też w sferze zawodowej.
Kwestia „winy” za rozpad związku to też taka ciekawa sprawa. Wiele związków rozpada się, bo partnerzy w ostatecznym rozrachunku po prostu nie pasują do siebie, więc kto jest w takim przypadku „winny”?
Praca nad sobą to sensowne i szlachetne zamierzenie, tylko po co czekać z jakąś ciekawą relacja na jej zakończenie? Ktoś kiedyś powiedział „nie musisz być perfekcyjnym, aby być kochanym” i to do dziś nie straciło na aktualności.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
TesTeq’u: Trzymaj się od koni z daleka. Te straszne bestie wyrwą Ci serce i pogalopują tabunem we mgłę. Będziesz potem za każdym z nich wodził wzrokiem, klepał po szyi, gładził po chrapach, błagał szeptem, a serca s powrotem nie dostaniesz. Cała nadzieja wtedy w tym, że ktoś pożyczy Ci swoje.
Jarku Bednarzu: Przyciągnie się przeciwieństw to instynkt lub uwarunkowanie genetyczne. Widząc kogoś różnego od siebie dostrzegasz brak tej cechy. Jeśli świadomie lub nieświadomie uznasz, że to cecha pożądana, to twój organizm zapragnie przekazać ją Twojemu potomstwu. Nie jest istotne nawet, czy ta cecha rzeczywiście jest genetyczna. Tak po prostu działa dobór naturalny: pragniesz mieć jak najlepsze potomstwo. Sam musisz zadecydować jak bardzo racjonalny masz popęd i to kontrolować. Fascynacja czy zauroczenie dobrze kierunkują gatunki, lecz los pojedynczych osobników zupełnie ich nie obchodzi.
Alex: Nie jestem zaskoczony małą frekwencją w tym wątku. Poruszasz temat uznawany ogólnie za tabu. Czytelnicy ochłoną, zbiorą się na odwagę i rozpętają sztorm. Ja w nich wierzę :-)
Ja sobie żonę wybierałem w celach prokreacji. Paradoksalnie to zabrzmi: poszukiwałem idealnej kandydatki na matkę moich dzieci już od wczesnego dzieciństwa. Ideału nie znalazłem. Kiedy w wieku matrymonialnym postanowiłem nieco obniżyć wymagania do preselekcji to okazało się, że zadziałała zasada Pareto ;-). 20% mniejsze wymagania i 80% znanych mi kobiet je spełnia. Listę finalistek ograniczyłem do 4. Śpieszę z wyjaśnieniem, iż nie mówię tu o ilości fanek mojej fenomenalnej osoby, lecz o kobietach, które moim zdaniem najlepiej spełniały moje założenia. Zapewne wiele z branych pod uwagę kobiet nie podzieliła by mojego zdania o przyszłości i jakości naszego związku. ;-) O finale zadecydował bardzo romantyczny czynnik losowy: zauroczyłem się z wzajemnością w jednej z finalistek. W ciemno przyznaję Ci rację, Alex, miałem szczęście :-)
Pozdrawia idący do życia,
Marcunio
Alex
Odnośnie urody:
Uroda przecież nie musi wykluczać tych innych kryteriów, które są ważne do „innych rzeczy”.
Piszesz:
„gdzie według Ciebie zaczyna się erotomania u kobiety?”
możliwe, że tam gdzie kończą się możliwości przeciętnego faceta. :-P
Piszesz:
„kiedy według Ciebie potrzeba złościć się w związku?”
Nie napisałem, że w związku, a raczej chodzi mi o ogólną zdolność osoby do wyrażania gniewu.
Ewelina :-)
Zapewniam, że naprawdę starałem się napisać to delikatnie i tak, żeby nikogo nie urazić.
W pierwszej kolejności mówiłem o szczupłych, w drugiej o tych, które mają Rubensowe kształty, a w trzeciej o normalnych.
Więc pisząc te „drugie”, to chodziło mi o kobiety o Rubensowych kształtach.
A pisząc, te normalne – to chodziło mi o wszystkie te kobiety, które są po środku, a więc które kwalifikują się pomiędzy tymi szczupłymi i tymi, które są Rubensowych ksztaltów.
Pozdrawiam serdecznie
J.
Jarek Bednarz pyta: „Czy tez podlegacie zasadzie, ze przeciwienstwa sie przyciagaja, ze szukamy u drugiej osoby tego co sami w dostatecznej ilosci nie mamy?”
Moje osobiste doświadczenia tego nie potwierdzają.
Ewelina pisze: „coś jest nie tak w Rubensowskich kształtach, że trzeba wypowiedź poprzedzić kaszlnięciem?”
Myślę, że stwierdzenie „Rubensowskie kształty” jest po prostu milsze uchu niż „grubas” lub „osoba otyła”. Generalnie zbyt duża ilość tłuszczyku osłabia nasze możliwości działania, powoduje, że szybciej się męczymy, w lecie więcej pocimy, a przez to bardzo często zaniża się nasza samoocena, więc w tym sensie „jest coś nie tak w Rubensowskich kształtach”.
Alex, Dlaczego mało komentarzy? Hmmm… Piszesz tak uniwersalnie, że nie sposób się nie zgodzić ;) Ja tak trafiłem w związek, że idealnie się wspieramy, mimo różnic – uzupełniamy, a nie zwalczamy, każde coś wnosi, po prostu jest to bardzo dobry związek. A też w przeszłości miałem związki „nad którymi pracowałem”… I faktycznie, gdy coś działa od początku – to jest o wiele sympatyczniej :) Poza tym czas, czas, czas… Przynajmniej w moim wypadku. A też nie lubię się wypowiadać tylko przytakując :)
Ewelina,
Stanowczo protestuję przeciwko tak sformułowanym stwierdzeniom!
– “że tak powiem „Rubensowych kształtach””, coś jest nie tak w Rubensowskich kształtach, że trzeba wypowiedź poprzedzić kaszlnięciem?
Kaszlnięcia tam nie zauważyłem… Wręcz określenie jest bardzo sympatyczne. Jak inaczej określiłabyś osobę o większej wadze? Tak, żeby nie odebrała tego jako zniewagę, a komplement? Zresztą z praktyki wnoszę, że kobiety o trochę większym „gabarycie” (nie brzmi to gorzej i bardziej przedmiotowo od „rubensowskiego kształtu”?) nie mają aż takich kompleksów, jak kobiety po drugiej stronie funkcji wagi…
– “… ani te drugie”, czyli które?
Tutaj szczerze też nie wiem jak to określić. Może mi pomożesz, bo mój słownik, mimo doświadczeń jest bardzo ubogi…
Nie mówimy o kobietach szczupłych, tylko już „wychudzonych”. Wbrew pozorom „takiego przekleństwa byś nie chciała” i nie znam słów, które nie są tutaj „obraźliwe” dla takich kobiet przy określaniu ich wagi/wyglądu. Znam kilka takich kobiet i wierz mi, że wbrew pozorom to wcale tak miło nie jest dla nich w życiu…
Określenie „te drugie” też mimo przedmiotowości i bezosobowego wydźwięku jest sympatyczniejsze od: „chuda”, „wychudzona”, „skóra i kości”… Każde określenie tutaj WSKAZUJĄCE JEDNOZNACZNIE na ich wagę jest obraźliwe. Nawet słowo „szczupła” dla takiej kobiety jest wyzwiskiem. Przypominającym im o ich niskiej wadze. Określenie „te drugie” jest sympatyczniejsze. Wiem, brzmi to dość niesamowicie, ale takie ja mam doświadczenia, z kobietami o dość niskiej wadze i problemami aby przytyć. Stawianie „kobiet rubensowskich”, iż mają podobne kompleksy jest nieprawidłowe… One zwykle potrafią się zdystansować do całej sytuacji. A określenie „rubensowskie kształty” jak mówiłem – są swego rodzaju „poezją”. Czy znasz taką „poezję” dla kobiet o niskiej wadze?
Co więcej zwróć też uwagę na nastawienie mediów – ostatnio nawet była audycja na AntyRadiu, gdzie Smolo (jeden z prezenterów) prowadził dyskusję z na żywo dzwoniącymi słuchaczami „jakie kobiety są lepsze w łóżku”, ewidentnie ciągnąć dyskusję w stronę taką, że „kobiety o rubensowskich kształtach są bardziej wyuzdane i ostre”. Już mniejsza o temat audycji, chodzi po prostu o nastawienie mediów „otyłość to nic strasznego”, „jesteśmy z wami”… Pełno tego w mediach.
Widziałaś kiedykolwiek coś podobnego dotyczącego kobiet „wagowo zorientowanych w drugą stronę (nie otyłą)”?? Bo ja mam wrażenie, że wręcz jest nagonka „co by kobieta miała trochę ciała”…
Z chęcią dowiem się Twojego punktu widzenia i ewentualnych przymiotników i określeń na ich wagę, które nie „dopieka”…
– “… a tylko normalne”, wg normy Unii Europejskiej, czy WHO?
Pewnie to tylko niefortunny dobór slów, ale wyszło bardzo przedmiotowo.
Normalne… Czyli powiedzmy jakieś 50% ludzi, ustalonych wagowo wg. rozkładu, nomen omen, naturalnego. Czyli wyznaczamy medianę tego rozkładu, ekstrema, i od mediany +-25%.
Znając życie – to jest „naturalne”. Tak wg. mnie. I zapewne przedpiśca o tym mówił.
Czy słowo „normalne” ma znaczenie tak pejoratywne, że ludzie tak boją się go używać? ;)
A ja chciałbym tylko dodać, że „Szczęście to ma się wtedy, kiedy okazja spotyka się z przygotowaniem”. Więc nie można mówić o łucie szczęścia tylko raczej o tym, że większość z nas przemyślała swoje decyzje przed a nie po i była przygotowana na nadejście okazji i w konsekwencji szczęścia. A reszta wokoło niech uważa, że mamy szczęście.
@Hanz: Podoba mi się Twoja interpretacja mojego łutu szczęścia. :-)
Witajcie!
Pisze na blogu pierwszy raz, a sprowokowała mnie do tego wypowiedż Alexa, a mianowicie Alex napisał: „Jeśli nie chcesz akurat budować wspólnoty gospodarczej i/lub płodzić gromadki dzieci, to wszystko inne możesz mieć równie dobrze, a nawet lepiej bez „papierka”. Ludzie są wtedy ze sobą bo chcą, a nie dlatego, że wiąże ich jakaś umowa oparta na prawie cywilnym lub kanonicznym”.
„Papierek” czy też sakrament jest komunikatem, który Tej drugiej osobie oznajmia – to Ty, właśnie Ty jesteś dla mnie tą jedną, jedyną osobą. Ceremonia związana z zawarciem małżeństwa, słowa przysięgi wypowiadane w obecności innych, zebranych są potwierdzeniem podjętej decyzji i podkreślają wagę dokonanego wyboru wobec drugiej osoby.
A co do tego, jak wybieramy sobie partnerów to tak radził kiedyś starszy kuzyn:
” …lepiej podzielić się tortem z kolegami niż zajadać się samemu sucharami w domu” ;)
Hanz
Mam podobne odczucie, że to my wkładamy pracę i serce w daną rzecz a innym się wydaje, że mamy szczęście :-)
Alex
Piszesz, że niewielkie komentarze ( trochę się zmieniło od tamtego czasu ) i ciekaw jesteś kryteriów kobiet. Każda kobieta na tym blogu niech mówi we własnym imieniu jednak wydaje mi się, że kobiety kieruja się niematerialnymi, ulotnymi odczuciami i pragnieniami w doborze partnera. Dla mnie ważny był fakt tego, że się przyjaźniliśmy, poczucie bezpieczeństwa z tym partnerem i świetna zabawa. Nie wyobrażam sobie mojego małżeństwa bez zabawy i przyjaźni. Ale także nie wyobrażam sobie go bez odpowiedzialności i wzajemnego szacunku. Nasz związek przeszedł próbę ogniową 7 lat wspólnego tzw. „chodzenia”, mieszkania i życia. To niełut szczęścia :-) to iskra, która sprawia, ze wpadamy na siebie a potem dogrywamy nasze zycia do wspólnego rytmu.
Marcunio
Twoje obawy przed końmi wydają mi się wyolbrzymione ;-) to niezwykle piękne i łagodne zwierzęta, z którymi bez specjalnych problemów można sobie poradzić :-)
pozdrawiam serdecznie
Monika
Witam wszystkich,
Nie będę ukrywał że moj sposob patrzenia na małżeństwo od pewnego już czasu ewoluuje w „aleksowym” kierunku. Pojawiły się w dyskusji ciekawe głosy dotyczące tego tematu więc mam kilka pytań do wszystkich tych, którzy są „praktykami” w tej dziedzinie :)
Krzysztof Rakowski pisze:
„„Papierek” czy też sakrament jest komunikatem, który Tej drugiej osobie oznajmia – to Ty, właśnie Ty jesteś dla mnie tą jedną, jedyną osobą. Ceremonia związana z zawarciem małżeństwa, słowa przysięgi wypowiadane w obecności innych, zebranych są potwierdzeniem podjętej decyzji i podkreślają wagę dokonanego wyboru wobec drugiej osoby.”
Ciekawi mnie co dokładnie oznacza treść takiego komunikatu. Czy np jest to oświadczenie że już zawsze będziesz chciał być z tą drugą osobą? Jeśli tak, to jak można zagwarantować uczucie i to w perspektywie całego życia? Czy może to nie jest gwarancja samego uczucia, tylko tak jakby zobowiązanie się do zrobienia wszystkiego co w Twojej mocy żeby ten związek utrzymać w przyszłości?
Krzysztof Rakowski pisze: „’Papierek’ czy też sakrament jest komunikatem, który Tej drugiej osobie oznajmia – to Ty, właśnie Ty jesteś dla mnie tą jedną, jedyną osobą. Ceremonia związana z zawarciem małżeństwa, słowa przysięgi wypowiadane w obecności innych, zebranych są potwierdzeniem podjętej decyzji i podkreślają wagę dokonanego wyboru wobec drugiej osoby.”
Myślę, że nie liczy się forma, ale treść. I mam wątpliwości, czy przywiązywanie wagi do składania przysięgi w obecności świadków dobrze świadczy o kondycji naszego społeczeństwa. Odnoszę wrażenie, że świadkowie potrzebni są do tego, żeby w razie czego być naszym sumieniem przywołującym nas do porządku. Ale czy związek potrzebujący takiego zabezpieczenia jest lepszy od decyzji podjętej w cztery oczy pomiędzy partnerami – czyli czegoś w rodzaju „dżentelmeńskiej umowy”?
TesTeq, nie bez powodu w wielu metodykach coachingu, motywacji itp obietnice, postanowienia itd. zapisuje się na piśmie lub wygłasza się w obecności świadków. (Zapewniam, że nie dotyczy to naszego społeczeństwa. ) Sam zastanów się dlaczego…
Marcunio
Dziękuje za opis jak to zrobiłeś. Interesujące byłoby wyliczenie konkretnych kryteriów, ale oczywiście to Twoja prywatna sprawa
Jarek
Na pytanie „gdzie według Ciebie zaczyna się erotomania u kobiety?”
odpowiadasz:”możliwe, że tam gdzie kończą się możliwości przeciętnego faceta. „
Taką definicją wrzucasz tam większość kobiet mających świadomość możliwości swojego ciała, bo są one znacznie większe od naszych :-) I co teraz? :-)
Witold
Wiesz, niektóre napisane przeze mnie rzeczy mogą być dla wielu osób dość kontrowersyjne.
Hanz
Możesz proszę dokładniej wyjaśnić, co chciałeś powiedzieć?
Krzysztof
Witaj na naszym blogu :-)
Problem z „papierkiem” jest taki, że zakłada, że ludzie do końca życia będą nie tylko razem, ale do tego jeszcze ze sobą szczęśliwi. Oczywiście zdarzają się takie przypadki, ale większość nas śmiertelników funkcjonuje całkiem inaczej i jak się uważnie rozejrzysz wokół nas to w wielu wypadkach po kilku latach niewiele z tego szczęścia i fascynacji zostaje. Ilość świadków czy papierków tego niestety nie zmienia, a za to trudniej później ewentualnie się rozstać. To może brzmieć bardzo cynicznie, ale to nie ja wymyśliłem naturę ludzką, jestem tylko jej bacznym obserwatorem.
Monika
Piszesz:”… że kobiety kieruja się niematerialnymi, ulotnymi odczuciami i pragnieniami w doborze partnera.”
Potem mamy takie rzesze kobiet niespełnionych w swoich związkach, nie mówiąc już o poważniejszych problemach z ich facetami.
Dalej:”To niełut szczęścia to iskra, która sprawia, ze wpadamy na siebie „
Wytłumacz mi proszę różnicę :-)
Michał
Podpisuje się pod pytaniami, które zadałeś Krzysztofowi
TesTeq
jestem dokładnie Twojego zdania, jeśli chodzi o odpowiedź Krzysztofowi
Kuba
Jeśli jakaś kobieta miałaby być ze mną tylko dlatego, że kiedyś obiecała mi to przy świadkach, to obrażałoby to moje poczucie własnej wartości. Jeżeli ktoś nie chce być ze mną z silnej wewnętrznej potrzeby, to lepiej niech mi to powie i oboje poszukamy sobie takich partnerów, którzy chcą. Życie jest zbyt krótkie aby spędzać je z osobą, która jest z nami tylko dlatego, bo papiery i świadkowie wywierają na niej presję.
Wszystkim polecam uważna lekturę całego wywiadu z dr Alicja Długołęcka. Napisany z zupełnie innego punktu widzenia niż mój, a jednak z 90% obserwacji i wniosków się zgadzam.
http://wyborcza.pl/1,88975,6425941,Fale_kobiecego_pozadania.html?as=1&ias=4&startsz=x
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex
Piszesz:
„Taką definicją wrzucasz tam większość kobiet mających świadomość możliwości swojego ciała, bo są one znacznie większe od naszych :-) I co teraz? :-)”
W takim razie może dodajmy do poprzedniej definicji
„oraz tam, gdzie kończą się potrzeby przeciętnej kobiety”
Wracając do urody…
Jak myślisz Alex, co jest powodem tego, ze uroda kobiet jest ceniona w społeczeństwie, albo też czysto prywatnie?
Pozdrawiam serdecznie
J.
Wow. Po prostu mistrzowskie dzieło Alex!
Prezentujesz imponująco dojrzałe spojrzenie na te sprawy (większość rzeczy, które można w internecie znaleźć na temat związków, szczególnie na forach, pokazuje przeraźliwy brak dojrzałości i zrozumienia tematu).
„Potrafisz otwarcie ocenić gdzie Ci jest dobrze nie kierując się czynnikami takimi jak patriotyzm lub sentymenty rodzinne.”
„Przedkładasz samorozwój i używanie życia z partnerem nad programowaną przez społeczeństwo, kościół i rodzinę potrzebą jak najwcześniejszego posiadania i wychowywania dzieci.”
Myślę, że o ile w Polsce znajdowanie takich osób jest nie lada wyzwaniem, o tyle w środowisku międzynarodowych podróżników, w którym się teraz obracam jest z tym o niebo lepiej.
Jeśli chodzi o „miłość” to jest ciekawa sprawa.
Pomijając to, co miłością nazywa przeciętne jednak społeczeństwo, na wyższym poziomie zrozumienia tematu z jednej strony mamy Anthonego De Mello z genialnym wykładem „How to love”: http://video.google.com/videoplay?docid=6408137179133075503 na temat tego, jak być „all loving”, z drugiej strony stoją „odkodowane” składniki tzw. attraction – np. na bazie evolutionary psychology. Jest książka, która ciekawie to analizuje – Attraction is not a choice.
Alex
„Nie do końca zrozumiałem przesłanie Twojego pierwszego komentarza, możesz mi je wyjaśnić?”
Okazało się, że część mojego postu została „zjedzona”. Poniżej uzupełnienie.
„Pierwsze co pomyślałem po przeczytaniu tego wpisu było: “to nie jest >>próbowanie” , którego tak wielkim zwolennikiem jest Alex. Po chwili zastanowienia się jednak doszedłem do wniosku, że te kryteria wcale nas nie ograniczają. Pozwalają one wybrać osobę, z którą będzie nam się szczęśliwie żyło i zmniejszy ryzyko marnowania energii, czasu itd. na związki z osobami nie pasującymi do nas.
pozdrawiam
Alex,
W zdaniu :”… że kobiety kieruja się niematerialnymi, ulotnymi odczuciami i pragnieniami w doborze partnera.” chodziło mi raczej o to aby nie być skazanym całe życie na mężczyznę bankomat zaaferowanego w wiekszej części prowadzeniem interesów.
Piszesz:”Potem mamy takie rzesze kobiet niespełnionych w swoich związkach, nie mówiąc już o poważniejszych problemach z ich facetami.” Czy to niespełnienie dotyczy domku z ogródkiem?
Fajnie jest znaleść partnera który umie wyposrodkować odpowiedzialnośc materialna za rodzinę z czasem jej poświęconym. Albo gdy oboje czują się odpowiedzialni za rodzinę w równym stopniu na obu płaszczyznach.
Dalej:”To niełut szczęścia to iskra, która sprawia, ze wpadamy na siebie „
Wytłumacz mi proszę różnicę
Nie bardzo wiem jaką różnicę mam wytłumaczyć, czy mógłbys sprecyzować pytanie?
Pozdrawiam serdecznie
Monika
@Alex
Po prostu uważam, że nie ma czegoś takiego jak szczęście = łut szczęścia = prezent od losu. Zdarzają się okazje, do których jestem albo nie jestem przygotowany. Jeżeli zdarzy się konkretna okazja (w tym przypadku kandydatka na partnerkę-żonę) i jestem przygotowany na związek (dokładnie określiłem swoje oczekiwania i potwierdziłem je w ramach narzeczeństwa lub okresu przed ślubem) to odniosę sukces (udany związek) a wszyscy poza mną będą mówili jakie mam „szczęście”.
Odnosząc się do twojego żeglowania: jeżeli nie będzie wiatru (okazja) to i najlepszy spinaker ci nie pomoże żeglować. Ale jak te dwie rzeczy się połączą to masz „szczęście” :) – byłeś przygotowany na wiatr.
Bardzo podoba mi się postawa Moniki Góralskiej, która napisała:
…”Każda kobieta na tym blogu niech mówi we własnym imieniu”…
Dodam więcej: na tym blogu i w tym życiu.
Niesłusznym jest wymaganie od jednej osoby, aby stała się papierkiem lakmusowym całej grupy. Dotyczy to zarówno kobiet jak i mężczyzn, komunistów jak i anarchistów. :)
Ale wracając do tematu.
Michale Hubicki pytasz mnie, co dokładnie oznacza treść tego komunikatu?
Przez całe życie poszukujemy.
Poszukujemy życiowego celu, swojego miejsca na ziemi, a także partnera, z którym wspólnie będziemy kroczyli przez to życie.
To wspólne kroczenie jest dokładnie to, o czym wspomniała Monika Góralska:
– przyjaźnią
– bezpieczeństwem
– świetna zabawą
oraz
– odpowiedzialnością
– szacunkiem
Co oznacza treść komunikatu?
To proste: Znalazłem! To właśnie Ty jesteś tą osobą, z którą chcę spędzić życie. Znalazłem Ciebie!
Tes Taq napisał:
„I mam wątpliwości, czy przywiązywanie wagi do składania przysięgi w obecności świadków dobrze świadczy o kondycji naszego społeczeństwa.”
Nie miałem w tym momencie na myśli świadków jako osób, których zadaniem jest świadczenie o zawarciu małżeństwa. Myślałem o tym, aby w gronie bliskich, rodziny i znajomych podkreślić wagę i doniosłość tego wydarzania i tej decyzji.
Papierek sam w sobie jest dopełnieniem umowy dżentelmeńskiej. Namacalnym dowodem na jej zawarcie. Jednym z symboli, których potrzebuje każde społeczeństwo. Zarówno prymitywne jak i te rozwinięte, które posiada znajomość pisma i wzbogaca swoją kulturę poprzez obrzędowość i święta.
Poza tym to, o czym my dyskutujemy?
Niepracująca zawodowo żona to świetna ulga podatkowa!
Przecież małżeństwa mogą rozliczać się z fiskusem wspólnie. ;)
Alex
Problem z papierkiem” oraz założenie, że ludzie do końca życia będą nie tylko razem, ale do tego jeszcze ze sobą szczęśliwi rozwiązali protestanci. Tam rozwody są dopuszczalne.:)
Alex
Dla mnie celem zapisania czy publicznego wygłoszenie postanowienia nie jest ukręcanie na siebie czy inną osobę bata. Jest za to „przypominajką”, która w chwilach słabości ma pomóc przypomnieć dlaczego kiedyś podjęto taką, a nie inną decyzję.
Zanim bezmyślnie rzucimy się w bieg na drugą stronę trawnika bo tam trawa wydaje się bardziej zielona ta „przypominajka” ma przypomnieć wartość tego co mamy, co być może z przyzwyczajenia traktujemy od dawna jako tak oczywiste, że o tym zapominamy do czasu aż to stracimy.
W coachingu składana obietnica nie ma na celu dać powód do wytykania palcami: „zrób to bo obiecałeś!”. Ma na celu mobilizować i przypominać: „wybrałem by to zrobić, bo dostrzegłem w tym taką i taką wartość”.
Nie „jestem z Tobą, bo podpisałem papier” tylko „mam papier, który mi pomaga pamiętać dlaczego chcę być z Tobą”.
Hanz:
Szczęście w moim przypadku sprowadza się do tego, że kandydatka na żonę została moją żoną już za pierwszym razem. Zostało mi oszczędzone rozstanie, odrzucenie i ból duszy z tym związany. Ponieważ jestem zdania, że „lepsze bolesne rozstanie niż ból bez końca” tym bardziej się cieszę, że ominęło mnie to. Nawet jeśli masz na chłodno wcześniej przemyślane, zaplanowane i przygotowane wejście w związek, to zawsze musisz liczyć się z tym, że się po prostu myliłeś. Szczególnie jeśli chodzi o ocenę zjawisk których zmierzenie jest trudne lub nierealne lub też po prostu niemożliwe.
Moniko Góralska:
Piszesz o moich obawach wobec koni. hmmmm, Zapewne znasz mnie już od dawna i zaobserwowałaś u mnie objawy tej strasznej choroby: Equinophobia Mam już przecież pierwszy objaw: brak serca. ;-)
Teraz odwinę w Twoją stronę i bardziej serio: włączyłaś u mnie żółte światełko. Jestem wrażliwy na słowa „konisie”, „miłe”, „łagodne”. ;-) Zdaje się, że niewiele o naturze koni Ci wiadomo. To, że nie polują na ludzi, a w spokojnym miejscu stoją i spokojnie się pasą, dają się pogłaskać i nie próbują zrzucić z grzbietu kiedy na nich siedzisz nie oznacza, że nie są w stanie jednym ruchem głowy złamać Ci ramienia, jednym stąpnięciem zmiażdżyć Ci stopy, jednym kopnięciem odbić ci nerki. O skutkach upadku z konia nie chce mi się pisać. Ups… W moim towarzystwie nikt nie spada, tylko zsiada bez komendy ;-).
Zatrzymywałaś konia który poniósł ? Odciągałaś głodomora jedzenia? Strugałaś kopyta ? Pomagałaś weterynarzowi zrobić zabieg ? Rozdzielałaś walczące konie? Jeśli tak, to zgasisz moje żółte światełko i możesz powiedzieć, że są łagodne. :-D Jeśli nie to jesteś w niebezpieczeństwie. :-/
Alex: Kryteriów wiele nie było, ale bardzo kluczowe:
1) Chęć wychowywania co najmniej trójki dzieci. Ich urodzenie nie było konieczne.
Po obniżce wymagań akceptowałem pogląd o trójce.
2) Idealna gospodyni domowa.
Po obniżce wymagań pozostawiłem ogólnie pojętą zaradność.
3) Wykształcenie wyższe i uszanowanie mądrości.
Po obniżce wymagań: matura i chęć nieustannej nauki.
4) Niezależność prawna, ekonomiczna i rodzinna.
Po obniżce wymagań został brak zobowiązań prawnych i ekonomicznych. Osoby uzależnione od rodziny wciąż odrzucałem.
5) Elastyczność co do sposobu, stylu i miejsca życia.
Po przemyśleniu doszedłem do wniosku, że miałem na myśli autorytarne rządy w tej kwestii. Dlatego zdecydowałem się na drogę negocjacji. Treść pozostała bez zmian.
6) Wolność od nałogów, osiągnięcia sportowe.
Po obniżce wymagań pozostawiłem wolność od nałogów, ogólną sprawność fizyczną i interesowanie się sportem.
7) Zakładałem intensywne i nieskrępowane pożycie seksualne.
Tego nie zmieniałem.
Cóż: Moja lepsza połowa wtedy:
1) Chciała mieć trójkę dzieci.
2) umiała dziergać, gotować, piec przepyszne ciasta, ciasteczka i chleb. Utrzymywała swoje otoczenie w porządku i ubierała się schludnie.
3)Pochodziła z dwupokoleniowej rodziny nauczycielskiej. Studiowała pedagogikę i wychowanie fizyczne.
4)Panna bez zobowiązań i niezależna.
5)Bez dziwnych samoograniczeń typu „nigdy na wsi” „Tylko Polska” „kocham Paryż”, z którą można było snuć naprawdę różne i dziwne plany.
6) bez nałogów + vide :3
7) Pozwolę sobie przemilczeć. ;-)
Mam nadzieję, że wyczerpałem Twoją ciekawość.
Pozdrawiam,
Marcunio
@Krzysztof
Dzięki za odpowiedź,choć myślę że dosyć pośrednio odpowiedziałeś na moje pytania ;) Zgodziłbym się z tym, co napisałeś o treści komunikatu po małej modyfikacji. W moich oczach treść brzmi mniej więcej tak:
„Bazując na naszych wspólnych dotychczasowych doświadczeniach, mogę w tym konkretnym miejscu i tym konkretnym czasie powiedzieć że czuję że…” i tutaj treść którą przedstawiłeś :)
Być może się mylę i jest zupełnie inaczej – ale jeśli zgodzisz się ze mną co do tego (mało romantycznego i dość technicznego ale moim zdaniem dość dobrze odzwierciedlającego rzeczywistość:)) wstępu to w moich oczach nie byłaby podstawa do składania deklaracji na całe życie. Trochę zmienia się sprawa jeżeli w grę wchodzi dodatkowo chęć posiadania i wychowania dzieci – ale tutaj w sumie też można by dodać mój wstęp ;)
Bardzo dobry wpis! choć przyznam się, że jeszcze nie zastanawiałem się nad tą drugą osobą. Jak przyjdzie czas to na pewno skorzystam z Pańskiej rady. Jednakże trochę, a właściwie o 180 stopni nie zgadzam się co do kwestii dzieci:
„świadome lub podświadome traktowanie dzieci jako zabezpieczenia na starość jest w stosunku do nich nie fair (nikt je najpierw o zgodę nie pyta)”
Wydaje mi się, że to wszystko zależy od tego jak je wychowamy, bo możemy je wychować tak, że „opieka” (w rzeczywistości jest to ok.1 h, opiekuję się 90 letnim dziadkiem i tyle czasu mu raz na 2 dni poświęcam), może być przyjemnością np. poprzez rozmowy itd., albo możemy tak wychować, że nasze prośby będzie kwitował: ja się na świat nie pchałem.
Jak słusznie Pan zauważył, że życie to jest przyjemność, a nie kara. Co do kwestii kiedy mieć dzieci to każdy wie to najlepiej sam i nie warto słuchać ponagleń.
Poprzez politykę socjalną prowadzona przez państwo, „wartościowi” ludzie mają mało dzieci lub nie mają ich wogóle (z bardzo wielu powodów, nie tylko finansowych), w skutek czego nie przekazują swoich genów, cech charakterów dalej. Natomiast rośnie liczba menelstwa, która rodzi dzieci (choćby po 1000zł becikowego), nie dość że te dzieci mają szkodliwe geny to jeszcze są one potęgowane przez opiekunów (rodziców, opiekunki w domach dziecka, szkoły itd.). Powinno być odwrotnie! To menelstwo powinno umierać bezdzietnie, a nie wartościowi ludzie.
TRZEBA SKOŃCZYĆ Z SOCJALIZMEM!!!
Dzięki, Alex za polecenie wywiadu, dobre uzupełnienie tego co opisałeś w poście. Ciekawi mnie te 10% wniosków i obserwacji z którymi się nie zgadasz. Mógłbyś to opisać?
Krzysztof Rakowski pisze: „Przez całe życie poszukujemy. Poszukujemy życiowego celu, swojego miejsca na ziemi, a także partnera, z którym wspólnie będziemy kroczyli przez to życie.”
Myślę, że to nieuprawnione uogólnienie. Możesz napisać „poszukuję partnera…” lub „większość mojego otoczenia poszukuje partnera…”, ale nie „my wszyscy”. Ostatnio w moim blogu przytoczyłem za Scottem Berkunem trzy wyzwania, z którymi musi zmierzyć się myślący człowiek na drodze swojego rozwoju osobistego:
1) Pierwszym wyzwaniem jest obawa przed błędami. Dopiero gdy zaczynamy rozumieć, że każdy popełnia błędy i dzięki nim zdobywamy doświadczenie, jesteśmy w stanie zaakceptować naszą niedoskonałość.
2) Drugim wyzwaniem są kontakty z innymi ludźmi. Dopiero gdy zaczynamy rozumieć, że nie musimy zgadzać się i stosować do wszystkiego, co słyszymy, jesteśmy w stanie nawiązywać równorzędne relacje z bliźnimi.
3) Trzecim wyzwaniem jest samotność. Dopiero gdy potrafimy wyjść poza nasz świat i przyjrzeć się mu z boku, gdy umiemy zerwać z nim więzi emocjonalne, jesteśmy w stanie w pełni uwolnić naszą zdolność do widzenia tego, czego inni nie widzą.
Krzysztof Rakowski pisze: Niepracująca zawodowo żona to świetna ulga podatkowa! Przecież małżeństwa mogą rozliczać się z fiskusem wspólnie.
Rozdzielność majątkowa, którą zalecam każdemu, wyklucza wspólne rozliczanie się.
Jarek
Piszesz:” W takim razie może dodajmy do poprzedniej definicji
“oraz tam, gdzie kończą się potrzeby przeciętnej kobiety” „
Masz na myśli przeciętną wszystkich kobiet, czy też tylko tych, które miały szczęście same albo z pomocą partnera obudzić swoja seksualność?
W tym pierwszym przypadku średnia jest znacznie obniżana przez te kobiety, które dały się zredukować do roli służącej i obiektu na szybki numerek.
Poza tym, jak już używasz słowa „erotomania” to powiedz, gdzie według Ciebie zaczyna się ona w wypadku mężczyzn?
Sebastian
Piszesz:” Myślę, że o ile w Polsce znajdowanie takich osób jest nie lada wyzwaniem, „
Jak wiesz gdzie i potrafisz szukać to nie jest tak źle :-)
Dziękuję za link.
Artur
Te kryteria ograniczają tylko ilość naszych rozczarowań
Monika
Pytasz:”Czy to niespełnienie dotyczy domku z ogródkiem? „
Nie tego rodzaju niespełnienie miałem na myśli. Raczej takie polegające na niedoborze zrozumienia, bliskości, ciepła i dobrego seksu.
Jeśli piszesz, że coś nie jest łutem szczęścia, tylko „iskrą”, to chętnie usłyszałbym na czym polega różnica pomiędzy tymi dwoma pojęciami.
Hanz
Jeżeli jesteś przygotowany, ale nie podejmujesz adekwatnych działań, to samoistne „przyjście” tego, na co jesteś przygotowany jest w moim zrozumieniu łutem szczęścia.
Krzysztof
Troszkę popolemizuje z Tobą :-)
Piszesz: „To wspólne kroczenie jest dokładnie to, o czym wspomniała Monika Góralska:
– przyjaźnią
– bezpieczeństwem
– świetna zabawą
oraz
– odpowiedzialnością
– szacunkiem „
Znam pary, gdzie są całkiem inne składniki. Jeśli są z tym szczęśliwi, to ich sprawa
dalej:”Jednym z symboli, których potrzebuje każde społeczeństwo. „
Po pierwsze „społeczeństwo” jest dość abstrakcyjnym tworem :-)
Po drugie, nawet jeśli istniałoby w rzeczywistości, to co daje Ci pewność, że potrzebuje tego każde społeczeństwo?
Byłbym tez ostrożny w dzieleniu ludzi na dzikich i rozwinietych w oderwaniu od kontekstu rzeczywistości, w której żyją.
Argument „Niepracująca zawodowo żona to świetna ulga podatkowa! „ jest chyba żartem z Twojej strony
Kuba
Mówisz:” Ma na celu mobilizować i przypominać: “wybrałem by to zrobić, bo dostrzegłem w tym taką i taką wartość”. „
Ja nie chcę być z kobietą, która jest ze mną dlatego, bo przypomina sobie, że kiedyś coś mi obiecała!!
Ja chcę być z kobietą, która tu i teraz odczuwa silna potrzebę bycia ze mną!
To robi kolosalną różnicę w głębi i intensywności wzajemnych przeżyć, dziwie się, że wielu ludzi godzi się na coś mniej.
Marcunio
Dziękuje bardzo za Twoje kryteria. Doceniam, że zechciałeś się nimi podzielić.
W ten sposób Czytelnicy mają dodatkowy interesujący punkt widzenia i o to mi tez chodziło. Ideą tego blogu nie jest bezkrytyczne propagowanie „jedynej słusznej” wizji, lecz pokazanie różnorodności punktów widzenia i podejść. Twoja otwartość dokłada kolejną ważną cegiełkę
Michał
W moim odczuciu składanie komuś deklaracji na całe życie dotyczących uczuć jest tez co najmniej dziwne :-)
Piotrek86
Witaj na naszym blogu :-)
Pozwól, że zgodnie z jego konwencją będziemy mówili sobie po imieniu, zgoda?
Jeżeli opiekujesz się dziadkiem z własnej nieprzymuszonej woli, to jest to godne pochwały i naśladowania.
To co ja miałem na myśli, to usłyszana wielokrotnie z ust młodych ludzi argumentacja: „chcę mieć dzieci, bo to moje zabezpieczenie na starość”
Konrad
Ciekawy jest ten wywiad, nieprawdaż? Dla tych, którzy przeoczyli jeszcze raz link:
http://wyborcza.pl/1,88975,6425941,Fale_kobiecego_pozadania.html?as=1&ias=4&startsz=x
Teraz z czym się nie zgadzam:
„W pewnym poradniku o seksie było takie fajne zdanie, że nie ma nic bardziej podniecającego dla kobiety od tego, kiedy przychodzi zmęczona z pracy, a mąż jej masuje stopy „ – niektóre kobiety uważają takie generalizujące stwierdzenie za bzdurę.
„kobieta im starsza, tym bardziej 'rozbuchana seksualnie’, a mężczyźnie z wiekiem poziom libido spada. „ – ta druga część się nie zgadza. To, co naprawdę spada mężczyźnie z wiekiem, to zdolność do częstych orgazmów, reszta w bardzo dużym stopniu zależy od kobiety z którą masz do czynienia.
Oczywiście zdarzają się pożałowania godne egzemplarze, które w wyniku kiepskich decyzji życiowych już wieku czterdziestu kilku lat uwierzyły, że ten narząd służy już tylko do sikania :-) ale przecież nie dotyczy to Czytelników tego blogu :-)
I ostatnia wypowiedź: „Dlatego jesteśmy nieodporne na chwyt związany z zapamiętaniem jakiegoś szczegółu z pierwszego spotkania.
'Miałaś wtedy na sobie tę czerwoną sukienkę’. Coś takiego?
Tak. I kobieta jest ugotowana. To silniejsze od każdej z nas. „
To znowu niedopuszczalne uogólnienie. Są kobiety na które to nie działa, co przekreśla słuszność stwierdzenia.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
@Alex
>> Co dokładnie masz na myśli pisząc:”Ale podzielę się z Wami odczuciem, które mnie nie opuszcza odkąd zaczęłam czytać tego bloga: nie nadążasz, to baj baj. „ ?
W blogu pojawiają się tu i tam stwierdzenia typu: jak ktoś się nam nie podoba to go odcinamy od siebie i biegniemy dalej. A skoro tak, to czy znajdzie się ktoś kto mi pomoże, czy poprostu wszyscy sobie pobiegną, a ja zostanę sama z ludźmi o podobnych problemach i podobnej niewiedzy o rozwiązaniach? To jest tylko wrażenie, więc bardzo trudno to wytłumaczyć :)
@Jarek, TesTeq, Witold
nie o same określenia wagi mi chodziło, ale o to szczypanie się. Co jest w tym takiego strasznego, że nie mówi się o tym na głos? Są osoby większe i mniejsze, grubsze i chudsze, wyższe i niższe itd. I co tu owijać w bawełnę?
No i to określenie „normalne”; reszta jest „nienormalna”?
@Witold
Dziękuję za długą wypowiedź :)
Piszesz:
>>Wręcz określenie [rubensowskie kształty] jest bardzo sympatyczne. Jak inaczej określiłabyś osobę o większej wadze? Tak, żeby nie odebrała tego jako zniewagę, a komplement?
Z doświadczenia wiem, że nie chciałabym usłyszeć, że mam „rubensowskie kształty”, w żadnej formie, nawet od Mickiewicza trzynastozgłoskowcem (czy jak to tam było). „Ślicznie wyglądasz” załatwia sprawę :)
>>Zresztą z praktyki wnoszę, że kobiety o trochę większym “gabarycie”(…) nie mają aż takich kompleksów, jak kobiety po drugiej stronie funkcji wagi…
Dam sobie rękę uciąć, że nie byłeś kobietą po obu stronach wagi ;) Ale nie w tym rzecz. Licytowanie się, kto ma gorzej jest zupełnie bezcelowe. Być chudym czy grubym – to tylko zamiana jednych komplikacji w drugie. Kompleksy nie są wynikiem wagi, ale zachwianego poczucia własnej wartości, które tutaj się przejawia w braku akceptacji swojego ciała.
>>Co więcej zwróć też uwagę na nastawienie mediów…
Rzeczywiście media teraz starają się propagować okrąglejsze sylwetki, ale zauważ, że kobiety zbyt szczupłe miały swoje medialne eldorado od czasów Twiggy! Wg mnie media poprostu ktoś stwierdziły, że Twiggy już podziękujemy, bo teraz Bridget Jones się lepiej sprzeda.
>>Normalne… Czyli powiedzmy jakieś 50% ludzi, ustalonych wagowo wg. rozkładu, nomen omen, naturalnego. Czyli wyznaczamy medianę tego rozkładu, ekstrema, i od mediany +-25%.
Statystyka mówi również, że jeżeli weźmiesz najpierw kąpiel w ciekłym azocie, a potem wskoczysz do wrzącego oleju, to, biorąc pod uwagę jedną dobę, temperatura Ci się nie zmieni…
>>Czy słowo “normalne” ma znaczenie tak pejoratywne, że ludzie tak boją się go używać?
Ludzie nie boją się słowa „normalne”. Boją się słowa „nienormalne”, które w domyśle opisuje całą resztę.
Pozdrawiam :)
Życie i tak zweryfikuje wszystkie plany :)
Przez 6 lat byłam w związku opartym na różnicach. Przez pierwsze 2 lata było wspaniale, przez kolejny rok dobrze. Ostatnie 3 lata to ciągłe kłótnie. Różniliśmy się we wszystkim – począwszy od cech charakteru, sposobu spędzaniu czasu, wyznawanych wartościach, wyobrażeniu o życiu … kończąc na „pozycji społecznej”. Początkowo fascynacja, wspólne przekonywanie siebie do czynności, których wcześniej żadne z nas nie robiło, próbowanie różnych „stylów” życia. Odkrywanie tego, co nowe. W pewnym momencie zmęczenie, ciągłe kompromisy, chodzenie na ustępstwa. W końcu wielka wojna.
„Szanuj różnice, podkreślaj podobieństwa” – zasłyszane gdzieś zdanie, dobrze oddające prawdę. Wspólne dążenie w tym samym kierunku (nie koniecznie tymi samymi sposobami) oraz nie dopuszczanie do sytuacji, w której nie można przebywać z uwielbianą nie tak dawno osobą, tych dwóch rzeczy się nauczyłam.
Przede mną jeszcze nie jeden związek. Z racji wieku (23 lata) doświadczeń z poważnymi relacjami wielu nie mam. Wymagania wciąż się zmieniają, razem ze mną, Jedyne czego oczekuję od przyszłego partnera to brak napierania w założeniu typowej rodziny. Ślub i dzieci – na to nie mogłabym się zgodzić. To pozostaje niezmienne od wielu lat. Zobaczymy, jak potoczy się życie.
Pozdrawiam i życzę znalezienia tych wymarzonych :)
kasia
Witam serdecznie
Piotrek86 napisał:
„Poprzez politykę socjalną prowadzona przez państwo, “wartościowi” ludzie mają mało dzieci lub nie mają ich wogóle (z bardzo wielu powodów, nie tylko finansowych), w skutek czego nie przekazują swoich genów, cech charakterów dalej. Natomiast rośnie liczba menelstwa, która rodzi dzieci (choćby po 1000zł becikowego), nie dość że te dzieci mają szkodliwe geny to jeszcze są one potęgowane przez opiekunów (rodziców, opiekunki w domach dziecka, szkoły itd.). Powinno być odwrotnie! To menelstwo powinno umierać bezdzietnie, a nie wartościowi ludzie.”
Pozwolę sobie na polemikę z częścią Twojej wypowiedzi. Na początek muszę Ci przyznać rację w tym, że faktycznie obecnie dosyć niepokojące jest zjawisko, że jak to się mówi „klasa średnia” społeczeństwa na bardzo mało dzieci z powodów różnych – jakich?, nie będę się zagłębiał gdyż to temat rzeka. Natomiast rzesze ludzi bardzo słabo wykształconych z pogranicza marginesu społecznego ma tych dzieci bardzo dużo. Jednakże nie obwiniał bym za to becikowego. Jest to raczej jeden malutki element. Większą tutaj rolę odgrywają takie czynniki jak słabe wykształcenie, brak edukacji seksualnej, problemy alkoholowe (część z tych dzieci jest poczęta poprzez gwałt) itd, itp.
Natomiast podsuwanie argumentów a propos genów jest totalnym absurdem. Jeśli Twoje geny „mówią”, że raczej nie popadniesz w konflikt z prawem dzięki nim, albo, że to ryzyko jest ograniczone, a wychowasz się w rodzinie, która konflikty z prawem ma na co dzień. To bardzo prawdopodobieństwa, że jako osoba dorosła podpadniesz w konflikt z prawem jest znacznie większa niż gdybyś miał geny predysponujące Cię do popadnięcia w konflikt z prawem, ale wychowany byś był w tzw „normalnej” rodzinie, w której takie historie nie miały miejsca.
To ryzyko jednak tak jak mówisz, i tutaj zgadzam się z Tobą w 100%, jest potęgowane przez środowisko, w którym się wychowujesz.
Pozdrawiam serdecznie
Marcin
witam po dłuuugiej przerwie. Po wielu perypetiach życiowych strzepuję z moich ramion pył i z chęcią przyłączam się do dyskusji.
podobną listę, jednak w bardziej punktowym ujęciu, przygotowałam sobie po moim jednym z nieudanych związków. Relacja była długa, poważna (rozmowy nt. podjęcia poważnych kroków), w której nawet świetnie się realizowałam, jednak nie zdawałam sobie sprawy, że wiele zachowań drugiej strony na dłuższą metę jest niewygodna. To zupełnie tak, jak z butami – niby są modne, ładne, pasują do mnie/ moich ubrać, a jednak coś tam uwiera/ coś tam boli. Ja zdecydowanie i „szybko” (niestety świadomość tego zajęła mi chwilę) postanowiłam je zrzucić z nóg i zadziałać prewencyjnie! spisałam sobie jaki był ten związek i co mi się nie podobało (to tez miało funkcję terapeutyczną), z jednoczesnym przekształceniem tego na: czego oczekuję, co jest dla mnie ważne w relacjach, etc.
Minęło kilka miesięcy, które zaowocowały kilkoma nieudanymi spotkaniami, jednak nadal byłam wierna swoim potrzebom, do tego stopnia, że jeden pan tak się obruszył po trzecim spotkaniu, że powiedział mi, że nigdy nie znajdę! Niespełna kilka tygodni po wyznaniu owego pana, spotkałam osóbkę, którą na teraz spokojnie mogę podmienić z tą moją stworzoną karteluszką.
Dodam tylko, że nie rozpatrywałam tutaj przymiotów zew. partnera, a w tym przypadku trafił się najlepszy z dotychczasowych:)
Na tym etapie mamy podobne podejście do życia w najważniejszych dla mnie/nas kwestiach:
małżeństwo – nie
dzieci – cudze, ale blisko, bo bardzo lubimy dzieci
$ – jest równouprawnienie (żadna ze stron nie oczekuje, że ktoś utrzyma/ da/ ..)
czynności domowe – wspólnie
rozwój, nowe możliwości – tak
poznawanie nowych lądów – tak
poznawanie siebie samego i siebie nawzajem – tak
poznawanie nowych ludzi – tak
swoboda w związku – tak
…
i jest dobrze:) nie myślę co będzie za 10/ 20 lat, jednak po moich wcześniejszych doświadczeniach wiem, że w pewnym momencie drogi się rozchodzą, że jakoś tak robi się nie po drodze… I tu stanowczo wolę się rozstać, niż żyć z kimś dla samego życia.
Nie mam czasu się rozpisywać, więc dorzucę tylko coś zabawnego, co potwierdza jak ważna jest nasza własna autentyczność w związku, a raczej jakie konsekwencji może mieć jej brak:
http://www.joemonster.org/art/11226/Zaplacili_mu_za_72_numerki
http://deser.pl/deser/1,97052,6290176,Niewierna_zona_zaplaci_200_tys__za__szkody_moralne_.html
Pozdrawiam.
@Alex
Ależ oczywiście, że bez pracy (narzeczeństwa, zastanowienia się nad tym czego oczekuję od drugiej osoby i samego podrywania) nie mogłem oczekiwać, że mi jakaś partnerka spadnie na głowę. Jak sobie uświadamiam to nawet sporo pracy i czasu, ale w sumie było warto. I nie było w tym żadnego szczęścia, nawet łutu. Aha i nie odbieraj tego jako krytyki twojego podejścia – traktuję je jako wiele rozwiążań tego samego równania i zawsze wyznaję zasadę „Żyj i daj żyć innym”.
witam
Kilka osób napisało o tym, że gdy w związku następuje kryzys, to wolą się rozstać. Moim zdaniem, w odróżnieniu od biznesu, nie jest to dobre rozwiązanie. Skoro wcześniej w związku było dobrze, to czemu nie próbować tego naprawić?? Przecież wiadomo, że nic nie jest idealne i pojawią się problemy. Tylko dlaczego od razu się poddawać??
Aleksandra, dzięki za twój komentarz. To jak różnice w związku wpływają na jego „sukces” jest bardzo interesujące. Czy ktoś jeszcze może podzielić się swoim doświadczeniem z takiego związku?? Osobiście uważam, że partnerzy powinni być do siebie podobni co do wyznawanych wartości, stylu życia (ale nie koniecznie co do konkretnych sposobów spędzania czasu) itp. Związek powinien być wtedy ciekawy, a jednocześnie bez dużej ilości konfliktów. Niestety są to przemyślenia nie poparte doświadczeniem.
pozdrawiam
Ewelina pisze: „Z doświadczenia wiem, że nie chciałabym usłyszeć, że mam 'rubensowskie kształty’, w żadnej formie, nawet od Mickiewicza trzynastozgłoskowcem (czy jak to tam było). 'Ślicznie wyglądasz’ załatwia sprawę”
A co zrobić, jeśli rozmowa zeszła na temat tuszy, ale „ślicznie wyglądasz” jest stwierdzeniem tak naciąganym, że ani mówiący, ani słuchający w to nie uwierzy?
Krzysztof Rakowski
Zgadzam się z Tobą, że to najważniejsze fundamenty związku. z takich podstaw dodałabym jeszcze wzajemne zaufanie.
Marcunio,
Mój pierwszy fakultet to zootechnika. Znam konie od fasady i od kuchni i spędziłam z nimi dłuuuugie lata. Spadałam kilkakrotnie, parę razy mnie poniosły, miałam zmiażdżona przez kopyto nogę, piłowałam żeby, jeździłam na rajdy, opiekowałam się końmi we dnie i w nocy, przyjmowałam na swiat żrebaki, przepędzałam tabun koni z pastwiska itp itd. Pracowałam w stadninie. Wiele lat jeździłam czynnie konno.
Marcunio konie to bardzo łagodne zwierzeta trzeba z nimi tylko umieć rozmawiac z sercem ;-)
Alex,
Dla mnie łut szczęścia to spotkanie osoby z która pasujemy, współgramy. Przez te 20 kilka lat od kiedy jestem z moim mężczyzna spotkałam kilku mężczyzn z którymi pasowaliśmy, część jest moimi przyjaciółmi. Zabrakło iskry na pewno z mojej strony, bo mój ogień płonie gdzie indziej :-)
Pozdrawiam serdecznie
Monika
Dzień dobry :)
TesTeq piszesz:
>> A co zrobić, jeśli rozmowa zeszła na temat tuszy, ale “ślicznie wyglądasz” jest stwierdzeniem tak naciąganym, że ani mówiący, ani słuchający w to nie uwierzy?
O tu jest dużo scenariuszy, np.
– rozmowa zeszła na temat JEJ tuszy, bo kobieta przez „wyskamlanie” chce usłyszeć, że nie jest taka gruba. Możesz powiedzieć prawdę, możesz powiedzieć to co ona chce usłyszeć lub wymigać się od odpowiedzi.
– rozmowa zeszła na temat tuszy w ogóle, to nie widzę powodu żeby komentować tuszę rozmówczyni (ani komplementować ani krytykować)
Jeżeli chodzi o komplementy:
– odbiór komplementów różny. Witold uznał, że „rubensowskie kształty” to komplement. Ja usłyszawszy coś takiego bym się chyba popłakała. Jeżeli znasz kogoś dość dobrze, to jesteś w stanie powiedzieć, czy dla danej osoby to jest komplement czy nie. Jeżeli nie potrafisz tego ocenić, to lepiej używać wyświechtanych stwierdzeń albo siedzieć cicho, bo można komuś naprawdę sprawić przykrość i w imię czego?
Ale proponuję zakończyć wątek, bo mocno zeszliśmy z tematu posta :)
ciekawe spojrzenie na temat:
http://www.youtube.com/watch?v=-76SfgmRCFw
co o tym sadzicie? :)
Alex
W poprzednim komentarzu wróciłem do zagadnienia urody kobiety, ponieważ uważam, że podane przez Ciebie argumenty są wtórne, a więc mniej istotne w porównaniu do takich aspektów jak aspekty biologiczne, a tym samym dla mnie uroda dalej pozostaje istotnym kryterium dobierania partnerki przez mężczyznę.
Można poznać kobitę, która jest dla nas atrakcyjna fizycznie i później może okazać się, że ona posiada również inne pociągające nas elementy, jak sympatyczne usposobienie, inteligencja, itd. W odwrotnym wypadku jest to nie możliwe.
Piszesz:
„Masz na myśli przeciętną wszystkich kobiet, czy też tylko tych, które miały szczęście same albo z pomocą partnera obudzić swoja seksualność?
W tym pierwszym przypadku średnia jest znacznie obniżana przez te kobiety, które dały się zredukować do roli służącej i obiektu na szybki numerek.”
Z tego co piszesz rozumiem, że wszystkie kobiety, które nie dały się zredukować do roli służącej i do obiektu na szybki numerek nie są jeszcze przebudzone seksualnie, ale przy zachowaniu pewnych dodatkowych warunków mogą zostać obudzone seksualnie. Jeśli tak, to gdzie według Ciebie kończą się przeciętne kobiety(pomijając te, które nie dały się zredukować do roli służącej i obiektu na szybki numerek), a zaczynają obudzone seksulanie?
Co do erotomani u mezczyzn.
W stos. do facetów nie interesowało mnie to zagadnienie do tej pory, ale na tą chwilę mogę powiedzieć, że możliwe, iz erotomania u mezczyzn to po prostu ponadprzeciętne zainteresowanie się seksem. Ponadprzeciętne, czyli takie, kiedy zainteresowanie seksem jest wyższe, niż u przeciętnego mezczyzny (czyli podobnie jak u kobiet).
Pozdrawiam serdecznie
J.
TesTeq napisał: Myślę, że to nieuprawnione uogólnienie. Możesz napisać “poszukuję partnera…” lub “większość mojego otoczenia poszukuje partnera…”, ale nie “my wszyscy”.
Tak zgadzam się niefortunnie użyłem w tym przypadku liczby mnogiej. A może podświadomie chcę wszystkim narzucić swój światopogląd?
Alex napisał:
Znam pary, gdzie są całkiem inne składniki. Jeśli są z tym szczęśliwi, to ich sprawa
Zastanawiając się nad tym również Tobie mógłbym przyznać rację (w moich wypowiedziach prezentuję własne poglądy. Zazwyczaj ;) ) Zanim tego dokonam chciałbym jednak abyś oparł swoja wypowiedź na znanym Ci przykładzie.
Po pierwsze „społeczeństwo” jest dość abstrakcyjnym tworem
Jest abstrakcyjnym tworem dla tego też tak bardzo potrzebuje symboli (tych materialnych jak i niematerialnych), obrzędów, wzorów postępowania itp. Dzięki tym, a także innym elementom, których tu nie wymieniłem ludzie – jednostki tworzą wspólny dorobek nazywany cywilizacją.
Nie myślałem o dzieleniu ludzi na dzikich i rozwiniętych. Nawet, jeśli zostaną wyosobnieni z kontekstu rzeczywistości, w której żyją.
Moim celem było pokazanie, ze w społecznościach nawet bardzo zróżnicowanych można znaleźć wspólne elementy.
Może nasze społeczeństwo iest w trakcie przełomu?
A może właśnie obserwujemy wysiłek wejścia na kolejny poziom cywilizacyjny?
Zdolność myślenia abstrakcyjnego, która umożliwia wyzbycie się namacalnych symboli i zastąpienia ich pojęciami?
Jak głęboko mamy zakorzenioną potrzebę „namacalności” wiedzą z pewnością sprzedawcy produktów niematerialnych.- agenci ubezpieczeniowi, pracownicy banków itp. Ich produkty trudno dotknąć, powąchać…
Niepracująca zawodowo żona jako świetna ulga podatkowa! – oczywiście, że to żart. :)
Alex
Piszesz:
„Ja nie chcę być z kobietą, która jest ze mną dlatego, bo przypomina sobie, że kiedyś coś mi obiecała!!
Ja chcę być z kobietą, która tu i teraz odczuwa silna potrzebę bycia ze mną!
To robi kolosalną różnicę w głębi i intensywności wzajemnych przeżyć, dziwie się, że wielu ludzi godzi się na coś mniej.”
Dla mnie to jest forma lęku przed odrzuceniem.
Założenie tego mam sens, kiedy zakładam z góry, że ktoś, kto kocha mnie tu i teraz, mógłby kiedyś w przyszłości odrzucić mnie jako osobę, a więc być ze mną tylko dlatego, bo przypomina sobie, że kiedyś coś mi obiecał. (No bo po co miałbym zakładać związek na całe życie z kimś, kto kiedyś i tak mnie odrzuci).
W moim przypadku nie zakładam tego, bo to godziłoby w moje poczucie własnej wartości, a tym samym działało niszcząco na związki w dłuższej perspektywie czasu oraz zmniejszało odczuwanie satysfakcji z poczucia bliskości w związku.
Skoro kocham, to się staram, żeby było dobrze, ale wiem, że przyszłości nie znam i nawet jeśli się staram, lub nie, to i tak bez względu na to, co zrobię mogę zostać odrzucony, lub nie.
Jedyne co mogę zrobić, to zaufać że będzie dobrze.
Pozdrawiam serdecznie
J.
Witam po dłuższej nieobecności na blogu wynikającej z awarii komputera.
Post Alexa , wbrew niektórym tu komentarzom, jak najbardziej przystaje do tego blogu i w moim odczuciu swietnie, ze się tu znalazł.
To nie jest rozdział z podręcznika o życiu erotycznym, tylko post o odpowiedzialności w wyborach i decyzjach, o kryteriach i uczeniu się na błędach. To post o życiu, a nie o życiu prywatnym w opozycji do zycia zawodowego.
Nie mamy dwóch żyć, tego w pracy i tego poza pracą. To zawsze my – ci sami z jednym życiem. Jeśli nie układa się w związku z partnerem, to energia lub jej brak przekłada się na nasze działania zawodowe, na nasze poczucie akceptacji, na naszą witalność. Jeśli jesteśmy nieszczęśliwi zawodowo i niespełnieni, to siłą rzeczy wnosimy to do sypialni, kuchni, zabieramy na spacer do parku. Jeśli określamy kryteria i uczymy się podejmować decyzje oparte na szacunku do siebie i innych, to nie ograniczajmy tego tylko do zachowań biznesowych. jeśli chcemy rozwijać się to warto rozmawiać o wszystkich sferach rozwoju, bo one się ze sobą wiązą.
Jest szereg komentarzy, które kuszą, by się do nich odnieść, ale teraz do jednego:
Jarek Says:
Alex
Piszesz:
“Taką definicją wrzucasz tam większość kobiet mających świadomość możliwości swojego ciała, bo są one znacznie większe od naszych I co teraz? ”
W takim razie może dodajmy do poprzedniej definicji
“oraz tam, gdzie kończą się potrzeby przeciętnej kobiety”
Jarku,
nie będę się biernie przyglądać, jak mężczyżni dyskutują o potrzebach kobiet:)
Co to znaczy „potrzeby przeciętnej kobiety”? Czy przeciętna kobieta to „średnia krajowa” czy „przeciętniak”?
Jeśli chcesz żyć z przeciętną kobietą, czy z kobietą o przeciętnych potrzebach i oczekiwaniach – to Twój wybór i masz do niego prawo. Nie masz jednak prawa oceny i „metkowania” słowem „erotomanka” każdej kobiety wyrastającą ponad Twoje wyobrażenie o „przeciętności” bądź przystającej do Twojej wiedzy o „średniej krajowej”. Jeśli powiesz, że chcesz aby Twoja partnerka miała potrzeby erotyczne na poziomie, któremu Ty jesteś w stanie sprostać, to ok. Ale wydaje mi się, ze zabrnąłeś trochę za daleko. Wystarczy, ze powiesz, ze partnerka powinna być zdrowa. Fizycznie i psychicznie. Erotomania jest zaburzeniem. Czerpanie przyjemności i dobrej energii z życia erotycznego jest objawem zdrowia:) Ważne, by nie krzywdzic drugiej strony i by wszystko, co robicie było akceptowane przez obie strony. Tylko tu jest granica.
Nawiasem mówiąc takie metkowanie dokonuje się w naszym społeczeństwie nad zwyczaj łatwo i często. Jesteśmy metkowani już w przedszkolu i w szkole, gdy odstajemy od innych i zwykle są to metki osłabiajace nasze poczucie wartości. W miarę jak dorastamy zmienia się niewiele, tylko my uczymy się lepiej sobie radzić i nie wywiera to aż takiego wpływu na nasz styl życia i bycia.
Ewa W pisze: „nie będę się biernie przyglądać, jak mężczyżni dyskutują o potrzebach kobiet:) Co to znaczy „potrzeby przeciętnej kobiety”? Czy przeciętna kobieta to „średnia krajowa” czy „przeciętniak”?”
Postuluję zatem, żeby każdy miał prawo do potrzeb powyżej przeciętnej i do zaspokojenia ich w równie wysokim stopniu – czyli także powyżej przeciętnej. Jak wszyscy będą powyżej przeciętnej, to i samopoczucie wzrośnie nam powyżej przeciętnego.
Ewa W
W mojej poprzedniej wypowiedzi trochę niefortunnie zostały zjedzone dwa słowa, przez co zmienił się sens wypowiedzi, ale zapewniam, że chodziło mi tylko i wyłącznie o przeciętne potrzeby seksualne kobiet, a nie o kobiety – jako „przeciętniaki”(słowo „przeciętniaki” uważam za wyjątkowo paskudne, pejoratywne określenie). Tym samym twierdzę, że każda kobieta może być wyjątkowa, nawet ta, która ma przeciętne potrzeby seksualne. Ewa dziękuje, że zwróciłaś na to uwagę :-)
Alex (sprostowanie dzięki interwencji Ewy)
W poprzednim komentarzu pisząc:
„Z tego co piszesz rozumiem, że wszystkie kobiety, które nie dały się zredukować do roli służącej i do obiektu na szybki numerek nie są jeszcze przebudzone seksualnie, ale przy zachowaniu pewnych dodatkowych warunków mogą zostać obudzone seksualnie. Jeśli tak, to gdzie według Ciebie kończą się przeciętne kobiety(pomijając te, które nie dały się zredukować do roli służącej i obiektu na szybki numerek), a zaczynają obudzone seksualnie?”
chodziło mi nie o „przeciętne kobiety”, a jedynie o „przeciętne potrzeby seksualne kobiet”, a więc:
„Jeśli tak, to gdzie według Ciebie kończą się kobiety o przeciętnych potrzebach seksualnych” (pomijając te, które nie dały się zredukować do roli służącej i obiektu na szybki numerek), a zaczynają obudzone seksualnie?„
Nie często staram się precyzować tego typu sprawy, stąd mimo moich starań, możliwe są pomyłki, za co przepraszam.
Pozdrawiam serdecznie
J.
Ciekawy post,
Pewnie zbyt ważny i uniwersalny temat, dlatego dyskusja mniejsza niż spodziewana.
Pozdrawiam,
Krzysiek
Ewelina
Dziękuje za wyjaśnienie. Zalecenie, aby nie brać sobie na głowę „projektów” dotyczy bardziej bliższych i intensywniejszych związków. W innych relacjach ta granica tolerancji jest zapewne nieco szersza, co pozwala ludziom uczyć się od siebie. Na pewno tez znajdą się ludzie, którzy Ci pomogą, ale bez intensywnego „wkładu własnego” w cały proces samorozwoju (do czego zaliczam tez umiejętność harmonijnego współżycia z innymi ludźmi) rokowania są kiepskie.
Kasia
Piszesz (zamieniłem kolejność): „Z racji wieku (23 lata) ….” oraz „Przede mną jeszcze nie jeden związek „ Gratuluję trzeźwości podejścia! Ja w Twoim wieku byłem znacznie bardziej zaślepiony :-)
Mówisz też „Jedyne czego oczekuję od przyszłego partnera to brak napierania w założeniu typowej rodziny „ Takie opinie słyszę coraz częściej z ust młodych kobiet i moim zdaniem jest to bardzo pozytywny objaw. Szkoda, aby większość kobiet rezygnowała z wielu możliwości samorealizacji zakładając tzw. „normalną rodzinę”, do tego jeszcze w stosunkowo młodym wieku.
Marcin
Dziękuję za poruszenie kwestii „genów”, jakoś to przeoczyłem.
Aleksandra
Dziękuję za interesujący przykład Twoich kryteriów.
Panowie, zobaczcie u Kasi i Aleksandry, że i w Polsce są takie kobiety!! To napawa optymizmem
Hanz
Nie odbieram Twoich wypowiedzi jako krytyki :-)
teraz rozumiem dokładniej, co miałeś na myśli.
Artur
Zainspirowałeś mnie, aby napisać post o związkach, bo chyba tutaj jest sporo nieporozumień :-)
Moniko
Dziękuję za wytłumaczenie różnicy pomiędzy iskrą a łutem szczęścia :-)
Ewelino
Piszesz: „Ja usłyszawszy coś takiego bym się chyba popłakała. „
Nie przywiązuj takiej wagi do oceny innych :-)
Potem : „Jeżeli nie potrafisz tego ocenić, to lepiej używać wyświechtanych stwierdzeń albo siedzieć cicho, bo można komuś naprawdę sprawić przykrość i w imię czego? „
To bardzo dobry postulat!!. Ja sam powtarzam moja radę „nie oceniaj i nie szufladkuj innych ludzi” mając za sobą nawet Biblie, która mówi „ nie sądź abyś nie był osądzonym”. Chyba kiedyś pisałem już o tym na blogu
Jarek
Chyba mylisz dwa pojęcia, a mianowicie urodę (czyli wygląd zewnętrzny) z atrakcyjnością fizyczną. Chyba napiszę o tym specjalny post, bo jest to bardzo rozpowszechnione, a szkoda.
Resztę chyba załatwiłeś w którymś z późniejszych komentarzy.
Krzysztof
Mówisz: „A może właśnie obserwujemy wysiłek wejścia na kolejny poziom cywilizacyjny?
Zdolność myślenia abstrakcyjnego, która umożliwia wyzbycie się namacalnych symboli i zastąpienia ich pojęciami? „
Nie wiem jak to jest ze społeczeństwem, ale jest to zdolność myślenia dużej grupy jednostek. Coraz więcej interesujących możliwości biznesowy też dotyczy „intangibles” :-)
Jeszcze raz do Jarka, tym razem o komentarzu o odrzuceniu.
Mam kłopot, aby wypreparować jakie właściwie stanowisko zajmujesz. Możesz, tak dla treningu, całkiem prosto napisać jakie ono jest? :-)
Ewa W
Witaj po przerwie :-)
Słusznie zwracasz uwagę na swoiste „rozdwojenie” życia wielu ludzi na zawodowe i prywatne. Takie rozdwojenie jest szkodliwe dla samopoczucia i rozwoju jednostki (bo zamiast tego powinna coś zmienić z jednym z tych „żyć”), szkoda że wiele osób o tym nie wie.
O „metkowaniu” mam już od 2 tygodni gotowe 80% postu , może sprężę się, aby go dokończyć:-)
TesTeq
Po przeczytaniu Twojego komentarza:
„Postuluję zatem, żeby każdy miał prawo do potrzeb powyżej przeciętnej i do zaspokojenia ich w równie wysokim stopniu – czyli także powyżej przeciętnej. Jak wszyscy będą powyżej przeciętnej, to i samopoczucie wzrośnie nam powyżej przeciętnego. „
pomyślałem w pierwszej chwili : „ co za pusta i do tego nielogiczna zabawa słowami!!!” (nielogiczna bo wtedy wzrośnie przeciętna)
Ale może po prostu coś przeoczyłem, dlatego pytam „ what is your point?”
Ostatni raz Jarek :-)
Pytając :” „Jeśli tak, to gdzie według Ciebie kończą się kobiety o przeciętnych potrzebach seksualnych” (pomijając te, które nie dały się zredukować do roli służącej i obiektu na szybki numerek), a zaczynają obudzone seksualnie?„ chyba znowu namieszałeś :-)
Przeczytaj proszę uważnie moje słowa, do których się odnosisz.
Mówisz: „Nie często staram się precyzować tego typu sprawy, stąd mimo moich starań, możliwe są pomyłki, za co przepraszam. „
Pamiętaj, że to jest blog edukacyjny i jeżeli ktoś ma próbować nowych dla niego aspektów komunikowania i popełniać przy tym błędy, to właśnie tutaj :-)
Dopóki nie robimy ataków osobistych na inna osobę, to nie ma potrzeby przepraszania jak coś nie wyjdzie.
Krzysztof Kowalczyk
Jak widać dyskusja trochę nam się rozwinęła, więc się zastanawiam, czy mam napisać kolejny post z tej działki, czy tez wrócić do tak prostej w porównaniu i banalnej rzeczy jaka jest zarabianie pieniędzy :-)
Pozdrawiam wszystkich serdecznie
Alex
Ewelinko
Chyba wolałabym usłyszeć, że mam „rubensowskie kształty” z ust kogoś miłego i wypowiedziane w symatyczny sposób niż, że jestem anorektyczka, że mam szczurzą mordkę, i że żebra można mi policzyć, a za ramię nie można mocniej chwycić bo od razu są siniaki … Są plusy i minusy jednego i drugiego, najważniejsze abyśmy sami ze swoją chudością czy też otyłością dobrze się czuli i akceptowali. To co inni o nas mówią czy powiedzą to też nie ma co od razu do siebie tego brać. Poprostu liczmy się z tym, że są ludzie nam życzliwi i tacy co chętnie nam dokopią przy każdej okazji.
Jarku
Zgadzam się z Tobą, że uroda drugiej osoby jest ważna – w końcu to jest to pierwsze wrażenie, które będzie pozytywne albo nie. Aczkolwiek wiem z doświadczenia, że niech bedzie najpiekniejszy, najbardziej przystojny a nie będzie miał tego czegoś czego szukamy to nawet po pierwszym wrażeniu kiedy serce zaczyna szybciej bić na jego widok to staje, jak się odezwie a gorzej jak wcale nie można się dogadać i wtedy co?? Tylko sex bo piękne ciało?? ale lepiej niech się nie odzywa bo czar pryska???
A co to jest „ponadprzeciętne zainteresowanie się seksem”??
Alex pisze: „pomyślałem w pierwszej chwili : 'co za pusta i do tego nielogiczna zabawa słowami!!!’ (nielogiczna bo wtedy wzrośnie przeciętna)
Ale może po prostu coś przeoczyłem, dlatego pytam 'what is your point?'”
My point is: Mówienie o przeciętnych potrzebach człowieka w jakiejś dziedzinie ma niewiele wspólnego z logiką – temat jest zbyt złożony. O ile można wyliczyć przeciętny wzrost lub przeciętną wagę członka danej społeczności, o tyle nie istnieje wzorzec przeciętnych potrzeb erotycznych. Nie można więc mieć tych potrzeb ani większych, ani mniejszych od przeciętnej. Ponieważ jeden z wątków dyskusji skupił się na roztrząsaniu tej kwestii, znużony wpisałem swój nielogiczny komentarz. W przyszłości postaram się wyrażać jaśniej.
Artur,
a powiedz mi proszę jak długo można walczyć? Czy powinno się zabiegać, o coś co powoduje więcej „bólu”, niż radości? Może na małym przykładzie… jest mi dobrze w związku, darzę osobę silnymi uczuciami, nie chcę osoby skrzywdzić i siebie również, natomiast po jakimś czasie odkrywam (tu: nie zauważyłam wcześniej, osoba się zmieniła, ja się zmieniłam, razem się zmieniliśmy, wcześniej to nie wyszło) coś (mój przykład: osoba nie reaguje, jak odnoszę sukces, nie ma jej, kiedy jest mi źle), co nie wpasuje się w to, jakie relacje chcę ze swoim partnerem budować. Mówię partnerowi, jak ja się z tym czuję, jakie mam potrzeby, jeśli to nie skutkuje żadną zmianą w przyszłości, to dalej mam walczyć o ten związek?
Jako, że nie znam wielu osób, które od razu mówią „żegnaj”, myślę sobie, że odchodzą wtedy, kiedy ich wzajemne potrzeby nie są zrealizowane i nie będą. W biznesie jest podobnie: są takie kryteria, które mogą wykluczyć sprzedaż u danego klienta, pomimo super relacji/ znajomości,…
A jeśli chodzi o Twoje pytanie dotyczące różnic w związku… Z mojego doświadczenia ten układ się nie sprawdza w długich relacjach, krótkotrwałe a i owszem, bo są fajerwerki (fajnie jest pooglądać je na niebie, np w czasie sylwestra, jednak codziennie?). Nie jest też tak, że takich związków nie ma, bo są, nawet takie znam. jak obserwuję jednak jakość tych relacji, to się zastanawiam jakie te osoby mają korzyści pozostając w tym związku, no bo jakieś na pewno.
Wydaje mi się, że temat pozostawania w związku rozpoczyna się od naszej świadomości samego siebie i tego, co chcemy, w jakich sytuacjach/ związkach/ z jakimi osobami jesteśmy „w pełni sił”, jak również tego, na ile jesteśmy w stanie zrezygnować/ czy w ogóle z naszych potrzeb.
Pozdrawiam z najcieplejszej dziś części Polski – Wrocławia:)
Witam
Aleksandra
Dziękuję za wyjaśnienie obu kwestii. Co do kończenia związku, to z wcześniejszych wypowiedzi wywnioskowałem, że od razu zakończyłaś związek bez próby zmiany (co nie byłoby zbyt mądre, z tym wszyscy się chyba zgodzą?). Po wytłumaczeniu również podpisuję się jako zwolennik metody opisanej przez Ciebie w ostatniej wypowiedzi.
Również pozdrawiam z Wrocławia :)
Aleksandro,
Cieszę się, ze za kilka dni będę w tym samym ciepłym Wrocławiu:)
Moje poglądy w kwestii partnerstwa / związku ewoluowały przez lata.
dziś śmiało mogę mówic podobnie do Ciebie: dzieci zdecydowanie nie (te u innych ok, byle w niezbyt duzej dawce), małżeństwo jako formalizowanie związku nie jest mi do niczego potrzebne , czasem ludzie z siebie „wyrastają” i nie ma powodu, by trwać w czymś, co dawno przestało mieć walor dobrego, ubogacającego związku. Monogamia – tak, w takim rozumieniu jak pisał o tym Alex w „seryjnej monogamii”. Wzajemne poznawanie siebie – tak, rozwój – tak, przestrzeń w związku i autonomia – tak, wzajemne wsparcie – tak, zaufanie i szacunek – konieczne.
Poruszyłaś wątek walki o związek. Ja jestem przeciwniczką walki – zarówno tej o pokój, jak i tej o zdrowie, o związek, o partnera, tym bardziej o milosć… Walka oznacza ofiary, koszty, zawirowania, destrukcję… Oznacza przegranych i zwycięzców.
Zamiast walki wskazane są: dbałość o związek, dbałość o zdrowie, dbałosć o pokój, wzajemna troska partnerów o siebie samych i siebie wzajemnie, pielęgnowanie uczuć. Wojna staje sie wtedy niepotrzebna.
Podobnie jest w biznesie – zamiast np. walki o rozwój firmy proponuję troskę i starania o rozwój firmy (działania).
Już na poziomie werbalnym jest w tym mniej agresji a więcej pozytywnych emocji / dzialań. Kiedy mówimy o walce – zwykle kojarzymy to slowo z agresją. Kiedy mówimy o trosce czy dbałosci – skojarzenia są na ogół pozytywne.
Walka o związek oznacza, że wyjdę z tego mniej lub bardziej ale poobijana. Jestem zwolenniczką minimalizowania strat:). Dodatkowo – związek to dwie osoby (minimum). W pojedynkę nic się tu nie zdziała. Lepiej odejsć i tworzyć nowy dobry związek. Albo go nie tworzyc – w byciu samej (samemu) nie ma niczego niezwykłego. Ważne, by ludzie byli ze sobą jeśli chcą tego wzajemnie i rozstawali się, gdy związek się skończył. Nawet jesli to boli.
Artur, napisałeś:
z wcześniejszych wypowiedzi wywnioskowałem, że od razu zakończyłaś związek bez próby zmiany (co nie byłoby zbyt mądre, z tym wszyscy się chyba zgodzą?).
Nie zgadzam się! po pierwsze z oceną – co to znaczy nie madre, mądre? Moze typowe lub nietypowe, dobre dla związku lub złe dla związku, dobre dla Aleksandry, złe dla Aleksandry.. Moje doswiadczenia mówią, ze niekiedy szybkie cięcie jest lepsze niz podejmowanie działań naprawczych.
Moniko Rogalska:
Zgasiłaś moje żółte światełko i masz zielone :-). Miło mi też, że pokazujesz swoją bliznę. Chylę czoła. Teraz rozumiem jakie znaczenie ma dla ciebie słowo „miły”: wzbudzający miłość.
Alex:
Cieszę się, że mogłem pomóc.
MfG Marcunio
Alex,
Nie podejrzewałbym Ciebie o chęć pisania o rzeczach prostych i banalnych. To chyba nie specjalnie pasuje do wybijania się ;)
Pozdrawiam,
Krzysztof Kowalczyk
Ewa
Zgodzę się co do źle użytego słowa (chodzi o „mądre”). Jednak nie mogę się zgodzić z tym, żeby kończyć związek bez wcześniejszego starania się o jego naprawę. Związaliśmy się z tą drugą osobą dlatego, że było nam z nią dobrze na początku. Później coś się zepsuło i zwykłe zakończenie, bez możliwości poprawy dla tej drugiej osoby, jest nie fair. Tak na prawdę nie wiemy co by było, gdybyśmy zamiast nagłego rozstania próbowali naprawić związek.
pozdrawiam
Ewa W,
Protestuje stanowczo. Dbałość nie wystarczy.
Gratuluje szczęścia w życiu, jeśli nie musiałaś w nim o nic walczyć. Nie każdy je ma. I tak „Wszystko co dobre przychodzi mi bez trudu” brzmi ładnie i ma sens. I uważam, że jest złudne, bo dalej wymaga to pracy, a czasem walki. Niektórzy muszą walczyć być dostać cokolwiek dobrego. Inni po prostu chcą walczyć o coś lepszego.
Może najpierw moja definicja by mówić o tym samym owocu:
Walka jest wtedy gdy musimy realnie ryzykować, że się nie uda, że stracimy nasz czas, środki i nie będzie z tego efektów. Walka jest wtedy gdy ryzykujemy, że zostaniemy obici, nadszarpnięci, opluci, nie zrozumiani, zignorowani itp. I nic z tego nam nie przyjdzie, a możemy stracić.
Po pierwsze walczyć warto w mojej opinii
Znam takich ludzi co lubią wchodzić na stos kamieni, by później z niego skoczyć. Robią to mimo bólu, mimo złej pogody, mimo długie drogi i kupy czasu jaki w to się wkłada. Znam takich, którzy w relacje inwestują dużo czasu i walczą o nie. Ale tylko gdy uważają, że warto. Bo czasem są różnice, które poważnie przeszkadzają na początku, ale ludzi jest tylko 6 miliardów, to nie dużo by znaleźć pewnych przyjaciół, którzy się sprawdzą w przyszłości. Pewne cechy pozwalają na zbudowanie silnych relacji, ale są inne cechy, które wstępnie nas odpychają. To tak jakby skazywać ludzi na stratę od razu bo mają piegi. Alex mówi, że trzeba określić swoje potrzeby, jasne, ale warto sprawdzać, czy to się z czasem nie zmienia. Każdy związek to jest chemia, dwie osoby na wzajem się zmieniają. Moim zdaniem warto się czasem postarać. To jest zwykła inwestycja z dużą możliwą stopą zwrotu i dużym ryzykiem.
Po drugie niektórzy walczyć muszą by dostawać cokolwiek dobrego
W pierwszym roku mojego życia lekarze poinformowali moich rodziców, że będę ciężkim dzieckiem. Rokowałem na typ niepełnosprawny fizycznie i umysłowo. Mogłem dbać o to by być zdrowym, dbać o rozwój. No i byłbym wtedy pewnie zadbanym chorowitym i niedouczonym typem. Widziałem jakie mam braki, jak daleko mi do wszystkich moich rówieśników, nie wiedziałem jak źle to wcześniej wyglądało.
O ile z umysłem to w dużej mierze był fałszywy alarm – po prostu myślę trochę inaczej, choć bez fuksu bym i tak został uznany za lenia, nieuka i został gdzieś na szczeblach edukacji. Dalej nie umiem dodawać ;) (jeszcze nigdy nie udało mi się za pierwszym razem umieścić posta na tym blogu), a „proste rzeczy” przychodzą mi z dużym trudem.
O tyle ze zdrowiem to spędziłem tą podobno beztroską część życia jeżdżąc po szpitalach, przeszedłem operację i kilka zabiegów. I dalej byłem według lekarzy chory. Dalej jestem. W wojsku od razu dali mi E. Lekarze powiedzieli, że muszę o siebie dbać, nie przemęczać się, nie biegać, nie szaleć, nie wygłupiać się. Pilnować i takie tam. Przez kilka lat dbałem o siebie, lekarze byli zadowoleni, ja stałem w miejscu.
No ale postanowiłem walczyć, starać się, w bólu, ryzykując, wbrew zaleceniom i kilku przepisom. Teraz po 8 latach mogę pozwolić sobie na coś co wcześniej było poza moim zasięgiem, jak intensywne chodzenie po górach, regularna siłownia czy wcześniej 4 treningi sztuki walki w tygodniu. To podobno mogło mnie wcześniej zabić. Wcześniej mówiono mi po prostu nie mam talentu albo możliwości by coś robić. Teraz mi mówią, że z takim talentem to trzeba się urodzić. I tak wyszedłem z tego poobijany, z drobnymi przykrościami dla mnie i moich bliskich (dzięki oczywiście życzliwości innych ludzi). Poniosłem więc ofiary, ale nie rozumiem jak można sprzeciwiać się walce.. gratuluje fuksu tym, którzy nie muszą walczyć, ale sorry niektórzy o życie na jakimś poziomie walczyć po prostu muszą.
Krzyś
Dzień dobry !
Przede wszystkim kryteria ulegają często zmianie, bo nagle zauważamy, że dojrzeliśmy, a właściwie cały czas dojrzewamy do pewnych życiowych decyzji.
Szczęśliwi Ci, którzy mają kryteria niezmienne od wielu lat i znaleźli drugą połówkę/partnera/etc. Jeszcze bardziej szczęśliwi Ci, którzy potrafią w swoich „idealnych” kryteriach dokonywać modyfikacji i poznawać jeszcze bardziej interesujących ludzi :)
Mam niecałe 24 lata i moje kryteria na pewno nie dadzą „odkrywczego” punktu widzenia czy spojrzenia na relacje damsko-męskie dla wielu czytelników tego blogu.
Jest jednak parę aspektów, które w przeciągu 8 lat zmieniły się o prawie 360 stopni, które są dość istotne. Doszło też parę nowych, które gwarantują dobre samopoczucie.
Na wstępie zaznaczam, że nie szukam idealnego partnera.
Po pierwsze parę dobrych lat temu zrozumiałam, że nie ma „księciów z bajki”. Nie interesowali mnie mężczyźni prawie kompletnie aż do studiów (z drobnym wyjątkiem). Po drugie, po co mam się męczyć i szukać kogoś na siłę? Zwyczajnie nie chce mi się „szukać” (przyznaję się do „lenistwa”, choć z zewnątrz to tak nie wygląda). Jak będzie czas i okoliczności to znajdzie się ta osoba, wystarczy być uważnym obserwatorem.
Kryteria nastolatki:
-odpowiedni wygląd: wysoki, wysportowany, silny-„mania na sportowca” :)
-inteligentny,
-inne cechy, które zapewne pojawiłyby się, gdybym poznała jednego z chłopców.
Bardzo dziecinne podejście. Wiele dziewczyn/kobiet posiada niestety i „stety” takowe podejście przez całe życie. Nie mniej nie chcę nikogo urazić. Jeśli stosując kryteria ww. jest się szczęśliwym i trafi się w punkcie: „inne cechy” na bardzo interesującą osobowość to należy tylko gratulować farta. Kryteriów było oczywiście o wiele więcej, wymienienie ich wszystkich nie miałoby w tej chwili większego znaczenia.
Obecnie sytuacja diametralnie się zmieniła. Skupiłam się na sferze umysłowej, duchowej. Otóż jak wielu czytelników wspomniało ważne jest zastanowić się najpierw nad sobą. Aby ustanawiać kryteria powinniśmy być w zgodzie z naszym umysłem. Liczy się poczucie własnej wartości.
Kryteria młodej kobiety:
-inteligentny,
-oryginalny, mający ciekawe zainteresowania(fajnie, gdyby parę z nich pokrywało się z moimi), na pewno wielkie „nie” dla nudnych,
-odpowiedzialny,
-radosny, optymista, potrafiący/starający się rozwiązywać problemy, a nie narzekać,
-mający poczucie własnej wartości-ważne by był pewien swoich umiejętności, czyli pewny siebie,
-ciekawy świata jak dziecko, nie stroniący od podróży, zmian, traktujący życie, jak źródło wszelkiego dobra, z którego można korzystać, i którym można się cieszyć,
-szczery, jak i delikatny w rozmowie,
-szanujący, dżentelmen.
-pieniądze: mający zdrowy stosunek do pieniędzy, potrafiący się nimi cieszyć, nie stawiając ich na najwyższej półce wartości.
I co mnie bardzo pociąga, a jednocześnie onieśmiela:
-elektryzujące spojrzenie, powodujące, że kobieta czuje się czasem zupełnie bezbronna, czyli siła, pewność siebie i figlarność w oczach.
Jak zauważyliście o wyglądzie nie pojawiło się nic z wyjątkiem spojrzenia. To wynik dojrzewania umysłu oraz pewnego pięcioletniego doświadczenia, które dostarczyło paru dobrych informacji o płci męskiej i pozwoliło dotrzeć do samej siebie.
A na koniec: bądźmy sobą.
P.s.: warto czasem zmienić kryteria, mimo, że na pierwszy rzut oka mogą wydawać się idealne. Często potem można się bardzo przyjemnie rozczarować. Przykład: kiedyś narzekałam na małe powodzenie u płci przeciwnej, nie mniej teraz przeszłam samą siebie, co chwilę „odpieram ataki zalotników” (nawet tych zajętych) :) Gdyby tylko większość z nich odpowiadała kryteriom…
Pozdrawiam, Agnieszka.
Krzysztof Rakowski (31.03.09/12:46),
Ciekawa opinia… o tym torcie… :) Dość dwuznaczne, jednakże nie byłby taki pewny, czy to odpowiednie określenie jak dobierać partnera…
Kuba Mendys (01.04.09/13:40),
Raczej powinniśmy dążyć do tego, aby nie musieć takich przypominaczy sobie ustawiać. Pomyśl moment, do ilu rzeczy by trzeba takie obietnice składać? Trzeba raczej ćwiczyć pamięć i własną świadomość…
Ewelina (01.04.09/21:00),
Nie mówi się na głos bo to zwykle temat który może kogoś zranić. Gdy już wypływa potrzeba określenie kogoś to szuka się jakiegoś opisu „miłego”.
Waga normalna – najczęściej spotykana. Nienormalna to albo bardzo niska, albo bardzo wysoka – czy jest coś złego w tym określeniu? To jak określić kogoś o wadze przeciętnej? Mówi się – normalna. Jak już mówiłem – wynika to z rozkładu naturalnego. Pejoratywności tego słowa można się dopatrywać chyba tylko wtedy, gdy się ma jakieś straszne kompleksy na tym punkcie ;)
Odnośnie tej normalności – nie, ludzie boją się słowa „normalne”. Za czasów jak przesiadywałem na portalach randkowych to właściwie na każdym profilu opis mówił iż „jestem inna niż wszystkie, nie jestem normalna, bla bla bla, foobar”. Tak, ludzie boją się słowa „normalne” i unikają jak ognia – a czy jest się czego bać? Nienormalności też nie należy się przecież bać – sam fakt jej występowania potwierdza, że jest to naturalne :)
Co do „rubensowskich kształtów” to podajesz co Ty chcesz usłyszeć. Załóżmy, że dana kobieta o wadze powyżej przeciętnej jest gdzieś na jakimś… Np. bankiecie. Dwóch mężczyzn rozmawia, i jeden się pyta drugiego:
– „Dominika, to jest ta o tych rubensowskich kształtach w czerwonej sukience?” (bo stała obok innej kobiety w czerwieni).
– „Taaaa… To ona”
Teraz załóżmy, że ta Dominika usłyszała tą rozmowę kątem ucha. Jakie będzie jej nastawienie do pytającego się w wypadku rubensowskich kształtów? A jakie będzie jakby powiedział „gruba”? Ja widzę dużą różnicę.
Kobietą po obu stronach wagi nie byłem, to fakt, ale jestem mężczyzną po „większej stronie wagi”, a bywało, że byłem i jeszcze dalej… Więc mniej więcej wiem jak to jest – wolę usłyszeć „solidnie zbudowany”, niż „gruby”… ;)
Co do naszej dyskusji o statystyce to podajesz trochę zły przykład. Ja tu nie mówię o pojęciu średniej, tylko o pojęciu rozkładu naturalnego… ZObacz jak on wygląda i pomyśl jak obrazowana może być waga społeczeństwa…
Ewelina (02.04.09/08:19),
Mówisz o scenariuszu, że kobieta „skamla”. Więc co byś zrobiła? Ja bym powiedział, że ma „śliczne rubensowskie kształty” i zapewne byłoby to najlepszą formą rozładowania takiej rozmowy…
Oczywiście, nie mówi się tak do pierwszej napotkanej kobiety na ulicy, skąd Ci to na myśl przyszło? Ale jeśli kogoś się zna trochę to już inaczej. Nie mówiłem nigdy, że należy tak mówić…
Dalej też nie odpowiedziałaś mi, jak można „w miarę sympatycznie” określić osobę o bardzo niskiej wadze. Raz się pytałem już – pytanie nadal jest otwarte… :)
pozdrawiam weekendowo :)
WW
„jak można “w miarę sympatycznie” określić osobę o bardzo niskiej wadze”?
Dla Mnie najbardziej miłym określeniem było „figura modelki” od znajomej o „normalnej” figurze, oczywiście w pozytywnym znaczeniu :-) .
Pozdrawiam, Katarzyna J.
Kasiu, racja, w jakimś kontekście jest to miłe, jednak dla mnie (i nie tylko mnie) modelki są synonimem chudości i kościstości [ ;) ] dlatego takie określenie może być pejoratywne. Może inaczej sformułuję pytanie – jak określić kobietę o niskiej wadze i kompleksami na punkcie swej niskiej wagi?
Artur,
Napisałeś, że
zwykłe zakończenie, bez możliwości poprawy dla tej drugiej osoby, jest nie fair. Ja napisałam, ze niekiedy szybkie cięcie jest lepsze niz podejmowanie działań naprawczych. Czasem ważniejsze jest, by ochronić siebie niż naprawiać związek, nawet ten, w którym na początku było dobrze. Skrajnym przykładem może być zwiazek, w którym pojawia się przemoc 9ale to nie jedyna sytuacja, której dotyczy rezygnacja z planu naprawczego). Nie wiem, co rozumiesz przez „zwykłe zakończenie”. Odejscie z wyjaśnieniem dlaczego, a więc informacja zwrotna, daje partnerowi szansę na zmianę w jego kolejnych związkach lub zmianę w sobie i to według mnie jest fair. Znowu przypomnę, ze nie odnoszę tego do każdej sytuacji.
Krzyś,
Napisałeś:
Gratuluje szczęścia w życiu, jeśli nie musiałaś w nim o nic walczyć. Nie każdy je ma. I tak “Wszystko co dobre przychodzi mi bez trudu” brzmi ładnie i ma sens. I uważam, że jest złudne, bo dalej wymaga to pracy, a czasem walki. Niektórzy muszą walczyć być dostać cokolwiek dobrego. Inni po prostu chcą walczyć o coś lepszego.
Na jakiej podstawie, kierujac się jakimi informacjami pochodzacymi ode mnie uznałeś, ze skoro nie jestem zwolenniczką walki, to znaczy ze wszystko przychodziło mi bez trudu i ze miałam szczęscie, którego inni nie mieli?
Mam wrażenie, że połączyłeś sobie w jedno dwie rzeczy:moje stwierdzenie, że jestem przeciwnikiem walki i proponuje zamiast walczyc o coś dbać o to (w znaczeniu dbałości i starań) z tytułem Alexowego postu “Wszystko co dobre przychodzi mi bez trudu”, i w tym kontekście zinterpretowałeś moje słowa nadajac im znaczenia, których ja im nie dałam. Ja nie powiedziałam, że wszystko przychodzi mi bez trudu i dlatego jestem przeciwnikiem walki. Ja uważam, ze walka nie jest preferowanym przeze mnie sposobem osiągania celów.
Nie będę wchodzic w licytowanie się, w czyim życiu było / jest łatwiej w czyim nie, bo nie o licytowanie się chodzi.
Napisałeś: Walka jest wtedy gdy musimy realnie ryzykować, że się nie uda, że stracimy nasz czas, środki i nie będzie z tego efektów. Walka jest wtedy gdy ryzykujemy, że zostaniemy obici, nadszarpnięci, opluci, nie zrozumiani, zignorowani itp. I nic z tego nam nie przyjdzie, a możemy stracić.
Słowo „dbałość” rozumiem jako troskę i jako staranie (a więc jest tu wysiłek, praca, w tym praca nad sobą, pokonywanie swoich ograniczeń, a zatem rozszerzanie swoich mozliwosci). Tego dopełnienia zabrakło w moim poprzednim komentarzu.
Jeśli nawiazać do związku – walka o związek takze wydaje mi się niecelowa . Troska o związek, staranie wkładane w pielęgnowanie tego co dobre – tak. Gdy ryzyko jest zbyt duże – to jak we wspinaczce – warto umieć się wycofać, nawet odciąć linę, by nie stac się ofiarą własnych starań czy ambicji.
Ja mówię o walce, gdy jest przeciwnik, gdy ktos atakuje lub gdy my atakujemy. Walka zakałda agresję i budzi agresję.. Natomiast ryzyko, o którym piszesz pojawia się zawsze, gdy podejmujemy jakieś działanie, staranie, wysiłek. Ja jestem zwolenniczką starania się, dbania, wysiłku, pracy, ale dla mnie nie oznacza to walki. Powiem więcej: nie jest koniecznym podejmowanie walki, nawet gdy mamy wrogów czy przeciwników. Ja mogę wrogów akceptować lub nie, mogę ich omijać, mogę isć swoja drogą bez konfrontacji w walce, pozornie absurdalnie – mogą być oni moim wzmocnieniem.
Myslę, że różnice w naszym podejsciu do walki mogą też wynikać z odmiennego postrzegania swiata. Obserwuję wielu ludzi, którzy postrzegaja świat jako pełen zagrozeń, niebezpieczeństw, ograniczeń, z koniecznością toczenia walki o wszystko. Każdy podejmowany wysiłek traktują jako walkę. Walczą o dobre stopnie wszkole, o dobrą opinie otoczenia, o lepsze miejsce pracy etc. Ale z kim walczą? Z jakim wrogiem? Ze sobą? Z opiniami otoczenia? Ja ze soba nie walczę – dbam o swój rozwój. Ze swoimi słabosciami nie walczę – pracuję nad tym, by je zmieniać lub akceptuje je. Z opiniami nie walczę – szkoda na to mojej energii.
Ja sama miewałam momenty postrzegania swiata jako wrogiego, najeżonego trudnościami, niebezpieczeństwami. To powodowało zupełnie inne wykorzystywanie przeze mnie mojej energii i czasu. Od pewnego już czasu (wykonałam w tej kwestii i wykonuję sporo pracy nad sobą) postrzegam swiat jako fascynujacy, pełen ciekawych mozliwości, szans, jako pełen inspirujacych ludzi gotowych mnie wspierać jeśli o to poproszę etc.
W takim świecie nie muszę walczyć, a jedynie wykonać pracę, postarać się, włożyc wysiłek w to, by realizować swoje plany i naturalne jest, że ponoszę ryzyko, iż nie zawsze uda mi się to osiagnąc od razu, że może będę musiała postarac się bardziej albo znaleźc inna drogę. Jak przy wspinaczce (to znam z praktyki) – wkładam wysiłek, uważam na precyzję każdego kroku, przewiduję niebezpieczeństwa i omijam je lub korzystam z dodatkowej asekuracji. Ale wspinaczka zawsze była dla mnie przyjemnym sportem a nie koniecznoscią.
Krzyś:
jeszcze dopowiedzenie do Twojego tekstu : Niektórzy muszą walczyć być dostać cokolwiek dobrego.
Jeśli coś usyskałeś w wyniku stoczonej walki to wywalczyłeś to a nie dostałeś. Jeśli chcę dostać coś, to o to proszę, a nie walcze o to. Ta droga wydaje mi się prostsza, poza tym wtedy mam szansę rzeczywiscie dostać:)
Pozdrawiam, Ewa
Alex
Piszesz:
„Chyba mylisz dwa pojęcia, a mianowicie urodę (czyli wygląd zewnętrzny) z atrakcyjnością fizyczną.”
Masz rację – nie widzę różnicy i co gorsza, nie mam też pomysłu, gdzie szukać informacji na temat różnic.
Może i masz rację, że to jest warte odrębnego postu, ale czy tak na szybko mógłbyś napisać parę zdań na temat różnic pomiędzy urodą i atrakcyjnością fizyczną?
O odrzuceniu…
piszesz:
„Mam kłopot, aby wypreparować jakie właściwie stanowisko zajmujesz. Możesz, tak dla treningu, całkiem prosto napisać jakie ono jest?”
Spróbuje :-)
A wiec…
Jeśli zakładam, że w jakimś przypadku partnerka może być ze mną tylko z powodu wcześniej złożonej obietnicy, a nie z miłości, to tym samym zakładam również, że partnerka może przestać mnie kochać.
Jeśli zakładam, że partnerka może przestać mnie kochać, to zakładam, że mogę zostać odrzucony. Jeśli zakładam, że mogę zostać odrzucony to:
1. zakładam również, że nie jestem wystarczająco dobry, żeby być z moją partnerką – to wpływa ujemnie na moje poczucie wartości;
2. związek traci na jakości i np. może być tak, że wzajemna bliskość może być za duża i będzie brakować przestrzeni (kiedy podświadomie boje się odrzucenia), lub za mała (kiedy podświadomie przygotowuję się na odrzucenie).
3. partnerką „widzi” (a konkretnie: intuicyjnie „czuje”) moje działania (które są podświadomie sterowane przez założenie odrzucenia), czyli np. „widzi”, że chce być z nią, ale jednocześnie z jakichś powodów daje jej do zrozumienia, że nie jestem wystarczająco dobry, żeby z nią być(punkt pierwszy) i odpowiednio na to reaguje.
Nawet jeśli chciałaby świadomie reagować inaczej, to na dłuższą metę nie będzie potrafiła, bo przyczyny jej reakcji leżą poza jej świadomością.
Po pewnym dłuższym czasie takich działań z mojej strony oraz reakcji na moje działania z jej strony – dochodzi do rozstania, bo kobieta mówi – „nie kocham już” i związek się rozsypuje.
…
I w ten sposób podświadomość dałaby mi to, co bym sobie założył i nie ma znaczenia, czy bym założył to świadomie, czy tylko podświadomie, bo pewne założenia w świadomości pociągają za sobą kolejne założenia w podświadomości.
A wiec moje stanowisko jest takie: jeśli jestem z kobietą, którą kocham, i która mnie kocha – to tylko na całe życie, albo wcale. Jak się gdzieś po drodze coś popsuje między nami, to dopiero wtedy będę o tym myślał. Teraz o tym nie myślę, nie zakładam, nie kombinuje.. i nie dlatego, że jestem lekkoduchem – wręcz przeciwnie, robię to – jak widać – z czystego wyrachowania.
Moje pytanie, w którym namieszałem dotyczyło przebudzonych seksualnie kobiet.
Alex jeśli możesz, to napisz parę słów, kim według Ciebie są kobiety przebudzone seksualnie, a kim nie są, i kiedy się stają przebudzone seksualnie.
Pink:
Piszesz:
„Tylko sex bo piękne ciało?? ale lepiej niech się nie odzywa bo czar pryska???”
Według mnie atrakcyjność fizyczna(bądź uroda), to jakgdyby tylko pierwsze kryterium, ale oczywiście nie może być ostatnie.
Piszesz:
„A co to jest “ponadprzeciętne zainteresowanie się seksem”??”
Jeśli przeciętne – to normalne, a normalne jest zdrowe, i jeśli ponadprzeciętne jest nadmierne, a nadmierne nie jest normalne, to wtedy to, co nie jest normalne, nie jest też zdrowe, a to co nie zdrowe, jest chore, lub jak w tym przypadku – chorobliwe, czyli wyrażające się w braku mocy do oparcia się pokusie nadmiaru seksu – czyli to jest wtedy, kiedy sex nas opętał i rządzi nami, a my nie jesteśmy w stanie tego kontrolować. Proste :-)
Pozdrawiam serdecznie
J.
Pink
Piszesz: „Tylko sex bo piękne ciało?? „ Do dobrego seksu to z pewnością nie wystarczy :-) I nawet nie chodzi o „odzywanie się”.
Zobacz najbliższy post o urodzie i atrakcyjności fizycznej
TesTeq
Dziękuję za wyjaśnienie. Tak jest znacznie klarowniej i trudno się z tym nie zgodzić :-)
Krzysztof Kowalczyk
Piszesz :”Nie podejrzewałbym Ciebie o chęć pisania o rzeczach prostych i banalnych. To chyba nie specjalnie pasuje do wybijania się „
Zdziwiłbyś się jakie rezultaty czasem osiągam zmieniając rzeczy proste i banalne :-)
Krzyś
Mówisz:”Walka jest wtedy gdy musimy realnie ryzykować, że się nie uda „
Za każdym razem jak próbuje czegoś nowego realnie ryzykuję, że coś zakończy się niezgodnie z moimi chęciami (Ty mówisz wtedy „nie uda się”)
Mimo tego większość takich przedsięwzięć jest dla mnie zabawa i nauką a nie walką.
Jak to wytłumaczysz w świetle Twojej definicji?
Walka o relację jest dla mnie czymś abstrakcyjnym, to trochę jakbyś chciał ożywić zwłoki. Bliska relacja, o którą trzeba walczyć to trup, nawet jeśli go ożywisz, to często kończy się to prawdziwym zombie :-) Jak ktoś lubi horrory to proszę bardzo, ja tam wchodzę w relacje (wszelkiego rodzaju) po to, aby wzbogacać życie zarówno moje, jak i tej drugiej strony/stron.
To napisawszy oczywiście mam szacunek dla tego, co Ty osiągnąłeś mimo niesprzyjających okoliczności. Zwróć jednak uwagę, jak daleko to, co napisałeś odchodzi od tematu relacji damsko-męskich. A tam zombie to jest zombie, nawet jak ma ładną buzię.
Agnieszko
Dziękuję za Twoje kryteria i punkt widzenia.
Podyskutujmy po kolei:
Piszesz:” Po drugie, po co mam się męczyć i szukać kogoś na siłę? „
Z tym „na siłę” zgadzam się w 100%, trzeba tylko uważać aby nie pomylić tego z całkowitą biernością, bo wtedy jesteśmy w sytuacji rozbitka, który siedzi na plaży i patrzy co mu morze na brzeg wyrzuci.
Te wspomniane przez Ciebie kryteria nastolatki, to jest powszechny błąd młodych facetów, który często jest przez nich powtarzany aż do późnej starości :-)
Napisze o tym w najbliższym poście.
Bardzo ciekawe jest to, co napisałaś: „I co mnie bardzo pociąga, a jednocześnie onieśmiela:
-elektryzujące spojrzenie, powodujące, że kobieta czuje się czasem zupełnie bezbronna, czyli siła, pewność siebie i figlarność w oczach. „
To jest coś, co pociąga bardzo wiele ciekawych kobiet w bardzo szerokiej gamie wiekowej :-)
Wasz problem polega na tym, że za dużo mamy w narodzie wykastrowanych psychicznie maminsynków i pewne kombinacje są trudne do znalezienia :-)
Teraz mogę sobie wyobrazić, że część męskich Czytelników się oburza (co nie zmienia smutnego stanu rzeczy), a część myśli „Alex, jesteś w końcu Life Mentor, powiedz jak mam to zrobić”.
Na rynku i w internecie jest wiele pozycji jak udawać taka osobą, lepiej byłoby zrobić aby taką osoba być. Chodzi mi tu po głowie taki projekt…. :-)
Wracając do Agnieszki, podpisuje się całkowicie pod Twoim postulatem „bądźmy sobą.”
Bardzo interesujące jest to co napisałaś: „kiedyś narzekałam na małe powodzenie u płci przeciwnej, nie mniej teraz przeszłam samą siebie, co chwilę „odpieram ataki zalotników” „
Jak myślisz, czy ta zmiana jest rezultatem jakiejś powierzchownej zmiany zewnętrznej, czy też zmiany zapoczątkowanej czymś w środku Twojej osobowości?
Założę się w ciemno, że to drugie :-)
Jeśli tak jest, jak myślę, to może napiszesz o tym post gościnny? Czyta nas wielu młodych ludzi i dla nich taka wypowiedź będzie bardziej miarodajna jeśli napisze ja ktoś w ich wieku a nie facet w wieku ich rodziców :-)
Ewa W
Też jestem zdania, że czasem trzeba szybko i „chirurgicznie” zakończyć związek. Inaczej łatwo może rozwinąć się „gangrena” co szkodzi obydwu stronom.
To, co napisałaś o postrzeganiu świata jest bardzo ważnym spostrzeżeniem, choć tutaj można pójść jeszcze dalej. To będzie pierwszy temat mojego trzeciego projektu :-)
Jarek
W kwestii urody i atrakcyjności fizycznej piszesz:
„Masz rację – nie widzę różnicy i co gorsza, nie mam też pomysłu, gdzie szukać informacji na temat różnic. „
Zdaje się, że nie tylko Ty, więc zgodnie z Twoja sugestią następny post będzie na ten temat. Jak zwykła mi kiedyś odpowiadać pewna bardzo atrakcyjna ( w obydwu znaczeniach) znajoma „Mówisz i masz” :-)
W tej drugiej kwestii tez robisz kilka uproszczeń.
Np. zdanie
„Jeśli zakładam, że w jakimś przypadku partnerka może być ze mną tylko z powodu wcześniej złożonej obietnicy, a nie z miłości, to tym samym zakładam również, że partnerka może przestać mnie kochać.”
Ktoś może być z Tobą z różnych powodów, jeżeli tylko obie strony otwarcie sobie o tym powiedzą, to jest to w porządku. To niekoniecznie musi być miłość.
Po drugie nawet jeśli chodzi o miłość w tradycyjnym zrozumieniu tego słowa (w przeciwieństwie do przytaczanego powyżej wykładu de Mello), to jest rozsądnym i bardzo prawdopodobnym założenie, że taka miłość kiedyś się zakończy lub wypali.
Dalej twierdzisz: „Jeśli zakładam, że partnerka może przestać mnie kochać, to zakładam, że mogę zostać odrzucony”
Dlaczego od razu takie dramatyczne słowa?? Dlaczego od razu odrzucony? Możesz sobie wyobrazić, że pewne rzeczy mogą występować w danej relacji i tmogą one nie mieć kompletnie nic wspólnego z Tobą?
Jeżeli ktoś z Tobą nie chce być, to wielkim błędem jest zakładanie że jesteś niewystarczająco dobry, o zaniżonym poczuciu własnej wartości już nie mówiąc. Ten temat też jest godzien osobnego postu, ale tak na szybko: Jeżeli ja wezmę mój klucz i będę nim próbował otworzyć twoje mieszkanie to najprawdopodobniej nie uda mi się to. Czy mam przez to twierdzić, że mój klucz jest niewystarczająco dobry??? Oczywiście, że nie! On po prostu nie pasuje do tego konkretnego zamka. Dokładnie tak samo jest z ludźmi. To, że do kogoś konkretnego nie pasujemy oznacza dokładnie to: nie pasujemy do siebie. Kropka. Każdy, kto na podstawie takiej przesłanki twierdzi, że nie jesteś wystarczająco dobry nie wie o czym mówi :-)
Jak to sobie uświadomisz, to punkty 2 i 3 właściwie przestają mieć znaczenie.
Ostrożnie wyrażaj takie opinie: „moje stanowisko jest takie: jeśli jestem z kobietą, którą kocham, i która mnie kocha – to tylko na całe życie, albo wcale. „
To może Czytelnikowi sugerować, że nie wchodzisz w związki miłosne jeśli nie masz gwarancji że to jest „na zawsze”. Dopiero uważna lektura dalszej części twojej wypowiedzi pokazuje że najwyraźniej masz na myśli
„moje stanowisko jest takie: jeśli jestem z kobietą, którą kocham, i która mnie kocha – jak z nią jestem, to zachowuje się jakby to miało być na całe życie, inaczej nie miałoby to sensu”
Dobrze wyinterpretowałem?
Mówisz: „Alex jeśli możesz, to napisz parę słów, kim według Ciebie są kobiety przebudzone seksualnie, a kim nie są, i kiedy się stają przebudzone seksualnie. „
Zgoda, ale wtedy dla równowagi napisze też o mężczyznach, zgoda?
Daj mi trochę czasu na mały research : -)
Pozdrawiam serdecznie wszystkich
Alex
Ewa W
Tak, wyraźnie połączyłem Twoje słowa i słowa Alexa. Przepraszam. Jestem trochę przewrażliwiony na punkcie słówka „starać” przez komentarze, że ktoś się „nie stara”. W pozostałej części to rozumiem Twój punkt widzenia. Mnie życie kopie po tyłku, więc traktuje je często jako wroga, ale z tym nastawieniem też walczę ;)
Ewa W, Alex
Wygląda na to, że to kwestia słownikowa i nastawienia. Dbałość mi to po prostu bardzo nie pasuje. Wydaje mi się, że ze względu na specyfikę przejść jestem skłonny inwestować znaczenie więcej w osobę jak i cel widząc potencjalne możliwości, a nie stan aktualny. No i mocno motywacyjnie na mnie wpływało uznanie, że coś złego w moim życiu jest moim wrogiem. To bardzo jasno precyzuje cel. A z wrogiem się walczy.
Alex,
Zaznaczyłem, że niektórym sprawia to przyjemność.
„Zwróć jednak uwagę, jak daleko to, co napisałeś odchodzi od tematu relacji damsko-męskich.”
Niestety…
„Chodzi mi tu po głowie taki projekt…”
Projekt mówisz?
Pozdrawiam,
Krzyś
Krzyś,
Napisałeś: „Mnie życie kopie po tyłku, więc traktuje je często jako wroga”. Jeśli dobrze czytam to, co piszesz, to taki wariant jak wyzej już ćwiczysz od dłuższego czasu. Przewrotnie zapytam – może kopie Cię, bo uznałeś jeza wroga i ono się do tego dostosowało? Moze warto wypróbować zupełnie inny sposób: przestać życie traktowac jak wroga, to moze ono przestanie Cię kopać w tyłek:) Nie będzie potrzebna walka.
Jest jeszcze coś, co zwraca moją uwagę: Takie twierdzenie „Mnie życie kopie po tyłku” bywa niezłym usprawiedliwieniem, przeniesieniem przynajmniej części odpowiedzialności za swoje decyzje, swoją sytuację poza siebie – na tzw. życie, los, okoliczności, świat… Moze warto się temu przyjrzeć właśnie od tej strony. Zmiana takiej postawy moze się swietnie przełozyc na zmiane w relacjach z partnerem, na jakość relacji z otoczeniem i na jakość życia w ogóle.
Pozdrawiam
Dzień dobry
Alex, odnośnie bierności. Słowami: „po co na siłę?” nieco wyolbrzymiłam właściwe znaczenie przesłania. Wiadomo, że całkowita bierność przy najlepszych wiatrach nie przynosi dobrych, właściwie jakichkolwiek efektów (choć są wyjątki, gdzie żadne prawa nie określają tego co się dzieje :) ).
Skomentowałeś: „To jest coś, co pociąga bardzo wiele ciekawych kobiet w bardzo szerokiej gamie wiekowej”. Jednostki posiadają „to” spojrzenie i tylko uważni, wrażliwi obserwatorzy potrafią uchwycić „błysk” oczu. I dalej: „oczy są zwierciadłem duszy”.
Napisałeś: „Wasz problem polega na tym, że za dużo mamy w narodzie wykastrowanych psychicznie maminsynków i pewne kombinacje są trudne do znalezienia :-) ”
Mój komentarz jest krótki: :)
A propos postu gościnnego skontaktuję się mailowo.
Pozdrowienia z letniej Warszawy.
@Ewa W: Nie wiem, jak to jest w przypadku Krzysia, ale są ludzie, których rzeczywiście „życie kopie po tyłku”. Wynika to z rachunku prawdopodobieństwa – jedni dostają lepsze kąski, inni gorsze, a bilans wychodzi na zero jedynie w skali społeczeństwa. Oprócz wielu czynników, na które mamy wpływ, są też takie, z którymi musimy się zmierzyć – chcemy, czy nie chcemy. Przede wszystkim dotyczy to naszego zdrowia i zdrowia naszych bliskich.
Witold piszesz:
>> Waga normalna – najczęściej spotykana. Nienormalna to albo bardzo niska, albo bardzo wysoka – czy jest coś złego w tym określeniu?
Nie ma. Złe jest określenie „nienormalna kobieta” w odniesieniu do kobiety o nienormalnej wadze.
>> Odnośnie tej normalności – nie, ludzie boją się słowa “normalne”. Za czasów jak przesiadywałem na portalach randkowych to właściwie na każdym profilu opis mówił iż “jestem inna niż wszystkie, nie jestem normalna, bla bla bla, foobar”. Tak, ludzie boją się słowa “normalne” i unikają jak ognia
No racja. Myślę, że tu jest problem naszego społeczeństwa, bo z jednej strony ludzie boją się być zaszufladkowani jako normalni (mało wyjątkowi), a z drugiej strony robią wszystko, by być jak inni (za mocno się nie wybijać).
>>Mówisz o scenariuszu, że kobieta “skamla”. Więc co byś zrobiła? Ja bym powiedział, że ma “śliczne rubensowskie kształty” i zapewne byłoby to najlepszą formą rozładowania takiej rozmowy…
W takich wypadkach mówię wprost: „Nie odpowiadam na takie pytania”. Jeżeli ktoś „skamla” to wg mnie nie będzie zadowolony z żadnej odpowiedzi: jak za pochlebna to pewnie kłamiesz, jak niepochlebna to jesteś świnia, a jak kompromis to na pewno coś ukrywasz ;) Skamlące osoby są ciężkimi rozmówcami :/
>> Dalej też nie odpowiedziałaś mi, jak można “w miarę sympatycznie” określić osobę o bardzo niskiej wadze. Raz się pytałem już – pytanie nadal jest otwarte…
wiotka, eteryczna, zwiewna, o figurze modelki (dzięki Kasia :) )
Nawiasem mówiąc nie rozumiem dokąd zmierza ta dyskusja. Nie postuluję, że lepiej jest określać ludzi mianem „gruba” niż „o rubensowskich kszałtach”, więc nie bardzo rozumiem dlaczego próbujesz mnie przekonać, że jest odwrotnie. Mówię tylko, że jeżeli jest mowa o ludziach w ogóle to mówmy wprost, a jeżeli mówimy o konkretnej osobie to nie widzę powodu, aby oceniać na głos czyjś wygląd. A Dominika to stała z prawej…
Pozdrawiam :)
Tes Teq –
„jedni dostają lepsze kąski, inni gorsze” – obawiam sie, bysmy idąc tym tropem nie doszli do wniosku, że są wybrańcy bogów i wybrańcy piekieł…
Znam wspaniałych ludzi jeżdżacych na wózkach inwalidzkich, chodzących z trudem o kulach (o kulach mozna nawet przejsć Orlą Perć), studiowali, studiują, nie tylko na polskich uczelniach. Znam niewidomego muzyka, który pracuje na uczelni muzycznej, artystę malującego ustami, bo nie ma rąk, znam ludzi zmagających sie z kolejnymi nawrotami poważnych chorób – nie słyszałam od nich, by mówili, ze zycie ich kopie i ze inni dostali lepsze kąski…. To ja się od nich uczyłam wielu ważnych rzeczy. To u nich wielokrotnie otrzymywałam wsparcie, kiedy wydawało mi sie, ze jest za ciężko… To od nich uczyłam się, by się nie rozczulać nad sobą tylko działać. Wielu z nich założyło rodziny, mają dzieci, niektórzy prowadzą własne firmy… To ja przy nich czasem czułam sie niepełnosprawna.
Napisałeś też : „Oprócz wielu czynników, na które mamy wpływ, są też takie, z którymi musimy się zmierzyć – chcemy, czy nie chcemy.”
Nie rozumiem – w tym tekście przeciwstawiłeś czynniki A – na które mamy wpływ czynnikom B – z którymi musimy sie zmierzyc niezależnie od chęci.
Coś mi tu nie gra, wydaje mi sie nielogiczne, więc nie mogę się do tego odnieść.
Poza wszystkim bardzo odeszliśmy od głównego wątku Alexowego postu…
Ewa W,
Dobry komentarz, w wielu przypadkach byłyby trafny. Najkrótszą definicją obłędu jest robić ciągle to samo i oczekiwać innych rezultatów i ostatnią rzeczą, którą można mi zarzucić to brak starań w „próbowaniu inaczej”. Myślę, że w tej sytuacji postawa wynika z doświadczenia, a nie doświadczenie z postawy. Gdyby doświadczenie i eksperymenty wykazały mi, że można inaczej i jest to opłacalne to i postawa by się zmieniła. Tłumaczenie tego byłoby jeszcze poważniejszym odejściem od tematu więc go na razie nie przytoczę.
Popieram przyznawanie się do odpowiedzialności za nasze życie. I też znam takich ludzi o których mówisz. Tak wielu z nich robi rzeczy które nam podobno-pełnosprawnym do głowy by nie przyszło i szacunek dla nich. Jednak trzeba być świadomym, że nie dostajemy tego samego i nie mamy takich samych możliwości. Ok, większość ludzi i tak nie korzysta z części swoich możliwości, ale mam nadzieje, że nie jesteś jedną z osób, które chciałyby do dyskusji dodać „wszystko zależy od Ciebie”, „jak chcesz to możesz wszystko” itp. Tak nie jest.
Pozdrawiam,
Krzyś
Krzyś,
Przeczytałam raz jeszcze swoje komentarze ze szczególna uważnościa – nie znajduję miejsca, w którym stawiałabym Ci jakiekolwiek zarzuty. Rozumiem zatem, ze nie kierowałeś tej uwagi do mnie.
Co do ostatniego akapitu Twojej wypowiedzi – gdybym chciała/ uważała za słuszne dodać tekst “wszystko zależy od Ciebie”, “jak chcesz to możesz wszystko” – to bym to zrobiła. Nie zrobiłam tego nie z uwagi na brak przynależnosci do takiej a nie innej grupy, ale dlatego, ze wśród znajomych mi ludzi nikt nie jest omnipotens, więc nie mam podstaw tak twierdzić:-)
Jarek
Jak najbardziej uroda to pierwsze kryterium, które jesteśmy w stanie szybko ocenić. Kolejne dla mnie, to „coś”, co nie wiem czym jest ale nawiązuje się jakieś porozumienie, może tu zaczyna sie ta atrakcyjność fizyczna, która nas pociąga w drugiej osobie. To już jest coś bardziej dopasowanego do naszego gustu. Ktoś, kogo ocenię, że jest ładny (obiektywnie) nie musi być wcale atrakcyjny dla mnie. Przynajmniej ja to w ten sposób rozumiem. Ktoś atrakcyjny według mnie wcale nie musi być kanonem piekna dla wszystkich, wystarczy, że bedzie miał „coś” co mnie będzie w nim pociągało, choćby sposób patrzenia na mnie.
Ewa W,
Nie napisałem, że stawiasz mi zarzuty.
Ewa W pisze: „’jedni dostają lepsze kąski, inni gorsze’ – obawiam sie, bysmy idąc tym tropem nie doszli do wniosku, że są wybrańcy bogów i wybrańcy piekieł…”
Proponuję „idąc tropami” nie zapuszczać się w nieznane ostępy przypuszczeń, lecz czytać dokładnie to, co zostało napisane. Nie powiesz mi, że Twój punkt startu jest taki sam, jak głodującego dziecka w Etiopii, którego praktycznie jedynym rozsądnym wyborem jest zapisanie się do najlepszej bandy rozkradającej pomoc humanitarną. Tak – jedni dostają lepsze kąski, inni gorsze i tego nie zmienimy. Chodzi tylko o to, żeby jak najlepiej wykorzystać te szanse, które mamy do dyspozycji.
Ewa W pisze: „Nie rozumiem – w tym tekście przeciwstawiłeś czynniki A – na które mamy wpływ czynnikom B – z którymi musimy sie zmierzyc niezależnie od chęci. Coś mi tu nie gra, wydaje mi sie nielogiczne, więc nie mogę się do tego odnieść.”
Mamy wpływ na to, czy będziemy uczyli się mówić biegle po angielsku, czy nie. Nie mamy wpływu na to, czy urodziliśmy się Anglikami, czy nie. W związku z tym albo język angielski dostaniemy na talerzu („w promocji”) albo będziemy uczyć się go jako drugiego języka, wyrwani z otoczenia anglojęzycznego. Jeden czynnik to nasza chęć nauki, drugi to punkt startu. Zauważmy, że oba te czynniki są istotne – jest wielu Anglików, którzy słabo posługują się swoim językiem ojczystym i jest wielu Polaków, którzy biegle władają angielskim.
Tes Teq
Napisałeś “Oprócz wielu czynników, na które mamy wpływ, są też takie, z którymi musimy się zmierzyć – chcemy, czy nie chcemy.” i bronisz swojego sformułowania. Ok. Masz do tego prawo.
Co sądzisz zatem o takim sformułowaniu:
Jest wiele czynników, na które mamy wpływ i mozemy się z nimi mierzyć (tu jest m.in. to co napisałeś o języku). Oprócz tego są też czynniki, na które nie mamy wpływu (Twój przykład, że jesteśmy Anglikami, urodziliśmy się w Etiopii). Z nimi nie możemy się mierzyć. Mozemy je zaakceptować i wykorzystywać swoją energię w innych obszarach lub nieustannie buntować się przeciw nim tracąc czas i energię, albo usprawiedliwiać nimi brak działań w obszarze możliwych wpływów.
Jeśli na coś nie mam wpływu, to po co się z tym mierzyć?
@Ewa W: Według Słownika Języka Polskiego PWN „mierzyć się” znaczy także „zmagać się z czymś, nie poddawać się”. W tym sensie musimy mierzyć się z czynnikami, na które nie mamy wpływu. Nie ma to nic wspólnego z buntowaniem się, tylko z koniecznośćią poradzenia sobie z tym obciążeniem.
Krzyś,
to taka ciekawostka dotycząca jednoznaczności komunikatu lub braku tej jednoznacznosci: pisałeś w formie bezosobowej „ostatnią rzeczą, którą można mi zarzucić to brak starań w “próbowaniu inaczej”. „, ale pisałeś do mnie (o czym świadczy wpisane Ewa W).
Stąd moje wątpliwości, sprawdzenie a potem zdanie „Rozumiem zatem, ze nie kierowałeś tej uwagi do mnie.”
I jest ok.
Alex
Bardzo proszę :-)
Marcunio
Pozwolisz, że pozostanę przy nazwisku Góralska. Jaką bliznę?
Twoje wnioski odnośnie znaczenia słowa miły dla mnie są znów bardzo dalekosiężne. Rozmawialiśmy o łagodności koni a nie o tym czy sa miłe.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie
Monika
Poczytuję tego bloga, ale po raz pierwszy zdecydowałam się napisać komentarz, głównie za namową mojego przyjaciela, który chciał koniecznie poznać moje zdanie na ten intrygujący temat.
Zacznę może od tego, że jestem w stałym związku, wobec czego mam inne spojrzenie na tę sprawę niż single. Jak Agnieszka dobrze zauważyła: zmieniamy się z biegiem lat, nie tylko wizualnie, ale przede wszystkim w dalszym ciągu ulegamy procesowi socjalizacji. Oznacza to, że zmieniamy swoje podejście do życia, zmieniamy upodobania, poznajemy nowych ludzi, dzięki którym postrzegamy inne istotne zjawiska, sprawy. I tak było ze mną. W czasie swojego dorastania miałam różne hobby, znajdowałam się w różnych środowiskach społecznych. I to tak naprawdę modyfikowało moje spojrzenie na mężczyzn. Jako nastolatka uwielbiałam chłopaków z długimi włosami, którzy grają na gitarze, a tylko dlatego, że sama zaliczałam się do muzyków i imponowali mi chłopcy, którzy umieli coś lepiej zagrać bądź zaśpiewać ode mnie. Oczywiście z czasem i to uległo zmianie, bo rozpoczęły się studia i poznałam ludzi ambitnych w innych obszarach. Rozpoczęłam własny rozwój intelektualny, jak również rozwinęłam przedsiębiorczość. Wiele podróżowałam w swoim życiu i wiązałam się z mężczyznami wiedząc, że związek nie ma szans przetrwania ze względu na odległość. Może naiwnie wierzyłam, że jednak wszystko się ułoży. Żyłam złudzeniami, aż w pewnym momencie dzięki swojemu przyjacielowi stanęłam na nogi, zaczęłam realne patrzeć na świat i zobaczyłam kogoś, kto od zawsze był w moim życiu, w mniejszym lub większym stopniu. I od tamtej pory jesteśmy razem, a znamy się w sumie 14 lat.
Doszłam do wniosku ( patrząc z dystansem na wszystkie związki, bo tylko dzięki temu można faktycznie odnaleźć się w uczuciach i zauważyć, co jest dla nas najlepsze), że często „szukamy” partnera tysiące kilometrów od domu, podczas gdy on/-a są obok nas. Ale właśnie dzięki takim sytuacjom, wielu związkom, możemy dostrzec, kiedy spotkamy swojego przyjaciela, z którym można iść przez życie ramię w ramię.
Jeśli chodzi o sprawę z „papierkiem”… Do tej decyzji trzeba dojrzeć. Nie mając ślubu zawsze możesz odejść bez wyrzeczeń, z żalem i smutkiem, ale w dalszym ciągu można być wolnym. Rozwód z kolei stanowi problem finansowy, czasowy i jest niezwykle męczący. Natomiast uważam, że ślub scala i tworzy rodzinę, nie partnerstwo tylko i wyłącznie, ale sytuację, w której staramy się być ze sobą już na zawsze. Faktycznie nie ma sensu brać ślubu, jeśli nie planujemy zakładania rodziny i nie chcemy się spełnić, jako rodzice i przekazać swoją wiedzę, możliwości tym najbliższym nam (mówię o dzieciach). Bo skoro osiągamy tyle sukcesów, miło jest się podzielić nimi z kimś, fajnie przekazać swoje mądrości pociechom. Przecież nie robimy tego wszystkiego tylko i wyłącznie dla siebie. Ja w taki sposób bardzo długo żyłam, ale wreszcie zrozumiałam, że jest to niezwykle egoistyczne podejście do życia i nie daje poczucia kompletnego spełnienia.
Inna sprawa: piszecie o poszukiwaniu partnera. Osobiście uważam, że nie warto szukać. Wystarczy mieć tylko szeroko oczy otwarte, a miłość sama się do nas uśmiechnie. Ale jak już wcześniej napisałam, żeby to zauważyć trzeba wiele przeżyć w swoim życiu i wiedzieć, co jest aktualnie najlepsze dla nas.
Z kolei myślałam sobie trochę o tym liście Alexa i faktycznie zmieniają nam się gusta z biegiem lat, ale chyba jedno zostaje. Partner musi być naszym przyjacielem i powinniśmy czuć się wolni w związku i bezpiecznie. Powinniśmy mu ufać, jeśli chcemy stworzyć trwały związek. A uroda, inteligencja… Uroda przemija, więc nie warto przyzwyczajać się do niej, wystarczy żeby partner był schludny i dbał o siebie (ale bez przesady, nie mówię o sytuacjach, gdy mężczyzna stoi przed lustrem dłużej niż ja ). Inteligencja jest dla mnie połączona z umiejętnością wykorzystywania wiedzy, co z kolei przychodzi z wiekiem (im więcej mamy lat, tym więcej przeżyliśmy, tym bardziej jesteśmy doświadczeni, nauczeni, oczytani).
Życzę nam wszystkim jednak odnalezienia się w tym skomplikowanym świecie (skomplikowanym przez nas) i oczywiście WESOŁYCH ŚWIĄT!
Edyto
Witaj na naszym blogu :-)
Dziękuję za bardzo interesujący i obszerny komentarz.
W bardzo wielu sprawach nasze poglądy pokrywają się, choć jedną sprawę zdajemy się widzieć nieco inaczej. Piszesz o przekazywaniu wiedzy i możliwości „tym najbliższym nam (mówię o dzieciach)” oraz „fajnie przekazać swoje mądrości pociechom”. Rozumiem takie podejście, niemniej warto zauważyć, że te możliwości i wiedzę można przekazywać nie tylko własnym dzieciom (tak jak to robi większość), lecz też po prostu innym ludziom, bo przecież w jakiś sposób jesteśmy członkami jednej wielkiej rodziny. Tak właśnie robię ja, zarówno tym blogiem jak i innymi projektami, nie zamieniłbym tego na te wspomnianą przez Ciebie formę. Piszę to, aby podkreślić, że są różne sposoby osiągania spełnienia o którym piszesz i warto wiedzieć że jest co najmniej kilka opcji.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Dziękuję serdecznie za odpowiedź na mój komentarz.
Oczywiście zgadzam się z Tobą. Swoją wiedzę można i należy przekazywać społeczeństwu, które jest zainteresowane poszerzeniem swojej wiedzy. Tylko dzięki takiej edukacji możemy dojść do własnych poglądówi przekonań. W cytowanym przez Ciebie fragmencie ograniczyłam się do osób, planujących założyć kiedy rodzinę i uznałam za dobry argument możliwość kształcenia i przekazywania tego co najlepsze swoim dzieciom.
Ale oczywiście wspaniale jest przekazywać swoje doświadczenia też innym, nie tylko własnej rodzinie.
Pozdrawiam.
Alex
Upraszczam, bo pisałeś, żeby ten nieco skomplikowany temat opisać prosto :-)
Piszesz:
„Po drugie nawet jeśli chodzi o miłość w tradycyjnym zrozumieniu tego słowa (w przeciwieństwie do przytaczanego powyżej wykładu de Mello), to jest rozsądnym i bardzo prawdopodobnym założenie, że taka miłość kiedyś się zakończy lub wypali.”
Statystycznie w społeczeństwie zmanipulowanym przez system S-M-S (Sensacja-Muzyka-Sex) owszem – masz racje, ale pomijając społeczeństwo, a jedynie skupiając się na odrębnym przypadku związku kobiety i mężczyzny…
a więc np. kiedy jestem w trakcie związku, to jeszcze nie wiem na pewno, jak mój związek się skończy i czy miłość się wypali, czy nie – bo przyszłości jeszcze nie znam, więc z tego punktu widzenia błędem jest zakładanie, że się wypali.
Pieszesz:
„Jeżeli ktoś z Tobą nie chce być, to wielkim błędem jest zakładanie że jesteś niewystarczająco dobry, o zaniżonym poczuciu własnej wartości już nie mówiąc.”
Pomijając związki nie oparte na miłości: ile warty byłbym dla kobiety, która kiedyś mnie kochała, a później byłaby ze mną już tylko dla „papierka”(ślubnego)? No a jeśli niewiele, to dlaczego?
Co do przykładu z zamkiem..
Przykład tu powienien być raczej taki, że wczoraj pewien klucz i pewien zamek pasowały idealnie do siebie, a dzisiaj ten sam klucz i ten sam zamek już nie pasują do siebie. Dlaczego? A raczej kiedy jest to możliwe? i co musiało się zmienić jeśli klucz dalej chce pasować do zamka, a zamek do klucza już nie chce? (przykład dziwny wyszedł, ale za to można poćwiczyć wyobraźnie) :-)
Piszesz: „Zgoda, ale wtedy dla równowagi napisze też o mężczyznach, zgoda?”
Oki, bardzo chętnie o tym poczytam :-)
Pozdrawiam serdecznie
J.
Pink
Piszesz:
„to “coś”, co nie wiem czym jest ale nawiązuje się jakieś porozumienie, może tu zaczyna sie ta atrakcyjność fizyczna, która nas pociąga w drugiej osobie.”
Chodzi Ci o to, że najpierw z jakąś osobą nawiązuje się porozumienie, a dopiero później dostrzegasz w tej osobie atrakcyjność fizyczną?
Pozdrawiam serdecznie
J.
Witam wszystkich.
Kilka refleksji miałem po przeczytaniu wpisu, trudno, żeby ich nie mieć. Dodatkowo dyskutowałem ze znajomym między innymi na temat tego wpisu. I kilka wątków:
1. Rozumiem potrzeby, rozumiem listę kryteriów w doborze kobiet. Brakuje mi jednej rzeczy: co dostanie od Ciebie kobieta idealna w zamian za spełnienie tych oczekiwań? Odczytałem ten tekst jako nastawiony bardzo mocno na „ja i moje potrzeby” – może taka jest intencja, którą dzielisz się we wpisie „nie dostosowywać się, tylko dobierać od razu osobę, która mi pasuje.
Co się stało, że te związki się kończyły? Były bez papierka, spełniały kryteria wejściowe, co przesądziło? Nie chodzi mi o detale, ale o uogólnienie doświadczenia.
2. Kilka komentarzy poruszało kwestię – najpierw sam powinienem się stać taką
osobą. Tutaj proponuję zastosować się do zasady „Traktuj innych tak jak chcą być traktowani”. Podążanie ścieżką moja partnerka będzie miała takie same potrzeby jak ja niekoniecznie jest ścieżką, która zaprowadzi do sukcesu. Może szukać osób, którym już dajesz wszystko przez to kim już jesteś?
3. Kwestia małżeństwa
@Testeq: Składasz przysięgę przed sobą, a nie przed świadkami. Sakrament małżeństwa w Kościele Katolickim jest jedynym sakramentem, który małżonkowie udzielają sobie wzajemnie! To nie jest przedstawienie, tylko deklaracja dla siebie nawzajem. Jeżeli podchodzi się do tego poważnie, a ja tak to potraktowałem, to chociaż wcześniej uważałem, że to szopka zrozumiałem wartość tego rytuału. Papier nie ma dla mnie znaczenia, rytuał miał ogromne.
@Michał Hubicki: składając ślub nie gwarantujesz uczucia. Składając przysięgę, przysięgasz, że będziesz o nie dbał. To jak z ogrodem, niepodlewany do niczego się nie będzie nadawał.
Proszę o chwilę cierpliwości, po dokończeniu postu o atrakcyjności muszę teraz zająć się czymś innym, odpowiem Wam później.
Na szybko tylko dla Mariusza:
Twoje pytanie „brakuje mi jednej rzeczy: co dostanie od Ciebie kobieta idealna w zamian za spełnienie tych oczekiwań? ”
odpowiedź jest w głównym poście – cytat „Jest rzeczą oczywistą, że w każdym z tych poniższych punktów możesz oczekiwać ode mnie co najmniej tego samego co ja od Ciebie.”
Pozdrawiam i do zobaczenia później
Alex
@Alex: to ja poczekam na trochę dłuższą odpowiedź.
Dużo ważniejsze dla mnie byłoby: jak budować związek z kobietą idealną. Styl życia i poglądy, które prezentuje Alex są przyznaję bardzo inspirujące i atrakcyjne. Staram się wybrać co mi się podoba i przełożyć na moje wartości i sytuację, natomiast 80% ludzi stoi przed pytaniem „jak utrzymać związek przez lata. ”
Może kluczem jest tutaj ocena „ideału”? Ukryte założenie ideału dla mnie oznaczało „Chcę z nią spędzić resztę mojego życia”. Niekoniecznie musi to być nieodzowny atrybut ideału dla każdego. W takim przypadku pytanie z pierwszego akapitu nie obowiązuje.
Nie daje mi spokoju zakładanie 100% symetryczności oczekiwań z obu stron. Rozważanie trochę „sztuka dla sztuki”, natomiast jak w każdej relacji oczekiwania i wartości i oczekiwania różnią się, budowanie i utrzymanie relacji polega na znalezniu „wspólnego ogródka”.
Mariusz
Piszesz:
„80% ludzi stoi przed pytaniem “jak utrzymać związek przez lata. ”
Podobno jest już na to wzór matematyczny…
„Małżeństwa, które chcą się dowiedzieć czy ich miłość przetrwa, mogą sprawdzić to poddając się matematycznemu testowi. Profesor z Oxfordu opracował wraz ze swym zespołem wzór pozwalający wyliczyć czy….” – a zresztą sam przeczytaj:
http://portalwiedzy.onet.pl/4868,16925,1550468,1,czasopisma.html
Pozdrawiam serdecznie
J.
@Jarek: nie widziałem uśmieszków, a mam nadzieję, że zartujesz :)
Artykuł „super”. Kolejny przykład: udowodnię Ci, że masz problem, po to, żebyś do mnie przyszedł a ja wtedy pomogę Ci go rozwiązać. Fajny model biznesowy, niemaco ;). No ale kilka pomysłów z punktacji można wyciągnąć: dowiedz się co dla drugiej strony ważne i sprawdź na ile ona dostaje to na co dzień. Dosyć proste, nie ;).
Może od razu wybrać się do nowego programu Polsatu z wykrywaczem kłamstw. To jest dopiero hardkor. Obejrzenie jednego odcinka bezcenne, polecam
Wspomniany „wzór” nie jest nowy i to nie wzór jest ważny, ale to co jest oceniane. Opis badania pojawia się przykładowo w książce Blink / Błysk, możliwe, że ta książka jest w bibliotece Alexa. Polecam zwrócić uwagę na:
– skuteczność przewidywań
– co jest oceniane
– ile czasu potrzeba by wystawić ocenę
A dla leniwych odpowiedzi:
– 100% skuteczność* przewidywań dla 700 par na przestrzeni 12 lat
– oceniana rozmowa, jak się dwoje ludzi rozmawia ze sobą
– badanie trwa 15 minut, choć o ile dobrze pamiętam z książki to można ten czas znacznie skrócić z niewielkim wpływem na dokładność przewidywania
*szczegóły w artykule.
Alex,
„Zdziwiłbyś się jakie rezultaty czasem osiągam zmieniając rzeczy proste i banalne ”
Bardzo chętnie pozwolę się zdziwić ;)
Pozdrawiam,
Krzysztof Kowalczyk
Jarek
Piszesz: „skupiając się na odrębnym przypadku związku kobiety i mężczyzny…
a więc np. kiedy jestem w trakcie związku, to jeszcze nie wiem na pewno, jak mój związek się skończy i czy miłość się wypali, czy nie – bo przyszłości jeszcze nie znam, „
Masz rację, tego nie wiemy na pewno. Z drugiej strony statystyka jest dość nieubłagana i może w niektórych praktycznych sprawach lepiej stosować amerykańską zasadę „hope for the best, be prepared for the worst”. Poprzez te sprawy mam na myśli np. kwestie majątkowe, czy posiadania potomstwa.
Dalej :”Pomijając związki nie oparte na miłości: ile warty byłbym dla kobiety, która kiedyś mnie kochała, a później byłaby ze mną już tylko dla „papierka”(ślubnego)? „
To, ile jestem wart dla jednego konkretnego człowieka niewiele ma wspólnego z moim poczuciem własnej wartości. Lepiej żeby u Ciebie było tak samo!!
Przykład z zamkiem: ludzie, w przeciwieństwie do zamków zmieniają się nieustannie i iluzją jest zakładanie, że ten proces nie nastąpi w dłuższym czasie. Niektóre z tych zmian mogą oddalić od siebie mnie i partnerkę. Staniemy się wtedy ludźmi, którzy nie pasują do siebie jak ten klucz i zamek. Takie niedopasowanie samo z siebie nie mówi nic o wartości każdego z partnerów.
Mariusz
O tym co dostanie, lub może dostać taka kobieta wspomniałem w krótkiej odpowiedzi wczoraj.
Stwierdzasz: „Odczytałem ten tekst jako nastawiony bardzo mocno na „ja i moje potrzeby” „
Zgadza się, to było przecież moje kryterium doboru, co jest dla mnie ważne w potencjalnej partnerce. Jeżeli druga strona ma podobne kryteria i pasujemy do siebie, to gdzie jest problem?
Dalej: „może taka jest intencja, którą dzielisz się we wpisie „nie dostosowywać się, tylko dobierać od razu osobę, która mi pasuje.”
Dokładnie taka jest moja intencja, oczywiście w jakimś rozsądnym zakresie, nie zwracając uwagi na różne drobiazgi :-) Dlaczego miałbym wybierać partnerkę, dla której musiałbym w poważniejszy sposób zmieniać te moje poglądy i postępowania, które uważam za ważne dla mnie? Nie lepiej trochę bardziej się porozglądać?
Piszesz: „Traktuj innych tak jak chcą być traktowani”. Generalnie to dobra zasada (z maleńkimi wyjątkami) z którą trudno się nie zgodzić. Zgadzam się też z Twoim stwierdzeniem „Podążanie ścieżką moja partnerka będzie miała takie same potrzeby jak ja niekoniecznie jest ścieżką, która zaprowadzi do sukcesu”. Jasne, wystarczy kiedy te ścieżki będą w miarę kompatybilne.
Mówisz: „80% ludzi stoi przed pytaniem “jak utrzymać związek przez lata. ” „ To są Ci, którzy trochę pochopnie wybrali partnera i teraz mają związek typu „motocykl” ( http://alexba.eu/2006-10-01/rozwoj-kariera-praca/czy-twoj-zwiazek-to-samochod-czy-motocykl/ ) :-)
Ja się nad tym nie zastanawiam, zamiast tego staram się aby relacja była piękna i wzbogacająca obydwie strony tu i teraz.
Co do założenia “Chcę z nią spędzić resztę mojego życia”, to kiedy pisałem list cytowany w poście to tak właśnie myślałem. Dziś mam nieco inne założenie „bądźmy ze sobą tak długo, jak długo wzajemnie wzbogacamy nasze życia”
Zgadzam się całkowicie z tym co piszesz: „natomiast jak w każdej relacji wartości i oczekiwania różnią się, budowanie i utrzymanie relacji polega na znalezniu “wspólnego ogródka”. „
Jarek
Z tym wzorem to trochę jak z moim przepisem na wartość rynkową :-) Pokazuje najważniejsze czynniki i ich znaczenie, ale w złotówkach tego nie wyliczysz :-)
Krzysztof
„Blink” oczywiście znajduje się w naszej Biblioteczce ( http://biblioteczka.alexba.eu/viewforum.php?f=44 ) :-)
Test Gottman’a opisany jest na stronach 18-34, ale kto dokładnie je przeczytał wie, że wcale nie trzeba robić dokładnej analizy, wystarczy skoncentrować się na wyłapaniu sygnałów tylko czterech postaw i emocji, z których absolutnie krytyczne okazały się wszelkie, nawet najmniejsze oznaki pogardy i patrzenia z góry na partnera (trudno mi jednym słowem dokładnie przetłumaczyć angielskie „contempt”). Ja na potrzeby własne wyłapuję wszelkie objawy nieszanowania mnie jako czynnik dyskwalifikujący potencjalną partnerkę (partnera biznesowego zresztą też)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Mariusz pisze: „Składasz przysięgę przed sobą, a nie przed świadkami.”
Zatem żadna uroczystość, ani rytuał nie jest potrzebny. Wystarczy nieco bardziej uroczysta rozmowa z partnerem – na przykład podczas kolacji przy świecach.
Mariusz pisze: „Dużo ważniejsze dla mnie byłoby: jak budować związek z kobietą idealną.”
Mam wspaniałą żonę, ale powiem Ci szczerze – nie ma kobiet (ani mężczyzn) idealnych. Uważam słowo „idealny” za dość niebezpieczne w myśleniu o związkach pomiędzy ludźmi. Właściwie w ogóle jest to niebezpieczne słowo.
Krzysztof Kowalczyk pisze: „Bardzo chętnie pozwolę się zdziwić”
Obawiam się, że usługi Alexa są dość kosztowne. Nie wiem, czy warto inwestować dla samego zaspokojenia ciekawości. :-)
TesTeq
Piszesz: „Obawiam się, że usługi Alexa są dość kosztowne.”
Uzupełniam :-)
Są dwie ceny:
1) nieprzyzwoicie dużo
2) za darmo
Która ma akurat zastosowanie zależy od okoliczności :-)
Pozdrawiam
Alex
Alex w komentarzu do Jarka pisze:
„Masz rację, tego nie wiemy na pewno. Z drugiej strony statystyka jest dość nieubłagana i może w niektórych praktycznych sprawach lepiej stosować amerykańską zasadę „hope for the best, be prepared for the worst”. Poprzez te sprawy mam na myśli np. kwestie majątkowe, czy posiadania potomstwa.”
Do kwestii majątkowych można się stosunkowo prosto przygotować. Jak przygotować się do posiadania potomstwa, przy założeniu, że zgodnie ze statystykami jest wielce prawdopodobne że nasza miłość się wypali ?
Przekonania są jak samo spełniające się przepowiednie. Jeżeli skłaniamy się ku wierzeniu danym statystycznym, to najprawdopodobniej się w nie wpasujemy.
Pozdrawiam, Artur
Artur,
piszesz:
„Przekonania są jak samo spełniające się przepowiednie.
Jeżeli skłaniamy się ku wierzeniu danym statystycznym, to najprawdopodobniej się w nie wpasujemy.”
Pierwsze z tych zdań to dość powszechnie powtarzane stwierdzenie, parafrazowane na dziesiątki sposobów moze być pułapką.
Co do drugiego zdania: czy działa to w obie strony? Czyli jeśli nie będę wierzyć danym statystycznym, to coś się nie wydarzy?
Według mnie są obszary, w odniesieniu do których nasze przekonania nie mają najmniejszego znaczenia (nie mogą ich zmienic). Mają natomiast bardzo duże jeśli chodzi o nas samych 9nasze przekonania mogą stać się ważnym czynnikiem ułatwiajacym zmiany lub je hamującym).
Ale nawet jak będziesz bardzo przekonany, ze jutro słońce nie wzejdzie, to ono zrobi swoje niezależnie od Twoich przekonań. Co najwyżej Ty tego nie zauważysz.
Nawet jeśli będziesz bardzo przekonany, ze kobieta, z którą jesteś będzie z Tobą do końca swoich lub Twoich dni, to może tak być, ze nie zauważysz, kiedy ona zacznie odchodzić, aż ścieżki się rozejda. Twoje przekonania mogą sprzyjac twojemu rozwojowi, sprzyjać Tobie, ale nie mają takiej mocy, by modelować potrzeby życiowe partnerki na miarę Twoich przekonań.
Ewa W napisała,
„Twoje przekonania mogą sprzyjac twojemu rozwojowi, sprzyjać Tobie, ale nie mają takiej mocy, by modelować potrzeby życiowe partnerki na miarę Twoich przekonań.”
Pisząc o przekonaniach odnoszę się wyłącznie do mojej osoby. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że to może modelować potrzeby życiowe partnera.
To moim zdaniem jest w zupełności wystarczające, aby dostał od życia to o co nieświadomie proszę, czyli wygaśnięcie miłości i rozpoczęcie nowej.
To jest jednak dla mnie drugorzędny temat. Pytanie dnia: co z potomstwem przy takiej taktyce ?
Pozdrawiam, Artur
Alex
Piszesz:
„Z drugiej strony statystyka jest dość nieubłagana”
Alex, mimo tego, że każdy „dowód społeczny” jak statystyka, to bardzo silny bodziec perswazyjny, to przecież i tak MY tworzymy statystykę, a nie statystyka tworzy nas.
Jeśli rozumienie zasady “hope for the best, be prepared for the worst” jest zgodne z naszym dobrem i ze starą prawdą, która mówi: “ dostajemy nie to co chcemy, ale to, czego się spodziewamy” – to ok.
Piszesz:
„To, ile jestem wart dla jednego konkretnego człowieka niewiele ma wspólnego z moim poczuciem własnej wartości. „
No to teraz zobacz:
cały trick polega na tym, że przecież sytuacja, kiedy jesteś niewiele wart dla tej drugiej osoby- nie ma jeszcze miejsca w rzeczywistości! bo na razie tylko tworzysz ją w swojej głowie i to w czasie, gdy jesteś dużo wart! dla tej jednej osoby.
Tak więc w MOMENCIE, gdy ta jedna osoba kocha Cię i chce z Tobą być, bo dużo dla niej znaczysz – Ty zakładasz, że będziesz „niewiele wart”, a więc w tym samym momencie założenie Twojego poczucia wartości wobec tej osoby – tworzy się tylko i wyłącznie w Twojej głowie – a więc niestety JEST związane z Twoim poczuciem wartości, ale NIE JEST związane z rzeczywistością zewnętrzną.
I chociaż jeszcze takie podświadome założenie, że będziesz mało warty dla tej osoby, która obecnie chce z Tobą być – NIE JEST jeszcze faktem świata zewnętrznego – to i tak wkrótce nim się stanie, bo Twoja podświadomość – chcąc nie chcąc – przyjęła to założenie (jako skutek, lub nawet równoznaczność tego, że miłość się wypali) i już sobie kombinuje, jakie zachowania Ci podsunąć, żeby to urzeczywistnić, a dalej to już ten mechanizm rusza najprawdopodobniej tak, jak wcześniej opisałem. No i w sumie to wszystko.
Pozdrawiam serdecznie
J.
Alex pisze: „To, ile jestem wart dla jednego konkretnego człowieka niewiele ma wspólnego z moim poczuciem własnej wartości.”
Nazwałbym to zdanie deklaracją osobistej niepodległości.
„Wartości relacyjne”, czyli (1) ile ja jestem wart dla kogoś innego i (2) ile ktoś inny jest dla mnie wart nie powinny wpływać na poczucie naszej własnej wartości.
@Alex:
1. nie zgodzę się, że te 80% dotyczy ludzi pochopnie wchodzących w związki. Do takiej sytuacji barzdiej pasowałaby mniej więcej taka historia. Na początku wygląda jak super wypasiona bryka, mknie po autostradzie, nic nie jest w stanie go powstrzymać, ale jeżeli najlepszego samochodu się nie tankuje, nie robi w nim przeglądów to po pewnym czasie robi się gorszy od motocykle bo po prostu do niczego się nie nadaje.
Druga opcja dotyczy ludzi, którzy zdecydowali się budować długotrwały związek (pracować nad swoim ogródkiem). Samochód po czymś musi jeździć. Zaczyna się jak w pierwszym przypadku – super fura, bez ograniczeń prędkości, radar nie jest w stanie nawet wyłapać prędkości ;). Kierowca i pasażer dbają o samochód, tankują dobrej jakości paliwo, w razie zapaleni się kontrolki sprawdzają czy wszystko ok w serwisie, żeby nie zatrzymać się na środku drogi. To co się dzieje to zmienia się droga. Wcześniej autostrada, teraz żeby dojechać do celu trzeba z niej zjechać i zdecydować się na bardziej wyboisty trakt. Samochód dopasiony do jazdy po autostradzie nie sprawuje się już tak dobrze. Wyjśc jest kilka:
– frustracja, obwinianie się, że to nie autostrada i kierowca i pasażer decydują się na rozstanie (jedno wraca na autostradę, drugie jedzie dalej)
– próba forsowania wybojów samochodem z niskim zawieszeniem (z mniejszą lub większą frustracja)
– stunowanie samochodu do jazdy w nowych warunkach (wymaga pracy i wysiłku).
Właśnie o takiej sytuacji mówię. Do walki o związek dochodzi, gdy ktoś zakłada, że autostradą da się dojechać do każdego miejsca na świecie.
2. Czyli dobrze odczytałem tekst :). Nie mam problemu, chciałem zrozumieć. Rozumiem, dzięki.
Artur,
„Pytanie dnia: co z potomstwem przy takiej taktyce ?”
To jest pytanie, na które ja z pewnością odpowiadać nie powinnam, ponieważ kwestia macierzyństwa mnie nie dotyczy. Tak zdecydowałam i to jest mój swiadomy wybór. Dla mnie problemu potomstwa po prostu nie ma:)
E
Ewa W,
Pytanie skierowałem do autora, nie wiem czy będzie odpowiedź.
Dla wielu jednak taki „problem” istnieje. Wiem, że ten post nie jest wskazaniem jedynie słusznej drogi a tego, że są różne metody i opcje.
Jednakże uczciwe jej stosowanie i granie w otwarty karty z partnerem powinno wykluczyć posiadanie dzieci, no chyba że coś przeoczyłem
pozdrawiam, Artur
Artur
Piszesz: „Jak przygotować się do posiadania potomstwa, przy założeniu, że zgodnie ze statystykami jest wielce prawdopodobne że nasza miłość się wypali ? „
To jest bardzo dobre pytanie, które należałoby zadać jako obowiązkowe wszystkim osobom planującym posiadanie potomstwa. Ja jak wiadomo, do nich się nie zaliczam, więc nie ten adres :-)
Jarek
Cały Twój wywód jest dla mnie tak abstrakcyjny i pełen dziwnych założeń, że mimo najszczerszych chęci nie bardzo mogę za nim podążać. Może taka wersja łopatologiczna dla Alexa? :-)
TesTeq
Piszesz: „Nazwałbym to zdanie deklaracją osobistej niepodległości.”
Podoba mi się to określenie :-)
Mariusz
Szybki search pokazał,że to Ty mówiłeś o 80 % twierdząc :”„80% ludzi stoi przed pytaniem “jak utrzymać związek przez lata. ” „
Ja tylko dointerpretowałem, że może to rezultat zbyt pochopnego wchodzenia w związki, lub dodam teraz, nierealistycznych oczekiwań.
Co do twojej drugiej opcji, to Twoje „stunowanie” może oznaczać tak kompletna przeróbkę, że będzie to całkowicie nieopłacalne. I nie mam tutaj na myśli kwestii ekonomicznych.
Niezupełnie rozumiem Twoje stwierdzenie: „Do walki o związek dochodzi, gdy ktoś zakłada, że autostradą da się dojechać do każdego miejsca na świecie. „
Możesz to wyjaśnić na przykładzie?
Ewa W
Widzę, że podobnie jak ja i Ty wywinęłaś się z kwestii rozmnażania się i dbałości o przetrwanie gatunku :-) Przynajmniej nie jestem tutaj sam z takim nastawieniem :-)
Artur
Właśnie odpowiedziałem powyżej. To należy też uczciwie powiedzieć partnerce.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex pisze:
„Ewa WWidzę, że podobnie jak ja i Ty wywinęłaś się z kwestii rozmnażania się i dbałości o przetrwanie gatunku”
Rozmnażanie się ma na celu przetrwanie konkretnej kombinacji genów a nie całego gatunku.
pozdrawiam, Artur
@Alex: pewnie lepiej to uściślić określając, że dużo bardziej zależy nam na pasażerce/pasażerze niż samochodzie :). Wtedy można zmienić samochód, gdy droga, inna, przesiąść się na cross’a gdy trzeba, albo wsiąść do kajaku. Ważne, że razem i osiągamy wspólny cel.
Co do wyjaśnienie co znaczy „nie wszędzie da się dojechać autostradą”. Związek zaczyna się najczęściej jako związek dwoje niezależnych ludzi. Mają wspólne plany nt. przyszłości, chcą dojechać do stacji „domek z ogródkiem, dwójka dzieci i pies”. Takie domki nie stoją bezpośrednio przy autostradzie tylko na uboczu. Na początku związku jednak jest to jazda „autostradowa” fajnie, przyjemnie, beztrosko. Później trzeba zjechać z drogi i okazuje się, że zamieniamy sportowy wóz na kombi, nie jeździmy już tak szybko, bo zamiast dwójki pasażerów jest już czwórka itd.
Sytuacja, w której związek od początku do końca będzie taki sam wg. mnie jest bardzo mało prawdopodobna. Zmieniają się okoliczności, zmieniamy się my. Wtedy człowiek staje przed wyborem: zmienić otoczenie, żeby dalej być szczęśliwym, czy zmienić drugą osobą, albo poddać się i zaakceptować fakt „takie jest życie i nic tu nie zrobię”.
Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że np. posiadanie dzieci aż tak mocno może zmienić styl życia. Nie na gorszy. Na inny. To konsekwencja przyjętych decyzji. Czy to oznacza, że „życie jest do dupy” bo już nie mogę wyjść do knajpy kiedy chcę? Nie. Trzeba poszukać innych sposobów, na to, żeby związek trwał i się rozwijał. Nie chodzi tu o walkę drugą osobą, ale o wspólną podróż, w czasie której pokonuje się trudności zewnętrzne.
Pozdrawiam, Mariusz
Alex
Bardzo chciałbym jakoś inaczej wytłumaczyć Ci mój punkt widzenia, ale niestety nie znam specjalistycznego języka do psychologii, żeby zrobić to naprawdę łatwo (może dlatego, że kończyłem informatykę na politechnice i czuję, że łatwiej by mi było wyrazić to zagadnienie w postaci programu w chociażby starym dobrym Pascalu :-) niż wyjaśnić to potocznym językiem), a od siebie po prostu piszę, tak jak to widzę.
Nie mniej przedwczoraj czytałem materiały z zakresu NLP i trafiłem na pewne pojęcie, które zdaje się wiązać z tym zagadnieniem, o którym tutaj sobie rozmawiamy.
Mianowicie chodzi o pojęcie „presupozycji”. Tak więc może zbadanie tego zagadnienia pod kontem możliwych presupozycji mogło by pomóc zrozumieć Ci mój punkt widzenia dotyczący tej sprawy…
Pozdrawiam serdecznie
J.
Witam,
Widze, ze post o doborze partnera cieszy sie duza popularnoscia, szczegolnie plec piekniejsza mocno sie udziela :). Czyzby ten post byl w celu rozruszania towarzystwa :). Co tu duzo mowic, jak czlowiek jest prawdziwie zakochany to nie mysli racjonalnie i nie mozna do tego tematu podchodzic metoda na „szkielko i oko”.
Aczkolwiek wielu szczegolnie nowobogackich podchodzi do tego „przedsiewziecia” z zacieciem biznesowym, co najczesciej nie konczy sie szczesliwie.
pozdrawiam
Szymon
Artur
Nie bardzo chcę tutaj wchodzić w czysto akademickie rozważania, pozwolę sobie jednak mieć odmienne zdanie.
Mariusz
Chyba coś poplątaliśmy :-)
Pamiętaj, że dyskutujemy opierając się na metaforze:
związek, który trwa bez większego wysiłku z Twojej strony – samochód
związek, o którego trwanie musisz walczyć – motocykl
Co w takim razie masz na myśli pisząc: „Wtedy można zmienić samochód, gdy droga, inna, przesiąść się na cross’a gdy trzeba, albo wsiąść do kajaku.” ?
Dalej stwierdzasz :” Mają wspólne plany nt. przyszłości, chcą dojechać do stacji „domek z ogródkiem, dwójka dzieci i pies”. „
Jesteś pewien, że jest to „stacja docelowa” większości Czytelników tego blogu??? Tutaj nie rozważamy „średniej krajowej”, lecz zastanawiamy się co możemy zrobić, aby mieć ponadstandardowo ciekawe życie, przynajmniej mam taka nadzieje :-)
Piszesz: „Sytuacja, w której związek od początku do końca będzie taki sam wg. mnie jest bardzo mało prawdopodobna. „
Zgadzam się z tym w 100%
Zgadzam się też z : „Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że np. posiadanie dzieci aż tak mocno może zmienić styl życia „
Kluczowym pytaniem jest „czy jestem gotów zrezygnować z rzeczy, które są dla mnie ważne na korzyść innych, związanych z posiadaniem dzieci?”
proszę Cię o nieużywanie określeń typu „dupa” na tym blogu. Język polski jest wystarczająco bogaty, aby można było się bez tego obejść.
Jarek
Ja wcale nie chcę specjalistycznego języka (sam się tutaj takim nie posługuję :-)), lecz „łopatologicznego” wyjaśnienia tez Twojego poprzedniego komentarza.
Jeśli nie potrafisz inaczej niż w Pascalu, to też potrafię odczytać ten język :-)
Szymon
Pytasz: „Czyzby ten post byl w celu rozruszania towarzystwa „
„Rozruszanie” oznaczałoby próbę manipulacji, a to nie na tym blogu.
Dalej piszesz rzeczy, z którymi nie mogę się zgodzić:
1) „jak czlowiek jest prawdziwie zakochany to nie mysli racjonalnie „. Tak może być ale nie musi. Twoje stwierdzenie opiera się na następującym (i bardzo rozpowszechnionym) założeniu, że kolejność musi być taka: zakochujemy się a potem poznajemy człowieka. Możesz sobie wyobrazić sytuacje, w której najpierw poznajesz człowieka a potem się w nim zakochujesz? Czy takie zakochanie jest mniej „prawdziwe”??? Na jakiej podstawie??
2) „Aczkolwiek wielu szczegolnie nowobogackich podchodzi do tego “przedsiewziecia” z zacieciem biznesowym,„ . To jest popularny mit. Ludzie, którzy mają dużo kasy mogą w pełni skoncentrować się na niematerialnych aspektach relacji, w przeciwieństwie do tych, którzy muszą walczyć o przeżycie. Naprawdę sądzisz, że ustawiona materialnie i mocno stojąca w życiu kobieta będzie Cię mniej kochała niż taka, która ledwo utrzymuje się na powierzchni??? Tutaj chyba tez należy napisać cały post :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex
Pytaj, czego konkretnie nie rozumiesz, to postaram się wyjaśnić najprościej jak potrafię. (tylko może lepiej nie o wszystko na raz, a po kolei i po jednej rzeczy)
Pozdrawiam serdecznie
J.
Zaiste jest to blog edukacyjny, bowiem zajrzałem do Wikipedii i dowiedziałem się, co to jest presupozycja. Nie wiem, do czego mi się to przyda, ani jaki związek ma to z doborem partnera życiowego, ale będę mógł kiedyś zadziwić i wprawić w zakłopotanie moje otoczenie. Pozdrawiam świątecznie. :-)
@Alex: z metaforami tak już bywa, że niektóre nie rezonują tak dobrze :(. I dla jasności, też nie interesują mnie dysputy akademickie.
Dwie, które kiedyś podałeś: o lejku i ta z postu „Dokąd prowadzi twoja droga życiowa” trafiły do mnie bezbłędnie. Kilka razy skorzystałem rozważając pewne dylematy i zobrazowanie w ten sposób pomogło.
W przypadku związków chciałem ją pogłębić, ze względu na to, że związek ewoluuje. Inaczej wygląda relacja bez dzieci, inaczej gdy one się pojawią. Nie da się stosować już pewnych sposobów, które naturalnie podtrzymują związek, zapewniają bliskość i intymność. Dużo się zmienia. Z praktyki i doświadczenia: dla wielu osób to może być spory szok. I tutaj pojawia się światełko ostrzegawcze. Odczytałem Twój tekst jako radę „kosztuje Cię to za dużo wysiłku to daj sobie i drugiej stronie spokój”. Są takie okresy, gdy dużo w życiu się zmienia, że ten wysiłek rośnie. Bezrefleksyjne zastosowanie się do tej rady zamyka relacje na jakąkolwiek ewolucję.
Nie wiem jakie są aspiracje większości czytelników. Zakładam, że powyżej przciętnej. Uważam, że „domek” nie wyklucza ponadstandardowo ciekawego życia. Szkoda, że taki stereotyp jednak istnieje, wpływa on niestety na pewne wybory i ocenę swojej sytuacji przez ludzi, którzy mniej lub bardziej świadomie zostali obdarzeni dziećmi i wydaje im się, że są w „pułapce”, co prowadzi do pochopnych decyzji. Ale to temat na całkiem osobny wątek.
Podsumowując naszą dyskusję, wygląda na to, że co do kluczowych rzeczy się zgadzamy:
1. Związki ewoluują i warto zwracać uwagę na ile w dobrą dla nas stronę
2. Dylemat mieć, czy nie mieć dzieci – wykonać sobie bilans korzyści i strat ;) „czy jestem gotów zrezygnować z rzeczy, które są dla mnie ważne na korzyść innych, związanych z posiadaniem dzieci?”
3. Potrzeby stron w związku mogą być różne – cała zabawa polega na znalenieniu jak największej części wspólnej i cieszeniu się nią.
4. Używanie słów spoza oficjalnego słownika nie jest koniecznie. W tym przypadku zamknąłem rzeczoną część ciała w cudzysłów. W mojej twórczości „literackiej” wykorzystanie tego typu słów zdecydowanie jest na marginesie błędu statystycznego. Oczywiście zastosuję się do Twojej prośby.
Pozdrawiam.
Mariusz pisze: „Nie wiem jakie są aspiracje większości czytelników. Zakładam, że powyżej przciętnej.”
Czy mógłbyś zdefiniować, co to znaczy przeciętne aspiracje?
Moim zdaniem aspiracje mogą dotyczyć różnorodnych sfer życia, zatem do wyliczenia ich przeciętnego poziomu musielibyśmy na przykład znać przelicznik pomiędzy liczbą książek przeczytanych w roku a pojemnością bagażnika posiadanego samochodu.
TesTeq: a bardzo potrzebna nam ta definicja przeciętności?
@Mariusz: Zapytałem z ciekawości, ponieważ napisałeś: „Nie wiem jakie są aspiracje większości czytelników. Zakładam, że powyżej przciętnej.”
TesTeq
Pijesz::
„..dowiedziałem się, co to jest presupozycja. Nie wiem, do czego mi się to przyda…”
Może dlatego, bo to nie było skierowane do Ciebie, a jedynie do Alexa?
A wiesz dlaczego nie skierowałbym tego do Ciebie? Bo oprócz tego, że ta informacja była skierowana do Alexa, to myślę również, że akurat Ty nie wiedziałbyś jak wypisać presupozycje do zdania: „miłość się wypali.”
No chyba, że się mylę… :>
Mariusz
Piszesz:
„Nie wiem jakie są aspiracje większości czytelników. Zakładam, że powyżej przciętnej. ”
A wiesz.. ja jak czytam tego bloga, to również jakoś samo mi się nasuwa założenie, że aspiraje u większości wypowiadających się tu osób są powyżej przeciętnej i myślę, że tym założeniem jakiejś wielkiej zbrodni moralnej nie robię :-)
Pozdrawiam serdecznie
J.
@TesTeq: Nawiązałem do stwierdzenia Alexa – „Tutaj nie rozważamy „średniej krajowej”, lecz zastanawiamy się co możemy zrobić, aby mieć ponadstandardowo ciekawe życie, przynajmniej mam taka nadzieje :-)”
Nie chcę definiować przeciętności, bo to trochę jak z definicją punktu i prostej. Każdy wie o co chodzi, ale opisać się nie da. Próbując jednak jakoś określić „po czym poznajesz, że jesteś ponadprzeciętny” to proponowałbym następujący proces.
1. Określenie własnych wartości (rodzina, relacje, pieniądze, kariera, niezależnosć itp.)
2. Opisanie sobie, co rozumie się jako przeciętne pod każdym z tych wymiarów
3. Sprawdzenie, gdzie się jest.
Subiektywna ocena pozcycji w takiej „wartościo-przestrzeni” określi czy osiągam ponadprzeciętność, czy nie. Wymiary, które nie istnieją w moim zbiorze wartości po prostu ignoruję.
@Jarek: jako trener zarządzania projektami uczę, że założenia trzeba dokumentować, dlatego też jasno i wyraźnie to określiłem :). Nie mam danych, więc zakładam. Bazując na „expert judgement” stwierdzam, że ryzyko niepotwierdzenia się tego założenia jest znikome ;).
Pozdrawiam
@Jarek: No pewnie, że nie wiedziałbym, jak wpisać to trudne słowo do zdania „miłość się wypali”. Przecież sam napisałem, że „nie wiem, do czego mi się to przyda, ani jaki związek ma to z doborem partnera życiowego”.
O ile udało mi się odczytać intencje Alexa, prosił on o łopatologiczne wyjaśnienia.
Dyskutujecie publicznie, więc może zdarzyć się, że Waszą rozmowę podsłucha jakiś niedouczony trefniś. I coś bąknie na boku. Nie zmniejsza to – moim zdaniem – waloru edukacyjnego tego bloga, bowiem kulturalne i skuteczne radzenie sobie z trefnisiami to sztuka warta opanowania.
@Mariusz: Dziękuję za wyjaśnienie. Chodziło mi właśnie o „wydyskutowanie” tej wielowymiarowej złożoności pojęcia „przeciętne aspiracje”. Dodatkową komplikacją jest tu fakt, że nasze aspiracje mogą być w pewnych wymiarach „powyżej przeciętnej”, a w innych „poniżej”.
TesTeq
Piszesz:
„kulturalne i skuteczne radzenie sobie z trefnisiami to sztuka warta opanowania.”
No dobrze :-) Zakładając, że ja nie mam opanowanej tej sztuki, a chcę ją opanować – to od podjęcia jakich działań powinienem zacząć?
Pozdrawiam serdecznie
J.
@Jarek: Powiem szczerze, że czułbym się nieco skrępowany udzielając rad dotyczących komunikacji w ramach dyskusji prowadzonej pod blogowym wpisem Aleksa.
Po pierwsze Alex jest specjalistą w tej dziedzinie i z pewnością ma znacznie głębszą wiedzę i doświadczenia niż ja.
Po drugie niniejszy wpis dotyczy dobierania sobie partnera życiowego, więc moje rady byłyby całkiem nie na temat, za co Alex zaraz by mnie skarcił.
Mówiąc innymi słowy, chciałbym uchylić się od udzielania ogólnych rad, natomiast uważam, że skupianie się na osobie adwersarza, a nie na jego argumentach, jest nieskuteczne. Przykładem takiego skupienia się jest sformułowanie „myślę również, że akurat Ty nie wiedziałbyś jak wypisać presupozycje do zdania: 'miłość się wypali.'”
Rozumiem Twoją intencję – odpowiedziałeś na moje – przyznaję się bez bicia – niepoważne potraktowanie terminu „presupozycja”. Wynikało ono z mojego subiektywnego poczucia, że słowo to znalazło się w niniejszej dyskusji przez przypadek. Widzę jednak, że tak nie było. Wróćmy zatem do istoty:
Jaką rolę odgrywa presupozycja w doborze partnera życiowego?
TesTeq
Piszesz:
„bowiem kulturalne i skuteczne radzenie sobie z trefnisiami to sztuka warta opanowania.”
a wcześniej:
„chciałbym uchylić się od udzielania ogólnych rad”
Plecam popracować nad spójnością swojej niebywale „wysokiej etyki”.
Piszesz:
„uważam, że skupianie się na osobie adwersarza, a nie na jego argumentach, jest nieskuteczne.”
Ok, a na czym według Ciebie się skupić w przypadku jeśli argumenty adwersarza są po prostu nie na temat?
Piszesz:
„Jaką rolę odgrywa presupozycja w doborze partnera życiowego?”
Odpowiedź na to pytanie znajduje się w definicji presupozycji, więc polecam jej ponowne przeczytanie, jednak tym razem ze zrozumieniem :-)
Pozdrawiam serdecznie
J.
@Jarek: Dziękuję Ci za „plecenie mi popracowania nad spójnością mojej niebywale 'wysokiej etyki'”. Człowiek cały czas się uczy i każda informacja zwrotna go ubogaca. Będę pracował.
Co zrobić, gdy argumenty adwersarza są nie na temat? Zignorować je lub wypunktować (argumenty, nie adwersarza :-) ).
Ponieważ jest to blog edukacyjny, czytam w Wikipedii ze zrozumieniem:
„W logice presupozycja zdania A to sąd, który musi być prawdziwy, żeby zdaniu A można było przypisać wartość logiczną (prawdę albo fałsz). Innymi słowy, presupozycja to wniosek wynikający zarówno ze zdania A, jak i z jego negacji. Np. presupozycją zarówno zdania 'Obecny król Francji jest łysy’ jak i zdania 'Obecny król Francji nie jest łysy’ jest: 'Francja ma obecnie króla’.”
Po przeczytaniu tej definicji moja supozycja na ten temat jest następująca:
Presupozycja we wpisie „Jak dobieramy sobie partnera życiowego” (takiego, czy innego) to zdanie: „Człowiek dobiera sobie w życiu partnera”. Niestety w tym miejscu utknąłem, ponieważ nie widzę światełka w tunelu mojego rozumowania. A może w ogóle chodzi o coś innego, a ja zgubiłem wątek? Czy nie byłoby prościej, gdybyś był tak uprzejmy i wyłożył mi kawę na ławę?
Czytam, czytam i zastanawiam się jak ja sobie dobierałam partnerów, że jestem sama… Niestety kilkukrotnie usłyszałam od znajomych, że czekam na „księcia z bajki” a i że jestem za wybredna i zbyt wymagająca… ale co to znaczy, że jestem zbyt wymagająca, w jakich kwestiach?? Tego mi nikt nie powiedział. Po długotrwałym związku pozostało mi tylko wyciągać wnioski i uczyć się na błędach.
TesTeq
A co do wykładania kawy na ławę to naprawdę ułatwia to życie. Więc Jarku nie zmuszaj nas do domyślania się tylko powiedz wprost o co chodzi.
TesTeq
Bardzo mnie cieszy, że mogłem Ci dać tak drogocenną radę, że aż postanowiłeś pracować nad sobą. Jest mi z tego powodu niezmiernie miło, a dodatkowo wręcz cały rozpływam się z zachwytu nad tak uprzejmą i sympatyczną formą Twojego przekazu. Chyba nie pozostaje mi nic innego jak tylko wpisać Cię w swoim sercu na listę najsympatyczniejszych adwersarzy, z jakimi przyszło mi się spotkać.
Piszesz:
„Zignorować je lub wypunktować (argumenty, nie adwersarza :-) ).”
A pomijając pojedyncze przypadki, a biorąc pod uwagę jedynie te sytuację, gdy adwersarz uparł się, aby być dyżurnym trefnisiem – to nad czym polecasz się skupić?
Piszesz:
„Presupozycja we wpisie “Jak dobieramy sobie partnera życiowego” (takiego, czy innego) to zdanie: “Człowiek dobiera sobie w życiu partnera”. Niestety w tym miejscu utknąłem, ponieważ nie widzę światełka w tunelu mojego rozumowania. A może w ogóle chodzi o coś innego, a ja zgubiłem wątek?”
Podejrzewasz, że utknąłeś… a dlaczego w ogóle uważasz, że może chodzić o coś innego, a Ty zgubiłeś wątek? Wcześniej wysnułeś tak „jedynie słuszne” i „całkowicie niepodważalne” wnioski, że przecież teraz byłoby bezsensem zastanawiać nad takimi błahostkami jak przedmiotowość poruszanego wątku… Zgadza się?
Piszesz:
„Czy nie byłoby prościej”
Nie.
Pink
„Więc Jarku nie zmuszaj nas do domyślania się tylko powiedz wprost o co chodzi.”
Pink prawdą jest, że wykładanie kawy na ławę ułatwia życie, ale wydaje mi się, że w przypadku niektórych osób(ala TesTeq) nie zawsze najprostrze drogi są najlepsze: chodzi o to, żeby dać „wędkę, a nie rybę” :-)
Pozdrawiam serdecznie
J.
@Jarek: Dziękuję za miłe słowa.
Piszesz: „A pomijając pojedyncze przypadki, a biorąc pod uwagę jedynie te sytuację, gdy adwersarz uparł się, aby być dyżurnym trefnisiem – to nad czym polecasz się skupić?”
Nie skupiałbym się. Zignorowałbym gościa. Żal by mi był mojego czasu. Skoro facet się uparł… Całego świata i tak nie naprawię.
Wybacz, ale muszę oddalić się od komputera do innych zajęć – taka ładna dziś pogoda.
TesTeq
Teraz jest fajna pogoda, ale jak wrócisz to sobie doczytasz o tym, że jeśli akurat ma się wolną chwilę, to można wziąć pod uwagę jeszcze inną opcję niż tylko zignorowanie, a mianowicie jeśli trefniś uparł się, żeby być trefnisiem – to też można sobie z nim „z łaski – na uciechę” wymienić parę zdań :-)
„Z łaski” – bo w końcu to też człowiek… co prawda uparty, bo uparty, ale i tak trochę go żal… ;
„Na uciechę” – bo i jest przy tym trochę śmiechu :D :D
W takim układzie nic nie trzeba naprawiać – wszystko samo się naprawi :-)
Pozdrawiam serdecznie
J.
Koledzy
Właśnie skończyłem dość długi dzień (start o świcie, lot, transfer i 10 spotkań z managerami w 3 językach) to wszystko po prawie nieprzespanej nocy, więc tylko delikatnie zwracam Wam uwagę na główny temat postu, pod którym komentujecie :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
PS: Może otworzymy specjalny wątek dla szermierki słownej? :-)
@Alex: Głównym tematem moich dociekań – jak możesz dostrzec wyżej – jest problem:
Jaką rolę odgrywa presupozycja w doborze partnera życiowego?
Abstrahując od „szermierki słownej” uważam ten temat za ciekawy i wart rozwinięcia, ale nie czuję się tu ekspertem. Przyznaję, że początkowo nie widziałem związku, ale przecież nie pozjadałem wszystkich rozumów i jestem otwarty na rzeczową dyskusję. Jeśli uważasz, że nie powinienem już dłużej drążyć tego tematu, pokręć przecząco głową. :-)
TesTeq
Wytłuszczony przez Ciebie temat jest w porządku, ale jak widzę sformułowania typu:
„jeśli trefniś uparł się, żeby być trefnisiem – to też można sobie z nim “z łaski – na uciechę” wymienić parę zdań” itp. to zastanawiam się co one mają wspólnego z tematem dyskusji.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
TesTeq
Pytasz:
„Jaką rolę odgrywa presupozycja w doborze partnera życiowego?”
Presupozycja tego pytania jest założenie:
„presupozycja odgrywa pewną rolę w doborze partnera życiowego” – a to jest absolutnie nie istotne, czy odgrywa czy nie, bo zagadnienie o którym pisałem wcześniej z Alexem dotyczyło kwestii prawdopodobnego „lęku przed odrzuceniem”, a nie bezpośredniego „doboru partnera życiowego”… ale skoro Ty możesz potraktować nas z góry, to w sumie po co miałbyś sobie zawracać głowę tym, czego dotyczyła nasza rozmowa … Zgadza się?
A później jeszcze przyjmujesz poze trefnisia… i oczekujesz wyjaśnień?
Bądźmy poważni..
TesTeq, dla mnie –osobiście- taka totalna ignorancja jest jak wtargnięcie do czyjegoś domu z brudnymi, ubłoconymi buciorami bez słowa przepraszam!
Ciekawy jestem jak Ty byś zareagował, jakby nagle ktoś Tobie zaczął robić w domu „safarii”? Byłbyś miły i uprzejmy dla takiego nieokrzesanego gościa? Myślę, że wyraziłbyś swoja głęboką pogardę dla takiego zachowania i nie byłoby Ci ani trochę wstyd z tego powodu!
Drogi TesTeq…jeśli próbujesz poruszyć dyskutowany temat, a w jakiś sposób nie jesteś do końca zorientowany w temacie, bo np. nie chciało Ci się prześledzić wcześniejszych wpisów, lub cokolwiek innego – to przecież wystarczy o to zapytać… Przecież nikt nie wie wszystkiego i każdy z miłą chęcią Ci odpowie… ale jeśli od razu tworzysz pytania na podstawie jakichś dziwnych założeń, które są Twoimi absolutnie niezwiązanymi z tematem – sądami, a później jeszcze oczekujesz poważnego traktowania ze strony adwersarzy, no to chyba coś Ci się pomyliło – nie uważasz?
Czy nie lepiej by było Ci uszanować adwersarzy i zważać na presupozycje swoich pytań, żeby nie robić błędnych założeń? Przecież wtedy takim zachowaniem nie robiłbyś „offtopowej sieczki” na blogu i nikt by Ci się nie czepiał…
Naprawdę nie jestem w stanie pojąć Twoich motywacji do takiego działania.
Dobra, kończe już ten wątek, bo nie mam zamiaru zbierać od Alexa za offtopa.
Pozdrawiam serdecznie.
J.
@Jarek: Dziękuję.
Witam,
Właśnie przechodzę 30 dniowy program Tonego Robbinsa, Personal Power. W odcinku #18 jest kilka rad dotyczących tworzenia udanych związków – wrzucam tutaj, może komuś się przyda ;-) – a sam temat jest bardzo ważny.
Zasady które żądzą Tworzeniem udanych związków:
#1. Gdy przeżywasz negatywne chwile (np. w pracy coś nie idzie, coś się nie udaje na czym Ci zależy) i zakotwiczasz te złe chwile „na partnerze”. Chodzi o to, że gdy coś nie idzie nie skupiaj tej negatywnej aury na partnerze. W trudnych chwilach bądź świadom tego i próbuj przerywać zły wzorzec – znajdzie razem jakieś metody „przerywania wzorca” na te trudniejsze czasy.
#2. Zapytaj drugą osobę co sprawia jej największą przyjemność i poczucie miłości. Każdy z ludzi mieszkających na ziemi ma inne zasady tego co sprawia że czuje się kochany np.: wypowiadane słowa, dotyk w jakiś specyficzny sposób, obdarowywanie prezentami czy zabieranie w nowe miejsca.
#3. Porozmawiaj na temat tego co sprawia jej że czuje się kochana, a następnie próbuj rożnych rzeczy i obserwuj jej reakcje.
#4. Głęboko interesuj się tym co sprawia, że Ona czuje się kochana i POKAZUJ JEJ TO KAŻDEGO DNIA.
„Everything you failed to use, you lose”
„Give her, what you want – you want respect, give her respect. You need passion, give her passion. Give her love, you’ll receive love.”
Sam w następnym tygodniu stworzę coś w tym stylu co Alex nam zaprezentował :-)
Życzę szczęścia!
Kamil
Witam wszystkich, jest to mój pierwszy komentarz na blogu :-)
Wczoraj wieczorem zrobiłam trzy listy: w pierwszej zawarłam wszystkie moje oczekiwania względem partnera, w drugiej wymieniłam, to, co dał mi mój obecny związek, w trzeciej natomiast wszystkie niespełnione oczekiwania. Taki swoisty rachunek sumienia… Wyszło na to, że w moim związku brakuje tego wszystkiego, co jest dla mnie najważniejsze. Najbardziej przeraża mnie to, że musiałam sobie to wszystko wypisać, żeby zdać sobie z tego sprawę. Chyba nie najlepiej to o mnie świadczy.
W każdym razie zastanowiłam się nad dwoma rzeczami:
1) Na ile to, że w moim związku brakuje tych wszystkich rzeczy, jest moją winą? Zamierzam to oczywiście sprawdzić :-) Sęk w tym, że jeśli to ja do tej pory dawałam partnerowi sygnały, że nie potrzebuję np. wystarczającej dozy czułości czy zaangażowania, to może lepszym wyjściem będzie podjęcie próby naprawienia tych niedociągnięć niż zakończenie związku? Może błędy w komunikacji można naprawić stosunkowo niewielkim nakładem kosztów?
2) Gdyby zostało mi tylko kilka dni życia, to zamiast zakończyć ten związek w tej chwili, wolałabym wycisnąć z niego to, co najlepsze. Tak też właśnie postanowiłam zrobić i jestem bardzo ciekawa, co z tego wyjdzie. Może okaże się to świetną metodą do testowania związków :-)
Dominika
Witaj na naszym blogu :-)
To, że w ogóle zrobiłaś sobie taki „reality check” świadczy o Tobie bardzo dobrze. Większość ludzi woli życie w cichej desperacji, bo nie trzeba sobie wtedy zadawać kłopotliwych pytań.
Pytasz: „Na ile to, że w moim związku brakuje tych wszystkich rzeczy, jest moją winą? ”
Może nie będziemy mówili o winie, a bardziej o przyczynieniu się do czegoś?
Ja generalnie uważam, że cokolwiek przydarza mi sie, to w jakiś sposób do tego się przyczyniłem i w wypadku negatywnych przypadków rozważam co następnym razem mogę zrobić lepiej.
Błędy w komunikacji rzeczywiście można naprawić stosunkowo łatwo, szkopuł w tym, że czasem w relacji mamy jeszcze bardziej głębokie problemy. To troche jak używany samochód, który nie jedzie z braku benzyny. Po odpaleniu dobrze jest sprawdzić, czy przypadkiem nie mamy też do czynienia z przerdzewiałym podwoziem.
Ad2) Moja decyzja w takim przypadku zależałaby od tego, co mogę maksymalnie po tym związku oczekiwać i innych atrakcyjnych alternatyw spędzenia tego dnia. To trochę jak BATNA w negocjacjach
Pozdrawiam
Alex
Alex
W zeszłym tygodniu zakończyłam związek, o którym wspominałam ostatnio i pragnę zamieścić tutaj kilka refleksji:
1) Zawalczyłam o ten związek, jak się odgrażałam, co zaowocowało wspólnym wyjazdem. Jeszcze nigdy nie nawiązałam tak intymnej więzi z drugą osobą. Mogę bez wahania stwierdzić, że był to najszczęśliwszy tydzień w moim życiu. Niestety po powrocie z wakacji problemy z komunikacją ujawniły się na nowo i to ze zdwojoną siłą, stąd decyzja o zakończeniu znajomości. Trzeba nie tylko żyć chwilą, ale także móc uświadomić sobie, że dobiegła ona końca.
2) Naturalnie odczuwałam ogromny smutek, jaki towarzyszy rozstaniom, ale dość szybko uświadomiłam sobie coś jeszcze. Zawsze byłam przekonana o wyższości przeżywania nad posiadaniem, ale tak właściwie były to dla mnie frazesy, a nie wartości. Aż do chwili, gdy przyłożyłam je do tego konkretnego przypadku. Doszłam do wniosku, że przeżyłam coś wspaniałego, ale nie mogę posiąść na własność człowieka, który się do tego przyczynił. Podeszłam do tego, jak do wakacji – były cudowne, ale nie ma sensu rozpaczać, że już się skończyły, bo przecież prędzej czy później znów wyjadę, a kolejny wyjazd może się okazać o niebo lepszy. Za to wspomnień i zdobytych doświadczeń nikt mi nie odbierze (no, może poza Alzheimerem).
Chyba całość wyszła mi trochę rzewna i pogmatwana, ale składam to na karb odurzenia lekami po niedawnym pobycie w szpitalu :-) Generalnie chciałam powiedzieć, że trzeba walczyć, ale też wiedzieć, kiedy odpuścić i zamiast pogrążać się w rozpaczy, lepiej jest wyjść życiu na przeciw.
Pozdrawiam.
hmm… ostatni mój partner był własnie w taki sposób wybrany słuchałam go i wierzyłam ze mowi prawde. Wydawało Mi sie ze pragniemy tego samego zreszta tak mowił a Ja wnioskowałam, porozomiewalismy sie bez słow. Nadawaliśmy na tych samych falach. Był dla Mnie autorytatem bo takiego męzczyzny chce. A w rezultacie okazał sie wyrafinowany i bardzo okrutny. Rozkochał Mnie w sobie a potem potraktował strasznie no ale coz co Mnie nie zabije to Mnie wzmocni nie ma co sie załamywac. Nie ma recepty na zycie.
Ale mimo wszystko mysle ze bedzie dobrze na pewno wiem czego oczekuje od meżczyzny ale czasem zdarzaja sie lubie ktorzy nie maja sumienia i dla zaspokojenia swoich potrzeb powiedza nam wszystko wiec to nie jest takie łatwe.
Pozdrawaim wszystkich i zycze udanych zwiazkow :)
Danuta
Takie związki to chyba nieunikniony rezultat eksperymentowania w życiu. Dopóki nie tworzymy nieodwracalnych faktów, to zawsze możemy znaleźć siłe, aby otrzepać sie i iść dalej
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam wszystkich serdecznie.
Jakoś tu trafiłem i tak mi się spodobało że postanowiłem podzielić się swoimi wątpliwościami odgrzewając jednocześnie ten wątek.
Alex, piszesz „Dopóki nie tworzymy nieodwracalnych faktów”. Nie do końca rozumiem jak można ich nie tworzyć. Dla mnie wyjście na kawę jest czymś nieodwracalnym. Podobnie powiedzenie drugiej osobie „zrobię wszystko by być z Tobą jak najdłużej”. Tak samo poczęcie dziecka i wzięcie na siebie odpowiedzialności za jego kształtowanie dopóki nam nie powie „teraz już idę próbować dalej sam”.
Ja nie widzę różnicy pomiędzy tymi faktami – nie licząc skali zobowiązania.
Idąc na kawę z nieznajomą liczę się z tym, że jakkolwiek nieciekawie by nie było nie wyjdę po 15 min z tekstem „nudzi mi się, cześć..”.
Powołując dziecko na świat zakładam, że *ja* będę z nim dopóki tego potrzebuje. Bo partner(ka) za 5 lat może być, albo może go(jej) nie być.
Łukasz
Witaj na naszym blogu :-)
Piszesz:”Alex, piszesz “Dopóki nie tworzymy nieodwracalnych faktów”. Nie do końca rozumiem jak można ich nie tworzyć”
Masz rację, dla precyzji powinienem napisać „Nie podejmujmy działań o poważnych i nieodwracalnych konsekwencjach” :-)
Ale jak już jesteśmy tacy dokładni, to Twoje zdanie: „Idąc na kawę z nieznajomą …..” nie bardzo może mieć miejsce w rzeczywistości, chyba że podejdziesz do całkiem obcej osoby na ulicy i powiesz „idziemy na kawę”, a ona pójdzie z Tobą bez pytania :-) Choć i w tym przypadku może to być dyskusyjne, bo znasz juz przynajmniej wygląd tego człowieka
Pozdrawiam serdecznie :-)
Alex
Dzień dobry,
czy oglądał Pan film Francois Ozona 5X2 ?
Pisarka Manuela Gretkowska w dyskusji na jego temat powiedziała, ze w każdym związku dwojga ludzi „uczestniczą” rodzice jej i jego (Lacan)
Co Pan o tym myśli?
K.