Dzisiaj zapraszam Was do lektury i dyskusji postu gościnnego, który powstał w bardzo nietypowy sposób. Po pierwsze, prawie cała zawartość merytoryczna została mi przekazana w rozmowach przez osobę, która wiekowo zdecydowanie odbiegała od naszego „targetu”, a po drugie to ja spisałem ją, nieco tylko dopasowując i doprecyzowując słownictwo (choć było to potrzebne tylko w niewielkim stopniu). Oczywiście zachowałem przy tym zarówno zawartość jak i przesłanie oryginału.
__________________________________________
Zacznijmy od pewnej opowieści:
Na łożu śmierci leży bardzo sfrustrowany starszy mężczyzna.
Na pytanie znajomego, dlaczego tak jest odpowiada on:
„Widzisz ja od zawsze byłem gejem. W mojej młodości nie mogłem się do tego nawet przyznać, bo takie były czasy i byłem samotny. Potem zacząłem się zastanawiać, kto na łożu śmierci poda mi tę ostatnia szklankę wody, więc na wszelki wypadek zacisnąłem zęby i ożeniłem się.
Jak już byłem żonatym, to uświadomiłem sobie, że przecież żona może umrzeć przede mną i kto wtedy poda mi tę szklankę wody. Na wszelki wypadek spłodziłem więc i wychowałem dwóch synów tak aby na pewno miał mi kto ją podać.”
Znajomy pyta „To dlaczego jesteś teraz taki sfrustrowany?”
Mężczyzna odpowiada: „przez cały czas żyłem nie swoim życiem, robiąc nie to co chciałem z nie tymi ludźmi, którymi chciałem tylko po to, aby na łożu śmierci miał mi kto podać ostatnia szklankę wody. A teraz umieram i w ogóle nie chce mi się pić!!!”
Z tego można wyciągnąć kilka morałów:
- generalnie jako osoba prywatna nie warto robić zbyt konkretnych planów obliczonych na wiele lat czy wręcz dziesięcioleci, bo bardzo trudno przewidzieć jak wtedy będzie wyglądać ogólna sytuacja i nasze potrzeby
- nie powinniśmy poświęcać tego, kim naprawdę jesteśmy, jakie naprawdę mamy pragnienia i potrzeby w imię jakiegoś mitycznego „bezpieczeństwa” w dość odległej przyszłości. W szczególności zaprzeczanie naszej prawdziwej naturze rzadko długofalowo prowadzi do życia pełnego zadowolenia i radości a z powodów opisanych w poprzednim punkcie przeważnie i tak nie warto
Ważnym jest też spostrzeżenie, że jeśli zauważyliśmy popełnienie któregoś z powyższych błędów, to dopóki żyjemy to możemy zmienić kurs i choć często nie jest to całkiem proste, to przynajmniej w sporej części zacząć żyć życiem, które jest dla nas ważne. Wynik, nawet jak nie będzie stuprocentowy, to nagroda warta zawalczenia o nią.
__________________________________________
†Irena Barszczewska – moja Mama, do piątku najstarsza znana mi osoba czynnie praktykująca „Gypsy Time”. Mimo niełatwego, w sumie 81 letniego życia (gdzie wychowanie mnie nie było akurat najprostszym zadaniem) dzielnie dawała sobie z nim radę, a 8 lat temu, po śmierci Ojca w zdumiewający sposób znalazła drogę do spełnionego, radosnego a jednocześnie wzbogacającego innych życia. Wyglądała na 20 lat mniej, luzu i podejścia mogłoby się od niej nauczyć sporo całkiem młodych ludzi. Wielu osobom będzie jej brakowało……..
PS: W rozmowach z Autorką wspomniałem, ze chcę się tym podzielić liczną rzeszą Czytelników tego blogu i uzyskałem na to zgodę. Zgodnie z podejściem Autorki proszę o merytoryczne komentarze, bo temat jest ważny
Przede wszystkim przyjmij Aleksie wyrazy współczucia.
Co do wpisu:
1. Jest takie powiedzenie: „Chcesz rozśmieszyć Pana Boga? Zaplanuj sobie życie.”. Warto to zdanie mieć przed oczami, siedząc nad kartką papieru i wpisując punkty typu „za 10 lat będę…” (nawet jeśli nie wierzymy w Boga :-)).
2. Życie czasami wymusza na nas różne kompromisy, to prawda. Ale zawsze warto przynajmniej próbować żyć swoim życiem, swoim rytmem, swoimi pragnieniami etc. Nie uda się? Bardzo często się nie uda! Ale liczy się świadomość, że przynajmniej próbowałem.
Bardzo fajna opowieść i nieoczekiwanie tragicznye zakończenie Twojego wpisu.
Jeśli chodzi o opowieść, to nachodzi mnie wątpliwość, czy sfrustrowany starszy mężczyzna nie byłby czasem sfrustrowany również, gdyby swoje życie przezył „jak gej”. Czy na łozy śmierci nie żałował by czegos innego. Moze to taki tym frustrata? Aby sie tego dowiedzieć musiał by mieć drugie życie.
Jakieś 5 lat temu trafiłem na książkę o tematyce „samo rozwoju” (pseudo poradnik). Przeczytałem w niej, że trzeba zrobić plan 10 letni, ze szczegółami opisując co za te 10 lat uda mi się osiągnąć i jak będzie wyglądało moje życie. Niedawno z ciekawości wygrzebałem z czeluści mojej szuflady kartę papieru z tymże planem. Okazuje się, że przez 5 lat wykonałem jakieś 5-10% planu. Nie dlatego, że mi się nie udało, zmieniły się moje priorytety, zmienił się świat. Czytając wszystkie zapisane punkty śmieje się w duchu, że mogłem coś takiego napisać.
Wyznaczenie sobie jakiegoś dziwnego, wydumanego celu (bo tak będzie on wyglądał jeżeli spojrzymy na niego z perspektywy czasu) i heroiczne próby spełnienia go kosztem dzisiejszego życia nie ma najmniejszego sensu. Alex pisałeś już kiedyś, aby nie odkładać życia na potem. Większość ludzi czeka na emeryturę bo wydaje im się, że wtedy dopiero zaczną żyć tak jak by sobie tego życzyli.
Bardzo współczuję.
Jedni chyba nazywają to rachunkiem sumienia, ja nazywam to „eksperymentem łoża śmierci” (chyba po to, żeby odciąć się od wszelkich religijnych konotacji, choć nie wierzyć nie mam specjalnego powodu a wręcz przeciwnie). „EŁŚ” z racji refleksyjnej natury, praktykuję dość często, jednak wciąż pobrzmiewa w mojej głowie wątpliwość >>skąd mam wiedzieć, że „dobrze przeżyłem” życie, nie mając cienia szansy porównania go z inną jego wersją i jak wówczas ta wersja zmieniłaby(?) świat<<. Zwykle mamy jakieś nieustępliwe przekonanie, że gdybyśmy coś zrobili inaczej, nasze życie byłoby lepsze, podczas gdy ono prawdopodobnie byłoby zaledwie inne a i tak nie do ogarnięcia naszymi "prymitywnymi" umysłami. To przede wszystkim dystansuje nas od znaczenia własnego poświęcenia, którego zwykle się unika i w ostateczności spłyca do zaledwie chwilowego, najlepszego spośród złych, wyboru w sytuacji bez lepszego wyjścia. Ale akurat piszę to w trakcie realizacji kilku fascynujących mnie projektów, które właśnie dziś mnie przywaliły, wypiły krew, pozbawiając sił i chęci. A wczoraj? Wczoraj było super! Czyli tak jak jutro ;)
Jesteśmy tymczasowi. Nie jesteśmy w stanie docenić i zrozumieć naszego znaczenia. Wyobrażacie sobie jak wyglądał by świat, gdyby Hermann Einstein nie spotkał panny Pauliny Koch? ;)
Alexie,
Przykro mi z powodu Twojej Mamy.
Ten post gościnny jest dla mnie wzmocnieniem i dodatkową motywacją do życia według tego jak ja chcę, a nie tak jak chcą inni. A to nie jest łatwe. Dziękuję.
Cieszę się, że Twoja Mama jest przykładem, że w każdym wieku można jeszcze zmienić kurs swojego życia. I to napawa dodatkową nadzieją.
Pozdrawiam
Aldona
Bardzo inspirujący wpis. Uważam, że długoterminowe planowanie całego życia jest równie zgubne jak analizowanie wyborów dokonanych w przeszłości oraz ich alternatyw („co by było, gdybym wtedy zrobił/zrobiła to, zamiast tamtego…”). Trafnie nawiązał do tego r-next pisząc:
>>Zwykle mamy jakieś nieustępliwe przekonanie, że gdybyśmy coś zrobili inaczej, nasze życie byłoby lepsze, podczas gdy ono prawdopodobnie byłoby zaledwie inne a i tak nie do ogarnięcia naszymi „prymitywnymi” umysłami.<<
Życie "tu i teraz" i w zgodzie z własną naturą wydaje się jedyną opcją, i to polecaną od wieków! O "carpe diem" Horacego większość słyszała, jednakże zastosowanie w praktyce już nie jest tak powszechne. A szkoda, bo świat byłby piękniejszy.
Po przeczytaniu postu i komentarzy kilka myśli mi przyszło do głowy.
1. Przykład Twojej mamy jest przykładem, gdzie można by powiedzieć, że praktycznie w ostatniej chwili (8 lat w skali 81) zmieniła kurs swojego życia i była zadowolona i było warto. Lepiej późno niż wcale.
2. Po sobie widzę, że w ciągu ostanich 5-7 lat jak bardzo sie zmieniały cele, priorytety, podejście u mnie. Owszem, aż taka dynamika brała się z tego, że wykonywałam ogromną pracę nad sobą, swoim rozwojem. Jednak nie jestem osobą, którą zadowala stagnacja, więc dłuższe niż na 1,5-2 lata plany absolutnie nie mają sensu.
A nadal na rozmowach o pracę spotykałam się z pytaniem, co chcę robić za 5 lat:)
3. r-next
„jednak wciąż pobrzmiewa w mojej głowie wątpliwość >>skąd mam wiedzieć, że “dobrze przeżyłem” życie, nie mając cienia szansy porównania go z inną jego wersją i jak wówczas ta wersja zmieniłaby(?) świat<<."
A po co dążyć za czymś mitycznym lepszym? To brzmi trochę jak perfekcjonizm – musi być najlepsze, bo jak jest tylko dobre i satysfakcjonujące, to nie zauważa się i nie docenia tego dobrego, bo gonimy za czymś, co może nie istnieje. Dodatkowo, wspominasz o poświęceniu się. To określenie w kontekście mowy o tym, aby dążyć do bycia sobą i przeżycia życia pełnego radości jakoś mi zgrzyta. Twoja wypowiedź zabrzmiała, tak jak by "obowiązkiem" każdego było poświęcenie się…
Olga
Pośród wielu blogów z obszaru rozwoju osobistego, gdzie autorzy próbują wykreować siebie budując tandetną fasadę udającą piękny dom a opierającą się z tyłu na paru deskach, Twój blog jest pięknym zamkiem budowanym z solidnej cegły, doświadczenia i autentyczności.
Dziękuję za ten wspaniały post, w którym dzielisz się częścią Swojego życia, by dać nam, czytelnikom tak wielką wartość.
Tylko teraz pojawia się pytanie, co z konceptem który przedstawił Steven Covey w swojej książce „7 nawyków skutecznego działania” o patrzeniu na swoje życie z perspektywy własnego pogrzebu, na którym jest podsumowywane nasze życie.
Ostatnimi czasy nauczyłem się, żeby nie traktować rzeczy czarno-biało, więc zakładam że to podejście nie jest od dzisiaj złe/dalej dobre, ale jak je połączyć, jak je wykorzystać razem z tym co napisałeś? Może jednak jest niewłaściwe?
I jeszcze raz dziękuję!
Proponuję wam krótką indywidualną wycieczkę w przeszłość, cofnijcie się 5 lat wstecz, 10 lat wstecz i pomyślcie czy wasze wyobrażenia o przyszłości z tamtych lat pokryły się z rzeczywistością. Z każdym rokiem jesteśmy świadkami coraz to szybszego postępu, który przyspiesza wykładniczo. Dlatego układanie szczegółowych planów, patrzenie w przeszłość jest nieco bezcelowe.
Kolejną rzeczą jest rozwój osobisty, zmieniamy się, zmieniają się priorytety, stąd też każdy cel ulega zmianie.
Ogólnie jednego czego możemy być pewni to teraźniejszość, na którą mamy bezpośredni wpływ. Stąd ważne jest dobre samopoczucie na co dzień i szczęście, a zyskamy to tylko wtedy, kiedy będziemy realizowali 'siebie’.
Przykład Twojej matki jest wspaniały, bo pokazuje, że mimo wieku można zdjąć okowy nudnych konwenansów, standardów i urojonych powiązań, które zmuszają nas do robienia tego czego tak naprawdę nie chcemy.
Witam,
Alex, w tym na pewno niełatwym dla Ciebie okresie przyjmij wyrazy współczucia. Twoja matka na pewno odeszła szczęśliwa i spełniona. Każdego z nas TO czeka, nie każdy osiągnie to co Jej się udało, jestem pewien że również po cześci także dzięki Tobie.
Planowanie przyszłości na dekadę wprzód… no cóż znam przyjemniejsze sposoby marnowania czasu :)
Po lekturze wpisu przypomina mi się tak zwane „grudniowe planowanie budżetów i projeków na kolejny rok”. Procedura wyglądała następująco.
Grudzień – Wszyscy spięci i nerwowi, trzeba dostarczyć plany zestawienia, propozycje, ustalić priorytety – kociokwik
Marzec – Już pierwsze opóźnienia w harmonogramie ustalonych prac. Pierwsze projekty miały się kończyć a tu jeszcze błędy, poprawki, modyfikacje (no tak na etapie planowania zapomniano że mogą być błędy, zmiany, poprawki)
Maj – Już wiemy że harmonogram to lipa, Zarząd jeszcze żyje w błogiej nieświadomości ale niżej czuć już nerwową atmosferę
Czerwiec – Zarząd już wie. Ogólne przygnębienie i frustracja. Spokojne wakacje? jakie wakacje człowieku jest tyle opóźnień i tyle do roboty…
Wrzesień – konkurencja wchodzi z czyms nowym a tu my nie możemy zareagować bo cholera mamy już plan i ustalone w grudniu priorytety. No tak przecież rynek jest dynamiczny przydałoby się nieco elastyczności lub szklana kula która powie w grudniu co się będzie działo na rynku we wrześniu, październiku…
Listopad – Ech byle do grudnia…
Alex – przede wszystkim przyjmij proszę najszczersze kondolencje :( W takich chwilach trudno napisać coś szczególnie mądrego.
Tomek – IMHO to wcale się nie wyklucza. Wczytaj się proszę w rozdział o koncentracjach na różnych aspektach, oraz o odkrywaniu misji.
Nie chodzi o dokładne zaplanowanie swojego życia co do dnia. Raczej chodzi odkrycie i krystalizowanie zasad, którymi chcesz kierować się w życiu.
KrzysiekP, Tomek, mathir – kilka moich przemyśleń w temacie wyznaczania długoterminowych celów.
Osobiście wolę zadawać sobie pytanie „co chcę po sobie zostawić?”. Nakierunkowuje na rzeczy ważne, ale nie ogranicza tak jak pytanie „co ja chcę w życiu robić?”. Oczywiście z biegiem czasu nasze spojrzenie dojrzewa, więc to też się zmienia. Ale moim zdaniem takiego ćwiczenia nie robi się raz na całe życie.
Z nastawieniem na to co chcę po sobie zostawić oraz z dość dużą otwartością na to, że pewnie z biegiem czasu się to zmieni, takie podejście pozwala mi osiągać bardzo satyfakcjonujące rezultaty.
Mam też ciekawą obserwację. Takie ćwiczenie robię już ok. 10 lat. Co 6-12 miesięcy staram się przeglądać to co sobie zapisałem w kwestii tych długoterminowych przemyśleń i widzę, że owszem pewne aspiracje się zmieniają, do niektórych uśmiecham się z politowaniem, ale wyłania się też „core”, który od jakiegoś czasu (ok. 6 lat) pozostaje praktycznie niezmienny (a jedynie delikatnie doprecyzowywany).
Alex,
Przyjmij, proszę, moje kondolencje.
Co jakiś czas znajduję na Twoim blogu treści, które urzekają mnie szczerością i autentycznością. Ten post do nich, bezdyskusyjnie, należy. Jego przesłanie, moim zdaniem, nie ogranicza się do pochwały spełnionego życia, a w nim bezpieczeństwa i kwestii wyznaczania sobie celów. Przykuwa moją uwagę także, między innymi: wolność, tolerancja, optymizm.
Chciałabym żyć w takim świecie, w którym każdy byłby w stanie opowiedzieć innym powyższą historię, podając ją jako przykład dobrego życia. A także w takim, gdzie ma miejsce autentyczność, jaka przebija z tego postu. Bardzo za tę autentyczność dziękuję. Napisałam: „chciałabym żyć w takim świecie”, choć wiem, że to się zaczyna spełniać…
Pozdrawiam,
Magda
Wspomnie o kochanej, kochającej i szczęśliwej kobiecie. Być szczęśliwym człowiekiem to chyba droga i cel życia w każdym wieku, dokonywanie prostych wyborów teraz i kiedyś tam, z teraźniejszości powstaje przyszłość.
Alex, jesteś szczęściarzem – była i zawsze będzie w Twoim sercu piękna postać.
Alex,
Przyjmij proszę najszczersze wyrazy współczucia…
Czytam Twojego bloga (dziękuję za niego) od kilku ładnych lat i niestety w takich okolicznościach piszę mój pierwszy post.
Pozdrawiam,
Marcin
Właśnie wracam z dwóch smutnych dni na Śląsku.
Dziękuję wszystkim za wyrazy współczucia i za to, że były one bez patosu, co bardzo pasuje do mojej Mamy. Nawiasem mówiąc, ostatnim utworem granym nad jej grobem był „I did it my way” Sinatry, obrazując dobrze jej podejście w ostatnich ośmiu latach, a na stojącym obok urny identycznym zdjęciu jak powyżej (tylko w większym formacie) widać było, że nawet w wieku lat 80 nie straciła tego szelmowskiego błysku w oku :-)
A teraz zgodnie z intencja Autorki podyskutujmy.
Ghoran
Piszesz: „ Ale zawsze warto przynajmniej próbować żyć swoim życiem, swoim rytmem, swoimi pragnieniami etc. Nie uda się? Bardzo często się nie uda! Ale liczy się świadomość, że przynajmniej próbowałem. „
A co byś powiedział na to, aby zamiast żyć z taką świadomością po prostu wyciągał wnioski i próbował dalej? Zbyt wielu ludzi porzuca eksperymentowanie w życiu po kilku „porażkach” a szkoda.
Art
Piszesz: „to nachodzi mnie wątpliwość, czy sfrustrowany starszy mężczyzna nie byłby czasem sfrustrowany również, gdyby swoje życie przezył “jak gej”. „
Na czym bazujesz tę wątpliwość?
KrzysiekP
Piszesz: „Przeczytałem w niej, że trzeba zrobić plan 10 letni, ze szczegółami opisując co za te 10 lat uda mi się osiągnąć i jak będzie wyglądało moje życie.”
To jest niebezpieczne, bo jeśli nie jesteśmy konsekwentni w realizacji, to naraża nas na frustrację, a jeśli jestesmy, to na działanie na autopilocie bez postrzegania nowych szans i potrzeb
r-next
Piszesz: „Zwykle mamy jakieś nieustępliwe przekonanie, że gdybyśmy coś zrobili inaczej, nasze życie byłoby lepsze, „
Ja takiego przekonania nie mam, oczywiście pominąwszy sytuacje, kiedy popełniłem powazny błąd i zdaje sobie z tego sprawę.
Lalibela
Piszesz: „Cieszę się, że Twoja Mama jest przykładem, że w każdym wieku można jeszcze zmienić kurs swojego życia. I to napawa dodatkową nadzieją. „
Powiem więcej – nie chcesz mieć kłopotów ze starzejącymi się rodzicami to postaraj się zarazić ich hedonizmem i „gypsy time” ewentualnie przy tym wspierając ich nieco. To dobrze robi na ich sprawność fizyczną, mentalna i ogólne nastawienie do życia.
Naturalnie aby to umieć zrobić trzeba samemu praktykować taki styl życia. Potraficie?
Olga
Piszesz: „Jednak nie jestem osobą, którą zadowala stagnacja, więc dłuższe niż na 1,5-2 lata plany absolutnie nie mają sensu.
A nadal na rozmowach o pracę spotykałam się z pytaniem, co chcę robić za 5 lat „
Cytując „wybacz im, bo nie wiedzą co czynią” :-)
Zgadzam się z tym, co piszesz o „poświęceniu się”
Tomek
Dziękuje za miłe słowa o tym zamku z solidnej cegły :-)
Ja po prostu Was drodzy Czytelnicy autentycznie lubię i dzielę się rzeczami tak jak one są.
Pytasz: „co z konceptem który przedstawił Steven Covey w swojej książce “7 nawyków skutecznego działania” o patrzeniu na swoje życie z perspektywy własnego pogrzebu, na którym jest podsumowywane nasze życie. „
To akurat jest z mojego punktu widzenia bardzo proste, szczególnie jeśli przy tej perspektywie skupimy się na tym, co najważniejsze i zachowamy odpowiedni poziom abstrakcji. W wypadku na przykład mojego pogrzebu chciałbym aby:
– sporo osób mogło powiedzieć „Alex robił ciekawe dla niego rzeczy i delektował się życiem. Moje życie też było ciekawsze i miłe bo on w jakiś sposób się w nim pojawił, a jeśli się dało, to delektowałem/łam się razem z nim”
– kilka osób pomyślało „shit, Alex, nie mogłeś jeszcze poczekać!!??”, bo niespodziewana utrata mentora dobrze robi na samodzielność dalszego rozwoju
– nikt nie odprawiał jakiś modłów ani nie mówił wyświechtanych frazesów
– nad grobem zagrano „Largo” Haendla (z opery „Xerxes”) i „Arię na strunie G” J.S.Bacha do ewentualnego popłakania, a potem „I did it my way” Sinatry na pożegnanie
– ktoś w moim imieniu na koniec powiedział „Dość tych smutków!! Spadajcie z tego cmentarza i cieszcie się każdym dniem Waszego życia!!!’
Odpowiedziałem Ci na pytanie?
Mathir
Dziekuje za komentarz z którym się całkowicie zgadzam
Michał Stachura
Dziękuję za dobry przykład takiego marnotrawstwa w firmach :-)
Bądźmy mądrzejsi (i bardziej elastyczni) w naszym życiu prywatnym.
MK
Piszesz: „Osobiście wolę zadawać sobie pytanie “co chcę po sobie zostawić?”. Nakierunkowuje na rzeczy ważne, ale nie ogranicza tak jak pytanie “co ja chcę w życiu robić?”.„
Dla mnie, jak na typowego „Gypsy” przystało ten element „zostawienia po sobie” jest mniej istotny. Bardziej koncentruje się na tym, co chce robić i jak chce się przy tym czuć. To podaje bez wartościowania, po prostu jako osobisty przykład
Magdalena
Piszesz: „Napisałam: “chciałabym żyć w takim świecie”, choć wiem, że to się zaczyna spełniać… „
już sama wiesz o co chodzi :-)
Irena W.
Piszesz: „ jesteś szczęściarzem – była i zawsze będzie w Twoim sercu piękna postać. ”
Jesteś tego pewna? A co by było, gdybym to ja przyczynił się do powstania takiego stanu rzeczy?
Zbyt często nie widzimy takiej możliwości wpływu i przypisujemy wiele rzeczy szczęśliwemu przypadkowi.
Hej,
Alex, przykro mi z powodu Twojej straty, Twoja mama była wielką szczęściarą, przeżycie tylu lat w dobrej kondycji umysłowej i fizycznej, to wielki dar, nie każdemu jest to dane.
Jestem też jej wdzięczny, że dzięki niej, mogliśmy się spotkać.
Przytoczona przez Ciebie historia, jest wielkim uproszczeniem życia, które jest trochę bardziej złożone i skomplikowane.
Jednakże bije z niej jedna myśl przewodnia, egocentryczne podejście do życia. Wspomniany gej, swoje wybory życiowe podejmował koncertując się na sobie, na tym ,co dla niego będzie dobre . Może żeby być szczęśliwym należy zmienić podejście, innych stawiać na pierwszymi miejscu i pomyśleć co można zrobić dla nich?
Może taka strategia jest ciekawsza? Szczególnie, że my jesteśmy tylko jedni a ich jest tak dużo.
Pytasz Arta:
„Art
Piszesz: „to nachodzi mnie wątpliwość, czy sfrustrowany starszy mężczyzna nie byłby czasem sfrustrowany również, gdyby swoje życie przezył “jak gej”. „
Na czym bazujesz tę wątpliwość?”
Może na tym, że znowu jego wybór życiowy oparty jest głównie na zajmowaniu się samym sobą? Jak tu sobie lepiej dogodzić.
Z kontekstu historii wnioskuję, że autor chciałby przeżyć życie w innej formie związku partnerskiego. Znów bije z tego ego, takie życie byłoby jeszcze lepsze dla mnie. Cóż, moim zdaniem istnieje wielka szansa kolejnego rozczarowania na łożu śmierci. Pewnie też za sprawą oczekiwań, jak je masz, to możesz się rozczarować.
Rozumiem, że bardzo ważne jest aby być w zgodzie z samym sobą. Jednakże cóż to jest?
Kim jestem ja i z czym mam się zgadzać. Jestem moją głową, moją ręką czy może moimi myślami?
Wszystko dookoła zmienia się bardzo dynamicznie, dotyczy to naszych ciał jak i myśli. Ja bardzo ostrożnie podchodzę do przywiązywania się do czegoś co nazywamy „ja”. Z rozbawieniem oglądam siebie na starych fotografiach lub przypominam sobie co wtedy uważałem za mnie i moje pragnienia.
Wszędzie gdzie mogę, rozglądam się co mogę zrobić dla innych. Do mojego ego i pragnień, podchodzę z ostrożnością, widzę je jako tendencje, nawyki, które są zmienne i przemijające.
Tak na dobrą sprawę, wszystko co się wydarza jest wartościowe i pełne znaczenia, tylko czasem jest to trudniej zauważyć. Można znaleźć wiele rozwijającego w szarym i deszczowym dniu, chorobie i śmierci.
Pozdrawiam, Artur
Alex,
Bardzo współczuję…
Piszesz, że Twoja Mama „8 lat temu (…) w zdumiewający sposób znalazła drogę do spełnionego, radosnego a jednocześnie wzbogacającego innych życia”. Myślę sobie, że wcześniejsze doświadczenia Twojej Mamy i jej charakter również miały w tym swój udział. Przypuszczam, że wcześniej również musiała dążyć do tego, co udało jej się osiągnąć pod koniec życia. Być może – nawet nieświadomie – jej dążenia były inspiracją dla Ciebie, a to, co udało Ci się w życiu osiągnąć, stało się z kolei inspiracją dla niej :-).
Wygląda na to, że Twoja Mama zostawiła po sobie bardzo dużo :-)
pozdrawiam serdecznie,
Elżbieta
Artur,
piszesz: „Może żeby być szczęśliwym należy zmienić podejście, innych stawiać na pierwszymi miejscu i pomyśleć co można zrobić dla nich?”.
Paradoksalnie i taka postawa jest… nastawieniem na ego, tylko z inną formą realizacji. Bo u podstawy nadal jest: „żeby być szczęśliwym”. Widzisz to? A przy tym – dbałość o dobrą jakość swojego życia (jakkolwiek pojmowaną) nie jest jednoznaczna z brakiem dbałości o innych.
Dbałość o „własne” bycie szczęśliwym i spełnionym jest zdecydowanie pozytywna, jeśli nie dążysz do tego bazując na cierpieniu innych. Jakoś trudno mi uwierzyć, że nieszczęśliwy i sfrustrowany człowiek może wnieść promień słońca w życie innych i przyczyniać się do pozytywnej zmiany w ich życiu…
I przy okazji: „przeżycie tylu lat w dobrej kondycji umysłowej i fizycznej, to wielki dar, nie każdemu jest to dane.” – czyżbyśmy nie mieli na to żadnego wpływu?
Witaj Alex,
Bardzo mi przykro, że straciłeś Mamę…
Kilka lat temu również zmierzyłam się z taką stratą. Z Twojego postu i kilku innych Twoich wpisów wynika, że miałeś czas, aby porozmawiać i być blisko. Ja również miałam tę sposobność. Był to dla mnie bardzo ważny czas i jestem wdzięczna, że w obliczu nieszczęścia dostałam tyle szans…
Odnośnie przypowieści, o żegnającym się z życiem mężczyźnie:
Myślę, że to opowieść o tym, o czym Ty sam wielokrotnie wspominasz. O tym, że wielu ludzi wiedzie życie w cichej desperacji. Życie na swoich warunkach wymaga odwagi i starań. Nie każdy jest gotów przezwyciężyć strach, przez jakiś czas czuć dyskomfort (np. krytyki, pójścia pod prąd) i podjąć wysiłek, aby – mimo przeciwności – żyć po swojemu. Z drugiej strony życie według ogólnie przyjętego scenariusza czy też pomysłu innych (społeczeństwa, rodziny, znajomych, kościoła, etc.) też nie jest „bezwysiłkowe”. Wkładamy jednak energię w co innego: w przekonywanie siebie, że to jest dla nas najlepsze i w przekonywanie innych, że jesteśmy autentyczni. To jest kwestia decyzji i odpowiedzi na pytanie: „Jak spożytkuję moją życiową energię?”. Jeśli – jak mówi opowieść o człowieku na łożu śmierci – przeżyje się kawałek swojego życia nie po swojemu, a potem podejmie decyzję o zmianie, potrzebujemy włożyć więcej pracy w tę zmianę kursu. Na to stać niewielu. Dlatego ważne jest to, o czym wspominasz: za młodu wiele próbować, żeby wybrać z tych doświadczeń to, co jest nam bliskie, to co z nami współgra. Jednak – jak w opowieści Twojej Mamy – na zmianę nigdy nie jest za późno. I to jest jeden z największych darów, które posiadł człowiek: wolność wyboru. Czy też żyjesz według własnego czy cudzego scenariusza, ty dokonujesz wyboru. Szczególnie w czasach, które roztaczają przed nami tyle możliwości. Być może ktoś zaoponuje, że w obliczu dyktatury, choroby i innych nieszczęść sytuacja jest inna. Niekoniecznie. Decyzja, jak zareagujemy na to, co nam się przytrafia i na to, co nas otacza, jest nasza. Dwa przykłady:
Victor Frankl – fascynująca postać, austriacki psychiatra, który przeżył terror obozów koncentracyjnych i stracił tam niemal całą swoją rodzinę, rzekł: „Człowiekowi można odebrać wszystko prócz jednego: ostatniej ludzkiej wolności – wyboru postawy w określonych okolicznościach, wyboru własnej drogi.”
Kiedy Prezydent Roosvelt udał się z wizytą do chorego 92-letniego sędziego sądu najwyższego USA (Oliver Wendell Holmes Jr) zastał go czytającego w oryginale Platona. Prezydent zapytał „Dlaczego to czytasz?”, ten odpowiedział „Dlatego Panie Prezydencie, żeby poprawić swój umysł”.
Tak, jak na naukę greki, tak i na zmianę, dopóki życie trwa, jest czas.
Pozdrawiam serdecznie,
Marysia
Hej Ewo,
Piszesz: „Paradoksalnie i taka postawa jest… nastawieniem na ego, tylko z inną formą realizacji. Bo u podstawy nadal jest: “żeby być szczęśliwym”. Widzisz to?”
Tak widzę i zgadzam się z tym. Pamiętam nawet dyskusję na tym blogu o oczekiwaniach, przecież brak oczekiwań też jest oczekiwaniem.
Oczywiście, że stawianie innych w centrum zamiast siebie paradoksalnie jest związane z ego, jednakże może doprowadzić do ciekawszych i pożyteczniejszych rezultatów.
Piszesz: „Jakoś trudno mi uwierzyć, że nieszczęśliwy i sfrustrowany człowiek może wnieść promień słońca w życie innych i przyczyniać się do pozytywnej zmiany w ich życiu…”
Również w pełni się zgadzam, człowiek szczęśliwy to człowiek pełny nadmiaru i możliwości zrobienia czegoś dla innych. Ciężko jest wspierać innych, gdy żyje się kraju trzeciego świata i większość czasu zużywa na utrzymanie się na powierzchni.
Jednakże można odjechać w drugą stronę, skupiać się na szukaniu przyjemnych sytuacji, unikania tych niefajnych, rozproszyć w łapaniu i napędzaniu energią myśli, które aktualnie się pojawiły. Może ciekawą alternatywą jest obserwowanie tego z czego myśli się wyłaniają, obserwowania jak się pojawiają i rozpływają, niż ślepego podążania za nimi jak tylko się pojawią?
Wiesz, jest myśl, pragnienie, to ja tym jestem, muszę to zrealizować. Moim zdaniem to iluzja.
Nie potrafię chyba tego opisać słowami, jednakże czuję, że to my sami jesteśmy sprawcami wielu własnych dramatów, na siłę utrzymując przy życiu myśl, która pojawiała się w umyśle, zamiast pozwolić jej powrócić do tego skąd się wyłoniła, jednocześnie odkrywając to, co tworzy te projekcje.
Przy okazji piszesz: „I przy okazji: “przeżycie tylu lat w dobrej kondycji umysłowej i fizycznej, to wielki dar, nie każdemu jest to dane.” – czyżbyśmy nie mieli na to żadnego wpływu?”
To zależy, oczywiście na wiele tak, ja np. mając 35 lat, wiem, ze teraz pracuję na jakość swojej starości. Jednakże po drodze jeżdżę na motorze, latam samolotem oraz jestem atrakcyjną ofertą dla wielu śmiertelnych chorób.
Pozdrawiam serdecznie, Artur
Marysia,
w pełni podzielam Twoje: „Życie na swoich warunkach wymaga odwagi i starań.” i to: „Decyzja, jak zareagujemy na to, co nam się przytrafia i na to, co nas otacza, jest nasza.” :-)
Artur,
Co do: „skupiać się na szukaniu przyjemnych sytuacji, unikania tych niefajnych, rozproszyć w łapaniu i napędzaniu energią myśli, które aktualnie się pojawiły” – ja nie widzę w tym niczego złego czy ryzykownego. Może to kwestia tego, jakie mamy myśli ;-)
Unikanie niefajnych sytuacji to bardzo mądre według mnie podejście. Oczywiście są zadania i sytuacje trudne, wymagające działania. Znowu jedno nie wyklucza drugiego.
Myśli, które mi się pojawiają wyłapuję, bo są dla mnie ważne – dla mojego rozwoju, życia, stanu etc.
Dodatkowo – nie widzę niczego złego w tym, żeby moje życie było przyjemne. :-)
Alex, przyjmij moje najszczersze kondolencje.
Hej Ewo,
Co do: „Co do: “skupiać się na szukaniu przyjemnych sytuacji, unikania tych niefajnych, rozproszyć w łapaniu i napędzaniu energią myśli, które aktualnie się pojawiły” – ja nie widzę w tym niczego złego czy ryzykownego. Może to kwestia tego, jakie mamy myśli”
Ja też, mam nadzieje, że tak nie napisałem, w każdym razie tak nie uważam.
Jednakże, porównując myśli do fal na ocenie. Skupiając się głównie na nich, pozostaje już mało energii i zasobów, aby poznać głębię oceanu, z fale się wyła czniają.
Kto, wie może to jej zgłębianie, dostarczy przyjemniejszego życia i w końcu pozwoli znaleźć coś naprawdę trwałego?
Pozdrawiam, Artur
A ja ostatnio zaczęłam żyć swoim życiem. Mam 30 lat i mam wrażenie, jakbym się niedawno urodziła. Zmiana jest niesamowita, a cały świat zaczyna sprzyjać i pomagać. Życie w zgodzie ze swoim ja daje niesamowitego powera. Niepowodzenia nie są już takie straszne, są ciekawe i pouczające.
Życzę każdemu odkrycia swojej ścieżki w życiu i odwagi by nią podążać, niezależnie od wieku.
Alex, współczuję i jednocześnie dziękuję Ci bardzo, bo odegrałeś wielką role w moim odnajdywaniu siebie :)
Alex,
Nie miałoby to dla mnie sensu pisać o czymś, co tylko do mnie dociera. Wnioskuję, że zbyt enigmatycznie napisałam swoje ostatnie zdanie w poprzednim komentarzu. Chętnie więc pogłębię swój przekaz.
Opowieść o żałującym swoich życiowych decyzji geju, która ma być ważnym przesłaniem, a nie tylko bezrefleksyjnym opowiedzeniem dowcipu, jest dla mnie przykładem tolerancji. Chciałabym żyć w takim świecie, w którym każdy potrafiłby przytoczyć tę historię jako przykład istotności dokonywania wyborów w zgodzie z samym sobą. Czy to się zaczyna spełniać? Powoli, choć z dużymi oporami, o czym świadczą dyskusje w TV na temat związków partnerskich. Z większą pewnością stwierdzam natomiast, że zaczynam żyć w świecie, w którym w cenie jest szczerość i prawdziwość. Przykładem najlepszym dla mnie dzisiaj jest ten post.
Pozdrawiam,
Magda
Alex, przyjmij proszę, najszczersze kondolencje. :(
Postawa Mamy – wspaniała. O ile dobrze zrozumiałam, to i Ty miałeś w tym swój udział – gratuluję :)
Mimo smutnych okoliczności, w jakich powstał ten post, cieszy mnie to, że jest w nim też pozytywne przesłanie i nadzieja: że nigdy nie jest za późno, żeby zmienić swoje życie na lepsze. Tego życzę wszystkim na tym blogu, którzy próbują :)
Pozdrawiam
Agnieszka
P.S. Oby jak najmniej było takich scenariuszy, jak historia Mężczyzny z Twojej opowieści. To bardzo smutna historia :(
moim zdaniem, najważniejsze, żeby się w życiu zbytnio nie spinać. A robienie jakichś wydumanych planów 5- i 10-letnich to właśnie takie spinanie się. Robiąc coś na pełnym luzie, ale z przekonaniem, łatwiej osiągnąć swój cel.
Jeśli chodzi o marzenia: z doświadczenia wiem, że najłatwiej spełniają się marzenia takie na 110%- „zbyt piękne, żeby było prawdziwe”. Przy realizacji takich marzeń sprzyja mi cały wszechświat. Gdy próbuję dostosować marzenia i plany, żeby były bardziej „realistyczne”, to jakoś nie zawsze się spełniają.
A tak z ciekawości: czy ktoś z Was też ma przekonanie, że jego życie idzie zawsze we właściwym kierunku? że wszystkie wydarzenia, te dobre i te złe, uczą nas tego, co powinniśmy umieć i wszystkie nam w dłuższej perspektywie pomagają?
Wyrazy współczucia, Alex.
Wystawiłeś swojej Mamie wspaniały i w doskonałym stylu pomnik w internecie.
Zechcesz odpowiedzieć, czy przez jakiś okres w życiu Twoja Mama mogła nie żyć „swoim życiem” i zdała sobie z tego sprawę, że nie warto dopiero jako bardzo dojrzała kobieta? I czy, zważywszy Twoj stosunek do życia, który ja postrzegam jako rozsądne jego umiłowanie, Ty przejąłeś go od swojej Mamy, czy wręcz przeciwnie – ona pozazdrościła Ci swobody życia, umiejętności korzystania z jego uroków i z powodzeniem zaczęła żyć wg Twoich wzorców?
Pozdrawiam serdecznie
Stella
@Alex
„A co byś powiedział na to, aby zamiast żyć z taką świadomością po prostu wyciągał wnioski i próbował dalej? Zbyt wielu ludzi porzuca eksperymentowanie w życiu po kilku „porażkach” a szkoda.”
Ależ oczywiście, że trzeba próbować. W poprzednim komentarzu nieco nieprecyzyjnie to ująłem i faktycznie zabrzmiało, jakbym gloryfikował w jakiś sposób odpuszczenie starań. Uważam, że jeśli mamy jakiś cel, trzeba do niego dążyć. Jeśli jakiś sposób okazuje się nieprawidłowy, zmieńmy go na inny. Aż do skutku. Jeśli mamy dobre podejście, to samo poszukiwanie drogi do celu będzie kształcące i dające dużo radości.
Witam,
Alex przyjmij wyrazy współczucia.
Mam jedną myśl jaką chciałbym się podzielić. Czy aby zrozumieć coś w swoim życiu, znaleźć drogę do spełnienia i tego kim naprawdę jesteśmy, jak chcemy żyć są potrzebne takie wydarzenia jak w przypadku Twojej mamy utrata bardzo bliskiej osoby. Bo takie wydarzenia na pewno dają nam do myślenia, refleksji nad swoim życiem, ale czy aby stać się tym kim naprawdę jesteśmy można obejść się beż tak znaczących zmian jak utrata bliskiej osoby?
Witam
Przypomnial mi sie pewien wykladzik. Ciekawy jestem co o nim sadzicie oraz co sadzi sam autor bloga. Calkiem inne podejscie do pojecia dezycji o sobie.
http://youtu.be/ihXDOaKWztA
Pozdrawiam
Co do Twojej odpowiedzi na pytanie o ćwiczeniu Coveya, o myśleniu o swoim pogrzebie, a tym konkretnym fragmencie:
„•generalnie jako osoba prywatna nie warto robić zbyt konkretnych planów obliczonych na wiele lat czy wręcz dziesięcioleci, bo bardzo trudno przewidzieć jak wtedy będzie wyglądać ogólna sytuacja i nasze potrzeby”
Po przeczytaniu Twojej odpowiedzi uzmysłowiłem sobie, że zawsze wyobrażałem sobie o tym jak ludzie mówią co po sobie zostawiłem i co osiągnąłem. A to jest trochę głupie, bo raczej będą mówić o tym jak mnie zapamiętali, jaki wg. nich byłem.
Teraz widzę że nie ma żadnej sprzeczności w tym ćwiczeniu i Twoim poście. Może i nawet są swoim wspólnym dopełnieniem.
Bo nie ma sensu robić konkretnych planów na dziesiątki lat co do tego co chcemy robić i mieć, ale z całą pewnością ma sens robienie planu na to jakim człowiekiem chcielibyśmy się stać.
Dziękuję za odpowiedź!
Alex, przyjmij moje najszczersze wyrazy współczucia.
Alex, przyjmij moje serdeczne wyrazy współczucia. Mówią, że żyjemy tak długo jak długo trwa o nas pamięć…
Bardzo inspirujący tekst. Faktycznie rezygnacja z siebie jest największym naszym nieszczęściem. Wydaje się, że najważniejsze to żyć w zgodzie z samym sobą. To także przekłada się na nasze relacje z innymi ludźmi. Gdy sami jesteśmy szczęśliwi, dajemy szczęście innym.
Artur
Piszesz: „przeżycie tylu lat w dobrej kondycji umysłowej i fizycznej, to wielki dar, nie każdemu jest to dane. „
Skąd wiesz jakie „obiektywne” problemy medyczne miała moja mama? I dobrze żyła mimo ich?
Dalej: „Jednakże bije z niej jedna myśl przewodnia, egocentryczne podejście do życia. Wspomniany gej, swoje wybory życiowe podejmował koncertując się na sobie, na tym ,co dla niego będzie dobre . „
Ja tez podejmuję decyzje koncentrując się na tym, co będzie dobre dla mnie!!! Staram się to robic w nieco inteligentny sposób, po tym jak zauważyłem, że długoterminowo jest mi lepiej jeśli i ludziom wokół mnie jest lepiej, ale zasada jest ta sama: chce dobrze żyć i dobrze się czuć!
Pytasz: „Jestem moją głową, moją ręką czy może moimi myślami? ?”
A może wszystkim razem?
Dalej: „Wszędzie gdzie mogę, rozglądam się co mogę zrobić dla innych. „
Ja też, niemniej robię z egoistycznych pobudek :-) patrz powyżej
Piszesz : Można znaleźć wiele rozwijającego w szarym i deszczowym dniu, chorobie i śmierci. „
Można, tylko po co jeśli są inne opcje? Ja tam wole inne źródła
Elżbieta
Nie jestem pewien, czy Twoja interpretacja odpowiada stanowi faktycznemu.Chyba było troche inaczej, ale nie jest to tematem postu
Marysia
Dziekuję za bardzo ciekawy komentarz
Artur
Piszesz: „Jednakże, porównując myśli do fal na ocenie. Skupiając się głównie na nich, pozostaje już mało energii i zasobów, aby poznać głębię oceanu, z fale się wyła czniają. „
Dla żeglarza wystarczy to, co się dzieje na powierzchni, nie trzeba głęboko nurkować :-)
Dalej: „…w końcu pozwoli znaleźć coś naprawdę trwałego? „
Jeszcze wierzysz, że w naszym zyciu są rzeczy naprawdę trwałe (i niezmienne)?
EwaT
„Życie w zgodzie ze swoim ja daje niesamowitego powera. „
Zgoda w 100%
Magdalena
Dziekuję za wyjasnienie
Agnieszka M.
„O ile dobrze zrozumiałam, to i Ty miałeś w tym swój udział „
Stworzyłem tylko korzystne warunki i dałem małego kopa na poczatek
Dawid B.
Piszesz” z doświadczenia wiem, że najłatwiej spełniają się marzenia takie na 110%- “zbyt piękne, żeby było prawdziwe”. „
Możesz proszę dac mi konkretny przykład z twojego zycia?
Stella
Myślę że to ja trochę „zdemoralizowałem” moja mamę :-)
Pozdrawiam serdecznie
Alex
Alex,
heh, teraz widzę, że z mojej wypowiedzi mogło wynikać, że jestem posiadaczem prywatnego odrzutowca, willi z basenem i Maybacha. :) jeszcze nie…
Natomiast 10 lat temu nie wierzyłem, że spotkam kobietę, która jest jednocześnie piękna i mądra (serio, wydawało mi się, że muszę wybrać jedną z tych dwóch cech) a już na pewno nie wierzyłem, że taka kobieta chciałaby mieć ze mną coś wspólnego. Dziś mam taką żonę.
Słysząc tyle historii o parach, które nie mogą mieć dzieci, nie wierzyłem, że uda mi się mieć syna. Dziś Młody ma 6 miesięcy i do wszystkich się uśmiecha.
Nie wierzyłem, że może istnieć praca, w której w ogóle się nie będę stresować ani bać o to, że mnie zwolnią. Dziś mam taką pracę.
Tyle słyszałem o kredytach, które zjadają większość pensji i napawają niepokojem kredytobiorców. Dziś spłacam kredyt, który obciąża nas w niewielkim stopniu a mieszkamy w mieszkaniu, z którego jesteśmy zadowoleni.
Po przeczytaniu powyższej listy nasuwają mi się pewne wnioski:
1. nie warto słuchać malkontentów, którzy twierdzą, że życie jest cholernie ciężkie a radość pojawia się bardzo rzadko (niestety w mojej rodzinie takie poglądy słyszy się często). Życie może być przyjemne i łatwe, dużo zależy od nastawienia. Ja staram się (co spotyka się z wielkim oporem „starszych, bardziej doświadczonych”) nie szukać problemów tam, gdzie ich nie ma. Widzę, że moją postawę powoli przejmuje ojciec, babcia, teściowa, chociaż oczywiście to powolny proces, bo przez wiele lat mieli inne nastawienie.
2. spełnianie mało ambitnych marzeń vs. marzeń, które dokładnie odzwierciedlają to, czego byśmy chcieli, przychodzi chyba z takim samym nakładem pracy. W takim razie po co umniejszać swoje marzenia?
Hej Alex,
Piszesz: „Skąd wiesz jakie „obiektywne” problemy medyczne miała moja mama? I dobrze żyła mimo ich?”
Masz racje, nie mam o tym pojęcia, dziękuje za pokazanie mi tego. Lesson learned.
Później : „Pytasz: „Jestem moją głową, moją ręką czy może moimi myślami? ?”
A może wszystkim razem?”
Tylko jak zaczniesz rozbierać to na części pierwsze, spróbuj na przykład z ręką, to szybko okaże się, że nie ma tam niczego co samodzielnie istnieje tak naprawdę. Powstanie nam tylko zbiór zależności, z myślami to już w ogóle jest ciekawie.
Piszesz też: „Dalej: „…w końcu pozwoli znaleźć coś naprawdę trwałego? „
Jeszcze wierzysz, że w naszym zyciu są rzeczy naprawdę trwałe (i niezmienne)?”
Rzeczy oczywiście nie, jednakże jest coś w czym wszystko się pojawia, przestrzeń. Może ona jest ciekawsza i ważniejsza od rzeczy które się w niej pojawiają?
Jeżeli cała energię kierujemy na jej wytworach, nie ma już zasobów na poznaniu jej samej.
To między innymi chciałem przekazać w metaforze z oceanem i falami.
Piszesz: „Piszesz : Można znaleźć wiele rozwijającego w szarym i deszczowym dniu, chorobie i śmierci. „
Można, tylko po co jeśli są inne opcje? Ja tam wole inne źródła”
Tu warto zadać sobie pytanie, czemu akurat lubię to, a nie lubię tamtego, dlaczego taki jestem?
Klasyczną odpowiedzią jest: bo taki już jestem, bo to cały Ja. Moim zdaniem to ten sposób myślenia jest odpowiedzialny za tworzenie awersji, niechęci.
Odpowiadając na Twoje pytanie po co: Bo umożliwia to cieszenie się ze wszystkiego tylko dlatego, że może się pojawić oraz poznanie prawdziwej natury danej sytuacji, zobaczenia jakimi rzeczy są (wszystkie). Oczywiście nie jest to proste i nie trzeba być tym zainteresowanym.
Pozdrawiam, Artur
Dawid B.
Piszesz: „..nie wierzyłem, że spotkam kobietę, która jest jednocześnie piękna i mądra ..”
To jest przejaw jednego z wielu fałszywych mitów przekazywanych przez starsze pokolenia :-(
Gratuluję osiągnięcia pozostałych celów i życzę Ci, abyś jak najdłużej się nimi cieszył.
Dalej: „ nie warto słuchać malkontentów, którzy twierdzą, że życie jest cholernie ciężkie a radość pojawia się bardzo rzadko „
Przede wszystkim warto przyjrzeć się jakimi przekonaniami, działaniami i zaniechaniami doprowadzili oni do tego, że ich życie faktycznie takie jest. Potraktujmy ich jak statki na rafach, będące ostrzeżeniem, w jakie regiony przekonań i modeli życiowych nie warto się zapuszczać
Artur
Trochę się gubię czytając Twoją odpowiedź : „..Tylko jak zaczniesz rozbierać to na części pierwsze, spróbuj na przykład z ręką, to szybko okaże się, że nie ma tam niczego co samodzielnie istnieje tak naprawdę. „
Przecież to ja zaproponowałem traktowanie siebie jako całościowe indywiduum, czyli z definicji coś niepodzielnego bez zniszczenia całości
Dalej: „ jednakże jest coś w czym wszystko się pojawia, przestrzeń. Może ona jest ciekawsza i ważniejsza od rzeczy które się w niej pojawiają ?”
To staje się, jak na mój aktualny stan umysłu i kontekst tego postu zbyt abstrakcyjne.
Dalej: „Tu warto zadać sobie pytanie, czemu akurat lubię to, a nie lubię tamtego, dlaczego taki jestem? „
Oczywiście że można, tylko zawsze jest coś za coś. Nasz czas i inne zasoby nie są nieograniczone, więc ja mało ambitnie koncentruję się na delektowaniu się tym, co lubię i minimalizowaniu tego co nie lubię, co pochłania większość tychże zasobów. Oczywiście, chwile refleksji o których wspominasz są przydatne, niemniej moja aktualna praktyka dnia codziennego wygląda jak opisałem.
Pozdrawiam serdecznie
Alex
„Bo umożliwia to cieszenie się ze wszystkiego tylko dlatego, że może się pojawić oraz poznanie prawdziwej natury danej sytuacji, zobaczenia jakimi rzeczy są (wszystkie). ”
Artur, pokaż mi jakiegoś człowieka, który jest pełen radości gdy sytuacja życiowa zmusza go do głodu i zimna i jest to dla niego tak samo fajne kiedy ma wybór wielu smaków jedzenia i jest mu ciepło (no bo to rzekomo takie same zjawiska wyłaniające się z przestrzeni). Człowieka, który cieszy się z tego, że ma brzydką i nie pociągającą go kobietę bo jest to dla niego tak samo fajne jak być z piękną i atrakcyjną (oczywiście w jego oczach) kobietą. Itp itd. Ja nikogo takiego nie znam i nawet o kimś takim nie słyszałem. Piszesz więc moim zdaniem o teorii filozoficznej, która nie ma pokrycia w praktyce.
Jeśli ktoś ma wybór między życiem przyjemnym (i ten blog pokazuje, że jako istoty myślące jakiś wpływ na to mamy) a nieprzyjemnym to wybranie nieprzyjemnego byłoby wyborem dziwnym. Podobnie jak twierdzenie, że osobnik ten będzie tak samo zadowolony bo 'przyjemne i nieprzyjemne ma taką samą naturę’.
Alex,
przyjmij wyrazy współczucia.
A jednocześnie wdzięczności za budujący przykład zmiany podejścia do życia, która jest nie tylko możliwa, ale i owocna w każdym wieku (co zresztą widzę i po mojej Mamie :).
Co do drugiego sformułowanego przez Ciebie punktu, dodałabym, że nie warto rezygnować z wyrażania siebie i życia zgodnego w własnymi wartościami nie tylko dla iluzji bezpieczeństwa w przyszłości, ale i dla iluzji bezpieczeństwa teraz lub w przyszłości bardzo nieodległej.
Od kilku już lat jesteś dla mnie przykładem osoby, która korzysta na tym, ze nie udaje, że jest kimś innym, niż jest, i nie dostraja się pod tym względem do oczekiwań otoczenia. Myślałam już, że wreszcie zdołałam się takiego podejścia nauczyć – aż do niedawna, kiedy odkryłam, że w moim życiu znów obawa wzięła górę. I rozpoczęłam kolejną zmianę. Konkretnie – jakiś czas temu zaczęłam pisać blog. Po paru wpisach odkryłam, ze piszę go tak, by nikt z czytających nie poczuł się niewygodnie w swojej obecnej rzeczywistości. Po co w takim razie w ogóle pisać? To był mój przebłysk potrzeby zmiany kursu: odkrycie – podobne chyba, jak w przytoczonej przez Aleksa historii – że to, co robię, w tej formie nie daje satysfakcji ani mnie, ani innym.
Dlatego niezachwianie wierzę w wartość refleksji: warto zadawać sobie często pytanie o to, czy wyrażam siebie w pełni w tym, co robię – dzięki temu można względnie wcześnie i szybko zmienić kurs.
Pozdrawiam,
yves
Hej Alex,
Piszesz: „Przecież to ja zaproponowałem traktowanie siebie jako całościowe indywiduum, czyli z definicji coś niepodzielnego bez zniszczenia całości”
Muszę przyznać, że to dość jednoznaczna koncepcja. Ciekawy jestem, czy mimo jej posiadania doświadczasz stanu wątpliwości?
Hej Jot,
Piszesz: „Artur, pokaż mi jakiegoś człowieka, który jest (…)”
Wiesz ludzie się bardzo różni, niektórzy znajdują satysfakcje w tym, co inni uważają za dziwne i osobliwe (np. młody mężczyzna woli b. puszyste panie po siedemdziesiątce).
Gdzie ja napisałem, żeby wybierać nieprzyjemne rzeczy lub pakować się w toksyczne sytuacje?
Dalej uważam, że „przyjemne i nieprzyjemne ma taką samą naturę”, zgadzam się, że ważne jest zbieranie dobrych ważeń w umyśle, robienie ciekawych i pasjonujących rzeczy. Jednakże jeżeli koncentrujesz się wyłącznie na tym, Twoim głównym celem życiowym, jestem ja i moja dobra zabawa, odcinasz się od możliwości poznania prawdziwej natury wszystkich zjawisk. Moim zdaniem każdy ma w sobie potencjał na odkrycie tego, wymaga to trochę pracy jednakże jest warte spróbowania. Jest to ciekawa alternatywa za do ciągłego uganiania się ulotnymi i nietrwałymi przyjemnościami, które równolegle generują sporo kłopotów.
Na pewno wymaga też oceanu otwartości, to głównie praca z naszymi nawykami, dualistycznym podejściem oraz przekonaniami takimi jak: „Piszesz więc moim zdaniem o teorii filozoficznej, która nie ma pokrycia w praktyce.”
To potężne ograniczenia, praktycznie uniemożliwiające nauczenie się czegoś nowego.
Pozdrawiam i dziękuję za podjęcie tak egzotycznego tematu.
Yves,
Bardzo chętnie poczytałbym Twojego bloga, jak go znaleźć?
Pozdrawiam, Artur
Artur,
niewłaściwe (i niezgodne z zasadami określonymi przez Gospodarza bloga) byłoby publikowanie adresu bloga, który jest przypięty do mojej strony „zawodowej”. Wspomniałam o nim zresztą wyłącznie jako o ilustracji myśli przewodniej. Być może niedługo powstanie blog niezależny od mojej zawodowej działalności i wtedy będę go linkować do swojego nicka.
Pozdrawiam,
yves
WITAJ ALEX,
Myślę, że wybaczysz mi, ze ośmielam złożyć Tobie wyrazy współczucia (spóźnione).
Dzisiaj zatęskniłam, by przeczytać artykuły z Twojego bloga i dowiedziałam się,
że odeszła Twoja mama. To smutny czas dla Ciebie.
Znam ten ból, bo moja s.p. mama była dla mnie kimś wyjątkowym.
Była zwykłą kobietą ale wyjątkowa mamą.
Tracimy bliskich, tracimy przyjaciół, bo takie jest życie.
26 lutego br. odeszła moja siostra i szwagier.
Zadałam sobie pytanie, czy mogłam coś więcej, gdy żyli, dla nich jeszcze zrobić (siostra zachorowała na alzheimera)…
Myślę, że obwinianie się nie jest dobrym myśleniem i dobrą drogą, by zmieniać swoje życie.
Jak wiesz, od około roku próbuję cieszyć się zmianami w swoim życiu i uczyć się bycia szczęśliwą.
Nie myślę (a przynajmniej staram się ) co powiedzą inni, czy wypada…
Dziękuje Tobie Aleks za tego bloga, za czas, który nam poświęcasz i za podejście do ludzi, szczególnie młodych, ucząc ich, dając im wiarę w siebie, że nie wolno się ograniczać, że warto o siebie zawalczyć, tu i teraz, na tej ziemi.
Mama może być / jest / z Ciebie dumna.
A ja: czytając Twojego bloga, ucząc się mądrych treści rozumiałam, że mam prawo wyboru, że mogę dokonywać wyborów i nawet jak nie jestem tak dobra jak inni, powinnam cieszyć się z tego co mam, co potrafię i starać się zawsze uczyć czegoś nowego, nie rezygnując nigdy z bycia sobą.
Dziękuję Alex
Twój post przypomniał mi fragment mojej ulubionej książki:
„Do wielu mąrych wniosków można dojść i dochodzi się bez wszelkich terapii, z tym że najczęśćiej wydarza się to wtedy, gdy jest już za późno na zmiany i gdy się stoi w kolejce do odejścia. Znałam wielu ludzi, którzy w wieku około osiemdziesięciu lat, analizując przebyte życie, pojęli własne błędy i przez świadomość nieodwracalności czasu przeszłego nie mogli ani żyć – bo za późno, ani umierać.”
Cieszę się że twoja mama to odkryła. A ty piszesz o tym właściwie cały czas na blogu i dajesz młodszym szansę wzięcia odpowiedzialności za swoje życie.
Pozdrawiam, Wojtek
Dying is an ongoing event
With every breath you are dying
With every breath you are living
Living and dying are present each moment of your life
– Tai Sheridan
Wyrazy najszczerszego współczucia, Aleksie.
A konkretne, wieloletnie plany?
Mogą skutecznie zatruć i zamknąć nasze życie na długo przed fizycznym odejściem z tego świata.
Dziękuję Wam za za wyrazy współczucia i miłe słowa
Alex
Witaj Alexie,
przyjmij przede wszystkim szczere kondolencje i podziekowania za mega pozytywny, optymistycznie nastrajający wpis. Widać, że szczęście i spełnienie nie zależy od wieku, ale od stanu ducha. Szacunek dla Twojej Mamy, na pewno wspanialej osoby i dla Ciebie za stworzenie dobrze nastrajającego wpisu w trudnych chwilach.