Pytanie zawarte w tytule dotyczy nie tyle Twoich osobistych relacji z tą firmą, lecz bardziej tego, co się pokaże jeśli ktokolwiek wrzuci w wyszukiwarkę Twoje imię i nazwisko.
Żyjemy w takich ciekawych czasach, że poznawszy kogoś ciekawego coraz więcej osób zagląda do netu, aby uzyskać o takim kimś bliższe informacje. I to dotyczy nie tylko spraw biznesowych, lecz także prywatnych. Co powie Google, jeśli ktoś wpisze tam Twoje personalia? W jakim towarzystwie się znajdziesz? Co powiedzą o Tobie Twoje wypowiedzi na forach i blogach? Co powie o Tobie Twoja całkowita nieobecność w Internecie?
Jeszcze w zeszłym roku uważałbym, że takie pytania miałyby praktyczne znaczenie np. w USA, a nie w Polsce. Dziś, choćby po doświadczeniach z tym małym, hobbystycznym blogiem widzę wyraźnie, że przyszło to do nas szybciej, niż myślałem. I nie chodzi tu nawet o fakt nawiązania ze mną kontaktu przez kilka niezwykle ciekawych osób, czy też cytowania mnie w prasie drukowanej.
Bardziej interesujące są „efekty uboczne” dotyczące wypowiadających się tutaj Czytelników. Sięgają one od zgłaszania mi, że ktoś po wielu latach odnalazł kogoś na tym blogu, po takie przypadki jak Seweryna, kiedy dziennikarz „Wprost” odnalazł go dzięki wywiadowi u nas, czy też Kuby, kiedy headhunter po przeczytaniu jego wypowiedzi dotarł do niego poprzez Galerię Czytelników i LinkedIn, aby złożyć mu niezwykle ciekawą propozycję pracy. Razem z komentarzami, które (niestety tylko w rozmowach telefonicznych) słyszę od kilku zaprzyjaźnionych dyrektorów, świadczy to o tym, iż wybrane miejsca w w Sieci czytywane są też przez bardzo zajętych ludzi na wysokich stanowiskach i pozytywne zaistnienie tam może stworzyć szanse do zrobienia sporego skoku w karierze. To samo dotyczy najwyraźniej przynajmniej niektórych headhunterów.
Jak wykorzystać te nowe możliwości?
- Najlepiej byłoby, aby jeśli macie coś ciekawego do powiedzenia stworzyć na ten temat stronę, albo statyczną, albo lepiej własny blog. W tym drugim przypadku robimy to, jeśli jesteśmy gotowi pisać coś dla innych przez dłuższy okres czasu. Blog, który został zapoczątkowany, a potem zaniedbany (brak nowych postów) też świadczy o jego autorze, tyle że niekoniecznie w pozytywny sposób. Z tego warto sobie zdawać sprawę już na samym początku.
- Jeśli z różnych powodów powyższe nie jest dla Ciebie praktyczne, to warto przynajmniej w mądry sposób wypowiadać się w miejscach o pewnej klasie i czytelnictwie, jak choćby (bez fałszywej skromności :-)) ten blog. W takim wypadku koniecznie podpisujcie komentarze pełnym imieniem i nazwiskiem, bo jak inaczej ludzie mają się dowiedzieć, że to są Twoje wypowiedzi?? Jeśli do tego masz możliwość zostawienia w takich miejscach Twojego profilu i danych kontaktowych, to zrób to koniecznie. Nie musisz tam publikować domowego adresu ani telefonu, niemniej jakaś możliwość skontaktowania się z Tobą musi być :-)
Tak więc na zakończenie mała rada: zobacz co mówi o Tobie Google i jeśli wynik Cię nie zadowala, to podejmij szybko jedno z powyżej opisanych działań. Szczęście lubi ludzi, którzy stwarzają mu sposobności!!
PS: Ostatnio byłem nieco mniej aktywny z powodu przeładowania zleceniami, jutro kończę ostatnie „oficjalne” (sprzedaż nowych mediów) szkolenie w tym sezonie, co pozwoli mi od przyszłego tygodnia wrócić do regularniejszego pisania, tym bardziej, że w kolejce czeka kilka interesujących tematów
U mnie nie jest tak źle, jeszcze dwa lata temu po wpisaniu mojego imienia i nazwiska w google był duży „bałagan”. Teraz jest już ładnie zindeksowane i poukładane: katalog ekspertów, goldenline, trochę mojej twórczości forumowej, wiki i zgłoszone tłumaczenie na devel geexbox’a
Zrobilem to cwiczenie wczoraj, zupelnie 'przypadkiem’, jeszcze zanim pojawil sie Twoj post, Alex :) Jako, ze nie jestem aktywny w zbyt wielu miejscach poza Twoim Blogiem, nie moge powiedziec, ze „roilo sie” od mojego nazwiska w necie, ale na pierwszej stronie dwie pierwsze pozycje pod moim nazwiskiem to komentarze stad wlasnie… :)
Swiadczy to takze o tym, ze sam blog jest genialnie skonstruowany pod katem wyszukiwarek – chyle czola! I tutaj przychodzi mi do glowy jeden temat, ktory moze podejmie ktos z informatykow czytajacych bloga:
„Jak pozycjonowac siebie samego dla wyszukiwarek w sieci?” :)
Podstawa jest oczywiscie, zeby dostarczac w necie roznego wartosciowego „contentu” pod swoim nazwiskiem, o czym pisze Alex, ale jak mozna to podrasowac jakos od strony „technicznej”?
Ja mam np. taki „problem”, ze wystepuje pod trzema imionami (Piotr, Jakub, Kuba), a na dodatek w nazwisku mam „Ę”, a wszedzie pisze bez polskich znakow… Jak ktos szukalby Piotra, to na blogu Aleksa go nie znajdzie :)
Pozdrawiam,
Piotr Jakub Kuba Jędrzejek Jedrzejek ;)
Dlaczego lubie GÓLA?
Sytuacja z życia wzięta. Znalazłem kartę kredytową, nie elektroniczną, tylko kredytową tzw. wypukłą. Wpisałem w GÓLA imie i nazwisko osoby z karty i już wiedziałem, że pani pracuje jako kustosz w muzeum w mieście X. Zadzwoniłem do muzeum, powiedziałe co i jak. Gdyby karta wpadła w niepowołane ręce, to debet na kredytówce można zazwyczaj zrobić dość ciekawy. Karty kredytowe – wypukłe nie wymagają PIN’u. Sfałszować podpis to nie sztuka :)
Przy takim teście warto zastanowić się na jakie rynki jesteśmy zorientowani i przejrzeć wyniki wyszukiwania jakie otrzymują nasi sąsiedzi. To zmiana dwóch literek w adresie, a rezultaty mogą być zupełnie odmienne. Na moim własnym przykładzie:
http://www.google.pl/search?hl=pl&q=ludwik+c.+siadlak&btnG=Szukaj&lr=lang_pl – wyniki dla j. polskiego
http://www.google.pl/search?hl=pl&q=ludwik+c.+siadlak&btnG=Szukaj&lr=lang_en – wyniki dla użytkowników anglojęzycznych ( ale europejczyków – wyniki amerykańskie są prezentowane z sufiksem en-US)
Oczywiście wybór języka wyszukiwania jest determinowany przez kilka zmiennych, jak geolokacja IP czy interfejs przeglądarki, ale to już mniej ważne szczegóły techniczne :)
Kuba
Świetny pomysł!
Co do Twojego pytania – najlepiej byłoby, jeśli przyjąłbyś jeden schemat podpisywania się we wszystkich miejscach – dzięki temu wartość konkretnych stron zaindeksowanych jako „Kuba Jędrzejek” wzrośnie, a po jakimś czasie sami zainteresowani przestaną szukać Piotra :)
Pozdrawiam serdecznie
Ludwik
Jeśli ktoś ma wątpliwości czy prowadzić blog to polecam tłumaczenie Macieja Blizińskiego artykułu Steve’a Yegge o pisaniu blogów: http://info.wsisiz.edu.pl/~blizinsk/powinienes-pisac-blogi.html
W google jest znacznie wiecej danych o nas niz mozna pomyslec. Swego czasu poznalem ciekawa osobe na konferencji. Niestety nagle musielismy sie zbierac i zostalo mi „tylko” imie oraz nazwisko. I tu porzadnie wyprobowalem wyszukiwarke, mialem szczescie bo kombinacja byla dosc unikalna. Znalazlem szukane dane kontaktowe (wraz ze zdjeciem, wiec mialem absolutna pewnosc), oraz oceny z liceum, konkursy (i miejsca w finalach), kilka akcji, pielgrzymek, spotkan i działalność w organizacjach poza rządowych. Innymi slowy, gdy ktos ma unikalne nazwisko, to mozna zwykle znalezc o nim wiecej informacji niz by sie moglo wydawac.
Jak ktos ma popularna zbitke, to google nie pomoze tak latwo (gdy wyszukam siebie w internecie, to wsrod pierwszych 10 wynikow jest 7 roznych osob).
Czy da sie cos z tym zrobic?
Tak, nie dlugo moje nazwisko pojawi sie na stronie, ktora ma wysoki PageRank (jest ceniona przez Google). Kwestia czasu jest powstanie mojego wlasnego serwisu. Gdy bedzie dalo sie mnie zidentyfikowac, to pewnie zaczne sie porzadnie podpisywac :)
ps. Alex, czy moge liczyc ze w najblizszym tygodniu odpowiesz mi na mail? Pytalem o BSC.
Pozdrawiam,
Krzysiek
Niestety w tej chwili czołowe miejsca w google okupują inny K. Więckowscy ;] W każdym razie mam parę lat studiow, żeby się wypozycjonować. Natomiast po pseudonimie jestem już 5. i 6. w wynikach.
Osobiście byłbym nieco sceptyczny wobec takiej formy znajdowania pracy. Wiadomo, że zdarzy się komuś na tym skorzystać, ale w przeliczeniu na ilość odwiedzających – praktycznie niemożliwe. Faktycznie może to znaleźć zastosowanie w wąskich dziedzinach, gdzie specjaliści są na wagę złota (i opłaca się ich szukać z taką determinacją), ale przy stanowiskach mniej eksponowanych – myślę, że standardowa procedura rekrutacji wciąż obowiązuje. W praktyce jest to przełożenie networkingu na płaszczyznę sieci (wiadomo, że internet zajmuje nam coraz to więcej czasu) i powinno się wydawać w miarę normalne ;)
@Kuba Jędrzejek
Powinieneś się postarać, żeby w profilach na roznych stronach powtarzały się te same dane (mail, komunikator etc.). Dobrze by też było się zdecydować na jedną kombinację imion ;) co do „Ę” to nie ma ono znaczenia. Google zrownuje ę z e, a z ą itd. i nie ma to znaczenia – sam zobacz
Szukanie czy sprawdzanie kandydatów w google było standardem w mojej poprzedniej pracy (firma szkoleniowo-doradcza), dlatego polecam się dobrze wypozycjonować. Dobrze mam na myśli w dobrym kontekście.
Ale jak to mówią szewc bez butów chodzi :) Wpisałem się w google i tabula rasa. Czas to zmienić. :)
Piotrze Jakubie Kubo, może warto pomyśleć nad podpisywaniem się pod określonymi treściami w określony sposób, aby być bardziej rozpoznawalny?
Co do zasady pozycjonowania stron:
http://www.google.com/support/webmasters/bin/answer.py?answer=34432&hl=pl
Jeżeli masz własny serwis to polecam go zaindeksować w googlu. Jest tam takie małe narzędzie do tego, dzięki temu możesz szybciej się wypromować :)
Pozdrawiam,
Krzysiek
Widze Alex, ze wracasz do starego tematu. :-)))
Z jednej strony Google jest fantastycznym zrodlem informacji i przy odrobinie wysilku bez problemu mozna dotrzec do poszukiwanej tresci, ale z drugiej strony czasami wymaga to wiecej niz wpisanie imienia i nazwiska. Dla osob, ktorych nazwisko i imie jest tak unikalne jak „Alex Barszczewski” (imie nie wystepujace w polskim kalenarzu, i nazwisko, ktorego poprawne wymowienie wycisnie wszystkie poty z osobnika nie urodzonego w Polsce) Google zdecydowanie pokaze wlasciwe trafienia. Ale co ma powiedziec przyslowiowy „Jan Kowalski”, czy nie szukajac daleko „Ryszard Malinowski”? Toz takich „Malinowskich” jest jak psow i szansa na trafienie na wlasicego delikwenta jest dosc mierna. Juz duzo lepiej wyglada wynik wyszukiwania po wpisaniu mojego unikalnego nicka. Ale dotarcie do mnie przez nicka tez wymaga troche wiecej niz rzucenie okiem na wyniki wyszukiwania.
Jedno bez watpienia jest oczywiste: w obecnie skomputeryzowanym swiecie, gdzie nawet szczoteczka do zebow ma swoj mikroprocesor, prywatnosc danych nie istnieje. W mniej lub bardziej dostepnych zrodlach informacji o kazdym gdziej jest jakas informacja. Mniej lub bardziej dostepna, ale jest. Przy odrobinie wysilku i inteligencji mozna do niej dotrzec. Dlatego od lat wyznaje zasade, ze jezeli masz sie gdziekolwiek wypowiadac, wypowiadaj sie przyzwoicie. Nigdy nie wiadomo, kto twoja wypowiedz wykorzysta i w jakim celu. Lepiej wiec zeby bylo to na twoja korzysc niz przeciw tobie.
Regularnie, odkąd pojawiły się wyszukiwarki, sprawdzam jak mnie można znaleźć w sieci. Najpierw Altavista, Hotbot, teraz Google. Bywało lepiej, bywało gorzej. W tej chwili pojawiam się jako nr 1 na liście wyszukań po frazie „Krzysztof Osiecki”, aczkolwiek pozostałe pozycje z pierwszej strony okupuje człowiek o tym samym imieniu i nazwisku, a z racji znacznie potężniejszego dorobku wymieniany prawie w każdym serwisie filmowym. Ów człowiek montował takie filmy jak „4 pancerni i pies”, „Przygody psa Cywila” oraz film, o którym nie tak dawno było bardzo głośno „Głośniej od bomb”. Obawiam się że nie mam jak konkurować w wyszukiwarkach z tak znaną osobistością :>
Za to szukanie wpisów w sieci sygnowanych moim sieciowym identyfikatorem znajduje tylko i wyłącznie to co sam stworzyłem.
Ja mam zwyczaj przy każdej rekrutacji wpisywać w Google nazwiska kandydatów. Uważam, że wyniki wyszukiwania mogą powiedzieć dużo o dorobku danej osoby, zwłaszcza w branży informatycznej. Dlatego jestem nieco rozczarowany, gdy trafiam na zupełną pustkę. Zdarza się to dość często. Jeśli natomiast dana osoba pojawia się w Google w ciekawym kontekście, może liczyć na dodatkowy punkcik w procesie rekrutacji.
Nie sądzę, żeby taka „procedura” była szeroko praktykowana wśród rekrutujących. Dla mnie to też nie jest żaden wyznacznik, ale, tak jak powiedziałem, pozytywne wrażenie zostaje i takiego człowieka pamiętam lepiej.
Tak tylko cichym, nieśmiałym głosikiem zauważę – nie negując niczego (jak dotąd) co zostało powiedzine – że Google to wyjątkowo nieprzewidywalne zwierciadło. Zresztą, ciekawostka : kiedyś na Yahoo był artykuł o „Dark Internet” (nie mylić z „dark fiber”) otóż prawdopodobnie wszystkie wyszukiwarki łącznie nie indeksują więcej niż 10% dostępnej w sieci zawartości… i mowa tu wyłącznie o dokumentach HTML. Odkładając na bok „Google Conspiracy” – warto wyniki Wyroczni sprawdzić jednak w inny sposób (afery z politykami pokazały, jak łatwo PageRank i inne mechanizmy oszukać). A „vanity search” zostawić na relaks. Grunt to kontakty z ludźmi w bezpośrednim zasięgu.
Prywatność, owszem jest marginalna – ale dużo mniejsza od niej jest wiarygodność tego, co w sieci znajdziemy. Mamy Web 2.0 – tworzyć każdy może. A co, jak i pod jakim pseudo – mniejsza…
Pozdrawiam z teleinformatycznego zesłania,
Piotr
PS1: tak, pamiętam o poście dot. studiów (z wyżycia się na wpisie „Pobudka” zrezygnowałem ;) ) – niedługo uzupełnię zaległości.
PS2: Alex, a liczyłem chociaż na maila w tonie „na drzewo” ;) w związku z eksperymentem :)
Jedną ze skuteczniejszych form autopromocji w Internecie (obok bloga) jest publikacja artykułów w kilku serwisach typu artelis czy ithink. Poza tym, że może to być merytorycznie ciekawa prezentacja (ekspert), to bardzo pomaga to w pozycjonowaniu. Kluczowe słowa w tytule publikowanego artykułu szybko pojawiają się w wynikach wyszukiwania Google.
Dla osób posiadających bardzo popularne nazwisko jest to bardzo skuteczny sposób na przebicie się do TOP 10 (lub nawet lepiej). Kilka słów więcej na ten temat, wraz z przykładem można znaleźć w tym wpisie: http://www.dynanet.pl/copywriting/2007/copywriting/seo-copywriting/
Witam, otoż jako 19-sto latek praktykę wyszukiwania informacji o osobach/klientach stosuje nader często. Pozwala mi to „poznać” te osoby wcześniej, wiem wtedy czym się zajmują, ich doświadczenie etc. Daje mi to znaczącą przewagę przy rozmowie – wiem jak mocno mam akcentować kwestie techniczne, czy też „odpuścić sobie” i wytłumaczyć podstawowe informacje na temat frontendu.
Jeśli popatrzymy na internet z innego punktu: jako normalny świat realistyczny, gdzie osoby są rozpoznawane, a nie anonimowe, uprości nam to życie i poprawi kontakty. Z reguły podpisuje się imieniem i nazwiskiem przy kontaktach – nie mam nic do ukrycia, nikogo nie obrażam i jestem sobą. Wielu ludzi o tym zapomina i traktuje internet jako „wirtualność” i pozwalają sobie na znacznie więcej niż w normalnym życiu. Dzięki google, goldenline, makeit.pl itp. pokazujemy siebie. Jeśli jesteśmy na tyle odważni to jesteśmy pokazać swoje „ja”, wyrużnić się, pokazać z najlepszej strony.
Niedawno zacząłem pracje jako programista php & mysql w epuls.pl i mogłem poprzyglądać się światu w jakim znajdują się dzieciaki na tym serwisie. Wykorzystują oni swoją anonimowość do obrażania innych, forsowania „na siłe” swojego punktu widzenia, nie podając konkretnych argumentów. Czują się bezkarni. Sam nie wiem co zrobić aby te bachory jakoś sprowadzić na droge „kultury”. Da się w ogule to zrobić?
Zrobiłem pewny test na epuls.pl i napisałem kontrowersyjny post nt. „rozwoju intelektualnego młodzieży sterowanego przez media”. Na kilka postów, 1 był stosunkowo poważny (22 latek), reszta w stylu „Co ty wiesz!”, „Młody jesteś!”, „Co cię to obchodzi!”.
Wracając, czy warto być anonimowy? Odpowiedź jest prosta – nie. Sam planuje otworzyć bloga, ale to dopiero po stworzeniu nowego CMS’u (ciekawie się zapowiada :-) ) – jako programista nie często mam możliwość testowania pod względem użyteczności swojego softu, a takie tworzenie bloga na własnym sofcie pozwoli mi „podenerwować się na rzeczy, które źle wykonałem”. A więc zabieramy się do pracy :)
Serdecznie pozdrawiam
Dominik Ziajka
Kuba
Powiedzmy, że Google „lubi nasz blog”, co jest rezultatem uważnego studiowania tematu przy jego zakładaniu :-)
Pisanie tutaj pod imieniem i nazwiskiem rzeczywiście jest dość dobrą metodą, aby znaleźć się dość wysoko w tej wyszukiwarce.
Przem
Dziękuję za interesujący link
Krzysiek
Piszesz:”Jak ktos ma popularna zbitke, to google nie pomoze tak latwo „. To jest prawda, chyba że piszesz na bardzo dobrze wypozycjonowanym serwisie. Dla przykładu kiedyś, jak wrzuciłeś w Google „Seweryn Krajewski Siemens” to pojawiała się cała strona linków do stron z dzwonkami i fan clubem tego starego piosenkarza. Zero szans na przebicie się prze kogoś o identycznym imieniu i nazwisku? Zobacz sam jak jest dzisiaj, po opublikowaniu u nas wywiadu z nim. Tak samo z dziennikarzem, który wykorzystał materiały z blogu do napisania tych artykułów o których niedawno wspominałem, a o którego profesjonalnym podejściu pozytywnie napisałem w jednym poście. 24 godziny później, po wrzuceniu jego personaliów w Google moja pozytywna opinia pojawia się na pierwszym miejscu wyników wyszukiwania.
Tak więc zachęcam do pisania tutaj dobrych rzeczy pod pełnym imieniem i nazwiskiem, to niezłe miejsce aby przebić się przez wyszukiwarkowy „szum informacyjny”.
Do Twego PS: Cała moja prywatna korespondencja musi jeszcze chwilkę poczekać. Do wczoraj byłem całkowicie zajęty szkoleniami, potem jeszcze wieczór na pikniku w Ambasadzie Niemiec (niezwykle interesujące rozmowy, ale o tym przy okazji), dziś od rana szkoliłem naszych Czytelników w ramach Eksperymentu. Jutro ciąg dalszy i za inne sprawy (nawet tak banalne jak wystawianie faktur klientom :-)) mogę zabrać się dopiero w poniedziałek wieczorem.
Krzysztof Więckowski
Tak jak wspomniałem powyżej, zacznij pisać tutaj podpisując się, a może sytuacja zmieni się na Twoją korzyść :-)
Piszesz też: „Osobiście byłbym nieco sceptyczny wobec takiej formy znajdowania pracy. „. Zdziwiłbyś się jak wielu różnych ludzi, też na wysokich stanowiskach, czytuje ten blog :-) You never know :-)
Krzysztof Pszczoła
Ten człowiek, którego tyle linków pokazuje się w Googlach to nie Ty? No to trzeba nad tym popracować :-)
RysiuM
Tutaj znowu wracamy do tego, że należy publikować w miejscach stojących stosunkowo wysoko w Google (pisał o tym Krzysiek)
Absolutnie dołączam się do Twojego postulatu, aby w sieci pisać przyzwoicie i to z wielu powodów.
RomeoAD
No tak, to masz dylemat, czy popularyzować dalej Twój nick, czy też dokonać wysiłku i jednak popracować nad wypozycjonowaniem Twojego imienia i nazwiska. Osobiście wybrałbym mimo wszystko to drugie (patrząc na sprawą długoterminowo), ale to jest oczywiście Twoja decyzja
Sławomir
Dziękuję za potwierdzenie faktu, że taka „procedura” w ogóle jest stosowana.
Darku
Dla mnie seo-copywriting oznaczałoby zbyt wiele zachodu (jestem dość leniwym człowiekiem :-)) i nigdy tego nie próbowałem. Ciekawe jakie doświadczenia z tą metodą mają inni Czytelnicy
Dominik
Jeśli w wieku 19 lat masz takie podejście, o którym piszesz to gratuluję. Jestem pewien, że jeśli je utrzymasz to najpóźniej za kilka lat będziesz zbierał jego pozytywne owoce. Powodzenia!!
Pozdrawiam wszystkich
Alex
Alex wcale nie miałem na celu umniejszać rangi Twojego bloga ;) chodziło jedynie o fakt, że z samego dorobku internetowego trudno wynieść jakiś pogląd o osobie. Jak wszędzie – pozory mylą, ale wydaje mi się że internet daje o wiele większy arsenał narzędzi do zmylenia czytającego. Ot graficzka, może jakiś widget na blogu, parę linkow do znanych serwisow i juz to wygląda jakoś „profesjonalnie”.
Chociaż po pewnych obserwacjach mogę powiedzieć, że wśrod znajomych z branży IT, na ich blogach coraz częściej pod elementami „Strona głowna, Archiwum postow” pojawia się też „Moje CV”. Z drugiej strony kiedyś prowadząc jeszcze pewien fansite usłyszałem od mojego brata „Po co to robisz? co ty z tego masz?”. Miło usłyszeć, że ktoś zaczyna się rozglądać za działalnością w sieci (ktora de facto staje sie rynkiem sama w sobie).
@Dominik: nie wszyscy muszą być „na drodze kultury”, a przede wszystkim to oni muszą chcieć się zmienić a nie Ty musisz zmieniać ich.
Krzysztof
Nie odebrałem tego jako zmniejszania rangi tego blogu :-) Chodziło mi raczej o to, że wszelka forma wychylania się w porządnych miejscach tworzy sposobności, które w sprzyjających okolicznościach mogą okazać się decydujące dla naszej przyszłości.
Ważną rzeczą, którą poruszasz to kwestia „uprofesjonalnienia” prezencji w internecie. Myślę, że ci ludzie, do których warto dotrzeć (bądź zwrócić ich uwagę na nas) są w stanie rozróżnić wartościowy content od błyskotek i wodotrysków :-) i zdecydowanie warto skoncentrować się na tejże zawartości i ew. łatwości dostępu do niej
Pozdrawiam serdecznie
Alex
W moim przypadku google znajduje to co powinno – czyli mojego bloga. Piszę na nim w większości o moich spostrzeżeniach na tematy przeróżne – głównie jednak marketing IT itp. Pod tym kątem jest OK bo jakby ktoś szukał takiej osoby jak ja to mniej więcej będzie wiedział co myślę, po tym jak piszę może wnioskować czy jestem
inteligentny czy nie itd.
Piszę też jednak na blogu różnie – czasami są to moje (bardzo) subektywne opinie na różne tematy – powinno to też dać komuś do myślenia.
W każdym razie jestem „wypozycjonowany” w tejże wyszukiwarce całkiem dobrze.
Jest jednak jeszcze jeden aspekt, który tutaj nie został poruszony – otóż ktoś kto chciałby komuś zaszkodzić to może zrobić to łatwo publikując jakieś oszczerstwa (tak aby wyglądały na wiarygodne) na temat innej osoby. Tak wiec lepiej nie denerwować ludzi, którzy zajmują sie pozycjonowaniem ;)
Poza tym kwestia czy google jest przyjacielem czy też nie zależy właśnie od tego co nam pokaże – jeżeli na pierwszym miejscu będą raczej nieciekawe informacje to marnie.
Na szczęście w moim przypadku (oraz drugiej osoby, która jak się okazuje również nosi to samo imię i nazwisko) wszystko jest OK, więc wrażenie jest pozytywne.
@Krzysztof: Pozostaje nadzieja, że „wydorośleją” – prędzej czy później :)
Co do „urkywania informacji prywatnych”, to ukrywałem z reguły jedną – mój wiek. Dzięki temu zacząłem w wieku 16 lat wykonywać projekty dla idmnet.pl. De facto dowiedzieli się o moim wieku bodajże tej zimy, gdy musiałem odpuścić z pracą na czas matury. Nie podawanie wieku dawało mi dużą przewagę, klient nie wyrzucał throw new Exception(„dzieciak…”), tym bardziej, że rozmowy toczyły się @kom lub @mail – byłem wtedy traktowany poważnie, a z rozmowy zawsze wynikało, że jestem poważną osobą.
@Wojciech: wniosek jest prosty, bardzo łatwo sterować czyjąś „osobowścią” w necie, czy też można sterować własną „postawe” umieszczając „artykuły sponsorowane”, odpowiednio nakierowywując potencjalną osobę zainteresowaną naszą osobą do przeczytania tego co ma przeczytać i jakie wnioski ma z tego wyciągnąć.
Pozdrawiam wszystkich
Alex, im dłużej czytam Twój blog, tym bardziej zachęca mnie to do podpisywania się w sieci pełnym imieniem i nazwiskiem ;). Zastanawiałem się ostatnio, w którym kierunku rozwijać swoją tożsamość – czy stawiać na nicka, pod którym jestem już gdzieniegdzie rozpoznawany (np. na Warsztacie), czy na pełne imię i nazwisko. Skłaniam się jednak teraz ku temu drugiemu.
@RysiuM: Popieram Twoje stwierdzenie dot. pisania porządnie w sieci. Na stevepavlina.com znalazłem kiedyś taki cytat: “Act as if everything you do has an impact; it does.” – Leslie Stambaugh. W przypadku publikowania rzeczy w Internecie wydaje mi się szczególnie trafny. Sam zdziwiłem się, gdy wpisując swoje imię i nazwisko do Google’a jako pierwszy wynik znalazłem szkolne wypracowanie na przedsiębiorczość, które wrzuciłem w sieć, żeby móc wydrukować w szkole.
Ważne jest też, żeby dbać nie tylko o pozycję w wyszukiwarce ale także i kontekst, w jakim nasze nazwisko tam się pojawia. Takie rzeczy jak niedokończone strony domowe potrafią popsuć wrażenie o danej osobie i trzeba je uporządkować albo zastąpić czymś, co wypadnie wyżej w wyszukiwarce. Przykład dwóch czytelników pokazuje też, że ważne jest gdzie się wypowiadamy i w jaki sposób.
W sprawie treści można jeszcze dodać, że publikacja sensownych rzeczy może nam bardzo pomóc. Czytelnik trafiający na wartościowy artykuł często poleci go innym, ktoś podlinkuje go na swojej stronie; autor staje się znany w danej społeczności i rośnie szacunek do niego (szacunek o dobrych podstawach – za wartość merytoryczną jego wypowiedzi), przez co staje się osobą cytowaną, polecaną, etc. A to wszystko także poprawia pozycję w Google’ach ;)
Dobry przykład na wymienianej tu już wcześniej stronie: http://www.dynanet.pl/copywriting/2007/copywriting/smo-skuteczna-strategia-promocji/
Co do problemu sterowania osobowością – najlepiej jest starać się, żeby nikt nie chciał nam zrobić takiego 'psikusa’. Pozwolę sobie zacytować list do Rzymian 12:18: „Jeśli możliwe, o ile to od was zależy, zachowujcie pokój ze wszystkimi ludźmi. „. Szansa na to, że ktoś nam „nabrudzi w google’ach” spada znacząco, jeśli sami nie będziemy dawać powodów.
Pozdrawiam!
Sławomir wspomniał powyżej, ze googluje nazwiska kandydatow w rekrutacji. Warto zauważyć, że to można wykorzyskać w przeciwnym kierunku – jeśli jest się zaproszonym na rozmowę, warto wiedzieć z kim będziemy mieli przyjemność konwersować. Ja ktoregoś razu wybierając się na rozmowę rekrutacyjną, znalazlem w internecie sporo informacji o pani prezes, z którą miałem się spotkać. Dzięki temu, ze wiedzialem, iż nie studiowała na mojej uczelnii, na pytanie czemu wybrałem tę a nie inną uczelnię, nie udzielilem standardowej bufonowatej odpowiedzi – że lepszej nie znalazlem ;) Idąc na rozmowę zawsze warto zrobić gruntowny research pracodawcy i potencjalnych rozmówców.
Oprócz google warto również pamiętać o innych źródłach informacji w internecie takich jak linkedin, facebook czy tez polskie grono. Mysle, ze szczegolnie te ostatnie dwa ujawiniaja masę informacji o swoich uzytkownikach, które niekoniecznie targetowane sa pod pracodawców…
Co do ogolnej kwestii posiadania osobowości w internecie, ja jestem zwolennikiem bardzo powściągliwego ujawniania publicznie własnych personaliów i w miarę możliwości kontrolowania, kto ma do nich dostęp (pewnie naogladalem się za wielu konspiracyjnych filmów ;).
Pozdrawiam!
Greg
Wojciech
Dziękuję za zwrócenie uwagi na ten aspekt szkodzenia komuś. Jakoś nie przyszło mi to w ogóle do głowy. Tam bardziej więc powinniśmy być obecni w dobrych miejscach o niezłym pozycjonowaniu, co utrudni tego typu złośliwości.
Dominik
Jeśli dostarczałeś klientom to, czego potrzebowali to Twój wiek nie powinien mieć aż tak wielkiego znaczenia. Z drugiej strony jeśli byłeś dostawcą użytecznych dla klientów rzeczy w wieku 16 lat to kapelusz z głowy!!! Tak trzymać!!
Jacek
Kierunek rozwijania tożsamości to rzeczywiście ciekawe pytanie. Osobiście jestem za używaniem pełnego imienia i nazwiska
Tak samo Twoje uwagi o przywiązywaniu dużej wagi do miejsca, gdzie publikujemy i jakości tego co piszemy są bardzo ważne. Podoba mi się ten cytat, który przytoczyłeś – wielu ludzi skorzystałoby na stosowaniu go w praktyce.
Greg
Można pozostać anonimowym w internecie i całkiem dobrze funkcjonować, jeśli masz alternatywne metody „marketowania się”. O ile nie robisz jakiś niezgodnych z prawem rzeczy, to wystąpienie w sieci pod własnym nazwiskiem (bez podawania wszelkich danych kontaktowych) nie niesie specjalnych zagrożeń.
Teraz do wszystkich
Spotykając się z moją grupą „eksperymentalną” zapytałem jej członków, jak postępują w wypadku nowych znajomych. U tych młodych ludzi wrzucenie imienia i nazwiska w Google to standardowa procedura w przypadku nowych znajomych!!
Pozdrawiam serdecznie
Alex
@ Ludwik, Krzysztof Więckowski, Krzysztof Pszczoła & Darek Puzyrkiewicz
Dziekuje za cenne wskazowki – chwila refleksji i zabieram sie na pierwszym miejscu za „naprawianie” kwestii moich wielu imion, a co dalej zobaczymy :)
Jako, ze to zagadnienie z pogranicza dosc odleglej mi informatyki, zastosuje bardzo unikalne podejscie, ktore wyrazil slowami Woody Allen po otrzymaniu propozycji wyrezyserowania opery Pucciniego:
„I have no idea what I am doing, but incompetence has never prevented me from plunging in with enthusiasm.” :)
Pozdrawiam,
Kuba
Oczami wyobraźni już widzę ten tłum pracowników, którzy zamiast pracować, prowadzą bloga, rozwijają swój profil na LinkedIn, etc., aby podbić swoje nazwisko w wyszukiwaniach Google… :).
Ale prawda jest taka, że sam też prowadzę bloga i też sprawdzam kandydatów do pracy przy pomocy Google — przynajmniej mogę zapytać ich o coś, co ich interesuje…
Kuba
Powodzenia w „optymalizacji” :-)
Grzegorz
Tu nie chodzi o to, aby robić to zamiast, lecz dodatkowo :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Podaję jako ciekawostkę: przez ostatnie 5 dni googlowało mnie 41 osób ( a przynajmniej tyle trafiło na blog po wrzuceniu do wyszukiwarki mojego imienia i nazwiska).
W ciągu 22 dni czerwca (bo tyla mam statystyk na nowym serwerze) było to 131 osób
Tendencja wzrostowa jest chyba dość wyraźna, ciekawe co to może oznaczać?
Pozdrawiam
Alex
Witaj Alex,
To jest mój pierwszy komentarz na Twoim blogu, świetną robotę tu prezentujesz :)
Ten artykuł pokrywa się PERFEKCYJNIE z moimi obserwacjami. Sam jestem do teraz zaskoczny jak zbieżne są moje i Twoje spostrzeżenia.
Dodam do aktukułu mały suplement:
Jeżeli coś na twój temat wychodzi w Google (zakładam, że w miarę pozytywnego), to dobrze. Ale jak coś wychodzi w Wikipedii… samemu proponuję dokończyć to zdanie :) Nie mówię tutaj koniecznie o całym akrtykule na temat osoby, myślę że i tak ogromnym uhonorowaniem byłoby wymienienie nazwiska w artukule przez piszącego. No i są jeszcze tematyczne Wiki-projekty, czyli różne małe encyklopedie poświęcone danemu tematowi (np. czytana przeze mnie http://furry.wikia.com). Akurat na tej, którą podałem w nazwiasie duża liczba osób wydaje się pisywać artykuły o samym sombie :) ale to wynika raczej z małej liczebności subkultury furry.
Osobiście spotkałem na żywo co najmniej dwie osoby, o których istnieją artykuły na Wikipedii, jedną Ty Alexie też znasz (chodzi o mRqS’a). O drugiej osobie artukuł jest już bardzo duży i sam się dziwię, że natrafiłem na gościa, który jest tak znany i lubiany: http://en.wikipedia.org/wiki/Uncle_Kage . W „realu” jest jeszcze fajniejszy :)
Szymon
Witaj na naszym blogu :-)
Wiele osób (w tym im ja) nie do końca chcą być osobami „publicznymi”, stąd pewien dystans do Wikipedii. Googlowanie nowych znajomych to w międzyczasie standard w bardzo szerokiej grupie ludzi i tutaj na pewno warto zdbać, aby wychodziły przy tam przyzwoite rzeczy
Pozdrawiam
Alex
Przecież bycie obecnym, z zachowaniem imienia i nazwiska na forach i innych stronach internetowych to również bycie osobą „publiczną”. Zwłaszcza jeśli się „firmuje” swoje personalia na własnej, w miarę poczytnej stronie internetowej.
Więc skąd ten dystans? :)
Szymon
Nieprecyzyjnie się wyraziłem. Chodzi mi o to, iż nie zależy mi np. na wpisie w wikipedii. Wolę po prostu dzielić się z zainteresowanym moją wiedzą, spostrzeżeniami i przemyśleniami. Wszystko z zastrzeżeniem „use your judgement!. Cała reszta to moje prywatne życie :-)
Ależ ja nie twierdzę, że Ci zależy na wipisie w Wikipedii. Ale jeżeli czyjeś nazwisko w pozytywnym konterkście się tam znajdzie, to np. w oczach potencjalnego pracodawcy ktoś zyskuje całkiem sporo, nie? :)
Ja czegoś nie rozumiem. Moim zdaniem to czy dane doświadczenie, czy kompetencja czy cokolwiek innego jest tak samo ważne (i powinno budzić takie samo uznanie) niezależnie od tego czy jest z wikipedii czy z bloga, czy z jakiegoś innego artykułu. To o czym mowi Szymon to już stricte pozycjonowanie swojego nazwiska, jako marki. Mnie osobiście coś takiego irytuje nie tylko jeśli chodzi o osoby prywatne, ale też ogolnie serwisy, ktore niewiele mogą zaoferować, a są wypozycjonowane na czołowych miejscach.
Krzysztof
Ja też jestem przeciwny powszechnemu dziś lansowaniu pustki wszelkiego rodzaju. Jeśli jednak ktoś, zwłaszcza w młodym wieku ma coś oryginalnego do zaoferowania, to dlaczego nie ma zadbać o to, aby być łatwo znalezionym?
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Ale nazwisko wypozycjonowane jako marka nie musi oznaczać przecież „lansowania pustki”. Wiem, że czasem rzeczywiście tak bywa. Ale nie o robienie marki z kogoś, kto jest „noobem” mi chodziło :)
Alex – zgadzasz się w końcu z moim postem z 18:55 z 6.07? :)
Szymon
Myślę, że w obydwu przypadkach zrozumiałem Twoje intencje i to co napisałeś pokrywa się z generalną wypowiedzią całej dyskusji. A ta mówi „warto” :-)
Dotyczy to wszystkiego, co w internecie może znaleźć o nas ewentualny pracodawca/zleceniodawca/partner, więc i Wikipedii.
Pozdrawiam
Alex
@Szymon
Właśnie chodzi mi o to, że wspomniałeś o artykułach pisanych o sobie, przez siebie. To wydaje mi się co najmniej niepoważne, bo takie narzędzia jak wikipedia zostały stworzone, by być obiektywne itd. wiem, że to jest podejście idealistyczne, ale coż począć. W moim przekonaniu traci to po prostu wiarygodność. Przykładem może być chociażby gorion (przypadek znany może w niektorych kręgach).
@Alex
Widzę, że podzielamy pogląd lansowania pustki ;) . Natomiast jeśli chodzi o rzeczy wartościowe, to jestem w 100% przekonany, że takie prędzej czy poźniej zostaną zauważone i opisane, nawet bez intencji ich autora. Ogolnie zgadzam się, że warto figurować w internecie i być znalezionym. Jednak mam też głębokie przekonanie, że content > pozycjonowania. Moje doświadczenia zdają się to potwierdzać. Google daje wysokie page rank nie tylko za ilość linkow, ale chociażby za częstotliwość aktualizacji strony. Osobiście uważam, że jeśli znalazłbym gdzieś w internecie (pomijając na przykład autorski blog) czyjś artykuł o samym sobie, to natychmiast bym przekreślił daną osobę. Założmy, że Ty Alexie zaczynasz pisać gdzie tylko się da, linkować do swojego bloga itd. to wrodzona podejrzliwość powiedziałaby mi, że chcesz zrobić interes na tym blogu, a to już nie daje takiej niezależności i wiarygodności jaką mamy obecnie ;) Rzecz jasna są to moje subiektywne poglądy, ktorych pewnie nie podzielają ludzie od marketingu sieciowego :P
Krzysztof – wpomniałem jedynie o wikiprojekcie związanym z konkretnym tematem/subkulturą, gdzie artykuliki o mało znaczących osobach są traktowane 100% na luzie (są pisane nawet często żartobliwym językiem). Nawet myślę, że ludzie się cieszą przy okazji z tego, że ta tematyczna encyklopedia ma więcej haseł :)
Natomiast zauważyłem, że w jednej firmie (robiącej DVD instruktażowe), w której prawie wszystko wykonuje jej właściciel, we wzmiankach o nowych DVD nazywa on sam siebie np. „pro pilot”. Chyba o coś takiego Ci chodziło.
Krzysztof
Nie zakładałem, że Szymonowi chodzi o to, aby samemu wpisywać się do Wikipedii. Taki pomysł w ogóle nie przyszedł mi do głowy!! :-)
Zgadzam się że dobry content przy odrobinie starań sam się obroni :-)
Problem w tym, że czekając na „zauważenie” w niekorzystnym przypadku możemy…. nie doczekać. Pomyśl o van Goghu, który umarł w biedzie a dziś jego obrazy warte są miliony.
Oczywiście sztuczne „nakręcanie sobie” odwiedzalności nie licuje z dobrą klasą, więc tutaj potrzebne jest wyczucie. Mój pierwotny post mówił jedynie o postaraniu się, aby po wrzuceniu w Google pojawić się tam w miejscu, z którego możemy być zadowoleni.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Witam,
Troche off-topic, ale jako ze ten watek dotyczy jednak Googla polecam marketingowcom czytajacym bloga bardzo ciekawa akcje promocyjna filmu „Ultimatum Bourne’a”.
Za pomoca Googla, wykorzystujac wszystkie jego narzedzia (wyszukiwarka, translator, mapy satelitarne itd.) przez kilka tygodni mozna bawic sie w tajnego agenta poszukujac Jasona Bourne’a, tropiac jego rozmaite „slady” w internecie.
http://www.searchforbourne.com/
W mojej ocenie jest to genialna akcja, zarowno dla promocji filmu, jak i promocji samego Googla + pewnie wielu serwisow, ktore bedzie trzeba odwiedzic w poszukiwaniu informacji podczas „misji”.
Mozna sobie wyobrazic, ze np. jedna z misji byloby wytropienie tajnego agenta wypowiadajacego sie pod pseudonimem J23 na Blogu Alexa – przy globalnym zasiegu calej akcji najlepszy serwer moglby nie udzwignac tej liczby odwiedzin… :)
Pozdrawiam,
Kuba
Kuba
To jest dobry przykład marketingu wirusowego, właśnie kichnąłeś na poczytnym forum o bardzo dobrej demografii :-)
Pozdrawiam
Alex
Witam wszystkich,
Przebrnąłem przez wszystkie posty i stwierdziłem, że w zasadzie nie poruszono w dyskusji istotnego wątku dotyczącego prywatności.
Kij jak wiadomo ma dwa końce :) . Z jednej strony internet jest doskonałym środkiem do autopromocji (zarówno zawodowej jak i towarzyskiej) ale z drugiej ogołaca nas z prywatności. Daje możliwość dotarcia do nas nie tylko osób porządanych ale i tych którzy na starcie mają „niecne cele”.
W epoce przedinternetowej dostęp do naszych danych posiadały tylko różnego rodzaju służby i przeciętna osoba nie miała do nich dostepu. W dzisiejszych czasach pozostawienie przez nas śladu w necie jest raczej nieodwracalne i stanowi doskonały materiał do „namierzenia” nas. Piszę o tej przykrej stronie odsłaniania prywatności ku przestrodze – nie tak dawno temu stałem się ofiarą netowego maniaka. Przez okres kilku miesięcy byłem nękany smsami zawierającymi groźby mające znamiona szantażu, mam też podstawy do tego by stwierdzić, że wzmiankowana osoba robiła mi zdjęcia, które następnie rozsyłała do kilku bliskich mi osób. Myślę, że można by podciągnąc to pod stalking http://en.wikipedia.org/wiki/Stalking
http://en.wikipedia.org/wiki/Cyberstalking
Po moich doświadczeniach apeluję – stosując autopromocję ujawniajmy tylko niezbędne dane – pełniejsze informacje możemy zawsze przekazać przy bezposrednim kontakcie, gdy uznamy, że dana osoba na to zasługuje.
Owszem, tu też możemy się mylić ale przekazanie danych jest naszą decyzją i sami bierzemy za to odpowiedzialność w odróżnieniu od niekontrolowanego zbierania danych o nas w necie.
Pozdrawiam – Marcin
Ciekawy artykuł o przeszukiwaniu blogów przez headhunterów (na razie w USA, ale przykład Kuby pokazuje że w Polsce też się to zaczęło)
Pozdrawiam
Alex
Alex,
W Polsce nawet jeżeli nie jest to jeszcze rozpowszechnione to z pewnością z pewnością będzie. Na jednym z blogów poświęconych webdesignowi autor informował, że w dość niedługim okresie czasu dostał trzy oferty pracy. Czytałem też gdzieś (w tej chwili nie mogę sobie przypomnieć źródła) że powstają firmy które zajmują się tworzeniem odpowiednich treści aby kandydat / pracownik miał odpowiednią tożsamość w sieci (blog, fora itp.) Nie pamiętam na ile rzecz się tyczyła Polski, a na ile USA.
Od jakiegoś czasu sam także skłaniam się do założenia własnej witryny, której częścią składową byłby również blog i choć na razie jest to kwestia pewnej przyszłości to Twoja wypowiedź jest jeszcze jednym argumentem za tym aby takie działania podejmować.
Pozdrawiam serdecznie :)
Grzegorz
Zalecam założenie blogu wszystkim, którzy mają coś do powiedzenia. W tym artykule jest lista ważnych rzeczy, o których trzeba przy tym pamiętać. Kuba dostał bardzo atrakcyjną propozycję od headhuntera tylko na podstawie jego wypowiedzi na tym blogu :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Ludwik C. Siadlak:
Teraz sprawdziłem, że Google w języku angielski daje całkiem niemiłe dla mnie wyniki:
http://www.google.pl/search?hl=pl&q=orest+tabaka&btnG=Szukaj&lr=lang_en
Polskie są bardziej przyjazne :)
http://www.google.pl/search?hl=pl&q=orest+tabaka&btnG=Szukaj&lr=lang_pl
Jakie w takim razie sugestie? Gdzie powinno pojawić się moje nazwisko, aby pod tym pierwszym linkiem były wyniki do mojej strony?
(piszę o tym, gdyż niecały ruch na moją stronę odbywa się z Polski, więc polskojęzyczni mogą z zagranicy do mnie nie trafić)
Pozdrawiam,
Orest
W temacie głównego postu warto przeczytać:
http://sethgodin.typepad.com/seths_blog/2009/02/personal-branding-in-the-age-of-google.html
Pozdrawiam
Alex
Mała wtopa :)
Swoją drogą jeszcze rok temu Google wyrzucało na samej górze:
„Mało się nie przewróciłem – mówi Orest Tabaka z Klubu Kolarstwa …” … niezłym byłem kolarzem, co się przewraca :D
Pozdrawiam radośnie,
Orest
Piszę to w tym miejscu, by się nie wymądrzać w wątku roboczym Eksperymentu 2009.
Rozwijając dalej myśl Szymona (http://alexba.eu/2009-05-13/tematy-rozne/eksperyment-2009-2/#comment-69496): każdy wystawia sobie sam opinię przez to, co pisze w internecie, a Google nikomu nic nie zapomni. Czasem warto stanąć z boku i pomyśleć, że ten nasz komentarz napisała jakaś obca nam osoba i zastanowić się, co sobie pomyślimy o takiej osobie.
Rod Smith (http://www.beds.ac.uk/departments/strategy/staff/rod-smith) mówił na ten temat tak: Takie zachowanie to nasze blind spots, coś, czego nie widzimi, a co powoduje, że nigdy nie będziemy jeździć BMW 7.
Dzięki Google odkryłam, że ktoś podszył się pode mnie. Na szczęście zareagowałam i nic złego się nie wydarzyło!
Witam,
chciałbym tu przedstawić swoje podejście do tematu promocji lub anty-promocji siebie w Internecie. Jako, że jest to moja branża wiem o niej trochę więcej niż sami użytkownicy.
Ja osobiście nie jestem jeszcze przekonany do podpisywania się w Internecie swoim imieniem i nazwiskiem, co widać również na tym blogu. Muszę przyznać, że coraz bardziej jednak tego żałuję i pracuję nad tym w ogóle…
Dlaczego?
Nie dlatego żebym się wstydził swojego zdania zwłaszcza, że parę razy dostałem pozytywne odpowiedzi i to właśnie wtedy, kiedy podpisałem się imieniem i nazwiskiem na innym mi zaprzyjaźnionym blogu. To w zasadzie dało mi do myślenia. Czy zauważacie różnicę gdy czytacie komentarze od xyzw a niżeli od Imię Nazwisko?
Wiec w czym problem?
Po pierwsze z czasem moje zdanie może się zmienić, a tego co jest w Internecie już nie zmienię i ślad pozostanie. To jednak biorę na swoje barki, rozwój i zmiana rzecz ludzka, trudno się mówi (pisze :-). Poważniejsza dla mnie sprawa to wyciąganie przez innych opinii z kontekstu, pobieżne czytanie, bezsensowne ocenianie – może to zaszkodzić w najmniej oczekiwanym momencie. Np gdy będę startował w wyborach na ministra i ktoś będzie szukał jak mi zaszkodzić :-)).
Generalnie nie chcę kusić losu, z drugiej strony gdy myślę o kontaktach i znajomościach to myślę jako o inwestycji. Staram się ocenić zyski, straty i ryzyko.
Publikowanie w Internecie zajmuje jednak moim zdaniem sporo czasu (bo do tego dochodzi śledzenie odpowiedzi i odnoszenie się do nich..), a ryzyko problemów może być duże (obecnie redefinuję w głowie czy na pewno tak duże jak mi się wydaje). Jeśli nie podpisuję się nazwiskiem to osobiście nie zyskuję na trafnych, bystrych ciekawych odpowiedziach… z tego powodu bardzo ograniczam komentarze. Pewnie na tym tracę ale wychodzę też z założenia, że kontakty takie są dosyć przypadkowe i wolę ten czas i energię poświęcić na świadome i celowe „uderzenie” w kontakty i sfery, które mnie interesują. Tzn poznać zamiast dać się poznać. Piszę tu również o dosyć alternatywnych formach zapoznawczych :-). Jak zmienię zdanie to dam znać albo pojawi się nazwisko :-).
Trochę postraszę…
Jestem ZA używaniem nazwiska w sieci ale róbcie to z głową bo Google pamięta wszystko. Jak piszecie żarty lub bez sensu to lepiej się nad tym 10 razy zastanówcie. Słowo wypowiedziane zostanie z czasem zapomniane, straci na mocy lub zostanie tylko w głowach odbiorców. W Internecie tak nie ma. Ponieważ…
Google przechowuje kopie stron w cache, jeśli usuniecie stronę ona tam się będzie jeszcze znajdować. (Pod wynikiem wyszukania jest link kopia).
Dodatkowo są jeszcze takie narzędzia jak http://www.archive.org, dzięki czemu możecie zobaczyć treści bloga Alexba np w roku 2007:
http://web.archive.org/web/*/http://www.alexba.eu
albo np Onet w 1997 r:
http://web.archive.org/web/*/http://www.onet.pl
..aż chciałoby się zapytać jako oni to robią :-))
Inną kwestią są z natury nieanonimowe GoldenLine (pewnie i Nasza-Klasa i niedługo coraz bardziej popularny Facebook). Tutaj o wiele bardziej serce boli co ludzie „wyrabiają” podpisując się wieloooma danymi. Dodam, że często w godzinach pracy :-). Zwłaszcza to publikowanie durnych tekstów w godzinach pracy. Ja wiem, że nie można być cały czas skupionym i potrzebne jest odprężenie bo Sam jestem zwolennikiem liberalnego, skutecznego działania „na czas” (nie ważne kiedy – ma być zrobione) ale mimo wszystko razi mnie to co i kiedy i że co 15 min :-). Czasem myślę, że ludzie na prawdę się w życiu nudzą :-)
Tak więc używajcie nazwiska „z głową”.
Michał
Są dwa aspekty tego „ryzyka”
1) jeżeli zastanawiasz sie trochę nad tym, co piszesz w internecie i wypowiadasz się w miarę odpowiedzialnie, to nie ma problemu.
2) zawsze możesz zmienić zdanie i każdy rozsądny człowiek to zrozumie. Tych nierozsądnych możesz generalnie sobie darować. Dobrze jest przy tym mieć na tyle silną pozycje w życiu, aby nie być zależnym od głupców, no ale o tym piszemy od kilku lat na blogu
Pozdrawiam
Alex
To nie być zależnym od głupców „walnęło” mnie teraz strasznie w głowę.. dźwięczy i dźwięczy.. i nie przestaje.. I dobrze, niech tak zostanie :-). Dotarło… po tych „latach”! :-) To taki zwrot klucz, a raczej wytrych.
Michał
W gruncie rzeczy to dość oczywiste, nieprawdaż?
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Tak. (krótko i zwięźle)
Witam,
Chciałbym zwrócić uwagę na popularne ostatnio mikroblogi takie jak Twitter czy Blip. Z tym ostatnim mam ciekawe doświadczenie – zarejestrowałem się w systemie dla testów jakiś miesiąc temu, i już mój blipowy profil zajmuje pierwsze miejsce w wynikach wyszukiwania Google pod moim imieniem i nazwiskiem, przebijając kilka innych ważniejszych stron. Morał z tego jest następujący – trzeba uważać, co wypisujemy na Blipie :). Podejrzewam, że Twitter i inne mikroblogi mogą mieć podobne przebicie w Google.
Przy pisaniu w internecie (bez względu na to czy ma to miejsce na swoim blogu, jako komentarz na cudzym blogu, na forum, na twiterze..) warto pamiętać jeszcze o jednej rzeczy- internet jest wieczny:)
Nawet jeśli usuniemy stronę dociekliwi dostaną się do niej przez google cache, czy serwisy typu webarchive, przez wiele lat po jej zniknięciu.
Sprawdzanie osób w googlach jest bardzo popularne i z tego sobie zdawałam sprawę, ciekawi mnie natomiast jak „głęboko” szukają i jakiego typu informacji poszukują o nas inne osoby.
Czy szukają tylko po imieniu i nazwisku (trafiając raczej na informacje oficjalne, przedsięwzięcia w których braliśmy udział lub wpisy u Alexa :) czy też drążą dalej przeszukująć google po mailu, telefonie, nicku, sprawdzają naszą klasę sprawdzając co robimy w wsieci prywatnie.
@Beata
Osobiście przed spotkaniami w stylu szkolenie, rozmowa kwalifikacyjna i inne negocjacje, sprawdzam w internecie osoby z którymi będę się kontaktował.
Standardowo zaczyna się od imienia i nazwiska oraz innych danych które pozwalają odróżnić tożsamość osób o tym samym nazwisku (polecam sprawdzić ile jest w internecie osób pod „Krzysztof Kowalczyk”, informatyk, fotograf, sportowiec, dziennikarz etc.). O ile nazwisko i imie mogą się powtarzać, to Email już nie. Później sprawdzam dane, które są przydatne w zależności od przypadku.
Przykładowo, przypomniałem sobie o osobie prowadzącej jedno ze szkoleń na którym byłem. Pomyślałem, że może być przydatna w aktualnym przedsięwzięciu. W internecie znalazłem za równo email jak i telefon (serwisy społecznościowe są bardzo niedbale traktowane). Znalazłem również wspólnych znajomych co ułatwiło mi kontakt, to przyjemniejsze dla odbiorcy niż dzwonienie na telefon znaleziony w sieci.
Przed rozmową kwalifikacyjna, jeśli wiem z kim będę rozmawiał, sprawdzam takie rzeczy jak studia, praktyki, organizacje, firmy, blogi… Dzięki temu wiem dość dobrze z kim będę rozmawiał. Z dobrym przybliżeniem mogę przewidzieć rodzaj pytań i na co będzie zwracana uwaga. Dzięki temu nie stresuję się na rozmowach kwalifikacyjnych i raczej rzadko jestem czymś zaskoczony. Może brzmi skomplikowanie ale nie poświęcam na takie przygotowanie więcej niż godzinę, chyba, że muszę odświeżyć wiedzę specjalistyczną.
Ostatnio opisywano sytuację jak chłopak znęcał się nad kotem i zamieścił w interneci film. Internauci znaleźli miejsce w Polsce w którym został nagrany film (wskazali na mapie) oraz osobę, która to zrobiła (choć na zdjęciu nie jest rozpoznawalna). Potem zgłosili sprawę Policji, a Policja znalazła poszukiwanego.
Podsumowując, szukać można dość głęboko, a w przypadku osób aktywnych, przeważnie bardzo dużo można znaleźć. Co może być wykorzystane przez nas jak i przez innych. Za równo dobrze jak i źle. Można równie dobrze nie znaleźć nic. Dlatego polecam czasem korzystać z google i zalecam uwagę przy zostawianiu swoich własnych danych w sieci.
Pozdrawiam,
Krzysztof Kowalczyk
Krzysztof Kowalczyk
Czy możesz rozwinąć swoje zdanie:
(serwisy społecznościowe są bardzo niedbale traktowane) ?
pozdrawiam
Piotr Stanek
Z mojego punktu widzenia, czasem rozpowszechnia się różne prywatne dane dość niedbale. W sensie, nie myśli się, co się wstawia, gdzie się wstawia i kto będzie miał do tego dostęp. Tak myślę, bo sam znalazłem czasem takie dane jak telefon, adres, średnia ze szkoły i ciekawe zdjęcia.
Niektóre serwisy (Twitter, blogi, fragmenty goldenline, linked-in, facebook) udostępniają dane publicznie dla wszystkich.
Czasem ktoś znajdzie błąd, a nowe serwisy społecznościowe często mają niski poziom zabezpieczeń(zgodnie z regułą, że pierwsza wersja programu przeważnie ma dużo błędów). Pamiętam jak po internecie chodził przepis na przeglądanie cudzych kont użytkowników pewnego serwisu społecznościowego, bez znajomości loginów i haseł.
Wiele użytkowników wykorzystuje proste hasła, które łatwo złamać (to też wina serwisu, bo dobry nie pozwoli na proste hasło lub wykryje próbę jego złamania). Podejrzewam, że tak kradziono tożsamości na naszej klasie (setki przypadków).
No i dane które się zamieszcza. Zdarzały się wpadki funkcjonariuszy incognito, którzy mieli zdjęcia z akcji, lub z „imprezy” dostępne publicznie.
Zdarzają się zdjęcia ładnego domu, sprzętu elektronicznego, a potem notatka, że „jedziemy na wakacje na 3 tygodnie”.
No ale nie ma co popadać w paranoje ;) Podejrzewam, że w wielu przypadkach, nawet jak się wstawi mail, telefon, adres i udostępni publicznie to nic się nie stanie. Ja jednak nie będę próbował.
Można też mieć dużego pecha, np. znajomej zmienili hasło do skrzynki pocztowej. To boli, bo posiadając dostęp do maili, zwykle można dostać się do większości innych serwisów („odzyskaj hasło”), ma się dostęp do sprawozdań z banku, różnych prywatnych danych (np. zeskanowany dowód osobisty, hasła by je zapamiętać) itd.
Przy okazji wpadki przestępców:
http://www.dziennik.pl/wydarzenia/article105347/Przestepca_zlapany_dzieki_Naszej_klasie.html
http://gdansk.naszemiasto.pl/wydarzenia/904298.html
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,6941783,Gangster_wpadl_przez_nasza_klase.html
Pozdrawiam,
Krzysztof Kowalczyk
witam
Warto spojrzeć też na to jak klienci widzą naszą firmę w internecie. Tutaj: http://www.computerworld.pl/news/349055_1/Wizerunek.firmy.coraz.bardziej.zalezny.od.aktywnosci.pracownikow.w.sieci.html możecie przeczytać o raporcie nt wizerunku firmy kreowanego na portalach społecznościowych przez pracowników.
pozdrawiam,
artur
Ja po wpisaniu swojego imienia i nazwiska widzę zazwyczaj cały ciąg stron związanych z mikronacjami. A po wpisaniu dawnego nicku fora, na których się udzielalem jako dziecko neostrady ;)