Jeden z naszych Czytelników skontaktował się ostatnio ze mną, opowiadając historię jego aplikacji do pewnej bardzo znanej polskiej firmy. Zacznijmy może od jego maila:
„Zdecydowałem się do Ciebie napisać, ponieważ historia, której byłem/jestem uczestnikiem, jest według mnie na tyle nietypowa, że przed podjęciem działań wolę zasięgnąć opinii osoby z większym doświadczeniem ode mnie.
Czytam Twojego bloga od dosyć dawna, miałem okazję kilka razy spotkać się z Tobą osobiście i porozmawiać, a znając Twoje doświadczenie wydajesz się być najlepszym kandydatem do takich konsultacji.
Poszukuję nowej, ciekawej pracy i w związku z tym aplikuję na interesujące mnie stanowiska.
Jedną z aplikacji złożyłem do jednej z największych rdzennie polskich firm w mojej branży. Aplikacja raczej standardowa, zawierała między innymi informacje o przebiegu mojej kariery i edukacji. Co potem okaże się ważne – ukończyłem studia licencjackie (mam dyplom licencjata, o którym wspominam w CV), ale studia magisterskie zakończyłem na etapie absolutorium, w związku z czym nie wspominam o nich.
Niedługo po jej złożeniu zadzwonił do mnie jej wiceprezes odpowiedzialny za jedną z linii biznesowych i zaproponował spotkanie.
Gdy spotkaliśmy się, porozmawialiśmy o moim doświadczeniu i zadaniach stawianych przed poszukiwaną osobą. Miało do nich należeć zbudowanie sprzedaży bezpośredniej linii produktów sprzedawanych dotychczas w inny sposób, a także specyficznych rozwiązań dedykowanych dla dużych organizacji. Na początek miało to być wyłącznie moje zadanie, a jeżeli odniósł bym sukcesy, kolejnym zadaniem miało być zbudowanie zespołu odpowiadającego za te produkty.
Zadania bardzo ciekawe i mające duży potencjał.
Pod koniec spotkania, mój rozmówca stwierdził, że chętnie zatrudni mnie do wykonania tych zadań i zapytał o oczekiwane przeze mnie wynagrodzenie.
Po mojej odpowiedzi, odparł, że jego budżet jest niższy, ale poprosił abym pomyślał i coś zaproponował. Po tych słowach rozstaliśmy się.
Po tym spotkaniu wymieniliśmy się kilkoma mailami, z których wynikło, że budżet na to stanowisko jest sztywny(określony na spotkaniu). Ze względu na potencjalnie duże możliwości rozwoju i pozyskania nowych kompetencji zgodziłem się na określony budżet i poprosiłem o potwierdzenie mailem warunków współpracy, abym miał podstawę do wypowiedzenia umowy dotychczasowemu pracodawcy.
Po otrzymaniu potwierdzenia warunków będącego ofertą pracy, przyjąłem ją, poprosiłem o projekt umowy i wypowiedziałem dotychczasową umowę.
Zostałem jednocześnie poproszony o dosyć szybkie przygotowanie prezentacji strategii działań, które zamierzam podjąć. Przygotowałem ją i przekazałem mojemu przyszłemu przełożonemu.
Z działu HR otrzymałem projekt umowy. Zawierał bardzo ogólnie sformułowany zakaz działalności konkurencyjnej. Ze względu na wielkość organizacji oraz prowadzoną przeze mnie działalność gospodarczą, która w pewnym zakresie mogła by być konkurencyjna, poprosiłem o doprecyzowanie zapisów. W odpowiedzi poproszono mnie o informację o zakresie prowadzonej działalności oraz zapytano jak dużo czasu będzie mi ona zajmować. Poinformowałem, że chodzi o zakończenie dwóch projektów znajdujących się w końcowej fazie i opartych o wcześniejsze zobowiązania. Zaproponowałem wprowadzenie zapisu akceptującego działania mające na celu zamknięcie projektów i powstrzymanie się od podejmowania nowej działalności konkurencyjnej.
Propozycja została zaakceptowana w trakcie rozmowy telefonicznej.
Kilka dni po niej, przyszły przełożony zaproponował mi kolejne spotkanie. Ustaliliśmy termin i zacząłem przygotowania do omówienia strategii. Wieczorem, w dniu poprzedzającym spotkanie, otrzymałem maila od asystentki przyszłego przełożonego z pytaniem o poziom mojego wykształcenia („Czy ma Pan tylko licencjat, czy może robił Pan coś w kierunku magisterki?”)
Odpowiedziałem, że posiadam licencjat, o czym wspomniałem w moim CV, a dodatkowo robiłem coś w kierunku magisterki, o czym już tam nie wspominam.
Następnego dnia, w trakcie spotkania wyjaśniłem jeszcze raz jak wygląda moje wykształcenie (rozmówca nie sygnalizował żadnych problemów) i potwierdziliśmy, że rozpoczynam pracę 1 sierpnia w oddziale w Warszawie, aby przygotować dla mnie szkolenia.
3 dni po tym spotkaniu, a 11 dni przed rozpoczęciem pracy otrzymałem maila z informacją, że z powodu braku wyższego wykształcenia oraz prowadzonej przeze mnie działalności konkurencyjnej, prezes odwołał zgodę na zatrudnienie mnie.
Do tego dnia nie zdarzyło mi się coś takiego w mojej karierze i byłem mocno zdziwiony.
Odpisałem jedynie, że twierdzenie o braku wyższego wykształcenia jest bezpodstawne ponieważ w Polsce licencjat jest wyższym wykształceniem. Dodałem, że jeżeli domykane projekty były problemem to mogliśmy opóźnić start współpracy o miesiąc (jak proponował mój rozmówca), a w tym czasie zamknął bym projekty i wygasił tą część działalności.
Przepraszam za rozbudowany opis, ale pierwszy raz miałem do czynienia z taką sytuacją.
O ile był bym w stanie ją jakoś zrozumieć, gdybym rozmawiał z Panem Kaziem z Koziej Wólki, to takie działania podejmowane przez członków zarządu naprawdę dużej firmy, są dla mnie bardzo dziwne.
Jak Ty byś się zachował w takiej sytuacji?
Moją pierwszą myślą było domaganie się odszkodowania, ale nie chciałem za szybko podejmować żadnych kroków i na razie czekam na odpowiedź na mojego ostatniego maila do Pana Wiceprezesa.
Jeżeli miałbyś jakieś pytania lub wątpliwości i chciał porozmawiać przez telefon to mój numer xxxxxx. Jestem dostępny codziennie xxxxxxx.
Jeżeli chciałbyś opisać tę historię to wyrażam na to zgodę po standardowym zabiegu anonimizacji.”
Czyli krótko mówiąc:
- renomowana firma poszukuje kogoś, na dość odpowiedzialne i stanowisko
- nasz Czytelnik aplikuje
- Wiceprezes firmy nawiązuje kontakt z naszym Czytelnikiem
- Wiceprezes akceptuje naszego Czytelnika uprzedzając, że możliwe wynagrodzenie jest niższe od oczekiwań Czytelnika
- Czytelnik akceptuje gorsze warunki płacowe
- Firma prosi o przedstawienie strategii działania i otrzymuje ją, oczywiście bezpłatnie
- Czytelnik prosi o ofertę pracy mailem, aby mieć podstawę do wypowiedzenia
- Firma taki mail wysyła
- Czytelnik prosi o projekt umowy o pracę i wypowiada dotychczasową (to okazało się być błędem)
- W projekcie umowy pojawia się potencjalny, łatwo rozwiązywalny problem z działalnością konkurencyjną. Czytelnik proponuje rozwiązanie, które jest zaakceptowane w rozmowie telefonicznej
- Asystentka wiceprezesa kontaktuje Czytelnika pytając o szczegóły wykształcenia (wszystko jest w CV)
- Wiceprezes w rozmowie telefonicznej, po przedyskutowaniu kwestii formalnego wykształcenia umawia się z Czytelnikiem na konkretny termin rozpoczęcia pracy
- Trzy dni później Czytelnik otrzymuje mail, że nie jednak zostanie zatrudniony
Podkreślam, że to wszystko dzieje się na bardzo wysokim poziomie, gdzie w dobrych firmach tej wielkości, nawet w Polsce można umawiać się na słowo, bo ludzie dbają o swoją reputację!
Jaka była moja rada?
Wobec faktu, że brakowało tutaj informacji o kwestiach prawnych mogła być na razie tylko jedna: „Zbierz wszystkie materiały, całą korespondencję i skontaktuj się z bardzo dobrym prawnikiem, niech on zbada jak to wygląda z punktu widzenia polskiego prawa ”
W międzyczasie mamy ciąg dalszy, za zgodą zainteresowanego pozwolę sobie zacytować (podkreślenie i wytłuszczenie moje):
No tak!!! Nie potrzeba chyba specjalnego komentarza, poza kilkoma uwagami.
- w niektórych rdzennie polskich firmach nawet na najwyższych szczeblach ludzie nie liznęli odpowiednie dawki etyki, o szacunku dla własnego słowa nie wspomnę.
- ubiegając się o stanowisko w takiej firmie, zanim podejmiesz jakiś istotne kroki (np. wypowiedzenie dotychczasowej pracy), to zaangażuj prawnika i przestudiujcie dokładnie KRS !!!
- albo lepiej słuchaj opinii rynku o potencjalnym pracodawcy i jeśli są „dziwne”, to niezależnie od laurów jakie firma zbiera poszukaj sobie lepszego, szczególnie jak coś umiesz
- zgodnie z obietnicą daną Czytelnikowi nie mogę tutaj wymienić nazwy firmy :-( Wolno mi za to powiedzieć ją w bezpośredniej rozmowie, co oznacza, że średnioterminowo co najmniej kilkaset osób dowie się tego tylko ode mnie :-) Są firmy, gdzie zdolnych ludzi z potencjałem podsyłam i są takie, przed którymi ostrzegam. Pierwsze telefony już wykonałem :-)
Resztę wniosków wyciągnijcie sobie sami, zapraszam do wypowiedzi w komentarzach
PS: Dlaczego powiedziałem Czytelnikowi, że firma wyświadczyła mu przysługę? Bo jeśli nie umiera z głodu, a miałby pracować w firmie z takimi zasadami etycznymi, pod przełożonym z takimi deficytami przywódczymi i etycznymi, to lepiej żeby poszukał sobie czegoś lepszego. Jest dobry, nie martwię się o niego.
Współczuję Autorowi tego maila, który padł ofiarą braku elementarnej etyki ale i własnej niestety naiwnościłatwowiernosci. Takie lekcje są nieprzyjemne i czasem niestety rzutuja negatywnie na nasze przyszłe relacje biznesowe.
Alex – mów o tym, mów,niech takie nieetyczności i po prostu świństwa nie giną!
Oczywiście ważna zasada – rezygnuj z tego co masz dopiero po podpisaniu umowy i ani minuty wcześniej.
Natomiast mnie zastanawia wymówka związana z reprezentacja firmy zgodnie z KRS. Bo wydaje mi się – co należy omówić koniecznie z prawnikiem – że jeśli ów wiceprezes działał niezgodnie ze swoim umocowaniem prawnym (wynikającym z KRS) i niezgodnie z tym podejmował zobowiązania, to niekoniecznie oznacza, że jest bezkarny i ze firma nie musi płacić odszkodowania. On występował w imieniu firmy i najwyżej firma potem jego może pociągnąć do odpowiedzialności, ale odszkodowanie Oszukanemu powinna wypłacić.
Gdyby to była umowa o pracę i podlegała pod sąd pracy, byłoby pewnie łatwiej i szybciej, a w przypadku sądów gospodarczych to pewnie minimum rok dochodzenia swoich praw, bo kolejka duża, ale warto zawalczyć o swoje. Teraz życzę znalezienia dobrej pracy u uczciwego pracodawcy.
Proponuje, by teraz z owym prezesem skontaktował się już bezpośrednio prawnik, jako reprezentujący interes Oszukanego. To ma większą siłę. W moim przekonaniu wiceprezes zadziałał niezgodnie ze swoim umocowaniem i to działa na niekorzyść firmy a nie przeciw Oszukanemu.
Ewa W
EwaW
Dziękuję za komentarz.
Czyli w tym wypadku albo wiceprezes miał choćby ustne upoważnienie do zatrudnienia Czytelnika od drugiej osoby upoważnionej w KRS, albo obiecując mu pracę działał nielegalnie przekraczając swoje uprawnienia wynikające z prawa.
Nieźle!!
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Mnie zdarzyła się podobna historia, dość dawno temu, w 1999 roku. Aplikowałem do towarzystwa ubezpieczeniowego Daewoo, nie mam pojęcia czy ono jeszcze istnieje, ale prezesem był tam wtedy Roman Fulneczek. Rozmowa kwalifikacyjna przebiegła pomyślnie i kilka dni później dzwoni do mnie kadrowa (?) z tego towarzystwa. To była chyba najdziwniejsza rozmowa w moim życiu. Ta kobieta miała taki dziwny, podekscytowany ton, mówiła piskliwym głosem, normalnie jakby była upalona. Sposób poinformowania o przyjęciu do pracy był najdziwniejszy na świecie. Od razu, na początku rozmowy powiedziała:
– Niech pan przyniesie wyniki badań!
– Jakich badań?
– Na wirus HIV.
– Ale po co mam je przynosić?
– Bo został pan przyjęty!
Pamiętam, że byłem w lekkim szoku po tej rozmowie, ale postanowiłem spełnić ich życzenie i zacząłem szukać jakiejś kliniki, która robi takie badania. Potem zająłem się szukaniem w internecie jak powinnien brzmieć tekst wypowiedzenia z pracy, bo chciałem to zrobić porządnie i oficjalnie. Następnego dnia nie zdążyłem jeszcze złożyć wypowiedzenia u aktualnego pracodawcy (i całe szczęście!) i dzwoni znów tamta kobieta. Tym razem miała zupełnie inny głos, płaczliwy niemal, całkowicie załamany. Może była typem maniakalno-depresyjnym?
– Niestety, proszę pana. Nie możemy pana zatrudnić.
– No ale wczoraj mówiła Pani, że zostałem zatrudniony!
– Prezes zmienił zdanie, no bardzo mi przykro…
Wypytywałem ją co się stało i o ile pamiętam, prezes zirytował się wysokością wynagrodzenia, które zaproponowałem. Ale dla mnie to była nauczka na przyszłość, że zanim złoży się wypowiedzenie, trzeba być pewnym nowego zatrudnienia na 150%. Zawsze jakiś prezesik czy kadrowa może zmienić zdanie.
Witajcie,
Już w trakce czytania zaniepokoiły mnie słowa „Po otrzymaniu potwierdzenia warunków będącego ofertą pracy, przyjąłem ją, poprosiłem o projekt umowy i wypowiedziałem dotychczasową umowę”. Dodam, że rzeczywiście kontakt asystentki z pytaniem o poziom wykształcenia po wcześniejszym spotkaniu i uzyskaniu akceptacji ze strony Wiceprezesa firmy jest nie na miejscu i aż ciężko mi sobie tą sytuację wyobrazić. Być może firmie zmieniła się koncepcja na sprzedaż, co w żaden sposób nie tłumaczy przebiegu wydarzeń. Mam nadzieję, że Czytelnik podzieli się z nami dalszymi rezultatami swoich działań, a ja z chęcią przy najbliższej okazji dowiem się też od Ciebie Alex co to za firma.
Pozdrawiam serdecznie,
Agata
Witam,
z przykrością stwierdzam, że jest to jeden z wielu przypadków.
Ja własnie rozpoczynam dochodzenie odszkodowania od jednej z firm warszawskich za prawie identyczne działania.
Jestem w dużo lepszej sytuacji ponieważ nie zwolniłam się z poprzedniej pracy.
Niestety, niesprawdzenie wpisu KRS było niedociągnięciem, ale z drugiej strony trudno podchodzić do działań viceprezesa z podejrzeniami.
On sam przekroczył świadomie swoje kompetencje. Odpowiedź na jedno zadane mu pytanie ( no góra dwa) dałaby obraz całej sytuacji.
Zrzucanie winy na HR jest co najmniej dziwne i nasuwa mi pytanie o wpływ prezesa na pracowników ?
Co do wykształcenia kandydatów, firma winna zamieścić w ogłoszeniu ” wykształcenie wyższe magisterskie”, jeśli tak nie było to uzasadnienie firmy do niczego.
Jestem ciekawa jakie działania podejmie Czytelnik łagodne czy szybkie i skuteczne ?
życzę miłego dnia
KrysiaS
Mnie natomiast dziwi, że brak uzyskanego tytułu magistra był tak bardzo istotny dla zarządu tej firmy. Jeżeli kandydat na pracownika posiada poszukiwane przez firmę umiejętności, kompetencje, a do tego rozmowa kwalifikacyjna wypadła pozytywnie, to dlaczego brak tytułu magistra był tak bardzo istotny? Klienci przecież nie pytają się o to, jakie dokładnie wykształcenie ma osoba odpowiedzialna za realizację ich projektu. Nie jestem w stanie tego zrozumieć, tym bardziej, że (przynajmniej tak wynika z wyżej opisanej historii), chodziło o sam tytuł magistra „w ogóle”, a nie z jakiegoś konkretnego kierunku. Czy gdyby Autor maila skończył magisterskie studia z zupełnie innej dziedziny niż taka, która byłaby powiązana tematycznie z tym stanowiskiem, to wtedy już by spełniał wymagania?
Moim zdaniem, ta sytuacja może być kolejnym absurdalnym przykładem jak różnego rodzaju wewnętrzne zapisy (zarządzenia, regulaminy itd.) ograniczają elastyczność dużych firm (korporacji?).
Pozdrawiam,
Artur
Wojtek S.
Twoja historia znów pokazuje, że wypowiedzenie składa się mając w ręku podpisaną umowę z nowym pracodawcą.
Całe zdarzenie dużo mówi o profesjonalizmie tamtej firmy :-)
Prezes „zirytował się” propozycja wynagrodzenia (a mówi się o braku emocji i racjonalnych decyzjach ludzi na najwyższych stanowiskach :-))
Kadrowa, która zamiast trzymać język za zębami, kłapie o tym kandydatowi na stanowisko :-)
Może lepiej, że tam nie pracowałeś
Agata S.
Piszesz: „ ja z chęcią przy najbliższej okazji dowiem się też od Ciebie Alex co to za firma.”
Ależ oczywiście :-) Nie jest to mój klient, to wszystkiego się dowiesz.
KrysiaS
Nieposiadanie tytułu magistra było najprawdopodobniej pretekstem. W tej akurat firmie nie zdziwiłbym się, gdyby przyczyną było znalezienie kogoś, kto pracowałby za wynagrodzenie niższe o 10 zł miesięcznie :-)
Artur Rogowski
Myślę, że przyczyna jest taka, jak opisałem KrysiS , ewentualnie prezes znalazł sobie innego protegowanego. No ale to są moje hipotezy.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex,
Mi wydaje się oczywiste, że podstawową przyczyną była informacja, że Czytelnik nie poinformował w CV lub trakcie wcześniejszych negocjacji o swojej działalności gospodarczej. Oczywiście – nie musiał, żadne przepisy tego nie nakazują. Co więcej – każdy HR, znając nasze dane, może to sprawdzić w 30 sekund.
Ale wielu pracodawców uważa, że prowadzenie własnej działaności, nawet absolutnie w innej dziedzinie może negatywnie wpłynąć na zaangażowanie pracownika. Albo – że będąc właścicielem własnej firmy będzie miał problem z zaakceptowaniem swojej pozycji w strukturze pracodawcy.
Bzdura – może, ale warto o tym wiedzieć, żeby uniknąć podobnych nieporozumień. Nawet opisywana firma, jak widać, wolała użyć pretekstu „nie ma Pan odpowiedniego wykształcenia”, niż podać wprost swoje powody.
Co powinien był zrobić Czytelnik? Może napisać o swojej dodatkowej działalności w CV? Powiedzieć o tym podczas głównej rozmowy z prezesem, a nie HR-om przez telefon, kiedy już „mleko się wylało”? Ewentualnie zakończyć działalność w momencie, gdy dowiedział się o umowie o zakazie konkurencji, a trwające projekty dokończyć na zasadach niekomercyjnych?
Oczywiście, tłumaczenie prezesa „ja sam nic nie mogę podpisać, trzeba było sprawdzić reprezentację w KRS” jest po prostu żałosne, ale to nie zmienia sytuacji Czytelnika.
Mariusz
Czy ta informacja była w CV, czy też nie, tego nie wiem (ale mogę sprawdzić)
Czytelnik zaproponował rozwiązanie w rozmowie z wiceprezesem:
„Poinformowałem, że chodzi o zakończenie dwóch projektów znajdujących się w końcowej fazie i opartych o wcześniejsze zobowiązania. Zaproponowałem wprowadzenie zapisu akceptującego działania mające na celu zamknięcie projektów i powstrzymanie się od podejmowania nowej działalności konkurencyjnej.”
To była rozsądna propozycja.
Pozdrawiam
Alex
Człowiek chciałby się spodziewać po osobach na wyższych stanowiskach, że poważnie traktują innych i swoje obowiązki. Wiceprezesi, urzędnicy, posłowie w Sejmie, wykładowcy na uczelniach. a niektórym nadal słoma z butów wystaje. Może lepiej obniżyć swoje oczekiwania a później ewentualnie być miło zaskoczonym? Albo po prostu trzeba dawać dobry przykład własnym zachowaniem.
Poza tym obawiam się, że w głowach niektórych osób decydujących o zatrudnieniu pracowników nadal pokutuje pogląd, że tytuł magistra jest więcej wart niż wiedza i wieloletnie doświadczenie.
Alex,
Przeczytałem notkę trochę nieuważnie. Teraz widzę, że Czytelnik otrzymał informację zwrotną, że przyczyną zmiany zdania było zarówno jego wykształcenie, jak i działalność konkurencyjna. Zmyliło mnie to, że wszyscy komentatorzy skupiają się na tym pierwszym czynniku, wg mnie będącym tylko pretekstem.
Pisałeś kiedyś o umowie wynajmu mieszkania – że nie podpisujemy wszystkiego, co nam podsuną, tylko analizujemy, negocjujemy, zmieniamy tak, aby obie strony były zadowolone. Oczywiście, przy umowie o pracę też tak można – ale od pewnego poziomu, nawet nie zarobków, ale unikalnych umiejętności na rynku.
Łatwiej jest takiemu prezesowi zapłacić nam więcej, niż przekonać dział HR i ew. prawny do zmiany jednego zapisu w umowie.
Moim zdaniem, Czytelnik przecenił trochę swoją pozycję negocjacyjną – i zapomniał spojrzeć na sprawę z punktu widzenia drugiej strony.
Z tego punktu widzenia, wyglądałoby to jakoś tak:
– wiceprezes poszukuje kandydata na dane stanowisko
– z grupy kandydatów wybiera kilku, rozmawia z nimi, negocjuje warunki
– Czytelnik okazuje się najlepszy, a w każdym razie najlepszy z tych, którzy zgodzili się na podane wynagrodzenie. Dostaje ofertę. Sprawa skończona, reszta to działka HR.
– HR przesyła standardową umowę. Czytelnik odpowiada, że prowadzi jeszcze inną działalność i chce negocjować umowę. Sprawa wraca do wiceprezesa, który już zapomniał o sprawie.
– w pierwszym odruchu wiceprezes się zgadza
– następnego dnia pije kawę z drugim prezesem, który ma inne zdanie na temat pracowników z własną działalnością. Albo dowiaduje się od HR-ów, że zmiana zapisu w umowie to nie taka łatwa sprawa, wymaga opinii prawnika, akceptacji zarządu, zmiany procedury ISO i Bóg wie, co jeszcze. Nie okłamujmy się – HR w każdej firmie lubi działać wg procedur i nie pali się do zmian.
– czerwona lampka w głowie wiceprezesa – po co mi to? Biorę następnego kandydata z listy, ew. zapłacę trochę więcej jeśli to konieczne. Czasem łatwiej zwiększyć budżet niż zmienić zapis w umowie o pracę.
Alex piszesz: „Wolno mi za to powiedzieć ją w bezpośredniej rozmowie, co oznacza, że średnioterminowo co najmniej kilkaset osób dowie się tego tylko ode mnie”
Mam pytanie w związku z powyższym: jak na taką informację o zachowaniu nieetycznym takiego prezesa reagują osoby wysoko postawione w innych firmach (np. inni prezesi), którym o tym powiesz ? Wiele się mówi o nie kalaniu swojego gniazda (solidarność prezesów ;-D ) i dlatego jestem ciekawy, czy spłynie to po nich i szybko zapomną o takiej informacji, czy np. taki „prezes” trafi na czarną listę i już raczej nikt z nim nie będzie chciał robił interesów „kichając dalej” o jego postępowaniu, czy np. ktoś uświadomi mu bezpośrednio, że jest tzw. „burakiem” ?
Z moich obserwacji dotyczącej różnych potencjalnych pracodawców wynika, że warto spojrzeć jak traktują oni swoich podwładnych / innych ludzi czasami nawet w zwykłych prostych sytuacjach życiowych… jeżeli widać tendencję do szukania winnych a nie rozwiązań, to najlepiej uciekać jak najdalej ;-D
A ja obserwowałbym najbliższe poczynania wspomnianej firmy.
Z mojego punktu widzenia wygląda to jak zwykłe wyłudzenie za darmo pomysłów na rozwój firmy/działu. Pomysł zapewne się spodobał, ktoś w firmie powiedział że to „ogarnie”. I już wiadomo, że Pan Kandydat jest zbędny.
Kilka rzeczy:
1. Jeśli firma (wiceprezes) decyduje się na współpracę z naszym bohaterem, ze względu na jego umiejętności i swoją prezentację, a następnie rezygnuje z tej współpracy ze względu na brak papiurka mgr, to dla mnie to jest śmieszna firma i życzę jej powodzenia na rynku – będzie jej potrzebne.
2. „lepiej słuchaj opinii rynku o potencjalnym pracodawcy i jeśli są “dziwne” […]” – tutaj prośba do Alexa. Niestety dopóki pod imieniem i nazwiskiem nie zaczniemy pisać o konkretnych ludziach/firmach, to nie będzie takich wiarygodnych, ogólnodostępnych, ostrzegawczych informacji.
3. Dlatego może warto przesłać maila z linkiem do artykułu do omawianej firmy, tak by miała możliwość się ustosunkować. Na koniec zdradzić jej nazwę trochę szerszemu gronu niż tylko kilkuset znajomych Alexa.
Zdaję sobie sprawę, że po czymś takim blog zamieni się w salę sądową, ale jeśli chcemy zmieniać nasz bantustan na lepsze, to samo wylewanie żali nie wystarczy. Trzeba zacząć działać.
Pozwólcie, ze odniosę się jeszcze do komentarzy:
– Do tych, którzy skupili się na braku tytułu magistra: z postu brzmi “Czy ma Pan tylko licencjat, czy może robił Pan coś w kierunku magisterki?”. A nie” czy ma pan tytuł magistra” :-) Więc, zasłanianie się firmy brakiem tytułu magistra jest zupełnie niezrozumiałe i niespójne z tym pytaniem.
– Tu też ważne dla aplikujących o pracę: jeśli ktoś ma absolutorium, to powinien to zawierać w cv. :-)Jeśli ktoś ukończył np. tylko rok studiów magisterskich – powinien to zawierać w cv :-)
– Kolejna rzecz – zanim podpiszecie umowę, nie przekazujecie żadnych strategii firmie, a jeśli jest to wymóg w procesie rekrutacji – wstawiacie odpowiednią klauzulę prawną zabezpieczającą Wasze interesy.
– Z tego co ja rozumiem, pracodawca wiedział, ze Autor maila prowadzi działalność – umowa nie była zatem umową o pracę w rozumieniu KP, ale umową pomiędzy firmami zgodnie z KSH; w kazdej umowie na początku jest wskazana reprezentacja firmy. Zatem jeśli w umowie były wypisane dwie osoby do reprezentacji zgodnie z KRS i Autor dostał taką umowę, to znaczy, że wiceprezes wysłał ja w porozumieniu z głównym szefem (przynajmniej w rozumieniu prawa), a to już nie daje podstaw firmie do zasłaniania się brakiem drugiej osoby do reprezentacji, jest to banalne według mnie do obalenia w sądzie.
– Kwestia zakończenia działań dla konkurencji jest jedynym aspektem, na którym firma może oprzeć swoją rację i decyzję wycofania się z umowy.
– Mariusz w komentarzu proponował „trwające projekty dokończyć na zasadach niekomercyjnych” – uwaga – to nadal jest działanie na rzecz konkurencji! Wynagrodzenie, forma rozliczeń lub ich brak nie mają tu żadnego znaczenia. W zakazie konkurencji nie chodzi o zakaz zarab Liczy się fiania u konkurencji ale o zakaz działań na rzecz konkurencji.Zwracam na to uwagę, żeby się ktoś w przyszłości nie nadział na taką niepoprawną interpretację, jaką Mariusz tu pokazuje.
Jako ciekawostka: dostałam kiedyś w ramach własnej działalności umowę z takim szeroko pojętym zakazem jakichkolwiek działań na rzecz z kolei klientów danej firmy. Uśmiałam sie, że interpretując taki zakaz dosłownie, nie mogłabym nawet pójść do knajpy, która wykorzystuje dany system informatyczny finansowo-księgowy :-)Nie chciałam jednak kłócic sie z firmą o sens zapisu. Znalazłam lepsze rozwiązanie: do umowy wprowadziłam dopełnienie, zapis, na mocy którego, abym mogła dostosować się do tego stawianego przez firmę wymogu, będę raz na kwartał dostawała od firmy pełna listę ich klientów, żebym wiedziała, z kim mogę, a z kim nie :-) Tysiące pozycji :-)Bez problemu za chwile ów paragraf umowy został wykreślony i zamieniony na sensowny i możliwy do przyjęcia przez obie strony. :-) Co tak naprawdę zrobiłam? Zgodziłam się na zapis i poprosiłam o listę firm, abym mogła się do tego zapisu stosować. Żadna myśląca odrobinę firma nie wypuści bazy danych klientów i to jeszcze aktualizowanej co kwartał, jako coś, co będzie umożliwiało mi stosowanie się do zapisu w umowie. I wtedy dopiero prawnik zobaczył absurd zapisu. Szybko zostało to zmienione na moją korzyść. ale ja przecież cały czas była zgodna, gotowa przyjąć wymogi firmy :-)
Teraz też inna uwaga: Autor powinien był do tej umowy dopisać przy paragrafie to, co zaproponował wiceprezesowi a co dotyczyło owych niedokończonych kontraktów i odesłać taką umowę ze swoimi zmianami do podpisu. Dopiero po jej podpisaniu przez firmę – składać wypowiedzenie.
E
Z Waszych komentarzy wynika, że historia Artura nie jest odosobnionym przypadkiem w naszym kraju… Zastanawiam, się czy są to zachowania typowo polskie (brak odpowiedzialności za swoje słowa, brak etyki czy zwyczajne krętactwo), czy w innych cywilizowanych krajach takie sytuacje też są na porządku dziennym w świecie biznesu.
Ewa W,
Niech mój komentarz będzie dla Ciebie dowodem mojego uznania za „całokształt”. Raz zaskakujesz mistrzostwem w zadawaniu pytań – trafnych, głębokich, bezpośrednich i jednocześnie wyważonych. Innym razem, w kilku zdaniach dajesz wykład interdyscyplinarny. Za taką wiedzę słono się przecież płaci! :) Dziękuję za każde Twoje zdanie tutaj.
Pozdrawiam,
Magda
Magdalena,
wielkie dzięki za wyrazy uznania. Miło :-)
Tak zbaczajac nieco z tematu, ale czytajac komentarze pomyslalem ze taki tekst bylby bardzo na miejscu: Alex znalazlbys moze czas (i ochote, oczywiscie :) napisac o tym jak negocjowac oczekiwania finansowe? Nawet jesli to mialo by to byc kilka konkretnych slow o podstawach, to i tak efekt moglby byc fantastyczny (o tym kiedy i w jaki sposob przedstawic swoje oczekiwania bez zamykania drogi do dalszej rozmowy, aka 'jak odpowiedziec na pytanie o kwote’ ;), jak zapewnic zeby druga strona byla wynikiem rownie usatysfakcjonowana, najwazniejsze dos and don’ts, etc.). W imieniu czytelnikow – z gory dziekuje! :)
Co do samego artykulu to na miejscu czytelnika upewnilbym sie ze moje resume jest naprawde precyzyjne i nie pomija 'istotnych szczegolow’. Rozmowy telefoniczne potwierdzalbym krotkimi notatkami via email proszac o potwierdzenie. No i wypowiedzenie skladalbym dopiero majac w kieszeni podpisany kontrakt, planujac i negocjujac odpowiednio czas na to zeby obecne miejsce pracy zostawic w jak najlepszym porzadku.
Ale co najwazniejsze – jako ze pogoda swietna poszedlbym wieczorem na piwo i dlugi spacer, cieszac sie lutem losu, ze ominal mnie 'zaszczyt’ pracy w 'jedne z największych rdzennie polskich firm w mojej branży’. Czytajac bowiem braku szacunku dla kandydata i o problemach komunikacyjnych (to wszystko juz na etapie rekrutacji!) mysle sobie ze zaden to zaszczyt by byl, ja osobiscie wole takie firmy omijac szerokim lukiem.
Cześć,
Najlepiej faktycznie wypowiadać dotychczasową umowę już po podpisaniu umowy z nowym pracodawcą.
Problem pojawia się wtedy, gdy firma poszukuje kandydata „od zaraz” lub też w przypadku długich, np. 3-miesięcznych okresów wypowiedzenia.
Można by sądzić, że rozwiązaniem jest podpisanie tzw. listu intencyjnego (tego typu listy są stosowane przez wiele firm). Jednak nawet takie działanie nas nie zabezpiecza. Jak wynika z informacji znalezionych w Internecie, list intencyjny nie oznacza powstania stosunku zobowiązaniowego bądź przyrzeczenia zawarcia w przyszłości umowy. Takie przyrzeczenie istnieje dopiero w przypadku umowy przedwstępnej. Konsekwencją zawarcia takiej umowy jest pewność, że określona, docelowa umowa zostanie zawarta.
W moim przypadku aplikując do obecnej pracy otrzymałem mailowo dokument, w którym zawarto m.in. zdanie: „Niniejsza oferta stanowi deklarację zatrudnienia (…)”. Sam dokument nie posiadał żadnego nagłówka, który określałby typ / rodzaj pisma. Czy na podstawie takiego dokumentu można by wystąpić z ewentualnym roszczeniem? Tego nie wiem, na szczęście nie miałem podstaw żeby tego dociekać:)
Pozdrawiam serdecznie Alexa i forumowiczów, życząc wszystkiego dobrego!
Grzesiek Z.
Może pytanie nie będzie stricte na temat ale krąży i drąży wokół zakazie pracy dla konkurencji.
Czy rzeczywiście pracodawca może tak konstruować umowę, ze blokuje pracownikowi przejście do innej konkurencji? Jeśli tak, to wówczas takiemu pracownikowi przysługuje jakieś odszkodowania z tego powodu?
Kolejne pytanie będzie podobne do powyższego ale będzie dotyczyć to osoby, która nie jest zatrudniona na Umowę o Pracę a np. Umowa-Zlecenie (tzw. śmieciowe) czy umowa menedżerska. Czy w tej sytuacji zleceniodawca też może „zakazać” współpracy przy konkurencyjnych zleceniach, poprzez odpowiednią klauzulę w umowach?
Teoretycznie, wszystko jest jasne ale w praktyce może być różnie.
Swoją drogą, dzisiejszy wpis jest wielce pouczający, daje do zrozumienia, ze dopóki nie ma się podpisanych papierów, nie można być pewnym. W dzisiejszym świecie trudno jest komuś uwierzyć na słowo, nawet w korporacjach.
Pozdrawiam.
Grzesiek Z
napisałeś:
„Problem pojawia się wtedy, gdy firma poszukuje kandydata “od zaraz” lub też w przypadku długich, np. 3-miesięcznych okresów wypowiedzenia.”
Na czym ten problem polega?
Bo według mnie
1/ Gdy firma potrzebuje kandydata od zaraz, to musi być gotowa jeszcze wcześniej, czyli natychmiast podpisać umowę – zanim potencjalny pracownik złoży wypowiedzenie.Jeśli potencjalny pracownik ma wątpliwości, czy będzie w równie błyskawicznym czasie rozstać się z poprzednim pracodawcą, to rzeczywiście ma on problem, ale zupełnie innej natury, niż ta, o której w poście. Nawiasem mówiąc,nie świadczy to najlepiej o przyszłym pracodawcy, że nie był w stanie z wyprzedzeniem choćby dwutygodniowym przewidzieć potrzeby w zakresie zatrudnienia :-)
2/ Gdy umawiasz się z przyszłym pracodawcą, ze praca będzie np. za trzy miesiące, to nie ma potrzeby kombinowania z listami intencyjnymi, umowami przedwstępnymi etc.- po prostu zawieracie normalną umowę o pracę wskazując w niej datę rozpoczęcia pracy taką, na jaką się rzeczywiście umawiacie – za trzy miesiące.
3/ przestrzegam przed rozpoczynaniem pracy bez umowy (umowa przygotowywana, gdy Ty już pracujesz), bo wtedy może się okazać, że warunki w tej umowie będą zupełnie inne, niż ustalane ustnie, że rodzaj umowy nagle zmieni się z umowy o pracę, a umowę zlecenie etc. Co wtedy? Oczywiście optymalnie byłoby nie podpisać i powiedzieć, ze jak przygotują właściwą umowę, to niech Cię powiadomią, a do tego czasu nie przychodzisz do pracy, jednak ile osób ma możliwość, odwagę etc, żeby tak zrobić?
Ja kiedyś zmieniłam miasto (miejsce zamieszkania) i zgodnie z ustalonymi ustnie warunkami zaczęłam pracę w nowej firmie, bez umowy, tzn. z umową ustną. Po tygodniu dostałam wreszcie umowę na piśmie zupełnie odrębna od tego, na co się umawiałam. Nasze negocjacje trwały jeszcze tydzień. I… w sumie 2 tygodnie działałam dla tej firmy, a potem przyszedł czas na zmianę; Zmiana miejsca zamieszkania – cóż, okazała się korzystna, choć przecież mogło się obyć bez tej bolesnej lekcji.
Pozdrawiam, Ewa
Cześć
Chciałbym się z Wami podzieliś moim doświadczeniem,które miało miejsce na początku 2013 roku. Otóż od około roku szukam pracy na stanwisku związanym z doradztwem w zakresie podatków. Zostałem zaproszony na rozmowę do pewnej dobze prosperującej spółki doradców podatkowych, naprawdę z zewnątrz wizerunkowo firma high class. Jednak już w trakcie rozmowy moi rozmówcy zaczęłi kręcić i zmieniać warunki umowy. Lekko mnie to zniechęciło do nich, bo przejechałem na rozmowę kilkaset kilometrów i gdybym wiedział o takich waunkach wcześniej bym się na tą rozmowę nie zdecydował. Po jakimś czasie miła Pani do mnie zadzwoniła i powiedziała, że na to stanowisko zatrudniono inną osobę (nawet się ucieszyłem), zapewniła że z chęcią mnie uwzględnią w przyszłych rekrutacjach. Najlepsze było to, że na następny dzień od telefonu w internecie pojawiło się dokładnie to samo ogłoszenie. Nie wiem ile w tym przypadku ile celowego działania, ale naprawdę poczułem się zlekceważony. Moim zdaniem lepiej jakby mi powiedzieli dlaczego nie chcą mnie zatrudnić niż karmić kłamstwem. Naprawdę szkoda, że niektóre poważne firmy nie wiedzą jak się zachować w takich relacjach. Pozdrawiam.
@Bobiko:
Umowa o pracę podlega Kodeksowi Pracy, który przewiduje, że za zakaz konkurencji należy się odszkodowanie w wyniku co najmniej 25% wynagrodzenia za ten okres. Oczywiście możesz i powinieneś wynegocjować więcej.
Inne umowy, o których wspomniałeś, nie podlegają kodeksowi pracy i Twój pseudo-pracodawca może tam wpisać, co zechce a obrona, choć możliwa, może być trudna. Trzeba po prostu uważnie czytać, co się podpisuje.
A przy okazji przypomnę, żeby szczególnie uważać (=nie podpisywać pod żadnym pozorem, chyba że wiesz, co robisz) na dowolną kartkę z nagłówkiem „weksel”, bo tu można dać się nabrać i mieć komornika na karku trzy razy szybciej i w sposób zupełnie zaskakujący.
Jestem headhunterem z dużym stażem. Pomoc w dopinaniu spraw pomiędzy pracownikiem a pracodawcą, tak aby strony wywiązały się ze swoich obietnic, to mój chleb powszedni.
Zachowanie osób reprezentujących pracodawcę było oczywiście skrajnie nieprofesjonalne i jeżeli to możliwe, to chciałabym cię prosić Alex o podanie nazwy tej firmy i zazwiska tego Prezesa, na mojego maila. Nie chciałabym aby moi kandydaci spotkali się z podobnym traktowaniem i nie chciałabym rekomendować tego Prezesa jako pracownika, moim klientom.
Z drugiej strony autor tego wątku popełnił kilka poważnych błędów i nie zadbał w sposób wystarczający o swoje interesy.Po pierwsze nigdy nie składa się wypowiedzenia, jeżeli nie ma się w ręku nowej umowy (np. umowy wstępnej lub chociażby listu intencyjnego). Takie dokumenty podpisuje się przed dniem rozpoczęcia pracy (nawet pół roku wcześniej), jednakże w dokumencie widnieje informacja, kiedy umowa o pracę zaczyna obowiązywać, a więc kiedy pracownik ma stawić się do pracy. Wszystkie warunki zatrudnienia, uposażenia, na tym etapie powinny już być określone na piśmie. Mając taki dokument w ręku, w sytuacji odstąpienia od jej zawarcia przez którąkolwiek ze stron, można dużo łatwiej domagać się odszkodowania. Niestety żadna umowa nie daje 100% gwarancji, że ostatecznie zostanie zawiązana, ale w mojej karierze nie zdarzyło mi się aby po podpisaniu umowy przedwstępnej, któraś ze stron od niej odstąpiła.
Po drugie to kandydat, w tym wypadku, powinien podnieść temat działalności gospodarczej i upewnić się na rozmowie o pracę, czy ten fakt nie będzie stanowił problemu dla pracodawcy. Niestety może się zdarzyć, że ktoś powie jedno, a potem będzie udawał głupiego, tak jak to wyszło ze studiami licencjackimi. Niestety nie da się o wszystkim napisać w umowie, pewien poziom zaufania musi obowiązywać, dlatego tak ważna jest dobra opinia w biznesie.
Po trzecie podpisując umowę (jakąkolwiek) wystarczy poprosić o wprowadzenie zapisu, „że strony oświadczają, że są prawidłowo reprezentowane” i nie trzeba szukać w KRSie kto, co może. Jeżeli okazałoby się, że osoba, która podpisała umowę, nie miała do tego prawa i z tego tytułu umowa jest nieważna, to można na podstawie tego zapisu dochodzić odszkodowania od tej osoby. Taki cwaniak zapłaciłby z prywatnej, nie firmowej kieszeni.
Jak widać z Waszych wypowiedzi warto było umieścić ten post. Dziękuję za przykłady i rady, na pewno podniosą one świadomość pewnych rzeczy wśród Czytelników, a o to przecież chodzi.
Marsi
Dziękuję i Tobie za wartościowe uwagi. Mam zgod ę źródła na podawanie firmy w bezpośrednich kontaktach, a Twój mail jest tak anonimowy, że nawet nie wiem czy jesteś mężczyzną, czy kobietą.
Pozdrawiam wszystkich
Alex
> Ewa
absolutna zgoda. z drobna uwaga, ze gdy spojrze w przeszlosc to widze ze nie bylo to dla mnie takie jasne gdy mialem 25 lat. jakos pamimetam wydawalo mi sie ze startuje z pozycji 'proszacego’ (ktos pamieta Stoj Kliencie Lub Ewentualnie Popros?.. ;). w tej chwili jednak, po wielokrotnych doswiadczeniach z obu stron stolu, juz rozumiem i wiem ze *dobra* firma zrobi naprawde wiele zeby zatrudnic *dobrego* kandydata.
> M
„Moim zdaniem lepiej jakby mi powiedzieli dlaczego nie chcą mnie zatrudnić”
nie jestem pewien jak sie rzeczy maja w Polsce, ale jesli dobrze rozumiem w duzych firmach zachodnich dzial HR a) woli uniknac problemow natury prawnej, b) zdaje sobie ze lepiej rozstac sie z kandydatem 'neutralnie’, lub 'srednio na jeza’, niz 'na noze’, wreszcie c) zwyczajnie oszczedza czas (Google np. w 2011 chwalil sie ze przerabia 75k resumes tygodniowo… googlersi znanis sa z pedu do automatyzacji, ale nie jestem pewien czy nawet ich platforma potrafilaby poradzic sobie z zadaniem tworzenia klarownych i milych (nie powodujacy u kandydata depresji listow odmownych dla takiej ilosci kandydatow ;).
tutaj pytanie do Ciebie: rozejrzyj sie i powiedz ile znasz osob ktore krytyke dotyczaca czegos na czym naprawde im zalezy potrafia przyjac z otwarta glowa? i jeszcze jedno: jak sobie wyobrazasz taka odpowiedz? wsadz sie w ich buty i powiedz jak napisalbys list odmowny do siebie, co takowy by zawieral, jak bylby sformulowany? pytam bo mysle ze bedzie to fajny punkt odbicia przed nastepna rozmowa! :)
@Ewa W.
Oczywiście masz rację pisząc, że moja wzmianka o 3-miesięcznym okresie wypowiedzenia to problem innej natury. Początkowo chciałem ten wątek rozwinąć, jednak jak już się rozpisałem w temacie umów, to zapomniałem do niego wrócić:-) Skoro mi o tym przypomniałaś, to przybliżę ten problem na przykładzie wziętym z życia znanej mi osobiście osoby.
Otóż osoba ta znalazła nową pracę podczas gdy znajdowała się na 3-miesięcznym okresie wypowiedzenia. Nowa praca miała rozpocząć się od pierwszego dnia po całym kolejnym miesiącu. Osoba ta złożyła wypowiedzenie mając nadzieję na skrócenie okresu wypowiedzenia, na co jednak dotychczasowy pracodawca się nie zgodził.
Podkreślić należy, że osoba ta negocjując z pracodawcą nie przyjęła postawy roszczeniowej, a zaproponowała odpowiednie proaktywne podejście, mające na celu zminimalizowanie skutków jej odejścia. Pomimo odmowy – jak się później okazało – dotychczasowemu pracodawcy nie zależało aż tak bardzo na skorzystaniu z obecności tej osoby przez 3 miesiące, na co mógłbym podać liczne przykłady (np. opieszały proces wyznaczania pracowników, mających przejąć po wiedzę). Okazało się też, że i nowy pracodawca nie mógł pozwolić sobie na ponad 3-miesięczne oczekiwanie, także osoba ta została na lodzie.
Niestety sytuacja w przypadku tak długich okresów wypowiedzenia nie wygląda korzystanie: dopóki nie złożymy wypowiedzenia, nie przekonamy się czy pracodawca jest w stanie pójść nam na rękę; a jak już rozpoczniemy rozmowę w tym temacie, częstokroć jest to już „one way ticket”…
Pozdrawiam serdecznie,
GrzesiekZ